Witam po baaaardzo długiej przerwie.
Co mogę napisać po tak długiej nieobecności na blogu? Że przepraszam Was bardzo mocno? Wypadałoby Was przeprosić. PRZEPRASZAM. Naprawdę przepraszam. Nie będę się tłumaczyć, bo jest prawie 2 w nocy, a ja o 6 wstaję. Coś o tym rozdziale, hmmm. Zaczęłam go pisać nawet nie wiem kiedy. Skończyłam dzisiaj. Jest, jaki jest, czyli taki, jaki jest rozdział pisany urywkami, po bardzo długiej przerwie. Nawet nie wiem, czy jeszcze tutaj zaglądacie :-). Zresztą, spodoba się, to się spodoba, a jak nie, to trudno, znowu przeproszę. Jesteście wspaniali, wiecie o tym? W bliskiej przyszłości chcę zmienić wygląd bloga, więc coś tam pewnie będę moderować powoli. Ostatnio miałam trochę ochoty na pisanie, to może coś jeszcze napiszę, ale nie będę Wam robić złudnych nadziei. Ehhh, głupio mi jest cholernie i przykro, że przez 2 (?) lata nie pojawił się żaden rozdział. Zresztą, już nie gadam, tylko zapraszam do czytania i chowam się pod kołdrą w razie lawiny krytyki na moją głowę i jakość tego rozdziału.
Kocham Was i pozdrawiam serdecznie!
Leksia
***
Mijały dni i tygodnie. Nim się obejrzałam, śnieg stopniał i małymi krokami nadchodziła wiosna. Od walentynek nie miałam żadnego bliskiego spotkania z Potterem i szczerze powiedziawszy nie wiedziałam, co o tym myśleć. Cieszyć się, czy wręcz przeciwnie? Wynikało to głównie z tego, że James całe popołudnia spędzał na treningach, natomiast wieczorami ja przeważnie patrolowałam korytarze, jak na szkolnego prefekta przystało. Z jednej strony strasznie tęskniłam za zapachem okularnika i smakiem jego ust, ale z drugiej strony przecież sama kazałam mu czekać i głupio mi było wymagać od niego, żeby zachowywał się jak mój chłopak. Musiałam przyznać przed samą sobą, że byłam rozdarta i nie wiedziałam, co ja tak naprawdę czuję i myślę. Patrząc na to obiektywnie, stwierdziłam, że chyba przechodzę jakiś dziwny okres w życiu nastolatki i moje hormony wręcz szaleją, ale za cholerę nie mogłam sobie z tym poradzić. Z takimi i innymi myślami siedziałam sobie bardzo wczesnym rankiem na parapecie w sowiarni i spoglądałam przez okno, za którym malował się wspaniały widok przyrody budzącej się do życia po zimie. Na gołych drzewach zaczynały pojawiać się bazie, trawa zaczęła nabierać coraz bardziej zielony kolor, a niektóre ptaki już zaczęły budować swoje gniazda. Westchnęłam cicho i oparłam głowę o zimną ścianę. Czułam się strasznie zmęczona ciągłymi rozmyślaniami na temat moich relacji z Jamesem. Raz po raz analizowałam wszystko, co się działo między nami i wciąż czułam niedosyt ze stanu rzeczy, w jakim znajdowały się nasze stosunki. Nie ukrywałam przed sobą, że chciałabym, żeby to było coś więcej, jednak ciągle nie na tyle, żeby coś z tym zrobić. Zastanawiała mnie jeszcze jedna rzecz. Za każdym razem, gdy byłam z nim sam na sam, w bardzo małej odległości od siebie i dochodziło do zbliżenia, czułam nienaturalne ciepło w okolicach obojczyków. Nie mogłam dojść do tego, co to mogło być. Kompletnie nic nie przychodziło mi do głowy. Wpierw myślałam, że to może jego oddech, jednak ciepło przy obojczykach miało takie inne pochodzenie, jakby… magiczne. Wiedziałam, że przecież w świecie czarodziejów wszystko jest magiczne, ale wciąż nie dawało mi to spokoju. Całe szczęście uczucie to należało do bardzo przyjemnych i raczej byłam pewna, że to nic złego. Kolejną rzeczą, która ciągle wierciła mi się w myślach było to, że zbliżały się urodziny Jamesa, a ja kompletnie nie wiedziałam, co mu kupić na prezent. Z początku chciałam zrobić coś sama, ale nie jestem jakoś szczególnie uzdolniona, jeśli chodzi o prace artystyczne. Co prawda mogłam sobie pomóc magią, ale w sumie co miałabym niby zrobić takiego? Chciałam dać mu coś oryginalnego. Wiedziałam, że byłby zadowolony z każdego prezentu wiążącego się z quidditchem, jednak to zdecydowanie nie byłoby oryginalne. Z problemem tym zmagałam się już od dłuższego czasu. Błądząc myślami wokół tego tematu, przypomniało mi się, że pod moim łóżkiem, jeszcze od stycznia, leży nieotwarta, mała paczuszka, w której znajdował się prawdopodobnie jakiś prezent. Prezent od Pottera. Zerwałam się z parapetu i szybkim krokiem skierowałam się w stronę wieży Gryfonów, po drodze zastanawiając się, co tam może się znajdować. Za bardzo nie zwracałam uwagi na to, co dzieje się po drodze, bowiem próbowałam dojść do wniosku, jakim cudem prezent ten jeszcze nie został otwarty przeze mnie. Musiałam o tym kompletnie zapomnieć. Wparowałam do naszego dormitorium, gdzie dziewczyny budziły się dopiero do życia, próbując ogarnąć się na śniadanie.
-Lily… - zaczęła rozczochrana Kate, jednak urwała w połowie zdania, przyglądając się z dziwną miną, jak wchodzę pod łóżko i wyciągam małą paczuszkę. Jej wielkie niebieskie oczy natychmiast zabłysnęły czystą ciekawością. – Co to jest? – spytała, przekrzywiając głowę i tym samym zwracając na mnie uwagę pozostałych dziewczyn. Spojrzałam na nią niezrozumianym przeze mnie samą wzrokiem i wzruszyłam ramionami.
-Nie wiem, ale zaraz się dowiem. – odparłam zadawkowym tonem i zwróciłam się ku wyjściu, pozostawiając ją lekko oszołomioną moim dziwnym zachowaniem. Wyszłam z naszej sypialni i zbiegłam po schodach, chowając paczuszkę do kieszeni szarej bluzy. Skierowałam się do wyjścia z wieży Gryffindoru, a następnie do najbliższej damskiej łazienki, gdzie zamknęłam się w kabinie i wyciągnęłam prezent. Z ogromną ciekawością rozpakowałam go, otworzyłam granatowe pudełeczko i wyciągnęłam podarunek, uśmiechając się delikatnie.
***
-Stanowczo oświadczam, że się o ciebie martwię. – oznajmiła Kate, siadając do stołu obok mnie i Łapy, który łapczywie zajadał się jajecznicą i bekonem.
-A co jest ze mną nie tak? – spytał Syriusz, przełykając kolejny kęs i przekrzywiając głowę w stronę swojej dziewczyny. Bridge spiorunowała go miażdżącym wzrokiem.
-Z tobą wszystko jest nie tak. – odparła. – Ale to u ciebie akurat normalne, więc to nie o ciebie się martwię. – dodała, rzucając mi podejrzliwe spojrzenie.
-Ach, chodzi ci o Evans!
-Brawo, Sherlocku. – burknęła lokata dziewczyna.
-A co z nią jest nie tak? – spytał, nieporuszony sarkazmem Kate.
-Dziwnie się zachowuje. – odpowiedziała rzeczowym tonem, przypominając mi jakiegoś psychologa. – Wstaje wczesnym rankiem, łazi gdzieś po zamku, potem wpada do pokoju, bierze jakąś podejrzaną paczkę i wychodzi nic nie mówiąc. – opowiedziała po krótce moją historię dnia dzisiejszego.
-Może ma jakieś potajemne schadzki? – rzucił Black podejrzliwym tonem, przyglądając mi się bacznie. – Na przykład z Potterem. – wyszczerzył zęby i zaśmiał się krótko. Odchrząknęłam, spoglądając na nich oburzonym wzrokiem.
-Przepraszam bardzo, ale ja tutaj jestem i wszystko słyszę. – warknęłam zirytowana.
-Gdzie byłaś dzisiaj rano i co to była za paczka? – Kate wymierzyła we mnie palec wskazujący, oczekując odpowiedzi. Uśmiechnęłam się tajemniczo.
-Może mam jakieś potajemne schadzki? – spytałam, przedrzeźniając Łapę. – Na przykład z Potterem. – dodałam, wstając od stołu i zasuwając krzesło.
-Evans, czy ty chcesz mi coś zaproponować? – odezwał się za mną głos nikogo innego, jak Jamesa we własnej osobie. Serce zabiło mi mocniej, słysząc go prawie przy samym uchu. Odwróciłam się, stając niebezpiecznie blisko, twarzą w twarz z czarnowłosym okularnikiem.
-Nie wiem, spytaj twojego przyjaciela. – odpowiedziałam powoli z półuśmiechem, patrząc mu w oczy. – A teraz wybacz Potter, ale muszę skoczyć do biblioteki, więc byłoby miło, gdybyś dał mi pole do manewru opuszczenia tego miejsca. – dodałam, starając się brzmieć całkowicie normalnie.
-To zależy od mojego kaprysu. – odparł, a w jego oczach zabłysnęły figlarne ogniki. Wywróciłam oczami i zrobiłam krok, żeby go ominąć. W tym momencie złapał mnie za prawy nadgarstek i już chciał wykonać jakiś ruch, gdy nagle zastygnął, a na jego twarzy pojawiło się zaciekawienie. Spojrzał na moją rękę i jednym palcem odsunął rękaw bluzy. Uśmiechnął się szeroko i popatrzył na mnie całkowicie innym wzrokiem niż przed chwilą. Figlarne ogniki zastąpił ciepły wyraz wzroku patrzącego na mnie łagodnie.
-Bardzo ładna bransoletka Evans. – powiedział głębokim głosem, cały czas uśmiechając się czarująco.
-Wiem Potter, dziękuję. – odparłam, odwzajemniając ciepły uśmiech i mrugnęłam wesoło. Puścił moją rękę, a ja odeszłam wolnym krokiem. W momencie, gdy usiadł do stołu, zdążyłam usłyszeć rozkojarzoną rozmowę lokatej i Łapy.
-Czy tylko ja nie rozumiem, co tutaj właśnie zaszło? – spytał całkowicie zbity z tropu najlepszy przyjaciel okularnika. Rogacz poklepał go po plecach.
-Nic nie musisz rozumieć, stary. – roześmiał się James. Zanim wyszłam, odwróciłam się i dostrzegłam zszokowaną minę Kate i zachichotałam pod nosem.
***
Tego samego dnia, siedziałam wieczorem w najciemniejszym i najbardziej ustronnym kącie Pokoju Wspólnego Gryfonów, próbując uniknąć Kate, która za wszelką cenę chciała dowiedzieć się, co zaszło między mną, a Potterem na śniadaniu oraz czy ta bransoletka pochodzi z paczuszki, którą rano zabrałam z dormitorium. Jako, że nie dawała mi spokoju przez cały dzień, a ja wolałam zachować dla siebie wydarzenia z dzisiejszego poranka, postanowiłam jej unikać. W sumie nie było w tym wszystkim nic tajemniczego, ale czułam, że jak jej powiem wszystko, to będzie mi wiercić dziurę w brzuchu i maglować temat mnie i Jamesa przez następny tydzień. Tak więc sobie siedziałam i czytałam mugolską powieść. Jako, że lubiłam tą książkę, trochę zbyt bardzo się zaczytałam i nie zwracałam uwagi na to, co dzieje się wokół mnie. Po dłuższej chwili, podniosłam wzrok znad książki, czując, że ktoś mnie bacznie obserwuje.
-„Przeminęło z wiatrem”. – przeczytał na głos tytuł mojej książki, nie kto inny, jak James Potter we własnej osobie. – O czym to jest? – spytał przekrzywiając głowę.
-Hmmm, James Potter pytający o książkę?
-Nie przystoi damie odpowiadać pytaniem na pytanie. – odpowiedział, idealnie wstrzeliwując się w klimat książki. Zachichotałam. – Ten rym wyszedł sam. – dodał po chwili, uświadamiając sobie powód mojego rozbawienia. – A więc, dowiem się, o czym czytasz? Jakieś nowe zaklęcia? – spytał, ponownie wywołując u mnie śmiech. Zmarszczył brwi, jakby zastanawiał się, czy znowu palnął coś głupiego.
-Nie, to mugolska powieść. – odparłam.
-Nie pytałem co to, tylko o czym to jest. – wzruszył ramionami. Tym razem to ja zmarszczyłam brwi.
-Można powiedzieć, że o miłości. – powiedziałam krótko.
-Można powiedzieć? – spytał zaciekawiony.
-Przeczytaj, to się dowiesz, o czym jest. – mruknęłam obojętnie.
-Ja nie czytam książek. – oznajmił dumnie – To bardzo zaszkodziłoby mojemu wizerunkowi uczciwego Huncwota. – dodał, wypinając pierś.
-Potter, myślę, że Huncwot i uczciwy to dwa słowa, których się nie używa w jednym zdaniu. – po moich słowach zbombardował mnie wzrokiem. – Poza tym, to Remus nie jest Huncwotem, skoro czyta książki?
-Lunio to Lunio. – odparł z uśmiechem. – On jest naszym zdrowym rozsądkiem, więc możemy przyjąć, że to wyjątek potwierdzający regułę.
-Kolejne słowa, których na pewno się nie łączy – wy i zdrowy rozsądek. – wyszczerzyłam zęby, a on zaśmiał się krótko.
-Grabisz sobie Evans. – pomachał groźnie palcem.
-Nie zapominaj, kto tutaj jest prefektem, a kto może zarobić szlaban. – odpyskowałam, pokazując mi język.
-No wiesz, szlaban z tobą byłby bardzo miłym akcentem wieńczącym dzień, w którym założyłaś moją bransoletkę. – wyparował, sprawiając, że na chwilę brakło mi odpowiednich słów.
-Hmm, zawsze możesz zwieńczyć dzień szlabanem z Filchem, któremu nie podarowałeś tak ładnej bransoletki, przez co nie będzie on tak miły, jak ja. – uśmiechnęłam się słodko, jednak w jego postawie nie zanotowałam jakiegokolwiek cienia strachu.
-Bardzo się cieszę, że założyłaś tę bransoletkę. Nawet nie wiesz, jak to dobrze wpłynęło na cały mój dzisiejszy dzień. – wyparował tak ni stąd, ni zowąd, ucinając poprzednią luźną pogawędkę. Pod wpływem jego słów zarumieniłam się lekko.
-Nie widzę w tym nic dziwnego. – odpowiedziałam. – Jest ładna, więc nie widzę powodu, by miała leżeć zamknięta w pudełku.
-No wiesz, od twoich urodzin minęły prawie dwa miesiące, a dzisiaj ją miałaś pierwszy raz na sobie. – słusznie zauważył. Wzruszyłam ramionami.
-Jeśli mam być szczera, to dopiero dzisiaj dowiedziałam się, że twój prezent to bransoletka. – oznajmiłam zgodnie z prawdą. Jego uśmiech zrzedł.
-Nie wiedziałem, że otwarcie prezentu ode mnie jest takie straszne, że odwlekałaś to tyle czasu. – burknął trochę urażonym tonem.
-Nie chodzi o to, że jest straszne, ale zapomniałam o nim. – mruknęłam, spoglądając na swoje ręce, chcąc uniknąć jego wzroku. – Po prostu, gdy mi go dałeś, byłeś z Rachel, więc nie miałam ochoty go otwierać i rzuciłam pod łóżko. A potem o nim zapomniałam. – wyznałam. Tym razem to chyba jemu zrobiło się głupio, ale nie skomentował tego. Przez chwilę panowała trochę niezręczna cisza.
-Co więc sprawiło, że go otworzyłaś właśnie dzisiaj? – spytał, przerywając milczenie.
-Dużo myślałam o tym, co tobie podarować na urodziny. A że nie wiedziałam, i do dzisiaj nie wiem, co, to chciałam przypomnieć sobie, co od ciebie dostałam. No i zorientowałam się, że nie wiem, bo twój prezent leżał pod łóżkiem. Reszty chyba nie muszę dopowiadać. – odpowiedziałam na jego pytanie i spojrzałam na delikatną srebrną bransoletkę, na której była zawieszka w kształcie ozdobnej litery L. Kątem oka zauważyłam, że James ucieszył się, gdy patrzyłam na podarunek przyjaznym okiem. Uśmiechnęłam się lekko na myśl o tym, że zrobiłam mu taką przyjemność, zakładając ów bransoletkę.
-Co do moich urodzin, nie musisz mi nic kupować, bo ja mam wszystko, co mogę mieć materialnego. – rzekł po chwili, wyrywając mnie z chwilowego zamyślenia. Zmarszczyłam brwi, powoli analizując, co powiedział.
-Nie wygłupiaj się, muszę ci coś kupić. W końcu nasze relacje, ostatnimi czasy, stały się wręcz przyjacielskie, więc jestem zobowiązana coś ci podarować. – odparłam, próbując zmienić kierunek, w jakim posuwała się ta rozmowa. – Szczególnie, że to są 17 urodziny, staniesz się pełnoletnim czarodziejem. – dodałam i mrugnęłam przyjacielsko.
-Jest coś, co mogłabyś mi podarować. – mruknął niby niedbale, jednak bacznie obserwował moją reakcję. Serce zabiło mi mocniej, chociaż nie wiem, czy to z niepokoju, czy bardziej z podekscytowania. – Ale nie chcę, żebyś mi cokolwiek kupowała. – dodał, próbując mnie zaciekawić. Sama do końca nie wiedziałam, czy chcę wiedzieć, o co konkretnie mu chodzi. Westchnęłam w duchu.
-Nie mów mi co, bo jeśli powiesz mi, co chcesz, to już nie będzie niespodzianka, jak to dostaniesz. – spróbowałam ostatniej deski ratunku i po prostu udawałam, że nie dostrzegam jego błysku w oku i niewypowiedzianej propozycji.
-Gdybyś sama wpadła na taki pomysł, o jakim ja myślę, to zapewniam cię, że byłaby to dla mnie ogromna niespodzianka. Ale nie łudźmy się Evans, jak ci nie powiem, to tego po prostu nie dostanę. – wzruszył ramionami, a miły nastrój pękł, jak mydlana bańka.
-No cóż, widocznie nie zawsze musisz dostawać to, czego chcesz. Przykro mi. – powiedziałam trochę zbyt oschle i wstałam, nie do końca rozumiejąc, dlaczego z miłej atmosfery, nagle zrobiło się tak chłodno. – A teraz wybacz, ale idę spać, późno już, a rano trzeba wstać. – mruknęłam i odwróciłam się z zamiarem odejścia.
-Nie zawsze dostaję tego, czego chcę. – powiedział powoli, jednak ja nie przestałam iść. – Od blisko trzech lat próbuję się umówić z tobą i jeszcze nigdy do tego nie doszło. A oddałbym większość, o ile nie wszystkie rzeczy, które posiadam. – dokończył spokojnie, sprawiając, że stanęłam. Przygryzłam wargi, czekając, czy powie coś jeszcze i jednocześnie próbując wymyślić jakąś sensowną odpowiedź. – Czy mogę mieć jakąś nadzieję, że na moje 17 urodziny, dzięki tobie, spełni się moje marzenie? – zapytał tak po prostu. W myślach widziałam jego orzechowe oczy pełne ciepła wpatrujące się w moje plecy z nadzieją. Musiałam ugryźć się w język, żeby nie wykrzyczeć, że tak, że pójdę z nim na randkę w ramach mojego prezentu.
-Nadzieja matką głupich, Potter. – naprawdę nie wiem, co mi odbiło, żeby właśnie tak odpowiedzieć na jego pytanie.
-No cóż, z drugiej strony, głupi ma zawsze szczęście, nie? – usłyszałam w odpowiedzi i ze zdumieniem odwróciłam głowę w jego stronę. Siedział luźno w fotelu, okulary miał delikatnie przekrzywione w prawą stronę, włosy stały mu we wszystkie strony, a jego orzechowe oczy lśniły zdrowym blaskiem. Siedział tam i patrzył na mnie z uśmiechem, całkowicie niezrażony moją odpowiedzią. A ja, nagle, poczułam się najgłupszą istotą na ziemi i stałam tam, jak jakaś sierota, wpatrując się w niego i resztkami świadomości powstrzymując się od rzucenia na niego i oznajmienia, że najchętniej to już poszłabym z nim na randkę. Nie wiedząc, co powiedzieć, ani co zrobić, wykonałam jakiś mało skoordynowany ruch ręką i odeszłam do swojego dormitorium. Nie mogłam już widzieć, jak po moim odejściu, uśmiech Jamesa Pottera gaśnie. Jednak, nie chciałabym być tego świadkiem, bo to najprawdopodobniej złamałoby mi serce.
***
Następnego dnia obudziłam się niewyspana z ogromnym kacem moralnym. Przez pół nocy zadręczałam się wyrzutami sumienia, że znowu odrzuciłam okularnika, szczególnie, że tym razem ja również chciałam tej randki. Żeby tego było mało, całą noc śnił mi się Rogacz na randce z inną dziewczyną, na której to robił mi wyrzuty, że znowu mu dałam kosza. Czułam, że muszę z kimś o tym porozmawiać i upewnić się, że nie tylko ja uważam, że brak mi piątej klepki i nadaję się do mugolskiego psychiatryka. Chociaż z drugiej strony, nie wiedziałam, czy dzielenie się z kimś moją głupotą, byłoby mądrym rozwiązaniem. Jednym zdaniem, byłam w tak zmiennym nastroju, że sama siebie zaskakiwałam. Gdy znalazłam się sam na sam w dormitorium z Kate, odważyłam się na rozmowę.
-Kate, czy ty miałaś w swoim niezbyt długim, nastoletnim życiu, taki okres, że sama nie wiedziałaś, czego chcesz i zmieniałaś zdanie zdecydowanie zbyt często, żeby sama za tym nadążyć? - po moim, dość dziwnym, pytaniu, Bridge przestała się ruszać, patrząc na mnie, jak na wariatkę. Zważając na fakt, że właśnie była w trakcie mycia zębów, wyglądało to dość komicznie.
-Ze fo? – wydusiła z siebie, opluwając mnie pianą z pasty do zębów.
-Że nic. – westchnęłam zrezygnowana i wytarłam rękawem to, co na mnie wylądowało.
-Hekaj, hekaj! – powiedziała niewyraźnie i pobiegła do łazienki. Po chwili wróciła już bez szczoteczki i bez piany w ustach. – Co się znowu stało? – spytała matczynym tonem, siadając obok mnie na moim łóżku i patrząc wyczekująco.
-Po prostu od paru tygodni nie mogę sama ze sobą wytrzymać. – zaczęłam powoli. – Raz chcę tak, a raz tak. Chcę czegoś, ale robię wszystko, żeby do tego nie doszło. Jestem tak niezdecydowana, że już mam samej siebie dość. Nie potrafię dojść do tego, czego tak naprawdę chcę. Czasami mam wrażenie, że zwariuję. Za dużo myślę, za dużo rozważam. Cały dzień myślę nad czymś i dochodzę do wniosku, że bardzo tego pragnę, a gdy dochodzi do kluczowego momentu, to odrzucam od siebie wszystko, czego chcę. – chaotyczny tok słów sam posypał się ze mnie.
-Ale czego ty tak bardzo chcesz? – spytała, zadając niewłaściwe pytanie.
-A czy to ważne?! – prawie wydarłam się na nią, gdy nie zrozumiała powodu, dla którego jej to wszystko powiedziałam. Zapadła cisza. Lokata wpatrywała się we mnie trochę przestraszona moim wybuchem. – Zapomnij o tym, co powiedziałam. – powiedziałam szybko i wstałam, zabierając swoją torbę i skierowałam się do wyjścia.
-Ale Lily! – Kate chwyciła mnie za rękę i zmusiła do spojrzenia na nią. – Usiądź i opowiedz mi wszystko od początku. – powiedziała łagodnie. Wykonałam jej polecenie i zrezygnowanym ruchem odłożyłam torbę na ziemię.
-Właśnie o to mi chodzi. – mruknęłam. – Jak tylko się obudziłam, postanowiłam ci o wszystkim powiedzieć. Jak już miałam to zrobić, stwierdziłam, że zataję główny wątek i opowiem tak ogólnie, po czym wydarłam się na ciebie, bo spytałaś o szczegóły. Wydaje mi się, że przechodzę jakiś burzliwy okres nastolatki i za cholerę nie mogę sobie poradzić ze swoją huśtawką nastrojów. Stąd moje pierwsze pytanie, czy też coś takiego przechodziłaś? – spojrzałam żałośnie w jej niebieskie oczy pełne troski.
-Nie wiem, czy przechodziłam, ale mając taką matkę, jaką mam, jestem przyzwyczajona do wszelakich huśtawek nastrojów. – odpowiedziała z uśmiechem. – Wiesz, zawsze byłaś dziewczyną twardo stąpającą po ziemi i doskonale wiedziałaś, czego chcesz. Z tego mogę wywnioskować, że to, co się z tobą teraz dzieje, to przejściowy stan, więc raczej nie musisz się martwić. No chyba, że w końcu stajesz się prawdziwą kobietą. – wyszczerzyła zęby. – My kobiety, podobno nigdy nie wiemy, czego chcemy. – dodała, sprawiając, że ja też się uśmiechnęłam. – Wracając do tematu, myślę, że nie pozostało ci nic innego, jak przeczekać to wszystko. Tylko nie wiem, czy my wszyscy to przeżyjemy. – roześmiała się, a ja przewróciłam oczami.
-Wcale mi nie pomogłaś. – mruknęłam, pokazując jej język. – Idziemy na śniadanie? – spytałam.
-Jeszcze nie skończyłyśmy. – odpowiedziała, patrząc na mnie wzrokiem „chcę-więcej-informacji”. – Czego tak konkretnie chcesz, ale nie chcesz?
-Muszę odpowiadać na to pytanie? – spytałam, krzywiąc się.
-Musisz, chociaż prawdopodobnie znam odpowiedź. – wyszczerzyła zęby jeszcze szerzej, niż przed chwilą.
-Ty to uwielbiasz się nade mną znęcać. – burknęłam niezadowolona z takiego obrotu sprawy.
-Z tego, co przed chwilą mówiłaś, to ty się znęcasz nad samą sobą, więc nie marudź, tylko śpiewaj mi tutaj wszystkie twoje grzechy. – odszczeknęła, ponaglając mnie.
-Chodzi o Pottera. – przyznałam cicho.
-Wiedziałam. – rzekła dumna sama z siebie.
-Skoro jesteś taka wszechwiedząca, to po co mnie męczysz? – warknęłam urażona.
-Nie marudź Ruda, tylko gadaj, co z tym twoim Jamesem jest nie tak. – mruknęła niezrażona moim tonem. – Oprócz tego, że wszystko. – dodała po chwili namysłu.
-Nie bardziej, niż z tobą. – odparłam, pokazując jej język.
-Nieźle cię musiało wziąć, skoro go tak bronisz. – odcięła się.
-Możemy skończyć tą żałosną rozmowę i iść coś zjeść? Bo głodna jestem. – spytałam. Przez chwilę patrzyła na mnie uważnie, po czym jej wzrok złagodniał.
-Ale obiecaj mi, że wrócimy do tej rozmowy.
-Obiecuję. – mruknęłam dla świętego spokoju i wyszłyśmy z dormitorium, kierując się do Wielkiej Sali.
***
W sobotę rano był wypad do Hogsmeade, co bardzo mnie cieszyło, bo był to ostatni dzień przed urodzinami Jamesa, a ja nadal nic dla niego nie miałam. W uszach ciągle brzmiały mi jego słowa na temat prezentu, który mam mu dać. Sama do końca nie wiedziałam, czemu nie chciałam iść z nim na tą randkę i po prostu mieć spokój od swojego sumienia, a przy okazji uszczęśliwić dwie osoby na raz – jego i siebie. Może obawiałam się tego, co mogłoby się wydarzyć na tym spotkaniu? Ale czego w sumie miałabym się bać? Przecież Potter nie był jakimś „zwierzątkiem” od Hagrida, żeby chciał mnie zjeść. Zachowywałam się strasznie dziecinnie, a najgorsze było to, że nie potrafiłam nic z tym zrobić. Męczyły mnie już te wątpliwości, bo ileż można wahać się na temat głupiego spotkania z chłopakiem, który ugania się za tobą od 3 lat i za którym ty uganiasz się od paru miesięcy? Jednak z drugiej strony, to wszystko wydawało się być takie nienaturalne, że miałabym iść tak po prostu z nim na randkę. A potem co? Związek? Nawet jeśli, to co? Przecież byłam już w związku. I to z chłopakiem 5 lat starszym. Co prawda finał tej znajomości nie był taki, o jakim marzyłam, ale jednak te pół roku mojego krótkiego życia poświęciłam Adamowi Royalowi. I, nie licząc oczywiście wątku z Catherine, byłam szczęśliwa mając kogoś. Tylko, że tym razem chłopakiem tym miał być James Potter we własnej osobie. Ten sam James Potter, którego pierwszy raz spotkałam w przedziale pociągu i od razu miałam go dość. Ten sam James Potter, z którym spaliłam w 3 klasie kartotekę Filcha. Ten sam James Potter, który uganiał się za mną od 3 klasy, robiąc mi kawały i wstyd przed całą szkołą, latając i wołając „Evans, umówisz się ze mną?”. Oraz ten sam James Potter, który wiecznie znęcał się nad moim przyjacielem Severusem i doprowadzał mnie tym do białej gorączki. No i w końcu ten sam James Potter, w którym zauroczyłam się bezgranicznie w 6 klasie, który złamał mi serce, odrzucając moje zaproszenie na randkę i będąc później z Rachel. Westchnęłam cicho i spojrzałam w lustro w łazience na swoją twarz.
-Oj Evans, robisz z igły widły. – powiedziałam cicho do mojego odbicia i przemyłam twarz zimną wodą, po czym wyszłam z łazienki. Kate leżała na swoim łóżku już gotowa do wyjścia, Angelina szukała czegoś w swoim kufrze, Rachel czesała włosy (które po zerwaniu z Jamesem wróciły do normalnego koloru), natomiast reszty dziewczyn już nie było. Skierowałam się w stronę swojego łóżka i usiadłam na nim, czekając, aż moje dwie przyjaciółki będą gotowe, żeby iść na śniadanie.
-Lily, jak tam twoje sprawy z Jamesem? – spytała nagle Rachel, przerywając ciszę. Chuda znieruchomiała, natomiast Kate popatrzyła na nią niezrozumiałym wzrokiem. Dziwne było usłyszeć to pytanie z ust byłej dziewczyny Pottera. Odkąd powiedziała mi, że życzy nam szczęścia i nie będzie przeszkadzać w naszych relacjach, temat mnie i Rogacza nigdy nie powrócił w naszej rozmowie. Nie bardzo wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć. No bo w sumie co? Że ona mi go „oddała”, a ja boję się nawet z nim umówić?
-Eeee… - zaczęłam, gorączkowo myśląc nad tym, jak wybrnąć z tej sytuacji. – No wiesz, postanowiliśmy się nie spieszyć. Nic na siłę. – mruknęłam. – A jak ty się czujesz? – spytałam, nieudolnie próbując zmienić temat.
-Chodzi ci o to, jak sobie radzę po zerwaniu z Jamesem? – spytała wprost. Przytaknęłam zdziwiona jej bezpośredniością. Wzruszyła ramionami. – Minęło półtora miesiąca. – zaczęła, jakby nad czymś się zastanawiała. – Generalnie czuję się dobrze, ale wspomnienia wracają. Może nie było ich dużo, ale jednak. James to taka moja pierwsza miłość. Nigdy wcześniej nie byłam z żadnym chłopakiem. I to w tak intymnych kontaktach. – dokończyła.
-Co masz na myśli mówiąc intymne? – Kate wypowiedziała na głos pytanie, które wierciło mi się w głowie i na które chyba nie chciałam słyszeć odpowiedzi.
-Chyba tobie nie muszę tłumaczyć co to znaczy. – odpowiedziała – Ja kochałam Jamesa, wydawało mi się, że on kocha mnie, więc nie widziałam przeszkód, żeby… no wiecie co. – po tym wyznaniu zarumieniła się. – A teraz wybaczcie, ale muszę już iść. – dodała szybko, chyba trochę zmieszana swoim wyznaniem i wyszła z dormitorium. Dwie pary oczu moich najlepszych przyjaciółek skierowały wzrok na mnie.
-Nie patrzcie tak na mnie. – odezwałam się, starając się brzmieć naturalnie. – Przecież Potter to nie jest mój chłopak, więc nie powinno mnie obchodzić to, co on robił z innymi dziewczynami przede mną. – wzruszyłam ramionami, udając, że mnie to nie ruszyło. Ale czy tak naprawdę było? Czułam ścisk w sercu na myśl, że Rachel i on…
-Ale z niego dupek. – powiedziała Kate, nie zwracając uwagi na to, co powiedziałam. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. – Przecież sam powiedział, że jest z nią tylko po to, żeby ci na złość zrobić. Szkoda, że drugiego powodu nie podał, szowinistyczna świnia. – skwitowała, odpowiadając na moje spojrzenie. – Nie zapomnij o tym, że doskonale wiedział, że tobie na nim zależy. – dodała.
-Nie osądzaj tak szybko. – wtrąciła Chuda, odzywając się po raz pierwszy i bacznie obserwując moją reakcję. – A czy my mamy pewność, że ona mówiła prawdę? – po jej słowach wewnątrz mnie zapaliła się nadzieja. Jednak szybko zdrowy rozsądek przypomniał o sobie.
-Po co miałaby kłamać? – odparłam. – Przecież powiedziała mi, że życzy nam szczęścia. Poza tym, Rachel nie jest osobą, która knuje intrygi. Chyba to już nieraz pokazała.
-A może udaje taką, żebyś jej o nic nie podejrzewała? – podsunęła Kate, podchwytując teorię Angeliny. Spojrzałam na nią powątpiewająco. – Lily, nie możesz mieć takiej wiary w ludziach. – rzekła stanowczo. – Ludzie są fałszywi.
-Ale ja właśnie dzięki niej odzyskałam wiarę w ludzi. – mruknęłam zgodnie z prawdą. Nigdy nie zapomnę tego, jak łatwo Rachel mi wybaczyła. – Póki co, to ja knułam jakieś intrygi i ją okłamywałam, więc nie mam powodów, żeby jej nie wierzyć. No i nie wspomnę, że nawet to ja ją namawiałam, żeby to zrobiła, więc to nie powinna być żadna niespodzianka. – dodałam, mając dość tej rozmowy. – Nie wiem, jak wy, ale ja idę na śniadanie. – po tych słowach wstałam z łóżka i skierowałam się do wyjścia. Nie chciałam myśleć o tej rozmowie i o tym, co Rachel robiła z Jamesem. Chciałam myśleć o niczym, ale słowa Douglas ugrzęzły mi w głowie i raz po raz słyszałam, jak wypowiada to zdanie, którego nie chciałam słyszeć. Byłam zazdrosna. Byłam tak cholernie zazdrosna, że aż sama sobie się dziwiłam. W sumie, czego mogłam się spodziewać? Nie ukrywajmy, Rachel była głupia, jak but, a Potter potrafił wykorzystać takie sytuacje. Zresztą, ja sama przyczyniłam się do tego, że on i ona… Wstrząsnęłam głową, próbując wyrzucić natrętne myśli, ale to nic nie dawało. Byłam wściekła. Byłam wściekła na Rachel, na Jamesa i na samą siebie. I pomimo, że oni zerwali ze sobą miesiąc temu, nadal znajdowałam się w tym chorym trójkącie. W tym momencie nienawidziłam Rogacza za to, że wciągnął mnie w tą głupią grę uczuć. I jakby na zawołanie, idąc szybkim krokiem zbyt zajęta własnymi myślami, żeby patrzeć przed siebie, wpadłam właśnie na niego. Tak, to jest szczęście Evans. W zamku mieszka setki uczniów, ale ja muszę wpadać prosto w objęcia Pottera, gdy najmniej tego chcę.
-Gdzie ci się tak spieszy, Evans? – zagadnął, będąc w wyraźnie dobrym humorze.
-Jak najdalej od Ciebie, Potter. – warknęłam nieprzyjemnie, wyładowując swoją frustrację na nim. Wręcz poczułam, jak dobry humor wylatuje z niego, choćby z dmuchanej piłki powietrze.
-Co ja znowu ci takiego zrobiłem? – spytał całkowicie zbity z tropu.
-Mi na szczęście nic. Ale z łaski swojej, zejdź mi z drogi. – odparłam i wyminęłam go, pozostawiając w osłupieniu.
-Hej, poczekaj! – zawołał za mną i dogonił, odwracając mnie w swoją stronę. – Co cię ugryzło? – spytał szczerze zdziwiony moim zachowaniem. Wyszarpnęłam swoją rękę z jego uścisku i bez słowa ruszyłam dalej. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, bo jednocześnie byłam wściekła na niego i wiedziałam, że nie mam prawa być na niego zła. Kolejna wewnętrzna rozterka, z którą już nawet nie miałam siły się zmierzyć. Na całe szczęście James już nie próbował za mną iść i dowiedzieć się, co mi się stało. Szybkim krokiem przemierzyłam drogę do Wielkiej Sali. Już zmierzałam się w stronę stołu Gryfonów, jednak gdy zobaczyłam, że jakimś cudem Potter dotarł tam pierwszy, skierowałam wzrok w stronę Krukonów, poszukując blond czupryny. Zlokalizowałam mój cel i ruszyłam w jego stronę. Usiadłam bezceremonialnie obok chłopaka i jakby nigdy nic zaczęłam jeść śniadanie. Osoby, które siedziały najbliżej mnie, najwyraźniej nie wiedziały, o co chodzi, bo gapili się na mnie, jak na wariatkę.
-O ile mi się dobrze wydaje, to stolik Gryffindoru jest po przeciwnej stronie. – mruknął na powitanie Luke.
-Tak, tak, wiem. – machnęłam ręką – Ale dawno nie rozmawialiśmy, więc stwierdziłam, że umilę ci śniadanie. – posłałam mu uśmiech i kontynuowałam swój posiłek.
-Jesteś pewna, że umilisz, a nie zepsujesz? – spytał wrednym tonem, jednak na jego ustach pojawił się delikatny zarys uśmiechu.
-Też się cieszę, że cię widzę. – odparłam niezrażona.
-Wręcz umieram z ciekawości, co cię tym razem trapi. – powiedział ironicznie.
-To, że tak rzadko ze sobą rozmawiamy. – odpowiedziałam, starając się brzmieć lekko. Chociaż z tą myślą, która wierciła mi się nieustannie w głowie, wcale mi nie było lekko.
-Tak, jasne. A mi na ręce wyrósł kaktus. – mruknął, biorąc wielkiego gryza kanapki z jakąś szynką. – Au! Co do cholery... - puścił swoją kanapkę i z niemałym przerażeniem wpatrywał się w swoją dłoń, na której wyrastał mały, zielony i kłujący kaktus. – zachichotałam na widok jego miny.
-Uważaj, czego sobie życzysz. – wyszczerzyłam zęby, chowając swoją różdżkę za pazuchę.
-Ty mała, ruda małpo! - krzyknął, sprowadzając na siebie wzrok całego stolika Krukonów. Wyciągnął swoją różdżkę i jednym machnięciem zlikwidował kaktusa.
-Czemu zniszczyłeś prezent-roślinkę? – spytałam smutno.
-Wiedziałem, że przyszłaś specjalnie z samego rana mi zepsuć humor. – warknął, chyba trochę wkurzony.
-Ojjj Lukie, przecież ty masz zawsze zły humor, więc nie musiałam ci go psuć. – po raz kolejny wyszczerzyłam do niego zęby.
-Zaraz ci wybije ten głupi uśmiech.
-Skończ się już droczyć. – powiedziałam dziarsko. – Idziesz dzisiaj ze mną do Hogsmeade? – spytałam, przypominając sobie o dzisiejszym wypadzie. Luke popatrzył na mnie spod byka wzrokiem „za żadne skarby”. – Dzięki, wiedziałam, że zawsze mogę na ciebie liczyć. – uśmiechnęłam się, zrobiłam ostatni łyk swojego soku z dyni i wstałam z miejsca. – No to widzimy się w Sali Wejściowej za godzinę. – poklepałam go po plecach i odwróciłam się, zamierzając wyjść z Wielkiej Sali.
-Zapomnij rudzielcu. Nigdzie z tobą nie idę. – mruknął cicho, jednak na tyle głośno, żebym usłyszała. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-I tak wiem, że będziesz czekał. – odparłam i odmaszerowałam w stronę wyjścia. W pewnym momencie poczułam, jak tracę równowagę i na oczach całej szkoły runęłam jak długa na środek Sali. Ci, którzy to widzieli (czyli prawie wszyscy) ryknęli gromkim śmiechem. A ja cała czerwona odwróciłam się w stronę blondasa, który z szerokim i ironicznym uśmiechem pomachał mi ręką. Machnęłam różdżką i moje sznurówki się odplątały. W tym momencie podbiegł do mnie jakiś chłopak, chwytając mnie za ramię.
-Pomogę ci Lily. – wymamrotał i zaczął mnie podnosić. Słysząc jego głos momentalnie wyrwałam rękę z jego uścisku, co poskutkowało kolejnym upadkiem, tyle, że z mniejszej wysokości.
-Zostaw mnie Potter. – warknęłam przez zaciśnięte zęby, wstałam i otrzepałam się, patrząc na niego wściekłym wzrokiem.
-Nic ci się nie stało? – spytał zatroskany, ignorując moją reakcję na jego pomoc.
-Powiedziałam, że masz mnie zostawić. – wysyczałam i odeszłam energicznym wzrokiem, ściągając na siebie pełno spojrzeń. Z zamiarem późniejszego zamordowania blondasa (i przy okazji okularnika), poszłam sobie do wieży Gryfonów, żeby ochłonąć przed wyjściem do Hogsmeade.
***
-Nie mam się w co ubrać. – jęknęła Kate, stojąc przed szafą, w której jej ciuchy chyba tylko dzięki magii się mieściły. Angelina prychnęła ironicznie.
-Jakbym wyglądała jak ty i miała tyle ciuchów, założyłabym pierwsze lepsze, bo i tak będziesz wyglądać olśniewająco. – mruknęła Chuda, wzruszając ramionami. Kate zmiażdżyła ją wzrokiem. W sumie, Angelina miała całkowitą rację, bo uroda Kate była wręcz przytłaczająca, a biorąc pod uwagę fakt, że wszystkie jej ciuchy były modne, nowe i drogie, to cokolwiek by założyła ze swojej szafy i tak by wyglądała o niebo lepiej, niż zdecydowana większość dziewczyn w Hogwarcie.
-A gdzie ty tak w ogóle się chcesz wystroić? – spytałam, nie mając nic innego do powiedzenia.
-No jak to gdzie? Do wioski. – odparła, nadal przyglądając się swojej szafie.
-Ale mi okazja do wystrojenia się. – burknęłam. – Nie masz innych problemów? – po moich ponurych słowach, poczułam jak dwie pary oczu kierują się na mnie.
-Lily, jak się czujesz? – spytała ostrożnie Angelina, chyba zaalarmowana moją niezbyt grzeczną odpowiedzią. Westchnęłam cicho.
-Przepraszam. – mruknęłam – Czuję się fatalnie, szczerze powiedziawszy. Ale to wcale mnie nie usprawiedliwia do tego, żeby się na was wyżywać. – dodałam, rezygnując z udawania, że wszystko w porządku. Zresztą, wcale nie miałam ochoty grać dobrej miny do złej gry, a jako, że byłyśmy same w dormitorium, mogłam skorzystać z okazji i po prostu się wyżalić.
-To przez dzisiejszą rozmowę z Nową? – podchwyciła lokata. Kiwnęłam ponuro głową.
-Nie potrafię zebrać myśli. – przyznałam. – Jestem tak cholernie wściekła na Pottera, na Rachel i na siebie. Nie potrafię przyjąć do wiadomości, że oni… - przerwałam i westchnęłam zrezygnowana. – Wiem, że nie mam prawa do nikogo mieć pretensji. I wiem, że nie mam prawa się tak czuć, ale czuję się… zdradzona. – dokończyłam, spuszczając głowę. – Dzisiaj rano wstałam z zamiarem pójścia na randkę z Jamesem, w ramach mojego prezentu urodzinowego dla niego. Postanowiłam, że dam nam szansę i po prostu przestanę kontrolować na siłę to, co do niego czuję. A potem ta rozmowa z Rachel wszystko zepsuła. Nie potrafię tego przeboleć, przerasta mnie to. I jak zwykle, po raz kolejny coś staje mi na drodze do bycia z Potterem. Niby już nie są ze sobą, a ja nadal tkwię w jakimś chorym trójkącie z nimi. – całe to żałosne wyznanie samo ze mnie wypłynęło. Dziewczyny chyba były zdziwione, że w końcu wydusiłam z siebie coś, co mnie trapi, bo ostatnio nie dzieliłam się z nimi problemami. Tym razem czułam, że sama przez to nie przebrnę.
-Oj Lily… - Kate podeszła do mnie, usiadła na moim łóżku i przytuliła się do mnie. Angelina również usiadła na moim łóżku, patrząc na mnie łagodnym wzrokiem.
-Myślę, że powinnaś porozmawiać z Potterem. – powiedziała powoli. – Mów, co chcesz o dobroci i szczerości Douglas, ale nie mamy stuprocentowej pewności, że ona mówi prawdę. – dodała stanowczo.
-Jaki miałaby cel w tym, żeby kłamać? – spytałam na jej obronę.
-Nie wiem, może przemyślała całą sprawę i stwierdziła, że źle zrobiła odpuszczając? Może nagle jej się zachciało zemścić? Tak samo mogłabym spytać po co ci to mówiła, skoro dobrze wie, że ci zależy na Jamesie? Sama by pewnie nie chciała usłyszeć czegoś takiego. – odparła Chuda.
-I przestań jej tak zaciekle bronić. – dodała Kate, popierając przyjaciółkę.
-Nawet jeśli pójdę i spytam o to Jamesa i odpowie mi, że nic nie robili, to skąd będę wiedziała, kto kłamie?
-To proste. Na pewno byłby zaskoczony takim pytaniem, więc łatwo byłoby poznać, czy kłamie. – stwierdziła Kate tonem, jakby tłumaczyła dziecku, że dwa plus dwa to cztery.
-Zapominasz, że on jest Huncwotem, więc umiejętność kłamania w zaskakujących sytuacjach ma opanowaną do perfekcji. – zauważyłam.
-Jeśli coś do ciebie czuje, a zapewniam cię, że tak, to nie będzie potrafił skłamać bez zmrużenia okiem. – odezwała się Chuda.
-Zawsze mogę również podpytać o to Syriusza. – podsunęła lokata. – Jeśli ich odpowiedzi będą takie same, to znaczy, że nie kłamią. Jeśli różne, będziemy musiały zweryfikować, kto mówi prawdę. Proste. – oświadczyła dumna ze swojego genialnego pomysłu.
-Daj spokój, Łapa jest jego najlepszym przyjacielem i nie zdradzi Jamesa za nic w świecie.
-To możesz spytać Remusa. On zawsze ma problemy z kłamstwem, a poza tym przyjaźnicie się.
-Albo możemy przycisnąć Glizdka. Jego łatwo jest zbajerować. – dodała Angelina.
-Podejrzewam, że Peter bardziej boi się pozostałych Huncwotów, niż nas. A poza tym, wątpię w to, że James dzieli się ze wszystkimi swoimi podbojami erotycznymi. – burknęłam. – Zresztą, nie mam zamiaru nikogo się pytać o takie rzeczy.
-Mi się wydaje, czy ty chcesz, żeby to była prawda? – spytała, a raczej stwierdziła Bridge, wpatrując się we mnie uważnie.
-Albo nie chcesz, żeby to była prawda i wolisz nie mieć stuprocentowej pewności. – dodała cicho McKinnon.
-Albo po prostu chcę sobie dać z nim spokój na dobre. – powiedziałam cicho. – A teraz wybaczcie, ale muszę już iść. – po tych słowach wstałam, chwyciłam swoją torebkę i wyszłam z dormitorium, odprowadzona zmartwionymi spojrzeniami swoich przyjaciółek. Na całe szczęście po drodze do Sali Wejściowej nie trafiłam na Niepożądanego Osobnika Nr 1, nazywanego też Rogaczem. Przy wyjściu z zamku utworzyła się już mała kolejka, na początku której stał woźny z listą. Stanęłam na końcu, nie zwracając uwagi na to, co się wokół mnie dzieje.
-Cześć wredna małpo. – usłyszałam znajomy głos, gdzieś ponad prawym uchem. Zignorowałam go i nie odpowiedziałam. – Oj, ktoś tutaj się obraził. – stwierdził wesoło. Nadal postanowiłam się do niego nie odzywać. – Patrzcie ją, ty się serio obraziłaś? – spytał z lekkim niedowierzaniem. Nie odpowiedziałam. – Przecież sama zaczęłaś na śniadaniu! – krzyknął oskarżycielsko, a ja dalej pozostałam bez słowa. – Nie to nie. To ja też się do ciebie nie odezwę. – założył ręce na piersi i zamilknął. Prychnęłam w myślach, jednak nadal nic nie powiedziałam. W kompletnej ciszy przeszliśmy kontrolę Filcha i szliśmy przez błonia Hogwartu. Jednak, gdy przekroczyliśmy bramę szkoły, blondas nie wytrzymał.
-Masz zamiar się tak do mnie nie odzywać przez cały dzień? – spytał marudnym tonem. Uśmiechnęłam się triumfująco, a on widząc to zmrużył oczy. – Czyli jednak potrafisz zamknąć tą rudą jadaczkę. – powiedział wrednie – A już myślałem, że to niemożliwe. – dodał, bacząc na moją reakcję. Stwierdziłam, że jeszcze go trochę pomęczę, więc nie wydobyłam z siebie żadnego dźwięku. – Odezwij się w końcu! – warknął po dłuższej chwili, wyraźnie zirytowany moim zachowaniem.
-Czyli jednak lubisz, jak się odzywam. – po raz pierwszy się odezwałam, z niemałą satysfakcją w głosie.
-No w końcu. – warknął. – Najpierw mnie zmuszasz, żebym zmarnował czas i z tobą poszedł do wioski, a potem się nie odzywasz. – narzekał.
-No cóż, powiedziałeś mi, że ze mną nie pójdziesz, więc tak jakby myślałam, że cię nie ma i to tylko moje złudzenie, że cię słyszę. – odszczeknęłam się.
-Bardzo zabawne. – burknął i nastała chwila ciszy, bo nikt nie miał nic więcej do powiedzenia. Zresztą, pomimo, że to był Luke, przy którym zawsze potrafiłam się oderwać od swoich problemów, tym razem sprawa z dzisiejszego poranka gryzła mnie tak bardzo, że byłam strasznie zamyślona, więc i mało się odzywałam. Co oczywiście nie uszło jego uwadze.
-Co cię gryzie? – spytał, przyglądając mi się uważnie. Podniosłam głowę, by móc na niego spojrzeć i zmarszczyłam brwi.
-Nic. – odpowiedziałam, na co on prychnął.
-Nie udawaj, przecież widzę, że się z czymś męczysz. Jesteś taka… - zastanowił się przez chwilę – nieswoja. – dokończył i nadal bacznie mnie obserwował.
-Z niczym się nie męczę. – mruknęłam, nie za bardzo widząc się w rozmowie z Lukiem o łóżkowych sprawach Pottera.
-Nie kłam. – chłopak szedł w zaparte i nie chciał mi dać spokoju.
-Zresztą, przecież ciebie nie obchodzą moje problemy, więc po pytasz.
-Oczywiście, że nie obchodzą, ale nie lubię cię, jak jesteś w złym nastroju. – odparł niedbale. Przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się lekko.
-Przecież ty mnie nie lubisz w żadnej postaci, więc jaką różnicę robi ci mój nastrój?
-Nie odwracaj kota ogonem. – mruknął – Albo zaczniesz śpiewać, co się stało, albo pójdę sobie do zamku. – zagroził.
-Więc możesz śmiało zawracać. – wzruszyłam ramionami.
-Evans, no bez jaj. Bo zacznę się martwić. – nadal nalegał, żebym mu się wyspowiadała.
-Luke, proszę cię, daj mi spokój. Jeśli masz zamiar mi wiercić dziurę o to, co mnie trapi, to możesz równie dobrze odejść. – powiedziałam stanowczo.
-Czyli chodzi o tego okularnika. – stwierdził wręcz naukowym tonem. – Co on znów nabroił? – spytał, całkowicie ignorując to, co powiedziałam. W tym momencie miałam ochotę przywalić mu w łeb czymś ciężkim.
-Nic. – warknęłam z zaciśniętymi zębami.
-Twoja pełna agresji reakcja mówi mi, że ewidentnie kłamiesz. – oznajmił rzeczowo.
-Ty sobie jaja robisz, nie? – spytałam z niedowierzaniem.
-Absolutnie. – odparł niewinnie. – Jestem całkowicie poważny. – zapewnił poważnym tonem.
-Daj mi święty spokój! – krzyknęłam i odeszłam od niego szybkim krokiem. Wściekłam się na niego, bo myślałam, że spędzenie z nim czasu, to będzie odskocznia od moich myśli.
-Hej, poczekaj! – zawołał za mną i dogonił mnie. – Co się stało? Pytam poważnie. – powiedział, patrząc się zmartwionym wzrokiem.
-Powiedziałam, że nie chcę o tym rozmawiać. – odparłam, nadal zła.
-Okej, jak wolisz. – mruknął, ku mojemu zdziwieniu i szedł w ciszy obok, obserwując mnie kątem oka.
-Jakieś plany na weekend? – spytałam po chwili.
-A jednak zachciało ci się ze mną rozmawiać. – burknął, próbując udawać obrażonego. Przewróciłam oczami z lekkim uśmiechem. – Mam zamiar się byczyć przez cały czas. – odpowiedział na moje wcześniejsze pytanie. – Ty?
-Jak na razie nie zapowiada się nic ciekawego. – mruknęłam, myśląc o jutrzejszych urodzinach Jamesa, na które nie miałam zamiaru iść.
-A na urodziny Pottera się nie wybierasz? – spytał, choćby czytał mi w myślach. Popatrzyłam zaskoczona na niego.
-Skąd wiesz, że on ma urodziny?
-Nie da się nie wiedzieć, gdy cała szkoła o niczym innym nie mówi, tylko o tym. – odpowiedział gardzącym tonem. Czyli jednak nie nauczył się oklumencji.
-No tak. W końcu to ten wspaniały James Potter. – dodałam, chyba równie gardzącym tonem, jak Luke.
-Czyli jednak twój zły humor ma związek z tym kretynem. – zauważył. – W każdym razie nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
-Nie, nie wybieram się na urodziny, jak go określiłeś, tego kretyna. – odparłam, chcąc zamknąć ten temat. Czy wszystko musi sprowadzać się do Pottera?
-Dlaczego? Z tego, co pamiętam, ostatnio macie przyjacielskie stosunki. – Mitchell dalej drążył.
-Na całe szczęście nie mam z nim żadnych stosunków. – mruknęłam pod nosem sama do siebie, jednak blondas wychwycił każde słowo. Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad sensem moich słów.
-Co on ci zrobił? – spytał lekko zaniepokojony.
-Mi nic.
-Więc komu coś zrobił, że jesteś na niego taka cięta?
-Nie wiem. – warknęłam, czując, że zaraz wybuchnę. Dlaczego on musi mnie tak męczyć? – Nie interesuje mnie to, co robi Potter i z kim to robi.
-Po tonie twojego głosu myślę, że jednak cię to interesuje. Mało tego, to cię boli. – Luke miał rację, ale co z tego? To nie było coś, o czym z nim chciałam rozmawiać, a on nie dawał mi spokoju.
-Nic mnie nie boli. I daj mi w końcu święty spokój, do jasnej cholery! – wrzasnęłam, nie wytrzymując. – Jeśli chcesz się nad kimś poznęcać, to idź sobie do kogokolwiek innego, nie do mnie. Dzisiaj naprawdę nie jestem w nastroju na twoje głupie docinki. – po tych słowach odeszłam szybkim krokiem, mając nadzieję, że zostanę sama. Jednak, jak to się mówi, nadzieja matką głupich. Chłopak dogonił mnie, a gdy na jego prośby nie chciałam się zatrzymać, szarpnął mnie za rękę i zmusił do spojrzenia na niego.
-Wcale nie miałem zamiaru się na tobie wyżywać, ani ci docinać. – powiedział powoli, nadal trzymając moją rękę. – Po prostu, po raz pierwszy w życiu się o ciebie martwię. Nigdy aż tak nerwowo na mnie nie reagowałaś. Chcę ci pomóc Lily. – w jego oczach nie doszukałam się ani krzty ironii, ani niczego podobnego. Westchnęłam i rozluźniłam mięśnie.
-Od kiedy zbawiasz świat Mitchell? – spytałam, starając się brzmieć pogardliwie.
-Odkąd moi przyjaciele dostają do głowy. – odparł. Uśmiechnęłam się. Za każdym razem, gdy Luke przyznawał się do tego, że jestem jego przyjaciółką, cieszyłam się w duchu jak małe dziecko. Tym razem, pomimo mojego okropnego nastroju, nie było inaczej.
-Wcale nie dostałam do głowy. – oburzyłam się.
-Tylko zachowujesz się, jak wariatka. – mruknął. – No dobra, to chodź na jakąś gorącą czekoladę i spokojnie porozmawiamy, co się stało. – to nie była propozycja, tylko rozkaz z jego strony. Nie protestowałam, tylko poszłam za nim w głąb jakieś wąskiej uliczki Hogsmeade, zastanawiając się, co mu powiedzieć, żeby go spławić. Tym razem naprawdę nie miałam ochoty mówić Luke’owi o całej dzisiejszej sytuacji. Po kilku minutach doszliśmy do małej kawiarni, tej samej, w której kiedyś byłam z Adamem. Weszliśmy do środka, gdzie uderzył nas przyjemny zapach gorącej czekolady.
-Najlepsza czekolada pod słońcem. – powiedziałam pod nosem, powtarzając słowa Adama z naszej pierwszej randki.
-Byłaś tu już kiedyś? – spytał zdziwiony Luke. – Mało kto wie o istnieniu tego miejsca. – dodał, ściągając kurtkę.
-Byłam tutaj z twoim kuzynem. – mruknęłam cicho, zaczerwieniając się, sama nie wiem czemu. Zmierzył mnie wzrokiem mówiącym, że tylko jakaś idiotka mogła się uganiać za Royalem. – Nie patrz tak na mnie, przecież wiesz, że byłam jego dziewczyną.
-Tak, wiem. I do dzisiaj się zastanawiam, czy ty naprawdę byłaś taka głupia. – odpowiedział, jak zwykle, milusim tonem.
-Skończ już marudzić i idź po czekolady. – o dziwo, nic nie odpowiedział, tylko spiorunował mnie spojrzeniem i spełnił mój rozkaz. Rozejrzałam się dookoła. Odkąd byłam tutaj ostatni raz, nic się nie zmieniło. Nadal było to malutkie pomieszczenie z dwoma stolikami, beżowymi ścianami i czerwonymi zasłonami. Chwilę później wrócił blondas z dwoma kubkami gorącego napoju. Jeden postawił przede mną. Uśmiechem podziękowałam i zaczęłam bezmyślnie mieszać łyżeczką w moim kubku. Krukon nic nie mówił, tylko obserwował mnie ukradkiem, chyba czekając, aż się odezwę. Odchrząknął, nadal się we mnie wpatrując. Spojrzałam na niego, nadal bawiąc się moją łyżeczką.
-No to opowiadaj. – zachęcił mnie, widząc, że ja nie mam zamiaru zaczynać tej rozmowy.
-Mogę o coś spytać?
-Już to zrobiłaś. – stwierdził sceptycznie.
-Dlaczego ci tak bardzo zależy na tym, żeby się dowiedzieć, co mnie gryzie? – zignorowałam jego wypowiedź.
-Bo chodzisz struta. Już wolę jak masz ten swój głupkowato dobry humor i mnie denerwujesz. – odpowiedział. Przewróciłam oczami. – Dobra, nie chcesz to nie. – rzekł, ku mojemu zdziwieniu. Czyli jednak da mi spokój. Ucieszyło mnie to. – Jeszcze do mnie przyjdziesz z tym problemem. – dodał pewny siebie.
-Niedoczekanie twoje. – prychnęłam. – Co będziemy robić, jak wypijemy czekoladę? – spytałam po chwili ciszy.
-Ja idę do zamku, a ty rób co chcesz. – odparł, wzruszając ramionami.
-A na Wielkanoc wracasz do domu? – zagadnęłam, próbując nawiązać normalną rozmowę.
-Wiesz, że zawsze wracam do domu, jak tylko mam okazję. – po tych słowach upił duży łyk swojej czekolady. – A ty?
-Wracam do domu. – odpowiedziałam i nastała cisza. W sumie nie dziwię się jemu, że chciał, żebym mu się wyżaliła, bo rzeczywiście jeszcze nigdy atmosfera między nami nie była taka posępna. A to wszystko była moja wina, bo to ja nie miałam ochoty na rozmowę.
-Przepraszam, że cię namówiłam na wyjście do wioski ze mną, a teraz tracisz czas, bo nie jestem w nastroju. – wyrzuciłam z siebie. Luke popatrzył na mnie niezidentyfikowanym wzrokiem.
-Jeśli myślisz, że ci powiem, że wcale tak nie jest, to nie łudź się. – mruknął. – Rzeczywiście, jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać, to nie wiem po jaką cholerę mnie wyciągałaś.
-Chcę z tobą rozmawiać, tylko że…
-Że nie masz nastroju? Głupia wymówka. – przerwał mi.
-Nie chodzi o to. – sprostowałam. – Po prostu męczysz mnie, żebym ci opowiedziała, co mnie gryzie, ale to nie jest temat, na który mogłabym z TOBĄ rozmawiać. – wydukałam, z trudem znajdując odpowiednie słowa.
-Dobrze wiesz, że możesz ze mną rozmawiać na każdy temat, więc nie widzę problemu.
-Na każdy, tylko nie na ten, że Potter przespał się z inną, a ja nie mogę sobie z tym poradzić! – wyrzuciłam z siebie, chyba nie do końca rozumiejąc, że właśnie powiedziałam to, o czym nie chciałam rozmawiać. Dopiero po chwili zorientowałam się, co powiedziałam.
-A więc o to chodzi. – mruknął ze zrozumieniem, patrząc na mnie dziwnym wzrokiem.
-Zapomnij o tym, co powiedziałam. – dopiłam swój napój i wstałam, ubierając się. – Ja już muszę iść, jeszcze muszę po drodze wejść do paru sklepów i zrobić zakupy. Trzymaj się. – wyrzucałam z siebie słowa z prędkością światła i z taką samą prędkością ubrałam się i wyszłam. Byłam zażenowana swoim wyznaniem i było mi po prostu głupio.
-Hej, hej! Poczekaj! – Luke zerwał się ze swojego miejsca i wybiegł za mną na dwór, rzucając na stół pieniądze za czekolady. W biegu założył kurtkę i dogonił mnie bez problemu, mimo że praktycznie biegłam. Zatrzymał mnie i zmusił, żebym się odwróciła w jego stronę. – Opowiedz mi wszystko. Wyrzuć to z siebie. – powiedział łagodnie, chyba widząc, że rzeczywiście mam z tym problem. Słowa same ze mnie leciały. Opowiedziałam mu całą sytuację z dzisiejszego poranka oraz o tym, jak się z tym czuję. Po moim wywodzie, podrapał się po brodzie, zastanawiając się, co powiedzieć.
-A skąd pewność, że ona mówi prawdę? – spytał, a mi ręce opadły. Nie miałam ochoty przeprowadzać powtórki rozmowy z dziewczynami.
-Ty też go bronisz? – spytałam zrezygnowana.
-Nie, absolutnie go nie bronię. Tylko zastanawiam się, na ile można wierzyć tej całej Rachel.
-Ja jej wierzę. – mruknęłam – Nie ma powodu, żeby mnie okłamywać no i zawsze była wobec mnie uczciwa.
-No to spytaj Pottera. – podsunął obojętnym tonem.
-Tak, oczywiście. Podejdę do niego i powiem: „Cześć James, spałeś z Rachel?”. – warknęłam ironicznie. – Zresztą, nawet gdyby mi odpowiedział, to i tak skąd mam wiedzieć, czy mówi prawdę. – dodałam już bardziej zrezygnowana, niż ironiczna.
-To proste. – oznajmił znudzonym tonem – Będziesz widziała po jego reakcji. Taka zdolna jesteś, a nie potrafisz rozpoznać, czy ktoś kłamie? – zadrwił ze mnie, a ja prychnęłam.
-Nie będę powtarzać już po raz setny, że Potter to mistrz w kłamaniu w żywe oczy. Nawet w sytuacjach dla niego zaskakujących.
-Jeśli rzeczywiście coś do ciebie czuje, to nie skłamie bez zmrużenia okiem. – odparł, a ja popatrzyłam na niego, jak na wariata. – Coś nie tak? – spytał zdziwiony moim zachowaniem.
-Albo ja mam deja vu, albo ty się zgadałeś z Angeliną i nadajecie na tych samych falach. – mruknęłam, a on poruszył się niespokojnie i podniósł brwi pytająco. – No po prostu powiedziała mi dzisiaj praktycznie to samo. – wyjaśniłam.
-No widzisz, to znaczy tylko tyle, że naprawdę powinnaś spytać o to Pottera. Chociaż, jak się tak zastanawiam nad tym, to do cholery, w jakim ty świecie żyjesz, Evans? – wypalił nagle, prawdopodobnie chcąc zejść z tematu on-Angelina. Tym razem to ja podniosłam brew w geście zdziwienia.
-O co ci chodzi? – spytałam, zbita z tropu.
-O to, że zachowujesz się tak, jakby uprawianie seksu w związku było czymś nienormalnym. Dlatego pytam, w jakim świecie ty żyjesz? Ludzie nie czekają z tym do ślubu. – odpowiedział trochę pogardliwym tonem.
-Ale mi wcale nie chodzi o sam fakt, że oni… - zawiesiłam głos – to robili. – dokończyłam.
-Uprawiali seks. – poprawił mnie Luke zbyt przesadnym dydaktycznym tonem. – Masz 17 lat i boisz się wymawiać słowo seks?
-Przestań. – warknęłam – Nie boję się wypowiadać tego słowa. Tylko chodzi o to, że boli mnie to. Boli mnie to, że Potter cały czas twierdził, że mu na mnie zależy, nawet jak z nią był, a tak naprawdę to był głupim dupkiem, który myśli tylko o jednym. – powiedziałam gorzko – Ja już sama nie wiem, co mam o tym wszystkim sądzić. Chciałam mu zaufać, chciałam przestać przejmować się wszystkim i po prostu pójść z nim na randkę, całować się, przytulać, być ze sobą. A tu nagle wyskakuje mi taka wiadomość. Skąd mam wiedzieć, czy ze mną nie zrobi tego samego? – zakończyłam żałośnie.
-Oj Evans, Evans. – cmoknął blondyn i popatrzył na mnie ze współczuciem (?). – Ty się zawsze musisz wpakować w jakieś kłopoty. I to na dodatek zawsze z tym nadąsanym okularnikiem. Nawet nie wiem, co ty w nim widzisz, ale widocznie coś musi w sobie mieć. Pierwsze, co musisz zrobić, to dowiedzieć się, czy rzeczywiście jest tak, jak twierdzi Rachel. Jeśli nie, to sprawa jest prosta, możesz się umówić z nim i żyć długo i szczęśliwie. – ostatnie zdanie wypowiedział z nutką pogardy w głosie – A jak rzeczywiście ze sobą sypiali, to masz trochę większy problem. Ja osobiście nie robiłbym z tego takiego wielkiego halo, ale ty będziesz musiała sobie przewartościować pewne rzeczy. No i przede wszystkim z nim porozmawiać. Z tego, co widziałem dzisiaj na śniadaniu, to traktujesz go, jakby Cię potraktował Cruciatusem, albo gorzej. A on pewnie nawet nie wie, co zrobił, że tak go nie lubisz. W każdym razie, musisz iść z nim porozmawiać o tym, czy to prawda. – zakończył swój wywód. Jednym zdaniem, nie wniósł nic nowego, czego by nie powiedziały mi dziewczyny.
-Nie będę łazić i wypytywać się Pottera o to, z kim spał, kiedy, ile i jak często. – oznajmiłam, chcąc zakończyć tą żenującą rozmowę.
-Lily, ty po prostu chcesz, żeby to była prawda. Już taki długi czas udaje ci się unikać randki z tym Potterem, że nawet teraz, gdy ty też chcesz się z nim umówić, to znajdujesz sobie wymówki, żeby się wymigać. Tobie to po prostu weszło w nawyk. – stwierdził chłopak, obserwując moją reakcję.
-Jeśli próbujesz się bawić w psychologa, to kiepsko ci idzie. – powiedziałam oschle, głęboko dotknięta jego słowami. – A teraz wybacz, ale nie mam zamiaru dłużej tego słuchać. – dodałam i odeszłam szybkim krokiem w stronę Trzech Mioteł.
-Jeśli myślałaś, że powiem ci wszystko, żebyś tylko poczuła się lepiej to informuję cię, że przyjaciele nie są od tego. Oni są od tego, żeby dawać dobre rady. – zawołał za mną, a ja przystanęłam i odwróciłam się w jego stronę.
-Problem tkwi w tym, że ty sobie myślisz, że wszystkie twoje rady są dobre. Po prostu przeliczasz swoje możliwości. – warknęłam i znowu zaczęłam od niego odchodzić. Byłam zła. Byłam bardzo zła na Luke’a. Po wszystkich bym się tego spodziewała, ale nie po nim, że będzie bronił Pottera. I ta jego ostatnia wypowiedź. Co on sobie wyobraża?! Byłam tak zajęta wyzywaniem w myślach blondasa od głupich kretynów, że nawet nie widziałam, gdzie idę. Nagle moje myśli powstrzymało coś twardego, w co uderzyłam z impetem. Udało mi się utrzymać równowagę, dzięki czemu nie przewróciłam się.
-Przepra… - zaczęłam, ale gdy zobaczyłam, kto to, urwałam w połowie. – Uważaj, jak łazisz, Potter. – warknęłam. Albo ja mam takie cholerne szczęście, że zawsze na niego wpadam, albo on mnie po prostu śledzi.
-Też się cieszę, że cię widzę. – okularnik wyszczerzył zęby. – Cóż za miłe spotkanie, Evans.
-Potter, proszę cię, daj mi w końcu święty spokój. – jęknęłam zmarnowana. Czułam, że miałam już tego wszystkiego dość i narastała we mnie złość, która lada chwila mogła wybuchnąć.
-Co ci się stało dzisiaj? Wczoraj ze mną normalnie rozmawiałaś, a dzisiaj od samego rana zachowujesz się, jak w 5 klasie. – odstawił na bok wesoły ton i wydawał się być bardzo zmartwiony. W tym momencie coś mnie tknęło.
-Mogę zadać ci pytanie? – spytałam, nie dbając o to, jakim tonem mówię.
-Jasne, wal. – odpowiedział, chyba lekko zdziwiony. Wzięłam głęboki oddech, z zamkniętymi oczami policzyłam w myślach szybko do trzech i spojrzałam mu prosto w oczy.
-Jak byłeś z Rachel, uprawialiście seks? – słowa same ze mnie wyszły, a ja byłam jednocześnie zażenowana i zdziwiona swoim śmiałym pytaniem. Potter wybałuszył na mnie oczy i wyraźnie go zatkało. Nastała głucha cisza, a z każdą chwilą serce mi biło coraz szybciej. Z jednej strony chciałam usłyszeć odpowiedź, a z drugiej nie wiedziałam, czy chcę ją znać.
-S-skąd takie pytanie? – spytał niepewnym głosem, chyba chcąc mnie przejrzeć.
-Po prostu odpowiedz na to pytanie. Tak, czy nie? – ponagliłam go ostrym tonem. Już otwierał usta, żeby odpowiedzieć.
-James, możemy porozmawiać? To pilne. – ton wypowiedzi Remusa świadczył o tym, że rzeczywiście sprawa musiała być pilna. – Przepraszam Lily, że przerywam, ale naprawdę potrzebuję teraz Rogacza. – Lunio zwrócił się do mnie, a ja tylko pokiwałam ze zrozumieniem głową, próbując się uśmiechnąć. Potter widząc, że nie mam nic przeciwko, poszedł za Lupinem, oglądając się co chwila za mną.
-Wrócimy do tej rozmowy. – powiedziałam cicho, jednak okularnik to usłyszał. Jego mina wyraźnie mówiła, że wolałby uniknąć tego tematu, co raczej nie podziałało na mnie uspakajająco.
Co mogę napisać po tak długiej nieobecności na blogu? Że przepraszam Was bardzo mocno? Wypadałoby Was przeprosić. PRZEPRASZAM. Naprawdę przepraszam. Nie będę się tłumaczyć, bo jest prawie 2 w nocy, a ja o 6 wstaję. Coś o tym rozdziale, hmmm. Zaczęłam go pisać nawet nie wiem kiedy. Skończyłam dzisiaj. Jest, jaki jest, czyli taki, jaki jest rozdział pisany urywkami, po bardzo długiej przerwie. Nawet nie wiem, czy jeszcze tutaj zaglądacie :-). Zresztą, spodoba się, to się spodoba, a jak nie, to trudno, znowu przeproszę. Jesteście wspaniali, wiecie o tym? W bliskiej przyszłości chcę zmienić wygląd bloga, więc coś tam pewnie będę moderować powoli. Ostatnio miałam trochę ochoty na pisanie, to może coś jeszcze napiszę, ale nie będę Wam robić złudnych nadziei. Ehhh, głupio mi jest cholernie i przykro, że przez 2 (?) lata nie pojawił się żaden rozdział. Zresztą, już nie gadam, tylko zapraszam do czytania i chowam się pod kołdrą w razie lawiny krytyki na moją głowę i jakość tego rozdziału.
Kocham Was i pozdrawiam serdecznie!
Leksia
***
Mijały dni i tygodnie. Nim się obejrzałam, śnieg stopniał i małymi krokami nadchodziła wiosna. Od walentynek nie miałam żadnego bliskiego spotkania z Potterem i szczerze powiedziawszy nie wiedziałam, co o tym myśleć. Cieszyć się, czy wręcz przeciwnie? Wynikało to głównie z tego, że James całe popołudnia spędzał na treningach, natomiast wieczorami ja przeważnie patrolowałam korytarze, jak na szkolnego prefekta przystało. Z jednej strony strasznie tęskniłam za zapachem okularnika i smakiem jego ust, ale z drugiej strony przecież sama kazałam mu czekać i głupio mi było wymagać od niego, żeby zachowywał się jak mój chłopak. Musiałam przyznać przed samą sobą, że byłam rozdarta i nie wiedziałam, co ja tak naprawdę czuję i myślę. Patrząc na to obiektywnie, stwierdziłam, że chyba przechodzę jakiś dziwny okres w życiu nastolatki i moje hormony wręcz szaleją, ale za cholerę nie mogłam sobie z tym poradzić. Z takimi i innymi myślami siedziałam sobie bardzo wczesnym rankiem na parapecie w sowiarni i spoglądałam przez okno, za którym malował się wspaniały widok przyrody budzącej się do życia po zimie. Na gołych drzewach zaczynały pojawiać się bazie, trawa zaczęła nabierać coraz bardziej zielony kolor, a niektóre ptaki już zaczęły budować swoje gniazda. Westchnęłam cicho i oparłam głowę o zimną ścianę. Czułam się strasznie zmęczona ciągłymi rozmyślaniami na temat moich relacji z Jamesem. Raz po raz analizowałam wszystko, co się działo między nami i wciąż czułam niedosyt ze stanu rzeczy, w jakim znajdowały się nasze stosunki. Nie ukrywałam przed sobą, że chciałabym, żeby to było coś więcej, jednak ciągle nie na tyle, żeby coś z tym zrobić. Zastanawiała mnie jeszcze jedna rzecz. Za każdym razem, gdy byłam z nim sam na sam, w bardzo małej odległości od siebie i dochodziło do zbliżenia, czułam nienaturalne ciepło w okolicach obojczyków. Nie mogłam dojść do tego, co to mogło być. Kompletnie nic nie przychodziło mi do głowy. Wpierw myślałam, że to może jego oddech, jednak ciepło przy obojczykach miało takie inne pochodzenie, jakby… magiczne. Wiedziałam, że przecież w świecie czarodziejów wszystko jest magiczne, ale wciąż nie dawało mi to spokoju. Całe szczęście uczucie to należało do bardzo przyjemnych i raczej byłam pewna, że to nic złego. Kolejną rzeczą, która ciągle wierciła mi się w myślach było to, że zbliżały się urodziny Jamesa, a ja kompletnie nie wiedziałam, co mu kupić na prezent. Z początku chciałam zrobić coś sama, ale nie jestem jakoś szczególnie uzdolniona, jeśli chodzi o prace artystyczne. Co prawda mogłam sobie pomóc magią, ale w sumie co miałabym niby zrobić takiego? Chciałam dać mu coś oryginalnego. Wiedziałam, że byłby zadowolony z każdego prezentu wiążącego się z quidditchem, jednak to zdecydowanie nie byłoby oryginalne. Z problemem tym zmagałam się już od dłuższego czasu. Błądząc myślami wokół tego tematu, przypomniało mi się, że pod moim łóżkiem, jeszcze od stycznia, leży nieotwarta, mała paczuszka, w której znajdował się prawdopodobnie jakiś prezent. Prezent od Pottera. Zerwałam się z parapetu i szybkim krokiem skierowałam się w stronę wieży Gryfonów, po drodze zastanawiając się, co tam może się znajdować. Za bardzo nie zwracałam uwagi na to, co dzieje się po drodze, bowiem próbowałam dojść do wniosku, jakim cudem prezent ten jeszcze nie został otwarty przeze mnie. Musiałam o tym kompletnie zapomnieć. Wparowałam do naszego dormitorium, gdzie dziewczyny budziły się dopiero do życia, próbując ogarnąć się na śniadanie.
-Lily… - zaczęła rozczochrana Kate, jednak urwała w połowie zdania, przyglądając się z dziwną miną, jak wchodzę pod łóżko i wyciągam małą paczuszkę. Jej wielkie niebieskie oczy natychmiast zabłysnęły czystą ciekawością. – Co to jest? – spytała, przekrzywiając głowę i tym samym zwracając na mnie uwagę pozostałych dziewczyn. Spojrzałam na nią niezrozumianym przeze mnie samą wzrokiem i wzruszyłam ramionami.
-Nie wiem, ale zaraz się dowiem. – odparłam zadawkowym tonem i zwróciłam się ku wyjściu, pozostawiając ją lekko oszołomioną moim dziwnym zachowaniem. Wyszłam z naszej sypialni i zbiegłam po schodach, chowając paczuszkę do kieszeni szarej bluzy. Skierowałam się do wyjścia z wieży Gryffindoru, a następnie do najbliższej damskiej łazienki, gdzie zamknęłam się w kabinie i wyciągnęłam prezent. Z ogromną ciekawością rozpakowałam go, otworzyłam granatowe pudełeczko i wyciągnęłam podarunek, uśmiechając się delikatnie.
***
-Stanowczo oświadczam, że się o ciebie martwię. – oznajmiła Kate, siadając do stołu obok mnie i Łapy, który łapczywie zajadał się jajecznicą i bekonem.
-A co jest ze mną nie tak? – spytał Syriusz, przełykając kolejny kęs i przekrzywiając głowę w stronę swojej dziewczyny. Bridge spiorunowała go miażdżącym wzrokiem.
-Z tobą wszystko jest nie tak. – odparła. – Ale to u ciebie akurat normalne, więc to nie o ciebie się martwię. – dodała, rzucając mi podejrzliwe spojrzenie.
-Ach, chodzi ci o Evans!
-Brawo, Sherlocku. – burknęła lokata dziewczyna.
-A co z nią jest nie tak? – spytał, nieporuszony sarkazmem Kate.
-Dziwnie się zachowuje. – odpowiedziała rzeczowym tonem, przypominając mi jakiegoś psychologa. – Wstaje wczesnym rankiem, łazi gdzieś po zamku, potem wpada do pokoju, bierze jakąś podejrzaną paczkę i wychodzi nic nie mówiąc. – opowiedziała po krótce moją historię dnia dzisiejszego.
-Może ma jakieś potajemne schadzki? – rzucił Black podejrzliwym tonem, przyglądając mi się bacznie. – Na przykład z Potterem. – wyszczerzył zęby i zaśmiał się krótko. Odchrząknęłam, spoglądając na nich oburzonym wzrokiem.
-Przepraszam bardzo, ale ja tutaj jestem i wszystko słyszę. – warknęłam zirytowana.
-Gdzie byłaś dzisiaj rano i co to była za paczka? – Kate wymierzyła we mnie palec wskazujący, oczekując odpowiedzi. Uśmiechnęłam się tajemniczo.
-Może mam jakieś potajemne schadzki? – spytałam, przedrzeźniając Łapę. – Na przykład z Potterem. – dodałam, wstając od stołu i zasuwając krzesło.
-Evans, czy ty chcesz mi coś zaproponować? – odezwał się za mną głos nikogo innego, jak Jamesa we własnej osobie. Serce zabiło mi mocniej, słysząc go prawie przy samym uchu. Odwróciłam się, stając niebezpiecznie blisko, twarzą w twarz z czarnowłosym okularnikiem.
-Nie wiem, spytaj twojego przyjaciela. – odpowiedziałam powoli z półuśmiechem, patrząc mu w oczy. – A teraz wybacz Potter, ale muszę skoczyć do biblioteki, więc byłoby miło, gdybyś dał mi pole do manewru opuszczenia tego miejsca. – dodałam, starając się brzmieć całkowicie normalnie.
-To zależy od mojego kaprysu. – odparł, a w jego oczach zabłysnęły figlarne ogniki. Wywróciłam oczami i zrobiłam krok, żeby go ominąć. W tym momencie złapał mnie za prawy nadgarstek i już chciał wykonać jakiś ruch, gdy nagle zastygnął, a na jego twarzy pojawiło się zaciekawienie. Spojrzał na moją rękę i jednym palcem odsunął rękaw bluzy. Uśmiechnął się szeroko i popatrzył na mnie całkowicie innym wzrokiem niż przed chwilą. Figlarne ogniki zastąpił ciepły wyraz wzroku patrzącego na mnie łagodnie.
-Bardzo ładna bransoletka Evans. – powiedział głębokim głosem, cały czas uśmiechając się czarująco.
-Wiem Potter, dziękuję. – odparłam, odwzajemniając ciepły uśmiech i mrugnęłam wesoło. Puścił moją rękę, a ja odeszłam wolnym krokiem. W momencie, gdy usiadł do stołu, zdążyłam usłyszeć rozkojarzoną rozmowę lokatej i Łapy.
-Czy tylko ja nie rozumiem, co tutaj właśnie zaszło? – spytał całkowicie zbity z tropu najlepszy przyjaciel okularnika. Rogacz poklepał go po plecach.
-Nic nie musisz rozumieć, stary. – roześmiał się James. Zanim wyszłam, odwróciłam się i dostrzegłam zszokowaną minę Kate i zachichotałam pod nosem.
***
Tego samego dnia, siedziałam wieczorem w najciemniejszym i najbardziej ustronnym kącie Pokoju Wspólnego Gryfonów, próbując uniknąć Kate, która za wszelką cenę chciała dowiedzieć się, co zaszło między mną, a Potterem na śniadaniu oraz czy ta bransoletka pochodzi z paczuszki, którą rano zabrałam z dormitorium. Jako, że nie dawała mi spokoju przez cały dzień, a ja wolałam zachować dla siebie wydarzenia z dzisiejszego poranka, postanowiłam jej unikać. W sumie nie było w tym wszystkim nic tajemniczego, ale czułam, że jak jej powiem wszystko, to będzie mi wiercić dziurę w brzuchu i maglować temat mnie i Jamesa przez następny tydzień. Tak więc sobie siedziałam i czytałam mugolską powieść. Jako, że lubiłam tą książkę, trochę zbyt bardzo się zaczytałam i nie zwracałam uwagi na to, co dzieje się wokół mnie. Po dłuższej chwili, podniosłam wzrok znad książki, czując, że ktoś mnie bacznie obserwuje.
-„Przeminęło z wiatrem”. – przeczytał na głos tytuł mojej książki, nie kto inny, jak James Potter we własnej osobie. – O czym to jest? – spytał przekrzywiając głowę.
-Hmmm, James Potter pytający o książkę?
-Nie przystoi damie odpowiadać pytaniem na pytanie. – odpowiedział, idealnie wstrzeliwując się w klimat książki. Zachichotałam. – Ten rym wyszedł sam. – dodał po chwili, uświadamiając sobie powód mojego rozbawienia. – A więc, dowiem się, o czym czytasz? Jakieś nowe zaklęcia? – spytał, ponownie wywołując u mnie śmiech. Zmarszczył brwi, jakby zastanawiał się, czy znowu palnął coś głupiego.
-Nie, to mugolska powieść. – odparłam.
-Nie pytałem co to, tylko o czym to jest. – wzruszył ramionami. Tym razem to ja zmarszczyłam brwi.
-Można powiedzieć, że o miłości. – powiedziałam krótko.
-Można powiedzieć? – spytał zaciekawiony.
-Przeczytaj, to się dowiesz, o czym jest. – mruknęłam obojętnie.
-Ja nie czytam książek. – oznajmił dumnie – To bardzo zaszkodziłoby mojemu wizerunkowi uczciwego Huncwota. – dodał, wypinając pierś.
-Potter, myślę, że Huncwot i uczciwy to dwa słowa, których się nie używa w jednym zdaniu. – po moich słowach zbombardował mnie wzrokiem. – Poza tym, to Remus nie jest Huncwotem, skoro czyta książki?
-Lunio to Lunio. – odparł z uśmiechem. – On jest naszym zdrowym rozsądkiem, więc możemy przyjąć, że to wyjątek potwierdzający regułę.
-Kolejne słowa, których na pewno się nie łączy – wy i zdrowy rozsądek. – wyszczerzyłam zęby, a on zaśmiał się krótko.
-Grabisz sobie Evans. – pomachał groźnie palcem.
-Nie zapominaj, kto tutaj jest prefektem, a kto może zarobić szlaban. – odpyskowałam, pokazując mi język.
-No wiesz, szlaban z tobą byłby bardzo miłym akcentem wieńczącym dzień, w którym założyłaś moją bransoletkę. – wyparował, sprawiając, że na chwilę brakło mi odpowiednich słów.
-Hmm, zawsze możesz zwieńczyć dzień szlabanem z Filchem, któremu nie podarowałeś tak ładnej bransoletki, przez co nie będzie on tak miły, jak ja. – uśmiechnęłam się słodko, jednak w jego postawie nie zanotowałam jakiegokolwiek cienia strachu.
-Bardzo się cieszę, że założyłaś tę bransoletkę. Nawet nie wiesz, jak to dobrze wpłynęło na cały mój dzisiejszy dzień. – wyparował tak ni stąd, ni zowąd, ucinając poprzednią luźną pogawędkę. Pod wpływem jego słów zarumieniłam się lekko.
-Nie widzę w tym nic dziwnego. – odpowiedziałam. – Jest ładna, więc nie widzę powodu, by miała leżeć zamknięta w pudełku.
-No wiesz, od twoich urodzin minęły prawie dwa miesiące, a dzisiaj ją miałaś pierwszy raz na sobie. – słusznie zauważył. Wzruszyłam ramionami.
-Jeśli mam być szczera, to dopiero dzisiaj dowiedziałam się, że twój prezent to bransoletka. – oznajmiłam zgodnie z prawdą. Jego uśmiech zrzedł.
-Nie wiedziałem, że otwarcie prezentu ode mnie jest takie straszne, że odwlekałaś to tyle czasu. – burknął trochę urażonym tonem.
-Nie chodzi o to, że jest straszne, ale zapomniałam o nim. – mruknęłam, spoglądając na swoje ręce, chcąc uniknąć jego wzroku. – Po prostu, gdy mi go dałeś, byłeś z Rachel, więc nie miałam ochoty go otwierać i rzuciłam pod łóżko. A potem o nim zapomniałam. – wyznałam. Tym razem to chyba jemu zrobiło się głupio, ale nie skomentował tego. Przez chwilę panowała trochę niezręczna cisza.
-Co więc sprawiło, że go otworzyłaś właśnie dzisiaj? – spytał, przerywając milczenie.
-Dużo myślałam o tym, co tobie podarować na urodziny. A że nie wiedziałam, i do dzisiaj nie wiem, co, to chciałam przypomnieć sobie, co od ciebie dostałam. No i zorientowałam się, że nie wiem, bo twój prezent leżał pod łóżkiem. Reszty chyba nie muszę dopowiadać. – odpowiedziałam na jego pytanie i spojrzałam na delikatną srebrną bransoletkę, na której była zawieszka w kształcie ozdobnej litery L. Kątem oka zauważyłam, że James ucieszył się, gdy patrzyłam na podarunek przyjaznym okiem. Uśmiechnęłam się lekko na myśl o tym, że zrobiłam mu taką przyjemność, zakładając ów bransoletkę.
-Co do moich urodzin, nie musisz mi nic kupować, bo ja mam wszystko, co mogę mieć materialnego. – rzekł po chwili, wyrywając mnie z chwilowego zamyślenia. Zmarszczyłam brwi, powoli analizując, co powiedział.
-Nie wygłupiaj się, muszę ci coś kupić. W końcu nasze relacje, ostatnimi czasy, stały się wręcz przyjacielskie, więc jestem zobowiązana coś ci podarować. – odparłam, próbując zmienić kierunek, w jakim posuwała się ta rozmowa. – Szczególnie, że to są 17 urodziny, staniesz się pełnoletnim czarodziejem. – dodałam i mrugnęłam przyjacielsko.
-Jest coś, co mogłabyś mi podarować. – mruknął niby niedbale, jednak bacznie obserwował moją reakcję. Serce zabiło mi mocniej, chociaż nie wiem, czy to z niepokoju, czy bardziej z podekscytowania. – Ale nie chcę, żebyś mi cokolwiek kupowała. – dodał, próbując mnie zaciekawić. Sama do końca nie wiedziałam, czy chcę wiedzieć, o co konkretnie mu chodzi. Westchnęłam w duchu.
-Nie mów mi co, bo jeśli powiesz mi, co chcesz, to już nie będzie niespodzianka, jak to dostaniesz. – spróbowałam ostatniej deski ratunku i po prostu udawałam, że nie dostrzegam jego błysku w oku i niewypowiedzianej propozycji.
-Gdybyś sama wpadła na taki pomysł, o jakim ja myślę, to zapewniam cię, że byłaby to dla mnie ogromna niespodzianka. Ale nie łudźmy się Evans, jak ci nie powiem, to tego po prostu nie dostanę. – wzruszył ramionami, a miły nastrój pękł, jak mydlana bańka.
-No cóż, widocznie nie zawsze musisz dostawać to, czego chcesz. Przykro mi. – powiedziałam trochę zbyt oschle i wstałam, nie do końca rozumiejąc, dlaczego z miłej atmosfery, nagle zrobiło się tak chłodno. – A teraz wybacz, ale idę spać, późno już, a rano trzeba wstać. – mruknęłam i odwróciłam się z zamiarem odejścia.
-Nie zawsze dostaję tego, czego chcę. – powiedział powoli, jednak ja nie przestałam iść. – Od blisko trzech lat próbuję się umówić z tobą i jeszcze nigdy do tego nie doszło. A oddałbym większość, o ile nie wszystkie rzeczy, które posiadam. – dokończył spokojnie, sprawiając, że stanęłam. Przygryzłam wargi, czekając, czy powie coś jeszcze i jednocześnie próbując wymyślić jakąś sensowną odpowiedź. – Czy mogę mieć jakąś nadzieję, że na moje 17 urodziny, dzięki tobie, spełni się moje marzenie? – zapytał tak po prostu. W myślach widziałam jego orzechowe oczy pełne ciepła wpatrujące się w moje plecy z nadzieją. Musiałam ugryźć się w język, żeby nie wykrzyczeć, że tak, że pójdę z nim na randkę w ramach mojego prezentu.
-Nadzieja matką głupich, Potter. – naprawdę nie wiem, co mi odbiło, żeby właśnie tak odpowiedzieć na jego pytanie.
-No cóż, z drugiej strony, głupi ma zawsze szczęście, nie? – usłyszałam w odpowiedzi i ze zdumieniem odwróciłam głowę w jego stronę. Siedział luźno w fotelu, okulary miał delikatnie przekrzywione w prawą stronę, włosy stały mu we wszystkie strony, a jego orzechowe oczy lśniły zdrowym blaskiem. Siedział tam i patrzył na mnie z uśmiechem, całkowicie niezrażony moją odpowiedzią. A ja, nagle, poczułam się najgłupszą istotą na ziemi i stałam tam, jak jakaś sierota, wpatrując się w niego i resztkami świadomości powstrzymując się od rzucenia na niego i oznajmienia, że najchętniej to już poszłabym z nim na randkę. Nie wiedząc, co powiedzieć, ani co zrobić, wykonałam jakiś mało skoordynowany ruch ręką i odeszłam do swojego dormitorium. Nie mogłam już widzieć, jak po moim odejściu, uśmiech Jamesa Pottera gaśnie. Jednak, nie chciałabym być tego świadkiem, bo to najprawdopodobniej złamałoby mi serce.
***
Następnego dnia obudziłam się niewyspana z ogromnym kacem moralnym. Przez pół nocy zadręczałam się wyrzutami sumienia, że znowu odrzuciłam okularnika, szczególnie, że tym razem ja również chciałam tej randki. Żeby tego było mało, całą noc śnił mi się Rogacz na randce z inną dziewczyną, na której to robił mi wyrzuty, że znowu mu dałam kosza. Czułam, że muszę z kimś o tym porozmawiać i upewnić się, że nie tylko ja uważam, że brak mi piątej klepki i nadaję się do mugolskiego psychiatryka. Chociaż z drugiej strony, nie wiedziałam, czy dzielenie się z kimś moją głupotą, byłoby mądrym rozwiązaniem. Jednym zdaniem, byłam w tak zmiennym nastroju, że sama siebie zaskakiwałam. Gdy znalazłam się sam na sam w dormitorium z Kate, odważyłam się na rozmowę.
-Kate, czy ty miałaś w swoim niezbyt długim, nastoletnim życiu, taki okres, że sama nie wiedziałaś, czego chcesz i zmieniałaś zdanie zdecydowanie zbyt często, żeby sama za tym nadążyć? - po moim, dość dziwnym, pytaniu, Bridge przestała się ruszać, patrząc na mnie, jak na wariatkę. Zważając na fakt, że właśnie była w trakcie mycia zębów, wyglądało to dość komicznie.
-Ze fo? – wydusiła z siebie, opluwając mnie pianą z pasty do zębów.
-Że nic. – westchnęłam zrezygnowana i wytarłam rękawem to, co na mnie wylądowało.
-Hekaj, hekaj! – powiedziała niewyraźnie i pobiegła do łazienki. Po chwili wróciła już bez szczoteczki i bez piany w ustach. – Co się znowu stało? – spytała matczynym tonem, siadając obok mnie na moim łóżku i patrząc wyczekująco.
-Po prostu od paru tygodni nie mogę sama ze sobą wytrzymać. – zaczęłam powoli. – Raz chcę tak, a raz tak. Chcę czegoś, ale robię wszystko, żeby do tego nie doszło. Jestem tak niezdecydowana, że już mam samej siebie dość. Nie potrafię dojść do tego, czego tak naprawdę chcę. Czasami mam wrażenie, że zwariuję. Za dużo myślę, za dużo rozważam. Cały dzień myślę nad czymś i dochodzę do wniosku, że bardzo tego pragnę, a gdy dochodzi do kluczowego momentu, to odrzucam od siebie wszystko, czego chcę. – chaotyczny tok słów sam posypał się ze mnie.
-Ale czego ty tak bardzo chcesz? – spytała, zadając niewłaściwe pytanie.
-A czy to ważne?! – prawie wydarłam się na nią, gdy nie zrozumiała powodu, dla którego jej to wszystko powiedziałam. Zapadła cisza. Lokata wpatrywała się we mnie trochę przestraszona moim wybuchem. – Zapomnij o tym, co powiedziałam. – powiedziałam szybko i wstałam, zabierając swoją torbę i skierowałam się do wyjścia.
-Ale Lily! – Kate chwyciła mnie za rękę i zmusiła do spojrzenia na nią. – Usiądź i opowiedz mi wszystko od początku. – powiedziała łagodnie. Wykonałam jej polecenie i zrezygnowanym ruchem odłożyłam torbę na ziemię.
-Właśnie o to mi chodzi. – mruknęłam. – Jak tylko się obudziłam, postanowiłam ci o wszystkim powiedzieć. Jak już miałam to zrobić, stwierdziłam, że zataję główny wątek i opowiem tak ogólnie, po czym wydarłam się na ciebie, bo spytałaś o szczegóły. Wydaje mi się, że przechodzę jakiś burzliwy okres nastolatki i za cholerę nie mogę sobie poradzić ze swoją huśtawką nastrojów. Stąd moje pierwsze pytanie, czy też coś takiego przechodziłaś? – spojrzałam żałośnie w jej niebieskie oczy pełne troski.
-Nie wiem, czy przechodziłam, ale mając taką matkę, jaką mam, jestem przyzwyczajona do wszelakich huśtawek nastrojów. – odpowiedziała z uśmiechem. – Wiesz, zawsze byłaś dziewczyną twardo stąpającą po ziemi i doskonale wiedziałaś, czego chcesz. Z tego mogę wywnioskować, że to, co się z tobą teraz dzieje, to przejściowy stan, więc raczej nie musisz się martwić. No chyba, że w końcu stajesz się prawdziwą kobietą. – wyszczerzyła zęby. – My kobiety, podobno nigdy nie wiemy, czego chcemy. – dodała, sprawiając, że ja też się uśmiechnęłam. – Wracając do tematu, myślę, że nie pozostało ci nic innego, jak przeczekać to wszystko. Tylko nie wiem, czy my wszyscy to przeżyjemy. – roześmiała się, a ja przewróciłam oczami.
-Wcale mi nie pomogłaś. – mruknęłam, pokazując jej język. – Idziemy na śniadanie? – spytałam.
-Jeszcze nie skończyłyśmy. – odpowiedziała, patrząc na mnie wzrokiem „chcę-więcej-informacji”. – Czego tak konkretnie chcesz, ale nie chcesz?
-Muszę odpowiadać na to pytanie? – spytałam, krzywiąc się.
-Musisz, chociaż prawdopodobnie znam odpowiedź. – wyszczerzyła zęby jeszcze szerzej, niż przed chwilą.
-Ty to uwielbiasz się nade mną znęcać. – burknęłam niezadowolona z takiego obrotu sprawy.
-Z tego, co przed chwilą mówiłaś, to ty się znęcasz nad samą sobą, więc nie marudź, tylko śpiewaj mi tutaj wszystkie twoje grzechy. – odszczeknęła, ponaglając mnie.
-Chodzi o Pottera. – przyznałam cicho.
-Wiedziałam. – rzekła dumna sama z siebie.
-Skoro jesteś taka wszechwiedząca, to po co mnie męczysz? – warknęłam urażona.
-Nie marudź Ruda, tylko gadaj, co z tym twoim Jamesem jest nie tak. – mruknęła niezrażona moim tonem. – Oprócz tego, że wszystko. – dodała po chwili namysłu.
-Nie bardziej, niż z tobą. – odparłam, pokazując jej język.
-Nieźle cię musiało wziąć, skoro go tak bronisz. – odcięła się.
-Możemy skończyć tą żałosną rozmowę i iść coś zjeść? Bo głodna jestem. – spytałam. Przez chwilę patrzyła na mnie uważnie, po czym jej wzrok złagodniał.
-Ale obiecaj mi, że wrócimy do tej rozmowy.
-Obiecuję. – mruknęłam dla świętego spokoju i wyszłyśmy z dormitorium, kierując się do Wielkiej Sali.
***
W sobotę rano był wypad do Hogsmeade, co bardzo mnie cieszyło, bo był to ostatni dzień przed urodzinami Jamesa, a ja nadal nic dla niego nie miałam. W uszach ciągle brzmiały mi jego słowa na temat prezentu, który mam mu dać. Sama do końca nie wiedziałam, czemu nie chciałam iść z nim na tą randkę i po prostu mieć spokój od swojego sumienia, a przy okazji uszczęśliwić dwie osoby na raz – jego i siebie. Może obawiałam się tego, co mogłoby się wydarzyć na tym spotkaniu? Ale czego w sumie miałabym się bać? Przecież Potter nie był jakimś „zwierzątkiem” od Hagrida, żeby chciał mnie zjeść. Zachowywałam się strasznie dziecinnie, a najgorsze było to, że nie potrafiłam nic z tym zrobić. Męczyły mnie już te wątpliwości, bo ileż można wahać się na temat głupiego spotkania z chłopakiem, który ugania się za tobą od 3 lat i za którym ty uganiasz się od paru miesięcy? Jednak z drugiej strony, to wszystko wydawało się być takie nienaturalne, że miałabym iść tak po prostu z nim na randkę. A potem co? Związek? Nawet jeśli, to co? Przecież byłam już w związku. I to z chłopakiem 5 lat starszym. Co prawda finał tej znajomości nie był taki, o jakim marzyłam, ale jednak te pół roku mojego krótkiego życia poświęciłam Adamowi Royalowi. I, nie licząc oczywiście wątku z Catherine, byłam szczęśliwa mając kogoś. Tylko, że tym razem chłopakiem tym miał być James Potter we własnej osobie. Ten sam James Potter, którego pierwszy raz spotkałam w przedziale pociągu i od razu miałam go dość. Ten sam James Potter, z którym spaliłam w 3 klasie kartotekę Filcha. Ten sam James Potter, który uganiał się za mną od 3 klasy, robiąc mi kawały i wstyd przed całą szkołą, latając i wołając „Evans, umówisz się ze mną?”. Oraz ten sam James Potter, który wiecznie znęcał się nad moim przyjacielem Severusem i doprowadzał mnie tym do białej gorączki. No i w końcu ten sam James Potter, w którym zauroczyłam się bezgranicznie w 6 klasie, który złamał mi serce, odrzucając moje zaproszenie na randkę i będąc później z Rachel. Westchnęłam cicho i spojrzałam w lustro w łazience na swoją twarz.
-Oj Evans, robisz z igły widły. – powiedziałam cicho do mojego odbicia i przemyłam twarz zimną wodą, po czym wyszłam z łazienki. Kate leżała na swoim łóżku już gotowa do wyjścia, Angelina szukała czegoś w swoim kufrze, Rachel czesała włosy (które po zerwaniu z Jamesem wróciły do normalnego koloru), natomiast reszty dziewczyn już nie było. Skierowałam się w stronę swojego łóżka i usiadłam na nim, czekając, aż moje dwie przyjaciółki będą gotowe, żeby iść na śniadanie.
-Lily, jak tam twoje sprawy z Jamesem? – spytała nagle Rachel, przerywając ciszę. Chuda znieruchomiała, natomiast Kate popatrzyła na nią niezrozumiałym wzrokiem. Dziwne było usłyszeć to pytanie z ust byłej dziewczyny Pottera. Odkąd powiedziała mi, że życzy nam szczęścia i nie będzie przeszkadzać w naszych relacjach, temat mnie i Rogacza nigdy nie powrócił w naszej rozmowie. Nie bardzo wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć. No bo w sumie co? Że ona mi go „oddała”, a ja boję się nawet z nim umówić?
-Eeee… - zaczęłam, gorączkowo myśląc nad tym, jak wybrnąć z tej sytuacji. – No wiesz, postanowiliśmy się nie spieszyć. Nic na siłę. – mruknęłam. – A jak ty się czujesz? – spytałam, nieudolnie próbując zmienić temat.
-Chodzi ci o to, jak sobie radzę po zerwaniu z Jamesem? – spytała wprost. Przytaknęłam zdziwiona jej bezpośredniością. Wzruszyła ramionami. – Minęło półtora miesiąca. – zaczęła, jakby nad czymś się zastanawiała. – Generalnie czuję się dobrze, ale wspomnienia wracają. Może nie było ich dużo, ale jednak. James to taka moja pierwsza miłość. Nigdy wcześniej nie byłam z żadnym chłopakiem. I to w tak intymnych kontaktach. – dokończyła.
-Co masz na myśli mówiąc intymne? – Kate wypowiedziała na głos pytanie, które wierciło mi się w głowie i na które chyba nie chciałam słyszeć odpowiedzi.
-Chyba tobie nie muszę tłumaczyć co to znaczy. – odpowiedziała – Ja kochałam Jamesa, wydawało mi się, że on kocha mnie, więc nie widziałam przeszkód, żeby… no wiecie co. – po tym wyznaniu zarumieniła się. – A teraz wybaczcie, ale muszę już iść. – dodała szybko, chyba trochę zmieszana swoim wyznaniem i wyszła z dormitorium. Dwie pary oczu moich najlepszych przyjaciółek skierowały wzrok na mnie.
-Nie patrzcie tak na mnie. – odezwałam się, starając się brzmieć naturalnie. – Przecież Potter to nie jest mój chłopak, więc nie powinno mnie obchodzić to, co on robił z innymi dziewczynami przede mną. – wzruszyłam ramionami, udając, że mnie to nie ruszyło. Ale czy tak naprawdę było? Czułam ścisk w sercu na myśl, że Rachel i on…
-Ale z niego dupek. – powiedziała Kate, nie zwracając uwagi na to, co powiedziałam. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. – Przecież sam powiedział, że jest z nią tylko po to, żeby ci na złość zrobić. Szkoda, że drugiego powodu nie podał, szowinistyczna świnia. – skwitowała, odpowiadając na moje spojrzenie. – Nie zapomnij o tym, że doskonale wiedział, że tobie na nim zależy. – dodała.
-Nie osądzaj tak szybko. – wtrąciła Chuda, odzywając się po raz pierwszy i bacznie obserwując moją reakcję. – A czy my mamy pewność, że ona mówiła prawdę? – po jej słowach wewnątrz mnie zapaliła się nadzieja. Jednak szybko zdrowy rozsądek przypomniał o sobie.
-Po co miałaby kłamać? – odparłam. – Przecież powiedziała mi, że życzy nam szczęścia. Poza tym, Rachel nie jest osobą, która knuje intrygi. Chyba to już nieraz pokazała.
-A może udaje taką, żebyś jej o nic nie podejrzewała? – podsunęła Kate, podchwytując teorię Angeliny. Spojrzałam na nią powątpiewająco. – Lily, nie możesz mieć takiej wiary w ludziach. – rzekła stanowczo. – Ludzie są fałszywi.
-Ale ja właśnie dzięki niej odzyskałam wiarę w ludzi. – mruknęłam zgodnie z prawdą. Nigdy nie zapomnę tego, jak łatwo Rachel mi wybaczyła. – Póki co, to ja knułam jakieś intrygi i ją okłamywałam, więc nie mam powodów, żeby jej nie wierzyć. No i nie wspomnę, że nawet to ja ją namawiałam, żeby to zrobiła, więc to nie powinna być żadna niespodzianka. – dodałam, mając dość tej rozmowy. – Nie wiem, jak wy, ale ja idę na śniadanie. – po tych słowach wstałam z łóżka i skierowałam się do wyjścia. Nie chciałam myśleć o tej rozmowie i o tym, co Rachel robiła z Jamesem. Chciałam myśleć o niczym, ale słowa Douglas ugrzęzły mi w głowie i raz po raz słyszałam, jak wypowiada to zdanie, którego nie chciałam słyszeć. Byłam zazdrosna. Byłam tak cholernie zazdrosna, że aż sama sobie się dziwiłam. W sumie, czego mogłam się spodziewać? Nie ukrywajmy, Rachel była głupia, jak but, a Potter potrafił wykorzystać takie sytuacje. Zresztą, ja sama przyczyniłam się do tego, że on i ona… Wstrząsnęłam głową, próbując wyrzucić natrętne myśli, ale to nic nie dawało. Byłam wściekła. Byłam wściekła na Rachel, na Jamesa i na samą siebie. I pomimo, że oni zerwali ze sobą miesiąc temu, nadal znajdowałam się w tym chorym trójkącie. W tym momencie nienawidziłam Rogacza za to, że wciągnął mnie w tą głupią grę uczuć. I jakby na zawołanie, idąc szybkim krokiem zbyt zajęta własnymi myślami, żeby patrzeć przed siebie, wpadłam właśnie na niego. Tak, to jest szczęście Evans. W zamku mieszka setki uczniów, ale ja muszę wpadać prosto w objęcia Pottera, gdy najmniej tego chcę.
-Gdzie ci się tak spieszy, Evans? – zagadnął, będąc w wyraźnie dobrym humorze.
-Jak najdalej od Ciebie, Potter. – warknęłam nieprzyjemnie, wyładowując swoją frustrację na nim. Wręcz poczułam, jak dobry humor wylatuje z niego, choćby z dmuchanej piłki powietrze.
-Co ja znowu ci takiego zrobiłem? – spytał całkowicie zbity z tropu.
-Mi na szczęście nic. Ale z łaski swojej, zejdź mi z drogi. – odparłam i wyminęłam go, pozostawiając w osłupieniu.
-Hej, poczekaj! – zawołał za mną i dogonił, odwracając mnie w swoją stronę. – Co cię ugryzło? – spytał szczerze zdziwiony moim zachowaniem. Wyszarpnęłam swoją rękę z jego uścisku i bez słowa ruszyłam dalej. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, bo jednocześnie byłam wściekła na niego i wiedziałam, że nie mam prawa być na niego zła. Kolejna wewnętrzna rozterka, z którą już nawet nie miałam siły się zmierzyć. Na całe szczęście James już nie próbował za mną iść i dowiedzieć się, co mi się stało. Szybkim krokiem przemierzyłam drogę do Wielkiej Sali. Już zmierzałam się w stronę stołu Gryfonów, jednak gdy zobaczyłam, że jakimś cudem Potter dotarł tam pierwszy, skierowałam wzrok w stronę Krukonów, poszukując blond czupryny. Zlokalizowałam mój cel i ruszyłam w jego stronę. Usiadłam bezceremonialnie obok chłopaka i jakby nigdy nic zaczęłam jeść śniadanie. Osoby, które siedziały najbliżej mnie, najwyraźniej nie wiedziały, o co chodzi, bo gapili się na mnie, jak na wariatkę.
-O ile mi się dobrze wydaje, to stolik Gryffindoru jest po przeciwnej stronie. – mruknął na powitanie Luke.
-Tak, tak, wiem. – machnęłam ręką – Ale dawno nie rozmawialiśmy, więc stwierdziłam, że umilę ci śniadanie. – posłałam mu uśmiech i kontynuowałam swój posiłek.
-Jesteś pewna, że umilisz, a nie zepsujesz? – spytał wrednym tonem, jednak na jego ustach pojawił się delikatny zarys uśmiechu.
-Też się cieszę, że cię widzę. – odparłam niezrażona.
-Wręcz umieram z ciekawości, co cię tym razem trapi. – powiedział ironicznie.
-To, że tak rzadko ze sobą rozmawiamy. – odpowiedziałam, starając się brzmieć lekko. Chociaż z tą myślą, która wierciła mi się nieustannie w głowie, wcale mi nie było lekko.
-Tak, jasne. A mi na ręce wyrósł kaktus. – mruknął, biorąc wielkiego gryza kanapki z jakąś szynką. – Au! Co do cholery... - puścił swoją kanapkę i z niemałym przerażeniem wpatrywał się w swoją dłoń, na której wyrastał mały, zielony i kłujący kaktus. – zachichotałam na widok jego miny.
-Uważaj, czego sobie życzysz. – wyszczerzyłam zęby, chowając swoją różdżkę za pazuchę.
-Ty mała, ruda małpo! - krzyknął, sprowadzając na siebie wzrok całego stolika Krukonów. Wyciągnął swoją różdżkę i jednym machnięciem zlikwidował kaktusa.
-Czemu zniszczyłeś prezent-roślinkę? – spytałam smutno.
-Wiedziałem, że przyszłaś specjalnie z samego rana mi zepsuć humor. – warknął, chyba trochę wkurzony.
-Ojjj Lukie, przecież ty masz zawsze zły humor, więc nie musiałam ci go psuć. – po raz kolejny wyszczerzyłam do niego zęby.
-Zaraz ci wybije ten głupi uśmiech.
-Skończ się już droczyć. – powiedziałam dziarsko. – Idziesz dzisiaj ze mną do Hogsmeade? – spytałam, przypominając sobie o dzisiejszym wypadzie. Luke popatrzył na mnie spod byka wzrokiem „za żadne skarby”. – Dzięki, wiedziałam, że zawsze mogę na ciebie liczyć. – uśmiechnęłam się, zrobiłam ostatni łyk swojego soku z dyni i wstałam z miejsca. – No to widzimy się w Sali Wejściowej za godzinę. – poklepałam go po plecach i odwróciłam się, zamierzając wyjść z Wielkiej Sali.
-Zapomnij rudzielcu. Nigdzie z tobą nie idę. – mruknął cicho, jednak na tyle głośno, żebym usłyszała. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-I tak wiem, że będziesz czekał. – odparłam i odmaszerowałam w stronę wyjścia. W pewnym momencie poczułam, jak tracę równowagę i na oczach całej szkoły runęłam jak długa na środek Sali. Ci, którzy to widzieli (czyli prawie wszyscy) ryknęli gromkim śmiechem. A ja cała czerwona odwróciłam się w stronę blondasa, który z szerokim i ironicznym uśmiechem pomachał mi ręką. Machnęłam różdżką i moje sznurówki się odplątały. W tym momencie podbiegł do mnie jakiś chłopak, chwytając mnie za ramię.
-Pomogę ci Lily. – wymamrotał i zaczął mnie podnosić. Słysząc jego głos momentalnie wyrwałam rękę z jego uścisku, co poskutkowało kolejnym upadkiem, tyle, że z mniejszej wysokości.
-Zostaw mnie Potter. – warknęłam przez zaciśnięte zęby, wstałam i otrzepałam się, patrząc na niego wściekłym wzrokiem.
-Nic ci się nie stało? – spytał zatroskany, ignorując moją reakcję na jego pomoc.
-Powiedziałam, że masz mnie zostawić. – wysyczałam i odeszłam energicznym wzrokiem, ściągając na siebie pełno spojrzeń. Z zamiarem późniejszego zamordowania blondasa (i przy okazji okularnika), poszłam sobie do wieży Gryfonów, żeby ochłonąć przed wyjściem do Hogsmeade.
***
-Nie mam się w co ubrać. – jęknęła Kate, stojąc przed szafą, w której jej ciuchy chyba tylko dzięki magii się mieściły. Angelina prychnęła ironicznie.
-Jakbym wyglądała jak ty i miała tyle ciuchów, założyłabym pierwsze lepsze, bo i tak będziesz wyglądać olśniewająco. – mruknęła Chuda, wzruszając ramionami. Kate zmiażdżyła ją wzrokiem. W sumie, Angelina miała całkowitą rację, bo uroda Kate była wręcz przytłaczająca, a biorąc pod uwagę fakt, że wszystkie jej ciuchy były modne, nowe i drogie, to cokolwiek by założyła ze swojej szafy i tak by wyglądała o niebo lepiej, niż zdecydowana większość dziewczyn w Hogwarcie.
-A gdzie ty tak w ogóle się chcesz wystroić? – spytałam, nie mając nic innego do powiedzenia.
-No jak to gdzie? Do wioski. – odparła, nadal przyglądając się swojej szafie.
-Ale mi okazja do wystrojenia się. – burknęłam. – Nie masz innych problemów? – po moich ponurych słowach, poczułam jak dwie pary oczu kierują się na mnie.
-Lily, jak się czujesz? – spytała ostrożnie Angelina, chyba zaalarmowana moją niezbyt grzeczną odpowiedzią. Westchnęłam cicho.
-Przepraszam. – mruknęłam – Czuję się fatalnie, szczerze powiedziawszy. Ale to wcale mnie nie usprawiedliwia do tego, żeby się na was wyżywać. – dodałam, rezygnując z udawania, że wszystko w porządku. Zresztą, wcale nie miałam ochoty grać dobrej miny do złej gry, a jako, że byłyśmy same w dormitorium, mogłam skorzystać z okazji i po prostu się wyżalić.
-To przez dzisiejszą rozmowę z Nową? – podchwyciła lokata. Kiwnęłam ponuro głową.
-Nie potrafię zebrać myśli. – przyznałam. – Jestem tak cholernie wściekła na Pottera, na Rachel i na siebie. Nie potrafię przyjąć do wiadomości, że oni… - przerwałam i westchnęłam zrezygnowana. – Wiem, że nie mam prawa do nikogo mieć pretensji. I wiem, że nie mam prawa się tak czuć, ale czuję się… zdradzona. – dokończyłam, spuszczając głowę. – Dzisiaj rano wstałam z zamiarem pójścia na randkę z Jamesem, w ramach mojego prezentu urodzinowego dla niego. Postanowiłam, że dam nam szansę i po prostu przestanę kontrolować na siłę to, co do niego czuję. A potem ta rozmowa z Rachel wszystko zepsuła. Nie potrafię tego przeboleć, przerasta mnie to. I jak zwykle, po raz kolejny coś staje mi na drodze do bycia z Potterem. Niby już nie są ze sobą, a ja nadal tkwię w jakimś chorym trójkącie z nimi. – całe to żałosne wyznanie samo ze mnie wypłynęło. Dziewczyny chyba były zdziwione, że w końcu wydusiłam z siebie coś, co mnie trapi, bo ostatnio nie dzieliłam się z nimi problemami. Tym razem czułam, że sama przez to nie przebrnę.
-Oj Lily… - Kate podeszła do mnie, usiadła na moim łóżku i przytuliła się do mnie. Angelina również usiadła na moim łóżku, patrząc na mnie łagodnym wzrokiem.
-Myślę, że powinnaś porozmawiać z Potterem. – powiedziała powoli. – Mów, co chcesz o dobroci i szczerości Douglas, ale nie mamy stuprocentowej pewności, że ona mówi prawdę. – dodała stanowczo.
-Jaki miałaby cel w tym, żeby kłamać? – spytałam na jej obronę.
-Nie wiem, może przemyślała całą sprawę i stwierdziła, że źle zrobiła odpuszczając? Może nagle jej się zachciało zemścić? Tak samo mogłabym spytać po co ci to mówiła, skoro dobrze wie, że ci zależy na Jamesie? Sama by pewnie nie chciała usłyszeć czegoś takiego. – odparła Chuda.
-I przestań jej tak zaciekle bronić. – dodała Kate, popierając przyjaciółkę.
-Nawet jeśli pójdę i spytam o to Jamesa i odpowie mi, że nic nie robili, to skąd będę wiedziała, kto kłamie?
-To proste. Na pewno byłby zaskoczony takim pytaniem, więc łatwo byłoby poznać, czy kłamie. – stwierdziła Kate tonem, jakby tłumaczyła dziecku, że dwa plus dwa to cztery.
-Zapominasz, że on jest Huncwotem, więc umiejętność kłamania w zaskakujących sytuacjach ma opanowaną do perfekcji. – zauważyłam.
-Jeśli coś do ciebie czuje, a zapewniam cię, że tak, to nie będzie potrafił skłamać bez zmrużenia okiem. – odezwała się Chuda.
-Zawsze mogę również podpytać o to Syriusza. – podsunęła lokata. – Jeśli ich odpowiedzi będą takie same, to znaczy, że nie kłamią. Jeśli różne, będziemy musiały zweryfikować, kto mówi prawdę. Proste. – oświadczyła dumna ze swojego genialnego pomysłu.
-Daj spokój, Łapa jest jego najlepszym przyjacielem i nie zdradzi Jamesa za nic w świecie.
-To możesz spytać Remusa. On zawsze ma problemy z kłamstwem, a poza tym przyjaźnicie się.
-Albo możemy przycisnąć Glizdka. Jego łatwo jest zbajerować. – dodała Angelina.
-Podejrzewam, że Peter bardziej boi się pozostałych Huncwotów, niż nas. A poza tym, wątpię w to, że James dzieli się ze wszystkimi swoimi podbojami erotycznymi. – burknęłam. – Zresztą, nie mam zamiaru nikogo się pytać o takie rzeczy.
-Mi się wydaje, czy ty chcesz, żeby to była prawda? – spytała, a raczej stwierdziła Bridge, wpatrując się we mnie uważnie.
-Albo nie chcesz, żeby to była prawda i wolisz nie mieć stuprocentowej pewności. – dodała cicho McKinnon.
-Albo po prostu chcę sobie dać z nim spokój na dobre. – powiedziałam cicho. – A teraz wybaczcie, ale muszę już iść. – po tych słowach wstałam, chwyciłam swoją torebkę i wyszłam z dormitorium, odprowadzona zmartwionymi spojrzeniami swoich przyjaciółek. Na całe szczęście po drodze do Sali Wejściowej nie trafiłam na Niepożądanego Osobnika Nr 1, nazywanego też Rogaczem. Przy wyjściu z zamku utworzyła się już mała kolejka, na początku której stał woźny z listą. Stanęłam na końcu, nie zwracając uwagi na to, co się wokół mnie dzieje.
-Cześć wredna małpo. – usłyszałam znajomy głos, gdzieś ponad prawym uchem. Zignorowałam go i nie odpowiedziałam. – Oj, ktoś tutaj się obraził. – stwierdził wesoło. Nadal postanowiłam się do niego nie odzywać. – Patrzcie ją, ty się serio obraziłaś? – spytał z lekkim niedowierzaniem. Nie odpowiedziałam. – Przecież sama zaczęłaś na śniadaniu! – krzyknął oskarżycielsko, a ja dalej pozostałam bez słowa. – Nie to nie. To ja też się do ciebie nie odezwę. – założył ręce na piersi i zamilknął. Prychnęłam w myślach, jednak nadal nic nie powiedziałam. W kompletnej ciszy przeszliśmy kontrolę Filcha i szliśmy przez błonia Hogwartu. Jednak, gdy przekroczyliśmy bramę szkoły, blondas nie wytrzymał.
-Masz zamiar się tak do mnie nie odzywać przez cały dzień? – spytał marudnym tonem. Uśmiechnęłam się triumfująco, a on widząc to zmrużył oczy. – Czyli jednak potrafisz zamknąć tą rudą jadaczkę. – powiedział wrednie – A już myślałem, że to niemożliwe. – dodał, bacząc na moją reakcję. Stwierdziłam, że jeszcze go trochę pomęczę, więc nie wydobyłam z siebie żadnego dźwięku. – Odezwij się w końcu! – warknął po dłuższej chwili, wyraźnie zirytowany moim zachowaniem.
-Czyli jednak lubisz, jak się odzywam. – po raz pierwszy się odezwałam, z niemałą satysfakcją w głosie.
-No w końcu. – warknął. – Najpierw mnie zmuszasz, żebym zmarnował czas i z tobą poszedł do wioski, a potem się nie odzywasz. – narzekał.
-No cóż, powiedziałeś mi, że ze mną nie pójdziesz, więc tak jakby myślałam, że cię nie ma i to tylko moje złudzenie, że cię słyszę. – odszczeknęłam się.
-Bardzo zabawne. – burknął i nastała chwila ciszy, bo nikt nie miał nic więcej do powiedzenia. Zresztą, pomimo, że to był Luke, przy którym zawsze potrafiłam się oderwać od swoich problemów, tym razem sprawa z dzisiejszego poranka gryzła mnie tak bardzo, że byłam strasznie zamyślona, więc i mało się odzywałam. Co oczywiście nie uszło jego uwadze.
-Co cię gryzie? – spytał, przyglądając mi się uważnie. Podniosłam głowę, by móc na niego spojrzeć i zmarszczyłam brwi.
-Nic. – odpowiedziałam, na co on prychnął.
-Nie udawaj, przecież widzę, że się z czymś męczysz. Jesteś taka… - zastanowił się przez chwilę – nieswoja. – dokończył i nadal bacznie mnie obserwował.
-Z niczym się nie męczę. – mruknęłam, nie za bardzo widząc się w rozmowie z Lukiem o łóżkowych sprawach Pottera.
-Nie kłam. – chłopak szedł w zaparte i nie chciał mi dać spokoju.
-Zresztą, przecież ciebie nie obchodzą moje problemy, więc po pytasz.
-Oczywiście, że nie obchodzą, ale nie lubię cię, jak jesteś w złym nastroju. – odparł niedbale. Przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się lekko.
-Przecież ty mnie nie lubisz w żadnej postaci, więc jaką różnicę robi ci mój nastrój?
-Nie odwracaj kota ogonem. – mruknął – Albo zaczniesz śpiewać, co się stało, albo pójdę sobie do zamku. – zagroził.
-Więc możesz śmiało zawracać. – wzruszyłam ramionami.
-Evans, no bez jaj. Bo zacznę się martwić. – nadal nalegał, żebym mu się wyspowiadała.
-Luke, proszę cię, daj mi spokój. Jeśli masz zamiar mi wiercić dziurę o to, co mnie trapi, to możesz równie dobrze odejść. – powiedziałam stanowczo.
-Czyli chodzi o tego okularnika. – stwierdził wręcz naukowym tonem. – Co on znów nabroił? – spytał, całkowicie ignorując to, co powiedziałam. W tym momencie miałam ochotę przywalić mu w łeb czymś ciężkim.
-Nic. – warknęłam z zaciśniętymi zębami.
-Twoja pełna agresji reakcja mówi mi, że ewidentnie kłamiesz. – oznajmił rzeczowo.
-Ty sobie jaja robisz, nie? – spytałam z niedowierzaniem.
-Absolutnie. – odparł niewinnie. – Jestem całkowicie poważny. – zapewnił poważnym tonem.
-Daj mi święty spokój! – krzyknęłam i odeszłam od niego szybkim krokiem. Wściekłam się na niego, bo myślałam, że spędzenie z nim czasu, to będzie odskocznia od moich myśli.
-Hej, poczekaj! – zawołał za mną i dogonił mnie. – Co się stało? Pytam poważnie. – powiedział, patrząc się zmartwionym wzrokiem.
-Powiedziałam, że nie chcę o tym rozmawiać. – odparłam, nadal zła.
-Okej, jak wolisz. – mruknął, ku mojemu zdziwieniu i szedł w ciszy obok, obserwując mnie kątem oka.
-Jakieś plany na weekend? – spytałam po chwili.
-A jednak zachciało ci się ze mną rozmawiać. – burknął, próbując udawać obrażonego. Przewróciłam oczami z lekkim uśmiechem. – Mam zamiar się byczyć przez cały czas. – odpowiedział na moje wcześniejsze pytanie. – Ty?
-Jak na razie nie zapowiada się nic ciekawego. – mruknęłam, myśląc o jutrzejszych urodzinach Jamesa, na które nie miałam zamiaru iść.
-A na urodziny Pottera się nie wybierasz? – spytał, choćby czytał mi w myślach. Popatrzyłam zaskoczona na niego.
-Skąd wiesz, że on ma urodziny?
-Nie da się nie wiedzieć, gdy cała szkoła o niczym innym nie mówi, tylko o tym. – odpowiedział gardzącym tonem. Czyli jednak nie nauczył się oklumencji.
-No tak. W końcu to ten wspaniały James Potter. – dodałam, chyba równie gardzącym tonem, jak Luke.
-Czyli jednak twój zły humor ma związek z tym kretynem. – zauważył. – W każdym razie nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
-Nie, nie wybieram się na urodziny, jak go określiłeś, tego kretyna. – odparłam, chcąc zamknąć ten temat. Czy wszystko musi sprowadzać się do Pottera?
-Dlaczego? Z tego, co pamiętam, ostatnio macie przyjacielskie stosunki. – Mitchell dalej drążył.
-Na całe szczęście nie mam z nim żadnych stosunków. – mruknęłam pod nosem sama do siebie, jednak blondas wychwycił każde słowo. Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad sensem moich słów.
-Co on ci zrobił? – spytał lekko zaniepokojony.
-Mi nic.
-Więc komu coś zrobił, że jesteś na niego taka cięta?
-Nie wiem. – warknęłam, czując, że zaraz wybuchnę. Dlaczego on musi mnie tak męczyć? – Nie interesuje mnie to, co robi Potter i z kim to robi.
-Po tonie twojego głosu myślę, że jednak cię to interesuje. Mało tego, to cię boli. – Luke miał rację, ale co z tego? To nie było coś, o czym z nim chciałam rozmawiać, a on nie dawał mi spokoju.
-Nic mnie nie boli. I daj mi w końcu święty spokój, do jasnej cholery! – wrzasnęłam, nie wytrzymując. – Jeśli chcesz się nad kimś poznęcać, to idź sobie do kogokolwiek innego, nie do mnie. Dzisiaj naprawdę nie jestem w nastroju na twoje głupie docinki. – po tych słowach odeszłam szybkim krokiem, mając nadzieję, że zostanę sama. Jednak, jak to się mówi, nadzieja matką głupich. Chłopak dogonił mnie, a gdy na jego prośby nie chciałam się zatrzymać, szarpnął mnie za rękę i zmusił do spojrzenia na niego.
-Wcale nie miałem zamiaru się na tobie wyżywać, ani ci docinać. – powiedział powoli, nadal trzymając moją rękę. – Po prostu, po raz pierwszy w życiu się o ciebie martwię. Nigdy aż tak nerwowo na mnie nie reagowałaś. Chcę ci pomóc Lily. – w jego oczach nie doszukałam się ani krzty ironii, ani niczego podobnego. Westchnęłam i rozluźniłam mięśnie.
-Od kiedy zbawiasz świat Mitchell? – spytałam, starając się brzmieć pogardliwie.
-Odkąd moi przyjaciele dostają do głowy. – odparł. Uśmiechnęłam się. Za każdym razem, gdy Luke przyznawał się do tego, że jestem jego przyjaciółką, cieszyłam się w duchu jak małe dziecko. Tym razem, pomimo mojego okropnego nastroju, nie było inaczej.
-Wcale nie dostałam do głowy. – oburzyłam się.
-Tylko zachowujesz się, jak wariatka. – mruknął. – No dobra, to chodź na jakąś gorącą czekoladę i spokojnie porozmawiamy, co się stało. – to nie była propozycja, tylko rozkaz z jego strony. Nie protestowałam, tylko poszłam za nim w głąb jakieś wąskiej uliczki Hogsmeade, zastanawiając się, co mu powiedzieć, żeby go spławić. Tym razem naprawdę nie miałam ochoty mówić Luke’owi o całej dzisiejszej sytuacji. Po kilku minutach doszliśmy do małej kawiarni, tej samej, w której kiedyś byłam z Adamem. Weszliśmy do środka, gdzie uderzył nas przyjemny zapach gorącej czekolady.
-Najlepsza czekolada pod słońcem. – powiedziałam pod nosem, powtarzając słowa Adama z naszej pierwszej randki.
-Byłaś tu już kiedyś? – spytał zdziwiony Luke. – Mało kto wie o istnieniu tego miejsca. – dodał, ściągając kurtkę.
-Byłam tutaj z twoim kuzynem. – mruknęłam cicho, zaczerwieniając się, sama nie wiem czemu. Zmierzył mnie wzrokiem mówiącym, że tylko jakaś idiotka mogła się uganiać za Royalem. – Nie patrz tak na mnie, przecież wiesz, że byłam jego dziewczyną.
-Tak, wiem. I do dzisiaj się zastanawiam, czy ty naprawdę byłaś taka głupia. – odpowiedział, jak zwykle, milusim tonem.
-Skończ już marudzić i idź po czekolady. – o dziwo, nic nie odpowiedział, tylko spiorunował mnie spojrzeniem i spełnił mój rozkaz. Rozejrzałam się dookoła. Odkąd byłam tutaj ostatni raz, nic się nie zmieniło. Nadal było to malutkie pomieszczenie z dwoma stolikami, beżowymi ścianami i czerwonymi zasłonami. Chwilę później wrócił blondas z dwoma kubkami gorącego napoju. Jeden postawił przede mną. Uśmiechem podziękowałam i zaczęłam bezmyślnie mieszać łyżeczką w moim kubku. Krukon nic nie mówił, tylko obserwował mnie ukradkiem, chyba czekając, aż się odezwę. Odchrząknął, nadal się we mnie wpatrując. Spojrzałam na niego, nadal bawiąc się moją łyżeczką.
-No to opowiadaj. – zachęcił mnie, widząc, że ja nie mam zamiaru zaczynać tej rozmowy.
-Mogę o coś spytać?
-Już to zrobiłaś. – stwierdził sceptycznie.
-Dlaczego ci tak bardzo zależy na tym, żeby się dowiedzieć, co mnie gryzie? – zignorowałam jego wypowiedź.
-Bo chodzisz struta. Już wolę jak masz ten swój głupkowato dobry humor i mnie denerwujesz. – odpowiedział. Przewróciłam oczami. – Dobra, nie chcesz to nie. – rzekł, ku mojemu zdziwieniu. Czyli jednak da mi spokój. Ucieszyło mnie to. – Jeszcze do mnie przyjdziesz z tym problemem. – dodał pewny siebie.
-Niedoczekanie twoje. – prychnęłam. – Co będziemy robić, jak wypijemy czekoladę? – spytałam po chwili ciszy.
-Ja idę do zamku, a ty rób co chcesz. – odparł, wzruszając ramionami.
-A na Wielkanoc wracasz do domu? – zagadnęłam, próbując nawiązać normalną rozmowę.
-Wiesz, że zawsze wracam do domu, jak tylko mam okazję. – po tych słowach upił duży łyk swojej czekolady. – A ty?
-Wracam do domu. – odpowiedziałam i nastała cisza. W sumie nie dziwię się jemu, że chciał, żebym mu się wyżaliła, bo rzeczywiście jeszcze nigdy atmosfera między nami nie była taka posępna. A to wszystko była moja wina, bo to ja nie miałam ochoty na rozmowę.
-Przepraszam, że cię namówiłam na wyjście do wioski ze mną, a teraz tracisz czas, bo nie jestem w nastroju. – wyrzuciłam z siebie. Luke popatrzył na mnie niezidentyfikowanym wzrokiem.
-Jeśli myślisz, że ci powiem, że wcale tak nie jest, to nie łudź się. – mruknął. – Rzeczywiście, jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać, to nie wiem po jaką cholerę mnie wyciągałaś.
-Chcę z tobą rozmawiać, tylko że…
-Że nie masz nastroju? Głupia wymówka. – przerwał mi.
-Nie chodzi o to. – sprostowałam. – Po prostu męczysz mnie, żebym ci opowiedziała, co mnie gryzie, ale to nie jest temat, na który mogłabym z TOBĄ rozmawiać. – wydukałam, z trudem znajdując odpowiednie słowa.
-Dobrze wiesz, że możesz ze mną rozmawiać na każdy temat, więc nie widzę problemu.
-Na każdy, tylko nie na ten, że Potter przespał się z inną, a ja nie mogę sobie z tym poradzić! – wyrzuciłam z siebie, chyba nie do końca rozumiejąc, że właśnie powiedziałam to, o czym nie chciałam rozmawiać. Dopiero po chwili zorientowałam się, co powiedziałam.
-A więc o to chodzi. – mruknął ze zrozumieniem, patrząc na mnie dziwnym wzrokiem.
-Zapomnij o tym, co powiedziałam. – dopiłam swój napój i wstałam, ubierając się. – Ja już muszę iść, jeszcze muszę po drodze wejść do paru sklepów i zrobić zakupy. Trzymaj się. – wyrzucałam z siebie słowa z prędkością światła i z taką samą prędkością ubrałam się i wyszłam. Byłam zażenowana swoim wyznaniem i było mi po prostu głupio.
-Hej, hej! Poczekaj! – Luke zerwał się ze swojego miejsca i wybiegł za mną na dwór, rzucając na stół pieniądze za czekolady. W biegu założył kurtkę i dogonił mnie bez problemu, mimo że praktycznie biegłam. Zatrzymał mnie i zmusił, żebym się odwróciła w jego stronę. – Opowiedz mi wszystko. Wyrzuć to z siebie. – powiedział łagodnie, chyba widząc, że rzeczywiście mam z tym problem. Słowa same ze mnie leciały. Opowiedziałam mu całą sytuację z dzisiejszego poranka oraz o tym, jak się z tym czuję. Po moim wywodzie, podrapał się po brodzie, zastanawiając się, co powiedzieć.
-A skąd pewność, że ona mówi prawdę? – spytał, a mi ręce opadły. Nie miałam ochoty przeprowadzać powtórki rozmowy z dziewczynami.
-Ty też go bronisz? – spytałam zrezygnowana.
-Nie, absolutnie go nie bronię. Tylko zastanawiam się, na ile można wierzyć tej całej Rachel.
-Ja jej wierzę. – mruknęłam – Nie ma powodu, żeby mnie okłamywać no i zawsze była wobec mnie uczciwa.
-No to spytaj Pottera. – podsunął obojętnym tonem.
-Tak, oczywiście. Podejdę do niego i powiem: „Cześć James, spałeś z Rachel?”. – warknęłam ironicznie. – Zresztą, nawet gdyby mi odpowiedział, to i tak skąd mam wiedzieć, czy mówi prawdę. – dodałam już bardziej zrezygnowana, niż ironiczna.
-To proste. – oznajmił znudzonym tonem – Będziesz widziała po jego reakcji. Taka zdolna jesteś, a nie potrafisz rozpoznać, czy ktoś kłamie? – zadrwił ze mnie, a ja prychnęłam.
-Nie będę powtarzać już po raz setny, że Potter to mistrz w kłamaniu w żywe oczy. Nawet w sytuacjach dla niego zaskakujących.
-Jeśli rzeczywiście coś do ciebie czuje, to nie skłamie bez zmrużenia okiem. – odparł, a ja popatrzyłam na niego, jak na wariata. – Coś nie tak? – spytał zdziwiony moim zachowaniem.
-Albo ja mam deja vu, albo ty się zgadałeś z Angeliną i nadajecie na tych samych falach. – mruknęłam, a on poruszył się niespokojnie i podniósł brwi pytająco. – No po prostu powiedziała mi dzisiaj praktycznie to samo. – wyjaśniłam.
-No widzisz, to znaczy tylko tyle, że naprawdę powinnaś spytać o to Pottera. Chociaż, jak się tak zastanawiam nad tym, to do cholery, w jakim ty świecie żyjesz, Evans? – wypalił nagle, prawdopodobnie chcąc zejść z tematu on-Angelina. Tym razem to ja podniosłam brew w geście zdziwienia.
-O co ci chodzi? – spytałam, zbita z tropu.
-O to, że zachowujesz się tak, jakby uprawianie seksu w związku było czymś nienormalnym. Dlatego pytam, w jakim świecie ty żyjesz? Ludzie nie czekają z tym do ślubu. – odpowiedział trochę pogardliwym tonem.
-Ale mi wcale nie chodzi o sam fakt, że oni… - zawiesiłam głos – to robili. – dokończyłam.
-Uprawiali seks. – poprawił mnie Luke zbyt przesadnym dydaktycznym tonem. – Masz 17 lat i boisz się wymawiać słowo seks?
-Przestań. – warknęłam – Nie boję się wypowiadać tego słowa. Tylko chodzi o to, że boli mnie to. Boli mnie to, że Potter cały czas twierdził, że mu na mnie zależy, nawet jak z nią był, a tak naprawdę to był głupim dupkiem, który myśli tylko o jednym. – powiedziałam gorzko – Ja już sama nie wiem, co mam o tym wszystkim sądzić. Chciałam mu zaufać, chciałam przestać przejmować się wszystkim i po prostu pójść z nim na randkę, całować się, przytulać, być ze sobą. A tu nagle wyskakuje mi taka wiadomość. Skąd mam wiedzieć, czy ze mną nie zrobi tego samego? – zakończyłam żałośnie.
-Oj Evans, Evans. – cmoknął blondyn i popatrzył na mnie ze współczuciem (?). – Ty się zawsze musisz wpakować w jakieś kłopoty. I to na dodatek zawsze z tym nadąsanym okularnikiem. Nawet nie wiem, co ty w nim widzisz, ale widocznie coś musi w sobie mieć. Pierwsze, co musisz zrobić, to dowiedzieć się, czy rzeczywiście jest tak, jak twierdzi Rachel. Jeśli nie, to sprawa jest prosta, możesz się umówić z nim i żyć długo i szczęśliwie. – ostatnie zdanie wypowiedział z nutką pogardy w głosie – A jak rzeczywiście ze sobą sypiali, to masz trochę większy problem. Ja osobiście nie robiłbym z tego takiego wielkiego halo, ale ty będziesz musiała sobie przewartościować pewne rzeczy. No i przede wszystkim z nim porozmawiać. Z tego, co widziałem dzisiaj na śniadaniu, to traktujesz go, jakby Cię potraktował Cruciatusem, albo gorzej. A on pewnie nawet nie wie, co zrobił, że tak go nie lubisz. W każdym razie, musisz iść z nim porozmawiać o tym, czy to prawda. – zakończył swój wywód. Jednym zdaniem, nie wniósł nic nowego, czego by nie powiedziały mi dziewczyny.
-Nie będę łazić i wypytywać się Pottera o to, z kim spał, kiedy, ile i jak często. – oznajmiłam, chcąc zakończyć tą żenującą rozmowę.
-Lily, ty po prostu chcesz, żeby to była prawda. Już taki długi czas udaje ci się unikać randki z tym Potterem, że nawet teraz, gdy ty też chcesz się z nim umówić, to znajdujesz sobie wymówki, żeby się wymigać. Tobie to po prostu weszło w nawyk. – stwierdził chłopak, obserwując moją reakcję.
-Jeśli próbujesz się bawić w psychologa, to kiepsko ci idzie. – powiedziałam oschle, głęboko dotknięta jego słowami. – A teraz wybacz, ale nie mam zamiaru dłużej tego słuchać. – dodałam i odeszłam szybkim krokiem w stronę Trzech Mioteł.
-Jeśli myślałaś, że powiem ci wszystko, żebyś tylko poczuła się lepiej to informuję cię, że przyjaciele nie są od tego. Oni są od tego, żeby dawać dobre rady. – zawołał za mną, a ja przystanęłam i odwróciłam się w jego stronę.
-Problem tkwi w tym, że ty sobie myślisz, że wszystkie twoje rady są dobre. Po prostu przeliczasz swoje możliwości. – warknęłam i znowu zaczęłam od niego odchodzić. Byłam zła. Byłam bardzo zła na Luke’a. Po wszystkich bym się tego spodziewała, ale nie po nim, że będzie bronił Pottera. I ta jego ostatnia wypowiedź. Co on sobie wyobraża?! Byłam tak zajęta wyzywaniem w myślach blondasa od głupich kretynów, że nawet nie widziałam, gdzie idę. Nagle moje myśli powstrzymało coś twardego, w co uderzyłam z impetem. Udało mi się utrzymać równowagę, dzięki czemu nie przewróciłam się.
-Przepra… - zaczęłam, ale gdy zobaczyłam, kto to, urwałam w połowie. – Uważaj, jak łazisz, Potter. – warknęłam. Albo ja mam takie cholerne szczęście, że zawsze na niego wpadam, albo on mnie po prostu śledzi.
-Też się cieszę, że cię widzę. – okularnik wyszczerzył zęby. – Cóż za miłe spotkanie, Evans.
-Potter, proszę cię, daj mi w końcu święty spokój. – jęknęłam zmarnowana. Czułam, że miałam już tego wszystkiego dość i narastała we mnie złość, która lada chwila mogła wybuchnąć.
-Co ci się stało dzisiaj? Wczoraj ze mną normalnie rozmawiałaś, a dzisiaj od samego rana zachowujesz się, jak w 5 klasie. – odstawił na bok wesoły ton i wydawał się być bardzo zmartwiony. W tym momencie coś mnie tknęło.
-Mogę zadać ci pytanie? – spytałam, nie dbając o to, jakim tonem mówię.
-Jasne, wal. – odpowiedział, chyba lekko zdziwiony. Wzięłam głęboki oddech, z zamkniętymi oczami policzyłam w myślach szybko do trzech i spojrzałam mu prosto w oczy.
-Jak byłeś z Rachel, uprawialiście seks? – słowa same ze mnie wyszły, a ja byłam jednocześnie zażenowana i zdziwiona swoim śmiałym pytaniem. Potter wybałuszył na mnie oczy i wyraźnie go zatkało. Nastała głucha cisza, a z każdą chwilą serce mi biło coraz szybciej. Z jednej strony chciałam usłyszeć odpowiedź, a z drugiej nie wiedziałam, czy chcę ją znać.
-S-skąd takie pytanie? – spytał niepewnym głosem, chyba chcąc mnie przejrzeć.
-Po prostu odpowiedz na to pytanie. Tak, czy nie? – ponagliłam go ostrym tonem. Już otwierał usta, żeby odpowiedzieć.
-James, możemy porozmawiać? To pilne. – ton wypowiedzi Remusa świadczył o tym, że rzeczywiście sprawa musiała być pilna. – Przepraszam Lily, że przerywam, ale naprawdę potrzebuję teraz Rogacza. – Lunio zwrócił się do mnie, a ja tylko pokiwałam ze zrozumieniem głową, próbując się uśmiechnąć. Potter widząc, że nie mam nic przeciwko, poszedł za Lupinem, oglądając się co chwila za mną.
-Wrócimy do tej rozmowy. – powiedziałam cicho, jednak okularnik to usłyszał. Jego mina wyraźnie mówiła, że wolałby uniknąć tego tematu, co raczej nie podziałało na mnie uspakajająco.
Minęły dwa lata, a nawet trzy, bo w 2012 też niewiele pisałaś. Na pewno część z nas odeszła, bo przestała czytać opowiadania tego typu. Ja też już od dłuższego czasu tego nie robiłam, więc gdy dostałam od Ciebie wiadomość, że pojawiła się nowa notka, pomyślałam " To już nie będzie to samo. Zapewne nie będę już tego czytać z zaciekawieniem " Trzy lata to jednak strasznie dużo czasu. Każdy zmienił się w większym lub mniejszym stopniu, dorósł, albo stracił zainteresowanie Potterem. Ale jednak się pomyliłam - mimo że dużo się we mnie zmieniło, Twoje notki i tak czytam z ogromnym zaciekawieniem i jestem przeszczęśliwa, że jednak wróciłaś :-) Jedyna uwaga: Jak mogłaś skończyć w takim momencie?! Mam nadzieję, że nie będziesz nas trzymać w niepewności i na kolejną notkę nie będziemy czekać tak długo :P
OdpowiedzUsuńRozdział podobał mi się jak całe twoje opowiadanie.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak będzie wyglądać dalsza część rozmowy Lily i Jamesa i czy będą po niej rozmawiać ze sobą normalnie.
Czekam na nowy irzdział i życzę weny na dalszy ciąg.
Rozdział podobał mi się jak całe twoje opowiadanie.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak będzie wyglądać dalsza część rozmowy Lily i Jamesa i czy po niej będą rozmawiać ze sobą normalnie.
Czekam na kolejny rozdział i życzę weny na dalszy ciąg.
bosh co za g....
OdpowiedzUsuńJEEEEJ ! Tak się cieszę, że dodałąś w końcu coś nowego ! :d
OdpowiedzUsuńZnalazłam Twojego bloga jakiś rok temu, przeczytałam go w kilka dni i od tamtego czasu przynajmniej raz w tygodniu sprawdzałam czy jest coś nowego, i tu naglę wchodzę i widzę nowy rozdział :d
Od razu jak go zobaczyłam mój humor się poprawił o 360 stopni.
Oczywiście bardzoo mi się podobał, ciekawa jestem odpowiedzi Jamesa :p
i czy Rechel mówi prawdę czy kłamię.
Lubię Twoje opowiadanie za to, że nie wszystko jest tam takie proste i kolorowe, jak to bywa w niektórych.
Cieszę się, że sprawy Lily i Jamesa nie są takie proste, i muszą wiele przejść by w końcu być razem.
Mam nadzieję, że na kolejny rozdział trochę krócej ;)
Ale nie pospieszam, bo wolę poczekać dłużej i przeczytać coś długiego i ciekawego jak dziś :*
Życzę dużo weny i czasu, pozdrawiam
~Shiro
Lubię i szanuję krytykę ale porządną i konstruktywną. Jeśli chciałaś być fajna, bo napisałaś obraźliwy komentarz, to informuję Cię, że tym nie stałaś się super ;-). Jest milion różnych słów opisujących negatywne aspekty tego rozdziału, a jeśli masz tak ubogie słownictwo, że potrafosz wystukać tylko tyle na klawiaturze, to polecam słownik - można się nauczyć paru słów :-). Twój komentarz nic nie wnosi, a jeśli chciałaś mnie obrazić czy zdenerwować, to również Ci się nie udało. Wręcz przeciwnie, śmieszą mnie takie teksty. Mam nadzieję, że następnym razem napiszesz coś sensownego (o ile w ogóle napiszesz).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Leksia
Rozdział super. Czekałam na nowość w sumie od sierpnia zaglądając tu przynajmniej raz w tygodniu :-)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś. Od pewnych rzeczy nie da się tak łatwo odciągnąć.
Pozdrawiam serdecznie, czekam na ciąg dalszy !
Leksia! Nie wiem, jak to zrobiłaś, że czytałam z takim zaciekawieniem rozdział, o tematyce, która od pewnego czasu nie wzbudza u mnie takich uczuć. Jesteś genialna, dziewczyno! Mam ogroomną nadzieję, że kolejny post pojawi się już niebawem. Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńWróciłaś! Naprawdę wróciłaś! Przeglądałam dziś z braku zajęcia różne zapisane w historii strony, zerknęłam przelotnie na Twojego bloga, już z góry przesądzając, że nic tu nie zastanę, ale, ku wielkiej radości, myliłam się! Taka niespodzianka!
OdpowiedzUsuńJak nie pisałaś, to nie pisałaś, ale kiedy już do nas wróciłaś, to z niesłychaną klasą. I to z TAKIM rozdziałem. Tekst czytało się lekko, bez problemu, nie trzeba było zbytnio się przebijać, żeby znaleźć ukryty sens. Cieszę się ogromnie, że w jednym poście umieściłaś tyle scen... Już się martwiłam, że przeoczysz ''Lukiego'', ale nie, też musiał wtrącić swoje trzy grosze. Cóż, reakcja Jamesa nie pozostawia wątpliwości, że coś musi być na rzeczy. Myślę jednak, że jeśli rzeczywiście obawy Lily są słuszne, to musi okazać się mądrzejsza od Jamesa i spróbować mu wybaczyć. Facet mógł popełnić głupstwo, ale już tyle razy dała mu do wiwatu, że i tym razem zacznie korzystać z reszty swoich szarych komórek i okaże skruchę. Za bardzo mają się ku sobie, żeby przez błędy przeszłości niszczyć więź, która się między nimi tworzy. Świadomie, czy mniej świadomie, ale ten proces cały czas trwa i Lily nie może dłużej oszukiwać samej siebie. To niemądre, gorzej, to dla niej niezdrowe!
Aww, cały ten dzień będzie dla mnie udany, dzięki Twojemu powrotowi. Dziękuję Ci, Leksiu, że wróciłaś! Jesteś najlepsza! <3 Pozdrawiam serdecznie!!!!
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa dużo miłości <3
OdpowiedzUsuńJejciu, nawet nie wiesz jak się ciesze że coś dodałaś! Znalazłam twojego bloga w wakacje i w kilka dni przeczytałam go całego i mogę śmiało stwierdzić że jest to najlepsze opowiadanie o Lily i Jamesie jakie miałam okazję czytać. Dodałam go sobie nawet do ulubionych na Bloggerze i naprawdę się zdziwiłam jak zobaczyłam powiadomienie o nowej notce. Ale wracając do treści, bardzo mi się podobał, a Rachel nigdy nie lubiłam i sądzę, że nie powinna mówić takich rzeczy Lily skoro chciała dla niej jak najlepiej. Mam nadzieję że między Jamesem a Lily wszystko się ułoży i w końcu będą piękną parą <3 Czekam na następny rozdział, a tobie życzę dużo weny! :*
OdpowiedzUsuńOgromnie się cieszę, że coś dodałaś, ja nadal uwielbiam tego bloga! I nadal kocham Luke'a! ;D
OdpowiedzUsuńTylko... dlaczego skończyłaś w tym momencie? I kiedy nowa?
XOXOXO
Kiedy nowa notka ?
OdpowiedzUsuńJak ją napiszę :) obecnie mam napisane 7 stron w wordzie, kiedy ją dokończę, nie jestem w stanie powiedzieć dokładnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Leksia
Czekamy <3
OdpowiedzUsuńO matko!
OdpowiedzUsuńWeszłam sobie na bloga z myślą "a nuż Leksia dodała nową notkę" i jest! Nawet nie wiesz jak bardzo się ucieszyłam.
Rozdział tradycyjnie świetny i czekam na kolejny :)
Znalazlam twojego bloga nie dawno, przeczytalam wszytskie wpisy, bardzo mnie wciagnal i czekam z niecierpliwosnia na nastepne wpisy i mam mala prosbe rozwaz to jak chcesz ale ja bym ci radzila nie pisac tak duzo opisow uczyc Lily bo tego mozna sie domylec a za kazdym razem piszesz miej wiecej to samo. Ale i tak to nie zmienia tego ze lubie czytac twoje opowiadania. Zycze powodzienia w dalszym pisaniu. :)
OdpowiedzUsuńW kilku słowach? Boski, cudowny, piękny i prze fajny jest ten twój blog! Kiedy następna notka?
OdpowiedzUsuńKocham twój blog!!!
OdpowiedzUsuńJest chyba NAJlepszym jaki czytałam ( przez wielkie NAJ ). Znalazłam go dwa tygodnie temu, ale kiedy zaczęłam czytać nie mogłam się oderwać
i skończyłam czytać w trzy dni. Masz OGROMNY TALENT. Nie mogę się doczekać następnej notki.
Karola
zapraszam na mojego bloga http://lilykobietaktorazmienilaswiat.uchwycone-chwile.pl/
OdpowiedzUsuńMogłaś by powiedzieć o.co chodzi z tym ze luke nie lubi rozmawiać o chudej
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak się ucieszyłam że wróciłaś! Rozdział przesmaczny, jak zawsze! Mam nadzieję, że nie każesz nam czekać tyle czasu kończąc w takim momencie :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się! <3
Przeczytałam całą Twoją historię i uważam, że jest wspaniała. Mam nadzieję, że będziesz kontynuować, bo zakochałam się w Twoim stylu, bohaterach... Sama również zaczęłam pisać bloga o życiu Lily i Huncwotów, na pewno nie tak dobrego i pięknego jak Twój ale również zapraszam do śledzenia mojej historii, to dopiero trudne początki ale mam nadzieję, że wzbudzą zainteresowanie.
OdpowiedzUsuńhttp://pamietnikevanslily.blog.pl/
Jakiś czas temu znalazłam twojego bloga, sprawdzałam od czasu do czasu i już straciłam nadzieję na to, że dodasz coś nowego! A tu nowy rozdział i to taki genialny!!! I cieszę się, że dalej jest postać Luke'a i nie rezygnuj z niej, bo jest najbardziej oryginalna!!!
OdpowiedzUsuńP.S. Jak mogłaś skończyć w takim miejscu??? Nie każ nam czekać kolejnych dwóch lat na kolejną nocię ;)
Hejka, twój blog mnie po prostu urzekł ;) ! Rozdział świetny, jak wszystkie!!! Jeśli jeszcze odwiedzasz bloga, przeczytasz ten komentarz i nadal interesują cię blogi o Lily Evans będzie mi bardzo miło, jak wejdziesz na mój:
OdpowiedzUsuńhttp://nie-lilusiuj-mi-tu-potter.blog.onet.pl
Z góry dzięki :D
Lily Evans
PS Sorki za spamik ;)
Leksiu! Notka jak zwykle super! <3 Ale mamy już Czerwiec i wciąż nie ma nowej... :( Ile mamy czekać na następną? Proszę napisz ją szybko, bo chciałabym dowiedzieć się co będzie dalej. Czy James powie Lily o tym naszyjniku? Czy sama na to wpadnie? I Tak Dalej! Czekam niecierpliwie :)
OdpowiedzUsuńRozdział w 1/3 napisany, aczkolwiek obecnie mam taki zapier*ol na studiach, że nie mam czasu na pisanie. W czwartek mam obronę projektu, to więcej czasu dla siebie, pewnie wrócę do pisania, bo odczuwam do tego chęć ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
autorka Leksia
Kiedy następna notka? :D
OdpowiedzUsuńNie będę owijała w bawełnę, że fajnie piszesz, i że podoba mi sie twój blog.. to już ci mówiło duużo osób :D
Mogłabym prosić, o powiadomienie mnie o nowej notce na gg? :P
GG:46153500 :)
Dwa lata. Pełne dwa lata, a ja cały czas wierzyłam, że coś dodasz i - patrz! Dodałaś! Nawet nie wiesz jak bardzo się z tego powodu cieszę. Twój blog jest moim ulubionym blogiem jakiego kiedykolwiek czytałam (a czytałam ich naprawdę bardzo dużo) i nie mówię tylko o potterowych fanfikach. Z chęcią powróciłam do czytania i z bijącym sercem będę wyczekiwać kolejnych rozdziałów. Jestem bardzo ciekawa jak Lily rozwiąże swój problem z Jamesem, jak sobie poradzi z tym natłokiem myśli.
OdpowiedzUsuńPs.: Nie pamiętam jakim nickiem podpisywałam się kiedyś ale chyba była to SłoOodka Trzynastka :D
Cieszę się Kochana, że wróciłaś, stęskniłam się za tym blogiem, tą historią, Twoją Lily, Jamesem, którego raz kocham a raz mam ochotę dać mu kopniaka, za Lukiem (uwielbiam momenty Lily-Luke), za Twoim pisaniem i tak bardzo Cię podziwiam za te pomysły (masz do nich glowę) i mam nadzieję, ze Rachel klamala.. idę czytac nastepny rozdzial. :*
OdpowiedzUsuń