Dni w Hogwarcie leciały jak szalone. Pierwszy tydzień naszego związku minął błyskawicznie i ani się obejrzałam, a końca dobiegał kolejny. Niecały tydzień po mojej czwartkowej rozmowie z Lukiem na temat całowania (albo raczej jego braku) Angeliny wracałam do dormitorium po skończonych lekcjach właśnie z McKinnon. Kate zniknęła gdzieś z Syriuszem, a reszta Huncwotów poszła załatwiać swoje sprawy. Angelina była umówiona z Lukiem zaraz po lekcjach, więc chciała pójść do dormitorium się przebrać. Cieszyłam się niemal tak samo jak ona na to spotkanie, bo obstawiałam, że Luke w końcu zrobi jakiś zdecydowany krok, na który tak bardzo liczyła szatynka. Widać było, że ona także wiąże duże nadzieje z tym spacerem, bo im bliżej byłyśmy wieży Gryffindoru, tym bardziej była poddenerwowana, ale również i podekscytowana. Gawędziłyśmy o skończonej właśnie lekcji z Flitwickiem. Angelina narzekała na to, że na dzisiejszej lekcji nie udało jej się magicznie powiększyć pudełka tak, żeby jego rozmiar pozostał taki sam, ale weszło do niego o wiele więcej książek.
– Nie martw się – pocieszyłam ją. – Czytałam, że wielu dorosłych czarodziejów ma problem z tym zaklęciem. Teraz przechodzisz trudny czas, a to na pewno ma wpływ na to, że nie potrafisz się skupić dostatecznie mocno – dodałam z uśmiechem, którego nie odwzajemniła.
– Marne pocieszenie – odparła. – To tylko problemy z facetami, które nie powinny…
– Cześć Angela – przerwał jej znajomy głos, dochodzący zza naszych pleców. – Cześć Lily – dodał sztucznie uprzejmym tonem.
– Jasper? – zdziwiła się Chuda.
Ja nic nie odpowiedziałam, tylko podniosłam zdziwiona brwi i kiwnęłam prawie niewidocznie głową.
– We własnej osobie – odpowiedział z lekkim uśmiechem. – Mogę zająć ci chwilę?
Angela spojrzała na niego ze zmarszczonym czołem, chyba zastanawiając się co jest grane.
– Nie jesteśmy już razem, pamiętasz? – odparła powoli, a ja rzuciłam mu triumfalne spojrzenie, bo w naszej rozmowie twierdził, że to tylko przerwa. – Mieliśmy nie wchodzić sobie w drogę przez miesiąc…
– Wiem, wiem – przerwał jej szybko. – Ustaliliśmy, że mam ci dać spokój przez miesiąc i mamy wolną rękę, wiem, wszystko pamiętam. Ale tak jak w zeszłym tygodniu mówiłem Lily, chcę o Ciebie walczyć. Nie chcę popełnić…
– Mówiłeś Lily, że chcesz o mnie walczyć, a ja nic o tym nie wiem? – przerwała mu, bardziej kierując te słowa do mnie niż do niego. Spojrzała na mnie ze złością, oczekując wyjaśnień.
Jako, że nie patrzyła na niego, to Jasper pozwolił sobie na złośliwy uśmiech ponad jej głową. Miałam ochotę rzucić w tego gada najgorszą klątwą jaka przyszła mi na myśl.
– No wiesz, tak dużo się działo, jakoś wyleciało mi z głowy – wzruszyłam ramionami, starając się brzmieć beztrosko, jakby nic złego się nie stało.
Moja przyjaciółka już otwierała usta, żeby mnie zganić, ale Jasper ją uprzedził.
– Przepraszam, nie wiedziałem, że Lily ci nic nie powiedziała – powiedział przymilnym tonem i kiwnął głową w moją stronę. – Nie wiń jej za to, w końcu dałem jej powody, żeby mnie nie lubiła – dodał i uśmiechnął się przepraszająco, czym mnie ostro wkurzył fałszywy dziad.
Nabrałam powietrza w płuca, żeby go zwymyślać, ale Angelina powstrzymała mnie ruchem ręki.
– Już dość namieszałaś Lily – rzekła chłodnym tonem. – Potem porozmawiamy, a teraz zostaw nas samych – poleciła i rzuciła mi rozgniewane spojrzenie.
Zacisnęłam zęby, żeby nie zwyzywać tego podstępnego dupka i bez słowa odeszłam. Ale zamiast iść do Pokoju Wspólnego, skręciłam w najbliższy korytarz i wróciłam inną drogą w miejsce, w którym ta dwójka rozmawiała. Schowałam się za rogiem w szczelinie w murze i bezczelnie podsłuchiwałam ich rozmowę, teraz i tak nie miałam nic do stracenia, nawet jeśli by mnie nakryli.
– Kochanie…
– Jasper zerwałam z tobą…
– Ale ja w końcu zrozumiałem jaki byłem głupi! Nie chcę żadnej przerwy, nie oddam tak łatwo tylu wspólnych miesięcy…
– W zasadzie to miałam ci mówić, że ja…
– Nie chcę rozmawiać na korytarzu o przyszłości naszego związku – przerwał jej Krukon.
– Jasper nie ma żadnego związku, zrozum…
– Ze względu na to co nas łączy…
– Łączyło – poprawiła go Chuda, ku mojej uciesze.
– Ja wierzę, że nadal nas łączy. Prawie to zniszczyłem, ale nie można przekreślić wszystkiego tak po prostu. Ze względu na to, co razem przeszliśmy błagam cię, żebyś mnie wysłuchała. Ale nie tutaj, nie teraz. Chciałbym tylko tyle, żebyś mi dała szansę powiedzieć to, co chcę powiedzieć, zanim nie jest za późno. Proszę cię tylko o to, żebyś teraz poszła ze mną na długi spacer, na którym chcę ci wszystko powiedzieć, jak na spowiedzi – Red mówił żarliwym, błagalnym, pełnym skruchy tonem. Angelina próbowała mu przerywać, ale skubany nie dał jej dość do słowa, dopóki nie skończył.
– Miałeś bardzo dużo szans na to, żeby mówić. Prosiłam, krzyczałam, płakałam, błagałam i nic nie pomagało, byłeś niewzruszony. A teraz, gdy ja już nie chcę wracać do tego co było, tobie wzięło się na wyznania?! Gdzie byłeś ze swoimi wyznaniami, gdy cię prosiłam, żebyś mi wytłumaczył o co masz do mnie wiecznie pretensje?! Gdzie były twoje spacery, gdy zatrzaskiwałeś mi drzwi przed nosem?! – oburzyła się, a każde kolejne zdanie wypuszczała z siebie coraz głośniej i szybciej. W duchu gorąco jej przytakiwałam.
– Wiem, zawaliłem wszystko, biorę to na klatę. Zdałem sobie sprawę z tego jakim byłem dupkiem zaraz po tym, gdy ze mną zerwałaś, ale nie miałem odwagi do Ciebie przyjść. Bałem się, że nie dasz mi dojść do słowa. Dlatego w zeszłym tygodniu poprosiłem Lily o pomoc, a ona mi powiedziała, że mnie nienawidzi i dlatego nie pomoże mi cię odzyskać – wyznał Jasper, a ja musiałam zdusić w sobie okrzyk oburzenia, żeby nie wyszło na jaw, że podsłuchuję.
– Z Lily sobie jeszcze porozmawiam – powiedziała ostro szatynka, tym razem ku mojemu niezadowoleniu.
– Nie możesz na nią zrzucać całej winy – wtrącił skruszony Red. – W końcu mam swoje za uszami – dodał smutnym głosem. Mogłam się założyć, że spuścił w tym momencie głowę. Jedno trzeba było mu przyznać, że przez lata nauczył się doskonale manipulować Angeliną. W myślach modliłam się, żeby Angela nie dała się na to nabrać.
– Obiecałeś mi, że dasz mi miesiąc wolnej ręki. Po miesiącu mieliśmy się spotkać i zdecydować co z nami. Minął ledwo tydzień, a ty mnie nachodzisz… – westchnęła Gryfonka, a ja już wiedziałam, że manipulacja Jaspera to był strzał w dziesiątkę.
– Przyrzekam na wszystko, że powiem co mam do powiedzenia, a potem uszanuję każdą twoją decyzję, nawet jeśli będzie to oznaczać definitywny koniec z nami – chłopak nie dawał za wygraną. – Poczekam tutaj, zanieś rzeczy i chodź ze mną. Proszę tylko i wyłącznie o to, żebyś mnie wysłuchała. Nic więcej. Ostatni raz, potem już nie będę cię nachodził – dodał żarliwie.
Niemal słyszałam jak Angeli przeskakują myśli w głowie.
– Czekaj na mnie w Sali Wejściowej za 45 minut – poleciła mu obojętnym tonem.
– Dziękuję! To dla mnie naprawdę wiele znaczy! – wykrzyknął uradowany.
– Ale nie wyobrażaj sobie za dużo! – skarciła go surowym tonem. – Zgodziłam się tylko dlatego, żebyś mi dał spokój, nic więcej! – zawołała za nim, bo on już biegł uradowany w stronę wieży Krukonów.
Angela westchnęła ciężko i pomaszerowała do Pokoju Wspólnego, a ja puściłam się sprintem w stronę Wielkiej Sali z nadzieją, że Luke zaspokaja jeszcze swoją najważniejszą potrzebę, czyli głód. Wiedziałam, że skoro Angelina zgodziła się na rozmowę z Redem, to musi odwołać spacer z Mitchellem. Miałam więc maksymalnie 15 minut na znalezienie go i streszczenie tego co podsłuchałam. W moją bezstronność Angelina i tak już nie wierzyła, więc przynajmniej ten dylemat miałam z głowy. Kipiałam z wściekłości na myśl o tym, że Jasper znowu kopie pode mną dołki, a Chuda nadal daje się na to złapać. Ale niestety nie byłam bez winy – w końcu sama miałam niemały dylemat czy jej o tym mówić. Gdy byłam dość blisko, z Wielkiej Sali wylała się duża grupa uczniów, wśród których, dzięki Bogu, zlokalizowałam wysokiego blondyna. Dogoniłam tłum i zaczęłam się przedzierać do przodu, wołając głośno mojego przyjaciela. Jednak jak na złość wśród uczniów było mnóstwo pierwszoroczniaków, którzy robili niezły harmider. W końcu wpadłam na genialny i głupi zarazem pomysł, żeby wykorzystać zaklęcie, którym często posługiwał się James. Wiedziałam, że Mitchell mnie za to zabije, ale w końcu cel uświęca środki, co nie? Wyciągnęłam różdżkę i wycelowałam w górującą nad wszystkimi blond czuprynę.
– Levicorpus! – szepnęłam i momentalnie poderwało go do góry. Tłum zaczął chichotać, a Luke miotać przekleństwami na prawo i lewo. Przez chwilę stanął mi przed oczami obraz Severusa w tej samej pozycji nad jeziorem po SUM-ach. Wierzgający Krukon w końcu dojrzał swojego oprawcę, ale po morderczym wzroku wnioskowałam, że nie była to dla mnie okoliczność łagodząca.
– EVANS! Co ty odwalasz?! – wrzasnął na cały korytarz. Podbiegłam do niego i przegoniłam resztki tłumu, grożąc pierwszoroczniakom szlabanem, co zawsze było najskuteczniejszym sposobem, żeby się ich pozbyć. Kilkoro drugoklasistów próbowało dyskutować, ale posłałam im groźne spojrzenie, po którym rozpierzchnęli się błyskawicznie. No cóż, nie byłam szczególnie dumna z tych sposobów, ale teraz najważniejsze było to, co musiałam przekazać Krukonowi.
– Jakbyś mył uszy, to byś słyszał, że cię wołam – wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się łobuzersko. Sama nie wiedziałam, dlaczego postanowiłam popełnić samobójstwo przekomarzając się z rozwścieczonym blondasem.
– POSTAW MNIE NA ZIEMIĘ!
– Dopóki ci nie powiem, co mam do powiedzenia i nie odejdę na bezpieczną odległość, to cię nie postawię, bo mnie zamordujesz – odpowiedziałam spokojnie. W odpowiedzi usłyszałam wiązankę słów nienadających się do zacytowania. – Nie mam czasu na twoje groźby Lukie. Silencio! – przerwałam mu kolejny potok bluzgów, uciszając go zaklęciem.
Wiedziałam, że to kolejna pozycja do dopisania na liście powodów do zamordowania mnie, ale nie miałam czasu na przekomarzanie się z nim, bo musiałam zniknąć, zanim Chuda tutaj przyjdzie.
– Słuchaj mnie uważnie, bo mam mało czasu. Jasper przed chwilą przyszedł do Angeliny i wybłagał ją o rozmowę. Powiedział jej, że nie chciałam mu pomóc i że zrozumiał swoją głupotę i chce to naprawić. Gadał w kółko, że chce ją odzyskać. Angela przyjdzie do ciebie odwołać wasz spacer, więc na gacie Merlina masz ostatnią szansę, żeby zrobić w końcu jakiś krok do przodu! – koniec mojej wypowiedzi wykrzyczałam. – Samo namówienie jej na rozmowę świadczy tylko o tym, że mimo wszystko nadal ma do niego jakąś słabość. Zatrzymaj ją albo przynajmniej daj jej powód, żeby nie uwierzyła w ani jedno słowo od tego podstępnego bazyliszka! – mówiąc to dźgnęłam go palcem w ramię. – Teraz cię spuszczę, tylko zanim mnie zabijesz, weź pod uwagę, że jestem Twoim szpiegiem i że Angelina jest na mnie wściekła jak osa, że ukryłam przed nią moją rozmowę z Jasperem – dodałam i najpierw wyszeptałam przeciwzaklęcie, żeby odzyskał głos. Ciskał we mnie rozzłoszczonym spojrzeniem, ale nie odezwał się, chociaż na pewno wiedział, że już może. Uznałam to za dobry znak. - Na trzy – ostrzegłam go. - Raz, dwa... trzy! – machnęłam różdżką, w myślach wypowiadając „liberacorpus” i na moje szczęście blondas był na to przygotowany, więc z zadziwiającą, jak na jego wzrost, zgrabnością przetoczył się i wylądował pewnie na stopach.
– Nadejdzie taki dzień, że mi za to słono zapłacisz – warknął roztrzęsionym głosem, najwyraźniej całą siłą woli powstrzymując się, żeby mnie nie potraktować jakimś paskudnym urokiem.
– Przepraszam, musiałam – powiedziałam niewinnym tonem i uśmiechnęłam się. Żądza mordu wcale nie zniknęła z jego oczu.
W tym momencie z Wielkiej Sali wylała się kolejna chmara uczniów, z której zdecydowana większość skierowała się w naszą stronę.
– Luke! – za tłumem dojrzałam Angelinę, która próbowała się przedrzeć przez rozchichotaną grupę Puchonek.
– Muszę spadać! Jak coś, to nie rozmawialiśmy, powodzenia – rzuciłam i zaczęłam iść razem z tłumem. W tym momencie żałowałam, że nie jestem niższa, bo moja ruda głowa odznaczała się ponad tłumem młodszych uczniów.
– Lily! – usłyszałam za sobą krzyk Chudej, ale nie odwróciłam się. – Lily! – wrzasnęła głośniej, ale nadal uparcie szłam z tłumem. I gdy już myślałam, że Angela mnie w końcu dopadnie, spadła na mnie zasłona z tak dobrze znanego mi dziwnego materiału. Nie musiałam się odwracać, bo James pociągnął mnie na bok, żeby wyrwać z tłumu i stanął przede mną, szczerząc zęby.
– Nie ma za co – szepnął.
– Skąd...?
– Ciiii! – uciszył mnie, kładąc palec wskazujący na moich ustach.
– Lily? Skąd ci się wzięła Lily? – usłyszałam zdziwiony głos Krukona.
– Nie rozmawiała z tobą przed chwilą? – spytała podejrzliwym tonem.
– Nie, dzisiaj jej nie widziałem, jedynie na śniadaniu – odparł obojętnie Luke, za co mu podziękowałam w duchu.
– Dziwne, wydawało mi się, że widzę rude włosy – wymamrotała zdezorientowana.
– Wiesz, nie ona jedna jest w tej szkole ruda – odpowiedział swoim ironicznym tonem. Angelina mu coś odpowiedziała, ale byliśmy za daleko nich, żeby usłyszeć. Spojrzałam na Pottera i otwierałam usta, żeby mu powiedzieć, żebyśmy podeszli bliżej, ale on wywrócił oczami i bez słowa pociągnął mnie za sobą. Podeszliśmy na tyle blisko, że mogłam swobodnie oglądać co się między nimi dzieje oraz słyszeć ich rozmowę, nawet gdyby zaczęli szeptać.
– To co, idziemy? – zagadnął blondyn, ale Angelina ani się nie ruszyła, ani nic nie odpowiedziała.
– Muszę ci coś powiedzieć – odezwała się po chwili, wykręcając sobie palce. Luke spojrzał na nią pytająco z uprzejmym uśmiechem, ale Gryfonka się nie odezwała.
– Ktoś rzucił na ciebie silencio czy na mnie muffliato, że nie dosłyszałem tego, co mi chciałaś powiedzieć?– spytał ironicznie, gdy nie doczekał się na jej wypowiedź.
– Muszę ci coś powiedzieć, ale nie wiem jak – wyjaśniła, uciekając spojrzeniem przed nim.
– Najlepiej prosto z mostu – odparł z typową dla siebie szorstkością w głosie.
– Wiedziałeś, że Jasper poprosił Lily o pomoc w odzyskaniu mnie? – poniekąd zmieniła temat rozmowy. Krukon uniósł brwi i spojrzał na nią mocno zaskoczony tym pytaniem.
– Nie, ale nie wiem czy bym uwierzył, że Jasper mógłby być tak... bezczelny – odpowiedział bez zająknięcia.
– Bezczelny? – powtórzyła jego ostatnie słowo i tym razem to ona się zdziwiła.
– No wiesz, byłem naocznym świadkiem sytuacji w czerwcu, gdy Lily przyszła do naszego Pokoju Wspólnego, a on z niej zakpił, że powie ci, że to z nią się całował. Ciężko po takim czymś zapomnieć o wszystkim i być swatką, nie uważasz? – wyjaśnił i wzruszył ramionami z obojętną miną.
– Okej, rozumiem, że nie chciała mu pomagać, ale mogła mi o tym powiedzieć! – odparła oburzonym tonem, nieco podnosząc głos, co świadczyło tylko o tym, że była na mnie naprawdę wściekła.
– A możemy już iść na ten spacer, czy będziemy rozmawiać w korytarzu bez krzty prywatności? – spytał nieco zniecierpliwiony.
– No właśnie nie możemy – mruknęła cicho. – Przed chwilą podszedł do mnie Jasper, chciał ze mną pogadać. Powiedział mi o tej rozmowie z Lily, wściekłam się na nią i kazałam jej odejść – wyjaśniła i znowu zamilknęła. Wydawało się, że myśli nad swoimi następnymi słowami.
– I to jest powód, dla którego nie możemy się stąd ruszyć na świeże powietrze? – zakpił Mitchell. Nie wiedziałam w sumie jak wyglądają ich rozmowy, gdy są sami, więc nie umiałam określić czy to podejrzane zachowanie.
– Zaraz ci to wyjaśnię, powoli do tego zmierzam – odpowiedziała niezrażona, skąd wywnioskowałam, że Luke zachowuje się naturalnie, a to był dobry znak, świadczący o tym, że mnie nie zdradzi. – Po prostu zastanawiam się, dlaczego zataiła przede mną fakt, że Jasper ją poprosił o pomoc... Jest moją przyjaciółką, więc powinna działać w moim interesie – w jej głosie słychać było żal i oburzenie jednocześnie.
– Co prawda nie potrafię być do końca obiektywny w stosunku do Evans, bo doskonale wiesz, że jest mi bliska, ale spróbuję – zaczął blondyn. James poruszył się niespokojnie obok mnie, jednak byłam zbyt zajęta słuchaniem i obserwowaniem ich rozmowy, żeby zwrócić na to większą uwagę. – Masz absolutną rację, że jako twoja przyjaciółka powinna ci o tym powiedzieć, ale nie ukrywajmy, że teraz jej bardziej amory z Potterem w głowie, niż cokolwiek innego, więc mogła o tym po prostu zapomnieć – zakończył swoją wypowiedź, ale po wzroku Chudej można było się domyślić, że nie przekonał jej do mojej niewinności.
– Temat mnie i Jaspera był wałkowany między nami niemal codziennie, więc szczerze wątpię, że zapomniała – odrzekła ostrym tonem. – Rozmawiając o tym mówiłam wiele razy, że Jasper nie wykazuje chęci walki o nasz związek, a ona nie wyprowadziła mnie z błędu, nawet się nie zająknęła... – po słowach Angeliny poczułam niemiłe ukłucie mieszanki żalu i wstydu. Angelina miała rację, a przynajmniej dopóki nie wiedziała o tym, że zrobiłam to ze względu na uczucia Luke'a.
– A czy to by coś zmieniło? – spytał, na co szatynka podniosła głowę i spojrzała pytająco. – Czy to by coś zmieniło odnośnie twoich uczuć do niego i decyzji o zerwaniu? – widać było, że zaskoczył ją tym pytaniem. Spuściła wzrok i nie odpowiedziała od razu.
– Problem w tym, że nie wiem... – odparła tak cicho, że ledwo ją dosłyszałam. – Ciągle myślałam, że Jasper ma to wszystko gdzieś. Kate powtarzała, że faceci doceniają dopiero jak stracą, więc może gdzieś wewnątrz miałam nadzieję, że gdy z nim zerwę, to go jakoś zachęci do działania. I byłam przekonana, że tak się nie stało, więc spisałam nas na straty, przywykłam już do myśli, że to koniec, chciałam ruszyć dalej. A dzisiaj Jasper wyskakuje, że on chce mnie odzyskać, bo zrozumiał swoją głupotę, z czym poszedł do Lily, a ja o niczym nie wiem – wyrzuciła z siebie niemal jednym tchem. Luke obserwował ją uważnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Chcesz znać moją opinię? – zapytał, a ona pokiwała głową. – Uwierz, że znam Jaspera o wiele dłużej niż ty i uwierz, że staram się być na tyle obiektywny, na ile pozwala mi niechęć do niego. Jasper doskonale wie, że Evans przez całą sytuację z czerwca go nie cierpi. I wcale nie chodzi o jego schadzkę z tą Ślizgonką, ale o to jak zachował się później. Sama wielokrotnie mi opowiadałaś, że Jasper robił ci wyrzuty o to, że spotykasz się z Evans i Bridge, a nawet z własnym bratem. Gdybym był Jasperem, Evans byłaby ostatnią osobą, do której zwróciłbym się o pomoc. Jasper doskonale wiedział, że ona mu odmówi i założę się, że był niemal pewny, że ona ci tego nie powie. Przypomnę też, że chciałaś z nim zerwać, bo byłaś zmęczona jego zachowaniem, a nie zachowaniem Evans. On cię próbuje nastawić przeciwko niej, bo wie, że z nią przy boku trudniej będzie cię odzyskać – wyznał, a ja byłam mu za te wszystkie słowa wdzięczna. Angela nie odpowiadała przez dłuższą chwilę. – Ale ja nadal nie usłyszałem powodu, dla którego wciąż tkwimy tutaj, zamiast przechadzać się po błoniach – odezwał się po chwili, przerywając ciszę.
– Och Luke... Proszę, tylko nie bądź na mnie zły... – zaczęła niemal błagalnym tonem. – Jasper był taki nachalny, nie chciał mi dać dojść do słowa i obiecał, że powie to co ma do powiedzenia, a potem uszanuje każdą moją decyzję, więc zgodziłam się z nim pójść porozmawiać. Przepraszam... – wydukała z trudem i posłała mu zmartwione spojrzenie.
– W sensie, że teraz z nim idziesz? – zapytał, a ona w odpowiedzi pokiwała głową. – Daj spokój, dlaczego miałbym być zły? – odparł i uśmiechnął się lekko. – Rozumiem, macie do przegadania swoje ważne sprawy, a nasz spacer to w końcu jeden z wielu ostatnimi czasy – dodał, a ja nie mogłam uwierzyć, że tak to chce rozegrać.
– Och... czyli nie gniewasz się? – powiedziała zdziwiona z nutką żalu w głosie. Jęknęłam cicho, na co James ścisnął moją rękę na znak, że mam być cicho, jeśli nie chcemy być nakryci na podsłuchiwaniu.
– No nie mogę powiedzieć, że jestem zadowolony z takiego obrotu spraw, ale nie widzę powodu, żebym miał się na ciebie złościć – odrzekł i znowu wzruszył ramionami. Miałam ochotę zdzielić go w łeb.
– No zrób coś Mitchell... – warknęłam pod nosem i usłyszałam ciche westchnięcie Pottera.
– W takim razie ja muszę iść, bo on czeka na mnie w Sali Wejściowej – mruknęła i odwróciła się w stronę, z której przyszła. Wyglądała na nieco zawiedzioną reakcją Luke'a, ja natomiast byłam na niego wściekła. Luke patrzył jak odchodzi coraz dalej, ale z jego miny nie można było nic wyczytać.
– Angela – zaczął niezbyt głośno, ale ona jakby na to czekała, bo odwróciła się błyskawicznie i spojrzała na niego z rosnącą nadzieją – zanim pójdziesz się z nim spotkać, chciałbym, żebyś coś wiedziała – dokończył zdanie, a ona podeszła bliżej niego. – Gdybym nie wiedział, że musisz kiedyś z nim tę rozmowę przeprowadzić, to nie puściłbym cię teraz do niego, ale im szybciej to załatwisz, tym lepiej dla mnie – Luke mówił cichym, ale stanowczym głosem. – Bridge miała rację, że faceci doceniają dopiero jak stracą. Wiem, bo nigdy nie przestałem o tobie myśleć po naszej kłótni, po której wszystko się rozsypało – po tych słowach Angelina wytrzeszczyła na niego oczy. – Pluję sobie w brodę, że nie przyszedłem do ciebie dzień później, nie przeprosiłem i nie wyznałem jakim jestem kretynem. Wtedy puściłem cię wolno bez żadnej walki o to, co nas łączyło, ale teraz dostałem od losu drugą szansę, poniekąd dzięki naszym braciom i nie mam zamiaru jej zmarnować. Wiem, że nadajemy na tej samej fali, że dobrze nam się ze sobą rozmawia i spędza czas. Teraz wiem, że czuję do ciebie coś więcej niż zwykłą sympatię i nie zrezygnuję z ciebie tak łatwo jak ostatnio. Nie wycofam się tylko dlatego, że żywisz jeszcze jakieś uczucia do Jaspera. Jeśli Jasper chce o Ciebie walczyć, niech przygotuje się na to, że będzie musiał zmierzyć się ze mną w tej walce – mówiąc to blondyn patrzył McKinnon prosto w oczy, a głos mu nie zadrżał ani razu, jakby przygotowywał tę przemowę od miesięcy. Czułam jak kiełkuje we mnie radość i duma, że zdobył się na takie wyznanie. Angelina była w takim szoku, że nie poruszyła się nawet o cal. Stała około trzech stóp przed Lukiem i gapiła się na niego osłupiała.
– Czy my musimy na to patrzeć? Znam ciekawsze sposoby na rozrywkę – usłyszałam w uchu marudzenie Rogacza, ale machnęłam ręką, że ma być cicho, na co on pokręcił głową z dezaprobatą.
– Zanim pójdziesz, chciałbym dać ci coś, dzięki czemu nie zapomnisz o mnie i o tym, co ci wyznałem – powiedział i jednym krokiem znalazł się tuż przy niej, chwycił ją w objęcia i pocałował. Wydałam z siebie zduszony okrzyk, ale na szczęście Angelina od razu oddała pocałunek i teraz stali i całowali się, zajęci w stu procentach tylko sobą. James zaczął mnie ciągnąć w drugą stronę, żeby zostawić ich samych i kiedy już miałam się odwrócić, to Krukon przerwał pocałunek i uśmiechnął się czule. Angelina stała z zamkniętymi oczami, chyba nie do końca rozumiejąc co się właśnie wydarzyło. – I jeszcze jedno... – zaczął, a ona otworzyła oczy i spojrzała na niego na wpół rozmarzona, a na wpół zainteresowana – dam sobie rękę uciąć, że Evans ci nie powiedziała o Jasperze ze względu na mnie. Chociaż nie mam w zwyczaju jej się szczegółowo zwierzać, to jednak swoje wie i trafnie odczytuje moje zachowanie względem ciebie. Nie miej jej więc tego za złe, bo ciężko jej być fair zarówno wobec mnie, jak i wobec ciebie w takiej sytuacji. Doceń to, że mi także nie powiedziała o rozmowie z Jasperem, a przecież mogła, bo wtedy by mi pomogła – dokończył i znowu się uśmiechnął.
– Ja... Luke... nie... ja... – Angelina nie wiedziała co powiedzieć.
– Chuda chyba zapomniała języka w gębie – szepnęłam do Pottera i wyszczerzyłam zęby.
– A ja niestety wiem gdzie go straciła – odparł z obrzydzeniem, a ja stłumiłam chichot.
– Nie musisz nic mówić, po prostu idź – powiedział blondas, pocałował ją jeszcze raz, tym razem krótko, po czym odwrócił się i odszedł jakby nigdy nic. Szatynka dotknęła się w usta, pokręciła głową z niedowierzaniem, uśmiechnęła się i w końcu odeszła w stronę wyjścia z zamku.
Gdy Luke przechodził obok nas z szerokim bananem na twarzy, miałam ochotę wyjść spod peleryny i go uściskać z radości, ale wiedziałam, że byłby wściekły, gdyby się dowiedział, że podsłuchiwałam ich rozmowę, na dodatek razem z Potterem. Jak tylko ucichły kroki Krukona, upewniliśmy się, że nikt nas nie widzi i zrzuciliśmy z siebie niewidkę.
– A teraz możesz mi wyjaśnić, dlaczego mnie śledzisz pod peleryną niewidką? – spytałam ostrym tonem okularnika, czym wyraźnie go zaskoczyłam.
– Nie uwierzysz, ale tym razem kompletnie przypadkowo przechodziłem obok i zobaczyłem, że uciekasz przed McKinnon, więc pomyślałem, że ci pomogę – odparł urażony. – Poza tym śmiem zauważyć, że wyszłaś na tym o wiele lepiej, niż gdybym tego nie zrobił, więc nie rozumiem skąd to oburzenie – dodał i zrobił nadąsaną minę, czym mnie skutecznie rozśmieszył.
– Powiedzmy, że tym razem ci wierzę – odpowiedziałam i pokazałam mu język. – Ale swoją drogą ciekawe gdzie szedłeś, skoro musiałeś być schowany – rzuciłam i zmierzyłam go podejrzanym wzrokiem. James zrobił minę niewiniątka.
– Kolejne bezpodstawne oskarżenie – prychnął ostentacyjnie. – I to moja własna dziewczyna! – wycelował we mnie palcem w oskarżycielskim geście. Posłałam mu rozbawione spojrzenie, na co on wyszczerzył zęby. Przekomarzaliśmy się jeszcze całą drogę do Pokoju Wspólnego, a tam wzięliśmy się wspólnie za wypracowanie dla McGonagall.
Pod wieczór czekałam niespokojnie aż wróci Angelina. Z jednej strony bałam się rozmowy z nią, bo wiedziałam, że jest na mnie wściekła, ale z drugiej strony umierałam z ciekawości co wydarzyło się na spotkaniu z Jasperem i czy opowie mi o pocałunku z Lukiem. Gdy Kate i Łapa wrócili ze swojej schadzki, Huncwoci poszli do swojego dormitorium, a ja opowiedziałam jej wszystko, czego byłam świadkiem. Bridge była niemal tak samo ucieszona jak ja, gdy doszłam do momentu, w którym Mitchell pocałował szatynkę i zgodnie obstawiałyśmy, że spławienie Jaspera to teraz tylko formalność. Jednak coraz dłuższa nieobecność Angeli nieco ostudziła w nas entuzjazm. W końcu doczekałyśmy się i Angelina pojawiła się w Pokoju Wspólnym. Minę miała nieodgadnioną, więc ciężko było wyczytać w jakim jest nastroju. Rozejrzała się i niemal od razu nas zauważyła, więc ruszyła w naszą stronę. Opadła na fotel obok Kate i rzuciła mi gniewne spojrzenie. Otwierałam usta, żeby jakoś wytłumaczyć swój występek, ale nie dała mi dojść do słowa.
– Daruj sobie Lily – mruknęła, ale ton jej głosu wcale nie wskazywał na to, żeby była mocno wkurzona.
– Przepraszam – powiedziałam ze skruchą. – Jeśli nie chcesz słuchać moich tłumaczeń, to oczywiście rozumiem, ale wiedz, że mi przykro, że się na mnie zawiodłaś. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że nie mówiąc ci o tym, działałam w mojej ocenie w dobrej wierze – wykorzystałam swoją szansę i wydusiłam z siebie to, co uważałam za najsłuszniejsze, żeby usłyszała. Kate patrzyła na nią z napięciem, czekając co odpowie. Wcześniej poprosiłam ją, żeby się powstrzymała od komentarzy, bo wiedziałam, że brunetka najpierw mówi, a potem myśli, więc mogłaby tylko pogorszyć moją sytuację. Angelina machnęła ręką i westchnęła.
– Wiem, że nigdy nie zrobiłabyś mi na złość specjalnie – powiedziała odpuszczając kłótnię. – Ale na przyszłość proszę cię, żebyś mi o takich rzeczach mówiła – dodała, a ja pokiwałam głową na znak, że przyjęłam. Zapadła cisza, podczas której ja i Kate wbijaliśmy w Angelinę zaciekawione spojrzenie, a ona patrzyła w ciemne okno i marszczyła czoło, jakby intensywnie nad czymś rozmyślała.
– A jak poszła rozmowa z Jasperem? – Kate nie wytrzymała i zadała jej pytanie, na które tak bardzo chciałyśmy znać odpowiedź.
– Rozmawiałaś dzisiaj z Lukiem? – Chuda zignorowała pytanie lokatej i skierowała wzrok na mnie.
– Nie, nie widziałam się z nim w ogóle, jedynie z daleka na śniadaniu – odpowiedziałam, powtarzając wersję Luke'a.
– Spotkanie z Jasperem było... – zaczęła, ale umilkła, chyba szukając odpowiednich słów – nie wiem w zasadzie jakie było – dokończyła po chwili i znowu westchnęła. – Mam jeszcze większy mętlik w głowie, niż kiedykolwiek – jęknęła i schowała twarz w dłonie. Spojrzałyśmy z Bridge na siebie zdziwione.
– Opowiedz nam wszystko, to może jakoś razem to poukładamy – zaproponowała Kate.
– Och, no wiecie, szłam na spotkanie nastawiona na to, że dam mu powiedzieć co chce, a potem, niezależnie od tego co powie, miałam zamiar zakończyć to raz na zawsze. No i gadał jakim nie był debilem, wytłumaczył mi, że zachowywał się tak, bo bał się, że mu wywinę taki sam numer jak on mi, czyli tak jak obstawiał Luke. Mówił bardzo długo, gadał jak najęty, gorliwie przepraszał, zapewniał, że się zmieni, że będzie tak jak kiedyś. A ja długo byłam odporna na jego słowa, cały czas byłam nieprzejednana, mówiłam mu, że już za późno, żeby to naprawić, że jestem tym zmęczona i mam dość. No i nastała między nami cisza, siedzieliśmy nad jeziorem, każde z nas patrzyło w wodę, a potem odezwaliśmy się w tym samym momencie, mówiąc dokładnie to samo, roześmialiśmy się i skończyło się na tym, że się całowaliśmy... – opowiedziała w skrócie, na koniec sprawiając, że nam obu kopary opadły.
– Ale...
– Wróciliście do siebie? – spytałam z niedowierzaniem, nie umiejąc pozbyć się rozczarowania w głosie.
– Nie, tylko się całowaliśmy, ale nawet jeśli byśmy do siebie wrócili, to nie rozumiem twojego niemal oburzenia w głosie – odpowiedziała mi chłodno, piorunując mnie wzrokiem.
– To nie było oburzenie – mruknęłam zawstydzona. – Po prostu zaskoczenie... – Angelina już otwierała usta, żeby mi coś odpyskować, ale Kate nie dała jej dojść do głosu.
– Po prostu po tym, jak cały tydzień gadałaś jak najęta o Mitchellu i jak chciałabyś go pocałować, a jednak to Jaspera całujesz, można być nieco wstrząśniętym – wtrąciła brunetka na moją obronę.
– Wiem – burknęła szatynka. – Dlatego właśnie mam mętlik w głowie. Jeszcze dzisiaj rano byłam pewna na sto procent, że nie chcę już nigdy wracać do Jaspera i że chcę rozwinąć znajomość z Lukiem na wyższy poziom. Teraz jest wieczór, a ja nie mam zielonego pojęcia co z tym wszystkim począć. Może gdybym wiedziała wcześniej, że Jasper jednak chce o nas walczyć, to...
– Och na miłość boską Angela! – warknęła Bridge, nie dając jej dokończyć zdania. Poniekąd byłam jej wdzięczna, bo to w końcu moja wina, że Angelina nie wiedziała wcześniej o planach Jaspera, a nie miałam ochoty wysłuchiwać kolejnych wyrzutów, bo i tak już moje sumienie dawało mi popalić. – Nie wmówisz nam, że zadurzyłaś się w blondasie tylko dlatego, że spisałaś związek z Redem na straty. Doskonale pamiętam, że jeszcze byłaś w związku z Jasperem, a gadałaś tylko o tym jaki jest Luke, co powiedział, co poradził i jakie jest jego zdanie – dokończyła Kate i wbiła wojownicze spojrzenie w Angelinę.
– Może tak, ale gdybym nie spisała Jaspera na straty, to nie byłoby mi tak łatwo uderzać do Luke'a – odparła twardo szatynka, a Kate prychnęła.
– No to nie uważasz, że Jasper powinien tobie o tym powiedzieć, a nie Lily? Poza tym wiedza, że Jasper chce cię odzyskać, wcale nie uchroniłaby cię przed uczuciem do Luke'a. W zasadzie w jego ramiona pchnął cię nie kto inny jak twój wspaniały, jeszcze eks, chłopak. Przypomnę ci, że to on się zachowywał jak ostatni dupek, a dopiero jak doprowadził cię do ostateczności i z nim zerwałaś, to zachciało mu się walczyć. Pomijam fakt, że albo jest bezdennie głupi albo bezdennie bezczelny, skoro zwrócił się z tym właśnie do Lily po tym, jak okropnie ją potraktował przed wakacjami – Kate wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. Przygotowywałam się na interwencję, bo obie ciskały w siebie wściekłymi spojrzeniami i szykowała się kolejna awantura, ale nagle zobaczyłam rezygnację w spojrzeniu szatynki.
– Kate, ja to wszystko wiem i masz oczywiście rację, ale to wbrew pozorom wcale nie ułatwia sprawy – wyznała cicho i westchnęła zrezygnowana. – Nie mam już żalu do Lily – mówiąc to spojrzała na mnie i uśmiechnęła się lekko na dowód. – Jednak nic nie poradzę na to, że w momencie, w którym znajomość z Lukiem przeradza się w coś większego, Jasper udowadnia mi, że nadal potrafi być tym człowiekiem, w którym się zakochałam – kontynuowała, obserwując nasze reakcje.
– A co w zasadzie z Lukiem? – spytałam, odzywając się pierwszy raz od dłuższej chwili. – Miałaś się z nim dzisiaj widzieć, skoro jednak widziałaś się z Jasperem, to musiałaś jakoś odwołać spacer z blondasem – zadając to pytanie chciałam zmusić Angelinę do opowiedzenia tego, czego byłam świadkiem, żeby nie musieć udawać, że o niczym nie wiem. Kate wbiła w nią zaciekawione spojrzenie.
– Powiedziałam mu prawdę, że Jasper chce ze mną porozmawiać – odpowiedziała krótko.
– A co on na to? – drążyłam dalej.
– Nic, powiedział, że rozumie i nie ma żalu – wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok. Zacisnęłam zęby i starałam się nie pokazywać jak mnie rozczarowała tą odpowiedzią. Angelina znowu nie powiedziała całej prawdy, a to oznaczało, że równie dobrze mogła zataić coś, co się działo na jej spotkaniu z Jasperem. Pytaniem było – po co to robiła? Kate rzuciła mi ukradkowe spojrzenie, a ja nie widziałam sensu, żeby dalej prowadzić tę rozmowę. Ja nie mogłam się przyznać, że o wszystkim wiem, a Angelina z jakiegoś powodu postanowiła nie być szczera z nami. Znowu miałam wrażenie, że Jasper próbuje budować mur oddzielający ją od wszystkich bliskich, bo po raz kolejny kłamała w jego sprawie.
– Czyli, jeśli dobrze rozumiem, to jeszcze dzisiaj rano wybrałabyś bez zastanowienia Luke'a, ale teraz jednak Jaspera? – Kate chyba nie chciała jeszcze dać za wygraną i próbowała skłonić Angelinę do dalszych zwierzeń.
– Nie do końca – odrzekła niespiesznie McKinnon. – Rano zdecydowanie byłby to Luke, a teraz po prostu waham się między nimi dwoma i kompletnie nie wiem, którego wybrać – wyjaśniła z niezbyt wesołą miną.
– A na jakim etapie jesteś z tym całym Mitchellem? Z tego co wiem, to dzisiaj miałaś iść na spacer z nim i liczyłaś, że tym razem abo on cię pocałuje albo ty się w końcu na to zdobędziesz – ciągnęła Bridge.
– Ale do spaceru nie doszło...
– Czyli do pocałunku też? – zapytała Kate, a Angela zawahała się i pokręciła głową, kolejny raz kłamiąc. – Ale skoro było już wiele momentów, w których prawie do tego doszło, to znaczy, że między wami iskrzy, tak? – brunetka zdawała się być niewzruszona tym, że Chuda nie mówi nam prawdy.
– No tak, tak mi się wydaje. Wiesz, ja nie jestem tak dobra we flirtowaniu jak ty, ale podczas naszych spotkań dużo rozmawiamy, dużo wspominamy, dużo spacerujemy i ostatnio dużo żartujemy, a te żarty z każdej strony są oblepione flirtem. Nie umiem go rozgryźć, bo z jednej strony czasami rzuca takimi tekstami, że aż się rumienię, ale z drugiej nie wykonał żadnego śmiałego ruchu, a przecież nie jestem już w związku i jeśli chodzi o flirt, to odwzajemniam jego zaczepki – mówiąc to patrzyła w swoje dłonie.
– A nie przyszło ci do głowy, że on po prostu nie chce na ciebie naciskać, dlatego czeka aż to ty zrobisz ten krok? W końcu z Jasperem zerwałaś, ale tylko na miesiąc. Uwierz, że to jest skuteczny odstraszacz robienia śmiałych ruchów – Kate jak zwykle popisała się znajomością spraw damsko-męskich. Tyle, że przecież Luke zrobił ten krok, o którym mówiła Angelina. Problem w tym, że ona nie chce się nam do tego przyznać. Czyżby bała się, że potępimy ją za to, że całowała się z dwoma różnymi chłopakami w tym samym dniu?
– Nie wiem Kate, ale ja mam dość rozmyślań i rozmów na dzisiaj, więc idę spać – ucięła Chuda i wstała, przeciągając się. – Lily, czy mogłabym prosić, żebyś nie mówiła Luke'owi o tym, co zaszło między mną, a Jasperem? – zwróciła się do mnie.
– Oczywiście, to się rozumie samo przez się – odpowiedziałam i posłałam jej wymuszony uśmiech. – I tak nie miałabym serca mu tego zrobić – szepnęłam, gdy szatynka zniknęła na schodach.
– Nie wiem w co ona gra, ale dowiem się – mruknęła Kate. – Nie masz wrażenia, że gdy tylko Angelina znajduje się w dobrych relacjach z tym dupkiem, to odsuwa się od nas i kłamie jak najęta? – spytała ze złością.
– O tym samym pomyślałam w momencie, w którym wyminęła się z prawdą po raz pierwszy – przytaknęłam jej.
Następnego dnia postanowiłam jak najszybciej porozmawiać z Lukiem. Było to poniekąd ryzykowne, bo wiedziałam, że naraziłam mu się sposobem, w który zatrzymałam go, żeby móc z nim porozmawiać i w normalnych okolicznościach wolałabym poczekać kilka dni aż ochłonie. Jednak musiałam wiedzieć, czy on mi się przyzna do tego co zaszło między nimi. Humoru mi nie poprawił fakt, że gdy rano się obudziłam, Angeliny już nie było w łóżku. W zeszłym roku zrywała się tak wcześnie, gdy spotykała się potajemnie z Jasperem. Tym razem mogło być podobnie. Na śniadaniu siedziałam samotnie i dłubałam łyżką w swoich płatkach śniadaniowych, obserwując drzwi do Wielkiej Sali. Przejmowałam się całą sytuacją, bo w końcu sama się zaangażowałam w swatanie dwojga moich przyjaciół. No i wszystko wskazywało na to, że przeze mnie jeden z nich będzie cierpieć. Luke zdobył się na wyznanie swoich uczuć, pocałował ją, powiedział, że będzie walczyć, a Angelina dała się zbałamucić swojemu eks chłopakowi i zamiast go spławić, jeszcze tego samego dnia całowała się z nim namiętnie nad jeziorem. Przeszło mi oczywiście przez głowę, że nie powinnam się więcej mieszać i zostawić to w cholerę, ale chyba już za daleko to wszystko zabrnęło. W końcu to ja ciągle naciskałam na Luke'a, że ma się odważyć na zdecydowany ruch, a teraz groziło mu złamane serce, jeśli Angelina wybierze Jaspera. Wielka Sala zapełniała się powoli uczniami, jednak nigdzie nie widziałam rzeczonej trójki. Na śniadaniu pojawili się Huncwoci i Kate, siadając obok mnie. James przywitał mnie czułym pocałunkiem w czubek głowy, na co ja tylko uśmiechnęłam się i nadal bezmyślnie mieszałam łyżką w misce, obserwując drzwi. Chłopaki rozgadali się na temat quidditcha, a Kate zajęła się jedzeniem. Potter udzielał się w rozmowie, ale kątem oka uważnie mnie obserwował. W pewnym momencie Remus podążył za nim wzrokiem i zmarszczył brwi. W końcu doczekałam się i do Wielkiej Sali weszła czwórka uczniów – Will i Steven, a za nimi Angelina i Luke, pogrążeni w luźnej rozmowie. Blondas był uśmiechnięty i nie wyglądał jakby przed chwilą dowiedział się, że dzielił usta z kolegą z dormitorium. Angelina także nie wyglądała na taką udręczoną jak wczoraj wieczorem. Poprawiłam się w krześle i odłożyłam łyżkę, uważnie obserwując Krukona i Gryfonkę. Chwilę stali przy stole Ravenclawu, po czym się pożegnali i Chuda, nadal uśmiechnięta, podeszła do nas i usiadła, witając się z wszystkimi, a Luke zajął miejsce obok Willa i zajął się pałaszowaniem wszystkiego, co miał pod ręką. McKinnon również zajęła się śniadaniem, nie zwracając uwagi na moje i Kate pytające spojrzenia.
– Zamierzasz w końcu coś zjeść? – zapytał James, zerkając na moje rozmoczone płatki, które wyglądały jak niesmaczna breja. Przewróciłam oczami, odsunęłam od siebie miskę z płatkami i chwyciłam do ręki tosta, którego dla świętego spokoju ugryzłam. Brunet uśmiechnął się z aprobatą i wrócił do swojego śniadania i rozmowy z Syriuszem.
– Rozmawiałaś z Lukiem? – spytałam Angeliny, korzystając z okazji, że chłopaki nie słuchają. Kate nachyliła się do nas, żeby lepiej słyszeć.
– Tak, ale nie o tym, o czym myślisz – odpowiedziała z przekąsem.
Do końca śniadania nie udało nam się jej wciągnąć w rozmowę, więc dałyśmy sobie spokój. Nie zwracałam już uwagi na Luke'a, Angelinę czy Jaspera i po prostu włączyłam się w rozmowę z resztą.
Luke'a udało mi się złapać dopiero po lekcjach. Wracałam z Jamesem z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, rozmawiając o lekcji. O dziwo na te zajęcia chodziliśmy tylko my, Rachel i Laura. Pozostali siódmoklasiści to w większości byli Puchoni, kilka Krukonów i trzech Ślizgonów. Weszliśmy do zamku i skierowaliśmy się w stronę schodów, gdy zauważyłam na ich szczycie znajomą sylwetkę wysokiego blondyna.
– Luke! – zawołałam, a on się odwrócił i gdy mnie zobaczył, na jego twarzy zawitał grymas niezadowolenia. Puściłam rękę Jamesa i wbiegłam po schodach, przeskakując po kilka stopni. Dogoniłam blondasa i uśmiechnęłam się. – Cześć – wysapałam, bo bieg po schodach nieco mnie zmęczył.
– Nie rozmawiam z tobą – poinformował mnie, nie zaszczycając nawet spojrzeniem. Okularnik, który został z tyłu, zatrzymał się niedaleko nas i z wymuszonym uprzejmym uśmiechem czekał, aż skończę rozmowę.
– Nie dąsaj się, przeprosiłam przecież. Poza tym wytłumaczyłam ci wczoraj, dlaczego użyłam takich, a nie innych sposobów – mruknęłam zniecierpliwiona. – Jak rozmowa z Angelą? Widziałam, że od samego rana gawędzicie, więc wnioskuję, że rozmowa musiała być owocna – wyszczerzyłam zęby, modląc się, żeby Krukon nie zauważył, że gram.
– Rozmowa jak rozmowa – odpowiedział krótko i wzruszył ramionami.
– Ale to była zwykła rozmowa, czy doszło do czegoś? – naciskałam na niego niezbyt delikatnie.
– A co cię to interesuje? – odburknął i rzucił mi podejrzliwe spojrzenie.
– Dobrze wiesz, że wam kibicuję. Angelina nie powiedziała wczoraj zbyt dużo ani na temat rozmowy z tobą, ani na temat spotkania z Jasperem, więc miałam nadzieję, że ty będziesz bardziej wylewny – odpowiedziałam i wbiłam w niego zaciekawiony wzrok.
– Za bardzo wczułaś się w rolę swatki Evans – warknął nieprzyjemnym tonem. – Nasza wczorajsza rozmowa jest sprawą między mną a Angeliną, a ty nie musisz wiedzieć wszystkiego – powiedział dobitnie. Zacisnęłam zęby i musiałam się powstrzymywać, żeby nie wywalić mu złośliwie prosto w twarz informacją o pocałunku Angeliny i Jaspera.
– Dobrze, nie musisz mi mówić wszystkiego, ale powiedz mi tylko czy zrobiłeś cokolwiek, żeby wiedziała, że nie jest ci obojętna? – spróbowałam spytać w inny sposób.
– Nie, po co? Szła się spotkać z byłym chłopakiem, nie chciałem jej mieszać w głowie – odpowiedział, a ja westchnęłam zrezygnowana.
– Angelina kazała ci nic mi nie mówić? – po jego minie widziałam, że trafiłam w dziesiątkę. – Wiem, że się całowaliście – wyznałam i obserwowałam jego reakcję.
– Skąd...
– James wszedł do tego korytarza pod peleryną niewidką akurat w momencie, w którym podszedłeś od niej i ją pocałowałeś – skłamałam gładko. Luke zmrużył oczy, ale nie mógł dopatrzeć się niczego złego w tym, co powiedziałam. W końcu do korytarza mógł wejść każdy i zobaczyć co robili. – Podejrzewam, że zanim to zrobiłeś, musiałeś jej coś powiedzieć – ciągnęłam, korzystając z okazji, że go zatkało na chwilę.
– Powiedziałem jej prawdę, czyli to, że nigdy nie przestałem o niej myśleć i że tym razem sobie nie odpuszczę – poddał się w końcu i wyznał mi prawdę. – Dlaczego nie przyznałaś się Angelinie, że wiesz o naszym pocałunku? – zapytał, lustrując mnie podejrzliwie.
– Musi być jakiś powód, dla którego mnie okłamała i powiedziała, że nic między wami nie zaszło, więc stwierdziłam, że się jej nie przyznam – odparłam, wytrzymując jego spojrzenie.
– Może powodem jest to, że ciągle wtykasz nochal w nieswoje sprawy i ma tego po prostu serdecznie dość? – podsunął ze złośliwym uśmieszkiem.
– Lepiej uważaj na słowa Mitchell, bo może się dowiedzieć, na czyje polecenie wtykam ten nochal – odrzekłam niezrażona. – Co ci powiedziała o spotkaniu z Jasperem?
– Nic – mruknął, a ja już otwierałam usta, ale nie dał mi dojść do słowa. – Naprawdę nic, nie zdążyliśmy porozmawiać dzisiaj na żaden poważny temat. Złapała mnie i chłopaków rano przed śniadaniem, poprosiła szyfrem, żebym nic ci nie mówił o wczorajszym zajściu, a potem musieliśmy rozmawiać o pierdołach, bo szli z nami Will i Steve. Mam właśnie zamiar ją złapać, żeby wyciągnąć na spacer – oznajmił, a ja westchnęłam. – Czego mi nie mówisz? – zapytał nieufnie, trafnie odczytując moje westchnięcie.
– Niczego – powiedziałam, mijając się z prawdą i uśmiechnęłam się. Nie chciałam mu mówić o pocałunku Angeliny i Reda, bo nie chciałam w nim gasić nadziei po tym, gdy zdobył się na wyznanie jej prawdy. Nie chciałam również, żeby dał sobie z nią spokój, a obawiałam się, że to mogłoby go skutecznie zniechęcić. – Muszę lecieć, James na mnie czeka – rzuciłam i wskazałam głową na Pottera, który stał niedaleko od nas i przypatrywał się obrazom, czekając aż skończymy rozmowę.
– Nara – odpuścił drążenie tematu, chociaż po jego wzroku widziałam, że mi nie uwierzył i poszedł w swoją stronę. Ja wróciłam do Jamesa z krzywą miną. Okularnik zmierzył mnie badawczym spojrzeniem.
– Coś się stało? – spytał i wyciągnął w moją stronę rękę, którą ujęłam. Od razu poczułam się trochę lepiej. Ciepły dotyk Gryfona zawsze działał na mnie uspokajająco i koił nerwy.
– Chyba wręcz za dużo się stało, a ja za bardzo się zaangażowałam – odparłam niezadowolona z całej sytuacji.
– Może najwyższy czas pomyśleć o sobie, przestać się martwić o wszystkich wkoło i zostawić ludzi samym sobie? – zaproponował, jakby mówił o popołudniowej herbatce. Posłałam mu zirytowane spojrzenie.
– Szkoda, że nie dałeś mi takiej rady jakieś dwa tygodnie temu – mruknęłam ponuro, a on roześmiał się i przyciągnął mnie do siebie, tuląc do swojego boku.
– Nie martw się, wszystko się jakoś między nimi ułoży, w końcu wczoraj Mitchell wziął się za deklaracje i czyny, czego niestety byliśmy świadkami – powiedział dziarsko.
– Szkoda, że Angelina godzinę później robiła to samo z Redem – wyrzuciłam z siebie, a on zrobił zdziwioną minę.
– To nieco komplikuje sprawę, ale popatrz na Kate i Łapę oraz na nas. Też bywało różnie, a koniec końców jesteśmy parami i wiedzie nam się dobrze. Naprawdę Lily poradzą sobie bez twojej pomocy – zapewnił mnie, ale wcale tym nie uspokoił.
– To ja poniekąd zmusiłam Luke'a, żeby w końcu coś zrobił, więc chyba nic dziwnego, że będę się czuć winna, jeśli Angela jednak go odrzuci i wróci do Jaspera? – spytałam retorycznie, a on przewrócił oczami.
– Lily, oni są dorosłymi ludźmi, więc ich wybory są ich odpowiedzialnością, nie twoją. Skoro czujesz się winna temu, że ktoś wyjdzie z tego poturbowany, to najlepszym dla ciebie rozwiązaniem jest koniec zabawy w swatkę – odrzekł spokojnie.
– Nie szukam wygodnego dla siebie rozwiązania, tylko najlepszego dla nich obojga...
– Wiem, już nieraz pokazałaś, że bardziej dbasz o czyjeś dobro, niż o swój komfort – przerwał mi. – Ale teraz nie myśl o tym i pozwól mi, że spróbuję jakoś poprawić ci humor...
– Nie wiem czy coś jest w stanie to zrobić – wymamrotałam posępnie.
– Ale ja wiem – odparł niezrażony. Zatrzymał się i jednym ruchem przyciągnął mnie do siebie. Podniosłam głowę i spojrzałam prosto w jego orzechowe oczy, w których czaił się figlarny błysk. Nachylił się i pocałował mnie delikatnie, a ja natychmiast oddałam pocałunek. Gdy tylko nasze usta się złączyły, zdałam sobie sprawę, jak za tym tęskniłam od wczorajszego wieczora. Motyle w moim brzuchu wykonały potrójne salto, a nasz pocałunek tracił na delikatności. Poczułam jak James odrywa jedną rękę od moich pleców. Zaczęliśmy się przesuwać w stronę drzwi do pustej klasy, które pchnął wolną ręką. Wpadliśmy tam nadal złączeni ustami, a James zamknął nogą drzwi za nami. Przesuwaliśmy się dalej, aż trafiliśmy na katedrę, na którą weszliśmy. Dotknęłam plecami biurka, a wtedy James, z zadziwiającą łatwością, dźwignął mnie i posadził na nim, nie odrywając się ani na sekundę od moich ust. Siedziałam na biurku, jedną ręką obejmowałam i przyciągałam ciasno Rogacza, który stał między moimi nogami, a drugą trzymałam na jego szyi. Jego dłonie wędrowały pod koszulą po moich plecach. W miejscach, w których jego ręka przesuwała się po mojej nagiej skórze, automatycznie przechodziły mnie przyjemne dreszcze. Nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny, serce mi biło jak oszalałe, a obojczyki emanowały tym przyjemnym, magicznym ciepłem. Całując go zapomniałam o całym świecie. Nie interesowały mnie żadne dramaty pomiędzy Angeliną, Jasperem i Lukiem, nie interesował mnie stos zadań domowych do odrobienia, nie liczyło się nic poza zachłannymi ustami okularnika, które napierały na moje wargi, a te nie były im dłużne. Niezdefiniowane jeszcze uczucia tłukły mi się od serca do głowy i wlewałam je w ten pocałunek. Ręką, którą trzymałam na jego karku, zjechałam niżej i rozpięłam kilka guzików jego koszuli, żeby eksplorować jego tors. Poczułam jak jego wargi wykrzywiły się w uśmiechu na tyle, na ile pozwalał mu na to pocałunek. Jedna ręka Jamesa powędrowała w górę i objął moją szyję, przyciągając, o ile to możliwe, jeszcze mocniej do siebie. Nie wiem ile czasu już to trwało, ale im dłużej tam byliśmy, tym nasz pocałunek stawał się śmielszy. Zarówno ja, jak i on pozwalaliśmy sobie na coraz więcej, a żadne z nas nie chciało i nie miało zamiaru przerywać. Jakby z oddali usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
– O tej sali myślałam Albusie... POTTER?! EVANS?! – krzyk McGonagall sprawił, że oderwaliśmy się od siebie zaskoczeni. – Co... Co wy tutaj robicie?! – opiekunka Gryfonów patrzyła zszokowana to na mnie to na Jamesa i chyba nie była w stanie wydusić z siebie nic więcej. Czułam jak moja twarz robi się czerwona ze wstydu.
– Całujemy się, tego chyba regulamin szkoły nie zabrania – odpowiedział beztrosko Potter i wyszczerzył zęby do trójki nauczycieli. Okazałe wąsy Dumbledore'a poruszyły się jakby próbował powstrzymać chichot. Jego niebieskie oczy patrzyły znad okularów połówek z rozbawieniem na całą sytuację. Na twarzy Lyona, który stał nieco z tyłu, błąkał się głupi uśmieszek, mówiący o tym, że jego to również bawi. McGonagall nadal była w szoku, bo nie odzywała się. Jej wzrok padł na moją bluzkę, która miała co najmniej dwa guziki za daleko rozpięte. Wtedy otrzeźwiałam i zaczęłam w pośpiechu je zapinać. Odepchnęłam lekko Rogacza i zeskoczyłam z biurka, poprawiając spódniczkę. Czułam, że moja twarz jest tego samego koloru co moje włosy.
– Przepraszamy, już wychodzimy – bąknęłam speszona ciszą, która zapadła i zaczęłam iść w kierunku drzwi, pociągając za rękę Jamesa, który w ogóle nie przejmował się tym, że jego koszula jest rozpięta prawie do połowy.
– Ależ nie ma za co panno Evans – Dumbledore skinął głową. – Jak słusznie zauważył Pan Potter, nie został złamany żaden punkt regulaminu szkolnego – dodał wesoło i mrugnął do nas porozumiewawczo.
– Mimo wszystko prefektowi szkoły nie przystoi takie zachowanie, powinnaś Evans dawać dobry przykład młodszym koleżankom – zrugała mnie McGonagall ostrym tonem, gdy tylko odzyskała głos.
– Ja tam twierdzę, że to był bardzo dobry przykład, Evans jest dobra w te klocki, młodsze koleżanki mogą się od niej uczyć – wypalił Potter, który nigdy nie wiedział kiedy zamknąć pysk. Posłałam mu oburzone spojrzenie. Lyon parsknął śmiechem, który próbował zatuszować kaszlem, a dyrektor ledwo się powstrzymał przed tym samym. McGonagall za to nie było w ogóle do śmiechu i widziałam jak powoli zanika linia jej ust, co świadczyło o wściekłości, która w niej wybuchnie, gdy tylko James przegnie pałę.
– Na szczęście w tej klasie nie było innych uczniów, żeby mogli brać przykład – wtrącił się Dumbledore, chyba przeczuwając, że nauczycielka transmutacji jest bliska wlepienia okularnikowi szlabanu. – Panna Evans i pan Potter pójdą sobie gdzie indziej, a my zajmijmy się tym, po co tutaj przyszliśmy – po raz kolejny mrugnął przyjacielsko do nas. Nie miałam zamiaru ryzykować, że brunet znowu się odezwie, więc posłałam dyrektorowi wdzięczne spojrzenie, pociągnęłam Jamesa za rękę i wypadłam z klasy. – Ach ta młodzieńcza miłość, stary człowiek już nie pamięta jak to jest, gdy żar rozpala młode serce – usłyszeliśmy go jeszcze zza drzwi jak mówi do pozostałej dwójki nauczycieli, na co Potter parsknął śmiechem. Gdy byliśmy dostatecznie daleko od tej sali, stanęliśmy i zdzieliłam w łeb swojego chłopaka.
– Za co to?! – oburzył się, a ja w odpowiedzi posłałam mu wściekłe spojrzenie. – Daj spokój, widziałaś Dumbledore'a i Lyona, nie umieli wytrzymać ze śmiechu z miny McGonagall – wyszczerzył zęby.
– Nie musiałeś pogarszać naszej sytuacji swoimi głupimi odzywkami – warknęłam.
– Nie moja wina, że ona zadaje głupie pytania. Przecież widziała co robiliśmy – wzruszył ramionami. – A dyrektor przyznał mi rację, że nie złamaliśmy regulaminu – uśmiechnął się szeroko, a ja na wspomnienie tej sytuacji nie mogłam się także nie uśmiechnąć.
– Mógłbyś przynajmniej zapiąć koszulę – mruknęłam i wskazałam palcem na jego tors.
– Ja jej nie odpinałem – odparł i uśmiechnął się uwodzicielsko. – Jak ci to przeszkadza, to sama ją zapnij – dodał i rzucił mi lubieżne spojrzenie.
– Nie przeszkadza mi to – odpowiedziałam powoli i przysunęłam się do niego. – Jednak nie chcę, żeby gapiły się na ciebie młodsze koleżanki, więc muszę to naprawić – dodałam i zaczęłam wędrować dłońmi w górę jego torsu i zapinać po kolei guziki, nie spiesząc się z ich zapinaniem. Robiąc to, patrzyłam z miną niewiniątka prosto w jego oczy, które nieco pociemniały. Nie zdążyłam dojść do ostatniego guzika, bo James nie wytrzymał i znowu spletliśmy się w pocałunku.
– Na gacie Merlina! Potter! Evans! – krzyk McGonagall znowu sprawił, że odskoczyliśmy od siebie. – Jazda mi stąd, dopóki nie stracę cierpliwości do spotykania was w takich sytuacjach! – jej mina i wzrok świadczyły o tym, że do rzeczonej utraty cierpliwości naprawdę wiele jej nie brakuje. Rogacz już otwierał usta, żeby powiedzieć coś durnego, ale pociągnęłam go za sobą i pobiegliśmy ze śmiechem w stronę wieży Gryffindoru, nie zatrzymując się po drodze ani razu.
Następnego dnia na śniadaniu siedziałyśmy my trzy i cała czwórka Huncwotów razem, gawędząc wesoło. Co chwila wybuchaliśmy śmiechem, atmosfera była wręcz sielankowa. Siedziałam obok Jamesa, który pod stołem trzymał rękę na moim udzie, gładząc kciukiem skórę niedaleko kolana. Ja za to miziałam wierzch jego dłoni opuszkami palców. Przyjemnie było siedzieć między przyjaciółmi i pokazywać sobie takimi małymi gestami jak wiele znaczyła dla nas bliskość. Ostatnie dni między nami były pełne czułości, rozmów i spacerów, aż ciężko było uwierzyć, że kiedyś potrafiliśmy codziennie drzeć koty. Sama byłam w szoku, że jest nam tak dobrze razem i że jeszcze nie zaliczyliśmy żadnej poważnej kłótni.
– Dzisiaj godzina Obrony Przeciw Ciemnym Mocom zaraz po śniadaniu – zauważył Remus, spoglądając na plan. – W dodatku w nowej sali – dodał, nachylając się nad pergaminem, żeby upewnić się, że dobrze odczytał.
– W nowej sali? – spytał zaciekawiony Syriusz. – Gdzie? – zerknął Lupinowi przez ramię. – Sala numer cztery – odczytał zdziwiony. – Gdzie to?
– Na pierwszym piętrze – odpowiedzieliśmy równocześnie ja i James, po czym roześmialiśmy się, a ja na wspomnienie wczorajszego incydentu zarumieniłam się lekko. Cała reszta spojrzała na nas zaskoczona.
– Mieliśmy w niej małą przygodę wczoraj, to ta pusta sala tuż za schodami głównymi – wyjaśnił Potter.
– Przygodę? – spytała Kate, a ja próbowałam jej posłać spojrzenie typu „nie pytaj, opowiem ci później”, jednak to spojrzenie przechwycił jej chłopak i w mig załapał o co chodzi.
– Kate wszyscy wiemy jakie przygody teraz przeżywają nasze gołąbeczki – powiedział ze złośliwym uśmieszkiem. – Nikt nie chce słuchać historii o tym jak się obściskują w pustej klasie.
– No cóż, wy nie potrzebujecie do tego pustej klasy, na nieszczęście innych, obecnych w tym zamku ludzi – odbiłam piłeczkę.
– My przynajmniej jesteśmy na tyle zajęci sobą, że nie zapamiętuję numerów klas, w których to robimy – odparował niezrażony i ugryzł kawałek rogalika.
– Jakby was złapało trzech nauczycieli, to uwierz stary, że byś zapamiętał – powiedział Potter i wyszczerzył zęby. Łapa roześmiał się głośno, a reszta wybałuszyła na nas oczy. Posłałam okularnikowi zirytowane spojrzenie.
– Kto was przyłapał? - spytała żywo Chuda.
– McGonagall, Lyon i Dumbledore – odpowiedział James, wywołując ogólne poruszenie wśród naszych przyjaciół.
– Przyszli komisyjnie sprawdzić, czy aby na pewno Evans nie zdzieli cię w łeb, czy co? – zakpił Syriusz, a reszta się roześmiała.
– Nie, szukali w całym zamku chociaż jednej klasy, której ty i Kate nie zaliczyliście – wyparowałam w odwecie.
– Zadanie niemożliwe do wykonania, bo po prostu takiej nie ma – odpowiedział z dumą i przyciągnął do siebie wyszczerzoną Kate. Przewróciłam oczami i pokręciłam głową z niedowierzaniem. – Ale chciałbym zobaczyć minę McGonagall – odezwał się po chwili i wyszczerzył zęby. Jako że wszyscy nalegali, to opowiedzieliśmy w skrócie, bez pikantnych szczegółów, całą sytuację. Wszyscy śmiali się z tej anegdotki, nawet mi zniknęły rumieńce z twarzy i zaśmiewałam się, gdy James opowiadał o tekstach Dumbledore'a.
– Nie wiem jak ja spojrzę teraz w oczy Lyonowi i McGonagall – mruknęłam, ale uśmiechnęłam się z zakłopotaniem.
– McGonagall to pikuś, już nieraz nas przyłapała – odparła Kate. – Ale nie wiem co bym zrobiła, gdyby mnie przyłapał profesor Lyon – mówiąc to spojrzała na stół nauczycieli i westchnęła z błogim uśmiechem, gdy jej wzrok zatrzymał się na młodym, przystojnym nauczycielu.
– Co to ma znaczyć, że nie wiesz, co byś zrobiła?! – oburzył się Łapa i zaczęli się sprzeczać, wywołując u reszty napady chichotu. Przekomarzanie Blacka i Bridge przerwała Patricia Blue, jedna z trzech ścigających w drużynie Gryffindoru, która z przerażoną miną podbiegła do Rogacza i wszyscy ucichli.
– James, musisz iść ze mną... Marius... potrzebuje pomocy... – wysapała drżącym głosem. Potter wstał błyskawicznie i ruszył za Patricią, Black nie wahał się i jako gracz, a zarazem najlepszy przyjaciel Pottera pobiegł za nimi. Zanim pobiegli ja i Angelina również wstałyśmy, ale James polecił, żebyśmy zostały tutaj. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni całą sytuacją. Marius Claw był obrońcą Gryfonów, więc Patricia zapewne pierwsze o kim pomyślała, to o kapitanie drużyny, czyli Jamesie.
– Myślicie, że stało mu się coś poważnego? – spytałam pozostałych.
– Gdyby tak było, to chyba pobiegłaby po kogoś z nauczycieli – odpowiedział Remus, ale nie był zbyt przekonany.
– Ale gdyby to nie było nic takiego, to Pat nie byłaby taka przestraszona – wtrąciła Angelina.
– Dowiemy się jak wrócą – mruknęła Kate. – Chodźmy już, bo za pięć minut zaczną się lekcje – po jej słowach wszyscy zgodnie wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę drzwi. W ciszy dotarliśmy pod nową klasę i czekaliśmy na profesora. Gdy przyszedł i otworzył drzwi do klasy, schowałam się między Remusem a Peterem, żeby mnie nie widział. Przed samym wejściem dobiegł do nas Syriusz, ale bez Pottera. Machnął ręką, że potem nam opowie co się stało. Rozsiedliśmy się w ławkach, ja pomaszerowałam pod sam koniec klasy i usiadłam w ławce pod oknem, obok mnie usadowiła się Angelina. Kate standardowo usiadła w pierwszej ławce, co było regułą tylko na lekcjach, które prowadził Lyon. Black oczywiście usiadł obok niej. Remus i Peter, ku mojej uldze, usiedli przede mną i Chudą.
– Dzień dobry wszystkim – odezwał się Lyon głębokim barytonem ze szkockim akcentem. – W związku z naszymi ćwiczeniami poprosiłem dyrektora, żeby przydzielił nam nieco większą klasę, aby każdy z was miał więcej miejsca. Ma to na celu lepszą koncentrację. W mniejszej klasie szum wywołany szeptaniem formułki zaklęcia jest większy, więc automatycznie ciężej wam się skupić na przywołaniu dobrego wspomnienia. Zaklęcie Patronusa, jak zdążyliście zauważyć, jest bardzo trudne, dlatego nie dziwi mnie, że jeszcze nikomu nie udało się wyczarować cielesnej postaci. Ale z tego co pamiętam pan Potter, Black i Lupin oraz panna Evans zdołali wyczarować mgłę, a to znak, że są na dobrej drodze – uśmiechnął się i przebiegł wzrokiem klasę, zatrzymując się o sekundę dłużej na mojej osobie, co automatycznie spowodowało, że się zarumieniłam. – No to do dzieła! – zachęcił nas dziarskim tonem. – Różdżki w dłoń, ławki na bok, każdy znajduje sobie trochę miejsca i ćwiczymy! – po jego słowach na chwilę zrobiło się zamieszanie w klasie, bo każdy wstawał, szurał krzesłem, a ławki latały pod okno.
Syriusz zrobił kawał Peterowi i odesłał ławkę razem z nim pod okno, a że ten się wystraszył, to spadł z krzesła i wpadł pod nią, czym wywołał salwę śmiechu. Black wyszczerzył do Glizdogona zęby w przepraszającym uśmiechu i podał mu rękę, żeby pomóc wygramolić się spod biurka. Wszyscy znaleźli sobie miejsce, a że sala była przestrzenna, a klasa nieliczna, to każdy miał dużo miejsca wokół siebie i mógł się skupić. Wkrótce sala wypełniła się dźwiękiem powtarzanej w kółko formułki zaklęcia. Skupiłam się na wspomnieniu wczorajszego pocałunku z Jamesem, a nie było to trudne, bo wystarczyło, że spojrzałam na katedrę.
– Expecto Patronum! – wykonałam odpowiedni ruch różdżką i od razu, ku mojej uciesze, pojawiła się srebrzysta mgiełka. Co prawda daleko temu było do cielesnego patronusa, ale ostatnim razem dopiero na sam koniec lekcji udało mi się tę mgiełkę wydobyć z różdżki. Ale długo nie było mi dane się cieszyć moją mgiełką, bo chwilę później przebiegły przez nią dwa duże, srebrne psy. W zasadzie to pies i wilk. Wszyscy wybałuszyli oczy, bo po raz pierwszy widzieliśmy dwa cielesne patronusy, nie licząc tego, którego kilka razy przy nas wyczarował sam Lyon.
– Świetnie! – nauczyciel klasnął zachwycony w dłonie. – Czyj jest wilk, a czyj pies? – spytał i rozejrzał się po klasie. Remus i Syriusz zgłosili się. – Ćwiczyliście sami? – zapytał, a oni odpowiedzieli twierdząco. – Świetnie, naprawdę świetnie! Jestem pod ogromnym wrażeniem, to dopiero nasza druga lekcja, na której ćwiczymy patronusy! Panie Black, Panie Lupin, każdy z was zarobił właśnie po piętnaście punktów dla Gryffindoru i jesteście zwolnieni z dzisiejszego wypracowania! – obaj Huncwoci uśmiechnęli się do siebie. – No, dalej, ćwiczymy, ćwiczymy! – niemal zaśpiewał melodyjnie i zachęcał uczniów do dalszego wypowiadania zaklęcia.
Po klasie jeszcze kilka razy przebiegły srebrzyste patronusy Łapy i Lunatyka, a potem ten pierwszy zajął się pomaganiem Kate, a drugi Peterowi. Moja mgła niestety nie chciała uformować się w żadne zwierzę. Angelinie kompletnie nie szło, co mogło mieć związek z jej problemami z Jasperem i Lukiem, bo widać było, że nie potrafi się skupić. Peter kompletnie źle wymachiwał różdżką i ciągle mylił formułkę zaklęcia. Kate wściekała się na Blacka, że jej pomaga, bo wolałaby, żeby to Lyon do niej podszedł ze wskazówkami, a sam profesor przechadzał się między nami i stawał przy każdym uczniu, obserwował jego poczynania, a następnie wyliczał błędy i pokazywał jak ich nie popełnić. Na koniec lekcji dotarł do mnie, co spowodowało, że spłonęłam rumieńcem. Wydawało mi się, że Lyon powstrzymywał się od głupiego uśmieszku, jakim mnie i Pottera wczoraj obdarzył, gdy nas przyłapali w tej właśnie klasie. Wzięłam głęboki oddech, spojrzałam jeszcze raz na katedrę, zamknęłam na chwilę oczy przypominając sobie orzechowe oczy Jamesa i uczucia, które się we mnie kotłowały podczas namiętnego pocałunku z nim...
– Expecto Patronum! – tym razem wiedziałam, że mi się udało. Z mojej różdżki wystrzelił srebrny promień, który następnie uformował się w zwierzę przypominające konia, jednak mniejsze i zgrabniejsze. – Och, to przecież...
– Łania! – krzyknął Syriusz i nie wiedzieć czemu roześmiał się, patrząc na Remusa, który mu zawtórował. Nie zwracałam na nich uwagi, bo byłam z siebie bardzo dumna, że w końcu mi się udało.
Profesor również mi przyznał 15 punktów i zwolnił z zadania domowego. Wkrótce potem lekcja się skończyła i szczęśliwa wyszłam z sali razem z innymi. Wszyscy zwróciliśmy się do Syriusza, żeby zapytać o co chodziło z Mariusem i czemu James nie pojawił się na lekcji.
– Ten debil dostał niepodpisaną paczkę z rękawicami obrońcy i wsadził tam łapska. Okazało się, że nie umie ich ściągnąć, kazał zawołać Rogacza, bo nie chciał iść do Skrzydła Szpitalnego ani McGonagall. Próbowaliśmy mu to ściągnąć różnymi zaklęciami, ale ktoś rzucił na ich środek tak jakby Zaklęcie Trwałego Przylepca, na dodatek nasączył jakimś trującym świństwem, które po czasie zaczęło działać. James kazał mi iść na lekcję, a sam próbował przekonać Clawa, żeby poszedł z tym do Pani Pomfrey – wyjaśnił na szybko. – Jak odchodziłem, to miał już dwukrotnie większe łapska, a waliło smrodem na cały korytarz.
– To straszne... Kto mu wysłał takie okropieństwo? – Kate zakryła usta i wytrzeszczyła oczy ze strachu.
– A kto się wściekł po ostatniej porażce dwustoma punktami? – spytałam w odpowiedzi.
– Myślisz, że Ślizgoni mu to wysłali? – zdziwiła się Angelina.
– A widzisz inne wytłumaczenie? – odparł Syriusz, popierając moją tezę. – Skoro nie wahają się użyć czarnej magii, to czym dla nich jest wysłanie trującej rękawicy dla zemsty? – splunął na ziemię ze złością. – Z drugiej strony ten Claw, to się Clown powinien nazywać, bo co za kretyn wsadza od razu na łapy coś niewiadomego pochodzenia. Dobrze, że mu kasku na łeb nie wysłali, bo by się pozbył tej pustej głowy – powiedział i roześmiał się ponuro. – Ale Evans, piękny patronus – zmienił temat i wyszczerzył zęby.
– A dziękuję, też mi się podoba – odwzajemniłam uśmiech.
– Nic dziwnego – wtrącił Remus i oboje z Syriuszem się roześmiali. Ja i Angelina spojrzałyśmy na nich zdziwione, natomiast Kate zmarszczyła brwi, jakby się nad czymś zastanawiała. Już miałam spytać co jest śmiesznego w moim patronusie, gdy dobiegł do nas James, więc zasypaliśmy go pytaniami o obrońcę Gryfonów.
– Musiałem go oszołomić i zaciągnąć do Skrzydła Szpitalnego – odpowiedział z niezadowoloną miną. – Pani Pomfrey była w niemałym szoku jak go zobaczyła. Powiedziała mi, że jeśli uda jej się ściągnąć te rękawice, to doprowadzenie jego rąk do całkowitej sprawności potrwa bardzo długo. Byłem u McGonagall powiadomić ją o tym. Ślizgoni tym razem przesadzili, wyeliminowali nam obrońcę co najmniej na jeden mecz – warknął ze złością.
– Ale dlaczego akurat on? Z tego co wiem, to całkiem miły chłopak, nie zadziera nosa... – spytałam, zastanawiając się nad odpowiedzią na własne pytanie.
– Bo jest cymbałem, który bez zastanowienia wkłada coś, co dostaje od anonima, a na dodatek pochodzi z rodziny mugoli, więc mieli dodatkową motywację, żeby mu wywinąć takie świństwo – odparł z zaciśniętymi zębami. – Mam nadzieję, że Pani Pomfrey go jakoś poskłada. Tak czy siak mogłoby być z nim gorzej, jak na mugolaka, to i tak go oszczędzili – dodał i zerknął na mnie zmartwionym wzrokiem. – Co tam u przyjemniaczka na lekcji? – zapytał zmieniając temat na weselszy.
– Wyczarowałam patronusa – pochwaliłam się z dumą. – Cielesnego – uściśliłam z uśmiechem, a James odwzajemnił uśmiech.
– I zgadnij czym był jej patronus? – dodał Łapa z głupim uśmieszkiem.
– Łanią – pospieszył Lunio z odpowiedzią, zanim Rogacz w ogóle zdążył się zastanowić. Cała trójka wybuchnęła śmiechem.
– Co jest takiego śmiesznego w tej mojej łani? – warknęłam zirytowana ich dziwnym zachowaniem. W tym momencie Kate roześmiała się.
– Ja wiem! – krzyknęła triumfalnie. James i Remus spojrzeli podejrzanym i pełnym wyrzutów wzrokiem na Syriusza. – To przez tego jelenia, do którego łaziłaś kiedyś w nocy – wyjaśniła, przypominając mi o moich dwóch dziwnych spotkaniach z jeleniem, po których miałam małą obsesję na jego punkcie. Trójka chłopaków znowu wybuchnęła śmiechem, a ja zmierzyłam ich pobłażliwym spojrzeniem.
– W sumie można ci przyznać rację Kate – James wyszczerzył zęby. – To właśnie przez tego jelenia.
***
Witam wszystkich po kolejnej przydługiej przerwie!
Ostatnio zapytałam czy jesteście jeszcze zainteresowania tą historią i jako, że odzew przekroczył moje najśmielsze oczekiwania, to pojawiam się dzisiaj z nowym rozdziałem.
Musicie mi wybaczyć jego nudny charakter i marną jakość, ale powroty do pisania po dwóch latach nie są najłatwiejsze. Na dodatek nie chcę przyspieszać czasu w opowiadaniu, więc nie może być tak, że codziennie się coś u nich dzieje. Mam nadzieję, że jednak choć fragmentami Wam się będzie podobało.
Nie chcę nic obiecywać, bo wszystko jest zależne od bardzo wielu czynników, jednak mam zamiar wyrobić sobie nawyk pisania, żeby dodawać kilka rozdziałów w roku (najchętniej jeden miesięcznie, ale w to wątpię), a nie jeden na dwa lata.
A teraz nie zanudzam i dziękuję za to, że ciągle jesteście <3
Rozdział (ciekawostka – ma 26 stron w Wordzie i osobiście jestem w szoku, że tyle udało mi się wycisnąć, bo uwierzcie, że kompletnie nie miałam na niego żadnego pomysłu) dedykuję mojej siostrze, która ostatnio przeczytała bloga (wcześniej nie miała pojęcia, że go prowadzę) i tym samym napędziła we mnie ochotę i wenę do pisania :D.
Będzie mi miło, jeśli podzielicie się ze mną swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami. Konstruktywna krytyka również jest mile widziana.
Kocham Was moje robaczki!
Wasza Leksia <3
Ależ się ucieszyłam, jak zobaczyłam rozdział :D Jak to nic się w nim nie działo? Prawie piszczałam na głos czytając o Luku i Angelinie!!! A potem zgrzytałam zębami wkurzając się na Jaspera. Lily oczywiście przy każdym momencie z Jamesem musi zaliczyć jakąś wtopę ;D I łania na końcu <3
OdpowiedzUsuńLeksiu, cieszę się, że tu wróciłaś, uwielbiam twojego bloga, a czekać na następne rozdziały będziemy tyle ile trzeba :D Życzę dużo weny i pozdrawiam!
Fistacja
Nareszcie rozdział... A tyle się naczekałam. Zdążyłam nawet urodzić dziecko xD ale nie piszę tego jako przytyk bo wiadomo jak jest w życiu i nie zawsze jest czas na pisanie. Zwłaszcza tak wciągających rozdziałów jak ten! Bardzo się cieszę że wróciłaś, i mam nadzieję że na dłużej! Co do samego rozdziału to mam niewymownie ataki agresji jak tylko czytam o Jasperze...a relacja Lily- James jak zwykle pełna przypału. Uwielbiam! Pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńKalinka
Ale się porobiło. 🤯
OdpowiedzUsuńNie przypuszczałam, że można się posunąć do tak ohydnych zagrywek w celu „ratowania związku”. Co prawda od dłuższego czasu Jasper dawał siebie poznać od tej gorszej strony, ale ludzie - stracić zaufanie dziewczyny, doprowadzić ją do ostateczności, odseparowując od rodziny i przyjaciół, zabierając ze sobą wszystko, co przypada na jej charakter i upodobania - w rzekomej próbie uratowania miłości? Na pewno o miłość tu chodzi, a nie przypadkiem o dominację?
Nie rozumiem. Kiedy zaczęli się spotykać, nic nie wskazywało na niekorzyść Jaspera. Wydawał się bezproblemowy i sympatyczny. Widać, aby w dobrze poznać człowieka, wystarczy choć raz sprzeciwić się jego woli. Przekonały się o tym przyjaciółki, przekonała się o tym Angela. Jednak choroba manipulacji wydaje się abstrakcyjna do momentu, w którym nie dotyka nas bezpośrednio... Pytanie, na ile podatna jest Angela? I czy na pewno trzyma ją przy nim sentyment ze skrawkami uczucia, czy techniki Jaspera pozbawiły ją obiektywnej oceny sytuacji?
W całym tym miłosnym zgiełku szkoda mi Lukeʼa. Nie należy do kochliwych typów, co to zakochują się średnio 2x w miesiącu. Rozumiem, że Angela mogła się pogubić, ale ten pierwszy nie potrafię jej współczuć. Owszem, została zmanipulowana, ale to problem wiążący ją z Jasperem, nie z Bogu ducha winnym Lukiʼem. Co gorsza, wróciła do nawyków jasperowych i zaczęła z powrotem kłamać. Mam złe przeczucie, że nawet jak Angeli uda się zrozumieć i uporządkować myśli, Luke tak czy inaczej oberwie rykoszetem. Naprawdę żal faceta...
Z przyjemniejszych rzeczy - powoli kiełkujący związek głównych bohaterów cieszy oczy i umysł. Jakoś w ich przypadku opisywanie tej galopującej relacji przychodzi Ci z wyjątkową łatwością, jakby słowo „razem” było tylko formalnością. Pasują do siebie, fajnie się uzupełniają, mają wspólny język, nic tu nie jest wymuszone, przesłodzone, ani wciśnięte na potrzebę kanonu książki. Bywają komiczne epizody z gronem nauczycielskim na czele, ale cóż począć. Lily liczyła się z wiedzą, że mając u boku zwariowanego Jamesa, dyskrecja nie ma przy nim wstępu, tak samo jak cukierkowe amorki z dala od wszelkiego ryzyka lub wytykania palcami przez gapiów. A jak wiadomo wszem i wobec - bez ryzyka nie ma zabawy. 😂 🙈
Życzę dużo weny i nie martw się o klarowny termin następnej publikacji – poczekamy tyle, ile będzie to konieczne. Dla Twojego arcymistrzowskiego opowiadania zawsze warto. 💜🤍💜🤍
Ściskam,
Wilo.
7 lat minęło, a ja nadal czytam to jak natchniona.
OdpowiedzUsuńKochana! Zaczytuję się w tym blogu od ładnych kilku dni, a warto wspomnieć, że za tydzień kończę 33 lata 😅 Świetnie piszesz! Potrafisz opisywać sceny, rozwijać wątki, dbasz o kontynuację, jesteś cierpliwa w fabule. Gratuluję!
OdpowiedzUsuńJestem dopiero na 30 rozdziale, co mnie trochę cieszy, bo dużo przede mną 🫠 Pisz, nie przestawaj!
Yassssss!!!! mega się cieszę, że w końcu jest nowy rozdział <3 Czytało się super i oby tak dalej <3333
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo przeze mnie wyczekiwany. Kocham go po prostu. Sytuacja Luke - Angelina się rozwija i to jak 😯 Jasper mnie już doprowadza do szału ale nie mogę się doczekać dalszych rozwiązań . Wtopa Lily i Jamesa oraz wątek łani- najlepsze 🤣 oraz niezawodny Syriusz ze swoimi tekstami💕. Czekam na następny rozdział z niecierpliwością i mam nadzieję że szybko się doczekam (🤣).
OdpowiedzUsuńPs. Rozdział wcale nie nudny wręcz przeciwnie zabawny i ciekawy.
Powodzenia w pisaniu następnych wydarzeń 💕💕💕
Z pozdrowieniami i życzeniami weny przesyłam serię filmów od fanów Lilly i Jamesa z Italii https://www.youtube.com/watch?v=KPlckOuX_WY&list=PLtmr8c38r_-VPaUce-xcoQfDb4r_K24b7
OdpowiedzUsuńTen fragment kiedy McGonadal Lyon i Dumbledore jest komiczny
OdpowiedzUsuńCześć, bardzo się cieszę, że dodałaś kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńJestem już trochę stara na HP, ale nadal chętnie wracam do blogów, dlatego bardzo się cieszę, że tutaj znowu historia ożyła.
Rozdział, wbrew temu co piszesz, jest bardzo ciekawy. Mamy Lily - swatkę, która zaczyna się już w to zbytnio angażować; Angelinę, z którą dzieje się coś niedobrego i Luke'a, który wreszcie ujawnił swoje uczucia. To nie jest mało, kochana!
A na dodatek dostaliśmy od Ciebie tę śmieszną scenkę z Jily i nauczycielami i jakże cudowny wątek z patronusem i jeleniem w lesie!
Masz świetne pomysły, które realizujesz. Trzymam kciuki w nadziei na kolejne rozdziały!
Ściskam mocno,
Magda
Świetne jak zawsze. Czekam na następne.
OdpowiedzUsuńWitaj, przeczytałam całość w około miesiąc. Cała historia bardzo mi się podoba i czekam na następne rozdziały. Życzę powodzenia w dalszym rozwijaniu opowiadania. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń