Przejdź do głównej zawartości

68. Randka

Poniedziałkowe lekcje mijały wyjątkowo szybko. Nie wiedziałam, czy to ma jakiś związek z tym, że trochę bałam się o Jamesa, który po lekcjach miał iść sam do Hogsmeade, czy może z tym, że pod wieczór mieliśmy się spotkać, żeby zacząć warzyć eliksir dla Kate. Ciągle nie do końca też dochodził do mnie fakt, że w sobotę mieliśmy iść na naszą pierwszą randkę. O ile zdążyłam się przyzwyczaić do wszechobecnych plotek na nasz temat, które, o dziwo, jeszcze nie ucichły, o tyle nie potrafiłam sobie tego jakoś w głowie poukładać. Oczywiście byłam podekscytowana tym wydarzeniem, ale jednocześnie wydawało mi się to strasznie nienaturalne. Tak długo odmawiałam mu spotkania, a potem tak długo bawiliśmy się w kotka i myszkę, że po tym wszystkim pójście z nim po prostu na tę wyczekaną randkę było niewyobrażalne dla mnie. Ciągle też zadręczałam się jak to wszystko będzie wyglądać. Czy będziemy mieli o czym ze sobą rozmawiać? Czy nie będzie niezręcznie? Co będzie po randce? Kim dla siebie będziemy? I czy będziemy robić coś więcej, niż tylko rozmawiać? Na samą myśl o pocałowaniu Jamesa krew w żyłach ewidentnie przyspieszyła, sprawiając, że zrobiło mi się przyjemnie ciepło. Ostatni raz, gdy nasze usta się spotkały, było pod peleryną niewidką, po tym jak Luke interweniował w sprawie ignorowania mnie przez Jamesa. Od tamtej pory niezliczoną ilość razy byliśmy blisko pocałunku, ale zawsze ktoś albo coś nam przeszkodziło. Powróciłam wspomnieniami do naszego namiętnego pocałunku pod peleryną, który nie miał w sobie nic z niewinności. Na wspomnienie tego jak łapczywie i natarczywie usta Pottera dotykały moich, zaczerwieniłam się, a na obojczykach poczułam znajome ciepło.

 – Galeon za twoje myśli – usłyszałam w uchu szept Jamesa i podskoczyłam, strącając swoją różdżkę ze stolika, przy którym siedziałam. Na szczęście nic się nie stało, poza kilkoma iskrami, które z niej wystrzeliły. Schyliłam się po swoją zgubę w tym samym momencie co on. Nasze dłonie zetknęły się podczas próby podniesienia różdżki. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz w miejscu, w którym poczułam ciepłą dłoń okularnika. Spojrzałam speszona w jego roześmiane oczy.

 – Potter, czy mógłbyś z łaski swojej nie rozpraszać mojej uwagi na lekcjach? – spytałam zadziornie, podnosząc się ze zgubą w ręku i poprawiając kociołek, chociaż wiedziałam, że stoi prosto. Właśnie trwało ostatnie 10 minut eliksirów. Udało mi się skończyć wszystkie instrukcje 20 minut przed czasem, więc oddawałam się rozmyślaniom, w czym przerwał mi Gryfon siedzący ze mną w ławce.

 – Z tego co zauważyłem, to już byłaś rozproszona – puścił mi oczko i uśmiechnął się figlarnie. – O czym tak myślałaś? – zagadnął.

– Nic godnego uwagi – odparłam, a on prychnął.

 – I stąd twój uśmiech i rumieńce? – ciągnął niezłomnie.

 – Czy ty nie powinieneś się skupić na swoim veritaserum? – zganiłam go, przeklinając się w myślach za chwilę zapomnienia.

 – W takim towarzystwie ciężko mi się na czymkolwiek skupić – odpowiedział rezolutnie i posłał mi rozbrajający uśmiech.

 – A kto na ciebie tak działa? – spytałam i rozejrzałam się po klasie. – Nasz stary, poczciwy Ślimak? Avery? Snape? Czy może któraś z tych uroczych Ślizgonek? – wskazałam głową na siedzącą w środkowych ławkach grupkę dziewczyn ze Slytherinu. Potter parsknął cicho śmiechem i zmierzwił mi włosy, za co zmierzyłam go oburzonym wzrokiem.

 – Zapomniałaś wspomnieć o pewnej rudowłosej Gryfonce, która rozprasza mnie bardziej niż wszyscy w tej klasie razem wzięci – odparł, wbijając we mnie rozbawione spojrzenie. Standardowo zarumieniłam się i gdy James otwierał usta, żeby to skomentować, z opresji wywabił mnie profesor Slughorn.

 – Zobaczmy jak idzie Lily – zagrzmiał głośno i uśmiechnął się do mnie dobrodusznie, zanim zajrzał do mojego kociołka. – Wspaniale! Jak zawsze znakomicie – gruby nauczyciel klasnął w ręce i uśmiechnął się do mnie promiennie. – Na dodatek przed czasem! 10 punktów dla Gryffindoru – puścił mi oczko i tym razem skierował się w stronę kociołka Rogacza. – A pan Potter jak sobie radzi? – zagadnął i zaglądnął do środka. Zrobił zadowoloną minę i uśmiechnął się do mojego towarzysza z ławki. – Może nie tak doskonale jak panna Evans, ale to kawał dobrego zaczątku veritaserum, panie Potter – mrugnął przyjacielsko do okularnika i poszedł dalej. Przy kociołku jednej ze Ślizgonek skrzywił się i pokręcił z dezaprobatą głową. Chwilę później lekcja się skończyła, więc uczniowie wylali się na korytarz. Jak to zawsze teraz bywało po eliksirach, James szedł przyklejony do mnie, rzucając nieprzyjazne spojrzenie Ślizgonom. Przestałam już się tym denerwować, za to czerpałam przyjemność z faktu, że jesteśmy tak blisko. James przyspieszył, co mnie zdziwiło, bo zawsze po eliksirach szliśmy razem z Syriuszem i Remusem. Tym razem odciągnął mnie w boczny korytarz zanim ktokolwiek mógł to zauważyć w tłumie uczniów wylewających się z klas. Podążałam za nim i gdy w końcu stanął, odwrócił się do mnie i uśmiechnął lekko. Posłałam mu pytające spojrzenie.

 – Lista zakupów – wyjaśnił krótko, a ja od razu załapałam o co mu chodzi i wyciągnęłam z torby notatkę starannie sporządzoną poprzedniego wieczoru. James wziął ode mnie kartkę i schował do kieszeni. – Idę się przebrać w zwykłe ciuchy – wskazał kciukiem za siebie, gdzie znajdowały się drzwi do męskiej łazienki.

  – Może ci pomóc? – wypaliłam z szelmowskim uśmiechem, zanim zdążyłam się powstrzymać. Potter wytrzeszczył na mnie oczy, jednak po chwili roześmiał się i gestem zaprosił mnie do środka.

  – Żartowałam – wywróciłam oczami, jednak ciągle uśmiechałam się.

  – Żałuj, takich widoków nie ogląda się codziennie – odparł i wszedł do środka, puszczając mi oczko.

  – Nie wątpię, ale na razie wierzę ci na słowo – zdążyłam jeszcze odpowiedzieć zanim zamknął drzwi za sobą. Usłyszałam cichy chichot ze środka. Po niedługiej chwili wyszedł ubrany w jeansy i koszulkę.

  – Mam nadzieję, że tutejsza apteka będzie miała większość składników, bo…

  – Ciiiii…  – James uciszył mnie szeptem, wskazując wzrokiem początek korytarza. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam idących pozostałych Huncwotów, Kate i Angelinę.

  – A co w tym pustym korytarzu robią nasze gołąbeczki? – spytał wesoło Black, rzucając nam jednoznaczne spojrzenie.

  – Na pewno nie to, co ty robisz w pustych korytarzach z Kate – odbiłam piłeczkę. – Ach, przepraszam, zapomniałam na śmierć, że już nie możecie oddawać się niektórym czynnościom w samotności – dodałam teatralnym tonem, za co zostałam zbombardowana wściekłym spojrzeniem Syriusza. Angelina i James zachichotali, a Kate posłała mi zrezygnowane spojrzenie.

  – Dobra, ja nie mam czasu na pogaduszki, uciekam na trzecie piętro – James nie dał swojemu przyjacielowi się odciąć. Odwróciłam się w jego stronę i posłałam mu zmartwione spojrzenie.

  – Uważaj na siebie – mruknęłam cicho. Rogacz zrobił krok w moją stronę.

  – O mnie się nie martw. Wrócę za jakieś – spojrzał na zegarek – dwie, maks trzy godziny – dokończył i mrugnął do mnie wesoło. – Zobaczymy się na kolacji – dodał i nachylił się nade mną, po czym pocałował mnie w czoło. – Trzymaj się, mała! – rzucił na pożegnanie i puścił mi oczko, kompletnie zbijając mnie z pantałyku, po czym odszedł machając nam wesoło. Odwróciłam się zszokowana w stronę moich przyjaciół, którzy patrzeli na mnie rozbawieni.

  – Czy on…  – zaczęłam nadal zbita z tropu – Czy on mnie właśnie pocałował w czoło? – spytałam, na co reszta parsknęła śmiechem.

  – Tak Lily, on cię właśnie pocałował w czoło – odpowiedziała mi Angelina. Dotknęłam miejsca, w którym usta Jamesa zetknęły się z moją głową i zmarszczyłam brwi, co wywołało kolejną salwę śmiechu.

  – A co Evans, nie wystarczają ci czułe pocałunki w czółko? – zakpił Black, mogąc zemścić się za mój poprzedni docinek. Zignorowałam go jednak, nie dając się sprowokować.

  – A o czym wy rozmawialiście w pustym korytarzu? – zagadnęła Angelina, rzucając mi podejrzliwe spojrzenie.

  – O niczym – odparłam, w zasadzie zgodnie z prawdą. – James chciał się przebrać, a że w pobliżu Ślizgonów zamienia się w mojego osobistego goryla, to chcąc nie chcąc musiałam iść z nim – dodałam.

  – Zapewne bardziej chcąc – wtrącił Syriusz i wyszczerzył zęby. Westchnęłam i przewróciłam oczami.

  – Nie wszyscy mają takie brudne myśli jak ty Black – odparłam. – Ale odpuszczę ci twoje docinki. Jak najbardziej rozumiem twoją gorycz. W końcu nie tak łatwo jest trzymać się w ryzach w pewnych sprawach – posłałam mu słodki uśmiech, a Remus i Angelina zaśmiali się z miny zarówno Blacka, jak i Kate. Łapa już otwierał usta, ale pod wpływem miażdżącego spojrzenia swojej dziewczyny odpuścił sobie dalszą dyskusję.

  – A ktoś wie w ogóle po co James szedł do wioski? – zagadnęła Chuda, a wszyscy spojrzeli po sobie.

  – W zasadzie to nie mówił konkretnie po co. Tylko tyle, że musi coś załatwić – odpowiedział Remus, zastanawiając się.

  – I nie chciał, żeby ktoś mu towarzyszył? – dopytywała dalej Angelina.

  – Nie chciał – tym razem ja odpowiedziałam. – Proponowałam mu to, gdy tylko się dowiedziałam, że chce iść sam.

  – Och, to chyba oczywiste, dlaczego nie chciał – westchnęła Kate, a wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni. – Na pewno przygotowuje jakąś niespodziankę na waszą randkę – wyjaśniła, tym samym sprawiając, że 5 par oczu spojrzało na mnie.

  – Nie wiem co można przygotowywać prawie tydzień przed randką – spojrzałam na nią powątpiewająco.

  – Pamiętaj, że to Rogacz – odezwał się Lupin i wyszczerzył zęby. – Znając jego to będzie coś niezapomnianego – dodał i zaśmiał się z mojej przerażonej miny.

  – To wy nie wiecie co on zaplanował na sobotę? – spytałam z nutką obawy w głosie.

  – Nawet gdybyśmy wiedzieli, to byśmy ci nie powiedzieli – odparł Black, a ja musiałam mu przyznać rację.

  – Nikt tego nie wie, nawet on sam – znowu wtrąciła się Kate znudzonym głosem.

 – A skąd ty taka poinformowana jesteś odnośnie planów Pottera? – spytała Angelina, rzucając jej ciekawskie spojrzenie.

  – Bo wymusiłam na nim, żeby mi zdradził, gdy tylko coś wymyśli – odpowiedziała brunetka, niezrażona naszymi spojrzeniami. – Muszę cię jakoś ubrać na tę randkę – wyjaśniła, wracając do swojego znudzonego tonu. – A to jest ogromna różnica, czy Potter cię weźmie na spacer do lasu, czy zabierze na romantyczną kolację w restauracji, czy zdecyduje porwać cię gdzieś na miotle – dodała, a ja po raz kolejny wywróciłam oczami.

  – Dobra, może przestaniemy tutaj stać jak kołki i pójdziemy do wieży? – zaproponował Remus, a Peter, ja i Angelina ochoczo przytaknęliśmy. Tylko Black i Bridge wymieniali między sobą porozumiewawcze spojrzenia.

  – Idziecie? – spytałam, obserwując jak Kate szturcha Syriusza i natarczywym spojrzeniem próbuje mu coś przekazać. Łapa westchnął ciężko, przewrócił oczami i spojrzał na mnie.

  – Tak w zasadzie to zastanawialiśmy się z Kate, czy korzystając z braku prac domowych nie zechciałabyś nam pomóc w poszukiwaniach przepisu na Fertilis? – wyrzucił z siebie prawie jednym tchem. Ledwo powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem, czego nie udało się dokonać Angelinie i Remusowi. Uśmiechnęłam się najbardziej fałszywie słodkim uśmiechem, na jaki mnie było stać.

  – Och, Black, a to nie wystarczą ci czułe pocałunki w czółko? – spytałam jadowicie, cytując jego własne słowa. Tym razem na widok jego miny nie powstrzymałam się przed roześmianiem. Kate zaczęła mu robić awanturę o to, że to wszystko jego wina, bo tak mi dogaduje, a my ruszyliśmy w stronę wieży Gryffindoru.

***

  – Minęły już 4 godziny, a jego dalej nie ma…  – mruknęłam niespokojnie, siedząc na kolacji z całą paczką moich przyjaciół.

  – Evans wyluzuj. Nie da się co do minuty zaplanować nielegalnego wypadu do wioski – rzucił lekko Syriusz, przegryzając swoje parówki.

  – Powiedział „do zobaczenia na kolacji”… Kolacja powoli się kończy, a jego dalej nie ma…  – mało co nie obgryzałam paznokci z nerwów. Naprawdę martwiłam się o Jamesa, który nadal nie wrócił ze swojej wycieczki do Hogsmeade.

  – Gdyby miał kłopoty, na pewno by się odezwał – pocieszył mnie Remus, posyłając spokojny uśmiech.

  – Ciekawe jak miał was powiadomić w razie kłopotów? – niemal warknęłam w odpowiedzi. Siedziałam jak na szpilkach, podskakując za każdym razem, gdy otwierały się drzwi do Wielkiej Sali.

  – Choćby przez lusterko – odparł Lunatyk niezrażony moim nieprzyjemnym tonem.

  – Lusterko! Lunio, jesteś genialny! – klasnęłam w ręce i odwróciłam się w stronę chłopaka Kate, który właśnie pałaszował piątą parówkę. – Black, czy mógłbyś go spytać w lusterku, czy wszystko w porządku? – spytałam niemal błagalnym tonem.

  – Daj spokój Evans, nic mu nie jest, po prostu zasiedział się z Rosmertą na piwie kremowym – odrzekł lekceważącym tonem, sprawiając, że do uczucia niepokoju doszło uczucie zazdrości.

  – Nie było cię wtedy, gdy nas zaatakowali śmierciożercy…

  – Nawet nie wiesz jak tego żałuję! Taka zabawa mnie ominęła! – jęknął autentycznie zawiedziony. – Nawet jeśli Rogacza zaatakowali śmierciożercy, to uwierz, że świetnie się bawi – wzruszył ramionami, a ja posłałam mu mordercze spojrzenie. Kate jęknęła tylko, zapewne myśląc o tym, jak zachowanie Blacka odwleka warzenie przeze mnie eliksiru. Gdyby tylko wiedziała, że James właśnie po to poszedł do wioski…

  – Black proszę… Martwię się o niego…  – zrezygnowałam z przegadywania się z Huncwotem i posłałam mu proszące spojrzenie. Podejrzewałam, że pod stołem Kate kopnęła go w kostkę, bo syknął cicho i posłał jej rozzłoszczone spojrzenie. Jednak sięgnął do wewnętrznej kieszeni i wyciągnął lusterko.

  – Niech ci będzie Evans, ale wisisz mi za to przysługę – powiedział, celując we mnie palcem wskazującym. Machnęłam ręką na znak zgody i ponagliłam go wzrokiem. Łapa ustawił lusterko przed swoją twarzą. – Rogacz! – zawołał i wpatrywał się w taflę lusterka. Wszyscy obserwowali, czy James pojawi się w lusterku, jednak nic takiego nie nastąpiło. Syriusz spróbował jeszcze kilka razy go przywołać, jednak twarz okularnika, ku mojej rosnącej panice, nie pokazywała się.

  – Widocznie nie słyszy – rzucił niezrażony Syriusz i wrócił do swoich parówek.

  – Albo nie wziął ze sobą lusterka – dodał Remus przesadnie optymistycznym tonem, widząc, że wyłamuję sobie palce ze zdenerwowania.

  – On będzie wracać tym przejściem w garbie jednookiej wiedźmy? – spytałam, starając się uspokoić.

  – Tak twierdził – odparł Black.

  – Idę tam na niego poczekać. Im szybciej go zobaczę, tym szybciej się uspokoję – rzuciłam i wstałam.

  – Ale Lily ty nic nie zjadłaś…  – zaprotestowała Kate.

  – Nie jestem głodna, poza tym i tak nic bym nie przełknęła – mruknęłam.

  – Nie możesz iść sama…

  – Ja z nią pójdę – oświadczyła Angelina i wstała. Reszta towarzystwa dała ciche przyzwolenie, więc wyszłyśmy z Wielkiej Sali. Na odchodnym usłyszałam Syriusza mówiącego, że kompletnie mi odbiło. Ale nie dbałam o to, że zachowywałam się nieco paranoicznie. W końcu to nie on uciekał przed śmierciożercami dwa lata temu, właśnie podczas nielegalnego wypadu do Hogsmeade. Argument, że przecież Potter wybierał się do wioski kilka razy w tygodniu, również do mnie nie trafiał. Czułam się osobiście odpowiedzialna za to, że tam był, bo w końcu to mi pomagał w przygotowaniu eliksiru i po to szedł do wioski. No i skoro Potter obiecał, że zajmie mu to maksymalnie 3 godziny, a minęły już ponad 4, to miałam podstawy, żeby się martwić. Niby obiecał mi, że założy Pelerynę Niewidkę, ale przecież w sklepie musiał ją ściągnąć, żeby zrobić zakupy, a wtedy jakiś śmierciożerca mógł go rozpoznać, jak wtedy… Potrząsnęłam głową, wyrzucając ponure myśli z głowy. Angelina szła obok mnie, bez trudu dotrzymując mi kroku, chociaż prawie biegłam. W ciszy doszłyśmy na trzecie piętro. Stanęłyśmy obok posągu jednookiej czarownicy i spojrzałyśmy na siebie. Wzruszyłam ramionami i usiadłam naprzeciwko posądu, podciągając nogi pod kolana. Chuda usiadła obok mnie w identycznej pozycji.

 – Jak tam stosunki z Jasperem? – spytałam, żeby skupić się na czymś innym niż upływający czas. Szatynka westchnęła zrezygnowana.

 – To już chyba nie ma przyszłości – odparła ze smutkiem. – Ciągle się do siebie nie odzywamy. Widzę, że go szlag trafia za każdym razem, gdy rozmawiam z Lukiem, ale widocznie nie na tyle, żeby zrozumieć swój błąd i mnie przeprosić – rozwinęła swoją wypowiedź.

 – Naprawdę myślisz, że to może być koniec?

 – Nie wiem – wzruszyła ramionami, rysując palcem szlaczki po swojej nodze. – Nie wiem co mam myśleć. Szczególnie, że niespecjalnie się tym martwię – po tych słowach zrobiła minę, która zdradziła, że nie miała zamiaru tego powiedzieć na głos. Spojrzałam na nią pytająco, a ona znowu westchnęła. – Wiesz, ja naprawdę świetnie się czuję w towarzystwie Luke’a i chłopaków. Nie myślę wtedy o problemach z Jasperem. Non stop się śmieję. To takie wspaniałe uczucie, czuję się tak beztrosko. Nic nie poradzę na to, że atmosfera w moim związku jest tak ciężka, że aż trudno się oddycha. Nadal mam nadzieję, że Jasper się obudzi i dostrzeże swój błąd. Że zaczniemy pracować nad tym, żeby było tak jak w Paryżu. Ale jeśli nadal to będzie wyglądać tak jak teraz, to… – ucichła, wbijając wzrok w swoje ręce. – Czasami mam takie dni, że strasznie mnie to przytłacza i mam ochotę zaszyć się w łóżku i przepłakać cały dzień. Ale coraz częściej łapię się na myślach, że niepotrzebny mi związek, który nie daje szczęścia i że zakończenie go będzie dla mnie ulgą, a nie powodem do rozpaczy. Jeszcze w czerwcu nie wyobrażałam sobie życia bez Jaspera i bez żadnych gorzkich słów, czy wyjaśnień z jego strony, wybaczyłam mu ten incydent w bibliotece. Przez całe wakacje, ani przez sekundę nie żałowałam tej decyzji. Ale teraz naprawdę zaczynam się zastanawiać, czy dobrze zrobiłam. Długo biłam się z myślami, co ze mną jest nie tak, że Jasper tak się zachowuje. Nie ukrywam, że rozmowy z Mitchellem pomogły mi dużo zrozumieć. W ostateczności Luke zaproponował, że mu przemówi do rozsądku. Tylko ja nie wiem, czego ja chcę – spojrzała na mnie z nutką obawy.

 – To znaczy? – zapytałam, gdy przez dłuższy czas nie kontynuowała.

 – Nie wiem, czy chcę, żeby znowu było dobrze – mruknęła cicho. – Boję się, że jeśli będzie znowu dobrze, to urwie mi się kontakt z Lukiem, przez co stracę też dużo czasu z Willem – wyznała. – Przez ostatnie dni spędziłam z nimi tyle czasu… Przyjaźń z Lukiem daje mi dużo radości, a gdy pogodzę się z Jasperem, będę musiała to skończyć. W końcu oni się nie cierpią. No i Jasper byłby chorobliwie zazdrosny. Może to głupio zabrzmi w moich ustach, ale Luke to osoba, z którą można rozmawiać naprawdę na każdy temat. Przy nim rozmowy z Jasperem wydają mi się takie… nijakie. Zaczynam ich do siebie porównywać i wtedy widzę, że chociaż nigdy nie doszłam do takiego etapu z Lukiem jak z Jasperem, to mamy ze sobą o wiele więcej wspólnego. Mogłabym rozmawiać z nim godzinami, nie czując jak upływa czas. A z drugiej strony wiem, że nadal… kocham Jaspera. Strasznie to wszystko skomplikowane i wypowiedziane na głos nabiera jeszcze większej mocy niż w myślach… – znowu ucichła, a mnie trochę zatkało. Podejrzewałam, że może tak się stać, że w Angelinie prędzej czy później zaczną się odradzać stare uczucia względem blondasa, ale w życiu nie przypuszczałam, że stanie się to aż tak szybko.

 – Czy między tobą, a Lukiem coś zaszło? – zadałam ostrożnie pytanie. Angelina spojrzała na mnie niezidentyfikowanym wzrokiem.

 – Nie, ale ze trzy razy miałam ochotę go pocałować i byłam tego naprawdę blisko – wyznała rumieniąc się lekko. – Tylko wydaje mi się, że to jednostronne, bo Luke ciągle zapewnia mnie, że Jasper wróci po rozum do głowy i się pogodzimy. Odnoszę wrażenie, że on nie jest już mną zainteresowany jak kiedyś. Wiesz, nie dziwię mu się, nikt nie pozostawałby tak stały w uczuciach… W końcu to było dość dawno temu i nigdy nie byliśmy nawet parą… – Angelina nie zdawała sobie sprawy z tego, jak daleko jest od prawdy. – Kolejną rzeczą, która mnie powstrzymała jest fakt, że sama do końca nie wiem, czy to co czuję do niego jest prawdziwe, czy wynika tylko i wyłącznie z faktu, że chcę ukarać Jaspera za jego zachowanie… Strasznie to wszystko pogmatwane i sama się gubię w tym co myślę i co czuję… Nienawidzę takich sytuacji… Wolałabym, żeby wszystko było jasne i klarowne – zakończyła swoją wypowiedź i zapadła chwilowa cisza między nami. Byłam w lekkim szoku, że Gryfonka zwierzyła mi się tak szczerze z tego, co siedzi w jej głowie. No i zszokowało mnie to, że uczucia względem Luke są u niej tak wyraźne. Nie wiedziałam co mam jej powiedzieć, bo chciałam zachować obiektywność, a jednocześnie tak bardzo kibicowałam Luke’owi, bo zasługiwał na szczęście u jej boku.

 – Chyba mnie trochę zatkało – odezwałam się w końcu, przerywając ciszę. Chuda zaśmiała się krótko.

 – Wcale się nie dziwię – wyszczerzyła zęby.

 – Nie wiem co ci mogę doradzić, żeby wyszło obiektywnie – mruknęłam, zastanawiając się nad kolejnymi słowami. – Chyba powinnaś zrobić sobie przerwę od kontaktu z obydwoma i zastanowić się, czego tak naprawdę chcesz. Niewykluczone, że wywoływanie zazdrości u Jaspera wyszło ci tak znakomicie, że przekonałaś samą siebie. Ale niewykluczone też, że po prostu z Lukiem łączy cię o wiele więcej niż z Jasperem. Ja mam podobnie – wyznałam, a ona rzuciła mi zaciekawione spojrzenie. – Z Royalem byłam pół roku, z Potterem nawet jeszcze żadnej randki nie zaliczyłam, a widzę i wiem na pewno, że moje uczucia względem Jamesa są o wiele poważniejsze i intensywniejsze, niż były względem Adama. Tylko, że ty nie dojdziesz do odpowiednich wniosków, gdy jeden i drugi będzie ci mącił w głowie. Jasper na swoją niekorzyść, a Luke na swoją korzyść. Nie wspomnę o tym, że całowanie się z jednym, gdy jest się z drugim w związku, choćby jedną nogą, nie jest uczciwe wobec żadnego z nich – ostatnie zdanie wypowiedziałam nieco ostrzej, niż zamierzałam.

 – Wiem Lily… – bąknęła gdzieś w bok. – Uwierz, że mam wyrzuty sumienia, że w ogóle takie myśli mi przychodzą do głowy. Chyba masz rację, powiem jeszcze dzisiaj Jasperowi, że chcę miesięcznej przerwy, a z Lukiem postaram się nie spotykać w ogóle i zobaczymy co z tego wyjdzie – zdecydowała pewnym głosem.

 – Angela, ja ciebie nie poznaję – wymamrotałam, a ona roześmiała się.

 – Ja siebie też nie poznaję – przyznała, uśmiechając się szeroko. – Ale dziękuję ci, że po raz kolejny mnie wysłuchałaś i doradziłaś – ścisnęła mi ramię w ramach wdzięczności, a ja uśmiechnęłam się serdecznie.

 – Muszę się jakoś odwdzięczyć za to, że siedzisz tutaj ze mną – odrzekłam i spojrzałam na zegarek. Kolejne minuty mijały, a Jamesa nadal nie było.

 – Nie martw się – pocieszyła mnie przyjaciółka. – Na pewno znalazł jakąś fajną miejscówkę na waszą randkę i opracowuje plan na sobotę, przez co się spóźnia – dodała krzepiącym tonem.

 – Albo zagadał się na piwie z Rosmertą – odparłam gorzko, cytując Syriusza.

 – Daj spokój, Rogacz nie widzi świata poza tobą – prychnęła w odpowiedzi. – Poza tym doskonale wiesz, że Syriusz to powiedział, żeby ci dogryźć. – dodała. Już miałam jej odpowiedzieć, gdy posąg czarownicy się poruszył, więc obie wstałyśmy na nogi. Chwilę później Potter wyłonił się zza niego i spojrzał zaskoczony na nas. Widząc go całego i zdrowego, kamień spadł mi z serca.

 – Komitet powitalny, czy jak? – zagadnął, marszcząc brwi.

 – Co tak długo? – spytałam, ignorując jego wypowiedź. – Miało ci to zająć maksymalnie trzy godziny, a minęło pięć… – mój głos wyraźnie zdradzał, że się martwiłam, jednak nie dbałam o to. Potter roześmiał się głośno.

 – Nie wiedziałem, że aż tak się martwisz – wyszczerzył zęby. – Mam rozumieć, że sterczycie tu od dwóch godzin?

 – Nie, przechodziłyśmy przypadkiem i stwierdziłyśmy, że poczekamy, bo może akurat wrócisz – odpowiedziałam dumnie, nie chcąc się przyznać, że prawie tak było. – Czemu nie odpowiadałeś na wezwanie Łapy? – nie mogłam się powstrzymać przed robieniem małych wyrzutów okularnikowi za to niemałe opóźnienie.

 – Bo nie wziąłem lusterka – odparł beztrosko, mając ze mnie wyraźny ubaw. – Ale widzę, że beze mnie odchodzisz od zmysłów Evans – wyszczerzył zęby, a ja prychnęłam lekceważąco. – Nie wypieraj się, Syriusz i tak mi wszystko wyśpiewa – dodał i roześmiał się, a Angelina mu zawtórowała.

 – Nadal nie odpowiedziałeś, co ci tak długo zajęło? – zignorowałam jego zaczepki i wbiłam w niego wzrok żądający wyjaśnień.

 – Zakupy – wskazał na swój plecak i mrugnął porozumiewawczo tak, żeby Angelina nie widziała.

 – Spóźniłeś się na kolację – mruknęłam nadal naburmuszona.

 – Byłem w Trzech Miotłach i przekąsiłem coś do piwa kremowego – odrzekł i uśmiechnął się, a mnie niemal szlag trafił. Angelina kaszlnęła, próbując zatuszować wybuch śmiechu.

 – Świetnie, mam nadzieję, że Rosmerta cię dobrze ugościła – warknęłam, nie mogąc się powstrzymać. Potter spojrzał na mnie zdezorientowany.

 – Co…

 – Nieważne – zreflektowałam się. – Idziemy do dormitorium? – nie czekając na odpowiedź, zaczęłam iść w stronę wieży Gryfonów.

 – O co jej chodzi? – James był wyraźnie zdezorientowany moim zachowaniem.

 – Nie pytaj – odparła Angelina i roześmiała się.

 – Lily, poczekaj! – James zawołał za mną, więc zatrzymałam się i odwróciłam w ich stronę. – Angelina możesz nas zostawić? Chciałbym porozmawiać dłużej z Lily – zwrócił się do mojej przyjaciółki, a ta kiwnęła głową, rzuciła mi dwuznaczny uśmiech i odeszła w stronę wieży Gryffindoru. Zostaliśmy sami, a ja nie umiałam pozbyć się irracjonalnej złości na Pottera. Założyłam ręce na piersi i spoglądałam na niego spode łba.

 – Dowiem się w końcu dlaczego tak długo cię nie było? – spytałam, a on uśmiechnął się szeroko.

 – Mówiłem ci, że zakupy mi zajęły tyle czasu. Ale za to mam praktycznie wszystkie składniki do eliksiru. Zostały tylko dwa – wyjaśnił wyraźnie z siebie dumny.

 – Dałabym sobie rękę uciąć, że nie widziałam tych wszystkich składników w aptece w Hogsmeade – odparłam cicho.

 – Bo nie było, ale zapuściłem się trochę dalej – odpowiedział, nadal z siebie dumny,

 – Czy ty oszalałeś?! – zrugałam go, tym samym zbijając go z tropu. – Samo wyjście do wioski było ryzykowne, a co dopiero włóczenie się po całej Anglii!

 – Byłem tylko na Pokątnej i w jeszcze jednym miejscu, wyluzuj Lily – powiedział lekkim tonem i uśmiechnął się. Wywróciłam oczami i pokręciłam głową z dezaprobatą.

 – Jesteś skrajnie nieodpowiedzialny – mruknęłam. – Pomijając fakt, że ryzykowałeś życie, mogli cię wywalić ze szkoły, gdyby ktoś cię przyłapał…

 – Daj spokój, jestem dorosły, zdałem egzamin na teleportację, a nikt mnie nie miał szans złapać, bo nikt nie zna tego przejścia – wskazał w stronę pomnika, zza którego kilka minut wcześniej się wyłonił. – Najważniejsze, że możemy iść zacząć robić eliksir – dodał i znowu uśmiechnął się szeroko.

 – I tak nie mamy dodatkowego kociołka, ani nawet miejsca – wzruszyłam ramionami, a po jego błysku w oczach wywnioskowałam, że on już ma wszystko obmyślone.

 – Chodź – wyciągnął rękę w moją stronę, jednak zignorowałam ten gest.

 – Prowadź – powiedziałam nieco chłodno, co Potter skwitował ledwie zauważalnym uśmiechem. Zaprowadził mnie na siódme piętro. Stanęliśmy naprzeciwko gobelinu z tańczącymi trollami. Potter przeszedł trzy razy wzdłuż ściany i po chwili pojawiły się w nich drzwi. Już kiedyś tutaj z nim byłam, więc nie zaskoczyło mnie to. W zasadzie to uważałam, że to idealne miejsce do warzenia eliksiru w tajemnicy przed resztą przyjaciół, jednak nadal byłam nieco zła na Jamesa, więc nie pochwaliłam go. Weszliśmy do środka. Tym razem było to nieduże pomieszczenie z dużym stolikiem, na którym stał przygotowany ogromny, cynowy kociołek. Obok kociołka leżały najróżniejsze przedmioty potrzebne do przygotowywania składników eliksirów – noże, obieraczki, deski do krojenia, probówki, pipety, minutnik i inne rzeczy. Na ścianie wisiał zegar, a pod nim stała tablica szkolna. Bez słowa sięgnęłam do swojej torby i wyciągnęłam z niej świstek papieru. Stuknęłam w niego różdżką, a następnie w tablicę, w myślach wypowiadając zaklęcie. Po chwili na tablicy pojawił się przepis na Fertilis napisany moim charakterem pisma. Skierowałam różdżkę w stronę kociołka i po chwili pod nim palił się ogień. Kolejnym machnięciem różdżki napełniłam kociołek wodą. James obserwował mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Ja również starałam się nie pokazywać żadnych emocji.

 – Potter, czy z łaski swojej mógłbyś wyciągnąć składniki? – spytałam niezbyt miłym tonem, nie zaszczycając go spojrzeniem. Wiedziałam, że obserwuje mnie uważnie.

 – Na tablicy jest napisane, że woda musi się pół godziny gotować, więc mamy jeszcze trochę czasu, żeby porozmawiać o tym, dlaczego masz na mnie focha – odpowiedział z nutką rozbawienia w głosie.

 – Nie mam na ciebie focha – fuknęłam, a on roześmiał się.

 – Widzę właśnie. Boczysz się o coś, a ja nawet nie wiem co zrobiłem źle – wyszczerzył zęby.

 – Po prostu jestem zła, że na siebie w ogóle nie uważasz – mruknęłam ponuro. – Ciągle pamiętam o tym, że Śmierciożercy wiedzą kim jesteś i ciągle pamiętam jak chcieli cię wtedy dorwać…

 – Nic mi nie grozi, nie martw się. Tamto to był jednorazowy incydent – Potter machnął lekceważąco ręką. – Pokątna to bezpieczne miejsce. Poza tym byłem ostrożny i w większości czasu miałem na sobie pelerynę niewidkę – dodał, co trochę mnie uspokoiło. James, widząc, że moja mina już jest mniej nieprzyjazna, zaczął wyciągać z plecaka składniki na eliksir. Pomyślałam, że przydałaby się komoda z szufladami, żeby umieścić w nich składniki. Nie minęła sekunda, a obok nas zmaterializowała się właśnie taka komoda. – Dobry pomysł – James wyszczerzył zęby i zaczął układać w szufladkach składniki. Oparłam się o stół, obserwując jego poczynania.

 – Kupiłeś więcej niż napisałam – spostrzegłam.

 – Potroiłem wszystko – odpowiedział nie przerywając czynności, którą wykonywał.

 – Po co?

 – Stwierdziłem, że na jednym eliksirze nasze gołąbeczki nie poprzestaną – wyjaśnił.

 – Jeden kociołek starczy Kate na kilka miesięcy – ciągnęłam, sprawiając, że okularnik nieco się zmieszał.

 – Nie wiedziałem – odpowiedział po chwili i wzruszył ramionami. – A Angelina? – zapytał po chwili.

 – Angelina mnie nie prosiła o eliksir – odparłam rozbawiona.

 – No wiesz, w końcu ona też ma chłopaka, więc może też cię poprosi, gdy dowie się, że masz dla Kate tak dużo – powiedział, a ja miałam ochotę się roześmiać. Rogacz właśnie wkładał do jednej z szufladek kawałki macek diabelskich sideł. Podeszłam do niego i chwyciłam delikatnie jego dłoń, nie pozwalając mu ich wsadzić do środka. Chłopak znieruchomiał i podniósł zaskoczony głowę, spoglądając mi w oczy.

 – To pierwszy składnik, zaraz będziemy go potrzebować – wyjaśniłam i wyciągnęłam z jego dłoni trzy macki, specjalnie muskając jak najwięcej jego dłoń. Uśmiechnęłam się figlarnie i ze zdobytymi składnikami poszłam jakby nigdy nic do stolika i zaczęłam je siekać w cieniutkie paski, według instrukcji wypisanej na tablicy. Okularnik pokręcił głową z niedowierzaniem, a ja w duchu zaśmiałam się z jego zdezorientowania.

 – Rozumiem, że – spojrzał na tablicę – piętnastu żabich łap również mam nie wsadzać do komody.

 – Doskonale Panie Potter, 5 punktów dla Gryffindoru – naśladowałam głos Slughorna, po czym oboje roześmialiśmy się. Po chwili James uporał się z wrzucaniem składników do szufladki, a następnie zaczął coś kombinować przy niej z różdżką.

 – Zobacz – powiedział zadowolony z siebie i wskazał na szufladki, na których różdżką wyżłobił napisy informujące o zawartości.

 Accio ogon salamandry – w odpowiedzi przywołałam kolejny składnik, który z szuflady trafił prosto w moją wyciągniętą dłoń. – To słodkie Potter, że chcesz mi ułatwić robotę, ale nie zapominaj, że mamy różdżki – puściłam mu oczko i roześmiałam się z jego miny.

 – To jakaś zemsta za to spóźnienie? – zagadnął i zmierzył mnie badawczym spojrzeniem.

 – Nie, to się po prostu nazywa oszczędność czasu – mrugnęłam łobuzersko i wrzuciłam do kociołka diabelskie sidła. Potter momentalnie znalazł się przy kociołku i zamieszał trzy razy w prawo i dziesięć w lewo. – Doskonale, dziękuję – pochwaliłam go, a on uśmiechnął się.

 – Staram się – rzucił wesoło.

 – Jutro wieczorem musimy wrzucić liście trzepotki, więc trzeba będzie zakraść się do cieplarni numer 9, a czwartego dnia potrzebna jest szczypta rogu jednorożca. Czeka nas wycieczka do gabinetu Slughorna. Trzeba coś wymyślić, do czwartku mamy czas, ale ta cieplarnia mnie martwi…

 – O nic się nie martw. Cieplarnię zostaw mnie, a Slughornem będziemy się martwić w środę – powiedział pewnym tonem.

 – A wiesz jak wygląda trzepotka? – spytałam powątpiewająco, a on zmarszczył brwi jakby nad czymś się zastanawiał. – Tak myślałam. Muszę iść z tobą, żeby upewnić się, że weźmiemy to co trzeba. Jeśli coś pomylimy, to zostaniemy rodzicami chrzestnymi – wyszczerzyłam zęby, a Potter roześmiał się.

 – Jesteś pewna, że chcesz brać na siebie aż taką odpowiedzialność za czyjeś życie? – spytał i wyszczerzył zęby.

 – A wolałbyś powierzyć warzenie Fertilis Syriuszowi? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, a on znów roześmiał się i pokręcił przecząco głową.

 – Masz rację. A w zasadzie to Kate ma rację, że powierzyła to zadanie tobie – po jego słowach wywróciłam oczami, ale uśmiechnęłam się. Wrzuciłam do kociołka żabie łapy w całości.

 – Dla mnie to kompletnie nierealne, że siedzę po kryjomu w Pokoju Życzeń i warzę eliksir dla Blacka i Kate, żeby mogli się… – urwałam i momentalnie zarumieniłam się, co oczywiście nie uszło jego uwadze. – Nie wspomnę ile punktów regulaminu trzeba było i trzeba jeszcze będzie złamać, żeby ten eliksir zrobić – ciągnęłam dalej, żeby zatuszować swoje zażenowanie.

 – Przynajmniej jest zabawa – brunet uśmiechnął się szeroko.

 – Znam lepsze sposoby na zabawę niż warzenie eliksiru – mruknęłam i sięgnęłam po przywołane wcześniej ogony salamandry i zaczęłam je siekać w drobną kosteczkę. Nagle James szybkim ruchem odebrał mi nóż z ręki, odwrócił mnie tyłem do stołu i stanął tuż przede mną, obejmując delikatnie rękami.

 – To dlaczego to robisz? – spytał szeptem tuż przy moich ustach. Jego ciepły oddech musnął mi kark, a ja aż zadrżałam. Poczułam jak po plecach biegną mi ciarki.

 – A ty dlaczego mi pomagasz? – spytałam, odbijając piłeczkę.

 – To ty powiedziałaś, że znasz lepsze sposoby. Jestem po prostu ciekaw jakie to sposoby? – spojrzał mi w oczy. W jego orzechowych tęczówkach odbijał się ogień spod kominka, co sprawiało wręcz magiczne wrażenie. Położyłam obie ręce na jego ramionach, zbliżyłam usta do jego ucha na pół cala.

 – Trzeba dodać ogony salamandry za dwie minuty, inaczej eliksir będzie do wyrzucenia – wyszeptałam flirciarskim tonem i na widok jego zdezorientowanej miny roześmiałam się. Z trudem powstrzymałam się od pocałowania go w tamtym momencie, ale wiedziałam, że dla eliksiru nie skończy się to zbyt dobrze. Wyswobodziłam się z jego ramion i wróciłam do siekania ogonów. – Jeśli będziesz mnie próbował rozpraszać, to będę musiała cię stąd wygonić – dodałam surowym tonem, machając mu nożem przed nosem.

 – Postaram się nie przeszkadzać – obiecał, jednak jego uśmiech mówił coś innego.

 – Wiesz już co będziemy robić w sobotę? Gdzie pójdziemy? Masz jakiś pomysł? Myślałam nad kilkoma miejscami, ale nie umiem wymyślić niczego sensownego – zdecydowałam, że poruszę z nim temat randki.

 – Wiem gdzie pójdziemy – oznajmił radośnie i aż się rozpromienił. – A ty sobie nie zaprzątaj tym głowy. W końcu to ja cię zaprosiłem, więc to ja zapewniam rozrywkę – dodał i posłał mi słodki uśmiech.

 – Gdzie idziemy?

 – Nie mogę ci tego powiedzieć – odpowiedział natychmiast. – To niespodzianka i myślę, że ci się spodoba – uśmiechnął się promiennie.

 – Ale nie będzie to wycieczka na miotle na wieżę astronomiczną? – po moim pytaniu Potter parsknął śmiechem.

 – Dowiesz się w sobotę – wyszczerzył zęby, a ja wywróciłam oczami. Wrzuciłam ogony do kociołka, a James upewniwszy się w instrukcji co ma zrobić, powtórzył mieszanie z poprzedniego kroku. Machnęłam różdżką i przy pierwszych punktach pojawiły się ptaszki znaczące, że polecenia zostały wykonane. – Accio oczy żuka! – po wypowiedzeniu przez niego zaklęcia, z odpowiedniej szufladki wyskoczyło kilkanaście oczów i wylądowało w jego lewej dłoni.

 – Widzę, że spodobało ci się warzenie Fertilis – skomentowałam z przekąsem.

 – Może się kiedyś przydać w życiu – odpowiedział rozbawiony, a ja w sekundę spąsowiałam. No tak, tego nie przemyślałam, zgadzając się na pomoc Jamesa. Biorąc pod uwagę to jak rozwija się nasza relacja, niewykluczone, że kiedyś i my będziemy potrzebować takiego eliksiru. Na ten moment wydawało mi się to kompletnie nierealne, ale patrząc po Kate i Angelinie, tak przeważnie dzieje się w poważnych związkach.

 – Masz jakieś kandydatki, którym będziesz podawać eliksir? – spytałam, siląc się na ironiczny ton.

 – Ciężko odpowiedzieć na to pytanie – odpowiedział, ku mojemu zdziwieniu, poważnym tonem. – Jeśli odpowiem, że nie, to możesz pomyśleć, że nie biorę pod uwagę poważnego związku z tobą. Jeśli odpowiem, że tak, to możesz pomyśleć, że chodzi mi tylko o jedno. Pozwól więc, że nie odpowiem wcale – zakończył swoją, nad wyraz dojrzałą, wypowiedź.

 – Chyba przeoczyłam moment, w którym nasza rozmowa zeszła na tak poważne tory – mruknęłam i nie mając co zrobić z rękami, wzięłam z jego deski kilka oczów i zaczęłam je rozgniatać. Między nami zapanowała cisza, podczas której ja zgniatałam oczy żuka, a Potter przyglądał mi się uważnie z nieodgadnioną miną. Byłam tak zajęta przygotowaniem kolejnego składnika, że nie miałam czasu poprawić włosów, które opadły mi na twarz. Kątem oka zobaczyłam jak James nachyla się w moją stronę i delikatnym ruchem ręki zakłada mi kosmyk włosów za ucho. Poczułam mrowienie w miejscu, gdzie dłoń chłopaka dotknęła mojego ucha.

 – Z instrukcji wynika, że to dzisiaj ostatnia rzecz, jaką trzeba zrobić – powiedział jakby nigdy nic i wskazał głową na tablicę.

 – Tak. Zgniotę to, wrzucę, zamieszam i możemy iść do dormitorium – odrzekłam.

 – A po drodze zahaczymy o cieplarnię numer 9 – oznajmił, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.

 – Teraz?

 – A kiedy? Jutro, gdy Sprout będzie prowadzić zajęcia?

 – No tak, masz rację… – przyznałam, ale nie pozbyłam się obawy w głosie.

 – Nie martw się, mam pelerynę niewidkę, nikt nas nie zobaczy – pocieszył mnie, ale na wspomnienie peleryny zapomniałam o cieplarni. Serce zabiło mi mocniej. Ostatnim razem, gdy razem znaleźliśmy się pod nią, całowaliśmy się jak opętani. Po raz kolejny tego dnia aż zarumieniłam się na tamto wspomnienie. James musiał to zauważyć, bo uśmiechnął się lekko, jednak nic nie powiedział.

 – Jesteś pewien, że nie wiesz jak wygląda trzepotka? – wypaliłam, zanim zdążyłam się powstrzymać.

 – Nie mam pojęcia – odpowiedział, najwyraźniej świetnie się bawiąc.

 – Słyszę nutkę kłamstwa w twojej odpowiedzi – wycelowałam w niego palcem, a on rozłożył ręce w geście bezradności.

 – A co, boisz się złamać regulamin, czy boisz się spędzić ze mną kilka minut pod peleryną? – mówiąc to nachylił się do mnie, sprawiając, że usłyszałam jego głos z bliska.

 – Prefektowi nie przystoi włamywać się gdziekolwiek – odparłam wymijająco, sprawiając po raz kolejny, że się roześmiał.

 – A już myślałem, że masz jakieś wspomnienia spod peleryny niewidki i nie chcesz ze mną iść – wyznał teatralnym tonem, a ja posłałam mu zirytowane spojrzenie.

 – Niestety rzadko jest mi dane tak świetnie się bawić jak wtedy – odpowiedziałam i pokazałam mu język.

 – Możemy to zmienić… – Rogacz już przybliżał się do mnie, ale powstrzymałam go ręką.

 – Wrzuć żabie łapy – poleciłam, a on posłusznie wykonał polecenie. W tym samym momencie ja dodałam rozgniecione oczy. Eliksir zasyczał i zmienił barwę na fioletową. James zamieszał cztery razy w prawo i dwa w lewo, a płyn znów zmienił kolor, tym razem na pomarańczowy. Na szczęście wszystko działo się tak jak w instrukcji. – Na dzisiaj koniec. Jutro trzeba tylko wrzucić liście trzepotki, więc przyjdę tutaj sama.

 – Nie możesz – zaoponował, a ja już otwierałam usta, żeby mu odpowiedzieć, jednak nie dał mi dojść do słowa. – Trzeba zamieszać po dodaniu liści, a to moja robota – powiedział z szelmowskim uśmiechem, wskazując na instrukcję wypisaną na tablicy.

 – Niech ci będzie – roześmiałam się. – Chodźmy już – ponagliłam go i skierowałam się w stronę drzwi.

 – Poczekaj sekundę – zatrzymał mnie, ciągnąc za rękę. Już myślałam, że chce mnie pocałować, ale puścił moją rękę i zaczął grzebać w plecaku. Na chwilę zastygł w bezruchu, szepnął coś pod nosem do siebie i zamknął plecak, wyjmując z niego wcześniej pelerynę niewidkę. – Chodź – polecił, więc podeszłam do niego z szybciej bijącym sercem. Zarzucił płaszcz na nas i wyszliśmy z Pokoju Życzeń. Drzwi zniknęły chwilę po zamknięciu się. Zaczęliśmy iść obok siebie, James nieco przykurczony, żeby nie było mu widać stóp. Objął mnie ramieniem, za co oberwał po łapach. – Tak jest wygodniej – syknął, a ja wywróciłam oczami i nie protestowałam, gdy ponownie zarzucił na mnie ramię. Po drodze do Sali Wejściowej nie minęliśmy kompletnie nikogo, ale James nie wydawał się być tym zaskoczony. Wyszliśmy na błonia, po czym skierowaliśmy się w stronę cieplarni. Było już ciemno, bo dochodziła godzina 22. Gdy byliśmy dostatecznie daleko okien zamku, James zrzucił z nas pelerynę, a ja odetchnęłam z ulgą. Strasznie niezręcznie było mi pod nią iść z Jamesem, bo w głowie ciągle miałam obrazki z ostatniego razu, a nierozładowane napięcie między nami naprawdę dawało się we znaki. Byłam bliska rzucenia się na niego i całowania jak tamtejszego wieczoru. Potrząsnęłam głową, żeby wyrzucić z głowy te obrazy.

 – Kosmate myśli Evans? – Potter wyszczerzył zęby.

 – Nie mierz wszystkich swoją miarą Potter – odszczeknęłam dumnie, a on parsknął.

 – Ja nie mam nawet w połowie tak brudnych myśli jak ty – dogadywał mi dalej, a ja wywróciłam oczami.

 – Dobra Potter, nie gadaj, tylko otwieraj te drzwi, zanim ktoś nas tutaj zauważy – zrugałam go. James wyciągnął z kieszeni scyzoryk, który wsadził w zamek drzwi cieplarni nr 9. Przekręcił go kilka razy, coś szczęknęło, okularnik wyciągnął różdżkę i niewerbalnym zaklęciem otworzył drzwi. Wpuścił mnie do środka i zamknął za nami. Wyciągnęłam różdżkę i mruknęłam pod nosem zaklęcie, żeby oświetlić sobie drogę. Było tutaj strasznie gorąco i duszno, a do tego ciemno. Nie minęła chwila, a czułam jak kropelki potu spływają mi po karku. Rozejrzałam się wokół.

 – Szukaj rośliny…

 – Z fioletowymi liśćmi, wiem – przerwał mi Potter.

 – Czyli jednak wiesz jak wygląda trzepotka?! – oburzyłam się.

 – Właśnie sobie przypomniałem, że moja mama ma w ogródku alejkę trzepotek – uśmiechnął się łobuzersko, ukazując rząd białych zębów.

 – W takim razie nie wiem po co tutaj z tobą przyszłam – fuknęłam nieco naburmuszona. Potter doskonale wiedział, że nie lubię włóczyć się bez potrzeby po nocach, włamywać się do pracowni i łamać regulaminu. Najwyraźniej sprawiało mu uciechę, gdy to robiłam.

 – No wiesz, nie mogłem przepuścić okazji, żeby znaleźć się z tobą sam na sam w tak ciemnym i gorącym miejscu – szepnął mi nad uchem, sprawiając, że zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco. Nawet nie wiedziałam kiedy znalazł się tak blisko mnie.

 – Skoro już ci się udało mnie tutaj zaciągnąć, to co zrobisz z tym faktem? – spytałam zalotnie, zapominając o swoim oburzeniu.

 – Nie wiem czy walić prosto z mostu, czy jeszcze potrzymać cię w niepewności – mruknął gardłowo. Atmosfera między nami była naprawdę gęsta, a gorąc panujący w cieplarni potęgował wszystkie odczucia.

 – Najlepiej od razu przejdź do rzeczy – odparłam cicho, ale pewnie. Potterowi nie trzeba było mówić dwa razy. Przyciągnął mnie do siebie i od razu przywarł do moich ust. Nasze różdżki spadły na ziemię i zgasły, a James wpadł plecami na coś miękkiego. W tym momencie nie interesowało mnie co to jest. Liczyło się tylko to, że w końcu znowu mogłam poczuć jego miękkie usta. Nagle poczułam jak coś nas odrywa od siebie.

 – Aaaaa! – Potter wrzasnął, a ja odskoczyłam jak oparzona, rozglądając się dookoła, ale nic nie widziałam, bo było ciemno. – Coś mnie wciąga! – krzyknął, a ja zaczęłam na ziemi szukać naszych różdżek. – Lily pospiesz się! – jego głos był coraz bardziej stłumiony. W końcu natknęłam się na swoją różdżkę.

 Lumos! skierowałam światło na Jamesa, który już prawie cały był opleciony mackami rośliny. – To Diabelskie Sidła! – głos mi drżał i byłam nieco spanikowana.

 – Zrób coś! To mnie zaczyna dusić! – Gryfon próbował brzmieć spokojnie, ale trudno było być opanowanym w takiej sytuacji. Pamiętając, że ta roślina nie lubi światła, wyczarowałam ogień i skierowałam na macki. Na szczęście zadziałało i macki niemal momentalnie się cofnęły, wypuszczając bruneta ze swoich objęć. Niestety moja panika dała się we znaki i podpaliłam Potterowi kawałek koszulki na ramieniu. James syknął i próbował ręką zgasić mały pożar, jednocześnie odsuwając się od rośliny, która próbowała go udusić.

 – Przepraszam! – pisnęłam i pomogłam mu ugasić ogień małym strumieniem wody. W miejscu, gdzie tlił się ogień, w koszulce powstała dziura, a na skóra Rogacza w tym miejscu była poparzona. Na szczęście nie jakoś poważnie.

 – Nie przepraszaj, uratowałaś mi życie – James próbował brzmieć spokojnie, jednak ciągle dyszał. – Szukajmy tej pieprzonej trzepotki i wynośmy się stąd. Cholera wie, co tutaj jeszcze trzyma ta pokręcona wiedźma – powiedział już trochę uspokojony. – Gdzie moja różdżka? – spytał, a ja w odpowiedzi skierowałam strumień światła na podłogę. James podniósł swoją zgubę i również zapalił. Spojrzeliśmy na siebie i… wybuchliśmy głośnym i niekontrolowanym śmiechem.

 – To była pokręcona akcja – powiedziałam, gdy udało mi się uspokoić.

 – Zdecydowanie – przytaknął Potter i wyszczerzył zęby.

 – Zawsze wiedziałam, że wieczory z tobą nie mogą być nudne – mruknęłam i pokręciłam głową z uśmiechem.

 – Do usług. Polecam się na przyszłość – skinął głową. – Chodź, szukamy tej rośliny. Chcę już stąd wyjść – ruszył w stronę wielkich donic na końcu pomieszczenia. Poszłam za nim rozglądając się w każdym kierunku, szukając trzepotki.

 – Tam jest – wskazałam różdżką trzeci rząd od wejścia, gdzie stało kilka niewinnie wyglądających roślin z fioletowymi liśćmi. James poszedł przodem, ciągnąc mnie za rękę za sobą. Po chwili stanęliśmy przed roślinami. Wyciągnęłam z torby aksamitny woreczek. Zerwaliśmy kilkadziesiąt liści i wsadziliśmy je do woreczka, który z kolei wylądował w mojej torbie.

 – Dobra, spadamy – zarządził Potter i skierowaliśmy się do wyjścia. James zamknął za nami drzwi, rzucił na nie zaklęcie i odetchnął z ulgą. Bez słowa ruszyliśmy przez błonia do zamku. Gdy byliśmy przed drzwiami wejściowymi, Potter wstrzymał mnie ręką, znowu zajrzał do swojego plecaka, po czym otworzył drzwi i przepuścił mnie przodem.

 – Nie zakładamy peleryny? – spytałam, rozglądając się nieco nerwowo dookoła.

 – Nie trzeba, mamy pustą drogę – odpowiedział, a ja w myślach ucieszyłam się. Niepotrzebne mi było dodatkowe budowanie napięcia między nami.

 – To dobrze – mruknęłam i skierowaliśmy się na schody.

 – Myślałem, że lubisz spędzać ze mną czas pod peleryną – powiedział z udawanym smutkiem.

 – Mam dość wrażeń na dziś – odparłam, a on uśmiechnął się pod nosem. W ciszy doszliśmy pod obraz Grubej Damy i tak jak przewidział James, nie spotkaliśmy nikogo po drodze.

 – No, no, no – Gruba Dama pokiwała palcem i uśmiechnęła się dwuznacznie. – A co gołąbeczki tak późno robią poza sypialnią?

 Brzękadło – podałam hasło, nie odpowiadając na zaczepki obrazu, który zrobił obrażoną minę i wpuścił nas do środka. W Pokoju Wspólnym było już niewielu Gryfonów. Nigdzie nie było widać ani Huncwotów, ani Kate i Angeliny. – Zmykam spać – oznajmiłam i ziewnęłam.

 – Okej – odparł i zmierzył mnie niezidentyfikowanym spojrzeniem.

 – To dobranoc – rzuciłam.

 – Dobranoc Evans – odpowiedział i zrobił krok w moją stronę.

 – Chcesz znowu pocałować mnie w czoło? – spytałam, a on roześmiał się.

 – A co, nie podobało ci się? – wyszczerzył zęby.

 – Sama nie wiem – odparłam zgodnie z prawdą. – Zaskoczyłeś mnie i wybiłeś z rytmu – dodałam.

 – Zauważyłem – uśmiechnął się lekko, a ja przewróciłam oczami.

 – Dobranoc Potter – zakończyłam naszą dziwną rozmowę i weszłam na schody. Gdy tylko znalazłam się w dormitorium, rzuciłam się na łóżko, odprowadzana spojrzeniami pozostałych dziewczyn z roku. Były tam również moje przyjaciółki.

 – Gdzie ty byłaś? – spytała podejrzliwie Kate. Odwróciłam się na plecy i podniosłam na łokciach, żeby móc na nią spojrzeć.

 – Nie pytaj – mruknęłam i rzuciłam ukradkowe spojrzenie w stronę Rachel. Kate w mig pojęła o co mi chodzi i uśmiechnęła się szelmowsko. – Nie to co myślisz – zrugałam ją. – Byłam w bibliotece – musiałam skłamać, żeby nie wydać, że warzyliśmy eliksir. Angelina przysłuchiwała się naszej rozmowie i zmarszczyła brwi, jednak nic nie powiedziała. – Padam, idę spać – wstałam i skierowałam się do łazienki. W środku wykonałam wszystkie czynności związane z wieczorną toaletą, po czym spojrzałam w lustro. Na policzkach miałam zdrowe rumieńce, a oczy błyszczały radośnie. Podobała mi się ta wersja Lily Evans, a największy wpływ na ten wygląd miał pewien czarnowłosy okularnik. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wyszłam z łazienki. Zgodnie z tym, co powiedziałam, wskoczyłam do łóżka, przykryłam się kołdrą, życzyłam wszystkim dobrej nocy i zasnęłam.

***

 – Gdzie byłaś wczoraj z Jamesem? – zagadnęła mnie Angelina na śniadaniu. Byłyśmy same, więc chyba dlatego zdecydowała się poruszyć ten temat.

 – Mówiłam, że w bibliotece – odpowiedziałam, po czym ugryzłam swojego rogalika.

 – Nie było was tam – powiedziała pewnym tonem, co nieco zbiło mnie z tropu.

 – No dobra, byliśmy na okropnie długim spacerze. Najpierw po zamku, a potem na błoniach – skłamałam na poczekaniu, chociaż aż tak nie minęłam się z prawdą. W końcu wkradanie się do cieplarni można zaliczyć jako spacer po błoniach.

 – To dlaczego skłamałaś? – spytała podejrzliwie.

 – Bo nie chciało mi się odpowiadać na milion pytań na temat tego, o czym rozmawialiśmy i czy się całowaliśmy – odpowiedziałam i wywróciłam oczami.

 – A o czym rozmawialiście? – zapytała i wyszczerzyła zęby.

 – O wszystkim i o niczym – odparłam na odczepnego.

 – A całowaliście się? – nadal drążyła, za co zarobiła ode mnie kuksańca w ramię.

 – Nie, ale to nie twoja sprawa – pokazałam jej język, a ona roześmiała się. – A ty jak tam? Rozmawiałaś z Jasperem? – zmieniłam szybko temat, a mina jej zrzedła.

 – Właśnie czekam aż skończy, bo chcę go złapać przed Transmutacją – mruknęła, obserwując swojego chłopaka, który pogrążony był w lekturze jakiegoś podręcznika.

 – I co mu powiesz?

 – Najpierw spytam, czy my w ogóle dalej jesteśmy ze sobą – odpowiedziała powoli. – A potem zależy co odpowie. Jeśli, że nie, to sprawa zakończona. Jeśli tak, to powiem mu, że potrzebuję miesiąc przerwy na przemyślenie tego wszystkiego.

 – Rozumiem. A co z Lukiem? – spytałam, a wtedy ona spojrzała na mnie i skrzywiła się.

 – Nie wiem – odrzekła. – W zasadzie to nie jesteśmy dla siebie nikim zdefiniowanym, więc trudno prosić o przerwę. Chyba po prostu będę się wykręcać ze spotkań. Skupię się na nauce i treningach, więc łatwo będzie wcisnąć, że nie mam czasu – dodała powoli, zastanawiając się nad swoimi słowami.

 – I jaki jest twój plan potem?

 – Nie wiem Lily. Zobaczę jak się będę czuła z myślą, że nie jestem chwilowo z Jasperem i jednocześnie nie mam kontaktu z Lukiem. Wtedy chyba będę w stanie określić, czy chcę wrócić do Jaspera i naprawić nasz związek. Sama jestem ciekawa, co z tego wyniknie – wyjawiła i skrzywiła się lekko. – Dobra, skończył śniadanie, życz mi powodzenia – powiedziała, zarzuciła torbę na ramię i wstała, kierując się do wyjścia. Red także szedł w kierunku drzwi, ale dopiero pod sam koniec zauważył, że jego dziewczyna na niego czeka u wejścia. Zerknęłam w stronę Mitchella, który z konsternacją wypisaną na czole, przyglądał się im. Angelina coś powiedziała do swojego chłopaka, on skinął głową i wyszli z Wielkiej Sali. Korciło mnie, żeby ich podsłuchać i praktycznie już wstałam od stołu, żeby to zrobić, jednak przede mną nagle zmaterializował się blondas.

 – Cześć, możemy pogadać? – spytał, a ja zmarszczyłam brwi.

 – Dobrze się czujesz? – spytałam zmartwiona, a on posłał mi miażdżące spojrzenie. – Siadaj – wskazałam na puste krzesło, zajmowane wcześniej przez Chudą. Mitchell usiadł na wskazanym miejscu, obserwując drzwi wejściowe.

 – Oni się pogodzili? – spytał i wbił we mnie natarczywe spojrzenie.

 – Chyba nie myślisz, że będę twoim szpiegiem? – spytałam, udając oburzenie.

 – Miałem nadzieję, że chociaż raz w życiu na coś się przydasz – odgryzł się, sprawiając, że się roześmiałam.

 – Trudno, żeby Angelina nie chciała się pogodzić ze swoim chłopakiem, skoro ciągle jej tłuczesz do głowy, że Jasper zmądrzeje oraz sprawiasz wrażenie niezainteresowanego nią – odparłam pokazując mu język.

 – Niedawno gratulowałaś mi tej taktyki, a teraz to złe? – fuknął urażony. Przewróciłam oczami i westchnęłam głośno. – I czego wzdychasz? – warknął niemiłym tonem.

 – Jeśli ma to sprawić, że będziesz milszy, to mogę ci w tajemnicy powiedzieć, że nie pogodzili się, a Angelina chce przerwy – wyznałam, zanim zdążyłam pomyśleć, że jak na Szwajcarię, którą postanowiłam być, było to mało bezstronne. Na jego twarzy pojawiła się ulga. – Ale więcej ode mnie nie wyciągniesz, ja próbuję być obiektywna – dodałam, a on uśmiechnął się lekko.

 – Czasami warto cię znosić – powiedział i wstał z krzesła. Chciałam mu w odwecie powiedzieć, że z nim też Angelina chce ograniczyć kontakt, ale ugryzłam się w język i tylko pokręciłam głową z dezaprobatą. – Może się dzisiaj przejdziemy po lekcjach na spacer? – spytał, gdy już był kilka kroków od stolika. Zadając pytanie nawet nie odwrócił głowy w moją stronę.

 – Nie poznaję cię dzisiaj blondasie – odrzekłam zdumiona.

 – Biorę to za odpowiedź twierdzącą – zawołał i poszedł w stronę drzwi. Zajęłam się z powrotem moim rogalikiem z czekoladą, jednak długo nie było dane mi się cieszyć spokojem, bo naprzeciw mnie usadowił się Remus.

 – Cześć Lily, smacznego – przywitał mnie. Jako, że miałam akurat w buzi kęs rogalika, kiwnęłam głową w odpowiedzi.

 – Cześć, a gdzie masz resztę bandy? – spytałam, gdy przełknęłam to co miałam w ustach.

 – A co? Zdążyłaś się już stęsknić za jednym z nich? – spytał z szelmowskim uśmiechem. Posłałam mu oburzone spojrzenie, bo nie spodziewałam się z jego strony naigrywania ze mnie.

 – Zamieniłeś się dzisiaj charakterem z Blackiem, czy jak? – odparłam niezbyt miłym tonem. Lunatyk uśmiechnął się lekko.

 – Nie, po prostu zastanawiam się, dlaczego James wrócił wczoraj tak późno do dormitorium i z kim mógł spędzić wieczór – odpowiedział, a ja wzruszyłam ramionami, próbując ukryć zakłopotanie.

 – Nie mam zielonego pojęcia, co Potter robi wieczorami – mruknęłam i uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie wczorajszej końcówki dnia, która była dość bogata w wrażenia.

 – Twój uśmiech mówi co innego – Lunio puścił mi oczko i zajął się swoim śniadaniem. Chwilę później na krzesło obok mnie padła Kate, której mina świadczyła, że wstała lewą nogą z łóżka. Brunetka nie zaszczyciła żadnego z nas nawet spojrzeniem, tylko burknęła coś niezrozumiałego pod nosem, nalała sobie kawy i sączyła ją małymi łykami. Wymieniliśmy zdumione spojrzenie z Remusem, jednak żadne nie skomentowało naburmuszonego zachowania Bridge. Gdy niedługo później naprzeciwko mnie usiadł równie naburmuszony Syriusz, który tylko wymienił z Kate markotne spojrzenia, ledwo powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem. Jako, że miałam dobry humor, to postanowiłam podenerwować trochę obojga.

 – Cóż to za markotne miny u naszych gołąbeczków? – spytałam dziarskim tonem. Remus zatuszował kaszlem swój śmiech.

 – Nie udawaj głupiej Evans, doskonale wiesz, że to przez ciebie – warknął Łapa i nałożył sobie rogalika. Kate posłała mu piorunujące spojrzenie, ale Black nie zwrócił na to uwagi.

 – Widzimy się dzisiaj pierwszy raz, to raczej niemożliwe, żebym to ja była powodem waszych tryskających radością twarzy – odparłam słodkim tonem.

 – Skoro masz taki cudowny humor, to może powiesz mi, w której książce znajdę przepis na Fertilis? – spytał, ignorując moją prowokację.

 – Zapewne w jakiejś z przepisami – odpowiedziałam rezolutnie, a Remus zaśmiał się, jednak ucichł pod wpływem spojrzenia swojego przyjaciela.

 – Bardzo zabawne Evans. Fajnie, że chociaż ty się świetnie bawisz – wycedził Syriusz i zajął się jedzeniem. Kate tylko westchnęła i zrobiła kolejny łyk kawy.

 – Oj Black, wysil się trochę i rusz głową – powiedziałam wesoło, wstając od stołu. – James to zrobił dawno temu, to i ty dasz radę wpaść na odpowiedni trop – puściłam mu oczko i odeszłam, zostawiając ich w szoku. Wyszłam z Wielkiej Sali, chichocząc pod nosem z min całej trójki, a w szczególności Blacka i Kate.

 – Hej, Evans! – gdy byłam przy schodach, Łapa złapał mnie i szarpnięciem ręki odwrócił w moją stronę. – Jak to: „James to zrobił dawno temu?” – rzucił mi pytające spojrzenie. Kątem oka zobaczyłam znajomą czarną czuprynę.

 – Sam go zapytaj – odparłam z uśmiechem i kiwnęłam głową w stronę idącego ku nam okularnika, któremu towarzyszył Peter. Black odwrócił się w tamtą stronę, a wtedy ja wykorzystałam okazję, by uciec.

***

 – Dlaczego powiedziałaś Łapie, że ja wiem, w której książce jest przepis? – spytał szeptem James, gdy siedzieliśmy na transmutacji, próbując sprawić, by leżący przed nami patyk zmienił się w makaron spaghetti.

 – Miałam dobry humor, a oni paskudny, więc stwierdziłam, że dam im okazję do poczynienia postępów – odparłam również szeptem.

 – Czyli mogę mu powiedzieć, o jaką książkę chodzi? – dopytywał, a ja kiwnęłam twierdząco głową w odpowiedzi. – Czy to nie krzyżuje naszego planu?

 – Zanim skombinują składniki, obstawiam, że minie tydzień. A jeśli uda im się wcześniej, to i tak będę grać na zwłokę. Wystarczy ich przetrzymać do soboty. W sobotę powiem Blackowi, że mam gotowy eliksir i jeśli tylko spróbuje nam zabrać choćby sekundę z randki, to wyląduje on w kiblu – wyjaśniłam, a Potter pokiwał ze zrozumieniem głową. Machnął od niechcenia różdżką, a zamiast jego gałęzi, pojawiła się wiązka wąskiego i długiego makaronu. Uśmiechnął się zadowolony z siebie, jakby co najmniej odkrył to zaklęcie. Mało co nie parsknęłam śmiechem, ale nie chciałam być gorsza, więc skupiłam się i w myślach wypowiedziałam zaklęcie, kierując różdżkę na swój patyk, który, ku mojemu zadowoleniu, również zamienił się w oczekiwany makaron.

 – Widzę, że Panna Evans i Pan Potter jak na razie jako jedyni poradzili sobie z tym zadaniem – pochwaliła nas McGonagall, obserwująca uczniów między ławkami. – Proszę nie spoczywać na laurach, tylko zamienić makaron z powrotem w patyk i ćwiczyć dalej – dodała nieco surowiej i odwróciła się, przyglądając się tym razem Cassie.

Przed samym dzwonkiem opiekunka Gryfonów zadała nam jeszcze pracę domową, a później wylaliśmy się na korytarz. James ciągle szedł obok mnie, a nasi przyjaciele szli przed nami. Brunet upewnił się, że nas nie słuchają i nachylił się w moim kierunku.

 – Na zaklęciach musimy się włamać do Slughorna. Na czwartek potrzebujemy sproszkowany róg jednorożca. Myślałem, że załatwimy to jutro, ale jutro Slughorn prawie cały dzień siedzi w gabinecie, bo ma tylko dwie lekcje. Dzisiaj za to jest obłożony na maksa – wyszeptał półgębkiem.

 – Jak to na zaklęciach? Wystarczająco się poświęcam dla warzenia tego eliksiru, nie będę dodatkowo opuszczać lekcji, żeby potem się tłumaczyć – warknęłam rozzłoszczona, a Potter wywrócił oczami.

 – Nie będziesz się musiała tłumaczyć, wszystko już zaplanowałem…

 – No tak, jakbym mogła wątpić – wtrąciłam, a on posłał mi dumny uśmiech.

 – Zjem to – wyciągnął z kieszeni małego, zielonego żelka i schował go z powrotem.

 – I rozdwoisz się, żeby być jednocześnie na zaklęciach i w gabinecie Ślimaka? – spytałam kpiąco, a on posłał mi zirytowane spojrzenie.

 – Czy mogłabyś mi łaskawie pozwolić dokończyć chociaż jedno zdanie? – skarcił mnie, a ja uśmiechnęłam się niewinnie. – Ten żelek jest nasączony tak zwanym Eliksirem Nosacza. Jak go zjem, to w przeciągu 5 minut zacznie mi lecieć krew z nosa. Flitwick będzie przerażony, więc każe mi iść do Skrzydła Szpitalnego, a ty wspaniałomyślnie zaproponujesz, że pójdziesz ze mną. W ten sposób legalnie wyrwiemy się z Zaklęć – wyjaśnił wyraźnie dumny ze swojego bezbłędnego planu.

 – Nie podoba mi się ten pomysł – mruknęłam sceptycznie, a on przewrócił oczami. – A jak zatamujesz krwotok?

 – Miałem nadzieję, że znasz jakieś zaklęcie – wyszczerzył zęby, a ja skarciłam go wzrokiem.

 – Nie będę na tobie eksperymentować – fuknęłam. – Nie zgadzam się, musisz wymyślić coś innego.

 – Jak ci się nie uda, to pójdziemy do Pomfrey. Ona zatamuje krwotok, a prosto ze Skrzydła Szpitalnego pójdziemy do gabinetu Slughorna.

 – Potter ten plan ma więcej wad niż ty – mruknęłam, a on parsknął śmiechem, zwracając tym samym na nas uwagę Blacka, który automatycznie przeskoczył do nas.

 – Co cię tak bawi Rogaczu? Może to, że jesteś zdrajcą i nie powiedziałeś mi, że wiesz, w którym podręczniku znajdę przepis na eliksir? – Łapa wycelował oskarżycielsko palcem w okularnika.

 – Bawi mnie, że nie wpadłeś na pomysł, żeby wkraść się do biblioteki w nocy i sprawdzić jakie książki wypożyczyła ostatnio Evans, żeby zobaczyć, że przepis znajduje się w „Eliksirach dla każdej kobiety” – odpowiedział rezolutnie Rogacz, wprawiając w osłupienie swojego przyjaciela. – Nie dziękuj, tylko idź do biblioteki – dodał, a Syriusz rzucił mu poirytowane spojrzenie, po czym bez słowa odciągnął Kate od reszty Huncwotów i zawrócili w stronę biblioteki.

 – Dzięki, teraz to dopiero mnie będą męczyć – pokazałam mu język.

 – Sama mu to podpowiedziałaś i sama mi pozwoliłaś zdradzić tytuł książki – odbił piłeczkę.

 – Wracając do tematu, o ile dobrze kojarzę, to nie ma zaklęcia, które zniweluje działanie eliksiru nosacza. Trzeba podać eliksir na krzepliwość krwi, a ten jest tylko w Skrzydle Szpitalnym – mruknęłam, myśląc gorączkowo nad innym rozwiązaniem.

 – To pójdziemy tam, wypiję eliksir i będziemy wolni – wzruszył ramionami. – Wszystko ustalone, przygotuj się do odegrania roli życia – wyszczerzył zęby, ucinając naszą pogawędkę, bo Remus zaczął nam się przysłuchiwać.

***

Według planu Jamesa, od razu po dzwonku miał zjeść żelka, żeby 5 minut później wywołać krwotok z nosa. Musieliśmy mieć jak najwięcej czasu, żeby zdążyć bez przeszkód włamać się do gabinetu Mistrza Eliksirów. Kate z Syriuszem wrócili z biblioteki tuż przed rozpoczęciem zajęć, w o niebo lepszych humorach niż rano. Wiedziałam co mnie czeka przez następne dni – nagabywanie przy każdej możliwej okazji, żebym zgodziła się zrobić ten eliksir. Moja przyjaciółka chciała usiąść ze mną w ławce, ale James bezczelnie zajął krzesło tuż pod jej nosem, uniemożliwiając jej tym samym rozpoczęcia swojej krucjaty już na Zaklęciach. Posłała mu oburzone spojrzenie, ale okularnik odpowiedział jej bardzo uroczym uśmiechem i zmuszona była zająć ławkę za nami. Gdy Flitwick zajął swoje miejsce na katedrze i rozpoczął czytanie listy obecności, James wyciągnął żelkę, mruknął cicho „na zdrowie” i zjadł ją, uśmiechając się do mnie pewnie. Profesor skończył odczytywać listę obecności i zaczął tłumaczyć, co będziemy robić na najbliższych trzech lekcjach, jednak ja go wcale nie słuchałam, tylko cała napięta obserwowałam twarz Pottera, w oczekiwaniu na czerwony potok. Kate dźgnęła mnie w plecy różdżką, jednak zignorowałam ją. W końcu z nosa Pottera poleciał strumień czerwonej krwi. Poderwałam się ze swojego krzesła, zwracając na siebie uwagę całej klasy i Flitwicka.

 – Panie profesorze! – krzyknęłam przerażona – Potter krwawi! – starałam się brzmieć jak najbardziej spanikowana. Przestraszony nauczyciel podszedł do Pottera, przerywając lekcję.

 – Panie Potter, dobrze się pan czuje? – zapytał troskliwie. James nie odpowiedział, tylko pokręcił głową, rękami tamując ciągle płynącą krew.

 – Trzeba go zaprowadzić do Madame Pomfrey – podsunęłam.

 – Tak, tak, Panno Evans, proszę go jak najszybciej zabrać do Skrzydła Szpitalnego! – pisnął coraz bardziej przerażony ilością krwi, która zaplamiła całą naszą ławkę. Wzięłam Rogacza pod ramię, zarzuciłam nasze torby na plecy i wyprowadziłam go z sali, odprowadzana podejrzliwym spojrzeniem naszych przyjaciół. Udałam, że nie dostrzegam tego i odetchnęłam z ulgą, gdy wyszliśmy na korytarz.

 – Pospieszmy się, bo to naprawdę nie wygląda zbyt dobrze – mruknęłam, z obawą spoglądając na jego zakrwawioną twarz. Okularnik zatrzymał się, pogrzebał jedną ręką w kieszeni, z której wyciągnął malutką fiolkę z czerwonym eliksirem i wypił go jednym łykiem. Nie minęła chwila, a krwotok z nosa został zatrzymany. James jednym machnięciem różdżki oczyścił się z krwi i stanął przede mną, uśmiechnięty od ucha do ucha.

 – Możemy iść do gabinetu Slughorna – oznajmił wesoło.

 – Zabiję cię – warknęłam. – Nie mogłeś od razu powiedzieć, że masz eliksir na krzepnięcie krwi?

 – Nie, tak było zabawniej. Co roku podkradam trochę tego eliksiru z zapasów mojej mamy – odpowiedział zadowolony z siebie. – Wiesz, że Syriusz co roku spędza u mnie wakacje. Mieliśmy taki okres, że obydwoje wsadzaliśmy w każde żarcie Eliksir Nosacza, żeby drugiemu buchała krew z nosa w niespodziewanym momencie. To nauczyło moją mamę, że zapas antidotum powinna mieć w hurtowych ilościach – wyszczerzył zęby, a ja wywróciłam oczami.

 – Współczuję twojej mamie. Nie dość, że ma takiego syna, to jeszcze co roku zwala jej się na głowę jeszcze gorszy nicpoń – odparłam.

 – Dobra, koniec pogaduszek, zwijamy się – ukrócił naszą rozmowę i pociągnął mnie za rękę. Wyswobodziłam się z jego uścisku, dając mu do zrozumienia wzrokiem, że potrafię iść sama.

 – Nie powinniśmy założyć peleryny?

 – Wszyscy są na lekcjach, korytarze puste – odparł, jednak moja mina świadczyła, że mnie to nie przekonało. – No chyba, że nalegasz – wyszczerzył zęby. – Ja tam lubię nasze schadzki pod niewidką – dodał, za co oberwał kuksańca.

 – W tej sytuacji byłabym spokojniejsza, gdybyśmy byli mniej widoczni dla otoczenia – odparłam, starając ukryć się drżenie w głosie. Prawda była taka, że czułam lekkie podniecenie na myśl, że znowu będziemy szli tak blisko siebie, ale jednocześnie bałam się swojej reakcji na to. Od pamiętnego pocałunku, ta cholerna peleryna mocno działała na moją wyobraźnię. Sama obecność Pottera sprawiała, że moje serce szybciej biło, a co dopiero wspólny spacer pod ciasnym i dusznym materiałem. Potrząsnęłam lekko głową, starając się wyrzucić myśli o tamtym pocałunku.

 – Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – skinął lekko głową i z błyskiem w oku sięgnął po pelerynę, która była w jego torbie i zarzucił ją na nas. Objął mnie ramieniem, ale nie protestowałam, bo ostatnio wytłumaczył mi, że tak po prostu wygodniej się idzie. W miejscu, w którym ręka Jamesa spoczywała na mojej talii, czułam jak przechodzą mnie przyjemne dreszcze. W ciszy i nierozładowanym napięciu doszliśmy pod gabinet Ślimaka. James wyciągnął z kieszeni scyzoryk, wsadził go w zamek, przekręcił kilka razy i po chwili otworzył drzwi. Gdy je za nami zamknął, ściągnął z nas pelerynę i rozejrzał się po półkach z różnymi składnikami. Ja również wzrokiem przeszukałam półki i po chwili zlokalizowałam to, czego szukaliśmy. Wskazałam palcem na jedną z wyższych półek, do których ja potrzebowałabym krzesła, ale James był w stanie ją dosięgnąć. Wyciągnęłam z torby woreczek i podałam okularnikowi.

 – Weź ze trzy garści – poinstruowałam go cicho, on kiwnął głową, podszedł do półki, ściągnął ogromny słoik ze srebrnym, błyszczącym proszkiem, odkorkował go i nałożył cztery garście do woreczka, który mu podałam. Potem odstawił słój na swoje miejsce, wsadził woreczek do torby, uprzednio go zawiązując i odwrócił się w moją stronę.

 – Dobra, zmywajmy się stąd, zanim ktoś nas nakryje – zarządził, uśmiechając się szeroko. Narzucił na nas pelerynę, wyszliśmy z gabinetu i Potter zamknął z powrotem drzwi swoim scyzorykiem. Oddaliliśmy się od miejsca zbrodni i dopiero na czwartym piętrze ściągnął z nas płaszcz. – Misja zakończona sukcesem – oznajmił z uśmiechem. – Szybko się uwinęliśmy – dodał, spoglądając na zegarek. – To co robimy? – zapytał ochoczo z wesołym błyskiem w oku.

 – Wracamy na zajęcia – oznajmiłam oczywistym tonem, a tym razem to on wywrócił oczami.

 – Ty się nigdy nie zmienisz – wyszczerzył zęby, a ja posłałam mu powątpiewające spojrzenie.

 – Ja się nie zmienię? Już to zrobiłam – fuknęłam urażona. – Warzę po kryjomu eliksir dla pary niewyżytych nastolatków, włamuję się do cieplarni i wykręcam się z lekcji, żeby włamać się do gabinetu profesora. Złamałam tyle punktów regulaminu, że mogliby mnie wywalić ze szkoły, a ty mi mówisz, że ja się nigdy nie zmienię, bo chcę wrócić na lekcję? – warknęłam nieprzyjemnym tonem. – Dodam jeszcze, że jestem prefektem i…

 – I jak zwykle zapomniałaś swojej odznaki – wpadł mi w słowo James, śmiejąc się z mojej miny. – Okej, niech ci będzie, wycofuję się z tych słów, pasuje? – dodał i uśmiechnął się w taki sposób, że w sekundę wyleciała ze mnie cała złość. – Specjalnie dla ciebie wrócimy na lekcję, chociaż mam milion innych pomysłów na to, jak spędzić z tobą czas – powiedział wesołym tonem, puszczając mi oczko. Musiałam przyznać, że gamoń wiedział, co powiedzieć, żeby mnie zamurowało. Ruszyliśmy w stronę Sali Zaklęć. Czułam jak z Rogacza bił dobry humor. Obserwowałam jak jego kąciki ust drgały lekko, jakby powstrzymywał się przed zaśmianiem się z mojej miny. Musiało to wyglądać komicznie, ale nic nie mogłam poradzić na to, że ten wysoki okularnik tak na mnie działał.

***

 Po wszystkich lekcjach zostałam zbombardowana błaganiami Kate, żebym się zgodziła warzyć eliksir. Próbowałam odmówić, jednak nie dała się zbyć, machając mi przed nosem książką, otwartą na przepisie. Udało mi się jedynie jej powiedzieć, żeby skombinowała składniki i wtedy się zastanowię. Syriusz miał na mnie focha o to, że tak długo wiedziałam, gdzie jest przepis, a kazałam im spędzać godziny w bibliotece, szukając go. Wcale mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Przynajmniej miałam spokój z docinkami. Wieczorem wyrwałam się z Jamesem do Pokoju Życzeń, żeby dodać dwa składniki i odłożyć do szuflady ostatni składnik, który zdobyliśmy. Wszystko szło zgodnie z planem i cieszyłam się, że już nigdzie nie musimy się włamywać. Remus jako jedyny zauważył, że ostatnio często znikamy razem z Jamesem, jednak nie odzywał się ani słowem, jedynie obserwował nas, marszcząc brwi. Wiedziałam, że domyśla się, co robimy, bo gdyby było inaczej, od razu padłyby podejrzenia, że chodzimy na wieczorne randki. Gdy wróciliśmy z Pokoju Życzeń, Potter poszedł do dormitorium, a ja przysiadłam się do samotnie siedzącej Angeliny, która pisała esej dla McGonagall. Wyciągnęłam swoje przybory i przyłączyłam się do niej.

 – I jak poszła rozmowa z Jasperem? – zagadnęłam, maczając pióro w atramencie. Chuda przerwała pisanie i westchnęła.

 – Wściekł się, zaczął oskarżać o to wszystko Luke’a, potem zaczął mnie przepraszać za swoje zachowanie, ale ostatecznie przyjął do wiadomości, że na miesiąc nie jesteśmy już parą. I ja i on mamy wolną rękę. Jeśli po miesiącu będzie nam siebie brakować, to do siebie wrócimy. Jeśli nie, to zakończymy to definitywnie. – odparła i obserwowała moją reakcję.

 – Wolną rękę? – spytałam, nie do końca rozumiejąc o co jej chodzi. Pokiwała twierdząco głową. – Co to znaczy?

 – To znaczy, że ten miesiąc naprawdę jesteśmy singlami. Po prostu zerwaliśmy. Na razie na miesiąc. Po miesiącu mamy się spotkać i zdecydować, czy dajemy sobie kolejną szansę, czy definitywnie to kończymy – wyjaśniła, a ja pokiwałam ze zrozumieniem głową.

 – I jak się z tym czujesz? – spytałam, a ona zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią.

 – Jeśli mam być szczera, to czuję się jakby mi spadł ciężar z serca – odpowiedziała, delikatnie się uśmiechając. – Na dzień dzisiejszy wydaje mi się, że nie wrócimy do siebie. Ale zobaczymy, może po miesiącu jednak zatęsknię – wzruszyła ramionami. Faktycznie nie brzmiała jak ktoś, kto właśnie zakończył związek. Była wyluzowana, jakby mniej zmartwiona. Cieszyłam się, że odpoczywa psychicznie, w końcu nie zasługiwała na takie traktowanie przez swojego chłopaka.

 – A co z Mitchellem? – spytałam, starając się nie brzmieć zbyt nachalnie.

 – Jeszcze nie wiem – mruknęła, oglądając swoje paznokcie. – Próbowałam go dzisiaj unikać, ale to wcale nie takie proste – dodała zmieszana, a ja roześmiałam się. – Nie śmiej się, bo Luke jest na ciebie obrażony. Ponoć umówiłaś się z nim na spacer po lekcjach i go olałaś – odparła, a mnie zatkało.

 – Cholera! Zapomniałam o nim na śmierć – zmieszałam się. Byłam tak zajęta sprawami eliksiru, że zapomniałam o fakcie, że Luke na śniadaniu zaproponował mi spacer po zajęciach. – Będę musiała go jutro przeprosić – wywróciłam oczami, bo wiedziałam doskonale jak ciężko się przeprasza urażonego blondasa. – Wolałabym się zmierzyć ze smokiem – mruknęłam, a Angelina zaśmiała się krótko. – Mogłabyś go trochę udobruchać, masz na niego dobry wpływ – dodałam, a ona rzuciła mi pytające spojrzenie. – Nie patrz tak, odkąd spędzasz z nimi tyle czasu, blondas ma ciągle dobry humor, co wcześniej nie zdarzało mu się często – rzuciłam od niechcenia, obserwując jej reakcję. – Boję się co się z nim stanie, gdy się dowie, że zerwaliście – pokazałam jej język, a ona zarumieniła się.

 – Przestań, Luke do mnie już nic nie czuje. Zadaje się ze mną ze względu na Willa i Steve’a – odparła, jednak rumieniec na jej twarzy nie zbladł.

 – Ja tylko mówię co widzę – wzruszyłam ramionami. – Faktem jest, że od początku roku humor dopisuje mu jak nigdy. Co jest tego powodem, mogę się tylko domyślać – pokazałam jej język, a ona pokręciła głową z politowaniem.

 – Nigdy nie dał mi do zrozumienia, że chodzi mu o coś więcej – odpowiedziała powoli.

 – No cóż, do tej pory byłaś w związku, na dodatek z jego eks przyjacielem. Jakby nie było, Mitchell ma swój honor – odrzekłam, a ona spojrzała na mnie zaskoczona.

 – Myślisz?

 – Nie wiem, nie ja z nim rozmawiam godzinami – znów pokazałam jej język.

 – Przestań! Mącisz mi w głowie – fuknęła, ale uśmiechnęła się.

 – Nie ja, tylko chyba jakiś Krukon – odparłam ze śmiechem, za co zarobiłam kuksańca w ramię.

 – Miałam sobie zrobić przerwę od obydwóch, żeby zastanowić się nad tym, co czuję – powiedziała już poważnym tonem.

 – To zrób.

 – Tylko, że ja nie chcę – szepnęła cichutko, jednak wszystko usłyszałam.

 – To nie rób – rzuciłam beztrosko. – W końcu jesteś teraz wolna – wyszczerzyłam zęby, a ona rzuciła mi zirytowane spojrzenie.

 – Nie pomagasz Lily – warknęła.

 – Nie zamierzam pomagać, ani przeszkadzać – odparłam wesoło, a ona znowu wywróciła oczami.

 – Ciekawe kto sprawia, że ty masz taki świetny humor – odgryzła się. – Ciekawe gdzie byliście z Potterem na zaklęciach? – spytała podejrzliwie, kierując naszą rozmowę na mój temat.

 – Chyba widziałaś, że Potter miał krwotok z nosa. Byliśmy w Skrzydle Szpitalnym i wróciliśmy, gdy tylko Madame Pomfrey zatamowała krwotok – odparłam niezrażona jej podejrzliwym spojrzeniem.

 – A teraz gdzie byliście?

 – Na spacerze – odpowiedziałam, starając się brzmieć obojętnie.

 – I co robiliście? – drążyła dalej.

 – To co ty i Luke robicie na swoich spacerach – opowiedziałam spokojnie, sprawiając, że zmieszała się nieco. – Rozmawiamy, trochę się kłócimy, dużo się śmiejemy, nic poza tym – dodałam stanowczo.

 – Wydaje mi się, czy słyszę nutkę rozgoryczenia, że niż poza tym? – wyszczerzyła zęby, a ja posłałam jej zirytowane spojrzenie.

 – Na wszystko przyjdzie czas – mruknęłam. – Teraz jest czas na pracę domową z Transmutacji – ucięłam rozmowę i obie zajęłyśmy się pisaniem eseju.

***

Następnego dnia wcześnie rano pognałam na śniadanie, które zjadłam w samotności. Czekałam aż na Wielkiej Sali pojawi się blondwłosy Krukon, żeby przeprosić go za wczoraj. Wiedziałam, że przed śniadaniem nie ma co zaczepiać Luke’a, bo głodny był jeszcze bardziej zmierzły niż normalnie. Gdy wszedł na Salę, nawet nie spojrzał w kierunku stołu Gryfonów. Dopiłam swoją kawę, po czym wyszłam z Wielkiej Sali i usiadłam na schodach w Sali Wejściowej, czekając aż Mitchell skończy jeść. Minęło pół godziny i w końcu z drzwi wyłoniła się blond czupryna. Jego niebieskie oczy na sekundę zatrzymały się na mnie, po czym ostentacyjnie odwrócił się w inną stronę i poszedł szybkim krokiem. Westchnęłam sama do siebie, poderwałam się z miejsca i ruszyłam za nim.

 – Cześć Lukie – zaszczebiotałam słodko, ale mój przyjaciel nawet nie zaszczycił mnie wzrokiem. – Przejdziemy się przed lekcjami? – zaproponowałam niezrażona tym, że mnie olał. – Oj no dobra, przepraszam, że wczoraj zapomniałam o tym, że się umówiliśmy po lekcjach – mruknęłam skruszona, jednak Krukon nadal na mnie nie spojrzał. – Rozumiem, że nie chcesz wiedzieć, co Angelina mi o tobie wczoraj powiedziała? – zagadnęłam, wyciągając swojego asa z rękawa. Jak podejrzewałam, Mitchell zwolnił i spojrzał na mnie, starając się ukryć zainteresowanie.

 – Słyszałem, że chcesz być Szwajcarią, a nie kapować mi wszystko, co Angela mówi – warknął niby nieprzyjemnie, jednak wyczułam w jego głosie nutkę ciekawości. – Poza tym, nie odzywam się do pseudo przyjaciół, którzy mnie olewają – dodał dumnie.

 – Zaraz tam olewają – wywróciłam oczami. – Po prostu miałam bardzo zajęty dzień i wyleciało mi z głowy – wyjaśniłam, a on parsknął.

 – Zajęty Potterem zapomniałaś dodać – wtrącił. – Angelina mi powiedziała, że zniknęliście z Zaklęć, rzekomo do Skrzydła Szpitalnego – dodał złośliwie.

 – Nie macie lepszych tematów do rozmów? – spytałam nieco urażonym tonem.

 – Wiesz, ona się cieszy, że w końcu ci się układa z tym oszołomem – wzruszył ramionami. Zignorowałam fakt, że mówi w taki sposób o Jamesie.

 – A powiedziała ci, że zerwała z Jasperem na miesiąc? – zapytałam, wyraźnie go zaskakując.

 – Mówiłaś, że mają mieć przerwę, a nie zerwać…

 – Ale zerwali. Mają wolną rękę, mogą robić co chcą. Po miesiącu mają się spotkać i zdecydować, czy próbują jeszcze raz – wyjaśniłam. Wiedziałam, że nie powinnam mu tego mówić, ale nie mogłam się powstrzymać.

 – I jak ona się z tym czuje? – spytał, nawet nie kryjąc zainteresowania.

 – Sam ją zapytaj – odparłam z uśmiechem.

 – Po co mam pytać, skoro ty wiesz?

 – Nie jestem twoim szpiegiem! – oburzyłam się.

 – To dlaczego mi to wszystko mówisz? – odbił piłkę.

 – Słuchaj Luke, to jest twoja szansa, ten miesiąc – powiedziałam poważnym tonem. – Angelina sama nie wie, co do ciebie czuje. Chciała sobie zrobić przerwę od Jaspera, ale także od ciebie, bo nie wiedziała, czy to, że się z tobą tak świetnie dogaduje to jej prawdziwe odczucia, czy tylko wynik chęci zrobienia na złość Jasperowi. Jednak powiedziała mi wczoraj, że nie chce robić sobie przerwy od ciebie. I tylko dlatego ci to wszystko mówię, bo widzę, że ona coś do ciebie czuje. Że odżywa w niej to, co czuła, gdy pierwszy raz się spotykaliście. Nie spartol tego – dodałam troskliwie. – Wiesz, że wam kibicuję. Dopóki nie byłam pewna, że ona może do ciebie coś czuć, to nie mówiłam ci zbyt wiele, ale po wczorajszej rozmowie mam pewność, że to się może udać i że ona tego chce. Nie jestem fair w stosunku do niej, ale robię to w dobrej wierze, więc doceń mój wysiłek – zakończyłam, a on spojrzał na mnie niezidentyfikowanym wzrokiem.

 – Co jeszcze mówiła? – spytał oschle.

 – Że miała ochotę cię pocałować kilka razy i była tego bliska, ale za każdym razem się powstrzymywała, bo ona myśli, że ty traktujesz ją jedynie jako koleżankę – odpowiedziałam, chociaż powinnam ugryźć się w język. Wiedziałam, że jestem okropną przyjaciółką względem Chudej, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Tak bardzo chciałam, żeby im wyszło, bo widziałam, że oboje tego chcą.

 – I tak ci nie wybaczę tego, że mnie wczoraj olałaś – warknął nieprzyjemnie, jednak widziałam w jego oczach, że wcale tak nie jest.

 – Tak, tak, gadaj zdrów – wyszczerzyłam zęby.

 – To o co chodziło z tymi zaklęciami? – spytał nadal nieco urażony, jednak wiedziałam, że to tylko na pokaz.

 – Nie chciej wiedzieć – mruknęłam.

 – Po co wy idziecie na tę randkę, skoro już nawet wymykacie się z lekcji, żeby się pomigdalić? – rzucił prześmiewczo, a ja spiorunowałam go spojrzeniem.

 – To wcale nie o to chodzi! – warknęłam oburzona. – Dla twojej wiadomości, to nie migdaliliśmy się odkąd zaczepiłeś wtedy Pottera na korytarzu – fuknęłam, a on roześmiał się.

 – I widzę, że jesteś z tego powodu absolutnie niezadowolona. Rozumiem, że muszę go częściej prowokować, skoro sam nie potrafi się wziąć za ciebie? – blondasowi wyraźnie sprawiało uciechę dokuczanie mi.

 – Och, zamknij się już – warknęłam urażona, a on zmierzwił mi włosy. Spojrzałam na niego wściekła, a on znowu roześmiał się. – Zachowujesz się jak roztrojony nastolatek – mruknęłam. – Najpierw na mnie fuczysz, a potem nagle masz dobry humor, nie poznaję cię Mitchell – pokręciłam głową z politowaniem.

 – To zupełnie jak ty – odparł i wyszczerzył zęby. – Dowiem się po co wyrwaliście się z lekcji? – spytał znowu.

 – Potter pomaga mi warzyć eliksir dla Kate i Syriusza – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

 – Ale przecież nie zgodziłaś się na to…

 – A skąd w ogóle wiesz, skoro ci o tym nie mówiłam? – przerwałam mu, mrużąc oczy.

 – Od Angeliny – wzruszył ramionami, a ja parsknęłam.

 – No tak, a to na mnie mówisz, że jestem paplą – wycedziłam.

 – Bo jesteś – wzruszył ramionami, a ja posłałam mu miażdżące spojrzenie. – Dlaczego więc robisz ten eliksir, skoro się nie zgodziłaś?

 – Moja odmowa to zemsta na Blacku, który notorycznie przeszkadza mi i Jamesowi, gdy jesteśmy razem. Przez to już drugi tydzień muszą się wstrzymywać ze swoimi igraszkami…

 – Cóż za zręczne omijanie słowa „seks”… – wtrącił, ale go zignorowałam.

 – … a jako, że w sobotę idę na randkę z Jamesem, to chcę sobie zapewnić, że Black nie odważy się nam przeszkodzić. W niedzielę eliksir ma być gotowy, więc w sobotę na śniadaniu mu powiem, że jeden wybryk, a wyleję eliksir do kibla – zakończyłam swoją wypowiedź, a on zmierzył mnie rozbawionym spojrzeniem.

 – A gdzie w ogóle idziecie na tę randkę?

 – Do Hogsmeade. Gdzie dokładnie, to nie wiem. Potter mi powiedział, że mam sobie tym głowy nie zaprzątać, bo to jego rola, żeby mi zapewnić rozrywkę i wszystko przygotować – odparłam i wzruszyłam ramionami.

 – A jak się z tym czujesz, że w końcu idziesz z nim na tę wyczekaną randkę?

 – Cieszę się, ogromnie się cieszę. A jednocześnie się boję. Boję się, że skończą nam się tematy i będzie niezręcznie. Boję się, bo nie wiem, jak się na tej randce zachowywać. Przy nim moje ciało szaleje, serce mi bije jak oszalałe, głos drży, a tam gdzie mnie dotknie, momentalnie przechodzą mnie ciarki. Nie chcę wyjść na jakąś wariatkę…

 – Za późno, wszyscy wiedzą, że ty normalna nie jesteś – zakpił, ale ja zignorowałam jego zaczepkę.

 – Z drugiej strony, ostatnio dużo czasu ze sobą spędzamy i tematy do rozmów nam się nie kończą. Jedynie ciągle te nierozładowane napięcie między nami, trochę się obawiam, że jak zostanę z nim sam na sam na tej randce, to to napięcie w końcu pęknie – wyznałam.

 – Przestań to tak usilnie analizować – powiedział lekkim tonem. – Za dużo o tym myślisz. To jest randka, dziwne, żeby po tym, co z nim przeżyłaś, nie zdarzyło się coś więcej, niż sama rozmowa. Nie rozumiem, czemu tak się tego boisz, aż tak źle Potter całuje? – zapytał złośliwie, a ja posłałam mu miażdżące spojrzenie.

 – Na pewno lepiej od ciebie – warknęłam.

 – To może ty się boisz, że źle całujesz? – ciągnął dalej swoje dogadywanki.

 – To ty powiedziałeś Potterowi, że całkiem nieźle całuję, więc zdecyduj się – odparłam, a on prychnął. – Teraz się nie wyprzesz, mam świadka w postaci Pottera – wyszczerzyłam zęby, a on spojrzał na mnie z politowaniem.

 – To było tylko po to, żeby go sprowokować. Ściemniałem, tak naprawdę całujesz fatalnie, więc nie dziwię się, że Potter tak długo z tym zwleka – odciął się.

 – Wcale nie zwleka! – zaperzyłam się. – Po prostu co zaczniemy się całować, coś, a najczęściej Black, nam przeszkadza – wzruszyłam ramionami. – Dlatego chcę się zabezpieczyć na sobotę.

 – Mogłaś mi tego nie mówić. Na mnie nie masz żadnego haka, a potrafię przeszkadzać lepiej niż Black – odpowiedział i roześmiał się z mojej miny.

 – Jestem niemal pewna, że żartujesz, ale dla pewności namówię Angelinę, żeby cię zajęła w tę sobotę – mruknęłam cicho, a Luke znowu się roześmiał. – Nie wiem w ogóle, dlaczego ja się z tobą zadaję – dodałam, a on posłał mi spojrzenie pełne zrozumienia.

 – Nie martw się, ja codziennie sobie zadaję to samo pytanie odnośnie ciebie – odpowiedział i oboje roześmialiśmy się głośno.

***

W piątek wieczorem Potter miał trening quidditcha, więc do Pokoju Życzeń udałam się sama. Na szczęście trening miał również Syriusz i Angelina, a Kate postanowiła popatrzeć z trybun na swojego chłopaka, więc pozostało mi tylko spławić Remusa. Wykorzystałam moment, gdy na chwilę poszedł do dormitorium i wymknęłam się z Pokoju Wspólnego. Droga do Pokoju Życzeń minęła mi spokojnie, a gdy znalazłam się w środku, podkręciłam nieco ogień pod kociołkiem, zerknęłam na instrukcję, którą i tak znałam już na pamięć i zaczęłam siekać korzenie czyrakobulwy, które trzeba było dzisiaj dodać. Po raz pierwszy tutaj byłam sama, bez Pottera i stwierdziłam, że miło było mieć towarzystwo w jego postaci. Krojąc korzenie, myślałam o tym, jak ten chłopak potrafi zmienić atmosferę w sekundę jednym słowem. Ogólnie czułam się przy nim swobodnie, ale wystarczyło, że powiedział coś, albo „niechcący” mnie dotknął, a już traciłam całą pewność siebie i czułam się, jakbym stąpała po cienkim lodzie, który James potrafił stopić jednym spojrzeniem. Chociaż musiałam przyznać, że przez ostatnie trzy dni trzymał się na dystans i ani razu nie sprowokował żadnej sytuacji. Nie wiedziałam, czy robił to ze względu na mnie, czy po prostu budował atmosferę na jutrzejszą randkę. Na samą myśl o naszym spotkaniu cieszyłam się jak małe dziecko, jednocześnie obawiając się samej siebie. Wrzuciłam posiekane korzenie do kociołka, zamieszałam trzy razy w lewo i cztery w prawo, po czym obserwowałam jak wywar zmienił barwę z jaskrawoczerwonej na ciemnoniebieską. Następnie wzięłam się za miażdżenie gałek ropuchy, po czym również je wrzuciłam. Zgodnie z instrukcją powinnam zaczekać pół godziny, zanim zamieszam eliksir, więc włączyłam minutnik i usiadłam na stoliku, zatracając się w swoich myślach. Ciągle nie wiedziałam, gdzie James mnie zabierze. Kate wiedziała i mówiła mi, że będę zachwycona. Ciągle szczebiotała w co mnie ubierze i jak uczesze, ale nie słuchałam jej wywodów, bo zastanawiałam się, które miejsce w wiosce może mnie aż tak zachwycić. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Jamesa z rozwianymi włosami, w stroju do quidditcha. Wyglądał szalenie przystojnie. Uwielbiałam go w wersji sportowca, bo najbardziej pasowało to do jego gorącego temperamentu. Ochraniacze i przylegająca sportowa koszulka podkreślały jego szczupłą, ale umięśnioną budowę. Wpatrywałam się w niego jak w obrazek, a on we mnie. Jednak w jego oczach mogłam dojrzeć ustępującą czułości złość.

 – Dlaczego sama chodzisz wieczorami po zamku? – jego obrażony ton wyrwał mnie z moich rozmyślań na temat jego cudownych barków.

 – Bo musiałam wrzucić korzenie czyrakobulwy i gałki ropuchy do eliksiru – odpowiedziałam rzeczowym tonem.

 – Mogłaś na mnie poczekać – mruknął z wyrzutem i zamknął drzwi za sobą. – Nie lubię, gdy włóczysz się sama po zamku. Poza tym, myślałem, że razem warzymy ten eliksir – dodał i nadymał usta w geście focha.

 – A ja nie lubię, gdy ktoś jest nadopiekuńczy w stosunku do mnie – odparowałam nieco oschle.

 – Będziesz się musiała przyzwyczaić – odparł, a moje brwi powędrowały do góry.

 – Czyżby? – spytałam powątpiewająco, a on pokiwał głową twierdząco. Podszedł i stanął tuż przede mną, patrząc mi prosto w oczy.

 – Wiesz, że się o ciebie martwię – powiedział łagodnie i wyciągnął rękę, żeby założyć kosmyk moich włosów za ucho. Siedziałam niemal sparaliżowana jego nagłą czułością i śmiałością. Właśnie o tym wcześniej myślałam… Tutaj niemal się kłócimy, a za sekundę prawie całujemy.

 – Schlebia mi to, ale jak widzisz jestem cała i zdrowa – odpowiedziałam nieco ochryple, starając się utrzymywać normalny ton głosu.

 – Poza tym, moją rolą jest mieszanie eliksiru, a dzisiaj co najmniej raz zrobiłaś to za mnie. Co jeśli przez to eliksir się nie uda? – spytał niemal szeptem. Wiedziałam, że specjalnie mi to robi, ale nie potrafiłam nic zaradzić na to, że moje ciało samo reagowało na jego flirt. Serce mi biło jak oszalałe, a na obojczykach poczułam znajome ciepło.

 – Będziemy musieli wszystko powtórzyć – odpowiedziałam również przyciszonym głosem.

 – To również? – spytał i ujął moją twarz delikatnie w swoje ciepłe dłonie, po czym bez ostrzeżenia pocałował mnie. Ledwo nasze usta się zetknęły, a w pomieszczeniu rozległ się przeraźliwy pisk minutnika, sprawiający, że odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. W myślach przeklinałam los, bo wydawało się, że wszystko jest przeciwko naszej bliskości. Jak nie Syriusz, to diabelskie sidła, albo pieprzony minutnik. Wyłączyłam źródło dźwięku i rozgoryczona podeszłam do eliksiru, żeby go zamieszać. James bez słowa chwycił moją rękę i wyciągnął z niej mieszadło, po czym spełnił swój obowiązek i zamieszał w odpowiedniej kolejności wywar.

 – Na dzisiaj to wszystko – oznajmiłam cicho. – Jutro pod wieczór trzeba przyjść dodać jeszcze rogu jednorożca i zamieszać, a w niedzielę rano skórkę anakondy i można dać naszym gołąbeczkom eliksir szczęścia – dodałam już głośniej, nie patrząc na Rogacza. Machnęłam różdżką, żeby wyczyścić nóż i deskę do krojenia, po czym wyszłam na korytarz. James zamknął za nami drzwi i odwrócił się w moją stronę, obserwując mnie bacznie z delikatnym uśmiechem na ustach. Całą drogę do wieży nie odzywaliśmy się do siebie. Ja byłam rozczarowana i jednocześnie zakłopotana, a James wydawał się być bliski roześmiania. Gdy stanęliśmy przy schodach prowadzących do dormitorium, Potter nachylił się do mnie.

 – Jutro nam nic nie przeszkodzi, obiecuję – szepnął mi do ucha, puścił oczko i zniknął na schodach.

***

W sobotę obudziłam się o 6 rano kompletnie niewyspana. Do 3 nad ranem nie mogłam zasnąć, a gdy już mi się to udało, to śniły mi się sny o nieudanej randce, na której za każdym razem, gdy chciałam pocałować Pottera, znikąd wyskakiwał Luke, walący nas po głowie ogonami salamandry. Poszłam do łazienki i próbowałam się doprowadzić do porządku za pomocą zimnego prysznica. Miałam nadzieję, że Kate coś zaradzi na moje wory pod oczami, bo wyglądałam strasznie. Nie miałam ochoty iść samej na śniadanie, więc położyłam się z powrotem do łóżka i leżałam rozmyślając o tym, co mnie dzisiaj czeka. Nerwy mnie wręcz zjadały i nie poznawałam samej siebie. Próbowałam sobie przetłumaczyć, że przecież codziennie widuję się sam na sam z Potterem i żyję, więc na randce na pewno będę się świetnie bawić, ale nie potrafiłam przekonać samej siebie. Nie mogłam się doczekać, aż Kate albo Angelina się obudzą, bo strasznie się męczyłam, leżąc w łóżku i bijąc się z własnymi chorymi myślami. W końcu koło siódmej usłyszałam pierwsze odgłosy z łóżka obok. Kate wstała, przeciągając się, a jej wzrok padł na moje łóżko i od razu zmienił się w piorun.

 – Jak ty wyglądasz?! – zrugała mnie, a ja przewróciłam oczami.

 – Zamknij się, bo obudzisz dziewczyny – warknęłam. – Idź się ogarnij, bo chcę już iść na śniadanie – dodałam rozkazująco, a ona wykonała moje polecenie, marudząc pod nosem coś o utrudniających życie nastolatkach. Zachichotałam, jednak nie na długo udało mi się rozluźnić. Po długiej chwili Kate wyszła z łazienki wystrojona i wymalowana jak co dzień. Jako, że reszta dziewczyn też się budziła, w tym i Angelina, to poczekałyśmy aż Chuda wykona poranne czynności i we trójkę zeszłyśmy na śniadanie. Po drodze musiałam wysłuchiwać tyrady Bridge na temat moich worów pod oczami. Angelina śmiała się na boku, a ja tylko wywracałam oczami. Usiadłyśmy przy stoliku Gryfonów, nałożyłam sobie jajecznicę na talerz, jednak nie byłam w stanie przełknąć ani kęsa.

 – Nie przesadzaj Lily, że tak się stresujesz! Przecież to Rogacz! Znacie się od lat, codziennie rozmawiacie! – Kate była zniecierpliwiona moją niechęcią do jedzenia. – Jak coś zjesz, to może te sińce zejdą trochę.

 – Nie jestem głodna – mruknęłam po raz kolejny. Angelina posłała mi spojrzenie pełne zrozumienia.

 – Nie wydurniaj się – fuknęła brunetka. – Bo zacznę cię karmić przy całej szkole! – zagroziła, a że wiedziałam, że jest do tego zdolna, to zaczęłam niechętnie jeść tę nieszczęsną jajecznicę. Bridge nalała mi kawy do kubka i wzrokiem kazała wypić, więc to zrobiłam. Musiałam przyznać, że pomysł z kawą nie był najgorszy, bo poczułam ciut więcej energii. Grzebałam widelcem w swoim śniadaniu, co jakiś czas wsadzając kęs do buzi po wpływem groźnego spojrzenia mojej przyjaciółki. Po jakimś czasie przyłączyli się do nas Huncwoci. James obdarzył mnie promiennym uśmiechem, jednak ja skłoniłam się tylko do wymruczenia „cześć wam”.

 – A co to się stało, Evans? – Syriusz znalazł idealną okazję do naigrywania się ze mnie. – Czyżby to nie był twój najszczęśliwszy dzień w życiu? – spytał niewinnym głosem, a ja posłałam mu miażdżące spojrzenie.

 – Najszczęśliwszy może być wtedy, gdy wyleję prawie gotowy Fertilis do kibla, jeśli się nie zamkniesz – warknęłam, sprawiając, że wszyscy spojrzeli na mnie z rozdziawioną gębą. Tylko James uśmiechał się lekko pod nosem.

 – Blefujesz – stwierdził po chwili Łapa pewnym tonem. – Stresujesz się randką z Rogaczem, więc próbujesz mnie utemperować, żebym ci dał spokój – dodał i z uśmiechem nałożył sobie rogaliki na talerz. – Ale nic z tego Evans, dzisiaj sobie poużywam – wyszczerzył zęby. Reszta towarzystwa spojrzała na mnie, czekając aż odpowiem. Możliwość zagrania na nosie Blackowi nieco mnie ożywiła, więc teatralnie wypiłam kilka łyków kawy i uśmiechnęłam się do niego słodko.

 – Wiem, że lubisz ryzyko Black, ale na twoim miejscu, dzisiaj byłabym piekielnie grzeczna w stosunku do jedynej osoby, która ma w tym zamku klucz do waszej rozpusty – wycedziłam słodkim tonem, a Remus i James parsknęli śmiechem. Kate patrzyła na mnie jak na kosmitkę, a Angelina marszczyła brwi, zastanawiając się, czy mówię prawdę.

 – I tak wiem, że nie masz tego eliksiru. Od wtorku próbuję zdobyć składniki, to nie jest wcale proste dla mnie, Huncwota, a co dopiero dla naszego prefekcika – uśmiechnął się szyderczo.

 – Zapomniałeś chyba, że mam po swojej stronie innego Huncwota, który o wiele szybciej znalazł po moich śladach przepis, to i o wiele szybciej zdobył wszystkie składniki – skinęłam głową w stronę Jamesa. Łapa parsknął śmiechem.

 – Gdyby Rogacz ci pomagał, już dawno bym o tym wiedział, w końcu to mój najlepszy kumpel – odparł pewny siebie. Nawet nie wiedział, jaką radochę mi sprawiał swoją pewnością.

 – Chyba, że zależałoby mu na tym, żeby żaden bałwan nie przeszkadzał nam w dzisiejszej randce, a eliksir to jedyny hak na takiego bałwana jak ty Black – odrzekłam spokojnie, tym razem skutecznie zbijając go z tropu. Wszyscy spojrzeli w stronę Jamesa, wyczekując, czy potwierdzi moją wersję.

 – Sory stary, czasami trzeba być egoistą – odezwał się Potter niewinnym tonem.

 – Tak więc drogi Łapciu, jeśli chcesz jutro dostać w swoje ręce Fertilis, to bądź dzisiaj grzeczny i nie drażnij lwa, bo inaczej cały kocioł eliksiru wyląduje w kiblu – oznajmiłam słodkim głosem, po czym James, Angelina i Remus roześmiali się z miny Blacka, który walczył ze sobą, żeby się nie odszczeknąć. Kate ciskała w niego wściekłym spojrzeniem i wysyłała nieme ostrzeżenia, żeby nie otwierał gęby. Cała ta sytuacja na tyle mnie rozweseliła, że z dobrym humorem dokończyłam swoją jajecznicę, obserwowana przez ponurego Syriusza. Gdy skończyłam jeść, wstałam, a za mną Kate i Angelina.

 – Do zobaczenia o 10 – rzucił James z radosnym błyskiem w oku. Zarumieniłam się i uśmiechnęłam nieśmiało. Wyszłyśmy z Wielkiej Sali i ruszyłyśmy do wieży, żeby przygotować się na randkę.

 – Lily, naprawdę jesteś w trakcie robienia eliksiru? – spytała Kate ostrożnie, jakby bała się, że w tej chwili pójdę i faktycznie wyleję ten eliksir.

 – Tak. Odmawianie Wam to było granie na zwłokę i przy okazji denerwowanie twojego wspaniałego chłopaka – odparłam i posłałam jej przepraszający uśmiech. – W poniedziałek James zdobył większość składników i pod wieczór zaczęliśmy go warzyć. Wieczorem wkradliśmy się do cieplarni po liście trzepotki, a we wtorek na Zaklęciach do gabinetu Slughorna po sproszkowany róg jednorożca – wyjaśniłam. – Jutro będzie gotowy, ale nie powiem ci, gdzie go warzymy, żeby Syriusz nie miał możliwości przeszkadzania nam w randce – dodałam, a ona rzuciła mi się na szyję.

 – Jesteś najwspanialszą przyjaciółką, jaką można sobie wymarzyć! – wrzasnęła mi do ucha.

 – Lepiej pilnuj swojego chłoptasia, bo ja naprawdę jestem w stanie wylać wywar, jeśli on nam znowu przeszkodzi – mruknęłam, a ona gorliwie pokiwała głową.

 – Już moja w tym broszka, żeby go zająć – zasalutowała i wyszczerzyła zęby. Moje nowiny ewidentnie poprawiły humor Kate, która szła i nuciła jakąś melodię pod nosem. Angelina powstrzymywała się przed roześmianiem, a ja pokręciłam z politowaniem głową.

Gdy tylko dotarłyśmy do dormitorium, Kate rozpoczęła swoją krucjatę, czyli przygotowywanie mnie do randki. Cały czas szczebiotała, że będę zachwycona i że James nie mógł wymyślić nic lepszego. Ciągle ją tylko błagałam, żeby nie przesadziła z makijażem, ale na szczęście nie musiałam jej tego mówić.

 – Dzisiaj będziesz wyglądać naturalnie i dziewczęco – oznajmiła. – Tak, żeby to pasowało do tej romantycznej scenerii – westchnęła i nucąc pod nosem ciągle tę samą melodię, smarowała moją twarz kremem. Spojrzała przez okno i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Jeszcze ta pogoda jak marzenie!

 – Na tę randkę na pewno idzie Lily, a nie ty? – spytała Angelina, parskając śmiechem. Kate posłała jej piorunujące spojrzenie, jednak nie odpowiedziała na zaczepkę. Faktycznie Kate miała rację. Był koniec września, a pogoda niczym sierpniowa. Było ciepło, słonecznie i bezwietrznie. Tak jakby i niebo cieszyło się z naszej randki.

Makijaż nie zajął Kate długo czasu. Gdy spojrzałam w lustro, to byłam bardzo zadowolona, bo makijaż był naprawdę delikatny i w stylu naturalnym. Miałam podkręcone rzęsy, ale nie do przesady, policzki muśnięte różem i usta podkreślone delikatną różową szminką. Po makijażu zaczęła walczyć z moimi włosami. Za pomocą różdżki zrobiła na nich duże fale, które swobodnie spływały mi na plecy. Trochę podcięła mi włosów z przodu, żeby opadały na twarz, a dwa kosmyki spod spodu związała z tyłu i splotła w mały warkoczyk. Wyglądało to ładnie i nieprzesadnie. Najgorzej było mnie przekonać do stroju, bo gdy wyciągnęła z szafy długą, zwiewną, kremową sukienkę w rzadki wzór kwiatowy, kategorycznie odmówiłam włożenia jej na siebie.

 – Czyś ty oszalała?! – warknęłam.

 – Nie podoba ci się? – spytała zdziwiona.

 – Podoba, jest śliczna, ale nie na randkę do Hogsmeade! – oburzyłam się.

 – Przesadzasz, będziesz wyglądać ślicznie – oponowała Kate, a Angelina przyglądała się naszej kłótni.

 – Wiedziałam, że jeśli makijaż i fryzura są skromne, to ubranie przejdzie moje najśmielsze oczekiwania – burknęłam. – Zapomnij. Daj mi jakąś ładną bluzkę i ewentualnie spódniczkę – zażądałam.

 – Wykluczone! To zburzy cały mój misterny plan!

 – Kate, to ja idę na randkę, nie ty – warknęłam ostrzegawczym tonem.

 – Ale to ja tutaj decyduję w co się ubierzesz – odparła równie groźnie. Stałyśmy na środku dormitorium i ciskałyśmy w siebie zabójczymi spojrzeniami.

 – Lily włóż ją na siebie. Jeśli wtedy ci się nie spodoba, to pomyślimy nad czymś innym – odezwała się Angelina, która do tej pory nie udzielała się w naszej kłótni.

 – Oto i jest głos rozsądku – powiedziała Kate i wcisnęła mi w rękę sukienkę, wskazując palcem na drzwi do łazienki. Posłałam im wściekłe spojrzenie, ale posłusznie poszłam się przebrać tylko dla świętego spokoju. Włożyłam na siebie tę sukienkę i musiałam przyznać, że była śliczna. Na biuście opięta, od pasa lekka i zwiewna. Sukienka była do ziemi, na prawej nodze miała rozcięcie do połowy uda, a rękawy były uszyte z szerokiej gumki w formie hiszpanki. Ramiona były odsłonięte, ale wcale nie wyglądało to wulgarnie, tylko wręcz stylowo. Wyszłam z łazienki i gdy zobaczyłam radość i błysk w oczach Kate, wiedziałam, że żadną siłą nie pozwoli mi ściągnąć tej sukienki.

 – Wyglądasz obłędnie – wydukała z siebie zadowolona.

 – Potter oszaleje – przytaknęła Angelina, a ja spąsowiałam.

 – Dalej uważam, że przesadziłaś z tą sukienką – mruknęłam. – Ale myślałam, że będzie gorzej – dodałam po chwili.

 – Nigdy mnie nie słuchasz – Kate wywróciła oczami. – Masz tutaj sweter – podała mi długi, ciemnozielony sweterek bez guzików, bardzo delikatny i tak miły w dotyku, że miałam ochotę go zarzucić na siebie i tak zrobiłam. – I torebkę oraz buty – dodała i wręczyła mi wiklinową, okrągłą torebkę oraz pudroworóżowe balerinki na króciutkim obcasie. – Jak dobrze złożysz sweterek, to zmieścisz go do tej torebki – rzuciła. – A teraz wybacz, ja też się muszę odstrzelić – wyszczerzyła zęby i zniknęła w łazience.

 – Nie uważasz, że ta sukienka to trochę przesada? – zwróciłam się do Chudej, która pokręciła przecząco głową.

 – Nie wiem o co ci chodzi, przecież to nie jest weselna kiecka – odparła Angela. – Wyglądasz fantastycznie – dodała z szerokim uśmiechem.

 – Nie że weselna, ale takie sukienki nadają się na, nie wiem, spacer i piknik na plaży – mruknęłam, oglądając się w lustrze.

 – Nie wiesz, gdzie pójdziecie – wyszczerzyła zęby. – W końcu to Potter.

 – Wiem gdzie pójdziemy, do wioski. A gdy ostatnio sprawdzałam, to Hogsmeade nie leży nad morzem – odpowiedziałam, nadal mając poczucie bycia zbyt wystrojonej. Angelina nie odpowiedziała mi, bo do dormitorium wpadły pozostałe dziewczyny, które z nami mieszkały.

 – Wow! Lily! Wyglądasz super! – przyznała Cassie.

 – Obłędnie! To na randkę z Potterem? – dodała jej przyjaciółka Laura. Trzecia dziewczyna, czyli Rachel, stanęła jak wryta i wpatrywała się we mnie, wyczekując odpowiedzi.

 – Dzięki, tak – odpowiedziałam cicho i zmieszałam się. Rachel nie skomentowała, tylko usiadła na swoim łóżku i wzięła do ręki książkę, którą zaczęła czytać.

 – A gdzie idziecie? – zainteresowała się Laura.

 – Eee… – zerknęłam na Rachel, która udawała, że czyta, bo jej źrenice nie poruszały się. – Nooo… do wioski – wydukałam.

 – Ale gdzie dokładnie? – dopytała Cassie.

 – Nie wiem – odparłam zgodnie z prawdą. – To chyba niespodzianka – mruknęłam cicho.

 – Jestem ciekawa, co zaplanował – zastanawiała się Cassie. – W końcu to Potter, na dodatek szaleje za tobą, więc na pewno to będzie coś odlotowego – wyszczerzyła zęby. W tym momencie Rachel trzasnęła książką i bez słowa wyszła z dormitorium, odprowadzana naszymi spojrzeniami. Westchnęłam i spuściłam głowę. Znów poczułam się okropnie.

 – Nie przejmuj się, przejdzie jej – Laura poklepała mnie po ramieniu i razem z Cassie zaczęły się przygotowywać do wyjścia. Po chwili Kate wyszła z łazienki i została obsypana pochwałami za moją dzisiejszą stylizację. Zadowolona z siebie i napuszona jak paw posłała mi spojrzenie „a nie mówiłam, że wyglądasz bosko?”, a ja tylko wywróciłam oczami.

 – Zbieraj się, czas na nas – odezwała się, gdy zbliżała się 10.

 – A ty nie idziesz? – spytałam Angeli, a ona pokręciła głową. – Czemu?

 – Umówiłam się z chłopakami, że pomożemy młodym w zadaniach domowych, bo mają zaległości – wyjaśniła, a ja pokiwałam głową ze zrozumieniem, jednak posłałam jej jednoznaczny uśmiech.

 – Chodź Lily – Kate pociągnęła mnie za rękę.

 – Udanej randki – rzuciła Chuda na pożegnanie, a dziewczyny jej zawtórowały.

 – W zasadzie, to czemu idziemy razem? – spytałam, mając w duchu nadzieję, że to nie jest podwójna randka.

 – Bo kazałam Jamesowi czekać w Sali Wejściowej. Wiesz, lepszy efekt, gdy będziesz schodzić po schodach – wyszczerzyła zęby.

 – Zabiję cię – warknęłam, ale ona tylko roześmiała się i pokazała mi język.

Droga zeszła niespodziewanie szybko i zanim się obejrzałam, miałyśmy schodzić z ostatnich schodów, u podnóża których miał czekać James. Im bliżej byłyśmy, tym szybciej i mocniej biło moje serce. Wściekłość na Kate zatuszowała mój stres, ale teraz na pierwszy plan wychodził tylko on. Byłam pewno, że z nerwów się potknę, albo zrobię coś głupiego. Próbowałam się uspokoić, ale nie potrafiłam nic poradzić, że zachowywałam się jak roztrzęsiona nastolatka. W sumie, jakby nie było, byłam nastolatką, więc może miałam prawo się tak czuć? Przed samymi schodami Kate stanęła.

 – Idź sama, Syriusz jest za nami, a James tam czeka sam. Powodzenia i przestań się tak stresować – cmoknęła mnie w policzek. – A po powrocie masz mi wszystko wyśpiewać jak było – wyszczerzyła zęby. – Tak się cieszę! – uściskała mnie i popchnęła w stronę schodów. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam schodzić. Dziękowałam Bogu, że Kate nie wpadła na pomysł, żeby mnie wsadzić w wysokie szpilki, bo na pewno bym spadła. Widziałam Pottera, który stał spokojnie w luźnej pozie, odwrócony tyłem do mnie. Miał na sobie ciemne dżinsy i kremową koszulę z rękawami podwiniętymi do łokci. Wyglądał na całkowicie wyluzowanego. Jego włosy były jak zawsze w nieładzie, co w połączeniu z elegancką koszulą wyglądało świetnie. Gdy byłam w połowie schodów, odwrócił się. Na twarzy miał uśmiech, ale gdy mnie zobaczył jakby zastygł w bezruchu. Niezrażona jego reakcją, schodziłam powoli po schodach, patrząc mu prosto w oczy. Dopiero po chwili zreflektował się i niemal podbiegł pod same schody w tym samym momencie, gdy ja tam dotarłam.

 – Wyglądasz prześlicznie – powiedział ochrypłym głosem z niemal czcią w oczach, czym oczywiście mnie jeszcze bardziej onieśmielił. Zarumieniłam się i uśmiechnęłam.

 – Dzięki, ty też wyglądasz świetnie – odparłam. – Huncwot w koszuli to coś nowego dla moich oczu – dodałam, a on mrugnął łobuzersko. Cieszyłam się, że potrafiłam normalnie żartować i że mnie nie zamurowało.

 – Więc chodźmy – oznajmił z uśmiechem i ruszyliśmy na błonia zamku.

Droga do wioski minęła nam w luźnej rozmowie na temat dzisiejszego śniadania. James opowiadał mi, że Syriusz ma do niego żal, że nic mu nie powiedział, ale jednocześnie cieszy się, że już jutro dostaną eliksir. Nie mogłam jednak nie zauważyć, że okularnik non stop zerkał na mnie zauroczony, jakby nie mógł uwierzyć, że to się dzieje. Ja też nie mogłam uwierzyć, że w końcu idziemy na oficjalną randkę. Wszyscy ludzie się na nas gapili i szeptali między sobą. Nie zwracałam na nich uwagi, bo przestałam się tym przejmować. Doszliśmy do wioski i zaczęliśmy spacerować między sklepami.

 – Czy chcesz wejść do któregoś sklepu po coś? – spytał uprzejmie, a ja pokręciłam głową.

 – Prosiłeś, żeby zarezerwować dla ciebie cały dzień, więc nie w głowie mi są zakupy – odpowiedziałam, a on uśmiechnął się i bez słowa szliśmy dalej. Chwilowo nastała cisza, jednak ciągle nie skręciliśmy do żadnej knajpki.

 – Wiesz, bardzo długo się zastanawiałem, gdzie cię zabrać na randkę, żeby było wyjątkowo, bo na to zasługujesz – wyznał nagle, spoglądając na mnie. – Nie potrafiłem nic wymyślić. Mam milion pomysłów na minutę odnośnie każdej sprawy na świecie, ale gdy miałem wymyślić, co będziemy robić dzisiaj, jak na złość ani jeden dobry pomysł mi nie wpadł do głowy. Nawet nie wiesz jakie to denerwujące dla takiego człowieka jak ja – ciągnął dalej, a ja przysłuchiwałam się uważnie, zastanawiając się, do czego zmierza. – Którego lokalu bym nie wymyślił, był zbyt oklepany na randkę z Evans – uśmiechnął się. – I w końcu zrozumiałem, że nieważne, gdzie byśmy poszli, ta randka będzie wyjątkowa, bo ty ze mną będziesz – powiedział, a moje serce poderwało się i zabiło mocniej. – Ale to nie znaczy, że byłem zwolniony z przygotowania czegoś specjalnego – kontynuował, jakby zastanawiał się nad każdym słowem. Staliśmy gdzieś na uboczu wioski, z dala od gwaru i gęstych zabudowań. – Daj mi rękę, poprowadzę cię – wyciągnął rękę w moją stronę, a ja zmarszczyłam brwi.

 – Potrafię iść sama, nie musisz mnie prowadzić za rękę, po prostu idź, a ja pójdę za tobą – mruknęłam, nie za bardzo wiedząc o co mu chodzi.

 – Zawsze to samo – wywrócił oczami, ale uśmiechnął się. – Chodzi mi o teleportację głuptasie – wyjaśnił, a ja spojrzałam na niego zszokowana.

 – Chcesz… chcesz się gdzieś teleportować? – zająknęłam się, a on beztrosko pokiwał głową. – Ale… ale wiesz, że nie możemy? Że powinniśmy…

 – Ufasz mi? – przerwał mi i wbił we mnie swoje orzechowe oczy.

 – Ufam – odpowiedziałam. Nie mogłam powiedzieć inaczej, bo całą sobą mu ufałam. Przy nikim nie czułam się tak bezpieczna, jak przy nim.

 – To pozwól mi cię zabrać na naszą randkę i nie przejmuj się szkolnym regulaminem, ani niczym innym – powiedział spokojnie i łagodnie.

 – Okej, ale jak nas znowu zaatakują Śmierciożercy, to osobiście cię zabiję – mruknęłam i podałam mu swoją rękę.

 – Żadnych śmierciożerców, obiecuję – zaśmiał się okularnik i wziął moją rękę. Poczułam dreszcze przechodzące od dłoni, aż przez całe ciało. Zamknęłam oczy. – Raz… dwa… trzy – policzył spokojnie i obróciliśmy się w miejscu.

Chwilę powirowaliśmy i poczułam twardy grunt pod nogami. Otworzyłam oczy i mnie zatkało. Czegoś takiego nie mogłam się spodziewać, nawet po Potterze. Rozejrzałam się wokół. Staliśmy na wysokim klifie, z którego widok rozpościerał się na plażę i morze. Było tu przepięknie, jak wtedy na wakacjach. Miałam nawet wrażenie, że to to samo miejsce. Spojrzałam na niego zszokowana.

 – To nie jest ten sam klif – powiedział James, jakby czytał w moich myślach. – W wakacje wszystko zmierzało w dobrą stronę i wtedy wszystko spieprzyłem. Na tym klifie, na który poszliśmy i na którym zaczepiła nas Natalie… Wszystko mogło się potoczyć inaczej i już dawno mogliśmy być dalej, niż teraz jesteśmy. Dlatego cię chciałem tutaj zabrać, żeby to naprawić. Wiem, że czasu nie cofnę, ale w końcu udało nam się ruszyć dalej, a ja ciągle miałem wyrzuty sumienia, że w tak cudownym miejscu z tak cudowną dziewczyną zachowałem się jak ostatni dupek. Postanowiłem więc, że zabiorę cię nad morze i postaram się pokazać, jak mógłby wyglądać tamten dzień, gdybym tego nie spartolił – rzekł spokojnym tonem, obserwując moją reakcję.

 – To stąd ta sukienka… – wymamrotałam sama do siebie.

 – Tak, Kate spisała się na medal. Wyglądasz jak wyjęta z obrazka i pasujesz tu jak ulał – uśmiechnął się szeroko.

 – Wszyscy mi mówili, że jak ty coś wymyślisz, to mam się bać, ale nie przypuszczałam, że wpadniesz na aż tak szalony pomysł – powiedziałam cicho, a on roześmiał się. – Jesteś niemożliwy Potter – dodałam, a on skinął głową.

 – Uznam to za komplement – wyszczerzył zęby.

 – Skąd znasz to miejsce? – spytałam, rozglądając się wokół. Widok był naprawdę obłędny. Spokojne morze co chwilę zalewało falami plażę, a słońce świeciło pośród białych obłoków. Szum morza uspokajał moje nerwy i już wcale nie czułam stresu. Miałam ochotę położyć się na piasku i nic nie robić, tylko rozmawiać.

 – Jak byłem w poniedziałek we wiosce, to spotkałem dobrego znajomego rodziców. Wdałem się z nim w rozmowę i od słowa do słowa wyszło, że szukam jakiegoś miejsca na randkę. On tu ma domek niedaleko, podobny, chociaż mniejszy niż ten, w którym byliśmy w wakacje. Zabrał mnie tutaj i pokazał. Jak zobaczyłem ten klif i plażę, to wiedziałem, że to jest to – odpowiedział. – Domek jest niedaleko, a on dał mi do niego klucze, więc jeśli zmarzniemy, to możemy iść się ogrzać do środka – dodał jeszcze i wyciągnął z kieszeni klucze.

 – Jak na razie jest mi tu dobrze – odparłam z uśmiechem i wystawiłam buzię na słońce. Odczuwalny był też lekki wiatr, który delikatnie poruszał moimi rozpuszczonymi włosami.

 – To może mały piknik? – zaproponował Potter i wskazał na sam skraj klifu, na którym leżał koc oraz koszyk.

 – No tak, mogłam się spodziewać, że to nie koniec niespodzianek – mruknęłam, a on mrugnął figlarnie. Usiedliśmy na kocu, po czym Gryfon wyciągnął z koszyka same pyszne rzeczy. Jedliśmy sobie i rozmawialiśmy w najlepsze w tej niesamowitej scenerii, przez co czułam się jak w mugolskim filmie romantycznym. Potter jak zawsze dbał o to, żebym nie przestawała się śmiać.

 – Może wina? – zaproponował szarmancko, wyciągając butelkę czarodziejskiego trunku.

 – No ładnie, pierwsza randka, a ty mnie próbujesz upić – fuknęłam niby urażona.

 – Skoro sobie nie życzysz… – zaczął chować wino do koszyka, ale załapałam go za rękę i zatrzymałam.

 – Po jednym nie zaszkodzi – powiedziałam niewinnie, a on ze śmiechem nalał nam wina do wyczarowanych wcześniej kieliszków. Wypiłam łyka i uśmiechnęłam się, bo wino było przepyszne. Słodkie i bez wyczuwalnego alkoholu, czyli takie jakie lubiłam najbardziej.

 – Cieszę się, że smakuje, bo to domowe wino ze śliwek mojej mamy – powiedział.

 – Już lubię twoją mamę – wyszczerzyłam zęby, a on roześmiał się.

 – Przekażę, że wino udoskonaliło randkę – puścił mi oczko.

Godziny mijały jak szalone, a nam się nie kończyły tematy do rozmów. Słońce było coraz niżej nad horyzontem, ale na szczęście nie było to odczuwalne w temperaturze. Albo to wino tak mnie rozgrzewało. Jednak im dłużej rozmawialiśmy, tym bardziej czułam ochotę, żeby go pocałować. Nie wiedziałam, czy James specjalnie trzyma mnie na dystans, czy po prostu nie czuł tego co ja.

 – Chodźmy się przejść po plaży – zaproponowałam, a on przystanął na moją propozycję.

Wstaliśmy więc, zostawiliśmy nasz mały piknik i ruszyliśmy w dół klifu. Gdy tylko zeszliśmy na plażę, ściągnęliśmy buty i zostawiliśmy je na piasku. Podeszłam do samego morza, a przypływające fale moczyły mi stopy i dół sukienki, ale nie dbałam o to. Uwielbiałam spacery brzegiem morza, uwielbiałam to uczucie, gdy fala zalewała moje stopy zimną wodą. Rozkoszowałam się tym wszystkim i wdychałam morskie powietrze. Wiedziałam, że Rogacz przypatruje mi się uważnie. Szliśmy obok siebie w ciszy, stykając się ramionami. Słońce było coraz niżej, a niebo robiło się coraz bardziej czerwone. Nie mogłam sobie wymyślić lepszej miejscówki na randkę. Chociaż od dłuższego czasu żaden z nas nie wypowiedział słowa, to cisza nie była krępująca. Wręcz przeciwnie, dobrze nam się ze sobą milczało.

 – Wiesz, bałam się jak to będzie na tej randce naszej – wydukałam z siebie. – Bałam się, że będę tak zestresowana, że nie powiem słowa, albo że będę się jąkać. A to przecież ciągle jesteś ty, James Potter, który zawsze mnie potrafi rozśmieszyć i z którym zawsze tyle rozmawiam. Głupia byłam, że się bałam. Dzisiaj rano Kate mnie musiała zmuszać do jedzenia, taka zestresowana byłam – roześmiałam się.

 – Cieszę się, że ci się podoba – posłał mi uroczy uśmiech i ciepłe spojrzenie. – Chciałem cię zabrać w miejsce, gdzie nikt nam nie przeszkodzi i gdzie ty mi nie uciekniesz – rzekł z błyskiem w oku, a mi serce zabiło mocniej.

 – Nie bądź taki pewny, że ci nie ucieknę – rzuciłam dumnie. – Kiedyś szybko biegałam, może coś mi jeszcze z tego zostało – wyszczerzyłam zęby.

 – I tak bym cię dogonił – prychnął w odpowiedzi. – Nie miałabyś szans.

 – Nie masz tutaj swojej miotły – pokazałam mu język. – Bez niej nie jesteś taki szybki.

 – Założymy się? – nie zdążył dokończyć, a ja już uciekałam, śmiejąc się w głos. Potter ruszył za mną, ale zaskoczyłam go i miałam przewagę. Morska bryza smagała mi twarz, a stopy zatapiały się w piasku. Nagle poczułam, że potykam się o własną sukienkę i przewróciłam się na plecy. Nie minęła chwila, a fala zmoczyła mnie całą, od stóp do głów. James stanął nade mną i przypatrywał się jak śmieję się sama z siebie, całkowicie mokra.

 – Nic ci nie jest? – spytał na wpół zmartwiony, na wpół rozbawiony.

 – Nie, ale mógłbyś mi pomóc wstać – wyszczerzyłam zęby i wyciągnęłam rękę. Gdy tylko poczułam, że jego dłoń mnie chwyta, pociągnęłam z całej siły, sprawiając, że on również się przewrócił. Leżeliśmy obok siebie cali mokrzy, śmiejąc się jak wariaci, a każda kolejna fala okrywała nas zimną wodą. Ale ja wcale nie czułam zimna, wręcz przeciwnie, było mi dobrze tak leżąc w wodzie w ubraniach.

 – Jesteś niemożliwa – wydusił z siebie między kolejnymi salwami śmiechu.

 – To te wino – odparłam słodko.

 – Nie jest ci zimno? – spytał troskliwie.

 – Nie, jest mi dobrze tu z tobą – odpowiedziałam i odwróciłam głowę w jego stronę. Chłopak obrócił się na bok i oparł głowę na zgiętej ręce. Orzechowe tęczówki patrzyły na mnie z taką czułością, że mogłam roztopić się w tym spojrzeniu, a mokre, czarne włosy przylegały do głowy.

 – Wyglądasz pięknie – powiedział szeptem.

 – Gdyby Kate mnie widziała w tym momencie, to by mnie zabiła – odpowiedziałam. – Cały jej makijaż i strój zniszczone – zachichotałam.

 – Dla mnie i tak jesteś najpiękniejsza – powtórzył, nadal patrząc na mnie z blaskiem w oczach. Nachylił się nade mną, podniósł rękę i odsunął mokry kosmyk włosów z mojej twarzy. Gdy chciał się wycofać, chwyciłam go za mokrą koszulę i przybliżyłam do siebie tak, że przylegał do mnie niemal całym ciałem.

 – Nie każ mi więcej czekać – szepnęłam i dwa razy nie musiałam powtarzać. James pocałował mnie delikatnie, jakby bał się, że zrobi mi krzywdę. Oddałam pocałunek i rozkoszowałam się jego niesamowicie miękkimi ustami. Jedną ręką wspierał się nade mną, a drugą objął mnie w talii. Nasz pocałunek był delikatny i romantyczny. Nie zwracałam uwagi na to, że fale coraz dalej sięgają plaży i że woda co chwilę smaga moją twarz. Liczył się tylko James i jego usta. Choć woda była zimna, a słońce coraz niżej, to ciepło z obojczyków rozlewało się na całe ciało, szczególnie tam, gdzie mnie dotykał okularnik. Z delikatnego pocałunku zaczął się robić coraz bardziej namiętny, a uścisk Jamesa coraz ciaśniejszy. Całowaliśmy się tak, jakby jutra miało nie być. Tak jak wtedy pod peleryną. Pełni pasji, namiętności i nieokreślonego uczucia. Czułam jak moje ciało pasuje do jego, jak nasze oddechy między pocałunkami są równe. W brzuchu tańczyło mi stado motyli, a ja czułam się tak szczęśliwa, jak nigdy dotąd. Nie wiem, ile czasu minęło, ale gdy się od siebie oderwaliśmy, słońce już prawie całe było za horyzontem. Leżeliśmy na mokrym piasku przytuleni do siebie niczym para kochanków, nie mówiąc nic. James głaskał mnie ręką po plecach, a ja trzymałam głowę na jego torsie. Kolejne fale ciągle nas zalewały, ale nie robiło to na nas najmniejszego wrażenia. W końcu ktoś musiał to przerwać, chociaż żadne nie chciało. Oczywiście to James zachował resztki rozsądku.

 – Musimy wstać z tej wody, bo będziesz chora – mruknął mi do ucha, a ja westchnęłam i podniosłam się.

 – Ty też – odparłam, ale posłusznie wstałam, a za mną Potter. Spojrzał na mnie takim spojrzeniem, że aż spłonęłam rumieńcem. A gdy sobie przypomniałam naszą chwilę namiętności, musiałam odwrócić wzrok. Chłopak przybliżył się do mnie, ujął moją twarz w dłonie i zmusił, żebym mu spojrzała w oczy, po czym złożył na moich ustach krótki pocałunek. Gdy skończył, przytulił mnie do siebie i chwilę staliśmy tak objęci, wpatrując się w ostatnie chwile zachodu słońca. Gdy słońce całkiem zaszło, James wyciągnął różdżkę i wysuszył nad oboje.

 – Chcesz już wracać do zamku? – spytał, nie wypuszczając mnie z objęć.

 – Nie, chcę tu zostać do wschodu słońca – odparłam całkiem poważnie.

 – Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – uśmiechnął się do mnie czule, a ja odwzajemniłam uśmiech.

James usiadł na suchym piasku, a ja usiadłam plecami do niego, między jego nogami tak, by mógł mnie objąć. Położyłam się na jego torsie i siedzieliśmy tak, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Nagle wpadła mi do głowy myśl, że jest wieczór.

 – Musimy wracać – mruknęłam posępnie. – Eliksir – wyjaśniłam krótko.

 – O wszystko zadbałem – odpowiedział w moje włosy. – Przekazałem instrukcje Remusowi.

 – Jesteś najlepszy – powiedziałam i odchyliłam głowę maksymalnie do tyłu, żeby mógł mi spojrzeć w oczy, a on znów pocałował mnie w usta.

To było takie wspaniałe uczucie, że mogliśmy do woli się całować, bez obaw, że ktoś nas nakryje i bez poczucia, że to niewłaściwe. W jego ramionach czułam się tak błogo i bezpiecznie, jak nie czułam się nigdy. Mogłabym siedzieć na tej plaży godzinami i nic by mnie nie zmusiło do powrotu do zamku.

 – Co teraz z nami? – spytałam leniwie.

 – A co ma być? – czułam, że Potter się przekomarza.

 – Nie wiem, umówimy się na kolejną randkę? – spytałam niepewnie.

 – Z tobą mogę chodzić codziennie na randki – wymruczał i pocałował mnie w głowę. – A tak poważnie – zaczął i pomógł mi się obrócić twarzą do niego i znów spojrzał mi w oczy – to nie chcę się już dłużej bawić w kotka i myszkę. Nie chcę żadnego ukrywania, nie chcę onieśmielenia. Nie chcę martwić się, czy nie rozmyślisz się z randką. Nie chcę zastanawiać się, czy mogę cię wziąć za rękę albo pocałować. Chciałbym móc to robić kiedy chcę, bez obaw, że źle mnie zrozumiesz. Ja po prostu chciałbym z tobą być Lily. Może i nie dorosłem jeszcze do końca i wiele moich wybryków będzie się ciągnęło za mną, ale na pewno jestem o wiele mądrzejszy, a przede wszystkim wiem, czego chcę. Chcę ciebie, chcę spędzać z tobą czas, chcę chodzić z tobą za rękę, chcę przytulać cię, całować i kłócić się z tobą. Szaleję za tobą i chcę być z tobą w poważnym związku. Wiem, że nie jestem łatwym człowiekiem, ale nikt nigdy nie dał mi tyle, co ty. Co ty na to? – mówił z taką żarliwością, że myślałam, że się tam roztopię pod wpływem jego spojrzenia. Nie da się opisać, co czułam w tamtym momencie, bo nie znam takich słów. Nie odpowiedziałam mu, tylko pocałowałam z taką namiętnością, na jaką mnie tylko było stać. I znów zatopiliśmy się bez pamięci w swoich ustach, a ja czułam jak szczęście rozpiera mi pierś.

***

Całą noc siedzieliśmy na plaży, opatuleni kocem. James zabawiał mnie śmiesznymi opowiastkami z wakacji, które Syriusz u nich spędzał. Czasem schodziliśmy na poważniejsze tematy, jednak generalnie atmosfera była luźna, zabawna i przeplatana czułymi pocałunkami. Czułam się jakbyśmy się zamknęli w naszej prywatnej bańce szczęścia i nie miałam ochoty z niej wychodzić. Obejrzeliśmy wspólnie wschód słońca, po czym teleportowaliśmy się do wioski. Oficjalnie byłam dziewczyną Pottera i kompletnie nie przeszkadzało mi to, że mnie obejmuje, trzyma za rękę i co chwila obsypuje buziakami.

 – Mam do spełnienia jeszcze jedną obietnicę – powiedział tajemniczo, gdy byliśmy już we wiosce. Spojrzałam na niego pytająco. James podszedł do jednej ze skrzynek koło opuszczonego domu i wyciągnął z niej…

 – Miotła? – spytałam zbita z tropu, a on z radością pokiwał głową.

 – Nie pamiętasz? Miałem z tobą na miotle polecieć na Wieżę Astronomiczną – wyszczerzył zęby, a ja przewróciłam oczami. – Co prawda miało to być w bieliźnie, ale może innym razem. Musi ci wystarczyć w ubraniach – dodał, a ja zmiażdżyłam go wzrokiem.

 – Czy ty się dobrze czujesz Potter?

 – Wręcz doskonale – odparł.

 – Wiesz, że ja nie cierpię latać na miotle? Miałeś okazję przekonać się w zeszłym roku, że ja i miotła, to niezbyt dobre połączenie – wysyczałam, zakładając ręce na piersi.

 – Ale to ja będę kierował – wzruszył ramionami. – Nie daj się prosić kochanie – dodał, a ja już chciałam go zrugać za „kochanie”, po czym przypomniałam sobie, że jestem jego dziewczyną. Wywróciłam oczami.

 – Wystarczy Lily – mruknęłam i podeszłam do niego. – Ale jak spadnę z tej miotły, to cię zabije – wycedziłam, a on roześmiał się.

 – Nic się nie bój – puścił mi oczko. Usiadłam na miotle, a on za mną. Objął mnie jedną ręką w pasie, a drugą chwycił mocno miotłę. – Trzymaj się kochanie – szepnął mi do ucha, specjalnie akcentując ostatnie słowo. Odepchnął się nogami od ziemi i wystrzeliliśmy w powietrze. Choć na początku nieco się bałam, to gdy upewniłam się, że nic mi nie grozi, zaczęłam się cieszyć lotem. Wiatr smagał moją twarz, a ja mogłam zrozumieć, co Potter kochał w lataniu. Lot z nim w ogóle nie przypominał tego strasznego doświadczenia, jakim była gra w quidditcha na boisku u Kate. Pewnie kierował miotłą i każdy skręt był płynny i idealnie wyważony. Cieszyłam się z bliskości Pottera. Mocno trzymał mnie jedną ręką, a ja czułam przyjemny dreszcz, rozchodzący się z miejsca, gdzie spoczywała jego dłoń. Gdy wylądowaliśmy na Wieży Astronomicznej, wręcz poczułam zawód, że tak szybko to zleciało.

 – Dobra, to teraz pod pelerynę, bo nie wiem, czy nie spotkamy kogoś po drodze – powiedział wesoło i nakrył nas swoim magicznym płaszczem. Tym razem, idąc z nim pod peleryną, czułam się inaczej. Nie krępował mnie fakt, że James mnie obejmuje, jak to było do tej pory. Szliśmy w ciszy, nasłuchując kroków nauczycieli lub Filcha, jednak cały zamek jeszcze spał. Przechodziliśmy koło miejsca, w którym Luke zaczepił Jamesa i coś mnie podkusiło, żeby pociągnąć Gryfona za rękę i zatrzymać. On spojrzał na mnie pytająco, a ja uśmiechnęłam się figlarnie i zbliżyłam do jego ust. Tym razem nasz pocałunek był słodki i delikatny. Potter przyciągnął mnie do siebie i zatopił rękę w moich włosach, a drugą wędrował po moich plecach. Było to tak przyjemne doświadczenie, że gdyby nie huk na końcu korytarza, zwiastujący Irytka, to pewnie spędzilibyśmy tam długie minuty. Szybkim krokiem oddaliliśmy się stamtąd i wróciliśmy do Wieży Gryfonów. Gruba Dama jak zawsze zaczęła wypytywać, gdzie byliśmy, ale nie zwracaliśmy uwagi na jej zaczepki. W Pokoju Wspólnym było pusto i cicho. Stanęliśmy przed schodami, prowadzącymi do dormitoriów i spojrzeliśmy na siebie.

 – Dziękuję ci za najwspanialszy dzień w moim życiu – powiedział niemal oficjalnie, a ja uśmiechnęłam się lekko. – I wcale nie przesadzam – dodał. – Z miłą chęcią jeszcze bym przedłużył tę randkę, ale teraz mamy tyle czasu, ile chcemy dla siebie, więc dam ci odpocząć – mrugnął łobuzersko.

 – Ja też dziękuję, bawiłam się świetnie – odparłam wdzięcznie. James nachylił się i złożył krótki, słodki pocałunek na moich ustach.

 – Dobranoc kochanie – szepnął i roześmiał się, gdy wywróciłam oczami do góry.

 – Ty się nigdy nie zmienisz – mruknęłam, ale uśmiechnęłam się jeszcze raz. – Dobranoc James – wtuliłam się na chwilę w niego, upajając się jego zapachem i poszłam do swojego dormitorium. Czułam się wspaniale i musiałam przyznać mu, że to również był najwspanialszy dzień w moim życiu. A co będzie dalej? W tym momencie było mi wszystko jedno, najważniejsze, że miałam przy sobie Jamesa.

***

Witam wszystkich serdecznie po, jak na mnie, niedługiej przerwie :D!

Nie będę przepraszać za tak długą zwłokę, bo spowodowana jest moimi problemami w życiu osobistym i nawałem pracy. Niestety dorosłe życie nie pozwala na tak częste pisanie, ale od czego są nocki? :D

Przedstawiam Wam najdłuższy rozdział w historii – liczy sobie 43 strony w Wordzie. Od maja powoli pisałam rozdział, jakieś 2 tygodnie temu dobrnęłam do 22 stron. Wczoraj spontanicznie odpuściłam sobie pracę wieczorem i odpaliłam Worda i napisałam w jedną noc 21 stron. Sama jestem w szoku, bo to standardowa długość mojego rozdziału. Ale przynajmniej macie wynagrodzone to, że tak długo musieliście czekać :).

Nie będę dłużej ględzić – miłego czytania, mam nadzieję, że Was nie zawiodę, chociaż nie do końca jestem zadowolona z opisu randki – w moich wyobrażeniach miało to wyjść lepiej :P.

Kocham i ściskam!

Wasza Leksia! <3 <3 <3

Komentarze

  1. Jestem oczarowana... Każde zdanie poprostu z uśmiechem czytałam, większym lub mniejszym, ale cały czas z uśmiechem. Mam problemy w związku I nie wiem czemu,ale dzięki temu rozdziałowi, zrozumiałam że te problemy są poprostu głupie!!! Że to są małe błachostki którymi się niepotrzebnie przejmuje... Jakie to zadziwiające, że przeczytanie wpisu na blogu pomogło mi spojrzeć na własne problemy z innej strony :D Dziękuję!!!! ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże, jakie to słodkie ❤ choć zabrzmi to idiotycznie, to szczerze życzę Ci więcej takiej wiary w miłość.

      Usuń
    2. Hahah, jeśli mój rozdział przyczyni się do naprawy Twojego związku, to lepszego komplementu dostać nie mogłam 🤭😁
      A tak całkiem poważnie to wszyscy kłócą się o błahostki i w normalnym związku to oznaka, że nam zależy na sobie 😘
      Moje małżeństwo pełne jest kłótni o takie rzeczy, że jak człowiek potem to analizuje, to ma ochotę palnąć sobie w łeb, a mimo to nie zmieniłabym męża na nikogo innego 😁
      Mówi się, że prawdziwa miłość jest wtedy, gdy masz ochotę zabić swojego partnera, Ale ciągle odkładasz to na jutro 🤭

      Usuń
  2. Dziękuję za rozdział, jest cudny!

    OdpowiedzUsuń
  3. O rety, chyba jestem pierwsza :o
    Rozdział jest PRZE GE NIAL NY!!! Tak przyjemnie się go czytało, że kiedy zobaczyłam pogrubione słowa pod rozdziałem, byłam lekko skonfundowana, a w głowie miałam tylko "Ale że już koniec?". A przecież tego nie było mało no i zanim skończyłam, z pełnego dnia zrobiła się wczesna noc...
    Opis randki jest doskonały, lepiej nie potrafiłabym go sobie wymarzyć. Romantyczna sceneria, słodkie pocałunki i wyznanie Jamesa... po prostu awww.
    No i w końcu są parą! Naprawdę ogromnie sie z tego cieszę!!!
    A rekacja Blacka na słowa Lily, że wyleje Fertilis do kibla to było złoto XD
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Wierna czytelniczka <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak nie pierwsza, komentarze mi się wcześniej nie załadowały D:

      Usuń
  4. YASSSS !!!! Już się zabieram za czytanie !! <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jest poprostu cudowny!!!��

    OdpowiedzUsuń
  6. O boże Kobieto uwielbiam ten rozdział 😍. Jestem nim oczarowana. Warto było czekać na tak świetny rozdział. Czekam z niecierpliwością na kolejny. ❤️

    OdpowiedzUsuń
  7. Ahhhhh... nawet nie wiem co powiedzieć, więc powiem tylko że ten rozdział jest cudowny, a w kulminacyjnym momencie nawet poleciały łezki��

    OdpowiedzUsuń
  8. Po tym rozdziale czuję się zakochana! Poważnie, potrzebuje takiego Jamesa, który by się tak o mnie troszczył. Może to głupie, ale po przeczytaniu rozdziału zrobiło mi się niewyobrażalnie przykro, kiedy uświadomiłam sobie, jacy oni są szczęśliwi i nieświadomi jak się to wszystko skończy :(( Oboje tak strasznie się o siebie martwią i starają się chronić.. Nie mogę uwierzyć, że kiedyś po prostu zostaną zabici. Zastanawiam się, co z resztą? Kate, Angeliną, Lukiem, rodzicami? Nie jestem sobie nawet wyobrazić, co ich przyjaciele, a zwłaszcza Lili, by poczuli. Wiem, że to tylko fikcja, jednak uwielbiam się wczuwać w książkę i przeżywać te historie jak własne. Dość gdybania i smucenia się- porozmawiajmy o tym co się wydarzyło! A wydarzyło się tyle, że nie wiem od czego zacząć! Po pierwsze James- jestem totalnie pod wrażeniem, tego jaki odpowiedzialny i dojrzały się stał. Widać jak bardzo zależy mu na Lili. Jestem też szczęśliwa, że Lilka nie wypiera się uczucia jakim darzy Jamesa i staje się coraz śmielsza w stosunku do niego. Randka wyszła cudownie!! No i wreszcie stało się to na co wszyscy czekali- Lili Evans i James Potter są parą!! Naprawdę, czuję jakbym to ja była w związku hahah Kolejna rzecz, którą uwielbiam to Syriusz. Ten człowiek jest tak rozbrajający. Z jednej strony chce mu przywalić za to, że przerywa naszym gołąbeczkom w najlepszym momencie, a z drugiej nie mogę przestać się śmiać. Nie da się go nie lubić, podobnie jak Luka. Takiego przyjaciela pragnę! Zresztą jak wszystkich z paczki, bo każdy jest niepowtarzalny i każdego uwielbiam (wiadomo, ze z wyjątkiem Petera, ale na tym zaważyła już jego dalsza historia). Muszę też poruszyć temat fertilis. Kochana, ja liczę, że kolejne warzenie eliksiru to już będzie dla Lilki hahah Ta krępacja Lili jest rozbrajająca, jednak liczę, że w końcu przestanie to być dla niej takie niekomfortowe i otworzy się przed Jamesem. Dobrze, bo się rozpisałam i mogłabym napisać jeszcze więcej, ale zostańmy przy tym :) Leksiu, rozdział wspaniały i mam nadzieję, że będziesz mieć czas na pisanie kolejnego rozdziału, bo jestem bardzo ciekawa co się wydarzy. Życzę ci, więc rozwiązania wszystkich problemów, o których wspomniałaś, zdrowia w tym trudnym okresie i weny!! Pozdrawiam cię serdecznie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tyle ciepłych słów ❤
      Jak to się skończy, jeszcze nie wiem. Chcę się jako tako trzymać kanonu, ale mam jeden pomysł jak to inaczej rozegrać. Ale na szczęście jeszcze długa droga do rozdziałów, które będą o tym opowiadać 🙂
      Cieszę się, że podobają Ci się fragmenty z Syriuszem, boję się, że wyszły zbyt wymuszenie i sztucznie.
      Pozdrawiam cieplutko ❤

      Usuń
  9. Powiem Ci, że czuję się oczarowana. Stworzyłaś piękną atmosferę magii, a że rozdział czytałam w pracy i w środkach komunikacji miejskiej, to aż się cieszę, że muszę mieć na sobie maseczkę, bo ciągle się szeroko uśmiechałam jak nienormalna.
    Podziwiam Cię za dokładne stworzenie receptury eliksiru, opis każdej z najważniejszych relacji, no i ten słodki opis randki. Chylę czoła!

    Ginny C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS mam nadzieję, że będzie lockdown i zamiast pracy zdalnej będziesz wolała pisać 😎

      Usuń
    2. PPS oczywiście mnie nie słuchaj, życzę wszystkiego dobrego, ochoty na same fajne rzeczy i pisanie wtedy, gdy będziesz akurat czuła powiew weny. Buziaki!

      Usuń
    3. Dziękuję kochana 😘❤
      Chciałabym mieć taki swój lockdown, żebym mogła tylko pisać, ale niestety jak się pracuje na swoim, to cholera się tak nie da 🤪😁
      Buziaki!!! 😘❤

      Usuń
  10. Aaaaaaaaa!!!!! Przeczytałam już cały rozdział dwa razy i standardowo pewnie przed następnym znów przeczytam całość od deski do deski :D Rozdział naprawdę magiczny, poczułam się jakbym sama była z Jamesem i Lily na tym klifie. Wytworzyłaś przepiękną, romantyczną atmosferę i sądzę, że lepszej randki nie mogłaś opisać <3 Ale nie skupiajmy się tylko na samej randce - ogromną przyjemność sprawiło mi czytanie o warzeniu eliksiru :D Wszystko było takie zabawne, a jednocześnie atmosfera między bohaterami gęstniała z każdą sekundą. No i fragmenty z Lukiem jak zawsze świetne:D Bardzo się cieszę, że dodałaś ten rozdział, warto było na niego czekać <3 Życzę Ci dużo weny na kolejne rozdziały i czekam z niecierpliwością! :*

    Fistacja

    PS. Czy tylko ja się tak jaram tymi fragmentami odnoszącymi się do tajemniczego naszyjnika od Jamesa? :D Leksiu, super, że o tym nie zapomniałaś i mam nadzieję, że Lily wkrótce odkryje skąd to magiczne ciepło :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, ja też się jaram naszyjnikiem i już nie mogę doczekać co z niego wyniknie :D Mam nadzieję, że się nie okaże, że to objaw alergii... :D

      Usuń
    2. Zapomniałam się podpisać...:
      Kasia

      Usuń
    3. Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa ❤
      Dużo osób robi sobie nadzieję z tym łańcuszkiem, a moje rozwiązanie pewnie Was rozczaruje, bo wcale nie jest jakieś mega hahahah 🤪😁🙃
      Pozdrawiam! ❤

      Usuń
  11. Boże jak sobie przyjemnie poczytac to co czytałam kiedyś nosuper nie zawiodłam się czekam z niecierpliwością na następny rozdział!! Pozdrowionka i weny życzę ✨

    OdpowiedzUsuń
  12. O rany, kobieto! Czytałam rozdział leżąc w wannie, wykończona po całym dniu z niemowlakiem i od tego romantyzmu aż nabrałam siły i ochoty, żeby iść ucałować męża 😂
    Dzięki za ten rozdział, to cudowny promyk beztroski w tym zwariowanym ostatnio świecie.
    Nie wiem jak chciałaś opisać randkę, ale jak dla mnie wyszła mega romantyczna, jak z jakiegoś filmu. A ta przemowa Jamesa, rety, rety, jeju! Chyba musisz prywatnie być romantyczką do kwadratu, bo nie wiem jak inaczej można wziąć słowa i ułożyć je w tak ładną całość. Docinki Luka jak zawsze na poziomie! 😁
    Na koniec zgłaszam, że wkradł się błąd i zamiast prefekt jest perfekt 😛
    Mam nadzieję, że nie każesz nam długo czekać i będziesz dalej osładzać niezbyt słodkie czasy. Dużo zdrowia dla Ciebie! 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, Wasze komentarze to lek na całe zło ❤
      Cieszę się, że mąż także skorzystał z rozdziału 😅
      Do romantyczki mi baaaaardzo daleko, raczej jestem osobą praktyczną, nie romantyczną 😁
      Cieszę się, że się podobało i dziękuję za wysiłek włożony w czytanie i napisanie każdego słowa ❤
      Pozdrawiam 😘

      Usuń
    2. Aaa i dzięki za uchwycenie błędu, chociaż dam sobie rękę uciąć, że jest ich ze sto, nie tylko perfekt 😅🙃

      Usuń
    3. No gdzieś coś mignęło jeszcze, ale już nie pamiętam co to było 😂Jak na osobę praktyczną bardzo ładnie piszesz o romantyzmie 😀

      Usuń
    4. Może to pozostałości po okresie nastoletnim, wtedy na pewno byłam romantyczką, dorosłość i życie mnie z niej wyleczyły 😅

      Usuń
  13. O kurczę, ale radość sprawiasz tymi wpisami: raz info, że rozdział do końca października się ukaże, a tu już się pojawił <3

    Czytam powyższe komentarze i widzę, że wszyscy podzielają moje opinie. Absolutnie randka cudowna, w ogóle sobie nic nie zarzucaj!
    Rozdział podobno długi, a mi się tak szybko skończył... Gdybym tylko miała silną wolę w tej kwestii to bym go sobie dawkowała, ale nie było szans...

    Wiadomo, że wszyscy czekali na randkę, ale kiedy już ją przeczytałam uświadomiłam sobie jak bardzo czekam na następne dni, reakcję wszystkich przyjaciół, reakcje Jamesa, kiedy dotrze do niego co w końcu się stało :D
    To "kochanie" użyte w tym rozdziale to w ogóle najbardziej urocze i wyczekiwane na świecie chyba <3

    Eh... Dzięki, że nas tak wspierasz w tych trudnych czasach swoim pisaniem. Życzę z całego serca rozwiązania osobistych spraw jak najlepiej tylko można, spokoju, czasu na odpoczynek...
    Cierpliwie czekam na następne rozdziały, głęboko wierzę, że nas nie zostawisz!

    Pozdrawiam,

    Kasia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za każde ciepłe słowo! ❤
      Szczerze to jeszcze w niedzielę po południu bylam pewna, że będę musiała dodać to, co mam pod koniec października, czyli rozdział byłby do momentu, gdy zaczęły się zaklęcia. Sama siebie zaskoczyłam, że dokończyłam rozdział w jedną noc 😎😂
      Nie zamierzam Was zostawić, bo pisanie to dla mnie świetna terapia, żeby nie spaść z krawędzi mojego doła 😉
      Odkryłam na nowo w tym roku, gdy dodałam rozdział "Fertilis", radość z pisania, dlatego wiem, że choć praca mi nie pozwala na poświęcenie tyle czasu, ile bym chciała na pisanie, to na pewno z pisania nie zrezygnuję. A że potrafię po zarwanej nocce funkcjonować i ciągnie mnie do pisania, to mam nadzieję, że jeszcze w listopadzie przeczytacie następny 😊
      Buziaki! 😘

      Usuń
  14. Dziękuję Ci za piękny i naprawdę interesujący rozdział. On był jak taki promyczek radości, a przy okazji ciekawy pod względem fabuły. Nie ukrywam, że na randkę Jily czekałam z zapartym tchem, a tu było wszystko na swoim miejscu. Trochę stresu, przyjacielskie rozmowy, pocałunki i wielkie wyznania. Po prostu czytając, miałam te wszystkie sceny przed oczami. Gratulacje to był świetnie napisany rozdział! :) Oczywiście będę regularnie zaglądać, czy pojawiło się coś nowego, ale zrozumiem, jeżeli po tak długim rozdziale będziesz musiała nieco odpocząć. Dużo zdrowia dla Ciebie, wirtualne uściski i mnóstwo uśmiechu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ❤
      Odpoczynek od pisania nie jest spowodowany długością rozdziału (bo po jego napisaniu mam ciągle ochotę na pisanie), ale nawałem pracy 😪
      Pozdrawiam 😘

      Usuń
  15. Tak przyjemnego rozdziału potrzebowałam. Jest cudowny, taki ciepły, aż człowiek ciągle się uśmiecha. Uwielbiam miłość w ich wydaniu, jest taka romantyczna i bezinteresowna. Czekam z niecierpliwością na więcej ��

    OdpowiedzUsuń
  16. Nawet nie wiesz, jak mnie ucieszyła nowa notka. W tym trudnym czasie, kiedy wszystko dookoła dobija, dała mi powody do uśmiechu, co ostatnio u mnie rzadkie – dziękuję :)

    Jakie to urocze, jak oni się o siebie martwią. I to zastanawianie się Lily, jak będzie wyglądała randka i czy nie będzie niezręcznie, bo niby znają się tyle lat, ale sytuacja jednak nowa. Widzę, że reszta towarzystwa ma trochę ubaw z jej reakcji, ale w sumie nic dziwnego. Ja też miałam ubaw, zwłaszcza z tej zazdrości Lily, kiedy James wreszcie się pojawił jakby nigdy nic. I zastanawiam się, czy James nie miał jakiegoś własnego interesu w potrojeniu składników, czy tylko o Syriuszu myślał :D W ogóle to ich wspólne warzenie eliksiru jest fajne, niby tylko eliksir, a czuć budowanie napięcia.

    Dobrze, że Angela chce sobie wszystko poukładać, i fajnie, że miała okazję zwierzyć się Lily na osobności. Ciekawe, czy Luke wykorzysta wyciągnięte informacje na swoją korzyść.
    Syriusz za to niezmiennie mnie bawi. Ale się biedak naczekał na ten eliksir, i jeszcze najlepszy kumpel nie powiedział mu wcześniej. No cóż, ale jak to powiedział James, czasem trzeba być egoistą.

    James jest świetny – z jednej strony widać, jak bardzo się zmienił i dojrzał, a z drugiej dalej jest Huncwotem i psotnikiem, który za nic ma sobie regulamin – podoba mi się to połączenie (tylko nadopiekuńczość by mi działała na nerwy, ale cóż, jakieś wady też musi mieć). Akcje w cieplarni, z urwaniem się z zaklęć i z miotłą bardzo huncwockie, kiedyś to by go Lily za to prześwięciła.

    Randka wyszła super, naprawdę. Mega romantycznie, i fajnie, że udali się w takie wyjątkowe miejsce, a nie po prostu do wioski. James dopiął wszystko na ostatni guzik. I ta jego przemowa na koniec... gdzie jeszcze tacy romantycy na tym świecie, no gdzie? ;) Całościowo jestem mega oczarowana.

    Pozdrawiam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeeej, dziękuję za tak obszerny komentarz 🥰😘
      Cieszę się, że mogłam wpuścić promyk uśmiechu w tych dziwnych i przygnębiających czasach ❤
      Pozdrawiam cieplutko ❤

      Usuń
  17. Jestem na 61 rozdziale ale czytam wolno robiąc małe lub większe przerwy pomiędzy rozdziałami z obawy, że jak za szybko je skończę to nie będzie co czytać także pisz pisz szybko ���� Pozdrawiam ❤️( A czytam to już tak na oko kilka lat i nadal do tego wracam��)

    OdpowiedzUsuń
  18. Hej,
    wspaniał rozdział! Wróciłam tu po latach i okazało się,że czeka na mnie 9 wspaniałych rodziałów, a ostatni przeszedł sam siebie! Po tym jak skończyłam czytać, czuję niedosyt, chyba przeczytam wszystko po raz trzeci!

    PS. Strasznie lubię Twoich bohaterów! Żadne inne opowiadanie nie zapadło mi tak w pamięć żeby wracać do niego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 9 rozdziałów to u mnie dobre kilka lat 😅
      Dziękuję, takie słowa to jeden z tych komplementów, po których wyjątkowo obrastam w piórka 😂
      Cieszę się, że wróciłaś poczytać, naprawdę mi miło ❤
      Pozdrawiam serdecznie 🥰

      Usuń
  19. Okej wdech wydech wdech wydech... Czytałam bloga w przeszłości i dziś wieczorem na niego zajrzałam żeby sprawdzić czy jest nowy rozdział a tu 3! I to jakie, no.prpstu miazga! Ostatni jest moim ulubionym bo w końcu Lily i James się do siebie zbliżyli. Czekam na kolejne z niecierpliwością.


    Ściskam mocno 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ❤
      Cieszę się, że się podobało 😊
      I jeszcze bardziej cieszę się, że wróciłaś, bo to znaczy, że wierzyłaś we mnie 😁
      Ściskam równie mocno 😘

      Usuń
  20. Stało się.
    Nadeszła wiekopomna chwila.
    Chwila, na którą czekali czytelnicy, drugoplanowe postacie, aż mury zamku zdawały się wstrzymywać oddech, bojąc się, że wypowiedzenie na głos tego magicznego słowa zburzy moc w nim zaklętą.
    Ale już po wszystkim. Nie ma powodu do strachu! :)
    Randka odbyła się...
    A Lily i James... nareszcie razem. <3
    Niełatwie były ich początki, chwilami wahali się, czy ich uczucie warte jest zachodu. Przewracali się na każdym zakręcie, po drodze padło mnóstwo niechcianych zdań, a przy tym spotkali rozmaitych ludzi; zarówno tych, którzy po cichu nie wątpliwi w nich ani przez sekundę, ale byli też tacy, którzy co i rusz próbowali ich rozdzielić. Jednak siła uczucia zwyciężyła nad niepoprawnymi doradcami, ciągiem nieporozumień oraz zawiścią.
    Przyjemnie było odkrywać, ile zmian występuje zarówno u głównych bohaterów, jak też ich przyjaciół. Najpowolniejsza rzecz jasna zachodzi w Jamesie. Podobają mi się te rozległe rozmowy pomiędzy Lily i jej przyjaciółkami. Najbardziej realistyczny jest tutaj wątek Angeliny, Jaspera i Luke'a. Często jest tak, że związki się wypalają, wystarczy tylko jeden błąd, by spojrzeć na drugą stronę w pełni obiektywnie, zdjąć różowe okulary i inaczej zrozumieć aspekty, do których wcześniej nie przywiązywało się większej wagi. Nie znoszę Jaspera, dlatego trzymam kciuki za Luke'a i mam nadzieję, że zrobi wszystko, aby rozbudzić w Angelinie dawno zakopany (wydawać by się mogło) sentyment do ich znajomości.
    Kate i Syriusz są z kolei najbardziej ,,odjechaną'' parą spośród wszystkich postaci drugiego rzędu. Podziwiam Lily, że udało jej się poskromić w sobie krępację i zdecydowała się uwarzyć dla przyjaciół eliksir anty-niemowlakowy. :D
    Ale domyślam się, że nie to Cię interesuje... :)
    Wracając więc do Jamesa... Były momenty, że aż odwracałam zarumienioną twarz od ekranu i chichotałam pod nosem, szczególnie, gdy Pan Wiecznie Napuszony James Potter zażegnał arogancję na korzyść wytwornego języka. Ekscytująca randka, bez wątpienia jest w niej coś nietuzinkowego. Nie bez powodu na spotkaniu na Pokątnej z niejakim Jacobem, do Lily wdarły się myśli porównawcze, w których przodował James. Myślała wtedy, że Potter za nic nie pozwoliłby jej się tak nudzić. I miała rację! Stawiając na ten, a nie inny wybór miejsca randki udowodnił, jak wartościową osobą jest Lily. Czyż nie tego pragnie każda z nas? Poczucia, że jesteśmy dla drugiej połowy najcenniejsze pod słońcem? Postawę Jamesa oceniam zdecydowanie na plus. Udowodnił uczucie przede wszystkim czynami, a to wcale nie jest takie proste. Za bajkową rzekłabym scenerię i równie bajkowy klimat - WIELKIE ukłony, Leksiu!
    Aż żal docierać do ostatniej, najostatniejszej linijki i kropeczki kończącej rozdział. Podziwiam Cię za determinację do pchania tej historii dalej. Wierzę, że ją skończysz. Twoja historia ma potencjał, można bez reszty zatracić się we wspomnieniach nastoletniej Lily, wbić się w jej buty, zwyczajnie ją pokochać. Głupio to zabrzmi, ale jestem emocjonalnie związana z Twoimi bohaterami i szczerze powiedziawszy... Nie obraziłabym się, gdybyś odwlekała nieuniknione zakończenie jak najdłużej. :D
    Dziękuję Ci za tego bloga, za Twoją Lily, za Twoich Huncwotów, za dziewczyny, za Luke'a, nawet za Smoka wykazującego ogromny pociąg do tyłeczków Łapy i Rogacza. Dzięki Ci za nich, Leksiu! Nie masz sobie równych! <3

    OdpowiedzUsuń
  21. Rozdział jak zawsze jest świetny, miejmy nadzieję, że związek Lily i James'a na który czekałam całą książkę będzie trwał jak najdłużej. Nie będę pisać długich komentarzy, bo po prostu nie umiem, ale tak jak pisałam świetny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  22. Dopiero teraz trafiłam na tego bloga i widząc tyl pozytywnych komentarzy na pewno poczytam te wpisy i wczuje się w lekturę. Fajny pomysł na spędzenie wolnego czasu. zabieram się za czytanie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)