Przejdź do głównej zawartości

50. Dobrzy ludzie I

Hej!
Napisałam rozdział. Część powstała w lipcu, część przez cały okres od lipca do grudnia, ale większość wczoraj w nocy. Przepraszam, że musieliście tyle czekać i od razu przepraszam za jakość. Wiem, że zaniedbuję Wasze blogi, ale niestety nie daję rady z czasem. Sami widzicie, że musiałam zarwać noc, żeby móc coś spokojnie napisać. I przepraszam, ale informuję o nowych rozdziałach tylko na gg. Końcówka jest strasznie eeee słodka? W każdym razie chyba trochę przesadziłam.
Dziękuję Wam za to, że jesteście, kocham Was! ;-*

***

Czymjest miłość? Co to znaczy kochać? W mugolskich książkach dla dzieci książępoznawał księżniczkę, w której się zakochiwał od pierwszego wejrzenia i popokonaniu złego charakteru, żyli długo i szczęśliwie. Również w mugolskichksiążkach, jednak tych poważniejszych, sprawy trochę się komplikowały.Pojawiały się nieszczęśliwe miłości, te, przez które bohater tracił zmysły,miłości trujące i inne wszelakiego rodzaju. Nie zawsze kończyły się happyendem. W świecie czarodziejów znana jest między innymi historia Krwawego Baronai Heleny Ravenclaw. Mężczyzna zakochał się w córce słynnej Roweny, a że ta gonie chciała, w akcie szału zabił ją i siebie. A jak było w prawdziwym świecie,w dzisiejszych czasach? Zawsze za wzór miłości uważałam swoich rodziców. Możeich wspólne życie nie zawsze było usłane różami i nie znałam za bardzoszczegółów ich poznania, jednak pasowali do siebie idealnie, dopełniali sięnawzajem. Zdarzały się pomiędzy nimi kłótnie, jednak nigdy nie mieli jakiegoświelkiego kryzysu. No i kłótnie te nie były zbyt poważne, ani częste. Po 20latach małżeństwa mój ojciec nadal przynosił jej kwiaty na przeróżne okazje, amoja mama gotowała jego ulubione potrawy. Dość często można było usłyszeć z ichust słowa „kocham cię”. A jeśli chodzi o moje bliższe otoczenie? Nie wiem, czyAngelina kochała Jaspera, ale na pewno była z nim szczęśliwa. A przynajmniejtak to wyglądało. Kate i Syriusz. Oboje mają podobne charaktery i ich związekmomentami jest bardzo wybuchowy. Wystarczy przypomnieć sobie niedawną sytuacjęz uciekającym Łapą przed rozwścieczoną Czarną. Tak samo wszystkie wydarzenia,które miały miejsce przed pogodzeniem. Jednak i ona i on utrzymywali, że siękochają. Ale czy siedemnastoletni czarodzieje mogą wiedzieć, co to prawdziwamiłość? Gdy byłam młodsza, zawsze zastanawiałam się, kiedy jest odpowiedniwiek, żeby kochać. A może nie ma ograniczenia wiekowego, może to zależy od osoby,jej umysłu, światopoglądu? Zresztą, przecież kochać nie znaczy od razu, że danaosoba jest całym twoim światem. Wydaje mi się, że są różne stopnie miłości. Tebardziej namiętne, albo te spokojniejsze. Zawsze również zadawałam sobiepytanie, czy w życiu prawdziwie kocha się tylko raz, czy te wszystkie opowieścio drugiej połówce to są tylko brednie? Weźmy pod lupę mój związek z Adamem.Byłam z nim parę miesięcy, na pewno coś do niego czułam. Zanim powiedział mi ozdradzie, zastanawiałam się, czy go kocham. Pojawiały się pierwsze myśli.Patrzyłam na niego i serce mi mocniej biło. Gdy związek ten zakończył się zwielkim hukiem, cierpiałam. Jednak nie wiedziałam, czy go kochałam. A teraz, coczuję do Jamesa? Wiem na pewno, że jest to o wiele mocniejsze niż to, co czułamdo Adama. Zastanawiały mnie słowa Luke’a. „Niejestem w stanie określić, czy ty go naprawdę kochasz, ale wydaje mi się, żejeśli wszystko, w co wierzyłaś, wszystkie idee, wartości, cele, cała twojaosoba, twój charakter, zmieniają się i załamują pod wpływem jednego człowieka,to myślę, że to nie może być po prostu mocne zauroczenie.” Owszem,zmieniłam się strasznie. Pół roku temu nigdy w życiu tak perfidnie nieokłamywałabym kogoś, bo bałam się wyznać prawdy o swoich uczuciach. Jeszcze półroku temu byłam silną osobą, miałam swoją dumę i honor, których mi teraz takstrasznie brakuje. Twardo stąpałam po ziemi, nie pokazywałam swoich słabości,wszyscy mnie mieli za osobę silną. A teraz? Przy byle jakiej okazji płaczę,załamuję się i do tego… Potterem. Gdy on jest w pobliżu, nie potrafię sięskupić, opanować. Czy ja mogę kochać Jamesa Pottera? Czy… Pac! Odwróciłam siędo tyłu i napotkałam zniecierpliwione spojrzenie orzechowych oczu. Oczu, zaktórymi wręcz przepadałam i w które mogłabym się gapić godzinami.

-Obudźsię Evans. – wyszczerzył zęby. – Wiem, że myślenie o mnie jest bardzozajmujące, ale od pięciu minut cię wołam.

-Idźsię leczyć Potter. – burknęłam i odwróciłam się z powrotem twarzą do tablicy.Była lekcja historii magii i wszyscy oddali się słodkiej drzemce, rozmowachlub, jak ja, własnym rozmyślaniom.

-Aleja cię naprawdę wołałem. – rzekł spokojnie. Jako, że nie zareagowałam, dźgnąłmnie piórem w plecy. Westchnęłam i odwróciłam się znowu. Angelina siedząca obokmnie, obserwowała mnie kątem oka. Kate po niezdanym SUM-ie nie uczęszczała natą lekcję.

-Czegochcesz? – spytałam niezbyt miłym tonem.

-Nic,chciałem na ciebie tylko popatrzeć. – posłał mi uwodzicielski uśmiech, za którydałaby się pociąć większa część dziewczyn w szkole. Wśród nich znajdowałam sięi ja.

-Jużsię napatrzyłeś? – warknęłam wbrew sobie i wróciłam do normalnej pozycji.

-Naciebie nigdy się nie napatrzę. – odpowiedział miękkim głosem. Gdyby myśl o tym,że on ma dziewczynę, tak dotkliwie nie wierciła mi głowy, pewnie właśnieodwróciłabym się i pocałowała go.

-Rachelcoś mi mówiła o waszych planach walentynkowych. – odparłam lekceważąco,oglądając swoje paznokcie u ręki.

-Uwielbiam,kiedy zgrywasz niedostępną Evans. – usłyszałam jego głos tuż przy moim uchu.Ciarki przeszły przez całe moje ciało.

-Pottermasz wyraźne problemy z rozumowaniem. – powiedziałam, starając się brzmiećspokojnie i naturalnie. I kto to w sumie mówi? Lily Evans, która nie potrafimyśleć jasno, gdy w pobliżu jest ten rozczochraniec.

-Wtwojej obecności zawsze miałem, mam i będę mieć. – pomimo, że byłam odwróconatyłem do niego, w myślach widziałam ten jego charakterystyczny uśmiech, którypojawiał się na jego ustach przy kwestiach słownych tego typu. Już miałam mucoś odpowiedzieć, gdy do naszej rozmowy wtrąciła się Chuda.

-Jesteśbezczelny Potter. – warknęła. Oboje spojrzeliśmy na nią. – Twoja dziewczyna niechodzi na historię magii, a ty od razu podrywasz Rudą. Wiem, że Rachel nie jestzbyt interesującą osobą… pfff, co ja mówię, ona jest nudna, jak flaki z olejem,a w konfrontacji z Lily jej nudność się potęguje, ale trudno, tak sobie wybrałeś,więc z łaski swojej, albo zacznij słuchać i notować, albo idź spać i nieprzeszkadzaj innym. – uśmiechnęłam się do niej i mrugnęłam porozumiewawczo,mówiąc bezgłośnie „dziękuję”. Spojrzałam z triumfem na Pottera, lecz ten wcalenie wydawał się być zbity z tropu. Wręcz przeciwnie, uśmiech na jego twarzytylko się powiększył.

-Niemusisz mi mówić, że Evans jest barwną postacią. – powiedział spokojnie.

-Aco z twoją dziewczyną? Nie bronisz jej? – spytała zdziwiona Chuda.

-OjMcKinnon, McKinnon. Przecież jej tutaj nie ma, więc po co mam to robić? –roześmiał się serdecznie. Kompletnie wyprowadził mnie z równowagi tymi słowami,skutek czego oberwał ode mnie w twarz. Spojrzał na mnie oburzony.

-Nareszcieci zszedł ten bezczelny banan z mordy. – warknęłam wściekła i odwróciłam sięplecami. Dopiero po chwili ręka mnie zapiekła.

-Tobyło piękne Ruda! – szepnął z uznaniem Syriusz, szczerząc zęby. James posłał muspojrzenie pełne wyrzutów.

-Ito ma być przyjaciel?! – spytał oburzony.

-Wybaczstary, ale jeśli mam być sprawiedliwy, to należało ci się. – odpowiedziałwesoło, nie przejmując się tym, że Rogacz jest na niego zły.

-Jeszczemi zacznij pieprzyć o tym, że potraktowałem swoją kobietę bez szacunku.

-Wyjąłeśmi to z ust Rogasiu. – Syriusz poklepał go po plecach.

-Docholery jasnej, co z tobą jest nie tak ostatnio? – Potter spojrzał na niegopodejrzliwie.

-Oco ci chodzi?

-Zaczynasię. – mruknął cicho Remus. Ja i Angelina odwróciłyśmy się zainteresowanewymianą zdań Huncwotów.

-Oto, że ostatnio jesteś takim cholernym pantoflarzem, że aż mnie to boli. –odparł z obrzydzeniem okularnik. Black otworzył usta, by coś mu odpowiedzieć,jednak chyba nic mu nie przyszło na myśl.

-Głupijesteś i tyle, zazdrościsz mi. – napuszył się Syriusz i z obrażoną minąostentacyjnie odwrócił się plecami do przyjaciela.

-Tak?– ton Pottera nie świadczył o niczym dobrym. – Mam ci wymienić wszystkie dowodyku temu? – spytał i nie czekając na odpowiedź, zaczął wyliczać. – Ostatniouciekałeś, bo bałeś się, co powie Kate, gdy dowie się o planowanym dowcipie zrobakami. Potem chowałeś się pod peleryną niewidką przez cały dzień, żeby sięna nią nie natknąć, po czym zamknąłeś się na klucz w dormitorium. A gdy onawyważyła drzwi, wszedłeś pod łóżko, udając, że cię nie ma. Następnie, gdy odkryłatwoją genialną kryjówkę, ty uciekłeś przez okno. A gdy ona cię zrzuciła zmiotły z wysokości kilkunastu stóp, jeszcze ją przepraszałeś. Jeden dzień, apełno sytuacji. Nie wspomnę o tym, że musisz się pytać o zgodę, cokolwiekchcesz zrobić, a jak jesteś pewny, że ci nie pozwoli, ukrywasz się przed nią.Gdzie się podział ten niezależny Syriusz Black? I ty chcesz się nazywaćHuncwotem?

-Japrzynajmniej nie jestem ze swoją dziewczyną tylko po to, żeby inna byłazazdrosna, raniąc ją przy tym. Nie wspomnę oczywiście o tym, że twój pięknyplan nie wypalił i, jak widać, Lily sobie świetnie radzi. – warknął Łapa,patrząc na rozczochrańca spod byka.

-O,proszę, w panu sprawiedliwym odezwało się sumienie! – Potter roześmiał sięszyderczo. – Ty mi śmiesz mówić o ranieniu dziewczyn? Ile to razy spotykałeśsię z jakąś tylko dla rozrywki, nie pamiętając nawet jej imienia i łamiąc jejserce? Już nie pamiętasz czasówJestem-Syriusz-Black-Za-Zadanie-Mam-Zaliczyć-Wszystkie-Dziewczyny-W-Hogwarcie?

-Tobyło dwa lata temu! Jak możesz mi to wypominać? – oburzył się Łapa.

-Nowłaśnie, wolałem cię takiego, niż obecnie. – stwierdził zimno okularnik.

-Jakci coś nie pasuje, wcale nie musisz ze mną spędzać czasu. – fuknął Black ipodniósł dumnie głowę.

-Itak go z tobą nie spędzam, bo wiecznie siedzisz z Kate. – odparł Potter iwzruszył ramionami.

-Nieprawda!– oburzył się Syriusz. – Mówisz tak, bo zazdrościsz, że mi się udało z Kate, atobie wszystko się popieprzyło z Lily przez ciebie. – założył ramiona napiersi, kołysząc się na krześle. Okularnik zmrużył oczy i z całej siły kopnął wkrzesło Blacka, sprawiając, że ten wywrócił się z ogromnym hukiem.

-Gdybyśsię na nią nie rzucił i nie całował, to wszystko byłoby inaczej! – warknąłrozwścieczony Potter. Wszyscy obudzili się i patrzyli w stronę zbierającego sięz ziemi Łapę, wybuchając po kolei salwą śmiechu. Na ustach Pottera zagościłtriumfujący uśmiech. Nawet profesor Binns przerwał swój wykład odziewiętnastowiecznych wojnach goblinów z trollami i spojrzał na czarnowłosegochłopaka, kręcąc z dezaprobatą głową.

-Copan robi na tej ziemi panie Bleezer? – spytał, lecz chłopak nie miał zamiarunic odpowiadać, tylko rzucił się z pięściami na Pottera. Wszyscy zamarli ipatrzyli, jak dwójka najlepszych, nierozłącznych przyjaciół szarpie się i bijena środku klasy. Profesor już chciał coś zrobić, gdy zadzwonił dzwonekoznajmiający koniec lekcji i fala uczniów otoczyła chłopaków, nie dając mudojścia do uczniów, więc tylko machnął ręką i najzwyczajniej w świecie poszedłsobie z Sali. Pociągnęłam Remusa na środek areny.

-Spokój!– krzyknęłam, ale ani Potter, ani Black nie zamierzali mnie posłuchać i dalejszarpali się, wypominając sobie wszystko i wyzywając siebie nawzajem. RzuciłamRemusowi znaczące spojrzenie, ale wiedziałam, że on nic nie zrobi, więc wzięłamsprawy w swoje ręce. Wyciągnęłam różdżkę i machnęłam nią, oddzielającskłóconych Gryfonów od siebie, tworząc niewidzialną barierę pomiędzy nimi,której nie mogli przekroczyć. Dwie czarne głowy błyskawiczne odwróciły się wmoją stronę, patrząc złowrogo na mnie.

-Evans,puść mnie. – warknął Potter i obrzucił pogardliwym spojrzeniem swojegonajlepszego przyjaciela. Ten nie pozostał mu dłużny.

-Puszczęwas, jeśli obiecacie, że nic sobie nie zrobicie. – odpowiedziałam spokojnie.Obydwoje pokiwali głowami, więc cofnęłam zaklęcie. Obydwoje w tym samymmomencie błyskawicznie wyciągnęli różdżki, ale ja byłam przygotowana na takąewentualność i zareagowałam szybciej, niż mogli się tego spodziewać.Wystrzeliłam rozbrajaczem w Pottera, a zanim ten się zorientował, co się stało,druga różdżka już też leżała w mojej ręce. Zaśmiałam się, widząc ich miny.

-Gryffindortraci po 10 punktów za każdego i oboje macie szlaban. – powiedziałam spokojnie.– Różdżki dostaniecie dzisiaj po szlabanie, na który zgłosicie się do mniepunktualnie o 18. – poinformowałam ich i odwróciłam się plecami, z zamiaremwyjścia z klasy.

-Niemożesz nam zabrać różdżek! – krzyknął Potter rozzłoszczony, ale równieżzaskoczony.

-Idźposkarż się McGonagall. Od razu jej powiedz za co je wzięłam. Daję głowę, żewtedy nie odzyskacie ich nawet za tydzień. Po numerze z robakami jest bardzowyczulona na wasze wybryki, więc zastanów się mój drogi, czy wolisz różdżkędzisiaj, czy jeszcze później. – odpowiedziałam nawet nie odwracając się w jegostronę. – Remus dziękuję ci za pomoc w obowiązkach prefekta. – poklepałam go poramieniu i wyszłam z klasy, a za mną zaczęli się rozchodzić wszyscy inni.Angelina dogoniła mnie, zanosząc się śmiechem.

-Tobyło genialne Ruda! – klasnęła w ręce i wyszczerzyła zęby. – Widziałaś ichminy? – spytała, a ja uśmiechnęłam się lekko i pokiwałam głową.

-Czyjeminy? – między nami, niewiadomo skąd pojawiła się lokata.

-Potterai twojego chłopaka. – odparła jej Chuda. Czarna zmarszczyła brwi i spojrzała nanas pytająco.

-Opowiedzjej, ja muszę lecieć. – rzuciłam i odeszłam od nich w stronę tłumu, w którymdostrzegłam znajomą blond czuprynę. Przeciskałam się przez falę uczniów, całyczas mając na widoku znany brązowy plecak. Dogoniłam chłopaka i klepnęłam go wramię. – Cześć Luke. – powiedziałam wesoło. Blondyn zmierzył mnie trochęchłodnym wzrokiem, jednak po chwili uśmiechnął się.

-Cześć.– odpowiedział i odszedł na bok, z dala od tłumu. Podążyłam za nim. Zatrzymałsię przy oknie niedaleko schodów i usiadł na parapecie, robiąc mi miejsce oboksiebie. – Z czym przychodzisz? – spytał, patrząc pytająco. Podniosłam jednąbrew i zrobiłam obojętną minę.

-Zniczym, tak po prostu chciałam pogadać. – odparłam zgodnie z prawdą. Jego ustawykrzywił drwiący uśmiech, a po chwili zaśmiał się krótko.

-Nieze mną takie numery. – powiedział wyraźnie rozbawiony. – O co chodzi?

-Totakie dziwne, że przychodzę po prostu pogawędzić z przyjacielem? – spytałamlekko zirytowana.

-Zawsze,jak przychodzisz, to masz jakiś problem. – wzruszył ramionami. Byłam na półzmieszana, a na pół zdziwiona jego słowami.

-Nieprawda.– mruknęłam zakłopotana. – Masz dzisiaj dyżur w nocy? – spytałam, chcąc zmienićtemat.

-Mam.– odpowiedział i wyciągnął z torby ogromną kanapkę. Moja twarz musiała dziwniedrgnąć, bo Luke spojrzał na swoje drugie śniadanie. – Patrzysz na moją kanapkędziwnym wzrokiem. – oznajmił.

-Zastanawiamsię na ile dni ci starcza kanapka takich rozmiarów. – powiedziałam. Ale on nieodpowiedział, tylko zaczął ją pałaszować. I nie było by w tym nic dziwnegogdyby nie to, że zrobił to zaledwie w pół minuty. Szczęka mi opadła, widząc,jak w 4 gryzach pożera coś wielkości małej sowy. I jakby tego było mało, pozjedzeniu jednej, wyciągnął z torby drugą, którą zjadł tak samo szybko. Po tymwszystkim znów sięgnął do torby. – Tylko mi nie mów, że masz trzecią. –powiedziałam, a on zastygł z ręką w plecaku i spojrzał na mnie.

-Mamjeszcze dwie, ale to na następną przerwę. – odparł spokojnie, a ze środkawyciągnął butelkę soku dyniowego.

-Przecieżza dwie przerwy jest lunch. – zauważyłam.

-Dotego czasu byłbym tak głodny, że zjadłbym hipogryfa z kopytami. – mruknął ipociągnął zdrowego łyka z butelki, po czym ją schował.

-Możeszmi powiedzieć, gdzie ty to wszystko mieścisz? Przecież ty wyglądasz, jak trzyćwierci do śmierci.

-Myślałem,że w mugolskich szkołach nauczyli was, że jedzenie trafia do żołądka, alewidocznie się przeliczyłem, że ty będziesz w stanie to zrozumieć. –odpowiedział, patrząc na mnie z lekką pogardą. Fuknęłam obrażona i założyłamręce na piersi, podnosząc dumnie głowę.

-Corobisz w walentynki? – spytałam po chwili, schodząc na temat, który od początkuchciałam poruszyć. Luke już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, jednakuprzedziłam go. – Tak, wiem, że nie obchodzisz takich głupich, komercyjnychświąt i dla ciebie 14 luty to po prostu 14 luty, a nie jakieś święto zakochanych,ale, jako, że wszyscy wychodzą na randki, mam dla ciebie propozycję nie doodrzucenia. – przerwałam na chwilę, zerkając na niego, żeby obadać sytuację.Miał obojętną minę i patrzył na mnie lekko znudzonym wzrokiem, oczekując ażdokończę. Minęła chwila, po czym on westchnął.

-Noto powiesz mi w końcu tą zabójczą propozycję? Bo już nie mogę znieść, jakrobisz z siebie idiotkę, czekając, aż spytam się, co to takiego. – mruknął izaczął oglądać swoje paznokcie. Roześmiałam się i walnęłam mu kuksańca w głowę.

-Zapraszamcię na randkę. – oznajmiłam poważnym tonem, obserwując jego reakcję.

-Evansnie rób sobie ze mnie jaj. – warknął.

-Aleja mówię poważnie. – zaperzyłam się i wyszczerzyłam zęby. On przewrócił oczami.

-Kochananie mierz mnie swoją miarą. – uśmiechnął się ironicznie. – Ja, w przeciwieństwiedo ciebie, nie daję się nabierać na takie głupie żarty. Gadaj do rzeczy.

-Nodobra, niech ci będzie. Zero w tobie jakiegokolwiek poczucia humoru. –westchnęłam. – Tak na serio zapraszam cię na przyjacielską randkę. Tzn. mówięrandkę, bo są walentynki. Taka ironia jakby, jeśli wiesz, co mam na myśli.

-Poprostu Angelina i ta druga idą na randki, a ty nie masz co robić, więc chceszgdzieś iść, żeby nie siedzieć samej w dormitorium, a dobrze wiesz, że ja będęwolny, więc z braku laku chcesz ten wieczór spędzić ze mną. – wyrecytował,sprawiając, że się oburzyłam.

-Towcale nie tak! Może z tą Angeliną i Kate to prawda, ale chcę z tobą spędzić tenczas, bo jesteś moim przyjacielem i…

-Ciszej,bo ktoś to usłyszy. – przerwał mi. – Żartowałem oczywiście. – powiedział,zapewne widząc moją minę i roześmiał się.

-Jesteśokropny. – mruknęłam naburmuszona.

-Powiedzmy,że się zgodziłem i gdzie miałabyś zamiar ze mną iść?

-Eee…- zawahałam się, patrząc nań niepewnie. – To niespodzianka. – powiedziałam pochwili.

-Nienawidzęniespodzianek.

-Mogłamsię tego spodziewać. – westchnęłam. – Jest coś, co ty po prostu lubisz oprócznielubienia wszystkiego?

-Jakbyśnie była taką marudą, to ciebie. – odparł z lekkim uśmieszkiem. Przewróciłamoczami, ale mimowolnie uśmiechnęłam się. Takie zdanie w jego ustach znaczyłonic innego, jak to, że mnie naprawdę lubi. – No więc?

-Powiemci, jak mi obiecasz, że pójdziesz. – odpowiedziałam.

-Czylijuż wiem, że to jakieś komercyjne, głupie miejsce, do którego nigdy w życiu bymnie poszedł. – stwierdził, a ja przełknęłam ślinę, bo miał całkowitą rację.

-Niejest tak źle. – wymamrotałam niepewnie.

-Potwojej minie widzę, że jest tragicznie. No dobra, niech ci będzie. Cokolwiek toby nie było, obiecuję, że pójdę z tobą. – oznajmił zrezygnowanym tonem. Mojątwarz rozpromienił ogromny uśmiech. Obietnica w ciemno u Luke’a znaczyła tylkoi aż tyle, że jestem mu bliska, a to znacznie poprawiło mi humor. Rzuciłam sięna niego i pocałowałam w policzek.

-Kochamcię! – krzyknęłam, chwyciłam swoją torbę i pobiegłam na lekcje. Ludzie idącykorytarzem popatrzeli się na nas dziwnie.

-Ej,stój! – wrzasnął za mną. Zatrzymałam się odwróciłam spoglądając pytająco. –Dowiem się, co to za miejsce?

-Imprezau Ślimaka! – krzyknęłam w odpowiedzi, a widząc jego minę, zorientowałam się, żegorzej być nie mogło.

Komentarze

  1. Rany, rany, Leksia, nie masz pojęcia jak się czuję. Jak matka, która odzyskała dziecko. Jak Księżyc, do którego wróciła najdalsza z gwiazd. Jak żaby na stawie, które cichym rechotem odnalazły szczęście. Jak biedak, który czekał na cud, a dostał dużo, dużo więcej. Haha, wiem. Po prostu…dzisiaj przeczytałam „Gwiezdny pył” i zrobiłam się poetycka  Nie zdziw się jak zacznę pisać o.O Chociaż to trochę niemożliwe, bo i tak nie będzie Cię tu, żeby to zobaczyć. W ogóle to..cieszę się . Cieszę się strasznie, że masz swoje życie, a nie tylko to na blogu. Nie żeby kiedykolwiek tak było, ale sama rozumiesz o co mi chodzi. Czasem dla życia lepsze jest nie pisanie, ale wszystko naokoło. Kurde, ciężko mi pisać, robię milion literówek. Może to przez to, że dopiero wstałam, o czym napiszę później.Przejdę w końcu do rozdziału. Ten wstęp o miłości jest świetny, normalnie już widzę to w jakimś filmie. I to, jak Lily otwiera oczy (nie jestem już pewna, czy u Ciebie miała je zamknięte, ale tak mi pasuje) na lekcji w Hogwarcie. Kurczę, wiesz, właśnie przypomniało mi się, że śniła mi się jakaś mapa z takim dziwnym znaczkiem i napisem „Hogwart” na jakiejś wyspie koło Anglii. To na pewno dlatego, że już wcześniej zaczęłam czytać Twoją notkę i jakoś tak zapadła mi w podświadomość. No więc podobało mi się to, chociaż zdecydowanie NIE LUBIĘ takich sytuacji, jakiej chwilę potem doświadczała Lily. Miewałam takie aż za często. Wiesz, z tym udawaniem, że chłopak cię nie interesuje. To nie jest fajne, ale tutaj jak najbardziej pasuje, oczywiście.Kłótnia chłopaków była świetna! Sama nie wiem czy jako wydarzenie pozytywne czy negatywne, zważając na Twoich uczniów, którzy zareagowali śmiechem. Profesor Binns totalnie mnie rozbroił – chyba to jedyny nauczyciel, który w takiej sytuacji po prostu spokojnie wyszedłby z klasy. Mam nadzieję, że to nie była poważna kłótnia. Chociaż w sumie…może przynajmniej coś ze sobą zrobią. Łapa pantoflarzem? ;d Ciekawa koncepcja. Co do zarzutów wobec Pottera, w stu procentach zgadzam się z Syriuszem. IDIOTA.Ta ostatnia scena była tak fajna, że nie wiem co napisać. Bo wiesz, niby do przewidzenia takie teksty i tak dalej, a jednak… Bardzo podobała mi się w niej relacja Luke-Lily i strasznie fajnie, że on w końcu dał jej jednoznacznie do zrozumienia, że ją lubi. Ciekawa jestem, czy walentynki czekają na mnie w drugiej części, no i muszę koniecznie sprawdzić, czy umiesz już nadawać tytuły bo ten brzmi świetnie, ale jak dotąd nie ma tutaj zbyt wielu dobrych ludzi. Oprócz Ciebie.W ogóle to strasznie przepraszam, że dopiero teraz tu jestem. Mam nadzieję że nie obraziło Cię to, zważając na beznadziejne wydarzenia u mnie w domu i na to, że właśnie przespałam znaczną część dnia. Marna wymówka, ale niestety prawdziwa.Lecę na II.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam że tak dziwnie wyszło, pisałam to w Wordzie ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. ~ewelina.211@onet.eu3 grudnia 2011 23:58

    Wkońcu... A rozdział boski z resztą jak wszystkie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie coś napisałaś! Kocham cię. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku! Przepraszam, że dopiero teraz weszłam na Twojego bloga i dopiero teraz komentuję, ale nie miałam czasu. Notka świetna ! Uśmiałam się z rozmowy Lily i Luke'a. Kocham ich !Pozdrawiam,xxx

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Arthie (Bellatrix)27 grudnia 2011 23:34

    O ludzie, to jest cudowne! Czekałam i czekałam, aż w końcu coś jest, lecę czytać dalszą część. Ale walka Syriusza i Jamesa była cudowna, wcale nie piszesz na siłę, bo było cudownie. No i jak zwykle doczekałam się Luke'a, po prostu go kocham!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)