Przejdź do głównej zawartości

64. Alexander Lyon

Wróciliśmy do Pokoju Wspólnego, gdzie usiadłam w fotelu i uparłam się, że poczekam na Jamesa, którego ciągle nie było w wieży. Kate i Syriusz, korzystając z okazji, że obok mnie usiadł Remus i Peter, wymknęli się na wspólną schadzkę po zamku. Ładnie podziękowałam Lupinowi za ratunek i musiałam go zapewnić kilka razy, że czuję się już dobrze. Byłam zadowolona z tego, że Remus był moim towarzyszem, bo mogłam się dokładnie dowiedzieć jakie zadania domowe już zadali nam nauczyciele. A co za tym idzie, mogłam się w międzyczasie za nie wziąć. Lunatykowi również spodobał się ten pomysł, więc pobiegł do dormitorium po podręczniki, pergaminy, pióro i kałamarz, po czym zaczęliśmy pisać wypracowanie dla Slughorna o Veritaserum.

 – Wy tak na poważnie? – Peter gapił się na nas jak na wariatów. – Przecież dopiero co wyszłaś ze Skrzydła Szpitalnego…

 – No właśnie Glizdek, byłam cały dzień w Skrzydle i mam już zaległości w lekcjach. Teraz je odrobię i będę miała spokój przez cały weekend – wyjaśniłam mu i uśmiechnęłam się. – Idź po swoje rzeczy, to ci pomożemy z wypracowaniami – zaproponowałam.

 – Lily dobrze mówi Peter. Leć po pergamin i coś do pisania – przyznał mi rację Remus. – Chyba, że znowu chcesz mieć dodatkową pracę domową od McGonagall – Peter spojrzał na niego, zastanowił się przez chwilę i po chwili poszedł do dormitorium, skąd wrócił ze zwojem pergaminu, piórem i atramentem.

 – Świetnie – uśmiechnęłam się przyjaźnie do niego. – Nie warto robić sobie zaległości na poziomie OWUTEM-ów.

I tak siedzieliśmy dobre dwie godziny, my z Remusem pisaliśmy pracę na Eliksiry, a Peter na Transmutację. Co chwila pytał się nas o coś, więc pomagaliśmy mu na tyle, żeby zarówno napisał pracę, jak i zrozumiał temat. Gdy skończyłam wypracowanie, wzięłam się za to samo, co Glizdogon. Jednak zbyt dużo nie udało mi się napisać, bo do salonu wszedł wyczekiwany przeze mnie Potter. Chyba chciał przejść niezauważony do dormitorium, ale akurat gdy przechodził podniosłam głowę. Nasze spojrzenia się spotkały i przystanął na chwilę, jakby zastanawiając się, czy podejść do nas. Rzucił szybkim spojrzeniem na schody do dormitorium, po czym ruszył w stronę naszego stolika. Usiadł na fotelu obok Remusa, obserwując mnie uważnie.

 – Jak się czujesz? – odezwał się, nadal nie spuszczając mnie z oka.

 – Słyszę to pytanie dzisiaj już po raz setny – odparłam i przewróciłam oczami.

 – Nie powinnaś iść spać? – zapytał, ignorując moje rozdrażnienie.

 – Nie – odpowiedziałam hardo. – I przestań się zachowywać jak przewrażliwiony rodzic – dodałam naburmuszona. Remusa wzrok wędrował między nami.

 – Wolałbym, żebyś się położyła. Musisz się oszczędzać. Wypij eliksir i idź spać – powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu i wstał. Ja również wstałam.

 – Skąd wiesz o eliksirze? – spytałam zdziwiona.

 – Po prostu wiem. Nie denerwuj się, tylko idź. Ja też idę do dormitorium, więc dobranoc – odpowiedział i odszedł, a we mnie zawrzało. Miałam dość tego dziwnego zachowania Pottera.

 – Poczekaj! – zawołałam za nim i pobiegłam, doganiając go na schodach do męskich sypialni. Siłą woli zignorowałam nasilający się ból głowy. Jednak Potter nie stanął, tylko nadal wspinał się po stopniach do góry. Nie dałam za wygraną i poszłam za nim. Okularnik stanął przed drzwiami do pokoju Huncwotów i odwrócił się w moją stronę.

 – Miałaś iść spać – zganił mnie, a ja prychnęłam.

 – Nie będziesz mi rozkazywał – warknęłam. – O co ci chodzi Potter? Czemu się tak dziwnie zachowujesz? – spytałam i wbiłam w niego natarczywe spojrzenie.

 – Jestem zmęczony i idę spać, więc zrób mi przysługę, idź do swojego dormitorium, wypij ten przeklęty eliksir i połóż się do łóżka Lily – powiedział twardym tonem. Uderzył mnie chłód, który można było prawie namacalnie wyczuć w jego głosie.

 – I naprawdę nie masz mi kompletnie nic do powiedzenia? – spytałam miękkim głosem. Wcale nie zamierzałam brzmieć tak łagodnie, ale czułam jak wokół serca zaciska się niewidzialna obręcz. Potter nie odezwał się nawet słowem. Uporczywie unikał też mojego wzroku. – Okej, rozumiem – powiedziałam po chwili, próbując uspokoić myśli. – W takim razie ja ci powiem to, co mam ci do powiedzenia, a potem możesz sobie iść – stwierdziłam zrezygnowana. – Chciałam ci podziękować za ratunek James – gdy wypowiedziałam jego imię, podniósł głowę i w końcu nasze spojrzenia się spotkały ponownie. Serce mi na chwilę przyspieszyło, ale starałam się panować nad sobą. – Gdyby nie ty, nie wiem czy cokolwiek by ze mnie zostało. Dlatego naprawdę ci dziękuję – zawahałam się przez chwilę i zbliżyłam się do niego, po czym wspinając się na palcach, złożyłam delikatny pocałunek na jego policzku. Przez cały czas James stał nieruchomo, co wprawiło mnie w jeszcze większe zakłopotanie. – Dobranoc – szepnęłam smutno i odwróciłam się, schodząc na dół po schodach. Idąc ciągle miałam nadzieję, że okularnik zawoła za mną i mnie zatrzyma, całe moje ciało czekało na to w napięciu. I gdy usłyszałam głuchy odgłos zamykanych drzwi, moje serce ścisnął niewytłumaczalny ból. Czułam się paskudnie i chciało mi się płakać. Dlaczego Potter nie chciał ze mną porozmawiać? Dlaczego był wobec mnie taki chłodny? Łzy cisnęły mi się do oczu i zamazywały obraz. Całą resztką woli zmusiłam się, żeby nie popłynęły po policzkach i skierowałam się do stolika, przy którym nadal siedzieli Remus z Peterem. Bez słowa spakowałam do torby swoje rzeczy jednym ruchem ręki. Remus patrzył na mnie uważnie i chyba chciał coś powiedzieć, ale na widok moich załzawionych oczu zamknął usta.

 – Idę spać, dobranoc – rzuciłam roztrzęsionym głosem i zarzucając torbę na ramię pobiegłam do dormitorium. Od wysiłku głowa zaczęła mnie boleć, ale to było nic w porównaniu ze ściskiem, jakie czułam w sercu. Miałam dziwne przeczucie, że to naprawdę koniec. James chyba nigdy nie był w tak raniący sposób oziębły wobec mnie. Nawet wtedy, gdy wyszedł na jaw pocałunek z Syriuszem. Dosłownie wpadłam do dormitorium, zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie, dysząc ciężko. Na szczęście w środku nie było nikogo, więc pozwoliłam łzom popłynąć. Ciągle przed oczami miałam obraz niewzruszonej twarzy Jamesa. Głowa zaczęła mnie niemiłosiernie boleć, aż zapiszczało mi w uszach. Westchnęłam i otarłam rękawem łzy z policzków. Powlekłam się do łóżka, zasłoniłam kotary, przebrałam się w piżamę i wypiłam eliksir, po czym położyłam się spać. Nie chciałam już dłużej rozpamiętywać dzisiejszego dnia. Miałam serdecznie dość wrażeń i chciałam po prostu zapaść w twardy sen. Nie wiedziałam, czy to przez pulsujący ból głowy, czy przez żal ściskający okolicę moich piersi, czy może dzięki eliksirowi, ale sen przyszedł zaskakująco szybko.

***

Następnego dnia, gdy tylko się obudziłam, zajęłam łazienkę, gdzie spędziłam dobrą godzinę na doprowadzaniu siebie do porządku nie tylko fizycznego, ale przede wszystkim psychicznego. Nie było aż tak wcześnie, ale wszystkie dziewczyny jeszcze spały, więc bez obaw mogłam spędzić tam więcej czasu niż zazwyczaj. Szczęśliwym trafem była sobota, bo 1 września był w czwartek, więc nie musiałam się martwić tym, że będę skazana na widok Jamesa przez cały dzień. Mogłam albo schować się w dormitorium, albo w bibliotece, albo po prostu włóczyć się po zamku i błoniach, byleby go omijać szerokim łukiem. Sama nie wiedziałam jak zareaguję na jego widok, ale wiedziałam, że wczoraj po raz kolejny złamał mi serce swoim zachowaniem. Głowa mnie już na szczęście nie bolała i miałam nadzieję, że tak już zostanie. Gdy w końcu wyszłam z łazienki byłam wykąpana, ubrana, poczesana i w miarę ogarnięta. Dziewczyny nadal spały, a Kate nie było w swoim łóżku, co było oznaką, że spędziła tą noc z Syriuszem. Cieszyłam się, że przynajmniej oni są szczęśliwi. Schowałam różdżkę za pazuchę i wyszłam z dormitorium, cicho zamykając drzwi. Zeszłam do Pokoju Wspólnego, gdzie powoli schodzili się uczniowie z różnych klas. W kącie siedziała cała czwórka Huncotów, którzy pochyleni nisko o czymś żywo dyskutowali. Na widok roztrzepanej czupryny Jamesa, serce mi drgnęło, ale chwilę później znowu poczułam niemiły uścisk. Nie zauważyli mnie, więc wymknęłam się przez dziurę w portrecie, zastanawiając się, gdzie jest Kate, skoro Łapa siedział tam z nimi. Niespiesznym tempem przemierzałam korytarze, zmierzając w stronę Wielkiej Sali. Wcale nie byłam głodna, ale nie wiedziałam co ze sobą począć. No i miałam nadzieję, że spotkam tam Kate. Wiedziałam, że muszę z nią porozmawiać. Czułam ogromną potrzebę wyrzucenia wszystkiego z siebie. Dotarcie na śniadanie zajęło mi dobre pół godziny, bo co rusz skręcałam w inny korytarz, byleby iść jak najdłużej. Ciągle próbowałam sobie wszystko jakoś ułożyć, ale miałam kompletny chaos w głowie. W końcu dotarłam do ogromnych drzwi Wielkiej Sali, pchnęłam je i weszłam do środka. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to komplet Huncwotów siedzących w towarzystwie Kate i Angeliny. Zaśmiewali się właśnie z czegoś zabawnego. Nawet James wydawał się być w dobrym nastroju. Pętla na moim sercu zacisnęła się jeszcze mocniej, gdy ruszyłam w ich stronę. Starałam się utrzymywać uśmiech na twarzy, jednak czułam, że wyszedł mi tylko grymas z zaciśniętymi zębami. Przeklinałam siebie w duchu za to, że tak wlokłam się na to śniadanie. Jak na złość jedyne wolne miejsce znajdowało się tuż obok Pottera. Usiadłam więc właśnie tam, przed sobą mając roześmianą Kate. Rzuciłam im wszystkim cześć, starając się brzmieć pogodnie. Sama jednak usłyszałam swój ponury ton. Moje dwie przyjaciółki automatycznie prześwietliły mnie wzrokiem.

 – Wow Evans, cóż za szczery uśmiech i pogodny nastrój! Wręcz promieniejesz z samego rana – rzucił w moją stronę Black, szczerząc zęby. Kate posłała mu piorunujące spojrzenie, ale on nic sobie z tego nie zrobił. Nie odpowiedziałam na jego zaczepkę, tylko rozglądnęłam się po stole w poszukiwaniu czegoś, co mogłabym zjeść. Mój problem polegał na tym, że nie miałam na nic ochoty. Pustka, którą czułam w środku nie miała nic wspólnego z głodem. W końcu nałożyłam sobie trochę jajecznicy i bekonu. – A jaka rozmowna jesteś! Normalnie usta ci się nie zamykają – Syriusz po raz kolejny spróbował mnie sprowokować. Nie umiałam jednak wymyślić nic błyskotliwego, więc wzruszyłam ramionami i zaczęłam grzebać widelcem w mojej jajecznicy.

 – Lily, dobrze się czujesz? – spytała ostrożnie Angelina. Wszyscy wbili we mnie zatroskane spojrzenie. Wszyscy, oprócz siedzącego obok mnie Jamesa, który z uporem jadł swoją owsiankę.

 – Nic mi nie jest, po prostu głowa mnie jeszcze trochę boli – skłamałam, mając nadzieję, że to będzie dobry powód, żeby mi dali spokój i przestali się na mnie gapić. W tym momencie Potter przestał jeść i spojrzał na mnie z niepokojem.

 – Wypiłaś wczoraj eliksir przed snem? – spytał, obserwując mnie uważnie. Nie miałam ochoty ani na niego patrzeć, ani się odzywać, więc pokiwałam tylko głową. – W takim razie musisz iść do Skrzydła Szpitalnego – powiedział to tonem nieznoszącym sprzeciwu. W zasadzie brzmiało to jak rozkaz.

 – Zjem i będzie mi lepiej – odburknęłam, nadal bawiąc się swoją jajecznicą, która jeszcze ani razu nie powędrowała do moich ust.

 – To jedz, a nie baw się widelcem – rozkazał z zaciśniętymi zębami. Po jego słowach poczułam gniew, który przygasił uczucie ściśnięcia w środku.

 – Szkoda, że wczoraj nie byłeś taki wygadany – warknęłam, nie ukrywając swojego zdenerwowania.

 – No w końcu do nas wracasz Evans – gwizdnął Syriusz i poklepał mnie po plecach z aprobatą.

 – Jedz – uciął krótko niewzruszony Potter. Puściłam widelec, który z głośnym dźwiękiem uderzył w talerz.

 – Jesteś ostatnią osobą, która ma prawo mi mówić, co mam robić – fuknęłam, wstając od stołu, po czym dygocząc ze złości odeszłam w stronę wyjścia.

 – Gratulacje dupku – syknęła rozjuszona Kate. Gdy wychodziłam, zauważyłam kątem oka jak przy stole Krukonów Luke mnie obserwuje. Już się poderwał, żeby za mną iść, ale zauważył biegnące Kate i Angelinę, więc usiadł z powrotem na swoim miejscu. Wypadłam za drzwi i zaczęłam iść korytarzem, chcąc uciec jak najdalej od Pottera.

 – Lily, poczekaj! – Angelina chwyciła mnie za rękę i przystopowała. – Co tam się właśnie stało? – spytała, patrząc na mnie z troską.

 – On mnie doprowadza do szału – mruknęłam już spokojnie. Kate nie odzywała się, tylko obserwowała mnie uważnie.

 – Lily, może najpierw odwiedzimy Panią Pomfrey? – zaproponowała McKinnon. – To zły znak, jeśli głowa nadal…

 – Nic mnie nie boli – przerwałam jej. – Mój parszywy nastrój to wynik wczorajszej rozmowy z Potterem. Nie chciałam drążyć tego tematu przy wszystkich – wyjaśniłam.

 – W takim razie wyjaśnij nam jak przebiegła ta rozmowa – po raz pierwszy odezwała się Kate.

 – Nie było żadnej rozmowy, bo Potter nie chciał ze mną rozmawiać. Czekałam na niego w Pokoju Wspólnym, a jak przyszedł to rozkazał mi iść spać i sam poszedł do dormitorium. Pobiegłam za nim i powiedziałam, że chcę porozmawiać. On stwierdził, że idzie spać i ja też mam tak zrobić, więc chwyciłam się ostatniej deski ratunku i podziękowałam za ratunek, pocałowałam w policzek, a on nic. Po prostu wszedł do dormitorium bez słowa pożegnania – po tym wywodzie westchnęłam ciężko. – Mam wrażenie, że to koniec. On chyba naprawdę odpuścił…

 – Ale ta cała rozmowa z Lukiem… i w ogóle… wydawało się, że… – brunetka chyba sama nie wiedziała, co o tym myśleć.

 – Nie wiem o co mu może chodzić – mruknęłam. – Widziałyście jak się do mnie odzywa. Jak starszy brat…

 – Może to jakaś nowa taktyka? – podsunęła Angelina z nadzieją. Pokręciłam głową.

 – On nie chce ze mną rozmawiać. Nie wiem, czy wziął sobie do serca to, co mu powiedziałam przed weselem od Adama…

 – Przecież wczoraj na śniadaniu wyznał, że popełnił błąd i już drugi raz tego nie zrobi – cmoknęła Kate, myśląc gorączkowo. – Poza tym, gdyby chciał sobie odpuścić, to po co wypytywał Luke’a o was?

 – Potter rozmawiał z Lukiem? – spytała zdziwiona Angelina. Opowiedziałam jej szybko o wczorajszej rozmowie blondyna z okularnikiem. – No to rzeczywiście dziwnie się zachowuje…

 – Lily postaraj się wypytać Remusa, a ja wybadam Syriusza – zaproponowała Kate.

 – Myślałam, że Luke przemówił mu do rozsądku – westchnęłam po raz kolejny. – Naprawdę chciałam z nim porozmawiać wczoraj. Chciałam mu wyjaśnić całą sprawę z Lukiem, ten artykuł. Byłam pewna, że po rozmowie z Mitchellem będzie sam chciał ze mną pogadać. A on jakby spisał mnie na straty… Od wczoraj czuję tu taki ścisk, jakby ktoś mnie związał drutem kolczastym – wyznałam, pokazując na klatkę piersiową. – Potter mi daje wyraźne znaki, że to koniec. A ja wcale tego nie chcę…

 – To idź i mu to powiedz – doradziła Angelina.

 – Absolutnie tego nie rób – wtrąciła Kate, a Chuda zmarszczyła brwi. Spojrzałam na lokatą, a w jej oczach zobaczyłam złość. – Teraz jest jego krok. Wczoraj próbowałaś, więc daj mu spokój. Skoro tego tak bardzo chce, będzie miał. Jestem więcej niż pewna, że za chwilę mu się odmieni. Nie wiem, co strzeliło temu debilowi do pustego łba, ale niech się w końcu opamięta. I jeśli trzeba będzie, to sama mu natłukę jego miotłą – dodała gniewnie. – Luke mu powiedział swoje i powinien to sobie wziąć do serca. Potter za dużo sobie pozwala tym wiecznym niezdecydowaniem. Wczoraj wyraził skruchę, to niech teraz pokaże, że rzeczywiście zrozumiał swój błąd. A jeśli tego nie zrobi, to znaczy, przykro mi to mówić Lily, że jest skończonym dupkiem i nie zasługuje na ciebie – po jej słowach zrozumiałam, że ma całkowitą rację i poczułam się dużo lepiej. Potter albo grał sobie w kotka i myszkę, czego wcale nie chciałam, albo rzeczywiście był niezdecydowany jak jakiś dzieciak.

 – Dzięki, tego właśnie potrzebowałam – uśmiechnęłam się do niej.

 – No i w końcu widzę prawdziwy uśmiech dzisiaj – Kate odwzajemniła uśmiech, a Angelina odetchnęła z ulgą, że już mi lepiej.

 – To co, wracamy na śniadanie? – zapytała szatynka.

 – Nie jestem głodna – odparłam, zgodnie z prawdą.

 – Lily, daj spokój, musisz coś zjeść – zaoponowała Bridge i zaczęła mnie ciągnąć z powrotem w stronę Wielkiej Sali.

 – Nie chcę tam iść… – jęknęłam.

 – Huncwotów już tam nie będzie – powiedziała przekonywująco czarnowłosa. – Mają dzisiaj jakieś wspólne plany, więc będzie im się spieszyć – dodała. Przewróciłam oczami i już bez oporu podążyłam za dziewczynami z powrotem na śniadanie. Rzeczywiście, gdy weszłyśmy w oczy rzucił mi się brak czwórki charakterystycznych uczniów, więc odetchnęłam z ulgą i ruszyłam ku stołowi Gryffindoru. Luke patrzył z niemałym zdziwieniem jak maszeruję z powrotem, a ja tylko pomachałam mu z cierpkim uśmiechem. Mój talerz z jajecznicą zniknął, więc ponownie nałożyłam sobie to samo. Tym razem zmusiłam się do zjedzenia śniadania. Popiłam wszystko wodą z cytryną i rozejrzałam się posępnie po Sali. Gdy przelatywałam wzrokiem po stole od Ślizgonów, moje oczy napotkały czarne spojrzenie Severusa Snape’a. Przez chwilę patrzeliśmy sobie w oczy, jednak po chwili on odwrócił wzrok, bo zaczął do niego coś szeptać Mulciber. Prychnęłam w duchu i zaczęłam się zastanawiać, czy Avery już wyzdrowiał po wczorajszym spotkaniu z Jamesem. Nie było go przy reszcie jego kumpli, więc podejrzewałam, że jeszcze dochodzi do siebie. Uśmiechnęłam się pod nosem z mściwą satysfakcją. Miałam nadzieję, że jeszcze przez tydzień będą mu doskwierać skutki po różdżce Pottera. A wiedziałam, że okularnik zna masę przeróżnych zaklęć i nie miałam wątpliwości co do tego, że wszystkich użył na Ślizgonie. W końcu wstałyśmy od stołu i poszłyśmy w trójkę do sowiarni, gdzie napisałam i wysłałam krótki list do rodziców, informujący, że wszystko u mnie w porządku. Potem wróciłyśmy do Pokoju Wspólnego, gdzie ja wzięłam się za zadania domowe, a Kate i Angelina, o dziwo, wzięły ze mnie przykład.

***

Weekend minął całkiem spokojnie. Zarówno całą sobotę, jak i niedzielę Huncwoci załatwiali swoje sprawy, więc automatycznie Kate spędzała ze mną każdą wolną chwilę. Angelina natomiast pokłóciła się o coś z Jasperem (nie chciała wyjawić o co), co również skutkowało tym, że siedziała z nami. Jedynie na posiłkach siadała razem z Willem (i przy okazji Stevenem i Lukiem), żeby dowiedzieć się, co u niego. Pogoda przez cały weekend idealnie odzwierciedlała mój nastrój i non stop lało. W związku z tym, oprócz posiłków, całe dnie spędzałam w dormitorium lub Pokoju Wspólnym. Dziwnym trafem ani Angelina, ani Kate nie chciały chodzić ze mną na spacery po zamku, a gdy chciałam iść sama, wymyślały przeróżne zajęcia, bylebym z nimi została. Podejrzewałam, że martwiły się o mnie i nie chciały, żebym sama włóczyła się po zamku, żeby nie było powtórki z piątku. Takim trafem od piątku nie rozmawiałam ani razu z Lukiem. Gdy nastał poniedziałek w końcu odetchnęłam z ulgą, bo mogłam opuścić wieżę Gryfonów w innym kierunku niż Wielka Sala. Nie umknęło mojej uwadze, że jak nigdy przedtem, wszyscy moi przyjaciele pilnowali, żebym nigdy nie była sama. Albo szliśmy w siódemkę, razem z Huncwotami, albo szłam z dziewczynami, albo towarzyszył mi Remus, czy Syriusz. Nigdy jednak nie szedł ze mną sam James. Z jednej strony żałowałam, ale z drugiej utrzymywała się we mnie złość na niego, którą wszczepiła mi Kate podczas jej wywodu. Zaparłam się i ani nie patrzyłam w jego stronę, ani nie odzywałam się do niego, nie licząc przywitań i pożegnań. Na każdej lekcji w poniedziałek Kate szeptała mi do ucha, że Potter się na mnie patrzy, a mi w sercu rosła iskierka nadziei, że jednak nie wszystko skończone. Jednak nie dałam tego po sobie poznać i przez cały poniedziałek nie zaszczyciłam go ani jednym spojrzeniem. Trochę męczyła mnie ta sytuacja, ale nie zamierzałam po raz kolejny wyciągać ręki. W końcu po kolacji udało mi się złapać Luke’a, który wychodził z Wielkiej Sali w towarzystwie nieodstępujących go Willa i Steve’a. Spytałam, czy możemy się przejść i porozmawiać, a on w odpowiedzi odprawił dwójkę pierwszoroczniaków i zaczął iść ze mną wzdłuż korytarza.

 – Co chcesz? – spytał podejrzliwie, a ja przewróciłam oczami. – Nie widziałem cię przez cały weekend – powiedział z lekkim wyrzutem.

 – Nie widziałeś mnie, bo wszyscy dostali do głowy z tym pilnowaniem mnie – burknęłam ponuro. – Oprócz posiłków, to Kate i Angela nie chciały mnie wypuścić z Pokoju Wspólnego.

 – Wcale im się nie dziwię – odparł z mściwym uśmieszkiem. – Ciebie nie można zostawić samą na pięć minut, bo od razu pakujesz się w tarapaty.

 – Tak jakby to była moja wina, że urodziłam się wśród mugoli i w związku z tym Ślizgoni walą we mnie zaklęciami na korytarzu – warknęłam ironicznie, piorunując go spojrzeniem. On tylko roześmiał się na widok mojego oburzenia.

 – Mieliście już Obronę Przeciw Ciemnym Mocom? – spytał, zmieniając temat.

 – Jutro pierwszy raz, a wy?

 – Dzisiaj była – odpowiedział powoli.

 – I jak wrażenia? – zadałam pytanie zaciekawionym tonem.

 – Ze wszystkich siedmiu profesorów, których mieliśmy, zdecydowanie najlepszy – odparł. – Zrobił nam przypomnienie zaklęć używanych w pojedynkach. I to był dobry pomysł, bo okazało się, że połowa miernot w siódmej klasie nie potrafi rzucić prostego zaklęcia tarczy. Powiedział, że na następnej lekcji powtórzymy to samo, tylko niewerbalnie – dodał po chwili.

 – No to zapowiada się, że w końcu będziemy mieć prawdziwą obronę. Patrząc na to, co dzieje się poza murami zamku, to będzie bardzo pożyteczne – uśmiechnęłam się zadowolona. – Tak mi właśnie wyglądał na konkretnego gościa.

 – Nie żartuj, że ty też będziesz robić maślane oczy do niego – Luke przewrócił oczami, a ja spojrzałam na niego pytająco. – Jak wszedł do klasy to wszystkie dziewczyny o mało co nie zemdlały z wrażenia – wyjaśnił, a ja zachichotałam.

 – Owszem, przyznaję, że jest bardzo przystojny… – urwałam, bo obok nas przechodził Potter, który prześlizgnął się po mnie wzrokiem, jakbym była ścianą, zatrzymał się na chwilę przy Luke’u, powiedział mu „cześć” pod nosem i poszedł dalej.  Blondyn mu odpowiedział i oboje gapiliśmy się przez chwilę w plecy okularnika. Gdy Potter był wystarczająco daleko, żeby nas nie usłyszeć, Mitchell skierował na mnie pytający wzrok.

 – Co to miało być? – zapytał tonem, żądającym wyjaśnień.

 – James Potter we własnej osobie – odpowiedziałam, starając się ukryć rozczarowanie w głosie. – Myślę, że musiałeś go poznać, skoro mu odpowiedziałeś. W ogóle to od kiedy mówicie sobie cześć? – za wszelką cenę starałam się odwrócić jego uwagę od głównego problemu.

 – Nie rób ze mnie głupka Evans. Wiem, co próbujesz zatuszować – przerwał moje żałosne próby. Ciągle obserwował nie bardzo uważnie. – Dlaczego tak cię potraktował? Nie odezwał się nawet słowem do ciebie. Co się stało? Czego mi nie mówisz? – zbombardował mnie pytaniami.

 – Przecież witał się już dzisiaj ze mną – odpowiedziałam obojętnym tonem. Ciągle próbowałam brzmieć pogodnie i naturalnie.

 – Ale on się zachowywał jakby ciebie tutaj w ogóle nie było – oponował blondyn.

 – Och, to teraz całkiem normalne zachowanie u niego – odpuściłam sobie udawanie, bo doskonale wiedziałam, że przed Lukiem nic się nie ukryje.

 – Rozmawiałaś z nim?

 – Próbowałam, ale on nabrał wody w usta i od piątkowego wieczoru zachowuje się właśnie tak – mruknęłam posępnie. – Więc sobie odpuściłam – wzruszyłam ramionami. Luke już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale nie chciałam ciągnąć tego tematu. – Wracając do piątkowego wieczoru, to jak się udał wspólny spacer na kolację? – zmieniłam tor rozmowy na bardziej wygodny dla mnie. – O czym rozmawialiście z Angeliną?

 – O niczym, co mogłoby ciebie interesować – odpowiedział niegrzecznie, ale zauważyłam lekki błysk w oku, gdy wypowiedziałam imię Angeliny.

 – W ogóle to zauważyłam, że spędzacie ze sobą każdy posiłek – wyszczerzyłam zęby. – Czyżby ktoś tutaj wykorzystywał młodszego braciszka? – zaśmiałam się, a on spiorunował mnie wzrokiem.

 – Nie moja wina, że ona się tak troszczy o brata – fuknął na odczepnego.

 – No tak, odezwał się ten, który ma w nosie młodsze rodzeństwo – parsknęłam pod nosem, widząc wściekłą minę Mitchella. – „Dziękuję Luke za to, że zajmujesz się nimi, dzięki tobie nie muszę się tak martwić o Willa” – naśladowałam głos Angeliny, za co dostałam kuksańca w bok.

 – Gdybyś nie była taka wredna, to bym ci powiedział za co jeszcze Angelina mi dziękowała, ale teraz to zapomnij – syknął, a ja zmrużyłam oczy.

 – Powiedz!

 – Chodź, odprowadzę cię do wieży Gryfonów i spadam do siebie, bo już mi działasz na nerwy – zignorował moją prośbę i chwycił mnie pod łokieć, ciągnąc w stronę obrazu Grubej Damy. Wyrwałam swoją rękę z jego chwytu.

 – Nie musisz mnie odprowadzać, sama trafię – burknęłam.

 – Nie puszczę cię samej po zamku – odpowiedział twardo.

 – Sześć lat szlajam się sama po Hogwarcie i jakoś nic mi nie jest – warknęłam. Miałam alergię na nadopiekuńczość wobec mojej osoby i naprawdę zaczynało mnie to strasznie wkurzać.

 – Cały piątek przeleżałaś w Skrzydle Szpitalnym. Pomimo, że cię nie lubię, to nie chciałbym, żebyś tam znowu trafiła – odparł nieprzekonany. Westchnęłam zrezygnowana i podążyłam za nim.

 – To za co Angela ci jeszcze dziękowała? – zrównałam z nim krok. Luke nie odpowiedział, tylko zbył moje pytanie ostrzegawczym spojrzeniem. – A przeprosiłeś ją już za tamtą dawną sprzeczkę? – spróbowałam z innej strony.

 – Nie – odpowiedział z zaciśniętymi zębami.

 – A masz zamiar to zrobić? Wiesz, gdybyś kiedyś ją za to przeprosił, na pewno doceniłaby to, że wciąż cię gryzą wyrzuty sumienia. Wtedy też mógłbyś jej dać znak, że myślisz o niej i w ogóle – podsunęłam.

 – Dobranoc – warknął i odwrócił się w swoją stronę. Byliśmy już pod obrazem Grubej Damy.

 – Dobranoc Lukie! – zawołałam za nim i zachichotałam na widok środkowego palca, którego pokazywał mi  za plecami. Podałam hasło i weszłam do środka. W Pokoju Wspólnym panował rozgardiasz, który zwykle ma miejsce o tej porze. Rozejrzałam się wokół i zauważyłam Remusa siedzącego samotnie w kącie i odrabiającego zadanie domowe. Zadowolona, że nie ma przy nim Pottera, podeszłam i usiadłam obok. Zajrzałam mu przez ramię. Kończył właśnie zdanie i postawił kropkę, po czym odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął.

 – Sprawdzasz mnie? – wyszczerzył zęby.

 – U ciebie trudno znaleźć błąd Luniaczku – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko. – Mogę się dołączyć?

 – Oczywiście – mrugnął przyjacielsko. Wyciągnęłam swoje rzeczy i wzięłam się za wypracowanie dla McGonagall. Przez dłuższą chwilę obydwoje skrobaliśmy piórami w ciszy.

 – Remusie, mogę ci zadać pytanie? – przerwałam i spojrzałam na niego pytająco. Podniósł głowę znad swojego eseju i wbił we mnie zaciekawiony wzrok, co wzięłam za zgodę. – Co się stało Potterowi? Dlaczego zachowuje się, jakbym nie istniała? Czemu nie chce ze mną porozmawiać? – wyrzuciłam z siebie nurtujące mnie pytania i z napięciem oczekiwałam na odpowiedź. Remus skrzywił się nieznacznie i oparł o fotel z cichym westchnięciem.

 – Lily, on jest moim przyjacielem i…

 – Jesteś też moim przyjacielem – przerwałam mu. – Nie każę ci mówić jego tajemnic. Gdybym potrafiła sama z niego to wyciągnąć, to nie pytałabym ciebie. Ale on nie chce ze mną rozmawiać. Dlatego zwracam się do ciebie o pomoc. Zależy mi na nim, ale kompletnie nie umiem sobie z tym poradzić. Mam wrażenie, że on postanowił skończyć z nami. Tylko jeśli tak jest, to nie uważasz, że powinien mi o tym powiedzieć? Że zasługuję na usłyszenie tego od niego?

 – Tak jak ty mu to powiedziałaś w wakacje, po tym jak uciekłaś z domku nad morzem? – zapytał, obserwując moją reakcję.

 – Hej! To niesprawiedliwe! Byłam na niego wściekła, zranił mnie swoim zachowaniem, więc miałam prawo w afekcie mu powiedzieć parę słów za dużo – oburzyłam się. – Gdyby tak bardzo mu zależało, to by mnie zatrzymał. Nawet nie próbował – dodałam gorzko.

 – Ja ciebie nie oceniam Lily – Remus uśmiechnął się łagodnie. – Nawet cię rozumiem, ale rozumiem też jego. Usłyszał od ciebie te parę słów za dużo, potem się dowiedział o twoim pocałunku z Mitchellem, a potem jeszcze przeczytał ten artykuł. Dlatego mógł dojść do różnych wniosków. Sam nie wiem do jakich, bo Rogacz nie chce rozmawiać o tobie, mogę się tylko domyślać – po jego ostatnim zdaniu coś mnie ukuło w sercu. James nie chce o mnie rozmawiać?

 – Ale przecież wypytywał Luke’a o to, co jest między nami. Słyszałam ich rozmowę. Luke mu dobitnie wytłumaczył, że pomiędzy nami nic nie ma, poza koleżeństwem – oponowałam. Tak bardzo chciałam usłyszeć od Remusa, że to tylko kolejna durna taktyka Pottera.

 – No tak, ale ciągle nie wie, czy ty do niego coś czujesz – po minie jaką zrobił Lupin zorientowałam się, że nie miał zamiaru tego powiedzieć.

 – To dlaczego nie porozmawia ze mną i po prostu o to zapyta? – wtrąciłam zniecierpliwiona.

 – Pamiętasz sytuację, gdy dowiedziałaś się od Rachel, co robili z Jamesem? – spytał Lunatyk.

 – Pamiętam, ale nie wiem co to ma wspólnego z…

 – Dlaczego nie chciałaś od razu spytać Rogacza czy to prawda? – po tym pytaniu zrozumiałam, o co mu chodzi.

 – Bo bałam się odpowiedzi… – szepnęłam cicho, a on uśmiechnął się. Analizowałam w myślach to, co mi zasugerował, jednak nadal coś mi nie pasowało. – Ale przecież gdybym cokolwiek czuła do Mitchella, to nie chciałabym tak bardzo z Jamesem porozmawiać w piątek. Dałam mu wtedy wyraźnie do zrozumienia, że mi nadal na nim zależy. To on nie chciał nawet na mnie spojrzeć, był obojętny, wręcz chłodny wobec mnie. Nadal nic z tego nie rozumiem, przecież na śniadaniu w piątek przyznał się, że popełnił błąd i powiedział, że drugi raz by tak nie postąpił. Dlaczego więc to robi? – opadłam zmarnowana na oparcie mojego fotela i próbowałam zrozumieć o co chodzi Potterowi. – Cała ta sytuacja doprowadza mnie do szału, o niczym innym nie myślę… – dokończyłam cicho, a on wbił we mnie pełne współczucia spojrzenie.

 – Próbowałem z nim porozmawiać, zresztą Syriusz też, ale jak mówiłem, do James nic nie dociera. Gdy tylko podejmujemy ten temat, on zaczyna nas ignorować. Jak grochem o ścianę – wyznał i uśmiechnął się smutno. – Może spróbuj go osaczyć gdzieś sama? – podsunął po chwili. Posłałam mu powątpiewające spojrzenie.

 – Po pierwsze od piątku nigdzie się nie mogę ruszyć sama, bo mam gwardię napuszonych ochroniarzy, którzy łażą za mną jak jakieś natrętne trolle…

 – To akurat zarządzenie Rogacza, zaakceptowane przez wszystkich – przerwał mi i wyszczerzył zęby, ale opanował się pod wpływem mojego zabójczego spojrzenia.

 – Po drugie on mnie nawet nie widzi, albo nie chce widzieć. Traktuje mnie jak ścianę – poskarżyłam się niemal dziecinnym tonem.

 – Uwierz, że cię widzi i to bardzo dobrze – Remus nie potrafił ukryć łagodnego uśmiechu. – Gapi się na ciebie przez cały czas, tylko skrzętnie to ukrywa.

 – A mówią, że to kobiet nie da się zrozumieć – prychnęłam, a Lunatyk się roześmiał.

***

Cała klasa wyjątkowo szybko zebrała się przed lekcją Obrony Przeciw Ciemnym Mocom. Już 10 minut przed rozpoczęciem zajęć niecierpliwie czekaliśmy aż pojawi się nauczyciel. Po szkole szybko rozeszła się wieść, że nowy profesor jest konkretny i stawia na praktykę, a nie na teorię. Skoro Luke był zadowolony z lekcji, to nie miałam wątpliwości, że naprawdę będzie ciekawie. W końcu trzy minuty przed lekcją pod salę przyszedł wysoki, ciemnowłosy profesor, na widok którego większości dziewczyn zapierało dech w piersiach. Kate również obserwowała go niemalże maślanym wzrokiem, ale szybko się opamiętała, gdy Black szturchnął ją w bok. Zachichotałam pod nosem, po czym podążyłam za resztą klasy do środka. Moja przyjaciółka wyjątkowo zajęła miejsce w trzeciej ławce, a nie jak zawsze na końcu. Widząc to, Syriusz usiadł obok niej, szepnąwszy wcześniej słówko Potterowi na ucho. Ten z uśmiechem pokręcił głową i zajął samotnie miejsce w ostatniej ławce. W takim układzie ja usiadłam obok Angeliny, tuż za Kate i Łapą. Gdy w końcu wszyscy zajęli miejsca, wpatrywali się w zupełnej ciszy w nauczyciela, który z delikatnym uśmiechem obserwował nas stalowoszarymi oczami.

 – Witam wszystkich siódmoklasistów – po sali rozległ się jego głęboki, spokojny baryton z wyraźnym szkockim akcentem. Musiałam przyznać, że można było się zakochać w tym głosie i wcale się nie dziwiłam, gdy po klasie przeszło ciche westchnięcie kilku dziewczyn. – Nazywam się Alexander Lyon i będę prowadził zajęcia z Obrony Przeciw Ciemnym Mocom. Z tego, co już zdążyłem się zorientować u innych, to mieliście niezły bałagan, jeśli chodzi o profesorów tego przedmiotu. Skoro jednak zdaliście SUM-y, to śmiało mogę założyć, że potraficie sobie poradzić z większością czarnomagicznych stworzeń typu borginy czy Czerwone Kapturki. Wszyscy nauczyciele pewnie w kółko powtarzają, że w tym roku czekają Was OWUTEM-y, więc nie będę się o tym rozgadywał. Mamy dość dużo materiału do przerobienia, a ja nie lubię teorii, wolę praktykę. Jednak parę słów chciałbym wam na początku przekazać – wszyscy popatrzeli na siebie z rozochoceniem. Zapewnienie, że będziemy się zajmować praktyką było jak najbardziej na plus. – Każdy wie, co się dzieje poza murami tego zamku. Pewien czarnoksiężnik sieje spustoszenie wśród społeczności czarodziei i wszyscy są sparaliżowani strachem. Co prawda Ministerstwo robi, co w ich mocy, żeby ludzi ochronić, jednak tak naprawdę możecie liczyć tylko na siebie i swoją różdżkę – popatrzył na nas nieodgadnionym wzrokiem. Dało się wyczuć pozytywną energię, która emanowała z prężnej i energicznej postaci profesora Lyona. – Chciałbym, żebyście na moich zajęciach nauczyli się nie tylko rzeczy, które pozwolą wam zdać ostatnie egzaminy w Hogwarcie, ale także poznali prawdziwą obronę przed czarną magią. Dlatego lekcje będą podzielone. Pomimo, że tego nie lubię, jednak będziemy musieli poświęcić kilka lekcji na suchą teorię. Starałem się wybrać najbardziej konkretny podręcznik i mam nadzieję, że chociaż część z was do niego zajrzała w wakacje. Jeśli nie, to zachęcam, żeby w wolnym czasie poczytać, bo naprawdę warto. Dzisiaj jednak możecie schować podręczniki. Chciałbym sprawdzić co potraficie i jak wam idzie rzucanie podstawowych zaklęć przydatnych podczas pojedynków – uśmiechnął się z błyskiem w oku. – Proszę w takim razie wstać z miejsc – zarządził, więc wszyscy poderwali się ze swoich krzeseł. – Ten, kto zaklęciem ustawi wszystkie ławki pod ścianą, zdobędzie 10 punktów dla Gryffindoru – oznajmił i rozejrzał się po klasie. Potter prychnął lekceważąco, machnął różdżką i wszystkie stoły ustawiły się z boku. – Brawo, panie…?

 – James Potter – odezwał się znudzonym tonem okularnik.

 – Dziękuję James, zyskałeś 10 punktów – nauczyciel uśmiechnął się krótko, wyraźnie ignorując nieprzychylną postawę bruneta. – No to co? Dobieramy się w pary i znajdujemy sobie dość miejsca, by wygodnie stanąć naprzeciw siebie w odległości około siedmiu stóp. Ruszać się, ruszać! – ponaglił nas. Dobraliśmy się w dwójki. Ja zostałam z Angeliną, Syriusz nie chciał być z Kate, żeby jej nie zrobić przypadkiem krzywdy, więc ona została przydzielona do Rachel, a Łapa oczywiście stanął z Jamesem. – Czy wszyscy potrafią rzucić zaklęcie rozbrajające? – wzrok Lyona powędrował po sali. Tym razem głośne prychnięcie wydobyło się z ust Syriusza. – Pan…?

 – Syriusz Black – przedstawił się brunet.

 – Skoro to takie proste, to może z panem Potterem pokażecie jak działa zaklęcie i jak brzmi formułka? – zaproponował profesor.

 – Jasne – rzucił krótko Syriusz i odwrócił się w stronę uśmiechającego się Pottera. – Expelliarmus! – zaatakował nagle, ale James był równie szybki i nie miał zamiaru dać się rozbroić. W tym samym momencie krzyknął „Protego!” i odbił zaklęcie Blacka. Ledwo skończył wymawiać formułkę zaklęcia tarczy, a już walnął w Syriusza „Expulso!”. Syriusz jednak ze śmiechem zrobił zręczny unik i podczas obracania się skierował różdżkę na Jamesa, próbując go trafić „Furnuculusem”. Mieliśmy okazję podziwiać zażarty pojedynek pomiędzy dwoma świetnymi przeciwnikami. Black i Potter miotali się po całej sali, rzucając w siebie przeróżnymi zaklęciami. Bawili się przy tym doskonale, co chwila zaśmiewając się z przeciwnika. Cała klasa utworzyła kółko wokół nich, uważając, żeby przelatujące zaklęcia nie trafiły w nikogo. Różdżki dwóch walczących wirowały coraz szybciej i rzucali w siebie coraz bardziej skomplikowanymi zaklęciami, aż w końcu widać było tylko przemieszczających się po klasie dwóch brunetów i różnokolorowe promienie zaklęć. Wpatrywałam się urzeczona w Jamesa, który czerpał wyraźną radość z tego pojedynku. Jego oczy błyszczały z podniecenia, włosy były rozwiane, na policzkach widniały różowe rumieńce, spowodowane szybszym przepływem krwi przez adrenalinę. To był Potter w swoim żywiole, w ciągłym ruchu. Tak bardzo przywykłam ostatnio do jego ponurej miny, że zapomniałam o tym, z jaką pasją potrafił robić coś, co kochał. Wkładał całe serce w ten pojedynek i naprawdę miał ogromną uciechę z takiej rozrywki. Coś podobnego można było u niego zaobserwować, gdy grał w quidditcha. Akcja pojedynku na chwilę zwolniła, bo Syriuszowi udało się trafić Jamesa i ten zawisł do góry nogami, jak niegdyś Snape na błoniach. Po twarzy Blacka przemknął wyraz triumfu, jednak Potter wcale nie przejął się tym, że wisi w powietrzu i wypalił z różdżki rozbrajacza w stronę Łapy. Ten, nie spodziewając się tak szybkiej reakcji, nie zdążył odbić zaklęcia i jego różdżka wypadła mu z rąk, odrzucając go na podłogę. Tym samym przestało działać zaklęcie rzucone na okularnika. Już myślałam, że Rogacz padnie z łoskotem na ziemię, jednak w ostatniej chwili przetoczył się z zadziwiającą zwinnością na plecach i stanął na nogach. Roześmiał się i podszedł do Łapy. Podał mu rękę i pomógł wstać. Wszyscy, łącznie z Lyonem zaczęli klaskać, a w odpowiedzi chłopcy ukłonili się lekko, wciąż szczerząc zęby.

 – Wspaniale! To dopiero był pojedynek! Brawo chłopaki! Każdy z was zarobił po 15 punktów dla Gryffindoru! – profesor był wyraźnie zachwycony. – Czy reszta klasy zauważyła ile zaklęć tutaj padło? – zwrócił się do reszty. – Pięknie! Jeszcze nigdy nie widziałem tak świetnego pojedynku pomiędzy uczniami! – Lyon był naprawdę wniebowzięty. – Widzieliście działanie zaklęcia rozbrajającego i widzieliście na początku zaklęcie tarczy. W każdej parze jedna osoba rzuca Expelliarmus, a druga Protego. Za pięć minut zmiana zaklęć w parze. Potem zajmiemy się ćwiczeniem innych uroków. W takim razie do dzieła! – klasnął w ręce i wszyscy zaczęli rzucać zaklęcia. U nas zarówno Angelina, jak i ja nie miałyśmy z tym problemu, więc po chwili dałyśmy sobie spokój, obserwując resztę. Rzeczywiście niektórzy mieli problemy z tymi dwoma zaklęciami. Peter za każdym razem zostawał rozbrojony przez Remusa, który mu kilkakrotnie udzielał rad, jak wyczarować skuteczną tarczę. Gdy role się zamieniły, nawet nie musiał się bronić, bo Peter ciągle mylił formułkę. Dołączyli do nich James i Syriusz, którzy również zaczęli tłumaczyć Glizdogonowi jak rzucić zaklęcie. Kate radziła sobie wyjątkowo dobrze, ale była to również zasługa Rachel, bo, co prawda udało jej się rzucić zaklęcie rozbrajające, ale kompletnie nie radziła sobie z tarczą, przez co jej różdżka co chwilę lądowała na ziemi. Gdy Lyon pochwalił Kate, ta zamrugała rzęsami i podziękowała miękkim głosem. Obie z Angeliną wywróciłyśmy oczami. Na szczęście Syriusz był zbyt zajęty pomaganiem Peterowi, żeby to zauważyć. Przez resztę lekcji ćwiczyliśmy przeróżne zaklęcia w parach. Gdy lekcja się skończyła, aż żal było opuszczać klasę.

 – Na następne zajęcia proszę każdego z was esej na maksymalnie półtora stopy o wybranym zaklęciu, z którym macie największy problem. Ma się w nim zawrzeć formułka, opis działania i wskazówki co zrobić, żeby się udało. Dodatkowo każdy na następne zajęcia ma przećwiczyć to zaklęcie tak, żeby je umieć. Będę to sprawdzał. Pan Pettigrew, panna Douglas, panna Brown i panna Parker proszę opisać przynajmniej dwa zaklęcia i absolutnie nauczyć się rzucać wszystkie, z którymi był dzisiaj problem. Pan Potter i pan Black są zwolnieni z pracy domowej – oznajmił na koniec profesor i mrugnął przyjacielsko do nas, jednocześnie gestem ręki wypraszając z klasy.

 – On jest po prostu świetny! – westchnęła Kate. – Nie dość, że przystojny…

 – Ekhem, ekhem – odchrząknął Syriusz, który się pojawił razem z innymi Huncwotami obok nas.

 – …to jeszcze prowadzi świetne zajęcia – dokończyła niewzruszona Bridge.

 – Uważam, że mam w sobie o wiele więcej uroku osobistego – żachnął się Łapa, a ja roześmiałam się. – A ta lekcja to były nudy. Kto to widział takie proste zaklęcia na siódmym roku?

 – Zauważ, że prawie każdy miał z czymś problem, więc chyba dobrze, że zrobił nam taką lekcję przypominającą – oponowałam, a Peter zaczerwienił się i bąknął coś na boku. – Poza tym powinieneś go docenić chociażby za to, że jesteś zwolniony z pracy domowej – zauważyłam.

 – Docenić jego?! – oburzył się Black. – Przecież to tylko i wyłącznie dzięki swoim niebanalnym umiejętnościom wymigałem się od eseju – prychnął.

 – No tak, bo gdyby pracę domową zadawał według skromności, to przez kolejny miesiąc byś pisał to wypracowanie – powiedziałam z przekąsem, a Kate się roześmiała.

 – Cóż Evans, wolę być narcyzem, niż dać się powalić jakiemuś Avery’emu – odciął się Syriusz, pokazując mi język.

 – Hej, to nie fair! On mnie zaatakował za plecami. Następnym razem mu pokażę – wyszczerzyłam zęby.

 – Nie będzie żadnego następnego razu – odezwał się Potter, piorunując mnie wzrokiem. – Nie możesz chodzić sama po zamku – dodał tym swoim rozkazującym, chłodnym tonem. Na początku niemal mnie zmroziło, jednak po chwili postanowiłam, że nie dam po sobie poznać, że mnie ruszyła jego wypowiedź.

 – Na lekcji byłeś zabawniejszy Potter. Myślałam, że potrafisz się dobrze bawić, a tu kolejne rozczarowanie – rzuciłam lekkim tonem i wzruszyłam ramionami. Wśród tłumu uczniów wyłapałam charakterystyczną blond czuprynę, więc zmieniłam kierunek. – Ja znikam, spotkamy się na lunchu! – pomachałam im na odchodne i odcięłam się od nich. Gdy zerknęłam ukradkiem, zauważyłam zdezorientowane miny Huncwotów i rozbawione Kate i Angeliny. Luke już mnie zauważył, więc odłączył się od tłumu i poczekał przy oknie. Gdy dołączyłam do niego uśmiechnęłam się przyjaźnie. Przeszliśmy się razem w głąb korytarza, rozmawiając głównie o lekcjach. Luke narzekał na McGonagall, która zadała im dwie prace domowe na jutro. Potem naigrywał się z dziewczyn, które wzdychały do nowego nauczyciela. Generalnie ucięliśmy sobie pogawędkę o sprawach bieżących, ani razu nie zahaczając o temat Pottera, czy Angeliny. W końcu ruszyliśmy w stronę Wielkiej Sali, żeby zjeść lunch, bo oczywiście Luke był jak zawsze głodny. Gdy byliśmy na drugim piętrze minął nas Potter, który kiwnął głową blondynowi i poszedł dalej.

 – A on dalej swoje? – spytał Luke, marszcząc czoło, jakby nad czymś się zastanawiał. Pokiwałam twierdząco głową, nie mając ochoty komentować zachowania okularnika. – A czemu znowu idzie sam? Gdzie są jego kumple? – zapytał i spojrzał na mnie.

 – A skąd ja mam to wiedzieć? – odparłam i wzruszyłam ramionami. O dziwo Luke nic nie skomentował, tylko bez słowa poszliśmy na posiłek.

***

 – Wspaniale Lily! – zapiszczał Slughorn, gdy nachylił się nad moim kociołkiem, w którym leniwie bulgotał eliksir łagodzący rany po ugryzieniu wampira. – Najwyższa ocena, tak jak Severus – uśmiechnął się do mnie promiennie i wpisał W do swojego notesu. Zadowolona z siebie odgarnęłam włosy z twarzy. Eliksiry zawsze mnie odprężały i pozwalały uwolnić głowę z ponurych myśli. Zerknęłam w prawo i przyłapałam Pottera, jak gapi się na mnie, ale szybko odwrócił wzrok. Czyżby Kate i Remus mieli rację, że często mnie obserwuje? Odgoniłam od siebie myśli o Potterze i wbiłam wzrok w profesora Slughorna.

 – Na następnej lekcji zaczniemy warzyć bardzo trudny eliksir, o którym mieliście napisać ostatnią pracę domową. Chodzi oczywiście o Veritaserum. Nie wiem, czy komukolwiek uda się go uwarzyć, jednak pojawia się on bardzo często na OWUTEM-ach, więc dobrze by było, gdybyście potrafili go rozpoznać w różnych fazach. A teraz zmykajcie – machnął ręką, więc wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia, uprzednio sprzątając swoje stanowiska pracy. Na eliksirach po raz pierwszy od piątku miałam okazję zobaczyć Avery’ego, który siedział obok Snape’a i łypał na mnie groźnym wzrokiem. Skutkowało to między innymi tym, że na samym początku lekcji Potter przesiadł się na miejsce obok mnie. Czułam się jak w jakimś nierealistycznym śnie, gdzie on był zarówno blisko, jak i daleko. Gdy wychodziłam z klasy, Potter, Black i Lupin otoczyli mnie ciasnym kółkiem. Wywróciłam oczami i już chciałam coś powiedzieć, ale darowałam sobie pod wpływem groźnego spojrzenia Jamesa. Szczerze wątpiłam, że po piątkowym spotkaniu z brunetem, Avery byłby skłonny rzucić się na mnie w pobliżu trzech Gryfonów. Gdy w końcu byliśmy daleko od lochów mogłam odetchnąć, bo moi ochroniarze się rozluźnili.

 – Macie zamiar mnie tak osaczać za każdym razem, gdy znajdę się w pobliżu jakiegoś Ślizgona? – spytałam naburmuszona.

 – Nie dyskutuj Evans – uciął krótko Potter. Miałam powyżej uszu tego jego nadopiekuńczego tonu, przy jednoczesnym ignorowaniu mojej osoby. Bez słowa ruszyłam przed siebie wściekłym krokiem, jednak ktoś mnie chwycił za rękę i powstrzymał. Wyrwałam się i zaczęłam biec, jednak Potter był szybszy i zagrodził mi drogę.

 – Do łazienki też za mną wleziesz? – warknęłam, wskazując na drzwi do damskiej toalety. Zrobił zdezorientowaną minę, więc wykorzystałam to i pod jego ramieniem wślizgnęłam się do łazienki, gdzie odetchnęłam z ulgą. Cholernie denerwowało mnie to wieczne pilnowanie mojej osoby, jakbym była upośledzonym dzieckiem, które może sobie zrobić krzywdę. Najgorsze było to, że nawet nie miałam komu się poskarżyć, bo zarówno dziewczyny, jak i Luke podzielali zdanie Pottera, że trzeba mnie pilnować na każdym kroku. Przeklinałam Avery’ego za to, że mnie tak urządził. Wcale nie chodziło mi o to, że wylądowałam w Skrzydle Szpitalnym, ale o to, że wszyscy moi przyjaciele dostali świra na punkcie mojego bezpieczeństwa. Gdyby tylko był jakiś sposób, żeby wymknąć się z tej łazienki. Zerknęłam na okno i wpadł mi do głowy pomysł. Gdyby tak je otworzyć i przemknąć się przez błonia z powrotem do zamku? Byliśmy na pierwszym piętrze, więc mogłam zaklęciem zamortyzować upadek. Pomyślałam chwilę, po czym wspięłam się na parapet. Tak bardzo brakowało mi kilku chwil w samotności, że naprawdę byłam zdolna wyskoczyć przez to okno. Po kilku chwilach mocowania się z oknem udało mi się je otworzyć na oścież. Chłodne wrześniowe powietrze owiało mi twarz. Spojrzałam w dół. No tak, zapomniałam o fakcie, że stropy w zamku są dość wysokie, na jakieś minimum jedenaście stóp, więc od parapetu okna do gruntu było dobre dwadzieścia stóp. Poszukałam w głowie zaklęcia amortyzującego i już miałam wyskoczyć, gdy drzwi do łazienki otwarły się, a w nich pojawiła się Kate.

 – Lily! – wrzasnęła przerażona. – Co ty do diabła robisz?! – podbiegła do mnie i pociągnęła za rękę, sprowadzając z powrotem na posadzkę w łazience.

 – Mam po dziurki w nosie waszą zabawę w moich goryli – warknęłam nachmurzona.

 – I chciałaś wyskoczyć przez okno na pierwszym piętrze?! – wydarła się, wybałuszając oczy. Chyba dopiero teraz do niej dotarło co ja chciałam zrobić.

 – Zamknij się – warknęłam, ale było za późno, bo do łazienki wparował Potter. – A ty czego tutaj szukasz? – zwróciłam się do niego najbardziej okropnym tonem, jaki udało mi się wykrzesać. – A niech was wszystkich szlag trafi – wyminęłam ich i ruszyłam w stronę drzwi, przeklinając wszystkich. Wcale nie przejmowałam się tym, że mówię na głos. Syriusz, gdy usłyszał moją wiązankę pod ich adresem, wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.

***

Pierwszy tydzień szkoły minął jak szalony. Wszyscy siódmoklasiści ledwo nadążali za nawałem prac domowych, którymi nauczyciele strzelali jak z karabinu. Jesień wdzierała się w krajobraz coraz odważniej, odznaczając się przede wszystkim różnokolorowymi koronami drzew i chłodnym wiatrem. Pogoda ogólnie nie rozpieszczała i bardziej przypominała październikową, niż wrześniową, ale czasami docierały na błonia resztki promieni słonecznych. Jako, że Kate i Angelina trochę bały się spotkania ze Ślizgonami, to nie chciały ze mną spacerować po zamku. Huncwoci, poza lekcjami, w ogóle byli rzadko widywani, bo ciągle snuli jakieś plany. Kate ciągle marudziła, że Syriusz nie ma dla niej czasu, ale za to przesiadywała ze mną w Pokoju Wspólnym. Angelina pogodziła się z Jasperem, więc spędzała z nim bardzo dużo wolnego czasu. Ze wszystkich moich goryli, jak zaczęłam na nich mówić, najmniej na nerwy działał mi Luke, bo był najmniej przewrażliwiony i przynajmniej mogłam rozprostować kości podczas spaceru po szkolnych korytarzach. Podczas jednej z takich przechadzek, tydzień po felernym piątku, po raz kolejny minął nas samotny James, który standardowo mruknął „cześć” Luke’owi, a mnie kompletnie zignorował. Nie zwracałam już na to uwagi, ale Luke tym razem nie wytrzymał.

 – Hej, Potter! – zawołał za okularnikiem, gdy ten był już kilkanaście kroków przed nami.

 – Co ty robisz?! – syknęłam cicho, piorunując go wzrokiem. Brunet zatrzymał się i odwrócił w naszą stronę.

 – Co? – zapytał po chwili.

 – Śledzisz nas? – spytał blondyn, wbijając pytające spojrzenie w okularnika.

 – Nie rozumiem co masz na myśli – mruknął Potter, wytrzymując spojrzenie Mitchella.

 – Nie zgrywaj głupka – odezwał się Krukon swoim sarkastycznym tonem. Próbowałam go kopnąć w kostkę, żeby się opamiętał. – Za każdym razem, gdy rozmawiamy z Evans, ty przechodzisz obok nas, olewasz ją, mówisz mi cześć i idziesz sobie dalej. Nie wierzę w przypadki – myślałam, że go zabiję.

 – To uwierz – rzucił krótko Potter z lekkim uśmiechem i zaczął iść dalej.

 – Mówiłem ci już, co powinieneś zrobić – ciągnął Luke, a ja próbowałam ściągnąć na siebie jego spojrzenie. Potter znów się odwrócił i nieznacznie przybliżył, oczekując co powie mój przyjaciel. – Skoro ci na niej zależy, to zamiast nas śledzić, po prostu z nią porozmawiaj. Denerwują mnie te twoje dziwne podchody. Wbrew pozorom ona nie gryzie. Wręcz przeciwnie, całkiem dobrze całuje – po ostatnich słowach usta Luke’a wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu.

 – Luke! – oburzyłam się i walnęłam go z całej siły w rękę. Wydawało mi się, że Potter przez chwilę miał zamiar rzucić się na Krukona, bo ręka drgnęła mu w kierunku różdżki, jednak gdy jego wzrok spoczął na mnie, zatrzymał ją w powietrzu, a później opuścił. Uśmiechnął się lekko, nieco wymuszenie.

 – Wiem – odpowiedział krótko i odszedł w swoją stronę. Gdy tylko zniknął za rogiem, trzasnęłam Luke’owi w twarz.

 – Co to miało być do cholery?! – wrzasnęłam wściekła. – Czy ja cię prosiłam o interwencję?! – chłopak popatrzył niewzruszony na mnie. W ogóle nie przejął się tym, że go uderzyłam.

 – Uspokój się, chciałem coś sprawdzić – wzruszył ramionami.

 – Gówno mnie interesuje, co ty chciałeś zrobić! – nie potrafiłam się opanować. – Nie miałeś prawa się wtrącać w to wszystko! – byłam tak wściekła, że miałam ochotę w niego rzucić jakimś zaklęciem. Żeby się powtrzymać, zaczęłam iść pospiesznym krokiem w tą samą stronę co Potter. Luke automatycznie ruszył za mną. – Ani mi się waż! Zostaw mnie w świętym spokoju! – warknęłam, a gdy nie przestał za mną iść, wyciągnęłam różdżkę i wycelowałam w niego. – Idź sobie, nie chcę cię widzieć – warknęłam, a z różdżki posypały się iskry. Chyba nie spodziewał się tak gwałtownej reakcji, bo stał nieruchomo i gapił się na mnie zdziwiony.

 – Zwariowałaś?

 – Przegiąłeś pałę Mitchell – wycedziłam i opuściłam różdżkę. – Nie waż się za mną łazić – dodałam i ruszyłam w swoją stronę.

 – Jeszcze mi podziękujesz za to! – zawołał za mną i poszedł sobie w drugim kierunku. Cała się trzęsłam ze złości. Co ten idiota sobie wyobrażał?! Kto mu dał prawo do wtrącania się w sprawę z Potterem?! Próbując się uspokoić, policzyłam w myślach do dziesięciu. I gdy miałam zamiar zacząć od nowa, ktoś narzucił na mnie dziwną tkaninę i przyparł do ściany. Serce prawie wyskoczyło mi z piersi, gdy poczułam ciężar drugiego ciała. Przed oczami mignęły mi orzechowe oczy Pottera i chwilę później jego usta przywarły do moich. Bez słowa wyjaśnienia zaczął mnie całować tak, jak w pokoju u Kate. Jego usta były niecierpliwe i stęsknione. Przez pierwszą sekundę byłam tak zaskoczona, że nie oddałam pocałunku, ale kiedy poczułam jego twarde i ciepłe ramiona oplatające moją talię i miękkie usta napierające na moje, poddałam się chwili. To było coś cudownego, całe napięcie zniknęło, a pojawiło się wspaniałe uczucie w brzuchu, jakbym była lekka niczym piórko. Moje ręce powędrowały do Jamesa twarzy, czując pod opuszkami każdy cal jego skóry. Ten pocałunek należał do naszych najbardziej namiętnych i najmniej delikatnych. Jego usta wciąż nachalnie napierały, a moje nie były mu dłużne. Serce waliło mi jak oszalałe, a w okolicach obojczyków czułam niemal oparzenie. James trzymał mnie w mocnym uścisku, a moje ciało podporządkowało się do jego. Gdy nasze języki się spotkały, poczułam miłe szarpnięcie w okolicy podbrzusza. Uczucia, jakie we mnie wybuchły były najwspanialszą rzeczą, która mi się przytrafiła od wakacji. Liczył się tylko on, tylko my. Nasze ciała były za sobą tak stęsknione, że ten pocałunek wydawał się być czymś kompletnie naturalnym. Poczułam się, jakby jakiś klocek, którego brakowało, wskoczył na swoje miejsce. Gdy po kilku minutach James przerwał pocałunek, jedyne o czym myślałam to, że chciałam więcej. Oparł swoje czoło o moje i z zamkniętymi oczami dyszeliśmy, jakbyśmy przebiegli kilka mil. Nasze usta dzielił zaledwie cal. Otwarłam powieki i napotkałam cudowne oczy Jamesa, które patrzyły z tak wytęsknioną przeze mnie czułością. W końcu widziałam to, co chciałam widzieć. Jego spojrzenie mówiło wszystko, a ja miałam ochotę trwać tak godzinami i zatapiać się w tym spojrzeniu.

 – Czy ty do niego coś czujesz? – zapytał ochryple, chociaż doskonale wiedziałam, że znał odpowiedź. Ujęłam jego twarz w dłonie i pocałowałam delikatnie i krótko.

 – Ty głupku – wyrzuciłam z siebie i… rozpłakałam się. Całe napięcie, które od tygodnia we mnie siedziało, znalazło ujście właśnie w tym momencie.

 – Lily… nie płacz… – powiedział lekko przestraszony. – Przepraszam, zachowywałem się jak dzieciak… Nie wiem, co sobie myślałem… Ja… – przerwałam mu pocałunkiem. Nie chciałam, żeby teraz się tłumaczył, chciałam jedynie czuć, że jest przy mnie. James przerwał pocałunek i przyciągnął mnie do siebie, zamykając w mocnym uścisku. Czułam się taka bezpieczna. – Jak zobaczyłem Avery’ego nad tobą… Byłaś cała we krwi… Ja… Myślałem… Nigdy się tak nie bałem… – oderwał się nagle ode mnie i spojrzał mi w oczy. – Obiecaj mi, że już nigdy nie będziesz się narażać na niebezpieczeństwo – zażądał gorliwym tonem. – Obiecaj mi to Lily – naciskał.

 – Dobrze, obiecuję, ale to… – nie pozwolił mi dokończyć, bo zamknął mi usta kolejnym pocałunkiem. Nie wiedziałam ile czasu tam spędziliśmy. Wiedziałam tylko tyle, że dopiero w tym korytarzu pod peleryną niewidką z serca spadł mi ogromny ciężar, który utrzymywał się odkąd Natalie przerwała nam rozmowę na klifie.

***

Padłam na fotel z głębokim westchnieniem. Endorfiny wypełniały moje żyły i czułam, że kompletnie nic nie jest w stanie wyrwać mnie z błogiego uczucia, które utrzymywało się we mnie od spotkania pod peleryną. Wpatrywałam się nieobecnym spojrzeniem w ścianę, uśmiechając się głupkowato do siebie. Serce ciągle biło mi w przyspieszonym tempie, a ręce niemal drżały z podniecenia. Wciąż odtwarzałam w głowie nasz pocałunek, a na ustach czułam mrowienie, jakby nadal dotykały się z wargami Jamesa. Kate zmarszczyła brwi i obserwowała mnie z niepokojem.

 – Lily? – zagadnęła ostrożnie po dłuższej chwili. – Wszystko dobrze? – spytała. Westchnęłam po raz kolejny i spojrzałam na nią, już całkiem przytomnym wzrokiem.

 – Lepiej niż dobrze – odpowiedziałam, a ona zrobiła jeszcze bardziej zdezorientowaną minę. – James – wyjaśniłam krótko, a na jej twarzy pojawiło się zrozumienie.

 – Rozmawialiście? – zapytała wyraźnie zainteresowana. Pokręciłam przecząco głową. – To co rob… Aaaaa! Naprawdę?! – w mig pojęła o co chodzi i klasnęła uradowana. – Opowiadaj! – rozkazała i pokręciła się w fotelu. Zrelacjonowałam jej więc cały przebieg zdarzeń, aż do momentu, gdy James mnie nakrył peleryną niewidką. – I co potem zrobił?

 – Pocałował mnie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą i na wspomnienie tego pocałunku, poczułam jak motyle wywijają fikołki w moim brzuchu. – Ale to nie był zwykły pocałunek Kate – westchnęłam po raz kolejny. Mina Bridge mówiła, że doskonale rozumie, jaki to był pocałunek.

 – Wiedziałam, że długo nie wytrzyma i coś zrobi, w końcu to Potter – wyszczerzyła zęby. – Swoją drogą to gdzie on jest? – spytała.

 – Poszedł do dormitorium, podobno reszta bandy na niego czeka, bo mają coś do zrobienia – odpowiedziałam, a ona zrobiła skwaszoną minę.

 – Mi tego nie musisz mówić – mruknęła. – Syriusz co chwila gdzieś z nimi znika. Rozumiem, że nie mogę mu zajmować każdej chwili, ale w tym tygodniu nie byliśmy nawet przez sekundę sami. Moje libido szaleje i…

 – Nie chcę o tym słuchać! – przerwałam jej, czerwieniąc się, a ona wybuchła śmiechem.

 – Poczekaj zołzo, aż ty zaczniesz to robić z Jamesem i będziesz chciała ze mną o tym porozmawiać – żachnęła się, a ja jej posłałam powątpiewające spojrzenie.

 – A gdzie Angelina? – zmieniłam szybko temat.

 – Ach, znowu się pokłócili z Jasperem i poszła z nim porozmawiać – wzruszyła ramionami.

 – O co oni się tak kłócą?

 – Chyba o tego twojego Mitchella – odpowiedziała, a ja puściłam jej pytające spojrzenie. – Nie wiem dokładnie, bo ona nie chce mi nic powiedzieć, ale słyszałam niechcący kawałek ich kłótni i padło tam kilkakrotnie imię Luke’a. Swoją drogą, dlaczego nie chciałaś, żeby Angelina wiedziała o twoim pocałunku z blondasem? – spytała podejrzliwie, a ja w myślach szybko przeanalizowałam, ile mogę jej powiedzieć. Nie chciałam zdradzać uczuć Luke’a względem Chudej.

 – Przed tobą nie muszę ukrywać, że nie ufam za grosz Jasperowi… – zaczęłam i po jej buntowniczej minie, którą zrobiła przy imieniu Reda, wywnioskowałam, że ona też go nie cierpi. – Tak sobie pomyślałam, że dzięki znajomości Willa ze Stevenem, będzie miała mnóstwo okazji do przekonania się, że Luke jest o wiele lepszym kandydatem na chłopaka. A że Angela kiedyś już z nim kręciła, to być może odżyją stare uczucia…

 – Nie wierzę, Lily Evans bawi się w swatkę – Kate wywróciła oczami. – A co na to twój przemiły przyjaciel? – puściłam mimo uszu jej uszczypliwość względem Luke’a. Wiedziałam, że za nim nie przepada. – On coś do niej jeszcze czuje?

 – Nie wiem – odpowiedziałam wymijająco, ale wiedziałam, że u niej taka odpowiedź nie przejdzie. Kto jak kto, ale brunetka do spraw sercowych miała nosa jak nikt inny. – Luke bardzo niechętnie mówi. Nasza przyjaźń opiera się głównie o moje problemy, ciężko cokolwiek z niego wyciągnąć. Wiem, że ma wyrzuty sumienia przez to, że gdy się spotykali powiedział jej coś niemiłego, ale czy po takim czasie jeszcze do niej wzdycha to nie wiem – starałam się odpowiedzieć na tyle umiejętnie, żeby nie zdradzić za dużo. Na szczęście widziałam, że taka odpowiedź była wystarczająco wiarygodna.

 – Nie wiem, czy ten cały Luke jest odpowiednim materiałem na faceta, bo do milusińskich nie należy, ale z drugiej strony coś musi w nim być, skoro Chuda wcześniej się nim zainteresowała, a ty go tak cenisz – odparła, zastanawiając się nad czymś. – No i nie ma nic gorszego, niż ten cały Jasper. Zanim zdążyła się ugryźć w język, Angelina mi powiedziała, że Jasper nie znosi Willa. A to ją boli, bo w końcu to jej młodszy brat. W ogóle mam wrażenie, że jak pomiędzy nimi jest dobrze, to ona się od nas oddala. Nie miałabym nic przeciwko niemu, nawet pomijając tą zdradę, w końcu kto jak kto, ale ja po przejściach z Syriuszem nie powinnam innym ludziom mówić co należy wybaczać, a co nie. Ale kurczę mam wrażenie, że on nas nie lubi Lily i próbuje ją odseparować trochę.

 – Czasami mam wrażenie, że patrzy na mnie, jakbym mu coś złego zrobiła – przyznałam jej rację. – Nie wiem, czy to ma coś wspólnego z tym, że to ja go nakryłam?

 – Albo jesteśmy tak przewrażliwione, że same sobie to wkręcamy – mruknęła z lekkim uśmiechem. – Z drugiej strony nie chcę na siłę psuć jej związku. W końcu dopóki nie dowiedziałyśmy się o tej zdradzie, to był najwspanialszym chłopakiem pod słońcem – dodała, a ja się z nią zgodziłam. Zanim go nakryłam w bibliotece, naprawdę był bardzo sympatyczny względem nas i wydawał się być w stanie sprowadzić gwiazdkę z nieba dla Angeli. Może rzeczywiście zrozumiał swój błąd i już nie zamierza skrzywdzić Angeliny? A na nas patrzy nieufnie, bo widzi w nas otwartą wrogość?

 – Zobaczymy co będzie – powiedziałam. – Rok szkolny się dopiero zaczął, więc w zasadzie jeszcze niewiele wiemy. A jeśli jest zazdrosny o Luke’a, to chyba naprawdę mu zależy na Angelinie, nie? Masz rację, że nie możemy się wtrącać i nastawiać Angeliny przeciw niemu. Martwi mnie tylko, że ona nic nie chce powiedzieć. Męczy się z tym sama i nie puści pary z ust.

 – No cóż, nigdy nie była zbyt wylewna – wzruszyła ramionami Kate. – Przecież na Pokątnej też musiałyśmy z niej siłą wyciągać wyznanie o tym, że była w Paryżu – pokiwałam głową i nastała między nami cisza. Każda zagłębiła się w swoje myśli. – Zmieniając temat, a raczej wracając do poprzedniego, to co teraz z wami? – odezwała się nagle i wbiła we mnie zaciekawione spojrzenie.

 – Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Mam nadzieję, że Potter w końcu zaprosi mnie na randkę, a ja się zgodzę – uśmiechnęłam się.

 – To będzie historyczny moment w tej szkole – zaśmiała się, a ja jej zawtórowałam.


***



Witam Was serdecznie!

Kurde nie wiem jak to się stało, że rozdział się napisał w tak ekspresowym tempie :D. Specjalnie piszę, że się sam napisał, bo to prawda. Wena wyjątkowo mi dopisywała i palce same skakały po klawiaturze, tworząc kolejne słowa, zdania, akapity, strony… Jestem naprawdę dumna z siebie, że mogę Wam wynagrodzić ostatnie oczekiwania na kolejne rozdziały i tak po prostu dodać kolejny po około tygodniu od poprzedniego :). Może jakością nie grzeszy, ale myślę, że nie jest najgorzej. Kolejny rozdział pojawi się dopiero w grudniu. Chyba, że jakimś cudem go napiszę wcześniej, ale wątpię, bo muszę w końcu wziąć się za projekty na studia, a to niestety pochłania multum czasu.

A teraz chciałam przejść do najważniejszej kwestii, którą mam do powiedzenia, a mianowicie do podziękowań. Chciałam bardzo serdecznie podziękować mojej kochanej Klaudii, dzięki której ruszyłam z kopyta. Chciałam również się przyznać, że pomysł z porwaniem Lily pod pelerynę niewidkę nie jest mój, tylko właśnie Klaudii. To ona wpadła na ten genialny pomysł i naprawdę miałam ogromne wyrzuty sumienia, że go wykorzystuję, ale jak dla mnie był tak genialny i rewelacyjny, że nie mogłam go tutaj nie wpleść… Tak więc kochana DZIĘKUJĘ! I mam nadzieję, że sprawię Ci przyjemność tą małą niespodzianką :).

Wszystkim czytelnikom także serdecznie dziękuję, bo gdyby nie Wy, nie byłoby tego opowiadania. Dziękuję za to, że po prostu jesteście i wspieracie mnie dobrymi myślami i pozytywnym słowem!

Pozdrawiam i całuję,

Leksia

Komentarze

  1. Rozdział jest cudowny! Jak weszłam na Twojego bloga i zobaczyłam, że już pojawił się nowy wpis to aż podskoczyłam z radości! Nie mogę się doczekać, aby się dowiedzieć co teraz będzie z Lily i Jamesem! <3 Mam nadzieję, że w końcu wszystko będzie dobrze :) Pozdrawiam i życzę duuuużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć,

    czytam Twojego bloga już od dłuższego czasu :)
    Ostatnio gdy pojawił się nowy rozdział, musiałam, a właściwie miałam na to ochotę, aby przeczytać Twoją historię jeszcze raz. Śmiałam się, płakałam, wkurzałam w tych samych momentach co wcześniej. Przyjemnie było mi czytać to wszystko po raz kolejny. Teraz mam wszystko na świeżo i mogę podwójnie cieszyć się Twoimi nowymi rozdziałami.
    Życzę mnóstwo weny oraz czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny rozdział, piękna akcja z Jamesem i Lily, mam nadzieję, że tego nie zmarnują, chociaż znając pomysły autorki wszystko jest możliwe

    Życzę weny!
    Kocham to opowiadanie ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne, jesteś mistrzynią! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Leksiu, tym rozdziałem przeszłaś sama siebie. Jestem z Tobą prawie 2,5 roku ale NIGDY nie przeczytałam aż tak realistycznej sceny jak ta z peleryną. Naprawdę aż sama miałam motylki w brzuchu i śmiałam się jak głupia do telefonu. Mam nadzieję że rozdział pojawi się jak najszybciej :-*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nic nie powiem, nic nie napiszę... nie mogę Ci pomóc bo zbieram szczękę z podłogi ;******** <3



    no dobra... napisałam na asku, ale ciii... czytam trzeci raz ;]

    OdpowiedzUsuń
  7. Wchodzisz poczytać komentarze, a tu nowy rozdzialik :D

    W końcu James znalazł mózg, który w ostatnim czasie trochę się chyba zawieruszył ;p

    Lily skacząca z okna to byłby piękny widok dla osób trzecich xD

    Czekam na ciąg dalszy, oby wena dalej dopisywała i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. James dziwnie się zachowywał w tym rozdziale. Ale dobrze, że wymyślił sposób na naprawę relacji z Lily. Podobała mi się końcówka.
    Mam nadzieję, że teraz będzie lepiej między nimi.

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  9. Miło widzieć, że wracasz do regularności w publikacjach rozdziałów. Ten był wyjątkowo udany!
    Podoba mi się umiejętność, z jaką wplatasz do poszczególnych scen drugoplanowe postacie, tak, że nie zapominamy o ich udziale w kreaowaniu fabuły. No i rzecz jasna chylę czoła przed darem sterowania naszymi emocjami!;-) Zawsze czuję się tutaj jak niewidzialny obserwator, który wniknął w głąb Twojej wyobraźni i przeżywa perypetie Lily na własnej skórze, stojąc gdzieś blisko niej.
    Duży plus dla Luke'a, ponieważ w sposób bezbłędny rozszyfrował taktykę Pottera i może nawet wszedł mu na ambicję. W końcu przełamał się do Lily, w końcu przypomina dawnego Jamesa Pottera:-) I co? No właśnie, co dalej? Tłumione uczucia naszych gołąbeczków znalazły ujście pod magicznym materiałem, w zwyczajnym korytarzu... dalekiego jednak od zwyczajności zamku. Ten pocałunek różnił się od innych, coś obiecuje, daje nadzieję na odbudowanie ich relacji. Przepiękna chwila, długo będę ją wspominać. :-)
    Dziękuję, że jesteś z nami, Leksiu. Twoja praca owocuje, cały czas się rozwijasz i trzymam kciuki, abyś wytrwała do końca tej historii, która, wg mnie, prześcignęła wszystkie przeczytane przeze mnie opowiadania poświęcone tematyce FF.
    Nie ustawaj w pisaniu i pozwól nam dalej zachwycać się głębią tkwiącą w Twoim talencie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Genialny!
    Przeżywałam emocje, jakbym tam była razem z nimi w Hogwarcie <3
    Zdecydowanie najlepszy blog o tej tematyce w całym internecie <3
    Pisz dalej! Obyś miała jak najwięcej weny i czasu do tworzenia tego Dzieła!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  11. James wrocil :D nie no genialne... mistrzostwo. Dluuuugo czekalismy na to przelamanie lodu :) dzieki Ci :)

    OdpowiedzUsuń
  12. EPICKOŚĆ!!!!!!!!No ja nie wiem co ja mam nawet powiedziec. czekam na nowy rozdział prosze pisz go i dodawaj bo ja uzależniłam się!!!!

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej. Również mam blogi na blog.pl i również zastanawiałam się nad przeniesieniem tutaj. Możesz mi powiedzieć jak to zrobiłaś. Logowanie , przenoszenia, zachowanie adresu albo zmiana na inny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisz do mnie na gg 6874473 lub na maila lexi44@op.pl

      Usuń
  14. Potrzebując czegoś do poczytania podczas choroby wróciłam do Ciebie po kilku latach. Od razu mi się przypomniało ile frajdy sprawiała mi ta historia. Nadrabiam od 50 i tylko tak "jeszcze jeden rozdział i spać". Dziękuję, ze nie przerwałaś tej przygody! Fajnie piszesz! Czy masz jeszcze jakąś twórczość na swoim koncie?
    Pozdrawiam, Malwina :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej, czekam na twój nowy post, przeczytałam całego bloga i jestem nim bardzo zainteresowana. Dopiero zaczynam swoją przygodę z pisaniem więc zapraszam do mnie ;)
    https://evans-potter-hogwart.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Czekam z utęsknieniem na następny rozdział. Ten był naprawdę magiczny

    OdpowiedzUsuń
  17. No i co. Mamy koniec lutego 2019 roku. Minęło już tyle czasu a wciąż wracam z melancholią na to cudo ♡ prawdopodobnie będę wracała tutaj nawet i do 10 urodzin bloga bo warto czekać na Twoje rozdziały ♡♡♡ ściskam mocno, pozdrów męża i wytargaj za uszy swojego psiaka ode mmie ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)