Witam wszystkich,
Cóż by tutaj napisać. Ostatnio miałam trochę czasu i przyszła mi chęć na pisanie, więc powstał nowy rozdział. Część została napisana jeszcze w kwietniu, zaraz po dodaniu tamtego rozdziału, a część wczoraj i dzisiaj.
Dziękuję wszystkim za komentarze, jest mi bardzo miło, że jeszcze ktoś w ogóle czyta moje bazgroły :-).
Jeśli chodzi o sam rozdział, jakością to on nie powala (nie ma to jak autopromocja :D). Niestety. Początek mi się podoba, akcja ze Ślizgonami nie jest tragiczna, ale mogłaby być lepsza, to co jest później to już takie sobie (chociaż to z Jamesem mi się osobiście podoba - nie umiałam się powstrzymać :P), a końcówka jest chyba tragiczna. W każdym razie, wątek na końcu to świeży, wczorajszy pomysł, który jeszcze sama nie wiem, jak zakończę. Na pewno nie umknie Waszej uwadze dość duży skok czasu w tym rozdziale, ale powiem szczerze, że już nie miałam za bardzo pomysłów na to, co mogłoby się dziać na tym 6 roku. Zdradzę Wam, że mam parę pomysłów na 7 klasę, no i nie ukrywam, że chciałabym przejść do momentu, gdy James i Lily są razem (a to, jak obiecałam, nastanie dopiero na 7 roku, zgodnie z tym, co napisała Rowling). No i jeszcze nie wiem, co z wakacjami.
Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się niebawem (ale nic nie obiecuję, bo na to wpływa baaaaaardzo dużo czynników zewnętrznych). Ale jest lepiej, niż ostatnio, nie? tylko 2,5 miesiąca, a nie 2 lata, jak ostatnio......
Dobra, nie ględzę już, zapraszam do czytania, komentowania, krytykowania i czego tam jeszcze nie wymyślicie :-).
DZIĘKUJĘ, że jesteście ze mną i kocham Was, wiecie? :-)
Pozdrawiam serdecznie,
Leksia
P.S. Zmieniłam wygląd bloga, ale... NIENAWIDZĘ nowego onetu, bo kompletnie nie umiem się tym obsługiwać i nie wyszło tak, jakbym chciała, żeby wyszło :/. Także nie miejcie mi tego za złe.
***
-Ufff, mam dość. – burza długich, czarnych, zwykle kręconych, a tym razem prostych, włosów padła na fotel obok mnie w Pokoju Wspólnym. Kate była cała czerwona i spocona (a mimo to nadal wyglądała nieziemsko) po wykańczającym, kilkugodzinnym tańcu z Syriuszem. – A ty jak się bawisz? – spytała, dysząc ciężko.
-Wspaniale. – odpowiedziałam bez większego entuzjazmu, obserwując imprezę urodzinową Jamesa, która (jak na razie) przebiegała w miarę spokojnie. O ile impreza zorganizowana przez Huncwotów mogła być spokojna.
-Widzę właśnie. – mruknęła, patrząc na mnie uważnie. – Rozmawiałaś z nim? – spytała po chwili, kierując wzrok na jubilata. Pokręciłam przecząco głową w odpowiedzi.
-Od wczoraj unika mnie jak ognia. Nawet nie miałam okazji złożyć mu życzeń. – odparłam posępnie, obserwując kątem oka roześmianego okularnika, który w tym momencie przyjmował życzenia od piszczących dziewczyn z 4 roku. Rzeczywiście, odkąd Remus go wczoraj porwał podczas naszej rozmowy, dziwnym trafem nie spotkałam go nigdzie. Ani na kolacji, ani w Pokoju Wspólnym, ani na śniadaniu dzisiaj. Nigdzie. Po prostu choćby rozpłynął się w powietrzu. Szukałam go nawet w ich dormitorium, jednak nikt mi nie otworzył. A gdy zaczęła się impreza na jego cześć, był ciągle oblegany przez ludzi składających mu życzenia, chcących z nim wypić Ognistą, przez dziewczyny chcące z nim zatańczyć i przez milion innych osób. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co oznacza takie zachowanie Pottera. Po prostu odpowiedź na moje pytanie nie jest takie, jakie bym chciała, żeby było, a Potter gra na zwłokę, doskonale o tym wiedząc.
-Próbowałam podpytać Syriusza, ale zbywa mnie ciągle. – powiedziała niezadowolonym tonem.
-Daj spokój, Łapa nic nie powie, nawet tobie. – mruknęłam. – Zresztą, ja chcę usłyszeć odpowiedź od Rogacza, a nie od kogoś innego. – dodałam. Ale czy ja serio chcę usłyszeć odpowiedź na moje pytanie?
-A z Mitchellem już rozmawiałaś? – po jej pytaniu spojrzałam na nią zmarnowanym wzrokiem.
-Też nie. – odpowiedziałam. No tak, od wczorajszej kłótni z blondasem, również nie zamieniłam z nim słowa. – Jakoś słabo mi ostatnio idzie komunikacja z chłopakami. – zauważyłam ponuro.
-Nie martw się Lily, wszystko się jakoś ułoży. – pocieszyła mnie Kate łagodnym tonem, dotykając mojego ramienia.
-Mam nadzieję. – westchnęłam i spojrzałam w dół na swój prezent dla Jamesa.
-Co mu w końcu kupiłaś? – zapytała, patrząc na niewielką paczuszkę w moich rękach.
-Zegarek z dedykacją wygrawerowaną przeze mnie. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Wczoraj, gdy zostałam sama, natrafiłam w wiosce na sklep z różnymi rzeczami i tam wypatrzyłam srebrny, męski zegarek, który od razu skojarzył mi się z Potterem, więc go kupiłam, a w sowiarni „ulepszyłam” o grawer.
-Ciekawy pomysł. – przyznała. – Na pewno mu się spodoba. – uśmiechnęła się pocieszająco. Wzruszyłam ramionami. – A wracając do tematu, to co zrobisz, jeśli odpowiedź na twoje pytanie będzie brzmiała „tak”? – spytała nagle. Spojrzałam na nią zaskoczona i stwierdziłam, że nie mam zielonego pojęcia, jaka będzie moja reakcja na jakąkolwiek odpowiedź. – Tak myślałam, że sama nie wiesz. – podsumowała, widząc moją reakcję.
-W sumie Luke też zwrócił na to uwagę, ale wtedy jeszcze nie zadałam Jamesowi tego pytania i raczej brałam pod uwagę to, że nigdy o to nie spytam. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Idę mu złożyć życzenia i zmykam spać. Nie mam nastroju na imprezę. – oznajmiłam i wstałam. Miałam dość patrzenia, jak Potter mnie unika. Poprawiłam spódniczkę, odrzuciłam włosy do tyłu i zaczęłam iść w jego kierunku. Im bliżej byłam, tym szybciej biło mi serce. W pewnym momencie okularnik zauważył, że idę do niego i zastygł w bezruchu, obserwując mnie. Wydawało mi się, że minęły wieki, zanim w końcu stanęłam przed nim i spojrzałam mu prosto w orzechowe oczy.
-Cześć. – wydusiłam z siebie, próbując się uśmiechnąć. Nic z tego, wyszedł mi bardziej grymas, niż uśmiech.
-Cześć. – odpowiedział cicho. Przygryzłam wargę, nie bardzo wiedząc, jak mam się zachować. Nie pomagał mi fakt, że całe otoczenie gapiło się na nas, jakby czekali na jakieś widowisko.
-Wszystkiego najlepszego. – powiedziałam i wcisnęłam mu w dłonie mój prezent, po czym odwróciłam się na pięcie i powędrowałam w stronę schodów do dormitorium, odprowadzana kilkoma spojrzeniami.
-Hej, poczekaj! – James dobiegł do mnie w momencie, gdy już kładłam stopę na pierwszym schodku. Pociągnął mnie za rękę, więc mimowolnie odwróciłam się twarzą do niego. – Tylko tyle miałaś mi do powiedzenia? – spytał. Wyczułam delikatny uśmiech, który cisnął się mu na usta.
-To chyba ty powinieneś mieć mi coś do powiedzenia od wczoraj. – odpowiedziałam, starając się brzmieć spokojnie.
-Chodzi mi o życzenia. – wyjaśnił, unikając niewygodnego tematu.
-Obszerniejsze życzenia napisałam w liściku, który jest w środku paczki. – odparłam, chociaż miałam ochotę mu odpowiedzieć coś innego.
-Wolałbym, żebyś mi złożyła osobiście życzenia.
-To nie ja cię unikałam od wczoraj. – odparłam, czując jak narasta we mnie złość na niego. – Nie chcę ci się narzucać, skoro nie chcesz ze mną rozmawiać.
-Chcę z tobą rozmawiać. – oznajmił. – Chodźmy gdzieś w ustronne miejsce, gdzie nie będzie żadnych gapiów. – wzrokiem pokazał za siebie, gdzie stała grupka ludzi, przyglądających się ukradkiem naszej rozmowie.
-Prowadź. – rzekłam zdecydowanym tonem, co wyraźnie go zaskoczyło. Pewnie myślał, że się wywinę i znowu mu się upiecze. Ale nie tym razem.
-Chodź. – chwycił mnie za rękę i poprowadził do schodów po drugiej stronie, czyli tych prowadzących do męskich dormitorium. Weszliśmy na górę, a następnie do sypialni Huncwotów, gdzie, jak zwykle, panował niesamowity bałagan. Po lawirowaniu wśród tych wszystkich rzeczy porozrzucanych po całym pomieszczeniu, dotarliśmy do łóżka Rogacza, na którym usiadłam, a on stanął nade mną. Zapadła między nami niezręczna cisza. Ja nie zamierzałam jej przerywać. Potter, widząc to, odchrząknął i spojrzał na mnie. Odwzajemniłam spojrzenie.
-No więc? – zaczął, a ja podniosłam brwi w geście zdziwienia.
-Ja mam mówić? – spytałam zaskoczona.
-Miałaś mi złożyć życzenia. – upomniał się, jakby nigdy nic. Zdenerwowałam się i wstałam z zamiarem wyjścia, jednak, jak się można było spodziewać, Potter chwycił mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. – Nie odchodź. – szepnął, sprawiając, że po karku przeszedł mnie przyjemny dreszcz, który próbowałam w sobie zdusić. Nie mogłam się dać omotać.
-Okej, złożę ci życzenia. – powiedziałam głośno i odsunęłam się od niego o krok, uwalniając swoją rękę. – Życzę ci, żebyś był nie tylko dorosły w świetle prawa, ale i rozumu. Żebyś nie bał się mówić prawdy i brać odpowiedzialności za swoje czyny. Żebyś był zawsze otoczony gronem wspaniałych przyjaciół, którzy cię wspierają i żebyś znalazł w życiu wszystko, czego pragniesz. Żebyś znalazł miłość i szczęście. I na końcu, żebyś był odważny i nie bał się przyznać do błędów i uczuć. Mam nadzieję, że znajdziesz szczęście, jeśli jeszcze go nie znalazłeś. – mówiąc to, patrzyłam mu prosto w oczy. – A teraz pozwól mi coś zrobić, zanim odpowiesz mi na pytanie, które ponownie zadam. – dodałam i zbliżyłam się do niego, ujmując jego twarz w dłonie, a następnie składając delikatny pocałunek na jego ustach, który on natychmiast oddał. Po chwili oderwałam się od jego ust i cofnęłam się o krok ze spuszczonym wzrokiem. Gdy na niego spojrzałam, nadal był w lekkim szoku.
-Przepraszam, ale musiałam to zrobić. – mruknęłam, czując jak na moje policzki występują rumieńce.
-Nigdy więcej… - zaczął, patrząc na mnie gorączkowym wzrokiem, a ja poczułam, jak serce mi ściska żal pod wpływem tego, co on chce powiedzieć - …nie przepraszaj mnie za to, że mnie całujesz. – dokończył, a mi kamień z serca spadł. – To był najwspanialszy prezent, jaki dostałem. – dodał po chwili z szerokim uśmiechem.
-Cieszę się, ale zrobiłam to tylko dlatego, że nie wiem, jaka będzie twoja odpowiedź na moje wczorajsze pytanie i jaka będzie moja reakcja na tą odpowiedź. – po moich słowach mina mu trochę zrzedła.
-Musimy dzisiaj o tym rozmawiać? – spytał, sprawiając, że zrobiło mi się smutno. – Są moje urodziny, chciałbym je spędzić bez takich poważnych rozmów. – po jego słowach nie miałam złudzeń co do tego, jaka jest odpowiedź. – Obiecuję ci, że jutro wrócimy do tej rozmowy, z samego rana. Ale dzisiaj cię proszę, żebyś zapomniała o tym, wróciła na dół, przetańczyła ze mną całą noc i dobrze się bawiła. Mogę cię o to prosić? – popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
-Możemy wrócić do tej rozmowy jutro…
-Dziękuję ci! – przerwał mi uradowany.
-…ale ja idę spać, bo nie mam nastroju na zabawy. – dokończyłam zdanie, sprawiając, że cała radość z niego uleciała.
-Ale…
-James, nie będę ukrywać, że mam okropny humor, bo od wczorajszego poranka o niczym innym nie myślę, tylko o tym, czy to prawda, czy nie. – tym razem to ja mu przerwałam. – Zepsułabym ci całą imprezę urodzinową swoim humorem. Tak więc miłej zabawy i jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Mam nadzieję, że prezent się spodoba. – powiedziałam na pożegnanie i odwróciłam się, zmierzając do wyjścia.
-Odpowiedź brzmi tak. – wyznał nagle, sprawiając, że stanęłam w miejscu. Coś mnie ukuło w sercu. – Mógłbym skłamać i powiedzieć, że nie, ale po co miałbym to robić? I tak pewnie uwierzyłabyś Rachel, która ci to wyznała wczoraj rano. Wiem, że to zrobiła, bo po twoim pytaniu poszedłem do niej i spytałem. – uprzedził moje ewentualne pytanie. Jednak wcale nie chciałam go zadać. Nie wiedziałam w ogóle, co mam powiedzieć. – Zresztą, nie chodzi o to, komu byś uwierzyła, a komu nie. Nie chcę cię okłamywać, bo mi na tobie zależy. Po twojej reakcji widzę, że ta odpowiedź była dla ciebie bardzo ważna i że przywiązujesz wagę do TYCH rzeczy. – na te słowa odwróciłam się do niego.
-A ty nie przywiązujesz? – spytałam, czując, jak narasta we mnie rozpacz.
-Nie chodzi o to, czy przywiązuję, czy nie. Nie chcę się tłumaczyć, ani usprawiedliwiać, ale mieliśmy sobie dać czyste karty. Czy to, że się dowiedziałaś o tym zmienia coś? – zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową. – Ale co dokładnie zmienia, Lily? Doskonale wiedziałaś, że byłem z nią w związku i doskonale wiedziałaś, że Rachel się nad tym zastanawiała, bo nawet TY jej powiedziałaś, że ma to zrobić ze mną.
-Bo mi powiedziała, że wyznałeś, że ją kochasz! – krzyknęłam, czując jak napływają mi łzy do oczu. – Byłam zrezygnowana, bo myślałam, że się w niej zakochałeś. Nie chciałam być przeszkodą w waszym związku.
-Dobrze wiedziałaś, że jej nie kochałem, bo mówiłem ci setki razy, że mogę ją dla ciebie rzucić. – odparł spokojnym głosem.
-I to właśnie jest ten problem, James. Że skąd ja miałam wiedzieć, kiedy ty mówisz prawdę? Wtedy, gdy mnie zapewniałeś o tym, że coś do mnie czujesz? Czy wtedy, jak mówiłeś jej, że ją kochasz i z nią spałeś? – z każdym słowem, po moim policzku spływało coraz więcej łez.
-Lily, ja rozumiem, że zachowywałem się jak kretyn i nic mnie nie tłumaczy. Ale przecież wybaczyliśmy sobie wszystkie błędy i mieliśmy zacząć od nowa. Mieliśmy zapomnieć o wszystkim. Przeprosiliśmy się. Pamiętasz? Sama to zaproponowałaś. Ja to zaliczam do przeszłości. Wtedy nie rozumiałem, jak krzywdzę ciebie, Rachel i siebie przy okazji. Zrozumiałem to i skończyłem z tym.
-Ale ja… - zaczęłam i nie potrafiłam dokończyć. Z jednej strony James miał rację, ale z drugiej strony nie potrafiłam tego przeboleć.
-Lily, przepraszam cię jeszcze raz, ale przeszłości nie zmienię, czasu nie cofnę. Mogę jedynie starać się nie popełniać tych samych błędów.
-Ja… przepraszam James, ale muszę to wszystko przemyśleć i chcę być teraz sama. Przepraszam, jeśli zepsułam ci urodziny, mam nadzieję, że jeszcze zdążysz się pobawić dzisiejszego wieczoru. – po tych słowach opuściłam dormitorium Huncwotów, pozostawiając solenizanta tam samego. Łzy płynęły strumieniem po moich policzkach, sama już nie wiedziałam z jakiego dokładnie powodu. Czułam się zraniona, ale jednocześnie wiedziałam, że ja też zraniłam Jamesa. Nie patrząc na nic, pognałam do naszej sypialni, gdzie rzuciłam się prosto na swoje łóżko i zaciągnęłam kotary, zaszywając się z płaczem pod kołdrą. Chwilę później ktoś otworzył drzwi i wszedł do dormitorium. Zatkałam sobie usta ręką, tłumiąc łkanie.
-Lily? – usłyszałam zmartwiony głos Kate.
-Lily, jesteś tutaj? – towarzyszyła jej Angelina.
-Chyba jej nie ma. – stwierdziła Bridge.
-Dałabym sobie rękę uciąć, że tu szła. – mruknęła McKinnon. – Musimy ją znaleźć. Coś się stało, bo poszła z Potterem, a jak wracała to płakała. – dodała zmartwionym tonem.
-Może sprawdźmy, czy jej nie ma w łóżku. – podsunęła lokata.
-A jak śpi? Nie budźmy jej, jutro z nią porozmawiamy. – zdecydowała Chuda, zgodnie z moim życzeniem.
-Tylko zerknę, czy jest. – stwierdziła Kate i usłyszałam, jak podchodzi i delikatnie odsuwa kotary. Zamknęłam oczy i zaczęłam głęboko oddychać, udając, że śpię. – Śpi. – szepnęła. – Może zostaniemy tutaj z nią?
-Daj spokój, nie przeszkadzajmy jej. Chodź na dół, przyjdziemy jak się impreza skończy. – zaoponowała Angela i po tych słowach opuściły pokój. Przewróciłam się na plecy i westchnęłam głęboko. Zaczęłam analizować to, co powiedział James i… zasnęłam.
***
Następnego ranka wstałam dość wcześnie. Odsunęłam kotary i rozejrzałam się po dormitorium. Wszystko wyglądało normalnie, a dziewczyny spały w swoich łóżkach. Wstałam i wzięłam z szafy swoje ubrania, a następnie po cichutku wemknęłam się do łazienki. Nawet nie miałam ochoty patrzeć w lustro, więc rozebrałam się i od razu wskoczyłam pod prysznic. Po wszystkich porannych czynnościach wyszłam z łazienki. Wszystkie dziewczyny albo już były na nogach, albo się budziły. Wzrok moich dwój przyjaciółek błyskawicznie powędrował w moją stronę. Wymusiłam uśmiech, który wyszedł całkiem wiarygodnie.
-Cześć. – powiedziałam i podeszłam do swojego łóżka, nadal odprowadzona ich wzrokiem. Obie odpowiedziały z niepewnymi uśmiechami. – Jak tam finał imprezy? – zagadnęłam.
-Oprócz tego, że połowa ludzi się upiła, to w sumie nic ciekawego. Lunatyk miał dużo do roboty, bo cała pozostała trójka Huncwotów się spiła kompletnie. – odpowiedziała mi… Rachel. – A dlaczego cię nie było?
-Byłam, ale potem źle się poczułam i poszłam spać. – odpowiedziałam. – Dziewczyny pospieszcie się, bo głodna jestem i chciałabym już iść na śniadanie. – ponagliłam Chudą i Czarną. Laura i Cassie szybko się zebrały i wyszły, Angela była w łazience, a ja, Kate i Rachel zostałyśmy same w pokoju.
-Lily, czy ty poszłaś z tym, co ci powiedziałam, do Jamesa? – spytała nagle Douglas. Bridge spiorunowała ją wzrokiem.
-A masz z tym jakiś problem? – odparła ostro moja przyjaciółka.
-Nie mam, ale pytanie nie było skierowane do ciebie. – odpowiedziała zimno dziewczyna. Kate już otwierała usta, żeby jej coś odszczeknąć, ale posłałam jej karcące spojrzenie i nie odezwała się.
-Owszem, poszłam. – rzekłam powoli w odpowiedzi na jej wcześniejsze pytanie. – A to była jakaś tajemnica? – spytałam spokojnie.
-Nie, że tajemnica, ale myślę, że to nie była twoja sprawa, żebyś musiała z tym iść do niego. – mruknęła, bawiąc się swoimi palcami. Tym razem Kate nie wytrzymała.
-To po jaką cholerę jej to gadałaś?! I owszem, to jest jej sprawa, bo jeśli jest coś na rzeczy z Potterem i zastanawia się nad związkiem z nim, to chyba ma prawo wiedzieć takie rzeczy. – warknęła nieprzyjemnym tonem.
-Nie rozmawiam z tobą, tylko z Lily. – rzekła nadal spokojnie nowa.
-To trzeba było poruszyć ten temat sam na sam z nią. – odparła lokata.
-Nieważne, zapomnij, nie było tematu. – rzuciła do mnie Douglas, chwyciła swoją torbę i wyszła.
-Kate! – zwróciłam się do niej z pretensjami.
-No co? Daj spokój, chyba się nią nie przejmujesz. – mruknęła w odpowiedzi.
-Owszem, przejmuję. A nawet jeśli bym się nie przejmowała, to mam język i potrafię odpowiadać, nie musisz tego robić za mnie. – mruknęłam, spuszczając z tonu.
-Co się wczoraj stało? – spytała, zmieniając temat.
-No właśnie, czemu płakałaś po rozmowie z Jamesem? – dodała Angelina, która właśnie wyszła z łazienki.
-Nic się nie stało. Po prostu Rogacz potwierdził to, co powiedziała Rachel. – wzruszyłam obojętnie ramionami. – Chodźmy na śniadanie. – zmieniłam temat i na moje szczęście, obie doszły do wniosku, że teraz nie będą drążyć tego tematu.
Po drodze na śniadanie, dziewczyny prowadziły rozmowę, a ja od czasu do czasu starałam się włączyć, żeby nie męczyły mnie o mój ponury nastrój. Nagle wpadło mi do głowy pewno pytanie, które musiałam zadać.
-A jak wczoraj się zachowywał Potter po naszej rozmowie? – spytałam, a one popatrzyły na mnie zaskoczone.
-Przyszedł to był strasznie przybity i siedział na fotelu. W końcu Huncwoci go wyciągnęli na parkiet, zaczął pić no i do końca się bawił. A czemu pytasz? – odpowiedziała mi ostrożnie Angelina.
-Chciałam tylko wiedzieć, czy nie zepsułam mu reszty imprezy. – mruknęłam.
-Ty jemu? – zdziwiła się Kate. Westchnęłam i opowiedziałam im całą rozmowę ze szczegółami. Po mojej opowieści żadna z nich nie skomentowała tego.
-Wiem, co myślicie. – powiedziałam powoli – Że James ma rację, tylko boicie się, jaka będzie moja reakcja, jakbyście tak powiedziały. Wiem, że ma rację. – uśmiechnęłam się gorzko. – Tylko nie wiem, jak sobie z tym poradzić. – dodałam, tym samym kończąc swoją wypowiedź, po czym nastąpiła cisza.
-Z jednej strony ma rację, ale z drugiej to… - zaczęła po chwili Angela, ale nie dokończyła, zastanawiając się, co powiedzieć.
-Nie szukaj na siłę Chuda. – odezwała się Kate. – On ma rację, a ty Lily, jeśli chcesz być z nim, to musisz przestać robić z igły widły. – dodała ku naszemu zdziwieniu. – To znaczy, ja wiem, że seks i te sprawy to są ważne rzeczy, ale dużo jest związków, gdzie jeden miał już wcześniej partnera poważnego. Niby mamy dopiero 17 lat, ale niektórzy to robią dużo wcześniej. W sumie James cię nie okłamał, bo nie pytałaś o te rzeczy, no i nie zdradził cię, bo z tobą nie był. Zresztą, sama przyznaj, że gdybyś nie zerwała z Royalem, to też byś to miała za sobą. – rozwinęła swoją wypowiedź.
-Jak byłam u niego, to było dość blisko, tylko on mnie powstrzymał… - przyznałam jej rację.
-No widzisz. Powiem ci w tajemnicy, że ja też nie byłam pierwszą od Syriusza. – wyznała – I wcale nie mam z tym problemu, ani nie miałam.
-Bo pewnie on też nie był twoim pierwszym. – wtrąciła kąśliwie Angelina, na co Kate się zarumieniła. Wybałuszyłam na nią oczy.
-Co się w tym zamku dzieje? – mruknęłam, kręcąc głową. – Zaraz się dowiem, że nawet Peter już to robił. – po moich słowach dziewczyny roześmiały się, a ja uśmiechnęłam.
-No to przestań się użalać nad sobą, idź do Jamesa i zaproś go na randkę. – rzekła wesoło lokata i poklepała mnie po plecach. Spiorunowałam ją wzrokiem, ale nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo weszłyśmy do Wielkiej Sali, gdzie było za dużo osób, żeby rozwijać dalej ten temat. Usiadłyśmy przy stole i każda zajęła się swoim śniadaniem. Wzięłam sobie tosta, ale nawet go nie ugryzłam, bo myślałam nad tym, co powiedziała Kate. Może ja rzeczywiście robię z tego wielką sprawę? No i tak, jak powiedziała, James mnie nie okłamał, ani nie zdradził. To czemu tak trudno mi było się z tym pogodzić? Fakt faktem, że po tej rozmowie mój humor się poprawił, więc może wcale nie tak trudno będzie mi olać to, co robił z Rachel (i nie daj Boże z innymi dziewczynami) i po prostu cieszyć się tym, co do siebie czujemy.
-Lily, mówiłaś, że jesteś głodna. Czemu nie jesz? – moje przemyślenia przerwała czarnowłosa.
-Wyłącz matkę. – burknęłam i ugryzłam tosta. – Zadowolona?
-Będę zadowolona, jak zjesz 5 takich. – odparła, a ja przewróciłam oczami. W tym momencie do Sali wleciała chmara sów, przynosząca poranną pocztę. Również przede mną wylądowała mała sówka, rzucając mi na stół Proroka Codziennego i wyciągając nóżkę z sakiewką. Wsadziłam odpowiednią ilość monet do sakiewki, dałam sówce kawałek tosta, po czym odleciała, pohukując zadowolona. Rozwinęłam gazetę i to, co ujrzałam na pierwszej stronie sprawiło, że kompletnie straciłam apetyt.
-Co się stało? – spytały dziewczyny równocześnie, widząc moją minę.
-Kolejny atak. – odparłam cicho i zaczęłam im czytać artykuł.
„Wczoraj wieczorem doszło do kolejnych napaści na czarodziejów, pochodzących z rodzin mugoli. W różnych częściach kraju, o tej samej porze, zamordowano razem 12 ludzi. Mroczne znaki nad domami ofiar jednoznacznie wskazują, że odpowiedzialnymi za ataki byli Śmierciożercy pod wodzą Sami-Wiecie-Kogo. Ministerstwo jest bezradne, a ludzie wpadają w panikę…”
Przerwałam i pokazałam im zdjęcia zamordowanych. Angelina zacisnęła zęby, natomiast Kate zakryła usta ręką.
-To straszne. – mruknęłam smutno. – Jak nie mugole, to my. - rozejrzałam się po Sali. Po porannej poczcie atmosfera stała się ponura. Zerknęłam na stół nauczycieli. Brakowało Dumbledore’a, McGonagall i profesor Sprout. Podejrzewałam, że Dumbledore’a nie było w szkole, natomiast dwie pozostałe pewnie poszły poinformować o tragedii uczniów spokrewnionych. Mignęły mi w artykule dwa znajome nazwiska. Westchnęłam i postanowiłam, że dzisiaj po zajęciach napiszę do rodziców. Jako, że już nie byłam głodna, wstałam z zamiarem poszukania Luke’a, co wyjaśniłam dziewczynom, które spojrzały na mnie pytająco. Nie było go przy stole Krukonów, więc skierowałam się do wyjścia. Cały czas myślałam o artykule z Proroka. Zawsze mnie dotykały takie ataki bardziej, niż Kate, czy Angelinę, bo ja byłam z rodziny mugoli. Zastanawiając się nad tym wszystkim, nie zwracałam uwagi, gdzie idę i nagle uderzyłam w coś, a raczej kogoś, upadając na ziemię i upuszczając różdżkę.
-Uważaj szlamo, jak łazisz. – warknął ten ktoś. Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam grupkę Ślizgonów, na czele której stał Avery, obracając moją różdżkę w palcach. Wstałam z ziemi i wbiłam w niego wściekłe spojrzenie.
-Oddaj moją różdżkę. – mruknęłam przez zaciśnięte zęby, wyciągając rękę.
-A co, jeśli ci powiem nie? – spytał zaczepnie, a część grupki roześmiała się. Przeleciałam wzrokiem jego towarzystwo i z tyłu grupy zauważyłam Snape’a, który próbował się schować za Goylem.
-Jeśli natychmiast mi nie oddasz różdżki, to…
-To co mi zrobisz, szlamo? Odejmiesz 10 punktów? – po raz kolejny jego koledzy roześmiali się. Wiedziałam, że w tej sytuacji byłam bezbronna, szczególnie bez mojej różdżki. W głowie rozpaczliwie szukałam jakiegoś rozwiązania. – Słyszałaś o tym, co się dzisiaj stało? Wiesz o tym, że Czarny Pan czyści świat z takim szlam jak ty i być może niedługo będziesz następna? – wysyczał cicho.
-Wolę umrzeć niż być takim śmieciem jak ty i ten twój cały Czarny Pan. – odparłam, doskonale wiedząc, że igram z ogniem. Tak, jak podejrzewałam, swoimi słowami rozzłościłam większość Ślizgonów.
-Jak śmiesz?! – krzyknął ktoś z tyłu i już wybiegał na przód z wyciągniętą różdżką, jednak Avery go powstrzymał, uśmiechając się złośliwie.
-Patrzcie, patrzcie jaka odważna. – zrobił krok w moją stronę, a ja instynktownie cofnęłam się. – Ciekawe, czy jak zrobimy z tobą to, co powinno się robić z takimi jak ty, też będziesz taka mądra? – znowu przybliżył się do mnie, sprawiając, że ja zrobiłam kilka kroków w tył. Poczułam za plecami zimną ścianę. Nie mając ucieczki, przełknęłam ślinę, modląc się w duchu, żeby ktoś przechodził tym korytarzem. Avery stanął kilka centymetrów przede mną, przykładając różdżkę do mojej szyi. – I co teraz, Evans? Masz jakieś ostatnie słowo dla mnie, zanim trafisz do św. Munga?
-Chrzań się. – warknęłam, plując mu w twarz, co tym razem wyprowadziło go z równowagi. Gdy podniósł różdżkę, zamknęłam oczy i usłyszałam głośny huk.
-Jeszcze raz zobaczę, że zbliżasz się do niej, to ostrzegam, że to ty trafisz do Munga. – wrzasnął wściekły Potter, który trzymał różdżkę w pogotowiu i patrzył z pogardą na leżącego na ziemi Avery’ego, któremu krew leciała z rozciętego policzka. Kilka Ślizgonów podniosło różdżki, by zaatakować, ale zaraz za Jamesem stawiły się posiłki w postaci Remusa i Syriusza.
-Ani się waż, Mulciber. – dosłownie warknął Łapa do Ślizgona i machnął różdżką, a wszystkie pozostałe wylądowały w jego ręku. Byłam zbyt zszokowana, żeby się ruszyć, albo cokolwiek powiedzieć. Potter dyszał ciężko i wpatrywał się wzrokiem bazyliszka w Avery’ego, który patrzył przerażony na trzech Gryfonów. Spojrzał na mnie i jego wzrok momentalnie złagodniał.
-Nic ci nie jest? – spytał troskliwie. Pokręciłam przecząco głową w odpowiedzi. Syriusz oddał mi moją różdżkę, po czym zrównał się z Jamesem. – A teraz się rozliczymy Avery. – warknął okularnik, z powrotem kierując wzrok na mojego oprawcę. Machnął różdżką, a Ślizgon znów poleciał parę metrów dalej, obijając się. – Zapamiętaj sobie, że nie wolno ci zbliżać się do Lily. – znowu machnął i chłopak zawisnął w powietrzu do góry nogami. Syriusz i Remus pilnowali pozostałych kilku Ślizgonów.
-O, patrzcie, kogo my tu mamy. – cmoknął Łapa. – Smarkerus, chodź tutaj. – przywołał go do siebie, a gdy ten nie chciał przyjść, sprawił różdżką, że zawisnął w powietrzu tak samo jak Avery. – A teraz patrzcie Śmierciojadki jak wasi przywódcy – tu Black pozwolił sobie na szyderczy ton – wiszą sobie w powietrzu i są całkowicie bezradni. Śmieszne, nie? – zaśmiał się i drgnął lekko różdżką, a Severus wylądował z głośnym hukiem na ziemi. Chwilę później jego wiszący kolega zrobił dokładnie to samo. W tym momencie odzyskałam mowę i podeszłam do Jamesa, chwytając go za ramię. Wszystkie mięśnie w jego ciele były naprężone, wręcz czułam emanującą od niego wściekłość.
-Dajcie już spokój. – powiedziałam łagodnie.
-Ten śmieć… - zaczął Potter, ale mu przerwałam.
-Proszę James, on nie jest warty twojej uwagi. Źle się czuję, odprowadzisz mnie pod salę? – wiedziałam, że po tym pytaniu Rogacz odpuści. Poczułam jak jego mięśnie się rozluźniają.
-Tym razem wam się upiecze. – warknął do Ślizgonów. – Ale jeszcze się policzymy. – dodał i objął mnie ramieniem. Kątem oka zobaczyłam, że Snape patrzy na mnie smutno. Zacisnęłam zęby i odwróciłam głowę. Tak trudno było uwierzyć, że jeszcze niedawno byliśmy przyjaciółmi, a teraz patrzył z boku, jak Avery się znęca nade mną. Syriusz i Remus rzucili różdżki Ślizgonów parę metrów dalej, żeby nie wykręcili żadnego numeru, jak będziemy odchodzić.
-Dobrze się czujesz? – spytał Rogacz, patrząc na mnie uważnie.
-Tak, nic mi nie zrobił. Jeszcze. – mruknęłam w odpowiedzi. – Gdybym nie straciła różdżki, to sama bym im dała radę. – dodałam. – Ale dziękuję za ratunek. – uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w policzek, sprawiając, że stanął, wpatrując się we mnie oczarowany.
-To my może już pójdziemy sobie. – rzucił lekko Łapa, ciągnąc za sobą Lunatyka i puszczając oczko Jamesowi.
-No to zostaliśmy sami. – zauważył Potter. Zdałam sobie sprawę, że nadal mnie obejmuje, chociaż wcale mi to nie przeszkadzało. – Chciałaś chyba mi podziękować za ratunek, nie? – spytał, zmieniając ton na zalotny.
-Przecież już to zrobiłam. – odparłam, uśmiechając się lekko.
-To tak księżniczka dziękuje swojemu księciu za ratunek przed złym smokiem?
-A co, księciu nie pasuje?
-Pasuje, ale książę chciałby coś znacznie więcej, niż tylko buziak w policzek. – mruknął mi do ucha, sprawiając, że dreszcz mi przebiegł po plecach.
-Mogę ci zaproponować spacer po błoniach po zajęciach. – powiedziałam, delikatnie wyswabadzając się z jego uścisku, przypominając sobie wczorajszy dzień. James chyba wyczuł to, bo nie próbował już drugi raz się zbliżyć.
-Niestety po zajęciach mam trening. – odpowiedział, starając się brzmieć normalnie.
-Okej, no to myślę, że najwyższy czas iść na zajęcia. – rzekłam, ukrywając smutek i zaczęłam iść w kierunku Sali Zaklęć. Potterowi nie pozostało nic innego, jak podążyć za mną.
***
-Żartujesz?! – wykrzyknęła Kate po wysłuchaniu mojej opowieści o Ślizgonach. – I nie podziękowałaś Potterowi za ratunek jakimś porządnym całusem? – dodała po chwili, a ja przewróciłam oczami.
-Tobie to tylko jedno w głowie. – mruknęłam. – Chciałam, ale jakoś przypomniałam sobie o wczorajszej naszej rozmowie i stwierdziłam, że muszę najpierw z nim porozmawiać, zanim wplotę się w jakieś poważne relacje.
-Lily, czy ty czasami robisz coś pod wpływem chwili, czy wszystko musisz na zimno kalkulować? – spytała tym razem Angelina.
-Tak, robię, a ostatnio nawet zbyt wiele rzeczy. – warknęłam w odpowiedzi. Siedziałyśmy na lunchu, Angelina za chwilę musiała iść na boisko, bo miała trening Quidditcha.
-No dobra, wrócimy do tej rozmowy potem, bo ja muszę iść. – oznajmiła Chuda i wstała, a ja za nią.
-Idę z tobą. – rzuciłam, a obie zmarszczyły brwi. – No co? Muszę z nim porozmawiać. Wymigał się treningiem – ok, ale po treningu, jak będę na niego czekała, to już mi się nie wywinie. – wzruszyłam ramionami.
-Widzę, że ktoś jednak przebolał bara-bara i postanowił walczyć. – rzuciła Kate i wyszczerzyła zęby.
-Wcale nie muszę walczyć, po prostu miałyście rację dzisiaj rano. No i Rogacz miał rację wczoraj wieczorem. Nadal nie jest mi łatwo to zaakceptować, ale przecież nie przekreślę przez to mojej – przerwałam na chwilę i pomyślałam – naszej szansy na szczęście. – poprawiłam się i uśmiechnęłam. – Koniec uciekania przed Potterem. – oznajmiłam.
-To zaprosisz go na randkę? – spytała zaciekawiona Angelina.
-Nie! Broń Boże! – wykrzyknęłam. – Ja go na randki nie będę zapraszać, ale jak on mnie zaprosi, to się w końcu zgodzę. – wytłumaczyłam, a obie przewróciły oczami.
-No, ale w końcu to jakiś postęp. – mruknęła lokata. – Dobra, to idźcie, ja idę trochę pobaraszkować z Syriuszem. – wyszczerzyła zęby, a ja spojrzałam krzywo. – Oj, no Ruda, nie krzyw się tak, jak już będziesz z tym Jamesem, to zobaczysz, że to jest to, co wszystkie pary robią.
-Wątpię, że wszystkie. – odparłam, odrzucając od siebie wizję mnie i Jamesa baraszkujących.
-Spytaj Chudej. – rzuciła wesoło i pomachała na pożegnanie. Spojrzałam na Angelinę, która zrobiła się czerwona jak burak.
-Ty też?! – oburzyłam się zdziwiona.
-No cóż... – wyjąkała, błądząc wzrokiem gdzieś po ścianach. – To tak samo z siebie wychodzi, no i jest przyjemne i…
-Dobra, nie chcę o tym słuchać. – przerwałam jej, czując jak sama się robię czerwona. – Tylko wychodzi na to, że wszyscy to już robili, tylko nie ja. – mruknęłam pod nosem. – I wcale mi nie jest z tym źle. – dodałam, kierując się do wyjścia. Angelina roześmiała się i podążyła za mną. Po drodze na boisko, atmosfera między nami się unormowała i już nie rozmawialiśmy o, jak to Kate nazwała, baraszkowaniu. Gdy doszłyśmy do trybun, Chuda poszła do szatni, a ja usadowiłam się na ławce, czekając aż drużyna Gryfonów rozpocznie trening. Chwilę później na boisko wyleciało siedem mioteł z zawodnikami i rozpoczął się trening. Potter chyba mnie nie zauważył, albo nie chciał mnie zauważyć, bo nawet nie popatrzył w moją stronę. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, co mu powiem, gdy w końcu się przejdziemy na ten spacer. Trening trwał dwie godziny i muszę przyznać, że po tym czasie odechciało mi się spacerów, bo strasznie zmarzłam. W końcu był koniec marca i pomimo, że dzień był słoneczny, to temperatura późnym popołudniem nie przekraczała 10°C. Postanowiłam, że poczekam na niego przed wyjściem z szatni i tak też zrobiłam. Przebierałam z nogi na nogę, żeby się trochę rozgrzać. W końcu cała drużyna wyszła, a na końcu James, który rozmawiał z Angeliną o taktyce na następny mecz. Gdy zobaczył mnie, przerwał w połowie zdania i zdziwiony podniósł brwi, po czym dokończył to, o czym mówił.
-Cześć. – mruknęłam, uśmiechając się lekko.
-Cześć. – odpowiedział niepewnie, jakby bał się, co mogę zrobić. – Czekasz na mnie, czy na Chudą? – spytał.
-Na ciebie. – odpowiedziała mu Angelina. – Do zobaczenia później. – rzuciła, uśmiechając się do mnie zachęcająco. Odchrząknęłam.
-No więc, przejdziemy się? – spytałam, starając się rozluźnić.
-Skoro proponujesz. – odpowiedział, uśmiechając się po raz pierwszy. Zaczęliśmy iść w ciszy w kierunku jeziora. – Chciałaś się tylko przejść, czy o czymś porozmawiać? – spytał, przerywając ciszę.
-Jedno z drugim. – odpowiedziałam powoli. – Chciałam cię przeprosić za moje zachowanie wczoraj. Miałeś rację, co do wszystkiego. Nie byliśmy wtedy razem, więc mnie nie zdradziłeś, ani nie pytałam wcześniej o takie rzeczy, więc nie skłamałeś. Wcale nie powinno mnie obchodzić to, co robiłeś z innymi dziewczynami. Jednak tak nie jest. Nie jest mi to obojętne, przyznaję, ale też nie jest to rzecz, za którą mogłabym cię przekreślić. W każdym razie, jesteśmy dorosłymi ludźmi i zbyt panicznie zareagowałam na to wszystko. Ale to tylko dlatego, że mi na tobie zależy James. – przy ostatnim zdaniu stanęłam i popatrzyłam prosto w jego orzechowe oczy. On uśmiechnął się delikatnie.
-Wiem Lily. – odpowiedział. – Mi też na tobie zależy. I wiem, że nie jest ci łatwo przeboleć to, co zaszło między mną, a Rachel. Gdybym ja się dowiedział o tobie takich rzeczy, pewnie oszalałbym z zazdrości, mimo że nie miałbym takiego prawa. – po jego słowach uśmiechnęłam się. Zobaczyłam, że waha się, czy coś powiedzieć. W końcu chyba zwyciężyła ciekawość. – Mogę o coś zapytać? Bo odkąd ty mnie spytałaś o Rachel, nurtuje mnie pewna rzecz. Chociaż domyślam się odpowiedzi, to jednak nie da mi to spokoju, dopóki nie usłyszę tego od ciebie. – podniosłam brew, zdziwiona, o co on mógł mnie spytać.
-Pytaj. – mruknęłam zaciekawiona.
-Czy ty i Royal…? – spytał, zbijając mnie z tropu. Zapomniałam już, że w ogóle byłam z kimś takim jak Adam, a co dopiero, żeby z nim baraszkować. Zachichotałam.
-Nie. – odpowiedziałam, a on popatrzył na mnie podejrzliwie.
-Byłaś ponad pół roku z facetem o 5 lat starszym od siebie, spałaś u niego w mieszkaniu i nie robiliście tego? – spytał zdziwiony.
-A co, zawiedziony, że nie? – odparłam zaczepnie.
-Wręcz przeciwnie. – mruknął, lekko się uśmiechając. – Ale nadal dziwi mnie dlaczego?
-No cóż, raz było blisko, byłam w samej bieliźnie, ale Adam przerwał, bo byłam podpita. – opowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Nie taki zły ten Royal. – stwierdził, a ja pokręciłam głową z uśmiechem.
-No tak, ty byś mnie od razu wykorzystał, nie? – zaśmiałam się.
-Ej! – krzyknął oburzony – A nie pamiętasz, jak w 5 klasie wylądowałaś ze mną w łóżku pijana i też cię nie tknąłem?
-No tak, ale to nie przeszkodziło ci zrobić mi okropnego żartu, że to zrobiliśmy, przez co byłam załamana cały dzień. – przypomniałam mu karcącym tonem.
-No ale nie tknąłem cię. – odparł dumny, a ja uśmiechnęłam się. – A oprócz Royala? – spytał po chwili.
-Nie, z nikim innym niż z Tobą i Royalem nie wylądowałam w łóżku w samej bieliźnie. – odpowiedziałam, rumieniąc się. – Koniec tego przesłuchania. – zażądałam, zdając sobie sprawę, jak absurdalna była rozmowa z Jamesem o przygodach łóżkowych.
-Krępują cię rozmowy o takich rzeczach? – Rogacz wyszczerzył zęby, ewidentnie się ze mnie nabijając.
-Nie, ale nie jesteśmy parą, żeby się zwierzać sobie z takich rzeczy. – odburknęłam.
-A jakbyśmy byli parą, to…
-To szybko bym ci nie wylądowała w łóżku, nie łudź się. – przerwałam mu, trochę poddenerwowana.
-Wcale by mi na tym nie zależało. – odpowiedział całkiem szczerze, patrząc na mnie. Ja jednak miałam spuszczoną głowę. – Hej, spójrz na mnie. – podniósł mój podbródek, sprawiając, że popatrzyłam mu w oczy. – Nie zależy mi na tym. Zależy mi tylko i wyłącznie na tobie, słyszysz? – pokiwałam niepewnie głową w odpowiedzi, na co James… przytulił mnie do siebie. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że stoimy sobie tutaj i rozmawiamy normalnie. – powiedział mi do ucha. – Żałuję, że tak dużo razy cię zraniłem i płakałaś przeze mnie. I chciałbym, żeby zawsze było tak, jak teraz.
-James?
-Mhm?
-Kim my dla siebie jesteśmy? – spytałam cicho.
-A czy to teraz ważne? – odpowiedział łagodnie, a ja wtuliłam się w jego ramiona jeszcze mocniej. Było mi tak dobrze. Staliśmy tak nad jeziorem, przytuleni do siebie, z zamkniętymi oczami. Poczułam, jak spada na mnie parę kropli deszczu, jednak ani James, ani ja nie zwracaliśmy na to uwagi. Po chwili kropelki deszczu zmieniły się w gęsty, rzęsisty deszcz. Podniosłam głowę i spojrzałam prosto w orzechowe oczy Jamesa. Stanęłam na palcach i musnęłam jego usta, rozchylając wargi. Okularnik odwzajemnił pocałunek, który po chwili stał się coraz namiętniejszy. Wtopiłam dłonie w jego włosy, a on przyciągnął mnie jeszcze bliżej jego. Stykaliśmy się całą powierzchnią ciał. Staliśmy tak całując się, cali mokrzy, nie zwracając uwagi na nic, co działo się wokół nas. Nasze ubrania podwinęły się, odsłaniając nagie ciała. Czułam jak mój brzuch dotyka jego, czułam bliskość naszych ciał i byłam tak rozpalona, że nie chciałam niczego innego, jak tylko go całować i dotykać. Moja szyja przyjemnie pulsowała gorąco, do czego już zdążyłam się przyzwyczaić i nie zastanawiałam się, skąd to uczucie. Jego ręce wędrowały po moich plecach, a jego dotyk był czymś niesamowicie przyjemnym. Nie wiem, ile czasu staliśmy tam, ale wiedziałam, że gdy się oderwaliśmy od siebie, wydawało mi się, że o wiele za krótko. Chciałam jeszcze, chciałam więcej, chciałam tam stać i smakować jego ust, czuć jego ręce.
-Nie przerywaj... – poprosiłam go i musnęłam ustami jego wargi.
-Musimy wrócić do zamku, będziesz chora. – mruknął, chociaż w jego głosie wyczułam, że wcale nie chciał się stąd ruszać.
-Kiedy mi jest gorąco. – odparłam i pocałowałam jego podbródek, zbierając krople deszczu.
-A niech to szlag. – powiedział i stanowczym ruchem przyciągnął mnie jeszcze ciaśniej do siebie i rozpoczął to, co przerwaliśmy…
***
-Lily, mówię do ciebie. – Kate stała nade mną i machała ręką przed moimi oczami. Co prawda, byłam z nią i Angeliną w dormitorium, jednak tylko ciałem, bo myślami nadal stałam nad jeziorem, w deszczu, z Jamesem…
-Myślę, że jej tutaj wcale nie ma. – zachichotała Chuda i pstryknęła palcami przed moją twarzą. Westchnęłam i wróciłam myślami do nich.
-Jestem i słyszę, że do mnie mówisz Kate. – powiedziałam, patrząc na nie z uśmiechem. Kate przewróciła oczami, jednak uśmiechnęła się kącikami ust.
-Widzę, że Rogacz już ci całkowicie zawrócił w głowie. – rzekła złośliwie.
-Jakby cię tak całował, to też by ci zawrócił w głowie. – odpowiedziałam, a one wybałuszyły na mnie oczy. – Powiedziałam coś nie tak? – spytałam po chwili, patrząc na ich zdziwione miny.
-Świat staje do góry nogami! Potter całuje Evans, a ona jest z tego powodu wniebowzięta. – rzuciła z niedowierzaniem, a ja wyszczerzyłam zęby.
-Czyli jesteście razem? – Angelina ucieszyła się. Pokręciłam głową przecząco. – Jak to? To kim dla siebie jesteście? – spytała zbita z tropu.
-Nie wiem. – odpowiedziałam wesoło. – A czy to ważne, czy jesteśmy razem, czy nie? – spytałam i uśmiechnęłam się błogo. – Ważne, że jestem szczęśliwa. Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń. Zaczął się tak źle, a skończył cudownie.
-Jeszcze się nie skończył. – przypomniała Kate.
-Dla mnie tak. – oznajmiłam – Mam zamiar iść spać, żeby nic mi nie zepsuło tego dnia. – po tych słowach, chwyciłam swoją pidżamę i skierowałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro, gdzie wpatrywały się we mnie zielone oczy, w których jaśniały wesołe ogniki. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i weszłam pod prysznic, cały czas odtwarzając w myślach wydarzenia z błoni. Po dość szybkiej kąpieli, wyszłam z łazienki w mokrych włosach, ubrana w pidżamę. Od razu skierowałam się do łóżka i życząc pozostałym dziewczynom dobrej nocy, weszłam pod kołdrę i prawie od razu zapadłam w głęboki sen.
***
Dni mijały szybko, błyskawicznie zamieniając się w tygodnie, a tygodnie w miesiące i nim się obejrzałam, nastał czerwiec i czas egzaminów. Ataki w kraju notorycznie się powtarzały, raz bardziej, a raz mniej nasilone, zbierając ponure żniwo ofiar. Wszyscy bali się wychodzić z domu, Prorok Codzienny pisał o bezradności Ministerstwa Magii, a Dumbledore’a nie było coraz częściej w Hogwarcie, zostawiając swoje obowiązki dyrektora szkoły profesor McGonagall. Wraz ze wzrostem ataków na zewnątrz, w murach zamku również częściej dochodziło do prześladowań uczniów nieczystej krwi . Nie były to groźne ataki, jednak wrogość niektórych Ślizgonów względem osób takich jak ja, była wręcz namacalna. Jeśli chodzi o moje stosunki z Jamesem, to od czasu naszego pamiętnego wieczoru nie doszło między nami do żadnych zbliżeń, ku mojemu niezadowoleniu. Parę razy rozmawialiśmy ze sobą, jednak jakimś dziwnym trafem, nigdy nie zostawaliśmy sam na sam. Miałam wielką nadzieję, że Rogacz zaprosi mnie na randkę, jednak nic takiego się nie wydarzyło i zaczęłam się zastanawiać, czy on aby na pewno jest jeszcze mną zainteresowany. Może miało to związek z tym, że on, jako kapitan drużyny, zarządził codzienne, długie i wyczerpujące treningi, po których nawet Angelina miała dość miotły i słowa „quidditch”. Ja również miałam swoje zajęcia, m.in. wypełnianie obowiązków prefekta, prace domowe, no i oczywiście trochę nauki w związku z egzaminami. Tak czy siak, nie mogłam przeboleć tego, że po tak wspaniale spędzonym czasie podczas tamtego spaceru, nie wydarzyło się nic, co zbliżyłoby nas jeszcze bardziej. Również z Lukiem moje stosunki nie wyglądały tak, jakbym chciała, żeby wyglądały. Pomimo tego, że pogodziłam się z nim, jakoś wydawało mi się, że on mnie unika. Zresztą, ja sama nie wykazywałam jakiejś większej inicjatywy, żeby spędzić razem czas. Wszystko to poskutkowało tym, że trochę oddaliliśmy się od siebie. Wczesnym czerwcowym wieczorem postanowiłam coś z tym zrobić. Wstałam z fotela w Pokoju Wspólnym, gdzie siedziałam z dziewczynami, pisząc esej zadany przez Flitwicka na następny tydzień.
-Gdzie idziesz? – spytała Angelina, podnosząc wzrok znad swojej pracy domowej.
-Poszukać Luke’a. – odpowiedziałam, zgodnie z prawdą.
-Sprawdź w bibliotece. – rzuciła, a ja popatrzyłam na nią pytająco. – Jasper mówił, że idzie z Lukiem pouczyć się na egzaminy. – wyjaśniła, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
-Dzięki! – powiedziałam i wybiegłam przez dziurę w portrecie. Zeszłam schodami w dół, po czym wybrałam najkrótszą drogę do biblioteki, jaką znałam. Po kilkunastu minutach stanęłam przed wielkimi, drewnianymi drzwiami, które prowadziły do pomieszczenia pachnącego starymi książkami – jednego z najpiękniejszych zapachów, jakie dane mi było poznać. Pchnęłam drzwi i weszłam, mimowolnie się uśmiechając. Pani Pince popatrzyła na mnie spod byka, jednak gdy zobaczyła, że to ja, powitała mnie promiennym uśmiechem. Przywitałam się i powiedziałam tylko, że rozejrzę się sama. Weszłam między regały i skierowałam się w stronę stolików, gdzie niektórzy uczniowie mieli zwyczaj się uczyć. Prawie wszystkie stoliki były puste, oprócz jednego na końcu, gdzie dostrzegłam dość znajomą sylwetkę chłopaka Angeliny. Podeszłam bliżej, jednak to, co zobaczyłam prawie zwaliło mnie z nóg. Zamiast Luke’a, z Jasperem siedziała jakaś dziewczyna w ciemnych blond włosach i nachylali się nad książką otwartą między nimi. A nachylali się bynajmniej nie po to, żeby się z niej uczyć, ale żeby się… całować. W tym momencie miałam ochotę cisnąć w nim jakimś cholernie krzywdzącym zaklęciem. Odchrząknęłam głośno i założyłam ręce na piersiach, czekając aż się odlepią od siebie. Gdy to zrobili i na mnie spojrzeli, w oczach chłopaka pojawiło się przerażenie.
-Przeszkadzam? – spytałam słodkim tonem.
-Ja… Lily, ja ci wszystko wytłumaczę… - Krukon zaczął się jąkać.
-To nie tak, jak myślisz. – wyrecytowałam równocześnie z nim, co zbiło go z tropu. Dziewczyna patrzyła na mnie wściekłym wzrokiem. Chyba była zła, że im przeszkodziłam.
-Przecież to nie jest twoja dziewczyna, więc po co się tłumaczysz. – odezwała się bezczelnie.
-Zjeżdżaj stąd. – warknęłam, mierząc ją lodowatym spojrzeniem, na co ona oburzona popatrzyła wyczekująco na Jaspera, aż ten coś zrobi. Chłopak zrobił się cały czerwony.
-Carmen, idź, proszę. – bąknął cicho, starając się na nią nie patrzeć. Blondynka wstała, zamaszystym ruchem wzięła swoją torebkę i wściekłym krokiem odmaszerowała do wyjścia, warcząc pod nosem coś o niedojrzałych chłopcach.
-Carmen… - mruknęłam pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową.
-Lily… ja…
-Nie wyglądała jak Luke. – przerwałam mu nieprzyjemnym tonem. – Chyba, że to był on, a ja jestem ślepa.
-Ona… ja… my… - Jasper nie potrafił się wytłumaczyć, a mi wcale nie chciało się słuchać żałosnego jęku przyłapanego na gorącym uczynku.
-MY, powiadasz. A co z tobą i Angeliną? Lecisz na dwa fronty?
-Nie! Ja kocham Angelinę…
-Ale przy okazji całuję się z Carmen? – przerwałam mu. Już otwierał usta, żeby się wytłumaczyć, jednak machnęłam ręką, uciszając go. – Nie obchodzi mnie to, co z nią robiłeś, jak długo, kiedy i dlaczego. Nic nie powiem Angelinie. – oznajmiłam, a on odetchnął z ulgą.
-Dziękuję ci! Naprawdę nie wiem, jak…
-Nie przerywaj mi. – warknęłam. – To nie jest moja decyzja, co zrobić z idiotą, który zdradza swoją dziewczynę. To decyzja Angeliny, czy ci wybaczy. – wzruszyłam ramionami. – Mam nadzieję, że nie. – dodałam po chwili. – Masz czas do jutrzejszego wieczoru, żeby jej powiedzieć o tym, co cię łączy z blondynką. Jeśli ty jej tego nie powiesz, ja to zrobię. I masz jej powiedzieć CAŁĄ PRAWDĘ. – podkreśliłam ostatnie dwa słowa. – A nie historyjkę o tym, że Luke poszedł sobie do dormitorium, ty jeszcze zostałeś się pouczyć, a ona przyszła i zaczęła cię całować. Albo inne nieprawdopodobne bujdy. Uwierz, że można było zauważyć, że to z Carmen trwa od jakiegoś czasu. – rzuciłam na odchodnym i zwróciłam się ku wyjściu, zostawiając go samego z otwartą buzią. Nie mogłam uwierzyć, że Jasper zrobił to Angelinie. Wydawało się, że są ze sobą tacy szczęśliwi. Sposób, w jaki na nią patrzył, w jaki ona o nim opowiadała. Przygnębiona całą sytuacją, wróciłam do wieży Gryffindoru. Podałam hasło Grubej Damie i weszłam do środka, zastanawiając się, czy aby na pewno nie powinnam powiedzieć Chudej o tym, co zobaczyłam. Zauważyłam dziewczyny na tych samych miejscach, gdzie je zostawiłam, z tą różnicą, że Kate siedziała na kolanach Syriusza, na moim fotelu siedział Remus, a na dwóch pozostałych James i Peter. Skierowałam się w ich stronę, nadal wahając się, czy opowiedzieć przyjaciółce o schadzkach Jaspera. Huncwoci uśmiechnęli się na powitanie.
-Co tak szybko? – spytała zdziwiona Angela. – Nie znalazłaś ich? – „znalazłam, ale zamiast blondasa siedziała tam jakaś blondynka i obściskiwała się z twoim chłopakiem” miałam ochotę jej tak odpowiedzieć, jednak nie zabrzmiałoby to wesoło.
-Nie było tam Luke’a. – odpowiedziałam, w sumie zgodnie z prawdą, na co James podniósł czujnie jedną brew.
-Musieli już wrócić do siebie. – uśmiechnęła się szatynka ze zrozumieniem. – Ileż można się uczyć.
-To zależy, jak bardzo ZAJMUJĄCA jest twoja osoba towarzysząca. – odparowałam, zanim zdążyłam się ugryźć w język. Wszyscy spojrzeli na mnie pytająco.
-Że co? – po raz pierwszy odezwała się Kate, patrząc na mnie jak na wariatkę.
-Nieważne. – westchnęłam i usiadłam na oparciu fotela, na którym siedziała Angelina.
-Możesz usiąść tutaj. – wyszczerzył zęby Potter, klepiąc swoje uda. Uśmiechnęłam się lekko.
-Nie, dziękuję. Ja już chyba pójdę spać. – oznajmiłam i wstałam.
-Evans, daj spokój. Jeszcze wczesna pora. Posiedź z nami. – oponował Syriusz.
-Skorzystam z tego, że nie mam dzisiaj patrolu i pójdę spać wcześniej. Dobranoc. – odwróciłam się i zaczęłam iść w kierunku schodów do sypialni, a Kate zmrużyła oczy, podejrzewając coś i nagle wstała, podążając za mną.
-Zaraz wracam. – rzuciła, gdy Łapa otwierał usta, żeby coś powiedzieć. W momencie, gdy przekroczyłam próg dormitorium, Kate mnie dogoniła i zamknęła za nami drzwi. Na całe szczęście, pozostałych dziewczyn tutaj nie było.
-Co się stało? – spytała bez ogródek. Westchnęłam i spojrzałam na nią.
-Jasper był w bibliotece, tak jak mówiła Angelina. – zaczęłam.
-To czemu powiedziałaś, że nie było tam Luke’a? – zapytała zdezorientowana.
-Bo nie było. – odparłam. – Ale była za to Carmen. – dodałam. Z jej miny wywnioskowałam, że nic z tego nie zrozumiała.
-Jaka Carmen?
-Carmen całująca się z Jasperem. – odpowiedziałam ponuro, a ona wybałuszyła na mnie oczy.
-Z Jasperem?! Tym Jasperem? Z Jasperem od Angeliny?!
-Ciiiiiiiicho! – syknęłam, uciszając ją. – Ja też nie mogłam w to uwierzyć. – mruknęłam. – On był ostatnim chłopakiem, którego bym o to mogła podejrzewać.
-Ale to co się konkretnie zdarzyło w tej bibliotece? – spytała zniecierpliwiona i żądna wyjaśnień. Opowiedziałam jej wszystko, co tam zaszło i jaki warunek mu postawiłam. Gdy skończyłam, Kate zacisnęła pięści.
-Uwierz, że miałam ochotę walnąć w niego jakimś upiorgackiem.
-Ja bym się nie zastanawiała. – Kate była wściekła na Jaspera. I wcale jej się nie dziwiłam. – Co za cham!
-Teraz zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam. – mruknęłam i usiadłam na łóżku. – Jak patrzę na Angelinę to mam ochotę jej to powiedzieć. Ale potem sobie myślę, że niektóre pary też się zdradzały, a jednak teraz są ze sobą szczęśliwe. – popatrzyłam znacząco na lokatą. Lokata przygryzła wargi, bo wiedziała, że mówię o niej i Łapie.
-Chyba dobrze zrobiłaś. Tylko z drugiej strony, jeśli byś go nie przyłapała, to czy w ogóle przyznałby się do tego? Tak zmuszają go okoliczności i nie możemy być pewne, czy jest szczery.
-Muszę porozmawiać z Lukiem jutro. On będzie wiedział więcej o tym, jak długo Jasper się spotyka z Carmen. – powiedziałam spokojnie.
-Głupia sytuacja. – mruknęła Bridge i usiadła obok mnie. – Nie wiem, czy będę umiała się ugryźć w język, zanim coś wypaplam.
-Przynajmniej nie jestem sama z takim problemem. – odparłam.
-Jakim znowu problemem? – w tym momencie do dormitorium weszła Angelina, patrząc na nas pytająco.
-Z Lukiem. – odpowiedziałam szybko. – Mam wrażenie, że ostatnio mnie unika.
-A co ma Kate do Luke’a, skoro on nawet z nią nie rozmawia?
-Nic. Po prostu poradziłam Lily, żeby go jutro przyszpiliła po śniadaniu i zmusiła do rozmowy. – wzruszyła ramionami Czarna, lekko wymyślając kłamstwo.
-Ehh, taki to już jest ten Luke. Bardzo dziwny typ. – Chuda westchnęła i usiadła obok nas. – Nigdy wam o tym nie mówiłam, ale na początku 5 klasy spotykałam się z nim. – po jej słowach Kate wybałuszyła na nią oczy, a ona zachichotała. – To znaczy, to nawet nie były randki. Raz go spotkałam przypadkowo i zaczęliśmy rozmawiać. Potem tak wyszło, że gdy na siebie trafiliśmy, to chodziliśmy na spacery. Nawet parę razy się całowaliśmy, ale potem pokłóciliśmy się o coś i tak jakoś wyszło, że już nie wróciliśmy do naszych schadzek. No i później poznałam Jaspera. – uśmiechnęła się błogo po wypowiedzeniu imienia swojego chłopaka, na co ja z Kate wymieniłyśmy spojrzenia. – W każdym razie, zapomniałam po co tutaj przyszłam. – odezwała się po chwili. – Kate, Łapa chciał z tobą porozmawiać. – zwróciła się do lokatej, a ta poderwała się natychmiast i wybiegła z dormitorium. Angelina uśmiechnęła się i odwróciła w moją stronę.
-Podejrzewam, że wiedziałaś o mnie i o Luke’u? – bardziej spytała, niż stwierdziła. Pokiwałam twierdząco głową. – Tak myślałam. Jakoś nie byłaś szczególnie zaskoczona, jak to wyznałam.
-Blondas mówił mi co nieco o was. – potwierdziłam. – Nie żałowałaś nigdy, że wam nie wyszło? – spytałam, przegrywając z ciekawością. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Może zaraz po tym jak się pokłóciliśmy. On jest bardzo specyficznym człowiekiem, stroniącym od ludzi. Zanim zaczęłam się z wami zadawać, byłam bardzo podobna do niego. Szczególnie po śmierci brata, może dlatego tak dobrze się z nim dogadywałam. – odpowiedziała – Ale potem poznałam Jaspera, Luke jakoś nie wychodził z inicjatywą, żeby się spotkać, czy porozmawiać no i wyszło jak wyszło. Grunt, że teraz jestem szczęśliwa. – uśmiechnęła się. Próbowałam odpowiedzieć tym samym, jednak nadal miałam przed oczami wizję sytuacji w bibliotece.
-Co racja, to racja. – wydusiłam z siebie. – Idę do łazienki, zanim reszta dziewczyn wróci. Chcę się dzisiaj położyć wcześniej spać. – mruknęłam i jak powiedziałam, tak zrobiłam. W łazience starałam się być tak długo, dopóki nie usłyszałam, że ktoś już przyszedł, żeby nie musieć być sam na sam z Chudą. Po wyjściu z toalety poszłam prosto do łóżka i życząc wszystkim dobrej nocy, zasłoniłam kotary i położyłam się na plecach, wbijając wzrok w sufit. Udawałam, że śpię, jednak długo nie mogłam zasnąć, zastanawiając się nad dzisiejszym dniem. Ciągle nie dawała mi spokoju myśl, że powinnam powiedzieć Angelinie o wszystkim. Leżałam tak długo, że mogłam usłyszeć równe i spokojne oddechy pozostałych dziewczyn, świadczące o tym, że wszystkie już śpią. W końcu i ja zamknęłam oczy i po chwili oddałam się w objęcia Morfeusza.
***
Następnego dnia na śniadaniu przeszukiwałam wzrokiem stół Ravenclawu w poszukiwaniu znajomej blond czupryny, niestety Luke’a nie było. Jednak zamiast niego, napotkałam wzrok Jaspera, na co zmrużyłam oczy i kiwnęłam głową w stronę Angeliny, dając mu do zrozumienia, że ma z nią porozmawiać. Chłopak odwrócił wzrok, udając zainteresowanie swoim śniadaniem. Po chwili do Wielkiej Sali wszedł Luke, który skierował się prosto na swoje miejsce, nie zaszczycając spojrzeniem reszty przestrzeni. Chciałam nawiązać z nim kontakt wzrokowy, jednak blondas najwyraźniej nie był dzisiaj w sosie, bo nawet nie zerknął w moją stronę. Zresztą, czy on kiedykolwiek w życiu był w sosie? Jako, że zjadłam już swoją porcję płatków kukurydzianych z mlekiem, zostało mi czekać, aż Mitchell naje się do syta i spróbować złapać go, gdy wychodzi z Sali. Do tego czasu rozglądałam się po wszystkich stołach, szukając sama nie wiedziałam czego. Moje spojrzenie przykuły ciemne blond włosy przy stole Slytherinu. Carmen. Dziewczyna miała ładną, pociągłą twarz i duże oczy. Uśmiechała się do koleżanki siedzącej obok, rozmawiając z nią o czymś zawzięcie. Wczoraj nie przypatrzyłam się jej dokładnie, jednak bardziej pasowała mi na Krukonkę, niż Ślizgonkę. Ale przecież nie wszyscy Ślizgoni są źli, bezduszni, brzydcy i nie wszyscy robią z siebie Śmierciożerców. W każdym razie jej uroda była nieprzeciętna. Ściągała na siebie wzrok kilku chłopaków ze swojego (i nie tylko) stołu.
-Co tak taksujesz wzrokiem tą blondynkę? – spytała Angelina, marszcząc brwi. Spojrzałam na nią zaskoczona, nie spodziewając się, że aż tak to widać.
-Nie taksuję. – mruknęłam w odpowiedzi. – Po prostu patrząc na jej uśmiech, dochodzę do wniosku, że chyba nie wszyscy Ślizgoni są tacy straszni. – moja odpowiedź była głupia, ale co miałam jej odpowiedzieć? „Taksuję ją wzrokiem, bo ona wczoraj taksowała językiem twojego chłopaka”?
-Bardzo ładna jest. – stwierdziła Chuda, przyglądając się jej – Śliczne ma włosy. – dodała i wróciła do swojego śniadania. Kate spojrzała na mnie pytająco ponad głową Angeliny. Pokiwałam ponuro głową w odpowiedzi, na co ona zlustrowała Carmen z góry na dół, mrużąc oczy. Upomniałam ją wzrokiem, na co odwróciła głowę.
-Ja lecę, bo Jasper mi pokazuje, że chce ze mną porozmawiać. – rzuciła Chuda i pognała w stronę Krukona, który na nią czekał przy swoim miejscu. Serce zabiło mi mocniej i nagle zrobiło mi się jej żal. W końcu dowie się o wszystkim, więc będzie załamana. Mina Kate mówiła, że również się o nią martwi. Westchnęłam po czym spojrzałam z powrotem na stół Krukonów i zauważyłam, że Luke skończył swoje śniadanie i wstał ze swojego miejsca. Zrobiłam to samo, zarzuciłam torbę na ramię i pomaszerowałam w stronę drzwi. Jako, że stół Ravenclawu był bliżej wyjścia, blondyn już zdążył wyjść, zanim ja dobiegłam do drzwi. Zobaczyłam, jak idzie w stronę lochów, gdzie mieliśmy mieć eliksiry.
-Hej, Luke! Poczekaj! – krzyknęłam i dogoniłam go w momencie, gdy się obrócił w moją stronę. – Cześć. – mruknęłam trochę zdyszana.
-Cześć. – odpowiedział i zaczął znowu iść.
-Od kiedy Jasper spotyka się z tą Ślizgonką? – spytałam, sprawiając, że stanął i odwrócił się w moją stronę.
-Z jaką Ślizgonką?
-Nie udawaj. – mruknęłam i podeszłam do niego. – To twój najlepszy przyjaciel, jestem pewna, że wszystko wiesz. – otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął i tylko patrzył na mnie.
-A skąd ty o tym wiesz? – zapytał, podnosząc jedną brew.
-Przyłapałam ich wczoraj w bibliotece. – odparłam – Szkoda, że nic mi nie powiedziałeś. – dodałam z wyrzutami, patrząc na niego oskarżająco.
-Mnie w to nie mieszaj. – warknął urażony. – To nie ja jestem chłopakiem od Angeliny i nie ja ją zdradzam, więc nie zwalaj winy na mnie.
-Ale jesteś moim przyjacielem, a ja jestem przyjaciółką Angeli. – odpowiedziałam, nie dając się stłamsić. – No i jesteś zakochany w…
-Zamknij się! – uciszył mnie, zatykając mi buzię ręką i obdarzając wściekłym spojrzeniem. Wyrwałam się z jego uścisku.
-Czemu mi nic nie powiedziałeś?!
-Bo to nie moja sprawa. – odpowiedział. – Nie rozgaduję w koło wszystkim o romansach tego idioty.
-No tak, bo ty służysz mu za przykrywkę. Po wszystkich bym się spodziewała, ale nie po tobie. – zmrużyłam oczy.
-Jaką przykrywkę? – zdziwił się szczerze. Mój wzrok trochę złagodniał.
-Wczoraj Jasper powiedział Angelinie, że idzie się z tobą uczyć do biblioteki. Jako, że cię szukałam, to poszłam tam, ale zamiast ciebie spotkałam go całującego się z jakąś blondynką. – z każdym moim słowem, jego oczy robiły się coraz większe.
-A to kretyn! – zdenerwował się, zaciskając pięści. – Owszem, wiedziałem, że od paru tygodni robi sobie schadzki z tą dziewczyną, ale powiedziałem mu, że ja go kryć nie będę. A ten idiota zrobił sobie ze mnie zasłonę. – wyjaśnił.
-Tak czy inaczej, nie usprawiedliwia cię to z faktu, że nic mi nie powiedziałeś. – mruknęłam, spuszczając z tonu.
-Nie jestem plotkarzem. – odpowiedział, wzruszając ramionami.
-To nie jest plotka. – zwróciłam mu uwagę, na co on przewrócił oczami.
-To trzeba było jej to powiedzieć. – warknął.
-On to zrobi. – rzuciłam krótko. – Ma czas do wieczora, inaczej ja jej powiem.
-Widzisz, sama wiesz i jej nie powiedziałaś, a mnie się czepiasz. – stwierdził oburzony.
-Ale ty wiedziałeś wcześniej i nic z tym nie zrobiłeś! Pozwoliłeś, żeby robił z niej idiotkę przez kilka tygodni! – dźgnęłam go oskarżająco palcem wskazującym, mrużąc oczy. – Myślałam, że ci na niej zależy. – dodałam cicho.
-Daj mi święty spokój. – zażądał nieprzyjemnym tonem i odwrócił się ode mnie z zamiarem odejścia.
-Luke, poczekaj. – powiedziałam łagodnie. – Okej, to nie jest twoja wina, że Jasper jest kretynem, przepraszam, nie powinnam cię była oskarżać. Ale po prostu jestem wściekła na niego tak, że nie wiem, co mam robić. Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, nie mówiąc nic Angelinie. – wyznałam zmartwiona, siadając na parapecie. Chłopak wrócił się i usiadł obok mnie.
-Też jestem na niego wściekły. – przyznał – Nie odzywam się do niego, odkąd się dowiedziałem i kazałem mu z tym skończyć, a on tego nie zrobił. Codziennie zastanawiam się, czy nie powiedzieć ci o tym, ale ostatnio mało ze sobą rozmawiamy.
-Dlatego cię wczoraj szukałam. – odparłam i uśmiechnęłam się – Stęskniłam się za twoim marudzeniem.
-Ja za twoim nie. – szybko wrócił do swojej codziennej niechęci, ale wiedziałam, że tylko się zgrywa – Dobrze mi było bez twoich problemów. – dodał wrednym tonem.
-I tak wiem, że mnie kochasz. – wyszczerzyłam zęby – Jak przyjaciółkę oczywiście. – dodałam szybko. Chwilę jeszcze się przekomarzaliśmy, a później poszliśmy razem pod salę eliksirów. Tam czekaliśmy, rozmawiając. Powoli schodzili się uczniowie, przyszli również Huncwoci razem z Kate. James mierzył wzrokiem Luke’a, ale ten nawet nie zaszczycił go spojrzeniem. Gdy zobaczyłam w oddali znajomą, bardzo szczupłą sylwetkę szatynki, serce mi na chwilę zamarło. Jednak Angelina szła obok Jaspera i wcale nie była załamana. Wręcz przeciwnie, jej usta rozciągały się w szerokim uśmiechu. Wymieniłyśmy z Kate zdezorientowane spojrzenia. Pożegnałam się z Lukiem i podeszłam do lokatej. Gdy Chuda nas zauważyła, cmoknęła w usta swojego chłopaka i podbiegła do nas.
-Jasper zaprosił mnie dzisiaj na romantyczny spacer. – wyszczerzyła zęby.
-To wspaniale. – wymruczała Bridge. Spojrzałam w stronę Krukona, który teraz stał z Oliverem, Jacobem i Michaelem – chłopakami, których poznałam kiedyś w pociągu. Luke stał z boku, trzymając ręce w kieszeni. Jasper podniósł głowę i popatrzył na mnie, a ja rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie, mówiąc bezgłośnie „masz czas do wieczora”, na co on odwrócił głowę i udawał, że coś na ścianie go zainteresowało. Miałam ogromną nadzieję, że powie Angelinie wszystko i że ja nie będę musiała tego robić. Chociaż coraz mniej wierzyłam w uczciwość Krukona.
Cóż by tutaj napisać. Ostatnio miałam trochę czasu i przyszła mi chęć na pisanie, więc powstał nowy rozdział. Część została napisana jeszcze w kwietniu, zaraz po dodaniu tamtego rozdziału, a część wczoraj i dzisiaj.
Dziękuję wszystkim za komentarze, jest mi bardzo miło, że jeszcze ktoś w ogóle czyta moje bazgroły :-).
Jeśli chodzi o sam rozdział, jakością to on nie powala (nie ma to jak autopromocja :D). Niestety. Początek mi się podoba, akcja ze Ślizgonami nie jest tragiczna, ale mogłaby być lepsza, to co jest później to już takie sobie (chociaż to z Jamesem mi się osobiście podoba - nie umiałam się powstrzymać :P), a końcówka jest chyba tragiczna. W każdym razie, wątek na końcu to świeży, wczorajszy pomysł, który jeszcze sama nie wiem, jak zakończę. Na pewno nie umknie Waszej uwadze dość duży skok czasu w tym rozdziale, ale powiem szczerze, że już nie miałam za bardzo pomysłów na to, co mogłoby się dziać na tym 6 roku. Zdradzę Wam, że mam parę pomysłów na 7 klasę, no i nie ukrywam, że chciałabym przejść do momentu, gdy James i Lily są razem (a to, jak obiecałam, nastanie dopiero na 7 roku, zgodnie z tym, co napisała Rowling). No i jeszcze nie wiem, co z wakacjami.
Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się niebawem (ale nic nie obiecuję, bo na to wpływa baaaaaardzo dużo czynników zewnętrznych). Ale jest lepiej, niż ostatnio, nie? tylko 2,5 miesiąca, a nie 2 lata, jak ostatnio......
Dobra, nie ględzę już, zapraszam do czytania, komentowania, krytykowania i czego tam jeszcze nie wymyślicie :-).
DZIĘKUJĘ, że jesteście ze mną i kocham Was, wiecie? :-)
Pozdrawiam serdecznie,
Leksia
P.S. Zmieniłam wygląd bloga, ale... NIENAWIDZĘ nowego onetu, bo kompletnie nie umiem się tym obsługiwać i nie wyszło tak, jakbym chciała, żeby wyszło :/. Także nie miejcie mi tego za złe.
***
-Ufff, mam dość. – burza długich, czarnych, zwykle kręconych, a tym razem prostych, włosów padła na fotel obok mnie w Pokoju Wspólnym. Kate była cała czerwona i spocona (a mimo to nadal wyglądała nieziemsko) po wykańczającym, kilkugodzinnym tańcu z Syriuszem. – A ty jak się bawisz? – spytała, dysząc ciężko.
-Wspaniale. – odpowiedziałam bez większego entuzjazmu, obserwując imprezę urodzinową Jamesa, która (jak na razie) przebiegała w miarę spokojnie. O ile impreza zorganizowana przez Huncwotów mogła być spokojna.
-Widzę właśnie. – mruknęła, patrząc na mnie uważnie. – Rozmawiałaś z nim? – spytała po chwili, kierując wzrok na jubilata. Pokręciłam przecząco głową w odpowiedzi.
-Od wczoraj unika mnie jak ognia. Nawet nie miałam okazji złożyć mu życzeń. – odparłam posępnie, obserwując kątem oka roześmianego okularnika, który w tym momencie przyjmował życzenia od piszczących dziewczyn z 4 roku. Rzeczywiście, odkąd Remus go wczoraj porwał podczas naszej rozmowy, dziwnym trafem nie spotkałam go nigdzie. Ani na kolacji, ani w Pokoju Wspólnym, ani na śniadaniu dzisiaj. Nigdzie. Po prostu choćby rozpłynął się w powietrzu. Szukałam go nawet w ich dormitorium, jednak nikt mi nie otworzył. A gdy zaczęła się impreza na jego cześć, był ciągle oblegany przez ludzi składających mu życzenia, chcących z nim wypić Ognistą, przez dziewczyny chcące z nim zatańczyć i przez milion innych osób. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co oznacza takie zachowanie Pottera. Po prostu odpowiedź na moje pytanie nie jest takie, jakie bym chciała, żeby było, a Potter gra na zwłokę, doskonale o tym wiedząc.
-Próbowałam podpytać Syriusza, ale zbywa mnie ciągle. – powiedziała niezadowolonym tonem.
-Daj spokój, Łapa nic nie powie, nawet tobie. – mruknęłam. – Zresztą, ja chcę usłyszeć odpowiedź od Rogacza, a nie od kogoś innego. – dodałam. Ale czy ja serio chcę usłyszeć odpowiedź na moje pytanie?
-A z Mitchellem już rozmawiałaś? – po jej pytaniu spojrzałam na nią zmarnowanym wzrokiem.
-Też nie. – odpowiedziałam. No tak, od wczorajszej kłótni z blondasem, również nie zamieniłam z nim słowa. – Jakoś słabo mi ostatnio idzie komunikacja z chłopakami. – zauważyłam ponuro.
-Nie martw się Lily, wszystko się jakoś ułoży. – pocieszyła mnie Kate łagodnym tonem, dotykając mojego ramienia.
-Mam nadzieję. – westchnęłam i spojrzałam w dół na swój prezent dla Jamesa.
-Co mu w końcu kupiłaś? – zapytała, patrząc na niewielką paczuszkę w moich rękach.
-Zegarek z dedykacją wygrawerowaną przeze mnie. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Wczoraj, gdy zostałam sama, natrafiłam w wiosce na sklep z różnymi rzeczami i tam wypatrzyłam srebrny, męski zegarek, który od razu skojarzył mi się z Potterem, więc go kupiłam, a w sowiarni „ulepszyłam” o grawer.
-Ciekawy pomysł. – przyznała. – Na pewno mu się spodoba. – uśmiechnęła się pocieszająco. Wzruszyłam ramionami. – A wracając do tematu, to co zrobisz, jeśli odpowiedź na twoje pytanie będzie brzmiała „tak”? – spytała nagle. Spojrzałam na nią zaskoczona i stwierdziłam, że nie mam zielonego pojęcia, jaka będzie moja reakcja na jakąkolwiek odpowiedź. – Tak myślałam, że sama nie wiesz. – podsumowała, widząc moją reakcję.
-W sumie Luke też zwrócił na to uwagę, ale wtedy jeszcze nie zadałam Jamesowi tego pytania i raczej brałam pod uwagę to, że nigdy o to nie spytam. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Idę mu złożyć życzenia i zmykam spać. Nie mam nastroju na imprezę. – oznajmiłam i wstałam. Miałam dość patrzenia, jak Potter mnie unika. Poprawiłam spódniczkę, odrzuciłam włosy do tyłu i zaczęłam iść w jego kierunku. Im bliżej byłam, tym szybciej biło mi serce. W pewnym momencie okularnik zauważył, że idę do niego i zastygł w bezruchu, obserwując mnie. Wydawało mi się, że minęły wieki, zanim w końcu stanęłam przed nim i spojrzałam mu prosto w orzechowe oczy.
-Cześć. – wydusiłam z siebie, próbując się uśmiechnąć. Nic z tego, wyszedł mi bardziej grymas, niż uśmiech.
-Cześć. – odpowiedział cicho. Przygryzłam wargę, nie bardzo wiedząc, jak mam się zachować. Nie pomagał mi fakt, że całe otoczenie gapiło się na nas, jakby czekali na jakieś widowisko.
-Wszystkiego najlepszego. – powiedziałam i wcisnęłam mu w dłonie mój prezent, po czym odwróciłam się na pięcie i powędrowałam w stronę schodów do dormitorium, odprowadzana kilkoma spojrzeniami.
-Hej, poczekaj! – James dobiegł do mnie w momencie, gdy już kładłam stopę na pierwszym schodku. Pociągnął mnie za rękę, więc mimowolnie odwróciłam się twarzą do niego. – Tylko tyle miałaś mi do powiedzenia? – spytał. Wyczułam delikatny uśmiech, który cisnął się mu na usta.
-To chyba ty powinieneś mieć mi coś do powiedzenia od wczoraj. – odpowiedziałam, starając się brzmieć spokojnie.
-Chodzi mi o życzenia. – wyjaśnił, unikając niewygodnego tematu.
-Obszerniejsze życzenia napisałam w liściku, który jest w środku paczki. – odparłam, chociaż miałam ochotę mu odpowiedzieć coś innego.
-Wolałbym, żebyś mi złożyła osobiście życzenia.
-To nie ja cię unikałam od wczoraj. – odparłam, czując jak narasta we mnie złość na niego. – Nie chcę ci się narzucać, skoro nie chcesz ze mną rozmawiać.
-Chcę z tobą rozmawiać. – oznajmił. – Chodźmy gdzieś w ustronne miejsce, gdzie nie będzie żadnych gapiów. – wzrokiem pokazał za siebie, gdzie stała grupka ludzi, przyglądających się ukradkiem naszej rozmowie.
-Prowadź. – rzekłam zdecydowanym tonem, co wyraźnie go zaskoczyło. Pewnie myślał, że się wywinę i znowu mu się upiecze. Ale nie tym razem.
-Chodź. – chwycił mnie za rękę i poprowadził do schodów po drugiej stronie, czyli tych prowadzących do męskich dormitorium. Weszliśmy na górę, a następnie do sypialni Huncwotów, gdzie, jak zwykle, panował niesamowity bałagan. Po lawirowaniu wśród tych wszystkich rzeczy porozrzucanych po całym pomieszczeniu, dotarliśmy do łóżka Rogacza, na którym usiadłam, a on stanął nade mną. Zapadła między nami niezręczna cisza. Ja nie zamierzałam jej przerywać. Potter, widząc to, odchrząknął i spojrzał na mnie. Odwzajemniłam spojrzenie.
-No więc? – zaczął, a ja podniosłam brwi w geście zdziwienia.
-Ja mam mówić? – spytałam zaskoczona.
-Miałaś mi złożyć życzenia. – upomniał się, jakby nigdy nic. Zdenerwowałam się i wstałam z zamiarem wyjścia, jednak, jak się można było spodziewać, Potter chwycił mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. – Nie odchodź. – szepnął, sprawiając, że po karku przeszedł mnie przyjemny dreszcz, który próbowałam w sobie zdusić. Nie mogłam się dać omotać.
-Okej, złożę ci życzenia. – powiedziałam głośno i odsunęłam się od niego o krok, uwalniając swoją rękę. – Życzę ci, żebyś był nie tylko dorosły w świetle prawa, ale i rozumu. Żebyś nie bał się mówić prawdy i brać odpowiedzialności za swoje czyny. Żebyś był zawsze otoczony gronem wspaniałych przyjaciół, którzy cię wspierają i żebyś znalazł w życiu wszystko, czego pragniesz. Żebyś znalazł miłość i szczęście. I na końcu, żebyś był odważny i nie bał się przyznać do błędów i uczuć. Mam nadzieję, że znajdziesz szczęście, jeśli jeszcze go nie znalazłeś. – mówiąc to, patrzyłam mu prosto w oczy. – A teraz pozwól mi coś zrobić, zanim odpowiesz mi na pytanie, które ponownie zadam. – dodałam i zbliżyłam się do niego, ujmując jego twarz w dłonie, a następnie składając delikatny pocałunek na jego ustach, który on natychmiast oddał. Po chwili oderwałam się od jego ust i cofnęłam się o krok ze spuszczonym wzrokiem. Gdy na niego spojrzałam, nadal był w lekkim szoku.
-Przepraszam, ale musiałam to zrobić. – mruknęłam, czując jak na moje policzki występują rumieńce.
-Nigdy więcej… - zaczął, patrząc na mnie gorączkowym wzrokiem, a ja poczułam, jak serce mi ściska żal pod wpływem tego, co on chce powiedzieć - …nie przepraszaj mnie za to, że mnie całujesz. – dokończył, a mi kamień z serca spadł. – To był najwspanialszy prezent, jaki dostałem. – dodał po chwili z szerokim uśmiechem.
-Cieszę się, ale zrobiłam to tylko dlatego, że nie wiem, jaka będzie twoja odpowiedź na moje wczorajsze pytanie i jaka będzie moja reakcja na tą odpowiedź. – po moich słowach mina mu trochę zrzedła.
-Musimy dzisiaj o tym rozmawiać? – spytał, sprawiając, że zrobiło mi się smutno. – Są moje urodziny, chciałbym je spędzić bez takich poważnych rozmów. – po jego słowach nie miałam złudzeń co do tego, jaka jest odpowiedź. – Obiecuję ci, że jutro wrócimy do tej rozmowy, z samego rana. Ale dzisiaj cię proszę, żebyś zapomniała o tym, wróciła na dół, przetańczyła ze mną całą noc i dobrze się bawiła. Mogę cię o to prosić? – popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
-Możemy wrócić do tej rozmowy jutro…
-Dziękuję ci! – przerwał mi uradowany.
-…ale ja idę spać, bo nie mam nastroju na zabawy. – dokończyłam zdanie, sprawiając, że cała radość z niego uleciała.
-Ale…
-James, nie będę ukrywać, że mam okropny humor, bo od wczorajszego poranka o niczym innym nie myślę, tylko o tym, czy to prawda, czy nie. – tym razem to ja mu przerwałam. – Zepsułabym ci całą imprezę urodzinową swoim humorem. Tak więc miłej zabawy i jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Mam nadzieję, że prezent się spodoba. – powiedziałam na pożegnanie i odwróciłam się, zmierzając do wyjścia.
-Odpowiedź brzmi tak. – wyznał nagle, sprawiając, że stanęłam w miejscu. Coś mnie ukuło w sercu. – Mógłbym skłamać i powiedzieć, że nie, ale po co miałbym to robić? I tak pewnie uwierzyłabyś Rachel, która ci to wyznała wczoraj rano. Wiem, że to zrobiła, bo po twoim pytaniu poszedłem do niej i spytałem. – uprzedził moje ewentualne pytanie. Jednak wcale nie chciałam go zadać. Nie wiedziałam w ogóle, co mam powiedzieć. – Zresztą, nie chodzi o to, komu byś uwierzyła, a komu nie. Nie chcę cię okłamywać, bo mi na tobie zależy. Po twojej reakcji widzę, że ta odpowiedź była dla ciebie bardzo ważna i że przywiązujesz wagę do TYCH rzeczy. – na te słowa odwróciłam się do niego.
-A ty nie przywiązujesz? – spytałam, czując, jak narasta we mnie rozpacz.
-Nie chodzi o to, czy przywiązuję, czy nie. Nie chcę się tłumaczyć, ani usprawiedliwiać, ale mieliśmy sobie dać czyste karty. Czy to, że się dowiedziałaś o tym zmienia coś? – zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową. – Ale co dokładnie zmienia, Lily? Doskonale wiedziałaś, że byłem z nią w związku i doskonale wiedziałaś, że Rachel się nad tym zastanawiała, bo nawet TY jej powiedziałaś, że ma to zrobić ze mną.
-Bo mi powiedziała, że wyznałeś, że ją kochasz! – krzyknęłam, czując jak napływają mi łzy do oczu. – Byłam zrezygnowana, bo myślałam, że się w niej zakochałeś. Nie chciałam być przeszkodą w waszym związku.
-Dobrze wiedziałaś, że jej nie kochałem, bo mówiłem ci setki razy, że mogę ją dla ciebie rzucić. – odparł spokojnym głosem.
-I to właśnie jest ten problem, James. Że skąd ja miałam wiedzieć, kiedy ty mówisz prawdę? Wtedy, gdy mnie zapewniałeś o tym, że coś do mnie czujesz? Czy wtedy, jak mówiłeś jej, że ją kochasz i z nią spałeś? – z każdym słowem, po moim policzku spływało coraz więcej łez.
-Lily, ja rozumiem, że zachowywałem się jak kretyn i nic mnie nie tłumaczy. Ale przecież wybaczyliśmy sobie wszystkie błędy i mieliśmy zacząć od nowa. Mieliśmy zapomnieć o wszystkim. Przeprosiliśmy się. Pamiętasz? Sama to zaproponowałaś. Ja to zaliczam do przeszłości. Wtedy nie rozumiałem, jak krzywdzę ciebie, Rachel i siebie przy okazji. Zrozumiałem to i skończyłem z tym.
-Ale ja… - zaczęłam i nie potrafiłam dokończyć. Z jednej strony James miał rację, ale z drugiej strony nie potrafiłam tego przeboleć.
-Lily, przepraszam cię jeszcze raz, ale przeszłości nie zmienię, czasu nie cofnę. Mogę jedynie starać się nie popełniać tych samych błędów.
-Ja… przepraszam James, ale muszę to wszystko przemyśleć i chcę być teraz sama. Przepraszam, jeśli zepsułam ci urodziny, mam nadzieję, że jeszcze zdążysz się pobawić dzisiejszego wieczoru. – po tych słowach opuściłam dormitorium Huncwotów, pozostawiając solenizanta tam samego. Łzy płynęły strumieniem po moich policzkach, sama już nie wiedziałam z jakiego dokładnie powodu. Czułam się zraniona, ale jednocześnie wiedziałam, że ja też zraniłam Jamesa. Nie patrząc na nic, pognałam do naszej sypialni, gdzie rzuciłam się prosto na swoje łóżko i zaciągnęłam kotary, zaszywając się z płaczem pod kołdrą. Chwilę później ktoś otworzył drzwi i wszedł do dormitorium. Zatkałam sobie usta ręką, tłumiąc łkanie.
-Lily? – usłyszałam zmartwiony głos Kate.
-Lily, jesteś tutaj? – towarzyszyła jej Angelina.
-Chyba jej nie ma. – stwierdziła Bridge.
-Dałabym sobie rękę uciąć, że tu szła. – mruknęła McKinnon. – Musimy ją znaleźć. Coś się stało, bo poszła z Potterem, a jak wracała to płakała. – dodała zmartwionym tonem.
-Może sprawdźmy, czy jej nie ma w łóżku. – podsunęła lokata.
-A jak śpi? Nie budźmy jej, jutro z nią porozmawiamy. – zdecydowała Chuda, zgodnie z moim życzeniem.
-Tylko zerknę, czy jest. – stwierdziła Kate i usłyszałam, jak podchodzi i delikatnie odsuwa kotary. Zamknęłam oczy i zaczęłam głęboko oddychać, udając, że śpię. – Śpi. – szepnęła. – Może zostaniemy tutaj z nią?
-Daj spokój, nie przeszkadzajmy jej. Chodź na dół, przyjdziemy jak się impreza skończy. – zaoponowała Angela i po tych słowach opuściły pokój. Przewróciłam się na plecy i westchnęłam głęboko. Zaczęłam analizować to, co powiedział James i… zasnęłam.
***
Następnego ranka wstałam dość wcześnie. Odsunęłam kotary i rozejrzałam się po dormitorium. Wszystko wyglądało normalnie, a dziewczyny spały w swoich łóżkach. Wstałam i wzięłam z szafy swoje ubrania, a następnie po cichutku wemknęłam się do łazienki. Nawet nie miałam ochoty patrzeć w lustro, więc rozebrałam się i od razu wskoczyłam pod prysznic. Po wszystkich porannych czynnościach wyszłam z łazienki. Wszystkie dziewczyny albo już były na nogach, albo się budziły. Wzrok moich dwój przyjaciółek błyskawicznie powędrował w moją stronę. Wymusiłam uśmiech, który wyszedł całkiem wiarygodnie.
-Cześć. – powiedziałam i podeszłam do swojego łóżka, nadal odprowadzona ich wzrokiem. Obie odpowiedziały z niepewnymi uśmiechami. – Jak tam finał imprezy? – zagadnęłam.
-Oprócz tego, że połowa ludzi się upiła, to w sumie nic ciekawego. Lunatyk miał dużo do roboty, bo cała pozostała trójka Huncwotów się spiła kompletnie. – odpowiedziała mi… Rachel. – A dlaczego cię nie było?
-Byłam, ale potem źle się poczułam i poszłam spać. – odpowiedziałam. – Dziewczyny pospieszcie się, bo głodna jestem i chciałabym już iść na śniadanie. – ponagliłam Chudą i Czarną. Laura i Cassie szybko się zebrały i wyszły, Angela była w łazience, a ja, Kate i Rachel zostałyśmy same w pokoju.
-Lily, czy ty poszłaś z tym, co ci powiedziałam, do Jamesa? – spytała nagle Douglas. Bridge spiorunowała ją wzrokiem.
-A masz z tym jakiś problem? – odparła ostro moja przyjaciółka.
-Nie mam, ale pytanie nie było skierowane do ciebie. – odpowiedziała zimno dziewczyna. Kate już otwierała usta, żeby jej coś odszczeknąć, ale posłałam jej karcące spojrzenie i nie odezwała się.
-Owszem, poszłam. – rzekłam powoli w odpowiedzi na jej wcześniejsze pytanie. – A to była jakaś tajemnica? – spytałam spokojnie.
-Nie, że tajemnica, ale myślę, że to nie była twoja sprawa, żebyś musiała z tym iść do niego. – mruknęła, bawiąc się swoimi palcami. Tym razem Kate nie wytrzymała.
-To po jaką cholerę jej to gadałaś?! I owszem, to jest jej sprawa, bo jeśli jest coś na rzeczy z Potterem i zastanawia się nad związkiem z nim, to chyba ma prawo wiedzieć takie rzeczy. – warknęła nieprzyjemnym tonem.
-Nie rozmawiam z tobą, tylko z Lily. – rzekła nadal spokojnie nowa.
-To trzeba było poruszyć ten temat sam na sam z nią. – odparła lokata.
-Nieważne, zapomnij, nie było tematu. – rzuciła do mnie Douglas, chwyciła swoją torbę i wyszła.
-Kate! – zwróciłam się do niej z pretensjami.
-No co? Daj spokój, chyba się nią nie przejmujesz. – mruknęła w odpowiedzi.
-Owszem, przejmuję. A nawet jeśli bym się nie przejmowała, to mam język i potrafię odpowiadać, nie musisz tego robić za mnie. – mruknęłam, spuszczając z tonu.
-Co się wczoraj stało? – spytała, zmieniając temat.
-No właśnie, czemu płakałaś po rozmowie z Jamesem? – dodała Angelina, która właśnie wyszła z łazienki.
-Nic się nie stało. Po prostu Rogacz potwierdził to, co powiedziała Rachel. – wzruszyłam obojętnie ramionami. – Chodźmy na śniadanie. – zmieniłam temat i na moje szczęście, obie doszły do wniosku, że teraz nie będą drążyć tego tematu.
Po drodze na śniadanie, dziewczyny prowadziły rozmowę, a ja od czasu do czasu starałam się włączyć, żeby nie męczyły mnie o mój ponury nastrój. Nagle wpadło mi do głowy pewno pytanie, które musiałam zadać.
-A jak wczoraj się zachowywał Potter po naszej rozmowie? – spytałam, a one popatrzyły na mnie zaskoczone.
-Przyszedł to był strasznie przybity i siedział na fotelu. W końcu Huncwoci go wyciągnęli na parkiet, zaczął pić no i do końca się bawił. A czemu pytasz? – odpowiedziała mi ostrożnie Angelina.
-Chciałam tylko wiedzieć, czy nie zepsułam mu reszty imprezy. – mruknęłam.
-Ty jemu? – zdziwiła się Kate. Westchnęłam i opowiedziałam im całą rozmowę ze szczegółami. Po mojej opowieści żadna z nich nie skomentowała tego.
-Wiem, co myślicie. – powiedziałam powoli – Że James ma rację, tylko boicie się, jaka będzie moja reakcja, jakbyście tak powiedziały. Wiem, że ma rację. – uśmiechnęłam się gorzko. – Tylko nie wiem, jak sobie z tym poradzić. – dodałam, tym samym kończąc swoją wypowiedź, po czym nastąpiła cisza.
-Z jednej strony ma rację, ale z drugiej to… - zaczęła po chwili Angela, ale nie dokończyła, zastanawiając się, co powiedzieć.
-Nie szukaj na siłę Chuda. – odezwała się Kate. – On ma rację, a ty Lily, jeśli chcesz być z nim, to musisz przestać robić z igły widły. – dodała ku naszemu zdziwieniu. – To znaczy, ja wiem, że seks i te sprawy to są ważne rzeczy, ale dużo jest związków, gdzie jeden miał już wcześniej partnera poważnego. Niby mamy dopiero 17 lat, ale niektórzy to robią dużo wcześniej. W sumie James cię nie okłamał, bo nie pytałaś o te rzeczy, no i nie zdradził cię, bo z tobą nie był. Zresztą, sama przyznaj, że gdybyś nie zerwała z Royalem, to też byś to miała za sobą. – rozwinęła swoją wypowiedź.
-Jak byłam u niego, to było dość blisko, tylko on mnie powstrzymał… - przyznałam jej rację.
-No widzisz. Powiem ci w tajemnicy, że ja też nie byłam pierwszą od Syriusza. – wyznała – I wcale nie mam z tym problemu, ani nie miałam.
-Bo pewnie on też nie był twoim pierwszym. – wtrąciła kąśliwie Angelina, na co Kate się zarumieniła. Wybałuszyłam na nią oczy.
-Co się w tym zamku dzieje? – mruknęłam, kręcąc głową. – Zaraz się dowiem, że nawet Peter już to robił. – po moich słowach dziewczyny roześmiały się, a ja uśmiechnęłam.
-No to przestań się użalać nad sobą, idź do Jamesa i zaproś go na randkę. – rzekła wesoło lokata i poklepała mnie po plecach. Spiorunowałam ją wzrokiem, ale nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo weszłyśmy do Wielkiej Sali, gdzie było za dużo osób, żeby rozwijać dalej ten temat. Usiadłyśmy przy stole i każda zajęła się swoim śniadaniem. Wzięłam sobie tosta, ale nawet go nie ugryzłam, bo myślałam nad tym, co powiedziała Kate. Może ja rzeczywiście robię z tego wielką sprawę? No i tak, jak powiedziała, James mnie nie okłamał, ani nie zdradził. To czemu tak trudno mi było się z tym pogodzić? Fakt faktem, że po tej rozmowie mój humor się poprawił, więc może wcale nie tak trudno będzie mi olać to, co robił z Rachel (i nie daj Boże z innymi dziewczynami) i po prostu cieszyć się tym, co do siebie czujemy.
-Lily, mówiłaś, że jesteś głodna. Czemu nie jesz? – moje przemyślenia przerwała czarnowłosa.
-Wyłącz matkę. – burknęłam i ugryzłam tosta. – Zadowolona?
-Będę zadowolona, jak zjesz 5 takich. – odparła, a ja przewróciłam oczami. W tym momencie do Sali wleciała chmara sów, przynosząca poranną pocztę. Również przede mną wylądowała mała sówka, rzucając mi na stół Proroka Codziennego i wyciągając nóżkę z sakiewką. Wsadziłam odpowiednią ilość monet do sakiewki, dałam sówce kawałek tosta, po czym odleciała, pohukując zadowolona. Rozwinęłam gazetę i to, co ujrzałam na pierwszej stronie sprawiło, że kompletnie straciłam apetyt.
-Co się stało? – spytały dziewczyny równocześnie, widząc moją minę.
-Kolejny atak. – odparłam cicho i zaczęłam im czytać artykuł.
„Wczoraj wieczorem doszło do kolejnych napaści na czarodziejów, pochodzących z rodzin mugoli. W różnych częściach kraju, o tej samej porze, zamordowano razem 12 ludzi. Mroczne znaki nad domami ofiar jednoznacznie wskazują, że odpowiedzialnymi za ataki byli Śmierciożercy pod wodzą Sami-Wiecie-Kogo. Ministerstwo jest bezradne, a ludzie wpadają w panikę…”
Przerwałam i pokazałam im zdjęcia zamordowanych. Angelina zacisnęła zęby, natomiast Kate zakryła usta ręką.
-To straszne. – mruknęłam smutno. – Jak nie mugole, to my. - rozejrzałam się po Sali. Po porannej poczcie atmosfera stała się ponura. Zerknęłam na stół nauczycieli. Brakowało Dumbledore’a, McGonagall i profesor Sprout. Podejrzewałam, że Dumbledore’a nie było w szkole, natomiast dwie pozostałe pewnie poszły poinformować o tragedii uczniów spokrewnionych. Mignęły mi w artykule dwa znajome nazwiska. Westchnęłam i postanowiłam, że dzisiaj po zajęciach napiszę do rodziców. Jako, że już nie byłam głodna, wstałam z zamiarem poszukania Luke’a, co wyjaśniłam dziewczynom, które spojrzały na mnie pytająco. Nie było go przy stole Krukonów, więc skierowałam się do wyjścia. Cały czas myślałam o artykule z Proroka. Zawsze mnie dotykały takie ataki bardziej, niż Kate, czy Angelinę, bo ja byłam z rodziny mugoli. Zastanawiając się nad tym wszystkim, nie zwracałam uwagi, gdzie idę i nagle uderzyłam w coś, a raczej kogoś, upadając na ziemię i upuszczając różdżkę.
-Uważaj szlamo, jak łazisz. – warknął ten ktoś. Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam grupkę Ślizgonów, na czele której stał Avery, obracając moją różdżkę w palcach. Wstałam z ziemi i wbiłam w niego wściekłe spojrzenie.
-Oddaj moją różdżkę. – mruknęłam przez zaciśnięte zęby, wyciągając rękę.
-A co, jeśli ci powiem nie? – spytał zaczepnie, a część grupki roześmiała się. Przeleciałam wzrokiem jego towarzystwo i z tyłu grupy zauważyłam Snape’a, który próbował się schować za Goylem.
-Jeśli natychmiast mi nie oddasz różdżki, to…
-To co mi zrobisz, szlamo? Odejmiesz 10 punktów? – po raz kolejny jego koledzy roześmiali się. Wiedziałam, że w tej sytuacji byłam bezbronna, szczególnie bez mojej różdżki. W głowie rozpaczliwie szukałam jakiegoś rozwiązania. – Słyszałaś o tym, co się dzisiaj stało? Wiesz o tym, że Czarny Pan czyści świat z takim szlam jak ty i być może niedługo będziesz następna? – wysyczał cicho.
-Wolę umrzeć niż być takim śmieciem jak ty i ten twój cały Czarny Pan. – odparłam, doskonale wiedząc, że igram z ogniem. Tak, jak podejrzewałam, swoimi słowami rozzłościłam większość Ślizgonów.
-Jak śmiesz?! – krzyknął ktoś z tyłu i już wybiegał na przód z wyciągniętą różdżką, jednak Avery go powstrzymał, uśmiechając się złośliwie.
-Patrzcie, patrzcie jaka odważna. – zrobił krok w moją stronę, a ja instynktownie cofnęłam się. – Ciekawe, czy jak zrobimy z tobą to, co powinno się robić z takimi jak ty, też będziesz taka mądra? – znowu przybliżył się do mnie, sprawiając, że ja zrobiłam kilka kroków w tył. Poczułam za plecami zimną ścianę. Nie mając ucieczki, przełknęłam ślinę, modląc się w duchu, żeby ktoś przechodził tym korytarzem. Avery stanął kilka centymetrów przede mną, przykładając różdżkę do mojej szyi. – I co teraz, Evans? Masz jakieś ostatnie słowo dla mnie, zanim trafisz do św. Munga?
-Chrzań się. – warknęłam, plując mu w twarz, co tym razem wyprowadziło go z równowagi. Gdy podniósł różdżkę, zamknęłam oczy i usłyszałam głośny huk.
-Jeszcze raz zobaczę, że zbliżasz się do niej, to ostrzegam, że to ty trafisz do Munga. – wrzasnął wściekły Potter, który trzymał różdżkę w pogotowiu i patrzył z pogardą na leżącego na ziemi Avery’ego, któremu krew leciała z rozciętego policzka. Kilka Ślizgonów podniosło różdżki, by zaatakować, ale zaraz za Jamesem stawiły się posiłki w postaci Remusa i Syriusza.
-Ani się waż, Mulciber. – dosłownie warknął Łapa do Ślizgona i machnął różdżką, a wszystkie pozostałe wylądowały w jego ręku. Byłam zbyt zszokowana, żeby się ruszyć, albo cokolwiek powiedzieć. Potter dyszał ciężko i wpatrywał się wzrokiem bazyliszka w Avery’ego, który patrzył przerażony na trzech Gryfonów. Spojrzał na mnie i jego wzrok momentalnie złagodniał.
-Nic ci nie jest? – spytał troskliwie. Pokręciłam przecząco głową w odpowiedzi. Syriusz oddał mi moją różdżkę, po czym zrównał się z Jamesem. – A teraz się rozliczymy Avery. – warknął okularnik, z powrotem kierując wzrok na mojego oprawcę. Machnął różdżką, a Ślizgon znów poleciał parę metrów dalej, obijając się. – Zapamiętaj sobie, że nie wolno ci zbliżać się do Lily. – znowu machnął i chłopak zawisnął w powietrzu do góry nogami. Syriusz i Remus pilnowali pozostałych kilku Ślizgonów.
-O, patrzcie, kogo my tu mamy. – cmoknął Łapa. – Smarkerus, chodź tutaj. – przywołał go do siebie, a gdy ten nie chciał przyjść, sprawił różdżką, że zawisnął w powietrzu tak samo jak Avery. – A teraz patrzcie Śmierciojadki jak wasi przywódcy – tu Black pozwolił sobie na szyderczy ton – wiszą sobie w powietrzu i są całkowicie bezradni. Śmieszne, nie? – zaśmiał się i drgnął lekko różdżką, a Severus wylądował z głośnym hukiem na ziemi. Chwilę później jego wiszący kolega zrobił dokładnie to samo. W tym momencie odzyskałam mowę i podeszłam do Jamesa, chwytając go za ramię. Wszystkie mięśnie w jego ciele były naprężone, wręcz czułam emanującą od niego wściekłość.
-Dajcie już spokój. – powiedziałam łagodnie.
-Ten śmieć… - zaczął Potter, ale mu przerwałam.
-Proszę James, on nie jest warty twojej uwagi. Źle się czuję, odprowadzisz mnie pod salę? – wiedziałam, że po tym pytaniu Rogacz odpuści. Poczułam jak jego mięśnie się rozluźniają.
-Tym razem wam się upiecze. – warknął do Ślizgonów. – Ale jeszcze się policzymy. – dodał i objął mnie ramieniem. Kątem oka zobaczyłam, że Snape patrzy na mnie smutno. Zacisnęłam zęby i odwróciłam głowę. Tak trudno było uwierzyć, że jeszcze niedawno byliśmy przyjaciółmi, a teraz patrzył z boku, jak Avery się znęca nade mną. Syriusz i Remus rzucili różdżki Ślizgonów parę metrów dalej, żeby nie wykręcili żadnego numeru, jak będziemy odchodzić.
-Dobrze się czujesz? – spytał Rogacz, patrząc na mnie uważnie.
-Tak, nic mi nie zrobił. Jeszcze. – mruknęłam w odpowiedzi. – Gdybym nie straciła różdżki, to sama bym im dała radę. – dodałam. – Ale dziękuję za ratunek. – uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w policzek, sprawiając, że stanął, wpatrując się we mnie oczarowany.
-To my może już pójdziemy sobie. – rzucił lekko Łapa, ciągnąc za sobą Lunatyka i puszczając oczko Jamesowi.
-No to zostaliśmy sami. – zauważył Potter. Zdałam sobie sprawę, że nadal mnie obejmuje, chociaż wcale mi to nie przeszkadzało. – Chciałaś chyba mi podziękować za ratunek, nie? – spytał, zmieniając ton na zalotny.
-Przecież już to zrobiłam. – odparłam, uśmiechając się lekko.
-To tak księżniczka dziękuje swojemu księciu za ratunek przed złym smokiem?
-A co, księciu nie pasuje?
-Pasuje, ale książę chciałby coś znacznie więcej, niż tylko buziak w policzek. – mruknął mi do ucha, sprawiając, że dreszcz mi przebiegł po plecach.
-Mogę ci zaproponować spacer po błoniach po zajęciach. – powiedziałam, delikatnie wyswabadzając się z jego uścisku, przypominając sobie wczorajszy dzień. James chyba wyczuł to, bo nie próbował już drugi raz się zbliżyć.
-Niestety po zajęciach mam trening. – odpowiedział, starając się brzmieć normalnie.
-Okej, no to myślę, że najwyższy czas iść na zajęcia. – rzekłam, ukrywając smutek i zaczęłam iść w kierunku Sali Zaklęć. Potterowi nie pozostało nic innego, jak podążyć za mną.
***
-Żartujesz?! – wykrzyknęła Kate po wysłuchaniu mojej opowieści o Ślizgonach. – I nie podziękowałaś Potterowi za ratunek jakimś porządnym całusem? – dodała po chwili, a ja przewróciłam oczami.
-Tobie to tylko jedno w głowie. – mruknęłam. – Chciałam, ale jakoś przypomniałam sobie o wczorajszej naszej rozmowie i stwierdziłam, że muszę najpierw z nim porozmawiać, zanim wplotę się w jakieś poważne relacje.
-Lily, czy ty czasami robisz coś pod wpływem chwili, czy wszystko musisz na zimno kalkulować? – spytała tym razem Angelina.
-Tak, robię, a ostatnio nawet zbyt wiele rzeczy. – warknęłam w odpowiedzi. Siedziałyśmy na lunchu, Angelina za chwilę musiała iść na boisko, bo miała trening Quidditcha.
-No dobra, wrócimy do tej rozmowy potem, bo ja muszę iść. – oznajmiła Chuda i wstała, a ja za nią.
-Idę z tobą. – rzuciłam, a obie zmarszczyły brwi. – No co? Muszę z nim porozmawiać. Wymigał się treningiem – ok, ale po treningu, jak będę na niego czekała, to już mi się nie wywinie. – wzruszyłam ramionami.
-Widzę, że ktoś jednak przebolał bara-bara i postanowił walczyć. – rzuciła Kate i wyszczerzyła zęby.
-Wcale nie muszę walczyć, po prostu miałyście rację dzisiaj rano. No i Rogacz miał rację wczoraj wieczorem. Nadal nie jest mi łatwo to zaakceptować, ale przecież nie przekreślę przez to mojej – przerwałam na chwilę i pomyślałam – naszej szansy na szczęście. – poprawiłam się i uśmiechnęłam. – Koniec uciekania przed Potterem. – oznajmiłam.
-To zaprosisz go na randkę? – spytała zaciekawiona Angelina.
-Nie! Broń Boże! – wykrzyknęłam. – Ja go na randki nie będę zapraszać, ale jak on mnie zaprosi, to się w końcu zgodzę. – wytłumaczyłam, a obie przewróciły oczami.
-No, ale w końcu to jakiś postęp. – mruknęła lokata. – Dobra, to idźcie, ja idę trochę pobaraszkować z Syriuszem. – wyszczerzyła zęby, a ja spojrzałam krzywo. – Oj, no Ruda, nie krzyw się tak, jak już będziesz z tym Jamesem, to zobaczysz, że to jest to, co wszystkie pary robią.
-Wątpię, że wszystkie. – odparłam, odrzucając od siebie wizję mnie i Jamesa baraszkujących.
-Spytaj Chudej. – rzuciła wesoło i pomachała na pożegnanie. Spojrzałam na Angelinę, która zrobiła się czerwona jak burak.
-Ty też?! – oburzyłam się zdziwiona.
-No cóż... – wyjąkała, błądząc wzrokiem gdzieś po ścianach. – To tak samo z siebie wychodzi, no i jest przyjemne i…
-Dobra, nie chcę o tym słuchać. – przerwałam jej, czując jak sama się robię czerwona. – Tylko wychodzi na to, że wszyscy to już robili, tylko nie ja. – mruknęłam pod nosem. – I wcale mi nie jest z tym źle. – dodałam, kierując się do wyjścia. Angelina roześmiała się i podążyła za mną. Po drodze na boisko, atmosfera między nami się unormowała i już nie rozmawialiśmy o, jak to Kate nazwała, baraszkowaniu. Gdy doszłyśmy do trybun, Chuda poszła do szatni, a ja usadowiłam się na ławce, czekając aż drużyna Gryfonów rozpocznie trening. Chwilę później na boisko wyleciało siedem mioteł z zawodnikami i rozpoczął się trening. Potter chyba mnie nie zauważył, albo nie chciał mnie zauważyć, bo nawet nie popatrzył w moją stronę. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, co mu powiem, gdy w końcu się przejdziemy na ten spacer. Trening trwał dwie godziny i muszę przyznać, że po tym czasie odechciało mi się spacerów, bo strasznie zmarzłam. W końcu był koniec marca i pomimo, że dzień był słoneczny, to temperatura późnym popołudniem nie przekraczała 10°C. Postanowiłam, że poczekam na niego przed wyjściem z szatni i tak też zrobiłam. Przebierałam z nogi na nogę, żeby się trochę rozgrzać. W końcu cała drużyna wyszła, a na końcu James, który rozmawiał z Angeliną o taktyce na następny mecz. Gdy zobaczył mnie, przerwał w połowie zdania i zdziwiony podniósł brwi, po czym dokończył to, o czym mówił.
-Cześć. – mruknęłam, uśmiechając się lekko.
-Cześć. – odpowiedział niepewnie, jakby bał się, co mogę zrobić. – Czekasz na mnie, czy na Chudą? – spytał.
-Na ciebie. – odpowiedziała mu Angelina. – Do zobaczenia później. – rzuciła, uśmiechając się do mnie zachęcająco. Odchrząknęłam.
-No więc, przejdziemy się? – spytałam, starając się rozluźnić.
-Skoro proponujesz. – odpowiedział, uśmiechając się po raz pierwszy. Zaczęliśmy iść w ciszy w kierunku jeziora. – Chciałaś się tylko przejść, czy o czymś porozmawiać? – spytał, przerywając ciszę.
-Jedno z drugim. – odpowiedziałam powoli. – Chciałam cię przeprosić za moje zachowanie wczoraj. Miałeś rację, co do wszystkiego. Nie byliśmy wtedy razem, więc mnie nie zdradziłeś, ani nie pytałam wcześniej o takie rzeczy, więc nie skłamałeś. Wcale nie powinno mnie obchodzić to, co robiłeś z innymi dziewczynami. Jednak tak nie jest. Nie jest mi to obojętne, przyznaję, ale też nie jest to rzecz, za którą mogłabym cię przekreślić. W każdym razie, jesteśmy dorosłymi ludźmi i zbyt panicznie zareagowałam na to wszystko. Ale to tylko dlatego, że mi na tobie zależy James. – przy ostatnim zdaniu stanęłam i popatrzyłam prosto w jego orzechowe oczy. On uśmiechnął się delikatnie.
-Wiem Lily. – odpowiedział. – Mi też na tobie zależy. I wiem, że nie jest ci łatwo przeboleć to, co zaszło między mną, a Rachel. Gdybym ja się dowiedział o tobie takich rzeczy, pewnie oszalałbym z zazdrości, mimo że nie miałbym takiego prawa. – po jego słowach uśmiechnęłam się. Zobaczyłam, że waha się, czy coś powiedzieć. W końcu chyba zwyciężyła ciekawość. – Mogę o coś zapytać? Bo odkąd ty mnie spytałaś o Rachel, nurtuje mnie pewna rzecz. Chociaż domyślam się odpowiedzi, to jednak nie da mi to spokoju, dopóki nie usłyszę tego od ciebie. – podniosłam brew, zdziwiona, o co on mógł mnie spytać.
-Pytaj. – mruknęłam zaciekawiona.
-Czy ty i Royal…? – spytał, zbijając mnie z tropu. Zapomniałam już, że w ogóle byłam z kimś takim jak Adam, a co dopiero, żeby z nim baraszkować. Zachichotałam.
-Nie. – odpowiedziałam, a on popatrzył na mnie podejrzliwie.
-Byłaś ponad pół roku z facetem o 5 lat starszym od siebie, spałaś u niego w mieszkaniu i nie robiliście tego? – spytał zdziwiony.
-A co, zawiedziony, że nie? – odparłam zaczepnie.
-Wręcz przeciwnie. – mruknął, lekko się uśmiechając. – Ale nadal dziwi mnie dlaczego?
-No cóż, raz było blisko, byłam w samej bieliźnie, ale Adam przerwał, bo byłam podpita. – opowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Nie taki zły ten Royal. – stwierdził, a ja pokręciłam głową z uśmiechem.
-No tak, ty byś mnie od razu wykorzystał, nie? – zaśmiałam się.
-Ej! – krzyknął oburzony – A nie pamiętasz, jak w 5 klasie wylądowałaś ze mną w łóżku pijana i też cię nie tknąłem?
-No tak, ale to nie przeszkodziło ci zrobić mi okropnego żartu, że to zrobiliśmy, przez co byłam załamana cały dzień. – przypomniałam mu karcącym tonem.
-No ale nie tknąłem cię. – odparł dumny, a ja uśmiechnęłam się. – A oprócz Royala? – spytał po chwili.
-Nie, z nikim innym niż z Tobą i Royalem nie wylądowałam w łóżku w samej bieliźnie. – odpowiedziałam, rumieniąc się. – Koniec tego przesłuchania. – zażądałam, zdając sobie sprawę, jak absurdalna była rozmowa z Jamesem o przygodach łóżkowych.
-Krępują cię rozmowy o takich rzeczach? – Rogacz wyszczerzył zęby, ewidentnie się ze mnie nabijając.
-Nie, ale nie jesteśmy parą, żeby się zwierzać sobie z takich rzeczy. – odburknęłam.
-A jakbyśmy byli parą, to…
-To szybko bym ci nie wylądowała w łóżku, nie łudź się. – przerwałam mu, trochę poddenerwowana.
-Wcale by mi na tym nie zależało. – odpowiedział całkiem szczerze, patrząc na mnie. Ja jednak miałam spuszczoną głowę. – Hej, spójrz na mnie. – podniósł mój podbródek, sprawiając, że popatrzyłam mu w oczy. – Nie zależy mi na tym. Zależy mi tylko i wyłącznie na tobie, słyszysz? – pokiwałam niepewnie głową w odpowiedzi, na co James… przytulił mnie do siebie. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że stoimy sobie tutaj i rozmawiamy normalnie. – powiedział mi do ucha. – Żałuję, że tak dużo razy cię zraniłem i płakałaś przeze mnie. I chciałbym, żeby zawsze było tak, jak teraz.
-James?
-Mhm?
-Kim my dla siebie jesteśmy? – spytałam cicho.
-A czy to teraz ważne? – odpowiedział łagodnie, a ja wtuliłam się w jego ramiona jeszcze mocniej. Było mi tak dobrze. Staliśmy tak nad jeziorem, przytuleni do siebie, z zamkniętymi oczami. Poczułam, jak spada na mnie parę kropli deszczu, jednak ani James, ani ja nie zwracaliśmy na to uwagi. Po chwili kropelki deszczu zmieniły się w gęsty, rzęsisty deszcz. Podniosłam głowę i spojrzałam prosto w orzechowe oczy Jamesa. Stanęłam na palcach i musnęłam jego usta, rozchylając wargi. Okularnik odwzajemnił pocałunek, który po chwili stał się coraz namiętniejszy. Wtopiłam dłonie w jego włosy, a on przyciągnął mnie jeszcze bliżej jego. Stykaliśmy się całą powierzchnią ciał. Staliśmy tak całując się, cali mokrzy, nie zwracając uwagi na nic, co działo się wokół nas. Nasze ubrania podwinęły się, odsłaniając nagie ciała. Czułam jak mój brzuch dotyka jego, czułam bliskość naszych ciał i byłam tak rozpalona, że nie chciałam niczego innego, jak tylko go całować i dotykać. Moja szyja przyjemnie pulsowała gorąco, do czego już zdążyłam się przyzwyczaić i nie zastanawiałam się, skąd to uczucie. Jego ręce wędrowały po moich plecach, a jego dotyk był czymś niesamowicie przyjemnym. Nie wiem, ile czasu staliśmy tam, ale wiedziałam, że gdy się oderwaliśmy od siebie, wydawało mi się, że o wiele za krótko. Chciałam jeszcze, chciałam więcej, chciałam tam stać i smakować jego ust, czuć jego ręce.
-Nie przerywaj... – poprosiłam go i musnęłam ustami jego wargi.
-Musimy wrócić do zamku, będziesz chora. – mruknął, chociaż w jego głosie wyczułam, że wcale nie chciał się stąd ruszać.
-Kiedy mi jest gorąco. – odparłam i pocałowałam jego podbródek, zbierając krople deszczu.
-A niech to szlag. – powiedział i stanowczym ruchem przyciągnął mnie jeszcze ciaśniej do siebie i rozpoczął to, co przerwaliśmy…
***
-Lily, mówię do ciebie. – Kate stała nade mną i machała ręką przed moimi oczami. Co prawda, byłam z nią i Angeliną w dormitorium, jednak tylko ciałem, bo myślami nadal stałam nad jeziorem, w deszczu, z Jamesem…
-Myślę, że jej tutaj wcale nie ma. – zachichotała Chuda i pstryknęła palcami przed moją twarzą. Westchnęłam i wróciłam myślami do nich.
-Jestem i słyszę, że do mnie mówisz Kate. – powiedziałam, patrząc na nie z uśmiechem. Kate przewróciła oczami, jednak uśmiechnęła się kącikami ust.
-Widzę, że Rogacz już ci całkowicie zawrócił w głowie. – rzekła złośliwie.
-Jakby cię tak całował, to też by ci zawrócił w głowie. – odpowiedziałam, a one wybałuszyły na mnie oczy. – Powiedziałam coś nie tak? – spytałam po chwili, patrząc na ich zdziwione miny.
-Świat staje do góry nogami! Potter całuje Evans, a ona jest z tego powodu wniebowzięta. – rzuciła z niedowierzaniem, a ja wyszczerzyłam zęby.
-Czyli jesteście razem? – Angelina ucieszyła się. Pokręciłam głową przecząco. – Jak to? To kim dla siebie jesteście? – spytała zbita z tropu.
-Nie wiem. – odpowiedziałam wesoło. – A czy to ważne, czy jesteśmy razem, czy nie? – spytałam i uśmiechnęłam się błogo. – Ważne, że jestem szczęśliwa. Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń. Zaczął się tak źle, a skończył cudownie.
-Jeszcze się nie skończył. – przypomniała Kate.
-Dla mnie tak. – oznajmiłam – Mam zamiar iść spać, żeby nic mi nie zepsuło tego dnia. – po tych słowach, chwyciłam swoją pidżamę i skierowałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro, gdzie wpatrywały się we mnie zielone oczy, w których jaśniały wesołe ogniki. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i weszłam pod prysznic, cały czas odtwarzając w myślach wydarzenia z błoni. Po dość szybkiej kąpieli, wyszłam z łazienki w mokrych włosach, ubrana w pidżamę. Od razu skierowałam się do łóżka i życząc pozostałym dziewczynom dobrej nocy, weszłam pod kołdrę i prawie od razu zapadłam w głęboki sen.
***
Dni mijały szybko, błyskawicznie zamieniając się w tygodnie, a tygodnie w miesiące i nim się obejrzałam, nastał czerwiec i czas egzaminów. Ataki w kraju notorycznie się powtarzały, raz bardziej, a raz mniej nasilone, zbierając ponure żniwo ofiar. Wszyscy bali się wychodzić z domu, Prorok Codzienny pisał o bezradności Ministerstwa Magii, a Dumbledore’a nie było coraz częściej w Hogwarcie, zostawiając swoje obowiązki dyrektora szkoły profesor McGonagall. Wraz ze wzrostem ataków na zewnątrz, w murach zamku również częściej dochodziło do prześladowań uczniów nieczystej krwi . Nie były to groźne ataki, jednak wrogość niektórych Ślizgonów względem osób takich jak ja, była wręcz namacalna. Jeśli chodzi o moje stosunki z Jamesem, to od czasu naszego pamiętnego wieczoru nie doszło między nami do żadnych zbliżeń, ku mojemu niezadowoleniu. Parę razy rozmawialiśmy ze sobą, jednak jakimś dziwnym trafem, nigdy nie zostawaliśmy sam na sam. Miałam wielką nadzieję, że Rogacz zaprosi mnie na randkę, jednak nic takiego się nie wydarzyło i zaczęłam się zastanawiać, czy on aby na pewno jest jeszcze mną zainteresowany. Może miało to związek z tym, że on, jako kapitan drużyny, zarządził codzienne, długie i wyczerpujące treningi, po których nawet Angelina miała dość miotły i słowa „quidditch”. Ja również miałam swoje zajęcia, m.in. wypełnianie obowiązków prefekta, prace domowe, no i oczywiście trochę nauki w związku z egzaminami. Tak czy siak, nie mogłam przeboleć tego, że po tak wspaniale spędzonym czasie podczas tamtego spaceru, nie wydarzyło się nic, co zbliżyłoby nas jeszcze bardziej. Również z Lukiem moje stosunki nie wyglądały tak, jakbym chciała, żeby wyglądały. Pomimo tego, że pogodziłam się z nim, jakoś wydawało mi się, że on mnie unika. Zresztą, ja sama nie wykazywałam jakiejś większej inicjatywy, żeby spędzić razem czas. Wszystko to poskutkowało tym, że trochę oddaliliśmy się od siebie. Wczesnym czerwcowym wieczorem postanowiłam coś z tym zrobić. Wstałam z fotela w Pokoju Wspólnym, gdzie siedziałam z dziewczynami, pisząc esej zadany przez Flitwicka na następny tydzień.
-Gdzie idziesz? – spytała Angelina, podnosząc wzrok znad swojej pracy domowej.
-Poszukać Luke’a. – odpowiedziałam, zgodnie z prawdą.
-Sprawdź w bibliotece. – rzuciła, a ja popatrzyłam na nią pytająco. – Jasper mówił, że idzie z Lukiem pouczyć się na egzaminy. – wyjaśniła, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
-Dzięki! – powiedziałam i wybiegłam przez dziurę w portrecie. Zeszłam schodami w dół, po czym wybrałam najkrótszą drogę do biblioteki, jaką znałam. Po kilkunastu minutach stanęłam przed wielkimi, drewnianymi drzwiami, które prowadziły do pomieszczenia pachnącego starymi książkami – jednego z najpiękniejszych zapachów, jakie dane mi było poznać. Pchnęłam drzwi i weszłam, mimowolnie się uśmiechając. Pani Pince popatrzyła na mnie spod byka, jednak gdy zobaczyła, że to ja, powitała mnie promiennym uśmiechem. Przywitałam się i powiedziałam tylko, że rozejrzę się sama. Weszłam między regały i skierowałam się w stronę stolików, gdzie niektórzy uczniowie mieli zwyczaj się uczyć. Prawie wszystkie stoliki były puste, oprócz jednego na końcu, gdzie dostrzegłam dość znajomą sylwetkę chłopaka Angeliny. Podeszłam bliżej, jednak to, co zobaczyłam prawie zwaliło mnie z nóg. Zamiast Luke’a, z Jasperem siedziała jakaś dziewczyna w ciemnych blond włosach i nachylali się nad książką otwartą między nimi. A nachylali się bynajmniej nie po to, żeby się z niej uczyć, ale żeby się… całować. W tym momencie miałam ochotę cisnąć w nim jakimś cholernie krzywdzącym zaklęciem. Odchrząknęłam głośno i założyłam ręce na piersiach, czekając aż się odlepią od siebie. Gdy to zrobili i na mnie spojrzeli, w oczach chłopaka pojawiło się przerażenie.
-Przeszkadzam? – spytałam słodkim tonem.
-Ja… Lily, ja ci wszystko wytłumaczę… - Krukon zaczął się jąkać.
-To nie tak, jak myślisz. – wyrecytowałam równocześnie z nim, co zbiło go z tropu. Dziewczyna patrzyła na mnie wściekłym wzrokiem. Chyba była zła, że im przeszkodziłam.
-Przecież to nie jest twoja dziewczyna, więc po co się tłumaczysz. – odezwała się bezczelnie.
-Zjeżdżaj stąd. – warknęłam, mierząc ją lodowatym spojrzeniem, na co ona oburzona popatrzyła wyczekująco na Jaspera, aż ten coś zrobi. Chłopak zrobił się cały czerwony.
-Carmen, idź, proszę. – bąknął cicho, starając się na nią nie patrzeć. Blondynka wstała, zamaszystym ruchem wzięła swoją torebkę i wściekłym krokiem odmaszerowała do wyjścia, warcząc pod nosem coś o niedojrzałych chłopcach.
-Carmen… - mruknęłam pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową.
-Lily… ja…
-Nie wyglądała jak Luke. – przerwałam mu nieprzyjemnym tonem. – Chyba, że to był on, a ja jestem ślepa.
-Ona… ja… my… - Jasper nie potrafił się wytłumaczyć, a mi wcale nie chciało się słuchać żałosnego jęku przyłapanego na gorącym uczynku.
-MY, powiadasz. A co z tobą i Angeliną? Lecisz na dwa fronty?
-Nie! Ja kocham Angelinę…
-Ale przy okazji całuję się z Carmen? – przerwałam mu. Już otwierał usta, żeby się wytłumaczyć, jednak machnęłam ręką, uciszając go. – Nie obchodzi mnie to, co z nią robiłeś, jak długo, kiedy i dlaczego. Nic nie powiem Angelinie. – oznajmiłam, a on odetchnął z ulgą.
-Dziękuję ci! Naprawdę nie wiem, jak…
-Nie przerywaj mi. – warknęłam. – To nie jest moja decyzja, co zrobić z idiotą, który zdradza swoją dziewczynę. To decyzja Angeliny, czy ci wybaczy. – wzruszyłam ramionami. – Mam nadzieję, że nie. – dodałam po chwili. – Masz czas do jutrzejszego wieczoru, żeby jej powiedzieć o tym, co cię łączy z blondynką. Jeśli ty jej tego nie powiesz, ja to zrobię. I masz jej powiedzieć CAŁĄ PRAWDĘ. – podkreśliłam ostatnie dwa słowa. – A nie historyjkę o tym, że Luke poszedł sobie do dormitorium, ty jeszcze zostałeś się pouczyć, a ona przyszła i zaczęła cię całować. Albo inne nieprawdopodobne bujdy. Uwierz, że można było zauważyć, że to z Carmen trwa od jakiegoś czasu. – rzuciłam na odchodnym i zwróciłam się ku wyjściu, zostawiając go samego z otwartą buzią. Nie mogłam uwierzyć, że Jasper zrobił to Angelinie. Wydawało się, że są ze sobą tacy szczęśliwi. Sposób, w jaki na nią patrzył, w jaki ona o nim opowiadała. Przygnębiona całą sytuacją, wróciłam do wieży Gryffindoru. Podałam hasło Grubej Damie i weszłam do środka, zastanawiając się, czy aby na pewno nie powinnam powiedzieć Chudej o tym, co zobaczyłam. Zauważyłam dziewczyny na tych samych miejscach, gdzie je zostawiłam, z tą różnicą, że Kate siedziała na kolanach Syriusza, na moim fotelu siedział Remus, a na dwóch pozostałych James i Peter. Skierowałam się w ich stronę, nadal wahając się, czy opowiedzieć przyjaciółce o schadzkach Jaspera. Huncwoci uśmiechnęli się na powitanie.
-Co tak szybko? – spytała zdziwiona Angela. – Nie znalazłaś ich? – „znalazłam, ale zamiast blondasa siedziała tam jakaś blondynka i obściskiwała się z twoim chłopakiem” miałam ochotę jej tak odpowiedzieć, jednak nie zabrzmiałoby to wesoło.
-Nie było tam Luke’a. – odpowiedziałam, w sumie zgodnie z prawdą, na co James podniósł czujnie jedną brew.
-Musieli już wrócić do siebie. – uśmiechnęła się szatynka ze zrozumieniem. – Ileż można się uczyć.
-To zależy, jak bardzo ZAJMUJĄCA jest twoja osoba towarzysząca. – odparowałam, zanim zdążyłam się ugryźć w język. Wszyscy spojrzeli na mnie pytająco.
-Że co? – po raz pierwszy odezwała się Kate, patrząc na mnie jak na wariatkę.
-Nieważne. – westchnęłam i usiadłam na oparciu fotela, na którym siedziała Angelina.
-Możesz usiąść tutaj. – wyszczerzył zęby Potter, klepiąc swoje uda. Uśmiechnęłam się lekko.
-Nie, dziękuję. Ja już chyba pójdę spać. – oznajmiłam i wstałam.
-Evans, daj spokój. Jeszcze wczesna pora. Posiedź z nami. – oponował Syriusz.
-Skorzystam z tego, że nie mam dzisiaj patrolu i pójdę spać wcześniej. Dobranoc. – odwróciłam się i zaczęłam iść w kierunku schodów do sypialni, a Kate zmrużyła oczy, podejrzewając coś i nagle wstała, podążając za mną.
-Zaraz wracam. – rzuciła, gdy Łapa otwierał usta, żeby coś powiedzieć. W momencie, gdy przekroczyłam próg dormitorium, Kate mnie dogoniła i zamknęła za nami drzwi. Na całe szczęście, pozostałych dziewczyn tutaj nie było.
-Co się stało? – spytała bez ogródek. Westchnęłam i spojrzałam na nią.
-Jasper był w bibliotece, tak jak mówiła Angelina. – zaczęłam.
-To czemu powiedziałaś, że nie było tam Luke’a? – zapytała zdezorientowana.
-Bo nie było. – odparłam. – Ale była za to Carmen. – dodałam. Z jej miny wywnioskowałam, że nic z tego nie zrozumiała.
-Jaka Carmen?
-Carmen całująca się z Jasperem. – odpowiedziałam ponuro, a ona wybałuszyła na mnie oczy.
-Z Jasperem?! Tym Jasperem? Z Jasperem od Angeliny?!
-Ciiiiiiiicho! – syknęłam, uciszając ją. – Ja też nie mogłam w to uwierzyć. – mruknęłam. – On był ostatnim chłopakiem, którego bym o to mogła podejrzewać.
-Ale to co się konkretnie zdarzyło w tej bibliotece? – spytała zniecierpliwiona i żądna wyjaśnień. Opowiedziałam jej wszystko, co tam zaszło i jaki warunek mu postawiłam. Gdy skończyłam, Kate zacisnęła pięści.
-Uwierz, że miałam ochotę walnąć w niego jakimś upiorgackiem.
-Ja bym się nie zastanawiała. – Kate była wściekła na Jaspera. I wcale jej się nie dziwiłam. – Co za cham!
-Teraz zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam. – mruknęłam i usiadłam na łóżku. – Jak patrzę na Angelinę to mam ochotę jej to powiedzieć. Ale potem sobie myślę, że niektóre pary też się zdradzały, a jednak teraz są ze sobą szczęśliwe. – popatrzyłam znacząco na lokatą. Lokata przygryzła wargi, bo wiedziała, że mówię o niej i Łapie.
-Chyba dobrze zrobiłaś. Tylko z drugiej strony, jeśli byś go nie przyłapała, to czy w ogóle przyznałby się do tego? Tak zmuszają go okoliczności i nie możemy być pewne, czy jest szczery.
-Muszę porozmawiać z Lukiem jutro. On będzie wiedział więcej o tym, jak długo Jasper się spotyka z Carmen. – powiedziałam spokojnie.
-Głupia sytuacja. – mruknęła Bridge i usiadła obok mnie. – Nie wiem, czy będę umiała się ugryźć w język, zanim coś wypaplam.
-Przynajmniej nie jestem sama z takim problemem. – odparłam.
-Jakim znowu problemem? – w tym momencie do dormitorium weszła Angelina, patrząc na nas pytająco.
-Z Lukiem. – odpowiedziałam szybko. – Mam wrażenie, że ostatnio mnie unika.
-A co ma Kate do Luke’a, skoro on nawet z nią nie rozmawia?
-Nic. Po prostu poradziłam Lily, żeby go jutro przyszpiliła po śniadaniu i zmusiła do rozmowy. – wzruszyła ramionami Czarna, lekko wymyślając kłamstwo.
-Ehh, taki to już jest ten Luke. Bardzo dziwny typ. – Chuda westchnęła i usiadła obok nas. – Nigdy wam o tym nie mówiłam, ale na początku 5 klasy spotykałam się z nim. – po jej słowach Kate wybałuszyła na nią oczy, a ona zachichotała. – To znaczy, to nawet nie były randki. Raz go spotkałam przypadkowo i zaczęliśmy rozmawiać. Potem tak wyszło, że gdy na siebie trafiliśmy, to chodziliśmy na spacery. Nawet parę razy się całowaliśmy, ale potem pokłóciliśmy się o coś i tak jakoś wyszło, że już nie wróciliśmy do naszych schadzek. No i później poznałam Jaspera. – uśmiechnęła się błogo po wypowiedzeniu imienia swojego chłopaka, na co ja z Kate wymieniłyśmy spojrzenia. – W każdym razie, zapomniałam po co tutaj przyszłam. – odezwała się po chwili. – Kate, Łapa chciał z tobą porozmawiać. – zwróciła się do lokatej, a ta poderwała się natychmiast i wybiegła z dormitorium. Angelina uśmiechnęła się i odwróciła w moją stronę.
-Podejrzewam, że wiedziałaś o mnie i o Luke’u? – bardziej spytała, niż stwierdziła. Pokiwałam twierdząco głową. – Tak myślałam. Jakoś nie byłaś szczególnie zaskoczona, jak to wyznałam.
-Blondas mówił mi co nieco o was. – potwierdziłam. – Nie żałowałaś nigdy, że wam nie wyszło? – spytałam, przegrywając z ciekawością. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Może zaraz po tym jak się pokłóciliśmy. On jest bardzo specyficznym człowiekiem, stroniącym od ludzi. Zanim zaczęłam się z wami zadawać, byłam bardzo podobna do niego. Szczególnie po śmierci brata, może dlatego tak dobrze się z nim dogadywałam. – odpowiedziała – Ale potem poznałam Jaspera, Luke jakoś nie wychodził z inicjatywą, żeby się spotkać, czy porozmawiać no i wyszło jak wyszło. Grunt, że teraz jestem szczęśliwa. – uśmiechnęła się. Próbowałam odpowiedzieć tym samym, jednak nadal miałam przed oczami wizję sytuacji w bibliotece.
-Co racja, to racja. – wydusiłam z siebie. – Idę do łazienki, zanim reszta dziewczyn wróci. Chcę się dzisiaj położyć wcześniej spać. – mruknęłam i jak powiedziałam, tak zrobiłam. W łazience starałam się być tak długo, dopóki nie usłyszałam, że ktoś już przyszedł, żeby nie musieć być sam na sam z Chudą. Po wyjściu z toalety poszłam prosto do łóżka i życząc wszystkim dobrej nocy, zasłoniłam kotary i położyłam się na plecach, wbijając wzrok w sufit. Udawałam, że śpię, jednak długo nie mogłam zasnąć, zastanawiając się nad dzisiejszym dniem. Ciągle nie dawała mi spokoju myśl, że powinnam powiedzieć Angelinie o wszystkim. Leżałam tak długo, że mogłam usłyszeć równe i spokojne oddechy pozostałych dziewczyn, świadczące o tym, że wszystkie już śpią. W końcu i ja zamknęłam oczy i po chwili oddałam się w objęcia Morfeusza.
***
Następnego dnia na śniadaniu przeszukiwałam wzrokiem stół Ravenclawu w poszukiwaniu znajomej blond czupryny, niestety Luke’a nie było. Jednak zamiast niego, napotkałam wzrok Jaspera, na co zmrużyłam oczy i kiwnęłam głową w stronę Angeliny, dając mu do zrozumienia, że ma z nią porozmawiać. Chłopak odwrócił wzrok, udając zainteresowanie swoim śniadaniem. Po chwili do Wielkiej Sali wszedł Luke, który skierował się prosto na swoje miejsce, nie zaszczycając spojrzeniem reszty przestrzeni. Chciałam nawiązać z nim kontakt wzrokowy, jednak blondas najwyraźniej nie był dzisiaj w sosie, bo nawet nie zerknął w moją stronę. Zresztą, czy on kiedykolwiek w życiu był w sosie? Jako, że zjadłam już swoją porcję płatków kukurydzianych z mlekiem, zostało mi czekać, aż Mitchell naje się do syta i spróbować złapać go, gdy wychodzi z Sali. Do tego czasu rozglądałam się po wszystkich stołach, szukając sama nie wiedziałam czego. Moje spojrzenie przykuły ciemne blond włosy przy stole Slytherinu. Carmen. Dziewczyna miała ładną, pociągłą twarz i duże oczy. Uśmiechała się do koleżanki siedzącej obok, rozmawiając z nią o czymś zawzięcie. Wczoraj nie przypatrzyłam się jej dokładnie, jednak bardziej pasowała mi na Krukonkę, niż Ślizgonkę. Ale przecież nie wszyscy Ślizgoni są źli, bezduszni, brzydcy i nie wszyscy robią z siebie Śmierciożerców. W każdym razie jej uroda była nieprzeciętna. Ściągała na siebie wzrok kilku chłopaków ze swojego (i nie tylko) stołu.
-Co tak taksujesz wzrokiem tą blondynkę? – spytała Angelina, marszcząc brwi. Spojrzałam na nią zaskoczona, nie spodziewając się, że aż tak to widać.
-Nie taksuję. – mruknęłam w odpowiedzi. – Po prostu patrząc na jej uśmiech, dochodzę do wniosku, że chyba nie wszyscy Ślizgoni są tacy straszni. – moja odpowiedź była głupia, ale co miałam jej odpowiedzieć? „Taksuję ją wzrokiem, bo ona wczoraj taksowała językiem twojego chłopaka”?
-Bardzo ładna jest. – stwierdziła Chuda, przyglądając się jej – Śliczne ma włosy. – dodała i wróciła do swojego śniadania. Kate spojrzała na mnie pytająco ponad głową Angeliny. Pokiwałam ponuro głową w odpowiedzi, na co ona zlustrowała Carmen z góry na dół, mrużąc oczy. Upomniałam ją wzrokiem, na co odwróciła głowę.
-Ja lecę, bo Jasper mi pokazuje, że chce ze mną porozmawiać. – rzuciła Chuda i pognała w stronę Krukona, który na nią czekał przy swoim miejscu. Serce zabiło mi mocniej i nagle zrobiło mi się jej żal. W końcu dowie się o wszystkim, więc będzie załamana. Mina Kate mówiła, że również się o nią martwi. Westchnęłam po czym spojrzałam z powrotem na stół Krukonów i zauważyłam, że Luke skończył swoje śniadanie i wstał ze swojego miejsca. Zrobiłam to samo, zarzuciłam torbę na ramię i pomaszerowałam w stronę drzwi. Jako, że stół Ravenclawu był bliżej wyjścia, blondyn już zdążył wyjść, zanim ja dobiegłam do drzwi. Zobaczyłam, jak idzie w stronę lochów, gdzie mieliśmy mieć eliksiry.
-Hej, Luke! Poczekaj! – krzyknęłam i dogoniłam go w momencie, gdy się obrócił w moją stronę. – Cześć. – mruknęłam trochę zdyszana.
-Cześć. – odpowiedział i zaczął znowu iść.
-Od kiedy Jasper spotyka się z tą Ślizgonką? – spytałam, sprawiając, że stanął i odwrócił się w moją stronę.
-Z jaką Ślizgonką?
-Nie udawaj. – mruknęłam i podeszłam do niego. – To twój najlepszy przyjaciel, jestem pewna, że wszystko wiesz. – otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął i tylko patrzył na mnie.
-A skąd ty o tym wiesz? – zapytał, podnosząc jedną brew.
-Przyłapałam ich wczoraj w bibliotece. – odparłam – Szkoda, że nic mi nie powiedziałeś. – dodałam z wyrzutami, patrząc na niego oskarżająco.
-Mnie w to nie mieszaj. – warknął urażony. – To nie ja jestem chłopakiem od Angeliny i nie ja ją zdradzam, więc nie zwalaj winy na mnie.
-Ale jesteś moim przyjacielem, a ja jestem przyjaciółką Angeli. – odpowiedziałam, nie dając się stłamsić. – No i jesteś zakochany w…
-Zamknij się! – uciszył mnie, zatykając mi buzię ręką i obdarzając wściekłym spojrzeniem. Wyrwałam się z jego uścisku.
-Czemu mi nic nie powiedziałeś?!
-Bo to nie moja sprawa. – odpowiedział. – Nie rozgaduję w koło wszystkim o romansach tego idioty.
-No tak, bo ty służysz mu za przykrywkę. Po wszystkich bym się spodziewała, ale nie po tobie. – zmrużyłam oczy.
-Jaką przykrywkę? – zdziwił się szczerze. Mój wzrok trochę złagodniał.
-Wczoraj Jasper powiedział Angelinie, że idzie się z tobą uczyć do biblioteki. Jako, że cię szukałam, to poszłam tam, ale zamiast ciebie spotkałam go całującego się z jakąś blondynką. – z każdym moim słowem, jego oczy robiły się coraz większe.
-A to kretyn! – zdenerwował się, zaciskając pięści. – Owszem, wiedziałem, że od paru tygodni robi sobie schadzki z tą dziewczyną, ale powiedziałem mu, że ja go kryć nie będę. A ten idiota zrobił sobie ze mnie zasłonę. – wyjaśnił.
-Tak czy inaczej, nie usprawiedliwia cię to z faktu, że nic mi nie powiedziałeś. – mruknęłam, spuszczając z tonu.
-Nie jestem plotkarzem. – odpowiedział, wzruszając ramionami.
-To nie jest plotka. – zwróciłam mu uwagę, na co on przewrócił oczami.
-To trzeba było jej to powiedzieć. – warknął.
-On to zrobi. – rzuciłam krótko. – Ma czas do wieczora, inaczej ja jej powiem.
-Widzisz, sama wiesz i jej nie powiedziałaś, a mnie się czepiasz. – stwierdził oburzony.
-Ale ty wiedziałeś wcześniej i nic z tym nie zrobiłeś! Pozwoliłeś, żeby robił z niej idiotkę przez kilka tygodni! – dźgnęłam go oskarżająco palcem wskazującym, mrużąc oczy. – Myślałam, że ci na niej zależy. – dodałam cicho.
-Daj mi święty spokój. – zażądał nieprzyjemnym tonem i odwrócił się ode mnie z zamiarem odejścia.
-Luke, poczekaj. – powiedziałam łagodnie. – Okej, to nie jest twoja wina, że Jasper jest kretynem, przepraszam, nie powinnam cię była oskarżać. Ale po prostu jestem wściekła na niego tak, że nie wiem, co mam robić. Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, nie mówiąc nic Angelinie. – wyznałam zmartwiona, siadając na parapecie. Chłopak wrócił się i usiadł obok mnie.
-Też jestem na niego wściekły. – przyznał – Nie odzywam się do niego, odkąd się dowiedziałem i kazałem mu z tym skończyć, a on tego nie zrobił. Codziennie zastanawiam się, czy nie powiedzieć ci o tym, ale ostatnio mało ze sobą rozmawiamy.
-Dlatego cię wczoraj szukałam. – odparłam i uśmiechnęłam się – Stęskniłam się za twoim marudzeniem.
-Ja za twoim nie. – szybko wrócił do swojej codziennej niechęci, ale wiedziałam, że tylko się zgrywa – Dobrze mi było bez twoich problemów. – dodał wrednym tonem.
-I tak wiem, że mnie kochasz. – wyszczerzyłam zęby – Jak przyjaciółkę oczywiście. – dodałam szybko. Chwilę jeszcze się przekomarzaliśmy, a później poszliśmy razem pod salę eliksirów. Tam czekaliśmy, rozmawiając. Powoli schodzili się uczniowie, przyszli również Huncwoci razem z Kate. James mierzył wzrokiem Luke’a, ale ten nawet nie zaszczycił go spojrzeniem. Gdy zobaczyłam w oddali znajomą, bardzo szczupłą sylwetkę szatynki, serce mi na chwilę zamarło. Jednak Angelina szła obok Jaspera i wcale nie była załamana. Wręcz przeciwnie, jej usta rozciągały się w szerokim uśmiechu. Wymieniłyśmy z Kate zdezorientowane spojrzenia. Pożegnałam się z Lukiem i podeszłam do lokatej. Gdy Chuda nas zauważyła, cmoknęła w usta swojego chłopaka i podbiegła do nas.
-Jasper zaprosił mnie dzisiaj na romantyczny spacer. – wyszczerzyła zęby.
-To wspaniale. – wymruczała Bridge. Spojrzałam w stronę Krukona, który teraz stał z Oliverem, Jacobem i Michaelem – chłopakami, których poznałam kiedyś w pociągu. Luke stał z boku, trzymając ręce w kieszeni. Jasper podniósł głowę i popatrzył na mnie, a ja rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie, mówiąc bezgłośnie „masz czas do wieczora”, na co on odwrócił głowę i udawał, że coś na ścianie go zainteresowało. Miałam ogromną nadzieję, że powie Angelinie wszystko i że ja nie będę musiała tego robić. Chociaż coraz mniej wierzyłam w uczciwość Krukona.
Leksiu, notka jak zwykle cudowna. Kocham Twojego bloga. Mam nadzieję, że nadal będziesz pisać, bo czekam z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że po tej rozmowie Lily nie będzie się odzywać do Jamesa przez kilka tygodni. ALe dobrze, że przemyślała to i rozmawiają ze sobą normalnie.
OdpowiedzUsuńDobrze, że James uratował Lily przed Ślizgonami, bo nie wiadomo co by zrobili. Ale Lily na pewno by się nie obroniła jak zabrali jej różdżkę.
Ciekawe jak się zakończy ta sytuacja z Carmen i Jasperem. On powie Angelinie czy Lily będzie musiała to zrobić? I ciekawe czy potem Angelina wybaczy Jasperowi.
Też czekam na moment, w którym Lily i James będą razem.
Życzę weny na dalszy ciąg.
Już zapomniałam przez twe dwa lata jaka jesteś niesamowita w pisaniu.Na całe szczęście przypominasz mi o tym pełną parą :)Rozdział świetny i nie mogę się doczekać tej siódmej klasy!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejne posty,pozdrawiam i do następnego razu ;D
Dzięki Tobie znów czuję się dzieckiem, a raczej gimbazą, gdyż cieszę się każdym słowem przeczytanym na blogu. Miałam motyle w brzuchu, jakich dawano nie miałam, gdy zaczynałam czytać. Cudownie, że Evans układa się z Rogaczem w sumie, ale były momenty znacznie przesłodzone. Kochałam tę nutkę pikanterii.
OdpowiedzUsuńKocham bloga całym sercem <3
Hej! Już myślałam, że znowu masz zamiar zafundować nam dłuższą przerwę i na szczęście się pomyliłam! Kiedy już wydaje mi się, że lepiej już być nie może, ty zaskakujesz mnie notką jeszcze lepszą od poprzedniej!!!Co do Angeli, Jaspera i Carmen, chciałabym, żeby Angela mu nie wybaczyła (w końcu zachował się jak świnia) i była z Luke'iem. I strasznie się cieszę, że Lily ma teraz tak dobrą relację z James'em. Czekam (niecierpliwie) na kolejną notkę! :)
OdpowiedzUsuńP.S. Strasznie mi się podoba nowy wygląd bloga :)
Ciesze się, że udało Ci się napisać nową notkę! Już nie mogę się doczekać następnej. Trzymaj się, i duuuużo weny! :))
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, wreszcie układa się miedzy Lily, a James'em.
OdpowiedzUsuńNaprawdę ciesze się, że wróciłaś:)
Mam nadzieje ze teraz przerwa miedzy twojimi wspanialymi notkami bedzie mniejsza :)
OdpowiedzUsuńJa też :-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Leksia
Przeczytałam całe opowiadanie trzy razy. Najbardziej spodobał mi się fragment z Adamem, i mam nadzieję, że jeszcze w tym opowiadaniu się pojawi. Luke'a po prostu uwielbam (chyba mają coś w genach co sprawia że mnie do nich ciągnie). Przeczytałam około dwudziestu blogów o Lily przed tym, i po tym. ŻADEN nie porównuje jakością do twojego i wcale nie przesadzam. Teraz mam tylko nadzieję, że nie zostawisz bloga. Sama trochę piszę i wiem że momentami jest ciężko, ale trzymam kciuki aby ci się udało. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńRebeccaRavolio
Fragmenty Lily z Jamesem były tak mocne, że co chwilę pokazywałam koleżance cytaty <3 Leksia, jesteś genialna. Pisz, jak najszybciej :))
OdpowiedzUsuńHej. Parę dni temu trafiłam na Twojego bloga i właśnie skończyłam czytać ostatnią notkę. Jestem pod wrażeniem. Czytałam już wiele blogów o Evans wcześniej i coraz trudniej trafić mi na taki, którego nie znam, a który trzyma poziom i jest warty przeczytania. Muszę przyznać, że Twój zdecydowanie jest :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się postać Luke'a, ta jego tajemniczość naprawdę mnie fascynuje. Mam nadzieję że jego relacje z Lily nie ulegną pogorszeniu, bo Krukon jest jedną z moich ulubionych postaci.
W ostatnich rozdziałach brakuje mi trochę Remusa, zważywszy na to, że kiedyś się z Evans przyjaźnił. Rozumiem, że ona ma teraz dużo rzeczy na głowie, ale właśnie w takich chwilach potrzebni są przyjaciele ;) Rozsądek Lupina i jego trzeźwe myślenie mogłyby jej naprawdę pomóc.
Wielbię wszelkie momenty, kiedy Huncwoci są po prostu Huncwotami i myślę, że przydałoby się trochę więcej ich żartów czy innych szalonych pomysłów. Jak to kiedyś sama określiłaś, zdziadzieli :P
Dziękuję Ci za Twoją opowieść, która umilała mi kilka ostatnich popołudni i wieczorów. Podczas czytania łatwo jest zauważyć, jak przez te cztery lata rozwinęłaś swój warsztat pisarski. Pierwsze notki nie były złe, chociaż miejscami niedopracowane. Jednak były na tyle ciekawe, abym nie mogła się od nich oderwać. Rozumiem, że przez ten cały czas dużo musiało się w Twoim życiu zmienić i zmienił się zapewne też Twój stosunek do bloga, jednak myślę że jeżeli znajdziesz jeszcze trochę czasu i chęci na pisanie to powinnaś to robić, bo jesteś w tym niesamowita, dziewczyno! :D
Pozdrawiam ciepło, Vanille
Zaczynam się ekscytować że znalazłam kolejnego bloga o Huncwotach. Hehe! Zabieram się za czytanie. <3
OdpowiedzUsuńlily-evans-i-james-potter.blogspot.com
Jesteś niesamowita, co tu dużo mówić. Całą notkę czytałam jednym tchem. Zaniepokoiła mnie sama końcówka rozdziału... Nie podoba mi się ten Jasper. Nie wiem, w co chłopak pogrywa, ale najwyraźniej jeszcze nie przekonał się na własnej skórze, na co stać kochaną Lily i jej przyjaciół. Katie też temperamentu nie brakuje, więc niech lepiej uważa. Biedna Angelina. Mam nadzieję, że nie da sobie w kaszę dmuchać i otworzy swoje serce na innych godnych jej kawalerów... Na przykład na Luka. :)
OdpowiedzUsuńNie pozostaje mi nic innego, jak oczekiwać nowego postu :)
Uważam że twój blog jest genialny. Czytałam go kilka razy. Zniecierpliwością czekam na nową notkę.
OdpowiedzUsuńWitaj Leksiu!
OdpowiedzUsuńTrafiłam na Twojego bloga dosłownie 2 dni temu.
Byłam tak zaczytana, że jak się okazało, że przeczytałam w te 2 dni wszystkie rozdziały to się popłakałam, bo wiedziałam, że trochę będę musiała poczekać na nowy rozdział.
Z ręką na sercu mogę stwierdzić, że uzależniłam się od niego i twoich popisów pisarskich, w których się zakochałam.
Nie chcę, żebyś przerywała pisania na długo, wiem, że teraz masz męża(przeczytałam w zakładce autorka) i pewnie przez to nie masz czasu tak dużo pisać.
A co byś powiedziała na małe wyzwanie hm? Może tak 8-9-10 rozdziałów w ciągu 2 tygodni?
Wiem, że teraz nie masz kompletnie czasu na takie zachcianki 14 letniej dziewczyny, ale serce mi staje jak czytam kolejne rozdziały.
Mogę powiedzieć, że to jest NAJLEPSZY blog ze WSZYSTKICH, które czytałam (a czytałam ich dużo) i inne nie dorównują ci do pięt, dlatego mam nadzieję, że powrócisz i będziesz dodawała duuuuużo postów.
Co do postaci to wkurza mnie najbardziej Adam, a Luka pokochałam, mam słabość do Syriusza i Jamesie, brakuje mi szczególnie tutaj Lunia, bo też go kocham :) Nie mogę się doczekać, naprawdę ;) . Co do Jaspra i Chudej, mam nadzieję, że mu nie wybaczy, zachował się jak świnia! Oczywiście mam cichą nadzieję, że będzie z Lukiem, Czarnej i Blackowi życzę wytrwałości, a co do Pottera mam nadzieję, że w końcu uda mu się "zdobyć" Lily i będą szczęśliwą parą :)
Życzę weny i oczywiście czasu na pisanie :)
Napisz co z tym wyzwaniem, nie mogę się doczekać już następnych rozdziałów :)
Pozdrawiam, Meredith (bardzo trzymająca kciuki, żebyś zgodziła się na wyzwanie) :)
Hej,
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za ten komentarz - nawet nie wiesz jak miło się czyta takie rzeczy :-)
Co do wyzwania... Bardzo chętnie bym je przyjęła, ale niestety z góry mogę powiedzieć, że to nie wypali. 8-10 rozdziałów w 2 tygodnie to strasznie dużo. Teraz się męczę tydzień z jednym rozdziałem. I nie chodzi tutaj wcale o męża, bo jego i tak nie ma całymi dniami w domu, ale o to, że czasami po prostu nie mam czasu (bo np. muszę sprzątać, albo gdzieś jechać coś załatwić, albo coś innego) lub nie mam pomysłu na pisanie. Teraz utknęłam w jednym punkcie z rozdziałem, bo nie wiem, co mają powiedzieć bohaterzy po pewnym wydarzeniu. I pomimo, że wiem, co będzie dalej, to nie mogę ruszyć, bo stanęłam.
Pozdrawiam serdecznie,
Leksia (autorka)
Doskonale Cie rozumiem :) Mam jednak nadzieję, że bardzo szybko wybrniesz z tej małej "opresji" :)
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać nowego rozdziału :)
Rownież z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Przeczytałam wszystkie notki chyba ze trzy razy i nadal mogłabym je czytać od nowa, bo są genialne i po prostu cudowne. Również uważam, że jest to najlepszy blog jaki czytałam, a czytałam ich w swoim życiu naprawdę sporo. Wyzwanie ciekawe, ale z doświadczenia wiem, że niestety raczej niewykonalne. Sama piszę od kilku lat i wiem,jak czasami trudno jest ubrać pomysł w słowa. Czasami rozdział 20-30 stronicowy piszę w tydzień, czasami zajmuje mi to aż dwa miesiące, mimo tego, że ogólny zarys i plan na całą historię mam już ułożony. Więc Leksiu nie przejmuj się, poczekamy ile będzie trzeba, bo od Twojego bloga nie da się tak po prostu oderwać i o nim zapomnieć. Liczę na to, że sprawa z Jasperem się jakoś wyjaśni, Huncwoci wpadną na kolejny genialny pomysł, a James (do którego mam straszną słabość, pewnie nawet wiekszą niż sama Lily) w końcu osiągnie to, na co tak długo czekał. Jestem również ciekawa, co wymyślisz odnośnie wakacji, bo poprzednie były wręcz genialne (wzmianka o automacie z napojami mnie po prostu rozwaliła w pozytywnym sensie). Życzę więc weny i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńŚwietne nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów :)
OdpowiedzUsuńWitam ! Z góry przepraszam, że poprzednie twoje cudowne posty nie dostały komentarza, tylko dopiero ten, ale nie mogłam się oderwać od czytania!!! Znalazłam go chyba wczoraj i odrazu zaczęłam czytać i dopiero teraz skończyłam!! Każdy rozdział był cudowny i świetnie się go czytało!! Mam nadzieje, że w najbliższych dniach pojawią się następne rozdziały!! Bo ostrzegam!! Nie zamierzam się tak łatwo poddać i codziennie będę wchodzi i sprawdzać czy się pojawił jakiś wpis!!
OdpowiedzUsuńFabułę uważam za genialną! ZDECYDOWANIE JEST TO NAJLEPSZY BLOG O LILY EVANS!!! jaki czytałam! A szczerze mówiąc, sporo tego było! ;)
Odniosę się jeszcze do bohaterów, abyś znała moje zdanie. Uważam, że są cudowni!
Lily na początku faktycznie się rządziła (nie lubiłam jej wtedy ;)), ale teraz uważam, ją za genialną postać! Rachel, aż się we mnie gotowało jak czytałam że chodzi z Jamesem.. Luk - szczerze mówiąc na początku myślałam, że on się podkochuje w Lili, ale na szczęście chodziło o Chudą (mam nadzieje, że w będzie z Lukiem) podejrzewałam, że jest gejem. No ale jest on moim ulubionym bohaterem, uwielbiam jak rozmawia z Lili! Taki szorstki, nie ugięty, niby nie chce z nią się przyjaźnić ale jednak :), co mnie bardzo cieszy. ;)
Głęboko liczę, że niebawem Huncwoci wywiną jakiś dowcip (może z pomocą Lili).
Mam nadzieje, że wkrótce Lili będzie z Jamesem (bo kiedy całowali się w deszczu... ah...). Jednocześnie wiem, że kiedy w końcu będą razem, to nie będzie na co czekać.
Więc mam nadzieje, że będą tak na serio razem koło 100 rozdziału. Wtedy jeszcze 50 będzie o ich życiu poza Hogwartem, małżeństwem itp.
Oczywiście, wiem, że nie mogę zbyt wiele oczekiwać, ponieważ (jak wyczytałam z komentarzy) masz własną rodzinę. Ale głęboko liczę że jeszcze długiiiiiiiiii czzas będziesz prowadzić to opowiadanie.
Bo dla tych którzy uwielbiają czytać historie Lili i Jamesa, będzie to ogromne szczęście bo piszesz interesująco, że aż nie można się oderwać.
Tak więc życzę dużo weny!! Na mnóstwo rozdziałów!
Jak już wspominałam, będę tu zaglądać i polecać ten blog osobą które również lubią ten wątek.
Nie zabieram już więcej czasu, który jest potrzebny do pisania.
Pozdrawiam Emma!!