Przejdź do głównej zawartości

37. Perypetie uczuciowe II.

-Wdzisiejszym meczu Gryfoni chyba nie spodziewali się takich ataków na ichsłupki. Jedynym ich ratunkiem jest James Potter, ponieważ znicz jeszcze niezostał złapany. – komentator, obiektywny przynajmniej w meczach, gdzie nie byłoŚlizgonów, miał całkowitą rację. Przegrywaliśmy z Krukonami 150:10 i jeśli nasitego nie nadrobią, albo jeśli James szybko nie złapie znicza, przegramy mecz,nie wspominając o imprezie. Rozglądałam się z niepokojem po boisku, zaciskająckciuki i modląc się, by znicz pojawił się szybko, a James żeby go złapałjeszcze szybciej. – Krukoni grają dzisiaj świetnie, wręcz bawią się zawodnikamiGryffindoru. Jedynym zawodnikiem czerwono-złotych, który reprezentuje dobry poziomjest pałkarz Angelina McKinnon. Piłka w posiadaniu Cartera, który leci, jakstrzała ku słupkom obrońcy Gryfonów! Czy będą kolejne punkty dla Krukonów? Itaaaaaaak! 160:10! Ależ nie, proszę państwa, cóż to? – wszyscy spojrzeli wstronę pani Hooch, wokół której zgromadzili się wszyscy zawodnicy, dyskutując oczymś zawzięcie. W końcu sędzia podleciała do komentatora, szepnęła mu coś naucho i odleciała. Nie wiem dlaczego, ale Gryfoni uśmiechali się szeroko. –Otóż, gdy my skupialiśmy się na Carterze, okazało się, że Potter złapał znicza,zanim padł 16 gol dla Ravenclaw’u! I takim oto cudem, Gryfoni wygrywają160:150! – na początku cały stadion wypełnił się niesamowitą ciszą, a po chwiliryk z gardeł Gryfonów zatrząsł trybunami. Razem z Kate skakałyśmy po ławce, jakszalone.
-Małobrakowało. – ktoś mruknął mi do ucha. Odwróciłam się, ale nikogo nie było.Jedynie w oddali dostrzegłam twarz Syriusza, uśmiechającego się znacząco domnie. Chciałam, jak wszyscy Gryfoni iść do drużyny, ale zobaczywszy Jamesa,zrezygnowałam z tego pomysłu i skierowałam się od razu do zamku. Kate odłączyłaode mnie i poszła do drużyny, tak więc musiałam iść sama. Udało mi się dotrzećdo Pokoju Wspólnego bez żadnych ekscesów, więc usiadłam sobie w kącie,praktycznie niezauważalna. Nie musiałam długo czekać, by do pomieszczeniawpadła reszta, praktycznie niosąc Jamesa na rękach. Chwilę po nich, do PokojuWspólnego weszła pozostała trójka Huncwotów, lewitując przed sobą niezliczoneilości alkoholu, chipsów, zakąsek i innych rzeczy. Niezauważona przez nikogo,obserwowałam całą imprezę z boku, nie włączając się do zabawy. Pod mój wzrok cochwila natykał się czarnowłosy okularnik, który wyraźnie kogoś szukał. Poupływie pół godziny, impreza rozkręciła się. Postanowiłam odnaleźć Angelinę, żebypogratulować jej wygranej. Wstałam więc z fotela i przemknęłam między kilkomaludźmi. Nie potrafiłam jej znaleźć, więc chwyciłam szklankę z jakimś płynem inapiłam się. Wzdrygnęłam się trochę, bowiem okazało się, że to Ognista.Odłożyłam pustą szklankę i rozejrzałam się. Nagle poczułam, jak ktoś mnieobejmuje delikatnie od tyłu. W brzuchu poczułam miłe szarpnięcie. Doskonalewiedziałam, kto to.
-Szukaszkogoś? – usłyszałam szept w uchu osoby, której się spodziewałam.
-Niekoniecznie,a ty? – odpowiedziałam, nie odwracając się.
-Jużznalazłem. – odparł. – Czemu przede mną uciekasz, Lily? – spytał, sprawiając,że po raz kolejny w moim brzuchu motyle zatańczyły. Przymknęłam na chwilę oczy.
-Nieuciekam. – powiedziałam powoli. – Po prostu po meczu bolała mnie głowa, już miprzeszło. – skłamałam, szybko wymyślając wymówkę.
-Dobrzewiesz, że nie chodzi mi tylko o dzisiejszy dzień, ale i o cały tydzień. Unikaszmnie, Lily Evans. – stwierdził.
-Wydajeci się, Jamesie Potterze. – odpowiedziałam i odwróciłam się do niego twarzą,spoglądając w oczy.
-Zatańczymy?– spytał, urywając temat. Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, a porwał mnie w wirtańca. Długo tańczyliśmy w takt szybkiej muzyki i ani jemu, ani mnie nie śniłosię, żeby zejść z parkietu. Muzyka była typowo imprezowa, więc szybkozmęczyliśmy się, ale i tak nadal tańczyliśmy. Chciałam, żeby tak było całyczas. Mogłam bezkarnie na niego patrzeć, dotykać, uśmiechać się, wszystko. Onrównież zdawał się być zadowolony z tego faktu. Po kilku szybkich piosenkach,ktoś przełączył muzykę na wolny kawałek. Bardzo wolny. Myślałam, że Jamesbędzie chciał zejść z parkietu, ale on przyciągnął mnie do siebie delikatnymruchem. Objął moją talię obiema rękami, sprawiając, że przylgnęłam do niegojeszcze bliżej. Położyłam swoje ręce na jego szyi i ramionach, spoglądając mucały czas w oczy. Po upływie kilkunastu sekund, położyłam głowę na jego torsiei po prostu kołysaliśmy się w takt muzyki. Czułam całą sobą jego bliskość.Czułam jego zapach, który zawracał mi w głowie. Czułam się wspaniale, a zarazembyło mi smutno. Potter oparł swoją głowę o moją i tak tańczyliśmy, jakzaczarowani, jakby wokół nas nie było niczego. Muzyka znów zmieniła się naszybką, ale żaden z nas nie przerwał obecnego układu ciał i dalej kołysaliśmysię do taktu, który leciał przed chwilą. Dopiero po chwili, z wielkim trudem,oderwałam się od niego, kiwnęłam głową w niezrozumiałym, nawet, jak dla mniegeście i odeszłam, wyplątując się delikatnie z jego uścisku. Chwyciłam ze stołuszklankę Ognistej i usiadłam w fotelu, żyjąc jeszcze naszym tańcem. Za jednymrazem wypiłam całą zawartość szklanki. Chwilę później, obok mnie usiadł Rogacz.
-Widzę,że wracasz do formy. – powiedział złośliwie, wskazując na moją szklankę.
-Tylkowtedy, gdy zmuszają mnie do tego okoliczności. – odparłam hardo.
-Iznowu to robisz. – pokręcił głową z lekkim uśmiechem.
-Piję,czy siedzę? – spytałam.
-Uciekaszprzede mną. – odpowiedział i zapadła cisza.
-Możemam powody. – powiedziałam po chwili, a on spojrzał na mnie zaskoczony.
-Nierozumiem. Jakie powody mogłaby mieć Lily Evans, żeby uciekać przed JamesemPotterem? W zeszłym roku te powody były zrozumiałe, bo łaziłem za tobą,wiecznie denerwowałem, robiłem głupie kawały, dręczyłem twojego najlepszegoprzyjaciela. Ale w tym roku nie robię nic, co cię zawsze denerwowało, a Snapejuż nie jest twoim przyjacielem. Więc o co chodzi? Po prostu powiedz. – jegogłos z każdym wypowiedzianym słowem stawał się coraz głośniejszy.
-Możewłaśnie o to chodzi... – szepnęłam i spojrzałam na niego. – O to, że już tegonie robisz... – dodałam jeszcze ciszej. Potter odstawił szklankę z hukiem na stole i wstał.
-Mamtego dość! Zdecyduj się w końcu, czego chcesz. Biegam za tobą, źle. Odczepiłemsię od ciebie, też źle. Mam serdecznie dość bawienia się z tobą w kotka i myszkę.Jak już dojdziesz do wniosku, czego tak naprawdę oczekujesz, to daj mi znać. Janie mam zamiaru dłużej za tobą biegać. Dobranoc. – odwrócił się na pięcie iposzedł do dormitorium. A ja siedziałam ze szklanką w ręku i patrzyłam wkierunku, gdzie odszedł, wciąż słysząc w głowie wypowiedziane przez niegosłowa. Wstałam z fotela i również skierowałam się do dormitorium. Po drodzechwyciłam otwartą butelkę jakiegoś alkoholu, pociągnęłam zdrowego łyka iposzłam dalej, trzymając ją w ręku. I gdy już miałam wchodzić na schody, ktośmnie złapał za rękę i pociągnął, wyrywając jednocześnie mój trunek.
-Przykromi Lily, ale jesteśmy perfektami i musimy nad tym wszystkim panować. Nie możeszmi się spić i zostawić mnie samego z tym bałaganem. Prychnęłam i założyłam ręcena piersi.
-Niemogę? – spytałam i wyrwałam mu butelkę z ręki. – To patrz, jak pije prefekt. –przechyliłam butelkę i piłam tak długo, dopóki nie wyzerowałam jej, po czymprowokacyjnym spojrzeniem zmierzyłam jego postać i ominęłam lekceważąco, dołączającdo tańczącego tłumu. Długo nie musiałam czekać, aby alkohol zaczął robić swoje.Po pięciu minutach miałam w głowie niezły helikopter i, na moje nieszczęście,włączyła mi się funkcja ssania. Innymi słowy mówiąc, gdyby nie Remus,dorwałabym każdą butelkę i wypiła jej zawartość. Jednak on mnie powstrzymał odtego i jakimś cudem wniósł mnie na górę i położył do mojego łóżka (czasem wartomieć znajomych Huncwotów, którzy potrafią łamać zaklęcie powstrzymującechłopaków od wejścia do naszego dormitorium). Po drodze mignęła mi sylwetkaKate, obściskująca się z Blackiem, co skwitowałam pobłażliwym uśmiechem.


Tak,jak po każdym wieczorze przychodzi poranek, tak i po każdym moim wprowadzeniusię w stan upojenia alkoholowego nadchodzi ogromny kac. Nienawidziłam uczuciasuchości w ustach oraz pękającej głowy. Każdy szelest wydawał się być niezwykległośny. Jednak w tym wypadku to, co sprawiało, że czułam się okropnie, nie byłkac po alkoholu, ale kac moralny. Po pierwsze cała żenująca sytuacja z Jamesem,a po drugie fakt, że zostawiłam Remusa z tym wszystkim samego zachowując się,jak idiotka. Z trudem wstałam z łóżka i powędrowałam do łazienki. Wszystkiedziewczyny jeszcze smacznie spały. W końcu była niedziela. W łazience wzięłamzimny prysznic, umyłam zęby, twarz i ubrałam się w dżinsy oraz koszulę w kratę.Wyszłam stamtąd nadal z mokrymi włosami i postanowiłam pójść do PokojuWspólnego, by sprawdzić, jak tam się mają sprawy. O dziwo, wszystko byłoposprzątane, a jedynym faktem świadczącym o tym, że wczoraj była tutaj impreza,było zaledwie kilku ludzi, którzy spali sobie smacznie w różnych pozycjach.Westchnęłam i po raz kolejny dotknęło mnie poczucie winy, że Remus zapewnesprzątał to wszystko sam. Obróciłam się z zamiarem powrotu do pokoju i stanęłamtwarzą w twarz właśnie z Lunatykiem.
-O,cześć Lunio. – powiedziałam cicho, niepewnym tonem.
-CześćRuda.
-Chciałabymcię przeprosić za moje wczorajsze zachowanie. Strasznie mi głupio, żezachowałam się tak... dziecinnie i nieodpowiedzialnie i zostawiłam cię samego ztym bałaganem, przysparzając dodatkowego kłopotu. – mruknęłam wykręcając sobiepalce ze spuszczoną głową. – Naprawdę mi przykro Remusie.
-Dajspokój Lily, nic się nie stało. – podniosłam głowę i spojrzałam na chłopaka,który się uśmiechał. Kąciki moich ust podniosły się lekko. – Każdy czasempotrzebuje odpoczynku. A z porządkiem poradziłem sobie całkiem nieźle. W końcuna coś się przydają te wszystkie zaklęcia domowe, których używa moja mama. –dodał i wyszczerzył zęby. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Następnymrazem ci pomogę, obiecuję. – Remus machnął ręką.
-Alewidzę, że ktoś wczoraj się pogodził. – zmienił temat i wskazał głową na jeden zfoteli. Odwróciłam się w tamtą stronę i nie mogłam powstrzymać uśmiechu, którynależał do jednego z moim najszczerszych w ostatnim czasie. Otóż, na tym fotelupółleżąc siedział Syriusz, a na jego kolanach siedziała Kate wtulona w niego.Jego ramiona obejmowały ją w pasie. Oboje mieli delikatne uśmiechy na ustach.
-Nieprzeszkadzajmy im. – powiedziałam, przyciszając głos. – Wybierasz się może naśniadanie?
-Takwłaściwie to czekam na Rogacza i Petera, bo jak wychodziłem kłócili się ołazienkę. Ale chyba możesz iść z nami, nie?
-Nieno, wiesz, to ja może pójdę już. Do zobaczenia na śniadaniu. – pomachałam mu ioddaliłam się w stronę wyjścia. Gdy już szłam korytarzami, wyciągnęłam różdżkęi wysuszyłam sobie włosy. Starałam się iść w miarę szybko, więc na WielkiejSali znalazłam się całkiem szybko. Jak się okazało, Angelina już tam siedziała,jako jedna z niewielu Gryfonów. No i nie była sama. Dosiadłam się do niej iposłałam uśmiech.
-CześćChuda, cześć Jasper. – powitałam parę. Chłopak odpowiedział, a Angelaprzyglądała mi się uważnie.
-Jaksię czujesz? – spytała ze złośliwym uśmieszkiem.
-Wspaniale.– odparłam, rozglądając się za czymś, na co mogłabym mieć ochotę zjeść. – A tywczoraj w ogóle byłaś na imprezie?
-Podsam koniec tylko. Musiałam kogoś pocieszyć po przegranym meczu. – odparła iroześmiała się, widząc minę swojego chłopaka.
-Itak graliśmy o niebo lepiej. Mieliście szczęście, że Potter złapał tego znicza.– oznajmił Jasper dumnie. Chuda posłała mi rozbawione spojrzenie i zajęła sięswoim śniadaniem. Chwilę później drzwi otwarły się i do pomieszczenia wkroczyłatrójka Huncwotów. Szybko odwróciłam wzrok od nich i nałożyłam sobie pierwsząlepszą potrawę na talerz, po czym zaczęłam to jeść.
-Myślałam,że nie lubisz... – zaczęła Angela, ale przerwałam jej, wypluwając na talerzwszystko, co wzięłam do buzi.
-...szpinaku.– dokończyła i roześmiała się. – Ruda, co się z tobą ostatnio dzieje? –spytała, przyglądając mi się. Machnęłam ręką lekceważąco i wstałam.
-Jużnie jestem głodna. – mruknęłam. – Widzimy się w dormitorium. – rzuciłam naodchodnym i poszłam, omijając Huncwotów bez słowa. Wydawało się, że James wogóle mnie nawet nie zauważył. Po drodze minęłam Laurę i Cassie, którymrzuciłam krótkie „cześć” oraz kilku innych Gryfonów. W Pokoju Wspólnym nie byłojuż Kate, za to spotkałam tam idącego na śniadanie Blacka, który nucił cośwesołego.
-Hej.– powiedziałam i szeroki uśmiech pojawił się na mojej buzi. – Ktoś tutaj madobry humor. – brunet wyszczerzył zęby.
-Evans,jak tam? Żyjesz w ogóle? Bo wczoraj z tobą trochę ciężko było.
-Pozwól,że nie skomentuję tego. – mruknęłam.
-Byłaśna śniadaniu?
-Tak,byłam. Teraz idę pogadać z moją czarnowłosą przyjaciółką, która ma burzę lokówna głowie, bo wydaje mi się, że ma mi dużo do zrelacjonowania. Także smacznegożyczę. – odpowiedziałam , a ten ukłonił się nisko prawie w podskokach wyszedł zwieży. Pokręciłam głową z uśmiechem i ruszyłam do dormitorium, gdzie Katechodziła w samym ręczniku po pokoju i wybierała ubrania dla siebie, przekopująccałą szafę, w efekcie czego wszędzie panoszyły się jej ubrania.
-Lily,musimy w najbliższym czasie wybrać się na zakupy. – powiedziała, gdy tylko mniezauważyła. – Nie mam się w co ubrać! – przewróciłam oczami.
-Tynie masz się w co ubrać? – spytałam ze śmiechem.
-Żebyświedziała. – mruknęła posępnie. – A dzisiaj muszę ładnie wyglądać.
-Niechcę ci nic mówić, ale ty zawsze ładnie wyglądasz. – odparłam, a ona posłała mizabójcze spojrzenie.
-Nieżartuj, proszę cię. – warknęła i usiadła zrezygnowana na łóżku. Oparłam się ościanę i obserwowałam ją.
-Amoże pierwsze chciałabyś mi coś opowiedzieć? – spytałam i uśmiechnęłam siędelikatnie. Na jej policzki wystąpiły lekki rumieńce. – Jesteście razem? – wodpowiedzi na moje pytanie, pokręciła głową przecząco. – Ale to chyba nieskończy się, jak każda wasza schadzka na imprezach?
-Niewiem, Lily. Nie myślę o tym. Jak na razie mam tutaj ważniejszy problem. –odparła, odwracając wzrok.
-Kate!– oburzyłam się.
-Aco, mam iść goła?
-Podejrzewam,że większości szkoły, a szczególnie tej męskiej części bardzo by się tospodobało. – wypaliłam. – Jedynie pewien czarnowłosy chłopak mógłby byćniezadowolony z faktu, że wszyscy się na ciebie gapią.
-Lily...
-Dobra,nic nie mówię. – podniosłam ręce – Ale lubię cię w tej tunice w granatowe paskiz bufiastymi rękawami. – rzuciłam niedbale oglądając paznokcie.
-Tojest to. – dziewczyna chwyciła wyżej wymieniony ciuch i poleciała do łazienki.Po 5 minutach wyszła ubrana w tunikę, czarne rajstopy i granatowe balerinkioraz z pełnym makijażem. Uśmiechnęłam się i pokazałam kciuk w górę.
-Idzieszna śniadanie? – spytała. Już chciałam odpowiedzieć, że idę, ale przypomniałamsobie o kimś.
-Właśniewróciłam. – odparłam. – Idź, bo ktoś już pewnie usycha z tęsknoty. – pokazałamjej język, a ta dała mi kuksańca w bok.
-Idzieszdzisiaj na to spotkanie klubu Ślimaka? – spytała, zatrzymując się przeddrzwiami. Tym samym przypomniała mi o tym. Niestety, gdybym miała wybór, nieposzłabym, ale obiecałam Slughornowi, że przyjdę, więc musiałam. Pokiwałamtwierdząco głową.
-Samaczy z kimś? – drążyła dalej, jedynie pogarszając mój humor. Wiedziałam, że powczorajszej rozmowie z Jamesem, nie było szans, żeby ze mną poszedł.
-Sama.– odparłam i uśmiechnęłam się trochę niezdarnie. – Idź już na to śniadanie, bonie zdążysz. – ponagliłam ją, a ona wyszła, zostawiając mnie samą. Westchnęłami razem ze swoim parszywym humorem powędrowałam do swojego łóżka. Chwyciłampierwszą lepszą książkę i zaczęłam czytać. Co prawda, nie docierało do mnieżadne z przeczytanego zdania, ale uparcie śledziłam tekst, wmawiając sobie, zecoś z tego rozumiem. Jednak po pięciu minutach miałam dość, więc zamknęłam ją iwlazłam pod kołdrę, układając się do snu. Długo nie było mi pisane spać, bowiemdo dormitorium wparowały dziewczyny, żywo o czymś dyskutujące. Westchnęłamgłęboko i wynurzyłam się spod kołdry.
-Oj,Ruda obudziłyśmy cię? – spytała Cassie, spoglądając na mnie.
-Nie,nie spałam. – odparłam i usiadłam. – Po prostu szukam dla siebie miejsca. –mruknęłam bardziej sama do sobie i wstałam. Wyszłam z dormitorium i zeszłam poschodach. W Pokoju Wspólnym było coraz więcej osób. Zauważyłam pusty fotel wrogu pokoju i skierowałam tam swoje kroki, gdy przez dziurę w portrecie weszliHuncwoci, Kate i Angelina. Wszyscy skierowali się ku kominkowi, przy którymbyło dużo wolnych foteli. Rogacz szedł trochę z tyłu, rozmawiając półgębkiem zSyriuszem. Chciałam się ukryć, ale było za późno, bo dziewczyny zauważyły mniei zawołały. Przywołałam uśmiech na twarz i podeszłam do nich. Potter zerknął namnie ukradkiem, ale nic nie powiedział. Usiadłam obok Kate i udawałam, żesłucham o czym rozmawiają. Naprawdę skupiałam się na tym, żeby nikt niezauważył, że gapię się na Jamesa (na początku próbowałam się nie patrzeć, alenie działało).
-Aty Lily, co o tym sądzisz? – spytał Peter, a wszyscy wbili we mnie oczekującywzrok. Spojrzałam na niego i zastygłam. Nie wiedziałam o czym toczy się dyskusja,więc nawet nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
-Mamtakie samo zdanie, jak Remus. – odpowiedziałam i posłałam uśmiech do Lunatyka.Wszyscy najpierw spojrzeli na mnie dziwnie, a potem roześmiali się chórem.
-Szkodatylko, że Lunio nie wypowiadał się na ten temat jeszcze. – zauważył Syriusz iwyszczerzył zęby.
-Przepraszam,zamyśliłam się. – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się przepraszająco. – To o czymbyła dyskusja?
-Nieważne.– Łapa machnął ręką. – Zostajecie na święta w Hogwarcie? – to pytanie skierowałdo wszystkich.
-Zostaję.– odpowiedziałam.
-Przecieżzawsze jedziesz. – zauważyła Kate. – Jedynie w zeszłym roku przez ten atak niejechałaś.
-Wiem,ale to moje przedostatnie święta w tej szkole. – odparłam. – A z rodzicamispędzałam zawsze święta, a na pewno jeszcze będę spędzała. – wyjaśniłam. – Awy?
-Jazostaję. – mruknęła Kate. – Nie mam zamiaru słuchać zrzędzenia matki na tematmoich SUM-ów.
-Niewiem, jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. – mruknęła Chuda. – Ale w tym rokujednak chyba pojadę do domu. A wy? – spytała Huncwotów.
-Niezostaję w zamku. – stwierdził Remus. – Moja matka już od samego początku rokuszkolnego mi pisze, że mam wracać na święta.
-Mniewujek zaprosił, więc chyba do niego pojadę. Jedyny normalny człowiek wrodzinie. – uznał Black i spojrzał na Jamesa.
-Jateż wracam do domu. – wtrącił Glizdogon krótko.
-Aty Rogaczu? – Syriusz zwrócił się do okularnika. Ten wzruszył ramionami.
-Moirodzice wpadli na genialny pomysł spróbowania jazdy na mugolskich nartach.Chyba wybiorę się razem z nimi, skoro żaden z chłopaków nie zostaje. – po jegosłowach zrobiło mi się trochę smutno, ale przecież wiadomo, że dla mnie by niezostał. Chociaż w zeszłym roku został dla mnie... Przynajmniej tak twierdził.Siedzieliśmy tak jeszcze długo i rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Ja za bardzonie udzielałam się, tylko co jakiś czas wtrąciłam swoje zdanie, by znowu niepowtórzyła się wcześniejsza sytuacja, gdy nie wiedziałam, o co mnie pytają.James za to nabrał ochoty na dyskusje i rozmawiał, gestykulując żywo. Gdyzeszło n temat quidditcha, wiadomo, że miał najwięcej do powiedzenia. Gdy mówiło grze, oczy mu świeciły zdrowym blaskiem, a w twarzy dostrzegalne było cośwyjątkowego. Miał wymalowaną pasję w swoim obliczu, wszystko, o czym mówił,przezywał. Taki był Potter i takiego go lubiłam. Gdy coś kochał, kochał całymsercem. Za przyjaciół oddałby życie, poszedł w ogień. Nieważne było, jakie toniesie ze sobą ryzyko, ważne, żeby być przy bliskich. We wszystko, w co sięangażował, wkładał całe serce. Nic nie pozostawiał niedokończone, czynierozwiązane. Uwielbiał ryzyko. Może dlatego tak lubił quidditcha? Gdy śmiałsię, pokazywał wszystkie zęby, był to jeden z najszczerszych śmiechów, jakiemiałam w życiu okazję słyszeć i widzieć. Jego orzechowe oczy zawsze pokazywałyjego uczucia, co nie znaczyło jednak, że nie potrafi ich ukrywać. Oj tak, Jamesbył świetnym aktorem, gdy było to konieczne. Jednak we wszystkim był taknaturalny, że trudno było wtedy mu nie wierzyć. Lubiłam, gdy jego oczy wyrażałyuczucia, jak teraz, gdy mówił o grze. Błyszczały wtedy takim niesamowitymblaskiem, pokazywały całe jego uczucie do tego sportu. Pamiętam, gdy w 5 klasiepod wpływem jego ciepłego spojrzenia, robiło mi się ciepło. Patrzył wtedy namnie tak, jak nie patrzył na nikogo. Obecnie, dawno nie widziałam tegospojrzenia. Nie widziałam go, a tak bardzo chciałam, by tak na mnie spojrzał.Zamyśliłam się tak, że nie zauważyłam, iż od dłuższego czasu gapię się na niegonieobecnym wzrokiem. Dopiero, gdy poczułam na sobie jego spojrzenie, odwróciłamwzrok i udawałam, że przyglądam się grupce pierwszoklasistów, przy czymzarumieniłam się lekko. Siedzieliśmy w Pokoju Wspólnym aż do obiadu, na którywybraliśmy się również razem. W drodze do Wielkiej Sali obserwowałam Kate iSyriusza, którzy znów udawali, że nic się wczoraj nie stało. Jednak tym razemudawanie to było raczej przed nami wszystkimi, a nie przed nimi samymi, co mniecieszyło. Co chwila rzucali sobie ukradkowe spojrzenia. Przy stole usiedlinaprzeciwko siebie, ale nadal udawali, że nie zwracają na siebie uwagi. Wszyscyzaczęli jeść, ale mi się jakoś wyjątkowo nie chciało. Nie byłam głodna, więcsiedziałam ze spojrzeniem wbitym we własny, pusty talerz.
-Rudaty nie jesz? – zagadał Syriusz.
-Niejestem głodna. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Lily,daj spokój, na śniadaniu też nic nie zjadłaś! – skarciła mnie Angelina. Potterspojrzał na mnie uważnie i... troskliwie.
-Zjedzcoś. – odezwał się Lunatyk.
-Jedzeniejest dobre. – dodał Peter, na co wszyscy się roześmiali. – No co? Ja tam lubięjeść. – mruknął i pogładził się po brzuchu.
-Szczególnieróżnego rodzaju sery, co Glizdogonie? – rzucił James, a wszyscy Huncwociroześmiali się.
-Tak,uwielbiam sery, szczególnie  żółte. –odpowiedział Glizdek i znów wszyscy się roześmiali.
-Zczego wy się śmiejecie? – spytała Kate i spojrzała na nich pytająco.
-Nic,moja droga, długa historia. – odpowiedział Syriusz i wyszczerzył zęby.
-Mamyczas, żeby ją usłyszeć. – wtrąciła Angelina.
-Wymoże i macie, ale my się zwijmy, drogie panie. – odparł Potter i wstał, a zanim wszyscy Huncwoci. – Mamy coś do zrobienia tak więc do zobaczenia. –Huncwoci odeszli od stołu. Remus na odchodnym rzucił, żebym coś zjadła i wyszliz Wielkiej Sali. Gdy tylko znikli, obie dziewczyny zwróciły się do mnie.
-Lily,co się dzieje? – spytała Angelina, obserwując mnie uważnie.
-Aco miałoby się dziać?
-Nicnie zjadłaś dzisiaj, jesteś jakaś zamyślona, praktycznie nie kontaktujesz, no ijesteś wyraźnie przybita. – wyliczyła Kate, karcącym tonem.
-Chybanie muszę wam mówić, jak się czuje osoba skacowana? – mruknęłam.
-Tylko,że kaca masz dzisiaj, a dziwnie się zachowujesz od pewnego czasu.
-Kate,naprawdę mi nic nie jest. Po prostu ostatnimi czasy czuję się trochę zmęczona iznużona. Wiesz, jesień przyszła, pogoda nie jest za ciekawa no i czuję, żechyba będę chora.
-Napewno to tylko przemęczenie? – Czarna nadal nie dawała za wygraną. Pokiwałamgłową.
-Amoże ty się nieszczęśliwie zauroczyłaś? – Angelina roześmiała się z własnegożartu, a Kate wraz z nią. Uśmiechnęłam się blado.
-Tak,może jeszcze mi powiesz, że w Potterze. – dodała Kate i obie parsknęły jeszczegłośniej. Zaśmiałam się razem z nimi, jednak w głębi duszy, ugodziła mnieprawdziwość tych słów.


Resztędnia spędziłam w dormitorium, czytając jakąś książkę. Godzinę przed przyjęciemodstawiłam książkę i zaczęłam się szykować, chociaż wcale nie miałam na toochoty. Ubrałam beżową, koronkową sukienkę przed kolano, podszytą materiałem,dopasowaną do ciała; buty na obcasie i koturnie z przodu podobnego koloru, a dotego małą kopertówkę. Włosy skręciłam różdżką, sprawiając, że pofalowały się,układając całkiem ładnie i zostawiłam rozpuszczone. Makijaż nie był zbyt mocny,jedynie usta pociągnęłam trochę bardziej wyrazistą, czerwoną szminką.Zarzuciłam na to szatę czarodziejską, a buty schowałam i na chwilę założyłamnormalne. Nie chciałam, żeby mnie ktoś zobaczył w takim stroju, po prostu niemiałam na to ochoty. Wyszłam więc z Pokoju Wspólnego razem z Angeliną, a zaportretem ściągnęłam szatę i zmieniłam buty na szpilki, po czym wręczyłam jejszatę i buty i poszłam w swoją stronę. Starałam się iść możliwie szybko tak,żeby się nie zabić w tych butach. Impreza miała być w klasie od zaklęć. W końcudotarłam tam, pokazałam Filchowi zaproszenie i weszłam do środka, gdzie byłojuż pełno osób. Nie miałam jednak pojęcia, że na tym spotkaniu miały byćrównież różne sławy, typu autorzy bestsellerów, graczy quidditcha, czy ważniurzędnicy w Ministerstwie Magii. Rozejrzałam się za kimś znajomym, jednak nieznalazłam nikogo, z kim można byłoby porozmawiać, więc podeszłam do kelnera,wzięłam z jego tacy szklankę z sokiem i usiadłam na jednym z krzeseł,zakładając nogę na nogę. Szczerze powiedziawszy nie miałam ochoty, żeby w ogóletutaj przebywać. Mój plan był taki, by po godzinie się zmyć, pod pretekstemzłego samopoczucia. Moja samotność długo nie trwała, bowiem stary Ślimak szybkomnie znalazł.
-Lily,Lily! Jest i moja Lily! – podszedł do mnie wraz z jakimś nadętym facetem.Wstałam i uścisnęłam rękę nauczycielowi. – Mój drogi Albercie, chciałbym ciprzedstawić moją najzdolniejszą uczennicę, Lily Evans.
-Witam,miło mi. – powiedziałam i wywołałam na twarzy uśmiech, podając rękę temumężczyźnie.
-Ato jest Albert Quinn, chyba nie muszę ci mówić, kim jest, nieprawdaż, mojadroga? – przedstawił mi go. Rzeczywiście wiedziałam, kim jest owy Albert.
-Tak,wiem, wiem. Jest pan autorem wielu świetnych książek o eliksirach, a w tym inaszego jednego podręcznika. – wyrecytowałam znudzonym tonem.
-Znakomicie,znakomicie, Lily. Czyż ona nie jest wspaniała? A teraz musimy cię przeprosić,ale Albert musi poznać również Severusa. – Slughorn uśmiechnął sięprzepraszająco i pognał w stojącego niedaleko nas Snape’a, który wpatrywał sięwe mnie. Udałam, że go nie widzę, wzięłam swoją szklankę i odeszłam na drugikoniec sali, gdzie było trochę mniej ludzi. Stałam tam, sącząc sok i obserwująccałe towarzystwo. Jedna z uczennic Hogwartu miała oczko na prawej nodze, a jejkoleżanka wyraźnie miała chrapkę na gracza Tajfunów, który stał niedaleko nich.Wypatrzyłam kilka znajomych mi osób ze szkoły, niektórych starszych uczniów,którzy już ukończyli Hogwart, oraz kilka sław. Nagle ktoś przejechał delikatniei powoli po mojej łopatce. Odwróciłam się zaskoczona i zaniemówiłam, gdy przedemną ukazała się twarz...
-Adam?!– odsunęłam się od niego o krok. – Co ty tutaj robisz?! – oburzyłam się. – Idlaczego mnie dotykasz?!
-Lily...– szepnął.
-Coty tutaj robisz?! – powtórzyłam pytanie prawie krzycząc, jednak zaraz ucichłam,skapnąwszy się, że ściągam spojrzenia gapiów.
-Zostałemzaproszony przez Horacego. – odpowiedział. No tak, przecież właśnie na takimspotkaniu go poznałam. – Przyszedłem, żeby cię zobaczyć... – dodał i wyciągnąłrękę w moją stronę.
-Niedotykaj mnie. – syknęłam. – Gdzie masz Catherine? Z tego, co wiem, zaproszeniasię dostaje wraz z osobami towarzyszącymi.
-Chybanie myślisz, że z nią jestem? – odpowiedział wyraźnie zdziwiony.
-Ato bardzo zabawne, bo czytałam coś innego. I widziałam zdjęcia. – odparłamdrwiąco.
-Chybanie wierzysz jakimś kolorowym pismakom? – spytał, podnosząc obie brwi do góry.
-Niewiem, ale wiem, że na pewno nie wierzę tobie. – powiedziałam lodowatym tonem.
-Lily,ja tęsknię za tobą, brakuje mi ciebie... – szepnął i zbliżył się do mnie.
-Bardzomi przykro, ale ja za tobą nie. – warknęłam, mierząc go wściekłym spojrzeniem.
-Wysyłałempełno listów... nie odpisałaś na żaden...
-Myślisz,że po tym, co zrobiłeś, w ogóle je otworzyłam?! – byłam zdenerwowana całąsytuacją, szczególnie na niego. Zdenerwowało mnie to, że w ogóle śmie mi takie rzeczymówić. No i tym, że w ogóle się pojawił. Nie miałam najmniejszej ochoty gowidzieć, a tym bardziej wysłuchiwać jego tłumaczeń. Teraz, gdy już nic do niegonie czułam, oprócz złości.
-Miałemnadzieję, że chociaż jeden...
-Noto cię rozczaruję. Ani jednego. – warknęłam sucho. – A teraz daj mi świętyspokój. Nie mam zamiaru tracić na ciebie czasu.
-Lily,chcę cię naprawdę przeprosić i poprosić o drugą szansę. – powiedział trochębardziej stanowczo. – Jest mi bardzo przykro, za to, co zrobiłem. Nie mam nicna swoje wytłumaczenie, ale chciałbym, żebyś do mnie wróciła. Tęsknię za tobą,za twoim towarzystwem...
-Maszczelność jeszcze mnie prosić o to, żebym do ciebie wróciła? – roześmiałam się.– Myślisz, że rozpamiętuję o tobie nocami i płaczę za tobą? Nie jestem takagłupia, Adam. A teraz wybacz, ale muszę iść do mojego partnera.
-Któregonie masz? – teraz to on wykorzystał moją słabość. – Obserwowałem cię odkądtutaj przyszłaś. Przyszłaś sama i cały czas siedzisz sama. – podszedł do mniebliżej, chwycił mnie za ramiona i spojrzał granatowymi oczami prosto w moje.Nie zrobiło to na mnie najmniejszego wrażenia. – Przyznaj, że też za mnątęsknisz, wiem to. – wyrwałam się z jego uścisku.
-Nie,nie tęsknię. – odpowiedziałam całkiem szczerze. – I wcale nie jestem tutajsama. – dodałam trochę zbyt agresywnie.
-Noto gdzie masz swojego partnera, co? – spytał i uśmiechnął się drwiąco. Jużmiałam się spytać, co go to obchodzi, gdy ktoś z drugiej strony, objął mnieramieniem i przyciągnął bliżej siebie.
-Tutaj.Wybacz Liluś, ale mój trening się trochę przeciągnął. Jednak już jestem. Ateraz wybacz Royal, ale musimy nadrobić zaległości. – chłopak stanął przedemną, zasłaniając Adama, objął mnie w pasie i pocałował w usta. Zatopiłam się wjego ustach, a ręce same powędrowały na jego szyję. Po chwili oderwał się odemnie i podał ramię. – Jestem głodny po treningu, może pójdziemy coś przekąsić,widziałem tam pyszne puddingi. – nie czekając na moją odpowiedź, pociągnął mnieze sobą, zostawiając osłupiałego i wściekłego Royala samego. Gdy byliśmy wbezpiecznej odległości od niego, spojrzałam na niego zaskoczona.
-Coty odprawiasz Potter? – syknęłam.
-Ratowałemcię przed twoim byłym chłopakiem. – poinformował mnie z lekkim uśmiechem iwziął dwa puddingi z tacy kelnera.
-Aten pocałunek i trening?
-Treningto ściema, coś musiałem wymyślić. – odpowiedział. – A co do pocałunku, to niepodobało ci się? – wyszczerzył zęby.
-Wystarczyłoby,żebyś mnie po prostu odciągnął. – mruknęłam, ale uśmiechnęłam się mimowolnie.Odkąd się pojawił, mój humor z beznadziejnego zrobił się wyśmienity.
-Takw ogóle, to czy ty mnie czasem nie zaprosiłaś na to przyjęcie? – spytał zlekkimi pretensjami.
-Owszem,zaprosiłam. – mruknęłam w odpowiedzi.
-Todlaczego poszłaś beze mnie? Czekałem na ciebie w Pokoju Wspólnym, a gdy ciędługo nie było, poszedłem do waszego dormitorium, gdzie dziewczyny mipowiedziały, że już dawno poszłaś.
-Myślałam,że po naszej wczorajszej rozmowie nie chcesz ze mną iść. – szepnęłam.
-Toprzez wczorajszą rozmowę byłaś taka cicha? – spytał z troską.
-Myślałam,że jesteś na mnie zły.
-Niebyłem i nie jestem. – uśmiechnął się. – W końcu jesteśmy kolegami, czyż nie? –trącił mnie ramieniem i puścił oczko. Uśmiechnęłam się, ale nie do końca mnieusatysfakcjonowała ta odpowiedź. – Tak poza tym, to wyglądasz ślicznie, Ruda. –dodał i przez sekundę patrzył na mnie tym swoim ciepłym wzrokiem, jednak szybkoodwrócił wzrok.
-Dziękuję.– zarumieniłam się.
-No,to dzisiaj czeka nas niezłe zadanie. – oznajmił z entuzjazmem. – Może byćzabawnie.
-Comasz na myśli? – spytałam podejrzliwie.
-Jakto co? Właśnie przed chwilą uświadomilismy Adamowi, że ze mną jesteś, więcmusimy udawać parę. – wytłumaczył, szczerząc zęby.
-Jakbyto było rok temu, zabiłabym cię śmiechem Potter. – mruknęłam.
-Roktemu nie pomyślałbym, ze może się trafić taki cud, że będę mógł cię bezkarniecałować. – roześmiał się.
-Roktemu pomyślałabym, że robisz to tylko po to, żeby mnie bezkarnie całować.
-Oczywiściew tym roku tego nie robię po to, ale by ci pomóc. – wyjaśnił i pokazał mijęzyk.
-Oczywiście,że tak. Szkoda, że poradziłabym sobie sama. – warknęłam.
-Evans,wracasz do formy. A już myślałem, że nigdy nie wrócisz. – jednak nie zważałamna to, co powiedział, ale uderzył mnie fakt, że powiedział do mnie Evans, czegonie robił od bardzo długiego czasu.
-Powiedziałeśdo mnie po nazwisku. – zauważyłam.
-Noi?
-Dawnonie mówiłeś. – przygryzłam wargę.
-Bonigdy tego nie lubiłaś. – odpowiedział i wzruszył ramionami.
-Nigdynie powiedziałam, że tego nie lubię.
-Evans,czy ty mnie podrywasz?
-Iznowu powiedziałeś Evans.
-Zadałempytanie.
-Jatylko odgrywam rolę twojej dziewczyny. – odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami,uśmiechając się uwodzicielsko.
-Robiszto bardzo wiarygodnie. – mruknął lekko zakłopotany.
-Boto trzeba robić bardzo wiarygodnie.
-Przerażaszmnie w tej chwili.
-Mogęprzestać.
-Niemusisz, lubię, jak się uśmiechasz do mnie w ten sposób. Adam patrzy. –poinformował i pocałował mnie. Zbyt namiętnie, nawet zważając na fakt, że Adampatrzył. Gdy skończyliśmy się całować, przygryzłam wargę i uśmiechnęłam siętriumfująco.
-AleJames, on wcale się nie patrzył. – powiedziałam, sprawiając, że trochę sięzakłopotał.
-Nowiesz, nie tylko, jak on się patrzy, musimy się całować. To by było zbytpodejrzane. – oznajmił i odchrząknął. – Chodź, zatańczymy. – pociągnął mnie zarękę na parkiet, gdzie tańczyło kilka par. No cóż, nie wspomnę, że nasz taniecnaprawdę dawał Royalowi powody do zazdrości. Roiło się w nim od przyleganiaciałami do siebie, czy wędrowania rękami, albo krótkimi pocałunkami. Po jakimśczasie światła przy parkiecie zgasły, a na sali zapanował półmrok. W tym samymmomencie puszczono wolną piosenkę śpiewaną przez Oprah Gail. Przytuliliśmy siędo siebie i kołysaliśmy się w rytm piosenki. Ręce Jamesa znalazły się na wysokościmojego pasa, a po jakimś czasie zjechały na mój tyłek. Odchrząknęłam znacząco,jednak nie zareagował.
-Potter.– powiedziałam, a on spojrzał na mnie. – Ręce. – przewróciłam oczami, a onuśmiechnął się łobuzersko. – Nie martw się, wystarczająco wiarygodnie odgrywamyswoją rolę. – mruknęłam, jednak jego ręce nadal były tam, gdzie wcześniej.
-Mogęmieć chyba jakieś korzyści z tego wszystkiego, nie?
-Jesteśokropny! – oburzyłam się i walnęłam go w bok, po czym wyrwałam się i chciałamodejść. Jednak on chwycił mnie i odwrócił spowrotem w swoją stronę.
-Żartowałem.– powiedział i znowu mnie objął, tym razem nie kładąc rąk na moim tyłku.
-Tako wiele lepiej. – mruknęłam zadowolona, a on niespodziewanie skradł mi buziakaw usta. – Hej, wydaje mi się, że Adam już całkowicie nas olał, a kawał dobrejroboty już za nami, nie? – spytałam, jednak uśmiechnęłam się lekko. Zapanowałacisza.
-Anie uważasz, że możemy sobie trochę nadużyć tego udawanego związku do końcadzisiejszego dnia? – spytał szeptem po chwili.
-Mówiszserio? – podniosłam na niego wzrok.
-Serio,serio. – powiedział jeszcze ciszej. Serce zabiło mi mocniej, a na obojczykachpoczułam uderzające ciepło. Dotknęłam się w tamto miejsce, a on uśmiechnął sięlekko i zbliżył swoją twarz do mojej. Cały świat zawirował.


*żebynie było niejasności, serce podpowiada nie tylko wtedy, gdy ktoś kocha. Niechcę, żebyście wyciągnęli błędne wnioski :). Ona po prostu zaczyna mieć doniego słabość i nie znaczy to od razu, że się w nim zakochała, ani, że gokocha.

Komentarze

  1. ~Unbelieveable25 grudnia 2010 20:23

    Piękny rozdział. Świetnie, że w twoim opowiadaniu, wszystko nie dzieje się tak szybko. Bardzo podoba mi się właśnie ten rozwój uczucia pomiędzy Lily i Jamesem, to, że ona powoli się do niego przekonuje. Myślę, że tak powinno być. Podoba mi się także ta twoja mistrzowska kreacja bohaterów, czyniąca każdego z nich innym i wyjątkowym. Oby tak dalej. Czekam na kolejny.Z życzeniami weny i wesołych świątPS. Chyba wcześniej nie pisałam, ale jestem wierną fanką twojego opowiadania. I to, że nie komentuję nie znaczy, że nie czytam

    OdpowiedzUsuń
  2. ~SłoOodka Trzynastka :D25 grudnia 2010 21:37

    Boski! Ten rozdział jest po prostu boski! Cały jest super jednak bardzo podoba mi się część z przyjęciem, kiedy Royal gadał z Lily i przyszedł James. To jest po prostu boskie. Czekam na kolejną notkę;pPozdrawiam i Wesołych Świąt! ;***

    OdpowiedzUsuń
  3. Już dawno nie komentowałam, co nie oznacza, że nie czytałam! Notka jak zawsze na wysokim poziomie! Najlepsza część to oczywiście przyjęcie i zachowanie Lilki i Jamesa. Mam nadzieje, że już niedługo dojdą oboje do wniosku, że jednak potrzebują siebie nawzajem:).Z okazji świąt duuuużo weny i pomysłów na kolejne rozdziały. Z niecierpliwością będę czekać na rozwój sytuacji i uczuć oczywiście!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Poczatek byl jak dla mnie za "cukirkowy", lecz mimo wszystko ciekawy. Podoba mi sie to, iz jako jedna z niewielu piszesz dlugie, wciagajace opisy postaci, uczuc czy charakteru. Bardzo, ale to bardzo przypadly mi go gustu ostatnie wydarzenia notki. Romantycznosc z nutka dowcipu/zabawnosci.Szczerze mowiac kiedys wesme nr telefonow lub adresy wszystkich moich ulubionych autorow, by w przyszlosci fundowali mi terapie psychoanalityczna. Moznaby powiedziec, ze sie uzalezniam od takich opowiadan i przy okazji swiruje.. swiruje, hm to odpowiednie slowo, lecz brak czasu by to dokladnie wytlumaczyc. Na koniec dodam, ze jezeli przed nowym rokiem nie przeczytam nowej notki z twoim podpisem to wlasnorecznie doprowadze do twojej powolnej i zarazem bolesnej smierci(to by byla nauczka za dlugie czekanie na nowy rozdzial.) . Fielfelle.

    OdpowiedzUsuń
  5. W sumie to, co najbardziej chciałam przekazać, powiedziałam Ci na GG, więc nie wiem, co tu jeszcze pisać ;P Nie wiesz nawet, jak ucieszyłam się widząc, że ta notka zaczyna się meczem. Wiedziałam, ze będzie impreza! No i świetnie, że wygrali, już myślałam, że im nie pozwolisz. Ucieszyłam się, że ponoć Angelina bardzo dobrze grała. James z tym swoim "szukasz kogoś" rozwalił mnie po prostu. Nie wiem, jak to opisać, to wszystko było taki piękne ;D Ich rozmowa, taniec no i później ten wolny taniec. Zasmuciła mnie ich kłótnia, ale, jak się później okazuje, niepotrzebnie. Lily jest taka przewidywalna...przy każdej możliwej okazji się upija. ;P Na całe szczęście, Remus nie był zły. Ja bym się chyba wkurzyła. No i cieszy mnie zmiana kontaktach między Syriuszem i Kate. Oby zaowocowała dłuższym związkiem. Taa. Chcę jak najszybciej przejść do imprezy więc ominę to ich siedzenie w PW. No dobra, skoro nalegasz, to napiszę tylko, że uśmiałam się z dezorientacji Lily, a raczej jej rozkojarzenia. Adam! Całe szczęście, ze Lily nic do niego już nie czuje. Jak opisywałaś te jego oczy....No, ale za chwilę przypomniało mi się co ten skończony debil i idiota zrobił. To było takie urocze, piękne, świetne, śliczne, genialne i przecudowne jak pojawił się Potter! Urzekł mnie po prostu. I możliwość udawania, ze są parą....Doskonale Ci to wyszło, ten taniec, pocałunki i wszystko po prostu! Ostatnie zdanie to bajka po prostu.Pokochałam ten rozdział.Chyba czas zacząć oglądać "Modę na sukces".;POo, już mi wychodzi serduszko! ♥Chociaż i tak pewnie jak wezmę "wyślij" to zmieni się w kilka dziwnych liter. Tak to już bywa.

    OdpowiedzUsuń
  6. genialne jak zawsze ;d

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękne! Widze że uczucie Lily do Jamesa staje się coraz silniejsze. Nie masz pojęcia ile uczuć umieszczasz w opisach sytuacji w której oni się znajdują. Mam nadzieję że przed Nowym Rokiem jeszcze coś napiszesz:) Acha, no i Wesołych Świąt! Miłości, radości i weny przede wszystkim!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Lilyanne15Evans1526 grudnia 2010 18:57

    Ta notka była nieziemska ;)) Najbardziej podobał mi się moment, kiedy Lily opisywała Jamesa. Już dawno doszłam do wniosku, że masz najlepszy blog o Lily Evans (o czym już chyba wcześniej w jakimś komentarzu wspomniałałam). Nie myślałaś kiedyś, żeby napisać książkę? Podobało mi się również to, kiedy Lily rozmawiała (a raczej kłóciła się) z Royalem i przyszedł James :) Rewelacyjnie to opisałaś ;) Mam nadzieję, że przed Sylwestrem napiszesz jednak tą notkę. Wesołych Świąt! :* Aha, i mam nowy nr GG : 28774861

    OdpowiedzUsuń
  9. hej :D natrafiłam na twój blog niedawno i jestem zachwycona...Jesteś super pisarką :)A co do ostatniego rozdziału jest super ... choć nie mogę się doczekać jak Lily będzie naprawdę chodzić z Jamesem :PPozdrowienia ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. :D Ale super! Po prostu dałaś nam świetny gwiazdkowy prezent tym rozdziałem :).Bardzo mi się podobało. Wszystko mi się podobało :D!Fajnie, że Lily tak powoli przekonuje się do Jamesa, chociaż jestem strasznie ciekawa jak to przeciągniesz do siódmej klasy, bo wygląda to już jakby niedługo mieli się zejść tak na stałe.:) Co jest bardzo fajne.Ciekawe czy James rzeczywiście wyjedzie na święta czy jednak zostaną z Lily sami, mam nadzieję, że tak. Chociaż znając Twoją Lily, to ta zaraz się na niego obrazi o nic. :) W sumie zgodne by to było z jej charakterem, chociaż z drugiej strony Lily strasznie mięknie ostatnio. Bardzo zabawne było jak uciekała przed Potterem, jeszcze bardziej utwierdzając wszystkich w przekonaniu, że nie jest jej obojętny. Przypomina mi to sytuację z komedii romantycznych, gdzie bohaterowie uciekają od siebie przez większość filmu by w ostatnich pięciu minutach odwrócić sytuację o 180 stopni. Strasznie się wtedy denerwuję! ;DCała notka była tak zdominowana uczuciami Lily, że ledwo dało się zauważyć, przemianę w relacjach Blacka i Kate, która była bardzo pozytywna. (A już myślałam, że to James będzie mieć rację!). Bardzo podoba mi się to, że nie zapominasz o magicznych stronach opowiadania i często używasz magii i mapy Huncwotów. Chociaż jakoś nie zauważyłam peleryny niewidki! A może James jeszcze jej nie dostał od ojca?W końcu jest Adam! To było boskie :). Ta cała wymiana zdań i mętne tłumaczenia Royala, no i oczywiście bezbłędne wkroczenie Jamesa do akcji :). Geniale! Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że Gryffindor przegra i Lily pocieszy Jamesa po przegranej :), no ale jeszcze lepiej to rozegrałaś na imprezie Klubu Ślimaka.Mój ulubiony tekst z tej notki to stwierdzenie, że Lily jest taka cicha i jej odpowiedź. Niby nic, a było tak przepełnione emocjami, że aż się uśmiechnęłam do monitora.Nie mogę się doczekać następnej notki! Strasznie się cieszę, że wena Tobie dopisuje i że może wkrótce coś napiszesz!PozdrawiamOgnista

    OdpowiedzUsuń
  11. Jest akcja! :) Jestem ciekawa, jak to dalej będzie pomiędzy Lily i Jamesem po tak... intensywnym wieczorze. Cieszę się, że coś się pomiędzy nimi dzieje, choć bywa skomplikowanie. Lily chyba często nie wie, o co jej właściwie chodzi. Uśmiechnęłam się na wzmiankę o kacu, bo aktualnie sama z tego powodu cierpię (choć muszę przyznać, że znoszę to o wiele, wiele gorzej od Evans ;)). Podobała mi się akcja Pottera, gdy wyratował ukochaną od złego Adama. To było urocze i bezczelne i bardzo w huncwotowym stylu. Jeśli chodzi o Kate i Syriusza to jestem jedną z tych, którzy nie rozumieją. Chętnie poczytałabym o nich coś więcej... Może jakieś zwierzenia Kate, jej wspomnienia czy coś w ten deseń. Pomyślisz nad tym? :)Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  12. ~czekoladoholiczka ;*27 grudnia 2010 22:56

    Kocham tego bloga! Napisz jak najszybciej bo uwielbiam przerażać moich starych wybuchami śmiechu w najmniej oczekiwanych momentach! ^^

    OdpowiedzUsuń
  13. [SPAM] Jeśli nie boisz się słów krytyki i chcesz sprawdzić, co Twoim opowiadaniu myślą inni, zgłoś się na http://miasto-grozy.blog.onet.pl Gwarantuję konstruktywną i szczegółową ocenę. Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru. Za SPAM przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Witam! Jestem Rita z first-impression.Chciałabym Cię zaprosić na mojego nowego bloga www.jackie-wilczyca.blog.onet.plZapraszam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń
  15. iga64@autograf.pl30 grudnia 2010 14:05

    Cześć:) U mnie nowy rozdział na hogwarts-friendship Urodzinowy;) Pozdrawiam i wszystkiego najlepszego na Nowy Rok życzę.:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Dlaczego tak sama sobie utrudniasz . Po co to tłumaczenie ? Ona może się w nim zakochać , tak samo James może ją kochać ! tak kochać od tej cholernej 3 klasy. To już nie sa dzieci i na prawdę znają się wystarczająco dobrze by móc kochać się nawzajem . :) Pozdrawiam i szczęśliwego nowego roku :)

    OdpowiedzUsuń
  17. W sumie nie mam nick konkretnego do powiedzenia...Chciałam tylko być pierwszą osobą która coś tu napisze w tym roku ;DHAPPY NEW YEAR, droga Leksiu ;))

    OdpowiedzUsuń
  18. To ja dorownam pani powyzej i bede druga osoba skladajaca Ci zyczenia. mozliwe ze juz zlozylam Ci pijanego aylwestra wczesniej, ale w takim razie teraz zycze Ci droga Leksiu szcesliwego, owocnego, szalonego i pomyslowego nowego roku +gratis. spelnienia marzen. Z checia napisalabym wiecej lecz jakos podejrzanie mi sie obraz zlewa ;o no coz, wiec jeszcze raz pomyslnosci na nowy rok ;)) fielfelle.

    OdpowiedzUsuń
  19. Jak słodko. Płakać mi się chciało, ale ze wzruszenia. Nawet nie wiesz jak bardzo zazdroszczę Lily... Ale to dobrze, że powoli się do niego przekonuje. Szkoda, że na randkę pójdą dopiero w 7 klasie. Nie mogę się doczekać. Pozzdro!xxx

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)