Przejdź do głównej zawartości

57. Problemy z kobietami.

Hej, hej, hej!

Po dwumiesięcznej przerwie, nareszcie pojawiam się z rozdziałem. Miałam pewne problemy z napisaniem  go i zapewniam Was, że gdyby nie kopniaki od Black Buttefly i Wilo, na rozdział czekalibyście o wiele dłużej.

Jeśli chodzi o te całe pytania w Liebster coś tam coś tam, to postaram się w najbliższym czasie na nie odpowiedzieć, bo dzisiaj mi się po prostu nie chce :D. Tak więc moje drogie koleżanki po fachu, musicie mi wybaczyć ;-).

Dzisiaj wyjątkowo dedykacja. Chociaż nie powinnam tak nudnego rozdziału nikomu nie dedykować, ale jednak dałam radę przebrnąć przez zastój i go napisać. A dedykacja dla:

Wilo - za nasze długaśne rozmowy, za dawanie mi kopniaka w tyłek i motywację i za wszystko!

Black Butterfly - za bycie moim osobistym poprawiaczem humoru, za rozmowy i motywacje i też za wszystko!

Kolejność przypadkowa :D.

Co do rozdziału... No cóż, jest on po prostu, najzwyczajniej w świecie nudny. W przyszłym rozdziale będzie się więcej działo, więc powinien być lepszy :-).

Nie ględzę, tylko zapraszam do czytania.

Dziękuję Wam wszystkim za to, że jesteście, czytacie, komentujecie :-*!

Kocham Was moje dzieciaczki :D.

Leksia

***

Człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego, jak ważną rolę w jego życiu pełnią przyjaciele. Czasami jest tak, że przyjaźń docenia się dopiero, gdy się ją straci. Nieszczęśliwym trafem miałam okazję przekonać się o tym trzy razy w życiu. Pierwszy raz, gdy Petunia mnie znienawidziła za to, że jestem czarownicą. Miałam zaledwie jedenaście lat, byłam jeszcze dzieckiem, jednak bolało tak samo. Pięć lat później straciłam Severusa. Nigdy w życiu nie zapomnę tego bólu, gdy z jego ust padły słowa „mała, brudna szlama”. Nadal w moim sercu był okaleczony zakamarek, opisany imieniem Ślizgona, którego ukrywałam przed resztą moich przyjaciół. Nigdy też nie zapomnę całej żenującej sytuacji z szóstego roku, gdy przez kilka tygodni Kate pałała do mnie nienawiścią za pocałunek z Syriuszem. Gdyby nie Angelina, pewnie załamałabym się kompletnie. Strata Kate bolała chyba najbardziej. Bo, o ile w dwóch poprzednich przypadkach, wina raczej nie leżała po mojej stronie, tak Bridge straciłam z własnej głupoty. Zresztą, to właśnie z nią najlepiej się dogadywałam, to jej mówiłam praktycznie wszystko i to ona była mi najbliższa. Na całe szczęście kryzys z lokatą był chwilowy i wszystko wróciło do normy. Z Petunią również wszystko zmierza w dobrym kierunku, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że nigdy nie będziemy przyjaciółkami. I właśnie te trzy sytuacje nauczyły mnie, że utrata bratniej duszy to okropnie bolesne doświadczenie, którego naprawdę nie chciałam przeżywać po raz kolejny. A na to się niestety zapowiadało. A przynajmniej dopóki wszystko leżało w rękach pewnego upartego blondyna. Tak naprawdę byłam rozdarta pomiędzy swoją dumą, a lękiem przed końcem czegoś, czego wcale nie chciałam kończyć. Brak Luke’a w moim życiu był przygważdżająco odczuwalny, szczególnie w wakacje. Odkąd się pokłóciliśmy minął tydzień, a on mnie nie przeprosił. Ba! Nawet nie bywał na huśtawkach. Unikał mnie jak ognia. Ja również nie przebywałam na placu zabaw, jednak miałam pewną kryjówkę, skąd obserwowałam, czy czasami ulubiona huśtawka Krukona nie jest przez niego zajęta. Wiedziałam co to znaczy w języku Mitchella. Nie przychodził na plac zabaw, żeby mi pokazać, że nie ma zamiaru ze mną rozmawiać. I tak właśnie cały tydzień spędziłam samotnie, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Natłok myśli nie pozwalał mi na czytanie, czy odrabianie prac domowych zadanych na wakacje. Mama i tata byli całymi dniami w pracy, Petunia też, a gdy przychodziła do domu to tylko na chwilę i znikała gdzieś ze swoim chłopakiem. Swoją drogą nawet nie miałam okazji go jeszcze poznać, bo moja siostra zawsze wychodziła bardzo szybko i gdy tylko Vernon podjeżdżał swoim niebieskim samochodem, od razu wsiadała, nie dając mu szansy na zawitanie w domu i odjeżdżali w siną dal. Tak też było w poniedziałek jedenastego lipca. Patrzyłam przez okno, jak Petunia wsiada do błękitnej Alfy Romeo, która chwilę później odjechała, aż w końcu zniknęła mi z oczu. Westchnęłam i odwróciłam się od okna, po czym spojrzałam na biurko, gdzie leżał nieotwarty jeszcze list od Kate. Podeszłam do biurka i wzięłam do ręki kopertę, otwarłam ją, wyciągnęłam kawałek pergaminu i odczytałam niewyraźne pismo mojej przyjaciółki, które wyraźnie świadczyło o tym, że pisała to w pośpiechu.
ŻARTUJESZ?! ROYAL ZAPROSIŁ CIĘ NA SWÓJ ŚLUB Z TĄ WYWŁOKĄ?!
I co Ty na to? Chyba nie masz zamiaru tam iść? Sam fakt, że Cię zaprosił jest strasznie dziwny, a co dopiero, gdybyś miała tam pójść. Mam nadzieję, że nie masz takiego zamiaru? Chociaż z drugiej strony, to byłaby idealna okazja, żeby zaprosić Rogacza i przetańczyć z nim cały wieczór… Ale tak całkiem serio, to naprawdę dziwna i chyba niekomfortowa sytuacja, nie? Po pierwsze, Royal to Twój były. Po drugie, to właśnie z nią Cię zdradził. Po trzecie, przecież Ty nie cierpisz tej lafiryndy (z wzajemnością zresztą)! Według mnie to jest kompletnie absurdalny pomysł! Tupet to on ma, nie ma co! Jak dla mnie bezczelne zagranie.
A obiad? Hihi, właśnie trwa i mina mojej matki w kilku momentach wywołuje u mnie dziką chęć turlania się ze śmiechu po podłodze. Zresztą, opowiem Ci wszystko, gdy się spotkamy. Ale generalnie nie jest źle. Może nie pokochali od razu tego kretyna, ale też nie mają nic przeciwko niemu.
Kończę, bo oficjalnie jestem w łazience przypudrować nosek, a biedny Syriusz tam siedzi sam z nimi. Chociaż nie wiem, kto jest biedniejszy – moja matka, czy on.

Całuję,
Kate

Uśmiechnęłam się przy końcówce, jednak chwilę później zaczęłam analizować to, co napisała o zaproszeniu na ślub Adama. Wcześniej tego nie widziałam, bo cieszyłam się, że będzie mi dane zobaczyć ślub czarodziejów, ale ona chyba miała rację, że cała ta sytuacja jest strasznie niezręczna. Rzeczywiście Adam był moim ekschłopakiem i rzeczywiście to właśnie przez Catherine się rozstaliśmy. Zdziwiłam się, że dopiero reakcja Kate mi uświadomiła absurdalność całej tej sytuacji. Owszem, zastanawiałam się wcześniej, czy aby na pewno Troy nie ma nic przeciwko. No i nie byłam taka pewna, czy serio na tyle mnie polubiła, że zgodziła się na moją obecność. A co, jeśli Adam mnie zaprosił bez jej wiedzy? Albo że zgodziła się tylko po to, by móc świecić mi przed oczami świeżo upieczonym mężem jak jakimś trofeum i pokazać, że wygrała pojedynek o samca? Nie żeby mnie to w ogóle ruszyło. Rozdział pod tytułem „Adam Royal” został definitywnie zakończony i mógłby się umawiać nawet z Kate, czy Angeliną, a ja szczerze życzyłabym mu szczęścia. Obecnie w mojej głowie siedział inny zawodnik quidditcha – szukający, nie obrońca, więc to, z kim, jak i dlaczego Royal się żenił nie miało żadnego wpływu na mój humor. No ale nie da się zaprzeczyć, że obie od początku nie darzyłyśmy się sympatią, więc dlaczego miałaby się zgodzić na to, bym była świadkiem tak ważnego wydarzenia w jej życiu? A może się zmieniła? Może to, że w końcu upolowała tego jedynego, dała mu dziecko i zostanie jego żoną sprawiło, że odnalazła w życiu szczęście? Ciekawa byłam, co powie na to Luke. Ach, no tak. Luke nic na to nie powie, bo się do mnie nie odzywa. Jak mogłam o tym zapomnieć? Westchnęłam po raz kolejny tego dnia i usiadłam na biurku. Z każdym mężczyzną w moim życiu musiałam mieć jakieś kłopoty. Adam i jego zaproszenie, Luke i jego uparty charakter, James i… No właśnie. I co? Każdego dnia miałam nadzieję, że odwiedzi mnie sowa z liścikiem od okularnika, jednak nic takiego się nie wydarzyło od początku wakacji. Każdego roku przysyłał mi niemal codziennie jakąś wiadomość i prawie każdy pergamin podpisany jego imieniem lądował w koszu. A teraz, jak na złość, nie ma liścików, a ja wiele bym oddała za chociaż krótką wiadomość od niego.

– Wpadłaś po uszy Evans. – mruknęłam sama do siebie i zawiesiłam wzrok na widoku za oknem. Siedziałam tak chwilę, aż usłyszałam dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam brwi i zeskoczyłam z blatu, po czym zeszłam na dół, ściskając w kieszeni różdżkę. Zastanawiałam się, kto to mógł być. Zerknęłam przez szybę i na widok znajomej twarzy otworzyłam mojej mamie drzwi.

– Zapomniałam kluczy. – wysapała na powitanie i wpakowała się do środka, taszcząc ze sobą dwie wypchane po brzegi reklamówki. – Bądź tak miła i rozpakuj zakupy. – poleciła, kładąc je na ziemi.

– Cześć mamo. Ja również się cieszę, że cię widzę. – uśmiechnęłam się sztucznie.

– Och, Lily, błagam chociaż ty mnie dzisiaj nie denerwuj. – mruknęła, wywracając oczami.

– Denerwuje cię tym, że się z tobą witam jak na normalną rodzinę przystało? – zdziwiłam się, jednak ona skwitowała to milczeniem, po czym zniknęła w salonie. Najwyraźniej moja matka nie była dzisiaj w wyśmienitym humorze. No cóż, niedaleko pada jabłko od jabłoni.

– Zajmiesz się tymi zakupami, czy to też będę musiała sama zrobić? – zawołała z salonu, czym trochę mnie zdenerwowała. Odkąd wróciłam do domu, całe sprzątanie i gotowanie obiadów spadło na mnie, bo siedziałam w domu, więc niesprawiedliwym było mówienie, że nic nie robię. Wyciągnęłam różdżkę i przeniosłam torby do kuchni. Machnęłam różdżką i wszystko, co możliwe, łącznie z lodówką, się pootwierało, a ja rozsyłałam kolejne produkty na swoje miejsca. Równie dobrze mogłabym to zrobić normalnie, ale po co tracić czas, skoro dzięki czarom wszystko trwało cztery razy krócej? Przynajmniej tyle miałam z tego całego zajmowania się domem, że mogłam używać czarów. Do końca wakacji nabiorę takiej wprawy, że do swojego CV na stanowisko idealnej żony (bądź skrzata domowego), będę sobie mogła wpisać „kurs gospodyni domowej”. Parsknęłam śmiechem przez własne myśli, a mama która właśnie weszła do kuchni, spojrzała na mnie jak na wariatkę. Podeszła do piekarnika, w którym leżała pieczeń mojej roboty i nałożyła sobie na talerz, po czym usiadła przy stole w kuchni i zaczęła jeść. Cały czas panowała cisza. Obserwowałam ją uważnie, jak pospiesznie zajada się daniem.

– Mogę wiedzieć, co jest przyczyną twojego zaraźliwie radosnego nastroju? – zagadnęłam, próbując jakoś rozluźnić atmosferę. Moja matka chyba jednak źle odczytała ironię w tym zdaniu, bo spiorunowała mnie wzrokiem.

– Czy mogłabyś nie stroić sobie ze mnie żartów, Lilyanne? – warknęła, a moje brwi powędrowały w górę. Lilyanne. Czyli jest naprawdę zła.

– Dlaczego wszystko, co powiem, odbierasz negatywnie? – burknęłam, lekko urażona.

– Bo nie jestem twoją koleżanką, więc nie powinnaś się do mnie odzywać tak sarkastycznym tonem. – wyjaśniła, nadal nie spuszczając z tonu. Przewróciłam oczami i już chciałam wyjść z kuchni, jednak nie było mi to dane. – Posprzątaj talerz za mną. Ja niestety nie mam czasu, bo za niedługo muszę wyjść. – wręcz rozkazała. Machnęłam różdżką, w myślach wypowiadając „chłoszczyć”, po czym wysłałam talerze do odpowiedniej szafki. Mama tylko pokręciła głową z dezaprobatą i wyszła, a ja za nią.

– A gdzie idziesz? – ciekawość przezwyciężyła złość i postanowiłam się dowiedzieć, gdzie jej się tak spieszy.

– Lily, nie mam czasu na pogaduszki z tobą. – fuknęła, próbując mnie zbyć.

– Świetnie! No to zostaw mnie znowu samą w tym domu. – warknęłam. – Cały dzień was wszystkich nie ma, a jak już chcę z kimś porozmawiać, to moja własna, rodzona matka potrafi tylko na mnie warczeć. Wymarzone wakacje spędzone z rodziną. – po moich słowach przystanęła i odwróciła się w moją stronę.

– Lily wyobraź sobie, że nas nie ma w domu, bo PRACUJEMY. Nie chodzimy sobie do SPA. I nie rób z siebie ofiary, przecież możesz wyjść z domu, kiedy tylko chcesz. – w zielonych oczach mojej mamy dało się zauważyć niebezpieczną iskierkę, która ostrzegała, że za chwilę bomba wybuchnie.

– Ale ja tylko chciałam wiedzieć, dlaczego masz taki zły humor i gdzie idziesz, a ty tylko chodzisz i fuczysz na mnie. – mruknęłam cicho, próbując przybrać minę niewinnego dziecka. Kobieta z westchnieniem zamknęła oczy, a po chwili je otwarła i spojrzała na mnie ponownie, jednak tym razem opanowanym wzrokiem.

– Przepraszam Lily. Mam dzisiaj okropny dzień i nie powinnam była wyładowywać się na tobie. – powiedziała ze skruchą. – Najpierw nie potrafiłam zasnąć w nocy, potem zaspałam do pracy, mieliśmy ogromne zamieszanie w kancelarii, szef był dzisiaj wyjątkowo zły, musiałam jednocześnie sporządzać bieżące rachunki firmy i uczyć kilkoro nowych stażystów wszystkiego od podstaw, wylałam sobie na kolana gorącą kawę, odjechał mi autobus powrotny i nie umiałam złapać taksówki, a do tego wszystkiego w drodze powrotnej zadzwonił twój tata i oznajmił mi, że idziemy dzisiaj na jakiś bankiet i muszę być gotowa na niego za pół godziny. A więc zamiast przyjść do domu, wziąć prysznic i odpocząć, będę musiała wbić się w jakąś sukienkę, przylepić sobie uśmiech na twarz i do późnego wieczora udawać, że wiem, o czym rozmawia twój ojciec z jakimiś wysoko postawionymi ludźmi. Dlatego przepraszam cię, ale naprawdę muszę iść się wyszykować, bo za niedługo tata po mnie przyjedzie. – wyrzucała z siebie słowa z taką prędkością, jak McGonagall, gdy wymyśla epitety o Huncwotach.

– Okej, rozumiem i współczuję, mamo. – powiedziałam. – A jakbyś chciała, to mogę Ci pomóc się uporać z tym strojeniem się. – wyszczerzyłam zęby i poklepałam moje 10 i ¼ cala.

– Naprawdę mogłabyś? – spytała z błagalną nutką w głosie.

– No jasne! – ucieszyłam się, że przystała na moją propozycję. Chwilę później brała prysznic, a ja przeglądałam jej szafę w poszukiwaniu odpowiedniej sukienki. Wybrałam brzoskwiniową sukienkę do kolan, z niezbyt głębokim dekoltem w łódkę i krótkim rozcięciem z tyłu, która delikatnie opinała krągłości mojej mamy, jednocześnie dodając jej dużo elegancji. Usadowiłam ją na krześle i zabrałam się za fryzurę i makijaż. W kilka minut była gotowa do wyjścia. Gdy usłyszałyśmy znajomy dźwięk auta podjeżdżającego pod dom, kobieta podziękowała mi i wybiegła w pośpiechu, wsiadła do auta i chwilę później już ich nie było. A ja znowu zostałam sama. Podreptałam do swojego pokoju i postanowiłam, że zajmę się pisaniem esejów zadanych na wakacje. Wyciągnęłam z regału grubą księgę, z biurka porwałam kawałek pergaminu, pióro i kałamarz i wgramoliłam się na łóżko. Otworzyłam podręcznik na stronie sto czterdziestej czwartej i zaczęłam czytać długi tekst na temat dwudziestoletniej wojny domowej walijskich goblinów w osiemnastym wieku. Gdy po dwóch godzinach dobrnęłam do ostatniego słowa, zmieniłam pozycję i wzięłam się za pisanie eseju na temat przyczyn, skutków, bitew i bohaterów wyżej wymienionej wojny oraz możliwych, innych niż interwencja zbrojna, rozwiązań rozwiązania konfliktu. Swoją drogą, te gobliny to niezłe ziółka były. Gdziekolwiek i jakakolwiek wojna by się nie toczyła w świecie czarodziejów, zawsze mieli w tym swój niemały udział. Pomijając oczywiście fakt, że ponad połowa z tych wojen była wywołana właśnie przez nich. Pamiętam swoją pierwszą wizytę w Banku Gringotta i pierwsze, niemiłe wrażenie, gdy zobaczyłam te stworzenia, które samym wyglądem wywoływały u mnie niepokojące uczucie. Nie od dzisiaj wiadomo, że gobliny nie były zbyt przyjaźnie nastawione do czarodziejów, ciągle im się coś nie podobało i często wzniecali rebelie przeciwko ustawom wprowadzanym przez ludzi (np. gdy zdecydowano, że różdżki mogą posiadać tylko czarodzieje). W każdym razie nie było to miłe uczucie, gdy taki goblin lustrował cię oskarżycielskim wzrokiem. Czułam się wtedy jak jakiś złodziej, który ma zamiar okraść wszystkie skrytki, razem z wybitymi przez nich monetami. Myśli na temat tych człekokształtnych istot towarzyszyły mi przez cały czas pisania eseju. Gdy w końcu się z nim uporałam, usłyszałam burczenie w brzuchu, więc zeskoczyłam z łóżka i podążyłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i zlustrowałam ją wzrokiem. Po chwili namysłu, wzięłam jogurt wiśniowy i pochłonęłam go na stojąco. Spojrzałam przez okno i zauważyłam w oddali ciemne chmury, które zapowiadały deszcz. Ogólnie pogoda na początku lata nie była wymarzoną pogodą dla wczasowiczów. Wielką Brytanię nawiedzały silne wiatry, które sprawiały, że było o wiele zimniej, niż mogłoby wskazywać na to świecące słońce. Dni deszczowych również nie brakowało, ale to akurat było dla mnie plusem, bo ja osobiście bardzo lubiłam deszcz. Odwróciłam się od okna i wróciłam do swojego pokoju. Postanowiłam, że napiszę list do Angeliny, bo o ile z Kate korespondujemy codziennie, to od Chudej dostałam zaledwie jedną wiadomość. Dopiero gdy zwieńczyłam swoje wypociny podpisem, zauważyłam jak ciemno zrobiło się na zewnątrz. Ciemne chmury pokryły całe niebo i nie minęła chwila, a z nieba lunęło gęstym deszczem. Gdzieniegdzie, od czasu do czasu pojawiały się błyskawice na niebie, a chwilę później grzmoty, świadczące, że burza jest niedaleko. Postanowiłam, że list wyślę, gdy się rozpogodzi, bo nie chciałam posyłać sowy rodziców w taką pogodę. Niedługo później usłyszałam głośne rozmowy dwójki ludzi, dochodzące z dołu. Na początku przestraszyłam się, bo nie słyszałam ani dzwonka, ani żeby ktoś otwierał drzwi, jednak w tym drugim przypadku nie było to nic dziwnego. W końcu drzwi były na dole, a ja siedziałam na górze. Podeszłam bliżej drzwi, instynktownie ściskając różdżkę, którą jednak puściłam, gdy rozpoznałam głos Petunii. A co najważniejsze, moja siostra nie była sama. Najwyraźniej zaprosiła Vernona do środka. W myślach stoczyłam walkę o to, czy zejść na dół i poznać w końcu sławnego Dursleya, czy dać im spokój i nie denerwować Petunii swoją obecnością. Stwierdziłam jednak, że najwyższy czas przedstawić się swojemu, być może, przyszłemu szwagrowi. Otwarłam więc drzwi i skierowałam się w stronę stopni, prowadzących na dół. Gdy byłam w połowie schodów, postanowiłam ich ostrzec o tym, że idę.

– Tunia, to ty?! – zawołałam, chyba zbyt głośno. Usłyszałam jakiś dziwny dźwięk, dochodzący z salonu, świadczący o tym, że musieli się całować lub coś podobnego. Uśmiechnęłam się pod nosem.

– Tak, a co chcesz?! – odkrzyknęła i dodała coś ciszej, chyba chcąc uciszyć swojego chłopaka.

– Nic, po prostu zastanawiałam się, kto się kręci po dole. – odpowiedziałam w momencie, gdy stanęłam w wejściu do salonu. Petunia stanęła przed potężnej budowy młodym mężczyzną, którego widziałam na zdjęciu. Trochę komicznie to wyglądało, bowiem wydawało mi się, że ona swoim drobnym, kościstym ciałem próbuje zasłonić jego postać tak, żebym go nie widziała. Pominę fakt, że potrzeba by było co najmniej trzech Petunii, żeby tak się stało. Zdusiłam w sobie śmiech i uśmiechnęłam się, mam nadzieję, że miło. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, a między nami panowała niezręczna cisza. Mogłam wyczuć wręcz namacalną panikę mojej siostry, która rozbieganym wzrokiem lustrowała moją postać, zapewne w poszukiwaniu różdżki.

– Nie przedstawisz mnie? – przerwałam ciszę, patrząc na nią wyczekująco. Blondynka oblała się rumieńcem, a jej chłopak obudził się i ruszył w moją stronę.

– Vernon Dursley, chłopak Petunii. – powiedział, dumnie wypinając pierś i wyciągnął w moją stronę dużą dłoń z pulchnymi palcami.

– Lily Evans, siostra. – odpowiedziałam krótko i uścisnęłam mu rękę. – Napijecie się ze mną herbaty? – zaproponowałam z uśmiechem.

– Z miłą chęcią.

– Nie. – dwie różne odpowiedzi padły równocześnie. Oczywiście ta druga wyszła z ust Tunii. Para popatrzyła na siebie i chyba próbowali się porozumieć za pomocą spojrzeń. – Dobrze, napijemy się. – prawie warknęła moja siostra. – Usiądź sobie Vernon tutaj, a ja pomogę Lily w kuchni. – zarządziła i ominęła go, mierząc mnie nieufnym spojrzeniem. Zmarszczyłam brwi, domyślając się o co chodzi, po czym podążyłam za nią. Gdy weszłyśmy do kuchni, zamknęła za nami drzwi i odwróciła się twarzą do mnie.

– Co ty robisz?! – warknęła, zakładając ręce na biodra.

– Stoję z tobą w kuchni? – odpowiedziałam pytającym tonem.

– Dobrze wiesz, o co mi chodzi! – zezłościła się jeszcze bardziej.

– Nie wiem, o co ci chodzi. – odparłam spokojnie. – Zaproponowałam wam herbatę, Vernon przyjął propozycje, więc pozwól mi ją zrobić. – ominęłam ją i wzięłam się za przygotowywanie herbaty po mugolsku. Wstawiłam wodę, wyciągnęłam kubki, wsypałam herbatę i wyciągnęłam tackę, na której położyłam kubki, cukier i łyżeczki.

– Co ty kombinujesz? – spytała podejrzliwie, obserwując każdy mój ruch, jakby bała się, że zaraz wyciągnę różdżkę. Odwróciłam głowę w jej stronę.

– Robię herbatę. – odpowiedziałam, powstrzymując się od sarkazmu. Petunia już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale nie dałam jej zacząć. – Posłuchaj, nic nie kombinuję. Naprawdę tak trudno ci uwierzyć, że chcę być miła i chcę poznać twojego chłopaka? Skoro się mnie wstydzisz, trzeba było powiedzieć wcześniej, że będziesz dzisiaj miała gościa, to nie zeszłabym na dół. Jeśli nie chcesz, żebym tam poszła, to nie pójdę, nie będę ci robić przykrości. Po prostu pomyślałam, że fajnie byłoby wypić herbatę i porozmawiać z tobą i Vernonem, ale widocznie ty myślisz inaczej. Naprawdę mi przykro, że traktujesz mnie jak intruza. – wybuchłam i wyszłam z kuchni, zostawiając ją samą. Zdenerwowanym krokiem pokonałam schody, wpadłam do swojego pokoju, chwyciłam w locie kurtkę i zeszłam na dół, gdzie ubrałam kalosze. Gdy położyłam rękę na klamce, żeby wyjść, ktoś stanął za mną.

– Gdzie wychodzisz? – usłyszałam głos Petunii.

– Po prostu wychodzę. – odpowiedziałam, siląc się na spokojny ton. – Przeproś ode mnie Vernona. – mruknęłam i wyszłam, nie czekając na odpowiedź. Było mi przykro. Naprawdę było mi cholernie przykro, że Petunia potraktowała mnie, jak wroga i bez cienia ufności, oskarżyła mnie o to, że coś kombinuję. Myślałam, że wyjaśniłyśmy sobie ostatnio wszystko, a ona nadal myśli, że mam nieczyste intencje. Szłam w kierunku placu zabaw, na którym zawsze siedziałam z Lukiem. Ulewa nadal trwała sobie w najlepsze, czyniąc mnie momentalnie przemoczoną do suchej nitki i zlepiając mokre włosy w pojedyncze strużki. Deszcz był tak gęsty, że ledwo widziałam, gdzie idę. Gdy w końcu dotarłam do swojego celu, usiadłam na huśtawce Luke’a i zaczęłam w myślach użalać się nad sobą. Brakowało mi kogoś, komu mogłabym się wyżalić. Zraniło mnie zachowanie mojej siostry względem mnie i naprawdę czułam się okropnie. Kate była daleko, zresztą miała dzisiaj swój dzień z Syriuszem. Angelina jakoś się nie odzywała, a Luke był obrażony. James również się nie odzywał. Do Remusa głupio mi było pisać, zresztą on też był daleko. W tym momencie czułam się sama jak palec. Miałam dość tych głupich wakacji i chciałam wrócić do Hogwartu, gdzie nie musiałam się martwić o żadne siostrzane relacje. Miałam za sobą parszywy tydzień, a dzisiejszy dzień mnie tylko dobił. Deszcz nadal obficie lał się z nieba, ale mi to wcale nie przeszkadzało. Lubiłam deszcz, kojarzył mi się z oczyszczeniem. No i uwielbiałam zapach po deszczu, zawsze działał na mnie kojąco. Sama nie wiedziałam ile czasu spędziłam tam, siedząc na deszczu i rozmyślając. W końcu poczułam, że mi zimno, więc wstałam i powolnym krokiem wróciłam do domu. Zastanawiałam się, która może być godzina i jak długo tam siedziałam. Na podjeździe nie było samochodu Vernona, ale za to był samochód rodziców, co wcale mi się nie spodobało, bo wiedziałam, że mama zabije mnie, gdy zobaczy taką przemoczoną. Westchnęłam i nacisnęłam klamkę, po czym weszłam do domu.

– Na miłość boską! Lily, jak ty wyglądasz?! – mama, nadal w brzoskwiniowej sukience, stanęła przede mną i załamała ręce. – Czyś ty zwariowała?! Gdzieś ty była do cholery?!

– Na spacerze. – odparłam spokojnie, niezrażona jej krzykami i ściągnęłam buty, po czym wyciągnęłam różdżkę i kilkoma machnięciami sprawiłam, że byłam suchutka. Gdy spojrzałam na mamę, ta stała wryta i ciągle otwierała usta, po czym je zamykała, jakby jej brakło słów. – Zrobię sobie herbatę. – dodałam jakby nigdy nic i ominęłam ją, udając się do kuchni. – Jak się udał bankiet? I gdzie tata? – zawołałam już z kuchni, gdzie zaczęłam sobie robić gorący napój.

– W porządku. Wyszliśmy wcześniej, bo tata widział, że jestem zmęczona. – odparła, wchodząc do kuchni i siadając przy małym stoliku. – A tata jest w łazience, bierze prysznic. Możesz mi też zrobić herbatę, posiedzę z tobą. – dodała, mierząc mnie niezidentyfikowanym spojrzeniem. Po jej słowach wyciągnęłam drugi kubek. Gdy gwizdek oznajmił, że woda się zagotowała, zalałam oba kubki wrzątkiem, usiadłam naprzeciwko niej i postawiłam herbaty na stoliku.

– Proszę. – uśmiechnęłam się, a ona odpowiedziała tym samym.

– Dziękuję. – odparła, nadal mierząc mnie tym dziwnym wzrokiem. Czułam się, jakby prześwietlała mnie rentgenem. Poprawiłam się na krześle, czując się trochę niekomfortowo. Wiedziałam, że za chwilę zacznie się przesłuchanie Diany Evans. – Co cię skłoniło do spaceru w tak okropną pogodę? – spytała, upijając łyka herbaty.

– Lubię deszcz. – mruknęłam, starając się brzmieć wiarygodnie. Tym razem posłała mi spojrzenie typu „chyba oszalałaś, że w to uwierzę”. – Poza tym umówiłam się z Lukiem na huśtawkach. Nie mogłam go wystawić przez pogodę. – dodałam, na poczekaniu wymyślając kłamstwo.

– Myślałam, że się pokłóciłaś z nim. – zaskoczyła mnie tym stwierdzeniem, bo nie mówiłam nikomu o mojej kłótni z blondasem. – A przynajmniej tak mi się wydawało. Już dawno nie mówiłaś, że idziesz się z nim spotkać. – wyjaśniła.

– Och, bo Luke’a nie było w domu przez ostatni tydzień. – I znowu kłamstwo. – Dzisiaj przyjechał, więc poszłam się z nim przywitać.

– Rozumiem. – rzekła, chociaż nie byłam pewna, czy mi uwierzyła. – A jak twoje relacje z Petunią? – po jej pytaniu mało co nie zakrztusiłam się herbatą.

– Dobrze. – odpowiedziałam trochę zbyt szybko. Mama popatrzyła na mnie podejrzliwym wzrokiem. Miałam ochotę pójść sobie i zaszyć się w swoim pokoju. Wcale, a wcale nie chciało mi się odpowiadać na jej pytania, dlatego duszkiem wypiłam herbatę, która mi została i wstałam. – Pójdę się położyć, zmęczona jestem. – powiedziałam, rzucając jej półuśmiech.

– Och, dobrze… - zawiesiła głos i chyba chciała coś jeszcze dodać, jednak zrezygnowała. – Dobranoc w takim razie. – dodała, obdarzając mnie troskliwym spojrzeniem.

– Dobranoc. – odparłam i wyszłam z kuchni, kierując się na górę. Gdy otworzyłam drzwi do mojego pokoju i chciałam wejść, Petunia wyszła ze swojego i stanęła przede mną.

– Lily, możemy porozmawiać? – spytała cicho.

– Jutro. Dzisiaj nie mam ochoty wysłuchiwać twoich pretensji. – po tych słowach przekroczyłam próg swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Wiedziałam, że nie miała zamiaru się mnie czepiać, ale na dzisiaj miałam dość rozmów z moją siostrą.

***

Następnego dnia, gdy otworzyłam oczy i spojrzałam na okno, zanotowałam znaczną poprawę pogody. Słońce świeciło wysoko na niebie, a obok leniwie sunęły białe obłoki. No cóż, skoro pogoda jest lepsza, to może i wskaźnik mojego dobrego humoru pójdzie w górę? Taką miałam nadzieję, chociaż w sumie na dzisiejszy dzień nie miałam zaplanowane nic ciekawego, co mogłoby odwrócić moją uwagę od ponurych myśli. Z westchnieniem wstałam z łóżka i poczłapałam do łazienki. Ubrana i po porannej higienie zeszłam na dół zrobić sobie śniadanie. Tradycyjnie dom był pusty, bowiem wszyscy byli w pracy. Otwarłam lodówkę i wyciągnęłam moją miłość ostatnimi dni, czyli jogurt wiśniowy. Usiadłam przy stoliku i zajadając się jogurtem, przeglądałam Proroka Codziennego, którego przyniósł mi szary puchacz. Odetchnęłam z ulgą, gdy nie odnotowałam żadnej informacji o ataku Voldemorta, po czym zagłębiłam się w artykule o naradzie w Ministerstwie Magii, dotyczącej pozwolenia używania Zaklęć Niewybaczalnych w walkach ze Śmierciożercami. Gdy byłam w połowie, z czytania wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi. Zmarszczyłam brwi, zdziwiona tym, kto o tak wczesnej porze mógłby wpaść w odwiedziny i wstałam, w kieszeni spodni ściskając różdżkę. Zerknęłam przez okienko i zdębiałam, widząc osobę stojącą po drugiej stronie. Otworzyłam drzwi i stanęłam twarzą w twarz z gościem. Nie odezwałam się, tylko podniosłam wysoko brwi, czekając aż coś powie.

– Mogę wejść?

– Myślę, że powinieneś zacząć od innego słowa. – warknęłam w odpowiedzi. Sama nie wiedziałam, skąd we mnie ta złość, jednak w tym momencie nie miałam zamiaru się tego dowiadywać.

– Daj spokój, przecież przyszedłem. – burknął blondyn obrażonym tonem, czym tylko mnie rozjuszył.

– To wróć jak dorośniesz i nauczysz się odpowiedniego słowa, od którego powinieneś zacząć tą rozmowę! – syknęłam i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Ostatnie, co zdążyłam zauważyć, to zszokowany wyraz twarzy Luke’a. Wiedziałam, że po tym, co teraz zrobiłam, nie miałam szans na dalszą przyjaźń z Mitchellem, ale w tym momencie niewiele mnie to obchodziło. Wiedziałam, że przyjście blondyna tutaj jest samo w sobie przeprosinami, bo wiem, ile kosztowała go ta decyzja. Ale z drugiej strony, dlaczego miałam mu odpuszczać? Czym sobie zasłużył na specjalne traktowanie? Niby jest taki dojrzały, a nie potrafi przyznać się do błędu i po prostu, najzwyczajniej w świecie przeprosić. W momencie, gdy stawiałam stopę na pierwszym schodku, pukanie rozległo się po raz drugi. Zdenerwowana tym, że ktoś mi zawraca tyłek, zapewne jakiś mugolski akwizytor domowy, zawróciłam i z rozmachem otworzyłam drzwi, nie patrząc wcześniej, kto za nimi stoi. I gdy już miałam warknąć „czego?!”, głos mi ugrzązł w gardle, bowiem takiego widoku w życiu bym się nie spodziewała.

– Przepraszam. – powiedział Krukon, patrząc mi w oczy. Tak mnie tym zaskoczył, że stałam tam wryta i patrzyłam na niego niezidentyfikowanym spojrzeniem. – Daj spokój, przecież powiedziałem to głupie słowo. Kwiatków nie dostaniesz. – warknął już swoim zwykłym, zrzędliwym tonem, a ja w tym momencie poczułam się szczęśliwa, bo wiedziałam, że go odzyskałam. Rzuciłam się mu na szyję i ściskając mocno zawisłam na nim, przytulając się. Poczułam charakterystyczny zapach papierosów. Na początku nie zareagował, bo był tak zaskoczony moją reakcją, że nie zdążył się nawet ruszyć. Później jednak poczułam, jak mnie odpycha, ale wtedy ścisnęłam go jeszcze mocniej. – Evans, zapominasz się. Nie mam okularów i wiecznie latającego znicza nad rozczochraną łepetyną. – po jego słowach uśmiechnęłam się, nadal wtulając do jego chudej postaci. Dał mi się chwilę sobą nacieszyć, po czym bezceremonialnie mnie odepchnął, mrucząc coś pod nosem o rudych wariatkach.

– Oj Lukie, Lukie. – na dźwięk swojego zdrobnionego imienia, automatycznie się skrzywił. – Jak ja za tobą tęskniłam. – wyszczerzyłam zęby zaprosiłam go gestem do środka i zamknęłam za nim drzwi.

– Nie kłam, wiedźmo. – burknął i rozsiadł się przy stoliku w kuchni. – Twoje powitanie wcale nie świadczyło o tym, że za mną tęsknisz. – dodał urażonym tonem. Przewróciłam oczami i roześmiałam się. – W ogóle, podejrzewam, że upadłaś na głowę. – oświadczył, czym mnie zaciekawił i skupiłam na nim wzrok, a na mojej twarzy błąkał się dalej uśmiech. – Najpierw wrzeszczysz i zatrzaskujesz drzwi, a potem rzucasz się na mnie, jak jakieś ckliwe babsko. Byłaś z tym u Świętego Munga?

– Oj Lukie, Lukie. – zaszczebiotałam wesoło, podeszłam do niego i potargałam mu włosy na głowie, po czym odwróciłam się z powrotem i postawiłam wodę w czajniku.

– Ile razy mam ci powtarzać, że nie jestem żaden Lukie. – wysyczał z zaciśniętymi zębami.

– Oj, Lukie, Lukie. – powtórzyłam radośnie i uchyliłam się przed lecącym w moją stronę zaklęciem.

***

– Wiesz, myślałam, że jak zamknęłam ci drzwi przed nosem, to już się więcej do mnie nie odezwiesz. – wyznałam dwie godziny później, siedząc na huśtawce okrakiem, przodem odwrócona do blondasa. Z tej pozycji widziałam dokładnie jego profil. Jego jasne, przydługawe włosy opadały na czoło, długi, lekko zadarty nos wciągał i wypuszczał powietrze, wąskie wargi miał wydęte, a podbródek łączył się zgrabnie z długą linią żuchwy.

– Przyszedłem się pogodzić, więc musiałem się pogodzić. – mruknął, nie odwracając głowy w moją stronę. – Jestem uparty nie tylko wtedy, gdy się obrażam. – po tych słowach kącik jego ust uniósł się nieznacznie w górę. – Ale obstawiałem, że to ty szybciej wymiękniesz. – dodał po chwili, a ja prychnęłam.

– Ja też potrafię być uparta. – oznajmiłam niby urażona. – I mam swoją dumę. – Luke roześmiał się szyderczo. Zmrużyłam oczy, mierząc go niezbyt przyjaznym spojrzeniem. – No cóż, w ostateczności to ty pierwszy wymiękłeś. – zauważyłam, sprawiając, że uśmiech zszedł mu z twarzy. Zapanowała między nami cisza. Po jego minie widziałam, że walczy ze sobą, czy coś powiedzieć, więc cierpliwie czekałam.

– Brakowało mi ciebie. – rzekł po chwili, starając się zachować obojętny ton. Zaskoczyło mnie jego wyznanie, bo nie od dzisiaj wiadomo, że Luke nie jest wylewny i nie mówi wprost, co czuje. W duchu jednak ucieszyłam się jak małe dziecko.

– Hola, hola, bo pomyślę, że mnie jednak lubisz. – zaśmiałam się, obracając wszystko w żart, bo widziałam, że blondyn skrępował się swoim wyznaniem.

– Jak ty to robisz Evans, że w jednym momencie mówię ci takie rzeczy, a chwilę później mam ochotę cię zabić? – spytał, przewracając oczami.

– Taki mój urok osobisty. – wyszczerzyłam zęby, a Luke… uśmiechnął się do mnie.

***

Po połowie dnia spędzonej z Mitchellem, przyszłam do domu, chociaż wcale mi się nie chciało. Tak bardzo stęskniłam się za nim, że teraz mogłabym z nim rozmawiać bez końca. Uwielbiałam nasze potyczki słowne, w przerwach których poruszyliśmy też kilka poważniejszych tematów. Jednak obiad sam się nie ugotuje, dlatego musiałam wracać do domu. On również musiał wracać, bo jego mama znalazła pracę w sklepie na Pokątnej i szła na drugą zmianę, więc ktoś musiał zostać z dzieciakami. Szybko uwinęłam się z obiadem, myśląc podczas gotowania o tym, czy mogę znowu poruszyć temat Angeliny. Wiedziałam, jakie on żywi do niej uczucia i sama nie wiem czemu, ale chciałam, żeby to przyznał. Podejrzewałam, że wtedy łatwiej byłoby mu uporać się z tym problemem. No i nie ukrywam, że wolałabym, żeby Chuda była z Lukiem, a nie tą szują Jasperem. Swoją drogą coś mi mówiło, że ta cisza ze strony szatynki jest spowodowana właśnie tym osobnikiem. Martwiło mnie to, ale to przecież jej życie i jej wybór. No i żal mi było blondasa. Chociaż sam sobie był winien. Miałam nadzieję, że jego przeprosiny oznaczały, iż przemyślał parę spraw i może choć trochę pozbędzie się tej jego cholernej, męskiej dumy. Nie ma co, mój przyjaciel był naprawdę ciężki do rozgryzienia i trudno było do niego dotrzeć. Ja sama nauczyłam się już, co oznaczają poszczególne jego zachowania, ale ktoś obcy na pewno byłby mocno zdezorientowany. Sama pamiętałam, jak trudne były początki naszej znajomości i jak trudno mi było do niego dotrzeć. Pfff, co ja gadam? Ja nadal mam spore problemy z dotarciem do tego upartego osła. W momencie, gdy skończyłam obiad, próg domu przekroczyła Petunia i nieśmiałym krokiem weszła do kuchni, obserwując mnie uważnie.

–  Cześć. – mruknęła cicho, nadal śledząc mnie wzrokiem.

–  Cześć. – odparłam, zastanawiając się, jak mam się wobec niej zachowywać. – Jak w pracy? – spytałam z uprzejmością, przełamując niechęć, spowodowaną wczorajszymi podejrzeniami. Petunia rozluźniła się i usiadła przy stoliku.

–  Nic nowego. – odpowiedziała krótko. – A jak twój dzień? – zapytała po chwili, jakby zastanawiała się, czy w ogóle zadać to pytanie.

– Całkiem dobrze. – rzekłam w odpowiedzi. – Nałożyć ci obiad? – dodałam, a ona ochoczo pokiwała głową. Nałożyłam porcje, położyłam obydwa talerze na stół, jeden przed moją siostrą, po czym usiadłam naprzeciwko niej. Zaczęłam spokojnie jeść kurczaka z warzywami, starając się nie patrzeć na Tunię, a przynajmniej nie tak, żeby wiedziała, że ją obserwuję. Ona również wzięła się za jedzenie. Na jej czole pojawiła się mała zmarszczka, jakby nad czymś się zastanawiała.

– Jesteś zła na mnie o wczoraj? – spytała tak szybko, że ledwo zrozumiałam, co mówi. Głowę miała spuszczoną i wpatrywała się w swój talerz, nerwowo głaszcząc kciukiem swój widelec. Nie odpowiedziałam od razu. Czy ja byłam na nią zła? Nie. Zła nie. Raczej zawiedziona brakiem zaufania. Zastanawiałam się, co jej odpowiedzieć. Gdy nie usłyszała mojej odpowiedzi, podniosła głowę i popatrzyła na mnie pytająco wielkimi, niebieskimi oczami.

– Nie jestem. Rozumiem, że nie chcesz przedstawiać Vernonowi takiego dziwadła jak ja. – odpowiedziałam spokojnie, mierząc ją wzrokiem. Moja odpowiedź wyraźnie ją speszyła i przez pierwszą chwilę nie potrafiła nic z siebie wydukać. W sumie dlaczego miałaby zaprzeczać? Przez sześć lat nazywała mnie dziwadłem, więc nie powinno mnie dziwić, że nagle nie przestanie tego robić.

– To nie tak… - mruknęła, robiąc się cała czerwona na twarzy. – Ja bałam się, że…

– Że co? – przerwałam jej – Że wyciągnę różdżkę i zamienię twojego chłopaka w świnię? – im dłużej ta rozmowa trwała, tym bardziej uświadamiałam sobie, że mam do niej żal i chyba rzeczywiście jestem na nią zła. – Nie jestem głupia, Petunio. Mama z tatą mówili, że Vernon jest tutaj częstym gościem, a odkąd ja wróciłam do domu, ty ani razu go nie zaprosiłaś do środka. Wczoraj odważyłaś się go zaprosić, albo pewnie sam się wprosił, bo wątpię, że ty byś zaryzykowała nasze spotkanie. Ale co z tego, skoro gdy tylko chciałam z wami wypić herbatę, ty zaczęłaś mnie traktować jak wroga. Myślałam, że zaraz po moim powrocie wyjaśniłyśmy sobie wszystko i pogodziłyśmy się, ale widocznie tylko mi się wydawało. W każdym razie masz moje słowo, że już więcej nie będę ci się naprzykrzać.  – po tych słowach wstałam i wyszłam, nie posprzątawszy za sobą nawet talerza. Wiedziałam, że gdybym została tam chwilę dłużej, powiedziałabym dużo więcej i dużo bardziej niemiłym tonem. I tak niech się cieszy, że byłam powściągliwa. Na szczęście moja siostra nie należała do osób, które biegną za innymi, więc miałam święty spokój. Chociaż nie ukrywam, że ulżyłoby mi, gdyby jednak próbowała mnie zatrzymać i powiedziała „To nie tak”. Choć raz mogłaby pokazać, że jej również zależy na naszych stosunkach. Ale widocznie tak nie było, dlatego postanowiłam, że spróbuję się tym nie przejmować. W końcu mam tylu przyjaciół, że bez niej jakoś się obędę. Weszłam do swojego pokoju i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to Hermes – puchacz moich rodziców, który przyniósł mi list. Od razu wzięłam go do ręki i przeczytałam.
Kochana Lily!

Żyję, oczywiście, że żyję. Przepraszam, że nie pisałam, ale mam gościa, który pochłania strasznie dużo mojego wolnego czasu. U mnie wszystko w porządku, tylko czasu mało. Na dodatek moja mama ubzdurała sobie, że przez wakacje wysprzątamy razem cały dom w każdym zakątku, więc codziennie coś szoruję. Nawet nie wiesz, jak w tym momencie brakuje mi tej cholernej różdżki.

Jeśli chodzi o spotkanie, to bardzo chętnie! Może w piątek? Gdzie chcesz się spotkać? Na Pokątnej? U Ciebie? U mnie?

Czekam z niecierpliwością na nasze spotkanie.

Buziaki,

Chuda

Ma gościa, który pochłania strasznie dużo jej czasu? Coś mi podpowiadało, że tym gościem jest nie kto inny jak Jasper. Skrzywiłam się na tą myśl i miałam nadzieję, że jednak wszystkie moje obawy to jakaś paranoja. Jednak ich rozmowa po meczu, całe to dziwne znikanie Angeliny przed wakacjami, cisza z jej strony przez ostatnie kilkanaście dni i tajemniczy gość mówiły same za siebie. No trudno, sama sobie tak wybrała, ja nie będę bawić się w jej sumienie. Zresztą, już nieraz jej mówiłam, co o tym sądzę. Wzięłam pióro, kałamarz i pergamin i odpisałam jej na odwrocie, że piątek o dziesiątej pod Gringottem mi pasuje, po czym wręczyłam list Hermesowi, który odleciał przez otwarte okno.

***

– Lily! – odwróciłam się w stronę, skąd dobiegał znajomy głos. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy zobaczyłam wysoką, chudą dziewczynę z długimi, rozpuszczonymi brązowymi włosami. Była ubrana w krótkie, dżinsowe szorty z szelkami, biały podkoszulek i trampki za kostkę, a na oczach miała ogromne okulary przeciwsłoneczne. Uśmiechała się, pokazując wszystkie zęby. Wyglądała wspaniale. Zdecydowanie za bardzo błyszczała radością, jak na dziewczynę, która miesiąc temu dowiedziała się o zdradzie chłopaka. A może to tylko moje urojenia? Czy ja nie powinnam cieszyć się, że wygląda na szczęśliwą?

– Angela! Wyglądasz rewelacyjnie! Aż promieniejesz. – powiedziałam z zachwytem, a ona machnęła lekceważąco ręką i przytuliła mnie krótko.

– Ty też wyglądasz świetnie. – odparła. – To co robimy?

– Zdecydowanie kierunek lody. – zadecydowałam, a ona ochoczo przystanęła na moją propozycję. Jako, że był dzisiaj wyjątkowo upalny dzień, skierowałyśmy swoje kroki do lodziarni.

– Kate nie mogła przyjechać? – zagadnęła, gdy już siedziałyśmy przy stoliku na zewnątrz, zajadając się pyszną porcją zimnego deseru Floriana Fortescue.

– Chciała, ale ma swój tydzień z Łapą, więc nie mogła. – odpowiedziałam, przypominając sobie treść listu, w którym Kate ubolewała, że nie może się z nami spotkać. Angelina uśmiechnęła się jednoznacznie.

– Czyli jej rodzice zaakceptowali Syriusza?

– Na to wygląda. – przytaknęłam. – Chociaż powiedziała, że szczegóły opisze na żywo.

– To znaczy, że zapowiadają się wakacje u Kate z Huncwotami. – zauważyła, a ja zdałam sobie sprawę, że to chyba prawda. W moim sercu zatliła się nadzieja, że jednak zobaczę Jamesa przed początkiem roku szkolnego. – Co bezpośrednio przekłada się na to, że spędzisz z Jamesem część wakacji. – dodała, jakby czytając mi w myślach.

– Tak samo z Jamesem, jak i z Syriuszem, Remusem i Peterem. – rzuciłam i pokazałam jej język.

– Piszecie ze sobą? – spytała, przyglądając mi się uważnie. Mina mi zrzedła, jednak starałam się, żeby tego nie widziała. Pokręciłam przecząco głową.

– Nie napisał do mnie ani razu, więc wnioskuję, że ma ciekawsze zajęcia. – powiedziałam udając, że niewiele mnie to obchodzi. Brwi Chudej powędrowały wysoko w górę.

– Nie napisał? – spytała z niedowierzaniem, a ja po raz drugi pokręciłam głową. – Przecież zawsze pisał ci milion listów. – zmarszczyła brwi, jakby nad czymś się zastanawiała. Wzruszyłam ramionami. – Daj spokój, Lily. Nie udawaj, że wcale się tym nie przejmujesz. – warknęła tonem przypominającym Luke’a.

– Przecież nie mam się czym przejmować. – odpowiedziałam spokojnie po chwili, biorąc do ust kolejny kawałek lodów. – Wakacje trwają dopiero dwa tygodnie. Może naprawdę jest czymś zajęty, może gdzieś pojechał z rodzicami na wakacje, a może po prostu wyrósł z zasypywania mnie sowami. – uśmiechnęłam się, starając wyglądać spokojnie. – Zresztą, przecież nie ma obowiązku tego robić. Jesteśmy przyjaciółmi i…

– I właśnie chociażby dlatego powinien napisać. – przerwała mi.

– A może ma gościa, który zajmuje mu strasznie dużo czasu? – spytałam, świdrując ją wzrokiem. Specjalnie zwróciłam temat na nią, bo miałam dość wałkowania tematu o Potterze. Poczerwieniała na policzkach i wymijająco zaczęła poświęcać więcej uwagi swojej porcji lodów. – Dowiem się, co to za tajemniczy gość? – zadałam kolejne pytanie, starając się brzmieć pogodnie. Nie chciałam, żeby odniosła wrażenie, że ją przesłuchuję.

– Och… Eee… Pamiętasz ciotkę Irminę, tą, która chodzi ciągle w jednym swetrze? Opowiadałam wam kiedyś o niej. – kiwnęłam głową w odpowiedzi. – No to właśnie ona. Ciągle chodzi za mną i każe mi coś robić, dlatego w ogóle nie mam czasu dla siebie. Na szczęście wczoraj sobie pojechała. – dokończyła. Wiedziałam, że kłamała. Zbyt długo wahała się na początku odpowiedzi. Tym samym utwierdziła mnie w przekonaniu, że wróciła do Jaspera i to on był tym gościem. Nie zamierzałam jednak zmuszać jej do mówienia prawdy. Jedynie było mi przykro, że mnie okłamuje. Chociaż z drugiej strony mogłam zrozumieć jej zachowanie. W końcu powiedziałam jej, że nie pochwalam pomysłu, żeby do niego wrócić. Pewnie boi się oceny z mojej strony. Jednak fakt, że to ukrywała, znaczył tyle, że zdawała sobie sprawę ze swojej naiwności. Bo gdyby było inaczej, to powiedziałaby wprost, że z nim jest i próbowała mnie przekonać, że dobrze zrobiła, wybaczając mu.

– No to początek wakacji zaliczasz do raczej kiepskich. – uśmiechnęłam się trochę sztucznie, a ona roześmiała się.

–  Zdecydowanie. A jak twoje lecą? – spytała, zapewne chcąc zejść ze swojej osoby.

–  Średnie. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Generalnie robię za kurę domową, sprzątam, gotuję obiad dla całej rodziny, bo wszyscy w pracy. Postanowiłam pogodzić się z Petunią, pokłóciłam się z Lukiem,  spotkałam przypadkiem Royala na Pokątnej, pogodziłam się z Lukiem, pokłóciłam się z Petunią. – wymieniłam na szybko wydarzenia minionych dwóch tygodni i roześmiałam się na widok jej miny.

– Czyli się nie nudziłaś. – wyszczerzyła zęby. – A rozmawiałaś z nim? – wiedziałam, że chodzi jej o Adama. Pokiwałam twierdząco głową. – I jak czuje się zaobrączkowany? Jakoś w kwietniu mieli brać ślub, nie?

– Tak się złożyło, że z powodu problemów zdrowotnych przyszłej mamusi, musieli przełożyć wesele na koniec sierpnia. I co najciekawsze, Adam mnie zaprosił wraz z osobą towarzyszącą. – odrzekłam spokojnie, a ona wybałuszyła na mnie oczy i przez chwilę nie była w stanie nic powiedzieć.

– Co zrobił?! – wydusiła w końcu z siebie, a ja roześmiałam się. – Zaprosił cię na swój ślub z Troy?!

– Dokładnie, nie przesłyszałaś się. – potwierdziłam.

– Ale chyba nie masz zamiaru pójść?

– Szczerze powiedziawszy nie wiem. – mruknęłam i wzruszyłam ramionami. – Na początku chciałam iść, nawet mu to obiecałam. Nigdy nie byłam na ślubie czarodziejów, a poza tym, gdy z nim rozmawiałam, czułam się jak ze starym, dobrym przyjacielem. Ale potem zaczęłam mieć wątpliwości.

– Nic dziwnego. W końcu to twój były chłopak. Na dodatek żeni się z kobietą, której nie cierpisz i z którą cię zdradził. – odezwała się, ale po chwili zauważyłam, że jej wyraz twarzy się zmienił. No tak, przecież ona wróciła do chłopaka, który ją zdradził, więc dlaczego miałaby mi udzielać porad na ten temat. Chociaż to inna sytuacja. – Ale z drugiej strony mogłabyś zaprosić Rogacza i spędzić z nim cały dzień. – zreflektowała się i uśmiechnęła, czym zbiła mnie z tropu.

– Czy wy się czasami z Kate nie zgadałyście? – oburzyłam się na żarty. – Napisała mi w liście to samo, co przed chwilą powiedziałaś, łącznie z Potterem. – odpowiedziałam na jej pytające spojrzenie.

– To jednoznacznie dowodzi, że mamy rację. – uśmiechnęła się zadowolona.

– No cóż, będę musiała sobie wszystko przemyśleć. A co do partnera, to jeśli pójdę, nie zaproszę Pottera.

– Dlaczego nie? – zdziwiła się, a ja przez chwilę zastanawiałam się, co jej odpowiedzieć. Sama do końca nie wiedziałam, dlaczego nie chciałam tam z nim iść, więc jak miałam jej to wytłumaczyć?

– Bo nie. – wzruszyłam ramionami, nie wiedząc jak inaczej to powiedzieć.

– „Bo nie” to nie jest odpowiedź. – słusznie zauważyła. – Czego się boisz, że nie chcesz go zaprosić?

– Nie chodzi o to, że się czegoś boję. – przewróciłam oczami, bowiem nie miałam ochoty się tłumaczyć. – Poza tym, przed chwilą twierdziłaś, że mam nie iść, a teraz próbujesz mnie namówić, żebym wzięła Pottera. – wytknęłam jej, próbując wyjść jakoś z tego tematu.

– Po prostu rozważam hipotetycznie sytuację. – pokazała mi język. – Okej, nie chcesz o tym rozmawiać, to nie będę cię ciągnęła za język. – uśmiechnęła się.

– A co w końcu z Jasperem? – spytałam, nie do końca przemyślając swoje pytanie, którym wyraźnie zaskoczyłam przyjaciółkę.

– A co ma być? – odpowiedziała ostrożnie.

– No wiesz, jak ostatnio o tym rozmawiałyśmy, zastanawiałaś się, czy mu nie wybaczyć i nie wrócić do niego. Po prostu pytam, czy masz z nim jakiś kontakt? Czy już z nim rozmawiałaś na ten temat? Czy coś postanowiłaś? Zresztą, widziałam Was, jak rozmawiacie po meczu. Wydawaliście się być pogodzeni. – starałam się mówić spokojnym, troskliwym tonem, żeby Angelina nie odebrała tego, jako atak na nią. Zapadła chwilowa cisza, podczas której Chuda wpatrywała się we mnie zagadkowym spojrzeniem i prawdopodobnie zastanawiała się, co ma mi odpowiedzieć.

– Owszem, przed meczem z nim rozmawiałam. – nadal utrzymywała ostrożność i odpowiadała, jakby ważyła każde słowo. – Ale nie wróciłam do niego. Teraz też czasami pisze do mnie listy, na które zwykle mu odpowiadam. Powiedziałabym, że utrzymujemy koleżeńskie stosunki. A nawet bym tego nie nazwała koleżeńskimi. – dokończyła swoją odpowiedź. Ledwo powstrzymałam się przed westchnięciem. Wiedziałam, że kłamie. Po prostu to wiedziałam. I wcale nie chodziło o to, że jest kiepskim kłamcą.

– Kochasz go nadal? – zadając to pytanie patrzyłam jej prosto w oczy.

– Oczywiście. – odpowiedziała, tym razem zgodnie z prawdą. – Nie da się przestać kogoś kochać z dnia na dzień. – mruknęła, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Rozumiem. – uśmiechnęłam się sztywno. – A zamierzasz do niego wrócić?

– Nie wiem, Lily. – odparła zbyt szybko. – Możemy przestać o nim rozmawiać? Dla mnie to ciągle trochę trudny temat. – odchrząknęła i odwróciła głowę, udając, że coś ją zainteresowało na ulicy. Wcale nie wątpiłam w to, że to trudny temat dla niej. W końcu niełatwo musiało być jej ukrywać z nim związek. Pytanie tylko, po co to robiła?

– Okej, przepraszam. Już nie będę. – starałam się miło uśmiechnąć. Reszta dnia nam minęła głównie na rozmowie o pierdołach i łażeniu po Pokątnej. W końcu rozstałyśmy się, ściskając na pożegnanie i ona weszła do kominka w Dziurawym Kotle, a ja postanowiłam się teleportować. Gdy tylko Angelina pomachała mi i zniknęła w zielonych płomieniach, ja obróciłam się w miejscu, a chwilę później zmaterializowałam się w kuchni. Pierwsze co usłyszałam to wrzask tuż obok mnie. Odwróciłam się i zobaczyłam przerażoną Petunię. Wrzask natomiast wydobywał się z jej gardła.

– Uspokój się, to tylko ja. – mruknęłam. – Wybacz, myślałam, że dom jest pusty. Gdybym wiedziała, że dzisiaj wracasz wcześniej, aportowałabym się bezpośrednio do swojego pokoju. – dodałam i skierowałam się w stronę lodówki. Gdy wyciągnęłam z niej sok pomarańczowy i nalałam sobie do szklanki, Petunia nadal stała w tym samym miejscu i wpatrywała się we mnie z przerażeniem. Podniosłam jedną brew do góry. – Dobrze się czujesz?

– Ty… ty… nie było cię i nagle… – zaczęła się jąkać, wskazując na miejsce, w którym przed chwilą pojawiłam się znikąd.

– Och, tak się przemieszczają czarodzieje, Petunio. Obracam się w jednym miejscu i ląduję tam, gdzie chcę. Fajnie, nie? – wyszczerzyłam zęby. Jednak ona chyba nie uważała, że to fajnie, bo zrobiła się cała czerwona na twarzy i z zaciśniętymi zębami, bez słowa opuściła kuchnię. Westchnęłam i opróżniłam szklankę, a następnie schowałam sok do lodówki. Dobre stosunki z moją siostrą chyba jednak nie były mi przeznaczone, bo za każdym krokiem w przód, robiłyśmy trzy w tył. Odkąd ostatnio zrobiłam jej wywód w kuchni, była dla mnie jakby milsza. Chyba chciała tym naprawić to, czym mnie uraziła. No ale co z tego, skoro teraz obraża się o to, że aportowałam się tuż obok niej. Tak jak mówiłam, nie wiedziałam, że o tej godzinie będzie już w domu. Postanowiłam, że już zawsze będę się aportować bezpośrednio do swojego pokoju. Strach pomyśleć co by było, gdyby stała tutaj z Vernonem. Zresztą, jej nawet nie chodziło o to. Zawsze, gdy przy niej używałam magii, albo rozmawiałam na ten temat z rodzicami, obrażała się. Wiedziałam, że była zazdrosna, ale myślałam, że jest na tyle dojrzała, że potrafi to zaakceptować. Magia to część mnie, więc nie mogę całkowicie z niej zrezygnować. Zresztą, co to by były za dobre kontakty z siostrą, gdybym nie mogła być sobą? Jestem czarownicą i nie zmienię tego, nawet jeśli bym chciała. A Petunia powinna dawno uporać się z tym problemem. Myślałam, że jest szczęśliwa, mając dobrą pracę i porządnego chłopaka. Westchnęłam po raz kolejny. Zaczynałam powoli rozumieć mężczyzn – same problemy z tymi kobietami.

Komentarze

  1. Wreszcie, wreszcie, wreszcie! Nie jesteś sobie w stanie wyobrazić, jak bardzo się cieszę, że dodałaś nowy rozdział! I ta dedykacja skierowana do mnie i do Motylka! Bardzo Ci dziękuję, że o mnie pamiętałaś! No dobrze, zostawmy te kurtuazje za sobą, komentarz sam się nie napisze. Nie rozumiem, czemu uważasz, że rozdział jest nudny i patetyczny, kiedy jest kompletnie odwrotnie. Poruszyłaś niezmiernie ważne tematy i wspomnienia Lily, dzięki którym pojęła, co tak naprawdę jest w życiu ważne i komu może całkowicie zaufać. Snape, Adam, Petunia... Przecież to najbardziej rzucające się w oczy czynniki, które ukształtowały osobowość Lily i pomogły jej dorosnąć, stawić czoła problemom, uczynić ją twardszą i pewniejszą siebie. Ja tam jestem zdania, że przemyślenia z dotychczasowych wydarzeń Lily pomogły czytelnikowi odświeżyć wiedzę na jej temat. Serce biło mi dwa razy szybciej, kiedy wplotłaś w rozdziale Luke'a. Facet znowu wkupił się w moje łaski, ma moje rozgrzeszenie. Zachował się tak, jak na prawdziwego mężczyznę przystało. Od razu widać, jak nastrój Lily uległ znaczącej poprawie, kiedy odzyskała przyjaciela. Ciekawa jestem, czy też uda mu się przełamać i otwarcie wyznać Lily, co czuje do Chudej. Myślę, że kiedy powie to głośno, zrozumie, jak bardzo mu na niej zależy... Teraz dla odmiany denerwuje mnie właśnie Angelina! Rozumiem, że wstydzi się przyznać o powrocie do Jaspera, ale nie ma nic gorszego od okłamywania swoich przyjaciół, którzy znają ją na wylot i bez wątpienia chcą dla niej wszystkiego, co najlepsze. Nie dość, że Lily poznała się na jej nieszczerości, to dodatkowo udaje, że nie zdaje sobie z tego sprawy! Zachowuje się bardzo dziwnie. Mam nadzieję, że nie będzie dłużej trzymać dziewcząt w niepewności... Haha, a tak zmierzając do weselszych aspektów tego rozdziału, to wprost nie mogę się doczekać, by poznać relację Kate z rodzinnego obiadku z rodzicami i jej najukochańszym Syriuszkiem. Biedaczysko, musiał poskromić naturę Huncwota, żeby udobruchać potencjalnych teściów. Trzymałam za niego kciuki, wierz mi! Trzymałam i nie puszczałam, hahaha! Kochana, jak zwykle znakomicie wywiązałaś się ze swojej roli. Piszesz po mistrzowsku i powtórzę po raz setny - chylę czoła nad Twoim urodzonym geniuszem. Jesteś najlepsza, wiedz o tym! Niestety nie usatysfakcjonuję Cię tak długą i obszerną oceną, którą Ty zaserwowałaś mnie, ale nie oszukujmy się - nie mam tak poruszającej gadki, co Ty. Wybacz mi tę niegodziwość! Na koniec dokonam kolejnego powtórzenia -Twoje pióro jest mistrzowskie! Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo, dużo weny, bo z każdą notką coraz bardziej zakochuję się w Twojej twórczości! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Początek wakacji rzeczywiście Lily miała nieciekawy. Najpierw kłótnia z Luke'iem, później mała kłótnia z Petunią.
    Ale dobrze, że z siostrą Lily jakoś się dogaduje i że pogodziła się z Luke'iem. I chyba też myślę, że Angelina by do Luke'a by bardziej pasowała niż do Jaspera. Ale to w końcu jej życie i sama sobie wybiera z kim chce być.
    Ciekawe czy Lily pójdzie na ślub Adama. Ale ma dużo czasu na przemyślenie tego. No i ciekawe dlaczego jako osoby towarzyszącej nie weźmie Pottera.
    Jestem ciekawa jak będzie wyglądać pobyt Lily i Angeliny u Kate. Coś tak myślę, że może być fajnie :D .

    Czekam na kolejny rozdział, bo jestem ciekawa co dalej.
    Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Początek wakacji rzeczywiście nieciekawy. Najpierw kłótnia z Luke'iem, później kłótnia z Petunią. Ale dobrze, że Lily jakoś z siostrą próbuje się dogadać i że pogodziła się z Luke'iem.
    Też myślę, że Angelina mogłaby być z Luke'iem a nie z Jasperem. Ale to w końcu jej życie i sama sobie wybiera z kim chce być.
    ciekawe czy Lily pójdzie na ślub Adama. Ale ma dużo czasu na przemyślenie tego. I ciekawe dlaczego jao osoby towarzyszącej nie zabierze Pottera.
    Ciekawe jak będzie wyglądać pobyt Lily i Angeliny u Kate. Coś tak myślę, że może być fajnie :D.

    Czekam na kolejny rozdział, bo jestem ciekawa co dalej.
    Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Prawie codziennie wychodziłam na twojego bloga żeby sprawdzić czy jest.już nowy rozdział aż tu.dzisiaj wchodzę i co widzę ? Nowy rozdział gdy tylko go zobaczyłam to na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech który mi nie schodzi. Rozdział fajny i bardzo przyjemnie mi się go czytało. Podoba mi się to że Lily i Luke się pogodzili. Szczerze nie spodziewałam się tego że to on wyciągnie pierwszy rękę na zgodę i przeprosi. Zaskoczyłaś mnie również jego wyznaniem że tęsknił. Zastanawia mnie czemu Rogacz nie wysłał ani jednego listu. Czyżby sb odpuścił a może czeka aż Lily pierwsza napisze ? Mam nadzieję że Chuda naprawdę nie oklamuje Rudej i nie jest z Jasperem. Chodzisz moje przeczucie mówi że do sb wrócili to ja i tak mam nadzieję że nie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana Leksiu,
    piszesz, że rozdział nudny, a jednak sporo się w nim działo. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to mało dialogów, a dużo opisów i przemyśleń, ale czasami dobrze coś takiego wpleść :) Cieszę się, że przedstawiłaś problem przyjaźni i tęsknoty za Lukiem i tym, jak on zranił Lily.

    Szkoda, że nie doszło do herbatki z Vernonem, ale podoba mi się to zawieszenie broni między siostrami i chociaż małe wyrzuty sumienia Petunii.

    Duży plus dla Luke'a. Byłam zaskoczona, że przyszedł i przeprosił. Ciekawe, czy Lily uda się porozmawiać z nim kolejny raz na temat Angeliny, która z kolei strasznie mnie wkurzała w tym rozdziale. Nie powiedziałaś wprost, że wróciła do Jaspera, ale wydaje mi się, że to jednak może być prawdą, gdyż za bardzo kręciła. Szkoda tylko, że okłamuje przyjaciółki, które głupie nie są.

    Zastanawiam się, czy Lily pójdzie w końcu na ten ślub. Jeśli tak, to dlaczego nie z Jamesem? Wiem, że chciałaś mieć wakacje bez niego, ale trochę mi go brakuje. Żeby przez tyle czasu nie wysłał jej ani jednego listu? Mam nadzieję, że jednak dojdzie do tych wspólnych wakacji u Kate, bo z drugiej strony nie mogę doczekać się relacji z tygodnia Blacka w domu Bridge'ów.

    Pozdrawiam
    Luthien

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No w końcu! Nie mogłam się doczekać:) Jeśli chodzi o pytania z "coś tam coś tam" to wiedziałam, że podchodzisz do tego tak samo jak ja i nie obrazisz się za nominację, poza tym nawet możesz pominąć chyba, że bardzo chcesz "poopowiadać" o sobie:D
    A teraz to co tygryski lubią najbardziej:)
    Myślałam, że po rozmowie między siostrami trochę ocieplą się kontakty, jednak widać, że Petunia boi się Lily, jej świata, tego, że nieświadomie popełni gafę, wyciągnie różdżkę albo nazwie Vernona mugolem albo pokaże jego drugiej świńskie oblicze ha!, z jednej strony jej się nie dziwię, skoro wiemy, że będzie on jej późniejszym mężem to mi również zależało by zrobić jak najlepsze wrażenie na przyszłym ślubnym. Z drugiej strony wiem, że Lily jest przykro, jej własna siostra jej nie ufa i traktuje jak największego wroga, choć myślałam, iż będą lepiej się dogadywać. Trudno tu ocenić, która z dziewcząt ma rację, chyba każda ma jej po połowie. Skrytykuję jednak młodszą Evansównę, mogła porozmawiać z Petunią i zaproponować żeby zaprosiła Vernona na wspólną herbatę, tym na pewno zyskałaby w oczach starszej siostry.
    Luke - jestem pod wrażeniem jego wyczynów, przyszedł, przeprosił, szacun! Rozbawiła mnie reakcja Lily na jego przyjście, zatrzasnęła mu drzwi a on był pewien, że się na niego rzuci z radości:D hi hi hi musiał mieć genialną minę, Lily powinna mu zrobić zdjęcie w tamtym momencie, tak na pamiątkę dla potomności:D
    Pisałam, że uwielbiam Kate! Napiszę jeszcze raz! Uwielbiam ją i nie wiem dlaczego, ale nazywanie przez nią Syriusza kretynem uważam za strasznie słodkie. Chyba się coś niedobrego ze mną dzieje oO (jestem chora, to pewnie dlatego) Nie mogę się doczekać, aż przeczytam jej relacje z kolacji Blacka z przyszłymi teściami:D Jego bardziej mi szkoda, bo znając matkę Kate to wypytała go o jego plany na 50 lat do przodu:)
    Kibicuję Angeli i Jasperowi, chociaż uważam go za świnię, ale może zrozumie i będzie ją szanował, najgorsze, że ona go kocha,a odkochać się trudno, zwłaszcza w takiej szumowinie. Dlaczego kobiety mając do wyboru miłego, kochającego chłopaka zawsze lokują uczucia w kretynach? Ech:(
    Na początku byłam przekonana, że Lily wybierze się na ślub Royala (param pam pam pam I`m lovin it! zawsze jak czytam to nazwisko to słyszę melodyjkę z McDonalda:D) ale teraz widzę, że i Kate i Angelina zasiały w niej ziarenko niepewności, jestem bardzo ciekawa co zrobi Ruda, po za tym, widzę, że jej duma została urażona, bo James do niej się nie odzywa i pewnie jak się zdecyduje jednak iść to zmusi tą marudę Mitchella żeby z nią poszedł, swoją drogą on pewnie jest już i tak zaproszony oddzielnie. Mam nawet swoją teorię dlaczego James się nie odzywa: Uwaga!
    James się nie odzywa, bo Potter to Potter i zawsze musi coś sknocić, żeby Lily była na niego zła.
    Zapewne trafiłam w sedno:D
    Rozdział jak zwykle cudowny! Pisz. Pisz!
    P.S. Skoro masz kontakt z Black Butterfly, to przekaż jej, że Rogata (może mnie kojarzy, bo jej bloga również czytam i komentuję) kazała Ci nakopać jej do tyłka, bo u niej też dawno nic nie było a ja nie mogę się doczekać:D
    Z góry dziękuję!
    Buziaki, pozdrawiam! Niech nowy rozdział będzie szybko, szybko!

    OdpowiedzUsuń
  8. WRESZCIE!! Lecę czytać. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział napisany już tak dawno temu, a ja dopiero teraz jestem w stanie przeczytać, no ale zapalenie spojówek nie lubi światła monitora i mimo starań miałam łzy w oczach.
    Syriusz na obiadku u rodziców Kate, widzę to oczami wyobraźni i płacze ze śmiechu, ale oczywiście szkoda mi go :D
    Nie fajna kłótnia Lily z mamą, choć moja też nigdy nie widziała posprzątanego domu czy ugotowanego obiadu, skoro siedziałam w domu to pewnie nic nie robiłam, ale takie są mamy.
    Ciesze się, że Lily i Luke się pogodzili i, że to blondas do niej przyszedł i zrobił to idealnie tak jak to sobie wyobrażałam. Co do Angeliny wydaje mi się, że kłamie i wróciła do Jaspera ale boi się reakcji przyjaciół, sama nie wiem co zrobiłabym w takiej sytuacji i mam nadzieje, że nie będę musiała w przyszłości podejmować takiej decyzji.
    Rozdział jak zwykle genialny, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)