Hej!
Dobra,nic nie mówię. Nie komentuję poziomu intelektualnego, stylistycznego,poprawnościowego, fabułowego i obojętnie jakiego tego rozdziału. Wyszedł dośćdługi, chyba najdłuższy z ostatnich i dzielę go na pół, jak zwykle, a Wyczytajcie, jako jeden.
Ognista,co do Twojego komentarza: tata nie zapomniał o Petunii, tylko ona nie wyszłajeszcze ze sklepu, a Lily niestety nie poinformowała ojca, że ona tam jest,więc on nawet nie wiedział, że Petunia siedzi w sklepie :). Poza tym, Tuniazniszczyłaby piękny i sielankowy dzień ojca z córką :). I jeśli chodzi Ci o to,że niby Petunię kochają bardziej, to ja tego tak nie odbieram :). Tzn. myślę,że tutaj chodzi o to, że Petunią mogą się cieszyć cały rok, a Lily mają tylko wprzerwy typu wakacje, święta itp., więc muszą się nią nacieszyć :). A poza tym,piszę pamiętnik ze strony Lily, więc nie opisuję życzliwości wobec Petunii :)Co do Petera, to wypraszam sobie, mój Peter nie je aż tak dużo, jak u innych!:D
Light,mam ustalone, kiedy Kate się pogodzi z Lily, już niedługo, ale nie martw się,nie będą tak od razu się kochać spowrotem :) Postaram się pokazać procesodnawiania przyjaźni, mam nadzieję, że mi się uda :).
Jen,co do mamy Lily, nie chciałam, żeby wyszła na aż taką wariatkę i po Twoimkomentarzu stwierdzam, że rzeczywiście przesadziłam, wybacz ;d.
Zuz,niestety, ale ja kompletnie zapominam o Franku. Kiedyś, o ile dobrze pamiętam,dałam go do drużyny quidditcha. Powiem to tutaj, bo pewnie w opowiadaniuzapomnę: a więc Frank i Alicja Longbottomowie są u mnie o rok starsi od Lily iJamesa i chodzą do 7 klasy. No, to tyle, dziękuję ;d.
Fistacjo,nie wydaje mi się, żeby mój Remus miał dziewczynę, bowiem uważam, że Rowlingstworzyła go takim człowiekiem, który przez swoje wilkołactwo odpycha wszystkiekręcące się wokół niego dziewczyny :). Aczkolwiek sprawa ta nie jestprzesądzona. Może coś wymyślę o tym :).
Nadziejo,Luke jest wymyśloną postacią. Jeśli na kimkolwiek się wzorowałam, to na mojejprzyjaciółce lub ewentualnie na mnie, gdy kogoś nie lubię :).
Widzę,że postać Luke’a Wam się spodobała, co mnie bardzo cieszy, bo ja go równieżpolubiłam i będzie nam towarzyszył dość długo :). I co do Jamesa, jakoś nieumiem się go pozbyć. Zresztą, sami zobaczycie. Dziękuję za życzenia powrotu dozdrowia (już jestem zdrowa, ufam, że to dzięki Wam) wszystkim i za komentarze iza czytanie.
PozdrawiamWas serdecznie kochani ;-*
Leksia
***
Gdytylko mama nas zobaczyła z odkupionym, identycznym wazonem, mało co nas nieudusiła ze szczęścia. Pozwoliła nam wejść do domu i nawet nie czepiała się, bywytrzeć buty, a gdy już się rozebraliśmy, wytarła mokre ślady, jakie zostawiliśmy, śpiewając wesoło. Ostrożniepołożyła wazon do kompletu filiżanek w kredensie, zamknęła drzwi od niego i patrzyłazadowolonym wzrokiem. Stanęłam obok niej i również obserwowałam komplet.
-Pasujeidealnie. – uśmiechnęła się szeroko. – A teraz Lily idź, proszę się ładniewyszykować, bo za godzinę będą goście. – zwróciła się do mnie.
-Nietrzeba ci w niczym pomóc? – spytałam zdziwiona.
-Nie.Wszystko jest perfekcyjne. – odpowiedziała spokojnie, wprawiając mnie w jeszczewiększe zdumienie.
-APetunia już jest?
-Nie,podejrzewam, że za chwilę będzie. – rzekła i spojrzała na zegarek. Ledwo wybiła14, a drzwi wejściowe otworzyły się i najpierw wychyliła się głowa mojejsiostry, a gdy upewniła się, że mama nikogo nie bije, weszła reszta ciała.Diana odwróciła się i uśmiechnęła do Petunii. – Cześć kochanie. – powitała ją.– Dobrze, że już jesteś. Teraz idź na górę i przyszykuj się. Za chwilę gościebędą, a chyba chcesz się pokazać, jak najlepiej? – Petunia spojrzałazdezorientowana na naszą mamę i nic nie mówiąc podążyła do góry. Ja roześmiałamsię na widok jej miny i również ruszyłam do swojego pokoju.
-Mamo,jesteś niesamowita. – poklepałam ją po ramieniu i minęłam. Ona tylko pokręciłagłową z uśmiechem i sama poszła do łazienki, żeby się przygotować. Gdy tylkozamknęłam drzwi swojego pokoju, zastanawiałam się w co się ubrać. Weszłam dołazienki, gdzie rozebrałam się i wskoczyłam pod prysznic. Szybko się umyłam iwyszłam spod prysznica z mokrymi włosami. Owinięta w ręcznik paradowałam popokoju, szukając odpowiednich ubrań na świąteczne spotkanie i świątecznąkolację. Westchnęłam i wzrokiem przeszukałam szafę. Ściągnęłam z wieszakapudrowo-różową koronkową sukienkę przed kolano z długimi rękawami, wzięłam dotego czarne rajstopy i ubrałam się w to. Podeszłam do lustra i okręciłam sięoglądając krytycznym wzrokiem mój strój. Machnęłam ręką na to i wyciągnęłam zkieszeni moich spodni różdżkę z zamiarem wysuszenia sobie włosów. I gdy jużmiałam wymruczeć zaklęcie, przypomniałam sobie, że przecież nie mogę używaćczarów. Z wielką ulgą odetchnęłam, bowiem naprawdę bardzo malutko brakowało,żebym tego nie zrobiła, a wtedy mogłam mieć problemy. Podeszłam do kufra i z ciężkimsercem wsadziłam tam różdżkę, a kufer wepchnęłam pod łóżko. Nie lubiłam sięrozstawać z nią, bo czułam się o wiele bezpieczniej. W zasadzie od pierwszejklasy nie rozstawałam się z moją różdżką, nosząc ją wszędzie, nawet w domu.Poszłam do łazienki po suszarkę i gdy włączyłam ją do prądu i zaczęłam suszyćwłosy, zdałam sobie sprawę, jak dawno jej nie używałam. Gdy już moje rudekosmyki były suche, odłożyłam urządzenie i spojrzałam do lustra. Zaniemówiłamna widok rozwianych włosów, które naelektryzowały się strasznie i pojedynczewłosy odstawały w każdą stronę. Jęknęłam zrezygnowana i podreptałam dołazienki, gdzie miałam nadzieję, że znajdę jakąś odżywkę. Niestety nic takiegonie było w moim asortymencie.
-Cholera.– mruknęłam i rozejrzałam się po łazience za czymkolwiek. Złapałam lokówkę,której nie używałam również od bardzo dawna i włączyłam ją do prądu, czekającaż się nagrzeje. Z czarami nie było takich problemów. Zapomniałam już, jak tojest, gdy jest się mugolem. Zawsze suszyłam i układałam włosy za pomocą magii,więc włosy były gotowe w góra 10 minut. Sprawdziłam, czy lokówka jest już dośćgorąca i stwierdziwszy, że tak, wzięłam się do roboty. Usiadłam przed toaletkąi zaczęłam zakręcać sobie włosy. Miałam tyle szczęścia, że moje włosy podatne byłyna takie zabiegi, jak kręcenie, prostowanie i inne czynności, więc nie byłoproblemów z zakręcaniem się. Jednak sama fryzura zajęła mi dobre pół godziny, aefekty były i tak o wiele gorsze, niż gdy używałam magii. Potem wzięłam się zalekki makijaż. Nałożyłam podkład, podkreśliłam rzęsy i w sumie byłam gotowa.Zobaczyłam się jeszcze w lustrze i gdy miałam zamiar opuszczać pokój, mój wzrokpadł na paczuszkę leżącą na łóżku. Zamknęłam drzwi, które otworzyłam z zamiaremwyjścia i podeszłam do paczuszki, biorąc ją w ręce. Była zawinięta w brązowypapier i owinięta różową, cieniutką wstążeczką. Pociągnęłam za jeden koniecwstążki i sznureczek spadł na ziemię. Zaczęłam rozrywać brązowy papier, bardzociekawa, co to może być.
-Lily!Chodź na dół, czekamy na ciebie! – krzyknęła moja mama. Spojrzałam w stronędrzwi, a potem spowrotem na paczuszkę, którą trzymałam. Postanowiłam jednakzobaczyć, co to jest. Rozerwałam do końca brązowy papier, który również spadłna ziemię. Teraz trzymałam małe, bladoróżowe pudełeczko. Już miałam jeotwierać, gdy ktoś wszedł do mojego pokoju.
-Lily,goście przyjechali, masz natychmiast zejść na dół, bo matka oszaleje. Znów.Chyba nie chcesz, żeby powtórzyła się historia z dzisiejszego ranka? –spojrzałam na mojego ojca, który uśmiechał się lekko, stojąc w drzwiach.Położyłam pudełko na stoliku nocnym i odwróciłam się w jego stronę. – Śliczniewyglądasz. – mruknął, obserwując mnie uważnie. – Chyba muszę się pogodzić zmyślą, że moja córka to już kobieta. – uśmiechnął się, a ja roześmiałam się.
-Dobrzewiesz, że zawsze będę twoją małą dziewczynką, tato. – odpowiedziałam i ruszyłamw jego stronę. On objął mnie ramieniem i uśmiechnął się po raz kolejny.
-Ai posprzątaj te papierki, bo mama dostałaby białej gorączki, gdyby je tutajzobaczyła. – dodał jeszcze. Odwróciłam się, podeszłam do papierków, które posobie zostawiłam i wyrzuciłam je do kosza pod biurkiem. Spowrotem powędrowałamdo drzwi i gdy je miałam zamknąć, rzuciłam jeszcze tęskne spojrzenie w kierunkumałego pudełeczka stojącego na stoliku, po czym zamknęłam drzwi. Na dole jużsłyszałam głosy całej rodziny. Babcia z dziadkiem oczywiście kłócili się, ktoma pierwszy uściskać Petunię, brat ojca już wdał się w dyskusję ze szwagremmamy. Westchnęłam i zeszłam na dół.
-Witamwszystkich. – odezwałam się, sprowadzając na siebie szesnaście par oczu.Wszyscy zaczęli się ze mną witać, zaśmiewając się. Najpierw podeszła babcia,matka ojca i uściskała mnie serdecznie. Zaraz po niej wpadłam w ramionadziadka, który był ojcem mojej mamy. Zaraz po nich rękę uścisnęła mi ciociaSarah z mężem Teddem oraz ciocia Juliet wraz z mężem Nathanielem – obie młodszesiostry mojej matki, żadna z nich nie miała dzieci. Następnie podeszła do mnierodzina ze strony taty, a więc starszy wujek Charlus z żoną Dorothy orazmłodsza ciocia Vanessa, która była wdową i trzymała za rękę swojego 3-letniegosyna Nicholasa. Na samym końcu podszedł do mnie mój kuzyn, który był w moimwieku, syn wujka Charlusa – Erick oraz kuzynka Samantha, rówieśniczka Petunii,córka cioci Vanessy. Gdy już wszyscy się rozpłaszczyli, mama zaprosiła ich dosalonu.
-Pewniejesteście wszyscy bardzo głodni, co? – spytała z uśmiechem.
-Owszem,przydałby się jakiś obiadek. – dziadek pogłaskał się po brzuchu.
-Tyoczywiście myślisz tylko o jedzeniu! – ofuknęła go babcia. Wszyscy spojrzeli nasiebie z uśmiechem. Babcia z dziadkiem zawsze się kłócili. A było to całkowiciedziwne, bo dziadek bardzo lubił się z mężem babci, a babcia z żoną dziadka.Tylko między nimi zawsze coś nie grało. Jednak nie kłócili się jakoś strasznie,tylko po prostu zawsze musieli rzucać sobie uszczypliwe uwagi. Myślę jednak, żew głębi lubią się, tylko nie chcą do tego przyznać. Gorzej, jak dzieci, ale towłaśnie była moja rodzinka. Obok mnie usiadł Eric i uśmiechnął się. Odwzajemniłamuśmiech.
-Cotam słychać, kuzynka? – spytał, przyglądając mi się. – Dawno cię nie widziałem,wyglądasz świetnie. – dodał.
-Wiesz,jakoś leci, dziękuję. – odpowiedziałam. – A jak tam ty sobie radzisz? –spytałam, zmieniając temat na niego.
-Jeślipytasz o szkołę, to cienko, muszę przyznać. – roześmiał się. – Nigdy nie byłemprymusem, wręcz przeciwnie. Ale słyszałem, że tobie bardzo dobrze idzie. –znowu skierował temat na mnie. – Myślałem nad tym, czy byś mi nie udzieliłaczasem korepetycji. – przyznał szczerze i spojrzał na mnie błagająco. – Mamwieczne problemy, szczególnie z matą. – mruknął posępnie. – Matka jest na mniewręcz wściekła.
-Eee...– zacięłam się i nie wiedziałam, co mu powiedzieć. – No wiesz, owszem, nie mamproblemów z nauką, ale do korepetytora mi daleko, uwierz. – powiedziałamjąkając się trochę.
-Atam, bylebym tylko umiał na tyle, żeby nie dostawać zawsze najgorszych ocen. –wzruszył ramionami. – A że jesteś na tym samym roku, co ja, to masz te samerzeczy, nie? – uśmiechnął się, nie wiedząc, jak bardzo się myli.
-No,ale wiesz, ja mieszkam w szkole z internatem. – ucieszyłam się w duchu, bowiemto był mocny argument. – Jestem w domu tylko na wakacje i czasem na święta. Awakacje nawet nie całe. – dodałam. – Chciałabym ci pomóc, ale sam widzisz, żenie mam jak. On uśmiechnął się smutno i westchnął. – Ale Petunia jest rokstarsza i z tego, co wiem, również nieźle sobie radzi, może jej spytaj. –zaproponowałam. – No i mieszka tutaj, w Londydnie, więc nie będziesz miałdaleko. – zanim zdążył mi odpowiedzieć, mama zawołała mnie do kuchni, więczadowolona wstałam szybko i pognałam do niej. Musiałyśmy razem z Petuniąpozanosić wszystko do jadalni, gdzie był już nakryty stół do obiadu. Gdyskończyłyśmy, mama zaprosiła wszystkich do obiadu, a raczej już kolacjiwigilijnej. Dziadek z babcią usiedli na końcach stołów, ja siedziałam pomiędzymoją kuzynką, a starszym kuzynem, Petunia obok Samanthy. Moi rodzice siedzielinaprzeciwko nas i mama kątem oka obserwowała, jak się zachowujemy z Petunią.Rozpoczęła się kolacja, podczas której toczyła się żywa dyskusja nanajrozmaitsze tematy. Głównie kręciły się one wokół polityki, więc nie bardzomnie to interesowało. Wdałam się za to w dyskusję z Samanthą. Jednak szybkozaprzestałam rozmowy, bowiem Petunia za wszelką cenę chciała zwrócić na siebieuwagę. Skończyłam więc jeść i chciałam odejść od stołu, więc wstałam. Wtedymama chrząknęła znacząco i spojrzała na mnie ostro. Przewróciłam oczami iusiadłam z powrotem na swoim miejscu. Poczekałam, aż wszyscy zjedzą i ktośzarządzi, że nastał koniec kolacji. Wtedy z ogromną ulgą odeszłam, z zamiaremudania się do swojego pokoju.
-Lily,weź ze sobą Samanthę, Ericka i Petunię. – kazała mi mama, a ja tylko kiwnęłamgłową na znak, że przyjęłam polecenie. Wspięłam się po schodach, a za mnątrójka młodzieży. Wtedy przypomniałam sobie, że na mojej ścianie wiszą zdjęciai plakaty magiczne, które oczywiście się ruszały. Przed samymi drzwiamiodwróciłam się do nich przodem i uśmiechnęłam się przepraszająco.
-Możeciechwilę poczekać? – poprosiłam. – Zapomniałam, że nie zdążyłam posprzątaćpokoju. To zajmie tylko minutkę. – spojrzałam prosząco.
-Jasne.– odpowiedziała Samantha. Petunia tylko patrzyła na mnie z pogardą.
-Przejmujeszsię, a nie ma czym. Ja też zawsze mam bałagan w pokoju. – uśmiechnął się Ericki zrobił krok w moją stronę.
-Erick,proszę, poczekaj minutkę. – powiedziałam i szybko znikłam za drzwiami.Odetchnęłam z ulgą i rozejrzałam się po pokoju. Podeszłam do biurka ipozbierałam wszystkie ramki ze zdjęciami, po czym wsadziłam je do kufra podmoim łóżkiem. To samo zrobiłam z wszelkimi plakatami, czy najróżniejszymiprzedmiotami magicznymi. U mnie w rodzinie jedynie babcia i dziadek wiedzielido jakiej szkoły uczęszczam. Rozejrzałam się jeszcze kilka razy i stwierdziwszy,że nic podejrzanego tutaj nie ma, otworzyłam drzwi i zaprosiłam ich gestem dośrodka. Cała trójka usiadła na moim łóżku. Petunia rozglądała się w obawie, czynie ma tutaj czegoś groźnego. I tak byłam w szoku, że tutaj w ogóle weszła.Stanęłam przed nimi i założyłam ręce na biodra.
-Toco robimy? – spytałam z uśmiechem.
-Niewiem, masz jakąś grę? – zaproponował Erick. – Może szachy? Pamiętacie, jakgraliśmy zawsze turniej? – roześmiał się, wywołując uśmiech na moich ustach.Owszem, zawsze, gdy byliśmy mniejsi, urządzaliśmy sobie mały turniej szachowy.Każdy musiał rozegrać mecz z każdym. Zwykle zwycięzcą byłam ja albo Erick.Petunia nigdy nie przepadała za tą grą, a Samantha nie była na tyle dobra, żebyz nami wygrać.
-Och,jasne, że mam. – odparłam i podeszłam do łóżka. Schyliłam się pod nie, żebywyciągnąć komplet szachów z kufra, gdy zdałam sobie sprawę, że moje szachy sążywe, a oni nic nie wiedzą o mnie. Wyprostowałam się spowrotem i spojrzałam nanich. – Zapomniałam, że w szkole mój kot pogubił połowę figurek. – mruknęłam, aoni spojrzeli na mnie zaskoczeni.
-Możeciemieć zwierzęta w szkole? – spytała Samantha. Jęknęłam w duchu, przeklinającswoją głupotę i nierozwagę. Moja siostra z mściwą satysfakcją przyglądała się,jak próbuję wybrnąć z tej sytuacji.
-Nowiesz, moja szkoła jest dość eee... tolerancyjna. – odpowiedziałam. – Dyrektormojej szkoły jest zaangażowany w organizację chroniącą prawa zwierząt i mamypozwolenie na trzymanie w szkole jednego swojego zwierzątka. – wytłumaczyłam,na szybko wymyślając bajeczkę.
-Fajniemacie. – westchnęła Sam. – Zawsze chciałam chodzić do szkoły z internatem.
-Jestnaprawdę super. – przyznałam z uśmiechem.
-Szczególnie,jak się chodzi do szkoły dla dziwolągów. – odezwała się Petunia, mierząc mniemściwym wzrokiem.
-Dladziwolągów? – zdziwił się Erick. – Czemu dla dziwolągów? – moja siostra jużotwierała usta, żeby mu odpowiedzieć, ale go uprzedziłam.
-Poprostu Petunia bardzo mi zazdrości, bo ona się tam nie dostała, a tak bardzochciała. – odparłam ze słodkim uśmiechem.
-Wcalenie chciałam. – fuknęła obrażona Tunia.
-Nie,wcale, tylko pisałaś listy do mojego dyrektora, błagając go o to, żeby cięprzyjął. – rzekłam spokojnym tonem. Dziewczyna już otwierała usta, żeby miodpowiedzieć, ale nie dałam jej. – Nie gadaj już tyle, tylko leć do sypialnirodziców po szachy. – odezwałam się, patrząc jej w oczy, ostrzegającymwzrokiem.
-Samasobie idź! – oburzyła się i założyła ręce na piersi. Odchrząknęłam lekko.
-Abra...– zaczęłam.
-Jużidę! – wstała szybko i wymaszerowała z pokoju. Roześmiałam się głośno izwróciłam w stronę zszokowanych kuzynów.
-Kiedyśbyłyście najlepszymi siostrami. – powiedziała zdziwiona Sam.
-Kiedyśtak było. – przyznałam. – Ale odkąd ja się dostałam do mojej szkoły, a ona nie,nie odzywa się do mnie i nazywa dziwolągiem. – wzruszyłam ramionami. – Kiedyśmnie to bolało, teraz mam jedynie z tego satysfakcję, że mogę jej dogadywać. –uśmiechnęłam się. Do pokoju weszła Tunia, niosąc w ręku dwa komplety szachów.
-Dobra,to pierwsze ja gram z Petunią, a Sam z Lily. – zdecydował Erick. Wszyscyzgodzili się i rozpoczęły się dwie walki. Rozłożyliśmy pionki na szachownicy.Jako, że Samantha miała białe figury, zaczynała. Gdy przyszła moja kolej.Zatarłam ręce i wzięłam się za grę.
-Pionekna C4. – powiedziałam i czekałam, aż moja figurka się ruszy, jednak nic takiegosię nie stało. Zmarszczyłam brwi, a moja kuzynka popatrzyła na mnie, jak nawariatkę. Znowu przeklęłam siebie samą w duchu i uśmiechnęłam sięprzepraszająco do niej. Sama przesunęłam mojego pionka na wspomniane pole C4,wyzywając w myślach siebie od idiotek. W szachach czarodziejskich pionki samesię poruszały po szachownicy, czego niestety nie było w mugolskich. Zprzyzwyczajenia więc myślałam, że i te figurki będą reagować na moje polecenia.Gra toczyła się dość krótko. I my i tamta dwójka szybko skończyliśmy, więcchwilę później ja grałam z moją siostrą, a Erick z Samanthą. Mecz z Petunią byłjeszcze łatwiejszy i jeszcze prostszy. W końcu nie na daremno rozegrałam tyleciężkich pojedynków z Remusem. A szczerze wątpiłam, że Petunia w ogóle grała wszachy. Po wygranym pojedynku z siostrą, przyszedł czas na grę znajtrudniejszym przeciwnikiem, czyli z Erickiem, który podobnie do mnie miałdwa wygrane mecze. Uśmiechnęliśmy się do siebie i rozpoczęliśmy grę. I tak, jakw dzieciństwie nasze pojedynki były zacięte i bardzo długo trwały, a walka byłana wyrównanym poziomie, tak teraz miałam wyraźną przewagę nad nim. Chłopak pokolei tracił swoje pionki, aż w końcu został mu sam król. Nietrudno było gozamatować i już wkrótce miałam tytuł mistrza świąt 1976 roku w rodzinnychrozgrywkach.
-Wow.– wykrztusił z siebie, gdy wypowiedziałam zwycięskie „szach-mat”. Uśmiechnęłamsię tylko. – Jesteś o wiele lepsza, niż ostatnio, jak graliśmy! – przyznał. –Jesteś w jakiejś drużynie, czy jak? – spytał, a ja roześmiałam się.
-Nie,po prostu gram sobie czasami z moim przyjacielem małe turnieje. –odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Jateż czasem gram, nawet dość dużo. – odparł, zastanawiając się. – Musisz miećdobrego kolegę, skoro wyrósł z ciebie taki mistrz. – uśmiechnął się, a jaodwzajemniłam gest.
-Ha!– wykrzyknęła triumfalnie Petunia. Obróciliśmy się z Erickiem w ich stronę. –Wygrałam. – Tunia wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. – Po raz pierwszy wygrałam.– powtórzyła. Wszyscy uśmiechnęli się i spojrzeli na uradowaną Petunię. Jarównież uśmiechnęłam się. Z drugiej strony, fajnie było tak siedzieć z nią wjednym pokoju i spędzać czas, pomimo tego, że byłyśmy skłócone i za bardzo nierozmawiałyśmy ze sobą. Jednak sam fakt, że grałyśmy ze sobą w szachy i że jejradość wywołała na mojej twarzy uśmiech znaczyło dla mnie dużo. W pewnymmomencie usiedliśmy wszyscy na łóżko i wyciągnęliśmy karty. W to już nie byłamtaka dobra, bowiem w świecie czarodziei raczej nie pogrywało się w to, a juższczególnie nie w mugolskie gry. Najpierw graliśmy w wojnę, gdzie w sumie nicnie zależało od umiejętności, tylko od kart, które się dostawało. Ale i przytym nie miałam szczęścia, więc cały czas przegrywałam. W pewnym momenciePetunia przekręciła się i wyciągnęła zza siebie małe pudełko, które było lekkowgniecione.
-Coto jest? – spytała i zaczęła oglądać je z zainteresowaniem. Wyrwałam jejpudełko z ręki i przycisnęłam do siebie.
-Cocię to interesuje? – warknęłam. – Wypraszam sobie, żebyś dotykała moje rzeczy.– zmierzyłam ją wściekłym spojrzeniem i w tym momencie do mojego pokoju weszłamama.
-Dzieciakimacie się zbierać do spania. – powiedziała łagodnie. – Wszyscy musicie sięzmieścić tutaj, w pokoju Lily, bo u Petunii, w gościnnym i w salonie wszystkojuż pozajmowane. – oznajmiła. – Tak więc, po kolei zmykajcie do łazienki. –ponagliła nas i wyszła. Wstałam z łóżka.
-Idępierwsza. – oznajmiłam im i pognałam w stronę łazienki, trzymając w rękupudełeczko. Całkowicie o nim zapomniałam. Zamknęłam się w łazience, usiadłam nasedesie i spojrzałam na pudełeczko. Otworzyłam je, a w środku znalazłam krótkiliścik. Postanowiłam najpierw go przeczytać. Od razu poznałam, czyje to pismo inajpierw wywołało u mnie lekką palpitację serca, ale potem jakiś wewnętrznyżal.
Droga Lily!
Długo myślałem nad tym, coCi podarować na święta i nie mogłem znaleźć niczego odpowiedniego. Możenajpierw jednak zacznę od życzeń. Tak więc, w te święta życzę Ci, abyś zawszebyła szczęśliwa i dojrzała to, co dla Ciebie jest najlepsze. Abyś zawsze dokonywała prawidłowych wyborów i nigdynie rezygnowała ze szczęścia. Chcę Ci również życzyć odwagi, ale nie takiejheroicznej, bo takiej Ci nie brakuje. Chodzi mi o odwagę w podejmowaniu ryzykadotyczącego uczuć, bo taka Ci siębardzo przyda. Żebyś potrafiła dobrze wybierać i nie bać się zrobić kroku doprzodu. Życzę Ci również, abyś otaczała się ludźmi, którzy Cię szanują i którzysą dobrymi, wspaniałymi ludźmi, którym możesz zaufa, którzy Cię nigdy nie zawiodą i którzy gotowi są dla Ciebie rzucićwszystko. Dosłownie wszystko. Abyś nigdy nie bała się zmian, żebyś szła doprzodu z ludźmi, z którymi chcesz to robić. Abyś odnalazła swoje szczęście,które być może masz obok siebie. Oraz tradycyjnie życzę dużo zdrowia, miłości,szczęścia, no i wesołych świąt.
Teraz czas na mój prezent.Pewnie zastanawiasz się, po co Ci on. Na pozór to zwykłe lustro, ale wystarczy,że wypowiesz do niego moje imię, a ja się tam pojawię i będziemy moglirozmawiać ze sobą, widząc się, gdy tylko tego zapragniesz, czy będzieszpotrzebowała. Jest to wygodne szczególnie na odległości, bowiem czekanie nalist, gdy potrzebuje się rady, jest zbyt nużące, szczególnie, gdy sprawa jestpilna. Takie samo mam z Syriuszem i przydaje nam się podczas odrabianiaosobnych szlabanów. Mam nadzieję, że już niedługo zobaczę Twoją twarz w moimlusterku, żeby porozmawiać sobie na spokojnie.
Jeszcze raz życzę wesołychświąt!
James Potter
Poprzeczytaniu listu, szczęka mi opadła. Po jaką cholerę on pisze do mnie takielisty. Życzenia jego, owszem były piękne i pisane prosto z serca, ale międzywierszami nietrudno było się domyślić, że cały czas mówił o nas. O sobie.Westchnęłam głęboko, bowiem już miałam nadzieję, że się od niego chociaż nachwilę uwolnię. I gdy udaje mi się o nim nie myśleć, on wysyła mi list zprezentem. Wyciągnęłam wspomniane w liście lusterko i spojrzałam w nie. Naczystej tafli zwierciadła odbijała się moja twarz. Przez chwilę miałam ogromnąochotę wezwać Pottera, ale powstrzymałam się z wielkim trudem. Wszystko towcale nie było zabawne, ani nic w tym rodzaju. Wręcz zachciało mi się płakać,więc tylko włożyłam lusterko i list do pudełka, które odłożyłam na półkę zkosmetykami. Westchnęłam po raz kolejny i rozebrałam się. Weszłam pod prysznic,po czym wykąpałam się szybko, próbując nie myśleć o Potterze. Cholera, że onzawsze wszystko musi komplikować. W tym momencie tak bardzo żałowałam, że zanim pobiegłam tego pamiętnego letniego dnia po mojej imprezie, po którym naszestosunki się poprawiły. Wolałabym cierpieć z powodu Adama, niż jego, bowiem niebędąc nigdy z Potterem, wszystko dotykało mnie dużo mocniej, niż gdy chodziło oRoyala. Nie wiedziałam i pewnie nigdy się nie dowiem, czemu za nim poszłam, poco, w jakim celu. Nie miałam się co okłamywać, zauroczyłam się nieźle wPotterze, co wcale nie było wspaniałym uczuciem, jak to zwykle bywało wksiążkach. Tzn. byłoby, gdyby nie to, że popełniłam wiele błędów, które miały imają nieodwracalne skutki. Zresztą, James też nie był święty. Zmieniał zdanieczęściej, niż ja. Raz za mną biegał, potem dawał mi kosza, umawiając się zRachel. Gdy on jednak zrozumiał, że ze mną powinien iść, ja całowałam się zSyriuszem i nie odzywał się do mnie, udając, że w ogóle nie istnieję, po czymzagaduje do mnie, jakby nigdy nic i całuje się ze mną, będąc jednocześnie zRachel. A gdy w końcu ustalamy, że zapominamy o sobie w sensie flirtu, czy jakto tam nazwać, on rzuca do mnie różnymi podtekstami i wysyła mi takie prezenty.A ja rozdarta byłam pomiędzy sercem, a rozumem. Gdyby nie rozsądek, pewniedawno rzuciłabym mu się w ramiona, sprawiając, że zostawiłby dla mnie Rachel. Zjednej strony serce szybciej mi biło, gdy go widziałam, a szczególnie, gdy byłblisko. Praktycznie ucieszyłam się bardzo, gdy zobaczyłam od kogo jest tenprezent, jednak rozum szybko stłumił radość, wstawiając w to miejsce pełno obawi wątpliwości. Wszystko w moim rozumowaniu dotyczącego Jamesa Pottera byłodwuznaczne. Nawet nie starałam się już wmówić sobie, że nic do niego nie czujęi że jest mi obojętny. Zapominanie o Rogaczu było ciężkie, bardzo ciężkie.Zabawne jest to, że odrzuciłam swoje szczęście, by dać je dziewczynie, którejnie znałam i nie lubiłam jakoś szczególnie. Oczywiście, nie miałam nic do niej,ale traktowałam ją, jak zwykłą znajomą. „Nie chcę nikomu zabierać szczęścia.–To dlaczego zabierasz je sobie?”. A najgorsze w tym wszystkim było to, żegłównie dlatego wyjeżdżałam na święta do domu, by móc odpocząć od tego i niemyśleć o nim właśnie. To śmieszne, jak jeden głupi list może zmienić wszystko.Praktycznie przez cały mój pobyt w domu, nawet do głowy mi nie wpadło myśleć oRogaczu, a on, jak zwykle musiał wszystko zniszczyć. Zabawne, jak bardzo czułamsię pewna, a on jednym zdaniem mógł tą pewność obrócić w proch. Chociaż towcale nie było zabawne. Wręcz przeciwnie. Byłam już zmęczona ciągłymanalizowaniem tej sprawy w myślach i zadręczaniem się.
-Lily! – usłyszałam wrzask Petunii. Chybazasiedziałam się pod tym prysznicem, więc szybko wyszłam, ubrałam się w piżamęi porwałam z półki pudełko z lusterkiem.
super! lecę do drugiej części ;*
OdpowiedzUsuńFajny rozdzialik... ;] Tak bardzo mi szkoda Liki... No niech ona wreszcie z nim będzie. Wiem, że nic nie jest łatwe, ale Rogaś miał racje, dlaczego odbiera szczęście sobie... Ona przecież też żyje... Dobra lecę do dwójeczki..
OdpowiedzUsuńZ wielkim hukiem powróciłam ze świata martwych! Niezależnie od tego, czy się cieszysz, czy nie, przyszłam, żeby skomentować Ci rozdział, co właśnie uczynię.Po pierwsze chciałam zaznaczyć, jak bardzo cieszę się, że wreszcie mogę czytać coś Twojego. I to cztery notki! CZTERY! Masakra.No dobra, idę do rozdziału. Na początku banały, później Lily szykująca się na wieczór(rozbawiłaś mnie jej włosami-często sama tak mam), później ta paczuszka. Nerwy mnie zżerały, jak Lily nie mogła jej otworzyć. Cały czas jej przeszkadzano i w końcu myślałam, że nie miałaś pomysłu na to, co może w niej być i spasowałaś. Na szczęście nie! Pomysł z lusterkiem bardzo przypadł mi do gustu, poza tym subtelnie wspomniałaś to, co napisała o nich Rowling. Fajnie wyszło.Chciałam napisać parę słów o gościach państwa Evansów. Otóż zdziwiło mnie, że spędzają Święta w takim, a nie innym gronie - to raczej osobliwe, że zbiera się trochę rodziny z jednej i trochę z drugiej strony. Podoba mi się. A ci kłócący się babcia i dziadek są mega ;)Ups, muszę się streszczać. Rodzice.Dobrze, że Lily udało wykręcić się od korepetycji. To byłoby trochę dziwne.A, no i uśmiałam się jak przeczytałam, że Lily nudziła się, bo rozmawiali o polityce ;) Chyba trudno Ci to sobie wyobrazić.Podobały mi się te wszystkie scenki, w których Ruda o mały (rudy) włos nie zdradziła się ze swoją "innością" albo inaczej - z tym, że jest dziwolągiem ;P W każdym razie, uśmiałam się, jak kazała pionkowi przejść i opisałaś minę Sary, czy Samanthy, czy jak jej tam. Już sprawdzam...To Samantha. Fajnie, że będą nocować razem. Liczę na jakieś długie rozmowy i mam nadzieję, że takowe będą w II, a nie zaczniesz mi tu od jakiegoś poranka. Co i tak pewnie zrobisz. Przyznam się, że nie patrzyłam jeszcze do II, więc nie wiem ;)Niezła akcja z Jamesem, sama nie wiem co o nim myśleć. Tak jak Lily. Powikłana na ich przyjaźń, a raczej związek, czy co to jest. Nie mogę się nad tym rozwodzić, ponieważ i tak staram się maksymalnie po cichu naciskać na klawiaturę, co niezbyt mi wychodzi, w każdym razie podoba mi się to, że Potter wysłał coś Lily. I to coś naprawdę fajnego, tak że czekam, aż ze sobą porozmawiają przez te lusterka. I tak prędko to pewnie nie nastąpi. Życzenia były takie piękne. Wychwyciłam, tak jak Evans, ich uczucie między wierszami listu.Kiedy oni będą razem?Lecę, jutro wpadnę przeczytać II. Żałuję, że nie mogę jeszcze dzisiaj, wiesz, ale ochrzan dostanę. Dobra, bo gadam niepotrzebne głupoty.
OdpowiedzUsuń