Witam, cześć i czołem!
Minęły prawie 3 miesiące od ukazania się poprzedniego rozdziału. Tak, tak, wiem, że długo, ale właśnie dzisiaj pojawiam się z nowym, więc nie zostawiłam Was :-).
Zacznę od tego, że dostałam nominację od Psychotic (http://welcome-in-brutal-world.blogspot.com), za co dziękuję. Co prawda nie bawię się w takie rzeczy, ale stwierdziłam, że co mi szkodzi - mogę odpowiedzieć na pytania, to nie boli ;-).
A teraz zasady:
„Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymana od innego Blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (lub mniej, jeśli - tak jak ja - nie czytasz 11 blogów), informujesz je o tym, oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”
Pytania do mnie i moje odpowiedzi brzmią następująco:
1. Dlaczego postanowiłaś założyć tego bloga?
Postanowiłam założyć tego bloga, ponieważ zawsze lubiłam pisać i chciałam wymyślić własną wersję historii Lily i Jamesa (bo to moje ulubione postaci z HP).
2. Skąd czerpiesz inspiracje?
Głównie z własnej, chorej głowy ;-). Aczkolwiek również inspiruję się filmami, serialami, książkami rzadziej muzyką. Najczęściej to chyba życiem i sytuacjami, które spotykają mnie lub bliskie mi osoby. Kilka moich postaci ma cechy charakteru wzięte z żywca - z samej mnie, z przyjaciółek itp.
3. Jak długo piszesz?
Dokładnie od 18 stycznia 2010 roku (chociaż wcześniej - jakieś 10-11 lat temu też pisałam bloga o Lily), czyli 4 lata, 8 miesięcy i 25 dni :-).
4. Czym się interesujesz?
Interesuję się sportem (oglądam siatkówkę, sporty zimowe, czasami kolarstwo, a jeżdżę na rowerze szosowym, nartach, łyżwach, oprócz tego uwielbiam pływać), turystyką krajową (za granicą się źle czuję), oczywiście uwielbiam czytać książki, no interesuję się HP - wiadomo. No i uwielbiam psy (oprócz jorków - z wzajemnością).
5. Jaki sport lubisz? I czy w ogóle go lubisz?
Pytanie wyżej odpowiedziałam. No, ale uwielbiam jeździć na nartach i pływać. Jeżdżę również na rowerze. Kiedyś biegałam, teraz chcę wrócić do tego. Aaaaa i zawsze uwielbiałam grać w siatkówkę (chociaż w moim wypadku bardziej to się powinno nazywać odbijanie piłki :D)
6. Lubisz uczyć się języków obcych?
Angielski może być, bo łatwo mi przychodzi. Ale niemieckiego uczyłam się 6 lat i oprócz kolędy Cicha Noc, to po niemiecku nic kompletnie nie umiem - nienawidzę tego języka. Innych się nie uczyłam. Ale chciałabym kiedyś się nauczyć norweskiego.
7. Masz zwierzątko? Jakie?
Zwierzątko mam - psa, a w sumie to suczkę. Nazywa się Diana, ma 9 miesięcy, jest to zmieszany Cocker Spaniel Angielski z jakimś kundelkiem, ale jest cudowna <3. A jeśli zwierzątkiem nazwiesz węża Boa Tęczowego i 8 ogromnych pająków ptaszników (nie wymienię nazwy, bo się na tym nie znam, to są pająki męża, ale mieszkam z nimi, więc przymusowo są też moje), no to jeszcze je mam właśnie.
8. Masz rodzeństwo, czy jesteś jedynaczką?
Mam rodzeństwo - brata Tomasza rok starszego ode mnie i 16 lat młodszą siostrę Maję, którą zawsze traktowałam bardziej jak córkę, niż jak siostrę ;-). W każdym razie mam najlepsze rodzeństwo pod słońcem i nie zamieniłabym na nic, ani nikogo innego! <3
9. Jak opiszesz swój styl?.
Ale że pisania? Daremny. Tzn. według mnie jest zbyt dziecinny, nie umiem pisać opisów, nie umiem opisywać pokoi, krajobrazów itp., nie umiem dużo rzeczy. Czasami myślę, że nie jest tak źle, ale potem czytam coś od kogoś, jakiegoś bloga i od razu uświadamiam sobie, że jestem do dupy. Ale trudno, jeśli ktoś to czyta (za co WAM DZIĘKUJĘ! <3), to może nie jest tak tragicznie ;-)
10. Ulubiony portal społecznościowy?
Eee, jedyny jakiego używam to facebook (chociaż naszą klasę też jeszcze mam, ale na nią nie wchodzę od paru ładnych lat). Chyba, że ask.fm to też portal społecznościowy. W każdym razie nie mam ulubionego. Wszędzie mnie coś wkurza.
11. Do czego masz największy sentyment?
Generalnie nie wiem. Chyba do wspomnień. Chociaż nie. Największy sentyment mam do swojej figury sprzed około 6 lat - chciałabym przynajmniej do takiej wrócić. Ale to się chyba nie liczy, nie? :DTeraz chyba powinnam kogoś nominować. A jedyną osobą, którą znam, co prowadzi bloga jest Black Butterfly (http:kochaj-albo-nienawidz.blogspot.com), więc w sumie tylko ją nominuję :-). A oto pytania dla Ciebie moja droga:1. Co najbardziej w sobie cenisz? (Chodzi mi zarówno o cechy charakteru i wyglądu, jak i o styl pisania)
2. Dlaczego zaczęłaś prowadzić tego bloga?
3. Co lubisz robić w wolnym czasie?4. Lubisz zwierzęta? Masz jakieś? Jakie chciałabyś mieć?5. Co najbardziej cenisz sobie w ludziach?
6. Gdzie chciałabyś pojechać na wakacje?
7. Jakbyś mogła wybrać, gdzie się urodziłaś, to w jakim kraju/mieście?
8. Twoja ulubiona pora roku to? I dlaczego?
9. Skąd czerpiesz inspiracje?
10. Chciałabyś się ze mną kiedyś spotkać? (Haha, głupie pytanie - wiem :D)
11. Gdybyś mogła wybrać jednego Twojego idola (ulubiony zespół, piosenkarz, aktorka, pisarka, dziennikarz itp.), to z kim byś się spotkała?
Dobra, przechodzimy do spraw następnych, czyli... hmmm, nie wiem. A, już wiem. No więc, rozdział był zaczęty jeszcze w lipcu, bo chciałam Wam zrobić prezent na swoje urodziny. Potem przez 3 miesiące dopisywałam po kilka zdań, a od strony 5 do końca napisany w tym tygodniu (w tym 7 stron dzisiaj). Co do jakości, to i tak bym narzekała, więc nie marudzę. Chcę jedynie dodać, że to, co dzisiaj pisałam, jest niesprawdzone, więc może nie trzymać się kupy, bo nawet tego nie przeczytałam.
Co do zakładki bohaterowie, to nie wiem, kiedy ją skończę, bo jak na razie mi się po prostu nie chce :P.
Dobra, już nie marudzę i zapraszam do czytania :-).
Pozdrawiam wszystkich serdecznie! Wiecie, że Was kocham, nie? <3
Leksia
***
Czekałyśmy na Angelinę w dormitorium, martwiąc się gdzie może być i co może robić. Między mną, a Kate panowała ponura cisza, której żadna nie chciała przerwać. Pozostałe dziewczyny spędzały wieczór poza dormitorium, co było nam na rękę. Postanowiłyśmy zgodnie, że będziemy siedzieć tak długo, aż ona wróci i upewnimy się, że wszystko w z nią w porządku. Dawno zaprzestałyśmy poszukiwań w zamku, bo on był tak ogromny, że z łatwością mogła się gdziekolwiek schować. Zaczęłam szczerze wątpić, że ona w ogóle jest w zamku, a to za sprawą Pottera, który również jej szukał. A przecież nigdy nie miał problemów ze znalezieniem mnie, więc czemu nie wiedział, gdzie jest ona? Nic więc dziwnego, że gdy tylko drzwi się otworzyły, obie błyskawicznie obróciłyśmy głowę w tamtą stronę. Jak wielka była moja ulga, gdy zobaczyłam chudą szatynkę stojącą w progu i patrzącą na nas smutnymi, czekoladowymi oczami.
– Angelina! – wstałam i podeszłam do niej w czasie, gdy ta zamykała za sobą drzwi. – Szukałyśmy cię cały dzień. – powiedziałam, obserwując ją uważnie.
– Musiałam pobyć sama. – odpowiedziała cicho.
– Jak się czujesz? – spytała Kate siedząca na swoim łóżku. Angela podeszła do swojego i usiadła na nim, a ja obok niej.
– A jak mam się czuć? – uśmiechnęła się gorzko. – Trochę lepiej niż rano, ale i tak czuję się wyprana z wszystkich uczuć. – dodała, odwracając od nas wzrok.
– Rozmawiałaś z nim? – zapytałam, a Chuda zawahała się.
– Co miałabym mu powiedzieć? "Cześć Jasper, słyszałam, że się spotykasz z innymi dziewczynami za moimi plecami."? Sama chyba słyszysz jak to absurdalnie brzmi. – po jej słowach zapadła cisza. Nie za bardzo wiedziałam, co jej odpowiedzieć. – Potter był bardzo wściekły, że mnie nie było na treningu? – Angelina sama przerwała ciszę, zmieniając temat.
– Wściekły może nie był, bardziej bym powiedziała, że zły. – odpowiedziałam. – Szukał cię, żeby cię opieprzyć, ale nawet on nie wiedział, gdzie jesteś. Ale ja z nim porozmawiam, żeby dał ci spokój...
– Przestań. – przerwała mi – Jestem w drużynie i nie powinnam opuszczać treningów przed najważniejszym meczem w sezonie, choćby nie wiem co się działo. Jutro do niego pójdę i przeproszę, może mnie nie wyeliminuje.
– A dasz radę zagrać? Szczególnie, że to mecz przeciwko Krukonom, gdzie... – zaczęła Kate.
– ...Jasper jest pałkarzem, wiem Kate. – dokończyła za nią Angela. – Dam sobie radę. Przeżyłam gorsze rzeczy niż rozstanie z chłopakiem. – wzruszyła ramionami.
– Cieszę się, że tak mówisz. – mruknęłam, obserwując ją, a ona uśmiechnęła się nieznacznie.
– W końcu świat nie kończy się na jednym facecie. – dodała jeszcze. – A jak tam twoja sytuacja z Łapą? – zwróciła się do lokatej dziewczyny, a ta prychnęła.
– Zanim ten osioł mnie przeprosi trochę minie. Męska duma, a szczególnie w jego przypadku, to ciężki orzech do zgryzienia. Ale wiesz, ja też jestem uparta. – odpowiedziała, dumnie podnosząc głowę. Ja przewróciłam oczami. – Widziałam to, Ruda. – syknęła, rzucając mi karcące spojrzenie.
– Nic nie poradzę na to, że oboje zachowujecie się jak pięcioletnie dzieci kłócące się o zabawkę w piaskownicy. – wzruszyłam ramionami.
– Odezwała się ta dorosła, która wiecznie bawi się w ganianego z Potterem.
– Mam ci przypomnieć twoją zabawę w kotka i myszkę z Syriuszem i kilkoma innymi chłopakami? – odcięłam się, niezbyt miłym tonem. Kate już otwierała usta, żeby odpyskować.
– Okej, dość tego. – przerwała nam Angela, która chyba widziała, gdzie ta rozmowa zmierza. – Nie wiem jak wy, ale ja jestem padnięta i idę spać. Muszę się wyspać, bo czeka mnie jutro rozmowa z wściekłym na mnie kapitanem drużyny. A jak wszyscy wiemy, Rogacz podchodzi zbyt poważnie do qudditcha, a co dopiero do meczu finałowego. – po tych słowach weszła do łazienki, nie czekając na niczyją odpowiedź.
– Jest lepiej, niż mogłyśmy marzyć. – szepnęła Kate, patrząc na zamknięte przed chwilą drzwi od łazienki.
– Niby tak, ale z drugiej strony coś mi tutaj nie pasuje. – mruknęłam, zastanawiając się. – Ona dziwnie się zachowuje.
– Lily, na gacie Merlina, a jak ma się zachowywać? Już zapomniałaś, że wczoraj dowiedziała się o zdradzie swojego chłopaka, z którym była szczęśliwa? Przecież wiadomo, że teraz przez jakiś czas nie będzie sobą. – lokata przewróciła oczami z niedowierzaniem.
– No wiem, wiem, ale nie uważasz, że przyjęła to wszystko tak trochę zbyt… – przerwałam, szukając odpowiedniego słowa – dobrze? – dokończyłam, chociaż nie było to słowo prawidłowo opisujące to, co chciałam powiedzieć.
– Widocznie albo jest na tyle twarda, żeby to dobrze przyjąć, albo potrafi to dobrze ukryć. Nie szukaj dziury w całym, Lily. – odparła trochę surowym tonem.
– Rozumiem, że nie każdy wpada w depresję po każdym kryzysie w związku, ale ona się zachowuje nie tak, jakby chciała ukryć, że jest smutna, ale tak, jakby chciała na pokaz być smutna, mimo że nie jest. – cały czas rozmawiałyśmy szeptem, żeby Chuda nie usłyszała nas zza ściany.
– Teraz tak pomieszałaś, że nic z tego nie rozumiem. – Kate uniosła brwi. – Zamiast cieszyć się, że się nie załamała, ty zamartwiasz się, że z nią wszystko w porządku. Czasami nawet ja cię nie potrafię zrozumieć, Evans. – pokręciła głową z dezaprobatą.
– Chyba masz rację. Pewnie jestem przewrażliwiona. – odparłam dla świętego spokoju, chociaż nadal miałam dziwne przeczucie, że Angelina nie do końca powiedziała całą prawdę.
***
Następnego dnia wstałam bardzo wcześnie. Głównie dlatego, że miałam niespokojny sen i co chwila się budziłam, więc gdy po raz kolejny otworzyłam oczy, a było już jasno, stwierdziłam, że nie ma sensu się dalej męczyć w łóżku. Jakże wielkie więc było moje zdziwienie, gdy odkryłam, że kilka minut przed szóstą Angeliny łóżko jest puste. Szczególnie było to dziwne, ponieważ żadna z dziewczyn (oprócz mnie) nigdy nie była porannym ptaszkiem. Zapominając o toalecie, zeszłam na dół w pidżamie, mając nadzieję, że spotkam ją w Pokoju Wspólnym. Ale okrągły pokój był całkowicie pusty. Zastanawiając się nad tym, gdzie ona może być, poszłam z powrotem do dormitorium, skąd weszłam do łazienki, by wziąć prysznic i wykonać wszystko, co zwykle człowiek robi rano w łazience. Gdy strumienie ciepłej wody oblewały moje ciało, ja rozmyślałam nad zachowaniem przyjaciółki. Czy ja naprawdę przesadzałam, jak twierdziła Kate? Czy może to Bridge nie dostrzegła tego, co ja? Już sama nie wiedziałam, co o tym wszystkim mam sądzić. Gdy w końcu wykonałam wszystkie poranne czynności, wyszłam z łazienki. Dziewczyny nadal spały i wcale się im nie dziwiłam. W końcu kto normalny wstaje o 6 rano w niedzielę. Upewniłam się, że Angeliny naprawdę nie ma w jej łóżku i wyszłam, nie chcąc kręcić się wokół śpiących współlokatorek. Zeszłam schodami do Pokoju Wspólnego, gdzie usiadłam na jednym z foteli. Po chwili zaczęłam żałować, że nie wzięłam żadnej książki. Rozejrzałam się po pustym pomieszczeniu, mając nadzieję, że ktoś zostawił coś, czym mogłabym się zająć, jednak nic takiego nie znalazłam. Siedziałam tam dobre pół godziny i gdy chciałam wstać, ktoś wszedł do Pokoju Wspólnego przez dziurę w obrazie. Automatycznie odwróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam wysoką, chudą dziewczynę, która zmierzała do naszego dormitorium.
– Cześć. – odezwałam się, a ona podskoczyła przestraszona i przystanęła.
– Lily? – spytała trochę zdziwiona. – Cześć, przepraszam, nie zauważyłam cię. – dodała po chwili, uśmiechając się trochę nerwowo. – Co ty tutaj robisz o tej godzinie?
– Wiesz, nie mogłam spać, więc przyszłam tutaj, żeby nie budzić dziewczyn. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – A ty gdzie byłaś? – skinęłam w stronę obrazu, starając się nie brzmieć podejrzliwie.
– Nie mogłam spać, więc zrobiłam sobie spacer po zamku. – rzekła powoli, jakby zastanawiając się nad każdym słowem. – Nie chciałam budzić dziewczyn. – dodała po chwili, powtarzając moją wymówkę. Uśmiechnęłam się delikatnie.
– Tak sama chodziłaś po tym zamku? – spytałam, nadal próbując ukryć podejrzliwość. Dziewczyna zmrużyła oczy, obserwując mnie bacznie.
– Ciebie to akurat nie powinno dziwić. – odparła, wymuszając uśmiech. – Zwykle to ty robisz sobie samotne przechadzki nad ranem. I nieraz w nocy.
– No tak. – przyznałam jej rację. – Ale wiesz, żadna z was nigdy nie była porannym ptaszkiem, wręcz musiałam was wyciągać siłą z łóżka na śniadanie, dlatego zdziwiło mnie, że nie ma cię już przed 6 w łóżku. – wyjaśniłam.
– Czy mi się wydaje, czy to jest jakieś przesłuchanie? – spytała niezbyt przyjaznym tonem. Zdziwiona podniosłam brwi.
– Angela, daj spokój, nie denerwuj się. – wstałam i podeszłam do niej – Po prostu zastanawiało mnie, gdzie możesz się podziewać tak wcześnie. Martwiłam się, nic więcej. – po moich słowach Chuda rozluźniła się.
– Rozumiem, przepraszam, że tak trochę wybuchłam. – mruknęła – Nie musisz się o mnie martwić, czuję się dobrze. – zapewniła mnie – Po prostu w najbliższym czasie niewykluczone, że będę potrzebowała częściej takich samotnych, porannych spacerów. – uśmiechnęła się niby smutno, jednak miałam przeczucie, że smutek w tym uśmiechu jest nieco wymuszony. – Dzisiaj na dodatek przyjdzie mi się zmierzyć z wściekłym Jamesem, musiałam przemyśleć, co dokładnie mu powiem.
– Przez jeden trening cię nie zabije. – uśmiechnęłam się pokrzepująco.
– Nie byłabym tego taka pewna. – wyszczerzyła zęby.
– Mogę zadać ci pytanie? – zmieniłam temat, a ona kiwnęła twierdząco głową. – Rozmawiałaś już z Jasperem?
– Przecież mówiłam wam wczoraj, że jeszcze nie. – odparła szybko trochę zdenerwowana. – Wiesz dobrze, że poszłam wczoraj spać, a dzisiaj jest za wcześnie na…
– Okej, okej, nie denerwuj się tak, tylko pytałam. – przerwałam jej – Myślałam, że może spotkałaś go dzisiaj przypadkiem.
– Lily, kto normalny łazi po zamku o 6 rano w niedzielę?
– Eee… ja? Ty? – wyliczyłam pytającym tonem.
– Ja dzisiaj wyjątkowo, a ty nie jesteś normalna. – odparła, pokazując mi język.
– No cóż, chłopak, który zdradza taką dziewczynę jak ty też nie jest normalny. – odpowiedziałam, a na jej twarzy zagościł dziwny grymas. – Ale nieważne. Ważniejsze jest to, kiedy masz zamiar z nim porozmawiać? – spojrzała na mnie pytająco. – Wiem, że to trudne dla ciebie, ale w końcu kiedyś musisz mu powiedzieć, że ci o wszystkim powiedziałam. No i oznajmić mu, że to koniec. Co chyba sam zrozumie, gdy mu powiesz, że wiesz o jego zdradzie. Bo on chyba nadal żyje w przekonaniu, że jesteś jego dziewczyną.
– Możemy usiąść? – spytała, ignorując to, co powiedziałam. Skinęłam głową i usiadłyśmy na fotelach, po czym wbiłam w nią zaciekawiony wzrok. – Zastanawiałam się ostatnio nad tą całą sytuacją i doszłam do wniosku, że jeszcze nie wiem, co mam zrobić. – wyznała, obserwując moją reakcję. – Wiem, że zachował się jak świnia, ale z drugiej strony patrząc na to, co odprawiali Kate i Syriusz, zanim skończyli razem szczęśliwi, dochodzę do wniosku, że może niekoniecznie powinnam tak od razu przekreślać mój związek z Jasperem. – dokończyła powoli, jakby ważąc każde słowo. Po jej słowach już wiedziałam, że miałam rację, gdy obawiałam się, że coś jest nie tak.
– Angelina, ale tutaj wcale nie chodzi o to, że Jasper spotykał się od kilku tygodni z tą całą Carmen. Tutaj chodzi głównie o to, że dałam mu szansę, żeby sam się do tego przyznał i mógł prosić o wybaczenie, a on ją zaprzepaścił. I nie dość, że się nie przyznał i nie miał zamiaru, to jeszcze w razie czego chciał powiedzieć, że to ja się z nim całowałam, tym samym chcąc rozwalić naszą przyjaźń. Nie widzisz tego?
– Widzę, widzę. – przewróciła oczami – Ja wcale nie mówię, że do niego wrócę. Owszem, jestem na niego wściekła, złamał mi serce, ale czasami zastanawiam się, czy nie warto komuś wybaczyć i dać drugą szansę, szczególnie w tych czasach, gdy nie wiadomo, czy jutro będzie nam dane temu komuś wybaczyć, bo może go już nie być. Wiem, że ciągle to powtarzam, ale patrzę na przykład Kate i Łapy. Oboje sobie robili gorsze rzeczy i oboje potrafili sobie wybaczyć.
– Angelina każdy związek jest inny i każda osoba jest inna. To, czy wybaczysz Jasperowi, zależy od wielu czynników. Przede wszystkim od tego, co on ci powie i czy jemu będzie zależeć na twoim wybaczeniu. Czasami ludzie sobie wybaczają i są szczęśliwi, a czasami nadal się krzywdzą. Jeśli chcesz ryzykować – proszę bardzo, w końcu to ty później będziesz cierpieć, a nie kto inny, dlatego to twoja decyzja. Ja i Kate możemy ci tylko doradzić. I na ten moment moja rada jest taka, żebyś mu wybaczyła, ale niekoniecznie do niego wracała. Moim zdaniem nie ma co wchodzić dwa razy do tej samej rzeki. No i według mnie zasługujesz na kogoś o niebo lepszego. Jednak pamiętaj, że to twoje życie i zrobisz z nim co chcesz. – zakończyłam wywód, patrząc na nią troskliwym wzrokiem. Dziewczyna odwróciła spojrzenie i wpatrywała się teraz w swoje dłonie, które leżały na kolanach.
– Zobaczymy, co jeszcze z tego wyniknie. – mruknęła cicho i westchnęła, jakby nad czymś się zastanawiała.
– Chuda, posłuchaj. – położyłam rękę na jej dłoni i posłałam jej ciepły uśmiech – Nie musisz się spieszyć z żadną decyzją. Po pierwsze musisz zobaczyć, co powie i zrobi Jasper, dlatego musisz z nim jak najszybciej porozmawiać. I niezależnie od tego, co z tego wyniknie, wszystko się jakoś ułoży. – szatynka podniosła wzrok na mnie i uniosła kąciki ust w ledwo zauważalnym uśmiechu.
– Dzięki. – usłyszałam tylko, po czym zapadła cisza, która trwała długo. – Idę zobaczyć, czy dziewczyny jeszcze śpią. – odezwała się po kilkunastu minutach, wstała z fotela i ruszyła w stronę schodów do damskich dormitoriów.
– Nigdzie nie idziesz McKinnon. – gdy już miała wchodzić na pierwszy stopień, drogę zasłonił jej Potter, którego twarz była wykrzywiona w niezbyt przyjaznym grymasie. Dziewczyna westchnęła, a ja zachichotałam pod nosem.
– Prze…
– Nie obchodzą mnie twoje głupie przeprosiny i powód, dla którego nie pojawiłaś się na jednym z treningów przed najważniejszym meczem w roku! – wrzasnął jej prosto w twarz, opluwając śliną. – Musiałby chyba ktoś umrzeć, żebym ci odpuścił! – krzyk Jamesa słychać było w całej wieży. Biedna Angelina stała tam i nie wiedziała, gdzie ma wsadzić ręce i gdzie spojrzeć.
– James, ja cię naprawdę przepraszam... – dziewczyna spojrzała na niego przepraszająco, ale jego to nie ruszyło – Miałam prob…
– Jesteś zawieszona na ten mecz. – przerwał jej opanowanym, lodowatym tonem, a ona wybałuszyła na niego oczy.
– Ale przecież nie mamy żadnego rezerwowego pałkarza! – zaprotestowała.
– Jakbyś była na wczorajszym treningu, to wiedziałabyś, że mamy. I to całkiem dobrego, który PRZYCHODZI NA TRENINGI! – ostatnie trzy słowa wykrzyczał. Zagwizdałam w myślach. Nie podejrzewałabym, że wścieknie się aż tak bardzo na nią, szczególnie, że wczoraj nie dał tego tak po sobie poznać.
– Ale James! Przecież to tylko jeden trening! – oburzyła się.
– Kiedy zostałem kapitanem, dałem wam wszystkim jasno wypisane zasady, na których pracujemy. Każdy podpisywał ten regulamin, o ile mnie pamięć nie myli to również ty, więc powinnaś pamiętać, co takiego tam było napisane. – warknął, obrzucając ją takim wzrokiem, że chyba nawet ja bym się skuliła. Poza tym, to nie wiedziałam, że Potter był aż tak szajbnięty w roli tego kapitana, żeby spisywać jakiś regulamin. – Przypomnę ci, że podpisałaś się pod punktami, które zobowiązywały cię do przychodzenia na KAŻDY trening. A jeśli nie możesz przyjść na jakiś trening z jakiegoś powodu, to przychodzisz do mnie wcześniej, choćby PIĘĆ MINUT PRZED treningiem i mnie o tym powiadamiasz. Osobiście lub przez kogoś. I jakoś sobie nie przypominam, McKinnon, żebym od kogokolwiek usłyszał, że cię nie będzie na treningu. Rozumiem, że mogłaś mieć okres, zerwać z chłopakiem, ktoś mógł cię zabijać, mieć szlaban, czy po prostu chciałaś mieć wolne popołudnie, trzeba było mi to powiedzieć! – w tym dość osobliwym monologu kładł nacisk na odpowiednie słowa, a przy ostatnim zdaniu, znowu dał popis możliwości swoich strun głosowych. Postanowiłam wkroczyć do akcji.
– Cześć Potter. – rzuciłam lekkim tonem i stanęłam obok niego. Spojrzał na mnie i automatycznie się uśmiechnął.
– Cześć Evans. – odparł, ale chwilę później znowu spojrzał na Angelinę i jego wyraz twarzy z powrotem zmienił się na nieprzyjazny.
– Czy koniecznie musisz się tak drzeć z samego rana jak jeleń na rykowisku? – spytałam słodkim głosem.
– CO?! – odwrócił się gwałtownie w moją stronę, chyba całkowicie zapominając o Angelinie. Zaskoczona taką reakcją, podniosłam jedną brew.
– Pytam, czy musisz się z samego rana drzeć jak jeleń na rykowisku? Co w tym pytaniu takiego oburzającego? Jeśli nie wiesz, co to jest rykowisko…
– Zrozumiałem. – przerwał mi, jednak nadal mierzył mnie na pół przestraszonym, a na pół zaciekawionym wzrokiem.
– Wracając do tematu, daj spokój z tym wykluczeniem z meczu. Jeden trening opuściła, trudno, świat się nie zwalił, a ona nie zapomniała jak się lata na miotle i jednocześnie wymachuje pałką. – wzruszyłam ramionami i czekałam na reakcję, obserwując go uważnie.
– Evans, to nie twoja sprawa, nie ty jesteś kapitanem, więc się nie wtrącaj. – powiedział szorstko. – Skoro ją nie interesują zasady, to mnie nie interesuje ona w mojej drużynie. Krótka piłka.
– Przecież Angelina gra z wami od trzech lat, doskonale zna taktykę i świetnie współgra z resztą drużyny. Po co samemu sobie robisz problem i chcesz ją zawiesić? Przecież to się nie trzyma logiki.
– Po pierwsze, nie ma ludzi niezastąpionych i, jak mówiłem wcześniej, mam wspaniałe zastępstwo. A po drugie, po to ją wykluczę z tego meczu, żeby się nauczyła, że nie po to są zasady, żeby je łamać. – wytłumaczył dość spokojnym tonem, jednak ciągle rzucał rozzłoszczone spojrzenia na szatynkę, która miała zrezygnowaną minę. Ja natomiast po ostatnim zdaniu roześmiałam się. Chuda spojrzała na mnie jak na samobójcę.
– Potter, ja cię błagam, ty mówiący o niełamaniu zasad? Gdyby McGonagall to usłyszała, padłaby na zawał z wrażenia. – wyszczerzyłam zęby, a Angelina walczyła sama ze sobą, próbując się nie roześmiać. James spojrzał na mnie wzrokiem bazyliszka, jednak nie skomentował tego. – Okej, niech ci będzie Potter, w końcu to ty tutaj jesteś kapitanem. – wzruszyłam ramionami – Tylko chciałabym zwrócić twoją uwagę na jedną, zasadniczą rzecz. – zaczęłam, a on wyraźnie zainteresował się moimi słowami. – Dość lekkomyślne z twojej strony jest to, że na najważniejszy mecz w roku chcesz wystawić NA PRÓBĘ NOWEGO pałkarza. – dodałam z naciskiem na trzy przedostatnie słowa. – Chodź Angelina, idziemy na górę. – Po tych słowach wyminęłam Rogacza, który chyba zastanawiał się nad moimi słowami. Gdy zniknęłyśmy z jego pola widzenia, policzyłam w myślach do trzech i…
– McKinnon, zostajesz w meczu. – usłyszałyśmy głos obrażonego Jamesa, a na mojej twarzy zakwitł triumfujący uśmiech. – Ale spróbuj nie pojawić się na chociaż jednym treningu, a wywalę cię z drużyny! – dodał jeszcze i obie parsknęłyśmy śmiechem.
***
Czerwcowe dni, pomimo że były najdłuższymi w roku, mijały zdecydowanie zbyt szybko i nim się obróciliśmy, zaskoczyły nas egzaminy. Przez cały ten czas, ani Kate, ani Syriusz nie chcieli złamać swojej dumy i żadne z nich nie przeprosiło drugiego, czego efektem było dalsze udawanie, że nie istnieją dla siebie. I chociaż widziałam, że oboje za sobą tęsknią i źle im z całą tą sytuacją (nie wspomnę faktu, że powód kłótni był tak idiotyczny, że zaczęłam wątpić w ich iloraz inteligencji), jednak żadne z nich nie chciało się ugiąć jako pierwsze. Po kilku dniach namawiania obojga z nich, ja, Remus, James i Angelina zrezygnowaliśmy i daliśmy spokój. Nawet Peter próbował przemówić do rozsądku Syriuszowi, jednak ten był nieugięty. Przez to, że Kate nie odzywała się do Łapy, spędzała ze mną dosłownie każdą wolną chwilę, nie pozostawiając mi żadnej przestrzeni. To samo tyczyło się Huncwotów (którym w sumie wyszło to na dobre, bo przynajmniej porobili trochę śmiesznych dowcipów, za które oczywiście dostali szlaban od Minerwy). Efektem tego wszystkiego było to, że ani ja, ani James nie mieliśmy dla siebie czasu i praktycznie nie rozmawialiśmy na osobności. Z Lukiem wszystko wróciło do normy i gdy tylko mieliśmy razem patrol, mogłam zostać obrzucana najróżniejszymi epitetami i przekomarzaliśmy się nawzajem. Od czasu całej sprawy z Jasperem, blondyn miał nieco lepszy humor i częściej się uśmiechał, jednak za nic w świecie nie chciał się do tego przyznać („Przestań już się uczyć do tych egzaminów, bo od tych książek masz jakieś omamy”). Z Angeliną jednak nie do końca było dobrze. To znaczy, według Kate było wspaniale, bo Chuda wcale nie zdawała się być załamana całą tą sytuacją i w sumie w jej zachowaniu nic się nie zmieniło. Jednak nadal mi coś nie pasowało, szczególnie po naszej porannej rozmowie, gdzie zastanawiała się, czy mu nie wybaczyć. Uparcie twierdziła, że zerwała z Krukonem wszelkie kontakty, ale ciągle gdzieś znikała na dłuższy czas, zwykle wczesnym rankiem. Miałam co do tego pewne podejrzenia, ale gdy podzieliłam się nimi z Kate, od razu mnie wyśmiała, natomiast Luke’owi nie chciałam swoimi obawami psuć dobrego nastroju (który tak bardzo rzadko się u niego pojawiał). Jeśli chodzi o egzaminy, to poszło mi całkiem dobrze. W sumie to bardzo dobrze, z większością przedmiotów poradziłam sobie na Wybitny. Kate i Angelina może nie aż tak dobrze jak ja, ale również były zadowolone. Trójka z Huncwotów również poradziła sobie świetnie, jedynie Peter był trochę gorszy, ale z pomocą chłopaków udało mu się wszystko zaliczyć. W sobotę, po wszystkich egzaminach, miał się odbyć mecz finałowy Pucharu Quidditcha pomiędzy Gryffindorem, a Ravenclawem. Jako, że oba domy nie miały ze sobą na pieńku, na szczęście nie dochodziło do żadnych agresywnych sytuacji na korytarzach. Zresztą, takie spiny i wzajemne ataki na członków drużyny występowały tylko pomiędzy Ślizgonami, a Gryfonami, jednakże to nie oni mieli ze sobą grać, więc panował spokój. Tak więc sobotnie śniadanie wyglądało tak, jak zawsze przed każdym ważnym meczem. Siedziałam razem z Kate, Angeliną i resztą drużyny Gryfonów i jak zwykle próbowałam ich namówić na zjedzenie czegokolwiek. Angelina była blada, miała podkrążone oczy i wyraźnie miała problem ze snem tej nocy. Reszta drużyny wcale nie wyglądała lepiej. Zresztą, Krukoni również nie byli w wyśmienitych nastrojach. Westchnęłam z rezygnacją, gdy Chuda odmówiła zjedzenia czegokolwiek po raz siódmy i zajęłam się swoją jajecznicą. Nagle drzwi do Wielkiej Sali otwarły się i do środka weszli Huncwoci, na przedzie których kroczył dumny James ze swoją miotłą na ramieniu. Uśmiechnęłam się na jego widok, bo wyglądał olśniewająco. Przed każdym meczem Potter był radosny i cały w skowronkach, bo wiedział, że za chwilę siądzie na miotłę i odda się w pełni radości, którą czerpał z gry w quidditcha. Uwielbiałam taką wersję Jamesa, bo był wtedy taki szczęśliwy i pełen energii. Standardowo, widząc swoją markotną i zestresowaną drużynę, która nie tknęła żadnego jedzenia, tylko wpatrywała się w puste talerze posępnymi spojrzeniami, stanął nad nimi i zmierzył wzrokiem każdego z osobna, mrużąc przy tym oczy w bardzo słodki (według mnie) sposób.
– CO JA MÓWIŁEM O ŚNIADANIACH PRZED MECZEM?! – wrzasnął tak głośno, że chyba nawet centaury w Zakazanym Lesie go słyszały. – Macie jeść! McKinnon! – Chuda podskoczyła na swoim krześle – Masz wepchać w siebie tyle jedzenia, żeby ci było niedobrze! Jeśli przez to, że nie będziesz miała siły odbić tłuczka, przegramy, to nie tylko cię wywalę z drużyny, ale jeszcze będą cię musieli składać w jeden kawałek u św. Munga! – razem z Kate zachichotałyśmy, widząc jak cała drużyna nakłada sobie nieskończone ilości jedzenia na talerz i zaczyna to wszystko pałaszować. James tylko puścił nam oczko z zawadiackim uśmiechem i usiadł, by zająć się wpychaniem sobie do ust czegokolwiek, co mu wpadło pod rękę, jednocześnie rozprawiając z Syriuszem na temat możliwej taktyki Krukonów. Remus, widząc moje spojrzenie, przewrócił oczami i uśmiechnął się lekko.
– Zawsze mnie to zastanawia, skąd u ciebie przed każdym meczem aż tak dobry humor? – zagadnęłam naszego kapitana, który skierował na mnie swoje piękne orzechowe oczy.
– A czemu mam mieć zły? – odparł z uśmiechem na ustach i wzruszył ramionami – Pogoda jest wręcz idealna – bezwietrzna, świeci słońce, my jesteśmy dobrze przygotowani, bo przez ostatni miesiąc solidnie trenowaliśmy, żaden z naszych najlepszych zawodników nie ma kontuzji. Grać, nie umierać.
– No tak, ale nie powiesz mi, że się nie stresujesz chociaż trochę?
– Lily, ufam swoim zawodnikom i wiem, że mnie nie zawiodą. Prościej mówiąc – Na pewno wygramy, więc nie mam się czym przejmować. – skwitował i z powrotem zajął się swoim śniadaniem. Gdy upewnił się, że wszyscy syto pojedli, wstał, a za nim reszta drużyny i odmaszerowali w stronę wyjścia. Odprowadziłam ich wzrokiem, po czym rozejrzałam się po stole Gryfonów.
– Nie wierz mu. – odezwał się Syriusz. – On tylko udaje spokojnego przed drużyną, żeby ich jeszcze bardziej nie stresować. Od wczorajszego wieczoru chodzi niespokojny. – uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam gest, po czym pewien pomysł mi wpadł do głowy. Wstałam z miejsca, zostawiając na talerzu niedojedzonego tosta.
– Gdzie idziesz? – spytała Kate, która automatycznie również wstała, bo nie chciała zostać sama z Huncwotami.
– Na boisko. – odparłam zgodnie z prawdą.
– Ale do meczu zostało jeszcze trochę czasu…
– Muszę coś załatwić, zaklepcie mi miejsce na trybunach. – machnęłam ręką, przerywając jej i wyszłam szybkim krokiem z Wielkiej Sali. W Sali Wejściowej spotkałam wysokiego blondyna.
– Evans, pamiętasz jeszcze nasz zakład? – zagadnął złośliwym tonem.
– Oczywiście Lukie. – chłopak skrzywił się, bo nie lubił, gdy go tak nazywałam – Jakbym mogła zapomnieć o tym, że po meczu muszę się do ciebie zgłosić po moje galeony. – uśmiechnęłam się słodko, a on prychnął i obrzucił mnie pogardliwym spojrzeniem.
– Marzenia ściętej głowy. – syknął złośliwie i odszedł na śniadanie z lekkim uśmiechem na ustach, a ja wybiegłam na dwór i pognałam w stronę boiska do quidditcha. Gdy dobiegłam pod trybuny, stanęłam żeby złapać oddech, po czym weszłam do szatni Gryfonów. Wszyscy już byli przebrani w swoje stroje i zebrali się w kółko wokół Pottera, który omawiał taktykę i dawał ostatnie wskazówki swoim zawodnikom. Był tak wczuty w to, co mówił, że nawet nie zauważył, że weszłam do środka. Oczy mu świeciły, żywo gestykulował rękami, a jego głos był podekscytowany. Znowu miałam okazję podziwiać Jamesa w takiej postaci, w jakiej go najbardziej lubiłam. Uwielbiałam patrzeć na niego, gdy robił coś, co kocha, wkładając w to całe swoje serce. Była to jego chyba najlepsza cecha. W takich chwilach myślałam, że kobieta, która spędzi z nim resztę życia będzie najszczęśliwszą osobą na świecie, bo byłam pewna, że będzie ją kochał z ogromną pasją i oddaniem. I w tym momencie już nawet się przyznałam, że chciałabym być tą cholerną szczęściarą, której dane będzie być obdarowaną taką miłością. Myślami wróciłam z powrotem do szatni i odchrząknęłam głośno. Wszyscy, łącznie z Potterem, skierowali na mnie zdziwiony wzrok.
– Przepraszam, że przeszkadzam, ale mogłabym prosić Jamesa na słówko, zanim jest jeszcze trochę czasu? – spytałam, po czym na twarzach większości pojawiły się jednoznaczne uśmieszki, a sam zainteresowany podniósł wysoko brwi.
– Jasne. – odparł krótko i wyszedł razem ze mną na zewnątrz. Był ubrany w czerwono-złoty strój do quidditcha, który lekko opinał jego ciało, delikatnie eksponując zarys jego wysportowanej sylwetki. Stanęliśmy naprzeciwko siebie. Podniosłam wzrok i napotkałam orzechowe oczy, w których czaiły się charakterystyczne, wesołe iskry. – Słucha… - zaczął, ale nie dokończył, bo skutecznie zamknęłam mu usta delikatnym pocałunkiem. James był zaskoczony, ale oddał pocałunek i całowaliśmy się bardzo subtelnie. Wargi Rogacza były najdelikatniejszymi i najbardziej czułymi, jakie mogłam sobie wyobrazić. Były kwintesencją całego pocałunku i to na nich teraz skupiałam swoją uwagę. Po chwili jednak przerwałam tą błogą czynność, jaką jest całowanie najprzystojniejszego okularnika w Hogwarcie, a on spojrzał na mnie na pół oburzony, a pół rozkojarzony.
– Chciałam ci po prostu życzyć powodzenia i dać ci coś na szczęście. – wyjaśniłam z lekkim uśmiechem. – A teraz wracaj do swoich podopiecznych. – po tych słowach odwróciłam się i już chciałam się oddalić, gdy ten złapał mnie za rękę, odwrócił w swoją stronę i objął mnie w pasie, jednak (ku mojemu niezadowoleniu) nie pocałował.
– I myślisz, że po takiej miłej niespodziance tak po prostu cię puszczę? – mruknął przyciszonym głosem. Zarumieniłam się.
– Myślę, że mnie puścisz, bo musisz już iść. – odparłam, wskazując na tłum w oddali, który zmierzał ku trybunom.
– Niech ci będzie Evans. – uśmiechnął się zawadiacko, jednak wcale mnie nie puścił. – Ale obiecuję ci, że dokończymy to po meczu. – dodał już, szepcząc mi do ucha. Czułam jak przez całe plecy przechodzą mnie przyjemne ciarki, a w okolicach obojczyka znowu poczułam to niewyjaśnione ciepło. James puścił mnie jakby nigdy nic i odszedł w kierunku szatni.
– Powodzenia Potter! – zawołałam, a on odwrócił się i posłał mi taki uśmiech, po którym wręcz czułam, że miękną mi nogi. Gdy sylwetka chłopaka zniknęła za drzwiami, ja skierowałam się w stronę trybun. Chwilę później pojawiało się tam coraz więcej osób, aż w końcu kilka chwil przed meczem prawie wszystkie miejsca były zajęte przez uczniów i nauczycieli. Nawet sam Dumbledore się pojawił i siedział obok McGonagall, z którą prowadził żywą dyskusję. Trzymałam wolne miejsca dla Huncwotów i Kate. Cała czwórka pojawiła się zaledwie minutę przed rozpoczęciem meczu i w pośpiechu zajmowali miejsca.
– Co tak późno? – spytałam, ale nie doczekałam się odpowiedzi.
– Nawet nie pytaj. – odpowiedział Remus, więc wzruszyłam ramionami i skierowałam wzrok na boisko.
– Witam wszystkich na finałowym meczu o Puchar Quidditcha! – po trybunach rozległ się magicznie wzmocniony głos Edmunda Werty’ego. – Ponieważ wspaniałą drużynę Slytherina dopadł jakiś ogromny pech i przegrali ostatni mecz, dzisiaj zetrą się drużyny Gryffindoru i Ravenclawu. – oznajmił, zaraz na początku usprawiedliwiając Ślizgonów, co większość kibiców przyjęła z niesmakiem. Aczkolwiek wszyscy kibice byli przyzwyczajeni do tego, że komentator ten, nawet jeśli w meczu nie gra Slytherin, ma tendencję do rozwodzenia się nad wspaniałością swojej drużyny (w końcu był Ślizgonem). – Przywitajmy drużynę Gryffindoru! Pałkarze Angelina McKinnon i Jonathan Smith! – dwie postacie na miotłach wyleciały w powietrze, machając do trybun, skąd posypały się gromkie brawa, szczególnie z tej złoto-czerwonej części kibiców. – Ścigający Adrien Lloyd, Susan Fisher i Chris Bones! – publiczność znowu zawrzała, gdy na boisko wzniosło się troje zawodników. – Obrońca Frank Longbottom! – kibice również nie zwiedli i przy Franku – Oraz niezawodny szukający i kapitan w jednym, chociaż i tak nie lepszy niż Ślizgon, James Potter! – tym razem słychać było głównie damską część widowni, która piszczała i wrzeszczała. Ja, Kate i Huncwoci również krzyczeliśmy głośno. Potter zrobił kilka pętelek w powietrzy i wyszczerzył zęby, machając głównie naszej piątce. – A teraz czas na Ravenclaw! Pałkarze Jasper Red i Samantha Bell! Ścigający Martin Troffy, Hannah Clark i Lexie Mills! Obrońca Judith White! Szukający i kapitan Craig Davies! – za każdym razem, gdy komentator wywoływał kolejnych zawodników, oni wzbijali się w górę i okrążali boisko przy akompaniamencie krzyków i braw ze strony oglądających mecz. Jak łatwo przewidzieć, największy aplauz dostali od części brązowo-niebieskiej. – Kapitanowie podają sobie ręce przy obecności sędziego madame Rolanda Hooch. – rzeczywiście obie drużyny zleciały na dół, a Potter i Davies podali sobie rękę. Profesor Hooch kierowała do nich jakieś słowa, zapewne coś o zasadach fair-play. – Sędzia wypuszcza piłki i jest gwizdek! Mecz o Puchar Quidditcha rozpoczęty! – piętnaście osób wyleciało w górę na miotłach, obrońcy od razu pędzili do swoich słupków, szukający zaczęli rozglądać się za piłką, pałkarze szukali tłuczków, a ścigający od razu zaczęli grę. – I już mamy pierwszą akcję! Clark podaje kafel do Mills, ta omija Longbottoma i jest dziesięć punktów dla Ravenclawu! – Krukoni szaleli na trybunach, a Gryfoni wydali z siebie jęk zawodu. – Bardzo szybko zdobyty punkt, jednak skromnie przypomnę, że Slytherin już nieraz po takim czasie miał i trzydzieści punktów zdobytych.
– Tak jasne, dwieście trzydzieści i sto pięćdziesiąt za znicza. – warknęłam, a Kate zachichotała obok mnie.
– Gryfoni od razu przejmują kafel i już Bones leci w kierunku White! Bierze zamach i… ale co to się stało?! Bones wykiwał White i zamiast rzucić, piłkę przejęła Fisher i zręcznie przerzuciła przez słupek! Mamy 10:10! – skakaliśmy i wrzeszczeliśmy z radości, dopingując złoto-czerwonych. – Troffy, Clark i Mills lecą ustawieni w klucz, podając sobie kafla między sobą! Ścigający Gryfonów bezskutecznie próbują odebrać kafel! Gdyby to byli Ślizgoni, jestem pewien, że już by go przejęli! Co ja mówię?! Już by był drugi punkt dla nas! Jednak wróćmy do rzeczywistości – Longbottom już szykuje się do obrony. Ale chyba nie doceniliśmy drużyny Gryfonów, bo gdzie ścigający nie może, tam pałkarza pośle! McKinnon idealnie wycelowała tłuczka w Mills, która straciła kafel! Piękna akcja tej dziewczyny!
– BRAWO CHUDA! – wrzasnęłam na cały głos.
– Brązowa piłka znowu jest w posiadaniu Gryfonów! Fisher pędzi na słupki White, rzuca i… Proszę państwa, dzisiaj mecz należy do pałkarzy! Red zemścił się na Fisher za McKinnon i skutecznie zablokował akcję! – wydawało mi się, albo nie, ale po tej akcji Jasper puścił oczko Chudej, która lekko się uśmiechnęła. Już chciałam spytać Kate, czy to widziała, ale gdy obróciłam się w jej stronę, ogłuchłam, bo w naszym sektorze wybuchła wrzawa po kolejnym zdobytym punkcie. Zła na siebie, że przegapiłam akcję, postanowiłam nie zwracać uwagi na Chudą i jej (miałam nadzieję) eks chłopaka. Obie drużyny leciały łeb w łeb i kilkanaście minut później wynik wynosił 90:90. Jednak ten mecz był świetnym pokazem umiejętności pałkarzy, bowiem Angelina i Jasper dawali z siebie wszystko i pracowali za dziesięciu. Odbijali tłuczki z prędkością światła, zawsze celnie i albo skutecznie blokowali ścigających przeciwnej drużyny, albo świetnie chronili przed czarnymi kulami swoich zawodników. Raz Angelina odbiła tłuczka pod naszymi słupkami, przerywając akcję Clark, by sekundę później znaleźć się po drugiej stronie boiska, chroniąc Lloyda przed tłuczkiem posłanym przez Jaspera, dzięki czemu Adrien mógł dokończyć akcję i zdobyć setny punkt dla Gryfonów. – Mam wrażenie, że Red i McKinnon założyli się dzisiaj, który z nich więcej razy posłuży się swoją pałką! Mamy dzisiaj niesamowity pokaz umiejętności tej dwójki zawodników! Chociaż mają szczęście, że to nie Slytherin jest ich przeciwnikiem, bo już by im nie było tak łatwo! – wszyscy teraz skupiali uwagę na tej dwójce, która dwoiła się i troiła, by spełniać swoją funkcję. Smith i Bell wyglądali przy nich, jakby znaleźli się tam przypadkowo z jakimś patyczkiem w ręku. W pewnym momencie nastąpiła taka wymiana uderzeń tłuczkiem między Angeliną, a Jasperem, że wyglądało to bardziej jak mecz badmintona na miotłach, niż quidditch. Nasz drugi pałkarz był tak zaskoczony świetną grą koleżanki z drużyny, że zawisł w powietrzu i gapił się z otwartymi ustami na to, co wyprawia Chuda. I pewnie dalej by się tak gapił, gdyby nie Potter, który podleciał do niego i trzepnął go w ucho, wydzierając się, że jeśli nie zacznie grać, to następnym razem zdzieli go jego własną pałką przez łeb. Wtedy chłopak ocknął się i zaczął w końcu pomagać szatynce w odbijaniu tłuczków. Minęło kilkadziesiąt minut, a żadna z drużyn nie zdobyła punktów i dalej było 100:90 dla Gryfonów. Wszystko to przez zaciętą grę wcześniej wspomnianej dwójki pałkarzy, którzy teraz zajęli się tylko blokowaniem ścigających. – Proszę państwa, widziałem wiele dobrych meczów, w których świetnie grali zawodnicy, szczególnie niezawodni Ślizgoni, jednak takiego pojedynku pałkarzy jeszcze nie byłem świadkiem! – komentator również był pod wrażeniem. Obserwowałam Chudą, której wyraźnie ta rywalizacja sprawiała frajdę, bo za każdym razem, gdy udało jej się zablokować akcję, lub uchronić kogoś przed tłuczkiem posłanym przez Jaspera, na jej twarzy gościł ogromny banan. I co podejrzane, zawsze był skierowany do Reda, a mi to wcale się nie podobało. – Nareszcie Krukonom udało się ominąć serię uderzeń McKinnon i znowu mamy remis 100:100! Brawo dziewczyny! Clark i Mills to bardzo zgrany duet, jak mieliśmy okazję zauważyć przed chwilą! Longbottom, mimo że jest dobrym obrońcą, nie miał szans! Jedynie nasz wspaniały obrońca Carter (obrońca Ślizgonów – przyp. aut.) mógłby obronić taki atak! Ale już widzimy kontratak w wykonaniu Lloyda i Bones. Chłopcy mkną w kierunku White, dziewczyna jest przygotowana na atak, Bones podaje do Fisher, Fisher do Lloyda, Lloyd strzela i… White złapała kafel! Świetna obrona w wykonaniu tej drobnej dziewczyny! White rzuca kafel do Mills, ale ta dostaje tłuczkiem od McKinnon i kafel przejmują ścigający Gryffindoru! Szybka akcja pod słupkami White, Lloyd strzela i mamy sto dziesiąty punkt dla Gryfonów! – wstałam z krzesła i przytuliłam się do Kate, z którą zaczęłyśmy krzyczeć i skakać z radości. – Krukoni się nie poddają i znowu ruszają na Longbottoma, który uważnie obserwuje trójkę napastników! Są coraz bliżej, podając kafel między sobą, znowu Gryfoni są bezradni wobec ich perfekcyjnej współpracy! Troffy wystrzelił do przodu i próbuje przerzucić kafel nad obrońcą, jednak Longbottom broni! Brawo! I znowu akcja Gryffindoru. – chwilę później znowu skakaliśmy z radości, bo zdobyliśmy sto dwudziesty punkt. – Zobaczmy, co u szukających. Potter i Davies czujnie wypatrują, czy znicz nie pojawi się gdzieś na boisku, jednocześnie pilnując siebie nawzajem. Jednak znicza nie widać, więc wróćmy do ścigających, którym pałkarze znowu nie dają spokojnie grać. Ale co to?! Potter i Davies zauważyli znicza! Lecą łeb w łeb w kierunku słupków White! Który dotrze pierwszy?! Cóż za walka, jeden drugiemu nie ustępuje nawet na cal! – rzeczywiście znicz pojawił się prawie przy samej ziemi, pomiędzy dwoma słupkami. Wszyscy kibice i gracze zamarli w bezruchu, obserwując wyścig dwóch szukających. Złapanie znicza w takim miejscu tak, żeby nie roztrzaskać się o ziemię lub jeden ze słupków, graniczyło z cudem, jednak żaden z nich nie miał zamiaru zrezygnować. Jednak nagle z przeciwległego kierunku, prosto na nich zmierzał tłuczek, a miejsce ich prawdopodobnego zderzenia to właśnie tam, gdzie wisiała w powietrzu mała, złota piłeczka. – Cóż za emocje! Szukający mają wybór albo odpuścić, albo złapać znicza, jednak z bardzo bolesnymi konsekwencjami! Craig rezygnuje i gwałtownie hamuje! Chyba nie chce stracić zębów! A Potter dalej leci w kierunku znicza!
– Czy on chce się zabić?! – wrzasnął przerażony Syriusz. Peter był cały zielony, Remus przygryzał wargi ze zdenerwowania, Kate zamknęła oczy, a ja wstrzymałam oddech. – Ale nagle znikąd pojawia się McKinnon! Ta dziewczyna jest dzisiaj niesamowita! Odbija tłuczka w ostatnim momencie, a Potter łapie znicza! – wypuściłam z siebie powietrze i razem z resztą Gryfonów, włączyłam się w ogłuszający ryk radości, który wypełnił całe boisko. Potter wzniósł rękę ze zniczem wysoko w górę i pokazał go wszystkim kibicom. Chwilę później podleciała do niego Angelina, którą uściskał i wycałował po policzkach. Zaraz za Chudą przyleciała reszta drużyny, która rzucała się na Pottera i szatynkę i w takich uściskach zlecieli na ziemię, gdzie połowa Gryfonów już czekała, żeby uściskać i pogratulować drużynie. My również zbiegliśmy na dół i jako pierwsi dostaliśmy się do ubranych na złoto-czerwono zawodników. Wszyscy krzyczeli i śpiewali z radości. McGonagall dobiegła do nas z przekrzywioną tiarą i… rzuciła się na Angelinę, gratulując jej wspaniałej gry. Gdy już wszyscy zdążyli chociaż dotknąć zwycięzców, podszedł do nas Dumbledore z wielkim, złotym pucharem. Cały tłum odsunął się od drużyny, robiąc przejście dla dyrektora.
– Wspaniały mecz panno McKinnon i wspaniały chwyt panie Potter. – czarodziej uśmiechnął się dobrodusznie i wręczył naszemu kapitanowi puchar, po czym pogratulował całej siódemce. McGonagall już się opanowała i stała sztywno, z poprawioną już tiarą, jednak na twarzy nadal widniał szeroki uśmiech. Potter wzniósł puchar do góry i wyszczerzył zęby.
– Angelina, jesteś zdecydowaną bohaterką tego meczu. – powiedział z uśmiechem i wręczył jej jako pierwszej nagrodę. Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej (o ile to możliwe), a reszta wzięła ją na ręce i zaczęła podrzucać w górę, krzycząc radosne „hip, hip, hura!”. Po kilku minutach spuścili ją na ziemię, a wtedy podeszła cała drużyna Ravenclawu, żeby pogratulować. Co prawda Daviesa z nimi nie było, bo chyba nie potrafił przeboleć tego, że stchórzył, ale reszta drużyny podała rękę naszym. Większość tłumu już się rozeszła. Gdy Jasper podchodził do Angeliny, nadstawiłam ucha (tak, wiem, że to niegrzeczne).
– Wygrałaś. – powiedział półgębkiem i uśmiechnął się do niej – Byłaś dzisiaj lepsza. Możesz świętować ze swoimi. – puścił jej oczko, a ona zarumieniła się lekko.
– Też byłeś dobry. – odszepnęła również z uśmiechem. Zachowywali się tak, jakby nie chcieli, żeby ktoś ich słyszał. Zresztą, oprócz mnie, nikt nimi się nie interesował. – Trochę poświętuję, a potem… - urwała, widząc, że ich obserwuję. Szybko się odwróciłam, udając, że właśnie miałam iść do zamku. Oni odeszli od siebie i Chuda dołączyła do drużyny, która trzymając puchar, zmierzała do Pokoju Wspólnego, gdzie zapewne już czekała przygotowana impreza. A ja ciągle zastanawiałam się, w ilu kwestiach Angelina mnie okłamała i co ją teraz łączy z Jasperem. A jeśli ją łączy, to dlaczego kłamie, że nie utrzymuje z nim kontaktu.
***
Całą imprezę bacznie obserwowałam Angelinę, która była gwiazdą wieczoru. Jej wyczyny na boisku wywołały zachwyt wśród Gryfonów i każdy chciał z nią porozmawiać. Jako, że ona zawsze była taką trochę szarą myszką, była to dla niej nowa sytuacja, w której z każdą chwilą zaczęła się czuć coraz lepiej. Obok mnie siedziała Kate, która im dłużej tu siedziała, tym bardziej kwaśną miała minę. Oderwałam wzrok od Chudej i spojrzałam na lokatą przyjaciółkę badawczym spojrzeniem. Nawet nie musiałam pytać, co się stało, bo Kate sama zaczęła mówić.
– Mam dość tej kłótni z Syriuszem. – mruknęła posępnie.
– To czemu mi to mówisz, a nie jemu?
– To nie ja powinnam do niego przyjść, tylko on do mnie. To on powinien mnie przeprosić. Już nawet nie oczekuję od niego żadnych kwiatów, ani nic takiego. Zwykłe „Przepraszam”! Czy to takie trudne?! – ostatnie dwa zdania prawie wykrzyczała.
– Ty już nawet nie pamiętasz za co on ma cię przeprosić, ale się upierasz. – stwierdziłam, a ona posłała mi mordercze spojrzenie.
– To, że mam dość kłótni, nie znaczy, że mu odpuszczę. – powiedziała upartym tonem, a ja westchnęłam.
– Ja was kiedyś pozabijam. – przewróciłam oczami – Chociaż prędzej sami to zrobicie.
– A ty gdzie masz Pottera? – spytała, zmieniając temat.
– A co ja mam z nim wspólnego? – podniosłam brwi w geście zdziwienia.
– Och Lily, nie udawaj. Wszyscy wiedzą, że na niego lecisz. – posłałam jej oburzone spojrzenie, a ona wyszczerzyła zęby. – Widziałam jak na niego dzisiaj patrzyłaś, gdy wszedł na śniadanie. Takim wzrokiem nie obdarza się osoby, do której nic nie czujesz.
– Może jest tak, jak mówisz, ale to nie znaczy, że jestem jego dziewczyną i że mam wiedzieć, gdzie i co robi. – mruknęłam. Nie minęła chwila, a zobaczyliśmy przed sobą całą czwórkę Huncwotów, którzy świetnie się bawili razem. Każdy miał kubek z trunkiem i tańczyli, wygłupiając się. Na widok Blacka uśmiech na twarzy Kate zrzedł. – Tęsknisz za nim, co? – zagadnęłam, a ona westchnęła i pokiwała twierdząco głową.
– To tak, jakby mieć ochotę na ciastko, trzymać na talerzu przed sobą, ale nie móc go zjeść. Niby jak mogę za nim tęsknić, skoro go widzę codziennie, ale co mi z tego, skoro odkąd się pokłóciliśmy, nie dotknęłam go nawet palcem. – wyznała, nie odrywając wzroku od Łapy, który właśnie zaśmiał się z jakiegoś żartu, który opowiedział James. W tym momencie podeszła do niego Susan Fisher – nasza ścigająca, która była rok niżej, położyła rękę na jego ramieniu, coś powiedziała i pociągnęła go za rękę na parkiet. Syriusz dopił swój napój, który miał w kubku, odstawił kubek na stolik i zaczął tańczyć z Susan. Kate najpierw była w szoku, potem zmrużyła oczy i wstała, zaciskając usta w tak cienką linię, że nawet McGonagall by jej pozazdrościła.
– Kate…
– Nie będzie żadna wywłoka mi podrywać faceta. – przerwała mi warknięciem i ruszyła w kierunku tańczącej pary. Nawet się nie poprawiła, co w przypadku Kate oznaczało, że jest naprawdę wściekła. Podeszła do nich i bezceremonialnie wypchnęła Susan z tańca.
– Hej! – oburzyła się Fisher.
– To jest mój facet, więc wara od niego. – warknęła Bridge i omiotła ją takim wzrokiem, że gdyby oczy miały właściwości różdżki, poleciałby z nich zielony promień i Potter musiałby szukać nowego ścigającego do kompletu. Syriusz udawał zdziwionego całą sytuacją, ale zauważyłam, że kąciki jego ust dosłownie na sekundę uniosły się w triumfującym uśmiechu. Roześmiałam się i upiłam łyka ze swojego kubka, w którym miałam odrobinę Ognistej Whisky.
– Co ci tak wesoło? – spytał Remus, który usiadł na fotelu wcześniej zajmowanym przez obecnie tańczącą Kate. Nie odpowiedziałam tylko wskazałam głową na przytulającą się do siebie parę. Gdy to zobaczył wyszczerzył zęby w szczerym uśmiechu. – Nareszcie. – skomentował tylko. – A ty jak się bawisz? – zagadnął.
– Nie narzekam. – odpowiedziałam i uniosłam swój kubek z charakterystycznym uśmiechem.
– Tylko się nie upij. – upomniał mnie surowo, ale chwilę później się roześmiał. Zmarszczyłam brwi i po raz pierwszy na niego spojrzałam. Był cały czerwony na twarzy.
– I kto to mówi? Prefekt, który jest pijany. – roześmiałam się, a on mi zawtórował.
– Wcale nie jestem pijany. Tylko trochę Ognistej wypiłem, Rogacz mnie zmusił. – żachnął się. – Idziemy tańczyć? – zaproponował po chwili, wprawiając mnie w totalne osłupienie.
– Ten Rogacz to ci chyba litrami wlewał do gardła tą Ognistą. – roześmiałam się – Jeśli Remus Lunio Lupin chce tańczyć, to znaczy, że na pewno nie jest trzeźwy. – po tych słowach wstałam i poszłam na parkiet z Lunatykiem, który był w bardzo dobrym humorze i zaczęliśmy tańczyć. Po kilku minutach, zauważyłam Angelinę, która rozglądając się wkoło, zbliżała się do dziury w portrecie. Zmarszczyłam brwi, przeprosiłam Remusa i już miałam iść w jej kierunku, gdy drogę mi zagrodził Potter.
– Mieliśmy coś dokończyć, nieprawdaż panno Evans? – uśmiechnął się i podszedł bliżej.
– Nie teraz, James, muszę…
– Nie marudź, tylko chodź tańczyć. – przerwał mi i zaciągnął z powrotem na parkiet. Próbowałam zobaczyć przez jego ramię, czy Chuda wyszła z Pokoju Wspólnego, jednak Potter był tak wysoki, że nie miałam na to szans. Westchnęłam i zaczęłam po prostu się bawić, zapominając o szatynce.
***
Impreza skończyła się nad ranem i niestety Gryfonom musiała pomóc w tym McGonagall, która o czwartej wpadła przez portret i zrobiła awanturę. Jednak na szczęście była na tyle wyrozumiała, że nikogo nie ukarała żadnym szlabanem, tylko kazała sprzątnąć bałagan i iść do swoich dormitoriów. Ja cały wieczór spędziłam z Huncwotami i Kate, tańcząc, rozmawiając i wygłupiając się. Wbrew zapewnieniom Jamesa, że musimy dokończyć to, co zaczęliśmy przed meczem, między nami do niczego nie doszło. Nawet do pocałunku, ku mojemu niezadowoleniu. Niedzielę spędziliśmy na leniuchowaniu nad jeziorem, również z Huncwotami, jednak tym razem była z nami Angelina. Próbowałam wypytać ją o to, gdzie poszła, ale utrzymywała, że cały czas się kręciła po Pokoju Wspólnym, a potem poszła się położyć, bo źle się poczuła. Nie mogłam jej udowodnić, że kłamie, bo ani mnie nie było w dormitorium, ani nie widziałam momentu, w którym wyszła na korytarz. Do domów wyjeżdżaliśmy dopiero ostatniego dnia września, więc mieliśmy cały poniedziałek, wtorek, środę i czwartek wolne, co wykorzystałam głównie na odwiedziny u Hagrida, czytanie książek, partyjki szachów z Remusem, rozmowy z Lukiem i spacery z Jamesem. Wbrew pozorom, na spacerach nie dochodziło między nami do żadnych zbliżeń, bo cały czas rozmawialiśmy. Przez te kilka dni poznałam Jamesa jeszcze lepiej i okazał się naprawdę wspaniałym przyjacielem. Rogacz ogólnie był człowiekiem, z którym mogłam porozmawiać na każdy temat. Potrafił wysłuchać, doradzić, sam również mi się zwierzył z kilku spraw i atmosfera między nami była bardzo luźna. Czułam się przy nim sobą. Chociaż nie zaprzeczam, że chciałabym, żeby czasami mnie przytulił, albo pocałował. Wypytałam o to trochę Remusa, który zdradził mi, że James postanowił mi się pokazać z innej strony i zbudować ze mną przyjaźń, którą potem chciał wykorzystać jako solidny fundament do ewentualnego związku. Po tym można zauważyć, jak Potter wydoroślał przez ostatnie kilka miesięcy. Zresztą, sama to stwierdziłam podczas rozmów z nim, jednak takie podejście do sprawy pokazywało, że myśli o mnie na poważnie. Wszyscy nasi znajomi nam gorąco kibicowali i za każdym razem, gdy przychodziłam z takiego spaceru, napotykałam wbite we mnie spojrzenia Angeliny i Kate, które głodne były informacji o jakimkolwiek pocałunku, czy propozycji do randki. I za każdym razem po prostu kręciłam głową i śmiałam się z ich zbitych min. Podejrzewałam, że to samo spotyka Pottera ze strony Remusa i Syriusza. Jeśli chodzi o Syriusz i Kate, to w końcu się pogodzili, jednak dopóki nie wyjaśni się sprawa reakcji matki Kate na jej związek, był to dla nich temat tabu. A dlatego tabu, bo dzień po meczu prawie pokłócili się o to samo i tylko dzięki mojej i Jamesa szybkiej reakcji skończyło się tylko na zaostrzonych spojrzeniach. W końcu nadszedł dzień, w którym mieliśmy wyjeżdżać. W naszym dormitorium panował mały rozgardiasz, bo każda szukała swoich rzeczy. Gdy w końcu udało mi się spakować wszystko, postanowiłam przejść się po zamku ostatni raz przed dwumiesięczną przerwą wakacyjną. Przechodziłam właśnie jednym z korytarzy na czwartym piętrze, gdy zza rogu wyłoniła się nieco przygarbiona sylwetka, którą tak dobrze znałam. Chłopak podniósł głowę, a jego czarne, jak żuki oczy napotkały moje. Obydwoje zwolniliśmy i przez chwilę patrzeliśmy sobie w oczy. W głowie zawirowały mi wspomnienia i gdy chłopak chciał odwrócić głowę, odezwałam się.
– Cześć Severusie. – sama się zdziwiłam, że to powiedziałam, bo przez ponad rok udawałam, że nie istnieje ktoś taki jak Severus Snape. Ślizgon szczerze zdziwił się i aż stanął. Co chwila otwierał usta i je zamykał z powrotem.
– Cześć. – bąknął w końcu.
– Jak egzaminy? – wydusiłam z siebie, chociaż już zaczynałam żałować, że się odezwałam. Nie chodziło mi o niego, tylko o to, że atmosfera była bardzo spięta. Nie wiedziałam, co zrobić z rękami, ani co powiedzieć. On najwyraźniej również nie wiedział, bo nie odpowiadał dłuższy czas na moje pytanie. – Och, zapomnij, że coś powiedziałam. – uśmiechnęłam się smutno. – Życzę ci udanych wakacji. – powiedziałam na odchodnym i odeszłam, zostawiając go w totalnym osłupieniu. Weszłam do najbliższej łazienki i wypuściłam powietrze z płuc. Po co ja się do niego w ogóle odezwałam. Prawdą jest, że już nie byłam załamana końcem naszej przyjaźni, szczególnie gdy słyszałam różne historie o jego chęci przystąpienia do śmierciożerców. Jednak w takich chwilach jak tamta, gdy spojrzał mi takim łagodnym spojrzeniem w oczy, wracały szczęśliwe wspomnienia z naszej przyjaźni. W takich chwilach zdawałam sobie sprawę, że nigdy nie zapomnę o Severusie. Zawsze będę pamiętać o takim Severusie, który jest ciepły, który lubi ze mną rozmawiać i spędzać czas, który opowiada mi o świecie czarodziejów i który wprowadził mnie w to wszystko. Zakręciła mi się łezka w oku, ale szybko ją otarłam i wzięłam głęboki oddech. Wyszłam z łazienki i skierowałam się z powrotem do wieży Gryffindoru.
***
– Nie mogę uwierzyć, że kolejny rok minął. – westchnęła Kate. Siedzieliśmy w siódemkę w przedziale i graliśmy w eksplodującego durnia, zajadając się czekoladowymi żabami.
– Nie marudź, tylko ciesz się z wakacji. – Potter ziewnął i uśmiechnął się. – Wiecie co jest najlepsze? – zagadnął po chwili – Że możemy już używać czarów poza szkołą. – wyszczerzył zęby.
– Kto może, ten może. – burknęła Angelina. – Ja mam urodziny dopiero pod koniec sierpnia, więc tylko trzy dni przed szkołą będę mogła odkurzyć różdżkę.
– Ale Lily za to będzie mogła w końcu postraszyć trochę siostrę. – odezwała się Kate, wyrywając mnie z zamyślenia, a wszyscy spojrzeli w moją stronę. Ja tylko uśmiechnęłam się i spojrzałam w okno, cały czas rozpamiętując moje spotkanie z Severusem.
– Lily jakaś tak nie w sosie. – zauważyła Chuda, przypatrując mi się uważnie.
– Bo już nie będzie mnie widywać codziennie. – wypalił Potter, a wszyscy roześmiali się. Posłałam mu powątpiewające spojrzenie. Chwilę później większość wdała się w rozmowę o finałowym meczu (temat ten był ostatnio poruszany codziennie). Na początku nie włączyłam się w dyskusję, jednak gdy James zaczął swój wywód na temat tchórzliwości Daviesa, nie wytrzymałam.
– Chciałabym ci przypomnieć Potter, że tylko dzięki Angelinie przeżyłeś ten mecz. – wtrąciłam z lekkim uśmiechem.
– Wiem. – wyszczerzył zęby – Przecież cały czas mówię, że Angelina była najlepszym zawodnikiem w tym meczu.
– No tak, ale chciałabym ci też przypomnieć, że pewien zarozumiały kapitan chciał ją wykluczyć z meczu, ale na szczęście pewna mądra osoba wybiła mu ten pomysł z głowy. – wyszczerzyłam zęby, a on zrobił naburmuszoną minę, po czym wszyscy się roześmiali.
– Jak dalej będzie opuszczała treningi bez uprzedzenia, to ją wyrzucę z drużyny. – oznajmił dumnie, a ja przewróciłam oczami.
– Londyn widać. Zaraz wysiadamy. – zauważył Remus i wszyscy zaczęli się zbierać. Po chwili pociąg zatrzymał się i fala uczniów wylała się prosto na peron 9 i ¾. Odwróciłam się do moich przyjaciół i pożegnałam z każdym z osobna. Kate i Angelina wyściskały mnie i obiecywały pisać kilka razy w tygodniu, Remus i Syriusz również mnie uścisnęli, Peter bąknął „cześć Lily”, a James poczekał aż wszyscy odejdą. Wtedy spojrzał na mnie z czarującym uśmiechem i przyciągnął mnie do siebie. Gdy tylko poczułam jego zapach, cały zły humor prysnął i cieszyłam się chwilami spędzonymi w jego ramionach.
– Mam nadzieję, że się zobaczymy w te wakacje. – powiedział po chwili i odsunął się, żeby popatrzeć mi w oczy. – Mogę cię pocałować? – zaskoczył mnie tym pytaniem, ale mimowolnie przytaknęłam głową. Gdy zbliżył się do mnie, zamknęłam oczy i czekałam aż nasze usta się zetkną, jednak nic takiego się nie stało, bo Potter pocałował mnie… w czoło. Otworzyłam oczy i zobaczyłam szelmowski uśmieszek na jego twarzy. Zacisnęłam zęby i odsunęłam się od niego. – Kto by pomyślał, że Evans ma nieczyste myśli. – wyszczerzył zęby.
– Spadaj. – warknęłam i walnęłam go w ramię, ale uśmiechnęłam się. – No to miłych wakacji Potter. – puściłam mu oczko i odwróciłam się w stronę wyjścia. Zanim przeszłam przez barierkę, odwróciłam się i zobaczyłam jak chłopak podchodzi do swoich rodziców, uśmiechając się od ucha do ucha. Jego ojciec był straszą wersją Jamesa i różnił się tylko detalami od syna. Natomiast jego mama – wysoka szatynka, świdrowała mnie wzrokiem z delikatnym uśmiechem. Gdy James podszedł ucałowała go w policzek i cała trójka aportowała się. Zapomniałam wcześniej dodać, że w kwietniu mieliśmy szkolenie i egzamin z aportacji, który mogli zdawać również uczniowie szóstego roku, którzy ukończyli 17 lat. Nie trudno zgadnąć, że ja, James, Remus, Kate i Syriusz zdaliśmy i możemy teraz używać tego środka lokomocji. Z miłą chęcią aportowałabym się bezpośrednio do domu, ale moi rodzice uparli się, że będą na mnie czekać tam, gdzie zawsze, więc pchnęłam wózek przed siebie prosto na barierkę i po chwili znalazłam się na mugolskim dworcu, gdzie stali mama z tatą. Podeszłam do nich i uśmiechnęłam się. Ojciec odpowiedział tym samym, a mama tradycyjnie rozpłakała się na mój widok. No to witajcie wakacje.
Minęły prawie 3 miesiące od ukazania się poprzedniego rozdziału. Tak, tak, wiem, że długo, ale właśnie dzisiaj pojawiam się z nowym, więc nie zostawiłam Was :-).
Zacznę od tego, że dostałam nominację od Psychotic (http://welcome-in-brutal-world.blogspot.com), za co dziękuję. Co prawda nie bawię się w takie rzeczy, ale stwierdziłam, że co mi szkodzi - mogę odpowiedzieć na pytania, to nie boli ;-).
A teraz zasady:
„Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymana od innego Blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (lub mniej, jeśli - tak jak ja - nie czytasz 11 blogów), informujesz je o tym, oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”
Pytania do mnie i moje odpowiedzi brzmią następująco:
1. Dlaczego postanowiłaś założyć tego bloga?
Postanowiłam założyć tego bloga, ponieważ zawsze lubiłam pisać i chciałam wymyślić własną wersję historii Lily i Jamesa (bo to moje ulubione postaci z HP).
2. Skąd czerpiesz inspiracje?
Głównie z własnej, chorej głowy ;-). Aczkolwiek również inspiruję się filmami, serialami, książkami rzadziej muzyką. Najczęściej to chyba życiem i sytuacjami, które spotykają mnie lub bliskie mi osoby. Kilka moich postaci ma cechy charakteru wzięte z żywca - z samej mnie, z przyjaciółek itp.
3. Jak długo piszesz?
Dokładnie od 18 stycznia 2010 roku (chociaż wcześniej - jakieś 10-11 lat temu też pisałam bloga o Lily), czyli 4 lata, 8 miesięcy i 25 dni :-).
4. Czym się interesujesz?
Interesuję się sportem (oglądam siatkówkę, sporty zimowe, czasami kolarstwo, a jeżdżę na rowerze szosowym, nartach, łyżwach, oprócz tego uwielbiam pływać), turystyką krajową (za granicą się źle czuję), oczywiście uwielbiam czytać książki, no interesuję się HP - wiadomo. No i uwielbiam psy (oprócz jorków - z wzajemnością).
5. Jaki sport lubisz? I czy w ogóle go lubisz?
Pytanie wyżej odpowiedziałam. No, ale uwielbiam jeździć na nartach i pływać. Jeżdżę również na rowerze. Kiedyś biegałam, teraz chcę wrócić do tego. Aaaaa i zawsze uwielbiałam grać w siatkówkę (chociaż w moim wypadku bardziej to się powinno nazywać odbijanie piłki :D)
6. Lubisz uczyć się języków obcych?
Angielski może być, bo łatwo mi przychodzi. Ale niemieckiego uczyłam się 6 lat i oprócz kolędy Cicha Noc, to po niemiecku nic kompletnie nie umiem - nienawidzę tego języka. Innych się nie uczyłam. Ale chciałabym kiedyś się nauczyć norweskiego.
7. Masz zwierzątko? Jakie?
Zwierzątko mam - psa, a w sumie to suczkę. Nazywa się Diana, ma 9 miesięcy, jest to zmieszany Cocker Spaniel Angielski z jakimś kundelkiem, ale jest cudowna <3. A jeśli zwierzątkiem nazwiesz węża Boa Tęczowego i 8 ogromnych pająków ptaszników (nie wymienię nazwy, bo się na tym nie znam, to są pająki męża, ale mieszkam z nimi, więc przymusowo są też moje), no to jeszcze je mam właśnie.
8. Masz rodzeństwo, czy jesteś jedynaczką?
Mam rodzeństwo - brata Tomasza rok starszego ode mnie i 16 lat młodszą siostrę Maję, którą zawsze traktowałam bardziej jak córkę, niż jak siostrę ;-). W każdym razie mam najlepsze rodzeństwo pod słońcem i nie zamieniłabym na nic, ani nikogo innego! <3
9. Jak opiszesz swój styl?.
Ale że pisania? Daremny. Tzn. według mnie jest zbyt dziecinny, nie umiem pisać opisów, nie umiem opisywać pokoi, krajobrazów itp., nie umiem dużo rzeczy. Czasami myślę, że nie jest tak źle, ale potem czytam coś od kogoś, jakiegoś bloga i od razu uświadamiam sobie, że jestem do dupy. Ale trudno, jeśli ktoś to czyta (za co WAM DZIĘKUJĘ! <3), to może nie jest tak tragicznie ;-)
10. Ulubiony portal społecznościowy?
Eee, jedyny jakiego używam to facebook (chociaż naszą klasę też jeszcze mam, ale na nią nie wchodzę od paru ładnych lat). Chyba, że ask.fm to też portal społecznościowy. W każdym razie nie mam ulubionego. Wszędzie mnie coś wkurza.
11. Do czego masz największy sentyment?
Generalnie nie wiem. Chyba do wspomnień. Chociaż nie. Największy sentyment mam do swojej figury sprzed około 6 lat - chciałabym przynajmniej do takiej wrócić. Ale to się chyba nie liczy, nie? :DTeraz chyba powinnam kogoś nominować. A jedyną osobą, którą znam, co prowadzi bloga jest Black Butterfly (http:kochaj-albo-nienawidz.blogspot.com), więc w sumie tylko ją nominuję :-). A oto pytania dla Ciebie moja droga:1. Co najbardziej w sobie cenisz? (Chodzi mi zarówno o cechy charakteru i wyglądu, jak i o styl pisania)
2. Dlaczego zaczęłaś prowadzić tego bloga?
3. Co lubisz robić w wolnym czasie?4. Lubisz zwierzęta? Masz jakieś? Jakie chciałabyś mieć?5. Co najbardziej cenisz sobie w ludziach?
6. Gdzie chciałabyś pojechać na wakacje?
7. Jakbyś mogła wybrać, gdzie się urodziłaś, to w jakim kraju/mieście?
8. Twoja ulubiona pora roku to? I dlaczego?
9. Skąd czerpiesz inspiracje?
10. Chciałabyś się ze mną kiedyś spotkać? (Haha, głupie pytanie - wiem :D)
11. Gdybyś mogła wybrać jednego Twojego idola (ulubiony zespół, piosenkarz, aktorka, pisarka, dziennikarz itp.), to z kim byś się spotkała?
Dobra, przechodzimy do spraw następnych, czyli... hmmm, nie wiem. A, już wiem. No więc, rozdział był zaczęty jeszcze w lipcu, bo chciałam Wam zrobić prezent na swoje urodziny. Potem przez 3 miesiące dopisywałam po kilka zdań, a od strony 5 do końca napisany w tym tygodniu (w tym 7 stron dzisiaj). Co do jakości, to i tak bym narzekała, więc nie marudzę. Chcę jedynie dodać, że to, co dzisiaj pisałam, jest niesprawdzone, więc może nie trzymać się kupy, bo nawet tego nie przeczytałam.
Co do zakładki bohaterowie, to nie wiem, kiedy ją skończę, bo jak na razie mi się po prostu nie chce :P.
Dobra, już nie marudzę i zapraszam do czytania :-).
Pozdrawiam wszystkich serdecznie! Wiecie, że Was kocham, nie? <3
Leksia
***
Czekałyśmy na Angelinę w dormitorium, martwiąc się gdzie może być i co może robić. Między mną, a Kate panowała ponura cisza, której żadna nie chciała przerwać. Pozostałe dziewczyny spędzały wieczór poza dormitorium, co było nam na rękę. Postanowiłyśmy zgodnie, że będziemy siedzieć tak długo, aż ona wróci i upewnimy się, że wszystko w z nią w porządku. Dawno zaprzestałyśmy poszukiwań w zamku, bo on był tak ogromny, że z łatwością mogła się gdziekolwiek schować. Zaczęłam szczerze wątpić, że ona w ogóle jest w zamku, a to za sprawą Pottera, który również jej szukał. A przecież nigdy nie miał problemów ze znalezieniem mnie, więc czemu nie wiedział, gdzie jest ona? Nic więc dziwnego, że gdy tylko drzwi się otworzyły, obie błyskawicznie obróciłyśmy głowę w tamtą stronę. Jak wielka była moja ulga, gdy zobaczyłam chudą szatynkę stojącą w progu i patrzącą na nas smutnymi, czekoladowymi oczami.
– Angelina! – wstałam i podeszłam do niej w czasie, gdy ta zamykała za sobą drzwi. – Szukałyśmy cię cały dzień. – powiedziałam, obserwując ją uważnie.
– Musiałam pobyć sama. – odpowiedziała cicho.
– Jak się czujesz? – spytała Kate siedząca na swoim łóżku. Angela podeszła do swojego i usiadła na nim, a ja obok niej.
– A jak mam się czuć? – uśmiechnęła się gorzko. – Trochę lepiej niż rano, ale i tak czuję się wyprana z wszystkich uczuć. – dodała, odwracając od nas wzrok.
– Rozmawiałaś z nim? – zapytałam, a Chuda zawahała się.
– Co miałabym mu powiedzieć? "Cześć Jasper, słyszałam, że się spotykasz z innymi dziewczynami za moimi plecami."? Sama chyba słyszysz jak to absurdalnie brzmi. – po jej słowach zapadła cisza. Nie za bardzo wiedziałam, co jej odpowiedzieć. – Potter był bardzo wściekły, że mnie nie było na treningu? – Angelina sama przerwała ciszę, zmieniając temat.
– Wściekły może nie był, bardziej bym powiedziała, że zły. – odpowiedziałam. – Szukał cię, żeby cię opieprzyć, ale nawet on nie wiedział, gdzie jesteś. Ale ja z nim porozmawiam, żeby dał ci spokój...
– Przestań. – przerwała mi – Jestem w drużynie i nie powinnam opuszczać treningów przed najważniejszym meczem w sezonie, choćby nie wiem co się działo. Jutro do niego pójdę i przeproszę, może mnie nie wyeliminuje.
– A dasz radę zagrać? Szczególnie, że to mecz przeciwko Krukonom, gdzie... – zaczęła Kate.
– ...Jasper jest pałkarzem, wiem Kate. – dokończyła za nią Angela. – Dam sobie radę. Przeżyłam gorsze rzeczy niż rozstanie z chłopakiem. – wzruszyła ramionami.
– Cieszę się, że tak mówisz. – mruknęłam, obserwując ją, a ona uśmiechnęła się nieznacznie.
– W końcu świat nie kończy się na jednym facecie. – dodała jeszcze. – A jak tam twoja sytuacja z Łapą? – zwróciła się do lokatej dziewczyny, a ta prychnęła.
– Zanim ten osioł mnie przeprosi trochę minie. Męska duma, a szczególnie w jego przypadku, to ciężki orzech do zgryzienia. Ale wiesz, ja też jestem uparta. – odpowiedziała, dumnie podnosząc głowę. Ja przewróciłam oczami. – Widziałam to, Ruda. – syknęła, rzucając mi karcące spojrzenie.
– Nic nie poradzę na to, że oboje zachowujecie się jak pięcioletnie dzieci kłócące się o zabawkę w piaskownicy. – wzruszyłam ramionami.
– Odezwała się ta dorosła, która wiecznie bawi się w ganianego z Potterem.
– Mam ci przypomnieć twoją zabawę w kotka i myszkę z Syriuszem i kilkoma innymi chłopakami? – odcięłam się, niezbyt miłym tonem. Kate już otwierała usta, żeby odpyskować.
– Okej, dość tego. – przerwała nam Angela, która chyba widziała, gdzie ta rozmowa zmierza. – Nie wiem jak wy, ale ja jestem padnięta i idę spać. Muszę się wyspać, bo czeka mnie jutro rozmowa z wściekłym na mnie kapitanem drużyny. A jak wszyscy wiemy, Rogacz podchodzi zbyt poważnie do qudditcha, a co dopiero do meczu finałowego. – po tych słowach weszła do łazienki, nie czekając na niczyją odpowiedź.
– Jest lepiej, niż mogłyśmy marzyć. – szepnęła Kate, patrząc na zamknięte przed chwilą drzwi od łazienki.
– Niby tak, ale z drugiej strony coś mi tutaj nie pasuje. – mruknęłam, zastanawiając się. – Ona dziwnie się zachowuje.
– Lily, na gacie Merlina, a jak ma się zachowywać? Już zapomniałaś, że wczoraj dowiedziała się o zdradzie swojego chłopaka, z którym była szczęśliwa? Przecież wiadomo, że teraz przez jakiś czas nie będzie sobą. – lokata przewróciła oczami z niedowierzaniem.
– No wiem, wiem, ale nie uważasz, że przyjęła to wszystko tak trochę zbyt… – przerwałam, szukając odpowiedniego słowa – dobrze? – dokończyłam, chociaż nie było to słowo prawidłowo opisujące to, co chciałam powiedzieć.
– Widocznie albo jest na tyle twarda, żeby to dobrze przyjąć, albo potrafi to dobrze ukryć. Nie szukaj dziury w całym, Lily. – odparła trochę surowym tonem.
– Rozumiem, że nie każdy wpada w depresję po każdym kryzysie w związku, ale ona się zachowuje nie tak, jakby chciała ukryć, że jest smutna, ale tak, jakby chciała na pokaz być smutna, mimo że nie jest. – cały czas rozmawiałyśmy szeptem, żeby Chuda nie usłyszała nas zza ściany.
– Teraz tak pomieszałaś, że nic z tego nie rozumiem. – Kate uniosła brwi. – Zamiast cieszyć się, że się nie załamała, ty zamartwiasz się, że z nią wszystko w porządku. Czasami nawet ja cię nie potrafię zrozumieć, Evans. – pokręciła głową z dezaprobatą.
– Chyba masz rację. Pewnie jestem przewrażliwiona. – odparłam dla świętego spokoju, chociaż nadal miałam dziwne przeczucie, że Angelina nie do końca powiedziała całą prawdę.
***
Następnego dnia wstałam bardzo wcześnie. Głównie dlatego, że miałam niespokojny sen i co chwila się budziłam, więc gdy po raz kolejny otworzyłam oczy, a było już jasno, stwierdziłam, że nie ma sensu się dalej męczyć w łóżku. Jakże wielkie więc było moje zdziwienie, gdy odkryłam, że kilka minut przed szóstą Angeliny łóżko jest puste. Szczególnie było to dziwne, ponieważ żadna z dziewczyn (oprócz mnie) nigdy nie była porannym ptaszkiem. Zapominając o toalecie, zeszłam na dół w pidżamie, mając nadzieję, że spotkam ją w Pokoju Wspólnym. Ale okrągły pokój był całkowicie pusty. Zastanawiając się nad tym, gdzie ona może być, poszłam z powrotem do dormitorium, skąd weszłam do łazienki, by wziąć prysznic i wykonać wszystko, co zwykle człowiek robi rano w łazience. Gdy strumienie ciepłej wody oblewały moje ciało, ja rozmyślałam nad zachowaniem przyjaciółki. Czy ja naprawdę przesadzałam, jak twierdziła Kate? Czy może to Bridge nie dostrzegła tego, co ja? Już sama nie wiedziałam, co o tym wszystkim mam sądzić. Gdy w końcu wykonałam wszystkie poranne czynności, wyszłam z łazienki. Dziewczyny nadal spały i wcale się im nie dziwiłam. W końcu kto normalny wstaje o 6 rano w niedzielę. Upewniłam się, że Angeliny naprawdę nie ma w jej łóżku i wyszłam, nie chcąc kręcić się wokół śpiących współlokatorek. Zeszłam schodami do Pokoju Wspólnego, gdzie usiadłam na jednym z foteli. Po chwili zaczęłam żałować, że nie wzięłam żadnej książki. Rozejrzałam się po pustym pomieszczeniu, mając nadzieję, że ktoś zostawił coś, czym mogłabym się zająć, jednak nic takiego nie znalazłam. Siedziałam tam dobre pół godziny i gdy chciałam wstać, ktoś wszedł do Pokoju Wspólnego przez dziurę w obrazie. Automatycznie odwróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam wysoką, chudą dziewczynę, która zmierzała do naszego dormitorium.
– Cześć. – odezwałam się, a ona podskoczyła przestraszona i przystanęła.
– Lily? – spytała trochę zdziwiona. – Cześć, przepraszam, nie zauważyłam cię. – dodała po chwili, uśmiechając się trochę nerwowo. – Co ty tutaj robisz o tej godzinie?
– Wiesz, nie mogłam spać, więc przyszłam tutaj, żeby nie budzić dziewczyn. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – A ty gdzie byłaś? – skinęłam w stronę obrazu, starając się nie brzmieć podejrzliwie.
– Nie mogłam spać, więc zrobiłam sobie spacer po zamku. – rzekła powoli, jakby zastanawiając się nad każdym słowem. – Nie chciałam budzić dziewczyn. – dodała po chwili, powtarzając moją wymówkę. Uśmiechnęłam się delikatnie.
– Tak sama chodziłaś po tym zamku? – spytałam, nadal próbując ukryć podejrzliwość. Dziewczyna zmrużyła oczy, obserwując mnie bacznie.
– Ciebie to akurat nie powinno dziwić. – odparła, wymuszając uśmiech. – Zwykle to ty robisz sobie samotne przechadzki nad ranem. I nieraz w nocy.
– No tak. – przyznałam jej rację. – Ale wiesz, żadna z was nigdy nie była porannym ptaszkiem, wręcz musiałam was wyciągać siłą z łóżka na śniadanie, dlatego zdziwiło mnie, że nie ma cię już przed 6 w łóżku. – wyjaśniłam.
– Czy mi się wydaje, czy to jest jakieś przesłuchanie? – spytała niezbyt przyjaznym tonem. Zdziwiona podniosłam brwi.
– Angela, daj spokój, nie denerwuj się. – wstałam i podeszłam do niej – Po prostu zastanawiało mnie, gdzie możesz się podziewać tak wcześnie. Martwiłam się, nic więcej. – po moich słowach Chuda rozluźniła się.
– Rozumiem, przepraszam, że tak trochę wybuchłam. – mruknęła – Nie musisz się o mnie martwić, czuję się dobrze. – zapewniła mnie – Po prostu w najbliższym czasie niewykluczone, że będę potrzebowała częściej takich samotnych, porannych spacerów. – uśmiechnęła się niby smutno, jednak miałam przeczucie, że smutek w tym uśmiechu jest nieco wymuszony. – Dzisiaj na dodatek przyjdzie mi się zmierzyć z wściekłym Jamesem, musiałam przemyśleć, co dokładnie mu powiem.
– Przez jeden trening cię nie zabije. – uśmiechnęłam się pokrzepująco.
– Nie byłabym tego taka pewna. – wyszczerzyła zęby.
– Mogę zadać ci pytanie? – zmieniłam temat, a ona kiwnęła twierdząco głową. – Rozmawiałaś już z Jasperem?
– Przecież mówiłam wam wczoraj, że jeszcze nie. – odparła szybko trochę zdenerwowana. – Wiesz dobrze, że poszłam wczoraj spać, a dzisiaj jest za wcześnie na…
– Okej, okej, nie denerwuj się tak, tylko pytałam. – przerwałam jej – Myślałam, że może spotkałaś go dzisiaj przypadkiem.
– Lily, kto normalny łazi po zamku o 6 rano w niedzielę?
– Eee… ja? Ty? – wyliczyłam pytającym tonem.
– Ja dzisiaj wyjątkowo, a ty nie jesteś normalna. – odparła, pokazując mi język.
– No cóż, chłopak, który zdradza taką dziewczynę jak ty też nie jest normalny. – odpowiedziałam, a na jej twarzy zagościł dziwny grymas. – Ale nieważne. Ważniejsze jest to, kiedy masz zamiar z nim porozmawiać? – spojrzała na mnie pytająco. – Wiem, że to trudne dla ciebie, ale w końcu kiedyś musisz mu powiedzieć, że ci o wszystkim powiedziałam. No i oznajmić mu, że to koniec. Co chyba sam zrozumie, gdy mu powiesz, że wiesz o jego zdradzie. Bo on chyba nadal żyje w przekonaniu, że jesteś jego dziewczyną.
– Możemy usiąść? – spytała, ignorując to, co powiedziałam. Skinęłam głową i usiadłyśmy na fotelach, po czym wbiłam w nią zaciekawiony wzrok. – Zastanawiałam się ostatnio nad tą całą sytuacją i doszłam do wniosku, że jeszcze nie wiem, co mam zrobić. – wyznała, obserwując moją reakcję. – Wiem, że zachował się jak świnia, ale z drugiej strony patrząc na to, co odprawiali Kate i Syriusz, zanim skończyli razem szczęśliwi, dochodzę do wniosku, że może niekoniecznie powinnam tak od razu przekreślać mój związek z Jasperem. – dokończyła powoli, jakby ważąc każde słowo. Po jej słowach już wiedziałam, że miałam rację, gdy obawiałam się, że coś jest nie tak.
– Angelina, ale tutaj wcale nie chodzi o to, że Jasper spotykał się od kilku tygodni z tą całą Carmen. Tutaj chodzi głównie o to, że dałam mu szansę, żeby sam się do tego przyznał i mógł prosić o wybaczenie, a on ją zaprzepaścił. I nie dość, że się nie przyznał i nie miał zamiaru, to jeszcze w razie czego chciał powiedzieć, że to ja się z nim całowałam, tym samym chcąc rozwalić naszą przyjaźń. Nie widzisz tego?
– Widzę, widzę. – przewróciła oczami – Ja wcale nie mówię, że do niego wrócę. Owszem, jestem na niego wściekła, złamał mi serce, ale czasami zastanawiam się, czy nie warto komuś wybaczyć i dać drugą szansę, szczególnie w tych czasach, gdy nie wiadomo, czy jutro będzie nam dane temu komuś wybaczyć, bo może go już nie być. Wiem, że ciągle to powtarzam, ale patrzę na przykład Kate i Łapy. Oboje sobie robili gorsze rzeczy i oboje potrafili sobie wybaczyć.
– Angelina każdy związek jest inny i każda osoba jest inna. To, czy wybaczysz Jasperowi, zależy od wielu czynników. Przede wszystkim od tego, co on ci powie i czy jemu będzie zależeć na twoim wybaczeniu. Czasami ludzie sobie wybaczają i są szczęśliwi, a czasami nadal się krzywdzą. Jeśli chcesz ryzykować – proszę bardzo, w końcu to ty później będziesz cierpieć, a nie kto inny, dlatego to twoja decyzja. Ja i Kate możemy ci tylko doradzić. I na ten moment moja rada jest taka, żebyś mu wybaczyła, ale niekoniecznie do niego wracała. Moim zdaniem nie ma co wchodzić dwa razy do tej samej rzeki. No i według mnie zasługujesz na kogoś o niebo lepszego. Jednak pamiętaj, że to twoje życie i zrobisz z nim co chcesz. – zakończyłam wywód, patrząc na nią troskliwym wzrokiem. Dziewczyna odwróciła spojrzenie i wpatrywała się teraz w swoje dłonie, które leżały na kolanach.
– Zobaczymy, co jeszcze z tego wyniknie. – mruknęła cicho i westchnęła, jakby nad czymś się zastanawiała.
– Chuda, posłuchaj. – położyłam rękę na jej dłoni i posłałam jej ciepły uśmiech – Nie musisz się spieszyć z żadną decyzją. Po pierwsze musisz zobaczyć, co powie i zrobi Jasper, dlatego musisz z nim jak najszybciej porozmawiać. I niezależnie od tego, co z tego wyniknie, wszystko się jakoś ułoży. – szatynka podniosła wzrok na mnie i uniosła kąciki ust w ledwo zauważalnym uśmiechu.
– Dzięki. – usłyszałam tylko, po czym zapadła cisza, która trwała długo. – Idę zobaczyć, czy dziewczyny jeszcze śpią. – odezwała się po kilkunastu minutach, wstała z fotela i ruszyła w stronę schodów do damskich dormitoriów.
– Nigdzie nie idziesz McKinnon. – gdy już miała wchodzić na pierwszy stopień, drogę zasłonił jej Potter, którego twarz była wykrzywiona w niezbyt przyjaznym grymasie. Dziewczyna westchnęła, a ja zachichotałam pod nosem.
– Prze…
– Nie obchodzą mnie twoje głupie przeprosiny i powód, dla którego nie pojawiłaś się na jednym z treningów przed najważniejszym meczem w roku! – wrzasnął jej prosto w twarz, opluwając śliną. – Musiałby chyba ktoś umrzeć, żebym ci odpuścił! – krzyk Jamesa słychać było w całej wieży. Biedna Angelina stała tam i nie wiedziała, gdzie ma wsadzić ręce i gdzie spojrzeć.
– James, ja cię naprawdę przepraszam... – dziewczyna spojrzała na niego przepraszająco, ale jego to nie ruszyło – Miałam prob…
– Jesteś zawieszona na ten mecz. – przerwał jej opanowanym, lodowatym tonem, a ona wybałuszyła na niego oczy.
– Ale przecież nie mamy żadnego rezerwowego pałkarza! – zaprotestowała.
– Jakbyś była na wczorajszym treningu, to wiedziałabyś, że mamy. I to całkiem dobrego, który PRZYCHODZI NA TRENINGI! – ostatnie trzy słowa wykrzyczał. Zagwizdałam w myślach. Nie podejrzewałabym, że wścieknie się aż tak bardzo na nią, szczególnie, że wczoraj nie dał tego tak po sobie poznać.
– Ale James! Przecież to tylko jeden trening! – oburzyła się.
– Kiedy zostałem kapitanem, dałem wam wszystkim jasno wypisane zasady, na których pracujemy. Każdy podpisywał ten regulamin, o ile mnie pamięć nie myli to również ty, więc powinnaś pamiętać, co takiego tam było napisane. – warknął, obrzucając ją takim wzrokiem, że chyba nawet ja bym się skuliła. Poza tym, to nie wiedziałam, że Potter był aż tak szajbnięty w roli tego kapitana, żeby spisywać jakiś regulamin. – Przypomnę ci, że podpisałaś się pod punktami, które zobowiązywały cię do przychodzenia na KAŻDY trening. A jeśli nie możesz przyjść na jakiś trening z jakiegoś powodu, to przychodzisz do mnie wcześniej, choćby PIĘĆ MINUT PRZED treningiem i mnie o tym powiadamiasz. Osobiście lub przez kogoś. I jakoś sobie nie przypominam, McKinnon, żebym od kogokolwiek usłyszał, że cię nie będzie na treningu. Rozumiem, że mogłaś mieć okres, zerwać z chłopakiem, ktoś mógł cię zabijać, mieć szlaban, czy po prostu chciałaś mieć wolne popołudnie, trzeba było mi to powiedzieć! – w tym dość osobliwym monologu kładł nacisk na odpowiednie słowa, a przy ostatnim zdaniu, znowu dał popis możliwości swoich strun głosowych. Postanowiłam wkroczyć do akcji.
– Cześć Potter. – rzuciłam lekkim tonem i stanęłam obok niego. Spojrzał na mnie i automatycznie się uśmiechnął.
– Cześć Evans. – odparł, ale chwilę później znowu spojrzał na Angelinę i jego wyraz twarzy z powrotem zmienił się na nieprzyjazny.
– Czy koniecznie musisz się tak drzeć z samego rana jak jeleń na rykowisku? – spytałam słodkim głosem.
– CO?! – odwrócił się gwałtownie w moją stronę, chyba całkowicie zapominając o Angelinie. Zaskoczona taką reakcją, podniosłam jedną brew.
– Pytam, czy musisz się z samego rana drzeć jak jeleń na rykowisku? Co w tym pytaniu takiego oburzającego? Jeśli nie wiesz, co to jest rykowisko…
– Zrozumiałem. – przerwał mi, jednak nadal mierzył mnie na pół przestraszonym, a na pół zaciekawionym wzrokiem.
– Wracając do tematu, daj spokój z tym wykluczeniem z meczu. Jeden trening opuściła, trudno, świat się nie zwalił, a ona nie zapomniała jak się lata na miotle i jednocześnie wymachuje pałką. – wzruszyłam ramionami i czekałam na reakcję, obserwując go uważnie.
– Evans, to nie twoja sprawa, nie ty jesteś kapitanem, więc się nie wtrącaj. – powiedział szorstko. – Skoro ją nie interesują zasady, to mnie nie interesuje ona w mojej drużynie. Krótka piłka.
– Przecież Angelina gra z wami od trzech lat, doskonale zna taktykę i świetnie współgra z resztą drużyny. Po co samemu sobie robisz problem i chcesz ją zawiesić? Przecież to się nie trzyma logiki.
– Po pierwsze, nie ma ludzi niezastąpionych i, jak mówiłem wcześniej, mam wspaniałe zastępstwo. A po drugie, po to ją wykluczę z tego meczu, żeby się nauczyła, że nie po to są zasady, żeby je łamać. – wytłumaczył dość spokojnym tonem, jednak ciągle rzucał rozzłoszczone spojrzenia na szatynkę, która miała zrezygnowaną minę. Ja natomiast po ostatnim zdaniu roześmiałam się. Chuda spojrzała na mnie jak na samobójcę.
– Potter, ja cię błagam, ty mówiący o niełamaniu zasad? Gdyby McGonagall to usłyszała, padłaby na zawał z wrażenia. – wyszczerzyłam zęby, a Angelina walczyła sama ze sobą, próbując się nie roześmiać. James spojrzał na mnie wzrokiem bazyliszka, jednak nie skomentował tego. – Okej, niech ci będzie Potter, w końcu to ty tutaj jesteś kapitanem. – wzruszyłam ramionami – Tylko chciałabym zwrócić twoją uwagę na jedną, zasadniczą rzecz. – zaczęłam, a on wyraźnie zainteresował się moimi słowami. – Dość lekkomyślne z twojej strony jest to, że na najważniejszy mecz w roku chcesz wystawić NA PRÓBĘ NOWEGO pałkarza. – dodałam z naciskiem na trzy przedostatnie słowa. – Chodź Angelina, idziemy na górę. – Po tych słowach wyminęłam Rogacza, który chyba zastanawiał się nad moimi słowami. Gdy zniknęłyśmy z jego pola widzenia, policzyłam w myślach do trzech i…
– McKinnon, zostajesz w meczu. – usłyszałyśmy głos obrażonego Jamesa, a na mojej twarzy zakwitł triumfujący uśmiech. – Ale spróbuj nie pojawić się na chociaż jednym treningu, a wywalę cię z drużyny! – dodał jeszcze i obie parsknęłyśmy śmiechem.
***
Czerwcowe dni, pomimo że były najdłuższymi w roku, mijały zdecydowanie zbyt szybko i nim się obróciliśmy, zaskoczyły nas egzaminy. Przez cały ten czas, ani Kate, ani Syriusz nie chcieli złamać swojej dumy i żadne z nich nie przeprosiło drugiego, czego efektem było dalsze udawanie, że nie istnieją dla siebie. I chociaż widziałam, że oboje za sobą tęsknią i źle im z całą tą sytuacją (nie wspomnę faktu, że powód kłótni był tak idiotyczny, że zaczęłam wątpić w ich iloraz inteligencji), jednak żadne z nich nie chciało się ugiąć jako pierwsze. Po kilku dniach namawiania obojga z nich, ja, Remus, James i Angelina zrezygnowaliśmy i daliśmy spokój. Nawet Peter próbował przemówić do rozsądku Syriuszowi, jednak ten był nieugięty. Przez to, że Kate nie odzywała się do Łapy, spędzała ze mną dosłownie każdą wolną chwilę, nie pozostawiając mi żadnej przestrzeni. To samo tyczyło się Huncwotów (którym w sumie wyszło to na dobre, bo przynajmniej porobili trochę śmiesznych dowcipów, za które oczywiście dostali szlaban od Minerwy). Efektem tego wszystkiego było to, że ani ja, ani James nie mieliśmy dla siebie czasu i praktycznie nie rozmawialiśmy na osobności. Z Lukiem wszystko wróciło do normy i gdy tylko mieliśmy razem patrol, mogłam zostać obrzucana najróżniejszymi epitetami i przekomarzaliśmy się nawzajem. Od czasu całej sprawy z Jasperem, blondyn miał nieco lepszy humor i częściej się uśmiechał, jednak za nic w świecie nie chciał się do tego przyznać („Przestań już się uczyć do tych egzaminów, bo od tych książek masz jakieś omamy”). Z Angeliną jednak nie do końca było dobrze. To znaczy, według Kate było wspaniale, bo Chuda wcale nie zdawała się być załamana całą tą sytuacją i w sumie w jej zachowaniu nic się nie zmieniło. Jednak nadal mi coś nie pasowało, szczególnie po naszej porannej rozmowie, gdzie zastanawiała się, czy mu nie wybaczyć. Uparcie twierdziła, że zerwała z Krukonem wszelkie kontakty, ale ciągle gdzieś znikała na dłuższy czas, zwykle wczesnym rankiem. Miałam co do tego pewne podejrzenia, ale gdy podzieliłam się nimi z Kate, od razu mnie wyśmiała, natomiast Luke’owi nie chciałam swoimi obawami psuć dobrego nastroju (który tak bardzo rzadko się u niego pojawiał). Jeśli chodzi o egzaminy, to poszło mi całkiem dobrze. W sumie to bardzo dobrze, z większością przedmiotów poradziłam sobie na Wybitny. Kate i Angelina może nie aż tak dobrze jak ja, ale również były zadowolone. Trójka z Huncwotów również poradziła sobie świetnie, jedynie Peter był trochę gorszy, ale z pomocą chłopaków udało mu się wszystko zaliczyć. W sobotę, po wszystkich egzaminach, miał się odbyć mecz finałowy Pucharu Quidditcha pomiędzy Gryffindorem, a Ravenclawem. Jako, że oba domy nie miały ze sobą na pieńku, na szczęście nie dochodziło do żadnych agresywnych sytuacji na korytarzach. Zresztą, takie spiny i wzajemne ataki na członków drużyny występowały tylko pomiędzy Ślizgonami, a Gryfonami, jednakże to nie oni mieli ze sobą grać, więc panował spokój. Tak więc sobotnie śniadanie wyglądało tak, jak zawsze przed każdym ważnym meczem. Siedziałam razem z Kate, Angeliną i resztą drużyny Gryfonów i jak zwykle próbowałam ich namówić na zjedzenie czegokolwiek. Angelina była blada, miała podkrążone oczy i wyraźnie miała problem ze snem tej nocy. Reszta drużyny wcale nie wyglądała lepiej. Zresztą, Krukoni również nie byli w wyśmienitych nastrojach. Westchnęłam z rezygnacją, gdy Chuda odmówiła zjedzenia czegokolwiek po raz siódmy i zajęłam się swoją jajecznicą. Nagle drzwi do Wielkiej Sali otwarły się i do środka weszli Huncwoci, na przedzie których kroczył dumny James ze swoją miotłą na ramieniu. Uśmiechnęłam się na jego widok, bo wyglądał olśniewająco. Przed każdym meczem Potter był radosny i cały w skowronkach, bo wiedział, że za chwilę siądzie na miotłę i odda się w pełni radości, którą czerpał z gry w quidditcha. Uwielbiałam taką wersję Jamesa, bo był wtedy taki szczęśliwy i pełen energii. Standardowo, widząc swoją markotną i zestresowaną drużynę, która nie tknęła żadnego jedzenia, tylko wpatrywała się w puste talerze posępnymi spojrzeniami, stanął nad nimi i zmierzył wzrokiem każdego z osobna, mrużąc przy tym oczy w bardzo słodki (według mnie) sposób.
– CO JA MÓWIŁEM O ŚNIADANIACH PRZED MECZEM?! – wrzasnął tak głośno, że chyba nawet centaury w Zakazanym Lesie go słyszały. – Macie jeść! McKinnon! – Chuda podskoczyła na swoim krześle – Masz wepchać w siebie tyle jedzenia, żeby ci było niedobrze! Jeśli przez to, że nie będziesz miała siły odbić tłuczka, przegramy, to nie tylko cię wywalę z drużyny, ale jeszcze będą cię musieli składać w jeden kawałek u św. Munga! – razem z Kate zachichotałyśmy, widząc jak cała drużyna nakłada sobie nieskończone ilości jedzenia na talerz i zaczyna to wszystko pałaszować. James tylko puścił nam oczko z zawadiackim uśmiechem i usiadł, by zająć się wpychaniem sobie do ust czegokolwiek, co mu wpadło pod rękę, jednocześnie rozprawiając z Syriuszem na temat możliwej taktyki Krukonów. Remus, widząc moje spojrzenie, przewrócił oczami i uśmiechnął się lekko.
– Zawsze mnie to zastanawia, skąd u ciebie przed każdym meczem aż tak dobry humor? – zagadnęłam naszego kapitana, który skierował na mnie swoje piękne orzechowe oczy.
– A czemu mam mieć zły? – odparł z uśmiechem na ustach i wzruszył ramionami – Pogoda jest wręcz idealna – bezwietrzna, świeci słońce, my jesteśmy dobrze przygotowani, bo przez ostatni miesiąc solidnie trenowaliśmy, żaden z naszych najlepszych zawodników nie ma kontuzji. Grać, nie umierać.
– No tak, ale nie powiesz mi, że się nie stresujesz chociaż trochę?
– Lily, ufam swoim zawodnikom i wiem, że mnie nie zawiodą. Prościej mówiąc – Na pewno wygramy, więc nie mam się czym przejmować. – skwitował i z powrotem zajął się swoim śniadaniem. Gdy upewnił się, że wszyscy syto pojedli, wstał, a za nim reszta drużyny i odmaszerowali w stronę wyjścia. Odprowadziłam ich wzrokiem, po czym rozejrzałam się po stole Gryfonów.
– Nie wierz mu. – odezwał się Syriusz. – On tylko udaje spokojnego przed drużyną, żeby ich jeszcze bardziej nie stresować. Od wczorajszego wieczoru chodzi niespokojny. – uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam gest, po czym pewien pomysł mi wpadł do głowy. Wstałam z miejsca, zostawiając na talerzu niedojedzonego tosta.
– Gdzie idziesz? – spytała Kate, która automatycznie również wstała, bo nie chciała zostać sama z Huncwotami.
– Na boisko. – odparłam zgodnie z prawdą.
– Ale do meczu zostało jeszcze trochę czasu…
– Muszę coś załatwić, zaklepcie mi miejsce na trybunach. – machnęłam ręką, przerywając jej i wyszłam szybkim krokiem z Wielkiej Sali. W Sali Wejściowej spotkałam wysokiego blondyna.
– Evans, pamiętasz jeszcze nasz zakład? – zagadnął złośliwym tonem.
– Oczywiście Lukie. – chłopak skrzywił się, bo nie lubił, gdy go tak nazywałam – Jakbym mogła zapomnieć o tym, że po meczu muszę się do ciebie zgłosić po moje galeony. – uśmiechnęłam się słodko, a on prychnął i obrzucił mnie pogardliwym spojrzeniem.
– Marzenia ściętej głowy. – syknął złośliwie i odszedł na śniadanie z lekkim uśmiechem na ustach, a ja wybiegłam na dwór i pognałam w stronę boiska do quidditcha. Gdy dobiegłam pod trybuny, stanęłam żeby złapać oddech, po czym weszłam do szatni Gryfonów. Wszyscy już byli przebrani w swoje stroje i zebrali się w kółko wokół Pottera, który omawiał taktykę i dawał ostatnie wskazówki swoim zawodnikom. Był tak wczuty w to, co mówił, że nawet nie zauważył, że weszłam do środka. Oczy mu świeciły, żywo gestykulował rękami, a jego głos był podekscytowany. Znowu miałam okazję podziwiać Jamesa w takiej postaci, w jakiej go najbardziej lubiłam. Uwielbiałam patrzeć na niego, gdy robił coś, co kocha, wkładając w to całe swoje serce. Była to jego chyba najlepsza cecha. W takich chwilach myślałam, że kobieta, która spędzi z nim resztę życia będzie najszczęśliwszą osobą na świecie, bo byłam pewna, że będzie ją kochał z ogromną pasją i oddaniem. I w tym momencie już nawet się przyznałam, że chciałabym być tą cholerną szczęściarą, której dane będzie być obdarowaną taką miłością. Myślami wróciłam z powrotem do szatni i odchrząknęłam głośno. Wszyscy, łącznie z Potterem, skierowali na mnie zdziwiony wzrok.
– Przepraszam, że przeszkadzam, ale mogłabym prosić Jamesa na słówko, zanim jest jeszcze trochę czasu? – spytałam, po czym na twarzach większości pojawiły się jednoznaczne uśmieszki, a sam zainteresowany podniósł wysoko brwi.
– Jasne. – odparł krótko i wyszedł razem ze mną na zewnątrz. Był ubrany w czerwono-złoty strój do quidditcha, który lekko opinał jego ciało, delikatnie eksponując zarys jego wysportowanej sylwetki. Stanęliśmy naprzeciwko siebie. Podniosłam wzrok i napotkałam orzechowe oczy, w których czaiły się charakterystyczne, wesołe iskry. – Słucha… - zaczął, ale nie dokończył, bo skutecznie zamknęłam mu usta delikatnym pocałunkiem. James był zaskoczony, ale oddał pocałunek i całowaliśmy się bardzo subtelnie. Wargi Rogacza były najdelikatniejszymi i najbardziej czułymi, jakie mogłam sobie wyobrazić. Były kwintesencją całego pocałunku i to na nich teraz skupiałam swoją uwagę. Po chwili jednak przerwałam tą błogą czynność, jaką jest całowanie najprzystojniejszego okularnika w Hogwarcie, a on spojrzał na mnie na pół oburzony, a pół rozkojarzony.
– Chciałam ci po prostu życzyć powodzenia i dać ci coś na szczęście. – wyjaśniłam z lekkim uśmiechem. – A teraz wracaj do swoich podopiecznych. – po tych słowach odwróciłam się i już chciałam się oddalić, gdy ten złapał mnie za rękę, odwrócił w swoją stronę i objął mnie w pasie, jednak (ku mojemu niezadowoleniu) nie pocałował.
– I myślisz, że po takiej miłej niespodziance tak po prostu cię puszczę? – mruknął przyciszonym głosem. Zarumieniłam się.
– Myślę, że mnie puścisz, bo musisz już iść. – odparłam, wskazując na tłum w oddali, który zmierzał ku trybunom.
– Niech ci będzie Evans. – uśmiechnął się zawadiacko, jednak wcale mnie nie puścił. – Ale obiecuję ci, że dokończymy to po meczu. – dodał już, szepcząc mi do ucha. Czułam jak przez całe plecy przechodzą mnie przyjemne ciarki, a w okolicach obojczyka znowu poczułam to niewyjaśnione ciepło. James puścił mnie jakby nigdy nic i odszedł w kierunku szatni.
– Powodzenia Potter! – zawołałam, a on odwrócił się i posłał mi taki uśmiech, po którym wręcz czułam, że miękną mi nogi. Gdy sylwetka chłopaka zniknęła za drzwiami, ja skierowałam się w stronę trybun. Chwilę później pojawiało się tam coraz więcej osób, aż w końcu kilka chwil przed meczem prawie wszystkie miejsca były zajęte przez uczniów i nauczycieli. Nawet sam Dumbledore się pojawił i siedział obok McGonagall, z którą prowadził żywą dyskusję. Trzymałam wolne miejsca dla Huncwotów i Kate. Cała czwórka pojawiła się zaledwie minutę przed rozpoczęciem meczu i w pośpiechu zajmowali miejsca.
– Co tak późno? – spytałam, ale nie doczekałam się odpowiedzi.
– Nawet nie pytaj. – odpowiedział Remus, więc wzruszyłam ramionami i skierowałam wzrok na boisko.
– Witam wszystkich na finałowym meczu o Puchar Quidditcha! – po trybunach rozległ się magicznie wzmocniony głos Edmunda Werty’ego. – Ponieważ wspaniałą drużynę Slytherina dopadł jakiś ogromny pech i przegrali ostatni mecz, dzisiaj zetrą się drużyny Gryffindoru i Ravenclawu. – oznajmił, zaraz na początku usprawiedliwiając Ślizgonów, co większość kibiców przyjęła z niesmakiem. Aczkolwiek wszyscy kibice byli przyzwyczajeni do tego, że komentator ten, nawet jeśli w meczu nie gra Slytherin, ma tendencję do rozwodzenia się nad wspaniałością swojej drużyny (w końcu był Ślizgonem). – Przywitajmy drużynę Gryffindoru! Pałkarze Angelina McKinnon i Jonathan Smith! – dwie postacie na miotłach wyleciały w powietrze, machając do trybun, skąd posypały się gromkie brawa, szczególnie z tej złoto-czerwonej części kibiców. – Ścigający Adrien Lloyd, Susan Fisher i Chris Bones! – publiczność znowu zawrzała, gdy na boisko wzniosło się troje zawodników. – Obrońca Frank Longbottom! – kibice również nie zwiedli i przy Franku – Oraz niezawodny szukający i kapitan w jednym, chociaż i tak nie lepszy niż Ślizgon, James Potter! – tym razem słychać było głównie damską część widowni, która piszczała i wrzeszczała. Ja, Kate i Huncwoci również krzyczeliśmy głośno. Potter zrobił kilka pętelek w powietrzy i wyszczerzył zęby, machając głównie naszej piątce. – A teraz czas na Ravenclaw! Pałkarze Jasper Red i Samantha Bell! Ścigający Martin Troffy, Hannah Clark i Lexie Mills! Obrońca Judith White! Szukający i kapitan Craig Davies! – za każdym razem, gdy komentator wywoływał kolejnych zawodników, oni wzbijali się w górę i okrążali boisko przy akompaniamencie krzyków i braw ze strony oglądających mecz. Jak łatwo przewidzieć, największy aplauz dostali od części brązowo-niebieskiej. – Kapitanowie podają sobie ręce przy obecności sędziego madame Rolanda Hooch. – rzeczywiście obie drużyny zleciały na dół, a Potter i Davies podali sobie rękę. Profesor Hooch kierowała do nich jakieś słowa, zapewne coś o zasadach fair-play. – Sędzia wypuszcza piłki i jest gwizdek! Mecz o Puchar Quidditcha rozpoczęty! – piętnaście osób wyleciało w górę na miotłach, obrońcy od razu pędzili do swoich słupków, szukający zaczęli rozglądać się za piłką, pałkarze szukali tłuczków, a ścigający od razu zaczęli grę. – I już mamy pierwszą akcję! Clark podaje kafel do Mills, ta omija Longbottoma i jest dziesięć punktów dla Ravenclawu! – Krukoni szaleli na trybunach, a Gryfoni wydali z siebie jęk zawodu. – Bardzo szybko zdobyty punkt, jednak skromnie przypomnę, że Slytherin już nieraz po takim czasie miał i trzydzieści punktów zdobytych.
– Tak jasne, dwieście trzydzieści i sto pięćdziesiąt za znicza. – warknęłam, a Kate zachichotała obok mnie.
– Gryfoni od razu przejmują kafel i już Bones leci w kierunku White! Bierze zamach i… ale co to się stało?! Bones wykiwał White i zamiast rzucić, piłkę przejęła Fisher i zręcznie przerzuciła przez słupek! Mamy 10:10! – skakaliśmy i wrzeszczeliśmy z radości, dopingując złoto-czerwonych. – Troffy, Clark i Mills lecą ustawieni w klucz, podając sobie kafla między sobą! Ścigający Gryfonów bezskutecznie próbują odebrać kafel! Gdyby to byli Ślizgoni, jestem pewien, że już by go przejęli! Co ja mówię?! Już by był drugi punkt dla nas! Jednak wróćmy do rzeczywistości – Longbottom już szykuje się do obrony. Ale chyba nie doceniliśmy drużyny Gryfonów, bo gdzie ścigający nie może, tam pałkarza pośle! McKinnon idealnie wycelowała tłuczka w Mills, która straciła kafel! Piękna akcja tej dziewczyny!
– BRAWO CHUDA! – wrzasnęłam na cały głos.
– Brązowa piłka znowu jest w posiadaniu Gryfonów! Fisher pędzi na słupki White, rzuca i… Proszę państwa, dzisiaj mecz należy do pałkarzy! Red zemścił się na Fisher za McKinnon i skutecznie zablokował akcję! – wydawało mi się, albo nie, ale po tej akcji Jasper puścił oczko Chudej, która lekko się uśmiechnęła. Już chciałam spytać Kate, czy to widziała, ale gdy obróciłam się w jej stronę, ogłuchłam, bo w naszym sektorze wybuchła wrzawa po kolejnym zdobytym punkcie. Zła na siebie, że przegapiłam akcję, postanowiłam nie zwracać uwagi na Chudą i jej (miałam nadzieję) eks chłopaka. Obie drużyny leciały łeb w łeb i kilkanaście minut później wynik wynosił 90:90. Jednak ten mecz był świetnym pokazem umiejętności pałkarzy, bowiem Angelina i Jasper dawali z siebie wszystko i pracowali za dziesięciu. Odbijali tłuczki z prędkością światła, zawsze celnie i albo skutecznie blokowali ścigających przeciwnej drużyny, albo świetnie chronili przed czarnymi kulami swoich zawodników. Raz Angelina odbiła tłuczka pod naszymi słupkami, przerywając akcję Clark, by sekundę później znaleźć się po drugiej stronie boiska, chroniąc Lloyda przed tłuczkiem posłanym przez Jaspera, dzięki czemu Adrien mógł dokończyć akcję i zdobyć setny punkt dla Gryfonów. – Mam wrażenie, że Red i McKinnon założyli się dzisiaj, który z nich więcej razy posłuży się swoją pałką! Mamy dzisiaj niesamowity pokaz umiejętności tej dwójki zawodników! Chociaż mają szczęście, że to nie Slytherin jest ich przeciwnikiem, bo już by im nie było tak łatwo! – wszyscy teraz skupiali uwagę na tej dwójce, która dwoiła się i troiła, by spełniać swoją funkcję. Smith i Bell wyglądali przy nich, jakby znaleźli się tam przypadkowo z jakimś patyczkiem w ręku. W pewnym momencie nastąpiła taka wymiana uderzeń tłuczkiem między Angeliną, a Jasperem, że wyglądało to bardziej jak mecz badmintona na miotłach, niż quidditch. Nasz drugi pałkarz był tak zaskoczony świetną grą koleżanki z drużyny, że zawisł w powietrzu i gapił się z otwartymi ustami na to, co wyprawia Chuda. I pewnie dalej by się tak gapił, gdyby nie Potter, który podleciał do niego i trzepnął go w ucho, wydzierając się, że jeśli nie zacznie grać, to następnym razem zdzieli go jego własną pałką przez łeb. Wtedy chłopak ocknął się i zaczął w końcu pomagać szatynce w odbijaniu tłuczków. Minęło kilkadziesiąt minut, a żadna z drużyn nie zdobyła punktów i dalej było 100:90 dla Gryfonów. Wszystko to przez zaciętą grę wcześniej wspomnianej dwójki pałkarzy, którzy teraz zajęli się tylko blokowaniem ścigających. – Proszę państwa, widziałem wiele dobrych meczów, w których świetnie grali zawodnicy, szczególnie niezawodni Ślizgoni, jednak takiego pojedynku pałkarzy jeszcze nie byłem świadkiem! – komentator również był pod wrażeniem. Obserwowałam Chudą, której wyraźnie ta rywalizacja sprawiała frajdę, bo za każdym razem, gdy udało jej się zablokować akcję, lub uchronić kogoś przed tłuczkiem posłanym przez Jaspera, na jej twarzy gościł ogromny banan. I co podejrzane, zawsze był skierowany do Reda, a mi to wcale się nie podobało. – Nareszcie Krukonom udało się ominąć serię uderzeń McKinnon i znowu mamy remis 100:100! Brawo dziewczyny! Clark i Mills to bardzo zgrany duet, jak mieliśmy okazję zauważyć przed chwilą! Longbottom, mimo że jest dobrym obrońcą, nie miał szans! Jedynie nasz wspaniały obrońca Carter (obrońca Ślizgonów – przyp. aut.) mógłby obronić taki atak! Ale już widzimy kontratak w wykonaniu Lloyda i Bones. Chłopcy mkną w kierunku White, dziewczyna jest przygotowana na atak, Bones podaje do Fisher, Fisher do Lloyda, Lloyd strzela i… White złapała kafel! Świetna obrona w wykonaniu tej drobnej dziewczyny! White rzuca kafel do Mills, ale ta dostaje tłuczkiem od McKinnon i kafel przejmują ścigający Gryffindoru! Szybka akcja pod słupkami White, Lloyd strzela i mamy sto dziesiąty punkt dla Gryfonów! – wstałam z krzesła i przytuliłam się do Kate, z którą zaczęłyśmy krzyczeć i skakać z radości. – Krukoni się nie poddają i znowu ruszają na Longbottoma, który uważnie obserwuje trójkę napastników! Są coraz bliżej, podając kafel między sobą, znowu Gryfoni są bezradni wobec ich perfekcyjnej współpracy! Troffy wystrzelił do przodu i próbuje przerzucić kafel nad obrońcą, jednak Longbottom broni! Brawo! I znowu akcja Gryffindoru. – chwilę później znowu skakaliśmy z radości, bo zdobyliśmy sto dwudziesty punkt. – Zobaczmy, co u szukających. Potter i Davies czujnie wypatrują, czy znicz nie pojawi się gdzieś na boisku, jednocześnie pilnując siebie nawzajem. Jednak znicza nie widać, więc wróćmy do ścigających, którym pałkarze znowu nie dają spokojnie grać. Ale co to?! Potter i Davies zauważyli znicza! Lecą łeb w łeb w kierunku słupków White! Który dotrze pierwszy?! Cóż za walka, jeden drugiemu nie ustępuje nawet na cal! – rzeczywiście znicz pojawił się prawie przy samej ziemi, pomiędzy dwoma słupkami. Wszyscy kibice i gracze zamarli w bezruchu, obserwując wyścig dwóch szukających. Złapanie znicza w takim miejscu tak, żeby nie roztrzaskać się o ziemię lub jeden ze słupków, graniczyło z cudem, jednak żaden z nich nie miał zamiaru zrezygnować. Jednak nagle z przeciwległego kierunku, prosto na nich zmierzał tłuczek, a miejsce ich prawdopodobnego zderzenia to właśnie tam, gdzie wisiała w powietrzu mała, złota piłeczka. – Cóż za emocje! Szukający mają wybór albo odpuścić, albo złapać znicza, jednak z bardzo bolesnymi konsekwencjami! Craig rezygnuje i gwałtownie hamuje! Chyba nie chce stracić zębów! A Potter dalej leci w kierunku znicza!
– Czy on chce się zabić?! – wrzasnął przerażony Syriusz. Peter był cały zielony, Remus przygryzał wargi ze zdenerwowania, Kate zamknęła oczy, a ja wstrzymałam oddech. – Ale nagle znikąd pojawia się McKinnon! Ta dziewczyna jest dzisiaj niesamowita! Odbija tłuczka w ostatnim momencie, a Potter łapie znicza! – wypuściłam z siebie powietrze i razem z resztą Gryfonów, włączyłam się w ogłuszający ryk radości, który wypełnił całe boisko. Potter wzniósł rękę ze zniczem wysoko w górę i pokazał go wszystkim kibicom. Chwilę później podleciała do niego Angelina, którą uściskał i wycałował po policzkach. Zaraz za Chudą przyleciała reszta drużyny, która rzucała się na Pottera i szatynkę i w takich uściskach zlecieli na ziemię, gdzie połowa Gryfonów już czekała, żeby uściskać i pogratulować drużynie. My również zbiegliśmy na dół i jako pierwsi dostaliśmy się do ubranych na złoto-czerwono zawodników. Wszyscy krzyczeli i śpiewali z radości. McGonagall dobiegła do nas z przekrzywioną tiarą i… rzuciła się na Angelinę, gratulując jej wspaniałej gry. Gdy już wszyscy zdążyli chociaż dotknąć zwycięzców, podszedł do nas Dumbledore z wielkim, złotym pucharem. Cały tłum odsunął się od drużyny, robiąc przejście dla dyrektora.
– Wspaniały mecz panno McKinnon i wspaniały chwyt panie Potter. – czarodziej uśmiechnął się dobrodusznie i wręczył naszemu kapitanowi puchar, po czym pogratulował całej siódemce. McGonagall już się opanowała i stała sztywno, z poprawioną już tiarą, jednak na twarzy nadal widniał szeroki uśmiech. Potter wzniósł puchar do góry i wyszczerzył zęby.
– Angelina, jesteś zdecydowaną bohaterką tego meczu. – powiedział z uśmiechem i wręczył jej jako pierwszej nagrodę. Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej (o ile to możliwe), a reszta wzięła ją na ręce i zaczęła podrzucać w górę, krzycząc radosne „hip, hip, hura!”. Po kilku minutach spuścili ją na ziemię, a wtedy podeszła cała drużyna Ravenclawu, żeby pogratulować. Co prawda Daviesa z nimi nie było, bo chyba nie potrafił przeboleć tego, że stchórzył, ale reszta drużyny podała rękę naszym. Większość tłumu już się rozeszła. Gdy Jasper podchodził do Angeliny, nadstawiłam ucha (tak, wiem, że to niegrzeczne).
– Wygrałaś. – powiedział półgębkiem i uśmiechnął się do niej – Byłaś dzisiaj lepsza. Możesz świętować ze swoimi. – puścił jej oczko, a ona zarumieniła się lekko.
– Też byłeś dobry. – odszepnęła również z uśmiechem. Zachowywali się tak, jakby nie chcieli, żeby ktoś ich słyszał. Zresztą, oprócz mnie, nikt nimi się nie interesował. – Trochę poświętuję, a potem… - urwała, widząc, że ich obserwuję. Szybko się odwróciłam, udając, że właśnie miałam iść do zamku. Oni odeszli od siebie i Chuda dołączyła do drużyny, która trzymając puchar, zmierzała do Pokoju Wspólnego, gdzie zapewne już czekała przygotowana impreza. A ja ciągle zastanawiałam się, w ilu kwestiach Angelina mnie okłamała i co ją teraz łączy z Jasperem. A jeśli ją łączy, to dlaczego kłamie, że nie utrzymuje z nim kontaktu.
***
Całą imprezę bacznie obserwowałam Angelinę, która była gwiazdą wieczoru. Jej wyczyny na boisku wywołały zachwyt wśród Gryfonów i każdy chciał z nią porozmawiać. Jako, że ona zawsze była taką trochę szarą myszką, była to dla niej nowa sytuacja, w której z każdą chwilą zaczęła się czuć coraz lepiej. Obok mnie siedziała Kate, która im dłużej tu siedziała, tym bardziej kwaśną miała minę. Oderwałam wzrok od Chudej i spojrzałam na lokatą przyjaciółkę badawczym spojrzeniem. Nawet nie musiałam pytać, co się stało, bo Kate sama zaczęła mówić.
– Mam dość tej kłótni z Syriuszem. – mruknęła posępnie.
– To czemu mi to mówisz, a nie jemu?
– To nie ja powinnam do niego przyjść, tylko on do mnie. To on powinien mnie przeprosić. Już nawet nie oczekuję od niego żadnych kwiatów, ani nic takiego. Zwykłe „Przepraszam”! Czy to takie trudne?! – ostatnie dwa zdania prawie wykrzyczała.
– Ty już nawet nie pamiętasz za co on ma cię przeprosić, ale się upierasz. – stwierdziłam, a ona posłała mi mordercze spojrzenie.
– To, że mam dość kłótni, nie znaczy, że mu odpuszczę. – powiedziała upartym tonem, a ja westchnęłam.
– Ja was kiedyś pozabijam. – przewróciłam oczami – Chociaż prędzej sami to zrobicie.
– A ty gdzie masz Pottera? – spytała, zmieniając temat.
– A co ja mam z nim wspólnego? – podniosłam brwi w geście zdziwienia.
– Och Lily, nie udawaj. Wszyscy wiedzą, że na niego lecisz. – posłałam jej oburzone spojrzenie, a ona wyszczerzyła zęby. – Widziałam jak na niego dzisiaj patrzyłaś, gdy wszedł na śniadanie. Takim wzrokiem nie obdarza się osoby, do której nic nie czujesz.
– Może jest tak, jak mówisz, ale to nie znaczy, że jestem jego dziewczyną i że mam wiedzieć, gdzie i co robi. – mruknęłam. Nie minęła chwila, a zobaczyliśmy przed sobą całą czwórkę Huncwotów, którzy świetnie się bawili razem. Każdy miał kubek z trunkiem i tańczyli, wygłupiając się. Na widok Blacka uśmiech na twarzy Kate zrzedł. – Tęsknisz za nim, co? – zagadnęłam, a ona westchnęła i pokiwała twierdząco głową.
– To tak, jakby mieć ochotę na ciastko, trzymać na talerzu przed sobą, ale nie móc go zjeść. Niby jak mogę za nim tęsknić, skoro go widzę codziennie, ale co mi z tego, skoro odkąd się pokłóciliśmy, nie dotknęłam go nawet palcem. – wyznała, nie odrywając wzroku od Łapy, który właśnie zaśmiał się z jakiegoś żartu, który opowiedział James. W tym momencie podeszła do niego Susan Fisher – nasza ścigająca, która była rok niżej, położyła rękę na jego ramieniu, coś powiedziała i pociągnęła go za rękę na parkiet. Syriusz dopił swój napój, który miał w kubku, odstawił kubek na stolik i zaczął tańczyć z Susan. Kate najpierw była w szoku, potem zmrużyła oczy i wstała, zaciskając usta w tak cienką linię, że nawet McGonagall by jej pozazdrościła.
– Kate…
– Nie będzie żadna wywłoka mi podrywać faceta. – przerwała mi warknięciem i ruszyła w kierunku tańczącej pary. Nawet się nie poprawiła, co w przypadku Kate oznaczało, że jest naprawdę wściekła. Podeszła do nich i bezceremonialnie wypchnęła Susan z tańca.
– Hej! – oburzyła się Fisher.
– To jest mój facet, więc wara od niego. – warknęła Bridge i omiotła ją takim wzrokiem, że gdyby oczy miały właściwości różdżki, poleciałby z nich zielony promień i Potter musiałby szukać nowego ścigającego do kompletu. Syriusz udawał zdziwionego całą sytuacją, ale zauważyłam, że kąciki jego ust dosłownie na sekundę uniosły się w triumfującym uśmiechu. Roześmiałam się i upiłam łyka ze swojego kubka, w którym miałam odrobinę Ognistej Whisky.
– Co ci tak wesoło? – spytał Remus, który usiadł na fotelu wcześniej zajmowanym przez obecnie tańczącą Kate. Nie odpowiedziałam tylko wskazałam głową na przytulającą się do siebie parę. Gdy to zobaczył wyszczerzył zęby w szczerym uśmiechu. – Nareszcie. – skomentował tylko. – A ty jak się bawisz? – zagadnął.
– Nie narzekam. – odpowiedziałam i uniosłam swój kubek z charakterystycznym uśmiechem.
– Tylko się nie upij. – upomniał mnie surowo, ale chwilę później się roześmiał. Zmarszczyłam brwi i po raz pierwszy na niego spojrzałam. Był cały czerwony na twarzy.
– I kto to mówi? Prefekt, który jest pijany. – roześmiałam się, a on mi zawtórował.
– Wcale nie jestem pijany. Tylko trochę Ognistej wypiłem, Rogacz mnie zmusił. – żachnął się. – Idziemy tańczyć? – zaproponował po chwili, wprawiając mnie w totalne osłupienie.
– Ten Rogacz to ci chyba litrami wlewał do gardła tą Ognistą. – roześmiałam się – Jeśli Remus Lunio Lupin chce tańczyć, to znaczy, że na pewno nie jest trzeźwy. – po tych słowach wstałam i poszłam na parkiet z Lunatykiem, który był w bardzo dobrym humorze i zaczęliśmy tańczyć. Po kilku minutach, zauważyłam Angelinę, która rozglądając się wkoło, zbliżała się do dziury w portrecie. Zmarszczyłam brwi, przeprosiłam Remusa i już miałam iść w jej kierunku, gdy drogę mi zagrodził Potter.
– Mieliśmy coś dokończyć, nieprawdaż panno Evans? – uśmiechnął się i podszedł bliżej.
– Nie teraz, James, muszę…
– Nie marudź, tylko chodź tańczyć. – przerwał mi i zaciągnął z powrotem na parkiet. Próbowałam zobaczyć przez jego ramię, czy Chuda wyszła z Pokoju Wspólnego, jednak Potter był tak wysoki, że nie miałam na to szans. Westchnęłam i zaczęłam po prostu się bawić, zapominając o szatynce.
***
Impreza skończyła się nad ranem i niestety Gryfonom musiała pomóc w tym McGonagall, która o czwartej wpadła przez portret i zrobiła awanturę. Jednak na szczęście była na tyle wyrozumiała, że nikogo nie ukarała żadnym szlabanem, tylko kazała sprzątnąć bałagan i iść do swoich dormitoriów. Ja cały wieczór spędziłam z Huncwotami i Kate, tańcząc, rozmawiając i wygłupiając się. Wbrew zapewnieniom Jamesa, że musimy dokończyć to, co zaczęliśmy przed meczem, między nami do niczego nie doszło. Nawet do pocałunku, ku mojemu niezadowoleniu. Niedzielę spędziliśmy na leniuchowaniu nad jeziorem, również z Huncwotami, jednak tym razem była z nami Angelina. Próbowałam wypytać ją o to, gdzie poszła, ale utrzymywała, że cały czas się kręciła po Pokoju Wspólnym, a potem poszła się położyć, bo źle się poczuła. Nie mogłam jej udowodnić, że kłamie, bo ani mnie nie było w dormitorium, ani nie widziałam momentu, w którym wyszła na korytarz. Do domów wyjeżdżaliśmy dopiero ostatniego dnia września, więc mieliśmy cały poniedziałek, wtorek, środę i czwartek wolne, co wykorzystałam głównie na odwiedziny u Hagrida, czytanie książek, partyjki szachów z Remusem, rozmowy z Lukiem i spacery z Jamesem. Wbrew pozorom, na spacerach nie dochodziło między nami do żadnych zbliżeń, bo cały czas rozmawialiśmy. Przez te kilka dni poznałam Jamesa jeszcze lepiej i okazał się naprawdę wspaniałym przyjacielem. Rogacz ogólnie był człowiekiem, z którym mogłam porozmawiać na każdy temat. Potrafił wysłuchać, doradzić, sam również mi się zwierzył z kilku spraw i atmosfera między nami była bardzo luźna. Czułam się przy nim sobą. Chociaż nie zaprzeczam, że chciałabym, żeby czasami mnie przytulił, albo pocałował. Wypytałam o to trochę Remusa, który zdradził mi, że James postanowił mi się pokazać z innej strony i zbudować ze mną przyjaźń, którą potem chciał wykorzystać jako solidny fundament do ewentualnego związku. Po tym można zauważyć, jak Potter wydoroślał przez ostatnie kilka miesięcy. Zresztą, sama to stwierdziłam podczas rozmów z nim, jednak takie podejście do sprawy pokazywało, że myśli o mnie na poważnie. Wszyscy nasi znajomi nam gorąco kibicowali i za każdym razem, gdy przychodziłam z takiego spaceru, napotykałam wbite we mnie spojrzenia Angeliny i Kate, które głodne były informacji o jakimkolwiek pocałunku, czy propozycji do randki. I za każdym razem po prostu kręciłam głową i śmiałam się z ich zbitych min. Podejrzewałam, że to samo spotyka Pottera ze strony Remusa i Syriusza. Jeśli chodzi o Syriusz i Kate, to w końcu się pogodzili, jednak dopóki nie wyjaśni się sprawa reakcji matki Kate na jej związek, był to dla nich temat tabu. A dlatego tabu, bo dzień po meczu prawie pokłócili się o to samo i tylko dzięki mojej i Jamesa szybkiej reakcji skończyło się tylko na zaostrzonych spojrzeniach. W końcu nadszedł dzień, w którym mieliśmy wyjeżdżać. W naszym dormitorium panował mały rozgardiasz, bo każda szukała swoich rzeczy. Gdy w końcu udało mi się spakować wszystko, postanowiłam przejść się po zamku ostatni raz przed dwumiesięczną przerwą wakacyjną. Przechodziłam właśnie jednym z korytarzy na czwartym piętrze, gdy zza rogu wyłoniła się nieco przygarbiona sylwetka, którą tak dobrze znałam. Chłopak podniósł głowę, a jego czarne, jak żuki oczy napotkały moje. Obydwoje zwolniliśmy i przez chwilę patrzeliśmy sobie w oczy. W głowie zawirowały mi wspomnienia i gdy chłopak chciał odwrócić głowę, odezwałam się.
– Cześć Severusie. – sama się zdziwiłam, że to powiedziałam, bo przez ponad rok udawałam, że nie istnieje ktoś taki jak Severus Snape. Ślizgon szczerze zdziwił się i aż stanął. Co chwila otwierał usta i je zamykał z powrotem.
– Cześć. – bąknął w końcu.
– Jak egzaminy? – wydusiłam z siebie, chociaż już zaczynałam żałować, że się odezwałam. Nie chodziło mi o niego, tylko o to, że atmosfera była bardzo spięta. Nie wiedziałam, co zrobić z rękami, ani co powiedzieć. On najwyraźniej również nie wiedział, bo nie odpowiadał dłuższy czas na moje pytanie. – Och, zapomnij, że coś powiedziałam. – uśmiechnęłam się smutno. – Życzę ci udanych wakacji. – powiedziałam na odchodnym i odeszłam, zostawiając go w totalnym osłupieniu. Weszłam do najbliższej łazienki i wypuściłam powietrze z płuc. Po co ja się do niego w ogóle odezwałam. Prawdą jest, że już nie byłam załamana końcem naszej przyjaźni, szczególnie gdy słyszałam różne historie o jego chęci przystąpienia do śmierciożerców. Jednak w takich chwilach jak tamta, gdy spojrzał mi takim łagodnym spojrzeniem w oczy, wracały szczęśliwe wspomnienia z naszej przyjaźni. W takich chwilach zdawałam sobie sprawę, że nigdy nie zapomnę o Severusie. Zawsze będę pamiętać o takim Severusie, który jest ciepły, który lubi ze mną rozmawiać i spędzać czas, który opowiada mi o świecie czarodziejów i który wprowadził mnie w to wszystko. Zakręciła mi się łezka w oku, ale szybko ją otarłam i wzięłam głęboki oddech. Wyszłam z łazienki i skierowałam się z powrotem do wieży Gryffindoru.
***
– Nie mogę uwierzyć, że kolejny rok minął. – westchnęła Kate. Siedzieliśmy w siódemkę w przedziale i graliśmy w eksplodującego durnia, zajadając się czekoladowymi żabami.
– Nie marudź, tylko ciesz się z wakacji. – Potter ziewnął i uśmiechnął się. – Wiecie co jest najlepsze? – zagadnął po chwili – Że możemy już używać czarów poza szkołą. – wyszczerzył zęby.
– Kto może, ten może. – burknęła Angelina. – Ja mam urodziny dopiero pod koniec sierpnia, więc tylko trzy dni przed szkołą będę mogła odkurzyć różdżkę.
– Ale Lily za to będzie mogła w końcu postraszyć trochę siostrę. – odezwała się Kate, wyrywając mnie z zamyślenia, a wszyscy spojrzeli w moją stronę. Ja tylko uśmiechnęłam się i spojrzałam w okno, cały czas rozpamiętując moje spotkanie z Severusem.
– Lily jakaś tak nie w sosie. – zauważyła Chuda, przypatrując mi się uważnie.
– Bo już nie będzie mnie widywać codziennie. – wypalił Potter, a wszyscy roześmiali się. Posłałam mu powątpiewające spojrzenie. Chwilę później większość wdała się w rozmowę o finałowym meczu (temat ten był ostatnio poruszany codziennie). Na początku nie włączyłam się w dyskusję, jednak gdy James zaczął swój wywód na temat tchórzliwości Daviesa, nie wytrzymałam.
– Chciałabym ci przypomnieć Potter, że tylko dzięki Angelinie przeżyłeś ten mecz. – wtrąciłam z lekkim uśmiechem.
– Wiem. – wyszczerzył zęby – Przecież cały czas mówię, że Angelina była najlepszym zawodnikiem w tym meczu.
– No tak, ale chciałabym ci też przypomnieć, że pewien zarozumiały kapitan chciał ją wykluczyć z meczu, ale na szczęście pewna mądra osoba wybiła mu ten pomysł z głowy. – wyszczerzyłam zęby, a on zrobił naburmuszoną minę, po czym wszyscy się roześmiali.
– Jak dalej będzie opuszczała treningi bez uprzedzenia, to ją wyrzucę z drużyny. – oznajmił dumnie, a ja przewróciłam oczami.
– Londyn widać. Zaraz wysiadamy. – zauważył Remus i wszyscy zaczęli się zbierać. Po chwili pociąg zatrzymał się i fala uczniów wylała się prosto na peron 9 i ¾. Odwróciłam się do moich przyjaciół i pożegnałam z każdym z osobna. Kate i Angelina wyściskały mnie i obiecywały pisać kilka razy w tygodniu, Remus i Syriusz również mnie uścisnęli, Peter bąknął „cześć Lily”, a James poczekał aż wszyscy odejdą. Wtedy spojrzał na mnie z czarującym uśmiechem i przyciągnął mnie do siebie. Gdy tylko poczułam jego zapach, cały zły humor prysnął i cieszyłam się chwilami spędzonymi w jego ramionach.
– Mam nadzieję, że się zobaczymy w te wakacje. – powiedział po chwili i odsunął się, żeby popatrzeć mi w oczy. – Mogę cię pocałować? – zaskoczył mnie tym pytaniem, ale mimowolnie przytaknęłam głową. Gdy zbliżył się do mnie, zamknęłam oczy i czekałam aż nasze usta się zetkną, jednak nic takiego się nie stało, bo Potter pocałował mnie… w czoło. Otworzyłam oczy i zobaczyłam szelmowski uśmieszek na jego twarzy. Zacisnęłam zęby i odsunęłam się od niego. – Kto by pomyślał, że Evans ma nieczyste myśli. – wyszczerzył zęby.
– Spadaj. – warknęłam i walnęłam go w ramię, ale uśmiechnęłam się. – No to miłych wakacji Potter. – puściłam mu oczko i odwróciłam się w stronę wyjścia. Zanim przeszłam przez barierkę, odwróciłam się i zobaczyłam jak chłopak podchodzi do swoich rodziców, uśmiechając się od ucha do ucha. Jego ojciec był straszą wersją Jamesa i różnił się tylko detalami od syna. Natomiast jego mama – wysoka szatynka, świdrowała mnie wzrokiem z delikatnym uśmiechem. Gdy James podszedł ucałowała go w policzek i cała trójka aportowała się. Zapomniałam wcześniej dodać, że w kwietniu mieliśmy szkolenie i egzamin z aportacji, który mogli zdawać również uczniowie szóstego roku, którzy ukończyli 17 lat. Nie trudno zgadnąć, że ja, James, Remus, Kate i Syriusz zdaliśmy i możemy teraz używać tego środka lokomocji. Z miłą chęcią aportowałabym się bezpośrednio do domu, ale moi rodzice uparli się, że będą na mnie czekać tam, gdzie zawsze, więc pchnęłam wózek przed siebie prosto na barierkę i po chwili znalazłam się na mugolskim dworcu, gdzie stali mama z tatą. Podeszłam do nich i uśmiechnęłam się. Ojciec odpowiedział tym samym, a mama tradycyjnie rozpłakała się na mój widok. No to witajcie wakacje.
Ciekawe co Angelina ukrywa przed dziewczynami. Może nie chce związku z Jasperem kończyć.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Kate i Syriusz próbują się pogodzić.
Życzę weny na ciąg dalszy.
Notka oczywiście świetna.
OdpowiedzUsuńMam swoją małą teorię co do dziwnego zachowania Chudej, jednak póki co będę milczeć.
"Jeleń na rykowisku" mnie zabił :D
Jest i nowa notka <3 nawet sobie nie wyobrażasz jak się cieszę, że wróciłaś. :) I jestem pod wrażeniem odnośnie Twojego pisania, bohaterów, pomysłów... Kocham Twojego Jamesa, i Lily, ba, całe opowiadanie, i te relacje między nimi, które robią się coraz lepsze! Ahhahahaa, i jeleń na rykowisku <3 Irytuje mnie zachowanie Chudej, ja na jej miejscu dałabym sobie spokój z takim chłopakiem.. Lily słusznie bywa podejrzliwa.
OdpowiedzUsuńJAMES JEST TAKI SŁOOOODKIII <3
;D dobra, to był przerywnik. Wkurzony, wesoły, irytujący, ba, i tak Go kocham. Pijany Remus - <3 no i dobrze że Kate i Syriusz się pogodzili, no ile można.. :D I wygrali mecz, wieeem, to takie oczywiste, to było oczywiste, ale emocje były, i kurcze, ja Cię podziwiam, że dałaś radę z opisywaniem meczu, bo szczerze mówiąc, ja tego nienawidzę. :x :D I Lily dająca Jamesowi buziaka, i te ich spacery, rozmowy, opisy, jak Ona uwielbia na Niego patrzeć, kiedy James robi to, co kocha - cudocudocudo.
No i widzisz co Ty ze mną robisz, ja się ciągle zachwycam. :c
Czekam na nową notkę Kochana ;* I dzięki za nominację!
Buziaki i pozdrowienia :*
Black Butterfly (Justyna)
Bardzo się cieszę że rozdział się pojawił. Czyżby Chuda jednak nie zerwała z Jasperem ? A ta jej akcja kiedy odbiła w staniej chwili tłuczka była cudna.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny na kolejne wspaniałe rozdziały
Łapa
O Boże!!!!!! :D
OdpowiedzUsuńCUDOWNY!!!
zresztą jak zawsze! Tak się ciesze, że jednak udało ci się napisać wcześniej ten rozdział. Bo miał być dopiero pod koniec października!!
Świetny!! Chuda pewnie dalej kręci z Jasperem. Ale Luke też wydaje się podejrzany! Jestem ciekawa co będzie dalej!
I dlaczego James nie dotrzymał obietnicy że dokończą to co zaczęli?! Tylko dopiero na peronie pocałował ją ale w czoło!!
Chce więcej!!
Więc dużooooooooooooooo weny!!!!!!!!!!!
Zaczynam się obawiać, że jest coś ze mną nie tak, skoro przy prawie żadnym mężczyźnie nie odczuwam takich motyli w brzuchu, jak czytając notkę.
OdpowiedzUsuńLeksia, dziękuję!
Rany, rany, rany, rany!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, tak jak wszystkie pozostałe! Ależ zazdroszczę Lilce i reszcie! U nich wakacje, a u mnie za oknem taka plucha... No cóż, nie można mieć wszystkiego, w zupełności wystarczyło mi napawanie się radością z powodu ukazania się nowego rozdziału. Nie mogę się doczekać, czym nas zaskoczysz podczas dwumiesięcznych wakacji bohaterów. :)
Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny! <3
Naprawdę dobry rozdział! Uważam jednak, że jeśli Chuda spotyka się z Jasperem to jest dość naiwna! Niesamowicie podoba mi się Twoja kreacja Jamesa w tej notce. Taki... pełen pasji! No i Evans z tym pocałunkiem no no no! Czekam na więcej! Na moim forum PBF dodałam Cię do blogów partnerskich z nadzieją, że nie jedna osoba tu zajrzy, bo warto! ^^
OdpowiedzUsuńNotka świetna (jak zwykle) przy nie kilku fragmentach uśmiechałam się sama do siebie a przy innych czytałam z otwartą gębą.Nie będę się rozpisywać , czekam na kolejną notatkę i mam nadzieje że pojawi się nie długo a przy okazji zapraszam na mojego bloga http://historiajamesailily.blog.pl/
OdpowiedzUsuńNie żeby coś ale naprawdę przeczytałam wszystkie 55 rozdziałów. Następnym razem zapytaj później oceniaj...
OdpowiedzUsuńNo wiesz, Twój komentarz był typowym komentarzem kogoś, kto wkleja taki sam tekst pod kilkoma blogami o tej samej tematyce, żeby tylko zareklamować swojego bloga. Skoro przeczytałaś wszystkie 55 rozdziałów, to dlaczego zostawiłaś komentarz dopiero pod ostatnim rozdziałem i dziwnym trafem wtedy, gdy niedawno założyłaś bloga? Poza tym, zwykle jeśli ktoś przeczytał rozdział, to podaje chociaż jeden szczegół z niego, chociażby jakieś imię, czy coś.
OdpowiedzUsuńWyżej wymienione przeze mnie to powody, przez które stwierdziłam, że nie przeczytałaś.
Jeśli rzeczywiście to zrobiłaś, to przepraszam :-).
Pozdrawiam,
Leksia (autorka)
P.S. Czemu usunęłaś bloga?
prawdę mówiąc to nie ja usunęłam bloga tylko moja "głupia" przyjaciółka kiedy u mnie nocowała , http://james-i-lily.blog.pl/ to jest jego nowy adres. Przy okazji poprawiłam ortografię ;)
OdpowiedzUsuńA i jeśli dobrze poszukasz to pod kilkoma notatkami znajdziesz moje komentarze z przed kilku miesięcy
OdpowiedzUsuńNareszcie nowy rozdział!:) Bardzo się cieszę, że aktywowałaś bloga:) To taki powrót do czasów mojego "dzieciństwa"( chociaż AŻ taka stara nie jestem :D)
OdpowiedzUsuńAch ta Lily, jaka ona niezdecydowana. Ja bym tam się na niego rzuciła i zmolestowała przy pierwszej lepszej okazji:D nie no, żartuje:D Od razu wiedziałam, że Angelina nie zostawi Jaspera, przecież to widać gołym okiem. Z jednej strony mówi się, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki... z doświadczenia wiem jednak, że czasem warto zaryzykować (gdyby tego nie zrobiła nie byłabym teraz szczęśliwą żoną:)) więc ja osobiście trzymam za nich kciuki i im kibicuje. Jamesowi, mojemu ukochanemu, też! Tak ściskam ręce, że aż mnie bolą, żeby w końcu zdobył Lily.
Mecz był genialny, naprawdę potrafisz opisywać:P Ja się wczułam tak, jakbym wepchała się na trybunach miedzy Syriusza i Remusa i obserwowała razem z nimi:) I ten sposób Lily, żeby przekonać Jamesa, że Angelina powinna zagrać! Uśmiałam się, chociaż jako żona ja też znam różne sztuczki, żeby mojego męża podejść:D
Kate i Syriusz, jak się można kłócić o wszystko i wszystkich. Zrobiłaś taką mieszankę wybuchową, gdzie czytając wyczekuje się (a przynajmniej ja) kiedy znów wybuchnie i będzie Focha a potem happy end:)
Bardzo lubię Remusa, nie tak jak Jamesa, ale jest taki jakiego zawsze go sobie wyobrażałam. Cichy, spokojny ale jednocześnie ma w sobie, tą iskierkę Huncwota:)
Jeżeli Twoja Lily jest taka jak ty, to na pewno byśmy się polubiły:)
CUDO!
Była bym zaszczycona, gdybyś w wolnej chwili, zerknęła do mnie
huncwot-rogata.blogspot.com
Pozdrawiam!
A i zapomniałabym!
OdpowiedzUsuńJeleń na rykowisku! :D Ja zawsze tak mówię do mojego De, kiedy ziewa, bo wydaje odgłosy iście przypominające jelenia na rykowisku w okresie godowym:D
Świetny rozdział! Bardzo fajnie, że powoli, ale jednak się pojawiają jakieś nowości. :-))) Angelina trochę mi przypomina jedną z moich przyjaciółek, też jest taka... raczej skryta. Ja z kolei gratuluję ci tego momentu ze Snape'em. Bardzo fajnie opisane, pociągniesz to jakoś? W sensie, możliwość wymienienia przez nich kilku normalnych zdań. :-) Poza tym, to oczywiście fajne rozmowy między Lily a Jamesem. PZDR i życzę weny twórczej!
OdpowiedzUsuńJak ja żałuję, że nie weszłam na twojego bloga wcześniej i nie zobaczyłam, że dodałaś rozdział. Minęło tyle dni, a ja cały czas się zastanawiałam kiedy będzie u ciebie coś nowego. Kurde. No, ale przecież lepiej późno niż wcale, także zabieram się do czytania. Tym razem postanowiłam również, że będę jednoczesnie czytać i komentować, bo inaczej nigdy nie potrafię napisać wszystkiego, o czym mam zamiar napisać w trakcie. Także zaczynam (;
OdpowiedzUsuńAngelina faktycznie zachowała się nieco dziwnie i chyba muszę zgodzić się z Lily. Też odniosłam wrażenie, że coś tutaj jest nie tak. Świetnie udało ci się oddać tą sztuczność w jej zachowaniu. (Dlaczego ja mam cały czas nadzieję, że coś będzie między Angeliną i Remusem?) I oczywiście poranne zniknięcie jest tutaj tego doskonałym dowodem. Trochę mnie denerwuje jej nerwowa reakcja na "przesłuchanie" Lilki. Wierzę, że ona naprawdę coś ukrywa (Pomińmy fakt, że to właśnie zapowiada tytuł. Staram się być odkrywcza haha). Naprawdę udało ci się stworzyć taką aurę i wpleść w wątek nutkę niepewności.
Okay, właśnie miałam nawarczeć na Pottera i jego fioła na punkcie Quidditcha, ale to zdanie "Czy koniecznie musisz się tak drzeć z samego rana jak jeleń na rykowisku?" po prostu zwaliło mnie z nóg. Czy ja już ci kiedyś mówiłam jak bardzo kocham takie teksty, które Rogacz i Ruda sobie rzucają? Jeśli nie, to mówię ci, że naprawdę je kocham. i to jak wywalczyła miejsce Angeliny w meczu... Cudowne!
Kate i Syriusz zachowują się jak dzieci, naprawdę. Niech w końcu przestaną się na siebie obrażać i się pogodzą. A Angelina niech powie co ona rabi rankami poza dormitorium.
Kolejna rzecz, którą kocham, to relacja Lily i Luke'a. Jest między nimi coś tak specyficznego, że gdy tylko zaczynasz o nich pisać - ja zaczynam się uśmiechać jak idiotka.
Lily. Pocałowała. Jamesa. A. Ja. Jestem. W. Siódmym. Niebie. I czekam aż dokończą to po meczu haha.
Relacja z meczu to jeden z najlepiej opisanych momentów w tym rozdziale. Poczułam się tak, jakbym siedziała na trybunach w tłumie Gryfonow i razem z Lily i Kate dopingowała drużynie. Nie mogłam oderwać się od tekstu nawet na moment. Niemal widziałam przed oczami jak Angelina i Jasper odbijają między sobą tłuczek, jak walą nim w innych graczy. To była naprawdę fascynująca rozgrywka. Mam tylko jedno pytanie: O co chodzi Chudej? Jestem teraz naprawdę zdezorientowana.
No, ale przynajmniej Kate w końcu dała za wygraną i przełamała się. Fakt, potrzebny był do tego jakiś silny impuls, ale to nic. Ważne, że w końcu się udało. Cieszę się również, że James tak bardzo wydoroślał. Piszesz tego bloga od tak dawna, rozpoczęłaś tę historię od momentu, gdy bohaterowie byli na piętym roku i to naprawdę wspaniałe, że możemy obserwować jak się zmieniają, dorastają, a ich osobowości się kształtują. Jestem aż wzruszoną, że dałaś mi taką możliwość. Chodzi mi tu przede wszystkim o obserwowanie Lily i Jamesa. Zostały w nich pewne cechy, które nigdy się nie zmienią, w końcu w każdym z nas takie cechy siedzą, jednak ta dwójka przeszła cudowną transformację. Zawsze byłam wielka fanką ich relacji, ale teraz jestem nią tak zafascynowana, że nawet nie wiedziałam, że to możliwe. Dziękuję ci za to.
A ogólnie rzecz biorąc rozdział jak zwykle jest wspaniały i ja wciąż nie mogę wyjśc z podziwu jak naturalnie udaje ci się to wszystko przekazać.
Lecę czytać rozdział 56! :*
No wierzę! Naprawdę nie wierzę w swój fast! Wiesz jak za Tobą tesknilam? Nie rób mi tegow wiecej! Myślałam, że to koniec! Pisz chociaż jakąś informacje, że nadal żyjesz! Nawet nie preczytalam rozdziału, bo musiałam Ci napisać :D mogalabys mnie informować o aktywności na globu? Nie chcialabym nic przeoczyć
OdpowiedzUsuńOdmeldowuje sie, puck
"Lexie Mills"? Czyżby inspirowane na sobie samej? :D
OdpowiedzUsuńJeeejku, tak mi się podobał ten rozdział, ze aż żałuję że tyle czasu zwlekałam z przeczytaniem. Chyba dzięki Tobie wrócę do czytania blogów....to taka miła i kochana, odprężająca czynność.
Więc tak...Angelina. Tak bardzo znam to uczucie, gdy ktoś ze znajomych udaje że nic nie było i po zdradzie wciąż z kimś jest...to strasznie frustrujące, chcesz coś zrobić, bo przecież tak się nie da, ale to jego życie i jego decyzje. Mam nadzieję że ona jednak dostrzeże swój błąd i naprawdę zerwie kontakt z tym debilem.
Mecz Ci wyszedł całkiem realistycznie, komentator też :D nieźle się uśmiałam, te niektóre jego teksty naprawdę przypominały mi znanych mi stronniczych komentatorów.
A James jest taki słodki i kochany...to świetnie że stara się budować piękną przyjaźń, chyba mu już trochę wyszło.
Lecę czytać dalej.