– Cześć – usłyszałam wesoły głos po swojej prawej stronie i aż podskoczyłam przestraszona do pozycji siedzącej. Kołdra spadła z mojego tułowia, a ja wpatrywałam się zszokowana w siedzącego w fotelu Jamesa, który uśmiechał się wesoło. Gdy jego wzrok powędrował nieco niżej niż moja twarz, przypomniałam sobie, że moją piżamą jest obcisły podkoszulek oraz przeokropnie krótkie spodenki i zarumieniłam się.
– Co ty tutaj robisz? – spytałam zdziwiona, zakrywając się z powrotem kołdrą.
– Czekam aż się obudzisz – odpowiedział niezrażony moją reakcją. – Przyniosłem ci śniadanie, bo je przespałaś – dodał i wskazał na mój stolik nocny, gdzie leżała taca z dzbankiem kawy, jajecznicą, rogalikami, kiełbaskami i kanapkami.
– To miłe, dziękuję – wydukałam z siebie nadal kompletnie rozbita jego obecnością w dormitorium. Poza nami nikogo więcej tutaj nie było, co dodatkowo mnie paraliżowało.
– Musimy dokończyć eliksir i najpierw myślałem, że zrobię to sam, ale później doszedłem do wniosku, że jeszcze coś pokręcę i spieprzę nasz tygodniowy wysiłek, więc wziąłem ci śniadanie i stwierdziłem, że poczekam aż się obudzisz. Nie chciałem cię budzić, bo wróciliśmy późno, więc czekam tutaj od dwóch godzin. Na szczęście nikogo nie ma, bo wszyscy korzystają z prawdopodobnie ostatniego ładnego weekendu. Zjesz śniadanie, pójdziemy dokończyć eliksir i możemy go dać Łapie i Kate, a potem mamy dla siebie cały dzień. Moglibyśmy zrobić sobie spacer po zamku, albo odwiedzić Hagrida – Potter paplał jak najęty, kompletnie niewzruszony tym, że ja siedzę w łóżku i gapię się na niego jak cielę w malowane wrota. – Chyba, że masz jeszcze jakąś pracę domową do odrobienia, to możemy razem posiedzieć. Podejrzewam, że Syriusz z Kate znikną na cały dzień, więc ewentualnie możemy spędzić czas z Luniem i Glizdkiem. Co ty na to? – spytał, wpatrując się radosnym spojrzeniem.
– Eee… – zająknęłam się, nie wiedząc co powiedzieć. – Przepraszam, ale muszę iść do łazienki – wskazałam na drzwi, a on roześmiał się.
– No tak, przepraszam. Jasne, idź, poczekam tutaj – posłał mi słodki uśmiech. Co prawda nie było mi do śmiechu, ale zabawny był fakt, że okularnik był w tak świetnym humorze, że nie dostrzegł mojego zakłopotania całą tą sytuacją.
– Czy mógłbyś mi podać tamten szlafrok? – spytałam, wskazując na krzesło stojące pod szafą, na oparciu którego wisiał różowy ciuch. Dziękowałam w duchu Kate, że zostawiła na wierzchu swój szlafrok, którym mogłam się zakryć przed spojrzeniem Jamesa.
– Po co ci szlafrok? – spytał marszcząc brwi.
– Muszę się dostać do łazienki – odpowiedziałam, ale Potter nie zrozumiał o co mi chodzi, bo dalej patrzył pytająco. – Muszę się ubrać – dodałam nieco zniecierpliwiona.
– Przecież nie jesteś naga, możesz iść tak – odpowiedział lekkim tonem.
– Moja piżama nie jest odpowiednim strojem, żeby paradować przed… ludźmi – mruknęłam i poczułam, że oblewam się rumieńcem. James roześmiał się serdecznie.
– Przestań Lily! Jesteśmy parą, nie musisz się mnie wstydzić – posłał mi łagodny uśmiech, wstał i usiadł na moim łóżku. Intuicyjnie odsunęłam się i zakryłam szczelniej kołdrą.
– Ja naprawdę muszę iść do łazienki zanim wyjdę do ludzi, więc proszę podaj mi ten szlafrok – powiedziałam nieco spanikowana.
– Okej, jak sobie życzysz, moja pani – ukłonił się lekko ze śmiechem, wstał, podszedł do krzesła, z którego wziął różowy szlafrok Kate, a następnie zbliżył się do mnie i wręczył mi go. Wzięłam z ręki ubranie, po czym spojrzałam na niego jednoznacznie, ale on znowu nie zrozumiał mojej niemej aluzji.
– Mógłbyś się odwrócić? – spytałam i znowu spąsowiałam.
– Naprawdę? – spytał z niedowierzaniem, a ja nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego dziwi go moja wstydliwość. Przecież nie byliśmy parą z długim stażem i nie mieliśmy jeszcze ze sobą intymnych relacji. Dopiero co zdecydowaliśmy się na związek, więc nie byłam gotowa paradować przed nim półnago. Pokiwałam tylko głową, a on odwrócił się posłusznie, więc mogłam zarzucić na siebie szlafrok i wyjść z łóżka. Ledwo to zrobiłam, a odwrócił się w moją stronę i z uśmiechem zaczął się zbliżać do mnie, żeby się przywitać. Ja jednak znów instynktownie zaczęłam się odsuwać.
– Nie przywitasz się ze swoim chłopakiem? – wyszczerzył zęby, a ja spojrzałam na niego jak na wariata. Musiałam wyglądać okropnie. Gdy wróciłam nad ranem, nie miałam siły na zmywanie makijażu, ani tym bardziej na przedsenną toaletę, więc tylko przebrałam się w swoją skąpą piżamę i wskoczyłam do łóżka. Absolutnie nie miałam zamiaru w takim stanie pokazywać się Jamesowi, a co dopiero witać się z nim czule.
– Masz zamiar codziennie mnie zaskakiwać śniadaniem do łóżka? – spytałam nieco chłodno, próbując go powstrzymać.
– Jeśli tylko sobie tego życzysz, to tak – odpowiedział i posłał mi uroczy uśmiech, który ciężko mi było odwzajemnić, bo byłam strasznie skołowana. Dopiero wtedy zrozumiał, że nie mam zamiaru się z nim czule witać. Jego oczy na sekundę zrobiły się smutne, jednak szybko pozbył się tego wyrazu. – Przesadziłem? – spytał nieco przybitym tonem, aż ścisnęło mi serce. – Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć, chciałem umilić ci dzień od samego początku, nie zauważyłem, że czujesz się niekomfortowo – powiedział i spuścił głowę.
– Ja po prostu muszę iść do łazienki, zaraz wracam – mruknęłam w odpowiedzi.
– Jasne, idź, jeśli mogę to poczekam tutaj – wskazał na fotel, w którym go zastałam, gdy się obudziłam. Przytaknęłam i zwiałam do łazienki, po drodze wyciągając z szafy ciuchy. Z ulgą zamknęłam za sobą drzwi. Spojrzałam w lustro i na szczęście nie wyglądałam tak źle jak myślałam. Spięłam włosy w ciasnego koka na czubku głowy, zdjęłam z siebie wszystko i wskoczyłam pod prysznic. Starałam się uwinąć jak najszybciej, żeby James nie musiał tam czekać zbyt długo. Ogarnęłam się, ubrałam w jeansy i cienki szary sweter, włosy rozpuściłam i rozczesałam. Pod prysznicem doszłam do wniosku, że nie chcę, żeby James myślał, że związek z nim mnie krępuje i postanowiłam, że gdy wyjdę, to przywitam się z nim należycie. Dodałam sobie przed lustrem odwagi i wyszłam z łazienki. Chłopak siedział w fotelu i ewidentnie coś analizował w myślach z zaciętą miną. Nie wiedziałam, czy nie patrzy na mnie, bo się zamyślił, czy nie chciał patrzeć, żeby mnie nie peszyć. Podeszłam cicho do niego i nie czekając na jego reakcję, wpakowałam mu się na kolana, siadając na niego okrakiem, podniosłam jego głowę do góry i po prostu pocałowałam delikatnie, obejmując jego kark. James był wyraźnie zaskoczony, jednak oddał pocałunek, który trwał dłuższą chwilę. Po kilku sekundach objął mnie rękami w pasie.
– Dzień dobry kochanie – powiedziałam, gdy w końcu udało mi się przemóc, żeby oderwać się od jego ust. Na jego twarz wrócił promienny uśmiech.
– Cześć – powtórzył i pocałował mnie krótko.
– To teraz mogę coś zjeść – powiedziałam cicho i zeszłam z jego kolan, po czym usiadłam na łóżku, nalałam sobie kawy i wzięłam do ręki rogalika. – Poczęstujesz się? – spytałam, a on pokręcił głową. Uśmiech nieco zrzedł i przypatrywał się mi bacznie. Podejrzewałam, że analizuje moje wcześniejsze zachowanie.
– Przepraszam, przestraszyłem cię – mruknął, a ja zaczęłam sobie pluć w brodę za to, że tak panicznie zareagowałam.
– Przestań, nie przepraszaj. Po prostu byłam zaskoczona, no i ciężko bez porannej toalety całować świeżo upieczonego chłopaka. Jeszcze byś mi zwiał i co ja bym zrobiła? – wyszczerzyłam zęby, próbując to obrócić w żart. Potter uśmiechnął się lekko, jednak nie na tyle, żeby odpuścić rozmowę o tym.
– Przepraszam, nie chciałem cię spłoszyć. Nie jestem wariatem, żeby zabierać ci każdą wolną chwilę. Mam co prawda fioła na twoim punkcie, ale nie zamierzam cię zamykać w złotej klatce. Powinienem dać ci dzisiaj spokój, w końcu wczoraj poświęciłaś mi cały dzień i noc. Mogłem przynieść śniadanie i zostawić kartkę, a nie osaczać cię i...
– Przestań mnie przepraszać! – przerwałam mu zniecierpliwiona. – Nie jestem taka delikatna! To było bardzo miłe i wcale nie chodziło o to, że uważam cię za wariata, który mnie osacza. Ja po prostu chciałam iść do łazienki, nic więcej. Naprawdę nie dorabiaj do tego filozofii James. Chcę z tobą spędzić dzisiejszy dzień i każdy kolejny i wcale nie mam nic przeciwko temu, że przyszedłeś tutaj tak wcześnie i zrobiłeś mi niespodziankę – powiedziałam stanowczo, po czym uśmiechnęłam się.
– Na pewno? – spytał trochę normalniejszym tonem. Odstawiłam rogalika, podeszłam do niego, wyciągnęłam rękę i pociągnęłam go tak, że teraz staliśmy naprzeciwko siebie.
– Na sto procent – odparłam i wtuliłam się w niego, a on zamknął mnie w mocnym uścisku.
– To dokończ śniadanie i spadamy do eliksiru – wymruczał do moich włosów, po czym pocałował mnie w głowę. Posłusznie wróciłam do swojego śniadania i gdy napełniłam brzuch i dopiłam kawę, byłam gotowa, żeby iść do Pokoju Życzeń. Jednym machnięciem różdżki posprzątałam po swoim śniadaniu, po czym wyszliśmy z dormitorium, idąc obok siebie. Schodząc ze schodów, wsunęłam swoją dłoń w jego, czym ewidentnie go pozytywnie zaskoczyłam. Spojrzał na mnie niemal rozanielony, przez co roześmiałam się cicho. Chciałam pokazać Jamesowi, że wcale się nie wstydziłam być jego dziewczyną i wcale mnie nie onieśmielał fakt, że jesteśmy parą. Nie miałam problemu z tym, żeby się pokazywać z nim przy ludziach i nie chciałam, żeby myślał, że się tego wstydzę. Owszem, nie lubiłam publicznie pokazywać swoich uczuć i nie miałam zamiaru zachowywać się jak Kate i Syriusz, jednak mimo wszystko odczuwałam potrzebę bycia blisko Rogacza i nie przeszkadzało mi, że ludzie to dostrzegą. Gdy przechodziliśmy przez Pokój Wspólny, wszyscy lustrowali nas wzrokiem, ale miałam to w nosie. Nie jesteśmy pierwszą i ostatnią parą w tym zamku, więc szeptanie i gapienie się wkrótce przestanie mieć miejsce. Do Pokoju Życzeń doszliśmy w ciszy, po prostu ciesząc się z tego, że idziemy tam razem. Moja dłoń zaskakująco pasowała do dużej, ciepłej dłoni Jamesa. Mieliśmy splecione palce, a jego kciuk delikatnie głaskał wierzch mojej dłoni. To było takie przyjemne uczucie spacerować po zamku, trzymając się za rękę. Nawet nie podejrzewałam, że takie błahe i proste czynności mogą sprawiać tyle radości. Rozpierało mnie szczęście i radość, a centrum tych wszystkich uczuć był wysoki brunet w okularach. W końcu jednak trzeba było się zająć eliksirem, więc musiałam puścić jego dłoń. Sprawdziłam konsystencję eliksiru, która była doskonała, więc zabrałam się za dodanie ostatniego składnika.
– Lunio nic nie spieprzył wczoraj? – spytał okularnik, a ja pokręciłam głową przecząco.
– Nie, wszystko w porządku – odpowiedziałam.
– To dobrze, ma szczęście – wyszczerzył zęby. – Chociaż nie narzekałbym, gdybyśmy kolejny tydzień spędzili w tym małym i przytulnym pomieszczeniu… – mówiąc to, objął mnie od tyłu i pocałował w szyję. Motylki w moim brzuchu wykonały potrójne salto, a mnie przeszedł dreszcz przez całe ciało. Całą siłą woli musiałam zmusić się do odepchnięcia Pottera.
– Daj mi dokończyć eliksir, a potem możemy się całować do woli – powiedziałam cicho, a on roześmiał się serdecznie.
– Uważaj co mówisz, ja to biorę do serca i potem nie dam ci spokoju – wyszeptał mi do ucha. Odwróciłam się do niego i spojrzałam mu głęboko w oczy.
– A ty myślisz, że ja chcę, żebyś mi dał spokój? – spytałam zalotnie i strzepałam niewidzialnego paproszka z jego swetra. Potter nachylił się, żeby mnie pocałować, ale powstrzymałam go dłonią.
– Okej – podniósł ręce do góry w geście kapitulacji – nie dotknę cię, dopóki nie powiesz, że eliksir jest gotowy. Nie wiem jak ty to robisz, że potrafisz się powstrzymać, bo gdyby to zależało ode mnie… – nie dokończył zdania, tylko rzucił mi płomienne spojrzenie, po którym aż zarumieniłam się.
– Powstrzymuje mnie tylko myśl o tym, że Kate mnie zabije, jeśli jej każę czekać kolejny tydzień – mruknęłam i wyszczerzyłam zęby.
– Zabić nie zabije, bo kto jej uwarzy eliksir – odparł okularnik i uśmiechnął się szelmowsko. – Ale wizja pozbycia się wiecznie miauczących o Fertilis tych dwóch, to bardzo motywująca wizja – dodał, a ja roześmiałam się.
– I tego się trzymajmy kochanie – puściłam mu oczko, a widok jego rozanielonego uśmiechu wręcz mnie rozczulił.
– No proszę, jeszcze rano taka awersja, a teraz już drugi raz tak do mnie powiedziałaś – zauważył brunet, a ja znowu spłonęłam rumieńcem. Żeby uciąć tę dyskusję, niechybnie prowadzącą do kolejnych czułości między nami, zajęłam się krojeniem w kostkę ostatniego składnika. James chyba załapał o co mi chodzi, bo ani się nie odezwał, ani nie wykonał żadnego gestu w moim kierunku, tylko bacznie obserwował moje ruchy. Starałam się nie zwracać uwagi na to, że jestem obserwowana przez niego i dość sprawnie poszło mi krojenie. Wrzuciłam do kociołka ostatni składnik, a James niemal zmaterializował się przy mnie i zgodnie z instrukcją zamieszał trzy razy w lewo i pięć w prawo. Eliksir zasyczał, a jego barwa zmieniła się na wściekle czerwoną, po czym złagodniała do jasnoróżowej. Machnęłam różdżką by zgasić płomienie tańczące pod kociołkiem i wzięłam do ręki drewnianą łyżkę. Nabrałam na nią odrobinę eliksiru i odwróciłam się w stronę Jamesa.
– Spróbuj – poleciłam, ale on spojrzał na mnie jak na wariatkę.
– To eliksir dla dziewczyn – oponował, a ja wywróciłam oczami.
– I właśnie dlatego Tobie powinien wydać się gorzki, a mnie słodki. Jak chyba zdążyłeś zauważyć, jesteśmy przeciwnej płci, więc możemy sprawdzić, czy eliksir na pewno jest dobrze uwarzony. No chyba, że masz ochotę opiekować się brzdącem tej dwójki, który może okazać się jeszcze gorszym urwisem niż Black, bo będzie miał domieszkę Kate – wyrzuciłam z siebie, a Potter parsknął śmiechem.
– No dobra, niech ci będzie – mruknął i spróbował eliksiru. Ledwie go przełknął, a skrzywił się. – Okropny – wzdrygnął się.
– Miałeś ocenić czy gorzki…
– Gorzki w cholerę – wyjaśnił, a ja uśmiechnęłam się i nabrałam kolejną łyżkę, po czym spróbowałam. Eliksir był bardzo słodki i pyszny, aż oblizałam się ze smakiem.
– Słodziutki – powiedziałam zadowolona.
– Czyli eliksir się udał, odwaliliśmy kawał dobrej roboty – stwierdził dumnie Rogacz.
– To się okaże przez najbliższy miesiąc – zachichotałam, a on mi zawtórował. – Musimy go rozlać do fiolek – dodałam po chwili, a na stole automatycznie pojawiły się odpowiednie naczynia. Machnęłam różdżką i wywar sam zaczął nalewać się do buteleczek, a James różdżką nadzorował zatykanie ich korkami. Nie trwało to długo i chwilę później mieliśmy 60 buteleczek z eliksirem.
– Dużo tego wyszło – zauważył James, przyglądając się naszemu dziełu.
– Jedna buteleczka powinna wystarczyć na jeden cykl, czyli około miesiąca – odpowiedziałam, starając się brzmieć rzeczowo.
– O kurczę, to możesz zacząć tym handlować – roześmiał się chłopak, a ja posłałam mu zirytowane spojrzenie.
– Albo po prostu Kate będzie miała zapas na 5 lat – wzruszyłam ramionami, starając się nie zarumienić. Rozmowa o tym, jak dużo powstało buteleczek, była dla mnie krępująca, bo dotykała pośrednio tematów, na które tak ciężko było mi rozmawiać. – Musimy się zastanowić jak to przetransportujemy do dormitorium. Co prawda nie znalazłam w regulaminie szkoły zakazu posiadania tego konkretnego eliksiru, ale podejrzewam, że McGonagall nie byłaby szczęśliwa wiedząc co jest we fiolkach – zmieniłam temat.
– A może sama by chciała odkupić parę buteleczek – Potter wyszczerzył zęby, a ja wywróciłam oczami, chociaż nie powstrzymałam się przed uśmiechem. – Pomyślałem o tym – dodał po chwili i wyciągnął z kieszeni nieduży worek z brązowego materiału. – Dostałem pod choinkę od mamy – wyjaśnił. – Rzuciła na niego zaklęcie zmniejszająco-zwiększające, więc możemy tam wsadzić wszystkie i bez problemu przetransportować do dormitorium.
– Jesteś niezastąpiony – powiedziałam z uznaniem i uśmiechnęłam się do niego szeroko.
– I należy mi się za to jakaś nagroda – rzekł i zbliżył się do mnie na odległość stopy.
– Owszem, należy ci się – przyznałam mu rację i z figlarnym uśmiechem przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam krótko w usta. James objął mnie i oddał pocałunek, chcąc go przedłużyć, ale ja przerwałam i uśmiechnęłam się niewinnie. – Dajmy im ten eliksir, bo pewnie już przedreptują nogami.
– Obiecałaś, że gdy skończymy, to będę mógł cię całować do woli – powiedział z wyrzutem, ale uśmiechał się przy tym.
– To bardzo kuszące, ale jak ci na to pozwolę, to nie wyjdziemy stąd do jutra – wyszczerzyłam zęby i zdążyłam tylko zauważyć dziki błysk w oku mojego chłopaka, zanim nie zaczął mnie znowu całować.
***
W Pokoju Życzeń nie spędziliśmy całego dnia, ale trochę nam zajęło nacieszenie się sobą. W końcu udało nam się spakować wszystkie buteleczki oraz pozostałe składniki do Jamesowego worka, więc mogliśmy się pożegnać z naszym małym laboratorium warzenia eliksirów. Wyszliśmy na korytarz i ledwo zniknęły za nami drzwi do Pokoju Życzeń, a zza rogu zjawili się Kate z Syriuszem.
– Cześć, gdzie macie eliksir? – Łapa przywitał nas bez zbędnych ceregieli.
– Skąd wiedzieliście gdzie jesteśmy? – spytałam zaskoczona, że tak szybko nas odnaleźli. Potter nie wydawał się być tym zdziwiony.
– Nieważne Evans, masz eliksir? – spytał ponownie.
– No nie wiem, nie wiem… – zaczęłam się droczyć.
– Byłem wczoraj grzeczny, ani razu wam nie przeszkodziłem – powiedział niemal z wyrzutem. – Swoją drogą ładnie się bawiliście, aż do rana – wyszczerzył zęby i popatrzył znacząco. – Czy nasze gołąbeczki są już parą?
– Może nie są, może są – odpowiedziałam powoli z szelmowskim uśmiechem. Kate obserwowała uważnie każdy mój ruch, jakby spodziewała się, że zza koszulki wyciągnę eliksir i roztrzaskam go na złość Syriuszowi. – A jeśli są, to może potrzebny im będzie cały zapas Fertilis, który sobie sami warzyli przez ostatni tydzień? – dodałam, ale wbrew moim oczekiwaniom Syriusz parsknął śmiechem.
– Evans, Rogacz cztery lata czekał aż dasz się namówić na randkę, to zanim zaciągnie cię do łóżka, miną kolejne cztery – wypalił, nadal śmiejąc się jak głupi. Kate rzucała mi przepraszające spojrzenie, a James przypatrywał mi się uważnie.
– Masz, idź i zniknij mi z oczu Black, zanim się rozmyślę – warknęłam, wciskając mu jedną butelkę Fertilis, którą miałam schowaną w kieszeni swetra. Gryfon chwycił buteleczkę i schował do swojej kieszeni.
– Dzięki Evans i do zobaczenia – spojrzał na zegarek – prawdopodobnie jutro – dokończył i puścił nam oczko, po czym pociągnął Kate i niemal biegiem puścili się korytarzem.
– Jak wrócę, to cię porywam na szczegółową spowiedź – rzuciła moja przyjaciółka, zanim zniknęli za rogiem.
– No to mamy ich z głowy – pokręciłam głową z uśmiechem. – Co robimy? – odwróciłam się w stronę Jamesa, który zamyślony nadal bacznie mi się przyglądał.
– Wcale nie zależy mi na zaciągnięciu cię do łóżka – powiedział nagle, kompletnie mnie zaskakując.
– Nie martw się, nie biorę sobie do serca docinek Syriusza – odparłam. – Wcale tak nie myślę – dodałam widząc, że James nadal się nad czymś zastanawia.
– To dobrze – powiedział i na jego ustach zagościł lekki uśmiech. – Chodź, zaniesiemy te eliksiry do dormitorium, a potem możemy pójść na spacer po błoniach – po tych słowach chwycił mnie za rękę i poszliśmy w stronę wieży Gryffindoru.
Przyjemnie było iść sobie z Potterem za rękę i nie przejmować się tym, co mówią ludzie. Najważniejsze było to, że w końcu byliśmy razem i nie musieliśmy się przed nikim chować. Gdy byliśmy pod schodami prowadzącymi do dormitoriów, stanęłam zatrzymując też Jamesa.
– Zaniosę to sama, a ty poczekaj na mnie tutaj – poprosiłam, a Potter rzucił mi pytające spojrzenie. – Nie wiem, czy dormitorium jest puste, a nie chciałabym, żebyśmy tam wparowali razem, gdy będzie tam Rachel – wyjaśniłam, a on już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, jednak nie dałam mu dojść do słowa. – Proszę, to zajmie dosłownie 10 minut, wytrzymasz tyle beze mnie – obróciłam to żart i pokazałam mu język.
– Okej, leć – odparł i podał mi worek z eliksirami. Wspięłam się po schodach i wpadłam do dormitorium, w którym, wedle moich przewidywań, siedziała Rachel.
– Cześć – rzuciłam i podeszłam do swojego łóżka, spod którego wyciągnęłam swój kufer, do którego zaczęłam układać eliksiry. Żeby było szybciej, pomagałam sobie różdżką. Nie chciałam, żeby ktokolwiek obcy wiedział o eliksirze, dlatego starałam się nie pokazywać Douglas co dokładnie robię. Jednak ona nie zdawała się być tym zainteresowana.
– To prawda? – spytała głosem niemal wypranym z emocji.
– Co jest prawdą? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, nie przerywając swojej czynności.
– Że ty i on… – urwała, ale ja zrozumiałam o co pyta. Nie odpowiedziałam od razu. Dokończyłam wypakowywanie eliksirów i składników, zamknęłam dokładnie kufer, na wszelki wypadek zabezpieczyłam go zaklęciem, wsunęłam pod łóżko i dopiero wtedy odwróciłam się do niej twarzą.
– Że jesteśmy parą? O to ci chodzi? – spytałam, starając się brzmieć łagodnie. Przytaknęła i wpatrywała się we mnie wielkimi czekoladowymi oczami, w których zaczęły pojawiać się łzy. – Tak – odpowiedziałam, a ona zacisnęła usta i odwróciła się plecami.
– Mam nadzieję, że nie potraktuje cię równie okropnie jak mnie – wyrzuciła z siebie przez zaciśnięte zęby. Ton jej głosu wskazywał jednak na to, że chciałaby, żeby mnie to spotkało.
– Rachel to dawne dzieje, od tamtych wydarzeń minęło dużo czasu, James się zmienił, ja też… Nikt nie chciał cię skrzywdzić… – wydukałam z siebie, starając się ostrożnie dobierać słowa.
– Co ty możesz wiedzieć? – wymamrotała i zasłoniła kotary wokół swojego łóżka, co miało chyba w jej mniemaniu być zakończeniem tej rozmowy. Westchnęłam i z wyrzutami sumienia udałam się do Pokoju Wspólnego. Wzrokiem przeczesałam pomieszczenie i niedaleko kominka zauważyłam znajomą czarną czuprynę. Podążyłam tam i usiadłam na fotelu obok Jamesa, a naprzeciwko Remusa.
– Cześć Lunio – wysapałam niezbyt entuzjastycznie, przez co obydwoje spojrzeli na mnie zmartwieni. – Rachel – wyjaśniłam krótko i machnęłam ręką. – Dzięki Remusie za to, że zaopiekowałeś się eliksirem podczas naszej randki – posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił.
– Mam nadzieję, że niczego nie zepsułem – wyszczerzył zęby.
– Najwyżej następnym razem będziemy warzyć coś na poprawę samopoczucia dla ciężarnych – odparłam i wszyscy roześmialiśmy się.
– Poza tematem, to widzę, że randka się udała – wskazał głową na nasze splecione ręce.
– Bardzo – wyznałam i uśmiechnęłam się szeroko.
– To świetnie, teraz mogę z ulgą powiedzieć: nareszcie! – powiedział, a ja parsknęłam śmiechem. James uśmiechnął się lekko.
– Może zagramy w eksplodującego durnia? – zaproponował Potter, a my przystanęliśmy na jego propozycję.
Bawiliśmy się w najlepsze, grając i rozmawiając. Co chwila wybuchaliśmy głośnym śmiechem, niczym pierwszoklasiści. Nie powiem, było naprawdę sielankowo. Ani się nie obejrzeliśmy, a przyszła pora na lunch. Zanim zeszliśmy na dół, James skoczył do dormitorium po bluzę. Siedzieliśmy więc we dwójkę z Remusem, czekając na niego.
– Cieszę się z waszego szczęścia Lily – powiedział, uśmiechając się dobrodusznie. Odwzajemniłam uśmiech.
– Dziękuję Lunio, nie pamiętam kiedy ostatnio czułam się aż tak beztrosko. Randka była cudowna i o dziwo wcale nie czuję się skrępowana tym, że jesteśmy razem – wyznałam szczerze. – Głupia byłam, że wcześniej nie dałam się namówić, ale co było, to było. Liczy się to, co jest teraz.
– No wiesz, Jamesowi długo zajęło dorastanie – odparł powoli. – Oczywiście nie stało się to nagle, był to proces dość długi, ale gdyby na to spojrzeć z perspektywy czasu, to dopiero od niedawno naprawdę widać w nim dojrzałość, której głównie brakowało do tego, żebyście mogli być razem. Czasami gdy na niego patrzę i go słucham, nie widzę w nim już tego szczeniaka z piątej klasy. Wszyscy dojrzeliśmy, ale to w nim zaszła największa zmiana. Oczywiście nadal nie jest święty i idealny, ale jednak sama musisz przyznać, że gdyby nadal był Jamesem sprzed dwóch lat, to nie zgodziłabyś się na żadną randkę – rzekł spokojnie, analizując zachowanie swojego przyjaciela. Uśmiechał się przy tym czule, a w jego głosie niemal słyszałam nutkę dumy z tego, że James tak dorósł.
– No tak, James się zmienił bardzo, ale ja również nie jestem już Lily z piątego roku – przyznałam mu rację. – Ja także musiałam zrozumieć pewne rzeczy i cechy, które wcześniej mi u niego przeszkadzały, dzisiaj mi się podobają. Przewrotny bywa ten los, długą drogę przeszliśmy, żeby być w tym miejscu, gdzie jesteśmy teraz i mam nadzieję, że będzie to szło tylko ku lepszemu – dodałam, a Remus przeszył mnie uważnym i jednocześnie poczciwym spojrzeniem.
– Tego wam życzę i kibicuję z całego serca. Doskonale wiesz, ile zawdzięczam Jamesowi, Syriuszowi i Peterowi, dlatego chciałbym, żeby życie ułożyło im się jak najlepiej – odpowiedział z sentymentem w głosie. Poklepałam go i ścisnęłam jego ramię pokrzepująco.
– My też ci Lunio kibicujemy i życzymy wszyscy jak najlepiej, pamiętaj o tym – mrugnęłam do niego przyjacielsko. Remus nie zdążył nic odpowiedzieć, bo w tym momencie dołączył do nas James. Wstaliśmy i całą trójką zeszliśmy na dół do Wielkiej Sali.
– Swoją drogą, gdzie jest Glizdogon? – spytał James, kierując to pytanie do Lunatyka.
– Siedzi w bibliotece nad dodatkowym zadaniem z Zaklęć – odparł Remus, a James wywrócił oczami, jednak nie skomentował tego. Usiedliśmy przy stole Gryfonów i każdy zajął się nakładaniem jedzenia na swój talerz. Podczas jedzenia wdaliśmy się w dyskusję na temat następnych zajęć z Obrony Przeciw Czarnej Magii, na których mieliśmy zacząć ćwiczyć zaklęcie patronusa. W połowie naszego lunchu do Wielkiej Sali weszli pogrążeni w rozmowie Angelina z Lukiem, którym tym razem nie towarzyszyli Will i Steven. Zmarszczyłam brwi i obserwowałam jak Luke z przejęciem jej coś opowiada, po czym ona wybucha śmiechem, jednocześnie dotykając jego przedramienia. Nie wiedziałam, czy specjalnie flirtuje, czy to jej naturalne zachowanie przy nim. Teraz stali przy stole Krukonów, jakby nie mogli pożegnać się na te pół godziny i ciągle dyskutowali.
– Myślałem, że Angelina jest z Redem, pałkarzem Krukonów, a nie z Lukiem – powiedział James, który również przypatrywał się tej dwójce.
– Już nie jest z Redem, mają przerwę – odparłam zgodnie z prawdą.
– Przerwę na Mitchella? – parsknął, a ja spojrzałam na niego uważnie.
– Aż tak to widać? – spytałam.
– Przecież widzisz – odpowiedział i wskazał na nich.
– Zastanawiałam się, czy ja to widzę, bo wiem o tym, że oni się mają ku sobie, czy może jednak to po prostu widać – mruknęłam, a on uśmiechnął się.
– Uwierz, widać z daleka. Tak jak z nami – wyszczerzył zęby i skradł mi szybkiego całusa, kompletnie mnie zaskakując. Przez chwilę miałam ochotę na niego nawrzeszczeć, ale potem zdałam sobie sprawę, że to przecież mój chłopak. Dziwne było to wszystko, bo gdy byliśmy sami, myśl o tym, że jesteśmy parą była naturalna, a wśród ludzi nadal nie byłam do tego przyzwyczajona. Angelina w końcu oderwała się od rozmowy z Lukiem i zmierzała z bananem na twarzy w naszym kierunku.
– Cześć Lily! – zawołała radośnie z daleka. – Nareszcie cię widzę od wczoraj – wyszczerzyła zęby i usiadła naprzeciwko mnie i Jamesa. – Jak tam randka, udana? – spytała, patrząc to na mnie, to na Jamesa. Potter objął mnie delikatnie i przyciągnął do siebie.
– Oficjalnie oświadczam, że ta panna jest już zajęta – odparł i uśmiechnął się szeroko, a Angelina zachichotała.
– To świetnie! Gratulacje! Tak się cieszę! W dormitorium mi wszystko opowiesz – zwróciła się znowu do mnie, nakładając sobie na talerz makaron.
– Co ty taka rozanielona? – spytałam rzucając jej podejrzliwe spojrzenie.
– Cieszę się szczęściem moich przyjaciół – odparła wymijająco, posyłając mi szeroki uśmiech.
– A może szczęściem jednego szczególnego przyjaciela? – spytałam, rzucając spojrzenie na stół Ravenclawu, gdzie siedział blondas. Chuda prychnęła, jednak nie odpowiedziała na moją zaczepkę. – Masz rację, w dormitorium mi wszystko opowiesz – pokazałam jej język, a ona rzuciła mi zirytowane spojrzenie. Zerknęłam jeszcze raz w miejsce, gdzie siedział Mitchell. Niedaleko niego siedział Jasper, który rzucał mu mordercze spojrzenie, co dało mi do myślenia.
– Kochanie, czy nie miałabyś nic przeciwko temu, gdybym zniknął na godzinkę z Remusem? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Jamesa.
– Wystarczy Lily – mruknęłam cicho, ale James chyba tego nie dosłyszał. Angelina za to parsknęła śmiechem. – Nie, nie mam nic przeciwko, zobaczymy się w Pokoju Wspólnym – odparłam.
– Super, Chuda miej ją na oku – puścił jej oczko, a mnie pocałował krótko w usta na pożegnanie.
– Potrafię zadbać sama o siebie – warknęłam zirytowana, na co James potargał mi włosy.
– Bądź grzeczna i nie pakuj się w tarapaty – rzucił na pożegnanie, a ja wywróciłam oczami. Remus z Jamesem odeszli w stronę wyjścia, a Angelina wpatrywała się we mnie z głupawym uśmieszkiem.
– Nie patrz tak na mnie – zrugałam ją, ale to nie poskutkowało.
– Śmiesznie się na was patrzy, gdy Rogacz cię całuje i nie dostaje za to w łeb – wypaliła i roześmiała się z mojej miny.
– Śmiesznie się patrzy na ciebie i Luke’a jak szczebiotacie niczym zakochane gołąbki, a z tyłu patrzy na was nienawistnie Jasper – odcięłam się, czym ją zbiłam z tropu. – Czy wczoraj lub dzisiaj wydarzyło się coś, o czym chciałabyś mi opowiedzieć? – spytałam, wykorzystując moment zaskoczenia.
– Nic się nie wydarzyło – odpowiedziała i wzruszyła ramionami. – Po prostu dużo rozmawiamy, nic więcej – mruknęła, a ja roześmiałam się.
– Widzę, że jesteś zawiedziona, że tylko rozmawiacie – wyszczerzyłam zęby, a tym razem to ona mi posłała zirytowane spojrzenie. – Możesz mi wszystko powiedzieć. Do wczoraj czułam się tak samo – dodałam i zachichotałam.
– Ty mi lepiej opowiadaj co się działo na randce, gdzie byliście, co robiliście i dlaczego wróciłaś dopiero rano? – Angelina zmieniła temat.
– Byliśmy nad morzem, dużo rozmawialiśmy, dużo się całowaliśmy i dlatego zeszło nam aż do rana. No i jak zdążyłaś zauważyć i usłyszeć jesteśmy razem – odpowiedziałam szczerze, a ona wybałuszyła na mnie oczy.
– Nad morzem?
– Tak, nad morzem. Też miałam taką minę, gdy otwarłam oczy po teleportacji – wyszczerzyłam zęby.
– Potter jest niemożliwy – westchnęła.
– Oj jest – przytaknęłam z uśmiechem. – I świetnie całuje – dodałam i roześmiałam się ze zgorszonej miny mojej przyjaciółki.
– Mam nadzieję, że nie zrobią się z was drudzy Kate i Syriusz – rzuciła i skrzywiła się. – Swoją drogą, to gdzie oni są?
– Skończyliśmy dzisiaj eliksir i daliśmy im butelkę, więc Black rzucił „do jutra” i poszli nadrabiać zaległości – odpowiedziałam, a ona wybuchła śmiechem. – Mam tylko nadzieję, że nic nie popieprzyłam i Fertilis będzie działać – dodałam, szczerząc się głupio.
– Cześć Evans – obok Angeliny stanął Mitchell, który przypatrywał mi się uważnie.
– Cześć Lukie – odparłam słodkim tonem, a on westchnął zirytowany.
– Widziałem, że już możecie się z Potterem oficjalnie ślinić, gratulacje – rzucił ze złośliwym uśmieszkiem.
– My możemy oficjalnie, wy za to ślinicie się na swój widok i myślicie, że nikt tego nie widzi – odparowałam i uśmiechnęłam się jadowicie. Angelina zarumieniła się, a Luke posłał mi mordercze spojrzenie.
– Widzę, że serduszka w główce zaszkodziły ci jeszcze bardziej niż zwykle – odciął się, ale wzrokiem dawał mi ostrzeżenie, żebym się zamknęła.
– Widzę, że nawet lunchu nie możecie bez siebie zjeść – powiedziałam niezrażona, a Angelina wypluła na swój talerz cały sok dyniowy, który akurat miała w ustach.
– Lily! – krzyknęła oburzona i posłała mi karcące spojrzenie.
– To on zaczął – odparłam niewinnie. – Nie krępuj się Lukie, możesz usiąść i zjeść z nami lunch – zwróciłam się do Krukona przesadnie miłym tonem, za co zostałam obrzucona pogardliwym spojrzeniem.
– Dzięki, ale chciałem tylko pogratulować utraty rozumu, którego i tak ci w większości brakowało – odparł złośliwie, a ja roześmiałam się.
– Daj spokój Lukie, przy stole Krukonów czeka cię niechybna śmierć z ręki zazdrosnego Jaspera – wyszczerzyłam zęby, za co Angelina rzuciła we mnie groszkiem ze swojej marchewki.
– Dobrze się bawisz? – warknęła, a ja rzuciłam jej przepraszające spojrzenie.
– Okej, już się zamykam – powiedziałam nieco spokojniejszym tonem, jednak nadal uśmiechałam się złośliwie. – A ty będziesz tak stał i się gapił? – zwróciłam się do blondyna, który ze zmarszczonymi brwiami przypatrywał się to mi, to Angelinie. Chłopak westchnął i usiadł na krześle obok Chudej, po czym nałożył sobie gulaszu z indyka i zaczął go pałaszować. Zerknęłam na stół Krukonów, gdzie Jasper był niemal czerwony ze złości i wyglądał jakby miał podejść do nas i zaatakować Mitchella. Spojrzałam z powrotem na Angelinę i Luka, którzy już pogrążeni byli w rozmowie między sobą. Uśmiechnęłam się pod nosem i ledwo powstrzymałam przed roześmianiem się. Zaczęłam się przysłuchiwać ich rozmowie o Eliksirach. Angelina właśnie opowiadała Luke’owi o tym, że na ostatnich zajęciach jej Veritaserum po dodaniu ogonów traszek zrobiło się zielone, zamiast żółte. W zasadzie to była zwykła rozmowa o głupich lekcjach, jednak nie można było zauważyć, że oboje są pochłonięci sobą w tej rozmowie. Luke zaczął analizować, co mogło pójść nie tak, bo jego eliksir po dodaniu ogonów miał prawidłową barwę.
– Może nie doczytałaś, że ogony należało pokroić w kostki? – podsunęłam, sprawiając, że oboje spojrzeli na mnie zaskoczeni.
– Pokroiłam – odpowiedziała Angelina, chyba nieco speszona, że aż tak zagadała się o ogonach traszek, że zapomniała o mojej obecności. Stłumiłam śmiech i nie dałam po sobie poznać, że najchętniej parsknęłabym.
– Ale tam takim małym druczkiem było dopisane, że kosteczki powinny mieć jak najmniejszy rozmiar, nie większy niż kwadrat o boku ćwierć cala – dodałam z niewinnym uśmiechem.
– Ćwierć cala? – spytała z głupią miną, a ja pokiwałam głową. – Nie wiem kto wymyślał te durne eliksiry i nie wiem kto mądry w podręcznikach pisze coś małym druczkiem – fuknęła niezadowolona.
– Ja się zastanawiam kto normalny zna na pamięć przepisy eliksirów – mruknął Luke, patrząc na mnie jak na wariatkę.
– Ja już skończyłam, idę do Pokoju Wspólnego – oznajmiłam i wstałam.
– Poczekaj, obiecałam Jamesowi, że będę ci towarzyszyć – odparła szatynka.
– Daj spokój, jeszcze nie skończyłaś jeść, poradzę sobie sama – mruknęłam i uśmiechnęłam się. Angelina spojrzała na mnie niepewnie. – Zaproponowałabym wam wspólny spacer, ale obawiam się, że nie chcecie przyzwoitki – rzuciłam na odchodne i zaśmiałam się z ich min.
– Jeśli ona się tak będzie zachowywać, to obiecuję ci, że osobiście doprowadzę do ich zerwania – warknął Luke na tyle głośno, żebym mogła to usłyszeć. Pokręciłam głową z uśmiechem i skierowałam się do wyjścia. Pamiętając o swoim parszywym szczęściu do spotykania Ślizgonów, na wszelki wypadek ściskałam w kieszeni różdżkę. Jednak na szczęście nie trafiłam w Sali Wejściowej na żadnego z nich. Zaczęłam się wspinać po schodach, gdy usłyszałam głos za sobą.
– Evans, poczekaj! – nie mogłam odgadnąć właściciela głosu, więc odwróciłam się i niemal zbaraniałam, gdy zobaczyłam Jaspera, który wspinał się po schodkach za mną. Poczekałam aż zrówna się ze mną i spojrzałam na niego pytająco. – Możemy porozmawiać? – spytał, starając się ukryć niechęć w głosie.
– A mamy o czym? – spytałam chłodno, w pamięci przywołując naszą ostatnią rozmowę, podczas której próbował mnie zaszantażować, żebym nie mówiła nic Angelinie o jego schadzce w bibliotece z inną dziewczyną.
– Myślę, że doskonale wiesz o czym, a raczej o kim, chciałbym porozmawiać – odparł niezbyt przyjaznym tonem.
– Nie mam zielonego pojęcia – mruknęłam ironicznie. – Czego chcesz? – zapytałam nie dbając o uprzejmości.
– Co Angelina mówiła o naszej przerwie? – zaczął niepewnie, chociaż ewidentnie chciał brzmieć spokojnie. Roześmiałam się sztucznie.
– No chyba nie sądzisz, że będę twoim szpiegiem?
– Czy ona i Mitchell… Czy ich coś łączy? – spytał, ignorując moją wcześniejszą wypowiedź.
– Nie wiem, zapytaj ich – odparłam obojętnie.
– Słuchaj, zależy mi na niej i jeśli chcesz, żeby była szczęśliwa, to musisz mi pomóc ją odzyskać – rzekł twardym tonem, patrząc mi prosto w oczy.
– Niezbyt pokazałeś, że ci na niej zależy – odpowiedziałam spokojnie. – Od początku roku zachowywałeś się jak dupek, nie wspominając o tym, co zrobiłeś pod koniec zeszłego roku szkolnego – mówiłam to, nie spuszczając oczu z jego twarzy, która zrobiła się zaczerwieniona, prawdopodobnie ze złości. – Owszem, zależy mi na jej szczęściu, ale od początku września widziałam ją nieszczęśliwą, więc nie do końca jestem przekonana, że to ty jesteś kluczem do tego szczęścia – dodałam oschle. – W zasadzie to uważam, że bez ciebie o wiele częściej się uśmiecha i wcale nie rozpacza, że zerwaliście – zakończyłam, specjalnie wbijając mu szpilę.
– Zrobiliśmy przerwę, nie zerwaliśmy – warknął Krukon z zaciśniętymi zębami.
– Chyba coś pokręciłeś, bo Angelina uważa, że przez ten miesiąc macie wolną rękę, czyli możecie robić co chcecie – wiedziałam, że igram z ogniem, ale nie potrafiłam się powstrzymać, gdy widziałam jak jego twarz czerwienieje ze złości. – A jak mogłeś zauważyć, jest ktoś, z kim ona uwielbia spędzać czas i wtedy uśmiech nie schodzi jej z twarzy – po tym zdaniu uśmiechnęłam się niewinnie.
– Czyli nie pomożesz mi jej odzyskać?
– Po naszej ostatniej rozmowie w czerwcu? Naprawdę jesteś aż tak naiwny, żeby sądzić, że mogłabym ci pomóc? – spytałam z niedowierzaniem. – Uwierz, że chciałam dać ci szansę, bo uznałam, że skoro Angelina ci wybaczyła, to dlaczego ja mam ci nie ufać, ale ty skutecznie wszystko zepsułeś. Byłeś zazdrosny i zaborczy nawet o jej brata. Jak myślisz, jak mogła się z tym ona czuć, gdy niemal kazałeś jej wybrać – ty albo rodzeństwo i przyjaciele? Jak ona mogła się czuć, słysząc od ciebie ciągłe pretensje? Tak jakby to ona się obściskiwała z jakimś Ślizgonem w bibliotece, a nie ty – każde kolejne słowo było wypowiedziane w coraz ostrzejszym tonie.
Jasper zmierzył mnie nienawistnym spojrzeniem, odwrócił się na pięcie i poszedł w górę schodów. Westchnęłam i zaczęłam analizować naszą rozmowę. W życiu nie spodziewałabym się, że Jasper przyjdzie do mnie, żeby poprosić o wsparcie w odzyskaniu Angeliny. Zaczął mnie martwić fakt, że chce ją odzyskać. W końcu całym sercem kibicowałam Luke’owi. A Jasper mimo wszystko był dość długo chłopakiem szatynki i ona może jeszcze coś do niego czuć. Ciekawa byłam jakie Red podejmie kroki, żeby wrócić do gry. Czułam, że mogą być z tego problemy i jednocześnie zastanawiałam się, czy ostrzec Luke’a. I czy powinnam powiedzieć o tej rozmowie Angelinie? Wiedziałam, kto może znać odpowiedź na te pytania, ale niestety osoba ta właśnie baraszkowała ze swoim chłopakiem w czeluściach zamku, nadrabiając zaległości. Rozmyślając o tym wszystkim dotarłam do Pokoju Wspólnego, gdzie niestety nie znalazłam Jamesa. Postanowiłam odrobić zadanie domowe z Numerologii, które miałam mieć na następny poniedziałek. Podążyłam do dormitorium, gdzie nikogo nie zastałam, więc rozłożyłam się wygodnie na łóżku i zaczęłam pisać swoje wypracowanie, starając się skupić na Numerologii, a nie na Angelinie, Luke’u i Jasperze. Po około godzinie wypracowanie było skończone, a ja położyłam się na plecach i wpatrując w biały sufit, zastanawiałam się czy mówić Chudej o rozmowie z jej byłym chłopakiem. Moje przemyślenia przerwało pukanie do drzwi. Powiedziałam głośno „proszę”, a do środka wszedł James Potter we własnej osobie.
– Cześć – powiedział łagodnie i uśmiechnął się do mnie czule. Na jego widok serce zabiło mi trochę mocniej, a usta automatycznie rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
– Od kiedy pukasz do drzwi? – spytałam przewrotnie. Potter zmarszczył brwi, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią.
– Chyba od kiedy cię napadłem dzisiaj rano – odparł żartobliwym tonem, a ja wywróciłam oczami.
– Wcale mnie nie napadłeś – mruknęłam.
– Masz ochotę spędzić trochę czasu ze swoim chłopakiem? – zagadnął i wyszczerzył zęby. Wstałam z łóżka, podeszłam do niego, zamknęłam oczy i wyciągnęłam ręce.
– Prowadź – powiedziałam ochoczo, a on roześmiał się i objął mnie w pasie, przyciągając do siebie.
– Aż taka chętna do spędzania ze mną czasu? – wymruczał mi do ucha, a ja poczułam jak delikatny dreszcz przechodzi mi od ucha, aż przez całe ciało. Otwarłam jedno oko, zlokalizowałam jego usta i złożyłam na nich krótki i delikatny pocałunek.
– Mam nadzieję, że to wystarczająca odpowiedź – mruknęłam zalotnie, a on zaśmiał się cicho.
– Weź ciepły sweter – polecił i pocałował mnie po raz kolejny w usta.
Wyciągnęłam z szafy gruby zielony sweter, po czym James chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi. Zeszliśmy do Pokoju Wspólnego, a potem wyszliśmy na korytarz. Zeszliśmy do Sali Wejściowej, skąd okularnik poprowadził nas na dwór. Chłodne jesienne powietrze owiało mi twarz, więc od razu zarzuciłam na siebie sweter, żeby nie zmarznąć. Chociaż cieszyłam się towarzystwem Jamesa, to w głowie nadal analizowałam moją rozmowę z byłym chłopakiem Chudej i zastanawiałam się, czy mówić jej o tym oraz czy ostrzec Luke’a, że Jasper nie ma zamiaru odpuścić. W związku z tym przez całą drogę nie odezwałam się słowem. James chyba domyślał się, że nad czymś intensywnie myślę, więc również milczał, rzucając mi zaciekawione spojrzenia. Dotarliśmy nad jezioro, gdzie wyciągnął ze swojego worka gruby koc i rozłożył go nieopodal brzegu pod drzewem. James usiadł i oparł się o pień drzewa, krzyżując wyprostowane nogi, a ja usiadłam po turecku bokiem do niego i wbiłam wzrok w spokojną taflę jeziora.
– Co cię tak gryzie? – zagadnął w końcu, nie wytrzymując dłużej panującej między nami ciszy. Nie odpowiedziałam od razu, tylko przekalkulowałam w myślach, czy mogę mu o wszystkim powiedzieć. – Możesz mi powiedzieć wszystko co cię trapi, nie musisz walczyć z tym sama, od tego jestem – dodał delikatnym tonem, jakby czytał mi w myślach. Spojrzałam na niego nieco zdziwiona i napotkałam pełne troski i czułości orzechowe spojrzenie Pottera. Uśmiechnął się lekko, jakby chciał mnie zachęcić do zwierzeń.
– Zaczepił mnie dzisiaj po śniadaniu Jasper Red – zaczęłam powoli.
– Pałkarz Krukonów? – spytał, a ja z uśmiechem wywróciłam oczami.
– Tobie tylko quidditch w głowie – zaśmiałam się.
– Oprócz quidditcha jeszcze ty – odparł i posłał mi czuły uśmiech, który ze śmiechem odwzajemniłam. – I co chciał?
– Żebym pomogła mu odzyskać Angelinę – odparłam zgodnie z prawdą.
– To chyba dobrze, nie? To znaczy, że mu na niej zależy – wydedukował, a ja posłałam mu niemal miażdżące spojrzenie, po którym spojrzał na mnie pytająco.
– To dość zawiła i skomplikowana sprawa… – odpowiedziałam i westchnęłam.
– Opowiedz mi o niej – rzekł entuzjastycznie, a ja miałam ochotę się zaśmiać.
– To sprawa z kategorii melodramatów, was facetów raczej nie interesują takie opowieści – mruknęłam wymijająco.
– Interesuje mnie wszystko, co trapi moją dziewczynę i co ma ona do powiedzenia – odrzekł rezolutnie, a ja zaśmiałam się.
– Daj spokój, długa historia…
– Mamy czas – przekomarzał się ze mną Gryfon. Rozłożył nogi i przyciągnął mnie do siebie tak, że teraz leżałam plecami na jego torsie, a on oplótł mnie ramionami wokół talii. – Opowiadaj – polecił i wtulił nos w moje włosy.
Nie protestowałam dłużej, tylko zaczęłam opowiadać o związku Angeliny i Jaspera, zaczynając historię od momentu, gdy nakryłam go w bibliotece ze Ślizgonką. Zrelacjonowałam naszą rozmowę w dormitorium Krukonów, przy której James zdenerwował się i obiecał, że przy najbliższym meczu z Krukonami zwali Reda z miotły i pochwalił Luke’a za prawy sierpowy. Nie omieszkałam również wspomnieć Potterowi o tym, co łączyło kiedyś Mitchella i McKinnon i że blondas nadal pała do niej uczuciem. Pokrótce opowiedziałam o zachowaniu Reda od początku roku, aż do dzisiejszej rozmowy na schodach.
– I teraz nie wiem co mam zrobić – zakończyłam swoją opowieść. – Nie cierpię Jaspera, dlatego nie chcę, żeby Angelina wiedziała, że chce ją odzyskać, ale to nie fair w stosunku do niej, bo nie wiem, czy czasami jeszcze czegoś do niego nie czuje. Z drugiej strony kibicuję z całego serca Mitchellowi i też nie wiem, czy go nie ostrzec, bo jesteśmy przyjaciółmi. A to także nie do końca byłoby fair wobec niej – mruknęłam posępnie. – I teraz pół dnia się zastanawiam co mam zrobić…
– Z tego co mówisz, to ten cały Red nie jest najlepszym kandydatem na chłopaka Chudej, więc niemówienie jej o tej rozmowie jest sensownym rozwiązaniem. Co do Luke’a, to doskonale znasz moje podejście do przyjaciół. Ja bym Syriuszowi na pewno powiedział i w nosie miałbym takiego buraka jak Jasper. Jak chcesz, to sobie z nim porozmawiam, żeby nie przyszło mu do głowy cię zaczepiać…
– Daj spokój, nie musisz z nikim rozmawiać, jeśli będzie trzeba, to sama się z nim rozprawię. Niepotrzebny mi lewitujący do góry nogami Red – skarciłam go spojrzeniem, a on roześmiał się głośno.
– Ten jeden raz odpuszczę, ale jeśli jeszcze raz cię zaczepi…
– To odprawię go sama – dokończyłam za nim surowym tonem. James nie skomentował moich słów, ale poczułam jak trzęsie się od powstrzymywanego chichotu. – Czyli uważasz, że powinnam ostrzec Luke’a, ale nie mówić nic Angelinie?
– Generalnie uważam, że nie powinnaś się w ogóle w to mieszać, tylko pozwolić sprawom toczyć się swoim rytmem. Według mnie Mitchell doskonale sobie radzi i bez twojej pomocy, co widać było na dzisiejszym lunchu. Jeśli jednak byłbym na twoim miejscu, to powiedziałbym o tym Luke’owi – odpowiedział. – A Reda i tak zwalę z miotły przy najbliższej okazji – dodał nieco gniewnie, za co oberwał ode mnie kuksańca w ramię.
– James! – skarciłam go i odwróciłam się w jego stronę, patrząc piorunującym spojrzeniem. Jego oczy były roześmiane, a na ustach błąkał się huncwocki uśmiech, więc poczułam ulgę, bo stroił sobie ze mnie żarty.
– Okej, nie zwalę go z miotły, tylko trochę postraszę – wyszczerzył zęby, a ja westchnęłam i pokręciłam z dezaprobatą głową. – Masz ochotę na kremowe piwo? – spytał, zmieniając temat. Spojrzałam na niego zdziwiona, a on sięgnął do swojego magicznego worka, pogrzebał w nim trochę i wyciągnął dwie butelki napoju. Otworzył je o konar drzewa i jedną podał mi, po czym uniósł swoją butelkę i pociągnął zdrowego łyka.
– Co ty tam jeszcze chowasz w tym swoim worku? – spytałam i rzuciłam podejrzliwe spojrzenie na brązowy materiał.
– O niektórych rzeczach wolałabyś nie wiedzieć – odparł i wyszczerzył zęby.
– Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal – mruknęłam pod nosem i napiłam się, a on roześmiał się. Uwielbiałam go w takiej postaci. James był niesamowicie radosny, ciągle się uśmiechał, a orzechowe oczy miały w sobie radosną iskierkę. Jego dobry humor oddziaływał również na mnie i ja także miałam ochotę cały czas się uśmiechać.
– Jak myślisz, długo zajmie Kate i Łapie nacieszenie się sobą? – spytał zmieniając nagle temat. Cieszyłam się, że siedzę tyłem do niego, bo poczułam jak moje policzki automatycznie robią się różowe na samą myśl o tym, co nasi przyjaciele teraz wyprawiają.
– A co, już tęsknisz za swoim przyjacielem? – spytałam, siląc się na ironiczny ton.
– W twoim towarzystwie absolutnie – odpowiedział bez skrępowania i pocałował mnie w czubek głowy. – Po prostu zastanawiam się, czy żartował z tym „do jutra”.
– Niech tam siedzą i do następnej niedzieli – mruknęłam. – Mnie tam dobrze bez głupich docinek Blacka. Poza tym cieszę się, że w końcu nam nikt nie przeszkadza – dodałam zadowolona, a on zachichotał cicho.
– Nie mogę się nie zgodzić – przyznał mi rację i chociaż na niego nie patrzyłam, to wiedziałam, że w tym momencie szczerzy zęby.
Siedzieliśmy jeszcze długo nad jeziorem rozmawiając o wszystkim i o niczym. Było mi niesamowicie dobrze i ciepło w ramionach Pottera i mogłabym z nim spędzić kolejny wieczór i noc na tym kocu, jednak gdy zbliżała się pora kolacji James zarządził, że idziemy coś zjeść. Wstaliśmy więc, schowaliśmy koc i puste butelki do brązowego worka i powolnym krokiem zmierzaliśmy do zamku. Przy stole Gryfonów siedzieli już Remus i Peter, więc dołączyliśmy do nich. Pałaszując kolację rozprawialiśmy o pracy domowej na jutrzejszą Transmutację oraz o zbliżającym się meczu Krukonów z Puchonami. Angeliny nigdzie nie było, podobnie zresztą jak naszych gołąbków. Jednak gdy po raz kolejny drzwi do Wielkiej Sali się otwarły i do środka wszedł Luke, jednak bez Angeliny, puściłam swój widelec, który z głośnym brzękiem wylądował na talerzu, wstałam i pobiegłam w jego stronę. Widziałam kątem oka, że Remus i Peter patrzą na mnie zdziwieni, jednak Jamesa, po naszej rozmowie, wcale nie dziwiła moja reakcja. Dopadłam blondasa zanim zdążył usiąść i pociągnęłam za rękę w stronę wyjścia.
– Co…
– Musimy pogadać, to zajmie dwie minuty – rzuciłam przerywając mu. Wyszliśmy na zewnątrz Wielkiej Sali i skierowałam się do korytarza obok schodów głównych. W końcu zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę.
– Zaraz wyleci za nami zazdrosny Potter i zawisnę w powietrzu jak Smarkerus – mruknął, ale puściłam mimo uszu jego uwagę.
– Gdzie Angelina? – spytałam.
– A skąd ja mam wiedzieć? – zapytał, chociaż jego ton zdradzał, że doskonale wie, gdzie ona jest.
– No nie wiem, zastanówmy się – rzuciłam ironicznie i teatralnie podrapałam się w głowę. – Może stąd, że nie odstępujecie siebie na krok? – po moich słowach Luke prychnął pogardliwie.
– Jeśli oderwałaś mnie od kolacji tylko po to, żeby spytać gdzie jest twoja przyjaciółka, a potem drwić ze mnie, to potraktuję cię jak Ślizgoni ostatnio – warknął, a ja roześmiałam się. – I nic na to nie poradzi twój lord na białej miotle – dodał, po raz kolejny rozśmieszając mnie.
– Pytam gdzie ona jest, bo nie chcę, żeby wiedziała o tym, co chcę ci powiedzieć – wyjaśniłam, gdy skończyłam się śmiać. Luke rzucił mi zaciekawione spojrzenie.
– Poszła do łazienki – odpowiedział na moje wcześniejsze pytanie. – Myślę, że w tym momencie siedzi na kolacji – dodał i rzucił mi ponaglające spojrzenie. – Mów – rozkazał, zdradzając tym samym, że jest ciekawy co mam mu do powiedzenia.
– Zaczepił mnie dzisiaj Jasper – powiedziałam powoli, a jego brwi powędrowały wysoko do góry. – Długo zastanawiałam się, czy komukolwiek o tym mówić, ale James mnie przekonał, żebym tobie powiedziała – dodałam.
– Nie taki całkiem głupi ten twój Potter – mruknął, przekomarzając się. – Co chciał?
– Żebym mu pomogła odzyskać Angelinę – odpowiedziałam zdawkowo, obserwując jego reakcję. – Według niego oni nie zerwali, tylko mają przerwę i jeśli zależy mi na jej szczęściu, to powinnam mu pomóc do niej wrócić – streściłam krótko moją rozmowę z Krukonem.
– I co mu odpowiedziałaś? – dociekał blondas, a ja rzuciłam mu spojrzenie powątpiewające w jego inteligencję.
– Chyba logiczne, że skoro ci to mówię, to mu odmówiłam – przewróciłam oczami, a przez jego twarz przemknął uśmiech.
– Opowiedz mi to dokładnie, słowo w słowo – zażądał głosem nieznoszącym sprzeciwu. Powtórzyłam więc kropka w kropkę naszą rozmowę, a Luke podrapał się po brodzie i zamyślił na chwilę. – Nie mów niczego Angelinie – polecił mi, a ja westchnęłam.
– Jesteś nie do zniesienia, gdy jesteś zakochany – mruknęłam, a on prychnął. – Rusz głową Mitchell, gdybym chciała to powiedzieć Angelinie, to nie chowałabym się przed nią – powiedziałam oczywistym tonem, a on zganił mnie wzrokiem, jednak nie odpowiedział nic.
– Dzięki za info, teraz idę coś zjeść, bo umieram z głodu – powiedział jakby nigdy nic i pomasował się po brzuchu. – Ty wracasz na kolację?
– Ta, idę z tobą – odpowiedziałam, wywracając oczami. Wróciliśmy do Wielkiej Sali i pod stołem Krukonów rozdzieliliśmy się.
– Evans! – zawołał za mną, gdy byłam jeszcze dość blisko. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego pytająco. – Dobrze wyglądasz, cieszę się, że jesteś szczęśliwa – powiedział i uśmiechnął się, czym kompletnie zbił mnie z tropu.
– Zaczynam się o ciebie poważnie martwić Mitchell – odparłam i wyszczerzyłam zęby, po czym wróciłam na swoje miejsce, odprowadzana spojrzeniami swoich przyjaciół siedzących przy stoliku. Zajęłam miejsce obok Jamesa posyłającego mi uśmiech, który odwzajemniłam. Remus zdawał się nic nie rozumieć z tego, co się stało, Peter był pochłonięty swoimi żeberkami, a Angelina patrzyła na mnie, próbując rozszyfrować z mojej miny, o czym rozmawiałam z Lukiem.
– A naszych gołąbeczków dalej nie ma? – spytałam. Potter i Lupin parsknęli śmiechem, a Angelina wyszczerzyła zęby.
– Chyba jeszcze się nie nacieszyli sobą – odparła Chuda.
– O wilku mowa – powiedział Remus i wszyscy spojrzeli w stronę wejścia do Wielkiej Sali, skąd maszerowali w niemal szampańskich humorach obejmujący się Kate i Syriusz. Gdy dotarli do nas, usiedli obok Angeliny, a naprzeciwko mnie i Jamesa.
– No dzień dobry! Kopę lat! – powitałam ich, a Angelina parsknęła śmiechem.
– Evans, bo nie uwierzę, że tak się stęskniłaś – rzucił beztrosko Syriusz i zaczął sobie nakładać niezliczone ilości jedzenia na talerz.
– Ojojoj, Fertilis jednak nie zaspokaja wszystkich potrzeb życiowych. Ktoś przypomniał sobie, że trzeba też jeść od czasu do czasu – wyparowałam, a Kate posłała mi zirytowane spojrzenie.
– Kiedyś to zrozumiesz – odparł Black. – A przynajmniej tego życzę Rogaczowi – wyszczerzył zęby.
– Mam nadzieję, że nie będę się wtedy zachowywać jak pies spuszczony ze smyczy – odparłam ironicznie. Cała czwórka Huncwotów spojrzała na mnie nieco przestraszona. Zerknęłam na nich zdziwiona. – Tak się mówi, gdy ktoś zachowuje się jak dzikie zwierzę, próbujące zaspokoić swoje instynkty – wyjaśniłam. – Nie patrzcie na mnie jak na wariatkę – wywróciłam oczami. Remus rzucił ostrzegawcze spojrzenie Jamesowi, a ten pokręcił ledwie widocznie głową. Kompletnie nie rozumiałam ich zachowania.
– Ciężko traktować cię normalnie Evans – wtrącił między kęsami Łapa.
– Opowiadajcie lepiej jak tam randka? – urwała nasze docinki Kate i wbiła we mnie zaciekawione spojrzenie.
– Daj spokój kochanie, nikt nie chce słuchać o tym jak Rogacz z Evans ślinili się na plaży – mruknął Syriusz, za co oberwał po łbie od swojej dziewczyny, a wszyscy się roześmiali.
– No tak, bo wszyscy umieramy z ciekawości ile razy, gdzie i w jakiej pozycji wy nadrabialiście zaległości – odpowiedział mu Potter.
– Stary, będziesz w takiej sytuacji, to pogadamy – odrzekł niezrażony i puścił mu oczko.
– Nie będzie – odparłam stanowczo, a Black już otwierał usta, żeby mi dociąć, jednak nie dałam mu dojść do słowa. – My sobie sami uwarzymy Fertilis kiedy i ile chcemy – zakończyłam, czym sprawiłam, że Syriusza zatkało. Kate wpatrywała się we mnie żądna informacji, podobnie jak Angelina, a James i Remus zaśmiali się z miny swojego przyjaciela.
– No, no, Evans, wyrabiasz się widzę. Może jednak ślinienie się na plaży działa jak terapia na te sprawy – Syriusz wyszczerzył zęby, a ja westchnęłam i z politowaniem pokręciłam głową.
– Zajmij się lepiej jedzeniem, bo szczekanie ci nie wychodzi – odparłam ze śmiechem, czym znowu wprawiłam ich w niemal przerażenie. A może mi się tylko wydawało, że Remus i Syriusz patrzeli z wyrzutem na Jamesa?
Gdy wszyscy skończyli jeść, całą paczką udaliśmy się na górę. Nawet Angelina tym razem poszła z nami, machając na pożegnanie Mitchellowi, który siedział na kolacji z dwojgiem pierwszoroczniaków. James automatycznie znalazł się obok mnie i chwycił moją rękę, co Kate skwitowała szerokim uśmiechem, a gdy Syriusz już otwierał usta, żeby nam dogryźć, kopnęła go z całej siły w kostkę, wywołując lawinę przekleństw u Blacka, a u reszty wybuch śmiechu. Niedaleko wieży Gryffinforu, gdy przechodziliśmy obok drzwi do łazienek, Kate odkleiła się od Blacka i pociągnęła mnie za rękę, rozdzielając z Jamesem.
– My idziemy do łazienki, zobaczymy się później, albo wcale – rzuciła do chłopaków i wepchnęła mnie i Angelinę do damskiej łazienki.
– Angelina pamiętaj, że za pół godziny trening! – zawołał za nami James na tyle głośno, żebyśmy usłyszały.
W środku Kate usiadła na parapecie i wbiła we mnie ciekawskie spojrzenie.
– Opowiadaj jak było – rozkazała niemal piskliwym głosem. O dziwo nie zirytowałam się, tylko wyszczerzyłam zęby.
– Magicznie, romantycznie i cudownie – odpowiedziałam i rozanielona wróciłam myślami do naszej wczorajszej randki. Opowiedziałam szczegółowo od samego początku, aż do momentu, gdy wylądowaliśmy na Wieży Astronomicznej. Dziewczyny przysłuchiwały się z zainteresowaniem i w odpowiednich momentach wpadały w zachwyt. Wyglądało to jak scena z mugolskich filmów o zakochanych nastolatkach, ale wcale nie czułam w tamtym momencie, że jest zbyt cukierkowo. Cała sprawa była świeża dla mnie i dlaczego nie miałam czerpać radości z tych chwil spędzonych z Jamesem, skoro w środku miałam ochotę śpiewać?
– Potter to jednak ma gest, nie ma co – wyszczerzyła zęby Kate. – Cieszę się, że w końcu jesteście razem! – uściskała mnie serdecznie.
– Ale przyznaj sama, że to dziwne patrzeć jak Rogacz ją obejmuje i nie dostaje za to co najmniej wiązanki bluzgów – wtrąciła Angelina i wszystkie się roześmiałyśmy.
– Gdy jesteśmy sami, to całkiem naturalnie przychodzi mi zachowywanie się jak para, ale gdy przy ludziach James zdobywa się na jakiś czuły gest, to muszę się powstrzymywać, żeby go nie zrugać – przyznałam i wyszczerzyłam zęby.
– Najlepsze dopiero przed wami – Kate posłała mi dwuznaczne spojrzenie, a ja wywróciłam oczami.
– Ty tylko o jednym… – mruknęłam zirytowana.
– W każdym poważnym związku to nieuniknione – powiedziała tonem znawcy. – Prawda Angela? – zagadnęła szatynkę, a ta pokiwała głową.
– Ja już nie pamiętam jak to jest – wyszczerzyła zęby i zarumieniła się trochę. – Z Jasperem od wakacji nic nie było, a teraz zerwaliśmy…
– CO?!
– Na razie na miesiąc, jeśli nie zatęsknimy za sobą, to na stałe – wyjaśniła pokrótce. Kate wybałuszyła na nią oczy. Przez moment miała wyraz, jakby chciała się uśmiechnąć triumfalnie, jednak miała na tyle ogłady, że tego nie zrobiła. Rzuciła mi przelotnie zadowolone spojrzenie, a ja niemal niewidocznie wzruszyłam ramionami.
– I jak się z tym czujesz? – spytała brunetka, a Angelina uśmiechnęła się.
– Na razie czuję ulgę, że już nie muszę się ciągle kłócić. Od początku roku szkolnego miałam skręt żołądka na samą myśl, że mam rozmawiać z wiecznie niezadowolonym Jasperem, a każda rozmowa i tak kończyła się awanturą o wszystko. Miał pretensje o kontakt z Wami, kontakt z Huncwotami, o treningi quidditcha, o rozmowy z Lukiem, a nawet o to, że rozmawiam z własnym bratem. Zrozumiałam, że nie tak powinien wyglądać związek i powinnam tak jak ty, czy tak jak Lily teraz, czerpać radość i przyjemność ze spotkań ze swoim chłopakiem, a nie przychodzić za każdym razem z nerwobólami i płaczem – odparła Angelina powoli, zastanawiając się nad każdym słowem. – Dużo pomogły mi rozmowy z Lukiem, który jak nikt inny potrafi być naprawdę obiektywny i przekonał mnie, że to nie jest moja wina. Że przecież to Jasper całował jakąś blondynkę, a nie ja.
– Widocznie i ty i Jasper macie słabość do jasnowłosych – wypaliła Kate i wyszczerzyła zęby, a ja parsknęłam śmiechem. Chuda posłała jej zirytowane spojrzenie, ale uśmiechnęła się lekko.
– Jesteśmy tylko przyjaciółmi – zaperzyła się szatynka.
– A ty wydajesz się być z tego faktu nieco niezadowolona – zauważyła Bridge.
– Ale przyznaj sama Angela, że coś jest na rzeczy. Na lunchu wręcz nie umieliście się rozdzielić, a i tak po pięciu minutach Mitchell się do nas dosiadł – wtrąciłam z uśmiechem, a Chuda rzuciła mi gniewne spojrzenie. – Nie wypieraj się, nawet Potter to dzisiaj zauważył, a nic mu nie mówiłam o was – dodałam, a ona wywróciła oczami.
– No okej, Luke jest świetnym przyjacielem, o czym doskonale wiesz Lily. I owszem, kiedyś się spotykaliśmy i owszem, miałam ochotę kilka razy go pocałować, do czego ci się przyznałam ostatnio – McKinnon uprzedziła moje możliwe docinki. – Ale jak już mówiłam, Luke nie wydaje się już być zainteresowany mną w tym sensie, a cała nasza znajomość odżyła tylko przez przyjaźń naszych braci.
– Założę się, że Lily wie coś więcej na temat tego, co czuje blondas – powiedziała Kate i spojrzała na mnie oczekująco. Rzuciłam jej piorunujące spojrzenie, jednak uchwyciła je Angelina i zmarszczyła brwi, patrząc na mnie wzrokiem żądającym wyjaśnień. Zastanawiałam się co powiedzieć, jednak w tym momencie ktoś załomotał w drzwi.
– McKinnon! Za 10 minut widzę cię na boisku! – głos kapitana Gryffindoru zabrzmiał echem w łazience. Angelina zerwała się z miejsca i popędziła do dormitorium się przebrać, uprzednio jednak rzucając mi spojrzenie mówiące, że nie wywinę się od odpowiedzi.
– Dzięki – warknęłam do Kate, która podniosła zdziwiona brwi. – Obiecałam być Szwajcarią i nie wtrącać się w ich sprawy – wyjaśniłam, a ona prychnęła.
– Przecież widzisz, że gdy mówi o Mitchellu, to aż jej oczka świecą – odparła ze śmiechem. Zeskoczyła zwinnie z parapetu i podeszła do lustra nad umywalką. Zaczęła różdżką poprawiać swoje rzęsy.
– Ale to co mówi mi o swoich uczuciach Luke, powinno zostać między nami – odburknęłam, na co ona machnęła ręką.
– Zrobisz to w dobrej wierze, więc sumienie będziesz mieć czyste – wzruszyła ramionami poprawiając jednocześnie włosy.
– Dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane – mruknęłam cicho. – Luke to ciężki i skryty człowiek, niewiele mi mówi o sobie, większość czasu analizujemy moje problemy. A jeśli coś źle zrozumiałam i potem im nie wyjdzie, to jak myślisz, kto będzie temu winny?
– Daj spokój, sama powiedziałaś, że nawet Potter zauważył, że się od siebie nie potrafią odkleić – odrzekła i machnęła ręką. – Idziemy pooglądać trening? – zaproponowała, a ja pokiwałam twierdząco głową. Kate wykonała ostatnie machnięcie różdżką przy włosach, po czym wyszłyśmy z łazienki i skierowałyśmy się w dół schodów. Po drodze na trybuny opowiedziałam jej o rozmowie z Jasperem, co brunetka skwitowała głośnymi prychnięciami i oburzonymi okrzykami. Przyznała mi i Jamesowi rację, że nie powinnam tego mówić Angelinie, bo jeszcze z sentymentu dałaby mu kolejną szansę. Z jednej strony cieszyłam się, że kolejna osoba ma to samo zdanie, ale z drugiej nadal miałam wątpliwości co do tego, czy dobrze zrobiłam mówiąc to Luke’owi, a ukrywając przed Angeliną. Gdy dotarłyśmy na boisko, Gryfoni byli w trakcie rozgrzewki. Usiadłyśmy na najwyżej położonych ławkach i debatując o Angeli obserwowałyśmy swoich chłopaków na miotłach. Po rozgrzewce James wypuścił tłuczki i znicza oraz wyrzucił w powietrze kafla, którego chwycił Syriusz. Potter głównie obserwował swoją drużynę jak trenuje, co chwila dając wskazówki poszczególnym zawodnikom. Przy okazji lustrował boisko wzorkiem w poszukiwaniu znicza. W pewnym momencie zaczął lecieć prosto na nas. Przeleciał nad naszymi głowami zaledwie o stopę, a gdy się odwróciłyśmy, to już miał w ręku znicza. Podleciał bezszelestnie, zawisł w powietrzu nade mną, szarpnął miotłą tak, że znalazł się do góry nogami głową na wysokości mojej głowy, skradł mi całusa i odleciał przekręcając się z powrotem do normalnej pozycji.
– Wariat! – wrzasnęłam za nim i roześmiałam się, a Kate razem ze mną.
– Fajnie was widzieć razem – Kate wyszczerzyła zęby. – Naprawdę się cieszę, że jesteście w końcu parą – dodała i znów mnie uścisnęła.
– Ja też się cieszę – mruknęłam nieco zakłopotana.
– Opowiedz mi jak to było z tym eliksirem – poprosiła i przekrzywiła głowę, wpatrując się we mnie uważnie. Opowiedziałam jej więc o całym uknutym planie, o wycieczce Jamesa po składniki, o naszej wyprawie do cieplarni i do gabinetu Slughorna i o warzeniu eliksiru w naszej małej pracowni. Zauważyłam, że o wiele łatwiej przychodziło mi opowiadanie Kate o gorętszych momentach naszej przygody z warzeniem eliksiru. Może to była kwestia tego, że już byliśmy parą, a może kwestia tego, że moja przyjaciółka była tak otwarta na rozmowy na nawet najbardziej intymne tematy?
– A wy jak tam, wyszaleliście się za ten wymuszony post? – spytałam, gdy dobrnęłam do końca opowieści o warzeniu Fertilis.
– Nie wierzę, że sama o to pytasz – wyszczerzyła zęby, a ja uśmiechnęłam się o dziwo bez rumieńca. – Wiesz, stwierdzam, że ten post to nie był taki zły – odparła po chwili, a ja spojrzałam na nią zdziwiona. – Po takiej przerwie wszystko było o wiele intensywniejszym doznaniem – wyjaśniła bez cienia krępacji. Jednak ja nadrobiłam za nią, bo automatycznie poczułam jak moje policzki czerwienieją. – Generalnie jak się jest przyzwyczajonym do tego, że ma się to na zawołanie, to potem przy naszych temperamentach, za każdym razem, gdy mieliśmy chwilę dla siebie, powstrzymywanie się to była katorga. Syriusz miał generalnie w nosie, że nie mamy Fertilis, on by szedł na żywioł, ale ja jednak musiałam zachować resztki rozumu, sama rozumiesz – ciągnęła, a ja roześmiałam się. Nie chciałam sobie tego wyobrażać, ale musiało to być komiczne. – Owszem, często blisko było do tego, żebym się poddała chwili, ale na szczęście udało mi się go skutecznie powstrzymywać. Inaczej na bank wpadlibyśmy, a wtedy moja matka by mnie wydziedziczyła i wykreśliła z drzewa genealogicznego, a mój tata powiesiłby Syriusza głowę w holu wejściowym – wyszczerzyła zęby, a ja znowu roześmiałam się. – Poza tym, wyobrażasz sobie nas jako rodziców? To dziecko miałoby dwóch najbardziej lekkomyślnych rodziców na świecie – wywróciła oczami, a ja nie mogłam przestać się śmiać.
– Ale za to miałoby świetne geny – powiedziałam, gdy udało mi się uspokoić. – Nie dość, że z dwóch szlacheckich czarodziejskich rodzin, to jeszcze z najprzystojniejszego chłopaka i najładniejszej dziewczyny w Hogwarcie – dodałam ze śmiechem.
– Z charakterem już by nie było tak cudownie – westchnęła i roześmiała się. – To, że ze sobą jesteśmy to chyba cud – wyszczerzyła zęby.
– Przesadzasz, przecież dobrze się dogadujecie – oponowałam.
– Teraz dobrze, ale wiesz jak to jest z nami. Jak się kochamy, to na zabój, a jak kłócimy, to iskry lecą – odpowiedziała i uśmiechnęła się, obserwując jak Syriusz posyła jej całusa w powietrzu.
– A kto się nie kłóci? – wzruszyłam ramionami. – My z Jamesem zanim zostaliśmy parą, to kłóciliśmy się non stop. Teraz jest cukierkowo, ale poczekaj kilka dni, a pewnie będzie awantura na cały Hogwart.
– Wiem, wiem, w każdym związku są kłótnie, bo bez tego byłoby nudno. Czytałam kiedyś, że kłótnie w związku oznaczają, że ludziom na sobie zależy, oczywiście o ile są one w granicach rozsądku. Wiem, że Syriusz mnie kocha, nie ma oporów, żeby mi to powtarzać, ale wiesz jaki on jest… – zawiesiła się, aż spojrzałam na nią pytająco, marszcząc brwi. – Beztroski, lekkoduszny, lekkomyślny, nie myśli poważnie o przyszłości. Korzystając z okazji, że podczas schadzek nie mogliśmy oddawać się igraszkom, dość dużo rozmawialiśmy. Nie chciałam na niego naciskać, ani wymuszać żadnych obietnic, ale z jego słów wywnioskowałam, że nie ma zamiaru w najbliższym czasie spoważnieć. Po ukończeniu Hogwartu ma zamiar wyprowadzić się do domu, który mu przepisał wuj i posmakować życia. Chce kupić sobie mugolski motocykl, ulepszyć go paroma zaklęciami i zwiedzać świat. Owszem, nie powiedział mi, że z końcem Hogwartu ze mną zerwie, ale odniosłam wrażenie, że nie ma zamiaru się pakować w całkowicie poważny związek. Wiesz, ja miałam nadzieję, że zamieszkamy razem, każdy z nas znajdzie pracę lub będzie się dalej szkolił, a za kilka lat weźmiemy ślub i zdecydujemy się na dzieci… – urwała i spojrzała na mnie szukając zrozumienia. Ja sama nigdy nie zastanawiałam się co zrobię po Hogwarcie ze swoim życiem. Zbyt krótko byliśmy ze sobą z Jamesem (jeden dzień haha!), żeby planować z nim przyszłość i rodzinę. Nawet nie wiedziałam jak długo będziemy ze sobą. Ale w zasadzie Kate i Syriusz mieli za sobą wiele przeżyć i stosunkowo długi staż. Wydawało się, że Syriusz równie mocno szaleje za nią, jak ona za nim. W zasadzie to rozumiałam punkt widzenia Łapy. Byliśmy młodzi, mieliśmy po 17 lat, kto w tym wieku myśli o zakładaniu rodziny? Dałabym sobie rękę uciąć, że Kate również chce się wyszaleć. Nie podejrzewałam jej, że tak poważnie myśli o przyszłości.
– Przecież nie będzie w nieskończoność żył jak kawaler. Nie powiedział, że nie chce się w ogóle ustatkować, tylko, że chce się wyszaleć. Faceci w tym wieku nie myślą o zakładaniu rodziny. Dobrnie do dwudziestki, zwiedzi trochę świata i od razu będzie miał inne myślenie, zobaczysz. A Ty będziesz miała trochę czasu na zdobycie pracy i doświadczenia. No i nie sądzę, że zaraz po szkole chciałabyś wpakować się w pieluchy – powiedziałam spokojnie, obserwując jej reakcję.
– Oczywiście że nie, chciałabym się rozwinąć zawodowo, tak jak mówisz zdobyć doświadczenie i wiedzę, ale mimo wszystko w rozmowach o planach na przyszłość on tak jakby w ogóle nie uwzględnia rozwoju naszego związku, pójście w coś naprawdę poważnego. Nie zadeklarował, że jestem tą jedyną, rozumiesz? – spojrzała na mnie nieco smutnym i zawiedzionym wzrokiem.
– Kate myślę, że żaden facet w wieku 17 lat nie składa poważnych deklaracji dziewczynie – mruknęłam cicho. – Ale myślę, że skoro Syriusz mówi ci, że cię kocha, to tak jest i nie powinnaś martwić się na zapas. Może nie mówił o tobie w swoich planach, bo uważa to za oczywiste, że to z tobą będzie zwiedzać świat i z tobą będzie szaleć. Wydaje mi się, że gdy faktycznie po ukończeniu szkoły zamieszka w domu wuja, to prędzej czy później zaproponuje ci, żebyś się wprowadziła. Ciężko jednak wróżyć z rozmów dwóch nastolatków – uśmiechnęłam się do niej pocieszająco. – Za dużo sobie wmówiłaś na podstawie niedomówień i teraz będzie cię to męczyć. Jesteś młoda i piękna, a wasz związek jest mocny, trwały i namiętny. Nic nie wróży, że Syriusz cię zostawi po OWUTEM-ach. Przecież w te wakacje poznał twoich rodziców. Ba! Sam chciał ich poznać, to ty nie chciałaś się przyznawać, że masz chłopaka. Już nie pamiętasz, że ostro się o to pożarliście? Gdyby nie myślał o tobie poważnie, to nie zależałoby mu na tym, tylko miałby to w nosie. A wręcz nie chciałby przyjść na żaden obiad z rodzicami – dodałam, czym ewidentnie poprawiłam jej humor.
– Chyba masz rację – przyznała i uśmiechnęła się. – Za dużo analizuję i zbyt dużo sobie domawiam. Co ja bym bez ciebie zrobiła, mój ty zdrowy rozsądku? – roześmiała się i ścisnęła wdzięcznie moje ramię.
Trening trwał dopóki było tak ciemno, że zawodnicy nie potrafili dostrzec atakujących ich tłuczków. My z Kate ogrzewałyśmy się w blasku płomieni, które wyczarowałam razem ze słoikiem i rozmawiając na mniej lub bardziej poważne tematy, obserwowałyśmy poczynania drużyny Gryfonów na miotłach. Po skończonym treningu Angelina, James i Syriusz dołączyli do nas i razem wróciliśmy do zamku, śmiejąc się z różnych sytuacji, które wydarzyły się w powietrzu. Po chwili Syriusz i James zaczęli żywo dyskutować między sobą o taktyce na następny mecz z Puchonami, który miał się odbyć za dwa tygodnie, więc Angelina skorzystała z okazji i znalazła się obok mnie. Spojrzała na mnie oczekująco, a Kate widząc to, zaczęła iść z mojej drugiej strony.
– O czym rozmawiałaś dzisiaj z Lukiem na kolacji? – spytała Chuda, gdy nie reagowałam na jej znaczące spojrzenia.
– Wiesz jak my, głównie sobie dokuczamy – odpowiedziałam wymijająco. Kate prychnęła, a ja jej rzuciłam piorunujące spojrzenie.
– Lily, proszę, powiedz mi co Luke mówi na mój temat… Nawet nie wiesz jakie to frustrujące, że nie wiem co on myśli. Nie wykonał do tej pory żadnego ruchu w moim kierunku, a ja ciągle zastanawiam się, czy warto podejmować próbę… – Angelina spojrzała na mnie prosząco.
– Wiesz, że on jest skryty i nie lubi rozmawiać o sobie i swoich uczuciach – mruknęłam. – Jak mi powiedział, że kiedyś kręciliście, to próbowałam wydębić od niego, czy nadal coś do ciebie czuje, ale nigdy nie dał mi jednoznacznej odpowiedzi – wzruszyłam ramionami. – Mogę jedynie powiedzieć ci tyle, co wywnioskowałam z własnych obserwacji, że na pewno nie jesteś mu obojętna, ale dopóki byłaś z Jasperem, to raczej nie miał zamiaru uderzać. Lubi cię, to na pewno i przez cały czas miał do ciebie sentyment, nawet jak nie mieliście kontaktu. Ucieszył się, że może ci pomóc z Willem i docenia to, że możecie znowu się przyjaźnić. Ale myślę, że sama doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie jesteś mu obojętna, bo gdybyś była, to nie łaziłby za tobą non stop – wyszczerzyłam zęby pod koniec swojej wypowiedzi.
Wydawało mi się, że wybrnęłam z tej kłopotliwej sytuacji i nie zdradziłam zbyt dużo, bo w końcu wiedziałam, że Luke nigdy nie przestał na swój sposób za nią szaleć. Z naszych rozmów na huśtawkach i na weselu Royala doskonale wiedziałam, że ceni Angelinę za wewnętrzną siłę, za to, że potrafi przebaczać, że ma dobre serce, jest bezinteresowna, a przy tym wydaje się być taka delikatna i krucha. Lubił w niej to, że nie próbuje się dostosować do otoczenia, tylko płynie swoim nurtem, ale jednocześnie nie jest obojętna na ludzką krzywdę. Podobała mu się w niej pewna aura tajemniczości, to że nie jest wylewna, nie jest gadułą i nie rzuca słów na wiatr. I faktycznie Angelina taka była. Była szczera, zawsze mówiła to co myśli, a przy tym potrafiła przebaczyć Jasperowi nawet tę Ślizgonkę. Na początku ciężko z niej było wyciągnąć jakiekolwiek zwierzenia, musiała mi i Kate zaufać i lepiej poznać, żeby pozwolić sobie przy nas wyciągać swoje rozterki na wierzch. We wcześniejszych klasach, gdy trwał mój bezsensowny konflikt z Cassie i jej bandą, nigdy nie opowiedziała się po żadnej stronie i potrafiła odciąć się od tego i rozmawiać zarówno ze mną i Kate, jak i z Cassie i Laurą. Angelina nie lubiła rozmawiać o innych, nie lubiła plotkować i wydawać niepopartych faktami oskarżeń. Jej obecność i wsparcie działało kojąco, o czym miałam okazję się przekonać w zeszłym roku, gdy wyszło na jaw, że całowałam się z Syriuszem i zarówno James, jak i Kate nie odzywali się do mnie przez bardzo długi czas. Angelina wiedziała kiedy milczeć i wiedziała, kiedy powinna powiedzieć odpowiednie słowa. Była trochę przeciwieństwem Kate, której osoba to istny żywioł, która zawsze mówiła co jej ślina na język przyniesie i często wtrącała swoje zdanie. Potrafiłam zrozumieć, co imponowało Luke’owi w niej i musiałam przyznać, że pasowali do siebie, pomimo że na pierwszy rzut oka również byli kompletnym przeciwieństwem. Widziałam jaki wpływ na zachowanie Luke’a miała Chuda. Był o wiele spokojniejszy, miał o niebo lepszy humor i chociaż dalej sprawiał wrażenie mającego wszystko w nosie ignoranta, to jednak można było dojrzeć zmianę w jego zachowaniu. Powiedziałabym, że Angelina nieco przytemperowuje jego ostry charakter, co zdecydowanie wychodzi mu na dobre.
– Mogłabyś go kiedyś pociągnąć za język – mruknęła, a ja spojrzałam na nią zdziwiona, bo to kompletnie nie pasowało do Angeliny.
– To ty go pociągnij za język – wypaliła Kate dwuznacznym tonem i wyszczerzyła zęby, a ja zaśmiałam się. Angela posłała jej zirytowane spojrzenie.
– Uwierz, że chciałabym, ale nie chcę wyjść na debilkę – odparła, czym po raz kolejny wprawiła mnie w osłupienie. Niecodziennie można było widzieć McKinnon mówiącą o swoich uczuciach tak szczerze i dobitnie.
– A co z Jasperem? – spytałam nieco zmieniając temat. – Nie czujesz już nic do niego? – Angela spojrzała na mnie niezidentyfikowanym spojrzeniem.
– Nie rozpaczam za nim i nie tęsknię – odpowiedziała i wzruszyła ramionami. – Obecnie czuję ulgę, że to wszystko się skończyło i wiem na pewno, że po tym miesiącu nie będę chciała wrócić. Zastanawiam się nawet, czy już teraz mu nie powiedzieć, że to definitywnie koniec naszego związku – wyznała nie patrząc na mnie.
– Szybko ci przeszło – walnęła Bridge i wyszczerzyła zęby. Może było to nieco nietaktowne, ale w zasadzie musiałam jej przyznać rację, bo przecież jeszcze tydzień temu Angelina twierdziła, że nadal kocha Jaspera.
– Wiem i trochę mam z tego powodu wyrzuty sumienia – przyznała szatynka. – Ale nic nie poradzę na to, że Jasper na tyle mi obrzydził swoim zachowaniem siebie, że nie potrafię wykrzesać w sobie nawet części tego uczucia, które czułam jeszcze na początku września. Coś się we mnie wypaliło i być może miał w tym swój duży udział Luke, a być może trwało to powoli od czerwca, a ja dopiero teraz otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że nie chciałam zakończyć tego związku, bo przedtem było mi w nim dobrze i bałam się, że nie poradzę sobie z rozstaniem – wyjaśniła.
– Naprawdę jestem w szoku, że to wszystko nam mówisz – wyszczerzyłam zęby, a ona uśmiechnęła się lekko. – Ale to dobrze, od tego nas masz – dodałam, a Kate mi przytaknęła.
– Po raz kolejny przekonałam się, że o wiele lepiej jest się wygadać, niż trzymać to wszystko w sobie, bo potem łatwiej zaakceptować uczucia i myśli, które się kotłują wewnątrz – powiedziała, przypatrując się swoim dłoniom.
– A co jeśli Jasper będzie chciał walczyć o wasz związek? – spytała Kate.
– Skoro nie walczył o niego, gdy jeszcze trwał, to czemu teraz miałby walczyć? – zdziwiła się szatynka.
– Bo facet musi dostać maczugą w łeb, żeby się opamiętać i dopiero strata sprawia, że doceniają to co mieli – odparła rzeczowym tonem brunetka.
– Nie spodziewam się tego po nim – odparła obojętnym tonem Angela.
– No nie wiem, dzisiaj na lunchu patrzył takim wzrokiem na ciebie i Luke’a, jakby miał podejść i rozszarpać Mitchella – wtrąciłam się w ich wymianę zdań.
– Nie twierdzę, że nie jest zazdrosny. Jak z nim zerwałam, to też nie przyjął na początku tego do wiadomości. Podejrzewam, że będzie się wściekał, ale nie zniży się do przeprosin i nie przyjdzie prosić o drugą szansę – Angelina wzruszyła ramionami.
– Trzecią – poprawiła ją Kate, co nasz pałkarz skwitował uśmiechem.
– Luke’a teoria jest taka, że Jasperem kierują wyrzuty sumienia. Że podświadomie zżerają go one z powodu tej Ślizgonki i wmówił sobie, że ja przy pierwszej lepszej okazji zemszczę się na nim w ten sam sposób. Stąd ta chorobliwa zazdrość i maniakalna chęć kontroli nad tym jak i z kim spędzam czas. Na dodatek wiedział, że ani Will ani tym bardziej wy nie wstawilibyście się za nim, a wręcz myślał, że mnie nakłaniacie do odejścia od niego, dlatego tak was nie cierpiał i wściekał się, gdy spędzałam z wami zbyt dużo czasu – wyjawiła.
– To brzmi sensownie – przyznała lokata, a ja znów jej przytaknęłam.
– Tak w ogóle zapomniałam powiedzieć, że dowiedziałam się, za co Jasper tak nie cierpi Willa – przypomniała sobie McKinnon. Spojrzałyśmy na nią zaciekawione. – Okazało się, że jak w wakacje Jasper był u mnie i mieliśmy ostatnią rozmowę na temat tego, co stało się w czerwcu w bibliotece, to Will nas podsłuchał i chociaż ma dopiero jedenaście lat, to potem powiedział Jasperowi, że jego siostra nie zasługuje na to, żeby była z takim dupkiem i zrobi wszystko, żebym z nim zerwała – opowiedziała, a mi niemal kopara opadła. – Wyobrażacie to sobie? W życiu nie podejrzewałabym, że nieśmiały Młody będzie w stanie tak odważnie wystąpić przeciwko siedemnastolatkowi w obronie swojej starszej siostry – wyszczerzyła zęby. – To było naprawdę słodkie – dodała czułym tonem.
– A skąd to wiesz? Od Jaspera czy Willa? – spytałam zaciekawiona.
– Od Luka – odparła, a Kate roześmiała się.
– Od kogóż by innego – wtrąciła, a Angelina wywróciła oczami.
– Will to powiedział Stevowi, bo bał się, że Jasper to powie mi, a przez to ja będę zła na Młodego, a Steve mu poradził, żeby zwrócił się z tym problemem do Luke’a. Luke go uspokoił i zapewnił, że nawet jeśli się dowiem, to nie będę zła i przy okazji mi to powiedział, gdy zastanawiałam się podczas naszych rozmów, dlaczego Jasper tak nie cierpi Willa – powiedziała i wyszczerzyła zęby.
– Głuchy telefon normalnie – mruknęłam.
– Co? – spytały obie, a ja roześmiałam się.
– Nic, nieważne, takie mugolskie powiedzonko – wyjaśniłam na odczepnego. – No to teraz wszystko jasne. Szkoda, że Jasper zachował się mniej dorośle niż Will, ale to już jego strata – dodałam.
Doszliśmy właśnie pod obraz Grubej Damy, Black podał hasło i weszliśmy do Pokoju Wspólnego.
– To my spadamy, nara – rzucił Black i pociągnął za sobą Kate, po czym zawrócili i wyszli z powrotem na korytarz. Cała nasza trójka pokręciła głową z uśmiechami.
– Ja też znikam spać – oznajmiła Angelina i ziewnęła, rozciągając się. – Padam z nóg po tym treningu. Dobranoc – powiedziała i poszła w stronę schodów.
– Zmęczony? – spytałam troskliwie Jamesa, ale on pokręcił głową.
– Niezbyt – odparł. – A ty?
– Też nie – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się, gdy jednym ruchem mnie przyciągnął do siebie i pocałował krótko w usta.
– To może mała partyjka szachów z Luniaczkiem? – zaproponował i wskazał na fotele w kącie, gdzie Remus czytał książkę. Zgodziłam się, więc usiedliśmy koło Remusa i spędziliśmy z nim resztę wieczoru.
***
Następnego dnia był poniedziałek, więc zaraz po śniadaniu udaliśmy się całą paczką na pierwszą lekcję, którą były Zaklęcia. W ławce siedziałam z Kate, która o dziwo żywo notowała to, co Flitwick mówił o Zaklęciu Proteusza. Ja tym razem tylko wsłuchiwałam się w słowa profesora, a myśli co chwila uciekały mi w inną stronę. Przez pierwsze 20 minut rugałam samą siebie w myślach i wracałam do słuchania nauczyciela, jednak później odpuściłam i pozwoliłam sobie ten jeden raz nie słuchać na lekcji. Myślałam o minionym weekendzie, który zdecydowanie należał do najlepszych w moim życiu. Nasza sobotnia randka i jej następstwa, czyli związek z Jamesem i cała niedziela spędzona w jego towarzystwie, to moje dwa najszczęśliwsze dni w Hogwarcie. Myślami błądziłam wokół naszych nieskończonych rozmów przeplatanych czułymi pocałunkami i niemal zarumieniłam się na myśl, ile razy w ciągu tego weekendu nasze usta się spotkały. Mimowolnie odwróciłam się w stronę ławki, gdzie siedział James z Syriuszem i wcale nie zdziwiło mnie to, że nasze spojrzenia się spotkały. Podświadomie wiedziałam, że James myśli dokładnie o tym samym. Posłał mi uroczy uśmiech, który nie sposób było nie odwzajemnić. Mogłabym obserwować go godzinami. Światło z wąskich okien padało akurat na jego kruczoczarne, lśniące włosy, które tradycyjnie sterczały w każdą możliwą stronę, a szkła okularów odbijały promienie słońca. Orzechowe oczy patrzyły z tak uwielbianym przeze mnie wyrazem czułości, a blask w tęczówkach wyglądał niemal jak małe ogniki. Musiałam w końcu zmusić się do odwrócenia z powrotem, wcześniej posyłając mu najładniejszy uśmiech, na jaki mnie było stać. Spojrzałam na profesora, który właśnie pokazywał ruch różdżką, który należy wykonać przy zaklęciu i skupiłam się na tym, co mówi. Zaklęcia minęły na powtarzaniu formułki i ćwiczeniu odpowiedniego ruchu różdżką. Po zajęciach z Flitwickiem, ja i Remus poszliśmy w stronę wieży, gdzie odbywały się Starożytne Runy, a reszta naszej paczki miała wolną godzinę. W Sali, gdzie nie było Jamesa, o wiele łatwiej było mi się skupić na tym, co mówi profesor. Notowałam więc uważnie wszystko, co na temat run w starożytnej Grecji mówiła nauczycielka. Schodząc z wieży, dyskutowaliśmy z Remusem o minionej lekcji. Zeszliśmy do lochów, gdzie mieliśmy mieć dwie godziny eliksirów. Na ostatnich schodach czekali na nas James i Syriusz. Dołączyliśmy do nich, a James automatycznie znalazł się przy mnie i objął ramieniem. Nie protestowałam, bo lubiłam gdy to robił. Jedynie denerwował mnie fakt, że gdy tylko mijaliśmy jakiegoś Ślizgona, to uścisk Jamesa stawał się coraz ciaśniejszy. Postanowiłam jednak, że nie będę się czepiać, więc w myślach tylko przewracałam oczami. W ławce oczywiście mój osobisty ochroniarz usiadł obok mnie. Angelina usiadła z Lukiem, co skwitowałam dwuznacznym uśmiechem, na widok którego posłała mi karcące spojrzenie. Dwie godziny eliksirów minęły całkiem szybko. James wziął sobie za punkt honoru wybicie mnie z rytmu i co chwilę rozpraszał mnie dotykając delikatnie, gdy sięgał po składniki. Momentami czułam się, jakbyśmy znowu byli sami w Pokoju Życzeń i tylko tubalny głos profesora Slughorna, robiącego uwagi co do postępów uczniów, przypominał mi, że jesteśmy w klasie. Gdy tylko skończyły się Eliksiry, James niemal porwał mnie i wybiegliśmy z klasy jako pierwsi. Gdy znaleźliśmy się na pierwszym piętrze, zaciągnął mnie we wnękę w korytarzu, przyciągnął do siebie i pocałował. Byłam zaskoczona jego natarczywością, jednak z przyjemnością oddałam pocałunek. Gdy po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie roześmiałam się serdecznie.
– Nie wiedziałam, że aż tak na ciebie działają eliksiry – wyszczerzyłam zęby, a on uśmiechnął się figlarnie.
– Ty na mnie tak działasz – odpowiedział i pogłaskał mnie po policzku. Schylił się, żeby znowu mnie pocałować.
– Lily Evans? – usłyszeliśmy niepewny głos za sobą. Ja odskoczyłam jak oparzona, natomiast na okularniku głos nie zrobił większego wrażenia. Mój chłopak odsunął się powoli i odwrócił w drugą stronę, żeby spojrzeć kto nam przeszkodził. Wyjrzałam zza niego i zobaczyłam niewysoką Puchonkę o blond włosach sięgających ramion. O ile dobrze kojarzyłam, była z roku niżej, ale mogłam się mylić. Wpatrywaliśmy się oboje w nią pytającym wzrokiem, aż w końcu odzyskałam język w gębie. Dziewczyna wydawała się nieco onieśmielona.
– Tak? – spytałam, czym skierowałam na siebie uwagę Jamesa.
– Jestem Ann Thompson. Czy możemy porozmawiać na osobności? – zapytała cicho. James zmarszczył brwi i spojrzał na mnie pytająco. Zrobiłam zdezorientowaną minę.
– A mogę wiedzieć o czym? – znów zadałam pytanie, stojąc ciągle w tym samym miejscu. Nagle zachciało mi się śmiać z tej dziwnej wymiany zdań. Puchonka zarumieniła się, czym wybiła mnie z rytmu. Nie odpowiedziała, tylko spojrzała zawstydzona na Jamesa, który chyba był jeszcze bardziej zszokowany niż ja.
– O Fertilis – bąknęła cicho, a ja wybałuszyłam na nią oczy. Na twarzy Jamesa pojawił się uśmiech, świadczący o tym, że domyśla się o co chodzi dziewczynie.
– O czym? – powtórzyłam zszokowana.
– Rozmawiałam z Kate Bridge i powiedziała mi, że możesz dla mnie załatwić Fertilis – powiedziała już trochę śmielszym głosem, zerkając na Jamesa. Tym razem zatkało mnie kompletnie i wpatrywałam się w nią z otwartą gębą, zastanawiając, czy się nie przesłyszałam. James na widok mojej miny parsknął śmiechem, a ta dziewczyna zdawała się nic nie rozumieć z mojej reakcji.
– Ile tego chcesz? – po raz pierwszy głos zabrał Potter, który wyraźnie miał ubaw ze mnie i faktu, że ja nadal zostałam bez słowa.
– Na początek dwie butelki – odpowiedziała speszona, że przyszło jej rozmawiać z chłopakiem, a nie z dziewczyną na takie tematy.
– Na początek? – powtórzyłam za nią i poczułam jak rośnie we mnie złość na Kate.
– Tak myślę. Kate mówiła, że być może zgodzisz się na stałą dostawę – odpowiedziała, prawdopodobnie mylnie odczytując mój ton.
– Dostawę? – znów powtórzyłam pojedyncze słowo z jej zdania. Byłam oburzona tym, co Kate naobiecywała tej dziewczynie. James widząc, że dużo mi nie brakuje do wybuchu, wkroczył do akcji.
– Przyjdź do stolika Gryfonów na lunchu – zwrócił się do niej.
– Ile?
– 3 galeony za butelkę – odpowiedział bez zastanowienia. Spiorunowałam go wzrokiem, ale on zdawał się tego nie widzieć.
– Super! Dziękuję! – rzuciła radośnie i podbiegła w stronę schodów.
– Czy ty się dobrze czujesz?! – warknęłam, czując jak złość zamienia się we wściekłość.
– To chyba ja powinienem ci zadać to pytanie. Zachowywałaś się co najmniej dziwnie – zauważył i roześmiał się z mojej miny.
– A jak według ciebie powinnam się zachować w sytuacji, gdy najlepsza przyjaciółka robi ze mnie nielegalnego handlarza antykoncepcją dla nastoletnich czarownic?! – niemal wrzasnęłam. – Na dodatek mój chłopak jest w to zamieszany! – dźgnęłam go oskarżycielsko palcem, co tylko wywołało u niego kolejną salwę śmiechu.
– Nie jestem w to zamieszany – odpowiedział i wyszczerzył zęby, gdy tylko się uspokoił. – Po prostu cię zatkało, więc załatwiłem to za ciebie – dodał, czym tylko mnie rozwścieczył.
– A może pomyślałbyś, że ja nie chcę sprzedawać tych eliksirów? – warknęłam, nieco spuszczając z tonu, ponieważ w korytarzu zaczęli się gromadzić uczniowie.
– A dlaczego nie? – spytał i wzruszył ramionami. – To dobry biznes. Produkcja jednej buteleczki wychodzi koło 1 galeona, więc mamy trzykrotny zysk. To kupa kasy – uśmiechnął się, czym tylko mnie zdenerwował.
– Czy ty w ogóle słyszysz sam siebie? – wysyczałam. – I jak to sobie wyobrażasz? Że ja będę po lekcjach siedzieć i tracić czas na warzenie jakiegoś durnego eliksiru, żeby napalone nastolatki mogły… gzić się po kątach ze swoimi chłopakami?! – mówiąc to, trzęsłam się ze złości, ale jednocześnie zarumieniłam się, bo znowu wkraczaliśmy w te tematy, o których nie lubiłam rozmawiać.
– Mamy 60 buteleczek, więc na razie nie musisz nic warzyć – odparł kompletnie niewzruszony moimi obiekcjami.
– Już 57, bo jedną wzięła Kate, a dwie obiecałeś tej Puchonce. To już są dwie dziewczyny, które co miesiąc będą chciały buteleczkę – zauważyłam, próbując się uspokoić.
– Do końca roku szkolnego zostało 9 miesięcy. Razy dwa daje 18 buteleczek, czyli nadal zostają 42 do rozdysponowania. Ten zapas więc spokojnie starczy dla jeszcze 4 dziewczyn. Potem skończymy szkołę, więc nie będziesz musiała nic warzyć – powiedział lekkim tonem, jakby rozmawiał o pogodzie.
– Ale ja nie chcę być żadnym handlarzem tego pieprzonego eliksiru, rozumiesz? Zrobiłam go dla Kate w drodze wyjątku! Nie będę sprzedawać żadnych buteleczek! Nikomu, zrozumiano? – mówiłam z zaciśniętymi zębami. W walce z moją furią wcale nie pomagał fakt, że Jamesowi warga drgała jakby powstrzymywał się od roześmiania.
– Ale co ci szkodzi? – spytał. Nie wiedziałam, czy się ze mną droczy, czy faktycznie tak uważał. W obu przypadkach działał mi na nerwy, więc rzuciłam mu wściekłe spojrzenie, ominęłam go i odeszłam szybkim krokiem w stronę schodów. Oczywiście Potter od razu poszedł za mną i sekundę później zrównał krok i chwycił mnie za rękę. Wyswobodziłam się z jego dłoni i schowałam ręce do kieszeni, żeby nie mógł tego powtórzyć.
– Hej! Ale to nie ja przysłałem tę dziewczynę! – zaprotestował.
– Tego nie wiem – fuknęłam. – Dziwnym trafem od razu skojarzyłeś o co jej chodzi i błyskawicznie obliczyłeś koszt produkcji i cenę sprzedaży jednej buteleczki!
– Mam po prostu szybki umysł i smykałkę do interesów – wyszczerzył zęby, a ja posłałam mu zirytowane spojrzenie.
– To naprawdę nie jest zabawne Potter – warknęłam.
– Właśnie, że jest, bo tak się wściekasz Evans – odciął się, również zwracając się do mnie nazwiskiem. Prychnęłam i żeby uciąć tę rozmowę weszłam do damskiej łazienki, obok której akurat przechodziliśmy i z głośnym trzaskiem zamknęłam za sobą drzwi. Nie przewidziałam jednak, że damska toaleta to żadna przeszkoda dla niego i sekundę później wlazł do środka za mną.
– To jest łazienka dla dziewczyn – warknęłam.
– I co z tego? – wzruszył ramionami. – Weszłaś tutaj tylko po to, żeby się mnie pozbyć – dodał, opierając się o ścianę i przyglądając mi się uważnie z zawadiackim uśmiechem.
– Nawet jeśli by tak było, to powinieneś to uszanować i nie wchodzić tutaj – odparłam oschle.
– Lily przestań się dąsać – zbliżył się do mnie, jednak ja się odsunęłam. – Przecież to nie ja ją przysłałem!
– Ale zdecydowałeś za mnie, że sprzedasz jej eliksir – fuknęłam i założyłam ręce na piersi.
– Daj spokój, to jest jedna osoba – odparł i lekceważąco machnął ręką.
– Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, ile jest par w Hogwarcie? – spytałam gniewnie. – Ta dziewczyna ma koleżanki, które też mają chłopaków i… – zacięłam się na chwilę i standardowo zarumieniłam, szukając odpowiednich słów. Dostrzegłam jak warga drgnęła Jamesowi od powstrzymywania głupiego uśmieszku – robią to co Kate z Syriuszem – dokończyłam, starając się nie zwracać uwagi na rozbawienie w jego oczach. – Ona rozpowie tym koleżankom, że ja mam eliksir i zaraz wszystkie przyjdą i będą chciały kupić.
– Przesadzasz – stwierdził wesoło. – Chodź, bo się spóźnimy na Transmutację – wyciągnął rękę w moją stronę, którą niechętnie chwyciłam i pozwoliłam się pociągnąć do wyjścia.
– Zobaczysz, że jeszcze powiem „a nie mówiłam” – mruknęłam, a on zaśmiał się krótko. – A Kate zabiję jak tylko spotkam – dodałam cicho.
– Potter! Co robiłeś w łazience dla dziewczyn?! – gdy wyszliśmy na korytarz, trafiliśmy prosto na oburzoną McGonagall.
– Dzień dobry pani profesor – skinął głową. – Lily panicznie boi się pająków, więc musiałem przegonić jednego ogromnego, żeby mogła umyć ręce – odpowiedział bez zająknięcia się. Nauczycielka, która dopiero po jego słowach mnie zauważyła, wybałuszyła na nas oczy po tym, gdy zobaczyła, że trzymamy się za ręce. Szybko jednak się zreflektowała i odchrząknęła znacząco.
– Panno Evans, to nieco infantylne zachowanie bać się pająków, szczególnie, gdy można się ich pozbyć jednym zaklęciem – zwróciła się do mnie. – A następnym razem proszę zawołać jakąś koleżankę, nie musi Pan, panie Potter, wchodzić do damskiej ubikacji – powiedziała znowu do Jamesa. Rzuciła okiem jeszcze raz na nasze splecione dłonie, po czym odwróciła się i pomaszerowała szybkim krokiem w stronę Sali, gdzie właśnie mieliśmy mieć z nią lekcje.
– Dzięki Potter – warknęłam. – Następnym razem powiedz jej prawdę, że sam wparowałeś za mną do łazienki, a nie zwalaj na mnie i nie wymyślaj głupich fobii – rzuciłam mu wściekłe spojrzenie.
– Znowu wracamy do nazwisk? – wyszczerzył zęby, nic nie robiąc sobie z mojego oburzenia.
– Jeśli będziesz się tak zachowywać, to mogę cię nazywać o wiele gorzej niż po nazwisku – fuknęłam, a on roześmiał się. Już sama nie wiedziałam, czy ta jego ogólna wesołość mnie bardziej denerwuje, czy rozczula.
Doszliśmy pod klasę w momencie, w którym McGonagall otwierała drzwi do środka, więc wślizgnęliśmy się na końcu. Puściłam rękę Jamesa i skierowałam się do ławki, którą zajęła Kate. Ta widząc moją wściekłą minę i piorunujący wzrok, dosłownie przyciągnęła zaklęciem Syriusza, który zdezorientowany został posadzony na miejscu obok niej. Rzuciła mi niewinny uśmiech i zanurkowała pod ławkę, żeby wyciągnąć z torby podręcznik. Pokazałam palcem, że utnę jej głowę, przejeżdżając nim po szyi i usiadłam w ławce tuż za nimi. Miejsce obok mnie zajął James, który pod nosem zaśmiewał się z tej sytuacji. Trzy minuty po rozpoczęciu lekcji do klasy wpadła spóźniona Angelina, za co Gryffindor stracił 3 punkty. Zajęła miejsce w ławce obok nas, a gdy rzuciłam jej pytające spojrzenie, machnęła ręką. Byłam pewna, że za jej spóźnienie odpowiadał nie kto inny jak Luke. Wróciłam jednak do słuchania wstępu do zajęć. Może byłam przewrażliwiona, ale wydawało mi się, że McGonagall co chwila rzuca na nas spojrzenie pełne zdziwienia i jednocześnie zaciekawienia. No tak, przecież nauczyciele raczej nie byli na bieżąco z plotkami o romansach wśród uczniów, a akurat ja i James słynęliśmy z naszych kłótni, których musiał słuchać cały zamek. Ona sama niejednokrotnie była świadkiem jak wrzeszczę na Pottera po jego durnych żartach, które mi wywijał nieustannie od trzeciego roku. Widok naszej dwójki wychodzącej z damskiej łazienki, na dodatek trzymającej się za rękę, mógł być dla niej niemałym szokiem. Kate ani razu nie zaszczyciła mnie spojrzeniem, więc skupiłam się na ćwiczeniu zaklęcia, które aktualnie przerabialiśmy. Od ostatniej lekcji uczyliśmy się zmieniać swoje części ciała tak, by zmienić wygląd. Mieliśmy zacząć od ćwiczenia zmiany włosów, co szczególnie spodobało się damskiej części klasy. McGonagall zademonstrowała wszystkim na długich włosach Cassie jak zmienić kolor, długość i rodzaj włosów. Jak się okazało, nie należało to do łatwych zadań, więc entuzjazm u dziewczyn szybko znikł i pojawiła się frustracja, gdy po raz kolejny z rzędu włosy nie zmieniły koloru. Najlepiej, ku zdziwieniu profesorki, radziła sobie Kate. Wiedziałam doskonale, że ona potrafi bawić się we fryzjerkę różdżką, więc nie byłam tym zdziwiona. Sama mi kiedyś pokazała jak podkręcić włosy za pomocą czarów, więc często stosowałam to zaklęcie, jednak nigdy nie zmieniałyśmy ani długości, ani koloru. Kate jednak nie zdawała się być zaskoczona tym, że wszystkie zaklęcia dotyczące włosów wychodziły jej za pierwszym razem. Była z siebie dumna jak paw, bo przecież nie należała do najlepszych uczniów. Jednak gdy zarobiła za swoje zaklęcia 10 punktów, a na koniec lekcji jako jedyna została zwolniona z zadania domowego, myślałam, że wręcz pęknie z dumy. Gdy dzwonek oznajmił koniec lekcji, brunetka wystrzeliła z klasy jak oparzona, zapewne uciekając przede mną. Angelina podeszła do nas, obserwując jak burza czarnych loków znika na korytarzu.
– A tej co się stało? – spytała, a ja prychnęłam.
– Narozrabiała i teraz mnie unika – odpowiedziałam. Poczułam jak James trzęsie się od powstrzymywanego śmiechu. – Nie wiem Potter co w tym śmiesznego – warknęłam w jego stronę. McKinnon zmarszczyła brwi i spojrzała na mnie pytająco. – Nie tutaj – mruknęłam widząc, że McGonagall nam się przygląda. Wyszliśmy na korytarz, a do naszej trójki dołączyli Remus i Peter.
– Co się stało? – zaciekawiona Angelina powtórzyła swoje pytanie.
– Ta wariatka zrobiła sobie ze mnie aptekę z antykoncepcją – wyjaśniłam, a Angela spojrzała na mnie jak na wariatkę. – Powiedziała jakiejś Puchonce, że może ode mnie kupić Fertilis – wyjaśniłam, a ona wybałuszyła na mnie oczy. – Nie przesłyszałaś się. Przyszła do mnie dziewczyna z roku niżej i powiedziała, że rozmawiała z Kate i ta jej powiedziała, że ma się zgłosić do mnie, a ja sprzedam jej buteleczkę Fertilis. Na dodatek powiedziała, że istnieje możliwość stałej dostawy, rozumiesz? – wyżaliłam się.
– I co powiedziałaś tej Puchonce?
– Ja nic, bo mnie zatkało – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Ale mój wspaniałomyślny chłopak kazał jej przyjść po dwie buteleczki na lunchu – dodałam i rzuciłam wściekłe spojrzenie okularnikowi, który wyszczerzył zęby. – I to wcale nie jest zabawne!
– Właśnie, że jest – odparł i roześmiał się. – Nie wiem co ci szkodzi dać jej kilka butelek, a przy okazji zarobić trochę galeonów – wzruszył ramionami, a ja wywróciłam oczami. – Przecież tego wyszło 60 buteleczek, możesz handlować tym do woli, po co ci tego tyle?
– Jeszcze ci zacytuję te słowa – warknęłam, a tym razem to Remus się roześmiał, bo jako jedyny załapał sens moich słów.
– Chodźmy do dormitorium po ten eliksir, bo lunch już trwa – powiedział niezrażony James, a ja rzuciłam mu wściekłe spojrzenie.
– Sam sobie idź, to ty obiecałeś tej dziewczynie – rzuciłam złośliwie.
Chwilę jeszcze się przekomarzaliśmy, jednak w końcu Potter namówił mnie, żebym poszła po Fertilis do dormitorium. Zeszliśmy na lunch i ja zajęłam się jedzeniem. Kate ani Syriusza nie było nigdzie widać, więc zapewne huncwockimi sposobami Łapa pomagał swojej dziewczynie unikać mnie tak długo, jak to tylko możliwe, aż chociaż trochę przejdzie mi złość na przyjaciółkę. Gdy skończyłam jeść swoją sałatkę, do stolika podeszła owa Puchonka, w towarzystwie koleżanki. Rozglądając się na boki, czy żaden nauczyciel nie patrzy, położyła przede mną sześć galeonów. Spojrzałam najpierw na pieniądze, a potem na nią i zrezygnowana sięgnęłam do torby po buteleczki eliksiru i podałam jej.
– Dziękuję Lily, jestem ogromnie wdzięczna – powiedziała i uśmiechnęła się serdecznie. – To jest moja przyjaciółka Emily Lung – przedstawiła mi swoją towarzyszkę. Zmusiłam się do sztucznego uśmiechu i skinęłam głową. Jednak dziewczyny nie odeszły, tylko Ann szturchała swoją koleżankę. Moje brwi powędrowały wysoko do góry, bo już wiedziałam co teraz nastąpi.
– Lily, czy jest możliwość kupienia jeszcze dwóch butelek? – zapytała ta druga Puchonka, która również miała blond włosy, jednak o nieco ciemniejszym odcieniu i była o pół głowy wyższa niż jej koleżanka. Angelina parsknęła śmiechem na widok mojej miny, a James chyba nieco odsunął ode mnie krzesło.
– Słuchajcie, ja nie zajmuję się warzeniem Fertilis – zmusiłam się do spokojnego tonu. – Zgodziłam się go zrobić dla Kate i po prostu wyszło nieco więcej, ale nigdy w życiu do głowy by mi nie przyszło, żeby sprzedawać nadmiar – wyjaśniłam, patrząc na Puchonki.
– Rozumiem, że tobie też jest potrzebny, ale może jednak dasz radę te dwie butelki odstąpić? Błagam – spytała błagalnym tonem. Usłyszałam jak Remus i Angelina znowu wybuchają śmiechem, a ja poczułam jak moja twarz się czerwieni. James miał na tyle przyzwoitości, że powstrzymał się od parsknięcia, jednak kątem oka widziałam, że trzęsie się od hamowania śmiechu.
– Przyjdź po kolacji, ale na miłość boską nikomu ani słowa o tym, że mam ten przeklęty eliksir! – warknęłam, a one rzuciły „dzięki” i nieco speszone moim wybuchem uciekły w stronę wyjścia. Wzięłam ze stołu monety, które zostawiła Ann i wcisnęłam do ręki Jamesowi.
– To twoje pieniądze – zaprotestował. Spiorunowałam go wzrokiem.
– Zapłaciłeś za składniki i pomagałeś przy warzeniu, więc są twoje – syknęłam. – To ty stwierdziłeś, że to świetny biznes, więc sobie na nim zarabiaj – dodałam, nie dając mu dojść do słowa. – I jeszcze jedno, a nie mówiłam? – zmrużyłam wściekle oczy i z hukiem odsunęłam krzesło, po czym skierowałam się do wyjścia. James momentalnie ruszył za mną i chwilę później wyszliśmy z Wielkiej Sali. – Nawet nie próbuj mnie udobruchać – rzuciłam, gdy otworzył usta, żeby coś powiedzieć.
– Nie miałem zamiaru – odparł i chwycił moją rękę. Na początku miałam ochotę ją wyrwać, ale po chwili stwierdziłam, że to całkiem przyjemne czuć dotyk jego ciepłej dłoni. James chyba wyczuł zmianę w moim nastawieniu, bo odważył się przyciągnąć mnie do siebie i krótko pocałować. – Mamy jeszcze trochę czasu do zielarstwa, więc może zrobimy sobie spacer po błoniach? – zaproponował, a ja pokiwałam głową.
***
– Cześć – powiedziała niepewnie Kate, spoglądając na mnie ostrożnie. Nie oderwałam się od pisania pracy i nie zaszczyciłam jej spojrzeniem. – Mogę się przysiąść? – spytała, a ja prychnęłam. – Och, daj spokój Lily, nie obrażaj się – rzuciła i usadowiła się w fotelu naprzeciwko.
– Wydawało mi się, że mnie unikasz, czy nie mogłoby tak zostać do końca tygodnia, aż minie mi ochota na przywalenie ci w ten lokaty łeb? – warknęłam i posłałam jej mordercze spojrzenie. Dziewczyna roześmiała się, za co oberwała podręcznikiem do Transmutacji.
– Robisz z igły widły – przewróciła oczami z uśmiechem. – Powinnaś się cieszyć, że mogłaś pomóc Ann. To bardzo fajna dziewczyna – zaszczebiotała.
– Jej koleżanka Emily to także super dziewczyna – wycedziłam, czym wprawiłam ją w lekkie osłupienie. – Nie patrz tak. Jak tylko James się zgodził dać tej Puchonce dwie butelki, od razu wiedziałam, że ona to rozpowie koleżankom, które mają chłopaków – rzuciłam jej oskarżycielskie spojrzenie, a ona uśmiechnęła się niewinnie.
– To tylko dwie dziewczyny – wzruszyła ramionami.
– Co ci strzeliło do głowy, żeby rozpowiadać, że sprzedaję ten przeklęty eliksir?! – wybuchłam.
– Nie rozpowiadam, że go sprzedajesz – odparła i wywróciła oczami. – Ann to moja daleka kuzynka od strony taty. Wiedziała, że mam chłopaka, ona też ma i wczoraj spotkała nas na korytarzu. Zaciągnęła mnie do łazienki i spytała skąd mam dostęp do eliksiru, więc jej powiedziałam, że ty go dla mnie uwarzyłaś. Zaczęła prosić, żebym skombinowała jej chociaż dwie butelki i pomyślałam, że skoro i tak będziesz go dla mnie robić, to co szkodzi podzielić się z nią? Nie spodziewałam się, że ona to komuś powie – wzruszyła ramionami i posłała mi szeroki uśmiech, którego nie odwzajemniłam.
– A nie przyszło ci do głowy, że ja nie chcę spędzać wielu godzin na przygotowywaniu jakiegoś głupiego eliksiru dla zakochanych nastolatek, które nie potrafią poradzić sobie z szalejącymi hormonami? – spytałam jadowitym tonem.
– Wczoraj na treningu powiedziałaś, że podobało ci się warzenie Fertilis z Jamesem – wyparowała i wyszczerzyła zęby.
– Kate doskonale wiesz o czym mówię! – skarciłam ją, a ona roześmiała się. – Mamy OWUTEM-y na głowie, masę zadań i jeszcze więcej nauki! Nie mam zamiaru tracić cennego czasu na zapewnianie wam wszystkim antykoncepcji!
– Za niedługo ty też będziesz go potrzebować, więc co za problem, żeby za każdym razem robić trochę więcej – stwierdziła lekkim tonem, a ja musiałam zamknąć oczy i w myślach policzyć do 10, żeby jej nie zabić.
– Jesteś bezczelna – warknęłam i wróciłam do swojego zadania z Transmutacji. O dziwo ona także wyciągnęła swoje podręczniki i zaczęła pisać pracę domową z Zaklęć. – Jak sprzedam cały zapas Fertilis i braknie dla was, to miej pretensje tylko i wyłącznie do siebie – powiedziałam spokojnym tonem, a Kate najpierw spojrzała na mnie przestraszona, a potem uśmiechnęła się szeroko.
– I tak wiem, że uwarzysz dla mnie nowy – posłała mi całusa w powietrzu.
– Żebyś się nie przeliczyła – syknęłam.
– Ostatnio też tak mówiłaś – odparła pewnym tonem i pochyliła się nad swoim pergaminem.
***
Pierwszy tydzień naszego związku, poza poniedziałkiem, mijał całkiem spokojnie. Na lekcjach czasami siadaliśmy razem, chociaż częściej James siedział z którymś z Huncwotów, a ja z Angeliną lub Kate. Po lekcjach Huncwoci się gdzieś włóczyli, a ja zwykle odrabiałam z Bridge zadania domowe. Pod pretekstem pilnowania Willa, Angelina prace odrabiała w bibliotece razem z trójką Krukonów, wśród których był oczywiście Luke. Późne popołudnia wypełnione były treningami quidditcha, na które często wybierałyśmy się z Kate, a czasami towarzyszyli nam Remus i Peter. Natomiast wieczory zwykle spędzaliśmy z Jamesem razem, spacerując po zamku lub, jeśli pogoda pozwoliła, po błoniach. Toczyliśmy długie rozmowy na przeróżne tematy, opowiadając sobie o swoich rodzinach i poznając siebie coraz lepiej. Uwielbiałam nasze dyskusje, podczas których często śmialiśmy się do bólu brzucha, ale również zahaczaliśmy o poważniejsze tematy jak terror, który siał Voldemort. Cieszyłam się, że wszystko między nami było naturalne, niewymuszone i że czułam się naprawdę swobodnie, nawet wtedy, gdy James nagle skradał mi całusa lub przyciągał do siebie i zamykał w czułym uścisku. Za każdym razem motyle w moim brzuchu wykonywały dzikie salta, a magiczne ciepło w obojczykach było odczuwalne z coraz mocniejszą siłą. Zadziwiające było jak moje ciało nadal reagowało na jego dotyk. Wystarczyło, że delikatnie mnie musnął ręką, a od razu czułam tam przyjemne dreszcze. Chwile spędzone z Jamesem pełne były czułości i słodkości między nami, a mi wcale to nie przeszkadzało. Przy innych nie zachowywaliśmy się jak Kate i Syriusz, ale też nie chowaliśmy się. Coraz rzadziej, gdy James obejmował mnie przy ludziach, miałam odruch by go zrugać. Powoli przyzwyczajałam się do myśli, że jesteśmy razem i starałam się z tego czerpać jak najwięcej radości. Zabawne były reakcje niektórych nauczycieli, począwszy od poniedziałkowego subtelnego przypatrywania się McGonagall, poprzez wręcz bezczelne wybałuszenie gał Slughorna, aż po Dumbledore’a, który, mijając nas całujących się w korytarzu w pobliżu jego gabinetu, zaczął śpiewać piosenkę o miłości i pokazał nam kciuki uniesione do góry, gdy oderwaliśmy się od siebie speszeni. Uczniowie zdawali się przyzwyczaić do tego, że Evans i Potter są razem, bo już nikt nie gapił się bezczelnie, ani nie szeptał, gdy przechodziliśmy obok. W środę również spacerowaliśmy po błoniach. Wtedy przypomniałam sobie o niedzielnych rozterkach mojej przyjaciółki na temat życia po Hogwarcie.
– Zastanawiałeś się już co będziesz robić, gdy skończysz szkołę? – spytałam, przerywając chwilową ciszę między nami. James wbił wzrok w taflę jeziora, na której odbijało się zachodzące słońce.
– Zastanawiałem się, ale nie podjąłem żadnej decyzji – odpowiedział, nadal przyglądając się zachodowi. Szliśmy powoli trzymając się za ręce.
– A jakie opcje bierzesz pod uwagę? – spytałam, starając się nie brzmieć wścibsko.
– Dostać się do jakiejś dobrej drużyny quidditcha, pójść na kurs dla aurorów, zrobić obie rzeczy na raz albo dać sobie rok czasu na… – zawahał się przez kilka sekund, jakby szukał odpowiednich słów – podjęcie odpowiedniej decyzji – dokończył i spojrzał na mnie badawczo. – A ty?
– Nie mam zielonego pojęcia, w którym kierunku pójść – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Zastanawiałam się nad tyloma zawodami i nadal nie umiem podjąć decyzji – kontynuowałam, wypowiadając swoje myśli, które od niedzielnej rozmowy z Kate krążyły mi po głowie. – W dzisiejszych czasach zostanie aurorem to chyba najbardziej pożądany zawód, więc to też wchodzi w grę, ale zawsze gdzieś z tyłu głowy chciałam zostać magomedykiem, pracować z magicznymi zwierzętami, albo związać swoją przyszłość z eliksirami – wyjawiłam. – Wiem, że dużo zależy od wyników egzaminów, bo na kurs magomedyka dostają się tylko najlepsi, ale aż tak się nie obawiam o te egzaminy, bo mam zamiar się do nich solidnie przygotować.
– Kto jak kto, ale ty na pewno zdasz je na same Wybitny – uśmiechnął się okularnik. – Do końca roku jeszcze dużo czasu, więc możesz się ciągle zastanawiać – dodał.
– A ty?
– Co ja?
– Ty też możesz się zastanawiać przez ten czas. Chyba nie zakładasz z góry, że zrobisz sobie rok przerwy? – zagadnęłam, a on zmarszczył brwi.
– Jak mam być szczery, to nie mam ochoty podejmować żadnej decyzji. Nie do końca jestem przekonany do zawodu aurora. Nie podobają mi się niektóre ruchy ze strony Ministerstwa i nie wiem, czy chciałbym być kolejnym urzędnikiem, który musiałby podporządkowywać się rozkazom góry – rozwinął swoją wypowiedź. – Co prawda auror to nie jest typowe nudne urzędnicze stanowisko, ale jednak nadal podległe systemowi – dodał, czym w sumie mnie nie zaskoczył. Nie od dzisiaj wiadomo, że nie lubił przyporządkowywać się nakazom i rozkazom. – A walczyć z Voldemortem można nie tylko będąc aurorem.
– W quidditchu też od razu nie byłbyś kapitanem – zauważyłam.
– Ale szukający jest pozycją, w której jest najmniej strategii do wciskania – odpowiedział ze śmiechem. – Ale kariera sportowca nie trwa wiecznie i większość z nich i tak potem ląduje na ciepłych posadkach w Ministerstwie – powiedział powoli. – Co do ciebie, to poszedłbym na twoim miejscu na magomedyka i starał się dostać do oddziału leczącego urazy odzwierzęce – zmienił temat na moją przyszłość. – Będziesz miała i leczenie ludzi i styczność ze zwierzętami i dużo sporządzania antidotów, czyli eliksirów – argumentował swoje zdanie, posyłając mi delikatny uśmiech, który odwzajemniłam.
– A bierzesz pod uwagę inne opcje niż te, które wymieniłeś? – znowu zeszłam na niego.
– Zastanawiam się nad propozycją Łapy – odpowiedział zagadkowo, zaczynając temat, który zdecydowanie mnie zainteresował. Spojrzałam na niego pytająco. – Zaproponował nam roczną podróż po świecie, żeby się wyszaleć, ale żeby też spróbować różnych zajęć i sprawdzić w czym bylibyśmy najlepsi. Odwiedzając wiele krajów można dużo się nauczyć i poznać samego siebie. Na początek miałby to być rok, ale niewykluczone, że trwałoby to dłużej – wyjaśnił.
– Brzmi fajnie i jest w tym jakiś rozsądek, nawet biorąc pod uwagę słowo „wyszaleć” w waszych ustach – odparłam i roześmiałam się. – Taka podróż, na pewno bogata w przygody i spotkania z poważniejszą magią, byłaby cenną lekcją życia. Ale znając was co chwila wpadalibyście w jakieś tarapaty – wyszczerzyłam zęby, a James uśmiechnął się lekko.
– Jest jeszcze futerkowy problem Remusa, który nieco komplikuje sprawę podróżowania po całym świecie – zauważył, a ja zmarszczyłam brwi.
– Skoro tutaj w Hogwarcie udaje się ten problem rozwiązywać, to pewnie znalazłoby się jakieś rozwiązanie w każdym zakątku świata – mruknęłam. – Ale odnoszę wrażenie, że nie jesteś do końca przekonany do pomysłu Syriusza – rzekłam, a on spojrzał na mnie badawczym wzrokiem, jakby przed odpowiedzią chciał odgadnąć moje myśli.
– Nie wiem co będzie za te dziewięć, czy tam dziesięć miesięcy – odrzekł i wzruszył ramionami. – Może wyda ci się to śmieszne po zaledwie czterech dniach, ale mimo wszystko myślę o nas na poważnie – mówiąc to spojrzał mi w oczy. – Na dzień dzisiejszy nie wiem jak potoczy się to wszystko, ale mam nadzieję, że pójdziemy w dobrą stronę i w czerwcu nadal będziemy razem. Wtedy nie będzie mi zależało na tym wyjeździe, bo wiem, że nie wytrzymam roku bez ciebie – wyznał, a mi aż mowę odebrało. – Dziwi mnie, że Syriusz myśli o takim wyjeździe, skoro z Kate nie potrafią się od siebie odkleić.
– A pytałeś go o to? – odezwałam się, odzyskując mowę po jego wyznaniu.
– Pytałem co Kate mówi na ten wyjazd, a on twierdzi, że jakoś to przeżyje – odpowiedział.
– On w ogóle myśli o niej poważnie, czy to dla niego tylko nastoletnia miłość, żeby mieć z kim się dobrze bawić w zamku? – spytałam nieco ostrzej niż zamierzałam.
– Syriusz to lekkoduch. Nie lubi zobowiązań – odparł nieco wymijająco.
– Nie lubi zobowiązań, dlatego tak długo o nią walczył, tak długo z nią jest, chciał poznać jej rodziców i spotkać się z nimi na oficjalnym obiedzie?
– Nie to miałem na myśli – oponował. – Nie mówię, że wolałby żyć w otwartym związku i nie chce planować przyszłości z Kate. Wydaje mi się, że on po prostu nie chce jeszcze wchodzić w dorosłe życie. W listopadzie skończy 18 lat, a w jego mniemaniu to nie jest wiek na zakładanie rodziny, tylko na popełnianie głupstw nieco poważniejszych niż te w Hogwarcie – rozwinął.
– Kate wie o jego planach i boi się, że Syriusz po egzaminach z nią zerwie, żeby móc w pełni korzystać z życia – wyjawiłam. – Uważa, że skoro Black nie podejmuje sam z siebie tematu o rozwijaniu związku w poważnym kierunku, to znaczy, że tego nie chce.
– Trudno mi zgadywać czego on chce w życiu, ale na pewno nie chce z nią zerwać – powiedział stanowczo. – Syriusz uwielbia ryzyko, nienawidzi się nudzić i między innymi dlatego tak szaleje za Kate, bo jest nieprzewidywalna, niebanalna, potrafi się dobrze bawić, a przy tym wszystkim potrafi go jeszcze czymś zaskoczyć. On chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że planując męską, roczną przygodę sprawia, że Kate czuje się odsunięta od jego życia. Jak znam jego, to po prostu będzie żył chwilą, a jak zwiedzi trochę świata, to będzie chciał się ustatkować. Nie można być wiecznie chłopcem, w końcu trzeba dorosnąć i prędzej czy później Syriusz też dorośnie. Po prostu prawdopodobnie będzie to później niż wcześniej – zakończył swoją wypowiedź i spojrzał na mnie. – A co ty sądzisz o tej rocznej wyprawie? – spytał, a ja wiedziałam, że nie chodzi mu o moje obiektywne zdanie.
– Sądzę, że to świetny pomysł – odparłam zgodnie z prawdą, jednak wbrew jego oczekiwaniom co do odpowiedzi. Nie chciałam składać żadnych deklaracji, bo zbyt krótko ze sobą byliśmy, żeby to robić. – Uważam, że w tak młodym wieku nie trzeba myśleć o przyszłości i można dać się ponieść zabawie, a przy okazji zdobyć dużo wiedzy i doświadczenia, którego nie zdobędzie się nawet na najlepszych kursach.
– Dobrze wiesz, że pytam o nas – przerwał mi w momencie, w którym chciałam dalej mówić o ich ewentualnym zwiedzaniu świata.
– Nie wiem czy to odpowiedni moment na takie pytania – odpowiedziałam i odwróciłam wzrok. – Tak jak ty chciałabym, żeby nasz związek szedł do przodu. Inaczej nie wchodziłabym w to. Ale jesteśmy ze sobą zaledwie kilka dni, nie mamy za sobą żadnej kłótni i przeżywamy teraz fazę cukierkową. Spytaj mnie za pół roku, to ci odpowiem. Na dzień dzisiejszy nie chcę cię hamować i nie chcę być powodem, dla którego zrezygnujesz z tego wyjazdu, bo możesz dużo stracić – powiedziałam cicho. – Nie wymagam od ciebie żadnych poważnych deklaracji i nie chcę, żebyś ty ode mnie ich wymagał – dodałam, a on uśmiechnął się.
– Rozumiem – mruknął. – Mimo wszystko ostateczna decyzja o wyjeździe zapadnie dopiero po egzaminach, więc nie ma się co przejmować na zapas – dodał i zatrzymał się, obserwując ostatnie promienie słońca znikające za horyzontem.
– Cieszmy się chwilą – powiedziałam i przytuliłam się do niego, a on objął mnie, po czym pocałował słodko i delikatnie.
***
Gdy wróciliśmy ze spaceru James poszedł do swojego dormitorium, a ja usiadłam w fotelu obok dziewczyn, które kończyły właśnie swoje prace domowe. Odłożyły pióra niemal w tym samym momencie i roześmiały się, chowając do toreb przybory i podręczniki.
– Rozmawiałam z Jamesem na temat Syriusza – zaczęłam rozmowę, a Kate wbiła we mnie spojrzenie żądające wyjaśnień. – On uważa, że Syriusz po prostu nie zdaje sobie sprawy z tego, że wyjeżdżając się wyszaleć, sprawia, że czujesz się odsunięta – kontynuowałam. – Mówi, że Syriusz jest w pełni nastolatkiem i po prostu chce jeszcze się bawić, a dopiero potem myśleć poważnie o życiu. Ale jest pewny, że nie chce z tobą zerwać – dodałam, a ona prychnęła.
– To ciekawe jak wyobraża sobie taki związek, że on będzie się włóczył po świecie, a ja będę grzecznie siedziała i czekała aż chłopczyk się wyszumi i wróci – burknęła.
– Powinnaś to pytanie zadać swojemu chłopakowi – zauważyła Angelina, a Kate westchnęła.
– Syriusz chce, żeby chłopaki jechali z nim w tę podróż po świecie – wyjawiłam.
– I co ty na to? – spytała Kate, a ja wzruszyłam ramionami.
– Uważam, że to świetny pomysł. Sama bym na takie coś poszła, gdyby ktoś mi zaproponował – odparłam zgodnie z prawdą i powtórzyłam to, co powiedziałam Jamesowi na temat takich wyjazdów.
– A co z tobą i Jamesem? – drążyła brunetka, a ja roześmiałam się.
– A co ma być? Przecież my ze sobą jesteśmy 4 dni. To tyle co nic. Równie dobrze za tydzień możemy zerwać. James też mnie o to spytał i powiedziałam mu, że na tym etapie nie odpowiem mu na to pytanie. Zgodnie stwierdziliśmy, że decyzję o wyjeździe podejmować będą najszybciej w czerwcu, więc do tego czasu nie ma co na zapas się martwić. Potter jedynie oznajmił mi, że jeśli będziemy razem, to on na pewno nie pojedzie – wyjaśniłam, a Kate znów prychnęła jak rozjuszona kotka.
– Widzisz?! A ten baran jest ze mną tyle czasu i najchętniej to już by sobie pojechał w taką podróż! – oburzyła się.
– Kate, czy ty wierzysz, że Łapa się gdziekolwiek ruszy bez Rogacza? – spytała Angelina, patrząc na nią powątpiewająco, a ja roześmiałam się.
– Racja, ciężko wyobrazić sobie podróż dookoła świata w pojedynkę, gdy do tej pory ciągle broiło się z najlepszym kumplem – Kate przyznała rację Angelinie. – Czyli teraz muszę robić wszystko, żeby Lily się nie rozstała z Jamesem – wydedukowała i wszystkie się roześmiałyśmy.
– A jak tam sprawy z blondasem? – zagadnęłam McKinnon, która spojrzała na mnie nieco speszona.
– Normalnie – odpowiedziała. – Tak jak mają się sprawy przyjaciół.
– No nie wiem, Lily nie wygląda na niezadowoloną z faktu, że Luke jej nie całuje, a też są przyjaciółmi – wypaliła Kate i wyszczerzyła zęby. Chuda posłała jej spojrzenie pełne irytacji.
– Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja chcę go pocałować, ale paraliżuje mnie myśl, że nie wiem, czy on tego nie chce – wyznała po chwili milczenia. – Nie chcę zostać upokorzona, gdy go pocałuję, a on na mnie naskoczy, że co ja sobie wyobrażam – dodała nieco zmieszana.
– Gdyby tak zrobił, to musiałby być gejem – stwierdziła fachowym okiem Kate, a ja parsknęłam śmiechem. – Który normalny facet spędzałby z dziewczyną każdą wolną chwilę, a potem by ją odrzucił?
– Weź pod uwagę fakt, że Mitchell nie jest normalny – wtrąciłam ze śmiechem.
– Gejem też nie jest, więc pozostaje tylko opcja taka, że ma te same obawy co ty – odparła tonem znawcy, zwracając się do Angeliny. Mina Chudej wskazywała, że nie wie o co chodzi Bridge. – No że jeszcze cię nie pocałował, bo boi się odrzucenia – wyjaśniła pewnie.
– A może po prostu chce się tylko przyjaźnić, tak jak z Lily – powiedziała z nutką zawodu w głosie McKinnon.
– Jest tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać – stwierdziła Kate, a Angelina spojrzała na nią pytająco. Ja nie musiałam, wiedziałam doskonale co brunetka miała na myśli. – Pocałuj go, to się dowiesz – oznajmiła zadowolona ze swojego geniuszu, a szatynka wywróciła oczami. – I zrób to jak najszybciej. Powstrzymywana namiętność wybucha ze zdwojoną siłą – dodała i wyszczerzyła zęby. – Dobrze, że w razie czego Lily ma zapas Fertilis – roześmiała się ze swojej wypowiedzi, ja przewróciłam oczami, a Angelina posłała jej kolejne zirytowane spojrzenie.
– Może przestaniesz w końcu szastać na prawo i lewo tym eliksirem? – warknęłam, przypominając sobie o poniedziałkowej sprzedaży buteleczek.
– A co, boisz się, że tobie zabraknie? – wyparowała i roześmiała się.
– Gorzej jeśli to ty znowu będziesz musiała pościć – odcięłam się, ale brunetka wcale nie przejęła się moimi groźbami. – Tak w ogóle to wisisz mi 3 galeony – rzuciłam.
– Za co?
– Jedna buteleczka tyle kosztuje – odpowiedziałam, a ona wbiła we mnie zszokowane spojrzenie.
– 3 galeony za buteleczkę?!
– 3 galeony na miesiąc to o wiele mniej niż utrzymanie dziecka przez tydzień – odparłam, a Angelina parsknęła śmiechem.
– Rogacz mówił Syriuszowi, że jedna buteleczka wychodzi koło galeona! – oburzyła się.
– Dolicz koszty produkcji, mój czas jest bardzo cenny. Poza tym jak nie chcesz, to mam dużo chętnych, Ann na cenę nie marudziła – rzekłam niedbale.
– Kate nie przesadzaj, wysyłkowo fiolka na miesiąc kosztowała 5 galeonów – wtrąciła się Angelina, za co została obrzucona wściekłym spojrzeniem.
– To obcej babie płaciłaś 5 galeonów, a mi żałujesz 3?! – tym razem to ja udałam oburzenie, a Chuda roześmiała się po raz kolejny.
– Dałabyś jakąś zniżkę, w końcu załatwiłam ci klientów – burknęła lokata.
– Uważaj na słowa, bo za chwilę dostaniesz promocję i buteleczka cię wyjdzie 10 galeonów – warknęłam.
– Masz – Kate wyciągnęła z kieszeni monety i wcisnęła mi je do ręki. – Płacę za pół roku z góry, więc należy mi się za 2 galeony – wydymała usta. Przeliczyłam pieniądze i schowałam do kieszeni 12 złotych monet, obiecując sobie, że oddam je Jamesowi. – I jak wrócimy do dormitorium, to mi dasz pozostałe 5 fiolek – zastrzegła sobie, a ja kiwnęłam głową.
***
W czwartek odwołali zajęcia z Numerologii, więc zyskałam dodatkową wolną godzinę po śniadaniu, na które w związku z tym poszłam dość późno. Zjadłam na szybko jajecznicę i wypiłam dwa kubki kawy, po czym zerknęłam na zegarek na ręce Jamesa. Za 15 minut Krukoni kończyli Transmutację. Chciałam złapać Luke’a, żeby z nim porozmawiać na osobności, więc musiałam pozbyć się zarówno Angeliny, jak i Jamesa. Nie było to szczególnie trudne, bo Chuda była na pół przytomna, a James był pochłonięty rozmową z Syriuszem o nadchodzącym w weekend meczu. Szepnęłam na ucho Kate gdzie znikam i cicho odeszłam od stołu. Wyszłam z Wielkiej Sali, skierowałam się na czwarte piętro i wskoczyłam na wysoki parapet, czekając aż rozpocznie się przerwa. Niedługo później zabrzmiał dzwonek i na korytarz wylało się morze uczniów. Z daleka zauważyłam blond czuprynę mojego przyjaciela, który był najwyższy za całego tłumu. On mnie nie widział, bo szedł zamyślony, patrząc pod nogi.
– Cześć Lukie! – zawołałam i gdy mnie zauważył, zeskoczyłam zwinnie z parapetu, lądując tuż obok niego i włączając się w idący tłum.
– Widzę, że nareszcie się odkleiłaś od Pottera – przywitał mnie złośliwie, ale puściłam mimo uszu tę uwagę.
– Możemy porozmawiać? – spytałam, a on bez słowa skręcił w boczny korytarz, odciągając mnie od jego klasy. Kątem oka zauważyłam, że Jasper nam się przygląda. Odeszliśmy jeszcze kawałek i stanęliśmy przy oknie. Staliśmy chwilę w ciszy, bo ja zastanawiałam się jak zacząć tę rozmowę, a on milczał, czekając aż coś powiem.
– Nie będę wiecznie czekał, aż wyrzucisz z siebie to, co chcesz powiedzieć – ponaglił mnie, a ja wywróciłam oczami.
– Czy ty… – zaczęłam, ale nie potrafiłam uformować odpowiednio pytania. – Chciałam spytać, czy… – znowu się zacięłam. Mitchell westchnął ciężko.
– Nie możesz powiedzieć prosto z mostu czego chcesz? – spytał zirytowany, ostentacyjnie tupiąc nogą, czym dawał mi do zrozumienia, że nie będzie czekał wiecznie.
– Długo jeszcze masz zamiar zwodzić Angelinę? – wydusiłam z siebie. Luke spojrzał na mnie pytająco, ewidentnie nie wiedząc o co mi chodzi.
– Evans przestań bredzić z rana, bo…
– Angelina od kilku dni mi się żali, że chciałaby cię pocałować, ale boi się, że ją odrzucisz. Według niej w ogóle nie sprawiasz wrażenia, że jesteś zainteresowany czymś więcej niż przyjaźnią. Chciałam więc spytać, czy robisz to specjalnie, bo wymyśliłeś sobie taką taktykę, czy po prostu jesteś ślepy i głupi i za każdym razem nie umiesz się kapnąć, że ona chce cię pocałować? – przerwałam mu i powiedziałam to wszystko na niemal jednym wydechu. Na początku był zszokowany moimi słowami, co prawdopodobnie świadczyło o tym, że faktycznie po prostu jest głupi i ślepy. Potem próbował zatuszować swoje zaskoczenie i przybrał ten charakterystyczny dla niego wredny, pełen pogardy uśmieszek.
– Evans nie wtrącaj się do nieswoich spraw – pogroził mi palcem, a tym razem to ja westchnęłam i wywróciłam oczami.
– Powinieneś mi podziękować za to, że jestem twoim szpiegiem – odparłam, a on prychnął.
– Sam bym sobie poradził – żachnął się, a ja rzuciłam mu powątpiewające spojrzenie.
– Nie będę wymieniać swoich zasług – odparłam, dumnie unosząc głowę. – A tak serio, to weź coś zrób z tą Angeliną, bo powoli jej się nie da słuchać. A Kate już cię podejrzewa, że jesteś gejem, przez to, że jeszcze jej nie pocałowałeś – dodałam i pokazałam mu język. – Poza tym nie wiesz kiedy Jasper uderzy. Korzystaj z szansy – uśmiechnęłam się do niego.
– A ty przestań się bawić w swatkę – warknął swoim nieprzyjemnym tonem, na co odpowiedziałam mu jeszcze szerszym uśmiechem.
– Ja po prostu chciałabym, żeby moi przyjaciele byli szczęśliwi Lukie – zaszczebiotałam słodko, odwróciłam się i poszłam w stronę schodów. Słyszałam jak pod nosem mówi coś o wścibskich, rudych babskach i roześmiałam się.
***
Cześć Wam wszystkim!
No i w końcu skończyłam rozdział, który jest… o niczym :D. Wyszedł nieco przydługi, bo na 38 stron w Wordzie, ale mam nadzieję, że nie jest super nudny, no i jest co czytać :D. Dodaję po niecałych 4 miesiącach, więc jak na mnie, to nie jest źle. Jeśli gdzieś tam jest dużo błędów, to musicie mi wybaczyć, ale żeby cokolwiek dodać, musiałam pisać w nocy. Jestem zawalona robotą, więc muszę uszczuplać mój czas na sen, żeby móc coś napisać :-). Ten rozdział to taki trochę „wstęp” do tego, co będzie się działo w następnych, czyli rozwój sytuacji Luke-Angelina i oczywiście rozwój związku naszych gołąbeczków, czyli Lily i Jamesa.
Dziękuję Wam, że ciągle tutaj jesteście, pomimo mojej opieszałości w pisaniu rozdziałów. Mam nadzieję, że długość tego rozdziału Wam to zrekompensuje, bo jakby nie patrzeć, mogłabym z tego spokojnie dwa zrobić ;-).
Pozdrawiam serdecznie i ściskam <3
Wasza Leksia
Rozdział cudowny, w sam raz na polepszenie sobie nastroju. Dużo czasu i weny na następne, Leksiu! <3
OdpowiedzUsuńDziękuję ❤💛
UsuńFaktycznie trochę błędów się wdarło, natomiast nie umniejsza to przyjemności z czytania ;] Nadal nie mogę się doczekać rozwiązania "zagadki" z naszyjnikiem, a już na pewno historii Luke'a i Angeliny, co jest ostatnio moim ulubionym wątkiem. Cieszę się, że nie opuszcza Cię wena i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
Kalinka
Dziękuję ❤💛
UsuńZagadka naszyjnika coraz bliżej rozwiązania, ale jeszcze trochę poczekacie 😁
Kocham!!!!!! ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍
OdpowiedzUsuń❤💛
UsuńAaaaaaaa!!! Nie wiem teraz jak dotrwam do końca dnia w pracy hahah:D Już się cieszę na czytanie:)
OdpowiedzUsuńFistacja
❤💛
UsuńNie mogłam się doczekać! Jest super, jak zwykle potrafisz zaskoczyć!
OdpowiedzUsuńDziękuję ❤💛
UsuńBOOOOOOOZE TAAAK! mam nadzieję, że kiedyś ci los odda całe to szczęście jakie nam dajesz tymi rozdziałami
OdpowiedzUsuńHahaha, zdecydowanie mój ulubiony komentarz, dziękuję ❤💛
UsuńDziękuję za możliwość szybkiego powrotu do ukochanej historii! Uwielbiam, że to już siódmy rok, Twoich bohaterów i zagadkę z naszyjnikiem. Jesteś super <3
OdpowiedzUsuń~zuz
Dziękuję 💛❤
UsuńHej, Leksiu 😊
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze super! Ciekawe kiedy huncwoci powiedzą Lily o animagii. Te jej teksty z psem były genialne 😂
Doceniamy Twoje poświęcenie, doceniamy 😏 dzięki i do następnego rozdziału!
Dziękuję ❤💛
UsuńCo do animagii, to Lily raczej szybko się nie dowie 😉
Idealny prezent na koniec sesji ❤️ Jak zawsze cudownie się czytało 💕
OdpowiedzUsuńDziękuję ❤💛
UsuńBardzo się cieszę z nowego odcinka, była to prawdziwa przyjemność wejść na bloga rutynowo, nie wierząc że jest coś nowego i bardzo pozytywnie się zaskoczyć! Odcinek faktycznie trochę o... niczym, ale i takie są czasem potrzebne. Pierwszy raz przez wzgląd na brak akcji podchodziłam aż trzy razy do czytania, ale nic nie szkodzi, mam nadzieję że w następnym będzie trochę więcej Luka i Angeliny, bardzo im kibicuje ��
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Rosie
Dziękuję ❤💛
UsuńAż przyjemnie sobie poczytać nowy rozdzialik ��
OdpowiedzUsuń❤💛
UsuńRozdział jak zawsze super! I nie spodziewałam sie że w tak krotkim czasie dodasz cos nowego! Czytało sie fantastycznie. ☺
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy w tak krótkim 😅
UsuńDziękuję 💛❤
Cudownie się czyta takie rozdziały "o niczym", jak to określiłaś.
OdpowiedzUsuńJestem zaskoczona tym, że WRESZCIE są razem, chociaż zawsze na to czekałam. Lily i James chyba mają podobne odczucia.
Rozbawił mnie wątek z eliksirem i handlem, Lily całkiem niepotrzebnie oraz w typowy dla siebie sposób się o to oburza i to całkiem słodkie.
Przykro trochę, że Syriusz ma inną wizję przyszłości, niż Kate, to naturalne, że ona nie czuje się z tym dobrze. Mam nadzieję, że niebawem jakoś to ułożysz - nie mówię o ich ślubie, czy coś, a raczej o dojściu do kompromisu.
Buziaki, nie każ nam czekać zbyt długo na kolejne arcydzieło ♥
Ginny C.
To takie wzruszające, że po tylu latach ciągle czytasz 😍
UsuńSerio, czytając Twoje komentarze bierze mnie mega wzruszenie 😁
A słowa pochwały od Ciebie kochana to miód na moje oczy ❤💛
Dziękuję, postaram się jak najszybciej coś sklecić i dodać 😊
Buziaki moja kochana 💛❤
Mega cieszę się, że udało Ci się napisać rozdział <3 Jest super i trzymam kciuki, żeby trzymała się Ciebie wena! <3
OdpowiedzUsuńDziękuję ❤💛
UsuńSuper że oddałaś kolejny rozdział. Cieszę się bardzo i systematycznie sprawdzam 😁
OdpowiedzUsuńJuż widzę rysopis Lily w jakiś tajnych uczniowskich książkach XD
"wybitna i wzorowa uczennica, prefekt z szerokimi horyzontami na przyszłość, diler nielegalną antykoncepcją" wątek z handlowaniem mnie po prostu rozwala 😂
P.S. nie mogę się doczekać jak te 2 relacje się rozwiną. Uwielbiam twojego bloga i polecam go wszystkim niezmiennie od 8 lat XD az ciężko sobie wyobrazić ile czasu z mną on przeszedł. Jak skończysz go pisać to chcę go w wersji książkowej albo chociaż w PDFie by móc sobie wydrukować. Dzieciom będę go polecać po przeczytaniu Harrego Pottera 😁
Aż nie wiem, co mam odpisać! ❤💛
UsuńDziękuję, dziękuję, dziękuję ❤💛
Obiecuję, że kiedyś wydam pdfy - osobno dla każdego roku w Hogwarcie 😁 za taki komentarz Ci się należy haha 😁
Dziękuję, naprawdę aż mnie zatkało...
Pozdrawiam cieplutko ❤💛
PS. A wątek z handlem mi wpadł do głowy daaaaaaaaawno temu i w końcu mogłam go zrealizować, nieskromnie powiem, że mi się podoba haha 😅
Kiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńHermionanina
Niestety raczej nieprędko...
UsuńJestem zawalona pracą i dopiero jak wyjdę z zaległości, to będę mogła usiąść do pisania.
Twoje opowiadanie jest najlepszym jakie dotąd czytałam o Jily. Jedyna moja prośba, a raczej pytanie to kiedy Lily sięgnie po Fertilis?
OdpowiedzUsuńOdpisz pls i czekam na nowy rozdział z utęsknieniem❤
Hermionanina
Dziękuję za komplementy <3
UsuńCo do Fertilis... sama nie wiem, jeszcze nie zdecydowałam jak długo Lily będzie się wzbraniać przed tym :D
Pozdrawiam ciepło :)
Leksiu kochana, kiedy nowy rozdział? Napisz proszę O.O
OdpowiedzUsuńKochająca i niecierpliwa
Hermionanina
Jak pisałam wyżej, niestety nie jestem w stanie wykrzesać wolnego czasu na pisanie teraz, muszę poczekać na luźniejszy okres w pracy.
UsuńPozdrawiam.
Oczywiście jak zawsze świetny rozdział, cieszę się, że Lily i James są w końcu razem i mam nadzieję, że tak pozostanie. Oprócz tego jestem oczywiście ciekawa jak potoczą się losy Kate i Syriusza oraz Angeliny i Luke. Tak jak pisałam wyżej rozdział oczywiście świetny i czekam na więcej ❤️ Tak przy okazji, na koniec nie może zabraknąć tego pytania. Kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam z zapartym tchem i aż smutno mi się zrobiło że to już koniec!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że dalej piszesz?! I to nie koniec bloga?!?!
Jesteś świetna i widać jak się rozwijasz w pisaniu, proszę nie opuszczaj nas i podrzuć nowy rozdział.fanka.
Hej, właśnie przeczytałam chyba z 5 raz całą historię, ostatni raz czytałam równo rok temu. Twoi bohaterowie mają w sobie coś, że bardzo lubię tu wracać, bardzo z nimi się zżywam. A gdy dochodzę do końca czuję smutek jak przy zakończeniu dobrej książki. Tylko tu jest lepiej, bo można mieć nadzieję na kolejne rozdziały. Czekam z niecierpliwością na dalsze losy ❤️
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Martyna
Zaglądam tutaj co jakiś czas od 2015 i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Super opowiadanie. Fantastycznie, że e końcu Lily i James są razem 🥰🥰🥰. Oby pisało się jak najlepiej ❤️❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńWróciłam do ponownego przeczytania Twoich opowiadań po prawie trzech latach, nadrobiłam wszystkie nowe rozdziały w mniej niż dwa dni i dalej jestem tak samo zachwycona Twoją twórczością, jak kiedyś. Czekam na kolejne rozdziały i pozdrawiam serdecznie, buziaki <3
OdpowiedzUsuńfav rozdział 😍
OdpowiedzUsuń