Patrzeliśmy z Jamesem na czwórkę naszych przyjaciół, którzy leżeli jeden na drugim. Na samym dole Syriusz, a na samej górze Kate. Byłam zła na nich wszystkich, ale nie dlatego, że nas podsłuchiwali, ale dlatego, że po raz kolejny tego dnia byłam bliska pocałunku z Rogaczem, a jednak do niego nie doszło. Cisza z naszej strony chyba zachęciła Blacka do zrobienia z siebie jeszcze większego idioty, ponieważ znowu postanowił otworzyć swoją, jakże uroczą, jadaczkę.
– To znaczy, nie krępujcie się, możecie dokończyć to, co chcieliście zrobić, my sobie tylko popatrzymy. – Łapa wyszczerzył zęby. Lunatyk westchnął ciężko.
– Czy ty zawsze musisz pogarszać naszą, już i tak złą, sytuację? – spytał Remus, przewracając oczami.
– Możecie mi wytłumaczyć, co wy tutaj, do cholery, robicie? – głos Jamesa był fałszywie opanowany.
– Według moich informacji leżymy na podłodze. Ale mogę się mylić. – odparł po raz kolejny Black, obdarzając nas swoim promiennym uśmiechem, a jego dziewczyna zachichotała. W tym momencie miałam ochotę mu wybić wszystkie zęby i nawet nie przejmowałam się faktem, że Kate by mnie zabiła. – Swoją drogą, musimy wstać, bo Glizdek wbija mi łokieć w plecy, a to wcale nie jest wygodne. – mruknął i zaczął się wiercić, w efekcie czego reszta pospadała w akompaniamencie krzyków i jęczenia.
– Patrząc na was mam wrażenie, że zadaję się z bandą półgłówków. – roześmiałam się, a James mi zawtórował. Oni wstali oburzeni, otrzepując ubrania.
– Może i jestem półgłówkiem, ale przynajmniej nie wstydzę się zrobić tego. – odezwał się Black, po czym zręcznym ruchem złapał zaskoczoną Kate, przyciągnął ją do siebie i pocałował, wkładając w to dużo namiętności. I języka. James pokręcił głową z politowaniem, ale i uśmiechem, ja przewróciłam oczami, Remus zachichotał, a Peter gapił się na nich cały czerwony na twarzy. Gdy w końcu Syriusz skończył swoją pokazówkę, Kate stanęła obok niego, nadal obejmowana. Jej oczy iskrzyły się promieniującą radością, policzki były zaróżowiałe, a na ustach błąkał się rozmarzony uśmiech. Musiałam przyznać, że cholernie jej zazdrościłam. – Widzisz Rogaczu jak to się robi? – posłał Jamesowi zawadiacki uśmiech.
– Z miłą chęcią pokazałbym ci jak się całuje dziewczynę, ale po pierwsze nie chcę, żeby Peter zesikał się z podniety, a po drugie nie chciałbym, żeby Lily zemdlała z wrażenia. – odparł mu Potter z błyskiem w oku. Peter zrobił się jeszcze bardziej czerwony, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. Z jednej strony onieśmieliło mnie jego wyznanie, ale z drugiej strony jeszcze bardziej spotęgowało moją tęsknotę za jego ustami.
– Nie chcę cię podpuszczać, ale wątpię, że tak dobrze całujesz, że zwaliłbyś mnie z nóg. – powiedziałam, rzucając mu śmiałe spojrzenie. Wszyscy gapili się na mnie z otwartymi ustami. Sama nie wiedziałam, co mnie skusiło, żeby tak jawnie zachęcać Pottera do pocałunku przy wszystkich, jednak w tym momencie niewiele mnie to obchodziło i nie zamierzałam odpuścić. Ostatni raz całowałam Pottera przed meczem finałowym, a dla mnie to było zdecydowanie zbyt dużo czasu bez kontaktu fizycznego z nim. Potrzebowałam go. Potrzebowałam jak powietrza do oddychania. W tej chwili dotarło do mnie, że to, co do niego czuję jest silniejsze, niż mogłabym się spodziewać. Pomyślałam o Angelinie, która właśnie spędzała wakacje z Jasperem. Wybaczyła mu, bo go kocha. Sama mi wyznała, że, w obliczu nieustannie grożącej nam śmierci w tych niebezpiecznych czasach, jest w stanie mu wybaczyć, bo potem może być za późno. A czy my mieliśmy tyle czasu, żeby bawić się w kotka i myszkę? Tego nie wiedziałam. Tego nikt nie wiedział. Nie wiedzieliśmy, czy umrzemy jutro, czy za tydzień, czy dane nam będzie przeżyć kilka lat. Dlaczego w takim razie miałam zwlekać i wzbraniać się przed pocałunkami z Jamesem, skoro sama tego pragnęłam? Czym różniliśmy się od Kate i Syriusza, że nie mogliśmy tego zrobić przy wszystkich? Czy czyjaś obecność cokolwiek zmieniała? Cały strach i niepewność opuściły mnie i Potter chyba to zobaczył w moich oczach, bo uśmiechnął się pewnie, a uśmiech ten objął również jego orzechowe oczy.
– W takim razie nie będę pytać o twoje pozwolenie. – rzucił i przyciągnął mnie do siebie, po czym zaczął całować. Ostatnim co zauważyłam to rozdziawione gęby Bridge i Blacka i szczerzącego się Remusa, który zakrył oczy Peterowi i zaczął ich wszystkich ciągnąć, aż w końcu usłyszałam jak drzwi zamykają się od drugiej strony. Czyli zostaliśmy sami. Poczułam miękkie wargi Jamesa, które napierały na moje. Nasz pocałunek od samego początku był naszpikowany namiętnością, zbierającą się w nas przez ostatnie tygodnie. To był wybuch emocji, które się w nas kłębiły i które nie dawały mi ostatnio spokoju. Na obojczykach poczułam znajome ciepło, chyba najwyraźniej ze wszystkich razów. James cały czas przewodził i całował mnie tak, jakby miało nie być jutra. Jedną rękę trzymał pewnie na moim karku, a drugą obejmował mocno w pasie, cały czas coraz bardziej przyciskając do siebie, jakby nie chciał nigdy puścić. Zmysłowy taniec naszych języków pieścił nasze podniebienia, sprawiając, że zapanowała nade mną euforia. Przestało się liczyć wszystko, co było wokół i to my staliśmy się centrum wszechświata. Poczułam jak dotykam plecami ściany. Byłam tak pochłonięta pocałunkiem, że nawet nie zauważyłam, że się przemieszczamy. Zaczęłam rękami eksplorować jego tors pod koszulką, co chyba go ośmieliło, bo rękę, którą trzymał mnie w talii, rozpiął guziczki kombinezonu i zaczął nią delikatnie sunąć po moim brzuchu i plecach. Drugą ręką również wodził po moim ciele, przyprawiając mnie o przyjemne dreszcze. Jedną dłoń wsadziłam w jego włosy, pociągając lekko za pojedyncze kosmyki. Nasze wargi pracowały non stop, odkrywając we mnie doznania, których jeszcze nie poznałam. James przygryzł moją dolną wargę delikatnie, a z mojego gardła wydobył się cichy jęk aprobaty, jednak chwilę później znowu wrócił do pocałunku. Czułam napięcie w dole brzucha, które wyraźnie mówiło, że moje ciało domaga się więcej. Złapałam go za biodra i przyciągnęłam tak blisko jak tylko się dało, a wybrzuszenie w jego spodniach dowodziło na to, że on również chce więcej. W tym momencie przerwał nasz szaleńczy pocałunek, od którego dostałam zawrotów głowy i zetknął swoje czoło z moim. Podniosłam powieki i spojrzałam na niego. Jego oczy były zamknięte.
– Jeśli nie przerwiemy w tym momencie, rzucę cię na te łóżko i pójdziemy na całość. – szepnął ochryple. Przesunęłam dłonią po jego policzku.
– To obietnica? – spytałam również szeptem, na co on otworzył oczy i spojrzał prosto w moje. Uśmiechnęłam się przewrotnie.
– Od kiedy ty jesteś taka śmiała, Evans?
– Odkąd mnie tak całujesz. – odparłam rezolutnie, a on w końcu uśmiechnął się.
– To może zacznę to robić częściej? – zapytał.
– Nie narzekałabym, gdyby tak było. – przekrzywiłam głowę, posyłając mu wesołe spojrzenie. W tym momencie wpadło mi do głowy pytanie, które chodziło za mną od rozmowy z Kate. Wiedziałam, że to nie jest zbyt dobry moment na zadanie go, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Przybrałam poważną minę, na co okularnik zmarszczył brwi. Ja zastanawiałam się jak ubrać to w słowa. – Z iloma dziewczynami poszedłeś na całość? – wypaliłam nagle, a jemu mina kompletnie zrzedła. Odsunął się ode mnie gwałtownie, jednocześnie przebijając tę bańkę szczęścia, którą udało nam się stworzyć.
– Skąd takie pytanie? – spytał z twardą nutką w głosie. Odeszłam od ściany i stanęłam bliżej niego, jednak dystans bijący od Pottera był wręcz namacalny.
– Po prostu zastanawiałam się, ile dziewczyn miałeś w łóżku, oprócz Rachel. – powiedziałam spokojnie, wzruszając ramionami.
– Po co? Po to, żebyś mogła się znowu na mnie obrazić i dać kosza, gdy spytam o randkę pewny, że po takim pocałunku się zgodzisz? – wycedził ze złością, a jego słowa były dla mnie jak policzek w twarz. Zamrugałam oczami.
– Rozumiem, że o moim życiu seksualnym możesz wiedzieć wszystko, ale jeśli chodzi o Ciebie, to mam siedzieć cicho i nic nie wiedzieć? Było ich tak mało, czy tak dużo, że się wściekasz i nie chcesz o tym rozmawiać? – odparłam lodowatym tonem. – Wiesz co? Nie odpowiadaj, kompletnie mnie to nie obchodzi. – ominęłam go i wyszłam, trzaskając drzwiami.
– KATHERINE! JEŚLI JESZCZE RAZ TRZAŚNIESZ DRZWIAMI, BĘDĘ MUSIAŁA WYPROSIĆ TWOICH PRZYJACIÓŁ! – dobiegł mnie wrzask matki mojej przyjaciółki. Z pokoju naprzeciwko wypadła rozzłoszczona Kate.
– Mogłabyś łaskawie nie… - przerwała, wybałuszając oczy na mój tułów. Spojrzałam w dół i miałam ochotę palnąć się w łeb. Guziczki mojego kombinezonu były odpięte, a odchylone poły góry ukazywały w całości mój koronkowy biustonosz. Wściekłość wymalowana na jej twarzy ustąpiła miejsca złośliwemu uśmieszkowi. – Widzę, że było naprawdę gorąco. – wyszczerzyła zęby, a ja spiorunowałam ją spojrzeniem i zaczęłam zapinać guziki.
– Masz rację, BYŁO. – podkreśliłam ostatnie słowo. Brunetka podniosła jedną brew i rzuciła mi pytające spojrzenie. W tym momencie z jej pokoju wyszedł Potter, który widząc nas przystanął. – Ale niestety Potter nie całuje tak dobrze, żeby ktokolwiek mdlał z tego powodu. – warknęłam, kierując te słowa bardziej do Rogacza, niż do Kate.
– Ty może nie, ale setki innych dziewczyn owszem. – odgryzł się z chytrym uśmiechem. – Ale widocznie niektórzy nie mają w sobie nawet krzty wrażliwości. – dodał pogardliwie.
– Albo po prostu setki innych chłopaków całuje o niebo lepiej. – wycedziłam, patrząc mu prosto w oczy. Kate stała obok nas i przysłuchiwała się naszej rozmowie z otwartymi ustami. Potter na chwilę ucichł. Już myślałam, że wygrałam tą potyczkę słowną i triumfujący uśmiech wstępował powoli na moje usta, jednak James przerwał ciszę.
– Odpowiadając na twoje pytanie, które zadałaś jak byliśmy sami, nie wiem ile ich było. Po prostu nie liczyłem. – po jego słowach uleciała ze mnie cała złość i po prostu zrobiło mi się przykro. Zapragnęłam być w tym momencie całkowicie sama.
– Nie wiem, co się mówi w takim przypadku. – powiedziałam powoli, nie spuszczając z niego wzroku. – Gratulacje? – dodałam, odwróciłam się w stronę schodów i zaczęłam schodzić. Usłyszałam za sobą jakiś ruch. Odwróciłam się i zobaczyłam Pottera, który ruszył za mną. – Nawet nie próbuj tego robić. – powiedziałam z lodowatym spokojem, co poskutkowało, bo przystanął, patrząc na mnie łagodnym wzrokiem. Odwróciłam się z powrotem i kontynuowałam zejście w dół po schodach.
– Lily, pocze…
– Zostaw ją baranie. – warknęła Kate, przerywając okularnikowi i, jak podejrzewałam, przytrzymując go. – Nie słyszałeś, że chce być sama? Poza tym, nie uważasz, że już zbyt dużo powiedziałeś tą swoją niewyparzoną gębą? – ostra nuta w głosie Kate oznaczała, że wszystko zrozumiała z naszej małej potyczki słownej. Nie dowiedziałam się, co jej odpowiedział chłopak, bo byłam już zbyt nisko. Zeszłam na sam dół i poczłapałam do kuchni, gdzie było tylne wyjście na taras, wychodzący na ogród Bridge’ów. Szłam wzdłuż kamiennej alejki prowadzącej pośród najróżniejszych kwiatów, z których niektóre rozpoznawałam z podręczników do zielarstwa. Było tutaj mnóstwo różnorodnych roślin, które swoimi kolorami tworzyły niezwykłą mozaikę barw. Jednak tym razem nie skupiałam się na pięknie otoczenia. W głowie szumiały mi ostatnie słowa Pottera. Część mnie wierzyła w to, że było to powiedziane pod wpływem emocji, żeby mi dokuczyć i że to nieprawda. Jednak zdecydowana większość mojego mózgu opowiadała się za tym, że Potter nie kłamał i dodatkowo chełpił się swoimi podbojami. Ta druga myśl zepchnęła pierwszą całkowicie w tył głowy i wyciskała ze mnie ostatnie krople dobrego humoru. Nie rozumiałam jakim cudem bajka zamieniła się w koszmar. Doszłam do końca alejki, gdzie zaczynał się ogródek z częścią rozrywkową. Stała tam między innymi ogromna drewniana huśtawka, na której spokojnie mogłoby się pomieścić pięć dorosłych osób. Skierowałam się do niej i usiadłam, po czym zamknęłam oczy przywołując wspomnienie naszego pocałunku w pokoju Kate. To było zaledwie kilkanaście minut temu, a mnie wydawało się, że minęły całe wieki. Wiedziałam też, że mocno przesadziliśmy z tym wybuchem namiętności i aż zarumieniłam się na myśl, że ręce Jamesa tak śmiało eksplorowały mój tułów. Zresztą, ja wcale nie byłam mu dłużna. Na dodatek to wyznanie Pottera… Prawda była taka, że nie chciałam z nim iść na całość, jak sam to określił. Owszem, miałam taką ochotę w tamtym momencie, jednak miałam na tyle jasny umysł, że gdyby czegoś próbował, sama przystopowałabym. Co jednak nie zmienia faktu, że nie jesteśmy nawet parą, a dochodzi między nami do TAKICH pocałunków. Tak, w tym zbliżeniu nie było kompletnie nic z delikatności i niewinności. To było wyznanie naszych ciał, że za sobą tęsknią. Tylko co z tego, skoro wszystko skończyło się tak, jak się skończyło? Przecież spytałam normalnie, bo po prostu chciałam wiedzieć. Czy za każdym razem, gdy się jego spytam o takie rzeczy, wybuchać będzie awantura? Co on ma do ukrycia? Denerwowało mnie to wszystko i nie miałam siły o tym myśleć. Tak bardzo chciałam, żeby między nami było normalnie tak, jak pomiędzy… No właśnie, pomiędzy kim? Przyjaciółmi? Czy my jesteśmy zwykłymi przyjaciółmi? Czy normalni przyjaciele prawie lądują w łóżku? Nagle poczułam się cholernie zmęczona tymi myślami i zapragnęłam wyrzucić je wszystkie z głowy. Ale to wcale nie było takie proste. Powiedziałabym, że wręcz niemożliwe. Westchnęłam i oparłam się o drewniane oparcie huśtawki. Na skórze poczułam delikatny powiew letniego wiatru. Oczy nadal miałam zamknięte i próbowałam zrelaksować się na tyle, żeby nie myśleć o niczym. Nagle poczułam, że ktoś stoi przede mną i patrzy na mnie.
– Kate, chcę być sama. – mruknęłam, nie otwierając oczu.
– Rzeczywiście Kate wspominała, że tak jest. – usłyszałam męski głos. Zdziwiona otworzyłam oczy i mój wzrok padł na bladego chłopaka, który uśmiechał się prawie niezauważalnie.
– Skoro mówiła, że chcę być sama, to w takim razie dlaczego tutaj stoisz, Remusie? – spytałam.
– Właśnie dlatego tutaj jestem, bo chcesz być sama. – posłał mi spojrzenie pełne troski. – Mogę się przysiąść?
– Nie moja huśtawka, więc nie mnie o tym decydować. – wzruszyłam ramionami. – I nie patrz tak na mnie. Ze mną wszystko w porządku. – dodałam niezbyt miło. Lunatyk czasami zachowywał się jak taki dobry wujek. Remus należał do jednych z niewielu, których znam, którzy mieli dobre serce i byli kompletnie bezinteresowni. Zawsze służył pomocą i dobrą radą i nigdy, przenigdy się nie narzucał, po prostu wiedział kiedy jest komuś potrzebny. Jedyną rzeczą, którą mnie w nim często denerwowało, to ciągłe usprawiedliwianie Pottera i reszty bandy. Po części go rozumiałam, bo w końcu byli jego przyjaciółmi. Na dodatek podejrzewałam, że Lunatyk jest tak bardzo wdzięczny, że Huncwoci nie wypięli się na jego, jak to określał James, „futerkowy problem”, tylko bez względu na wszystko nadal się z nim przyjaźnili, że byłby w stanie wybaczyć im wszystko i znaleźć na wszystko usprawiedliwienie. Jednak przez kilka lat wyrządzania mi głupich kawałów przez Jamesa dość nasłuchałam się usprawiedliwień Remusa, który starał się za wszelką cenę zrekompensować krzywdy wyrządzone przez przyjaciela. Lunatyk był człowiekiem o wielkim sercu i wielkiej wierze w ludzi, prawdopodobnie likantropia sprawiła, że nie chciał nikogo skreślać z góry. W jego niebieskich oczach czasami widać było zmęczenie, ale przede wszystkim w jego spojrzeniu dostrzegałam dojrzałość na miarę poważnego czterdziestolatka. Cieszyłam się, że mam kogoś takiego jak on, bo potrafił wysłuchać drugiego człowieka jak nikt inny.
– Wiesz Lily, czasami się zastanawiam, co z wami do cholery jest nie tak, że gdy zostawia się waszą dwójkę całującą się jakby świat miał się kończyć, to zawsze później wychodzi z tego awantura, której nawet nie potraficie określić o co poszła i dlaczego. – powiedział powoli, patrząc przed siebie. Gdy nie doczekał się z mojej strony odpowiedzi, spojrzał na mnie badawczym wzrokiem.
– Wiesz Remusie, czasami się zastanawiam, co z wami wszystkimi do cholery jest nie tak, że gdy my się pokłócimy, to zawsze stajecie na głowie, żeby nas pogodzić. – odparłam i podniosłam głowę, patrząc mu prosto w oczy. Przez jego twarz przemknął się cień zaskoczenia. Chyba nie był przygotowany na taką odpowiedź. – Pozwól, że sama sobie odpowiem. Bo żałosny Potter nawet nie potrafi przyznać się do błędu i boi się przyjść do mnie, żeby porozmawiać normalnie. Lepiej przecież wysłać Lunia, który najpierw odpowiednio spacyfikuje wredną Evans, żeby on miał łatwiejsze zadanie. Prawda?
– W tym momencie poczułem się urażony. – fuknął. – Nikt mnie tutaj nie przysłał. Sam chciałem przyjść. Owszem, Rogacz przyznał się, co powiedział, ale tym razem nie prosił mnie, żebym interweniował.
– Tym razem…
– Tak, tym i większością razów. – przerwał mi. – Przyznaję bez bicia, że czasami, ale podkreślam CZASAMI, zostawałem wysyłany na misję, jak to sama określiłaś, spacyfikowania Evans. Jednak było to jedynie w prawie beznadziejnych przypadkach i mógłbym to policzyć na palcach jednej ręki. – posłałam mu kpiące spojrzenie. – No dobra, może dwóch rąk. Ale nie więcej!
– No dobrze, skoro przyszedłeś z własnej, nieprzymuszonej woli, to proszę wal śmiało. Czekam na wszystkie przemyślenia i uwagi. Czego Potter nie chciał powiedzieć, czego nie miał na myśli i tak dalej.
– Jesteś naprawdę okropna. – skwitował krótko, jednak kąciki ust zadrżały mu lekko, po czym nastała kolejna cisza między nami. – Ale i tak dobrze wiesz o tym, że Rogacz powiedział to tylko po to, żeby cię zdenerwować. Nie ma w tym krzty prawdy. – odezwał się po chwili, a ja roześmiałam się głośno.
– Mógłbyś się przynajmniej postarać w tłumaczeniu Pottera vel Casanovy.
– Dlaczego ty się tego tak wypierasz, Lily? Sama doskonale wiesz, że nie mówił na poważnie, ale upierasz się przy swoim. Znowu uciekasz? Jeśli się przestraszyłaś tego co się między wami wydarzyło, to nikt nie będzie miał do ciebie pretensji, szczególnie James. Tylko przestań ciągle wymyślać nowe powody do kłótni i obrażania się, bo to naprawdę robi się nudne. – tym razem Remus przeszedł samego siebie. Wręcz wytrzeszczyłam oczy, patrząc na niego jak na wariata.
– Nie wierzę w to co słyszę… - zaczęłam cicho, czując jak narasta we mnie złość. – JA się przestraszyłam? JA uciekam?! Możesz mi wytłumaczyć, jak niby miałam się przestraszyć pocałunku, do którego sama doprowadziłam i którego wręcz pragnęłam od czerwca? I skąd wniosek, że to JA wymyślam powody do kłótni?! To on zaczął tę kłótnię, nie ja! Dlaczego zawsze wszystko zwalacie na mnie?! – wstałam i rzuciłam mu wściekłe spojrzenie. – Wiesz co, Lupin? Odczep się ode mnie. Idź sobie do swojego przyjaciela i tym razem spróbuj jego ustawiać pokojowo. I zapewniam cię, że już nie będę wymyślać żadnych powodów do kłótni, bo nawet SŁOWEM się nie odezwę. Ani do tego idioty, ani do ciebie. – odwróciłam się na pięcie i zdenerwowanym wzrokiem odeszłam w stronę domu.
– Lily, poczekaj! – usłyszałam, a kiedy nie zwolniłam kroku, poczułam jak Lunatyk łapie mnie za ramię i odwraca w swoją stronę. – Masz rację, przepraszam. Niepotrzebnie oceniłem całą sytuację, z góry zakładając, że to twoja wina. Przyszedłem tutaj, żebyś mogła z kimś porozmawiać, a nie obwiniać cię.
– No cóż, trochę ci to nie wyszło. – mruknęłam, próbując nadać mojemu głosowi urażony ton.
– Dlatego przepraszam. – wbił we mnie skruszony wzrok i zrobił minę niewiniątka. Nie mogłam się na niego gniewać, gdy tak patrzył na mnie.
– Wyglądasz jak szczeniaczek, który coś przeskrobał. – parsknęłam śmiechem, a on mi zawtórował.
– W końcu mam coś w sobie z psa. – wyszczerzył zęby.
– Raczej z wilka. – pokazałam mu język, a on uśmiechnął się szeroko.
– W takim razie nie pozostaje ci nic innego jak przyjęcie mojego zaproszenia na dziki spacer po ogrodzie. – oznajmił i podał mi ramię, drugą ręką wskazując na wspomniany ogród. Wzruszyłam ramionami i wzięłam go pod rękę, pozwalając się poprowadzić. – W takim razie co się stało gdy zostawiliśmy was samych? – zagadnął parę kroków później. Westchnęłam ciężko.
– Dlaczego chcesz na siłę wałkować ten temat? – spytałam zrezygnowana.
– Lily, Ty i James należycie do garstki najbliższych mi osób. Widzę, że oboje bez siebie żyć nie potraficie i widzę jak cierpicie, gdy jeden rani drugiego. Macie się ku sobie i od szczęścia dzieli was zaledwie jeden krok, którego, z niewiadomych mi powodów, oboje unikacie jak ognia. Chciałbym, żebyście po prostu byli szczęśliwi, a wy, na własne życzenie, odpychacie się od siebie… - odpowiedział spokojnie.
– Tak to widzisz? – spytałam zaskoczona.
– Tak to widzą wszyscy. – spojrzał na mnie tym swoim troskliwym wzrokiem. Westchnęłam ciężko.
– Szczerze ci powiem, że ja też mam już dość tej zabawy w kotka i myszkę. – przyznałam cicho.
– W takim razie odpuść tą kłótnię. Wiem, że James palnął znowu głupią rzecz pod wpływem emocji, ale zapewniam cię, że to nie jest prawda. Nie szkoda ci czasu na kolejną wojnę? Moim zdaniem powinnaś być kolejny raz tą mądrzejszą osobą i po prostu przestać się gniewać na niego. Jesteśmy wszyscy młodzi, ale żyjemy w ciężkich czasach. Zobacz na Kate i Syriusza, oni borykali się z gorszymi problemami i wyczyniali sobie nawzajem dużo gorsze rzeczy, a jednak suma summarum są ze sobą i powiedz mi, czy nie wyszło im to na dobre? Nie pozwól, by jedna, idiotyczna odpowiedź Rogacza znowu oddaliła was od siebie po tylu krokach w dobrą stronę. Ciągle robicie dwa kroki w przód i jeden w tył, zamiast robić wszystkie trzy do przodu. Przemyśl to sobie, Lily. Na spokojnie. – po jego monologu zapadła cisza. Przystanęliśmy nad małym oczkiem wodnym, ukrytym wśród przeróżnych kwiatów, do którego prowadziła wąska ścieżka z wbitych w ziemię kamieni. Puściłam ramię Remusa i kucnęłam, jedną ręką obejmując kolana, a drugą wodząc po powierzchni wody.
– Chyba masz rację Remusie. – mruknęłam trochę niewyraźnie, jednak z jego delikatnego uśmiechu byłam pewna, że mnie zrozumiał. – Tym razem dam sobie spokój. Po pierwsze nie będę sobie i wam psuła wakacji, a po drugie mam naprawdę serdecznie dość tej dziwnej sytuacji pomiędzy mną, a nim. Chciałabym, żebyśmy się jakoś określili… Teraz jesteśmy zbyt blisko siebie, by być przyjaciółmi, jednak zbyt daleko, żeby być parą. Brakuje nam tego jednego kroku, o którym mówiłeś i chyba na nim się skupię, a częściowy brak mózgu u Pottera będę musiała jakoś przeżyć. – kontynuowałam, a Remus zaśmiał się krótko.
– Cieszę się, że masz oleju w głowie za was dwóch. – mówiąc to kucnął obok mnie i posłał mi pogodny uśmiech, który odwzajemniłam. Między nami po raz kolejny zapanowała cisza, jednak tym razem nie była ona niezręczna. W zasadzie to ja oddałam się swoi myślom, które poświęcone były temu, co powiedział mi Remus, a on przypatrywał mi się z zainteresowaniem wymalowanym na twarzy. Wróciłam myślami do rzeczywistości i spojrzałam na twarz przyjaciela, która nie nabrała jeszcze całkowicie żywych kolorów po niedawnej pełni.
– Dziękuję za tą rozmowę Remusie. – odezwałam się, posyłając mu ciepłe spojrzenie. – Dzięki tobie uświadomiłam sobie kilka rzeczy. Cieszę się, że mam takiego przyjaciela jak ty. – dodałam, kładąc dłoń na jego przedramieniu.
– Zawsze do usług. – Lunio wyszczerzył zęby. – To co, wracamy do nich? – spytał, a ja w odpowiedzi pokiwałam głową i wstałam. Chłopak zrobił to samo i skierowaliśmy się w stronę domu. Im bliżej niego byliśmy, tym większe były moje obawy, co do postanowionej rzeczy. Bo w sumie co ja niby miałam zrobić, żeby „pogodzić” się z Potterem? – Czym się tak zadręczasz? – spytał, chyba widząc moją strapioną minę, którą próbowałam przed nim ukryć.
– Niczym. – odparłam, a on spojrzał na mnie powątpiewająco. W tym momencie doszliśmy do drzwi w kuchni, które otworzył przede mną i puścił przodem.
– Przecież widzę, że…
– Dajmy temu spokój. – przerwałam mu i uśmiechnęłam się. – Po prostu chodźmy do reszty, bo zaraz nas zaczną szukać. – dodałam, a on wzruszył ramionami i podążył za mną przez kuchnię do holu, gdzie przystanęłam, zauważając coś dziwnego przy schodach. Mianowicie stały tam cztery ogromne, czarne kufry. Lunatyk zrównał się ze mną i również zaczął przyglądać bagażom.
– Jak myślisz, czyje to? – spytał.
– Nie wiem Lunio, ale pewnie za chwilę się dowiemy. – mruknęłam w odpowiedzi i zaczęłam wchodzić na górę po schodach, a on ze mną. W końcu dostaliśmy się na piętro, na którym znajdowały się nasze pokoje. Z pokoju, gdzie mieszkali chłopcy dochodziły jakieś ożywione rozmowy. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka, sprowadzając tym samym na siebie sześć par oczu. Zaraz, zaraz… sześć? Rzeczywiście, w pokoju znajdowało się sześć osób. Kate, Syriusz, James i Peter oraz dwójka nieznanych mi nastolatków – chłopak i dziewczyna. Obydwoje byli na oko w naszym wieku i od razu mogłam stwierdzić, że byli rodzeństwem. Dziewczyna miała nieco egzotyczną urodę, czarne, długie włosy spływały prostymi kosmykami na plecy i ramiona, a duże, czekoladowe oczy otoczone były gęstymi rzęsami. Jej cera miała co najmniej o dwa tony ciemniejszy odcień niż typowego Brytyjczyka. Figurę miała oczywiście nienaganną i była z niej naprawdę niezła laska, jakby to określił Syriusz. Ubrana w obcisłą, dżinsową miniówkę na luźnych szelkach i krótką bluzeczkę odkrywającą jej płaski brzuch, wyglądała olśniewająco i prawdopodobnie zdawała sobie z tego sprawę, bo jej wzrok i postawa były pewne siebie. Chłopak natomiast wyglądał jak męska kopia swojej (prawdopodobnie) siostry w krótkich włosach, co czyniło z niego takiego „ślicznego chłopaczka”. Był szczupły, wręcz chudy, a na głowie miał starannie ułożone przydługie włosy. W zasadzie to wyglądały jakby mozolnie układał je godzinami po pojedynczych kosmykach. Ubrany był w dość obcisłe, jak na chłopaka, dżinsy, trampki za kostkę i łososiową koszulkę.
– Cześć. – odezwałam się jako pierwsza, przerywając ciszę.
– W końcu jesteście. – mruknęła Kate, która była wyraźnie w złym humorze. – Pozwólcie, że wam przedstawię moich kuzynów. – dodała tonem mówiącym, że wcale nie ma ochoty tego robić. – To jest Natalie, a to Patrick. – wskazała tamtą dwójkę i posłała mi spojrzenie pt. „musimy porozmawiać”. – A to jest Lily i Remus. – zwróciła się do kuzynostwa. Czułam na sobie świdrujący wzrok olśniewająco pięknej kuzynki Kate, Patrick natomiast nawet na mnie nie zatrzymał wzroku, tylko prześlizgnął się po mnie i lustrował Remusa. Przez chwilę między nami wszystkimi wisiała gęsta cisza, jednak po chwili przypomniałam sobie z jakim zamiarem weszłam do tego pokoju i mój wzrok powędrował w stronę okularnika. Czekoladowe oczy Natalie powędrowały za moimi i wtedy zdałam sobie sprawę, że stoi ona zaraz obok Jamesa, a swoją rękę trzyma na jego ramieniu. Zmrużyłam oczy, automatycznie przestawiając się w bardziej pewną siebie postawę i chcąc-nie chcąc wykluła się we mnie wrogość wobec tej dziewczyny, chociaż nic złego nie robiła. Jeszcze. Potter obserwował mnie uważnie i chyba zauważył moją reakcję, bo uśmiechnął się dziwnie, jakby do siebie. Odchrząknęłam znacząco.
– James, mogę cię prosić na słówko? – starałam się brzmieć naturalnie i bez emocji, jednak wyczułam ostrą nutkę kryjącą się w moim głosie, którą pod koniec pytania maksymalnie stłumiłam.
– James teraz nie może, bo obiecał, że pomoże mi przy wnoszeniu bagaży. – nie tyle odpowiedziała, co oznajmiła Natalie. Jej głos był wręcz lepki od słodkości, ale bardzo zdecydowany, czym chyba chciała zaznaczyć, że to jest już postanowione.
– A ty co, jego adwokat? – odezwałam się, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Nie spędziłam z tą dziewczyną nawet minuty w jednym pomieszczeniu, a już jej nie potrafiłam ścierpieć. A szczególnie jej idealnego w każdym calu ciała. Cholera, czy wszyscy Bridge’owie mają taką boską urodę?
– Co to jest adwokat? – spytał Peter, który chyba jako jedyny w tym pomieszczeniu nie wyczuwał napięcia wiszącego między nami.
– Nieważne Peter. – mruknęłam, machając ręką. – To co, Potter? Możesz poświęcić mi minutę? – znowu zwróciłam się do bruneta, który uśmiechnął się czarująco, a zarazem podejrzanie.
– Naprawdę chciałbym Evans, ale niestety obiecałem Natalie pomoc. Jak dobrze wiesz, jestem dżentelmenem, więc nie mogę odmówić kobiecie. – odpowiedział, udając skruszonego, jednak doskonale wiedziałam, że świetnie się bawi. Dostrzegłam błysk triumfu w oczach kuzynki Kate i miałam ochotę rzucić w nią jakąś porządną klątwą.
– Mówiłam przecież. – rzuciła dziewczyna lekkim tonem i ruszyła do wyjścia, a za nią Potter z przylepionym do twarzy tajemniczym półuśmiechem. Mijając Syriusza zdawało mi się, że puścił mu oczko, jednak nie wiedziałam, czy naprawdę to zrobił, czy tylko chciałam, żeby tak było. Nie potrafiłam określić, o co mu chodzi. Czy specjalnie lata za Natalie, żeby mi zrobić na złość, czy naprawdę mu się ona podoba? Pfff… co ja wygaduję… Przecież ona NIE MOGŁA się nie podobać. W momencie, gdy zatrzasnęły się za nimi drzwi, ja poczułam okropne ukłucie zazdrości. Jeszcze gorsze niż wtedy, gdy Potter odchodził z Rachel. Poczułam, że wszyscy się na mnie gapią, więc podniosłam wzrok.
– A wy co się tak gapicie? – warknęłam tonem, którego raczej nie chciałam używać przy obcym mi Patricku, będącym na dodatek bratem piękności spędzającej właśnie czas z obiektem moich westchnień.
– Ojojoj, ktoś tutaj chyba jest nieźle zazdrosny o tego przystojniaka. – odezwał się wspomniany wyżej chłopak. Miał bardzo… eee… mało męski głos, który miałam wrażenie, że specjalnie zmienia. – Szkoda, że tamten cukiereczek woli dziewczyny, ale widzę, że mam tutaj jeszcze jedno ciasteczko do schrupania. – dodał trzepocząc długimi rzęsami i spoglądając wręcz głodnym wzrokiem na Syriusza, który w tym momencie wyglądał na przerażonego. Nie wiedziałam, czy bardziej miałam ochotę rozerwać na kawałeczki Natalie, czy wybuchnąć śmiechem na widok miny Łapy. Kate nie miała takich dylematów, bo po prostu zaczęła śmiać się jak głupia.
– To my cię Patricku zostawimy z chłopakami, żebyście się mogli BLIŻEJ poznać, a ja porywam Lily na małą pogawędkę. – oznajmiła, gdy się w końcu uspokoiła, porwała mnie za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia. Przez domykające się drzwi zdążyłam jedynie odnotować ucieszonego kuzyna Kate, powstrzymującego się od śmiechu Remusa i przerażonego Blacka. Moja przyjaciółka pociągnęła mnie do swojego pokoju, gdzie zamknęła drzwi i spojrzała na mnie.
– Dlaczego twoja kuzynka dobiera się do mojego Jamesa? – wypaliłam, czym chyba ją zszokowałam. Siebie zresztą też.
– Twojego Jamesa? – Bridge wyszczerzyła zęby i podniosła brwi w jednoznacznym geście. – Przed chwilą nie chciałaś go widzieć na oczy. Coś się zmieniło?
– Owszem, zmieniło się to, że jakaś laska, wzięta prosto z mugolskiego wybiegu dla modelek, wręcz pożera go wzrokiem. I nie tylko wzrokiem. – mruknęłam posępnie.
– Widzę, że ty również nie polubiłaś mojej cudownej kuzynki Natalie. – jeśli Kate zrezygnowała z gnębienia mnie po takim wyznaniu to znaczyło tylko i aż tyle, że naprawdę jest zła. – Gdy byłaś z Lunatykiem w ogrodzie matka zawołała mnie na dół, a jak zeszłam okazało się, że Natalie i Patrick przyjechali nie wiadomo po co i nie wiadomo na jak długo. I o ile z tym drugim mogą być niezłe jaja, o tyle ta pierwsza wyraźnie podnosi u mnie skłonności do agresji. – mówiąc to wzdrygnęła się.
– A co takiego ci zrobiła Natalie, że jej tak nie cierpisz? – spytałam zaciekawiona, siadając na ogromnym łóżku.
– Wystarczy ci argument, że po prostu istnieje? – lokata usiadła obok mnie, a ja parsknęłam śmiechem.
– W zupełności. – odparłam, a ona uśmiechnęła się lekko.
– A tak całkiem serio to jest wredną żmiją, bez manier, bez wyrachowania i bez sumienia, która świetnie potrafi udawać ułożoną i dobrze wychowaną panienkę, przez co moja matka ją uwielbia i zawsze porównuje mnie do niej, że mogłabym być taka jak ona bla, bla, bla… Nie chcę być wredna Lily, ale przynajmniej tyle dla mnie dobrze, że przyczepiła się akurat do Jamesa, a nie do Syriusza. – rzuciła mi przepraszające spojrzenie, jednocześnie szczerząc zęby.
– Naprawdę świetna z Ciebie przyjaciółka. – warknęłam sarkastycznie, a ona pokazała mi język.
– Pociesz się, że ja się z nią użerałam pół życia, Ty będziesz musiała tylko przez kilka dni.
– A co z tym Patrickiem? – spytałam zmieniając temat, a ona spojrzała na mnie pytająco. – Powiedziałaś, że z nim może być zabawnie. – wyjaśniłam, a ona zaczęła się śmiać.
– Bo widzisz, Patrick jest gejem i leci na wszystko, co się rusza i jest rodzaju męskiego. – wyszczerzyła zęby. – A dzisiaj w oko wpadł mu… Syriusz. – parsknęła śmiechem, a ja za nią. – Wiesz, już sama mina Blacka wywołuje u mnie niekontrolowany śmiech, a co dopiero jak przez kilka dni będzie musiał odganiać od siebie natrętnego i napalonego mężczyznę. – dodała, czym wywołała u mnie kolejną salwę śmiechu.
– A ty nie zamierzasz nic zrobić, żeby pomóc swojemu chłopakowi? – spytałam, a ona pokręciła głową, szczerząc zęby w szatańskim uśmiechu.
– Zamierzam mieć ubaw po pachy i obserwować jak broni swojego męskiego ego. – odparła, próbując brzmieć poważnie. – A co do Jamesa… - zaczęła, ale przerwała, bo w tym momencie drzwi się otworzyły, a w nich stanął właśnie James.
– Lily, podobno chciałaś ze mną porozmawiać. – powiedział i spojrzał na mnie wyczekująco, sprawiając, że moje serce zabiło trzy razy szybciej.
– To może ja was zostawię samych. – Kate wstała, posłała mi jednoznaczny uśmiech i ukradkiem pokazała kciuk w górę, po czym zniknęła, zamykając za sobą drzwi od drugiej strony.
– O proszę, pan James-Dżentelmen-Potter znalazł dla mnie chwilę czasu. Jakie to uprzejme z twojej strony. – odezwałam się ironicznie, nadal siedząc na łóżku Kate. Na jego ustach automatycznie pojawił się charakterystyczny, pewny siebie uśmiech.
– Jesteś zazdrosna. – stwierdził zadowolony.
– Ja? Nie mam o co. A raczej o kogo. – patrzyłam na niego twardo, nawet nie mrugając.
– Mówisz o Natalie? Śmiała teza. Według mnie jest świetną laską. – wiedziałam, że się ze mną droczy, ale mimo to zacisnęłam ze złości zęby tak mocno, że aż zabolały.
– Mówię o tobie, nie o Natalie. – imię kuzynki Kate ledwo przeszło mi przez gardło. Musiałam przyznać, że miał nade mną ogromną przewagę. Zazdrość wylatywała z każdej dziurki mojego ciała i była wręcz namacalna. Potter roześmiał się lekko i zbliżył się do mnie.
– Nie będę cię już pogrążał w tym temacie. – na jego twarzy ciągle błąkał się pewny siebie, cholernie seksowny uśmiech. Wiedziałam co to oznacza. Oznaczało to, że James jest teraz uwodzącym Jamesem i będzie próbował mnie jakoś urobić. Ale tym razem nie miałam zamiaru mu dać tej satysfakcji.
– Och, dziękuję za łaskę. – odparowałam.
– Chciałaś o czymś ze mną porozmawiać... – przekrzywił głowę, spoglądając na mnie spojrzeniem, w którym czaiły się wesołe iskierki. Chwilę się nad czymś zastanowił, po czym ruszył w moją stronę i usiadł obok mnie tak blisko, że stykaliśmy się ramionami. – …więc słucham cię, Evans. – dokończył prawie szeptem. Ciarki przeszły mnie po plecach. Prawda była taka, że uwielbiałam być blisko niego, czuć go obok, roztaczającego wokół siebie delikatny, ledwo wyczuwalny, ale tak charakterystyczny dla niego zapach – mieszankę męskich perfum, proszku do prania i mydła. Uwielbiałam czuć go obok, bo wtedy czułam się bezpieczna, jednak tym razem nie chciałam ulegać jego sztuczkom, dlatego niechętnie odsunęłam się nieznacznie od niego.
– To nic ważnego Jam… Potter. – odparłam, a jego uśmiech poszerzył się nieznacznie. Musiałam wziąć się w garść. Odchrząknęłam i odważyłam się spojrzeć na niego. – Po prostu chciałam ci powiedzieć, że nie chcę się kłócić z tobą i w związku z tym pogodzić się. – starałam się mówić obojętnym tonem i chyba mi to nawet wychodziło. Co prawda chciałam mu powiedzieć o wiele więcej, jednak na tyle zdenerwowała mnie sytuacja z Natalie, że odpuściłam sobie głębsze wyznania. On podniósł brwi w geście zdziwienia.
– I tylko tyle? – spytał… rozczarowany?
– A chciałeś coś więcej usłyszeć? – spytałam przesadnie przyjacielskim tonem.
– Myślę, że doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że chciałem. – wyznał. Cholera. Nie lubiłam, gdy mówił takim tonem takie rzeczy, bo wtedy odzywała się we mnie ta część Lily Evans, która szaleje za Jamesem Potterem.
– A cóż takiego chciałbyś usłyszeć?
– To, co chciałabyś mi powiedzieć. – odparł, nie powstrzymując cisnącego się na usta szerokiego uśmiechu. Ja również uśmiechnęłam się nieznacznie.
– Oj Potter, Potter, ale mącisz. – pokręciłam głową z uśmiechem i wstałam. – Czyli co, zapominamy o dzisiejszej kłótni? – rzuciłam mu pytające spojrzenie.
– Jakiej kłótni? – on również wstał, będąc niebezpiecznie blisko mnie, trącając mnie palcami. Wiedziałam, że próbuje mnie sprowokować.
– W takim razie należy ci się nagroda za szybkie załatwienie sprawy. – szepnęłam, będąc bardzo blisko niego. W odpowiedzi mruknął coś niezrozumiale. Stanęłam na palcach i zbliżyłam się do jego ust, czując jak łomocze mi serce. I gdy nasze usta dzielił zaledwie milimetr odsunęłam się na bok, składając na jego policzku delikatny pocałunek, po czym odsunęłam się z niewinnym uśmiechem. – To co, idziemy do reszty? – spytałam już normalnym tonem. Na początku patrzył na mnie ogłupiały, a później zacisnął usta i zmrużył oczy. – Coś nie tak? – spytałam jakby nigdy nic, powstrzymując się od śmiechu.
– 1:0 dla ciebie Evans, ale gra się jeszcze nie skończyła. – rzucił już mniej naburmuszony i zrównał się ze mną.
– Nie przeżywaj tak. – potargałam mu włosy, robiąc jeszcze większy bałagan, po czym ruszyliśmy razem w stronę drzwi, które przede mną otworzył. – No patrz, a ja myślałam, że dżentelmen się w tobie odzywa tylko wtedy, gdy w pobliżu jest Natalie. – pokazałam mu język i wyszłam z pokoju Kate.
– Bo przy tobie odzywają się we mnie całkowicie inne instynkty. – rzucił żartobliwie, a moje motylki w brzuchu wykonały potrójne salto.
– Panie Potter, czy pan ze mną flirtuje? – zatrzepotałam teatralnie rzęsami, próbując rozładować atmosferę, która z powrotem robiła się gorąca. Zdecydowanie musieliśmy wejść do ludzi.
– Ależ absolutnie, od prawie czterech lat w ogóle nie przyszło mi to na myśl. – mruknął poważnym tonem, a ja zaśmiałam się wesoło. W momencie, gdy okularnik zamykał za nami drzwi sypialni Kate, z pokoju chłopaków wyszła Natalie, którą wryło na nasz widok. Żeby ją jeszcze dobić, zmniejszyłam odległość pomiędzy mną, a Jamesem tak, że stykaliśmy się na całej długości rąk. Nie mogłam nie ukryć uśmiechu, który cisnął mi się na usta, gdy zobaczyłam jej minę. Sekundę później z tego samego pokoju wyszła Kate.
– Słyszeliście dobrą nowinę? – wyszczerzyła zęby lokata. – Jedziemy nad morze! – oznajmiła entuzjastycznie.
– Kiedy? Jak? Gdzie? – spytałam zdziwiona.
– Do MOJEGO domku nad morzem. – odezwała się po raz pierwszy Natalie dumnym tonem.
– Już, teraz, za chwilę. – dodała Kate i klasnęła w dłonie. – Więc Lily w tył zwrot i pakuj manatki. – moja przyjaciółka wyminęła swoją kuzynkę i popchała mnie z powrotem do jej pokoju, posyłając Jamesowi wyszczerzony uśmiech. – A ty się tak nie patrz, tylko idź się pakować Rogacz. – dodała zanim zamknęła za nami drzwi.
– Morze…? Serio? – spojrzałam na Kate pytająco, a ona pokiwała entuzjastycznie głową.
– Morze, plaża, piasek, słońce! Tak, tak, tak! – klasnęła w dłonie podekscytowana jak małe dziecko.
– Do domku od Natalie? Co to za domek? – usiadłam na łóżku, obserwując jak Kate wrzuca do ogromnej walizki pełno ciuchów.
– Uściślając to nie od niej, tylko od jej i Patricka rodziców. Wiem, że Natalie jest straszną jędzą, ale skoro już i tak musimy ją znosić, to dlaczego by nie skorzystać z dużo lepszego krajobrazu, który oferuje? Pomyśl tylko, będziemy cały dzień wylegiwać się na plaży pijąc drinki z parasolkami. Czyż to nie cudowne? – pod koniec swojej wypowiedzi westchnęła i popatrzyła na mnie rozmarzonym wzrokiem. Jednak gdy nie doczekała się jakiejkolwiek odpowiedzi z mojej strony, zmarszczyła brwi i przestała się pakować. – Co znowu Lily?
– Dobrze wiesz co. – odburknęłam. – Wcale mi nie po drodze gdziekolwiek jechać z tą całą Natalie i jej chrapką na Jamesa. A już w szczególności na plażę, gdzie będzie paradować przed nim prawie gołym, zgrabnym tyłkiem. A znając Pottera, będzie się na nią gapił z wywieszonym jęzorem.
– Nie wiem czy zauważyłaś, ale ostatnio na plaży to właśnie za tobą latał z wywieszonym jęzorem i nie mógł oderwać wzroku od twojego prawie nagiego, zgrabnego tyłka. – odparła całkowicie niewzruszona moim narzekaniem. – Więc czy ci się to podoba, czy nie Potter leci na ciebie i nikogo więcej i przestań proszę robić z siebie łamagę, która nie potrafi walczyć o swoje. Gdzie się podziała ta zadziorna Evans, która, gdy ktoś wszedł jej w drogę, potrafiła zabić samym wzrokiem? A jeśli James będzie flirtować z tą flądrą, to doskonale wiesz, że tylko i wyłącznie po to, żebyś była zazdrosna. – już otwierałam usta, żeby jej odpowiedzieć, ale nie dane mi było, bo Kate chyba nie miała zamiaru się ze mną patyczkować. – Nie chcę słyszeć żadnego marudzenia Evans. Zacznij się w końcu pakować, bo za chwilę pojedziesz tak jak stoisz. I wcale nie żartuję. Jedziemy nad morze, gdzie będziemy się świetnie bawić, opalać, kąpać, pić, tańczyć i korzystać z życia, zanim nas wszystkich powybijają Śmierciożercy. Jesteśmy piękne, młode i atrakcyjne, dlatego nie możemy tracić czasu na wieczne narzekanie tak jak ty to robisz. Od tego momentu nie chcę od ciebie słyszeć żadnego marudzenia, ględzenia i smędzenia na jakikolwiek temat i koniec kropka. – puściła mi surowe spojrzenie, po czym nałożyła na nos swoje ogromne okulary i uśmiechnęła się szeroko. – Zawsze chciałam spróbować seksu na plaży, a teraz będę mogła to spełnić. – klasnęła w dłonie, a ja zaczerwieniłam się. – Na litość boską, Lily! Ile ty masz lat, że nie mogę z tobą swobodnie porozmawiać na te tematy. – wywróciła oczy do góry i pokręciła głową z niedowierzaniem. – Mógłby cię James w końcu zaciągnąć do łóżka, to może trochę byś wyluzowała. – dodała, za co oberwała w głowę moją kosmetyczką. – Ej! – oburzyła się, a ja parsknęłam śmiechem, kończąc w ten sposób jej nudny monolog.
***
Domek nad morzem wcale nie okazał się typowym domkiem letniskowym… Nazywanie tego budynku „domkiem” było wielkim niedopowiedzeniem, bowiem okazało się, że jest to wiejska willa na uboczu, której rozmiary znacznie przekraczały dom moich rodziców. Dwupiętrowy budynek miał swój ogródek, dwie kuchnie, cztery łazienki, osiem sypialni, jadalnię i ogromny pokój gościnny, w którym znajdował się kominek. Wszystko było urządzone w nowoczesnym stylu i wyglądało na nieużywane. Do plaży mieliśmy dosłownie dwie minuty spacerem, a z ogromnego przeszklenia w salonie rozlegał się cudowny widok na morze. Sam dom swoją barwą o odcieniu kości słoniowej wtapiał się w białe klify, które tworzyły bajeczne tło, a zielony bluszcz pnący się delikatnie gdzieniegdzie po ścianach oraz wyeksponowane drewniane elementy konstrukcyjne, stanowiły kolorystyczny kontrast dla tej kompozycji bieli. Wszystko razem wyglądało rodem jak z pocztówki, którą mugole wysyłali jako pamiątki dla najbliższych znad morza. Naprawdę można było się zakochać w tym widoku. W środku natomiast dominowało drewno, cegła i biel, które idealnie komponowały się z błękitem morza i nieba. Gdy w milczeniu podziwiałam piękno architektury i natury, które wzajemnie się uzupełniały, byłam tak zafascynowana, że nawet nie przeszkadzało mi przechwalanie się Natalie na temat domu. Każdy dostał swój pokój, przy czym Kate i Syriusz zamówili sobie wspólną sypialnię. Trochę byłam naburmuszona, że zostawiła mnie samą, ale z drugiej strony potrafiłam zrozumieć, że pierwszy raz mieli okazję legalnie spać ze sobą w jednym łóżku, bez obawy, że ktoś ich przyłapie, dlatego nie pokazywałam tego. Dostał mi się pokój tuż obok gołąbeczków, ale oczywiście najdalej od Jamesa. A pokój tuż obok niego wzięła sobie Natalie, co nie było żadną niespodzianką. Zaraz po przyjeździe Kate i Syriusz zamknęli się w swojej sypialni i nie wychodzili z niej przez prawie godzinę. W tym czasie my wszyscy, za rozkazem jej królewskiej piękności, poszliśmy na plażę. Przewidując doskonale co się będzie tam działo, zabrałam ze sobą opasły tom Zaawansowanej Transmutacji i wygodnie rozłożyłam się na kocu, ku zdziwieniu wszystkich tam obecnych.
– Ty chyba sobie żartujesz… - zaczął James, stanąwszy nade mną.
– Nie, nie żartuję. Chcesz dołączyć? – spytałam, nie zaszczycając go spojrzeniem.
– Mogę dołączyć, ale tylko po to, żeby robić z tobą o wiele przyjemniejsze rzeczy. – odparował śmiało, a ja spaliłam buraka. Nagle nad nami ktoś chrząknął znacząco. Dopiero wtedy podniosłam głowę i spojrzeliśmy obydwoje na Natalie, która uśmiechała się sztucznie, w ręku trzymając krem do opalania. Już wiedziałam co się szykuje.
– James, pozwolisz? – spytała słodko, wyciągając w jego stronę rękę z kremem. Błyskawicznie podniosłam się do pozycji siedzącej.
– Jak tylko skończy ze mną. – odpowiedziałam za okularnika i posłałam jej równie sztuczny uśmiech. Potter spojrzał na mnie zdziwiony i już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale pociągnęłam go za rękę i wcisnęłam w dłonie olejek do opalania.
– No proszę Evans jaka ty potrafisz być zaborcza. – wyszczerzył zęby i zabrał się za wsmarowywanie kremu w moje ciało. Wściekła brunetka odeszła bez słowa na swój koc i co chwilę spoglądała na nas zazdrosnym wzrokiem. – Jeden zero dla ciebie. – szepnął mi do ucha James, sprawiając, że przez kark przeszły mnie przyjemne dreszcze. – Całkiem przyjemnie się patrzy jak dwie fajne laski rywalizują o mnie. – zaśmiał się cicho, a ja prychnęłam.
– Niedoczekanie twoje. Nie mam zamiaru z nikim rywalizować. – powiedziałam, starając się zachować obojętny ton.
– Bo doskonale wiesz, że nie musisz. – szepnął znowu tuż przy moim uchu, a później musnął je ustami. Serce zabiło mi kilkakrotnie szybciej, a na karku znowu poczułam ciarki.
– Gdy będziesz ją smarował też ją tak zbajerujesz? – odwróciłam się twarzą w jego stronę i spojrzałam mu w oczy. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka cali.
– Raczej nie. – odparł powoli, uśmiechając się nieznacznie.
– Raczej… - powtórzyłam za nim niezadowolonym tonem i odsunęłam się od niego. Chłopak wstał i spojrzał na mnie z góry.
– Lubię jak jesteś o mnie zazdrosna. – wyszczerzył zęby i odszedł. Uśmiechnęłam się sama do siebie i pokręciłam głową, po czym wróciłam do swojej lektury. Kątem oka jednak bacznie obserwowałam jak Potter energicznie smaruje plecy Natalie. Ku mojemu zadowoleniu, ciągle spoglądał w moją stronę, a gdy przyłapał mnie na zerkaniu, puścił mi oczko i czarujący uśmiech, który automatycznie odwzajemniłam, po czym wróciłam do swojej lektury. Nie minęła chwila, a ktoś z hukiem zatrzasnął mi książkę przed nosem. Podniosłam głowę i napotkałam szare oczy i bestialski uśmiech.
– Evans, chyba nie powiesz mi, że przyjechałaś nad morze po to, żeby czytać te nudne… coś. – chłopak spojrzał z obrzydzeniem na moją lekturę.
– Widzę, że gołąbeczki w końcu się nacieszyli sobą. – odparłam złośliwie.
– Widzę, że ktoś tutaj jest zazdrosny. Jak chcesz Evans, to następnym razem możesz do nas dołączyć. – wyszczerzył zęby, jednak nie na długo, bo Kate trzepnęła go w ucho. Zaśmiałam się głośno z miny Syriusza, a ona przewróciła oczami, po czym rzuciła na mój koc swoją wielką torbę i zaczęła się rozbierać, natomiast Syriusz poszedł do reszty chłopaków, którzy wygłupiali się w morzu.
– Lily, serio? – moja przyjaciółka westchnęła, spoglądając na książkę leżącą przede mną.
– O co ci chodzi? Łączę przyjemne z pożytecznym, czyli opalam się i czytam. Nie widzę w tym nic złego. – fuknęłam.
– Poza tym, że podczas gdy ty czytasz, Natalie klei się do Pottera. – po jej słowach odwróciłam się w stronę kąpiących się przyjaciół. Rzeczywiście kuzynka Kate była uwieszona na ramieniu Jamesa i coś mówiła. Wzruszyłam ramionami, udając, że wcale mnie to nie martwi. Nie miałam okazji się nad tym zastanowić, bo moją uwagę zwróciła inna… „para”.
– No cóż, a podczas, gdy ty mi prawisz morały, Patrick klei się do Syriusza. – odparłam i zaczęłam chichotać. Kate spojrzała stronę morza, gdzie jej kuzyn uwiesił się na ramieniu Syriusza i gładził go po policzku palcem. Nie widziałyśmy z tej odległości miny Syriusza, ale podejrzewałam, że to musiał być bezbłędny widok.
– Widać, że są rodzeństwem. – zaśmiała się moja przyjaciółka. – Mają takie same metody… podrywania. – wyszczerzyła zęby. Biedny Łapa próbował się oderwać od natarczywych prób podrywu Patricka, podczas gdy trójka jego najlepszych przyjaciół zaśmiewała się w najlepsze. Patrickowi chyba to jednak nie przeszkadzało, bo nadal niestrudzenie kleił się do Blacka.
– Może mu pomożemy, skoro jego najlepsi przyjaciele się wypięli? – spytałam, nadal chichocząc.
– Daj mi się nacieszyć tym bezcennym widokiem. – odparła Kate i przewróciła się ze śmiechu, trzymając za brzuch. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i wzięłam do ręki piłkę do siatkówki.
– Wstawaj i chodź na ratunek twojemu lubemu. – podałam jej rękę i pomogłam wstać. Dobiegłyśmy do grupki naszych przyjaciół. – Hej! Gołąbeczki, może zagramy w siatkówkę plażową? – zawołałam, zwracając na siebie sześć par oczu. Pierwszy wyrwał się Syriusz, który wyszedł z wody i wyrwał mi piłkę z ręki.
– Jestem za. – mruknął, posyłając posępne spojrzenie w stronę reszty grupy, stojącej w wodzie, z której radośnie za Syriuszem podążył kuzyn Kate.
– Jeśli Syri jest na tak, to ja również. – oświadczył obdarzając nas wszystkich szerokim uśmiechem. Ani ja, ani Kate nie potrafiłyśmy ustać na nogach ze śmiechu.
***
Po objaśnieniu wszystkich zasad gry w siatkówkę, wytyczyliśmy pole do gry, ze starej sieci rybackiej zrobiliśmy siatkę, którą powiesiliśmy na prowizorycznych słupach ze ściętych konarów drzew, pomagając sobie trochę czarami. Na sam koniec podzieliliśmy się na dwie drużyny. Ja byłam w drużynie z Kate, Syriuszem i Patrickiem, a w drugiej drużynie był James, Natalie, Peter i Remus. Oczywiście nie do końca byłam zadowolona z podziału, ale nie miałam zamiaru się załamywać. Wręcz przeciwnie, gra w siatkówkę wytworzyła we mnie dziką chęć rywalizacji, w której miało się oberwać właśnie Natalie. A na całe szczęście miałam tą przewagę, że zasady gry znałam ja, a ona była w tym całkowicie zielona.
– No to co? Zaczynamy grę. – wyszczerzyłam zęby i zaserwowałam piłkę na stronę przeciwnej drużyny, specjalnie kierując ją na kuzynkę Kate, która oczywiście nie zdołała odbić piłki i stracili pierwszy punkt. Cała ta gra miała również plus w takiej postaci, że wiedziałam o tym jak James kocha sportową rywalizację i widząc jego minę i wzrok skierowany na główną „winną” nie mogłam się nie uśmiechnąć. Kate w mig załapała o co mi chodzi i puściła mi oczko, pokazując kciuka uniesionego do góry. Drugi serw znowu należał do mnie i chyba nikogo nie zdziwiło, że moja zagrywka była identyczna. Znowu zyskaliśmy punkt, a mina Jamesa jeszcze bardziej zmarkotniała. W momencie, gdy podawał mi piłkę przez siatkę, spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się nagle, jakby zrozumiał o co mi chodzi. Trzecim razem moja zagrywka nie uszła mi na sucho, bo Potter ustawił się tuż obok czarnowłosej piękności i odbił piłkę za nią, podając do Remusa, który odbił piłkę wysoko, do której znowu podskoczył Rogacz i przebił ścinając na naszą stronę. Do odbicia piłki rzucił się Syriusz, któremu udało obronić się przed stratą punktu i podał do Kate, która z kolei wystawiła piłkę mi. Skoncentrowałam się i z całej siły uderzyłam piłkę w stronę Natalie, która zasłoniła głowę rękami i z przerażeniem wymalowanym na twarzy odsunęła się, sprawiając, że znowu ich drużyna była punkt w plecy. James zacisnął zęby i chyba próbował powstrzymać swoje zapędy kapitańskie, na co ja zachichotałam, posyłając mu niewinny uśmiech. Tym razem zlitowałam się nad Jamesem i zaserwowałam na niego, dzięki czemu udało im się zdobyć punkt, bo tym razem u nas zawiódł Patrick, który bardziej był zainteresowany osobą Syriusza, niż tym, co się dzieje na boisku. Ale na nasze szczęście, po ich stronie kolej na serw była nikogo innego jak Natalie, więc bez wysiłku wpadł nam kolejny punkt. U nas natomiast była kolej Syriusza, który przyłożył się porządnie do serwisu i jego piłka z ogromną siłą wpadła na Petera, sprawiając, że ten wywrócił się, ryjąc zębami piasek, czym wywołał ogromną salwę śmiechu.
– Sory Glizdek! Miało być mocniej! – wrzasnął Łapa i wyszczerzył zęby.
– Dobra robota Syri! – zawołał z zachwytem Patrick i… klepnął Syriusza w tyłek, sprawiając, że mina mu zrzedła, a ja, Kate i James ryknęliśmy śmiechem. Takich sytuacji podczas naszego małego meczu było mnóstwo, dlatego też pod sam koniec mnie i Kate ze śmiechu bolał brzuch. Udało mi się jeszcze kilka razy, całkowicie przypadkowo oczywiście, trafić Natalie prosto w twarz, jednak mój plan do końca się nie powiódł, bo w pewnym momencie kuzynka Kate wykazała się swoim przebiegłym charakterkiem i postanowiła obrócić mój atut w… okazję do flirtu z Jamesem. Otóż w połowie meczu, gdy przyszedł czas na przerwę, nakazała Potterowi naukę odbijania, co oczywiście wiązało się z kontaktem fizycznym tej dwójki i bardziej przypominało erotyczny taniec w wykonaniu dziewczyny, niż jakąkolwiek naukę. A Potterowi wyraźnie sprawiało to radochę. Nie wiedziałam tylko, czy sprawiał mu radość taniec Natalie, czy moja czerwona z zazdrości twarz. Spędziliśmy pół dnia na plaży, wygłupiając się w morzu, grając w siatkówkę, opalając się i rozmawiając o różnych rzeczach. Popołudniu wróciliśmy do domku, gdzie zjedliśmy wspólnie obiad i rozeszliśmy się na sjestę do swoich pokojów. Pod wieczór mieliśmy w planach urządzić imprezę. Postanowiłam, że czas do tej imprezy spędzę samotnie w swojej sypialni, czytając książkę. Niestety, przez „uprzejmość” Kate i Syriusza nie dane mi było poczytać w spokoju, bo postanowili sobie urządzić dzikie harce w swojej sypialni, czego efektem były przeróżne odgłosy dochodzące zza ściany i nie pozwalające mi się na niczym skupić. Usłyszałam pukanie i chwilę później, nie czekając na moje zaproszenie, do środka ktoś wszedł. Odwróciłam głowę w stronę drzwi, w których stał James. Chyba chciał coś powiedzieć, ale najwyraźniej zatkały go odgłosy dochodzące z pokoju obok.
– Wow… – wykrztusił z siebie i próbował zamaskować złośliwy uśmieszek. – Niefortunny ci się dostał pokój. – skomentował i parsknął śmiechem.
– No cóż, pozwól, że nie wypowiem się na ten temat. – ucięłam i zarumieniłam się.
– No ale nie ma co, Łapa potrafi dogodzić Kate. – wyszczerzył zęby.
– Czy możemy nie rozmawiać o… tym. – wskazałam na ścianę, zza której dochodziły jęki mojej przyjaciółki.
– Skoro sobie tak życzysz. – odparł, nadal śmiejąc się. Zastanawiałam się, dlaczego tylko mnie krępowała ta sytuacja, skoro nawet nie dotyczyła bezpośrednio mojej osoby?
– Chciałeś coś konkretnego? – spytałam, próbując zignorować odgłosy i próbując powstrzymać rumieniec, który ciągle cisnął mi się na policzki.
– W zasadzie to chciałem porozmawiać… - w tym momencie przerwał mu błogi jęk Kate, który wyraźnie świadczył o tym, że dochodziła. - … ale w tych warunkach może to być trudne. – zachichotał, a ja odchrząknęłam. – Przejdziemy się? – zaproponował.
– Jasne! – odparłam z ulgą. – Tylko… - nie dokończyłam, bo tym razem swój orgazm postanowił wyrazić Syriusz, wykrzykując imię Kate. - … ubiorę buty. – dokończyłam zaciskając zęby, a James po raz kolejny wybuchnął śmiechem.
– Z drugiej strony, skoro skończyli, to może to już niepotrzebne. – puścił mi oczko, a ja spąsowiałam.
– Znając ich, za pięć minut znowu zaczną. – mruknęłam posępnie.
– Nie wiedziałem, że Łapa jest taki dobry w te klocki. – wyszczerzył zęby, a ja posłałam mu mordercze spojrzenie.
– Możemy przestać o tym rozmawiać? – spytałam i wkładając na nogi japonki wyszłam z pokoju, ciągnąc go za koszulkę za sobą.
– Dlaczego ciebie tak krępuje ten temat? – spytał, przekrzywiając głowę i przyglądając mi się uważnie.
– James, proszę cię. Nie mam zamiaru rozmawiać o igraszkach łóżkowych moich przyjaciół. – próbowałam uciąć temat i chyba mi się udało, bo Potter ucichł, jedynie uśmiechając się lekko. – Gdzie idziemy? – spytałam, byleby nie powrócił do poprzedniego tematu.
– Zobaczysz. – odparł z błyskiem w oku i chwycił mnie za rękę, prowadząc. Wyszliśmy na dwór, a później skierowaliśmy się w stronę wysokich klifów. Obeszliśmy je, co zajęło nam kilkanaście minut, po czym zaczęliśmy się na nie wspinać od łagodnej strony. Po dość wyczerpującej wędrówce w ciszy, w końcu dotarliśmy na skraj białych skał, skąd rozciągał się wspaniały widok na plażę i morze. Z tej perspektywy linia horyzontu, na której przecinało się morze i niebo zacierała się i na pierwszy rzut oka nie można było rozpoznać gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie. Dodatkowo słońce było już dość nisko i zaczynało zachodzić, co tworzyło fantastyczną purpurową paletę barw. Na widok ten zaparło mi dech w piersiach, a wszelkie słowa opisujące ten niesamowity pejzaż ugrzęzły w gardle, bo nie były w stanie tego dostatecznie wyrazić.
– Wiedziałem, że ci się spodoba. – szepnął chłopak. Po raz pierwszy spojrzałam na niego i uderzyło mnie, jak przystojnie wyglądał. Opalenizna, której się dzisiaj nabawił dodała mu nieco egzotyzmu i podkreśliła orzechową barwę tęczówek, w której odbijało się czerwone światło zachodzącego słońca, co z kolei wyglądało jak urealnienie wesołych ogników, zwykle tańczących w tych niesamowitych oczach. Jego włosy były jak zawsze kruczoczarne, jednak tym razem wyglądały spokojniej i nie były tak potargane jak zawsze. Sięgnęłam ręką do jego głowy i roztrzepałam mu czuprynę, uśmiechając się czule.
– Tak o wiele lepiej. – mruknęłam, cofając rękę.
– Myślałem, że nie lubisz jak tak robię.
– Bo nie lubiłam. – wzruszyłam ramionami. – Ale ostatnimi czasy mało jest rzeczy, które mi w tobie przeszkadzają. – wyznałam.
– A to są w ogóle jakieś? – spytał przewrotnie, a ja przewróciłam oczami.
– Mam wymieniać?
– Ależ proszę Evans, nie krępuj się, wal śmiało.
– Po pierwsze, przeszkadza mi to, że niejaka Natalie ślini się na twój widok. – wyparowałam, zanim zdążyłam zorientować się, co mówię.
– A mnie za to cholernie podoba się to, że jesteś o mnie zazdrosna. – wyszczerzył zęby.
– Myślę, że ta rozmowa schodzi na złe tory. – mruknęłam, odwracając głowę z powrotem w stronę morza. – Nie psujmy tej chwili słowami. – dodałam i usiadłam na ziemi, wbijając wzrok przed siebie. James wzruszył ramionami i usiadł tuż obok mnie.
– Szkoda, bo chciałem się dowiedzieć, co konkretnie ci we mnie przeszkadza, bo teraz nie wiem, czy mogę zrobić to, na co mam ochotę. – powiedział powoli, sprawiając, że motyle w moim brzuchu poderwały się do dzikiego tańca.
– A na co masz ochotę? – spytałam odwracając głowę znowu w jego stronę. Gdy on zwrócił ku mnie swoją twarz, zorientowałam się, że nasze usta są bardzo blisko siebie.
– Mam być szczery, czy udawać dżentelmena? – zapytał, wyraźnie dobrze się bawiąc. To w jaki sposób wypowiedział to pytanie wywołało u mnie przyjemne dreszcze podniecenia.
– Najlepiej to od razu przejdź do rzeczy. – szepnęłam i zbliżyłam się do niego sprawiając, że nasze wargi się spotkały…
– Och! Tutaj jesteście! – głos dziewczyny wypowiadającej te cholerne słowa skutecznie sprawił, że odskoczyłam od Jamesa. – Co tutaj robicie? – niesamowicie seksowna Natalie w niesamowicie seksownej sukience stanęła nad nami, ciskając we mnie piorunami. No cóż, gdyby spojrzenie mogło zabijać, zarówno ona jak i ja leżałybyśmy martwe.
– Pomyślmy, Natalie. – odparłam z ironią w głosie. – Co dwójka ludzi może robić przy zachodzie słońca w takim miejscu? Jak myślisz? – chyba po raz pierwszy udało mi się zebrać na taką szczerość wobec mojej konkurentki jak i samego Jamesa.
– Podziwiacie widoki? – spytała ze słodkim uśmieszkiem, posyłając mi gardzące spojrzenie.
– Dokładnie to robiliśmy, Nat. – odpowiedział jej James i wstał, posyłając jej łagodny uśmiech. Jego słowa były jak ostre szpilki lodu wbite w moje rozgrzane ciało. Spojrzałam na niego z wyrzutem, a ona z triumfującym uśmiechem.
– W takim razie wracajcie do domu, bo za chwilę zaczyna się impreza. – zarządziła władczym tonem, odwróciła się i zaczęła iść. – Idziecie? – rzuciła przez ramię, a po jej słowach Potter wzruszył ramionami i zaczął iść za nią. Zacisnęłam zęby i wyminęłam obojga, po czym ekspresowym tempem wróciłam do domu jako pierwsza, zamykając się w swoim pokoju. Po tej upokarzającej sytuacji wcale nie miałam ochoty iść na żadną imprezę i nie miałam zamiaru tego robić. Po co? Po to, żeby patrzeć jak ona tańczy z Jamesem, a on chełpi się tym, że ja jestem zazdrosna? Niedoczekanie ich obojga. Po godzinie od mojego powrotu do pokoju, w całym budynku rozległa się głośna, imprezowa muzyka jakiegoś nowego zespołu. Po kilku kawałkach moje drzwi otworzyły się i bez pukania ktoś zawitał w mojej sypialni.
– Czego? – spytałam niegrzecznie, nawet nie patrząc kto to.
– Czemu nie zejdziesz do nas? – usłyszałam głos Kate.
– Nie mam nastroju na zabawę. – mruknęłam.
– Co się stało? – moja przyjaciółka usiadła na łóżku, wbijając we mnie zmartwione spojrzenie.
– Poza tym, że twoja kuzynka to największa zołza, jaką dane mi było spotkać, a Potter to dupek, to nic. – Nie musiałam patrzeć, żeby wiedzieć, że przewraca oczami.
– Przestań marudzić, ubieraj się i chodź do nas.
– Po co? – spytałam i wyjrzałam zza poduszki. – Żeby patrzeć na to jak oni ze sobą flirtują? – podniosłam się do pozycji siedzącej. – Nie mam na to ochoty. Wystarczająco mnie ośmieszyli na klifie.
– Jakim klifie? – Kate zmarszczyła brwi, a ja jej opowiedziałam wszystko, co się stało przed kilkudziesięcioma minutami. – Dobrze wiesz, że…
– Potter to robi po to, żeby wzbudzić we mnie zazdrość? – dokończyłam za nią. – Wiesz co, Kate? Wcale mnie nie bawią takie zagrywki. Przyznałam mu milion razy, że jestem o niego zazdrosna i co? On to robi, bo Natalie mu się podoba. No i nic dziwnego. Tylko po co bawi się moim kosztem? Na tym klifie zrozumiałam, że on się wcale nie zmienił. To nadal jest ten szczeniacki Potter, który myśli, że jest najlepszy na świecie i każda laska może być jego. Dopóki mu odmawiałam, byłam jakimś tam wyzwaniem, ale odkąd się w nim zakochałam, przestało go to kręcić. Taka niestety jest prawda. Okazało się, że jestem jedną z tych głupich nastolatek, które dały się nabrać na tą jego całą gadkę i ładne oczy. Nic więcej. – nawet nie wiedziałam, kiedy zaczęłam płakać. Czułam się okropnie. Czułam się oszukana i zdradzona. Potter po raz kolejny złamał mi serce i dopiero gdy wyżaliłam się Kate doszło do mnie, jak bardzo mnie zranił.
– Lily… – usłyszałam jego głos w drzwiach. Gorzej być nie mogło. Potter słyszał wszystko, co powiedziałam Kate... Pociągnęłam nosem, wstałam z łóżka i zatrzasnęłam bez słowa drzwi przed jego nosem. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Nie miałam ochoty na niego patrzeć. W zasadzie to jedyne na co miałam ochotę to leżeć w łóżku i ryczeć do poduszki.
– Dlaczego on mi to robi? – spytałam żałośnie, padając na łóżko i wbijając wzrok w sufit.
– Lily, kochanie… - dłoń Kate przejechała po moim policzku, zbierając łzy. – To, że cię zabrał na ten klif musi coś znaczyć… Zresztą, nie tylko to… Przecież u mnie w domu…
– Proszę, nie przypominaj mi tego wszystkiego. – przerwałam jej. – I nie broń go. Gdyby mu na mnie zależało, nie bawiłby się moim kosztem. Przyznałam się tyle razy, że mi się podoba, że coś do niego czuję, że jestem zazdrosna, że… - zapowietrzyłam się, a z moich oczu popłynęła nowa partia łez. – Myśl sobie co chcesz… Że przesadzam, że to nie tak.. Dla mnie tak to wygląda i całe to upokorzenie na klifie było tylko przelaniem czary. Nie mam zamiaru dłużej o niego rywalizować. Jeśli chce się umówić z Natalie, proszę bardzo, droga wolna. Ja wracam do domu. – wstałam z łóżka i podeszłam do małej garderoby, z której zaczęłam wrzucać swoje ciuchy do walizki.
– Ale Lily… - Kate podeszła do mnie i chwyciła mnie za rękę, zmuszając, żebym przestała się pakować. – Może z nim porozmawiaj, powiedz mu to wszystko, może on…
– Co może on? Nie wie tego? Nie rozumie? Nie Kate. Ja mam naprawdę dość robienia z siebie pajaca. Mam dość latania za nim i mów sobie co chcesz. Chcę wrócić do domu. Nie chcę siedzieć tutaj, w wspaniałym domu wspaniałej Natalie i patrzeć jak wspaniale podrywa wspaniałego Jamesa. – warknęłam i wróciłam do przerwanej czynności. – Od razu możesz powiedzieć Remusowi, żeby nie wpadał do mnie z wizytą i nie próbował swoich gadek pod tytułem „robicie trzy kroki w przód i dwa w tył”, czy coś w tym stylu. Nie tym razem. Chcę odpocząć od Jamesa, od Natalie, od wszystkiego. Jeden dzień i naprawdę mam dość. Możesz myśleć, że przesadzam, ale trudno, bawcie się dobrze beze mnie. – wytarłam ręką łzy z policzka i wrzuciłam ostatni ciuch do walizki. Z toaletki pozbierałam wszystkie swoje kosmetyki i przeleciałam wzrokiem cały pokój w poszukiwaniu swoich rzeczy. – Gdybym czegoś zapomniała, weź mi do Hogwartu. – dodałam.
– Pójdę cię odprowadzić. – mruknęła tylko i pogłaskała mnie po włosach. Zeszłyśmy na dół, omijając pokój stołowy, z którego dobiegała głośna muzyka. Kątem oka zauważyłam, że James siedzi na fotelu trzymając szklankę z ognistą whisky i patrzy nieobecnym wzrokiem przed siebie. Zastanawiałam się przez chwilę, czy słyszał wszystko, co powiedziałam Kate, zanim zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem, ale po chwili doszłam do wniosku, że to nieistotne. Wyszłyśmy na zewnątrz i skierowałyśmy się na ubitą dróżkę przed ogrodzeniem domu.
– Może jeszcze to prze… – urwała pod wpływem mojego spojrzenia. – To może wrócimy razem do mojego domu i zostaniemy same we dwie? Na tydzień, albo dłużej? Bez całego tego towarzystwa, co? – zaproponowała, ale ja uśmiechnęłam się smutno.
– Dziękuję, ale chcę być sama. Ty masz tutaj Syriusza, macie okazję się wyszaleć. Zresztą, nie będę ci swoim nastrojem psuć wakacji. Ja sobie poczytam książki w domu, pomarudzę trochę Luke’owi i przed rokiem szkolnym będę z powrotem w formie. – odparłam i przytuliłam się do niej. – Tylko nie naróbcie żadnych dzieci. – szepnęłam jej do ucha, a ona zaśmiała się krótko.
– Umówimy się na wspólne zakupy na Pokątnej. – mruknęła, a ja w odpowiedzi uśmiechnęłam się. – Trzymaj się Lily.
– Pa Kate. – pomachałam jej, obróciłam się w miejscu i zniknęłam z tej uroczej miejscowości nad morzem. Gdy otworzyłam oczy znajdowałam się w ogródku moich rodziców. Na szczęście na dworze było już szarawo i nikogo w pobliżu, więc nikt nie widział mojego nagłego pojawienia się. Obeszłam dom i znalazłam się pod wejściem. Wzięłam głęboki oddech, przylepiłam uśmiech na twarz i nacisnęłam klamkę. Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi.
– Jestem w domu! – krzyknęłam i usłyszałam dźwięk odkładanych sztućców dochodzących z kuchni. Usłyszałam kroki i chwilę później przede mną stanęła mama.
– Lily…? – zdziwiła się, marszcząc brwi. – Coś się stało? Miałaś wrócić za dwa tygodnie… – spytała, a ja pokręciłam głową, starając się brzmieć i wyglądać wiarygodnie.
– Nic się nie stało, mamo. Po prostu Kate wypadł rodzinny wyjazd do bardzo chorej ciotki i musiałyśmy wszystko odwołać. – wymyśliłam na poczekaniu, a ona to łyknęła.
– Och… Przykro mi… Jak się trzyma rodzina Kate? – spytała zmartwiona.
– Eee… Cięzko, ale jakoś się trzymają. – mruknęłam, ganiąc siebie za to, że właśnie fikcyjnie prawie uśmiercam kogoś z rodziny mojej najlepszej przyjaciółki.
– Jesteś głodna? – pokręciłam głową przecząco.
– Nie, dziękuję. Pójdę do siebie, okej? – odparłam z nadzieją, że mama nie będzie mnie więcej dręczyć.
– Jasne kochanie, idź. – uśmiechnęła się do mnie ciepło i patrzyła jak idę po schodach do góry. Weszłam do swojego pokoju, zostawiłam walizkę tuż przy drzwiach, wyciągnęłam z szafy stare spodnie dresowe i luźną koszulkę i przebrałam się, po czym zawiązałam trampki i wyszłam z pokoju, zamykając drzwi jak najciszej się da. Zeszłam bezszelestnie po schodach i wymknęłam się z domu. W zasadzie to nie wiedziałam dlaczego tak zrobiłam, ale chyba nie chciałam, żeby mama zadawała mi pytania, gdzie idę i o której wrócę. Swoje kroku skierowałam w stronę placu zabaw, na którym miałam nadzieję spotkać wysokiego blondyna. Wiedziałam, że kto jak kto, ale on mnie nie zawiedzie i uśmiechnęłam się na widok zdziwienia na jego twarzy, gdy zobaczył mnie z daleka. Siedział jak zawsze lekko zgarbiony na swojej huśtawce, paląc mugolskie papierosy. Bez słowa usiadłam na drugiej huśtawce i przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.
– Mam jakieś zwidy? – chłopak przerwał w końcu ciszę, przyglądając mi się.
– Zdecydowanie za dużo papierosów. – odparłam złośliwie, za co dostało mi się dymem prosto w twarz.
– Nawet nie wiesz jak mnie zżera ciekawość, co takiego się stało, że wróciłaś po kilku dniach. – czułam jak bacznie mnie obserwuje. – Niech zgadnę, pewnie znowu chodzi o tego kretyna Pottera. – jak zawsze trafił w dziesiątkę.
– Chyba moje rozterki robią się strasznie nudne, że tak łatwo ci idzie zgadywanie. – mruknęłam i posłałam mu smutny uśmiech. On westchnął i przewrócił oczami.
– Ci się znowu stało?
– Oprócz tego, że zdałam sobie sprawę, że jestem głupia, to nic. – odpowiedziałam, wbijając wzrok w swoje buty.
– Nie wiem jakim cudem uchodzisz za jedną z najlepszych uczennic, skoro mnie dojście do takiego wniosku zajęło 5 sekund, a tobie aż siedemnaście lat. – wypalił złośliwie, a ja zaśmiałam się ponuro.
– No cóż, twoja pierwotna ocena Pottera również jest boleśnie prawidłowa.
– Wiesz, to naprawdę się staje nudne. Te twoje ciągłe rozterki z Potterem. Tak jakbyś nie mogła po prostu mu powiedzieć, co do niego czujesz. – prychnął pogardliwie.
– Tak jakby to zrobiłam, ale widocznie na nim nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. – wzruszyłam ramionami. – Dalej woli bawić się w kotka i myszkę, podrywać inne dziewczyny i chełpić się tym, że jestem zazdrosna.
– W takim razie moja pierwotna ocena Pottera jest błędna. – powiedział, a ja spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Jeśli jeszcze Luke miał zamiar go bronić, to chyba bym nie wytrzymała… - Jest jeszcze większym idiotą, niż uważałem. – dokończył, a mi ulżyło. Przynajmniej on. – No cóż, miałem nadzieję, że spędzę kolejny spokojny wieczór, z dala od twoich żałosnych problemów, ale widocznie musiało mi wystarczyć kilka dni. Nie wiem, co takiego zrobiłem przez te kilka dni, że znowu za karę muszę cię wysłuchiwać, ale opowiadaj, co tym razem nabroił ten twój rycerz na białej miotle. – wiedziałam, że zrzędliwy ton i cięte słowa były tak naprawdę wyrazem troski u Luke’a. Zaczęłam mu wszystko opowiadać, co się stało przez te parę dni u Kate i nad morzem, nie ukrywając żadnego szczegółu. I dziękowałam losowi za to, że kiedyś na korytarzu w zamku postawił na mojej drodze tego właśnie blondasa.
***
Hej, hej, hej!
Wracam z rozdziałem po prawie roku nieobecności. Dużo się u mnie działo, dużo się pewnie u Was zmieniło. Niektórych już pewnie nie ma tutaj, ktoś pewnie został. Udało mi się w końcu dokończyć ten rozdział. Nawet nie wiecie jakie to dla mnie było wyzwanie, dlatego proszę o łaskawą ocenę tego, co tutaj znajdziecie, szczególnie kilka ostatnich stron…
Przegapiłam 6 urodziny bloga… No cóż, może nie do końca przegapiłam, bo pamiętałam, ale z racji tego, że blog był (i nadal jest) zawieszony nie dodałam żadnej notki. Dlatego teraz, po prawie dwóch miesiącach od urodzin, chciałam Wam życzyć wszystkiego najlepszego, bo ten blog, to że istnieje jeszcze, jest głównie Waszą zasługą! Dziękuję Wam wszystkim, że ze mną jesteście, bez względu na moje przerwy, załamania i inne rzeczy.
Przechodząc do treści rozdziału… Miało być zabawnie, końcówka miała być całkowicie inna, nie miało się wydarzyć to, co się wydarzyło na samym już końcu, ale jako, że ostatnio mam naprawdę tragiczny humor przez sprawy, które w życiu zawaliłam, to chyba przelałam te moje uczucia na Lily i musiałam jej dołożyć zmartwień.
Chciałam zaznaczyć, że dodanie rozdziału wcale nie oznacza mojego stałego powrotu. Co prawda zyskałam teraz trochę wolnego czasu, ale nie obiecuję, że dzięki temu będę częściej pisać, bo nie zawsze mam na to chęci i nie zawsze mój humor pozwala. W każdym razie nie chcę kompletnie niczego obiecywać, bo sami dobrze wiecie, jak to ze mną jest.
W razie błędów przepraszam, ale nie chce mi się tego sprawdzać, bo jest 5 nad ranem, a ja za chwilę wstaję do pracy :P.
Nie zanudzam więcej i zapraszam do czytania.
Pozdrawiam i serdecznie dziękuję, że jesteście ze mną!
Leksia
P.S. Zapraszam na fanpejdż bloga TUTAJ, który dopiero się rozkręca i mam nadzieję, że pomożecie go rozkręcić ;-)
– To znaczy, nie krępujcie się, możecie dokończyć to, co chcieliście zrobić, my sobie tylko popatrzymy. – Łapa wyszczerzył zęby. Lunatyk westchnął ciężko.
– Czy ty zawsze musisz pogarszać naszą, już i tak złą, sytuację? – spytał Remus, przewracając oczami.
– Możecie mi wytłumaczyć, co wy tutaj, do cholery, robicie? – głos Jamesa był fałszywie opanowany.
– Według moich informacji leżymy na podłodze. Ale mogę się mylić. – odparł po raz kolejny Black, obdarzając nas swoim promiennym uśmiechem, a jego dziewczyna zachichotała. W tym momencie miałam ochotę mu wybić wszystkie zęby i nawet nie przejmowałam się faktem, że Kate by mnie zabiła. – Swoją drogą, musimy wstać, bo Glizdek wbija mi łokieć w plecy, a to wcale nie jest wygodne. – mruknął i zaczął się wiercić, w efekcie czego reszta pospadała w akompaniamencie krzyków i jęczenia.
– Patrząc na was mam wrażenie, że zadaję się z bandą półgłówków. – roześmiałam się, a James mi zawtórował. Oni wstali oburzeni, otrzepując ubrania.
– Może i jestem półgłówkiem, ale przynajmniej nie wstydzę się zrobić tego. – odezwał się Black, po czym zręcznym ruchem złapał zaskoczoną Kate, przyciągnął ją do siebie i pocałował, wkładając w to dużo namiętności. I języka. James pokręcił głową z politowaniem, ale i uśmiechem, ja przewróciłam oczami, Remus zachichotał, a Peter gapił się na nich cały czerwony na twarzy. Gdy w końcu Syriusz skończył swoją pokazówkę, Kate stanęła obok niego, nadal obejmowana. Jej oczy iskrzyły się promieniującą radością, policzki były zaróżowiałe, a na ustach błąkał się rozmarzony uśmiech. Musiałam przyznać, że cholernie jej zazdrościłam. – Widzisz Rogaczu jak to się robi? – posłał Jamesowi zawadiacki uśmiech.
– Z miłą chęcią pokazałbym ci jak się całuje dziewczynę, ale po pierwsze nie chcę, żeby Peter zesikał się z podniety, a po drugie nie chciałbym, żeby Lily zemdlała z wrażenia. – odparł mu Potter z błyskiem w oku. Peter zrobił się jeszcze bardziej czerwony, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. Z jednej strony onieśmieliło mnie jego wyznanie, ale z drugiej strony jeszcze bardziej spotęgowało moją tęsknotę za jego ustami.
– Nie chcę cię podpuszczać, ale wątpię, że tak dobrze całujesz, że zwaliłbyś mnie z nóg. – powiedziałam, rzucając mu śmiałe spojrzenie. Wszyscy gapili się na mnie z otwartymi ustami. Sama nie wiedziałam, co mnie skusiło, żeby tak jawnie zachęcać Pottera do pocałunku przy wszystkich, jednak w tym momencie niewiele mnie to obchodziło i nie zamierzałam odpuścić. Ostatni raz całowałam Pottera przed meczem finałowym, a dla mnie to było zdecydowanie zbyt dużo czasu bez kontaktu fizycznego z nim. Potrzebowałam go. Potrzebowałam jak powietrza do oddychania. W tej chwili dotarło do mnie, że to, co do niego czuję jest silniejsze, niż mogłabym się spodziewać. Pomyślałam o Angelinie, która właśnie spędzała wakacje z Jasperem. Wybaczyła mu, bo go kocha. Sama mi wyznała, że, w obliczu nieustannie grożącej nam śmierci w tych niebezpiecznych czasach, jest w stanie mu wybaczyć, bo potem może być za późno. A czy my mieliśmy tyle czasu, żeby bawić się w kotka i myszkę? Tego nie wiedziałam. Tego nikt nie wiedział. Nie wiedzieliśmy, czy umrzemy jutro, czy za tydzień, czy dane nam będzie przeżyć kilka lat. Dlaczego w takim razie miałam zwlekać i wzbraniać się przed pocałunkami z Jamesem, skoro sama tego pragnęłam? Czym różniliśmy się od Kate i Syriusza, że nie mogliśmy tego zrobić przy wszystkich? Czy czyjaś obecność cokolwiek zmieniała? Cały strach i niepewność opuściły mnie i Potter chyba to zobaczył w moich oczach, bo uśmiechnął się pewnie, a uśmiech ten objął również jego orzechowe oczy.
– W takim razie nie będę pytać o twoje pozwolenie. – rzucił i przyciągnął mnie do siebie, po czym zaczął całować. Ostatnim co zauważyłam to rozdziawione gęby Bridge i Blacka i szczerzącego się Remusa, który zakrył oczy Peterowi i zaczął ich wszystkich ciągnąć, aż w końcu usłyszałam jak drzwi zamykają się od drugiej strony. Czyli zostaliśmy sami. Poczułam miękkie wargi Jamesa, które napierały na moje. Nasz pocałunek od samego początku był naszpikowany namiętnością, zbierającą się w nas przez ostatnie tygodnie. To był wybuch emocji, które się w nas kłębiły i które nie dawały mi ostatnio spokoju. Na obojczykach poczułam znajome ciepło, chyba najwyraźniej ze wszystkich razów. James cały czas przewodził i całował mnie tak, jakby miało nie być jutra. Jedną rękę trzymał pewnie na moim karku, a drugą obejmował mocno w pasie, cały czas coraz bardziej przyciskając do siebie, jakby nie chciał nigdy puścić. Zmysłowy taniec naszych języków pieścił nasze podniebienia, sprawiając, że zapanowała nade mną euforia. Przestało się liczyć wszystko, co było wokół i to my staliśmy się centrum wszechświata. Poczułam jak dotykam plecami ściany. Byłam tak pochłonięta pocałunkiem, że nawet nie zauważyłam, że się przemieszczamy. Zaczęłam rękami eksplorować jego tors pod koszulką, co chyba go ośmieliło, bo rękę, którą trzymał mnie w talii, rozpiął guziczki kombinezonu i zaczął nią delikatnie sunąć po moim brzuchu i plecach. Drugą ręką również wodził po moim ciele, przyprawiając mnie o przyjemne dreszcze. Jedną dłoń wsadziłam w jego włosy, pociągając lekko za pojedyncze kosmyki. Nasze wargi pracowały non stop, odkrywając we mnie doznania, których jeszcze nie poznałam. James przygryzł moją dolną wargę delikatnie, a z mojego gardła wydobył się cichy jęk aprobaty, jednak chwilę później znowu wrócił do pocałunku. Czułam napięcie w dole brzucha, które wyraźnie mówiło, że moje ciało domaga się więcej. Złapałam go za biodra i przyciągnęłam tak blisko jak tylko się dało, a wybrzuszenie w jego spodniach dowodziło na to, że on również chce więcej. W tym momencie przerwał nasz szaleńczy pocałunek, od którego dostałam zawrotów głowy i zetknął swoje czoło z moim. Podniosłam powieki i spojrzałam na niego. Jego oczy były zamknięte.
– Jeśli nie przerwiemy w tym momencie, rzucę cię na te łóżko i pójdziemy na całość. – szepnął ochryple. Przesunęłam dłonią po jego policzku.
– To obietnica? – spytałam również szeptem, na co on otworzył oczy i spojrzał prosto w moje. Uśmiechnęłam się przewrotnie.
– Od kiedy ty jesteś taka śmiała, Evans?
– Odkąd mnie tak całujesz. – odparłam rezolutnie, a on w końcu uśmiechnął się.
– To może zacznę to robić częściej? – zapytał.
– Nie narzekałabym, gdyby tak było. – przekrzywiłam głowę, posyłając mu wesołe spojrzenie. W tym momencie wpadło mi do głowy pytanie, które chodziło za mną od rozmowy z Kate. Wiedziałam, że to nie jest zbyt dobry moment na zadanie go, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Przybrałam poważną minę, na co okularnik zmarszczył brwi. Ja zastanawiałam się jak ubrać to w słowa. – Z iloma dziewczynami poszedłeś na całość? – wypaliłam nagle, a jemu mina kompletnie zrzedła. Odsunął się ode mnie gwałtownie, jednocześnie przebijając tę bańkę szczęścia, którą udało nam się stworzyć.
– Skąd takie pytanie? – spytał z twardą nutką w głosie. Odeszłam od ściany i stanęłam bliżej niego, jednak dystans bijący od Pottera był wręcz namacalny.
– Po prostu zastanawiałam się, ile dziewczyn miałeś w łóżku, oprócz Rachel. – powiedziałam spokojnie, wzruszając ramionami.
– Po co? Po to, żebyś mogła się znowu na mnie obrazić i dać kosza, gdy spytam o randkę pewny, że po takim pocałunku się zgodzisz? – wycedził ze złością, a jego słowa były dla mnie jak policzek w twarz. Zamrugałam oczami.
– Rozumiem, że o moim życiu seksualnym możesz wiedzieć wszystko, ale jeśli chodzi o Ciebie, to mam siedzieć cicho i nic nie wiedzieć? Było ich tak mało, czy tak dużo, że się wściekasz i nie chcesz o tym rozmawiać? – odparłam lodowatym tonem. – Wiesz co? Nie odpowiadaj, kompletnie mnie to nie obchodzi. – ominęłam go i wyszłam, trzaskając drzwiami.
– KATHERINE! JEŚLI JESZCZE RAZ TRZAŚNIESZ DRZWIAMI, BĘDĘ MUSIAŁA WYPROSIĆ TWOICH PRZYJACIÓŁ! – dobiegł mnie wrzask matki mojej przyjaciółki. Z pokoju naprzeciwko wypadła rozzłoszczona Kate.
– Mogłabyś łaskawie nie… - przerwała, wybałuszając oczy na mój tułów. Spojrzałam w dół i miałam ochotę palnąć się w łeb. Guziczki mojego kombinezonu były odpięte, a odchylone poły góry ukazywały w całości mój koronkowy biustonosz. Wściekłość wymalowana na jej twarzy ustąpiła miejsca złośliwemu uśmieszkowi. – Widzę, że było naprawdę gorąco. – wyszczerzyła zęby, a ja spiorunowałam ją spojrzeniem i zaczęłam zapinać guziki.
– Masz rację, BYŁO. – podkreśliłam ostatnie słowo. Brunetka podniosła jedną brew i rzuciła mi pytające spojrzenie. W tym momencie z jej pokoju wyszedł Potter, który widząc nas przystanął. – Ale niestety Potter nie całuje tak dobrze, żeby ktokolwiek mdlał z tego powodu. – warknęłam, kierując te słowa bardziej do Rogacza, niż do Kate.
– Ty może nie, ale setki innych dziewczyn owszem. – odgryzł się z chytrym uśmiechem. – Ale widocznie niektórzy nie mają w sobie nawet krzty wrażliwości. – dodał pogardliwie.
– Albo po prostu setki innych chłopaków całuje o niebo lepiej. – wycedziłam, patrząc mu prosto w oczy. Kate stała obok nas i przysłuchiwała się naszej rozmowie z otwartymi ustami. Potter na chwilę ucichł. Już myślałam, że wygrałam tą potyczkę słowną i triumfujący uśmiech wstępował powoli na moje usta, jednak James przerwał ciszę.
– Odpowiadając na twoje pytanie, które zadałaś jak byliśmy sami, nie wiem ile ich było. Po prostu nie liczyłem. – po jego słowach uleciała ze mnie cała złość i po prostu zrobiło mi się przykro. Zapragnęłam być w tym momencie całkowicie sama.
– Nie wiem, co się mówi w takim przypadku. – powiedziałam powoli, nie spuszczając z niego wzroku. – Gratulacje? – dodałam, odwróciłam się w stronę schodów i zaczęłam schodzić. Usłyszałam za sobą jakiś ruch. Odwróciłam się i zobaczyłam Pottera, który ruszył za mną. – Nawet nie próbuj tego robić. – powiedziałam z lodowatym spokojem, co poskutkowało, bo przystanął, patrząc na mnie łagodnym wzrokiem. Odwróciłam się z powrotem i kontynuowałam zejście w dół po schodach.
– Lily, pocze…
– Zostaw ją baranie. – warknęła Kate, przerywając okularnikowi i, jak podejrzewałam, przytrzymując go. – Nie słyszałeś, że chce być sama? Poza tym, nie uważasz, że już zbyt dużo powiedziałeś tą swoją niewyparzoną gębą? – ostra nuta w głosie Kate oznaczała, że wszystko zrozumiała z naszej małej potyczki słownej. Nie dowiedziałam się, co jej odpowiedział chłopak, bo byłam już zbyt nisko. Zeszłam na sam dół i poczłapałam do kuchni, gdzie było tylne wyjście na taras, wychodzący na ogród Bridge’ów. Szłam wzdłuż kamiennej alejki prowadzącej pośród najróżniejszych kwiatów, z których niektóre rozpoznawałam z podręczników do zielarstwa. Było tutaj mnóstwo różnorodnych roślin, które swoimi kolorami tworzyły niezwykłą mozaikę barw. Jednak tym razem nie skupiałam się na pięknie otoczenia. W głowie szumiały mi ostatnie słowa Pottera. Część mnie wierzyła w to, że było to powiedziane pod wpływem emocji, żeby mi dokuczyć i że to nieprawda. Jednak zdecydowana większość mojego mózgu opowiadała się za tym, że Potter nie kłamał i dodatkowo chełpił się swoimi podbojami. Ta druga myśl zepchnęła pierwszą całkowicie w tył głowy i wyciskała ze mnie ostatnie krople dobrego humoru. Nie rozumiałam jakim cudem bajka zamieniła się w koszmar. Doszłam do końca alejki, gdzie zaczynał się ogródek z częścią rozrywkową. Stała tam między innymi ogromna drewniana huśtawka, na której spokojnie mogłoby się pomieścić pięć dorosłych osób. Skierowałam się do niej i usiadłam, po czym zamknęłam oczy przywołując wspomnienie naszego pocałunku w pokoju Kate. To było zaledwie kilkanaście minut temu, a mnie wydawało się, że minęły całe wieki. Wiedziałam też, że mocno przesadziliśmy z tym wybuchem namiętności i aż zarumieniłam się na myśl, że ręce Jamesa tak śmiało eksplorowały mój tułów. Zresztą, ja wcale nie byłam mu dłużna. Na dodatek to wyznanie Pottera… Prawda była taka, że nie chciałam z nim iść na całość, jak sam to określił. Owszem, miałam taką ochotę w tamtym momencie, jednak miałam na tyle jasny umysł, że gdyby czegoś próbował, sama przystopowałabym. Co jednak nie zmienia faktu, że nie jesteśmy nawet parą, a dochodzi między nami do TAKICH pocałunków. Tak, w tym zbliżeniu nie było kompletnie nic z delikatności i niewinności. To było wyznanie naszych ciał, że za sobą tęsknią. Tylko co z tego, skoro wszystko skończyło się tak, jak się skończyło? Przecież spytałam normalnie, bo po prostu chciałam wiedzieć. Czy za każdym razem, gdy się jego spytam o takie rzeczy, wybuchać będzie awantura? Co on ma do ukrycia? Denerwowało mnie to wszystko i nie miałam siły o tym myśleć. Tak bardzo chciałam, żeby między nami było normalnie tak, jak pomiędzy… No właśnie, pomiędzy kim? Przyjaciółmi? Czy my jesteśmy zwykłymi przyjaciółmi? Czy normalni przyjaciele prawie lądują w łóżku? Nagle poczułam się cholernie zmęczona tymi myślami i zapragnęłam wyrzucić je wszystkie z głowy. Ale to wcale nie było takie proste. Powiedziałabym, że wręcz niemożliwe. Westchnęłam i oparłam się o drewniane oparcie huśtawki. Na skórze poczułam delikatny powiew letniego wiatru. Oczy nadal miałam zamknięte i próbowałam zrelaksować się na tyle, żeby nie myśleć o niczym. Nagle poczułam, że ktoś stoi przede mną i patrzy na mnie.
– Kate, chcę być sama. – mruknęłam, nie otwierając oczu.
– Rzeczywiście Kate wspominała, że tak jest. – usłyszałam męski głos. Zdziwiona otworzyłam oczy i mój wzrok padł na bladego chłopaka, który uśmiechał się prawie niezauważalnie.
– Skoro mówiła, że chcę być sama, to w takim razie dlaczego tutaj stoisz, Remusie? – spytałam.
– Właśnie dlatego tutaj jestem, bo chcesz być sama. – posłał mi spojrzenie pełne troski. – Mogę się przysiąść?
– Nie moja huśtawka, więc nie mnie o tym decydować. – wzruszyłam ramionami. – I nie patrz tak na mnie. Ze mną wszystko w porządku. – dodałam niezbyt miło. Lunatyk czasami zachowywał się jak taki dobry wujek. Remus należał do jednych z niewielu, których znam, którzy mieli dobre serce i byli kompletnie bezinteresowni. Zawsze służył pomocą i dobrą radą i nigdy, przenigdy się nie narzucał, po prostu wiedział kiedy jest komuś potrzebny. Jedyną rzeczą, którą mnie w nim często denerwowało, to ciągłe usprawiedliwianie Pottera i reszty bandy. Po części go rozumiałam, bo w końcu byli jego przyjaciółmi. Na dodatek podejrzewałam, że Lunatyk jest tak bardzo wdzięczny, że Huncwoci nie wypięli się na jego, jak to określał James, „futerkowy problem”, tylko bez względu na wszystko nadal się z nim przyjaźnili, że byłby w stanie wybaczyć im wszystko i znaleźć na wszystko usprawiedliwienie. Jednak przez kilka lat wyrządzania mi głupich kawałów przez Jamesa dość nasłuchałam się usprawiedliwień Remusa, który starał się za wszelką cenę zrekompensować krzywdy wyrządzone przez przyjaciela. Lunatyk był człowiekiem o wielkim sercu i wielkiej wierze w ludzi, prawdopodobnie likantropia sprawiła, że nie chciał nikogo skreślać z góry. W jego niebieskich oczach czasami widać było zmęczenie, ale przede wszystkim w jego spojrzeniu dostrzegałam dojrzałość na miarę poważnego czterdziestolatka. Cieszyłam się, że mam kogoś takiego jak on, bo potrafił wysłuchać drugiego człowieka jak nikt inny.
– Wiesz Lily, czasami się zastanawiam, co z wami do cholery jest nie tak, że gdy zostawia się waszą dwójkę całującą się jakby świat miał się kończyć, to zawsze później wychodzi z tego awantura, której nawet nie potraficie określić o co poszła i dlaczego. – powiedział powoli, patrząc przed siebie. Gdy nie doczekał się z mojej strony odpowiedzi, spojrzał na mnie badawczym wzrokiem.
– Wiesz Remusie, czasami się zastanawiam, co z wami wszystkimi do cholery jest nie tak, że gdy my się pokłócimy, to zawsze stajecie na głowie, żeby nas pogodzić. – odparłam i podniosłam głowę, patrząc mu prosto w oczy. Przez jego twarz przemknął się cień zaskoczenia. Chyba nie był przygotowany na taką odpowiedź. – Pozwól, że sama sobie odpowiem. Bo żałosny Potter nawet nie potrafi przyznać się do błędu i boi się przyjść do mnie, żeby porozmawiać normalnie. Lepiej przecież wysłać Lunia, który najpierw odpowiednio spacyfikuje wredną Evans, żeby on miał łatwiejsze zadanie. Prawda?
– W tym momencie poczułem się urażony. – fuknął. – Nikt mnie tutaj nie przysłał. Sam chciałem przyjść. Owszem, Rogacz przyznał się, co powiedział, ale tym razem nie prosił mnie, żebym interweniował.
– Tym razem…
– Tak, tym i większością razów. – przerwał mi. – Przyznaję bez bicia, że czasami, ale podkreślam CZASAMI, zostawałem wysyłany na misję, jak to sama określiłaś, spacyfikowania Evans. Jednak było to jedynie w prawie beznadziejnych przypadkach i mógłbym to policzyć na palcach jednej ręki. – posłałam mu kpiące spojrzenie. – No dobra, może dwóch rąk. Ale nie więcej!
– No dobrze, skoro przyszedłeś z własnej, nieprzymuszonej woli, to proszę wal śmiało. Czekam na wszystkie przemyślenia i uwagi. Czego Potter nie chciał powiedzieć, czego nie miał na myśli i tak dalej.
– Jesteś naprawdę okropna. – skwitował krótko, jednak kąciki ust zadrżały mu lekko, po czym nastała kolejna cisza między nami. – Ale i tak dobrze wiesz o tym, że Rogacz powiedział to tylko po to, żeby cię zdenerwować. Nie ma w tym krzty prawdy. – odezwał się po chwili, a ja roześmiałam się głośno.
– Mógłbyś się przynajmniej postarać w tłumaczeniu Pottera vel Casanovy.
– Dlaczego ty się tego tak wypierasz, Lily? Sama doskonale wiesz, że nie mówił na poważnie, ale upierasz się przy swoim. Znowu uciekasz? Jeśli się przestraszyłaś tego co się między wami wydarzyło, to nikt nie będzie miał do ciebie pretensji, szczególnie James. Tylko przestań ciągle wymyślać nowe powody do kłótni i obrażania się, bo to naprawdę robi się nudne. – tym razem Remus przeszedł samego siebie. Wręcz wytrzeszczyłam oczy, patrząc na niego jak na wariata.
– Nie wierzę w to co słyszę… - zaczęłam cicho, czując jak narasta we mnie złość. – JA się przestraszyłam? JA uciekam?! Możesz mi wytłumaczyć, jak niby miałam się przestraszyć pocałunku, do którego sama doprowadziłam i którego wręcz pragnęłam od czerwca? I skąd wniosek, że to JA wymyślam powody do kłótni?! To on zaczął tę kłótnię, nie ja! Dlaczego zawsze wszystko zwalacie na mnie?! – wstałam i rzuciłam mu wściekłe spojrzenie. – Wiesz co, Lupin? Odczep się ode mnie. Idź sobie do swojego przyjaciela i tym razem spróbuj jego ustawiać pokojowo. I zapewniam cię, że już nie będę wymyślać żadnych powodów do kłótni, bo nawet SŁOWEM się nie odezwę. Ani do tego idioty, ani do ciebie. – odwróciłam się na pięcie i zdenerwowanym wzrokiem odeszłam w stronę domu.
– Lily, poczekaj! – usłyszałam, a kiedy nie zwolniłam kroku, poczułam jak Lunatyk łapie mnie za ramię i odwraca w swoją stronę. – Masz rację, przepraszam. Niepotrzebnie oceniłem całą sytuację, z góry zakładając, że to twoja wina. Przyszedłem tutaj, żebyś mogła z kimś porozmawiać, a nie obwiniać cię.
– No cóż, trochę ci to nie wyszło. – mruknęłam, próbując nadać mojemu głosowi urażony ton.
– Dlatego przepraszam. – wbił we mnie skruszony wzrok i zrobił minę niewiniątka. Nie mogłam się na niego gniewać, gdy tak patrzył na mnie.
– Wyglądasz jak szczeniaczek, który coś przeskrobał. – parsknęłam śmiechem, a on mi zawtórował.
– W końcu mam coś w sobie z psa. – wyszczerzył zęby.
– Raczej z wilka. – pokazałam mu język, a on uśmiechnął się szeroko.
– W takim razie nie pozostaje ci nic innego jak przyjęcie mojego zaproszenia na dziki spacer po ogrodzie. – oznajmił i podał mi ramię, drugą ręką wskazując na wspomniany ogród. Wzruszyłam ramionami i wzięłam go pod rękę, pozwalając się poprowadzić. – W takim razie co się stało gdy zostawiliśmy was samych? – zagadnął parę kroków później. Westchnęłam ciężko.
– Dlaczego chcesz na siłę wałkować ten temat? – spytałam zrezygnowana.
– Lily, Ty i James należycie do garstki najbliższych mi osób. Widzę, że oboje bez siebie żyć nie potraficie i widzę jak cierpicie, gdy jeden rani drugiego. Macie się ku sobie i od szczęścia dzieli was zaledwie jeden krok, którego, z niewiadomych mi powodów, oboje unikacie jak ognia. Chciałbym, żebyście po prostu byli szczęśliwi, a wy, na własne życzenie, odpychacie się od siebie… - odpowiedział spokojnie.
– Tak to widzisz? – spytałam zaskoczona.
– Tak to widzą wszyscy. – spojrzał na mnie tym swoim troskliwym wzrokiem. Westchnęłam ciężko.
– Szczerze ci powiem, że ja też mam już dość tej zabawy w kotka i myszkę. – przyznałam cicho.
– W takim razie odpuść tą kłótnię. Wiem, że James palnął znowu głupią rzecz pod wpływem emocji, ale zapewniam cię, że to nie jest prawda. Nie szkoda ci czasu na kolejną wojnę? Moim zdaniem powinnaś być kolejny raz tą mądrzejszą osobą i po prostu przestać się gniewać na niego. Jesteśmy wszyscy młodzi, ale żyjemy w ciężkich czasach. Zobacz na Kate i Syriusza, oni borykali się z gorszymi problemami i wyczyniali sobie nawzajem dużo gorsze rzeczy, a jednak suma summarum są ze sobą i powiedz mi, czy nie wyszło im to na dobre? Nie pozwól, by jedna, idiotyczna odpowiedź Rogacza znowu oddaliła was od siebie po tylu krokach w dobrą stronę. Ciągle robicie dwa kroki w przód i jeden w tył, zamiast robić wszystkie trzy do przodu. Przemyśl to sobie, Lily. Na spokojnie. – po jego monologu zapadła cisza. Przystanęliśmy nad małym oczkiem wodnym, ukrytym wśród przeróżnych kwiatów, do którego prowadziła wąska ścieżka z wbitych w ziemię kamieni. Puściłam ramię Remusa i kucnęłam, jedną ręką obejmując kolana, a drugą wodząc po powierzchni wody.
– Chyba masz rację Remusie. – mruknęłam trochę niewyraźnie, jednak z jego delikatnego uśmiechu byłam pewna, że mnie zrozumiał. – Tym razem dam sobie spokój. Po pierwsze nie będę sobie i wam psuła wakacji, a po drugie mam naprawdę serdecznie dość tej dziwnej sytuacji pomiędzy mną, a nim. Chciałabym, żebyśmy się jakoś określili… Teraz jesteśmy zbyt blisko siebie, by być przyjaciółmi, jednak zbyt daleko, żeby być parą. Brakuje nam tego jednego kroku, o którym mówiłeś i chyba na nim się skupię, a częściowy brak mózgu u Pottera będę musiała jakoś przeżyć. – kontynuowałam, a Remus zaśmiał się krótko.
– Cieszę się, że masz oleju w głowie za was dwóch. – mówiąc to kucnął obok mnie i posłał mi pogodny uśmiech, który odwzajemniłam. Między nami po raz kolejny zapanowała cisza, jednak tym razem nie była ona niezręczna. W zasadzie to ja oddałam się swoi myślom, które poświęcone były temu, co powiedział mi Remus, a on przypatrywał mi się z zainteresowaniem wymalowanym na twarzy. Wróciłam myślami do rzeczywistości i spojrzałam na twarz przyjaciela, która nie nabrała jeszcze całkowicie żywych kolorów po niedawnej pełni.
– Dziękuję za tą rozmowę Remusie. – odezwałam się, posyłając mu ciepłe spojrzenie. – Dzięki tobie uświadomiłam sobie kilka rzeczy. Cieszę się, że mam takiego przyjaciela jak ty. – dodałam, kładąc dłoń na jego przedramieniu.
– Zawsze do usług. – Lunio wyszczerzył zęby. – To co, wracamy do nich? – spytał, a ja w odpowiedzi pokiwałam głową i wstałam. Chłopak zrobił to samo i skierowaliśmy się w stronę domu. Im bliżej niego byliśmy, tym większe były moje obawy, co do postanowionej rzeczy. Bo w sumie co ja niby miałam zrobić, żeby „pogodzić” się z Potterem? – Czym się tak zadręczasz? – spytał, chyba widząc moją strapioną minę, którą próbowałam przed nim ukryć.
– Niczym. – odparłam, a on spojrzał na mnie powątpiewająco. W tym momencie doszliśmy do drzwi w kuchni, które otworzył przede mną i puścił przodem.
– Przecież widzę, że…
– Dajmy temu spokój. – przerwałam mu i uśmiechnęłam się. – Po prostu chodźmy do reszty, bo zaraz nas zaczną szukać. – dodałam, a on wzruszył ramionami i podążył za mną przez kuchnię do holu, gdzie przystanęłam, zauważając coś dziwnego przy schodach. Mianowicie stały tam cztery ogromne, czarne kufry. Lunatyk zrównał się ze mną i również zaczął przyglądać bagażom.
– Jak myślisz, czyje to? – spytał.
– Nie wiem Lunio, ale pewnie za chwilę się dowiemy. – mruknęłam w odpowiedzi i zaczęłam wchodzić na górę po schodach, a on ze mną. W końcu dostaliśmy się na piętro, na którym znajdowały się nasze pokoje. Z pokoju, gdzie mieszkali chłopcy dochodziły jakieś ożywione rozmowy. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka, sprowadzając tym samym na siebie sześć par oczu. Zaraz, zaraz… sześć? Rzeczywiście, w pokoju znajdowało się sześć osób. Kate, Syriusz, James i Peter oraz dwójka nieznanych mi nastolatków – chłopak i dziewczyna. Obydwoje byli na oko w naszym wieku i od razu mogłam stwierdzić, że byli rodzeństwem. Dziewczyna miała nieco egzotyczną urodę, czarne, długie włosy spływały prostymi kosmykami na plecy i ramiona, a duże, czekoladowe oczy otoczone były gęstymi rzęsami. Jej cera miała co najmniej o dwa tony ciemniejszy odcień niż typowego Brytyjczyka. Figurę miała oczywiście nienaganną i była z niej naprawdę niezła laska, jakby to określił Syriusz. Ubrana w obcisłą, dżinsową miniówkę na luźnych szelkach i krótką bluzeczkę odkrywającą jej płaski brzuch, wyglądała olśniewająco i prawdopodobnie zdawała sobie z tego sprawę, bo jej wzrok i postawa były pewne siebie. Chłopak natomiast wyglądał jak męska kopia swojej (prawdopodobnie) siostry w krótkich włosach, co czyniło z niego takiego „ślicznego chłopaczka”. Był szczupły, wręcz chudy, a na głowie miał starannie ułożone przydługie włosy. W zasadzie to wyglądały jakby mozolnie układał je godzinami po pojedynczych kosmykach. Ubrany był w dość obcisłe, jak na chłopaka, dżinsy, trampki za kostkę i łososiową koszulkę.
– Cześć. – odezwałam się jako pierwsza, przerywając ciszę.
– W końcu jesteście. – mruknęła Kate, która była wyraźnie w złym humorze. – Pozwólcie, że wam przedstawię moich kuzynów. – dodała tonem mówiącym, że wcale nie ma ochoty tego robić. – To jest Natalie, a to Patrick. – wskazała tamtą dwójkę i posłała mi spojrzenie pt. „musimy porozmawiać”. – A to jest Lily i Remus. – zwróciła się do kuzynostwa. Czułam na sobie świdrujący wzrok olśniewająco pięknej kuzynki Kate, Patrick natomiast nawet na mnie nie zatrzymał wzroku, tylko prześlizgnął się po mnie i lustrował Remusa. Przez chwilę między nami wszystkimi wisiała gęsta cisza, jednak po chwili przypomniałam sobie z jakim zamiarem weszłam do tego pokoju i mój wzrok powędrował w stronę okularnika. Czekoladowe oczy Natalie powędrowały za moimi i wtedy zdałam sobie sprawę, że stoi ona zaraz obok Jamesa, a swoją rękę trzyma na jego ramieniu. Zmrużyłam oczy, automatycznie przestawiając się w bardziej pewną siebie postawę i chcąc-nie chcąc wykluła się we mnie wrogość wobec tej dziewczyny, chociaż nic złego nie robiła. Jeszcze. Potter obserwował mnie uważnie i chyba zauważył moją reakcję, bo uśmiechnął się dziwnie, jakby do siebie. Odchrząknęłam znacząco.
– James, mogę cię prosić na słówko? – starałam się brzmieć naturalnie i bez emocji, jednak wyczułam ostrą nutkę kryjącą się w moim głosie, którą pod koniec pytania maksymalnie stłumiłam.
– James teraz nie może, bo obiecał, że pomoże mi przy wnoszeniu bagaży. – nie tyle odpowiedziała, co oznajmiła Natalie. Jej głos był wręcz lepki od słodkości, ale bardzo zdecydowany, czym chyba chciała zaznaczyć, że to jest już postanowione.
– A ty co, jego adwokat? – odezwałam się, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Nie spędziłam z tą dziewczyną nawet minuty w jednym pomieszczeniu, a już jej nie potrafiłam ścierpieć. A szczególnie jej idealnego w każdym calu ciała. Cholera, czy wszyscy Bridge’owie mają taką boską urodę?
– Co to jest adwokat? – spytał Peter, który chyba jako jedyny w tym pomieszczeniu nie wyczuwał napięcia wiszącego między nami.
– Nieważne Peter. – mruknęłam, machając ręką. – To co, Potter? Możesz poświęcić mi minutę? – znowu zwróciłam się do bruneta, który uśmiechnął się czarująco, a zarazem podejrzanie.
– Naprawdę chciałbym Evans, ale niestety obiecałem Natalie pomoc. Jak dobrze wiesz, jestem dżentelmenem, więc nie mogę odmówić kobiecie. – odpowiedział, udając skruszonego, jednak doskonale wiedziałam, że świetnie się bawi. Dostrzegłam błysk triumfu w oczach kuzynki Kate i miałam ochotę rzucić w nią jakąś porządną klątwą.
– Mówiłam przecież. – rzuciła dziewczyna lekkim tonem i ruszyła do wyjścia, a za nią Potter z przylepionym do twarzy tajemniczym półuśmiechem. Mijając Syriusza zdawało mi się, że puścił mu oczko, jednak nie wiedziałam, czy naprawdę to zrobił, czy tylko chciałam, żeby tak było. Nie potrafiłam określić, o co mu chodzi. Czy specjalnie lata za Natalie, żeby mi zrobić na złość, czy naprawdę mu się ona podoba? Pfff… co ja wygaduję… Przecież ona NIE MOGŁA się nie podobać. W momencie, gdy zatrzasnęły się za nimi drzwi, ja poczułam okropne ukłucie zazdrości. Jeszcze gorsze niż wtedy, gdy Potter odchodził z Rachel. Poczułam, że wszyscy się na mnie gapią, więc podniosłam wzrok.
– A wy co się tak gapicie? – warknęłam tonem, którego raczej nie chciałam używać przy obcym mi Patricku, będącym na dodatek bratem piękności spędzającej właśnie czas z obiektem moich westchnień.
– Ojojoj, ktoś tutaj chyba jest nieźle zazdrosny o tego przystojniaka. – odezwał się wspomniany wyżej chłopak. Miał bardzo… eee… mało męski głos, który miałam wrażenie, że specjalnie zmienia. – Szkoda, że tamten cukiereczek woli dziewczyny, ale widzę, że mam tutaj jeszcze jedno ciasteczko do schrupania. – dodał trzepocząc długimi rzęsami i spoglądając wręcz głodnym wzrokiem na Syriusza, który w tym momencie wyglądał na przerażonego. Nie wiedziałam, czy bardziej miałam ochotę rozerwać na kawałeczki Natalie, czy wybuchnąć śmiechem na widok miny Łapy. Kate nie miała takich dylematów, bo po prostu zaczęła śmiać się jak głupia.
– To my cię Patricku zostawimy z chłopakami, żebyście się mogli BLIŻEJ poznać, a ja porywam Lily na małą pogawędkę. – oznajmiła, gdy się w końcu uspokoiła, porwała mnie za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia. Przez domykające się drzwi zdążyłam jedynie odnotować ucieszonego kuzyna Kate, powstrzymującego się od śmiechu Remusa i przerażonego Blacka. Moja przyjaciółka pociągnęła mnie do swojego pokoju, gdzie zamknęła drzwi i spojrzała na mnie.
– Dlaczego twoja kuzynka dobiera się do mojego Jamesa? – wypaliłam, czym chyba ją zszokowałam. Siebie zresztą też.
– Twojego Jamesa? – Bridge wyszczerzyła zęby i podniosła brwi w jednoznacznym geście. – Przed chwilą nie chciałaś go widzieć na oczy. Coś się zmieniło?
– Owszem, zmieniło się to, że jakaś laska, wzięta prosto z mugolskiego wybiegu dla modelek, wręcz pożera go wzrokiem. I nie tylko wzrokiem. – mruknęłam posępnie.
– Widzę, że ty również nie polubiłaś mojej cudownej kuzynki Natalie. – jeśli Kate zrezygnowała z gnębienia mnie po takim wyznaniu to znaczyło tylko i aż tyle, że naprawdę jest zła. – Gdy byłaś z Lunatykiem w ogrodzie matka zawołała mnie na dół, a jak zeszłam okazało się, że Natalie i Patrick przyjechali nie wiadomo po co i nie wiadomo na jak długo. I o ile z tym drugim mogą być niezłe jaja, o tyle ta pierwsza wyraźnie podnosi u mnie skłonności do agresji. – mówiąc to wzdrygnęła się.
– A co takiego ci zrobiła Natalie, że jej tak nie cierpisz? – spytałam zaciekawiona, siadając na ogromnym łóżku.
– Wystarczy ci argument, że po prostu istnieje? – lokata usiadła obok mnie, a ja parsknęłam śmiechem.
– W zupełności. – odparłam, a ona uśmiechnęła się lekko.
– A tak całkiem serio to jest wredną żmiją, bez manier, bez wyrachowania i bez sumienia, która świetnie potrafi udawać ułożoną i dobrze wychowaną panienkę, przez co moja matka ją uwielbia i zawsze porównuje mnie do niej, że mogłabym być taka jak ona bla, bla, bla… Nie chcę być wredna Lily, ale przynajmniej tyle dla mnie dobrze, że przyczepiła się akurat do Jamesa, a nie do Syriusza. – rzuciła mi przepraszające spojrzenie, jednocześnie szczerząc zęby.
– Naprawdę świetna z Ciebie przyjaciółka. – warknęłam sarkastycznie, a ona pokazała mi język.
– Pociesz się, że ja się z nią użerałam pół życia, Ty będziesz musiała tylko przez kilka dni.
– A co z tym Patrickiem? – spytałam zmieniając temat, a ona spojrzała na mnie pytająco. – Powiedziałaś, że z nim może być zabawnie. – wyjaśniłam, a ona zaczęła się śmiać.
– Bo widzisz, Patrick jest gejem i leci na wszystko, co się rusza i jest rodzaju męskiego. – wyszczerzyła zęby. – A dzisiaj w oko wpadł mu… Syriusz. – parsknęła śmiechem, a ja za nią. – Wiesz, już sama mina Blacka wywołuje u mnie niekontrolowany śmiech, a co dopiero jak przez kilka dni będzie musiał odganiać od siebie natrętnego i napalonego mężczyznę. – dodała, czym wywołała u mnie kolejną salwę śmiechu.
– A ty nie zamierzasz nic zrobić, żeby pomóc swojemu chłopakowi? – spytałam, a ona pokręciła głową, szczerząc zęby w szatańskim uśmiechu.
– Zamierzam mieć ubaw po pachy i obserwować jak broni swojego męskiego ego. – odparła, próbując brzmieć poważnie. – A co do Jamesa… - zaczęła, ale przerwała, bo w tym momencie drzwi się otworzyły, a w nich stanął właśnie James.
– Lily, podobno chciałaś ze mną porozmawiać. – powiedział i spojrzał na mnie wyczekująco, sprawiając, że moje serce zabiło trzy razy szybciej.
– To może ja was zostawię samych. – Kate wstała, posłała mi jednoznaczny uśmiech i ukradkiem pokazała kciuk w górę, po czym zniknęła, zamykając za sobą drzwi od drugiej strony.
– O proszę, pan James-Dżentelmen-Potter znalazł dla mnie chwilę czasu. Jakie to uprzejme z twojej strony. – odezwałam się ironicznie, nadal siedząc na łóżku Kate. Na jego ustach automatycznie pojawił się charakterystyczny, pewny siebie uśmiech.
– Jesteś zazdrosna. – stwierdził zadowolony.
– Ja? Nie mam o co. A raczej o kogo. – patrzyłam na niego twardo, nawet nie mrugając.
– Mówisz o Natalie? Śmiała teza. Według mnie jest świetną laską. – wiedziałam, że się ze mną droczy, ale mimo to zacisnęłam ze złości zęby tak mocno, że aż zabolały.
– Mówię o tobie, nie o Natalie. – imię kuzynki Kate ledwo przeszło mi przez gardło. Musiałam przyznać, że miał nade mną ogromną przewagę. Zazdrość wylatywała z każdej dziurki mojego ciała i była wręcz namacalna. Potter roześmiał się lekko i zbliżył się do mnie.
– Nie będę cię już pogrążał w tym temacie. – na jego twarzy ciągle błąkał się pewny siebie, cholernie seksowny uśmiech. Wiedziałam co to oznacza. Oznaczało to, że James jest teraz uwodzącym Jamesem i będzie próbował mnie jakoś urobić. Ale tym razem nie miałam zamiaru mu dać tej satysfakcji.
– Och, dziękuję za łaskę. – odparowałam.
– Chciałaś o czymś ze mną porozmawiać... – przekrzywił głowę, spoglądając na mnie spojrzeniem, w którym czaiły się wesołe iskierki. Chwilę się nad czymś zastanowił, po czym ruszył w moją stronę i usiadł obok mnie tak blisko, że stykaliśmy się ramionami. – …więc słucham cię, Evans. – dokończył prawie szeptem. Ciarki przeszły mnie po plecach. Prawda była taka, że uwielbiałam być blisko niego, czuć go obok, roztaczającego wokół siebie delikatny, ledwo wyczuwalny, ale tak charakterystyczny dla niego zapach – mieszankę męskich perfum, proszku do prania i mydła. Uwielbiałam czuć go obok, bo wtedy czułam się bezpieczna, jednak tym razem nie chciałam ulegać jego sztuczkom, dlatego niechętnie odsunęłam się nieznacznie od niego.
– To nic ważnego Jam… Potter. – odparłam, a jego uśmiech poszerzył się nieznacznie. Musiałam wziąć się w garść. Odchrząknęłam i odważyłam się spojrzeć na niego. – Po prostu chciałam ci powiedzieć, że nie chcę się kłócić z tobą i w związku z tym pogodzić się. – starałam się mówić obojętnym tonem i chyba mi to nawet wychodziło. Co prawda chciałam mu powiedzieć o wiele więcej, jednak na tyle zdenerwowała mnie sytuacja z Natalie, że odpuściłam sobie głębsze wyznania. On podniósł brwi w geście zdziwienia.
– I tylko tyle? – spytał… rozczarowany?
– A chciałeś coś więcej usłyszeć? – spytałam przesadnie przyjacielskim tonem.
– Myślę, że doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że chciałem. – wyznał. Cholera. Nie lubiłam, gdy mówił takim tonem takie rzeczy, bo wtedy odzywała się we mnie ta część Lily Evans, która szaleje za Jamesem Potterem.
– A cóż takiego chciałbyś usłyszeć?
– To, co chciałabyś mi powiedzieć. – odparł, nie powstrzymując cisnącego się na usta szerokiego uśmiechu. Ja również uśmiechnęłam się nieznacznie.
– Oj Potter, Potter, ale mącisz. – pokręciłam głową z uśmiechem i wstałam. – Czyli co, zapominamy o dzisiejszej kłótni? – rzuciłam mu pytające spojrzenie.
– Jakiej kłótni? – on również wstał, będąc niebezpiecznie blisko mnie, trącając mnie palcami. Wiedziałam, że próbuje mnie sprowokować.
– W takim razie należy ci się nagroda za szybkie załatwienie sprawy. – szepnęłam, będąc bardzo blisko niego. W odpowiedzi mruknął coś niezrozumiale. Stanęłam na palcach i zbliżyłam się do jego ust, czując jak łomocze mi serce. I gdy nasze usta dzielił zaledwie milimetr odsunęłam się na bok, składając na jego policzku delikatny pocałunek, po czym odsunęłam się z niewinnym uśmiechem. – To co, idziemy do reszty? – spytałam już normalnym tonem. Na początku patrzył na mnie ogłupiały, a później zacisnął usta i zmrużył oczy. – Coś nie tak? – spytałam jakby nigdy nic, powstrzymując się od śmiechu.
– 1:0 dla ciebie Evans, ale gra się jeszcze nie skończyła. – rzucił już mniej naburmuszony i zrównał się ze mną.
– Nie przeżywaj tak. – potargałam mu włosy, robiąc jeszcze większy bałagan, po czym ruszyliśmy razem w stronę drzwi, które przede mną otworzył. – No patrz, a ja myślałam, że dżentelmen się w tobie odzywa tylko wtedy, gdy w pobliżu jest Natalie. – pokazałam mu język i wyszłam z pokoju Kate.
– Bo przy tobie odzywają się we mnie całkowicie inne instynkty. – rzucił żartobliwie, a moje motylki w brzuchu wykonały potrójne salto.
– Panie Potter, czy pan ze mną flirtuje? – zatrzepotałam teatralnie rzęsami, próbując rozładować atmosferę, która z powrotem robiła się gorąca. Zdecydowanie musieliśmy wejść do ludzi.
– Ależ absolutnie, od prawie czterech lat w ogóle nie przyszło mi to na myśl. – mruknął poważnym tonem, a ja zaśmiałam się wesoło. W momencie, gdy okularnik zamykał za nami drzwi sypialni Kate, z pokoju chłopaków wyszła Natalie, którą wryło na nasz widok. Żeby ją jeszcze dobić, zmniejszyłam odległość pomiędzy mną, a Jamesem tak, że stykaliśmy się na całej długości rąk. Nie mogłam nie ukryć uśmiechu, który cisnął mi się na usta, gdy zobaczyłam jej minę. Sekundę później z tego samego pokoju wyszła Kate.
– Słyszeliście dobrą nowinę? – wyszczerzyła zęby lokata. – Jedziemy nad morze! – oznajmiła entuzjastycznie.
– Kiedy? Jak? Gdzie? – spytałam zdziwiona.
– Do MOJEGO domku nad morzem. – odezwała się po raz pierwszy Natalie dumnym tonem.
– Już, teraz, za chwilę. – dodała Kate i klasnęła w dłonie. – Więc Lily w tył zwrot i pakuj manatki. – moja przyjaciółka wyminęła swoją kuzynkę i popchała mnie z powrotem do jej pokoju, posyłając Jamesowi wyszczerzony uśmiech. – A ty się tak nie patrz, tylko idź się pakować Rogacz. – dodała zanim zamknęła za nami drzwi.
– Morze…? Serio? – spojrzałam na Kate pytająco, a ona pokiwała entuzjastycznie głową.
– Morze, plaża, piasek, słońce! Tak, tak, tak! – klasnęła w dłonie podekscytowana jak małe dziecko.
– Do domku od Natalie? Co to za domek? – usiadłam na łóżku, obserwując jak Kate wrzuca do ogromnej walizki pełno ciuchów.
– Uściślając to nie od niej, tylko od jej i Patricka rodziców. Wiem, że Natalie jest straszną jędzą, ale skoro już i tak musimy ją znosić, to dlaczego by nie skorzystać z dużo lepszego krajobrazu, który oferuje? Pomyśl tylko, będziemy cały dzień wylegiwać się na plaży pijąc drinki z parasolkami. Czyż to nie cudowne? – pod koniec swojej wypowiedzi westchnęła i popatrzyła na mnie rozmarzonym wzrokiem. Jednak gdy nie doczekała się jakiejkolwiek odpowiedzi z mojej strony, zmarszczyła brwi i przestała się pakować. – Co znowu Lily?
– Dobrze wiesz co. – odburknęłam. – Wcale mi nie po drodze gdziekolwiek jechać z tą całą Natalie i jej chrapką na Jamesa. A już w szczególności na plażę, gdzie będzie paradować przed nim prawie gołym, zgrabnym tyłkiem. A znając Pottera, będzie się na nią gapił z wywieszonym jęzorem.
– Nie wiem czy zauważyłaś, ale ostatnio na plaży to właśnie za tobą latał z wywieszonym jęzorem i nie mógł oderwać wzroku od twojego prawie nagiego, zgrabnego tyłka. – odparła całkowicie niewzruszona moim narzekaniem. – Więc czy ci się to podoba, czy nie Potter leci na ciebie i nikogo więcej i przestań proszę robić z siebie łamagę, która nie potrafi walczyć o swoje. Gdzie się podziała ta zadziorna Evans, która, gdy ktoś wszedł jej w drogę, potrafiła zabić samym wzrokiem? A jeśli James będzie flirtować z tą flądrą, to doskonale wiesz, że tylko i wyłącznie po to, żebyś była zazdrosna. – już otwierałam usta, żeby jej odpowiedzieć, ale nie dane mi było, bo Kate chyba nie miała zamiaru się ze mną patyczkować. – Nie chcę słyszeć żadnego marudzenia Evans. Zacznij się w końcu pakować, bo za chwilę pojedziesz tak jak stoisz. I wcale nie żartuję. Jedziemy nad morze, gdzie będziemy się świetnie bawić, opalać, kąpać, pić, tańczyć i korzystać z życia, zanim nas wszystkich powybijają Śmierciożercy. Jesteśmy piękne, młode i atrakcyjne, dlatego nie możemy tracić czasu na wieczne narzekanie tak jak ty to robisz. Od tego momentu nie chcę od ciebie słyszeć żadnego marudzenia, ględzenia i smędzenia na jakikolwiek temat i koniec kropka. – puściła mi surowe spojrzenie, po czym nałożyła na nos swoje ogromne okulary i uśmiechnęła się szeroko. – Zawsze chciałam spróbować seksu na plaży, a teraz będę mogła to spełnić. – klasnęła w dłonie, a ja zaczerwieniłam się. – Na litość boską, Lily! Ile ty masz lat, że nie mogę z tobą swobodnie porozmawiać na te tematy. – wywróciła oczy do góry i pokręciła głową z niedowierzaniem. – Mógłby cię James w końcu zaciągnąć do łóżka, to może trochę byś wyluzowała. – dodała, za co oberwała w głowę moją kosmetyczką. – Ej! – oburzyła się, a ja parsknęłam śmiechem, kończąc w ten sposób jej nudny monolog.
***
Domek nad morzem wcale nie okazał się typowym domkiem letniskowym… Nazywanie tego budynku „domkiem” było wielkim niedopowiedzeniem, bowiem okazało się, że jest to wiejska willa na uboczu, której rozmiary znacznie przekraczały dom moich rodziców. Dwupiętrowy budynek miał swój ogródek, dwie kuchnie, cztery łazienki, osiem sypialni, jadalnię i ogromny pokój gościnny, w którym znajdował się kominek. Wszystko było urządzone w nowoczesnym stylu i wyglądało na nieużywane. Do plaży mieliśmy dosłownie dwie minuty spacerem, a z ogromnego przeszklenia w salonie rozlegał się cudowny widok na morze. Sam dom swoją barwą o odcieniu kości słoniowej wtapiał się w białe klify, które tworzyły bajeczne tło, a zielony bluszcz pnący się delikatnie gdzieniegdzie po ścianach oraz wyeksponowane drewniane elementy konstrukcyjne, stanowiły kolorystyczny kontrast dla tej kompozycji bieli. Wszystko razem wyglądało rodem jak z pocztówki, którą mugole wysyłali jako pamiątki dla najbliższych znad morza. Naprawdę można było się zakochać w tym widoku. W środku natomiast dominowało drewno, cegła i biel, które idealnie komponowały się z błękitem morza i nieba. Gdy w milczeniu podziwiałam piękno architektury i natury, które wzajemnie się uzupełniały, byłam tak zafascynowana, że nawet nie przeszkadzało mi przechwalanie się Natalie na temat domu. Każdy dostał swój pokój, przy czym Kate i Syriusz zamówili sobie wspólną sypialnię. Trochę byłam naburmuszona, że zostawiła mnie samą, ale z drugiej strony potrafiłam zrozumieć, że pierwszy raz mieli okazję legalnie spać ze sobą w jednym łóżku, bez obawy, że ktoś ich przyłapie, dlatego nie pokazywałam tego. Dostał mi się pokój tuż obok gołąbeczków, ale oczywiście najdalej od Jamesa. A pokój tuż obok niego wzięła sobie Natalie, co nie było żadną niespodzianką. Zaraz po przyjeździe Kate i Syriusz zamknęli się w swojej sypialni i nie wychodzili z niej przez prawie godzinę. W tym czasie my wszyscy, za rozkazem jej królewskiej piękności, poszliśmy na plażę. Przewidując doskonale co się będzie tam działo, zabrałam ze sobą opasły tom Zaawansowanej Transmutacji i wygodnie rozłożyłam się na kocu, ku zdziwieniu wszystkich tam obecnych.
– Ty chyba sobie żartujesz… - zaczął James, stanąwszy nade mną.
– Nie, nie żartuję. Chcesz dołączyć? – spytałam, nie zaszczycając go spojrzeniem.
– Mogę dołączyć, ale tylko po to, żeby robić z tobą o wiele przyjemniejsze rzeczy. – odparował śmiało, a ja spaliłam buraka. Nagle nad nami ktoś chrząknął znacząco. Dopiero wtedy podniosłam głowę i spojrzeliśmy obydwoje na Natalie, która uśmiechała się sztucznie, w ręku trzymając krem do opalania. Już wiedziałam co się szykuje.
– James, pozwolisz? – spytała słodko, wyciągając w jego stronę rękę z kremem. Błyskawicznie podniosłam się do pozycji siedzącej.
– Jak tylko skończy ze mną. – odpowiedziałam za okularnika i posłałam jej równie sztuczny uśmiech. Potter spojrzał na mnie zdziwiony i już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale pociągnęłam go za rękę i wcisnęłam w dłonie olejek do opalania.
– No proszę Evans jaka ty potrafisz być zaborcza. – wyszczerzył zęby i zabrał się za wsmarowywanie kremu w moje ciało. Wściekła brunetka odeszła bez słowa na swój koc i co chwilę spoglądała na nas zazdrosnym wzrokiem. – Jeden zero dla ciebie. – szepnął mi do ucha James, sprawiając, że przez kark przeszły mnie przyjemne dreszcze. – Całkiem przyjemnie się patrzy jak dwie fajne laski rywalizują o mnie. – zaśmiał się cicho, a ja prychnęłam.
– Niedoczekanie twoje. Nie mam zamiaru z nikim rywalizować. – powiedziałam, starając się zachować obojętny ton.
– Bo doskonale wiesz, że nie musisz. – szepnął znowu tuż przy moim uchu, a później musnął je ustami. Serce zabiło mi kilkakrotnie szybciej, a na karku znowu poczułam ciarki.
– Gdy będziesz ją smarował też ją tak zbajerujesz? – odwróciłam się twarzą w jego stronę i spojrzałam mu w oczy. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka cali.
– Raczej nie. – odparł powoli, uśmiechając się nieznacznie.
– Raczej… - powtórzyłam za nim niezadowolonym tonem i odsunęłam się od niego. Chłopak wstał i spojrzał na mnie z góry.
– Lubię jak jesteś o mnie zazdrosna. – wyszczerzył zęby i odszedł. Uśmiechnęłam się sama do siebie i pokręciłam głową, po czym wróciłam do swojej lektury. Kątem oka jednak bacznie obserwowałam jak Potter energicznie smaruje plecy Natalie. Ku mojemu zadowoleniu, ciągle spoglądał w moją stronę, a gdy przyłapał mnie na zerkaniu, puścił mi oczko i czarujący uśmiech, który automatycznie odwzajemniłam, po czym wróciłam do swojej lektury. Nie minęła chwila, a ktoś z hukiem zatrzasnął mi książkę przed nosem. Podniosłam głowę i napotkałam szare oczy i bestialski uśmiech.
– Evans, chyba nie powiesz mi, że przyjechałaś nad morze po to, żeby czytać te nudne… coś. – chłopak spojrzał z obrzydzeniem na moją lekturę.
– Widzę, że gołąbeczki w końcu się nacieszyli sobą. – odparłam złośliwie.
– Widzę, że ktoś tutaj jest zazdrosny. Jak chcesz Evans, to następnym razem możesz do nas dołączyć. – wyszczerzył zęby, jednak nie na długo, bo Kate trzepnęła go w ucho. Zaśmiałam się głośno z miny Syriusza, a ona przewróciła oczami, po czym rzuciła na mój koc swoją wielką torbę i zaczęła się rozbierać, natomiast Syriusz poszedł do reszty chłopaków, którzy wygłupiali się w morzu.
– Lily, serio? – moja przyjaciółka westchnęła, spoglądając na książkę leżącą przede mną.
– O co ci chodzi? Łączę przyjemne z pożytecznym, czyli opalam się i czytam. Nie widzę w tym nic złego. – fuknęłam.
– Poza tym, że podczas gdy ty czytasz, Natalie klei się do Pottera. – po jej słowach odwróciłam się w stronę kąpiących się przyjaciół. Rzeczywiście kuzynka Kate była uwieszona na ramieniu Jamesa i coś mówiła. Wzruszyłam ramionami, udając, że wcale mnie to nie martwi. Nie miałam okazji się nad tym zastanowić, bo moją uwagę zwróciła inna… „para”.
– No cóż, a podczas, gdy ty mi prawisz morały, Patrick klei się do Syriusza. – odparłam i zaczęłam chichotać. Kate spojrzała stronę morza, gdzie jej kuzyn uwiesił się na ramieniu Syriusza i gładził go po policzku palcem. Nie widziałyśmy z tej odległości miny Syriusza, ale podejrzewałam, że to musiał być bezbłędny widok.
– Widać, że są rodzeństwem. – zaśmiała się moja przyjaciółka. – Mają takie same metody… podrywania. – wyszczerzyła zęby. Biedny Łapa próbował się oderwać od natarczywych prób podrywu Patricka, podczas gdy trójka jego najlepszych przyjaciół zaśmiewała się w najlepsze. Patrickowi chyba to jednak nie przeszkadzało, bo nadal niestrudzenie kleił się do Blacka.
– Może mu pomożemy, skoro jego najlepsi przyjaciele się wypięli? – spytałam, nadal chichocząc.
– Daj mi się nacieszyć tym bezcennym widokiem. – odparła Kate i przewróciła się ze śmiechu, trzymając za brzuch. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i wzięłam do ręki piłkę do siatkówki.
– Wstawaj i chodź na ratunek twojemu lubemu. – podałam jej rękę i pomogłam wstać. Dobiegłyśmy do grupki naszych przyjaciół. – Hej! Gołąbeczki, może zagramy w siatkówkę plażową? – zawołałam, zwracając na siebie sześć par oczu. Pierwszy wyrwał się Syriusz, który wyszedł z wody i wyrwał mi piłkę z ręki.
– Jestem za. – mruknął, posyłając posępne spojrzenie w stronę reszty grupy, stojącej w wodzie, z której radośnie za Syriuszem podążył kuzyn Kate.
– Jeśli Syri jest na tak, to ja również. – oświadczył obdarzając nas wszystkich szerokim uśmiechem. Ani ja, ani Kate nie potrafiłyśmy ustać na nogach ze śmiechu.
***
Po objaśnieniu wszystkich zasad gry w siatkówkę, wytyczyliśmy pole do gry, ze starej sieci rybackiej zrobiliśmy siatkę, którą powiesiliśmy na prowizorycznych słupach ze ściętych konarów drzew, pomagając sobie trochę czarami. Na sam koniec podzieliliśmy się na dwie drużyny. Ja byłam w drużynie z Kate, Syriuszem i Patrickiem, a w drugiej drużynie był James, Natalie, Peter i Remus. Oczywiście nie do końca byłam zadowolona z podziału, ale nie miałam zamiaru się załamywać. Wręcz przeciwnie, gra w siatkówkę wytworzyła we mnie dziką chęć rywalizacji, w której miało się oberwać właśnie Natalie. A na całe szczęście miałam tą przewagę, że zasady gry znałam ja, a ona była w tym całkowicie zielona.
– No to co? Zaczynamy grę. – wyszczerzyłam zęby i zaserwowałam piłkę na stronę przeciwnej drużyny, specjalnie kierując ją na kuzynkę Kate, która oczywiście nie zdołała odbić piłki i stracili pierwszy punkt. Cała ta gra miała również plus w takiej postaci, że wiedziałam o tym jak James kocha sportową rywalizację i widząc jego minę i wzrok skierowany na główną „winną” nie mogłam się nie uśmiechnąć. Kate w mig załapała o co mi chodzi i puściła mi oczko, pokazując kciuka uniesionego do góry. Drugi serw znowu należał do mnie i chyba nikogo nie zdziwiło, że moja zagrywka była identyczna. Znowu zyskaliśmy punkt, a mina Jamesa jeszcze bardziej zmarkotniała. W momencie, gdy podawał mi piłkę przez siatkę, spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się nagle, jakby zrozumiał o co mi chodzi. Trzecim razem moja zagrywka nie uszła mi na sucho, bo Potter ustawił się tuż obok czarnowłosej piękności i odbił piłkę za nią, podając do Remusa, który odbił piłkę wysoko, do której znowu podskoczył Rogacz i przebił ścinając na naszą stronę. Do odbicia piłki rzucił się Syriusz, któremu udało obronić się przed stratą punktu i podał do Kate, która z kolei wystawiła piłkę mi. Skoncentrowałam się i z całej siły uderzyłam piłkę w stronę Natalie, która zasłoniła głowę rękami i z przerażeniem wymalowanym na twarzy odsunęła się, sprawiając, że znowu ich drużyna była punkt w plecy. James zacisnął zęby i chyba próbował powstrzymać swoje zapędy kapitańskie, na co ja zachichotałam, posyłając mu niewinny uśmiech. Tym razem zlitowałam się nad Jamesem i zaserwowałam na niego, dzięki czemu udało im się zdobyć punkt, bo tym razem u nas zawiódł Patrick, który bardziej był zainteresowany osobą Syriusza, niż tym, co się dzieje na boisku. Ale na nasze szczęście, po ich stronie kolej na serw była nikogo innego jak Natalie, więc bez wysiłku wpadł nam kolejny punkt. U nas natomiast była kolej Syriusza, który przyłożył się porządnie do serwisu i jego piłka z ogromną siłą wpadła na Petera, sprawiając, że ten wywrócił się, ryjąc zębami piasek, czym wywołał ogromną salwę śmiechu.
– Sory Glizdek! Miało być mocniej! – wrzasnął Łapa i wyszczerzył zęby.
– Dobra robota Syri! – zawołał z zachwytem Patrick i… klepnął Syriusza w tyłek, sprawiając, że mina mu zrzedła, a ja, Kate i James ryknęliśmy śmiechem. Takich sytuacji podczas naszego małego meczu było mnóstwo, dlatego też pod sam koniec mnie i Kate ze śmiechu bolał brzuch. Udało mi się jeszcze kilka razy, całkowicie przypadkowo oczywiście, trafić Natalie prosto w twarz, jednak mój plan do końca się nie powiódł, bo w pewnym momencie kuzynka Kate wykazała się swoim przebiegłym charakterkiem i postanowiła obrócić mój atut w… okazję do flirtu z Jamesem. Otóż w połowie meczu, gdy przyszedł czas na przerwę, nakazała Potterowi naukę odbijania, co oczywiście wiązało się z kontaktem fizycznym tej dwójki i bardziej przypominało erotyczny taniec w wykonaniu dziewczyny, niż jakąkolwiek naukę. A Potterowi wyraźnie sprawiało to radochę. Nie wiedziałam tylko, czy sprawiał mu radość taniec Natalie, czy moja czerwona z zazdrości twarz. Spędziliśmy pół dnia na plaży, wygłupiając się w morzu, grając w siatkówkę, opalając się i rozmawiając o różnych rzeczach. Popołudniu wróciliśmy do domku, gdzie zjedliśmy wspólnie obiad i rozeszliśmy się na sjestę do swoich pokojów. Pod wieczór mieliśmy w planach urządzić imprezę. Postanowiłam, że czas do tej imprezy spędzę samotnie w swojej sypialni, czytając książkę. Niestety, przez „uprzejmość” Kate i Syriusza nie dane mi było poczytać w spokoju, bo postanowili sobie urządzić dzikie harce w swojej sypialni, czego efektem były przeróżne odgłosy dochodzące zza ściany i nie pozwalające mi się na niczym skupić. Usłyszałam pukanie i chwilę później, nie czekając na moje zaproszenie, do środka ktoś wszedł. Odwróciłam głowę w stronę drzwi, w których stał James. Chyba chciał coś powiedzieć, ale najwyraźniej zatkały go odgłosy dochodzące z pokoju obok.
– Wow… – wykrztusił z siebie i próbował zamaskować złośliwy uśmieszek. – Niefortunny ci się dostał pokój. – skomentował i parsknął śmiechem.
– No cóż, pozwól, że nie wypowiem się na ten temat. – ucięłam i zarumieniłam się.
– No ale nie ma co, Łapa potrafi dogodzić Kate. – wyszczerzył zęby.
– Czy możemy nie rozmawiać o… tym. – wskazałam na ścianę, zza której dochodziły jęki mojej przyjaciółki.
– Skoro sobie tak życzysz. – odparł, nadal śmiejąc się. Zastanawiałam się, dlaczego tylko mnie krępowała ta sytuacja, skoro nawet nie dotyczyła bezpośrednio mojej osoby?
– Chciałeś coś konkretnego? – spytałam, próbując zignorować odgłosy i próbując powstrzymać rumieniec, który ciągle cisnął mi się na policzki.
– W zasadzie to chciałem porozmawiać… - w tym momencie przerwał mu błogi jęk Kate, który wyraźnie świadczył o tym, że dochodziła. - … ale w tych warunkach może to być trudne. – zachichotał, a ja odchrząknęłam. – Przejdziemy się? – zaproponował.
– Jasne! – odparłam z ulgą. – Tylko… - nie dokończyłam, bo tym razem swój orgazm postanowił wyrazić Syriusz, wykrzykując imię Kate. - … ubiorę buty. – dokończyłam zaciskając zęby, a James po raz kolejny wybuchnął śmiechem.
– Z drugiej strony, skoro skończyli, to może to już niepotrzebne. – puścił mi oczko, a ja spąsowiałam.
– Znając ich, za pięć minut znowu zaczną. – mruknęłam posępnie.
– Nie wiedziałem, że Łapa jest taki dobry w te klocki. – wyszczerzył zęby, a ja posłałam mu mordercze spojrzenie.
– Możemy przestać o tym rozmawiać? – spytałam i wkładając na nogi japonki wyszłam z pokoju, ciągnąc go za koszulkę za sobą.
– Dlaczego ciebie tak krępuje ten temat? – spytał, przekrzywiając głowę i przyglądając mi się uważnie.
– James, proszę cię. Nie mam zamiaru rozmawiać o igraszkach łóżkowych moich przyjaciół. – próbowałam uciąć temat i chyba mi się udało, bo Potter ucichł, jedynie uśmiechając się lekko. – Gdzie idziemy? – spytałam, byleby nie powrócił do poprzedniego tematu.
– Zobaczysz. – odparł z błyskiem w oku i chwycił mnie za rękę, prowadząc. Wyszliśmy na dwór, a później skierowaliśmy się w stronę wysokich klifów. Obeszliśmy je, co zajęło nam kilkanaście minut, po czym zaczęliśmy się na nie wspinać od łagodnej strony. Po dość wyczerpującej wędrówce w ciszy, w końcu dotarliśmy na skraj białych skał, skąd rozciągał się wspaniały widok na plażę i morze. Z tej perspektywy linia horyzontu, na której przecinało się morze i niebo zacierała się i na pierwszy rzut oka nie można było rozpoznać gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie. Dodatkowo słońce było już dość nisko i zaczynało zachodzić, co tworzyło fantastyczną purpurową paletę barw. Na widok ten zaparło mi dech w piersiach, a wszelkie słowa opisujące ten niesamowity pejzaż ugrzęzły w gardle, bo nie były w stanie tego dostatecznie wyrazić.
– Wiedziałem, że ci się spodoba. – szepnął chłopak. Po raz pierwszy spojrzałam na niego i uderzyło mnie, jak przystojnie wyglądał. Opalenizna, której się dzisiaj nabawił dodała mu nieco egzotyzmu i podkreśliła orzechową barwę tęczówek, w której odbijało się czerwone światło zachodzącego słońca, co z kolei wyglądało jak urealnienie wesołych ogników, zwykle tańczących w tych niesamowitych oczach. Jego włosy były jak zawsze kruczoczarne, jednak tym razem wyglądały spokojniej i nie były tak potargane jak zawsze. Sięgnęłam ręką do jego głowy i roztrzepałam mu czuprynę, uśmiechając się czule.
– Tak o wiele lepiej. – mruknęłam, cofając rękę.
– Myślałem, że nie lubisz jak tak robię.
– Bo nie lubiłam. – wzruszyłam ramionami. – Ale ostatnimi czasy mało jest rzeczy, które mi w tobie przeszkadzają. – wyznałam.
– A to są w ogóle jakieś? – spytał przewrotnie, a ja przewróciłam oczami.
– Mam wymieniać?
– Ależ proszę Evans, nie krępuj się, wal śmiało.
– Po pierwsze, przeszkadza mi to, że niejaka Natalie ślini się na twój widok. – wyparowałam, zanim zdążyłam zorientować się, co mówię.
– A mnie za to cholernie podoba się to, że jesteś o mnie zazdrosna. – wyszczerzył zęby.
– Myślę, że ta rozmowa schodzi na złe tory. – mruknęłam, odwracając głowę z powrotem w stronę morza. – Nie psujmy tej chwili słowami. – dodałam i usiadłam na ziemi, wbijając wzrok przed siebie. James wzruszył ramionami i usiadł tuż obok mnie.
– Szkoda, bo chciałem się dowiedzieć, co konkretnie ci we mnie przeszkadza, bo teraz nie wiem, czy mogę zrobić to, na co mam ochotę. – powiedział powoli, sprawiając, że motyle w moim brzuchu poderwały się do dzikiego tańca.
– A na co masz ochotę? – spytałam odwracając głowę znowu w jego stronę. Gdy on zwrócił ku mnie swoją twarz, zorientowałam się, że nasze usta są bardzo blisko siebie.
– Mam być szczery, czy udawać dżentelmena? – zapytał, wyraźnie dobrze się bawiąc. To w jaki sposób wypowiedział to pytanie wywołało u mnie przyjemne dreszcze podniecenia.
– Najlepiej to od razu przejdź do rzeczy. – szepnęłam i zbliżyłam się do niego sprawiając, że nasze wargi się spotkały…
– Och! Tutaj jesteście! – głos dziewczyny wypowiadającej te cholerne słowa skutecznie sprawił, że odskoczyłam od Jamesa. – Co tutaj robicie? – niesamowicie seksowna Natalie w niesamowicie seksownej sukience stanęła nad nami, ciskając we mnie piorunami. No cóż, gdyby spojrzenie mogło zabijać, zarówno ona jak i ja leżałybyśmy martwe.
– Pomyślmy, Natalie. – odparłam z ironią w głosie. – Co dwójka ludzi może robić przy zachodzie słońca w takim miejscu? Jak myślisz? – chyba po raz pierwszy udało mi się zebrać na taką szczerość wobec mojej konkurentki jak i samego Jamesa.
– Podziwiacie widoki? – spytała ze słodkim uśmieszkiem, posyłając mi gardzące spojrzenie.
– Dokładnie to robiliśmy, Nat. – odpowiedział jej James i wstał, posyłając jej łagodny uśmiech. Jego słowa były jak ostre szpilki lodu wbite w moje rozgrzane ciało. Spojrzałam na niego z wyrzutem, a ona z triumfującym uśmiechem.
– W takim razie wracajcie do domu, bo za chwilę zaczyna się impreza. – zarządziła władczym tonem, odwróciła się i zaczęła iść. – Idziecie? – rzuciła przez ramię, a po jej słowach Potter wzruszył ramionami i zaczął iść za nią. Zacisnęłam zęby i wyminęłam obojga, po czym ekspresowym tempem wróciłam do domu jako pierwsza, zamykając się w swoim pokoju. Po tej upokarzającej sytuacji wcale nie miałam ochoty iść na żadną imprezę i nie miałam zamiaru tego robić. Po co? Po to, żeby patrzeć jak ona tańczy z Jamesem, a on chełpi się tym, że ja jestem zazdrosna? Niedoczekanie ich obojga. Po godzinie od mojego powrotu do pokoju, w całym budynku rozległa się głośna, imprezowa muzyka jakiegoś nowego zespołu. Po kilku kawałkach moje drzwi otworzyły się i bez pukania ktoś zawitał w mojej sypialni.
– Czego? – spytałam niegrzecznie, nawet nie patrząc kto to.
– Czemu nie zejdziesz do nas? – usłyszałam głos Kate.
– Nie mam nastroju na zabawę. – mruknęłam.
– Co się stało? – moja przyjaciółka usiadła na łóżku, wbijając we mnie zmartwione spojrzenie.
– Poza tym, że twoja kuzynka to największa zołza, jaką dane mi było spotkać, a Potter to dupek, to nic. – Nie musiałam patrzeć, żeby wiedzieć, że przewraca oczami.
– Przestań marudzić, ubieraj się i chodź do nas.
– Po co? – spytałam i wyjrzałam zza poduszki. – Żeby patrzeć na to jak oni ze sobą flirtują? – podniosłam się do pozycji siedzącej. – Nie mam na to ochoty. Wystarczająco mnie ośmieszyli na klifie.
– Jakim klifie? – Kate zmarszczyła brwi, a ja jej opowiedziałam wszystko, co się stało przed kilkudziesięcioma minutami. – Dobrze wiesz, że…
– Potter to robi po to, żeby wzbudzić we mnie zazdrość? – dokończyłam za nią. – Wiesz co, Kate? Wcale mnie nie bawią takie zagrywki. Przyznałam mu milion razy, że jestem o niego zazdrosna i co? On to robi, bo Natalie mu się podoba. No i nic dziwnego. Tylko po co bawi się moim kosztem? Na tym klifie zrozumiałam, że on się wcale nie zmienił. To nadal jest ten szczeniacki Potter, który myśli, że jest najlepszy na świecie i każda laska może być jego. Dopóki mu odmawiałam, byłam jakimś tam wyzwaniem, ale odkąd się w nim zakochałam, przestało go to kręcić. Taka niestety jest prawda. Okazało się, że jestem jedną z tych głupich nastolatek, które dały się nabrać na tą jego całą gadkę i ładne oczy. Nic więcej. – nawet nie wiedziałam, kiedy zaczęłam płakać. Czułam się okropnie. Czułam się oszukana i zdradzona. Potter po raz kolejny złamał mi serce i dopiero gdy wyżaliłam się Kate doszło do mnie, jak bardzo mnie zranił.
– Lily… – usłyszałam jego głos w drzwiach. Gorzej być nie mogło. Potter słyszał wszystko, co powiedziałam Kate... Pociągnęłam nosem, wstałam z łóżka i zatrzasnęłam bez słowa drzwi przed jego nosem. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Nie miałam ochoty na niego patrzeć. W zasadzie to jedyne na co miałam ochotę to leżeć w łóżku i ryczeć do poduszki.
– Dlaczego on mi to robi? – spytałam żałośnie, padając na łóżko i wbijając wzrok w sufit.
– Lily, kochanie… - dłoń Kate przejechała po moim policzku, zbierając łzy. – To, że cię zabrał na ten klif musi coś znaczyć… Zresztą, nie tylko to… Przecież u mnie w domu…
– Proszę, nie przypominaj mi tego wszystkiego. – przerwałam jej. – I nie broń go. Gdyby mu na mnie zależało, nie bawiłby się moim kosztem. Przyznałam się tyle razy, że mi się podoba, że coś do niego czuję, że jestem zazdrosna, że… - zapowietrzyłam się, a z moich oczu popłynęła nowa partia łez. – Myśl sobie co chcesz… Że przesadzam, że to nie tak.. Dla mnie tak to wygląda i całe to upokorzenie na klifie było tylko przelaniem czary. Nie mam zamiaru dłużej o niego rywalizować. Jeśli chce się umówić z Natalie, proszę bardzo, droga wolna. Ja wracam do domu. – wstałam z łóżka i podeszłam do małej garderoby, z której zaczęłam wrzucać swoje ciuchy do walizki.
– Ale Lily… - Kate podeszła do mnie i chwyciła mnie za rękę, zmuszając, żebym przestała się pakować. – Może z nim porozmawiaj, powiedz mu to wszystko, może on…
– Co może on? Nie wie tego? Nie rozumie? Nie Kate. Ja mam naprawdę dość robienia z siebie pajaca. Mam dość latania za nim i mów sobie co chcesz. Chcę wrócić do domu. Nie chcę siedzieć tutaj, w wspaniałym domu wspaniałej Natalie i patrzeć jak wspaniale podrywa wspaniałego Jamesa. – warknęłam i wróciłam do przerwanej czynności. – Od razu możesz powiedzieć Remusowi, żeby nie wpadał do mnie z wizytą i nie próbował swoich gadek pod tytułem „robicie trzy kroki w przód i dwa w tył”, czy coś w tym stylu. Nie tym razem. Chcę odpocząć od Jamesa, od Natalie, od wszystkiego. Jeden dzień i naprawdę mam dość. Możesz myśleć, że przesadzam, ale trudno, bawcie się dobrze beze mnie. – wytarłam ręką łzy z policzka i wrzuciłam ostatni ciuch do walizki. Z toaletki pozbierałam wszystkie swoje kosmetyki i przeleciałam wzrokiem cały pokój w poszukiwaniu swoich rzeczy. – Gdybym czegoś zapomniała, weź mi do Hogwartu. – dodałam.
– Pójdę cię odprowadzić. – mruknęła tylko i pogłaskała mnie po włosach. Zeszłyśmy na dół, omijając pokój stołowy, z którego dobiegała głośna muzyka. Kątem oka zauważyłam, że James siedzi na fotelu trzymając szklankę z ognistą whisky i patrzy nieobecnym wzrokiem przed siebie. Zastanawiałam się przez chwilę, czy słyszał wszystko, co powiedziałam Kate, zanim zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem, ale po chwili doszłam do wniosku, że to nieistotne. Wyszłyśmy na zewnątrz i skierowałyśmy się na ubitą dróżkę przed ogrodzeniem domu.
– Może jeszcze to prze… – urwała pod wpływem mojego spojrzenia. – To może wrócimy razem do mojego domu i zostaniemy same we dwie? Na tydzień, albo dłużej? Bez całego tego towarzystwa, co? – zaproponowała, ale ja uśmiechnęłam się smutno.
– Dziękuję, ale chcę być sama. Ty masz tutaj Syriusza, macie okazję się wyszaleć. Zresztą, nie będę ci swoim nastrojem psuć wakacji. Ja sobie poczytam książki w domu, pomarudzę trochę Luke’owi i przed rokiem szkolnym będę z powrotem w formie. – odparłam i przytuliłam się do niej. – Tylko nie naróbcie żadnych dzieci. – szepnęłam jej do ucha, a ona zaśmiała się krótko.
– Umówimy się na wspólne zakupy na Pokątnej. – mruknęła, a ja w odpowiedzi uśmiechnęłam się. – Trzymaj się Lily.
– Pa Kate. – pomachałam jej, obróciłam się w miejscu i zniknęłam z tej uroczej miejscowości nad morzem. Gdy otworzyłam oczy znajdowałam się w ogródku moich rodziców. Na szczęście na dworze było już szarawo i nikogo w pobliżu, więc nikt nie widział mojego nagłego pojawienia się. Obeszłam dom i znalazłam się pod wejściem. Wzięłam głęboki oddech, przylepiłam uśmiech na twarz i nacisnęłam klamkę. Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi.
– Jestem w domu! – krzyknęłam i usłyszałam dźwięk odkładanych sztućców dochodzących z kuchni. Usłyszałam kroki i chwilę później przede mną stanęła mama.
– Lily…? – zdziwiła się, marszcząc brwi. – Coś się stało? Miałaś wrócić za dwa tygodnie… – spytała, a ja pokręciłam głową, starając się brzmieć i wyglądać wiarygodnie.
– Nic się nie stało, mamo. Po prostu Kate wypadł rodzinny wyjazd do bardzo chorej ciotki i musiałyśmy wszystko odwołać. – wymyśliłam na poczekaniu, a ona to łyknęła.
– Och… Przykro mi… Jak się trzyma rodzina Kate? – spytała zmartwiona.
– Eee… Cięzko, ale jakoś się trzymają. – mruknęłam, ganiąc siebie za to, że właśnie fikcyjnie prawie uśmiercam kogoś z rodziny mojej najlepszej przyjaciółki.
– Jesteś głodna? – pokręciłam głową przecząco.
– Nie, dziękuję. Pójdę do siebie, okej? – odparłam z nadzieją, że mama nie będzie mnie więcej dręczyć.
– Jasne kochanie, idź. – uśmiechnęła się do mnie ciepło i patrzyła jak idę po schodach do góry. Weszłam do swojego pokoju, zostawiłam walizkę tuż przy drzwiach, wyciągnęłam z szafy stare spodnie dresowe i luźną koszulkę i przebrałam się, po czym zawiązałam trampki i wyszłam z pokoju, zamykając drzwi jak najciszej się da. Zeszłam bezszelestnie po schodach i wymknęłam się z domu. W zasadzie to nie wiedziałam dlaczego tak zrobiłam, ale chyba nie chciałam, żeby mama zadawała mi pytania, gdzie idę i o której wrócę. Swoje kroku skierowałam w stronę placu zabaw, na którym miałam nadzieję spotkać wysokiego blondyna. Wiedziałam, że kto jak kto, ale on mnie nie zawiedzie i uśmiechnęłam się na widok zdziwienia na jego twarzy, gdy zobaczył mnie z daleka. Siedział jak zawsze lekko zgarbiony na swojej huśtawce, paląc mugolskie papierosy. Bez słowa usiadłam na drugiej huśtawce i przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.
– Mam jakieś zwidy? – chłopak przerwał w końcu ciszę, przyglądając mi się.
– Zdecydowanie za dużo papierosów. – odparłam złośliwie, za co dostało mi się dymem prosto w twarz.
– Nawet nie wiesz jak mnie zżera ciekawość, co takiego się stało, że wróciłaś po kilku dniach. – czułam jak bacznie mnie obserwuje. – Niech zgadnę, pewnie znowu chodzi o tego kretyna Pottera. – jak zawsze trafił w dziesiątkę.
– Chyba moje rozterki robią się strasznie nudne, że tak łatwo ci idzie zgadywanie. – mruknęłam i posłałam mu smutny uśmiech. On westchnął i przewrócił oczami.
– Ci się znowu stało?
– Oprócz tego, że zdałam sobie sprawę, że jestem głupia, to nic. – odpowiedziałam, wbijając wzrok w swoje buty.
– Nie wiem jakim cudem uchodzisz za jedną z najlepszych uczennic, skoro mnie dojście do takiego wniosku zajęło 5 sekund, a tobie aż siedemnaście lat. – wypalił złośliwie, a ja zaśmiałam się ponuro.
– No cóż, twoja pierwotna ocena Pottera również jest boleśnie prawidłowa.
– Wiesz, to naprawdę się staje nudne. Te twoje ciągłe rozterki z Potterem. Tak jakbyś nie mogła po prostu mu powiedzieć, co do niego czujesz. – prychnął pogardliwie.
– Tak jakby to zrobiłam, ale widocznie na nim nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. – wzruszyłam ramionami. – Dalej woli bawić się w kotka i myszkę, podrywać inne dziewczyny i chełpić się tym, że jestem zazdrosna.
– W takim razie moja pierwotna ocena Pottera jest błędna. – powiedział, a ja spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Jeśli jeszcze Luke miał zamiar go bronić, to chyba bym nie wytrzymała… - Jest jeszcze większym idiotą, niż uważałem. – dokończył, a mi ulżyło. Przynajmniej on. – No cóż, miałem nadzieję, że spędzę kolejny spokojny wieczór, z dala od twoich żałosnych problemów, ale widocznie musiało mi wystarczyć kilka dni. Nie wiem, co takiego zrobiłem przez te kilka dni, że znowu za karę muszę cię wysłuchiwać, ale opowiadaj, co tym razem nabroił ten twój rycerz na białej miotle. – wiedziałam, że zrzędliwy ton i cięte słowa były tak naprawdę wyrazem troski u Luke’a. Zaczęłam mu wszystko opowiadać, co się stało przez te parę dni u Kate i nad morzem, nie ukrywając żadnego szczegółu. I dziękowałam losowi za to, że kiedyś na korytarzu w zamku postawił na mojej drodze tego właśnie blondasa.
***
Hej, hej, hej!
Wracam z rozdziałem po prawie roku nieobecności. Dużo się u mnie działo, dużo się pewnie u Was zmieniło. Niektórych już pewnie nie ma tutaj, ktoś pewnie został. Udało mi się w końcu dokończyć ten rozdział. Nawet nie wiecie jakie to dla mnie było wyzwanie, dlatego proszę o łaskawą ocenę tego, co tutaj znajdziecie, szczególnie kilka ostatnich stron…
Przegapiłam 6 urodziny bloga… No cóż, może nie do końca przegapiłam, bo pamiętałam, ale z racji tego, że blog był (i nadal jest) zawieszony nie dodałam żadnej notki. Dlatego teraz, po prawie dwóch miesiącach od urodzin, chciałam Wam życzyć wszystkiego najlepszego, bo ten blog, to że istnieje jeszcze, jest głównie Waszą zasługą! Dziękuję Wam wszystkim, że ze mną jesteście, bez względu na moje przerwy, załamania i inne rzeczy.
Przechodząc do treści rozdziału… Miało być zabawnie, końcówka miała być całkowicie inna, nie miało się wydarzyć to, co się wydarzyło na samym już końcu, ale jako, że ostatnio mam naprawdę tragiczny humor przez sprawy, które w życiu zawaliłam, to chyba przelałam te moje uczucia na Lily i musiałam jej dołożyć zmartwień.
Chciałam zaznaczyć, że dodanie rozdziału wcale nie oznacza mojego stałego powrotu. Co prawda zyskałam teraz trochę wolnego czasu, ale nie obiecuję, że dzięki temu będę częściej pisać, bo nie zawsze mam na to chęci i nie zawsze mój humor pozwala. W każdym razie nie chcę kompletnie niczego obiecywać, bo sami dobrze wiecie, jak to ze mną jest.
W razie błędów przepraszam, ale nie chce mi się tego sprawdzać, bo jest 5 nad ranem, a ja za chwilę wstaję do pracy :P.
Nie zanudzam więcej i zapraszam do czytania.
Pozdrawiam i serdecznie dziękuję, że jesteście ze mną!
Leksia
P.S. Zapraszam na fanpejdż bloga TUTAJ, który dopiero się rozkręca i mam nadzieję, że pomożecie go rozkręcić ;-)
Łoooo! Cieszę się, że wróciłaś! Rezerwuję pierwsze miejsce i wrócę tu po szkole :)
OdpowiedzUsuńNOWY ROZDZIAŁ! NOWY ROZDZIAŁ! Aaaaaaaaa nareszcie:) Kocham Cię! Lecę czytać:)
OdpowiedzUsuńRogata
Jest ! <33333333 weszłam bez większej nadziei, że coś wstawiłaś a tu TAAAAAAAAAAAAAAAAAAKA niespodzianka :* Lecę czytać :*
OdpowiedzUsuńWoooow! Nawet nie wiesz jak się cieszę na ten rozdział czekałam na niego długo i warto było. Powiem szczerze nie takiego zakończenia się spodziewałam, ale notka jest dobra. Mam nadzieję że szybko dodasz coś nowego a sytuacja Evans-Potter się wyjaśni.
OdpowiedzUsuńBez nadzieji weszłam z rutyny sprawdzić a tu taka radość :)
OdpowiedzUsuńKocham Cię
Rozdział cudny chociaż szkoda że ta zabawa w kotka i myszkę ciągnie się już tak długo bo to takie głupie że rozwiązanie mają podane na tacy ale żadne jeszcze po nie nie sięgnęło. Czekam na nastepny. Mam nadzieję że trochę szybciej niż po roku ;P uwielbiam Cię leksia weny czasu i humoru.♡
Zołza, zołza i jeszcze raz zołza! Ta Natalie jest głupia czy tylko udaje? Jasno widać, że coś iskrzy między Lily i Jamesem. No tak, zapomniałam... Jest przecież żmiją. Myśli wyłącznie o tym, jak zdobyć Pottera, nie zważając na uczucia pewnej rudowłosej. A Potter? Kretyn, kretyn i jeszcze raz kretyn! Jak mógł tak się zachować wobec Lily, teraz, kiedy ona zaczęła wyraźnie okazywać, co do niego czuje? Trochę późno, ale jednak. Rzeczywiście, bawi się z nią w kotka i myszkę. Były miłe chwile... M. in. to na tym klifie, ale jego późniejsze zachowanie... Brak słów... A tak w ogóle to przeczuwałam, że Natalie to krewna Kate, która będzie flirtować z Jamesem. Nie spodziewałam się, że będzie miała brata-geja... A to jego "podrywanie" Syriusza po prostu rozwaliło system, tak jak sytuacja na początku rozdziału. Och, tak się cieszę, że pojawił się Luke. Jak zwykle "jawnie" okazał swą pomoc. A będąc w temacie... Zapomniałam wcześniej napisać, że cieszę się, że Luke jest tylko przyjacielem Lily, bo nie wyborażam sobie go w roli jej chłopaka. Friends forever i tylko to! XD
OdpowiedzUsuńOmg! O boże tak się ciesze! Czy Ja napewno nie mam zwidów jak Luke? Omg! OMG! KOCHAM CIĘ! Ja wiem że masz swoje sprawy i cierpliwie czekałam (nie jak moje przyjaciółki :( ) Ale ogromnie się ciesze. A jeśli już o przyjaciołach. Zadzwoniłam do jednej z nich, a ja tak:
OdpowiedzUsuń-Słuchaj mnie, okej? -Ja zaczynam
- No mów.
- Stoisz?
- Chodzę...
-To usiądź
- Już się boje.
-Leksianapisala60rozdzialionjestisiemegacieszejeeeeejbozeeeeee!
- Co?
- Leksia napisała 60 rozdział i on jest i się mega ciesze jeeeej bożeeeeee!
-AaaaaaaaAAAAAAAAAaAAAAaaaaaaa *długo jakieś 15 sek.*
I się rozłączyła :D
Drugi blog który czytałam o Lily i najlepszy ♥♥♥ Mam nadzieje , że będziesz miała wene i czas i wszytko co byś chciała. Buziaki :*
Tej Natalie rzeczywiście nie da się lubić. Widać że chce poderwać Jamesa tylko dziwne, że James tego nie zauważa. Jak kocha Lily to po co flirtuje z tą Natalie. Może Kate ma rację i James chce w ten sposób wzbudzić w Lily zazdrość. A może Lily za dużo sobie wyobraża jak ich widzi i wymyśla powód do kłótni. Ale na pewno szybko się nie zejdą i James będzie się musiał o Lily bardzo postarać. Ciekawe jak dojdzie do ich ponownego zejścia.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i życzę weny.
JEJ! Dziękuje Dziękuje Dziękuje. Normalnie I love you!!!! Czekałam i się opłaciło. Nawet nie wiesz jak mi humor poprawiłaś. OMG!! Nie udzielam się zbyt często w komentarzach ale wszystko czytam i jestem codziennym gościem. :D Rozdział Boski( zresztą jak zawsze). Życzę weny i dużo czasu
OdpowiedzUsuńWarto było czekać ;) Jestem na twoim blogu,już prawie dwa lata, aż dziwne,jak szybko to minęło :D Uważam,że rozdział jest świetny, mimo,że Lily miała okropny humor oraz pełno problemów, to i tak było zabawnie. Życzę powodzenia w pisaniu dalszych rozdziałów i trzymam kciuki,żebyś wreszcie mogła odetchnąć! :*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3 Miałam nie sprawdzać czy jest nowy rozdział, ale coś mnie tchnęło :D Tak się ucieszyłam :) Najlepszy Patrick XD wyobrażam sobie minę Syriusza :D Nie rozumiem Jamesa :/ Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni w nowym rozdziale. Na takie rozdziały warto czekać *_* Moim zdaniem to najlepszy blog o Lily i Huncwotach <3 Myślałaś może jak już skończysz, żeby zrobić wersję PDF ? <3 Życzę duuużoo weny! :D
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - WOW. Jedno wielkie WOW i GRATULACJE, że udało Ci się to napisać :)
OdpowiedzUsuńZawsze wiedziałam, że coś się tu jeszcze pojawi.
Po drugie - czytając rozdział też już miałam dość tych ich głupich zachowań. Dobrze że Lily tym razem nie dała się znowu przepraszać i namawiać, tylko stamtąd pojechała. Co za debil tak robi? Myślałam że w końcu zacznie zachowywać się rozsądnie. Przecież oni byli o krok od bycia parą, a on sam to rozjebał na własne życzenie. Co za debilizm...
Czekam na nowy rozdział i będę czekać ile tylko będzie trzeba (co nie zmienia faktu, że oczywiście najlepiej byłoby, jakby był niedługo ;) ).
I na koniec dodam, że zgadzam się z komentarzem wyżej - powinnaś zrobić z tego PDF-a, a jako że już niemal oficjalnie jestem edytorem tekstów, to z chęcią Ci wszystko połączę, poprzecinkuję jakieś stare rozdziały i tak dalej.
Całusy :*
Cześć Leksiu! Na pewno mnie nie kojarzysz, bo nigdy nie pisałam komentarzy pod Twoim opowiadaniem. A otóż dlatego, że odkryłam tego bloga jakieś pół roku po jego zawieszeniu. Całokształt jest genialny, każdy rozdział jest ciekawy i niesamowicie wciąga! Charaktery postaci jakie im nadałaś różnią się trochę od kanonu i bardzo mi się podobają. Świetnie piszesz, potrafisz "zaczarować" czytelnika tak, że nie może się oderwać od czytania. Odkąd przeczytałam wszystkie rozdziały zaglądałam tu co jakiś czas, by sprawdzić czy nie ma nowego rozdziału. I właśnie pewnego dnia, pozbawiona jakichś większych nadziei weszłam tu i co widzę? NOWY ROZDZIAŁ! Sprawiłaś mi wielką radochę! Miło się czytało, wszystko przeżywałam. Gratuluję, że pomimo problemów go napisałaś. Wiem, że napisałaś, iż ten 60 rozdział nie oznacza kolejnych w najbliższym czasie, lecz po cichu na nie liczę. Fabuła jest ogromnie wciągająca i naprawdę świetnie się odstresowuję czytając twoje dzieło. Z weilką radością daję ''lajka'' na Fb bloga. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak ja Cię kocham!!! To zdecydowanie był jeden z najlepszych rozdziałów jakie napisałaś!!! JESTEŚ NAJLEPSZA!!! Chciałabym kiedyś przeczytać twoją książkę... co ty na to? A co do rozdział€, jest WSPANIAŁY!!!!!!!!! Wiesz, jaką miałam radość gdy go zobaczyłam? Jesteś najlepszą pisarką historii Lili i James'a ever. Czy będą jeszcze jakieś akcje z Natalie i James'em? Mam nadzieję, bo fajnie jest coś takiego poczytać. Papa życzę weny
OdpowiedzUsuńLEKSIU KOCHAM CIĘ! Za to, że dałaś radę i pomimo zawieszenia bloga wstawiłas taki świetny rozdział!!!! Końcówka mnie trochę rozczarowała, ale przynajmniej w dalszych rozdziałach znowu (mam nadzieje) będzie sie dużo działo! Nie umiem sie odnieść do treści rozdziału tak jak niektórzy wiec napisze tylko, że wyłam ze śmiechu jak czytałam o kuzynie Kate, cudownie opisałaś rozmowę Remusa i Lili, a także każdą rozmowę pomiędzy Rogaczem i Rudą. No i znienawidziłam Natalie w momencie w którym zrobiła to Lili i teraz to już chyba totalnie nie trawię rodziny Kate, za to ona sama jest w czołówce moich ulubionych bohaterów <3<3 Naprawdę bardzo podziwiam Ciebie i Twoją wenę, pozdrawiam serdecznie i trzymaj sie cieplutko <3
OdpowiedzUsuńPS. Nie daj Natalie rozdzielić Lilki i Jamesa bo ja naprawdę nie wytrzymam psychicznie.
Przeczytałam ze sto razy:) A pocałunek Lily i Jamesa chyba ze 200:)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, chociaż każdy Twój taki jest:) Ucieszyłam się, bo wyczekiwalam czy w końcu się pracują czy jednak nie. Nie zawiodłam się i opis ich wybuchu namiętności był idealny. Dobrze, że w końcu udało im się to zrobić bez skrępowania przyjaciółmi, przecież są dorośli.
Czy ja napisałam dorośli?
Większych dzieci świata nie widział:p Chyba na prawdę Potter się nie postarał, skoro przyszło Evans do głowy takie głupie pytanie. Nie mogła go zadać później? Albo nigdy? Ona i ten jej niewyparzony jęzor. Tragedia...
Zresztą nawet gdyby miał setkę dziewczyn przed nią to czy to by coś zmieniło? Aaaa no tak, mogłaby się obrazić, bo nie był je wierny. A to, że ona wlazla Royalowi do łóżka i tylko dzięki jego dżentelmeństwu nie przestała być dziewica, to spoko? Zadziwia mnie jej pokrętny tok myślenia. Ale co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie. Ależ mnie zirytowala. Wrrr
I Remus ma całkowitą racje, szuka pretekstu do kłótni, bo inaczej nie porafi. I kto zaczął to kłótnie. No pewnie, że Lily. Facet się na nią rzuca, przyznaje, że mu się podoba i najchętniej to by ją przeleciał tu i teraz, a ona "ile miałeś lasek w łóżku? "Wiem! Sprawdzala czy on ma doświadczenie, żeby sie nie rozczarować:)
Zostawmy biedną Lily
James! Ty kretynie! Nie, no idiotów nie sieją, sami się rodzą... O ile na początku zawaliła Lilka, o tyle później zachował się on jak skończony głupek. Przecież widzi, że jej zależy, że jest zazdrosna. Nie no, trzeba poudawać i porobić na złość i pograć na dwa fronty. A na tym klifie. Oooo brak słów.
Duże dzieci.
Lily! Wiem, że cie zranił. Zamiast uciekać daj mu nauczkę! Fajne bikini i jest twój:p
Kate i Syriusz, nasze dwa zbereźniki:D ach te ich igraszki. Black spuszczony ze smyczy i czujnego oka teściowej harcuje:)
Patrick :D ile ja bym dała żeby zobaczyć minę Łapy:)
Natalie, to, że jest wredna, zrozumiała zołza to każdy wie. Ale przecież Potter jest wolny, nie ma przeszkód żeby go nie podrywać.
Super!
Cudownie!
Mega zajebiście!
Już nie mogę się doczekać nowego:)
Wybacz błędy, pisze na telefonie:)
Pozdrawiam i dziękuję, że mim zawieszenia bloga dokończyłaś rozdział:)
Rogata
"Wiesz, już sama mina Blacka wywołuje u mnie niekontrolowany śmiech, a co dopiero jak przez kilka dni będzie musiał odganiać od siebie natrętnego i napalonego mężczyznę. ,,
OdpowiedzUsuńJuż dawno nie słyszałam czegoś takiego. Rozdział świetny zresztą jak zwykle :* ale myślałam że się go niedoczekam :)
Boże, ten James jest takim kutasem , podzielam zdanie Luke'a i szkoda mi Lily
OdpowiedzUsuńJak mogłaś nadać moje imię takiej zołzie! a tak na serio to rozdział megaaa <3 :3 zresztą jak wszystkie. Masz wattpada? myślałaś żeby przenieść tam bloga? byłby łatwiejszy dostęp i można by było czytać bez WiFi. Ale dla takiej niesamowitej treści warto byłoby i iść po rozżarzonych węglach <3
OdpowiedzUsuńciekawie ile będziemy czekać na następny rozdział... mam nadzieję że nie kolejny rok <3 Weny kochana, Weny życzę i dobrego humoru w całym roku :3 :D
Powinna mu wygarnąć to prosto w twarz. Coś w stylu:
OdpowiedzUsuń-Może ciebie to bawi, że jakaś głupia nastolatka, która się w tobie zakochała jest o ciebie zazdrosna. Sprawia ci to ogromną radość, co? I może ciebie nie obchodzi, że ranisz mnie cały czas, ale ja mam dość. Wiesz co? Poddaję się. Gdyby ci na mnie zależało, nie chciałbyś mnie zranić. Po prostu więcej się do mnie nie zbliżaj, James. (jego imię wypowiedziała by tak miękko.
I powinna to mówić ze łzami w oczach, rozczarowaniem, zrezygnowaniem, ale i siłą, bo w końcu dałaby sobie spokój.
Ach, sorry, ale widzę tą scenę w swojej wyobraźni, boska.
O! Ach ta Lily, wiedziałam, że o to zapyta. I szczerze mówiąc zrobiłabym dokładnie tak samo...
Ma kobieta racje i że ona tak łatwo chciała mu wybaczyć, a on specjalnie ją rani...
Aaaaaaaaaaaa! NOWY ROZDZIAŁ!!! Jak wspaniale! Bardzo ucieszyłam się czytając scenę gorącego pocałunku Lily i Jamesa, trochę jednak zasmuciła mnie końcówka, no dobra wszyscy wiemy, że Potter zachował się jak zwykła świnia, ale bez przesady! Lily, zawiodłam się trzeba było odwrócić się, wypiąć na niego swój zgrabny tyłek i czekać jak z różami w ręce, na kolanach, zacząłby błagać o wybaczenie. (No chyba, że droga Lexiu masz zamiar przeteleportnąć rozczochrańca pod sam dom Rudej i kazać mu ją przeprosić). No bo, ja rozumiem Lily wyraźnie ma załamkę, ale przecież jest silna, a James nie takie rzeczy robił! Flirtował nie raz, nie dwa z innymi, więc w sumie, dlaczego akurat teraz miarka się przebrała? Ja na miejscu Evans zrobiłabym piekło z życia Natalie, a Potterowi wyjaśniła sytuacje i kazałabym się przeprosić i pocałować na zgodę. O tak!
OdpowiedzUsuńPS Dużo weny życzę i czasu, a Toim Lily i Jamesowi, aby wreszcie byli parą!(Choć Ka osobiście lubię ich zabawę w kotka i myszkę :))
Ja odbieram to nieco inaczej. To nie wina Natalie, że Potter zachował się tak, a nie inaczej. Lily zrozumiała swoje uczucia do Jamesa, dawała mu jasno do zrozumienia, że zależy jej na nim, a on jakby to zignorował. Jak w takiej sytuacji Lily może być pewna uczuć Jamesa do niej? To dlatego miarka się przebrała, bo nie powinien jej tak potraktować po tym, jak ona określiła się co do uczuć do niego, a on bez przerwy jej powtarzał, że ona mu się podoba, a później gdy ona chce być sam na sam, to gdy tylko pojawia się Natalie on idzie za nią, zamiast zostać z Lily. Tak jakby James, gdy Lily wreszcie przestała szukać okazji do ucieczki przed uczuciami do Jamesa, przestraszył się ? Nie był pewny, czy uganianie się za Lily tak naprawdę nie było tylko zabawą, James jest uparty, więc mógł biegać za nią tak długo, aż w końcu dostał to czego chciał, a podobała mu się ona tylko dlatego, że była niedostępna i go odtrącała, a jak w końcu on zaczął jej się podobać, to ona przestała go już aż tak bardzo interesować. Tego boi się Lily, a być może James właśnie też się nad tym się zastanawia, czy tak nie jest. Ale tak naprawdę, to dowiemy się tego wszystkiego z kolejnych 'odcinków' fantastycznej powieści Leksi :) Bo może tylko chciał wkurzyć Lily, żeby była o niego zazdrosna ?
OdpowiedzUsuńZgadzam się z każdym słowem :D
OdpowiedzUsuńNo, może oprócz reakcji Lily gdy dowiedziała się nieco konkretniej o podbojach Jamesa. Może i była zbyt gwałtowna, ale przecież skoro on nawet "nie liczył" to znaczy, że dla niego seks jest tylko zabawą. No i spoko, dużo ludzi tak ma, ale wiemy przecież, że dla Lily jest to coś ważnego i była zadowolona, że nie zrobiła tego z Royalem.
Całusy!
Też mi się tak wydaje ;D z tym, że James chce, żeby Lily była zazdrosna. Co jak wydać udaje mu się <3
OdpowiedzUsuńTwój blog jest GENIALNY. Wiem, że i tak nie przeczytasz tego komentarza, bo blog jest zawieszony, jednak mam nadzieję, iż wkrótce będę mogła przeczytać rozdział 61. Wiem, że czasem potrzeba odpoczynku od pisania i nie będę potępiać tego, lecz miło by było gdybyś wróciła, bo naprawdę super piszesz! Jeśli potrzebujesz jakiegoś pomysłu, żeby dalej pisać, możesz się mnie spytać to podam Ci kilka pomysłów i może Cię któryś z nich zainspiruje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny rozdział lub chociaż informacje o Twoim powrocie i odwieszeniu bloga :)
KOCHAM CIĘ!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńROZDZIAŁ JEST ZARĄBISTY
MAM OCHOTĘ WPIEPRZYĆ TEJ NATALI I NAGADAĆ POTTEROWI
POWIEM TAK
WARTO BYŁO CZEKAĆ
JESTEM Z CIEBIE CHOLERNIE DUMNA
P. S
Przepraszam za niecenzuralne wyrażanie się
Dziubaski♥♥♥♥♥♥♥♡♡♡♡♡♡☆☆☆☆☆★★★★★★★★★♚♚♚♚♚♚♚♚♛♛♛♛♛♕♕♕♕♕♔♔♔♔♔♔♔
Czytam wszystkie komentarze na bieżąco ;-) Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :D Kiedy kolejny?
OdpowiedzUsuńLeksiu.....Twoje opowiadanie jest takie wspaniałe! Miałam naprawdę podły humor i postanowiłam przeczytać po raz kolejny jeden z Twoich rozdziałów i od razu czuje sie swietnie, cuuuuudownie piszesz i jesteś niesamowita!!!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Hej, to mój pierwszy komentarz!
OdpowiedzUsuńUwielbiam twojego bloga! Odmalowałaś takie ciekawe, oryginalne postacie. Bardzo dobrze piszesz, kiedy czytam to opowiadanie, czuję się jakbym sama brała w tym udział!
Dlaczego James musi być czasami takim dupkiem? Co nie zmienia faktu, że kiedy piszesz o tym kochanym Jamesie o orzechowych oczach, to prawie się w nim zakochuję :D
Podziwiam twoją Lily za cały jej charakter i cięty język :D
Uwielbiam potyczki słowne i w ogóle humor i teksty w tym opowiadaniu <3
Napisałabym więcej, ale (niestety!) bywam leniwa i nie umiem ubrać moich odczuć w słowa :/
Wiedz, że jestem wielką fanką twojego bloga!!!
Pozdrawiam i życzę weny! ;)
~Arya
PS Z niecierpliwością czekam na następny rozdział! ;)
Witam bardzo fajny blog i notka dopiero niedawno go odkryłam mam pytanie czy mogłabyś mnie powiadomić jeśli pojawi się nowa notka mój adres mejlowy to dominikasuchy@wp.pl pozdrawiam życzę dużo weny
OdpowiedzUsuńWitam. Jestem nową czytelniczką Twojego bologa i muszę przyznać, że jest świetny. Bardzo mi się podoba i z utęsknieniem czekam na każdy nowy rozdział. Masz świetny styl pisania jest taki zajmujący i porywający. Dla niektórych rozdziały są może za długie, ale dla mnie i tak są krótkie. Historia Lily i Jamesa jest bardzo ciekawa. Gdy tylko mam zły humor czytam twojego bloga i już jestem szczęśliwa. To jest cudowne, że wiele ludzi wymyśla swoje historie na temat Jily, ale z doświadczenia wiem, że Ty jesteś jedną z, niewielu, które są świetne w tym. Mam nadzieję, że następny rozdział ukaże się niedługo. Życzę by wena trzymała się Twojego boku i towarzyszyła Ci. Sama wiem, że jest ciężko jak się weny nie ma - istna męczarnia.
OdpowiedzUsuńWow, genialny rozdział (zresztą jak cały twój blog) !! Sory, że tak późno komentuje, nie myśl, że dopiero przeczytałam, co to to nie. Po prostu dzisiaj weszłam na bloga, żeby zobaczyć czy jest nowy rozdział, którego oczekuje od marca i stwierdziłam, że napisze komentarz. Wiem, że jeszcze nie wróciłaś, ale nadzieja umiera ostatnia ;) Pewnie zastanawiasz się kim jestem, otóż jestem twoją czytelniczką od bardzo dawno pomimo, że nie komentuje, ale mam taki zwyczaj i nigdzie nie znajdziesz mojego komentarza :) Pozdrawiam i mam nadzieję, że szybko pojawi się nowy rozdział :*
OdpowiedzUsuń