Przejdź do głównej zawartości

58. West Street.

Witam wszystkich! :)

No i w końcu udało mi się dokończyć rozdział. A wyszedł on najdłuższy ze wszystkich dodanych od mojego powrotu, bo na prawie 19 stron :D.

Na początku chciałabym podziękować serdecznie za wszystkie komentarze pod urodzinową notką! Nie miałam zielonego pojęcia, że jest Was tak dużo! :-) Na dzień dzisiejszy są to 44 osoby (wow, 4 to moja ulubiona cyferka :D). DZIĘ-KU-JĘ! Jesteście przewspaniali i kocham Was, naprawdę!

Przechodząc do rozdziału, no cóż. Nie jestem do końca zadowolona z niego. W sumie to mało co mi się w nim podoba. Ale jego plusem jest, że udało mi się go napisać w niecały miesiąc :D. Mam nadzieję, że następny uda mi się dodać jeszcze w lutym :-). A jest taka szansa, bo przyszła mi ostatnio ochota na pisanie, a i z czasem nie jest najgorzej.

Miałam Wam coś jeszcze zakomunikować, ale kurde zapomniałam :/.

No dobra, to nie ględzę więcej, tylko zapraszam do czytania ;-).

Buziaki moi kochani! ;-*

Wasza Leksia ♥♥♥

***

– Mamo, mogę ci zająć chwilkę? – wgramoliłam się na stołek tuż naprzeciwko niej. Moja rodzicielka podniosła głowę znad książki kucharskiej, w której szukała inspiracji na dzisiejszy niedzielny obiad i obdarzyła mnie pytającym spojrzeniem. – Pamiętasz jak w zeszłym roku byłam na wakacjach u Kate? – w odpowiedzi kiwnęła głową. – W tym roku również dostałam zaproszenie. – oznajmiłam z lekkim uśmiechem.

 – A dlaczego twoje koleżanki nie wpadną w tym roku do nas? – odezwała się po raz pierwszy.

 – A co tutaj miałybyśmy robić? – spytałam. – Chodzić na plac zabaw?

 – Na przykład na Pokątną. – odparła, wzruszając ramionami. – A co tam takiego jest, że tak bardzo chcesz tam jechać?

 – Po pierwsze towarzystwo. – mruknęłam, a ona drgnęła. Dopiero po chwili zorientowałam się, że źle odebrała moje słowa. – Och, to znaczy, wy wszyscy ciągle siedzicie w pracy, a ja siedzę sama w domu i mi się nudzi. Zresztą, nawet jak przychodzicie, to każdy ma swoje zajęcia i nie spędzamy czasu razem. – wyjaśniłam. Prawa brew mojej mamy powędrowała w górę.

 – Przecież masz Luke’a.

 – Mamo… – jęknęłam. – Ja też potrzebuję kobiecego towarzystwa. Z Lukiem nie porozmawiam o chłopcach, ubraniach i innych pierdołach. – dodałam, wwiercając w nią zirytowany wzrok.

 – O chłopcach? – zainteresowała się, wyraźnie ożywiając. – A co to za chłopcy? Masz jakiegoś na oku? A może Luke’a? – przewróciłam oczami i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Moja matka zachowywała się jak jakaś nabuzowana nastolatka.

 – Ile razy mam ci powtarzać, że Luke to mój przyjaciel, a nie kandydat na chłopaka. – ledwo powstrzymałam się od warknięcia. – A chłopcy, jak to chłopcy. Każdej któryś się podoba. Kate ma chłopaka, nazywa się Syiusz Black i jest z nami na roku, w tym samym domu. Angelina również kogoś ma, chociaż skrzętnie to przed nami ukrywa. Między innymi o tym chciałyśmy porozmawiać. No wiesz, takie babskie pogaduszki.

 – A Ty? – spytała, nadal pozostając przy temacie facetów.

 – Co ja? – spróbowałam udawać głupią.

 – Kate i Angelina kogoś mają. A ty masz kogoś? – spojrzała na mnie podejrzliwym wzrokiem. Westchnęłam i pokręciłam przecząco głową. – A podoba ci się jakiś? – poprawiłam się na krześle, czując się strasznie niekomfortowo.

 – Nie. – odparłam zbyt wysokim tonem. Odchrząknęłam, udając, że coś stanęło mi w gardle. – Ja nie rozglądam się za chłopakami, mamo. Skupiam się na nauce. – Tak, akurat. Mój osobisty obiekt westchnień nazywa się James Potter i najwyraźniej ma mnie szeroko i głęboko gdzieś, bo od początku wakacji nie wysłał ani jednego, małego liściku. Ale o tym moja matka nie musiała wiedzieć. Zresztą, prawdopodobnie zobaczę Rogacza u Kate, dlatego między innymi tak bardzo zależało mi, żeby pojechać. Po mojej odpowiedzi nastała cisza, podczas której mama świdrowała mnie natarczywym spojrzeniem, jak jakiś wyjątkowo uparty fałszoskop, w poszukiwaniu choćby ziarenka kłamstwa.

 – A Petunia? – zagadnęła, zaskakując mnie kompletnie. Co Petunia ma do moich wakacji u Kate?

 – Nie rozumiem. – odparłam, marszcząc brwi.

 – Mówisz, że potrzebujesz kobiecego towarzystwa, więc pytam co z Petunią? Jest kobietą w podobnym wieku. No i jesteście siostrami, więc łatwiej wam złapać bliższy kontakt. – wytłumaczyła, a ja parsknęłam śmiechem.

 – Mamo, gdyby wszystko zależało od Petunii, pewnie wysłałaby mnie do Australii. Tam, gdzie żyją te wszystkie jadowite węże i pająki. – mruknęłam.

 – Lily! – Diana Evans upomniała mnie ostro.

 – Nie moja wina, że gdy tylko uda mi się chociaż trochę do niej zbliżyć, ona odpycha mnie po choćby jednym słowie zbliżonym do „magia”. – wzruszyłam ramionami. – I za każdym razem, gdy chcę z nią porozmawiać, ona ucieka. Do dzisiaj nie dała mi szansy porozmawiać z Vernonem. Nie zmuszę ją, żeby mnie lubiła. A nie będę udawać, że nie jestem tym, kim jestem, czyli czarownicą. – dodałam rozgoryczona.

 – Lily, to oczywiste, że ona boi się, co Vernon mógłby pomyśleć, gdyby dowiedział się o twoim świecie. – mówiąc to, dotknęła mojego ramienia i uśmiechnęła się pocieszająco.

 – Ale mówiłam jej setki razy, że nic przy nim nie wspomnę, ani słówka. Chodzi mi o to, że za każdym razem, gdy myślę, że nasze stosunki nieco się ocieplają, Petunia zauważy, że czaruję, albo że trzymam różdżkę i od razu staje się dla mnie opryskliwa i niedostępna. To takie męczące, że nie potrafi zaakceptować mnie taką, jaka jestem. – wyżaliłam się, nawet nie wiedząc, że tak mi ulży, gdy powiem to własnej matce. Mama zmarszczyła brwi i chwilę zastanawiała się, co odpowiedzieć.

 – Kochanie, musisz ją zrozumieć. Odkąd dowiedzieliśmy się, że jesteś czarownicą, Tunia nie marzyła o niczym innym, tylko o tym, żeby również nią być. Strasznie ciężko było do niej dotrzeć, gdy pierwszy raz pojechałaś do Hogwartu. Próbowaliśmy z nią rozmawiać, ale ani tata, ani ja nie potrafiliśmy jej przemówić do rozsądku. Niechęć do ciebie była jej sposobem na poradzenie sobie z zazdrością, jaką czuła. Przez te parę lat zamknęła się w sobie. Dopiero od niedawna zdobyła dobrą pracę i zaczęła się spotykać z odpowiednim mężczyzną, co pozwoliło jej uwierzyć w siebie i spróbować poradzić sobie z całą tą zazdrością, którą w sobie tłumiła. Nie uważasz, że i tak zrobiła duże postępy? Zresztą, ty też nie byłaś święta, ale również dojrzałaś. Wiem, że to Petunia jest starsza i powinna mieć więcej rozsądku, ale myślę, że potrafisz zrozumieć, jak ona się czuje, gdy słyszy, co ją ominęło w życiu, gdy opowiadasz o Hogwarcie. Szczególnie, że jesteście siostrami. – ton jej głosu był łagodny.

 – Ja to wszystko wiem, mamo. Ale to nie zmienia faktu, że ona nie powinna mnie obwiniać o to, że ja jestem czarownicą, a ona nie. To niesprawiedliwe. Zresztą, ja jestem wyrozumiała i staram się naprawić nasze kontakty, ale sama tego nie zrobię. Do tanga trzeba dwojga. – rzekłam spokojnie. – Zresztą, cokolwiek bym zrobiła, już się nie łudzę, że kiedykolwiek będziemy nie tylko siostrami, ale też przyjaciółkami. Co najwyżej możemy się ograniczyć do serdeczności względem siebie. A naprawdę miałam nadzieję, że uda nam się wyjść poza to. – westchnęłam i oparłam głowę na ręce, a drugą bawiłam się kosmykiem swoich włosów. Wiedziałam, że mama się martwi naszymi relacjami i to również dla niej chciałam pogodzić się z moją siostrą. – Wracając do sedna, Kate mieszka niedaleko Windermere, ma boisko do quidditcha, takiego czarodziejskiego sportu, mieszka blisko pięknego lasu. Tam naprawdę nie będzie nam się nudzić. – zmieniłam temat, bo po pierwsze miałam dość gadania o Tunii, a po drugie chciałam w końcu uzyskać zgodę na ten wyjazd.

 – A kiedy chcesz tam jechać? I przede wszystkim jak? – gdy zadała to pytanie, już wiedziałam, że się zgodzi.

 – Deportuję się bezpośrednio przed jej dom. – odpowiedziałam na drugie pytanie.

 – A kiedy? – ponowiła pierwsze. Przygryzłam wargę, a ona już wiedziała, co powiem. – Nie żartuj sobie, że jutro! – wykrzyknęła, a ja potwierdziłam. – Na miłość boską, Lilyanne! Wcześniej nie dało mi się tego zakomunikować?! – o kurczę, znowu ta Lilyanne. Uśmiechnęłam się przepraszająco.

 – Kompletnie wyleciało mi z głowy. – mruknęłam.

 – Jest ostatni dzień lipca i chcesz mi powiedzieć, że przez cały miesiąc nie miałaś czasu, żeby mi oznajmić, że pierwszego sierpnia chcesz jechać na wakacje do Kate? – była wkurzona. Z jednej strony jej się nie dziwię, ale z drugiej to jaką jej to różnicę robiło, czy powiedziałam dzisiaj, czy dwa tygodnie temu?

 – Mamo, daj spokój. Wiesz, że powiedziałabym wcześniej. Po prostu ten lipiec jakoś tak niezauważenie się skończył… - przerwałam pod wpływem jej ostrego spojrzenia.

 – Muszę to przedyskutować z tatą. – oznajmiła oschle i spuściła głowę, z powrotem wbijając wzrok w książkę kucharską, co oznaczało koniec dyskusji. W duchu byłam zadowolona, bo wiedziałam, że tata mi pozwoli. On miał całkowicie inne podejście do wychowywania swoich córek, niż jego żona. Widząc, że rozmowa z moją mamą dobiegła końca, wstałam z krzesła i wyszłam z kuchni. Zerknęłam do salonu, gdzie tata oglądał program informacyjny. Usiadłam obok niego, posyłając mu uśmiech, na co odpowiedział tym samym.

 – Nie ma czegoś ciekawszego? – zagadnęłam, krytycznym wzrokiem patrząc na pokazywanego właśnie psa cyrkowego, który rzekomo potrafił mówić, ale chyba wstydził się kamery, bo gdy tylko treser wydawał mu polecenie, ten patrzył na niego i wystawiał długi jęzor. Zachichotałam, a tata mi zawtórował.

 – Masz rację, od tych pierdół mózg wariuje. – wyszczerzył zęby i przełączył na jakąś stację muzyczną, gdzie akurat leciała piosenka The Jackson 5 I’ll be there. – Pamiętasz? – tata zaśmiał się.

 – Oczywiście, że pamiętam! – dołączyłam do jego śmiechu. – Miałam jakieś dziesięć lat chyba. – wyszczerzyłam zęby.

 – To wcale nie tak dawno. – stwierdził mój ojciec, a ja popatrzyłam na niego pobłażliwie.

 – Tato, siedem lat to szmat czasu. – mruknęłam.

 – A mnie się wydaje jakby to było wczoraj. – posłał mi czuły uśmiech, którego nie sposób było nie odwzajemnić. – Kiedy wy, dzieci, rośniecie?

 – Och tato, wiesz, że ja zawsze będę twoją małą dziewczynką. – powiedziałam i przytuliłam się do niego.

 – Wiem, wiem. Chociaż zdaję sobie sprawę, że niedługo będę się musiał Tobą podzielić z jakimś młodym kawalerem. – odparł, a ja zachichotałam.

 – Nie martw się, staruszku, raczej nieprędko się to stanie. – powiedziałam wesołym tonem, chociaż w głębi serca miałam nadzieję, że będzie właśnie odwrotnie.

 – Staruszku? – oburzył się na żarty. – Ja ci dam staruszku! – tata oderwał się ode mnie i zaczął mnie łaskotać, przez co zaczęłam się rzucać, próbując uciec od łaskotek. Śmiejąc się jak szalona, zaczęłam go błagać, żeby przestał. – Nadal twierdzisz, że jestem staruszkiem? – przerwał na chwilę tortury, dając mi wytchnąć. Pokręciłam przecząco głową, nadal zanosząc się śmiechem. – No to masz szczęście. – uśmiechnął się szeroko i zmierzwił mi włosy.

 – Za grosz dojrzałości. – burknęłam, udając urażoną. – Czy Ty naprawdę masz czterdzieści lat? – pokazałam mu język.

 – Tylko wiekowo, duchowo mam dwadzieścia. – odparł wesoło.

 – Albo dziesięć. – wtrąciłam.

 – Widzę, że ktoś znowu chce zostać połaskotany… - odskoczyłam od niego jak oparzona.

 – To ja już pójdę do siebie. – wyszczerzyłam zęby i uciekłam, stając dopiero w drzwiach do salonu. – Kocham cię tato, wiesz? – rzuciłam jeszcze, uśmiechając się pogodnie. Mężczyzna odwrócił głowę w moją stronę, a jego oczy wyrażały ojcowską miłość.

 – Ja też cię kocham, moja wiewiórko. – odpowiedział rozczulonym głosem. Posłałam mu ostatni pogodny uśmiech i czmychnęłam na górę do swojego pokoju. Po drodze dziękowałam Bogu za takich rodziców. Kochałam ich całym sercem i nie zamieniłabym na nikogo innego. Naprawdę doceniałam, że mama i tata troszczyli się o mnie i zawsze miałam w nich oparcie. Może moja matka czasami bywała nadopiekuńcza i nadgorliwa w swoich zasadach oraz porządkach, jednak wiedziałam, że nigdy nie odmówi mi pomocy i rozmowy. No i warto wspomnieć, że moi rodzice nigdy nie mieli problemów z okazywaniem uczuć względem swoich córek. Czasami, gdy głębiej analizowałam sytuację Kate, naprawdę jej współczułam, bo chociaż niczego jej w życiu nie brakowało, to jednak musiało ją boleć chłodne wyrachowanie jej mamy. Pomimo tego, że ciągle się z tego śmiała. Gdy znalazłam się w swoim pokoju, usiadłam przy biurku i spojrzałam na jedno ze zdjęć, osadzone w drewnianej ramce. Przedstawiało rodzinę Evansów – szczęśliwe, obejmujące się małżeństwo i dwie uśmiechnięte, małe dziewczynki, które trzymały się za ręce. Miałam wtedy jakieś pięć lat i wyjechaliśmy na wakacje na wybrzeża Wielkiej Brytanii. Staliśmy na plaży, a za nami rysowały się wysokie, białe klify. Cała nasza czwórka uśmiechała się radośnie. Nie ma co, na rodzinę nie powinnam narzekać. Nawet, jeśli moja siostra przez długi czas utrzymywała, że mnie nienawidzi.

***

 – Dlaczego Ty zawsze jej na wszystko pozwalasz?!

 – A dlaczego miałbym jej zabronić jechać do koleżanki na wakacje? Przez cały miesiąc nie dała nam powodów do niezadowolenia.

 – Ale przez cały miesiąc wiedziała, że chce jechać, a powiedziała o tym dzień wcześniej!

 – Kochanie, najwyraźniej o tym zapomniała. Zresztą, Lily jest już dorosła, więc wcale nie musi pytać nas o zgodę. – o nie. Tym razem tata przesadził. Nawet ja o tym wiedziałam. Siedziałam na najwyższym stopniu schodów i przysłuchiwałam się sprzeczce rodziców, która de facto wywiązała się przez moją skromną osobę.

 – Nie ma osiemnastu lat. – warknęła wściekła mama.

 – Ale ma siedemnaście, a w świetle jej prawa wtedy właśnie osiąga się pełnoletniość. – oponował tata, czym wcale nie poprawił sytuacji mojego wyjazdu, który nagle zaczął stać pod znakiem zapytania. Chociaż sowę z potwierdzeniem przyjazdu już dawno wysłałam do Kate.

 – Ale teraz znajduje się w moim domu, gdzie obowiązuje nasze prawo. – wysyczała moja rodzicielka.

 – Diana, chyba nie zabronisz jej jechać z tak błahego powodu…

 – Nie chodzi o to, żeby jej zabronić! Chciałam po prostu na razie nie dawać jej zgody, żeby zastanowiła się nad swoim zachowaniem. Uważam, że zlekceważyła nas tym, że nie zapytała wcześniej. – przewróciłam oczami i doskonale wiedziałam, że mój tato zrobił dokładnie to samo.

 – Czyli chcesz jej powiedzieć „nie” dla samej zasady? – spytał powątpiewająco. – Kochanie, przecież to głupie. Tak się robi z dziećmi, a nie z dojrzałymi nastolatkami. – w tym momencie mojego tatę właśnie zabijała wzrokiem jego własna żona. Tak podejrzewałam.

 – To nadal jest dziecko. – warknęła z zaciśniętymi zębami.

 – Nie, to już nie jest dziecko, moja droga. To już dorosła kobieta, która ma swój rozum i której powinniśmy ufać. Zresztą, nie wierzę, że robisz awanturę o wyjazd do koleżanki. Gdyby to był chłopak, mógłbym zrozumieć twoje obawy, ale przecież w zeszłym roku również tam była i jakoś wróciła cała i zdrowa. – musiałam przyznać, że mój ojciec potrafił przemawiać dyplomatycznie. No i przyznawałam mu rację, naprawdę nie wiedziałam o co chodzi mojej mamie. No dobra, może powiedziałam za późno o tych wakacjach u Kate, ale żeby od razu zabronić mi jechać?

 – Świetnie, zawsze musisz obierać jej stronę. Na cokolwiek ja nie pozwolę, ty zawsze musisz robić na odwrót. – warknęła. – Tak czy siak chciałam jej pozwolić jechać. Chciałam tylko, żeby zrozumiała, że nie może nam wyskakiwać z dnia na dzień z takimi nowinami. Za niedługo nam przyjdzie i oświadczy, że jutro wychodzi za mąż. Wtedy też będziesz taki szczęśliwy i chętny, żeby ją poprowadzić do ołtarza? – dodała obrażona i wyszła z salonu, kierując się do kuchni. Mało co nie parsknęłam śmiechem i wstałam, z zamiarem zejścia na dół. W korytarzu spotkałam tatę, który mrugnął do mnie przyjaźnie.

 – Słuchałaś? – szepnął tak cicho, żeby mama go nie usłyszała. Przytaknęłam głową, a on wyszczerzył zęby. – Tylko mam nadzieję, że nie zrobisz tego, o czym na końcu wspomniała. – dodał, nadal szepcząc.

 – Spokojna twoja rozczochrana, staruszku. – ja również wyszczerzyłam zęby i zachichotałam na widok jego miny. Weszłam do kuchni, gdzie mama krzątała się nerwowo, przygotowując obiad. Odchrząknęłam, zaznaczając swoją obecność, na co odwróciła się i zmrużyła oczy, widząc za mną tatę. – Chciałam was przeprosić mamo za to, że tak późno wam powiedziałam o tym, że chcę jechać do Kate. – powiedziałam, starając się nadać mojemu głosowi odpowiednio skruszony ton. Chociaż naprawdę trudno mi było nie roześmiać się, wiedząc, że tata również z tym walczy. Wzrok mamy złagodniał, chociaż nadal dąsała się na nas.

 – Nic nie szkodzi. – odezwał się tata, za co został spiorunowany wzrokiem.

 – I tak pewnie podsłuchiwałaś naszą rozmowę, więc wiesz, że możesz jechać. Nie wiem po co trudzisz się z przeprosinami. – fuknęła uszczypliwie.

 – Wcale nie podsłuchiwałam! – zaprzeczyłam gwałtownie, a gdy poczułam, że tata zaczyna się trząść, ledwo powstrzymując śmiech, nadepnęłam go na stopę. – Chcę was przeprosić, bo rzeczywiście mogłam dużo wcześniej to zakomunikować. Tak jak mówiłam, wyleciało mi to z głowy, dopiero wczoraj wieczorem Kate mi przypomniała w liście. Chociaż to i tak mnie nie tłumaczy. – wyjaśniłam, z trudem utrzymując poważny ton.

 – No dobra, dobra. Już się na ciebie nie gniewam. – mruknęła i posłała mi coś na wzór uśmiechu. Tata już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale nie dała mu dojść do słowa. – Na ciebie jestem zła, Mark, więc lepiej się nie odzywaj. – rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie, chociaż już nie było w nim iskry złości, skąd obydwoje wiedzieliśmy, że wcale nie była na niego zła. Ale że tata nie chciał jej dodatkowo denerwować, wycofał się na swoje terytorium, czyli na kanapę w salonie. Ja zostałam w kuchni.

 – Może ci w czymś pomóc? – zaproponowałam, uśmiechając się delikatnie.

 – Nie trzeba. – odparła i również się uśmiechnęła, co znaczyło tyle, że złość jej naprawdę przeszła.

 – No to może pójdę się spakować. – oznajmiłam i zniknęłam, udając się najpierw do salonu. – Dzięki tato, jesteś najlepszy. – cmoknęłam go w policzek.

 – Wiem. – odpowiedział i roześmiał się, a ja mu zawtórowałam, po czym pognałam na górę do swojego pokoju.

***

Droga Lily!

Nie wiem, czy Kate Ci już pisała, czy jeszcze nie, ale mam złe wieści… Moja matka nie pozwoliła mi jechać do niej… Głównie przez to, że nie potrafimy się dogadać ze sobą i często się kłócimy. Do tego dochodzi to, że jak Ci pisałam wcześniej, nic ostatnio nie robię tylko sprzątam dom i porządkuję ogródek… Nawet nie wiesz, jak mi jest przykro, że nie mogę spędzić z Wami tych dwóch tygodni… Prosiłam, błagałam, nawet mój tato i Młody się za mną wstawili, ale matka jest nieugięta i stwierdziła, że musi mi pokazać trochę dyscypliny, żebym zachowywała się z należytym szacunkiem… Jestem wręcz wściekła, ale nic nie poradzę. Jak ucieknę z domu to już mnie tutaj chyba nie wpuszczą. Będę pisać i tęsknić! I przepraszam, że tak wyszło…

Angelina McKinnon

Sowa Chudej przyniosła mi ten list wieczorem, tuż przed tym, gdy miałam położyć się spać. Odpisałam jej na odwrocie, że wielka szkoda i żeby jeszcze spróbowała ją przekonać. Co prawda nie wiedziałam, jacy są rodzice Angeli, bo nigdy ich nie spotkałam, ale nigdy nie wspominała o jakichkolwiek problemach z nimi. Starając się nie myśleć o niczym, spróbowałam zasnąć, wcześniej głaszcząc moją kotkę, która rozłożyła się leniwie pod moim łóżkiem.

Następnego dnia, z samego rana pożegnałam się z rodzicami, którzy wcześnie wychodzili do pracy. Specjalnie wstałam wcześniej, żeby to zrobić. Nawet Petunia odezwała się, życząc mi udanego pobytu, co mnie zdziwiło, ale i ucieszyło. Zamknęłam za całą trójką drzwi na klucz, po czym upewniłam się, że mam wszystko spakowane i ubrałam się. Gdy uporałam się ze swoimi włosami, wsadziłam różdżkę do wewnętrznej kieszeni dżinsowej kamizelki, chwyciłam swój kufer z rzeczami i obróciłam się w miejscu, zamykając oczy. Gdy je otwarłam, stałam na drodze, wokół której były same łąki, a za nimi widniały gęste lasy. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 8:30. Gdy podniosłam głowę, przede mną stała olśniewająco piękna dziewczyna ze starannie ułożonymi, czarnymi loczkami. Uśmiechała się szeroko, a w jej wielkich, niebieskich oczach tańczyły wesołe iskierki. Ubrana była w zwiewną, beżową sukienkę sięgającą do połowy uda, którą przewiązała cienkim, brązowym paskiem w talii. Wyglądała, jak jakaś bogini, rodem z greckiej mitologii. Nigdy nie potrafiłam się nadziwić nad jej egzotyczną urodą. Nie znałam piękniejszej dziewczyny, która dodatkowo tak umiejętnie potrafiła podkreślić swoje atuty. Wad nie musiała ukrywać, bowiem ich nie posiadała. Była w każdym calu perfekcyjna, jeśli chodziło o wygląd. Dbała o każdy najmniejszy szczegół. Nie minęła sekunda, a już rzuciła się na mnie i uściskała, sprawiając, że puściłam swoje bagaże. Gdy w końcu oswobodziłam się z jej uścisku, rozejrzałam się wokół.

 – Pewnie ci brakuje mojego domu, co? – odezwała się po raz pierwszy, używając swojego charakterystycznego, wesołego tonu.

 – Pewnie chronią go jakieś zaklęcia. – odparłam z uśmiechem. Wyciągnęła do mnie rękę z małą karteczką. – Fidelius? – spytałam, po czym wzięłam od niej karteczkę.

 – Jak zwykle przygotowana. Dziesięć punktów dla Gryffindoru, panno Evans. – odparła ze śmiechem, naśladując piskliwy głos Flitwicka. Ja również się zaśmiałam, po czym przeczytałam adres domu, który napisany był prostymi, wielkimi literami i przede mną, na środku łąki, znikąd pojawiła się ogromna posiadłość rodziny Bridge’ów. Wyciągnęłam różdżkę i dotknęłam papierka, który momentalnie spłonął. Kate natomiast machnęła różdżką i mój kufer powędrował za nami, gdy przechodziłyśmy ścieżką prowadzącą do willi, w której mieszkała moja przyjaciółka. Pchnęła toporne, drewniane drzwi, ozdobione metalowymi elementami i stanęła w wielkim holu, który utrzymany był w szaro-beżowych odcieniach. Położyła moje bagaże na marmurowej posadzce i zamknęła za nami drzwi.

 – Jesteśmy! – wrzasnęła na całe gardło, po czym odwróciła się do mnie i wyszczerzyła zęby.

 – Na miłość boską, Katherine! Ile razy mam ci powtarzać, żebyś tak nie wrzeszczała?! – z łuku naprzeciw drzwi wejściowych wyłoniła się kobieta w sięgających ramion ciemnoblond włosach, dużych, zielonych oczach oraz łabędziej szyi. Ubrana była w elegancką, szmaragdową szatę, podkreślającą idealną figurę kobiety, której zawsze zazdrościłam Kate. – Witaj Lilyanne. – tym razem skierowała swój spokojny głos w moją stronę, uśmiechając się dobrodusznie.

 – Dzień dobry pani Bridge. – odpowiedziałam, również uśmiechając się. Kątem oka zauważyłam, że Kate przewraca oczami.

 – Mamo, my się zmywamy na górę, żeby Lily się mogła rozpakować. – rzuciła swobodnym tonem, za co natychmiast została zrugana przez swoją matkę. Gdy w końcu wysłuchałyśmy wykładu na temat tego, jak nie powinny wyrażać się młode damy, udałyśmy się na górę, gdzie swoją sypialnię miała lokata. Od zeszłego roku nic się tutaj nie zmieniło. Kate od razu rzuciła się na ogromne łóżko. – Zawsze mi musi prawić kazania o dobrym wychowaniu. – fuknęła. – Dobrze, że już jesteś, bo mam dość jej marudzenia. Cały lipiec słuchałam tylko o tym, jak powinnam się wyrażać. – po jej słowach zachichotałam.

 – No tak, przy twojej mamie aż strach coś powiedzieć. – wyszczerzyłam zęby. – Ciekawa jestem jak przeżyła pierwsze spotkanie z Łapą. – usiadłam obok niej, a ona roześmiała się.

 – Na samo wspomnienie tego obiadu, muszę powstrzymywać się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. – wyznała.

 – Nie mogło być tak źle, skoro pozwoliła mu zostać przez cały tydzień u ciebie. – zauważyłam.

 – Bo jakimś cudem oboje polubili tego ćwoka. – wzruszyła ramionami. – Tata go polubił, bo widział w nim samego siebie ze szkolnych lat. Chociaż czasami mam wrażenie, że jest zazdrosny. – spojrzałam na nią, marszcząc brwi.

 – Że niby jedyna córeczka…? – spytałam, a ta przytaknęła.

 – No, ale że go polubił, to nie mógł złego słowa powiedzieć. – uśmiechnęła się. – Wiesz, tata generalnie jest wesołym człowiekiem, dlatego żarty Syriusza go śmieszyły. No i on sam w Hogwarcie ponoć był niezłym rozrabiaką. Co prawda, pewnie do Huncwotów mu było daleko, ale jednak. W każdym razie, Syriusz mi mówił, że wziął go na słówko i powiedział, że jeśli mnie skrzywdzi, to będzie miał z nim do czynienia. – wyszczerzyła zęby, a ja zdziwiłam się. Tata Kate wyglądał na bardzo spokojnego i mało porywczego mężczyznę. Zresztą, co ja tam mogłam wiedzieć, skoro widziałam go jedynie kilka razy w zeszłym roku i to tylko w aucie, gdy nas gdzieś podwoził. – Gdyby wiedział o naszej przeszłości, pewnie nawet nie wpuściłby Syriusza do domu. – dodała, nadal się uśmiechając.

 – To może lepiej mu nie opowiadaj. – zaśmiałam się.

 – Nie mam zamiaru. – mruknęła.

 – A twoja mama?

 – Wiesz, po niej to trudno cokolwiek poznać, bo zwykle trzyma swoje emocje na wodzy. Przez cały obiad starała się być gościnna i miła. Strasznie zbladła, gdy zapytała go o rodzinę, wiesz, w końcu to ród BLACKÓW, a on jej odpowiedział, że dwa lata temu pokłócił się z rodzicami, uciekł z domu i od tej pory mieszka u Pottera. – po raz kolejny się zaśmiała. Ja również nie potrafiłam się powstrzymać od śmiechu, gdy wyobraziłam sobie tą scenę. – Jego żarty również jej nie przypadły do gustu, szczególnie, że nimi sprawiał, że albo ja, albo tata ciągle się śmialiśmy przy stole. A i czasami zdarzyło się, że ze śmiechu wyplułam coś na talerz. Ale czarujący Syriusz zawsze znajdzie sposób na kobietę i zbajerował ją oczywiście tym, że jest wielkim miłośnikiem malarstwa. – tym razem nie wytrzymałam i wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. Kate również się zaśmiewała. – Mówię ci, nawet nie wiedziałam, że on wie co to pędzel. Nawet dogadali się, że ona mu namaluje jakiś mugolski motocyklizm…

 – Motocykl. – automatycznie ją poprawiłam, a ona machnęła ręką.

 – Niech będzie nawet ten motocykl. W każdym razie po tygodniu owinął ją sobie wokół palca. Nawet bardziej niż mojego tatę.

 – No tak, Black i jego nieodparty urok, działający na kobiety… - westchnęłam teatralnie i obie znowu zaczęłyśmy się śmiać. – A gdzie spał? – spytałam, sama nie wiedząc, czemu mnie to tak interesuje.

 – Oficjalnie w jednej z sypialni dla gości. – odparła. – Ale i tak każdej nocy się do mnie aportował i spał ze mną. – wyszczerzyła zęby, a ja przewróciłam oczami. – Sama o to zapytałaś! – fuknęła, trącając mnie w ramię.

 – Przecież nic nie mówię. – pokazałam jej język. – Mam tylko nadzieję, że ciocią w najbliższym czasie nie zostanę, jestem na to zdecydowanie zbyt młoda. – dodałam złośliwie, a ona obrzuciła mnie oburzonym spojrzeniem.

 – Zobaczymy jak będziesz śpiewać, gdy w końcu James cię zaciągnie do łóżka. – odparła, uśmiechając się jednoznacznie, na co ja prychnęłam z pogardą.

 – Niedoczekanie jego i twoje.

 – Swoją drogą, jak wasze relacje? – czarnowłosa dziewczyna wbiła we mnie zaciekawiony wzrok. – Pisaliście ze sobą?

 – Ostatni raz rozmawiałam z nim na King Cross. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, próbując ukryć rozczarowanie w głosie.

 – Nie napisał do ciebie? – spytała, a ja pokręciłam przecząco głową. – Ani jednego listu? – zdziwiła się.

 – Ani jednego. – potwierdziłam.

 – A ty do niego napisałaś? – znowu pokręciłam przecząco głową. – Dlaczego? Może czeka, aż ty w końcu zrobisz jakiś krok. – ofuknęła mnie.

 – Chyba sobie kpisz. – warknęłam ostro. – Mam ci przypomnieć, że ostatnio ciągle robię kroki w jego kierunku? Nawet w minionym roku zaprosiłam go na randkę.

 – No ale to nie zmienia faktu, że równie dobrze to ty mogłaś napisać pierwsza. – wzruszyła ramionami.

 – Musimy porozmawiać o Angelinie. – zignorowałam jej wypowiedź i po prostu zmieniłam temat. Kate obdarzyła mnie zainteresowanym wzrokiem i poprawiła się, czekając aż powiem coś więcej. Zaczęłam więc jej mówić o wszystkich swoich podejrzeniach. Powtórzyłam swoje obawy dotyczące tego, co się działo po meczu finałowym, następnie o tajemniczym gościu, a później o wszystkim, co powiedziała, albo raczej czego nie powiedziała Angelina na spotkaniu ze mną, a czego mogłam się domyślić sama. Niebieskooka na początku oczywiście sceptycznie na mnie patrzyła, ale z każdym moim argumentem zaczęła również nabierać podejrzeń.

 – Może rzeczywiście coś w tym jest…? – odezwała się, marszcząc brwi. – Jest tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać. – dodała i podniosła głowę. Podniosłam brew i spojrzałam na nią pytająco. – Musimy to z niej wyciągnąć. – odparła tonem, jakby oznajmiała dwulatkowi, że dwa i dwa to cztery.

 – Żeby z niej to wyciągnąć, musiałybyśmy ją tutaj sprowadzić… - zaczęłam, ale urwałam widząc błysk w oku Kate.

 – Myślisz, że jej mama odmówi dwóm uroczym, niewinnym koleżankom z dormitorium? – wyszczerzyła zęby.

 – Chcesz do niej pojechać i wybłagać jej mamę, żeby ją do ciebie puściła? – spytałam zdziwiona, a ona zadowolona pokiwała głową. – To w sumie nie byłby głupi pomysł. – przyznałam.

 – W takim razie na co czekasz? Zbieramy się. – oznajmiła i wstała z łóżka.

 – Że niby teraz? W tym momencie?

 – A kiedy? I tak nie mamy nic do roboty. – wzruszyła ramionami i ruszyła ku drzwiom. Nie pozostało mi nic innego, jak podążyć za nią. Zeszłyśmy na sam dół do salonu, skąd Kate wzięła do woreczka trochę Proszku Fiuu i schowała do małej torebki, którą przewiesiła sobie przez ramię.

 – Po co ci to, skoro możemy się aportować? – spytałam, a ona popatrzyła na mnie powątpiewająco.

 – I ty podobno jesteś najinteligentniejsza w klasie… - pokręciła teatralnie głową z niedowierzaniem. – Tam możemy się aportować, ale Angelina dopiero pod koniec sierpnia osiągnie pełnoletniość, więc nie może używać czarów, ani się aportować. Dlatego wrócimy kominkiem, geniuszu. – oznajmiła mi dobitnym tonem, na co ja wydęłam wargi i nie skomentowałam jej przemądrzałego tonu. – Poczekaj w holu, pójdę powiedzieć mamie, że wychodzimy. – poleciła i poszła w kierunku pracowni malarskiej pani Bridge. Ja tymczasem powędrowałam przed drzwi wyjściowe i tam czekałam na nią, z zaciekawieniem wpatrując się w wielki obraz przedstawiający parę siedzącą na ławce w parku w gwieździstą noc. Obraz, jak to obraz w czarodziejskim świecie, żył swoim życiem i mężczyzna zawzięcie gestykulował, pokazując coś na niebie swojej towarzyszce. Podejrzewałam, że dzieło to również wyszło spod pędzla mamy Kate. Długo nie czekałam, bowiem moja przyjaciółka pojawiła się kilka chwil po mnie.

 – Co tak szybko? Obyło się bez zbędnych kazań? – spytałam, odwracając się w jej stronę. Bridge uśmiechnęła się i otworzyła drzwi na zewnątrz.

 – Nie martw się, jak chcę, to potrafię zachowywać się i przemawiać jak na damę przystało. – odparła wesoło.

 – No patrz, kto by pomyślał, że Katherine Bridge ma jakiekolwiek maniery. – mruknęłam i zarobiłam kuksańca w bok.

 – Oj, już nie bocz się za tego geniusza. – wyszczerzyła swoje równe, białe zęby i stanęła, gdy byłyśmy za furtką ich posesji. – No to może aportujemy się razem. Tobie Chuda mówiła gdzie mieszka, więc ty poprowadzisz, co?

 – Okej. – zgodziłam się i wzięłam ją pod ramię, po czym obróciłam się w miejscu. Chwilę później wylądowałyśmy w jakimś ciasnym, ciemnym miejscu.

 – Matko, gdzieś ty nas przeniosła?! Jak tu śmierdzi! – krzyknęła zniesmaczona Kate. Rzeczywiście smród był niesamowity. Wyciągnęłam po omacku różdżkę.

 – Lumos! – szepnęłam, rozświetlając nasze otoczenie. Rozejrzałyśmy się wokół i momentalnie zaczęłyśmy w panice i obrzydzeniu szukać wyjścia. W końcu znalazłyśmy nad naszymi głowami drzwi, które pchnęłyśmy i wystawiłyśmy głowy na zewnątrz, łapiąc czyste powietrze. Okazało się bowiem, że przeniosłam nad prosto do… śmietnika, który stał przy jakiejś małej ulicy w centrum Londynu. Jako, że było krótko przed południem, ruch był gęsty i przechodzący obok ludzie patrzeli na nas jak na wariatki. Jakimś cudem wygramoliłyśmy się z tego śmietnika i zaczęłyśmy się otrzepywać ze śmieci.

 – Zabiję cię, Evans. – warknęła moja przyjaciółka, próbując usunąć tłustą plamę na swojej sukience. Wolałam nie myśleć z czego powstała ta plama.

 – Ciesz się, że nie pojawiłyśmy się tutaj nagle wśród tych wszystkich mugoli. – odparłam, starając się brzmieć, jakby nic się nie stało.

 – Na pewno zrobiłybyśmy mniejszą sensację, niż tym wyłażeniem ze śmietnika. – syknęła wściekła, a ja w tym momencie dostrzegłam komizm całej sytuacji i zaczęłam się śmiać. – Ty jesteś nienormalna! – zawołała z oburzeniem, ale ja nadal śmiałam się jak głupia. Bridge miała niezdecydowaną minę i nie wiedziała, czy ma mnie zabić, czy tutaj zostawić. W końcu jednak jej wargi drgnęły i po chwili również parsknęła śmiechem, dołączając do mnie. Ludzie, którzy widzieli nas z boku, musieli chyba powstrzymywać się, żeby nie zadzwonić do szpitala psychiatrycznego z informacją, że uciekły im dwie wariatki. Gdy w końcu przestałyśmy się śmiać, zaczęłam rozglądać się po okolicy. Stałyśmy na chodniku przy jednokierunkowej ulicy. Po oby dwóch stronach ulica była gęsto zabudowana starymi, trzypiętrowymi budynkami z czerwonej cegły, a na ich elewacjach widniały takie same, białe okna z łukowym sklepieniem. Partery tych kamienic stanowiły różnego rodzaju kawiarnie i sklepy, natomiast pozostałe trzy piętra pełniły funkcję mieszkalną. Pomimo iż nie była to główna ulica, roiło się od ludzi i życie tutaj wręcz tętniło. W małej lodziarni, obok której stałyśmy, było pełno dzieci, które ze zniecierpliwieniem czekały w kolejce z przylepionymi nosami do szyby lodówki. Jako, że dzień był naprawdę ciepły, dużo okien na piętrach było pootwieranych, a z jednego z mieszkań dobiegały głośne dźwięki muzyki. Dużo ludzi wyglądało przez okno, obserwując to, co dzieje się w zasięgu ich wzroku. Co chwila mijali nas zabiegani ludzie w eleganckich ubraniach, trzymający swoje teczki w rękach, prawdopodobnie wracający do pracy z lunchu. Kate również rozglądała się dookoła. Mój wzrok padł na tłustą plamę na przodzie jej sukienki.

 – Myślę, że zanim pokażemy się mamie od Angeliny, powinnyśmy się doprowadzić do porządku. – odezwałam się, przerywając chwilową ciszę między nami. Wzrok czarnowłosej automatycznie powędrował ku obserwowanej przeze mnie plamie, a mina jej zrzedła momentalnie. – Znajdźmy jakieś ustronne miejsce. – dodałam i pociągnęłam ją za rękę, prowadząc w głąb przejścia pod jednym z budynków, prowadzącego na inną, podobną do tej ulicę. Zauważyłam wgłębienie w murze, gdzie kiedyś musiały być drzwi i zaciągnęłam tam moją przyjaciółkę. Podczas gdy ja czyściłam nasze ubrania różdżką, Kate pilnowała, czy w naszą stronę nie idzie jakiś mugol. W końcu, gdy udało mi się doprowadzić nas do porządku, wyszłyśmy z powrotem na ulicę, na której wylądowałyśmy.

 – West Street. – lokata przeczytała tabliczkę z nazwą ulicy.

 – Gdzieś na tej ulicy mieszka Chuda. – rzekłam, rozglądając się. – Dokładnego numeru nie znam. – dodałam zmarnowanym tonem.

 – No to zostało nam zlokalizować, który to jej dom. – brunetka chyba starała się brzmieć optymistycznie. Westchnęłam, a ona spojrzała na mnie pytająco.

 – Mam tylko nadzieję, że nie chronią się Fideliusem, bo wtedy możemy się pożegnać z jakąkolwiek szansą na znalezienie domu Angeliny. – mruknęłam.

 – Nawet jeśli nie mają Fideliusa, to jak rozpoznamy, które to mieszkanie? – dziewczyna wwierciła we mnie swoje niebieskie oczy.

 – Wiesz, zwykle łatwo jest rozpoznać miejsce, w którym mieszkają czarodzieje. – odparłam. – Musimy szukać czegoś dziwnego, co dostrzegamy tylko my, a mugole tego nie widzą. A przynajmniej tak jest w większości przypadków. – dodałam.

 – Zawsze możemy obejść wszystkie budynki i pukać do każdego mieszkania. – spojrzałam na nią jak na wariatkę. – No wiesz, cieszmy się, że ta ulica jest krótka, więc może do jutra się wyrobimy. – dodała, uśmiechając się ironicznie. (Tak jak ta głupia minka na gadu, której nie cierpię – od autorki do Wilo :D)

 – Szukaj czegoś dziwnego i przestań wymyślać głupoty. – zganiłam ją i zaczęłam iść wzdłuż chodnika, rozglądając się po elewacjach. – Ty patrz na lewo, ja będę na prawo. – zarządziłam.

 – Czy do czegoś dziwnego można zaliczyć przystojnego faceta z dużym penisem, stojącego całkiem nago przed oknem w centrum Londynu? – spytała po chwili, gapiąc się i jednocześnie szczerząc głupio zęby.

 – KATE! – krzyknęłam oburzona i pacnęłam ją w ramię. Ona dalej stała i gapiła się w okno, więc szarpnęłam ją mocno za rękę, za co ona spojrzała na mnie oburzona.

 – Nawet nie mogę sobie popatrzeć na ładne widoki. – prychnęła, wydymając usta. Ja za to zrobiłam się cała czerwona na twarzy. Ta sytuacja bardziej mnie zawstydziła, niż ją.

 – Przestań już tyle baraszkować z tym twoim Syriuszem, bo tylko jedno ci w głowie. – warknęłam nieprzyjemnie, a ona zaśmiała się. – To wcale nie jest śmieszne. Ciekawe co by powiedział Łapa na to, że gapisz się na przyrodzenia obcych facetów. – skrzywiłam się zgorszona jej zachowaniem.

 – Lily, kiedy ty w końcu zrozumiesz, że seks to ludzka rzecz i przywykniesz, że wszyscy to robią? – spytała, ewidentnie się ze mnie nabijając.

 – Nie wszyscy to robią. – żachnęłam się. – Na przykład ja tego nie robię.

 – Tylko dlatego, że ciągle wzbraniasz się od randki z Potterem. Gdyby nie to, już dawno bylibyście parą i uprawiali seks, gdy tylko mielibyście na to czas. – odpowiedziała tonem znawcy, specjalnie podkreślając słowo „seks”. Przewróciłam oczami i postanowiłam się nie odezwać, żeby skończyć tą głupią dyskusję. Zdążyłyśmy przejść całą ulicę wzdłuż i nadal nie zauważyłyśmy niczego dziwnego, co mogłoby świadczyć o tym, że mieszkają tutaj jacyś czarodzieje.

 – Może przejdźmy się jeszcze raz, tym razem ja patrzę na lewo, a ty na prawo. – odezwałam się, przerywając ciszę. Kate tylko mruknęła na znak, że się zgadza i zaczęłyśmy iść z powrotem, po raz kolejny rozglądając się po fasadach budynków i szukając jakiejś nieprawidłowości. Ale i tym razem kompletnie nic nie znalazłyśmy. Stanęłyśmy na końcu Wall Street, gdzie było skrzyżowanie z główną drogą.

 – Może potrzebny jest jakiś magiczny myk? – podsunęła.

 – Magiczny myk? – spojrzałam na nią z powątpiewaniem.

 – No coś takiego jak przy wchodzeniu na Pokątną, albo na peron 9 i ¾. – wyjaśniła, o co jej chodzi.

 – A jak to sobie wyobrażasz? Wyciągniemy różdżkę i będziemy nią stukać w każdą cegiełkę na tej ulicy, czy rozpędzimy się i będziemy walić w każdy kawałek ściany? – spytałam sceptycznie. – Poza tym myślałam, że to ja pochodzę z rodziny mugoli, a nie ty. Magiczny myk? – dodałam i roześmiałam się, na co Kate zmrużyła wściekle oczy i założyła ręce na piersi.

 – Przynajmniej szukam jakichś rozwiązań. – odpowiedziała dumnie podnosząc śliczną głowę do góry. – Ty tylko proponujesz łazić tam i z powrotem, a i tak nam to nic nie dało. Oprócz wspaniałych widoków, na które i tak nie pozwoliłaś mi patrzeć. – dodała z wyrzutem.

 – Pozwól, że ostatnią uwagę puszczę mimo uszu. – odparłam i pokręciłam głową z dezaprobatą. – Ja już nie wiem, co mamy zrobić. – wetchnęłam zrezygnowana.

 – To może wrzaśnijmy na całe gardło „Chuda”? Może akurat usłyszy? – po raz kolejny spojrzałam na nią jak na idiotkę.

 – Kate, błagam, skończ z tymi po… - zaczęłam, ale nie dane mi było dokończyć.

 – CHUDAAAAA! – wrzasnęła moja przyjaciółka, zanim zdążyłam ją powstrzymać. Wszyscy ludzie, którzy byli w pobliżu omijali nas szerokim łukiem.

 – Zamknij się kretynko! – warknęłam i zatkałam jej usta, zapobiegając kolejnemu wrzaskowi.

 – Ci mugole już całkowicie postradali zmysły. – mruknęła pod nosem starsza, niska kobieta, która właśnie przeszła obok nas, człapiąc śmiesznie nogami. Przechodząc obrzuciła nas pogardliwym spojrzeniem brązowych oczu. Miała na sobie kraciastą spódnicę za kolana, wysokie, bawełniane skarpetki podciągnięte do połowy chudej łydki, na stopach założone klapki, głowę oplecioną białą chustką, a do tego dziwnego ubioru dochodził gruby, zapinany na guziki sweter w kolorze zgniłej zieleni.

 – Czy ona powiedziała „mugole”? – Kate chwyciła mnie mocno za ramię i wbiła we mnie spojrzenie, które wręcz błagało, żebym potwierdziła.

 – Na dodatek popatrz na ten sweter! – powiedziałam rozpromieniona. – Jest upał, kto normalny nosi gruby sweter? – spojrzałyśmy na siebie.

 – Ciotka Irmina? – spytała ucieszona brunetka, a ja pokiwałam twierdząco głową i wyszczerzyłam zęby. – Udało nam się! – dziewczyna klasnęła w ręce.

 – Chodźmy za nią. – poleciłam i zmniejszyłyśmy dystans, który nas dzielił od staruszki. – Zagadujemy ją? – spytałam szeptem, gdy byłyśmy tuż za nią.

 – Z tego co mówiła Chuda, nie należy do przemiłych kobiet. – mruknęła Kate. – No i ten sweter też świadczy o tym, że z nią coś nie tak. – dodała, obrzucając zgniłozielony ciuch krytycznym spojrzeniem. – Po prostu zobaczmy, co robi, żeby wejść do domu McKinnonów i zrobimy to samo. – zadecydowała, a ja z ulgą przyjęłam jej decyzję. Nie miałam ochoty poznawać dzisiaj uroczej ciotki Irminy. Chwilę później doszliśmy do przejścia pod budynkiem, w którym doprowadzałyśmy się do porządku i właśnie tam skręciła kobieta. Już chciałam za nią wejść, ale Kate powstrzymała mnie i przystanęła, obserwując zza ściany, co robi czarownica. Ta natomiast wyciągnęła różdżkę i stuknęła nią trzy razy we wgłębienie w murze, w którym kilkadziesiąt minut wcześniej stałyśmy. Nie minęło pół minuty, a pojawiły się tam drzwi, w które weszła. Wtedy puściłyśmy się biegiem, żeby zdążyć zanim drzwi się całkowicie zamkną, ale gdy stanęłyśmy przed nimi, właśnie znikały, wgłębiając się w mur. Spojrzałam na Kate pytająco.

 – Czyli wychodzi na to, że od razu byłyśmy na miejscu. – zachichotałam, a ona wyszczerzyła zęby.

 – Wyciągaj różdżkę i kombinuj, a ja stanę na czatach. – zachęciła mnie.

 – Czemu ja?

 – Bo to ty spędzasz połowę życia w bibliotece, ty jesteś prymuską na Zaklęciach, no i to ty złamałaś kiedyś zabezpieczenia Huncwotów i włamałaś się do ich dormitorium, co graniczy z cudem. – wyliczyła. – Pospiesz się. – ponagliła mnie, więc nie zostało mi nic innego jak wyciągnąć różdżkę. Stwierdziłam, że zacznę od prostego stukania, chociaż podejrzewałam, że to nie zadziała. Dotknęłam więc różdżką trzy razy wgłębienia w murze i czekałam, czy coś się stanie. – Nie kazałabym ci tego robić, gdyby to miało polegać na bezsensownym stukaniu różdżką w ścianę. – warknęła lokata, obserwując co robię. Jednak, ku naszemu zdumieniu, w murze zaczęły się wyłaniać ciemne, drewniane drzwi z mosiężną gałką i kołatką zrobioną z tego samego materiału.

 – Zanim otworzysz tę swoją jadaczkę, przemyśl, czy naprawdę chcesz to powiedzieć. – odcięłam się, pokazując jej język, a ona prychnęła.

 – Nie wymądrzaj się, tylko pukaj. – rzuciła nadąsanym tonem. Zastukałam dwa razy kołatką i odsunęłam się na krok, zrównując się z brunetką. Kilkanaście sekund później zamek w drzwiach kliknął i skrzydło otwarło się, a w nich stanęła wysoka, chuda kobieta o zielonych oczach otoczonych kurzymi łapkami. Była tak podobna do Angeliny, że nie miałam wątpliwości, że to jej matka. Uśmiechnęła się do nas serdecznie.

 – Dzień dobry dziewczyny. – powiedziała miłym tonem, jakby nas znała.

 – Dzień dobry pani McKinnon. – odpowiedziała śmiało Kate i również się uśmiechnęła. – Jestem…

 – Wiem, kim jesteście. – przerwała jej kobieta. – Wejdźcie, śmiało. – odsunęła się i wpuściła nas do środka. Wymieniłyśmy zdumione spojrzenia, ale zgodnie z prośbą przekroczyłyśmy próg domu i znalazłyśmy się w niedużym wiatrołapie, urządzonym w brązach i beżach. – Ty musisz być Kate… - zwróciła się do lokatej. - …a ty Lily. – dodała i obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem. – Jesteście przyjaciółkami Angie z Hogwartu. A ja jestem Margaret, jej mama. – oznajmiła i podała nam ciepłą dłoń, ściskając nasze lekko. – Napijecie się czegoś? Wchodźcie dalej, zapraszam. – gestem pokazała żebyśmy poszły za nią.

 – Dziękujemy. – odezwałam się po raz pierwszy, odzyskując zdolność mówienia. Trochę zszokowało mnie to, że mama Angeliny od razu nas poznała, bo w końcu widziała nas pierwszy raz w życiu. Podążyłyśmy za nią przez korytarz, na ścianach którego wisiały portrety różnych osób, a następnie skręciliśmy w lewo do dość dużej kuchni ze ślicznymi, białymi meblami. Na środku pomieszczenia stał stół z krzesłami, który był ozdobiony serwetą w czerwoną kratkę.

 – Usiądźcie dziewczyny, zrobię wam herbatę. – posłała nam kolejny, serdeczny uśmiech.

 – Ja poproszę o szklankę wody. W taki upał nie lubię pić gorących napojów. – rzekła Kate i usiadła na jednym z krzeseł.

 – Ja również. – dodałam tylko i usiadłam obok brunetki.

 – Oczywiście, już podaję. – powiedziała i chwilę później postawiła przed nami dwie szklanki zimnej wody i usiadła naprzeciw nas, patrząc ciepłym spojrzeniem. – Jesteście jeszcze śliczniejsze niż na zdjęciach i obrazie, który namalowała twoja mama, Kate. – powiedziała po chwili, sprawiając, że na moje policzki wstąpiły rumieńce.

 – Dziękujemy za komplementy. – Kate uśmiechnęła się promiennie. No tak, ona dobrze znała swoją wartość i była przyzwyczajona do tego, że ludzie wręcz padają na jej widok i prawią komplementy.

 – A co was tutaj sprowadza? – spytała uprzejmym tonem. Jakoś strasznie trudno było mi uwierzyć, że ta kobieta jest na tyle surowa, że nie pozwoliła Angeli jechać do Kate na wakacje. W ogóle ciekawa byłam, gdzie ona się podziewała. Może była w swoim pokoju? Ale w takim razie, dlaczego jej mama od razu jej nie zawołała?

 – My do Chud… eee… to znaczy do Angeliny. – odpowiedziałam, a ona spojrzała na mnie zdziwiona.

 – Do Angeliny? – spytała, jakby nie dosłyszała mojej odpowiedzi. Coś mi tutaj nie pasowało.

 – No tak, właśnie do niej. – odrzekła Bridge.

 – Ale Angeliny nie ma w domu. – tym razem to my spojrzałyśmy na nią zdziwione. Gdzie mogła być, skoro rzekomo ma karę i musi siedzieć w domu?

 – Jak to nie ma? – wykrztusiłam z siebie. Pani McKinnon podniosła brwi do góry, jeszcze bardziej się dziwiąc.

 – Wyjechała do Paryża ze swoim chłopakiem Jasperem wczoraj wieczorem. – odpowiedziała, a Kate upuściła swoją szklankę, która z głośnym hukiem spadła na stolik. Na szczęście nic się nie stłukło ani nie wylało.

 – Przepraszam. – wymamrotała. – Wyślizgnęła mi się z ręki. – dodała zmieszana.

 – Nie przejmuj się kochana. – kobieta uśmiechnęła się. – Jasper to taki dobry chłopak. Tak się cieszę, że znalazła odpowiedniego dla siebie młodego mężczyznę. – zaczęła wesoło szczebiotać. – Jest przy nim taka szczęśliwa, no i ten Paryż! Miasto zakochanych, to takie romantyczne! Nie wiedziałyście, że jedzie? – zwróciła się znowu do nas. Jako, że Kate nadal była w szoku, ja musiałam pociągnąć tą rozmowę.

 – Och, oczywiście, że wiedziałyśmy. – starałam się uśmiechnąć. – Po prostu myślałyśmy, że to dzisiaj wieczorem jedzie, a nie wczoraj. – dodałam, a ona pokiwała głową ze zrozumieniem. – Wie pani jak to jest w wakacje, człowiek traci rachubę dni. – dodałam, a ona roześmiała się.

 – Całkowicie was rozumiem. Przykro mi, że nie zdążyłyście się z nią pożegnać. – rzekła spokojnie.

 – W takim razie nie będziemy pani zawracać głowy i tracić czasu. – powiedziałam i wstałam, a Kate zrobiła to samo, uśmiechając się trochę nerwowo.

 – Ależ nie zawracacie mi głowy! Cieszę się, że w końcu was poznałam, zostańcie jeszcze. – mama Chudej również wstała.

 – Z miłą chęcią byśmy zostały, ale naprawdę nie chcemy sprawiać kłopotu. – odmówiłam uprzejmie. – Obiecujemy, że wpadniemy, gdy Angelina wróci z Paryża. – sama nie do końca wiedziałam, czy udało mi się powiedzieć Paryż bez nuty zgryźliwości.

 – No to trzymam was za słowo. – uśmiechnęła się dobrodusznie. – Udanych wakacji dziewczyny. – puściła nam oczko.

 – Dziękujemy i życzymy miłego dnia. – odezwała się w końcu Bridge. – Możemy się stąd aportować? – spytała po chwili.

 – Ależ oczywiście, nie krępujcie się. – rzekła spokojnie kobieta.

 – Dziękujemy za gościnność. – powiedziałam na pożegnanie i skinęłam na Kate, która wzięła mnie pod ramię i przeniosła nas na drogę tuż przed jej domem. Dziewczyna puściła moją rękę, westchnęła zrezygnowana i zaczęła iść w kierunku furtki.

 – No dalej, powiedz to. – mruknęła posępnie. Dogoniłam ją i spojrzałam pytająco. – Nie udawaj zdziwionej, przecież wiem, że chcesz to powiedzieć, bo uwielbiasz mi mówić te trzy słowa. – wywróciła oczami.

 – A nie mówiłam? – powiedziałam i roześmiałam się na widok jej miny. Ona natomiast posłała mi zgorszone spojrzenie. – No co tak patrzysz? Przecież nie będę sobie psuła wakacji złym humorem, spowodowanym tym, że Angelina jednak wróciła do Reda. Zresztą, wcale mnie to nie zdziwiło aż tak, jak ciebie. W końcu od dłuższego czasu podejrzewałam, że tak było. Ba, ja myślę, że ona nawet z nim nie zerwała. Jej życie, jej wybór. Przykro mi tylko, że tak perfidnie nas okłamała. Ale to sobie z nią wyjaśnimy po jej powrocie. – wzruszyłam ramionami.

 – W sumie masz rację. Najwyżej to ona będzie płakać. A my spędzamy wspólnie wakacje i będziemy się dobrze bawić. – wyszczerzyła zęby. – Szczególnie, że jutro przyjeżdżają Huncwoci. – dodała, a na myśl o tym, że po miesiącu zobaczę Jamesa, serce zabiło mi mocniej.

 – A nie mogłaś nam dać trochę więcej czasu na babskie pogaduszki? – mruknęłam, udając niezadowolenie.

 – Lily, kogo ty chcesz oszukać? Na słowo Huncwoci aż ci się oczy zaświeciły. – zaśmiała się, a ja dałam jej kuksańca w bok.

 – A twoi rodzice nie mają nic przeciwko? – spytałam.

 – Im to w sumie jest obojętne. – wzruszyła ramionami. – Prawie cały lipiec mieli mnie dla siebie, a w ostatni tydzień przed wakacjami jedziemy w trójkę na wakacje do Francji. To i tak dla mojej mamy za dużo denerwowania się przeze mnie. – wyszczerzyła zęby, a ja uśmiechnęłam się.

 – To co dzisiaj robimy? – zagadnęłam, a w niebieskich oczach mojej przyjaciółki zauważyłam radosny błysk.

 – Idziemy nad jezioro. – stwierdziła i weszła do domu. – JESTEŚMY! – wrzasnęła i chwilę później miałam deja vu, bo jej mama przybiegła i znowu wygłosiła kazanie na temat odpowiedniego zachowania. Podczas tego, jakże interesującego wykładu, ledwo powstrzymywałam się od śmiechu, bo Kate poruszała ustami, bezgłośnie mówiąc to samo, co pani Bridge. Naprawdę miała wprawę w denerwowaniu swojej mamy, skoro zna na pamięć wszystkie jej długie monologi dotyczące dobrego wychowania. Gdy kobieta skończyła swój wywód, czarnowłosa ślicznotka oznajmiła jej, że za chwilę wychodzimy nad jezioro. Pani domu wyraziła na to zgodę, więc poszłyśmy do góry przebrać się w bikini i spakować ręczniki oraz wszystko, co było nam potrzebne. Gdy schodziłyśmy na dół czekał na nas Gumiak, który zrobił nam kanapki i sałatkę owocową do jedzenia, za co mu podziękowałyśmy. Mama Kate odprowadziła nas pod same drzwi, życząc udanego wypoczynku. Gdy znalazłyśmy się poza posesją Bridge’ów, brunetka przeniosła nas w krzaki, które znajdowały się na plaży, tuż przy jeziorze. Jako że dzień był upalny, wiele ludzie wybrało się tutaj, żeby odpocząć i ochłodzić się w wodzie. Poszukałyśmy mniej zaludnionego miejsca i rozłożyłyśmy ogromny koc, po czym rozebrałyśmy się do strojów kąpielowych. Znowu miałam okazję podziwiać walory mojej przyjaciółki, która figurę miała idealną. Płaski brzuch, talia osy, krągłe, pełne piersi, zaokrąglone biodra, zgrabny tyłek, ślicznie wyrzeźbione plecy i łopatki, a do tego długie, zgrabne nogi i łabędzia szyja zwieńczona wystającymi obojczykami. Nie wspominając już o czarnych, gęstych, kręconych włosach, które sięgały jej do pasa i ślicznej buzi z dużymi, niebieskimi oczami. Tak, Syriusz Black był cholernym szczęściarzem.

 – Co się tak gapisz na mnie? – ofuknęła mnie, zawiązując sobie sznureczek od bikini na biodrze. No tak, zapomniałam o jej największej wadzie, czyli niewyparzonym języku.

 – Stwierdzam, że Black to pieprzony farciarz. – odpowiedziałam, zgodnie z prawdą, a ona machnęła ręką.

 – To ja jestem szczęściarą. – wyszczerzyła zęby. – Gdybyś go widziała bez ubrań…

 – Nie chcę tego słuchać! – przerwałam jej, zatykając uszy, na co ona roześmiała się wesoło.

 – Och, Lily daj spokój, jesteś moją przyjaciółką. Z kim mam rozmawiać na te tematy, jeśli nie z tobą? – spojrzała na mnie z ukosa i zaczęła rozsmarowywać krem do opalania na swoim idealnym ciele. Ja również zaczęłam się smarować.

 – Z Chudą. Będziecie mogły się wymieniać doświadczeniami. – odparłam szorstko. – Ja niestety nigdy tego nie robiłam, więc nie jestem odpowiednią osobą. – po moich słowach lokata przewróciła oczami.

 – Ty po prostu się wstydzisz. – rzekła spokojnie. – Ale i tak wiem, że zżera cię ciekawość. – uśmiechnęła się chytrze.

 – Uwierz, że wcale nie interesuje mnie to, co robisz w łóżku z Syriuszem. – posłałam jej ostre spojrzenie.

 – Czasami mam wrażenie, że ty mnie potępiasz i że rozmawiam ze swoją matką, a nie przyjaciółką. – mruknęła, sprawiając, że moje brwi powędrowały w górę.

 – Kate, przecież wcale cię nie potępiam! – zaprzeczyłam, a moje spojrzenie złagodniało. – Ja wcale nie mówię, że to złe, że to robicie…

 – Uprawiamy seks. – wtrąciła, a ja przewróciłam oczami.

 – Wcale nie mówię, że to złe, że się kochacie. Lepiej ci? – warknęłam, a ona pokiwała entuzjastycznie głową. – Po prostu mam wrażenie, że ty się ze mnie nabijasz. – dodałam już łagodnym tonem.

 – Ja się z ciebie nabijam?! – oburzyła się. – Ja po prostu chciałabym czasami z kimś o tym porozmawiać. – wzruszyła ramionami. – No i nie zaprzeczam, że chcę sprawić, żebyś przestała o tym myśleć, jak o temacie tabu. Myślałam, że jako przyjaciółki możemy rozmawiać o wszystkim.

 – Jak ja mogę z tobą o tym rozmawiać, skoro jestem w tym kompletnie zielona? Zresztą, przecież możesz o tym porozmawiać z Syriuszem. W końcu robicie to ze sobą. – odpowiedziałam.

 – Rozmawiam z nim, ale są takie sprawy, że chciałabym porozmawiać o tym z kobietą, która lepiej rozumie mój punkt widzenia. – po tych słowach wzięła kanapkę do ręki i ugryzła.

 – A Angelina?

 – No wiesz jak to jest z Angeliną. Ona jest bardziej skryta. Nie wiem ile mogę jej powiedzieć, żeby nie wzięła mnie za kretynkę. Ty mnie już za nią uważasz, więc się tym nie przejmuję. – wyszczerzyła zęby, a ja roześmiałam się. – A tak serio, to dopiero przy sprawie z Potterem i Douglas się przyznała, że oni z Jasperem też się kochają, więc nie poruszałam z nią tego tematu.

 – Nawet mi nie przypominaj o tej sprawie. – wtrąciłam, czując, że mój humor boleśnie spada w dół.

 – Przecież miałaś o tym zapomnieć.

 – Myślisz, że tak łatwo mi to zaakceptować? Wiem, że nie mogę być na niego o to zła, szczególnie, że nawet nie jesteśmy parą, ale wiem, że dużo czasu minie i dużo będę o tym myślała, zanim uda mi się to jakoś przeżyć.

 – Tak jak mówiłam, ja też nie byłam pierwszą Syriusza, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. – wyznała. – On był moim pierwszym. – dodała widząc, że już otwieram usta, żeby coś powiedzieć. – I jedynym. – dokończyła.

 – No dobra, zostałam bez słowa. – burknęłam. – Widocznie ja inaczej patrzę na takie rzeczy. – po moich słowach nastąpiła cisza. Musiałam przyznać, że wcale nie tak źle rozmawiało się o tych sprawach. No i lokata wzbudziła we mnie ciekawość. – A ile przed tobą było dziewczyn w łóżku Blacka? – nie wytrzymałam i zadałam pytanie, po którym moja przyjaciółka roześmiała się.

 – A widzisz, jednak nie jesteś taka całkiem świętobliwa. – wyszczerzyła zęby, a ja przewróciłam oczami z uśmiechem. – Trzy. – odpowiedziała na moje pytanie, a ja wybałuszyłam oczy.

 – Ile?! Przecież on miał piętnaście lat, gdy zaczęliście ze sobą… sypiać. – dokończyłam klawo.

 – Zdziwiłabyś się jakie głupie dziewczyny są w Hogwarcie. – odparła z uśmiechem. – Zresztą, wszystkie były starsze od niego. Sama wiesz jak to było z tym ćwokiem, zanim był ze mną. – nie odpowiedziałam nic, bo zaczęłam się zastanawiać z kim to robił Potter, oprócz Rachel. Zaczęłam w pamięci liczyć wszystkie dziewczyny, z którymi Rogacz chodził. Raz w piątej klasie nakryłam go z jakąś młodszą dziewczyną w ich dormitorium, ale nie wiem, czy doszło do czegoś między nimi, bo im przerwałam, a on wyleciał za mną. Był też z Cassie, która na pewno zrobiłaby dla niego wszystko.

 – Zastanawiasz się, ile dziewczyn wylądowało w łóżku drugiego ćwoka? – spytała lokata, widząc moją nietęgą minę. Pokiwałam twierdząco głową. – Nie wiem, nigdy nie pytałam o to Syriusza, ale jak chcesz to spytam. – zaproponowała, ale ja pokręciłam przecząco głową.

 – Jeśli się odważę, to kiedyś się go sama zapytam. – powiedziałam spokojnie. Poczułam potrzebę zmiany tematu, więc postanowiłam, że zachęcę Kate do zwierzeń. Przywołałam beztroski uśmiech na twarz. – No to opowiadaj jak to jest w tym łóżku z Łapą. – ona spojrzała na mnie zdumiona. – Nie chcę zachowywać się jak twoja matka. – wyszczerzyłam zęby. – No i jestem twoją najlepszą przyjaciółką, więc, tak jak mówiłaś, możemy rozmawiać o wszystkim. – uśmiechnęłam się do niej zachęcająco. Bridge rozpromieniła się i zaczęła trajkotać jak najęta, opowiadając mi wszystko, z czego chciała się zwierzyć, a ja słuchałam, ciesząc się, że mam taką przyjaciółkę.

Komentarze

  1. Rozdział świetny! Podoba mi się kontakt Lily z ojcem, to takie urocze!
    Nie rozumiem Angeliny, ja bym chyba nie mogła wybaczyć zdrady i do tego Red sam się do tego nie przyznał! Co innego jak miałby odwagę jej to w oczy powiedzieć!
    Biedny Luke :( Liczyłam na to, że będzie z Angeliną a tu nici z tego...
    Czuję, że jak Huncwoci przybędą do Kate, będzie ciekawie!
    Och niech w końcu James i Lily się dotrą, ja rozumie mieli ciężkie przeżycie ale przecież muszą sobie dać szansę!
    Piszesz tak lekko i zabawnie, że nie chce się kończyć rozdziału ( całego bloga nadrobiłam w 3 dni, więc to o czymś świadczy)!
    Nie wiem czy doczekam się kolejnej notki, już nie mogę się doczekać! Życzę weny! ;* Karolina S

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę, że korzystając z wolnej chwili poświęcasz czas na nadrobienie zaległości w publikacjach nowych rozdziałów. Cały czas szczerzę się do laptopa jak głupi do sera, kiedy czytam ten rozdział, a warto podkreślić, że czytałam go z większym skupieniem niż zwykle. To chyba dlatego, że tym razem pobił swoją długością dotychczasowe, które w najbliższych miesiącach napisałaś.
    Uwielbiam Twoje potyczki słowne Lily kontra Diana. Są do siebie bardziej podobne niż się tym upartym kobietkom wydaje. :) Najwyraźniej nieustępliwość Lily odziedziczyła po matce, ku załamaniu Pottera. Ale czasem taka cecha się przydaje, jak najbardziej. Zwłaszcza patrząc na znakomite wyniki Lily w nauce. Choćby się waliło i paliło, nie spocznie, póki nie wykuje wszystkiego na blachę i nie obdarzy swojego domu masą punktów! I lepiej, żeby nikt jej od nauki nie odciągał, bo biada temu, kto się na to odważy!
    I oczywiście Mark Evans - obrońca uciśnionych i bezbronnych córek, które w pojedynkę nie wygrałyby starcia ze stanowczymi, nadopiekuńczymi matkami. Ale koniec końców ojciec wygrał wojnę - Lily mogła bez przeszkód pojechać do Kate! Nie mogłam się doczekać tej chwili! Chciałabym jakoś się tam u dziewczyn zmaterializować i razem z nimi poleniuchować na plaży... Niestety wszystkiego mieć nie można!
    A potem lecimy dalej - dziewczyny postanawiają wyruszyć do Angeliny, żeby móc się z nią spotkać. Czytając listy wysłane przez Chudą, naprawdę wydawało mi się, że jej matka to istna zołza i ostra piła, a tu taka niespodzianka... To trochę nieuczciwe z jej strony, że przedstawia swoją mamę w tak negatywnym świetle. Ha, nie wspominając o tym, że perfidnie oszukała Kate i Lily! W życiu nie posunęłabym się tak daleko. Każde kłamstwo ma krótkie nóżki i Angelina wkrótce pozna ich gniew, a przynajmniej taką mam nadzieję. Dziewczyny nie mogą puścić jej tego płazem. Kto normalny oszukuje swoich przyjaciół? Coraz bardziej martwię się o Angelinę. Ten jej Jasper ma na nią zdecydowanie zły wpływ, chociaż nie oszukujmy się - zakochanie zakochaniem, ale Angelina powinna zachować zdrowy rozsądek i niczego nie zatajać przed przyjaciółkami. To obrzydliwe, w tym momencie jestem nią poważnie rozczarowana (wiem, że nawijam jak pani Bridge, ale na Boga, tym razem nie mogę zapanować nad swoim oburzeniem!). Och, liczyłam na większy udział ciotki Angeliny w tym rozdziale, ale nic straconego - może jeszcze w te wakacje Lily i Kate spełnią obietnicę daną pani Margaret i złożą przyjaciółce kolejną wizytę. :D
    Na koniec wracamy do wzmianki o jeziorze i smażeniu się w promieniach słońca... Muszę Ci powiedzieć, że widzę zachodzącą w dziewczynach zmianę... Ich rozmowy są inne w porównaniu do tych z poprzednich lat. Nie przeoczyłaś nawet tematu seksu, który dla Lily jest tematem zakazanym... Ciężko mi się do tego przyznać przed samą sobą, ale Lily i Kate naprawdę stają się kobietami... A pamiętam początki Twojej blogowej działalności, pamiętam, jak dziewczyny jeszcze ,,raczkowały'', a tu nagle tyle pikanterii! :D Kiedy to zleciało... Jak z bicza strzelił!
    Tak, tak, napis od autora od razu rzucił mi się w oczy! Wyobrażam sobie doskonale ten ironiczny uśmieszek, z którego nie potrafię zrezygnować! :D
    Och, co tu dużo mówić? Wspaniały rozdział! Bardzo mi się podobał i na całe szczęście Twoja opinia nie ma tu nic do rzeczy, bo najważniejsze oceny spoczywają w rękach Twoich czytelników. Mam nadzieję, że na następną notkę nie dasz nam czekać w nieskończoność, bo wczytałam się na tyle dokładnie, żeby wiedzieć, KOGO spodziewamy się na wakacjach u Kate! No, Huncwoci, w drogę! Musicie trochę namącić, cóż by to było za lato bez Waszej obecności?
    Pozdrawiam serdecznie i pamiętaj - czekam na nowy rozdział z utęsknieniem! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejju od tygodnia zaglądam tu codziennie z nadzieją na nowy rozdział. Teraz znowu będę wyczekiwać nowego. Taaaak ciekawie będzie jak przyjadą huncwoci :3
    Dawno Lily i James nie mieli beztroskich akcji ;P Bo James niby zmądrzał ale zrobił się zbyt święty. Może w wakacje się trochę rozluźni no i niech w końcu z sobą będą.
    + Zazdro Kate. Też bym chciała mieć takie włosy ( o figurze i wyglądzie ogólnym już nawet nie wspominając )

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że rodzice zgodzili się na wyjazd Lily do Kate.
    Dziewczyny na pewno przyjemnie spędzą ten czas i tak jak Lily mówiła nie będą się nudzić.
    Fajnie by było gdyby do Kate Huncwoci przyjechali, bo Lily by mogła zobaczyć się z Jamesem po miesiącu.
    No i podejrzenia Lily co do Angeliny się sprawdziły. Tylko ciekawe dlaczego Angelina ją okłamywała. Pewnie rozmowa na ten temat z dziewczynami jej nie ominie.

    Czekam na kolejny rozdział, bo jestem ciekawa co dalej.
    Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział, jak zwykle boski ♥♥♥ Nie mam pojęcia czemu Ci się nie podoba XD
    Codziennie wchodziłam i sprawdzałam ile to już Leksia napisała :p a gdy weszłam i zb że notka pojawi się 2 lub 3 lutego to oszalałam ze szczęścia ♥ Nie, nie przesadzam. Dziś, jak tylko wróciłam do domu, otworzyłam laptopik i kliknęłam Tw Bloga <3 ( owszem mam go w zakładce w ulubionych na pierwszym miejscu, ale ciii :* ) Co z tego, że jutro mam sprawdzian, trzeba zr plakat i prezentację? Skoro czeka rozdziałek? :D
    Teraz do rozdziału! :
    HA HA HA! Wiedziałam! No po prostu wiedziałam, że ona jest z Jasperem, ale nie wiedziałam, że wyjechała do Paryża :o Moją pierwszą myślą było wejście dziewczyn do domu Chudej i przyłapanie jej na jakimś migdaleniu z Jasperem czy cóś XDXD Ale jestem miło zaskoczona <3 Cudowne i Cudowne ^^
    Dorcas i jej rozmowy z Lil! Nie do przegapienia! Śmiałam się równocześnie z nimi. A jak rozmowa schodziła na Syriusza, to o mało się nie turlałam ze śmiechu, na podłodze :D
    Juuuuuż nie mogę się doczekać przyjazdu HUNCWOTÓW <3 KOCHANYCH "THE MARAUDERS"♥♥♥♥♥♥♥♥♥
    Och wyobrażam sb zamieszanie jakie zrobią :D :D
    No to tak na koniec :
    NOWY ROZDZIAŁEK, NOWY ROZDZIAŁEK! PRAGNĘ GO SWYM CAŁYM SERDUSZKIEM!! ♥
    Dużo, mnóstwo i nieskończonej weny <3
    Czekam z niecierpliwością na kolejny, nowy, zaskakujący i niesamowity rozdział :*
    PS. Tak jak obiecałam postanawiam się poprawić i komentować :p
    PS2. Teraz będę się podpisywać tak jak masz na górze. Hehehe to buźki :*
    PS3. Zapraszam też na swojego bloga moją mistrzyni ( czyli CB <3 )
    http://lily-evans--james-potter.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  6. Codziennie wchodzę i zaglądam,czy jest nowy rozdział.Dziękuję,że poświęcasz swój jakże drogocenny czas pisząc i uszczęśliwiając swoich Czytelników.
    A co do rozdziału.Nie mogę zrozumieć,dlaczego Angelina okłamuje Kate i Lily.Wiem,że może bać się ich reakcji,ale przecież w przyjażni zaufanie i szczerość to podstawa!Zżera mnie ciekawość,co będzie dalej,a głównie jak to będzie z Lily i Jamesem. Na tym zakończę. :) Weny dla Ciebie Leksiu!

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział jak zwykle świetny, tylko martwi mnie jedna rzecz... Dlaczego Ty tak pięknie piszesz, a ja nie?! Zdradź swoją tajemnicę! I to już!
    Widzę, że rodzice Kate zaakceptowali Syriusza, no w końcu ten jego urok ;) Ja też bym nie mogła się oprzeć.
    Co do Angeliny... To źle, że okłamała Lily i Kate. Myślę, że gdyby powiedziała im, że nadal kocha Jaspera, one na pewno by to zrozumiały. W końcu są przyjaciółkami, a zresztą obie przeżywały kryzys miłosny z Syriuszem i Potterem, a jakoś wszystko się układa dobrze.
    Czekam na następny rozdział ;) Pozdrawiam i życzę weny!

    Jinx Xxx

    OdpowiedzUsuń
  8. Ha! Wiedziałam, że Angelina skłamie, ale byłam prawie pewna, że matce powie, że jedzie właśnie do dziewczyn :P Najbardziej podobała mi się scena ze śmietnikiem, a najmniej to, że taki krótki rozdział :( Nie mogę się doczekać aż Huncwoci przyjadą i zacznie się coś dziać pomiędzy Lily a drugim ćwokiem!

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział interesujący i długi. Polubiłam rodziców Lilki szczególnie jej staruszka. Z tego co zauważyłam Lily ma z nimi bardzo dobry kontakt. Myślałam już że mama nie puści jej do Kate. Już sb wyobraźmy jak Syriusz zmysla że zna się na malarstwie. Oj Chuda nie powinna okłamywać dziewczyn bo moim zdaniem w przyjaźni najważniejsza jest szczerość. Poza tym każde kłamstwo prędzej czy później wyjdzie na jaw chodź byłoby wspaniale zatuszowane. Nie mogę się doczekać kiedy do dziewczyn dojdą Huncwoci.

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej, przeczytalam od razu ale skomentuje dopiero teraz :)
    Podoba mi sie to, ze w tej notce duzo sie dzialo :) odpowiada mi taka dynamika opowiadania :)
    No i to, ze Kate ma takie podejscie do sprawy Lily-James, w koncu po co oni to tak komplikuja? (wiem, wiem, zebys miala Leksiu o czym pisac :D)
    Wiem ze pisanie nowego rozdzialu trwa, ale to nie zmienia faktu, ze nie moge sie doczekac co bedzie w nastepnym :)
    PS.: Z ta plagiatorka beznadziejna sprawa, niektorzy nie maja za grosz godnosci! My, Twoi czytelnicy jestesmy z Toba! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. W tym miejscu będzie produktywny komentarz, kiedy skończę czytać Twój rozdział po raz trzeci:)
    KOCHAM KATE!!!
    Pozdrawiam
    Rogata

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej! Świetny blog! Szkoda mi Lily. Współczuję jej relacji z Petunią. Martwi mnie to, że Angelina okłamuje Lilke i Katie. Cieszę się, że Lilyanne ma takie dobre relacje z ojcem. Ja w domu mam podobnie. Mama na nic mi nie pozwala a tata na wszystko. Oczywiście nie nazywam go staruszkiem. Jeszcze nie jest taki stary. Przy okazji zapraszam na mojego niedawno założonego bloga: james-poter.blogujaca.pl

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej,Heloł!
    Rozdział świetny jak zresztą wszystkie. Nic dodać,nic ująć. Twój blog jest jednym z najlepszych jakie dotąd czytałam. Nie zanudzam już. ;) Cud,miód i truskawki!

    OdpowiedzUsuń
  14. Grrr wkurza mnie Angelina. I bardzo się cieszę, że bliżej opisałaś (jeśli tak to można nazwać) kontakty Kate i Lily, chociaż nie ukrywam, że Rudy Ludzik mnie zirytował. Może dlatego, że charakter mam bardziek zbliżony do Kate :D W każdym razie jak dla mnie rozdział pierwsza klasa ;) pozdrawiam i życzę zdrowia i weny :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Grrr wkurza mnie Angelina. I bardzo się cieszę, że bliżej opisałaś (jeśli tak to można nazwać) kontakty Kate i Lily, chociaż nie ukrywam, że Rudy Ludzik mnie zirytował. Może dlatego, że charakter mam bardziek zbliżony do Kate :D W każdym razie jak dla mnie rozdział pierwsza klasa :) pozdrawiam i życzę zdrowia i weny :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetna notka, jak każda :)
    Zapraszam na mojego bloga harrypotter-dalszelosy.blog.pl
    Dopiero zaczynam pisać :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)