Hej!
Witam wszystkich :). Nie wiem, jakim cudemskończyłam tą notkę, ale mam nadzieję, że Was nią nie zanudzę na śmierć. Mamjednak kilka wyjaśnień, w związku z Waszymi komentarzami:
A więc po 1: dzięki za nie ;D
Po 2: Droga Alko (chyba tak to się odmienia),niestety moje ferie już dawno przeminęły z wiatrem :)
Po 3: Kochana Ognista: tak, wiem, Peter jeststrasznie pomijany w moim opowiadaniu, ale niestety tak już mam, że mam doniego jakiś taki wstręt. W sensie, nie umiem nic o nim wymyślić, bo on mi kompletnienie pasuje do Huncwotów. Jest taki bezpłciowy. Może w 7 klasie coś więcej się onim pojawi, na razie daję sobie święty spokój z nim ;D.
Po 4: znowu do Ognistej, ale też i innych, którzy otym wspomnieli. Wiem, wiem, że nie lubicie Rachel. Wiem, że jest nijaka, aletaka miała być. Zwykła, prosta dziewczyna, która niczym nie imponuje, ale teżniczym nie wkurza. No, może poza tym, że jest z Potterem ;p. Niestety muszę Waszmartwić, bowiem ona jeszcze długo będzie dziewczyną Pottera :).
Po 5: Droga Tragio tak, tak pamiętam o wisiorku :)Jednak całkowicie dowiecie się, co to jest, dopiero w 7 klasie. Ale masz racjęi jesteś chyba pierwszą osobą, która to zauważyła, że to ciepło w okolicachobojczyka jest właśnie spowodowane tym wisiorkiem :)
Po 6: Omniasta, Twój komentarz mnie rozwalił :DOczywiście pozytywnie :)
Po 7: Kochana Ginny C. Twój komentarz mnie takbardzo rozczulił i rozbawił, że nie mogę do dzisiaj z tego :). Odpowiadam naTwoje i innych również uwagi, że Rachel niczego nie zauważyła. Otóż wyjaśniam –Rachel jest trochę słodką idiotką. Jak widzicie, nie radzi sobie dobrze znauką, nie jest zbytnio spostrzegawcza. No i nie wie kompletnie o tym, co siędziało przez tamte 5 lat pomiędzy Lily, a Jamesem. No i, jak kiedyś tam było wnotce, jest przekonana, że Lily do kogoś tam coś czuje, ale nie podejrzewa, żedo Jamesa. (pamiętacie scenę, gdy mówi o tym, że żadna dziewczyna nie ma szansz Lily, jeśli chodzi o faceta, a mówiła o samej sobie?). A jak nie rozumiecietego, co napisałam, to przyjmijcie po prostu wersję, że jest głupia, jakprzysłowiowy but ;p.
Wybaczcie, jeśli czyjeś pytanie ominęłam, ale jest 4w nocy, jestem chora i mogę niedowidzieć ;p. Ogólnie, moi drodzy czytelnicy,wszyscy, bez wyjątku, bardzo serdecznie Wam dziękuję za to, że jesteście, żeczytacie, że komentujecie, że mnie wspieracie. To dzięki Wam mam chęć i siłę dopisania i dzięki Wam to wszystko powstaje. Pozostaje mi tylko przeprosić, żemoje opowiadanie nie jest idealne, doskonałe, perfekcyjne, bo na takie właśniezasługujecie :). Wiecie, jakoś się rozczuliłam ;p. A więc, oficjalnie dedykujęten rozdział wszystkim, którzy czytają to opowiadanie. Dziękuję Wam za Waszeopinie, a szczególnie za Waszą obecność. I przepraszam, że takim wspaniałymosobom dedykuję taki denny rozdział.
A, no i wedle tradycji, rozdział dzielony na pół, aWy traktujcie, jak jeden :).
Pozdrawiam serdecznie,
Kocham Was ♥
Leksia
***
Dzień, w którym wyjeżdżaliśmy do domów nadszedł i z lekkimsercem pakowałam swoje rzeczy do kufra. Chodziłyśmy z Angeliną, Cassie i Laurąpo dormitorium, szukając rzeczy, które trzeba było wziąć ze sobą. Nieobejrzeliśmy się, a już siedziałyśmy z dziewczynami w wozie ciągniętym przeztestrale. Nie widziałam ich, ale czytałam o nich bardzo dużo, a Hagrid mipowiedział, że to właśnie dzięki nim nasze powozy, na pozór ciągnięte przeznikogo ani przez nic, dowożą nas na stację lub do zamku. Wysiedliśmy na stacjiw Hogsmeade, gdzie Laura i Cassie poszły do dziewczyn z 7 roku, a myrozglądałyśmy się za Jasperem i jego kolegami. W końcu zauważyłyśmy go, jakwychodzi z podstawionego już na stacji pociągu i macha nam z szerokimuśmiechem. Podeszliśmy do niego, taszcząc za sobą kufry, klatkę z sową Angeli ikoszyk z moim kotem. Gdy doszłyśmy do niego, najpierw Angelina pocałowała gokrótko na powitanie, po czym chłopak wziął nasze kufry i wtaszczył je dośrodka, najwyraźniej podając komuś, boznikły w głębi pociągu, a on miał wolne ręce. Weszłyśmy do pociągu ipodążałyśmy za nim.
-Pojechaliśmypierwszym wozem, żeby nam zająć wolny przedział. – odezwał się, chwytając Angelinęza rękę. – Wiecie, jak to jest, a w tym roku bardzo dużo osób wracało do domów.– stanęliśmy przed jednym z przedziałów, Jasper otworzył drzwi i odsunął się,ustępując nam przed wejściem. Najpierw weszła Angelina, rzuciła krótkie „cześćwam” i usiadła przy oknie. Ja weszłam druga, sprowadzając na siebie spojrzeniatrzech z czterech kolegów Jaspera. Spłonęłam rumieńcem.
-Cześćwam. – odezwałam się. – Lily Evans. – przedstawiłam się.
-Michael.– wstał chłopak z rudawymi włosami, troszkę przy sobie, o pucołowatej twarzy.
-Jacob.– tym razem rękę mi podał cholernie przystojny szatyn z przenikliwymi, szarymioczami i pociągłej twarzy. Miał szczupłą, ale wyrzeźbioną sylwetkę i grał napozycji obrońcy w drużynie Krukonów. Uśmiechnęłam się do niego najładniejszymuśmiechem, jaki potrafiłam zrobić. On odwzajemnił uśmiech i przez chwilępatrzył mi w oczy. Nie spuściłam wzroku, ale musiałam go przenieść na kolejnegochłopaka, który wstał, by się przedstawić.
-Oliver.– uścisnęłam rękę bardzo niskiemu szatynowi z piegami na twarzy i szerokimuśmiechem. Czwarty chłopak siedział przy oknie zaczytany w jakiejś książce inawet nie raczył zaszczycić mnie wzrokiem.
-Luke,mógłbyś przynajmniej powiedzieć „Cześć”. Kultura tego wymaga. – Jasper zwróciłsię do zaczytanego chłopaka. Ten podniósł głowę, spoglądając na Jaspera, apotem przeniósł wzrok na mnie i trochę go zatkało. Tak, jak i mnie.
-Mysię już niestety mieliśmy okazję poznać. – powiedziałam niemiłym tonem, mierzącgo niezbyt przyjaznym spojrzeniem. – Jak to było? Głupia idiotka? – spytałamsłodkim tonem, obserwując go.
-DokładnieEvans. – odparł.
-NazwałeśLily głupią idiotką? – spytał z niedowierzaniem Jasper.
-Izapomniałem dodać bezczelną. – odpowiedział i wrócił do czytania. Prychnęłam zpogardą, a pozostała czwórka chłopaków rzuciła mi przepraszające spojrzenie.Machnęłam ręką na to wszystko i usiadłam obok Jacoba, gdzie było wolne miejsce.
-Nochłopaki, znacie już Lily, więc teraz zajmijcie się nią odpowiednio, bo my zAngelą idziemy się przejść po korytarzu.
-Zmiłą chęcią się nią zajmę. – odezwał się Jacob, lustrując mnie wzrokiem ipuścił mi oczko. Uśmiechnęłam się lekko.
-Aty Luke zachowuj się. – zwrócił się ostro do blondyna. Ten rzucił mu spojrzeniepełne politowania i wrócił do lektury. Angelina i Jasper wyszli, a jaspojrzałam po chłopakach.
-Toco robimy? – spytałam wesoło, patrząc na całą trójkę.
-Tynajlepiej wyjdź. – odparł Luke znad książki. Spojrzałam na tytuł książki, którączytał. Miał dobry gust, musiałam przyznać, bowiem była to jedna z najlepszychksiążek, jakie czytałam. Oczywiście, jeśli chodzi o powieści tego typu.
-Mordercąbył Jonathan. Podał jej Wywar Żywej Śmierci, a sam po tym, jak otoczą goaurorzy, popełni samobójstwo na ich oczach. – powiedziałam uśmiechając się zsatysfakcją. Tym samym sprawiłam, że oderwał się od książki i rzucił miwściekłe spojrzenie. – A i zapomniałabym dodać: miał wspólnika, który jestjednym z aurorów. Zgadnij kto? Powiem ci: Wally. – chłopak odłożył książkę zwielkim hukiem i wbił we mnie rozwścieczone spojrzenie. – Nie musisz dziękować.– dodałam i uśmiechnęłam się słodko. Jego mina spowodowała, że cała resztawybuchnęła śmiechem.
-Jesteśpierwszą osobą, która sobie z nim tak doskonale radzi. – wyszczerzył zębyOliver.
-Dziwięsię, że ktokolwiek z nim w ogóle rozmawia. – odpowiedziałam, rzucając mulekceważące spojrzenie.
-Słyszałem,że do ciebie się nawet najlepsza przyjaciółka nie odzywa. – odparł Luke,patrząc na mnie z pogardą.
-Dobra,dobra, spokojnie. – odezwał się Jacob, chyba trochę przestraszony tym, co siędziało. – Może zagrajmy w eksplodującego durnia?
-Niemusimy grać, bo jednego durnia już mamy w tym przedziale. – powiedziałam,patrząc bezczelnym wzrokiem na Luka, po raz kolejny sprawiając, że go zatkało.Z ogromną satysfakcją stwierdziłam, że ta podróż na pewno nie będzie należałado nudnych.
Półgodziny później, rozmowa między mną, a trójką tych normalnych chłopakówrozkręciła się. Przyznam, że Jacob bardzo mi się spodobał i co chwila rzucałammu ukradkowe spojrzenie. On chyba też się mną zainteresował, bo częstospotykałam jego wzrok. Blondynek od dłuższego czasu nic nie mówił, tylkoobserwował nas pogardliwym i wywyższonym wzrokiem. Swoją drogą, on również byłniczego sobie. Jeśli chodzi o wygląd oczywiście. Jego niebieskie, inteligentniepatrzące oczy miały w sobie coś specjalnego i interesującego. Poza tym, miałdość ostre rysy twarzy i w sumie wcale nie wyglądał na 16-nastolatka. Wyglądałna co najmniej 20 lat. Może to ten zarost, który nosił i niedbale ułożone blondwłosy? W całej swej chudej, wątłej i wysokiej postaci miał w sobie cośpociągającego. Gdyby nie był tak strasznie chamski i wredny, byłby świetnymchłopakiem. Jednak jego zaborczość i wrogość, szczególnie wobec mojej osoby,strasznie mnie irytowały, sprawiając, że wręcz miałam ochotę mu dogryzać.
-Cosię gapisz? – spytał niegrzecznie. Zganiłam się w myślach za nieuwagę. Musiałamsię zapatrzeć na niego, gdy myślałam. Posłałam mu pogardliwe spojrzenie izwróciłam się do Jacoba.
-Graszmoże w szachy? – spytałam go, a on pokiwał głową. – To może mała partyjka? –zaproponowałam, a Jacob pokiwał ochoczo głową i wyciągnął z kufra swój komplet.Ja również wyciągnęłam swój i rozłożyliśmy je na szachownicy. Stoczyliśmy dośćkrótką bitwę, bowiem po chwili dostał szach-mat i było po grze. Oczywiście, jakto na mężczyznę przystało, Jacob postanowił zagrać drugi raz, jednak i tymrazem przegrał z kretesem.
-Dobrajesteś. – odezwał się Oliver. – Mogę ja też? – spytał i nie czekając naodpowiedź, przysiadł się do szachownicy. Jacob ustąpił mu miejsca i po chwiligra rozpoczęła się na nowo. Oliver walczył nieco dłużej niż Jacob, jednak i tenprzegrał ze mną. Bardzo lubiłam grać w tę grę i już w dzieciństwie pogrywałam ztatą w mugolskie szachy. Zawsze grałam z Remusem w Pokoju Wspólnym, nawet pokilkanaście rund. I o ile batalia między mną a Remusem była wyrównana, tak wtym przedziale najwyraźniej byłam mistrzem w tej dziedzinie rozrywki. Oliverzagrał ze mną trzy rundy, każdą z nich przegrywając. Po Oliverze przyszła kolejna Michaela. Z nim najdłużej toczyłam batalię, jednak i tak ją przegrał, cotylko wprawiło mnie w jeszcze lepszy nastrój. Gdy po raz któryś z rzędu, któryśz nich przegrał, Luke prychnął z pogardą i chamskim spojrzeniem omiótł całą ichtrójkę.
-Stary,ona ma mistrza! – szybko odezwał się Oliver, kierując te słowa do blondyna. –Mówię ci. – na te słowa Luke podniósł się nieznacznie, zmierzył mnie wzrokiem iprychnął po raz kolejny.
-Skorojesteś taki mądry, to sam spróbuj. – warknął Jacob.
-Zmiłą przyjemnością rozgromię ją na kawałeczki. – odpowiedział spokojnie Luke iprzesiadł się naprzeciw mnie, biorąc swój komplet szachów. Kazałam swoimszachom ustawić się i czekałam, aż blondyn ustawi swoje. Rozpoczęła się gra.Była to jedna z najdłuższych rozgrywek, jaką kiedykolwiek w życiu rozegrałam.Każdy ruch musiał być przemyślany przez obojga z nas. Nie można było sobiepozwolić na żaden błąd. Wiedziałam, że gramy o coś więcej niż tylko głupiąwygraną. Pomiędzy mną, a tym chłopakiem wytworzyło się coś w rodzaju niezdrowejrywalizacji. Grałam z myślą, że nie mogę przegrać i za wszelką cenę muszęwygrać. Raz ja byłam na przegranej pozycji, a raz on. Jak ognia unikałamstrącenia z szachownicy moich pionków. Tak jak i on. Walka była naprawdęzacięta. Jeszcze nigdy w życiu tak bardzo nie zależało mi na tym, żeby wygrać.Pod koniec gry blondyn mnie cały czas szachował i cudem udawało mi się uchodzićbez mata. Byłam już pewna, że przegrałam, a na jego twarzy dostrzec można byłotriumf. Jednak właśnie ta radość go zgubiła, bowiem był tak pewny swojejwygranej, że nie dostrzegł krytycznej dla niego sytuacji, którą ja zauważyłam.Jednak nie dałam po sobie poznać, że właśnie znalazłam sposób na zamatowaniego. Gdy przyszła moja kolej, kazałam przesunąć się mojemu koniowi na pole,które zapewniło mi wygraną.
-Szach-mat.– powiedziałam i dopiero wtedy na moją twarz wystąpił lekki, triumfującyuśmiech.
-Jakto? – spytał zdezorientowany.
-Nigdynie lekceważ przeciwnika. – odpowiedziałam i zebrałam swoje figurki. –Szczególnie mnie. – dodałam ze słodkim uśmiechem. Chłopak strącił swoje figuryjednym ruchem, a one potoczyły się po ziemi aż pod drzwi, które w tym momencieotworzyły się i stanęli w nich Jasper i Angelina.
-Coto? – spytał chłopak i podniósł króla, który znalazł się pod jego nogami. – Czyto nie twoje niezwyciężone szachy Luke? – spytał, zwracając się do blondyna.
-Dotej pory niezwyciężone. – odezwał się Jacob. Jasper usiadł na siedzeniu ispojrzał pytająco. – Dzisiaj nastąpiła jego pierwsza porażka w życiu. –wyjaśnił.
-Lily?– spytała Angelina, a ja przytaknęłam. Chłopak Chudej roześmiał się i rzuciłpodniesioną figurę blondynowi. Ten złapał ją zręcznie i schował do pudełka.
-Stary,to musiało boleć. – Jasper wyszczerzył zęby. – On jeszcze nigdy w życiu z nikimnie przegrał w szachy. – wyjaśnił, zwracając się do mnie, sprawiając, że mojeego urosło jeszcze bardziej, niż po tym, jak z nim wygrałam.
-Oj,jak mi przykro. – zwróciłam się do Luka jadowicie. Już miał mi się odgryźć, aleprzerwała mu dziewczyna, która weszła do naszego przedziału.
-Cześćwam. Evans i Mitchell macie się zgłosić do przedziału prefektów. – oznajmiła iwyszła. Wstałam ze swojego miejsca w tym samym momencie, co Luke. Spojrzeliśmyna siebie i każdy ruszył. Jednak, że przejść mogła tylko jedna osobajednocześnie, zablokowaliśmy się i oboje stanęliśmy. Myślałam, że jakodziewczyna mam pierwszeństwo i mnie przepuści, jednak ten szybko ruszył iwepchał się przede mną. Prychnęłam z pogardą i ruszyłam za nim. Wyprzedziłam gona korytarzu, rzucając pogardliwe spojrzenie. Dotarłam do przedziału prefektów,on zaraz za mną. Tam kazali nam patrolować co jakiś czas korytarz i panować nadsytuacją. Wychodząc, każdy z nas poszedł w przeciwną stronę. Zaglądałam przezszyby do przedziałów, chcąc się upewnić, że panuje w nich spokój. Nicspecjalnego się nie działo, oprócz złapania kilku drugoroczniaków nazaśmiecaniu korytarza. Kilkakrotnie minęłam się z Lukiem, ale nie zaszczyciłamgo nawet spojrzeniem. Gdy już obeszłam trzy razy cały pociąg, skierowałam siędo naszego przedziału. Jednak zanim do niego weszłam, przystanęłam przy oknie,podziwiając widoki, które mijaliśmy. Na moją twarz automatycznie wstąpiłuśmiech. Zaśnieżone pola, lasy i góry w oddali od razu poprawiały mi humor,który w sumie wcale nie był taki najgorszy. Wręcz wyśmienity. Dawno nie miałamtakiego humoru. Podróż doskonale odciągała mnie od myśli o Potterze,szczególnie wydarzenia, które miały miejsce w przedziale. Obok mnie ktośstanął, ale nawet nie zobaczyłam kto. Jednak po chwili poczułam smród dymupapierosowego i błyskawicznie odwróciłam głowę. Obok mnie z papierosem w buzi,stał sobie spokojnie Luke. Otworzył okno i stanął bliżej niego. A ja stałamwryta i patrzyłam na to, co on robi.
-Coty wyprawiasz?! – oburzyłam się. On spojrzał na mnie spokojnym wzrokiem.
-Palę.Ślepa jesteś? – odpowiedział. Wzdrygnęłam się, gdy znów uświadomiłam sobie, jakpapierosy śmierdzą.
-Niewolno ci tutaj palić. – syknęłam.
-Awidzisz tu gdzieś zakaz? – spytał.
-Nie,ale to jest oczywiste. A poza tym, to mi to przeszkadza. – warknęłam zła.
-Noi? – po tych słowach zaciągnął się i buchnął mi dymem prosto w twarz. Niewytrzymałam i walnęłam mu z liścia za to. Byłam wręcz wściekła. – Co ty sobiewyobrażasz?! – oburzył się.
-Żejesteś głupim, nadętym dupkiem, który nie potrafi się zachować, ma w dupiewszystkie zasady i działa wszystkim na nerwy, bo nienawidzi świata. –odpowiedziałam i od wpływem impulsu podeszłam do niego, wręcz wyrwałam mupapierosa z ust i wyrzuciłam przez okno. Blondyn najpierw był zszokowany moimzachowaniem.
-Ty...– zaczął, ale nie mógł wykrztusić z siebie słowa. Patrzył zdezorientowanym itęsknym wzrokiem na okno, przez które wyleciał jego papieros. Odwrócił się wmoją stronę. Był wściekły, jak nie wiem co. – Ty mała, wredna, ruda istoto! –krzyknął. – To był mój ostatni papieros! – wykrzyknął z każdym słowem corazgłośniej.
-Noi? – spytałam ironicznie, naśladując jego samego. Ominęłam go i weszłam doprzedziału. Ledwo usiadłam, a drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadłLuke.
-Jeszczenigdy nikt mi tak za skórę nie zaszedł, jak ty. – wydyszał wściekły, wskazującna mnie palcem pokazującym.
-Nawetnie wiesz, jak mi miło z tego powodu. – odpowiedziałam słodkim tonem iuśmiechnęłam się. Wszyscy zgromadzeni w tym przedziale patrzeli na naszdziwieni.
-Ostrzegamcię, igrasz z ogniem. – warknął, a ja roześmiałam się serdecznie.
-Ivice versa. – odparłam. Chłopak usiadł na swoim miejscu i jedynie patrzył namnie wściekłym wzrokiem. Nawiązałam kontakt wzrokowy z Chudą, która chciała micoś bezsłownie przekazać. Co chwila pokazywała oczami na bok. Odwróciłam głowęw tamtą stronę i napotkałam szare oczy Jacoba, który szybko odwrócił wzrok.Spojrzałam spowrotem na Angelę, a ona uśmiechnęła się znacząco.
-Maktoś ochotę się przejść? – spytałam głośno i odchrząknęłam. – Może ty, Jacob? –zwróciłam się do szatyna, a ten spojrzał na mnie mile zaskoczony.
-Oczywiście.– odpowiedział i wstał. Ja również podniosłam się ze swojego miejsca.Przepuścił mnie przodem, a gdy wyszliśmy z przedziału, zamknął za nami drzwi.Szliśmy wzdłuż korytarza, obok siebie, co chwila trącając się rękami.
-Lukesię z wami koleguje, czy znalazł się całkowicie przypadkiem w tym przedziale? –spytałam, żeby jakoś rozpocząć rozmowę.
-Wiesz,on jest szczególnym i bardzo specyficznym przypadkiem. – Jest z nami wdormitorium i powiem ci, że w sumie to oprócz Jaspera, Olivera i Michaela jestnaprawdę normalny. Jest z nami jeszcze sześciu chłopaków i są naprawdęuciążliwi. Co prawda, Luke nie należy do osób miłych i sympatycznych, jednak wsumie to tylko wrażenie, które chce koniecznie na wszystkich wywrzeć. Taknaprawdę jest dobrym przyjacielem. No i ma bardzo trafne uwagi i dobre rady.Nie wiem, dlaczego ciebie się tak uczepił, ale powiem ci, że jesteś jedynąosobą, która, gdy z nim zadarła, po pierwsze nie daje za wygraną, po drugiedoskonale daje sobie z nim radę. – odpowiedział i uśmiechnął się.
-Możenie lubi mnie za to, że kilka dni temu wpadłam na niego na korytarzu i warknąłcoś na mnie. A to w sumie nie była tylko moja wina, więc się zdenerwowałam i muodpyskowałam. Nie wiem, ale wtedy miałam nadzieję, że go nigdy już nie spotkam.Jest strasznie antypatyczny i chamski.
-Atutaj taka niespodzianka, że jedziesz z nim w przedziale. – Jacob roześmiałsię. Ja również uśmiechnęłam się szerzej.
-Myśliszo zawodowym graniu w quidditcha? – spytałam, zmieniając temat. On pokręciłgłową.
-Chcębyć uzdrowicielem. A w drużynie jestem przez przypadek. – uśmiechnął się. – Poprostu poszedłem kibicować Jasperowi, jak szedł na eliminacje. Z radości, że goprzyjęli, wsiadłem na miotłę i przeleciałem się po boisku. Wtedy Jasper rzuciłkaflem w moją stronę, a ja go złapałem. A jako, że obrońcy wtedy nie wybrali,wzięli mnie na test i zostałem obrońcą. – wzruszył ramionami.
-Naprawdę?– zdziwiłam się szczerze.
-Notak. Nigdy jakoś specjalnie nie interesowałem się quidditchem. Dzisiaj też nieśledzę rozgrywek ani nic. Po prostu gram sobie. – uśmiechnął się.
-Wsumie nie jesteś taki zły. – powiedziałam i pokazałam mu język.
-Aty interesujesz się quidditchem? – spytał.
-Bardzo.– odpowiedziałam gorliwie. – Uwielbiam, kocham quidditch. To jest takaniezwykła gra, wszystko dzieje się szybko, te piłki, ruchy zawodników, tłuczki,znicz. Wszystko ma w sobie taką dynamikę. No i to latanie na miotłach. Wiesz,jestem mugolakiem i gdy tylko się dowiedziałam, że jestem czarownicą,nakupowałam masę książek o magicznym świecie i całe wakacje czytałam. Wszystkomusiałam odkrywać na nowo. U was, czarodziei jest tak, że to dla was naturalne.A dla mnie wszystko było nowością. I to taką naprawdę szokującą nowością. Totak, jakby świat snów przeniósł się do rzeczywistości. Jako małe dzieckosłuchasz bajek o magii, czarownicach, wróżkach, czarach, wyobrażasz sobie, żepotrafisz czarować, a tutaj okazuje się, że taki świat istnieje. Że coś takiego,jak czary, naprawdę istnieje. Jednak, nie dość, że szokiem dla ciebie jest to,że takie coś jest rzeczywistością, to jeszcze okazuje się, że tak bardzo różnisię od twoich wyobrażeń. Gdy tylko przeczytałam o quidditchu, myślałam sobie,jak to możliwe, że ludzie latają na miotłach. Zaczęło mnie to fascynować iprześledziłam całą historię quidditcha. Potem w szkole ukrywałam to i zawszeudawałam, że mnie to kompletnie nie interesuje. A tak naprawdę śledziłam każdymecz w ligach, wszystko. Znałam wszystkich zawodników i swoją wiedzą, zdobytądzięki książkom, mogłam zagiąć nawet i Pottera. – roześmiałam się. Jacob nieprzerywał mi, tylko słuchał uważnie, co mam do powiedzenia. – Podczas jednejimprezy, rok temu, gdy po raz pierwszy zostałam na święta w Hogwarcie, upiłamsię do tego stopnia, że ujawniłam się ze swoją miłością do quidditcha.Pamiętam, jakie było zdziwienie wszystkich moich znajomych. – zakończyłam zuśmiechem. Szare oczy obserwowały mnie uważnie.
-Więcdlaczego nigdy nie zgłosiłaś się do drużyny? Powinnaś być dobrym zawodnikiem. –uśmiechnął się, a ja roześmiałam serdecznie.
-Niestetywiedza i pasja nie zawsze idą w parze z talentem. – odpowiedziałam, a onspojrzał pytająco. – Widzisz, w te wakacje miałam okazję po raz pierwszy grać wquidditcha. Nawet mniejsza o grę, po raz pierwszy siedziałam na miotle.
-Alekcje latania w pierwszej klasie?
-Byłamw Skrzydle Szpitalnym z okropnym zapaleniem płuc. – wyjaśniłam. – Wracając domojego latania, uwierz, że nie potrafiłam się utrzymać na miotle, nie panowałamnad nią, a na dodatek kazali mi grać na pozycji pałkarza i musiałam trzymaćkija oraz utrzymywać się w równowadze na miotle. Dla mnie quidditch i latanieto czarna magia. O mało co nie zabiłam swoich przyjaciół. – wyszczerzyłam zęby,a w głowie widziałam obrazy, o których mówiłam. Tak, wtedy właśnie przywaliłamPotterowi w głowę. Ocknęłam się ze wspomnień i wróciłam do Jacoba. – SpytajChudej, ona ci powie. – uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił gest.
-Czylipowinnaś zostać szachistką? – spytał, sprawiając, że się roześmiałam. –Podziwiam cię, naprawdę. I szacunek za tą rozgrywkę. – skłonił lekko głowę. –Luke grał już kilkakrotnie z prawie całym domem Krukonów i nikt, naprawdę niktz nim jeszcze nie wygrał.
-Kiedyśmusi być pierwsza porażka. – odpowiedziałam, uśmiechając się. – U nas wGryffindorze miałby ciężej. – powiedziałam powoli. – Wiesz, gram sobie czasempo kilka rundek z moim przyjacielem, Remusem Lupinem. I naprawdę między namijest wyrównana walka. Nawet powiedziałabym, że on jest lepszy ode mnie.
-Lepiejnie mów Luke’owi, że jest druga osoba w zamku, która może go pokonać wszachach. – ostrzegł mnie, a ja roześmiałam się. – Wiem, że ty również lubiszgo wkurzać, ale oszczędź mu tego bólu. – wyszczerzył zęby.
-Zastanowięsię jeszcze nad tym. – również wyszczerzyłam zęby. – Och, chyba już dojeżdżamy,zobacz. – wskazałam na okno. Rzeczywiście powoli wjeżdżaliśmy w okolicę pełnądomków, a przed nami malował się Londyn. – Chyba musimy iść po nasze bagaże. –stwierdziłam i zaczęłam iść w stronę naszego przedziału.
-WieszLily, tak sobie myślę, czy nie miałabyś czasu i ochoty na jakieś małe spotkaniew czasie przerwy świątecznej. – chłopak zrównał ze mną krok i spojrzał na mniez nadzieją.
-Proponujeszmi randkę? – spytałam z lekkim uśmiechem. On speszył się nieco, a na jegopoliczki wystąpiły rumieńce.
-Tak,proponuję ci randkę. – oznajmił trochę mniej pewnym tonem i zaczerwienił sięjeszcze bardziej.
-Ojej,rumienisz się! To takie słodkie. – wyszczerzyłam zęby.
-Tojak będzie? – spytał ponownie.
-Zmiłą chęcią się z tobą umówię. – powiedziałam poważnym tonem.
-Tosuper. – uśmiechnął się szeroko. – Gdzie mieszkasz? – spytał.
-Londyn.– odpowiedziałam.
-Świetnie,to może 27 grudnia, w poniedziałek, zaraz po świętach? Przyjechałbym naPokątną. – zaproponował, a ja zgodziłam się. Doszliśmy do przedziału, chłopakotworzył mi drzwi i wpuścił do środka. Wszyscy już zbierali się do wyjścia.Pociąg powoli wjeżdżał na peron dworca King Cross. Wzięłam swoją walizkę, którąpodał mi Jacob. Poczekałam, aż wszyscy wyjdą z przedziału i dopiero wtedyposzłam za nimi. Przede mną szedł Luke, który odwrócił się i patrzył na mniedziwnym wzrokiem. Wszyscy uczniowie wysypali się na peron i dołączali do swoichrodziców. Jacob pomachał mi z uśmiechem i podszedł do matki, która stała zjakąś młodą kobietą. Angelina podeszła do mnie i uścisnęła mnie.
-Wesołychświąt Liluś. I trzymaj się tam. – szepnęła mi do ucha.
-Nawzajemkochana. – uśmiechnęłam się i obserwowałam, jak odchodzi do swoich rodziców,gdzie już stał jej młodszy brat. Mijali mnie różni znajomi, życząc mi wesołychświąt, ja im odpowiadałam, aż w końcu wszyscy powoli się ulatniali z peronu,więc i ja ruszyłam w stronę barierek. Przed samym przejściem przyspieszyłamkroku i po chwili byłam w zwykłym, mugolskim świecie, gdzie nikt nie chodził zsową, nie miał w kufrze magicznych różdżek i nie wiedział, co to jest Hogwart.Nawet nie zdawali sobie sprawy, jakie niebezpieczeństwo im grozi oraz niewiedzieli, że prawdopodobnie ponad połowa morderstw dokonywana jest przezczarodziei. Rozejrzałam się za swoimi rodzicami, a gdy ich zauważyłam, ruszyłamw ich stronę. Jednak ktoś mi zagrodził drogę. Spojrzałam lekceważącym wzrokiemna blondyna, który wpatrywał się we mnie z papierosem w buzi.
-Mówiłamci już coś na temat wchodzenia mi w drogę. – warknęłam nieprzyjaźnie.
-Chciałemsię pożegnać. – odpowiedział z podejrzanym uśmiechem.
-Buchającmi smrodem prosto w twarz? – spytałam powątpiewająco.
-Kupiłemsobie nową paczkę. Uwielbiam mugolskie papierosy. – powiedział, niekoniecznieodpowiadając na moje pytanie.
-Żegnam,wesołych świąt. – powiedziałam sucho i oddaliłam się od niego.
-Oby były wesołe. – usłyszałam, jak mruknął.Odwróciłam się w jego stronę zdziwiona. – Tobie niezbyt wesołych życzę. –powiedział chamskim tonem i odwrócił się w swoją stronę. Zastanawiające byłoto, że nikt na niego nie czekał, żaden rodzic, siostra, nikt. Po chwili zniknąłmi z oczu, a ja spowrotem zaczęłam iść do moich rodziców, którzy czekali namnie uśmiechnięci. Po chwili witali mnie, czule ściskając. Oczywiście nieobeszło się bez łez matki. Skwitowałam to cichym chichotem w towarzystwie ojca.
ha ha ha Leksia! ty jesteś genialna! :D niesamowity rozdział! tylko nie wiem czemu, ale jakoś żal mi Luka. dobra, idę czytać następną część :D
OdpowiedzUsuńCzytam i myślę: Luke jest seksowny. To główna moja konkluzja z tej części rozdziału. ;) Myślę sobie, że jeszcze namiesza i mam nadzieję, że dobrze sobie myślę. Mam tylko nadzieję, że nie spuści za bardzo z tonu i nie zacznie być super milusim słodziakiem. Podobała mi się scena spoilerowania, tak zwana Zemsta Mola Książkowego. Nie ma chyba nic bardziej irytującego niż ktoś, kto zdradza zakończenie książki, szczególnie gdy jest to kryminał. Poza tym muszę przyznać, że Lily ogólnie bardzo dobrze sobie radzi z odszczekiwaniem się, to naprawdę na plus. Jeśli chodzi o Jacoba - jest w porządku, ale nic ponadto. Sympatyczny, przystojny, niewyróżniający się niczym szczególnym. No może poza tym, że chce być uzdrowicielem. Uwielbiam lekarzy, a więc uwielbiam i uzdrowicieli. Więc odwołuję - Jacob jest naprawdę spoko. ;)Lecę czytać drugą część!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: jeśli chodzi o Rachel, chyba nieco rozumiem, o co ci chodzi. Ale ja jednak przyjmę wersję, że głupia nie jest, tylko zauroczona. Przecież kiedy jesteśmy szczęśliwi, że ktoś taki jak James, zwraca na nas uwagę, nie zwracamy sobie głowy niczym innym. To po prostu taki przywilej : D No i ja ją jednak lubię, może właśnie dlatego, że kręci się obok Pottera i jest taka zwyczajna. A ja lubię zwyczajne postacie, bo sama mam problem z kreowaniem takich.Peter, kurcze, też go nie lubię i zawsze o nim zapominam. Ale nie mogę się zgodzić, że był nudną postacią. Uważam, że był taki trochę niezrozumiany i… Oh, kiedyś się nim zajmę.I teraz na początek – zabił cię ktoś kiedyś? Jeśli opowiadanie byłoby idealne, było za przeproszeniem, nic nie warte. Twoje wciąga, jest ciekawe, dużo się dzieje i tak ma być! Jeszcze raz powiesz coś złego na jego temat to…. Obrażę się. Obrażając swoje opowiadanie, obrażasz mój gust a ja jestem dumna, że je czytam! Bo ja nie czytam byle czego! O! Hahaha, ale ci nagadałam, a co!!A ja byłam pewna, że to będzie jeden z tych kolegów. Szkoda, że nie mogę pisać egzaminów z blogów, miałaby same czwórki w indeksie… Brawo! Brawo! Brawo! To jest moja mała, kochana Lily! Trzeba by nadać jej jakiś porywczy pseudonim… Lilyciętyjęzyk? Nie… Evans-nie-załaź-mi-za-skórę? Nie… Lily-terminator? Kurcze, Wena coś nie pomaga…Dobra, teraz nie umiem oprzeć się rozwalającemu skojarzeniu. Lily sama w przedziale z czwórką chłopców. Nie, to nic zboczonego ale… czy tylko mnie przypominają oni Huncwotów? Dobra, powiem to. Kocham Luka. Niech Lily zostawi w cholerę Pottera! Luke moim mistrzem!!! Cięty język, przystojny, pewny siebie i do tego taki zbuntowany prekefekt!! Boże, chcę takiego! Daj mi go, proszę, proszę, proooszę!!!!Jacoba… Nie lubię. To imię kojarzy mi się ze Zmierzchem i chociaż tamtego Jakea kochałam, ten mnie wkurza. Nie, nie, nie! Idź sobie precz, a fe!Sprzątanie świąteczne. Lubię je, nawet jak trzeba pucować i pucować i… pucować.Ha, biedny dzbanek. Znam te nerwy jak wrzeszczą na ciebie z byle powodów i lepiej się nie pokazywać na oczy.Nie wiem czego chcesz od tego rozdziału. Mi się podobał i jestem ci wdzięczna bo bardzo poprawiłaś mi i tak dobry już humor. Dziękuję : D
OdpowiedzUsuńAle nieźle, jesteśmy najlepsze ;D Mój Jacob również gra w Quidditcha, aczkolwiek jest z Gryffindoru, więc wiesz. poza tym również miała zamiar zostać uzdrowicielem, ale wyperswadowałam mu ten pomysł, ponieważ nie chcę aby bł zbyt idealny, a tak właśnie widzę ludzi wszechstronnie utalentowanych ;)Tak szybko omówię, bo zaraz lecę na imprezę ;PBardzo spodobała mi się całą rozmowa w przedziale..W końcu ktoś pokonał Luke'a! Kocham Lily za to, ten typ już mnie wnerwiał. Jest w nim jednak coś interesującego, wiesz? Wydaje mi się podejrzane, że wygląda na starszego, no i nikt na niego nie czekał, i w ogóle...Dziwne.A Jacob...Niesamowity Ci wyszedł! Nie umywa się do mojego, wiesz? Masakra. Muszę chyba przeprowadzić na moim jakąś transformację. Nie mogę się doczekać Świąt Lily i jednocześnie jestem ciekawa, jak rozwinie się jej znajomość z tym przystojniakiem ;) Do zobaczenia przy II.A, jeszcze jedno: niezły tytuł. Czekam na jakieś wyjaśnienie co do niego.
OdpowiedzUsuńhahaha tak mysle ze wlasnie tak to sie odmienia (chodzi mi o moje imię :p ) A poza tym notka świetna jak zawsze. Moze jestem skrrzywiona ale uwielbiam slodkich drani takich jak Luke a poza tym imie bardzo milo mi sie kojarzy z wokalista mojego ulubionego zespolu The Kooks ^^Ciesze sie ze nie zarzucilas pisania i czekam na kolejne notki! :)W twoim opowiadaniu podoba mi sie humor i lekkosc z jaka piszesz. Jest zabawnie no bo to przeciez o zabawe chodzi no nie? :) Good Luck!
OdpowiedzUsuńHmm. Spoko notka. Ciekawe co będzie z Lily i Jacobem. Jacob kojarzy mi się ze Zmierzchem... ale nie chcę mieć takiego skojarzenia. Wolę Harry'ego Pottera Xd. Lecę.Pozdro!xxx
OdpowiedzUsuń