Świętaminęły w wyjątkowo rodzinnej atmosferze. Całą sobotę i niedzielę spędziłam zPetunią, Samanthą i Erickiem, grając w różne gry, opowiadając sobie różnehistorie i robiąc milion różnych rzeczy. W niedzielę wieczorem pożegnaliśmycałą rodzinę, żegnając równocześnie jakiekolwiek relacje z moją siostrą. Dziwnebyło to, że przy kuzynostwie Petunia potrafiła mnie jakoś tolerować, tym samymja potrafiłam z nią wytrzymać, a gdy tylko oni pojechali, z powrotem byłam dlaniej dziwolągiem, więc automatycznie ja nie mogłam jej znieść. Jednak wponiedziałek czekała mnie randka z Jacobem, więc nie miałam czasu naprzejmowanie się siostrzanymi więzami, bowiem musiałam wymyślić w co sięubiorę. Dawno nie umówiłam się z nikim, więc zapomniałam już, jaki to stres.Może nie było aż tak źle ze mną, ale i tak byłam lekko zdenerwowana. Podczasoglądania moich ciuchów i oceniania co się nadaje na randkę, a co nie,przemknęło mi przez myśl, że przydałaby mi się właśnie teraz Kate. Westchnęłamciężko, jednak wcale nie było to spowodowane tym, że nie wiedziałam w co sięmam ubrać. Pomimo, że upłynęło już bardzo dużo czasu, odkąd ona się do mnie nieodzywa i wydawałoby się, że czas leczy rany, to jednak z każdym dniem tęskniłamdo niej coraz bardziej. Cały czas miałam złudną nadzieję, że jakoś siępogodzimy i wszystko będzie, jak dawniej. Jednak, ileż można czekać? Odwróciłamgłowę w stronę biurka, na którym postawiona była ramka ze zdjęciem. Na nim jasiedziałam nad jeziorem na błoniach, a Kate obejmowała mnie, siedząc za moimiplecami. Obie śmiałyśmy się wesoło. Z tego, co dobrze pamiętałam, zdjęcie tozostało zrobione w 5 klasie przez Łapę, w okresie, gdy byli ze sobą, zanim wogóle wydarzyła się cała sprawa z Aaronem. Odwróciłam się w stronę przeciwnejściany, gdzie wisiał obraz namalowany przez mamę Kate, podczas tegorocznychwakacji. Ja, Angelina i Kate leżałyśmy na łóżku Czarnej, opierając głowy nałokciach. Przed nami leżał wakacyjny numer „Czarownicy”, a na naszych opalonychbuziach gościły szerokie i szczere uśmiechy. Jak bardzo chciałam wrócić dotamtych czasów, gdy miałam ją przy sobie. Westchnęłam po raz kolejny i wróciłamwzrokiem do otwartej szafy, gdzie wisiały różne ubrania na wieszakach.Spojrzałam na zegarek. Byłam z nim umówiona na 16, a dopiero była 12, więcmiałam jeszcze trochę czasu. Postanowiłam, że zastanowię się nad tym później,zamknęłam szafę i położyłam się na łóżku, myśląc. Sięgnęłam pod łóżko, gdzieznajdował się mój kufer, z którego wyciągnęłam lusterko podarowane mi przezJamesa. Przyglądałam mu się dłuższą chwilę. Miałam ogromną ochotę sprawdzić,czy naprawdę działało. Nie. Poprawka. Miałam ogromną ochotę zawołać do lusterka„James Potter” i zobaczyć jego. Szybko odłożyłam prezent tam, skąd go wzięłam iwbiłam wzrok w sufit. Byłam zła na samą siebie. Okropnie zła za to, że niepotrafiłam wybić sobie tego z głowy. Leżałam tak jeszcze chwilę, po czymusiadłam i postanowiłam, że dopóki jestem w Londynie, będę się cały czasświetnie bawić. Wstałam więc z łóżka i podążyłam do szafy, którą otworzyłamzdecydowanym ruchem. Przyjrzałam się mojej kolekcji ubrań, po czym ściągnęłam zwieszaka tunikę w czarno-białe, poziome paski, całą składającą się zbłyszczących cekinów i czarne leginsy. Powędrowałam do łazienki, gdzie wzięłamprysznic, ubrałam się umalowałam i zakręciłam włosy w duże loki, po czymzostawiłam je rozpuszczone. Tunikę opuściłam, odsłaniając jedno ramię. Kośćobojczykowa prezentowała się w tej kreacji niezwykle kobieco. A przynajmniejtak mi się wydawało. Podkreśliłam czarną kredką oczy, natuszowałam rzęsy,pociągnęłam usta dość mocną czerwoną szminką. W efekcie wyglądałam, jaknowoczesna, wiedząca, czego chce dziewczyna. Podobał mi się taki odważniejszywizerunek i gdy uznałam, że już nic więcej ze sobą nie zrobię, wyszłam złazienki i omiotłam spojrzeniem pokój. Podeszłam do szkatułki z biżuterią,stojącą na biurku i wzięłam z niej czerwone korale, które założyłam na szyję itaką samą bransoletkę. Spojrzałam na zegarek. Jako, że była już 15, a drogę naPokątną miałam zamiar pokonać piechotą, podeszłam szybko do szafy i wyciągnęłamz niej krótki, biały płaszczyk z ogromnymi, czarnymi guzikami. Do tego czerwonyszalik i czarne, krótkie kozaczki na dość wysokim obcasie. Uwielbiałam buty naniebotycznie wysokich szpilkach, czy obcasach, więc miałam ich dość dużo. No ipotrafiłam w nich chodzić, co chyba miałam w genach po mamie. Stanęłam przedlustrem i okręciłam się wokół własnej osi. Zanim jeszcze wyszłam, założyłamczerwoną torebkę, w której miałam portfel, a do wewnętrznej kieszeni płaszczawsadziłam różdżkę. Rozejrzałam się po pokoju w obawie, czy czegoś niezapomniałam, a gdy się upewniłam, że nie, wyszłam z pokoju. Jednak szybkoprzypomniałam sobie, że zapomniałam o rękawiczkach, więc wróciłam się izałożyłam czerwone, skórzane rękawiczki na ręce, po czym zeszłam na dół.
-Mamo,wychodzę! – krzyknęłam w stronę salonu, gdzie siedzieli moi rodzice i sądząc poodgłosach, oglądali telewizor.
-Gdziei o której wrócisz? – spytała mama.
-NaPokątną, późno. – odpowiedziałam trochę ciszej, modląc się, żeby nie usłyszałaostatniego słowa. Jednak moja matka miała wspaniały słuch i gdy tylkousłyszałam, że idzie w moją stronę, otworzyłam drzwi, z zamiarem wyjścia.
-Późno?Co to ma zna... – urwała, gdy wyłoniła się zza ściany i ujrzała mnie.Przyglądała mi się chwilę, po czym cmoknęła z podziwem. – Czy ty czasem mojadroga panienko nie wybierasz się na jakąś randkę? – spytała, sprawiając, żeodwróciłam się w jej stronę i zamknęłam drzwi, opierając się o nie plecami.Spojrzałam na nią niepewnie. Na jej ustach błąkał się podejrzliwy uśmiech.
-Owszem.– odpowiedziałam, czerwieniąc się lekko. – Skąd wiesz? – spytałam, zanimzdążyłam się powstrzymać. Wszelkie konwersacje nie były w takich sytuacjachwskazane.
-Boraczej w takim stroju nie wybierasz się po prostu na zakupy lub spotkanie zprzyjaciółką. – odpowiedziała, rozbawiona. Podrapałam się po głowie zzażenowaniem.
-Nocóż, co racja, to racja. – odpowiedziałam z niepewnym uśmiechem.
-Chybamuszę się przyzwyczaić do tego, że moje córki już zaczynają chodzić naprawdziwe randki. – westchnęła, jednak nie było to rozpaczliwe, czy coś. Wręczprzeciwnie, powiedziała to wręcz rozczulona.
-Wątpię,żeby Petunię ktokolwiek zaprosił na... – mruknęłam, ale przerwałam, widząckarcące spojrzenie mojej matki.
-Petuniama chłopaka od listopada. – powiedziała mama, sprawiając, że zapomniałam oswojej randce.
-Kogo?– spytałam szybko, zapominając, że mnie to nie obchodzi. No dobra, nie było cosię oszukiwać, wszelkie romanse Petunii były jak najbardziej interesujące, bokto by zechciał taką zgryźliwą dziewczynę. Upomniałam w myślach samą siebie iskupiłam ciekawski wzrok na mamę.
-Ztym całym Joshem. – odpowiedziała mama, a ja zakrztusiłam się. – Całkiem miłychłopak. – mruknęła, nie zważywszy na moją reakcję. – Właśnie poszła do niego.– wskazała na drzwi i uśmiechnęła się. – A ty na którą jesteś umówiona? –spytała, przypominając mi, że powinnam już być w drodze. Spojrzałam na zegareki przeraziłam się, bo była już 15.30, a więc nie było już raczej szans, żebymdotarła na czas.
-Cholera!– krzyknęłam.
-Takmyślałam. – mruknęła rozbawiona mama. – W tych butach raczej nie masznajmniejszych szans na dotarcie tam na czas. – dodała.
-Dzięki,wcale mi nie pomagasz. – powiedziałam sceptycznie. Moja rodzicielka westchnęłai bez słowa powędrowała do garderoby, skąd wzięła płaszcz, potem poszła dosalonu. Wróciła chwilę potem, trzymając w ręku kluczyki i papiery do auta.Spojrzałam na nią zdziwiona, a ona uśmiechnęła się.
-Podrzucęcię. – wyjaśniła krótko.
-Jej,dzięki mamo! – wykrztusiłam z siebie i uśmiechnęłam się wdzięcznie.
-Niema za co. I tak miałam wstąpić do sklepu na zakupy. – odpowiedziała i wyszłyśmyz domu. Poczekałam, aż mama wyjedzie z garażu, po czym wsiadłam na przedniesiedzenie, zapinając pasy. Ruszyliśmy w stronę centrum, bowiem tam właśnieznajdował się Dziurawy Kocioł.
-Tojak się nazywa ten twój chłopak? – zagadnęła po chwili ciszy.
-Tonie jest mój chłopak. – odparłam, a ona roześmiała się.
-Więcjak się nazywa chłopak, z którym się dzisiaj spotykasz? – zapytała, inaczejformując swoje pytanie. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Jacob.– odpowiedziałam, a ona pokiwała głową ze zrozumieniem.
-Ijaki jest?
-Bardzoprzystojny. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – I wydaje się być miły.
-Takwłaściwie, to nigdy jakoś nie miałam okazji spytać, co się stało, że twójzwiązek z Adamem tak diametralnie się zakończył. – rzekła powoli, zerkając cojakiś czas na sekundę na mnie.
-Och,wiesz... – zaczęłam i za bardzo nie wiedziałam, co mam jej powiedzieć. – Poprostu nie dogadywaliśmy się. On był zazdrosny o mojego kolegę, ja o jegokoleżankę z drużyny, pokłóciliśmy się o to i... jakoś tak wyszło. – zakończyłamklawo. O dziwo, wydawało się, że ona to kupiła.
-Niechciałam ci tego mówić, ale według mnie Adam był nieco za stary dla ciebie. –wyznała. – Wolałabym jednak, żebyś spotykała się z chłopcami w twoim wieku lubz mniejszą różnicą. – dodała, zerkając ukradkiem na moją reakcję.
-Topewnie ucieszysz się, jak powiem ci, że Jacob jest w moim wieku. – uśmiechnęłamsię do niej, a ona odwzajemniła gest. Samochód zatrzymał się przy chodniku,zaraz przed Dziurawym Kotłem. Mama spojrzała na mnie i poszerzyła uśmiech.
-Bawsię dobrze. Jeśli trzeba będzie, to ja albo tata po ciebie podjedziemy, tylkozadzwoń z jakiejś budki, czy czegoś. – powiedziała, lustrując mnie wzrokiem zgóry na dół. – Wiesz, nie mogę uwierzyć, że moje córki już są kobietami. –powiedziała trochę klejącym się tonem. Wiedziałam, że jeśli nie wyjdę teraz,będę świadkiem jej płaczu.
-Dziękimamo za podwózkę i rozmowę. – mruknęłam, zmieniając temat. Cmoknęłam ją wpoliczek i wyszłam z auta, zamykając za sobą drzwi. Na zewnątrz trzymał mróz,było gdzieś minus 8 stopni. W momencie, gdy mama odjechała, ktoś podszedł domnie, więc automatycznie się odwróciłam. Stanęłam twarzą w twarz z szarookimszatynem, który uśmiechał się szeroko.
-CześćLily. – odezwał się przyjaźnie.
-Jacob...– powiedziałam inteligentnie, a po chwili na moją twarz wystąpił uśmiech.
-Właśnieszedłem i zauważyłem, że wychodzisz z samochodu. – wyjaśnił, nie czekając, aż ocokolwiek spytam.
-Rozumiem.– odparłam, nadal się uśmiechając. Sytuacja była trochę niezręczna, więc czułamsię dziwnie.
-Takwięc, witaj Lily. – powiedział uroczyście.
-WitajJacob. – odpowiedziałam tym samym tonem i oboje roześmialiśmy się. – Skoropowitanie mamy już za sobą, to gdzie idziemy? – spytałam uprzejmie.
-Niewiem, gdzie, ale muszę ci powiedzieć, że wyglądasz olśniewająco. – powiedziałgłębokim głosem, jednak zarumienił się.
-Dziękuję.– odparłam i zapadła cisza. Dosyć niezręczna cisza. Miałam dziwne wrażenie, żeon nigdy nie był na randce. Wszystko, co mówił było takie trochę sztuczne, a iwyraźnie nic nie zaplanował. Nie przeszkadzało mi to, jednak z drugiej stronytrochę irytujące było, że zanosiło się na to, że wszystkie inicjatywy będąwychodzić ode mnie. – To może chodźmy na coś cieplejszego do Dziurawego, apotem przejdziemy się Pokątną, co? – zaproponowałam.
-Oczywiście,dobry pomysł. – odpowiedział i ruszyliśmy. W drzwiach przepuścił mnie, jako pierwszą.Weszłam do środka i os razu skierowałam się do jakiegoś stolika. Rozebrałampłaszcz i usiadłam. Naprzeciwko mnie usiadł mój towarzysz, uśmiechając się domnie niepewnie.
-Toczego się napijesz? – spytał.
-Gorącejczekolady. – odpowiedziałam.
-Toja też. – rzekł i wstał zamówić. Po chwili wrócił, niosąc w ręku gorące napoje.Jeden postawił przede mną. Zaczęłam mieszać w swoim kubku, obserwując łyżeczkęz góry. Jacob wpatrywał się gdzieś ponad mnie, unikając mojego wzroku.
-Tojak ci święta minęły? – spytałam, mając dość tej irytującej ciszy.
-Acałkiem dobrze. – odpowiedział. – Najadłem się za wszelkie czasy. A ty jak tam?
-Rodzinado mnie przyjeżdżała na 3 dni, więc miałam co robić. A przedtem czekała mniemasa sprzątania. Wiesz, mugole nie znają magii, więc wszystko ręcznie trzebabyło robić. – rozgadałam się trochę bardziej, mając nadzieję, że go trochęrozkręcę.
-Aha.– odrzekł. Porażka. Totalna porażka. Znowu zapadła irytująca cisza. Zdążyłamjuż wypić swoją porcję czekolady. Po kilkunastu minutach siedzenia iobserwowania ludzi, którzy przechodzili przez ten bar, znowu zmuszona byłam doprzejęcia inicjatywy.
-Możeprzejdziemy się po Pokątnej? – zaproponowałam obojętnym tonem.
-Świetnypomysł. – uśmiechnął się, pokazując swoje uzębienie. Zaczęło mnie męczyć tospotkanie, bowiem Jacob okazał się nudny, w ogóle nieinteresujący i randka tabyła totalną porażką. Oprócz świetnego wyglądu, Krukon nie posiadał żadnychfascynujących cech, zainteresowań, ani nic podobnego. A jeśli miał, to niestetynie był skory do opowiadania. Przeszliśmy Pokątną wzdłuż i wszerz, nieodzywając się kompletnie do siebie, nie licząc kilku moich prób rozkręceniarozmowy, które i tak kończyły się fiaskiem. W końcu, mając totalnie dość tejżenady, zdecydowałam się na powrót do domu. Stanęłam więc naprzeciw Gringotta,a za mną Jacob.
-Wiesz,ja już będę lecieć. – powiedziałam suchym tonem.
-Szkoda,że musisz już iść. – odparł z prawdziwym żalem. Zebrałam się w sobie ispojrzałam na niego.
-Niemuszę, ale chcę. – odpowiedziałam twardo. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć,ale gdy zdał sobie sprawę, co powiedziałam, zamknął je, a uśmiech mu zniknął ztwarzy i zmarszczył brwi.
-Terazchyba powinna być część, w której mówisz, że jestem wspaniałym facetem, ale niedla ciebie, co? – powiedział, gdy otrząsnął się z lekkiego szoku, w jaki gowprawiłam. Uśmiechnęłam się lekko.
-Nocoś w tym stylu. – odpowiedziałam, próbując udawać skruszoną.
-Awięc, cześć. – powiedział i uśmiechnął się lekko.
-Dozobaczenia w Hogwarcie. – poprawiłam go. Spojrzał na mnie lekko zaskoczony. –No wiesz, nie powiedziałam, że się nie znamy. – wyjaśniłam, a na jego twarzznowu zawitał uśmiech.
-Jesteśwspaniałą dziewczyną, Lily. – pomachał mi i odszedł w stronę sklepu ze sprzętemdo quidditcha. Odetchnęłam z ulgą i nie mając ochoty na nic innego, skierowałamsię w stronę Dziurawego Kotła. Przeszłam przez pub nie zatrzymując się nawet nachwilę i szybko wyszłam po mugolskiej stronie Londynu. Szybkim krokiem szłam wkierunku domu. Po drodze mijałam pełno ludzi, którzy wracali po pracy do domów.Oprócz niezbyt udanej randki, rzuciło mi się w oczy to, jak bardzo Jacobodbiegał od Jamesa. James był pełen energii, nigdy w życiu nie dałby mi się takzanudzić, jak to zrobił Krukon. Potter miał pasję w quidditchu, o którym potrafiłmówić godzinami, tak samo, jak o przyjaciołach. Szczerze powiedziawszy, Jacobnie dorastał do pięt Potterowi. Otrząsnęłam się. Znowu o nim myślałam. Wdodatku właśnie porównywałam swojego randkowicza do Rogacza. Wróciłam sięmyślami do spotkania i zdałam sobie sprawę z tego, że... przez cały czas,spędzony z Jacobem tak robiłam. Patrząc mu w oczy, porównywałam do orzechowegociepła, brązowe, poukładane włosy miałam ochotę poczochrać, żeby wyglądały, jaku okularnika. Pokręciłam głową z niesmakiem i wsadziłam ręce do kieszeni.Zaczęłąm nawet się zastanawiać, czy Gryfon nie dał mi jakiegoś eliksirumiłosnego. Jednak doskonale wiedziałam, że musiałby mi go podawać cały czas, aprzecież jestem już kilka dni w domu, gdzie nie ma Pottera. Naprawdę zaczęłam szukaćwręcz absurdalnych wytłumaczeń, dlaczego Potter tak bardzo wszedł mi do głowy iza cholerę nie chciał z niej wyjść, mimo, że byłam od niego daleko, on miałdziewczynę, ja byłam na randce... Przerwałam myślenie o Potterze i podniosłamgłowę. Patrzyłam przed siebie i skupiałam się na tym, żeby myśleć oczymkolwiek, tylko nie o nim. Mijała mnie setka ludzi, niektórzy mężczyźnioglądali się za mną, ale ignorowałam ich, idąc twardo przed siebie. Gdy byłam wokolicy swojej dzielnicy, spojrzałam na zegarek i odnotowałam, że była dopiero18. Czyli na randce z Jacobem, spędziłam tylko 1,5 godziny. Roześmiałam się wduchu i poszłam dalej. Chciałam wrócić do domu, ale stwierdziłam, że jeśliwrócę tak wcześnie, mama zacznie się dopytywać, a nie chciało mi się tłumaczyć.Skręciłam więc w jedną z uliczek. Przede mną ukazał się plac zabaw, na którym wostatnie lato spotkałam dwójkę dzieciaków bawiących się w piasku i którychuchroniłam przed jakimiś czarodziejami. Miałam jakiś wielki sentyment do placówzabaw, więc nietrudno zgadnąć, że chwilę później szłam w kierunku huśtawek. Odziwo, jedna z nich była odśnieżona, więc usiadłam, nie przejmując się zimnem.Rozejrzałam się wokół. Na tym samym placu zabaw, na tej samej huśtawce, jeszczew lato, siedziałam z Adamem. Wydawało mi się, że to było parę ładnych lat temu,a nie tylko pół roku. Zabawne było to, jak w pół roku wszystko może sięzmienić. Spojrzałam na pokrytą śniegiem piaskownicę, przypominając sobiedzieci, które tamtego letniego dnia bawiły się, budując zamek. Potem zerknęłamna krzaki, które obecnie były oblodzone, a wtedy biły zielenią swoich liści.Wtedy w tych krzakach aportowało się dwoje czarodziejów – kobieta i mężczyzna,którzy widocznie czaili się na dwójkę dzieciaków. Spuściłam wzrok obserwującswoje buty, po czym odepchnęłam się lekko nogami i huśtawka pokołysała sięlekko. Zamknęłam oczy na chwilę, czując na twarzy lodowaty wietrzyk. Robiło sięcoraz zimniej i gdyby nie śnieg, panowałby całkowity mrok. Latarnie uliczne jużpaliły się swoim bladym, żółtym światłem. Pod strumieniem światła widać byłodrobne płatki śniegu, które leniwie spadały na ziemię. Zatrzymałam huśtawkę ipołożyłam ręce na kolanach, obserwując, jak kolejne śnieżynki roztapiają się nanich. Usłyszałam, jak śnieg skrzypie pod czyimiś butami. Nie przestraszyłam sięza bardzo, więc nawet nie odwracałam głowy. Miałam jakieś dziwnie spokojnepoczucie bezpieczeństwa.
-Tojest moja huśtawka. – odezwał się za mną, znajomy mi już głos.
-Nigdzienie jest podpisana. – odpowiedziałam, próbując sobie przypomnieć właścicielagłosu. Nie chciałam odwracać głowy.
-Wystarczy,że codziennie o tej samej porze, czyli właśnie teraz, ja tutaj przychodzę isiedzę na niej. Jakbyś nie zauważyła, tylko ona jest odśnieżona. – warknąłnieprzyjemnie chłopak. Nadal jednak nie wiedziałam, kto był jego właścicielem.
-Dajmi spokój, nie mam ochoty się z nikim kłócić. – odpowiedziałam znudzona. –Szczególnie z jakimś mugolem. – dodałam już trochę ciszej, bardziej do siebie.
-Copowiedziałaś? – spytał, zapominając o tym, że zajęłam mu miejsce i podszedłbliżej. Westchnęłam cicho.
-Powiedziałam,że nie mam ochoty kłócić się z jakimś mugolem. – powtórzyłam i odwróciłam się wjego stronę. Jednak, gdy zobaczyłam go, trochę mnie zatkało. Jego zresztąrównież. – Ale ty nie jesteś mugolem. – dodałam zdziwiona.
-Amerykinie odkryłaś. – zauważył, gdy sam ocknął się ze zdziwienia.
-Coty tutaj robisz? – warknęłam, przypominając sobie irytujący charakter chłopaka.– Tylko nie mów mi, że przypadkiem poszłam sobie na najbliższy plac zabaw,który jest w mojej okolicy i całkowicie przypadkiem spotykam tam CIEBIE. –dodałam nieprzyjemnie, krzywiąc się.
-Mieszkamtutaj. – odpowiedział. Oparł się o belkę huśtawki i patrzył na mnie ignoranckimwzrokiem.
-Naplacu zabaw? – roześmiałam się pogardliwie.
-Zawszewiedziałem, że inteligencją to ty nie grzeszysz. – mruknął, mierząc mnie odgóry do dołu. Jednak jego wzrok jakby... złagodniał? – Proszę, powiedz mi, żeprzyjechałaś do jakiejś babci i wcale nie mieszkasz w okolicy. – dodał.
-Muszęcię zmartwić, mieszkam dwie ulice stąd.
-Chceszmi powiedzieć, że przez ponad 16 lat mojego życia ani razu Cię tutaj niewidziałem?
-Mieszkamtutaj od 4. – wyjaśniłam.
-Toi tak długo, szczególnie zważając, że w okolicy nie mieszka żaden innyczarodziej i że w wakacje wałęsam się całymi dniami po okolicy. – wzruszyłramionami. – A teraz mogłabyś łaskawie zejść z mojej huśtawki. – warknął,powracając do swojego chamskiego tonu.
-Nie.– odpowiedziałam krótko. – Masz drugą.
-Niechcę drugiej, chcę tą. – syknął z zaciśniętymi zębami. Westchnęłam ciężko.
-Wieszco? Zachowujesz się, jak małe dziecko. – powiedziałam z pogardą. – Co mnie tointeresuje, czego ty chcesz? Myślisz, że mnie się ktoś pyta, czego ja chcę?! –z każdym słowem coraz bardziej podnosiłam głos. – Uświadomię cię. Nie, nie pytasię.
-Nieobchodzą mnie twoje problemy. – warknął blondyn. – Chcę po prostu usiąść namojej huśtawce. – mówił chamskim, ale spokojnym i mocnym głosem.
-Amnie nie obchodzą twoje zachcianki. Chcesz sobie usiąść, to sobie usiądź nainnej huśtawce, albo najlepiej na innym placu zabaw. – odpowiedziałam zzaciśniętymi zębami.
-Wiesz,po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że z miłą chęcią poszedłbym sobie na innyplac zabaw, żeby nie musieć ciebie oglądać, ale widząc, w jakim jesteś stanie ijak łatwo cię można wyprowadzić z równowagi, z ogromną radością zostanę tutaj inawet usiądę na tej drugiej huśtawce. – oznajmił jadowicie i podszedł dohuśtawki obok, strzepał z niej śnieg i usiadł. Nie wiem dlaczego, aleroześmiałam się. I wcale to nie był chamski, czy szyderczy śmiech. Roześmiałamsię prawdziwie, radośnie. Luke spojrzał na mnie, jak na wariatkę. – Masz coś zgłową, czy jak? – spytał, podnosząc brwi.
-Wsumie, jakby się nad tym zastanowić, to siedzi mi coś w głowie. – odpowiedziałam,poważniejąc. Mówiłam zgodnie z prawdą, coś, a raczej ktoś po niej chodził,mianowicie James Potter, jak natrętny robak, który nie chce wyjść.
-Tylkonie opowiadaj mi o swoich żałosnych problemach. – mruknął ostrzegawczym tonem.Wzruszyłam ramionami. – Co ci się dzisiaj stało? – spytał po chwili, chybaprzemagając się. W jego zapytaniu nie było nutki złośliwości, co mnie zdziwiłodo tego stopnia, że podniosłam na niego wzrok.
-Czemupytasz?
-Bojesteś nieswoja. – odparł prosto.
-Skądniby masz wiedzieć, jaka jestem, skoro rozmawiałeś ze mną raptem dwa razy, oile to można nazwać rozmową. – mruknęłam.
-Bonie jesteś sobą w stosunku do mnie. Odpuściłaś mi. – wytłumaczył, obserwującmnie.
-Jakjuż mówiłam, nie mam ochoty się z nikim kłócić. – odpowiedziałam i wzruszyłamramionami.
-Denerwujeszmnie, jak jesteś taka obojętna. – powiedział szorstko.
-Aczy jest stan, gdy cię nie denerwuję? – spytałam, mrużąc oczy ze złości.
-Nie.– odpowiedział.
-Czemuty mnie tak nie lubisz? – zwróciłam się do niego po chwili ciszy.
-Bojesteś przemądrzałą, wredną, rudą istotą, która myśli, że wszystko wienajlepiej, udaje, że nic nie może jej zranić ani dotknąć i ucieka od problemów.
-Iwywnioskowałeś to wszystko z dwóch rozmów, podczas których się ze mnąbezsensownie kłóciłeś? – prychnęłam pogardliwie.
-Ina dodatek weszłaś mi w drogę, wpadając na mnie, pokonałaś mnie w szachy,powiedziałaś zakończenie książki i jesteś jedyną osobą, która stanęła ze mną wszranki i się nie poddaje, a wręcz sobie jakoś radzi. – dokończył, ignorującmoje pytanie. Uśmiechnęłam się delikatnie. To, co powiedział teraz, dało mijakąś satysfakcję.
-Aja cię nie lubię, bo...
-Nieobchodzi mnie to. – przerwał mi bezczelnie. – Nie pytałem o to, więc nie chcęwiedzieć, bo nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. – już otwierałam usta, żebycoś powiedzieć, jednak nie dał mi się odezwać. – Posłuchaj, widzę, że niejesteś dzisiaj w humorze i potrzebujesz kogoś, komu możesz się wygadać. Możeszmi wszystko powiedzieć, co cię trapi, ale nie rozmawiamy o mnie i potem wracamydo naszych chłodnych stosunków. – po jego słowach prychnęłam pogardliwie iwstałam z huśtawki, rzucając mu lekceważące spojrzenie.
-Niemam zamiaru zwierzać się tobie ze swoich problemów. – warknęłam. – Musiałabymchyba zwariować, żeby to zrobić. – po tych słowach odeszłam od niego, kierującsię w stronę swojego domu. Szybkim krokiem doszłam pod drzwi własnegomieszkania i weszłam, wycierając buty. Zdjęłam je i poszłam do góry. Będąc wpołowie schodów, musiałam się zatrzymać.
-Lily,to ty?! – zawołała mama, wychylając się z kuchni.
-Tak!– odkrzyknęłam.
-Cotak szybko? Myślałam, że wrócisz dużo później. – mama wyszła do przedpokoju istanęła u dołu schodów, obserwując mnie uważnie. – Randka się nie udała?
-Och,nie! – zaprzeczyłam trochę zbyt gwałtownie, po czym uśmiechnęłam się. – Udałasię, jak najbardziej, jednak wolałam być szybciej w domu, bo zimno już było. Achłopak ten nie jest z Londynu, więc też martwiłam się o niego, żeby nie musiałaż tak późno wracać. – wymyśliłam na szybko bajeczkę, którą oczywiście mamusiapołknęła. – Wiesz, pójdę się położyć, bo trochę się źle czuję. – mruknęłam iodwróciłam się, wchodząc dalej po schodkach.
-Przyniosęci aspirynę i herbatę. – zarządziła mama, a ja nawet nie protestowałam. Weszłamdo pokoju, rozebrałam się, wkładając ciuchy do szafy i zakładając na siebieszlafrok. Przeszłam obok biurka, na którym leżał zapieczętowany list. Zerknęłamod kogo i gdy zobaczyłam, że od Angeli, wzięłam do ręki i usiadłam na łóżku,otwierając go.
Kochana Lily!
Cieszę się, że prezent sięspodobał. Bransoletka od Ciebie była obłędna i wręcz się z nią nie rozstaję.Jasper narzeka, że mi się bardziej Twój prezent podoba, niż mój. Ciekawajestem, jak tam Twoja randka z Jacobem. Pewnie oczarowałaś go swoim urokiem iteraz nie będzie mógł o niczym innym myśleć. Napisz coś więcej, co u Ciebie, bojakoś mało się rozpisałaś. W ogóle, moja mama nalegała, żebyś do nas wpadła wprzerwie świątecznej, ale wiem, że raczej nie będziesz chciała. W końcu Ciebierównież rodzice chcą przez jakiś czas mieć w domu. Jednak, jeśli będzieszchciała, to napisz, a po Ciebie wpadniemy. Odzywała się Kate albo Rogacz?Wiesz, nudzi mi się tutaj już w tym domu. Stęskniłam się już za Tobą, oby tenczas zleciał, jak najszybciej.
Odezwij się szybko,
Angelina McKinnon
Odłożyłam list na stolik nocny, a w tym samym momencie dopokoju weszła mama z herbatą i jakimiś tabletkami. Położyła mi kubek obok listui wręczyła do ręki dwie pastylki.
-Proszę, zjedz to, a rano na pewno nie będziesz chora. –powiedziała łagodnie i pogłaskała mnie po głowie. Posłusznie połknęłam tabletkii popiłam herbatą. Mama uśmiechnęła się i wyszła z pokoju, zostawiając mniesamą tak, jak chciałam. Szybko sięgnęłam pod łóżko do kufra i wyciągnęłam zniego lusterko owinięte w list. Przeczytałam jeszcze raz list i spojrzałam wlusterko. Już w ustach miałam jego imię, gdy w ostatnim momencie je odłożyłam.Byłam zdenerwowana na samą siebie. Dlaczego tak trudno mi było przestać o nimmyśleć. Już sama nie wiedziałam, w jaki sposób mam się go pozbyć z mojej głowy.Pomyślałam chwilę i poderwałam się z łóżka. Podeszłam do szafy i wciągnęłam natyłek dżinsy, a na górę gruby sweter, odrzucając na ziemię szlafrok. Ubrałampłaszcz, wzięłam różdżkę, lusterko i list od Pottera do kieszeni i wyszłam zpokoju. Zbiegłam po schodkach, zatrzymałam się w przedpokoju, gdzie ubrałambuty.
-Gdzie ty idziesz? Przecież... – zaczęła mama, zdziwionamoim pośpiechem.
-Zaraz wracam. Idę na huśtawki. – oznajmiłam i wyszłam,nie czekając na pozwolenie. Pobiegłam w stronę placu zabaw, nie zapinając nawetkurtki. Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam Luke’a siedzącego na huśtawce tej,co ja wcześniej i patrzącego w niebo. Usiadłam na huśtawce obok i równieżspojrzałam w niebo.
-Czyżby Lily Evans zwariowała? – spytał, przenosząc namnie wzrok niebieskich tęczówek. Patrzył z lekką pogardą i wyższością.
-Tak, myślę, że Lily Evans oszalała. – potwierdziłam,patrząc na czubki swoich butów.
-Przyszłaś szybciej, niż się spodziewałem. – mruknąłtrochę przyjemniejszym tonem. – Obstawiałem, że dopiero jutro cię zobaczę.
-Widocznie nie jestem tak silna, jak niektórzy ode mniewymagają. – mruknęłam posępnie.
-Może przejdziesz do konkretów, a nie rzucaj mi jakimiśgłupimi sentencjami. – ponaglił mnie. Spojrzałam na niego oburzona, jednak nieodpyskowałam.
-Zapewne znasz słynną historię Pottera i Evans? –spytałam, a on pokręcił głową przecząco. – Jak to, nie znasz? Przecież Hogwartto jedna, wielka plotkarnia. A nasz przypadek był szczególne znany.
-Nie słucham plotek. Nie interesują mnie. – mruknął, całyczas mnie obserwując.
-Jesteś bardzo specyficznym czło...
-Do rzeczy. – przerwał mi. Przewróciłam oczami i zaczęłamod nowa. Tłumaczyłam mu wszystko, jak Potter od trzeciej do końca piątej klasymnie podrywał, robił dowcipy, wiecznie się pytał o randkę. Potem, jak sięzmieniły nasze relacje najpierw w piątej klasie, a potem w szóstej.Opowiedziałam mu całą sytuację z Rachel, a potem z pocałunkiem z Łapą, to, jakmnie Potter traktował i jak przestał, jakby nic się nie stało.
-A dzień przed świętami przysłał mi to. – zakończyłam,wyciągając z kieszeni lusterko owinięte w list i podałam mu. On chwycił to iprzeczytał list. Chwilę się zastanowił, po czym potargał list na kawałeczki. –CO TY ROBISZ?! – wrzasnęłam, wytrzeszczając na niego oczy. Popatrzył mispokojnie w oczy i z pełną determinacją rzucił lusterkiem o huśtawkę,sprawiając, że się roztrzaskało na malutkie kawałeczki. Wybałuszyłam oczy i zotwartymi oczami wstałam z huśtawki, patrząc rozpaczliwie na malutkiekawałeczki zwierciadła, leżące pod stopami Luke’a. Nie byłam w staniepowiedzieć ani słowa, tylko stałam i wpatrywałam się w rozbite lusterko.Wydawało mi się, że każdy odłamek wbijał mi się boleśnie w klatkę piersiową icoś we mnie pękło. A wysoki, chudy blondyn siedział na huśtawce i patrzył namnie zaciekawionym spojrzeniem niebieskich tęczówek.
co ten Luke zrobił?! i dlaczego, dlaczego rozbił lusterko?! ech... on jest jakiś dziwny, ale i tak go lubię ;))rozdział bardzo fajny i ciekawy :D i dłuuugi :D szkoda, że nie wyszło na tej randce Lily i Jacoba... wydawał mi się fajny, a tu taki hmm... milczek :Dpowracam do mego pytania z początku komentarza : dlaczego Luke to zrobił?! dlaczego? mam nadzieję, że dowiemy się tego w następnej notce :D Życzę Weny ;)Mam nadzieję, że będę mogła nie długo znowu tu zajrzeć i przeczytać nową notkę :DPozdrawiam! :*PS. dzięki za powiadomienie ;]Natalia ;D
OdpowiedzUsuńco ten Luke zrobił?! i dlaczego, dlaczego rozbił lusterko?! ech... on jest jakiś dziwny, ale i tak go lubię ;))rozdział bardzo fajny i ciekawy :D i dłuuugi ;D szkoda, że nie wyszło na tej randce Lily i Jacoba... wydawał mi się fajny, a tu taki hmm... milczek ;Dpowracam do mego pytania z początku komentarza : dlaczego Luke to zrobił?! dlaczego? mam nadzieję, że dowiemy się tego w następnej notce ;D Życzę Weny ;)Mam nadzieję, że będę mogła nie długo znowu tu zajrzeć i przeczytać nową notkę ;DPozdrawiam! ;*A! i dzięki za powiadomienie ;]Natalia ;DPS. Życzę słodkiego obżarstwa w Tłusty Czwartek, czyli dziś ; D
OdpowiedzUsuńBosko! Notka cacy :D Luke jest the best ! ;d Nie mogę się już doczekać następnej notki, mam nadzieję, że będzie w niej więcej Luke'a!
OdpowiedzUsuńCo... ten... Luke... sobie... myśli!!! Grrr.... ciekawe po co to zrobił... ; / Może dlatego, żeby sprawdzić, czy Potter jest ważny dla Lily? A może dlatego, że był zazdrosny ? Wrr... a może po prostu jest takim perfidnym palantem, który robi wszystkim na złość? Czekam na ciąg dalszy :)) Tylko proszę - jak najszybciej :)) Bo tu umrę z ciekawości ! :D Miałabyś jedną fankę mniej!
OdpowiedzUsuńJak on tak mógł?! Ciekawa jestem jak Lilka wytłumaczy to Jamesowi. Notka świetna jak zwykle, chociaż trochę późno się ukazała. Postaraj się napisać kolejną jak najszybciej. PROSZĘ.... Już nie mogę się doczekać!;)Nadzieja
OdpowiedzUsuńJaki debilowaty debil ten Luke.!!! Co on sobie wyobraża ?! Gr... jak ja bym tam była.. ! Było by po tym idiocie...!!!!:/ Notka fajna...
OdpowiedzUsuńo rany, jak ja się cieszę z tej notki ! myślałam, że się nie doczekam ;)rozdział jak zwykle mi się spodobał ;) po przeczytaniu poprzedniej już nawet zaczęłam myśleć, że Lily mogłaby zostawić Pottera dla Luka, ale teraz James pisze zaledwie list i już wszystko wraca do normy ;) nie powiem, ten jego prezent był oryginalny i szkoda, że blondasek go rozwalił. chociaż to było nieźle zaskakujące. nie spodziewałam się tego ;D i wgl zaczynam coraz bardziej lubić Luka, wydaje się taki tajemniczy.. no zobaczymy co będzie dalej ;> o i dobrze, że ta cała randka Lili nie wypaliła. Jacob od razu wydawał się taki bezpłciowy ;D no to teraz czekam na ciąg dalszy, mam nadzieję, że krócej ;Dps. cieszę się, że dziewczyny będą odnawiały tą przyjaźń etapami. uspokoiłaś mnie ;D
OdpowiedzUsuńjak ja uwielbiam Luka ( oczywiście gdyby te lusterko było od franka ,a nie pottera ,bym go tak nie lubiła ) ! I uwielbiam ciebię , za tą randkę z Jacobem ^^ Dzięki ,że o mnie pamiętałaś , chociaż pozbawiłaś mnie nadzieji .. ;d Podobało mi się wszystko od ocieplenia stosunków z Petunią po kolejne ich zepsucie ,aż do huśtawek .. Czekam na następną notkę ;* ps. Fajnie ,że Luke jeszcze trochę pomieszka w tej historii ;))
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaa ! Nienawidzę Luke'a !Jak on mógł rozbić te lusterko ?!Super nocia , pisz szybko następną bo się doczekać nie potrafię :D
OdpowiedzUsuńSuper jest ten chłopak! Myślę, że jego i Lily będzie coś łączyć;D notka obłędna; pozdrawiam;***
OdpowiedzUsuńświetna notka, wynagrodziła mi czas oczekiwania i dziękuje za iformacje o notce. czekam na kolejną i na jeszcze kolejną...; )pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZnowu mnie zaskoczyłaś! :D :))) Nie mogę wyksztusić nic więcej normalnie... Czekam z neicierpliwością na więcej. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńCzemu on do cholery rozbił to lusterko!? Lilka powinna go zamordowac ;) rozumiem ze jest smutna i dorzewa ale czasami warto komus przywalic :) Poza tym nie wiem czy dobrze zgaduje ale luke jest chyba troche zazdrosny tak? No zobaczymy. Juz nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu. Twoje opowiadanie jest jednym z najlpeszych jakie czytam. Naprawde :)
OdpowiedzUsuńDobra, mam gdzieś tego Jacoba! Luke! To jest dopiero gość! Nie wiem jak to zrobiłaś ale jego postać podoba mi się tak bardzo że o 0,01% przewyższa moją sympatię do Rogacza! Tylko, dlaczego on rozbił to lusterko? Mam wrażenie że zaprzyjaźni się z Lily. Sam fakt że przyszła do niego by wyrzucić z siebie wszystkie problemy związane z Jamesem jest po prostu.... Rozmarzyłam się:D Błagam pisz szybko bo chyba nie zdajesz sobie sprawy jaki talent masz w sobie i jak ciekawie nim operujesz. Powiedz mi co Ty dostajesz z wypracowań z polaka?:) Pewnie same szóstki co?
OdpowiedzUsuńBuuu! Co ten szma*iarz zrobił?!?!?!? ;(((Hmm nie wiem jak mam to określić, jestem ciekawa jego postaci, ale jego osoba mnie nieziemsko wkurza!! ]:->Rozdział mega <3 Jeej... Czekam na jakieś postępy w sprawie Ruda - Rogacz...Wiem, że nie chcesz ich łączyć... To może chociaż, niech pobawią się w kotka i myszkę? ;> Niech Lily, nie mogąc nad sobą zapanować zrobi coś głupiego :D Okej, okej, już się nie narzucam ;PPCzekam na next!!Pozdrawiam Liria26
OdpowiedzUsuńsuper notka:) Luke jest świetny...myśle że coś fajnego z tego wyjdzie;) czekam na kolejne:)
OdpowiedzUsuńRozdział zajefajny, ale ten koniec... Zdziwiło mnie zachowanie Luke'a, i to bardzo. Dlaczego on rozbił to lustro? Dziwny z niego człowiek. Czekam na część dalszą ;D
OdpowiedzUsuńUWIELBIAM, UWIELBIAM ! Rozdział po prostu cudowny ! Luke zaczyna mi się podobać...to jego spojrzenie na Lilkę i w ogóle !O n chyba wie, ze ona już go bardzo lubi, to znaczy Pottera lubi !więc czekam z niecierpliwością na następną !
OdpowiedzUsuńSuper że wreszcie jest rozdział, nie mogłam się doczekać. Piszesz nieziemsko!!! Fajnie, że pojawił się ten Luke. Ma genialną ocenę sytuacji. Ale to rozbicie lusterka było S-T-R-A-S-Z-N-E!!! Chociaż (jak się domyślam) takie według niego było wyjście z sytuacji w jakiej znalazła się Lily. Szkoda, że nie było Jamesa w tym rozdziale, i że Ruda się nie może przemóc. Ja sama nie mam takiej wyobraźni, żeby przewidywać co będzie z Lily, Jamesem i Rachel, dlatego z ciekawością będę czytać, jak ty wybrniesz z tej sytuacji :)PS. Chyba nie muszę dodawać, że rozdział świetny?
OdpowiedzUsuńCholera, Leksia, mam łzy w oczach i zaraz wypłyną. Poważnie, zupełnie jak wczoraj, gdy czytałam...a z resztą. Odbiegam od tematu.Gdy Luke rozbił to lusterko poczułam jakby...rozbił część mnie. A raczej Lily i myślę, że ona poczuła to samo. o mój Boże, współczuję jej. On pewnie zrobił to, żeby pomóc jej odciąć się od Pottera. Nie lubię tego faceta. To znaczy Luke'a. Jest meganiesympatyczny, a mnie wręcz odrzuca od takich ludzi. Powiem wiecej - boję się ich. Głupio to brzmi, ale niestety tak jest.Hej, wiesz co, dzisiaj dostałam ochrzan od babki od geografii. I to taki megaochrzan, aż się bałam, że coś z tego wyniknie. Ale dobra, bo odbiegam od tematu.Ta randka faktycznie była niewypałem, czyli wybrałaś, jeśli się nie mylę, pierwszą opcję. Brawo, wyszło Ci całkiem fajnie. I to porównywanie do Jamesa też w sam raz. Hej, wiesz, jak przeczytałam, że Jacob przepuścił Lily w drzwiach to przypomniało mi się, że mój Jacob w tamtym tygodniu dzień w dzień przepuszczał mnie w autobusie. Wiesz, jak wszyscy pchają się do wyjścia. To megadużo znaczy, prawda? Wiedziałam. Nie krzycz na mnie, już wracam do tematu.Bardzo ciekawi mnie jak rozpoczniesz następny rozdział. Może jeszcze dzisiaj przeczytam? Chociaż pewnie nie, bo już od jakiegoś czasu chcę zacząć swoją notkę i może w końcu się zabiorę.Wiesz co, lecę. Życz mi weny.
OdpowiedzUsuń