Przejdź do głównej zawartości

40. Łapa I.

Hej,
Powiem jedynie tyle, że notka tradycyjnie dzielona na dwie, wy czytacie, jako jedną :).
Pozdrawiam!
Leksia

***

PopołudnieNocy Duchów minęło całkiem spokojnie. Szczególnie, że Huncwoci nie wychodzili zdormitorium. Przez cały dzień oprowadzałyśmy Rachel po szkole, opowiadając oróżnych wydarzeniach, mających miejsce w różnych zakątkach szkoły. Dziewczynata była naprawdę bardzo miłą dziewczyną i nie dało jej się nie lubić. Mówiładobrze po angielsku, ale czasem wtrącała niechcący coś po francusku.Opowiedziała nam również kilka rzeczy z Beauxbatons. W końcu trzeba było sięprzebrać w mundurki na ucztę, więc skierowałyśmy się wszystkie do dormitorium,gdzie były już Cassie i Laura. Przedstawiłyśmy im Rachel. Co prawda, Cassietrochę potraktowała ją z góry, ale szepnęłam jej na ucho, że ma się nieprzejmować. Przebrałyśmy się i czekałyśmy na 19, aż rozpocznie się kolacja.
-Wieciedziewczyny, ja zejdę już na dół, muszę poznać kogoś jeszcze z tego domu. –poinformowała Rachel i wstała ze swojego łóżka.
-Okej,nie ma sprawy. – odparłam, obserwując ją. – Iść z tobą? – zaproponowałam.
-Nie,dziękuję Lily, ale muszę się trochę usamodzielnić, nie? – wyszczerzyła zęby. –Do zobaczenia na uczcie. – pomachała nam i wyszła z pokoju.
-Jaktam Lily podbój Pottera? – zagadnęła Cassie, a ja spojrzałam na nią zaskoczona.Dziwne wydawało mi się to pytanie, bowiem, mimo, że się pogodziłyśmy napoczątku roku, raczej zamieniałyśmy z sobą zaledwie kilka słów dziennie, ototalnych pierdołach. Poza tym, to właśnie o Pottera była wojna między nami.
-Nieżadnego podboju. – sprostowałam i uśmiechnęłam się lekko. – Jesteśmy...
-Nowłaśnie Lily, czym wy w sumie jesteście z Potterem? – wtrąciła Kate. – Bo aniparą, ani przyjaciółmi. – posłałam jej znaczące spojrzenie.
-Kolegami.– odparłam.
-Nazwykłych kolegów to też mi nie wygląda. – powiedziała Cassie.
-O,już 18,50 musimy się zbierać. – powiedziała Angelina nagle i wstała. Ucieszonarównież wstałam, a dziewczyny za nami. Po drodze zbliżyłam się do Chudej.
-Dzięki.– szepnęłam jej do ucha, a ona uśmiechnęła się. Zeszłyśmy na dół, gdziepozostało już tylko kilka osób. Wszyscy zbierali się na ucztę. Rachel nie byłow Pokoju Wspólnym, więc wywnioskowałam, ze poznała kogoś i poszła już doWielkiej Sali. Huncwoci właśnie schodzili z dormitorium. Remus wyglądałokropnie. Uśmiechnęłam się do niego pocieszająco. Wiedziałam, że dzisiejszejnocy była pełnia. Jednak nie było z nimi okularnika.
-Agdzie macie Jamesa? – spytałam obojętnym tonem. Cała trójka popatrzyła nasiebie.
-Poszedłjuż na kolację, bo był głodny. – odpowiedział po chwili Syriusz, po czym rzuciłukradkowe spojrzenie Kate. Zeszliśmy w szóstkę na dół, po drodze rozmawiając ojedzeniu, które ma się pojawić na stołach dzisiejszego wieczoru. Po chwiliodłączyłam się od rozmowy i zamyśliłam się. Dzisiaj cały dzień nie widziałamPottera. Trochę było to dla mnie dziwne, bo nie miałam jeszcze tak długiejprzerwy od niego. Oczywiście mówię o szóstej klasie. Weszliśmy do Wielkiej Salii skierowaliśmy się w stronę stołu Gryfonów. Szukałam wzrokiem Rachel i Jamesa,jednak nie potrafiłam zlokalizować ani jednego, ani drugiego. Usiedliśmy więcrazem z Huncwotami i nadal z nimi rozmawialiśmy. Sala była wystrojona w piękne,długie, czarne świece wiszące nam nad głowami; ogromnymi dyniami wyhodowanymiprzez Hagrida z wyciętymi strasznymi minami, a po Sali latały prawdziwenietoperze. Z okazji tej uczty na stół wyciągnięto złote talerze, puchary isztućce. Wszystko wyglądało, jak co roku, naprawdę świetnie. Do uczty zostałyzaledwie dwie minuty, a nadal nie było Rachel. Jamesa też nie. Martwiłam siętrochę o Rachel, czy aby nie zabłądziła gdzieś po drodze.
-Możepowinniśmy poszukać Rachel? – zwróciłam się do Chudej – Ona jeszcze nie znazamku, a jak musiała iść sama, to co? Może się zgubiła? – naprawdę zaczęłam sięmartwić o nową dziewczynę.
-Niemasz się o co martwić. – odpowiedziała Kate za Angelinę. Zwróciłam się w jejstronę i spojrzałam pytająco. – I chyba bardziej powinnaś się martwić oRogacza. – dodała i wskazała głową w kierunku drzwi. Odwróciłam głowę w tamtąstronę i zamarłam. Otóż, do stolika Gryffindoru szła Rachel w towarzystwie...Jamesa. Potter trzymał rękę na jej ramieniu. Dziewczyna uśmiechała się słodko,w taki szczególny sposób, w jaki nie uśmiechała się do nas. Potter chybaopowiadał jej jakiś kawał, bo dziewczyna zaśmiała się. Oczy jej błyszczały ipatrzyła na niego, jakby jej się podobał. James nie pozostawał jej dłużny.Poczułam, jak zazdrość kłuje mnie w serce. W tym momencie, mimo całej sympatiido niej i wiedzy, że nie zawiniła, nienawidziłam jej. Może lekko przesadzałam,a może mi się wydawało, ale tak właśnie się czułam. Zazdrosna. Było mi strasznieźle. Patrzyłam na nich z wyraźnym żalem. Wszyscy wkoło zwrócili uwagę na nich iszeptali cicho na ich temat. Moi przyjaciele patrzeli to na nich, to na mnie,czekając na rozwój wydarzeń. W końcu doszli do nas i usiedli naprzeciwko mnie.Obok siebie.
-Cześćwam. – rzucił Potter i uśmiechnął się szeroko. – Mamy nową dziewczynę na roku.Dziewczyny już ją znają, a przynajmniej tak mi powiedziała. Chłopaki, to jestRachel. Rachel to jest Łapa, Lunatyk i Glizdogon. – dziewczyna najpierwroześmiała się z ich przezwisk, a potem podała każdemu z nich rękę. Przełknęłamślinę, odwróciłam wzrok od nich i zacisnęłam pod stołem pięść, którą Angelinachwyciła. Spojrzałam w stronę dyrektora, który właśnie wstał.
-Witamwas wszystkich serdecznie na uczcie w Noc Duchów! – powitał nas Dumbledore. –Może rozpocznę od powitania nowej uczennicy w naszej szkole, która po przejściuceremonii przydzielenia przez Tiarę Przydziału, trafiła do Gryffindoru. –nauczyciel zwrócił się w stronę naszej koleżanki, która spłonęła rumieńcem.Wszyscy również zwrócili głowy, wychylając się z ciekawością. Ja równieżmimowolnie na nią popatrzyłam. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie, a ja wodpowiedzi próbowałam odwzajemnić się tym samym, jednak trochę klawo mi towyszło. Potter na chwilę zatrzymał na mnie swój wzrok, ale potem przeniósł gona dziewczynę siedzącą obok niego. – Tak więc, nie będę nic więcej ględził,tylko życzę wszystkim smacznego! – dodał dyrektor i usiadł, oklaskiwany przezcałą szkołę. Odwróciłam wzrok od niej i spojrzałam na smakołyki leżące nastole. Zapanowała chwilowa, niezręczna cisza.
-Łapowisisz mi galeona. – upomniał się Peter. – Mówiłem, że będą paszteciki zwątróbki. – dodał i nałożył sobie właśnie takiego pasztecika. Syriusz mruknąłcoś pod nosem i rzucił mu złotą monetę. – Dzięki.
-Nowięc Chuda, może powiesz nam, jak kwitnie miłość, bo, jak widać, tylko tobiesię powodzi. – rzucił Łapa, a wszyscy spojrzeli na szatynkę. Potter spojrzał naŁapę pytająco, a ja spuściłam wzrok. Kate również.
-Och,z Jasperem układa mi się świetnie. – odpowiedziała niezrażona Angelina.
-Alechodzi mi Smarkerusa. – poinformował złośliwym tonem, a wszyscy, oprócz Racheli Angeliny, roześmiali się.
-Bardzozabawne. – mruknęła Chuda. – Przynajmniej potrafiłam się przyznać i niewstydziłam się mojej miłości, jak niektórzy. – dodała również złośliwie.Syriusza zatkało, a dziewczyna uśmiechnęła się usatysfakcjonowana.
-Alena całe szczęście, nie tylko ja mam powody do zazdrości. – odparł, spoglądającna mnie. Posłałam mu rozwścieczone spojrzenie.
-Jednakona przynajmniej się stara, nie co niektórzy. – z pomocą mi przyszła Kate.Chociaż nie nazwałabym tego pomocą. Raczej chodziło o dopieczenie Syriuszowi.
-Japrzynajmniej nie kleję się do twojej najlepszej przyjaciółki. – odpowiedział,patrząc na nią wyzywająco.
-BoAngelina jest zajęta, a Lily wiadomo, że...
-DOŚĆ!– przerwałam prawie krzycząc. Wszyscy spojrzeli na mnie. – Nie mam ochoty jeść,idę do wieży. – mruknęłam już ciszej i wstałam od stołu, po czym odeszłam.Ledwo wyszłam z sali, a dogonił mnie ktoś.
-Hej,Lily, poczekaj! – wcale nie ucieszyłam się, gdy usłyszałam, czyi to był głos.Stanęłam i poczekałam na dziewczynę. – Dlaczego odeszłaś? O co chodziło? Cościę martwi? Masz jakiś problem? Jak coś, polecam się, jako słuchacza. – zaoferowałasię.
-Niedziękuję, Rachel. Nie mam żadnych problemów. Po prostu nie lubię, kiedy oni siękłócą wszyscy. Widzisz, cała nasza siódemka ma swoje przejścia za sobą iniektórzy nadal to rozpamiętują. A poza tym, nie jestem głodna. Ale dziękujęnaprawdę za troskę. – dodałam z uśmiechem. W sumie, głupia byłam, że byłamzazdrosna, a tym bardziej na nią zła. Przecież jest nowa, rozgląda się zanowymi znajomymi. A poza tym, była naprawdę wporządku. Nawet zaczęłam sięzastanawiać, czy nie wrócić z nią na ucztę.
-Okej,ale jeśli będziesz miała problem, możesz przyjść. – odwzajemniła uśmiech. –Jednak, jeśli pozwolisz, to ja wrócę tam, bo naprawdę polubiłam Jamesa. Całąresztę również zresztą. – roześmiała się, pomachała mi i odeszła, zamykając posobie drzwi. A ja stałam tam z otwartą buzią i patrzyłam w drzwi, za którymiznikła, słysząc ciągle w uszach „naprawdę polubiłam Jamesa”. Westchnęłamsmutno i wspięłam się po schodach do góry. Potem weszłam do pustej klasy zaklęći usiadłam na biurku Flitwicka. Wyciągnęłam różdżkę i zaczęłam ćwiczyć zaklęcianiewerbalne. Wyczarowałam sobie ptaszki, a potem sprawiałam, że znikały.Przenosiłam rzeczy z miejsca na miejsce i starałam się nie myśleć o tym, codzisiaj się wydarzyło. Ganiłam samą siebie za całe stracone trzy lata i byłamwściekła nie tylko na siebie, ale i na Jamesa oraz nową dziewczynę. Im bardziejstarałam się o tym nie myśleć, tym więcej o tym myślałam. Nie wiem, ile czasusiedziałam w tej sali, próbując coraz to innych zaklęć, ale w końcu ktoś wszedłi usiadł obok mnie. Nawet nie zobaczyłam, kto to taki. Wiedziałam tyle, że tona pewno nie Potter. A nie była to szczęśliwa myśl.
-Dobrajesteś. – powiedział chłopak z podziwem. Posłałam mu smutny uśmiech.
-Coty tutaj robisz Łapo? – spytałam.
-Przyszedłemtrochę z tobą posiedzieć. – odpowiedział krótko.
-Niepowinieneś teraz właśnie ratować twoje relacje z pewną lokatą istotą?
-Aty nie powinnaś teraz zabijać się z tą nową o pewnego okularnika?
-Poco mam jej wchodzić w drogę? – zapytałam smutno, wbijając wzrok w podłogę. – Typrzynajmniej wiesz, że ona coś do ciebie czuje i robi wszystko specjalnie,żebyś coś zrobił.
-Niewiem, czy to takie fajne. – mruknął ponuro. – Nie wiem, co mam zrobić, żeby onabyła zadowolona, więc chyba dam sobie spokój. – spojrzałam na niego ipomyślałam o kolejnym planowanym podrywie Kate. Zrobiło mi się go strasznieżal.
-Wiem,co czujesz. – rzekłam. – Ja też już nie wiem, co mam robić, żeby on zwrócił namnie uwagę.
-Oj,uwierz, że on, jak najbardziej zwraca na ciebie uwagę. Tylko cię sprawdza.
-Znią też mnie sprawdza?
-Lily,daj spokój, przecież oni dopiero się poznali! – chłopak roześmiał się.
-Tak,a ona ma na niego wyraźną ochotę. – przygryzłam wargę.
-Jesteśzazdrosna. – zauważył. – Nie uwierzę, Evans zazdrosna o Rogasia.
-Tak,jestem zazdrosna, bo jakbyś nie zauważył, zależy mi na nim. – warknęłam twardo.Tym samym sprawiłam, że prawie spadł z biurka.
-Niepoznaję cię Evans. – mruknął z niedowierzaniem. – Nie jesteś już tą twardą rudązołzą z zeszłego roku.
-Potraktujęto jako komplement. – powiedziałam zirytowana. Zapanowała cisza. – To źle, żejuż nie jestem? – spytałam po chwili, całkowicie innym tonem.
-Zależy,jak na to patrzeć. – odpowiedział powoli. – Dla nas wszystkich lepiej. Ale dlaciebie samej, sam nie wiem. – zastanowił się. – Łatwiej cię zranić. – dodał pochwili. – A to nie jest fajne.
-Światnie dzieli się na to, co fajne, a co nie jest fajne. – zauważyłam.
-Trafnespostrzeżenie. – uznał i znów zapanowała cisza.
-Syriusz...– odezwałam się, a on na mnie spojrzał. Ja również odwróciłam głowę w jegostronę. W tym momencie zdałam sobie sprawę, jak blisko siebie jesteśmy. Niewiem czemu, ale miałam ochotę zrobić Jamesowi na złość i pocałować Blacka. Muchyba chodziło to samo po głowie, bo zbliżył się do mnie na kilka centymetrów.Ja również przesunęłam się o kilka milimetrów. Serce zabiło mi mocniej, jednaktrochę ze strachu. Wiedziałam, że to nic nie znaczy, a jedynie ma prowadzić doupustu swoich emocji. Wiedziałam, że to jest złe i nieprawidłowe, ale jakaśczęść mnie tego pragnęła. I gdy już nasze usta się musnęły, pomyślałam o Kate.W ostatnim momencie odwróciłam głowę od niego i podrapałam się po głowie.
-Przepraszam,ale nie mogę. – mruknęłam zakłopotana. Chłopak również się zmieszał i patrzyłna czubki swoich butów.
-Toja przepraszam. Nie powinniśmy do tego w ogóle dopuścić. – powiedział iodchrząknął.
-Niemogłabym tego zrobić Kate.
-Onaflirtuje z moim przyjacielem... – zaczął, ale nie skończył. – Poza tym, ja tegonie zrobiłbym Rogaczowi. – dodał.
-Jegoby to nawet nie ruszyło. – mruknęłam ponuro.
-WieszEvans, jesteś naprawdę wporządku. – powiedział po chwili i uśmiechnął się. – Imyślę, że powinnaś zaprosić tego idiotę na randkę, zanim nowa to zrobi. – dodałi poklepał mnie po ramieniu.
-Tyteż jesteś wporządku. – odpowiedziałam i odwzajemniłam uśmiech. – I myślę, żenie możesz z niej zrezygnować. Może ty też ją zaproś na randkę? Możemy pójść napodwójną, jak w filmach. – roześmiałam się, a on mi zawtórował.
-Toco Evans, idziemy już do wieży? – zaproponował. Kiwnęłam ochoczo głową izeskoczyłam z biurka. On również to zrobił i podał mi swoje ramię. – Panipozwoli. – uchylił głowę w moją stronę. Po raz kolejny roześmiałam się.
-Ależoczywiście, drogi paniczu. – odpowiedziałam poważnym tonem i chwyciłam go podrękę. Tak wymaszerowaliśmy z klasy w wyśmienitych humorach. Zostały po nasjedynie latające ptaszki.


Minęłokilka dni, podczas których stosunki Jamesa z Rachel stawały się coraz lepsze,ale jednocześnie Potter nie zapomniał o mnie. Jedynie zmieniło się między namito, że miał dla mnie mniej czasu, bo oprócz standardowego spędzania go zHuncwotami, spędzał go coraz więcej z Rachel. W niej samej najbardziejdenerwowało mnie to, że nie dało jej się nie lubić i żadnego powodu, oprócztego, że podrywa Pottera nie znalazłam, żeby to zrobić. Tak więc żyłam rozdartapomiędzy sympatią do niej, a złością na jej osobę.
-Powiedzjej po prostu, że ty coś do niego czujesz. – poradziła Kate malując ustabłyszczykiem.
-Ico jej powiem? Odwal się od Pottera, bo ja do niego zarywam? – spytałam kpiącymtonem – Daj spokój. Poza tym, James ją wyraźnie lubi. – dodałam i westchnęłam.
-Aleciebie lubi bardziej. – odparła, jakby to było proste.
-Ktokogo lubi bardziej? – do pokoju weszła Rachel z promiennym uśmiechem na twarzy.Kate już otwierała usta, żeby coś odpowiedzieć, ale posłałam jej ostrzegawczespojrzenie, więc zamknęła usta.
-Takichłopak, który podoba się Lily. – wypaliła Czarna, a ja w myślach obcięłam jejgłowę.
-Tak?Kto to taki? Znam go? – spytała zainteresowana i usiadła obok nas.
-Niewiem, może już zdążyłaś poznać. – odpowiedziałam. – A poza tym, on jestwidocznie zainteresowany inną dziewczyną. – dodałam, próbując wybrnąć zsytuacji.
-Dajspokój Ruda! Która dziewczyna jest w stanie pokonać Lily Evans, jeśli chodzi ochłopaka? – roześmiała się. – Na miejscu tej dziewczyny bałabym się i samaodeszła od tego chłopaka. Jeśli jej życie miłe, oczywiście. – znów roześmiałasię ze swojego żartu. Ja również zaczęłam się śmiać. Było to bardzo sztuczne iwymuszone, ale najwyraźniej nie zauważyła. Zabawne w tej sytuacji mogło sięjedynie wydawać to, że jakby nie było, mówi o sobie. – Idziecie jutro doHogsmeade? – spytała po chwili. – Jeszcze nigdy tam nie byłam. Muszę zwiedzićwszystko! I słyszałam, że u Zonka najlepsze słodycze pod słońcem. Merlinie, jakja uwielbiam żelki! – spojrzałyśmy na siebie z Kate i roześmiałyśmy się nawspomnienie Angeliny zakochanej w Severusie właśnie przez takie żelki. –Powiedziałam coś śmiesznego? – spytała marszcząc brwi.
-Nie,po prostu nie lubimy od pewnego czasu tych żelek. – odpowiedziała Kate zpobłażliwym uśmiechem.
-Wiecieco? Muszę lecieć do biblioteki. Nie odrobiłam jeszcze zadania na jutro dlanauczycielki z transmutacji.
-McGonagall.– powiedziałam, nie mogąc się powstrzymać. Ona spojrzała na mnie zdziwiona. –Tak się nazywa ta nauczycielka. – poinformowałam ją.
-Notak, dzięki. – wyszczerzyła zęby i wstała z mojego łóżka. – To do zobaczenia! –pomachała nam i wyszła.
-Samawidzisz, nawet ona mówi, że on cię bardziej lubi. – Kate pokazała mi język, aja przewróciłam oczami.
-Tylkoona nie wiedziała, że mówi o sobie. – mruknęłam ponuro.
-Toakurat malutki, nic nie znaczący szczegół. – odparła lokata i uśmiechnęła sięzłośliwie.
-Naweto tym nie myśl! – ostrzegłam ją. – A teraz wybacz, ale idę zaprosić Rogacza najutrzejszy wypad do wioski. – oznajmiłam i wstałam z łóżka, prostując ubrania.
-Randka?– dziewczyna aż podniosła się z łóżka.
-Może.– odpowiedziałam tajemniczo i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
-Wiedziałam,że nie odpuścisz! – krzyknęła jeszcze za mną. Uśmiechnęłam się sama do siebie izeszłam na dół z zamiarem znalezienia Jamesa. Jednak nigdzie nie było ani jego,ani pozostałej trójki. Postanowiłam wziąć się w garść i zdecydowałam się iść doich dormitorium. Weszłam po schodach, nie spiesząc się specjalnie, a gdystanęłam przed drzwiami, serce zabiło mi mocniej ze stresu. Drżącymi rękamizapukałam do drzwi, jednak nikt mi nie odpowiedział. Zapukałam drugi raz, aleznów nie usłyszałam żadnego głosu, mówiącego „proszę”. Nacisnęłam klamkę, aledrzwi były zamknięte. Jako, że w 5 klasie już włamywałam się do dormitorium idoskonale zapamiętałam ten sposób, wyciągnęłam różdżkę i upewniłam się, że niktnie idzie. Skierowałam różdżkę w zamek, wypowiedziałam odpowiednią formułkę zaklęciai zamek szczęknął.
-Koniecpsot. – szepnęłam i nacisnęłam klamkę. Drzwi odtworzyły się, a ja weszłam dośrodka i zamknęłam za sobą. Rozejrzałam się wokół. Odkąd tutaj byłam pierwszyraz, nic się nie zmieniło. Panował tutaj taki sam bałagan, jak zawsze, komoda zkartotekami Filcha stała dalej na środku. Swoją drogą, komoda ta wywoływała umnie wspomnienie, gdy przewróciła się na mnie, podczas całowania z Potterem.Przecisnęłam się pomiędzy zawaloną podłogą do łóżka Jamesa i usiadłam na nim.Pierwsze musiałam zrzucić koszulkę Petera, która tam leżała. Rozejrzałam się popokoju z tego miejsca. Mój wzrok padł na półotwartą jedną z szufladek komody.Wstałam i podeszłam tam zaciekawiona. Otworzyłam szerzej szufladę i zajrzałamdo środka. W środku była dość duża koperta. Nie była zaklejona, więczobaczyłam, co jest w środku. Jak bardzo zdziwiłam się, gdy okazało się, iżbyły to moje zdjęcia. Ja wylewająca dzbanek soku dyniowego na Pottera podczasśniadania w 4 klasie, ja śpiąca po imprezie u mnie w domu, ja czytająca książkęz włosami spadającymi mi na twarz, ja upita podczas pamiętnego świątecznegowieczoru, gdy piliśmy 67 różnych trunków... Wszystkie zdjęcia przedstawiałymnie w różnych sytuacjach i z różnymi osobami. Uśmiechnęłam się sama do siebiei schowałam zdjęcia do koperty. Jednak, zanim wszystkie wsadziłam, w oczyrzuciła mi się fotografia mnie i Pottera gdzieś z początku tego roku szkolnego,gdy siedzimy nad jeziorem w piękną, wrześniową pogodę. Wzięłam je i schowałamdo kieszeni, po czym wsadziłam kopertę do szuflady i częściowo ją zamknęłam.Rozejrzałam się jeszcze po dormitorium i zauważyłam drzwi do łazienki. Idąctam, o mało bym się nie przewróciła ze dwa razy. Na klamce tych drzwi wisiałaczyjaś koszulka. Ostrożnie ją ściągnęłam i weszłam do środka. Tutajprzynajmniej na ziemi nie było aż takiego bałaganu, ale za to półka nakosmetyki była cała zawalona. I bynajmniej nie były to same kosmetyki.Podeszłam do tej półki i brałam po kolei każdy perfum, wąchając go. Przytrzeciej buteleczce aż zamknęłam oczy. Od razu poznałam ten zapach iuśmiechnęłam się błogo. Odłożyłam flakonik i wyszłam z łazienki. Podeszłamjeszcze do szafki nocnej Pottera i zajrzałam do środka. Jednak tam, opróczkilku butelek ognistej nie znalazłam nic ciekawego. W ogóle, Huncwoci mieliniezliczone ilości alkoholu pochowanego w całym pokoju. Z jedzeniem było tosamo. Wiedziałam, że sami wybierają się po to wszystko do wioski,nieszczególnie czekając na oficjalny wypad. Sama w zeszłym roku szłam razem zJamesem, by kupić prezenty. Spotkaliśmy wtedy tych Śmierciożerców. Pamiętam to,jakby to było dziś. Pamiętam te chwile grozy i niepokoju. Cały ten pokójkojarzył mi się z Jamesem i wydarzeniami związanymi z nim. Mimowolnieuśmiechałam się na sam widok jakiegoś szczegółu, który tak właściwie nieznaczył, ale wiedziałam, że jest związany z nim samym. A to koszulka WściekłychPsów z napisem POTTER na plecach, a to jakiś zepsuty znicz. Aż sama musiałamsię zmusić, żeby wyjść z tego pomieszczenia. Wychodząc przewróciłam się nakolejnym zniczu. Przeklnęłam siarczyście i wstałam, masując tyłek. Wyszłamstamtąd zamykając za sobą starannie drzwi. Zeszłam na dół po schodach irozejrzałam się, czy ktoś nie patrzy, po czym ruszyłam raźnym krokiem nakolację. Po drodze nie spotkałam nikogo, z kim mogłabym zamienić chociażsłówko. Dopiero przy samej Wielkiej Sali spotkałam Angelinę i Jaspera, którzyspacerowali w kierunku kolacji. Uśmiechnęłam się do nich i pomachałamchłopakowi. On odmachał. Chuda cmoknęła go w policzek i podbiegła do mnie, poczym razem udałyśmy się do stołu Gryfonów. Sala powoli zapełniała się ludźmi.Rachel musiała siedzieć jeszcze w bibliotece, ale wcale mi to nieprzeszkadzało. Huncwotów również nie było. Zaczęłam pałaszować swoją kolację.
-Wow,Ruda, dawno nie widziałam, żebyś miała taki apetyt. – zaśmiała się szatynka.Chwilę później usiadła obok nas Bridge.
-Agdzie Huncwoci? – spytała.
-Aco, polujesz na Remusa, Syriusza, czy Petera? – spytała złośliwie Angelina.
-Takwłaściwie, to na Jaspera. – odparła spokojnie brunetka. Chuda zaśmiała się, aletrochę pobladła. Wielka Sala już zapełniła się praktycznie wszystkimi uczniamii, jak zwykle, panował przy tym niesamowity gwar. Wkrótce i Rachel zjawiła sięprzy stole.
-Jaktam wypracowanie? – zagadnęłam.
-Och,daj spokój. Nienawidzę szkoły i zadań domowych. – mruknęła. – Mam dopierogdzieś połowę tego, co powinnam mieć. Czeka mnie dzisiaj dużo pracy. –westchnęła i napiła się herbaty. Nie zaproponowałam jej pomocy, ponieważ narękę mi było to, że przesiedzi cały dzisiejszy dzień w bibliotece. Wiedziałam,że to było egoistyczne i samolubne, ale nie przejmowałam się tym. Miałamdzisiaj zadanie do wykonania i miałam zamiar je wykonać dobrze. Zjadłamkolację, poczekałam na dziewczyny i odeszłyśmy od stolika, zmierzając kuwyjściu. Jednak przy drzwiach panował niezły tłok i rozruch. Okazało się, żektoś od zewnątrz zamknął drzwi. I wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę ztego, kto to zrobił. Gdy już praktycznie wszyscy znaleźli się przy wyjściu,domagając się wypuszczenia, podeszli nauczyciele. Flitwick jednym ruchemróżdżki otworzył drzwi, ale niestety na nasze nieszczęście. Nieszczęście,bowiem, ledwo drzwi się otworzyły, do Wielkiej Sali wlała się ogromna falabłota. Nikt nie zdążył nawet zareagować, a wszyscy byli cali oblani brązową maścią.Cała szkoła jęknęła z rozpaczy i próbowała oczyścić się z błota, jednak żadnepróby nic nie dały. A Huncwoci stali na szczycie schodów i zaśmiewali się znaszej sytuacji. Przed oczami mignęła mi brązowa postać, wyglądająca, jakMcGonagall, która spieszyła wlepić im szlabany i nawrzeszczeć na nich.
-Niechpani profesor nie idzie tutaj! – wykrzyknął James, gdy tylko zauważył, że onaku nim zmierza.
-POTTER...– zaczęła wrzeszczeć, ale nie dokończyła, bo ledwo minęła próg Wielkiej Sali, zsufitu wleciało prosto do pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy, tonabiałych piór. Chyba nie muszę mówić, jaki dawał efekt błoto i pióra?Wyglądaliśmy, jak opierzone, człowiekopodobne bagienne potwory. A Profesorkawyglądała najgorzej ze wszystkich, bo to na nią spadła pierwsza fala piór.
-Mówiłempani, żeby pani tutaj nie szła! – wykrzyknął Potter ze skruchą, ale nie mógłsię nie uśmiechnąć.
-Coto było do cholery? – usłyszałam obok siebie głos zdenerwowanej Rachel. – Jakja wyglądam? Jak my wyglądamy? – jęknęła. Parsknęłam śmiechem na widok Kate, naktórej twarzy malowało się obrzydzenie,
-To są właśnie Huncwoci. – odpowiedziała Chuda,kierując te słowa do nowej.

Komentarze

  1. ~Lilyanne15Evans1516 stycznia 2011 14:57

    O! Ale mi się trafiło! Wchodzę na Twojego bloga a tu nowa notka ;)) Zabieram się do czytania...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale jaja ;D Oby ta cała akcja zniechęciła Rachel do Pottera.W ogóle, to ja WIEDZIAŁAM, że jest z nią coś nie tak. To znaczy wiedziałam, że stanie na drodze miłości Jamesa i Lily ;P Co Rogacz sobie myśli tak z nią łażąc?? Kocha w końcu tą Lily czy nie, do jasnej cholery?! W ogóle jak pzreczytałam zdanie, ze Rachel wchodzi z Jamesem to aż musiałam wstać i iść do kuchni żeby ochłonąć, a jest ona u mnie na drugim końcu domu, tak że kilka rzeczy sobie przemyślałam. A jak już tam doszłam, to zgłodniałam, więc jesteś współwinna mojemu tyciu!O czym ja to...Aha. Bardzo mi szkoda Lily, po części przeżywam to samo. A Syriusz...chłopaki zawsze mają łatwiej, więc nie współczuję u aż tak bardzo. Lily zbłaźni się jak wyjdzie na jaw, że jest aż tak zazdrosna. A przynajmniej to moje zdanie. A Black...to prawdziwy casanova, nie wierzę, że nie umie umówić się z Kate..;)No dobra, lecę czytać dwójkę. Chociaż nie wiem co z tego będzie, bo są u mnie jakieś dzieci, no a później chcę się wykąpać jeszcze przed meczem. Więc wiesz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam mieszane uczucia do tej calej Rachel. Niby normalna, sympatyczna dziewczyna ale z checia bym jej nakopala. Dziwna jestem moze. Albo ona jest jakas podejrzana.. zobaczymy jak bedzie z nastepna czescia .xd

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, Lily o mało nie pocałowała się z Łapą. Ciekawe co by było, gdyby Potter wtedy wszedł. Nie polubiłam tej Rachel... ale czy wszystkich trzeba kochać? Super nocia. Lecę czytać 2 część.Pozdro!xxx

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)