Przejdź do głównej zawartości

56. Spotkanie na Pokątnej.

Dzień doberek! (Lub dobry wieczorek, jeśli czytacie to wieczorem :-))

Na początek kilka słów :-). Po pierwsze: wow, udało mi się napisać rozdział w miarę szybko :D. Jestem z siebie dumna. Ale tylko z czasu, bo z jakości niekoniecznie.
Po drugie - dziękuję Wam kochani za wszystkie miłe słowa, za to, że czytacie i dalej ze mną jesteście! <3
Po trzecie - moja droga Black Butterfly żądam nowego rozdziału u Ciebie! Może jeśli to napiszę tutaj, oficjalnie na moim blogu, to go napiszesz do przyszłej niedzieli! <3
Po czwarte, dodałam kolejne zakładki - linki i rozdziały w pigułce. Linków nie muszę chyba tłumaczyć, natomiast jeśli chodzi o to drugie, to w miarę chęci i wolnego czasu, poopisuję w skrócie, co się działo w poszczególnych rozdziałach, żebyście mogli sobie je poprzypominać bez czytania całości (mnie to się również tyczy ;-)).
Po piąte i ostatnie, mam strasznie dużo kontaktów na gg, którym daję znać o nowym rozdziale. Jednak wszystkie pochodzą sprzed dwóch/trzech lat i z tego, co widzę, zdecydowana większość już nie czyta tego bloga. Dlatego chciałabym, żeby każdy, kto chce dostawać takie powiadomienie na gg (lub gdzieś indziej - mail, ask, blog itp.) to niech napisze mi o tym w komentarzu pod tym rozdziałem (wraz z nr gg, adresem e-mail, adresem bloga lub aska itp.). Od następnego rozdziału będę informować tylko tych, którzy wyrazili taką chęć. Jest to po prostu dla ułatwienia mi życia :-).
Dobra, nie marudzę tylko zapraszam do czytania!
Pozdrawiam i całuję serdecznie! <3
Leksia

***
Wsiadając do auta, spojrzałam po raz ostatni na dworzec King Cross i uśmiechnęłam się w myślach odtwarzając pożegnania z przyjaciółmi (szczególnie to z Jamesem). Zapięłam pasy i ruszyliśmy w kierunku obrzeży Londynu, gdzie znajdował się nasz dom.

 – I jak ci minął rok szkolny? – zagadnął tata, patrząc na mnie przez tylne lusterko.

 – Zdecydowanie za szybko, aż czuję, jak się starzeję. – roześmiałam się, a ojciec mi zawtórował. – Ale są tego plusy. – dodałam, a mama spojrzała na mnie przez ramię. – Jestem już pełnoletnią czarownicą, więc nie obowiązuje mnie zakaz używania czarów poza szkołą. – wyjaśniłam. – W końcu będę mogła wam pokazać, na czym polegają czary.

 – To wspaniale! – uradowała się mama i obdarzyła mnie wzrokiem pełnym dumy.

 – Nie mogę się doczekać. – mruknął tata z szerokim uśmiechem.

 – A co tam u Petunii? – spytałam. W sumie nie musiałam ukrywać zainteresowania, bowiem przed wyjazdem z Hogwartu, obiecałam sobie, że nie będę już taka wredna dla siostry i postaram się jakoś naprawić nasze relacje. W końcu w obecnej sytuacji, gdzie normalnym zachowaniem jest strach nawet przed własnym cieniem, powinno się trzymać bliskich przy sobie, a nie oddalać z powodu jakiejś głupiej kłótni. A Petunia była moją siostrą i zanim pojechałam do Hogwartu, była również moją najlepszą przyjaciółką.

 – Petunia zrobiła kurs pisania na maszynie i dostała dobrą pracę w biurze. – odpowiedziała mama.

 – To super. – powiedziałam całkiem szczerze.

 – Mam nadzieję, że w tym roku nie będzie żadnych złamanych nosów. – wtrącił tata, powstrzymując się od śmiechu. Mama spojrzała na mnie surowo.

 – Nie będzie na pewno. – obiecałam poważnym tonem – Przemyślałam sobie kilka spraw i doszłam do wniosku, że nie powinnam prowadzić wojny z własną siostrą, więc postaram się przez te wakacje pojednać z nią. – dodałam, na co obydwoje popatrzeli na mnie zdziwieni (tata w lusterku).

 – Bardzo mnie to cieszy Lily. Widzę, że wydoroślałaś. – mama była bardzo zadowolona. Nigdy nie lubiła, gdy się kłóciłyśmy z Petunią, a to niestety był widok codzienny, gdy przebywałam w domu.

 – A jak tam jej związek z Joshem? – zagadnęłam znowu. Musiałam w końcu wybadać teren, żeby przy siostrze nie palnąć jakiegoś głupstwa. Mama z tatą spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się.

 – Petunia jest zakochana… - zaczął tata.

 – Ale w Vernonie. – dokończyła mama, zbijając mnie z tropu.

 – Vernonie? – spytałam zdziwiona. – Co to za Vernon? I gdzie się podział Josh?

 – Josh okazał się niezłym flirciarzem, a Petunia w końcu to zauważyła i dała sobie z nim spokój. – mruknął tata w odpowiedzi. W sumie nie zdziwiło mnie to. W końcu ten chłopak podrywał nawet mnie, czyli siostrę swojej dziewczyny i to jawnie przy niej. Wolałam nie wiedzieć, co robił gdy nie było przy nim mojej siostry.

 – A ten Vernon jakiś fajny?

 – To bardzo porządny i ambitny chłopak. – odparła mama, która najwyraźniej jest zadowolona z nowego partnera starszej córki. – Poznali się w pracy, on jest młodszym kierownikiem, ma swoje auto, realistyczne poglądy na świat. No i co najważniejsze dba o Petunię, często ją gdzieś zabiera.

 – Wow. To widzę, że Petunii nieźle się układa. – rzeczywiście byłam pod wrażeniem. Skoro rodzicom podobał się jej chłopak i jak twierdzili, dbał o nią, nie pozostało mi nic innego jak jej pogratulować. Pracę również miała dobrą i pewnie sama była szczęśliwa z takiego obrotu spraw.

 – Pewnie go poznasz niedługo, bo jest dość częstym gościem u nas. – dodał tata. Chwilę później wjechał na podjazd przez naszym domem i zgasił silnik. Wysiedliśmy z auta i ja z mamą poszłyśmy do domu, a tata wyciągnął moje toboły z bagażnika i podążył za nami. Weszliśmy do środka, gdzie ściągnęliśmy buty.

 – Na pewno jesteś głodna kochanie. – słusznie zauważyła mama, a ja tylko pokiwałam głową. – Za dziesięć minut obiad będzie gotowy, muszę tylko dokończyć sos.

 – To ja skoczę się trochę odświeżyć na górę. – oznajmiłam.

 – W takim razie zaniosę twoje bagaże do ciebie. – zaproponował ojciec i już brał do ręki mój kufer, ale złapałam go za rękę.

 – Nie trzeba tato, sama to zrobię.

 – Ale to jest strasznie ciężkie, sama nie dasz rady. – zaoponował, ale ja uśmiechnęłam się chytrze.

 – Zapomniałeś, że już mogę czarować. Więc patrz, jak to się u nas robi. – wyciągnęłam różdżkę, skierowałam ją na swoje bagaże i mruknęłam cicho „Locomotor bagaże”. Moi rodzice wpatrywali się z otwartymi ustami, jak idę na górę po schodach, a przede mną lecą w powietrzu moje rzeczy. Chichocząc cicho pod nosem, weszłam do swojego pokoju, gdzie postawiłam wszystko za drzwiami. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i uśmiechnęłam się. Pomimo tego, że Hogwart był moim drugim domem, nic nie mogło mi zastąpić mojego wielkiego, wygodnego łóżka ze stalową, ozdobną ramą pomalowaną na biało. Ta dość duża sypialnia (chociaż nie tak ogromna jak od Kate) ze ścianami w kolorze lawendy i meblami z ciemnego drewna była moim królestwem. Na biurku i komodzie porozstawiane było pełno ruchomych zdjęć, a na jednej ścianie wisiał obraz namalowany przez panią Bridge w zeszłe wakacje. Nigdzie nie czułam się tak dobrze, jak tutaj. Spojrzałam na białe drzwi, prowadzące do łazienki i tam właśnie się skierowałam. Związałam włosy w ciasny kok na górze głowy, rozebrałam się i weszłam do wanny, gdzie wzięłam szybki, odświeżający prysznic. Owinięta ręcznikiem wyszłam z łazienki i skierowałam się do szafy, skąd wyciągnęłam swoje stare, ale bardzo wygodne czarne spodnie dresowe i biały podkoszulek. Wciągnęłam na siebie ubrania, rozpuściłam włosy, które rozlały mi się falami po plecach i spojrzałam w lustro. Przez ostatni rok urosłam parę cali, trochę wyszczuplałam, a moja twarz nabrała dojrzalszych rysów. Bladą, upstrzoną kilkoma piegami twarz oplatały ciemnorude, gęste włosy, które od ostatniego przycinania urosły mi prawie do pasa. Zielone oczy świeciły zdrowym blaskiem i musiałam przyznać, że wyglądałam całkiem dobrze. Jeszcze pół roku temu, gdy przeglądałam się w tym samym lustrze w czasie świąt, wyglądałam o wiele gorzej. Chodziło głównie o mój parszywy wtedy nastrój, który wyraźnie odbijał się na moim wyglądzie. Przyznam otwarcie, że duży wkład w moje dobre samopoczucie miał pewien okularnik, z którym moje relacje były bardzo dobre. Westchnęłam i odwróciłam wzrok od swojego odbicia w lustrze, omiotłam spojrzeniem pokój, schowałam różdżkę do kieszeni spodni i zeszłam na dół. Rodzice już czekali na mnie przy stole. Usiadłam na jednym z krzeseł i od razu wzięłam się za pałaszowanie mojego obiadu, na co mama uśmiechnęła się czule.

 – To było niesamowite, co zrobiłaś z twoimi bagażami. – odezwała się pełna podziwu.

 – To jeszcze nic. – odparłam ze śmiechem – Jak ci pokażę kilka zaklęć pomocnych w pracach domowych, to dopiero będziesz zachwycona.

 – A pokaż jeszcze coś ciekawego. – poprosił tata, któremu aż oczy świeciły z ciekawości.

 – Mark! Nie przy stole, daj jej pojeść, widzisz, że dziecko głodne. – skarciła go mama. Machnęłam ręką, przełknęłam to, co miałam w buzi i wypiłam całą zawartość swojej szklanki.

 – Patrzcie na to. – powiedziałam i wyciągnęłam różdżkę. W tym momencie do domu weszła Petunia, która z przedpokoju krzyknęła „Cześć mamo, cześć tato!”.

 – Petunia, kochanie, chodź tutaj szybko! – krzyknęła mama, a ja wiedząc, o co jej chodzi, zawahałam się. W końcu to właśnie o magię się pokłóciłyśmy i nie wiem, czy to był dobry pomysł, żeby chwalić się przy niej swoimi umiejętnościami magicznymi. Na wszelki wypadek schowałam różdżkę pod stół. Moja siostra weszła do jadalni i zaraz przy wejściu obrzuciła mnie nieprzyjemnym spojrzeniem.

 – O co chodzi? – spytała kwaśno.

 – Cześć Tunia. – powiedziałam na przywitanie, a ona nawet na mnie nie spojrzała.

 – Nie przywitasz się z siostrą, której nie widziałaś od stycznia? – upomniała ją mama.

 – Cześć. – rzuciła krótko, nadal nie zaszczycając mnie spojrzeniem. – Po co mnie wołałaś? – skierowała wzrok w stronę naszej rodzicielki.

 – Lily już jest pełnoletnia…

 – Przecież ma 17 lat, więc dopiero w przyszłym roku będzie pełnoletnia. – raczyła zauważyć.

 – Ale w świecie czarodziejów pełnoletniość osiąga się w wieku 17 lat. – wytłumaczyła spokojnie mama. – I w związku z tym może już używać czarów poza szkołą. Chciała nam teraz pokazać coś ciekawego, ale przyszłaś, więc poczekaliśmy na ciebie, żebyś również to mogła zobaczyć. – dokończyła z dumą patrząc na mnie.

 – Wcale nie chcę patrzeć na to, co ona wyprawia tym swoim głupim patykiem! – oburzyła się i odwróciła, po czym odeszła.

 – Petunia! Wracaj tutaj! – krzyknęła mama i już chciała wstać i za nią biec, ale złapałam ją za rękę.

 – Daj spokój mamo. – mruknęłam cicho.

 – Trudno, Tunia widocznie nie wie, co traci. – powiedział tata, uśmiechając się przepraszająco do mnie. – No to pokaż nam to, co chciałaś zrobić. – dodał zachęcająco. Wyjęłam różdżkę spod stołu i skierowałam ją na swoją pustą filiżankę, po czym w myślach wypowiedziałam zaklęcie, a ta zamieniła się w małego, szarego szczura. Mama z tatą wybałuszyli oczy na zwierzątko, które patrzyło na nas przestraszonym wzrokiem. Usłyszeliśmy zduszony krzyk Petunii z salonu. Czyli jednak chciała to zobaczyć, ale nie chciała się przyznać. Szybko zamieniłam z powrotem szczura na szklankę, a gdy rodzice zaczęli się zachwycać tym, co zrobiłam, Petunia zdenerwowanym krokiem poszła na górę.

 – Porozmawiam z nią. – tata przełknął ostatni kęs i wstał od stołu, po czym wyszedł z jadalni.

 – Nie przejmuj się Petunią. – powiedziała mama krzepiąco. – Jest po prostu trochę zazdrosna, przyzwyczai się i przejdzie jej.

 – Taaa… - mruknęłam posępnie. Dobrze wiedziałam, że mojej siostrze nigdy nie przejdzie wstręt do mnie i magii. Pamiętałam doskonale, jak pisała listy do Dumbledore’a z prośbą o przyjęcie do Hogwartu. Ona wcale nie nienawidziła magii jak twierdziła, tylko była zła, że ja jestem czarownicą, a ona nie. Zaczęłam się zastanawiać od czego to zależy. W sumie nigdy nie interesowałam się tym tematem i obiecałam sobie, że poszukam w księgarni jakiejś książki na ten temat. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk tłuczonego szkła. Podniosłam głowę i zobaczyłam mamę, która burczy pod nosem coś o „niezdarnych, starych babach”. Roześmiałam się, a ona wtedy spojrzała na mnie karcącym wzrokiem. – Nie zbieraj tego szkła, mamo. – odezwałam się i wstałam ze swojego miejsca. Kobieta zmarszczyła brwi, patrząc na mnie pytająco. Skierowałam różdżkę na rozbitą szklankę. – Reparo! – wszystkie kawałki skleiły się z powrotem w jedną całość. Mamie dosłownie szczęka opadła.

 – No takie czary to ja rozumiem. – roześmiała się.

 – Patrz na to. – wyszczerzyłam zęby, a ona wstała z ziemi i obserwowała mnie z ogromnym zainteresowaniem wymalowanym na twarzy. – Chłoszczyć! – wszystkie brudne naczynia zalśniły czystością, po czym przelewitowałam je do kuchni i poukładałam na właściwym miejscu. Mama o mało nie zemdlała z wrażenia, a ja cieszyłam się, że oszczędziłam mamie sporo czasu i energii na posprzątanie po obiedzie.

 – Teraz to ja cię nie wypuszczę z powrotem do szkoły. – spróbowała powiedzieć to poważnym tonem, ale po chwili obie roześmiałyśmy się.

 – Co wam tak wesoło? – do kuchni wkroczył tata, patrząc to na jedną, to na drugą.

 – Nic, po prostu córka czarownica to najlepsze, co mogło nam się przytrafić. – oznajmiła mama, wyraźnie pękając z dumy, a ja zaczerwieniłam się.

 – Daj spokój, ma… - zaczęłam, ale przerwało mi głośne fuknięcie i usłyszeliśmy jak ktoś wbiega schodami do góry. Po raz kolejny dzisiejszego dnia. Okazało się, że tacie jakoś udało się namówić Petunię na zejście na dół i słyszała odpowiedź mamy. Teraz to już byłam pewna, że moja siostra nie będzie chciała ze mną rozmawiać. – Pójdę z nią pogadać. – mruknęłam i puściłam się biegiem za nią. Gdy byłam w połowie schodów, usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami. Po chwili stanęłam przed nimi i zapukałam.

 – Zostaw mnie w spokoju tato! – krzyknęła.

 – To ja, Lily. – odparłam spokojnym tonem.

 – Spadaj stąd dziwolągu! – warknęła.

 – Tunia, chcę tylko spokojnie porozmawiać. – nacisnęłam klamkę i o dziwo drzwi nie były zamknięte. Weszłam do środka niepewnym krokiem. Pokój mojej siostry był podobnej wielkości, co mój, jednak był pomalowany na bladoniebieski kolor. Wystrój był raczej surowy, meble były solidne i proste z popielatego drewna. Na środku leżał dywanik, pod oknem stało biurko, a z boku wielkie, drewniane łóżko. W przeciwieństwie do mnie, nie było tutaj żadnych plakatów ani zdjęć. Jedynie na regale z książkami stała jakaś ramka ze zdjęciem.

 – Wynoś się stąd. – powiedziała przez zaciśnięte zęby. Zignorowałam jej polecenie i zamknęłam za sobą drzwi.

 – Chcę tylko porozmawiać. – powtórzyłam po raz kolejny.

 – Po co? Żeby pochwalić się tym, że umiesz wymachiwać jakimś patykiem? – prychnęła. – Myślisz, że nie wiem, że robisz to specjalnie, żeby mnie ośmieszyć?! – wybuchła nagle i wstała z łóżka, wbijając we mnie oskarżycielskie spojrzenie. – Robisz wszystko, żebyś wyszła przed rodzicami na lepszą ode mnie! W końcu to najlepsze, co mogło im się przytrafić – córka czarownica! – ostatnie słowo wypowiedziała z obrzydzeniem. – Cały rok cię nie ma, wszystkie obowiązki domowe spadają na mnie, a potem przyjeżdżasz na dwa miesiące i wszyscy skaczą obok ciebie jakbyś była Bóg wie kim! Lily taka wspaniała, Lily taka uzdolniona, wszyscy są z Lily tacy dumni! Przecież ona jest czarownicą! A ja co?! Jak myślisz, jak ja się z tym czuję?! Za każdym razem jak przyjeżdżasz, rodzice wcale mnie nie zauważają! A teraz, gdy możesz używać czarów, jesteś tutaj zaledwie pół dnia, a ja już zdążyłam nasłuchać się, jaka jesteś wspaniała! Mam tego dość! Nie myśl sobie, że wypierzesz mi mózg tak jak im! Ja nie jestem taka głupia. – cały czas krzyczała, ciskając we mnie piorunującym spojrzeniem. Ostatnie zdanie wypowiedziała wyjątkowo cicho i spokojnie. Łzy stanęły mi w oczach i wszystkimi siłami próbowałam powstrzymać je przed wypłynięciem.

 – Tunia… Ja nie zdawałam sobie sprawy, że to tak wygląda… - zaczęłam, a ona prychnęła pogardliwie. – Rozumiem, że…

 – Nie, ty nic nie rozumiesz. – przerwała mi lodowatym tonem. – Żyjesz sobie zamknięta w tym swoim magicznym świecie i nic cię nie interesuje. A gdy przyjeżdżasz, jedyne co starasz się robić, to mnie ośmieszyć! Nie pamiętasz już jak w zeszłym roku próbowałaś poderwać Josha z twoją przyjaciółką?! Nie pamiętasz jak straszyłaś mnie tą swoją różdżką, pomimo, że wiedziałaś, że nie możesz używać jej poza tą twoją szkołą dziwolągów?! Wszystko robiłaś specjalnie! A teraz próbujesz z siebie zrobić niewiniątko! Możesz sobie udawać przed rodzicami, że chcesz się pogodzić, ale mnie nie oszukasz!

 – To ty zaczęłaś całą tą wojnę! – nie mogłam już wytrzymać tych oskarżeń i również zaczęłam krzyczeć. – To ty zaczęłaś mnie nazywać dziwolągiem, gdy tylko dowiedziałaś się, że pojadę do Hogwartu, a ty nie! Przez długi okres czasu znosiłam twoją wrogość wobec mnie i próbowałam nadal utrzymywać z tobą przyjazne kontakty! Ale ile mogłam znosić to, że moja własna siostra brzydzi się mnie tylko dlatego, że jestem, kim jestem?! – straciłam kontrolę nad sobą i łzy zaczęły spływać po moich policzkach. – W końcu zaczęłam odpierać twoje ataki, bo nie chciałam być ofiarą! – teraz rozkleiłam się kompletnie, co wyraźnie zbiło z tropu Petunię, która nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Musiałam chwilę odczekać, żeby się uspokoić, a że moja siostra chyba poczuła się winna, panowała chwilowa cisza. Gdy udało mi się przestać płakać, wzięłam głęboki oddech i odezwałam się już spokojnym tonem. – Wiem, że zachowywałam się wobec ciebie okropnie. Nawet jeśli ty nie byłaś wobec mnie w porządku, nie powinnam tak się nad tobą znęcać. Nie mam dla siebie żadnego wytłumaczenia, dlatego chciałam cię przeprosić. Obie jesteśmy dorosłe i myślę, że nie powinnyśmy się tak kłócić. Wiem, że jesteś zazdrosna o to, że rodzice tak zachwycają się magią, ale powinnaś to zrozumieć. W końcu nigdy nie widzieli na oczy czegoś takiego. A ja wcale nie mam wpływu na to, czy mnie faworyzują, czy nie. To nie jest moja wina, że gdy przyjeżdżam, to ty schodzisz na drugi tor, jak sama twierdzisz. Powinnaś z tym problemem iść do nich, a nie do mnie. Jednak ja nie uważam, że oni mnie bardziej kochają. Myślę, że gdybym chodziła do szkoły bliżej i mieszkałabym w domu, wcale nie byłaby odczuwalna taka różnica w traktowaniu nas. Wynika to po prostu z faktu, że rodzicie tobą cieszą się codziennie. Mnie widzą tylko w wakacje i w święta. Poza tym, uwierz, że są tak samo dumni z ciebie jak ze mnie. Wiedziałabyś to, gdybyś słyszała jak dzisiaj w aucie cię wychwalali. Od razu mi powiedzieli, że zrobiłaś kurs, że znalazłaś dobrą pracę i że układa ci się w życiu osobistym. Naprawdę nie chcę już prowadzić wojny z własną siostrą. Nie zmuszam cię, żebyś została moją najlepszą przyjaciółką, ale proszę tylko o rozejm. Proszę o to, żebyś mi dała szansę na naprawę naszych stosunków. – na tym zakończyłam swój długi monolog, podczas którego moja siostra obserwowała mnie niezidentyfikowanym spojrzeniem. Jej usta były zaciśnięte w cienką linię w taki sposób, że od razu przypomniała mi się McGonagall. W końcu w jej twardym spojrzeniu dostrzegłam ledwo zauważalne przełamanie.

 – Okej, niech ci będzie. Nie będę cię więcej nazywała dziwolągiem. – mruknęła, odwracając głowę. – Ale nie myśl sobie, że skoczę ci w ramiona i zacznę ubóstwiać jak rodzice. – dodała niezbyt przyjaźnie, ale ja uśmiechnęłam się.

 – Dziękuję. – powiedziałam cicho i rozejrzałam się po pokoju. Mój wzrok przykuła wcześniej wspomniana ramka. Podeszłam tam wolnym krokiem, a blondynka usiadła na swoim łóżku i obserwowała mnie nieufnie. Gdy stanęłam przed regałem na którym stało zdjęcie, wzięłam je do ręki. Zdjęcie przedstawiało stojących Petunię i jakiegoś młodego mężczyznę postawnej budowy, z bujną czupryną zaczesaną na bok i niedużymi wąsami. Mężczyzna był ubrany w elegancką koszulę i spodnie od garnituru. Obejmował delikatnie chudą blondynkę, a na jej kościstej twarzy widniał szeroki uśmiech, który tak rzadko było mi dane widzieć. – To ten Vernon, którym tak zachwyceni są rodzice? – spytałam, specjalnie podkreślając odczucia rodziców. Moja siostra wypięła się dumnie i dostrzegłam cień uśmiechu.

 – Tak. To mój chłopak Vernon Dursley. – oznajmiła z wyższością. – Jest młodszym kierownikiem w firmie, w której pracuję i ma swój samochód. – dodała wyraźnie dumna. – A ty masz jakiegoś chłopaka? – spytała niby od niechcenia. Odłożyłam ramkę na swoje miejsce i popatrzyłam na nią.

 – Nie mam. – odparłam zgodnie z prawdą. „Ale mam nadzieję, że niedługo będę miała i będzie się nazywał James Potter.” Dodałam w myślach. Tym razem Petunia nie zdołała ukryć uśmiechu. Nie byłam zła za jej reakcję. Wiedziałam, że dla niej to jeden z powodów, dzięki którym poczuje się lepsza ode mnie, a mi to było na rękę. Postanowiłam wykorzystać okazję na maksa, zanim blondynka była zadowolona. – Ale dobry musi być Vernon, skoro w tak młodym wieku zajmuje tak wysokie stanowisko. – powiedziałam z podziwem.

 – Owszem, Vernon jest człowiekiem sukcesu. Wie, czego chce, jest porządny i sumienny i w firmie bardzo doceniają jego doświadczenie, a jego zdanie jest kluczowe w wielu ważnych kwestiach. – odparła wyniośle.

 – Auto też pewnie ma niczego sobie. – nadal schlebiałam jej, próbując jakoś zarobić plusy.

 – Może nie jest prosto z salonu, ale to bardzo dobry rocznik i marka. No i kosztował niemało. Vernon oszczędzał na niego rok.

 – Widzę, że jest bardzo odpowiedzialny, skoro w tak młodym wieku nie wydaje pieniędzy na głupoty. – wiedziałam, że może trochę przesadzam, ale chciałam jak najbardziej schlebić mojej siostrze, żeby choć trochę zmniejszyć jej zazdrość o rodziców.

 – A myślisz, że byłabym z jakimś szczeniakiem? – spytała retorycznie.

 – No wiesz, Josh raczej nie należał do dojrzałych. – palnęłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

 – Dość tych pogaduszek, idź już sobie, bo mam coś do roboty. – warknęła blondynka i odwróciła się do mnie plecami. Nie chciałam próbować jej cierpliwości, więc wyszłam z jej pokoju i podążyłam do swojego. Nie było tak całkiem źle. Byłam trochę zła na siebie, że się rozpłakałam, ale z drugiej strony prawdopodobnie to właśnie to zmiękczyło Petunię na tyle, że zgodziła się na rozejm. Rzuciłam się na swoje łóżko i wbiłam wzrok w sufit, zastanawiając się nad tym, co mogłabym robić przez resztę dnia. Z miłą chęcią spędziłabym go z Tunią, ale nie chciałam przeciągać struny. Poza tym, znając moją niewyparzoną gębę, nieraz jeszcze palnęłabym jakąś samobójczą bombą. Niestety, droga do całkowicie dobrych kontaktów z moją siostrą była cholernie długa i nie zapowiadało się na rychły happy end. Ale postanowiłam sobie, że spróbuję się do niej zbliżyć, więc nie chciałam się poddawać. A przecież nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Podniosłam się na łokciach i omiotłam wzrokiem pokój. Moją uwagę przykuł kufer. Westchnęłam i wstałam z zamiarem rozpakowania się. Dziękowałam w duchu, że mogę już używać czarów, bo dzięki temu poszło mi bardzo szybko. Gdy skończyłam, stwierdziłam, że przejdę się na plac zabaw, gdzie miałam nadzieję spotkać pewnego blondyna. Chwyciłam w locie bluzę, wyszłam z pokoju, zeszłam na dół i już kierowałam się ku wyjściu, gdy zatrzymała mnie mama.

  – Gdzie idziesz? – spytała, mierząc mnie badawczym spojrzeniem. Zapomniałam już, że nie jestem w Hogwarcie, gdzie mogłam sobie wychodzić bez zbędnego tłumaczenia się komukolwiek.

 – Na plac zabaw. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – mama zmarszczyła brwi i już otwierała usta, żeby zapewne wyrazić opinię, iż jestem za stara na huśtawki, ale przerwałam jej. – Tam się umówiłam z moim przyjacielem Lukiem. – wyjaśniłam, a na jej twarzy zagościło zrozumienie.

 – A jak z Petunią? – spytała, chociaż miałam wrażenie, że zna odpowiedź na to pytanie.

 – Dobrze. Zawarłyśmy rozejm. – mruknęłam w odpowiedzi. Miałam jednak ochotę wyznać jej, że doskonale wiem, że podsłuchiwali z tatą naszą rozmowę. – Mogę już iść? – spytałam, a ona zerknęła na moje spodnie.

 – Masz zamiar iść tak ubrana? – chyba chciała mi dać do zrozumienia, że powinnam się jakoś ładniej ubrać na spotkanie z kolegą. Roześmiałam się, zbijając ją z tropu.

 – Mamo, idę na huśtawki, a nie na randkę. Przecież jestem czysta, a poza tym lubię te spodnie pomimo, że nie są nowe. – odparłam i odwróciłam się, machając jej na pożegnanie, po czym zamknęłam za sobą drzwi od zewnątrz. Podejrzewałam, że ostatnią rzeczą jaką mama zrobiła przed moim wyjściem, było przewrócenie oczami. Uroki bycia córką pedantki w każdej dziedzinie życia. Spacerowym tempem przeszłam drogę na plac zabaw, rozglądając się po okolicy. Gdy doszłam do celu mojej wycieczki, ze smutkiem odnotowałam, że plac zabaw jest pusty. Westchnęłam zrezygnowana i usiadłam na jednej z huśtawek. Dzisiejszy dzień był ciepły, jednak mocno wiejący wiatr dawał się we znaki, więc założyłam na siebie bluzę. Siedziałam tak, rozmyślając, a wiatr targał moimi włosami w każdą możliwą stronę. Nie przeszkadzało mi nawet to, że kosmyki włosów co chwila wpadają mi na twarz, zasłaniając cały widok przede mną. Myślałam o minionym dniu. Ciągle miałam w głowie moje spotkanie z Severusem. Zastanawiałam się, co mnie tknęło, żeby się do niego odezwać? Może to, że byliśmy sami? A może to, że patrzył na mnie tym wzrokiem, którym obdarzał mnie przez kilka lat naszej przyjaźni. Takim przyjaznym, pełnym ciepła. Kiedyś zawsze lubiłam, gdy w jego zwykle zimnych i niewyrażających uczuć czarnych oczach pojawiały się jakiekolwiek uczucia. Dzisiaj spojrzał na mnie wzrokiem, w którym czaiło się mnóstwo uczuć. Była tam iskierka radości, kropla smutku i tęsknoty oraz odrobina nadziei. Sama nie wiedziałam jak miałam odebrać to spojrzenie. Że jest smutny i tęskni za mną, ale jednocześnie cieszy się, że mnie widzi i ma nadzieję, że kiedyś znowu zaczniemy się przyjaźnić? Wiedziałam, że dopóki on trzymał z ciemnymi typami i chciał po szkole dołączyć do Voldemorta, na tę przyjaźń nie było żadnych szans. Nie mogłam pozbyć się żalu do niego. Nie chodziło nawet o to, że rok temu nazwał mnie szlamą. Chodziło o coś więcej. Nigdy nie dopuszczałam do siebie nawet myśli, że mogłabym skrzywdzić kogoś niewinnego. Nie lubiłam przemocy, nie byłam zdolna zaakceptować morderstw i przestępstw. A tacy właśnie byli Śmierciożercy – mordowali tylko za to, że ktoś był mugolem, albo szlamą. Mordowali ludzi za to, że ktoś nie chciał przyłączyć się do nich. Mordowali całe rodziny za to, że wierzą w dobro i walczą z terrorem jaki wprowadził do świata czarodziejów Voldemort. I strasznie trudno mi było uwierzyć w to, że Severus, mój przyjaciel Severus, chce robić to samo i ślepo pożądać za mordercami. Nie potrafiłam mu tego wybaczyć. Dlatego, jak na razie, nie było żadnych szans, że nasze stosunki wrócą do normy. Było to trudne, cholernie trudne, ale tak niestety musiało być. Czasami myślałam, że smutek po stracie Severusa już mi przeszedł, ale w takich momentach, jak dzisiejszy incydent, zdawałam sobie sprawę, że to wszystko nadal bolało. Może nie tak intensywnie jak na samym początku, ale wiedziałam, że żałobę po naszej przyjaźni będę nosić do końca życia. Całe szczęście, że miałam Kate, Angelinę, Luke’a i Huncwotów. Wiedziałam, że zawsze mogę na nich liczyć i że wartości, które wyznają, nigdy nie staną nam na przeszkodzie.

 – Ledwo pół dnia minęło, a ciebie już mają dość w domu? – byłam tak zajęta własnymi myślami, że nie zauważyłam, że ktoś przyszedł na moją miejscówkę. Zaskoczona podniosłam głowę do góry i uśmiechnęłam się na widok właściciela głosu. – Na dodatek zapomniałaś się przebrać w coś normalnego. – dodał kąśliwie, a ja roześmiałam się.

 – Co wy wszyscy macie do tych moich spodni? – udałam oburzenie.

 – Poza tym, że wyglądają jak stara pidżama, to nic. – wzruszył ramionami i usiadł na huśtawce obok.

 – Też się cieszę, że cię widzę Lukie. – powiedziałam radośnie, a on skrzywił się na ostatnie słowo.

 – Ile razy mam ci powtarzać, że nie jestem żaden Lukie. – warknął.

 – Powiedz to Cysi. – odparłam. – Jak tam powrót do domu? – zagadnęłam.

 – Normalnie, jak zwykle. – odpowiedział znudzonym tonem.

 – Dzieciaki pewnie się ucieszyły, że wróciłeś. – zauważyłam, a on przytaknął bezwiednie. – Nie chciałeś się nimi nacieszyć pierwszego dnia w domu?

 – Chciałem, ale wiedziałem, że jakaś ruda maruda czeka na mnie na huśtawkach. – przewróciłam oczami, ale uśmiechnęłam się.

 – Nie kłam. Nie umawialiśmy się, więc albo przyszedłeś tutaj z nadzieją, że mnie spotkasz…

 – Niedoczekanie twoje. – prychnął.

 –…albo przyszedłeś tutaj coś przemyśleć. – dokończyłam, ignorując jego wypowiedź.

 – Cóż za wnikliwa dedukcja Evans, jestem skłonny stwierdzić, że zaczynasz używać mózgu. – uśmiechnął się złośliwie.

 – Skoro już doszliśmy do wniosku, że zaczęłam myśleć, to może powiesz mi, co cię trapi? – spytałam prosto z mostu, a on spojrzał na mnie jak na wariatkę.

 – Po pierwsze, po co miałbym ci się zwierzać ze swoich przemyśleń, a po drugie skąd pomysł, że coś mnie trapi? – westchnęłam zrezygnowana.

 – Okej, nie chcesz, to nie musisz mi nic mówić. – wzruszyłam ramionami. – W każdym razie, jeśli chodzi o Angelinę, to wiesz, że możesz na mnie liczyć. – dodałam, specjalnie wplątując moją przyjaciółkę.

 – Skąd wiesz, że chodzi o Angeli… - zaczął zdziwiony, ale przerwał w połowie zdania. Wściekły kopnął jakiś kamień przed sobą, a ja roześmiałam się.

 – Nie sądziłam, że dasz się tak łatwo podejść. – wyszczerzyłam zęby.

 – Idź już sobie stąd. – warknął rozzłoszczony.

 – Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że nie ma nic złego w uczuciach do drugiej osoby? – ciągnęłam dalej temat, specjalnie go drażniąc.

 – Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że jest wiele złego we wtrącaniu nochala w nieswoje sprawy? – odpyskował.

 – Wiem, co próbujesz zrobić, ale nie ze mną te numery blondasie. – rzekłam wesoło – Choćbyś nie wiem, jak mnie teraz obraził, nie dam ci spokoju. – po moich słowach obrzucił mnie wzrokiem bazyliszka.

 – Dlaczego akurat ja muszę mieszkać obok najbardziej irytującej osoby na świecie? – spytał, wznosząc oczy ku niebu i kręcąc głową, a ja zachichotałam.

 – Pytasz mnie, dlaczego mieszkasz z samym sobą?

 – Evans, zamknij się już z łaski swojej. – powiedział z zaciśniętymi zębami.

 – Jakiś nie w humorze dzisiaj jesteś. – zauważyłam, przypatrując mu się uważnie.

 – Byłem w wyśmienitym humorze, dopóki cię nie zobaczyłem na mojej huśtawce.

 – A ty znowu z tą swoją huśtawką. – przewróciłam oczami. – Zbaczamy z tematu. Miałeś mi powiedzieć, co cię trapi w związku z Chudą. – przypomniałam mu, a gdy spojrzał na mnie, myślałam, że zaraz walnie mi, jak wtedy Jasperowi w ich dormitorium.

 – Mówił ci ktoś kiedyś, że strasznie działasz na nerwy?

 – Ty. Codziennie. – uśmiechnęłam się słodko i zamrugałam rzęsami. – A mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś strasznym zgredem?

 – Skoro jestem taki straszny, to po jaką cholerę tutaj przyłazisz i mnie wkurzasz?

 – Bo cię lubię zgredzie. – odparowałam wesoło. Luke, o dziwo, nie odezwał się. Chwilowa cisza, która chyba była oznaką, że chłopak się obraził i miała na celu zakończenie tego przekomarzania się, przerodziła się w długie minuty. Obserwowałam blondyna kątem oka i zauważyłam, że po chwili, z naburmuszonej miny, jego wyraz twarzy zmienił się na zamyślony. Postanowiłam się nie odzywać w nadziei, że on sam zacznie rozmowę. I nie pomyliłam się.

 – Myślisz, że teraz, kiedy ona jest niezwiązana, mam jakieś szanse u niej? – spytał cicho, wpatrując się w swoje dłonie. Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Z jednej strony nie chciałam w nim wzbudzać złudnych nadziei, a z drugiej nie miałam serca mu powiedzieć o moich przypuszczeniach.

 – Nie wiem. Naprawdę nie mam zielonego pojęcia. – odpowiedziałam z lekkim zawahaniem. Miałam nadzieję, że nie dostrzegł tego, jednak albo nie doceniałam jego spostrzegawczości, albo przeceniałam swój talent aktorski, bowiem Mitchell od razu wyłapał niepewność w moim głosie.

 – Czego mi nie mówisz? – spojrzał na mnie wzrokiem domagającym się natychmiastowej odpowiedzi. Westchnęłam zrezygnowana. Wiedziałam, że przed nim nie ma sensu udawać głupiej.

 – Mam pewne… podejrzenia, co do Angeliny. – rzekłam powoli, bacznie obserwując jego reakcję.

 – Jakie? – spytał, ponaglając mnie.

 – Zaraz po tej całej akcji z Jasperem, przyłapałam ją gdy wracała wcześnie rano z rzekomo samotnego spaceru po zamku i odbyłam z nią interesującą rozmowę. Chociaż nie chciała tego otwarcie przyznać, wyczytałam między wierszami, że chce wrócić do Jaspera. No i potem aż do meczu finałowego ciągle gdzieś znikała pod pretekstem potrzeby bycia samej. Od początku podejrzewałam, że coś jest nie tak. A po meczu usłyszałam kawałek ich rozmowy, z której jednoznacznie wynikało, że między nimi coś się kręci. Pomimo, że nie udało mi się tego udowodnić, jestem pewna, że na imprezie po meczu zniknęła gdzieś. Po prostu wydaje mi się, że ona do niego wróciła. Mimo wszystko. I okłamuje mnie i Kate, że jest załamana po rozstaniu, że nic ich ze sobą już nie łączy, ale mi od razu coś nie pasowało w jej zachowaniu. – wyznałam w końcu. Przez całą moją wypowiedź, jego twarz nawet nie drgnęła. – Mówiłam to Kate, ale ona twierdziła uparcie, że ja sobie coś wymyśliłam. A tobie nie chciałam psuć humoru takimi rewelacjami. – po ostatnim zdaniu, jego jasne brwi powędrowały wysoko do góry, chowając się pod blond grzywką. – No nie zaprzeczysz, że odkąd się rozstali, miałeś wyjątkowo dobry humor, jak na ciebie. – wyjaśniłam.

 – Nie wiem, skąd ci się wzięły takie głupie wnioski, że mój humor zależy od jakiejkolwiek dziewczyny. – powiedział chłodno.

 – Och, proszę cię, możesz powiedzieć wszystko, tylko nie zaprzeczaj, że coś do niej czujesz! – zdenerwowałam się. Wiedziałam, że to taka jego reakcja obronna. Najlepiej wyprzeć się wszystkich uczuć i udawać zimnego, bezczelnego Luke’a. Sama po sobie wiedziałam, że tłumienie wszystkich uczuć w sobie jest złe i każdy ma jakieś granice, po przekroczeniu których człowiek po prostu wybucha. Nawet tak skryty człowiek jak Krukon musiał mieć jakiś próg wytrzymałości. – Ty po prostu jesteś zły na samego siebie, że jak wtedy się spotykaliście, to przez twoją głupią dumę ją straciłeś. – powiedziałam już spokojnie. –  Ona myśli, że cię w ogóle nie obchodzi… Dlaczego nie chcesz o nią walczyć? Przecież…

 – Skończ! – przerwał mi, tym razem zdenerwowany na poważnie. – Kim ty do cholery jesteś, że próbujesz dyrygować moim życiem?! Gówno cię powinno obchodzić moje życie uczuciowe, albo jego brak! Zawsze wpieprzasz swoje zdanie, chociaż wcale cię o to nie proszę! Odwal się w końcu ode mnie, Evans! – wrzasnął i wstał ze swojej huśtawki. Ja również wstałam i wbiłam w niego wściekłe spojrzenie.

 – Świetnie! Nie wiem w ogóle, po co w ogóle z tobą rozmawiam! Próbuję ci pomóc, ale ty przecież nie potrzebujesz nikogo! Zrażasz do siebie wszystkich ludzi, jesteś wredny, arogancki i myślisz, że wolno ci obrażać każdego, kto wpadnie ci w drogę! – również zaczęłam wrzeszczeć na niego. – Gratuluję, właśnie się pozbyłeś ostatniej osoby, która z własnej, nieprzymuszonej woli chciała w ogóle z tobą rozmawiać. Jak tak dalej pójdzie to nawet sam z sobą nie wytrzymasz. – dodałam lodowatym tonem. – A skoro ci tak bardzo przeszkadzam, to żegnam. Więcej nie będę wpieprzać się w twoje życie. – odwróciłam się na pięcie i zdenerwowanym krokiem odeszłam w stronę swojego domu. Cały czas brzmiały mi w uszach jego krzyki. Byłam na niego wściekła i w myślach obdarzałam go najgorszymi epitetami. Wiedziałam, kiedy Luke się ze mną przekomarza. Tym razem naprawdę chciał mnie zranić i mu się to w stu procentach udało. Gdy weszłam do domu, nadal byłam nabuzowana negatywnymi emocjami, dlatego szybko przemknęłam do swojego pokoju, żeby przypadkiem na nikogo niepotrzebnie nie naskoczyć. Już chciałam się rzucić na swoje łóżko, gdy zauważyłam małą sówkę z liścikiem, stojącą na moim biurku. Poznałam ją od razu, bo w wakacje często u mnie gościła. To była sowa od Kate, co było mi na rękę, bo jakakolwiek obecność Bridge, czy to w liście, czy na żywo, była najlepszym poprawiaczem parszywego nastroju.  Usiadłam na krześle, pogłaskałam ptaka po główce i odwiązałam liścik z jego nogi.

Kochana Lily!

Piszę do Ciebie, bo wiem, że już zdążyłaś się za mną stęsknić pomimo, że widziałyśmy się parę godzin temu. A tak serio, to ja się już stęskniłam. A tak całkiem serio, to mam nowinki.
Postanowiłam od razu załatwić sprawę z mamą. Głównie dlatego, że ten kretyn naciska. Na razie powiedziałam jej, że mam chłopaka i że jest to Syriusz Black. Hihi, widziałabyś minę mojej mamuśki. Nie wiedziała, czy się cieszyć, czy płakać. Wiesz, z jednej strony Blackowie to prastary, czarodziejski ród i „dobra partia” dla mnie. Ale z drugiej strony to po raz pierwszy mam poważnego chłopaka i moja matka szaleje, żebym jej czasami wstydu nie przyniosła jakimś „nieślubnym dzieckiem z młodzieńczej miłości”. W każdym razie, generalnie nie jest źle. Mój ojciec oczywiście nic nie powiedział, tylko uśmiechnął się. No i moja genialna mamuśka wymyśliła sobie, że skoro już mam tego chłopaka, to w jej arystokrackim obowiązku jest zaproszenie go na uroczysty obiad. Wyobrażasz sobie Syriusza siedzącego przy jednym stole ze mną i moimi rodzicami?! Tak, tak, wiem, że zaraz mi napiszesz, że przecież już zna moją mamę. Ale to całkowicie coś innego. Dopóki był moim kolegą, to mógł sobie nawet gile z nosa Gumiaka wyjadać. Ale skoro jest moim chłopakiem, to musi pokazać, że jego maniery „są godne rodu Bridge’ów i Sherrardów”. Czy jakoś tak to leciało. No i wyobraź sobie, że ona jest pewna, że skoro Syriusz jest Blackiem, to ma idealne maniery! Haha, będzie niezła jazda, szkoda, że tego nie zobaczysz.  A druga sprawa to taka, że moi rodzice kazali Cię pozdrowić i zaprosić na wakacje i nie przyjmują odmowy. Myślę, że tak pod koniec lipca mogłybyście z Angeliną przyjechać. Jak dobrze pójdzie obiad, to pewnie i Huncwoci wpadną. Co Ty na to? Jak tam Petunia? Dałaś jej już trochę popalić czarami? A rodzicom podobała się magia? Pisał do Ciebie Potter?

Ściskam i całuję!
Kate Bridge

Podczas czytania listu, w myślach wręcz słyszałam wesołe szczebiotanie lokatej dziewczyny i uśmiechałam się jak głupia. Od razu wzięłam się za długą i wyczerpującą odpowiedź. To było właśnie to, co sprawiało, że ludzie momentalnie zakochiwali się w Kate – jej urocza, wesoła paplanina, beztroskość i bezpośredniość. Może czasami zachowywała się jak rozpieszczona jedynaczka (którą w końcu była) i nie zawsze była fair wobec ludzi. Ale roztaczała wokół siebie radosną aurę, której nie sposób było się oprzeć. Była pełna pozytywnej energii i twardo dążyła do swojego celu, zawsze broniąc swojego, często mylnego, zdania. Nie można pominąć również jej oślego uporu, którym potrafiłaby namówić górę do zmiany miejsca, a wręcz należy dodać do tego jej osobisty urok i szczery, perlisty śmiech. Ta zjawiskowo piękna dziewczyna była mieszanką wybuchową i w komplecie powinno się dołączać instrukcję obsługi. Dlatego też z jednej strony z Łapą tworzyli zgraną i dobraną parę, ale drugą stronę medalu tworzyły ich obustronne, wybuchowe charaktery, które dawały wręcz zabójczy miszmasz, czego próbkę mieliśmy okazję podziwiać ostatnio. Odłożyłam pióro, przywiązałam list do sówki, uprzednio wręczając jej do dziobu smakołyk, po czym odleciała. Wraz z wysłaniem listu, z powrotem naszedł mnie ponury nastrój, spowodowany kłótnią z Lukiem. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła dwudziesta, więc na Pokątną nie było sensu się wybierać, musiałam to odłożyć na jutro. Poczułam nagłe zmęczenie, więc stwierdziłam, że pomimo dosyć wczesnej godziny, położę się spać. W końcu miałam przed sobą całe wakacje, więc nic straconego.

***

Następnego dnia obudziłam się o dziewiątej, co mnie zaskoczyło, bo z reguły jestem rannym ptaszkiem. Jednak zbyt długi sen dawał się we znaki, bowiem czułam się zmęczona i ciągle ziewałam. Tradycyjnie wzięłam szybki, zimny prysznic na obudzenie i ubrałam się w dżinsowe szorty z szelkami i zieloną koszulkę. Zeszłam na dół, gdzie była tylko Petunia, jedząca śniadanie.

 – Cześć. Smacznego. A gdzie są rodzice? – zagadnęłam, rozglądając się wokół.

 – W pracy. A gdzie mają być? – odpowiedziała, po czym upiła łyk kawy ze swojej filiżanki.

 – Nie wiedziałam, że w sobotę pracują. – mruknęłam.

 – Mama dzisiaj wyjątkowo. Jakaś awaryjna sytuacja. – wyjaśniła, nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Chociaż to i tak był sukces, że rozmawiała ze mną prawie normalnym tonem.

 – A ty w soboty nie pracujesz? – spytałam, starając się nawiązać jakąkolwiek rozmowę.

 – Jak widać nie. – odparła i po raz pierwszy spojrzała na mnie. Na jej twarzy wystąpił dziwny grymas, jakby siłowała się sama ze sobą, czy coś powiedzieć.

 – To ja pójdę sobie zrobić śniadanie. – oznajmiłam i wyszłam z jadalni prosto do kuchni. Zrobiłam kawę i tosty, pomagając sobie trochę czarami tak, żeby było szybciej, ale żeby Petunia tego nie widziała i wróciłam do jadalni, by usiąść naprzeciwko niej. Zaczęłam powoli konsumować to, co sobie przygotowałam pod bacznym spojrzeniem starszej siostry. Czułam się co najmniej dziwnie.

 – Smacznego. – powiedziała cicho, na co o mało się nie zakrztusiłam. Albo Tunia robi wielkie postępy, albo czegoś ode mnie chce. – Mam pewną sprawę do ciebie. – powiedziała po chwili, potwierdzając moje podejrzenia. Podniosłam na nią wzrok. – Dzisiaj przychodzi do mnie Vernon i chciałabym, żebyś… - zaczęła, ale przerwała, chyba szukając odpowiednich słów. – Vernon nie wie, czy… kim ty jesteś, dlatego…

 – Okej, żadnych czarów, ani żadnych rozmów o mojej szkole, rozumiem. – skróciłam jej katorgę i uśmiechnęłam się do niej. – Jak chcesz to mogę się zmyć na cały dzień z domu.  – dodałam.

 – Nie musisz. – wydukała z siebie, chociaż wiedziałam, że pewnie wolałaby, żeby jej chłopak mnie nie spotkał. – Dzięki. – rzuciła krótko, nie patrząc na mnie i wstała od stołu, po czym pozbierała rzeczy po sobie i wyniosła do kuchni. Chwilę później słyszałam jak myje naczynia w zlewie, po czym idzie do góry. Bardzo chciałam spotkać tego całego Dursleya, ale zastanawiałam się, czy nie lepiej będzie, jak dam sobie dzisiaj spokój i po prostu wyjdę z domu na czas jego wizyty. Pewnie rodzice będą nalegać, żebym została i poznała chłopaka mojej siostry, ale gdybym teraz wyszła z domu, nie mieliby takiej okazji. Z drugiej strony, co ja miałabym robić przez cały dzień na Pokątnej, skoro jeszcze nie mam listy zakupów na siódmy rok. Kręcenie się po księgarni, obejście kilku sklepów, jakieś lody w kawiarnii – to wszystko mogło mi zająć maksymalnie 4 godziny, wliczając w to dojazd pod Dziurawy Kocioł. Postanowiłam, że pójdę. I tak nie miałam nic do roboty. Wypiłam swoją kawę, posprzątałam po śniadaniu i poszłam do swojego pokoju, gdzie do torebki wsadziłam portfel oraz kilka drobiazgów. Wyszłam z pokoju i zapukałam do drzwi Petunii, po czym weszłam do środka. Blondynka siedziała przed biurkiem nad jakimiś papierami, jednak w tym momencie głowę miała odwróconą w moją stronę.

 – Chciałam ci tylko powiedzieć, że wychodzę. – zakomunikowałam jej. – Powiedz mamie, żeby się nie martwiła, bo wrócę albo popołudniu, albo wieczorem. – dodałam.

 – Okej. – mogłam przysiąść, że w jej głosie usłyszałam ulgę. Wycofałam się z jej pokoju i skierowałam się w dół, do wyjścia. Na Pokątną wybrałam się spacerem. Nie spieszyłam się i szłam spacerowym tempem, więc na miejscu byłam po godzinie. Od razu swoje kroki skierowałam do Esów i Floresów. Gdy tylko weszłam do środka, wzięłam głęboki wdech, rozkoszując się zapachem nowym książek. Zaczęłam chodzić między regałami i czytać tytuły książek, szukając czegoś, co mi się spodoba. Miałam nadzieję, że znajdę coś do poczytania, ale szukałam również książki, z której dowiem się, od czego zależy, czy dziecko z rodziny mugoli ma umiejętności magiczne. Spodobało mi się kilka tytułów, więc wybrałam trzy księgi, ale na temat o mugolakach niestety się nie natknęłam. Gdy byłam blisko kasy, usłyszałam rozmowę ekspedientki z jakimś mężczyzną, którego głos był mi dobrze znany. Podeszłam bliżej i zobaczyłam wysokiego, dobrze zbudowanego szatyna, który rozmawiał ze swoją mamą.

 – Cześć Adam. Dzień dobry. – odezwałam się z uśmiechem, a oni przerwali rozmowę i oboje spojrzeli na mnie zdziwieni. Po chwili chłopak rozpromienił się i uśmiechnął szeroko.

 – Lily! – zawołał, podszedł do mnie i uścisnął na powitanie. – Prawie pół roku minęło od naszego ostatniego spotkania. – puścił mnie i przyjrzał się.

 – Cześć Lily. – przywitała się niska, krępa brunetka o niezwykłych fiołkowych oczach. – Co tam u ciebie słychać? Słyszałaś już nowinę, że zostanę babcią? Bardzo się cieszę z tego powodu i nie mogę się docze…

 – Mamo. – przerwał jej rozbawiony chłopak.

 – Och, przepraszam. Taka ze mnie gaduła. Ale ja po prostu cieszę się bardzo z tego powodu i chwalę się każdemu, bo to w końcu takie szczęście! Wiem Lily, że jako była dziewczyna Adama niekoniecznie chcesz o tym słuchać, to zrozumiałe, bo…

 – Och, nie, ależ skąd! – tym razem ja jej przerwałam. – Ja również cieszę się szczęściem Adama. – uśmiechnęłam się szeroko. Kobieta już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale mężczyzna jej na to nie pozwolił.

 – Pozwól mamo, że porozmawiam z Lily na osobności, mam do niej sprawę. – powiedział, a ja popatrzyłam na niego zdziwiona. Jaką sprawę mógł mieć do mnie Adam Royal?

 – Ależ oczywiście, synu. Już was zostawiam sa…

 – Nie musisz mamo. Lily zapłaci za swoje zakupy i pójdziemy do kawiarni usiąść na spokojnie. – oznajmił jej Royal i uśmiechnął się do mnie. Zdezorientowana zapłaciłam za swoje książki i żegnając się z panią Amelią, wyszliśmy z księgarni. W ciszy dotarliśmy do kawiarni, gdzie usiedliśmy na zewnątrz i zamówiliśmy po deserze lodowym.

 – I jak się sprawdzasz w roli męża? – zaczęłam rozmowę, obserwując chłopaka.

 – Jeszcze nie jestem zaobrączkowany. – zaśmiał się i pokazał mi swoje dłonie, na których nie było obrączki.

 – Przecież mieliście się pobrać w kwietniu…

 – Owszem, mieliśmy, ale niestety wystąpiły pewne komplikacje. – odparł, nadal się uśmiechając. – Catherine źle się czuła, okazało się, że ciąża jest zagrożona i musiała spędzić w łóżku kilka tygodni. Dlatego też musieliśmy przenieść ceremonię na koniec sierpnia, gdy Cath już urodzi. – wyjaśnił.

 – A jak się teraz czuje? – spytałam zmartwiona. Może nie lubiłam narzeczonej Adama, przez którą de facto się rozstaliśmy, ale martwiłam się o ich nienarodzone dziecko. Odkąd pamiętam rozczulał mnie widok ciężarnych kobiet oraz małe dzieci, byłam bardzo wrażliwa w tym temacie.

 – Teraz już jest znacznie lepiej. Cath może już wstawać z łóżka, staram się ją zabierać na krótkie spacery, gdy jest ładna pogoda, jednak nadal musi uważać. – odpowiedział.

 – To dobrze. – uśmiechnęłam się. – To pochwal się, kiedy zostaniesz dumnym tatą. – wyszczerzyłam zęby.

 – Termin jest na początek sierpnia, ale uzdrowiciel prowadzący naszą ciążę twierdzi, że najprawdopodobniej już pod koniec lipca mój syn zobaczy światło dzienne. – słowo syn powiedział czule.

 – Syn? Gratulacje! Cieszę się, że wszystko ci się układa. – powiedziałam szczerze. Chłopak spojrzał na mnie swoimi granatowymi oczami, w których malowało się szczęście.

 – Dziękuję Lily. A co tam u ciebie? Masz kogoś? Jak wakacje i przygotowania do ostatniego roku w Hogwarcie? Masz już jakieś konkretne plany, co będziesz robić po skończeniu szkoły? – zbombardował mnie ilością pytań, na które po kolei odpowiadałam, nieszczególnie rozwodząc się nad tym drugim. Rozmawialiśmy tak dłuższą chwilę jak starzy przyjaciele, śmiejąc się co chwilę i zajadając się lodami. W końcu przyszedł czas, żebym dowiedziała się, o co mu chodziło w księgarni. – Właśnie, wracając do tematu ślubu i tej sprawy, którą do ciebie mam… - zaczął, a ja wbiłam w niego zainteresowane spojrzenie. – Chciałbym cię zaprosić na nasz ślub. – oznajmił, a ja ze zdziwienia zaniemówiłam. – Miałem wysłać ci zaproszenie sową, ale skoro już cię spotkałem, to proszę, oto one. – dodał i wyciągnął z kieszeni bladoróżową kopertę, którą mi wręczył.

 – Nie wiem, co powiedzieć… - mruknęłam nadal zszokowana. – Dziękuję, jestem naprawdę mile zaskoczona i zaszczycona, że będę świadkiem tak ważnego dla ciebie wydarzenia. – przyznałam i posłałam mu trochę speszony uśmiech. Otworzyłam kopertę i przeczytałam treść zaproszenia.

Catherine Troy
i
Adam Royal
mają zaszczyt zaprosić
Lily Evans wraz z osobą towarzyszącą
na uroczystość zawarcia związku małżeńskiego, która odbędzie się w domu rodzinnym Pana Młodego 27 sierpnia 1977 r o godzinie 11:00.
Dom rodzinny – Dziupla – znajduje się w Hillingdon przy Sutton Ct Road 9.

 – A Catherine nie ma nic przeciwko? – spytałam. – W końcu nie przepada za mną. – pamiętałam doskonale, jaką żmiją była wobec mnie Troy, gdy byłam dziewczyną Adama. Nawet w gazecie mnie obsmarowała niezbyt pochlebną opinią.

 – Nie zaprosiłbym cię bez jej zgody, uwierz Lily. – zapewnił mnie. Widziałam na spotkaniu Klubu Ślimaka jak dbał o swoją narzeczoną. Widać było, że strasznie się o nią troszczy i liczy się z jej zdaniem, jednak nadal nie byłam przekonana co do tego zaproszenia. – Spokojnie Lily, od minionych walentynek moja przyszła żona trochę zmieniła o tobie zdanie, gdy tak miło zareagowałaś na wiadomość o ciąży i o naszym ślubie. Nie twierdzę, że cię pokochała, ale już nie będzie wobec ciebie nie w porządku. – wyjaśnił, chyba widząc moją niepewność.

 – W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak podziękować za zaproszenie i świetnie się bawić na waszym ślubie. – uśmiechnęłam się promiennie.

 – To świetnie! Bardzo się cieszę, że przyjdziesz, naprawdę. – powiedział i po raz kolejny tego dnia obdarzył mnie szerokim uśmiechem.

 – Fajnie, nigdy nie byłam na ślubie czarodziejów. – wyznałam, zgodnie z prawdą.

 – To mam nadzieję, że będzie ci się podobało. A tymczasem ja muszę zmykać do Liverpool, bo czeka na mnie ciężarna kobieta. – rzekł i wstał ze swojego miejsca. Ja zrobiłam to samo. – Fajnie się gadało, bardzo miło było cię spotkać Lily i do zobaczenia w sierpniu. – uścisnął mnie na pożegnanie.

 – Mnie również było miło. – odparłam, gdy mnie puścił. – Dziękuję jeszcze raz za zaproszenie i do sierpnia! – pomachałam mu, po czym Adam z cichym trzaskiem deportował się. Ja za to stwierdziłam, że jeszcze za wcześnie, żeby wracać do domu, więc powłóczyłam się jeszcze po sklepach, myśląc o dzisiejszym spotkaniu. Cieszyłam się, że nie jesteśmy na wojennej ścieżce z Adamem. W końcu rozstaliśmy się w nieprzyjemnych okolicznościach, a teraz potrafimy normalnie rozmawiać. Z jednej strony dziwiło mnie to, że nie widuję go praktycznie w ogóle, ale gdy się spotkaliśmy, rozmawialiśmy jak starzy, dobrzy przyjaciele. Ale z drugiej strony, w końcu z jakiegoś powodu z nim byłam i nie mogę zaprzeczyć, że czułam się z nim swobodnie i naprawdę dobrze nam się ze sobą rozmawia. Byliśmy pokrewnymi duszami i może jako para się nie sprawdziliśmy, ale jako przyjaciele dobrze się dogadujemy. W końcu znudziło mi się chodzenie bez celu po Pokątnej, więc skierowałam się w stronę domu. Po niecałej godzinie mijałam plac zabaw, na którym zawsze rozmawiam z Lukiem. Z nadzieją spojrzałam na huśtawki, jednak nikogo tam nie było, co trochę pogorszyło mi humor. Chociaż może to dobrze, że go tam nie było? Gdyby był, pewnie podeszłabym do niego i zagadała, próbując się pogodzić. Przecież powód naszej kłótni nie był jakimś poważnym problemem i szybko moglibyśmy zażegnać kryzys. Ale potem przypomniałam sobie jego ostre słowa, skierowane do mnie w odwecie za chęć pomocy. Postanowiłam, że tym razem nie przyjdę do niego pierwsza. Jeśli mu zależy to musi to pokazać. Westchnęłam i stwierdziłam z żalem, że jeśli nasza przyjaźń zależy od przełamania jego dumy, to już mogę się pożegnać z rozmowami na huśtawkach.

Komentarze

  1. Oh.... :)
    Cudowny rozdział!!
    Fajnie ze Lily i Petunia się pogodziły! ;)
    Jestem ciekawa jakie plany masz na wakacje Lily związku z Huncwotami.
    Może wreszcie dowiedziałaby się o nich prawdy?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem bardzo, naprawdę bardzo szczęśliwa, że udało ci się tak szybko dodać nowy rozdział, dlatego też bez zbędnych wstępów zabieram się za czytanie.
    Bardzo się cieszę, że Lily postanowiła nieco załagodzić swoje relacje z Petunią, jednak nie jestem do końca pewna, czy tamta jej na to pozwoli. W końcu ma swój charakterek i opór, o czym już zdążyliśmy się wcześniej przekonać. Życzę jednak dziewczynom jak najlepiej (Czyli niech Petunia uważa. W końcu Lilka może już czarować poza szkołą). Jest mi strasznie szkoda Rudej, gdy stara się być miła, a jej siostra zachowuje się w stosunku do niej tak okropnie. Mogłaby w końcu pogodzić się z tym, że nie jest czarownicą i odpuścić.
    A teraz chyba mogę uczciwie stwierdzić, że albo ty czytasz w moich myślach, albo ja mam dar przewidywania. Tunia się przełamała i nawiązała jako taki kontakt z Lily. Brawo! Podoba mi się monolog, który wygłosiła rudowłosa. Ujęłaś w nim wszystkie emocje, które mogły jej towarzyszyć. Wywołałaś nawet we mnie uczucie, jakbym to ja stała na przeciwko niej i słuchała wszystkiego, co mówi. Zrobiło mi się głupio w imieniu Petunii, naprawdę. Dlatego dobrze, że nieco zmiękła. W dodatku te pochwały pod adresem Vernona, które wygłosiła Lily... No tak, to przecież musiało jakoś przyczynić się do poprawy nastroju Tunii. Co jednak nie zmienia tego, że aż chciało mi się śmiać. Wybacz, ale postać Vernona Dursleya sama w sobie jest zabawna. To chyba wina/zasługa książkowego i filmowego wuja. A do tego doszło to zdanie: "Poza tym, znając moją niewyparzoną gębę, nieraz jeszcze palnęłabym jakąś samobójczą bombą." Teraz to już całkowicie padłam, zwłaszcza przy tej samobójczej bombie.
    Dobra, kolej na Luke'a. Luke to jedna z moich najukochańszych postaci w twoim opowiadaniu. Jego sarkazm, kąśliwe uwagi i czarny humor napawają mnie dziwnym optymizmem. Wbrew wszelkim pozorom jest wspaniałym przyjacielem i wiem, że Lilka go docenia. W końcu nie mogłaby go nie doceniać. Zawsze stara się jej pomóc. Wydaje mi się, ze teraz czas, żeby on powiedział jej co nie co o swoich wewnętrznych problemach. Widać, że czuje coś do Angeliny, ale nie chce się do tego przyznać. Szkoda mi go. Ale nie musiał tak się wydzierać na Rudą. Ona chciała dobrze, a ten zachował się jak debil. Chociaż przynajmniej dzięki temu pokazałaś nam jak bardzo mu na Chudej zależy (Co nie zmienia faktu, że zachował się jak kretyn).
    Lily spotkała Adama. Adam zaprasza ją na ślub. Nie wiem, może to ze mną jest coś nie tak, ale jak dla mnie to trochę niezręczne. Chociaż w sumie Ruda jest teraz pod wpływem zauroczenia Jamesem, więc może i nie jest niezręczne. No, nieważne. Miło z jego strony, że o niej pomyślał. I mam wielką nadzieję, że osobą towarzyszącą zostanie nie kto inny jak cudowny, wspaniały, skromy Potter.
    Podsumowując: kolejny świetny rozdział i po raz kolejny nie pozostaje mi nic innego jak cierpliwe oczekiwanie na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja się cieszę, że tak szybko dodałaś nowy rozdział :) Fajnie, że Lily postanowiła dogadać się z Petunią. Miło czytało się ich w miarę normalne rozmowy, a nie ciągłe wyzwiska. Dobrym pomysłem było wypowiedzenie przez obie siostry tego, co im leżało na sercu, przez co stało się to bardzo realne w odbiorze.
    Co do Luka... Od początku lubiłam te jego słowne sprzeczki z Lily i tym razem również mnie nie zawiodłaś. Nie spodobało mi się tylko to, jak ją potraktował, kiedy ta chciała mu pomóc. Nie powinien się na niej wyżywać.
    List od Kate, po prostu genialny! Mam nadzieję, że opiszesz wizytę Syriusza na "proszonym obiedzie" u państwa Bridge, bo będzie to naprawdę ciekawe. Black i dobre zachowanie... ;) Nie wiem, czy mama Kate to wytrzyma.
    Trochę dziwne wydaje mi się zaproszenie Lily przez Adama na jego ślub z Catherine, ale może ja mam po prostu uraz do takich rozwiązań. Mam nadzieję, że jej osobą towarzyszącą zostanie James. Z tego, co kojarzę, pisałaś chyba na asku, że masz zamiar ograniczyć obecność Pottera w "wakacyjnych" rozdziałach, ale mimo to liczę na coś więcej, bo zdecydowanie brakowało mi w tym rozdziale któregoś z Huncwotów, a że jestem ogromną fanką Jamesa to mam nadzieję, że dalej uwzględnisz z nim jakieś sceny.
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na dalszą część.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo cieszę się z tego że rozdziała się pojawiła. Dobrze że Lily wreszcie zawarła rozejm z siostrą. Liczę na to że prędzej czy później Ruda pogodzi się z Lukiem bo szkoda żeby taka piękna przyjaźń skończyła się przez drobną sprzeczkę. Zaskoczyłaś mnie tym że Adam zaprosił Lily na ślub i tym że Troy się na to zgodziła. Ciekawi mnie czy Lily weźmie na ślub jako osobę towarzyszącą Rogacza.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej i czołem, kluski z rosołem:)
    Wiesz Leksiu, wiszę Ci kremowe, albo nawet dwa! Pewnie sobie myślisz, co ta Rogata bredzi, już tłumaczę. Otóż, dzięki Twoim linkom, mam sporo odwiedzin:) Więc, dzięki Ci!:D
    Ciesze się, że już nowa notka! Byłam nastawiona na jutro a tu taka niespodzianka.
    Rozdział jak zawsze zarąbisty:) Wolę jednak jak wydarzenia dzieją się w szkole ale w pierwszym dniu wakacji, nie wieje nudą:) Bo przeważnie Lily przyjeżdża do domu i biedna nie wie co ze sobą zrobić, a tu się tyle dzieje!
    Nie mogę się doczekać co przygotowałaś na następne dni!
    Zawsze nie lubiłam Petunii, była taką jędzowatą kurą, która traktuje jak popychadło syna swojej siostry. Ale, po głębszym zastanowieniu i poznaniu więcej informacji zrobiło mi się jej żal. Nie dziwie się, że jest zazdrosna, tylko Lily jest dane przeżyć najpiękniejszą przygodę życia, a ona musi żyć w zwyczajnym, nudnym świecie. Więc, oficjalnie nie jest już jędzowatą kurą!:)
    Luke... szkoda słów, spieprzyć szansę na związek z Angelą, potem być nieszczęśliwym, bo spotyka się z najlepszym kumplem, pewnie miał kupę radochy jak mu przylał:D Ale sam sobie jest winien i Lily powinna mu dać nauczkę, bo nie wolno tak ludzi obrażać, jak nie potrafimy zagospodarować swojego życia. Jest głupim gburem i tyle! Czekam jak zmądrzeje:)
    Zaskoczona jestem, że nagle się Royal znalazł, nie było go i nagle wyskoczył jak Filip z konopi, z tym zaproszeniem na wesele. Swoja drogą ciekawe kogo nasza Lily wybierze sobie za osobę towarzyszącą, hmm hm hmm czyżby to był ten kretyn, który już nie jest kretynem, Potter?:D
    List Kate, mnie urzekł zwłaszcza jak dodała, że powiedziała matce o tym, że ma chłopaka, bo ten kretyn nalegał:D Uwielbiam ją, to chyba najciekawsza i najbardziej pozytywna bohaterka u Ciebie:) Cudna jest!
    Bomba samobójcza? Padłam:D

    Buziaki! Już się nie mogę następnej doczekać!
    P.S. Tak, Rosario Milagros jest ze Zbuntowanego Anioła:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj, kochana Leksiu!


    Na samym początku chciałabym Ci podziękować za komentarz, który pozostawiłaś pod moim postem. To dla mnie niesłychany zaszczyt i w życiu bym nie pomyślała, że wygospodarujesz swój czas na to, by zajrzeć na mojego bloga. Jestem również mile zaskoczona tak pozytywną opinią, którą wygłosiłaś i na którą, jako amatorka, zupełnie sobie nie zasłużyłam. Swoją krótką obecnością zmotywowałaś mnie do działania i mam nadzieję opublikować pierwszy rozdział jeszcze w tym miesiącu. Jestem pozbawiona ,,narzędzia pracy'', liczę więc na wyrozumiałość ze strony rodziców, którzy pożyczają mi swojego laptopa. Postaram się, mimo licznych utrudnień, zjawić się z nową notką w wyznaczonym terminie.

    A teraz przejdźmy do konkretów - Twój rozdział był naprawdę dobry, po raz kolejny pozwoliłam porwać się wodzy fantazji i zapomnieć o Bożym świecie, wkraczając w świat Lily. Dzięki Ci za to! Twoja twórczość baardzo mnie odpręża, w moim przekonaniu jest najlepszym poprawiaczem humoru (podobnie jak w przypadku Lily, której pomaga obecność przebojowej Kate), a dzisiaj wyjątkowo było mi to potrzebne. Twoje opowiadanie jest po stokroć lepsze niż wypicie gorącej czekolady, nawet w szczególnie ponurym, szarym dniu.
    Tylko Luke nieco wytrącił mnie z równowagi. Zachował się jak rozwydrzony dzieciak, który boi się zmierzenia z prawdą. Przeszedł samego siebie, nie dziwię się Lily, że ma do niego żal. Widać nie zawsze warto pomagać tym, którzy nie chcą lub nie potrafią docenić czyjejś pomocy. A może to życie ciągle nas zaskakuje i nie szczędzi nam rozczarowań? Co za paradoks... Dopiero co udało jej się przełamać pierwsze lody z upartą, dumną Petunią, a już straciła przyjaciela... Coś mi jednak mówi, że Luke tym razem wykorzysta resztę swoich szarych komórek, przemyśli słowa Lily i zrobi wszystko, by pozwoliła mu się przeprosić. Bądź co bądź wiąże ich wiele wspomnień...

    No i sprawa Adama Royla... Cóż, chłopak zachował się przyzwoicie. Cieszę się, że razem z Lily zachowali się na tyle dojrzale, żeby nie kryć do siebie urazy i utrzymać w miarę przyjacielskie stosunki. Kiedy czytam fragmenty z jego udziałem, nie mogę oprzeć się myśli, jak strasznie jest do Luke'a niepodobny... Tak skrajnie inni, a jednak spokrewnieni. Jednak mówię otwarcie - wolę Luke'a! Nie wiem, ten gość ma w sobie bardzo, ale to bardzo specyficzny urok i nawet jego najbardziej karygodne uczynki i słowa jakoś tak...spływają po mnie jak po kaczce. Mam wrażenie, że ludzie tacy jak on są bardziej godni zaufania.

    Ależ się rozpisałam! Musisz mi to wybaczyć... Nie chciałam być gorsza od Ciebie po prostu! :)) Na koniec chciałabym Cię poprosić, żebyś informowała mnie o rozdziałach, najlepiej właśnie przez GG. Pozostawiam po sobie ślad w postaci numeru i obiecuję, że dam Ci znać, jeśli napiszę coś nowego: 23393763.

    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak się zastanawiałam jak w twoim opowiadaniu pojawi się Wernon.
    Dobrze, że Petunia z nim jest i że zerwała z Joshem. fajnie, że Lily pogodziła się z siostrą.
    Myślę, że Luke nie powiniem tak zareagować jak Lily chciała mu pomóc i że kiedyś ją jeszcze o pomoc poprosi.
    Ciekawe czy Lily przyjedzie na ślub Adama. Może pójdzie tam z Jamesem?
    I niech pojedzie na wakacje do Kate :D.

    Będę czekać na kolejny rozdział.
    Życzę weny na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mi oczywiście najbardziej podobała się kłótnia z Lukiem!! Właśnie miałam napisać w komentarzu, żebyś może wróciła do jakiejś sprzeczki Evans z Potterem lub Rachel a tu proszę! Z Lukiem, tego jeszcze nie było!! Ale mam nadzieję, że Lily będzie wytrwała w swoim postanowieniu, bo chcę zobaczyć jak wyglądają przeprosiny w wykonaniu Luka. No i proszę o informowanie mnie o rozdziałach nowych na blogu: lilyevans-jamespotter-huncwoci.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział tradycyjnie świetny;)
    Ciesze się, że Lily postanowiła trochę ocieplić swoje stosunki z siostrą, rodzina powinna trzymać się razem, a one były kiedyś dobrymi przyjaciółkami. Ach, Vernon kompletnie o nim zapomniałam..., jednak mam nadzieję, że niedługo napiszesz o nim coś więcej.
    Czytając fragment z listem miałam banana na twarzy i już sobie wyobraziłam Syriusza na obiadku u rodziców Kate, starannie ubranego i uczesanego.
    Lukie, Lukie, Lukie... Jak go nie kochać? Mam nadzieję, że w następnym rozdziale się pogodzą, jednocześnie podpisuje się pod słowami ~Arthie, fajnie by to wyglądało gdyby to on przyszedł przeprosić. Szkoda mi go.
    Życzę weny, czasu i czekam na kolejny rozdział, buziaki!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Black Butterfly melduje się! Oczywiście przeczytałam rozdział zaraz po dodaniu i Ty o tym wiesz, ale oczywiście mam taki super zapłon w komentowaniu... :D Zresztą, poganiałaś mnie z dodanie notki (no i pacz, udało Ci się!)
    Nie cierpię Petuni, tej książkowej i tej w Twoim opowiadaniu. No ale dobrze, że się pogodziły (jestem ciekawa na jak długo). Super opisana scena, gdzie się kłócą i jak Lily wylewa swoje żale, bardzo to do mnie przemówiło.
    Lukie. Lukie, Lukie, Lukie. Leksiu, czy mówiłam Ci, jak bardzo go uwielbiam? <3 Stworzyłaś genialną postać. Co tam, że bywa wkurzający jak mój brat, uwielbiam go tak mocno, że nie przeszkadzają mi te jego chamskie odzywki, i że zachowuje się jak kasztan (w tym rozdziale na przykład [i wiesz co, wierzę, że sam ruszy swoje cudowne cztery litery i przeprosi Lily]). I uwielbiam sceny kłótni, często myślę `bijcie się, będzie mięso :D` Ah. Zachwycam się. <3 No i On czuje coś do Angeliny, bardzo mnie to cieszy, i (nie)skrycie liczę na jakąś akcję Lukie-Angelina, albo Lukie po raz kolejny dający w twarz Jasperowi :podekscytowana: List od Kate baaardzo pozytywny, ciekawa jestem jak się zachowa Syriusz Black! :)
    No i bym zapomniała. Jest i Adam, na którego tak czekałam, ale miejsce na podium teraz należy do Lukiego (<3). Toż to miły chłopak z niego jest, i fajnie, że on i Lily pozostają w dobrych relacjach, chociaż osobiście ja bym się dziwnie poczuła, gdybym dostała takie zaproszenie. Ale wiesz co, droga Leksiu, to może być ciekawe. :D
    No i na koniec napiszę - jesteś Kochana!
    Trzymaj się i pisz szybko nowa notkę bo uwielbiam Lukiego i nie mogę się doczekać. :D
    Buziaki i pozdrowienia :*
    Black Butterfly (czy tam Czarne Latające Masło, jak wolisz. :D)
    [http://kochaj-albo-nienawidz.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej! :3
    Dopiero znalazłam twojego bloga. Zdążyłam przeczytać dopiero pierwszy rozdział i... Boziu! Wszystko przeczytam. Choćbym miała zerwać noc! :3 Kocham i jeszcze raz kocham. Masz nawet fajny styl (ale wiadomo. Pierwszy rozdział pisany 4 lata temu, więc mogłaś go poprawić! ;) i bardzo dobrze się Ciebie czyta. Oprócz tego jestem ciekawa, jak pokierujesz losy pary, jak i innych bohaterów.
    Oprócz tego chciałam Ciebie zaprosić do siebie. Od razu mówię, że jestem amatorką, a w samych rozdziałach często są używane wulgaryzmy. Aktualnie piszę tam opowiadanie o parce, której poświęciłaś 4 lata. Więc ten... Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła. Zapraszam do siebie: http://sulficja.blogspot.com/

    Nie mogę się doczekać, aż wszystko przeczytam, a będę mogła czekać na nowy rozdział! To będzie ekscytujące uczucie :3

    OdpowiedzUsuń
  12. Droga Leksio. :-) pierwszy raz pisze tutaj komentarz bo chciałam przeczytać Twojego bloga od deski do deski.. I nie żałuję! Zapytałam czasami nocki w pracy gdzie powinnam pracować a tak naprawdę siedziałam gdzieś cichaczem i czytałam kolejne Twoje notki, nawet powiem, że denerwował mnie klienci którzy śmiali mi przerwać Czytanie! Od samego początku mi się dobrze wszystko czytało.. Wiadomo jakie zawsze są początki... Ale z czasem widziałam jak dojrzewa to Twoje pisanie... Czułam się jakbym czytała książkę a nie bloga... Kocham Twoje poczucie.humoru!:-) Przepraszam za błędy w tym o to komentarzu ale pisze na telefonie. :-) czekam na kolejną notkę mam nadzieje, ze pojawi się niedługo. :-) P.

    OdpowiedzUsuń
  13. Lepiej usiądź wygodnie, bo to nie będzie krótki komentarz >:]

    Wpadłam na Twojego bloga jakąś chwilę temu, gdy przekopywałam z nudów internet i postanowiłam sprawdzić co też się wyprawia w środowisku Potterowskim ;) (mimo że chyba za stara na to już jestem :D) Nie będę kryła, że opowiadania o Lily i Jamesie zawsze należały do moich ulubionych i swego czasu czytałam kilka naprawdę rewelacyjnych. Muszę przyznać, że czytając Twojego bloga mnie zatkało – w ciągu trzech dni przerobiłam wszystkie rozdziały xD
    Blog bardzo mi się spodobał i mimo drobnych błędów w tekście czyta się go bardzo przyjemnie :) W sumie jedyną rzeczą do której mam obiekcje i która zakłóca przyjemność z czytania tych rewelacyjnych rozdziałów są pozlepiane słowa, bo posty same w sobie są bardzo fajne i masz ciekawe pomysły ;) Wiele razy uśmiałam się czytając o potyczkach Lily i Jamesa ;) Ta Evans ma temperament (graniczący niemal z impertynencją). Nie obyło się również bez wzruszeń ;)
    Super, że notki są długie i rozbudowane – widać, że się przykładasz do każdego rozdziału, nie piszesz ich „na odwal”, tylko z sercem :) Niesamowicie mnie cieszy, że nie skupiasz swojej uwagi wyłącznie na Lily i Jamesie, pamiętając o innych postaciach :D
    Co do jakości postów to mam tylko jedno ‘ale’ – te zlepione słowa. Podejrzewam, że może to wynikać z tego iż prawdopodobnie wklejasz na Onet tekst który napisałaś wcześniej w jakimś edytorze i serwis tak brzydko skleja słowa. Zawsze warto przeczytać notkę przed (a nawet i po) opublikowaniu żeby skorygować ewentualne błędy, literówki, czy takie właśnie babole jak zlepione słowa ;)
    Mam nadzieję, że te uwagi Cię nie urażą, a jedynie zmobilizują do dalszego doskonalenia swojego warsztatu :) (który i tak jest świetny! :)
    Ufam, że niedługo będzie się pojawiać więcej wzmianek o Voldemorcie itp żeby nam się tutaj telenowela nie zrobiła ;)

    Pozdrawiam cieplutko, życzę weny i czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  14. No hej :D przeczytałam, pokochalam i czekam na więcej. Nie znikaj tak więcej i szybko pisze co tam u mojej ukochanej pary. Może chciałbyś odwidzic mój blog, zapraszam.
    Pozdrawiam, puck

    OdpowiedzUsuń
  15. Kochana Leksiu,
    To dla mnie zaszczyt pisać dla Ciebie komentarz bo jesteś tak świetną pisarką (jeśli można tak to nazwać), że aż mi wstyd w ogóle coś zamieszczać na tym blogu.
    Miałam tak wielkie szczęście, że trafiłam na bloga w tedy, kiedy pojawił się rozdział po Twojej przerwie. Nie mogłam spać gapiąc się w ekran komputera, czy telefonu. Twoja Lily jest tak realna, że aż ja mogłabym jej tej realności w tej chwili pozazdrościć. Uwielbiam jej całą zadziorność i odwagę (w końcu jest Gryfonką).
    Co do rozdziału jak zwykle cudowny, wspaniały, niezastąpiony. Czuję radość z wieści, że wiecznie fochnięte na siebie siostry wreszcie jako, tako się pogodziły. Lily świetnie oddała uczucia jakie w sobie przez tyle lat dławiła. Gdybym była Petunia to skończyłam Lily na szyję i nigdy bym już nie puszczała. Zazdroszczę Końskiej Twarzy takiej siostry.
    Jeśli chodzi o Luke'a to zawsze wiedziałam, że w końcu wybuchnie ze swoimi uczuciami, ale nawet nie podejrzewałam, że zrobi to tak agresywnie. Mógł troszkę ba dziej panować nad emocjami i lepiej zrozumieć chęci Lily, ale w końcu to chłopak, więc nie dziwmy mu się.
    Sytuacja z Adamem wydaje mi się co najmniej dziwna, z dwóch powodów:
    a)chłopak zaprasza byłą dziewczynę na ślub z dziewczyną z którą ją zdradził, a Lily nie wydaje się być bardzo tym faktem przejęta.
    b) Owa przyszła Młoda Pani zgadza się na zaproszenie tej dziewczyny na jej ślub.
    W sumie Lily ma Jamesa, w którym lubuje ponad wszystko i nie obchodzi jej jakiś tam ADAM.
    I jak już jesteśmy przy Jamesie to zastanawiam się, czy też nie on dostąpi tego szczęścia i będzie towarzyszył swojej miłości w ślubie, ale to byłoby dla Ciebie zbyt oczywiste, więc może czymś nas zaskoczysz.
    Trochę boję się tej przerwy między Lily, a Jamesem, lecz ufam Twoim pomysłom bezgranicznie.
    Mam pewien pomysł co do tych mugolskich dzieci, ale na e chcę Ci brudzić myśli moim fatalnym umysłem.
    Sądzę, że rozpisałam się dostatecznie jak na pierwszy komentarz, który tu piszę. Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdział, w którym na pewno nie raz, czy nie dwa nas zaskoczysz.
    ~Gabby

    OdpowiedzUsuń
  16. A ja dalej czekam na nową notkę. :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Wczoraj w nocy weszłam w zakładkę "postępy w pisaniu".. gdy zobaczyłam 0%, postanowiłam czekać dalej. Nawet nie wiesz jaką radość mi sprawiło to dzisiejsze 20% :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Wyczekuję nowej dawki cudownej Lily!

    OdpowiedzUsuń
  19. Do świąt zostało 11 dni... tak długo jeszcze muszę czekać na notkę. :D Będę pisała co jakiś czas komentarze aby Ci przypominać że czekamy z utęsknieniem na kolejną przygodę w której przynajmniej ja się zatracam.:) czytając Twoje opowiadanie. :)

    OdpowiedzUsuń
  20. rozdział świetny ... zresztą jak zawsze .. i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału , mam nadzieję że napiszesz go szybko :)


    Ps. Moje gg: 52317205

    OdpowiedzUsuń
  21. Miło jest powrócić "na Stare śmieci" i zobaczyć te notki, Twoje zaangażowanie, pozytywne wiadomości. Cieszę się, że przypadki istnieją.

    OdpowiedzUsuń
  22. Hej :)

    Chciałabym cię poinformować że zostałaś nominowana do Liebster Blog Award . Więcej szczegółów na moim blogu --------> http://historiarudejpannyevans.blog.pl/2014/12/30/liebster-blog-award/

    OdpowiedzUsuń
  23. Eeeej, ten rozdział był zdecydowanie za krótki...chociaż być może odnoszę takie wrażenie dlatego że przed chwilą przeczytałam poprzedni, który był może nie tyle dłuższy, co bardziej obfity w wydarzenia :)
    Cóż...Lily bardzo dojrzała. Miło że pogodziła się z Petunią...i że potrafi tak swobodnie rozmawiać z Adamem na temat jego małżeństwa czy dziecka...wiem że minęło już trochę czasu jednak wątpię czy ja byn sie na to zdobyła. Podziwiam ją, naprawdę. Chyba będzie moim wzorem.
    Co do informowania, to masz mojego fejsa, tam byłoby najlepiej, a jeśli nie to chyba masz też moje gg, więc gdzie chcesz :) od teraz będę częściej tu zaglądać, naprawdę się stęskniłam.
    Czekam na dalej ♥

    OdpowiedzUsuń
  24. No i czekam na 5. rocznicę i nowy rozdział :) miłego pisania ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  25. No to czekam do 19 dalej.:-)

    OdpowiedzUsuń
  26. Chciałabym Cię nominować do Liebster Blog Award. Więcej informacji na http://lilyevans-jamespotter-huncwoci.blog.onet.pl/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. Zgadnij co...od naszej ostatniej rozmowy przeczytała sobie od nowa wszystko <3 Sama sobie nie wierzę, ale naprawdę się cieszę, jeeejku, dawno nic nie dało mi takiej radości <3 Komentarz do tego poleci na GG, bo w sumie nie chcę się tu uzewnętrzniać ze swoimi w sumie bardzo przeżywanymi emocjami, których było niemało ;)

    OdpowiedzUsuń
  28. Zostałaś nominowana do LBA u mnie:)
    http://huncwot-rogata.blogspot.com/2015/01/rozdzia-28-penia-oraz-lba.html
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  29. Zaczęłam czytać twojego bloga jakieś dwa dni temu i jestem naprawdę pod wrażeniem i twojego wspaniałego talentu i niesamowitej wyobraźni ♥ Blog jest naprawdę świetny i ze zniecierpliwieniem czekam na kolejne rozdziały, pozdrawiam gorąco ! :*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)