Przejdź do głównej zawartości

37. Perypetie uczuciowe I.

Hej!
Po pierwsze, chciałam Wam życzyć wesołych świąt(bardziej rozwinięte życzenia znajdziecie nad notką ;)). Chciałam, po drugie,podziękować za wszystkie komentarze (i za życzeniowy komentarz fielfelle :)).Po trzecie, ogłaszam wszem i wobec, że wróciło mi trochę chęci do pisania inawet troszkę weny. Tylko, że to, co znajdziecie pod spodem śmierdzi „Modą naSukces”. Niestety, ale tak mi wychodzi, a nic innego nie wymyślę :D. Ta notkami się nawet podoba, chociaż i tak dużo jej brakuje do takiej, jaką chciałabymnapisać. Po czwarte i ostatnie, wyszła ona na 14 stron, więc tradycyjnie dzielęna dwie, a Wy czytacie, jako jedną :). To by było na tyle, dziękuję za uwagę ijeszcze raz Wesołych Świąt życzę. Może jeszcze przed Nowym Rokiem pojawi sięcoś nowego, ale nie obiecuję :).
Kocham Was,
Leksia

***

-Cześć. – następnego dnia usiadłam obok Blacka wfotelu w Pokoju Wspólnym.
-CześćRuda. – odparł i odłożył książkę, którą czytał. Zapanowała chwilowa cisza. –Chciałaś coś ode mnie, czy po prostu posiedzieć? – spytał i spojrzał na mniepodejrzliwie. Poprawiłam się w fotelu i spojrzałam na książkę, którą trzymał wręku.
-Fajnalektura. – powiedziałam powoli. – O ile wiem, to znajduje się w Dziale KsiągZakazanych... – zaczęłam i uśmiechnęłam się niewinnie. Chłopak roześmiał sięserdecznie.
-Oile wiem, wczoraj odpuściłaś nam karę za tę książkę. – odparł rezolutnie.
-Notak...
-Okej,co chcesz w zamian? – spytał, przerywając mi.
-Dwiesprawy. – wypaliłam entuzjastycznie. Łapa otworzył usta, żeby coś powiedzieć. –O ile pamiętam, złamanych punktów było 5, albo i więcej. – dodałam szybko,sprawiając, że zamilkł.
-Mów,czego żądasz. – rozsiadł się wygodnie w fotelu.
-Pierwszasprawa jest dosyć banalna. – zaczęłam. – Chcę, żebyście w najbliższym czasiezrobili jakiś wielki dowcip w waszym stylu. Tak, żeby co najmniej połowa szkołybyła w głupiej sytuacji. – oznajmiłam zadowolona. Przez chwilę Syriusz zdawałsię być zbity z tropu,
-Aleczy to się nie mija z celem? – zapytał, a ja zdziwiona podniosłam jedną brew. –To wszystko jest po to, żebyśmy nie mieli szlabanu, ani odjętych punktów. Awielki projekt Huncwotów jest gwarancją szlabanu u McGonagall, nie wspominająco ilości punktów.
-Okej,czyli nie jesteście godni mienia Huncwotów. Remus miał rację, zdziadzieliście.– powiedziałam przykrym tonem i zrobiłam smutną minę.
-Myzdziadzieliśmy?! Ja mu dam! – Łapa wstał z fotela i chciał ruszać w stronędormitorium szóstoklasistów, jednak powstrzymałam go.
-Siadaj.– warknęłam. – Jest drugi warunek. – usiadł spowrotem i obserwował mniepodejrzliwym wzrokiem. – Tylko nie odchodź, dopóki nie skończę. – ostrzegłamgo, na co odpowiedział krótkim kiwnięciem głowy. – Wiem, że wczoraj pewna osobapróbowała z tobą rozmawiać i coś wyjaśnić...
-Chciałaśpowiedzieć wytłumaczyć się. – wtrącił z niesmakiem, jednak nadal siedział imnie słuchał.
-Widzisz,tej osobie na tobie zależy...
-Słyszałemto setki razy. – mruknął lodowato.
-Wiem,ale wydaje mi się, że ta osoba zasługuje na drugą...
-Setną...
-...szansę.  – dokończyłam. – Doskonale wiem, że tyrównież chciałbyś, żeby między wami w końcu się ułożyło. Ona próbuje to zrobić,próbuje naprawić swoje błędy. Wie, że źle postąpiła, że nie była fair wobecciebie, ale chce podjąć walkę o was, naprawdę.
-Czegoode mnie oczekujesz? – spytał sucho. – Tego, że polecę jej w ramiona z radościąoznajmiając, że wybaczam jej wszystko i że wszystko jest w jak najlepszymporządku? Wybacz, ale nie mogę tego zrobić, więc może po prostu wlep mi tenszlaban, odejmij punkty i przestań mnie szantażować, Ruda. – wstał z fotela. Jarównież to zrobiłam i zagrodziłam mu drogę.
-Wcalecię nie szantażuję, Łapo. – powiedziałam stanowczo. – Z tym warunkiem, to byłpo prostu pretekst, żeby z tobą o tym pogadać, bo wiem, że inaczej się nie da.I wcale nie oczekuję od ciebie tego, co powiedziałeś. Widzisz, i ty i ona zawiniliście,o ile to jest dobre słowo. Tylko, że ona trochę gorzej. Ale chce to naprawić.Chcę tylko, żebyś jej dał szansę to zrobić. Pozwól jej chociaż trochę się dosiebie znowu zbliżyć. Ona cię potrzebuje. Ty jej również. – spojrzałam na niegołagodnie. Odwrócił wzrok.
-Janikogo nie potrzebuję. – oznajmił oschle.
-Doskonalewiesz, że to nieprawda. – odparłam i chwyciłam swoją torbę. – Przemyśl to,proszę. – odwróciłam się i odeszłam, zastanawiając się, czy w ogóle warto byłodo niego iść z tym.
-Alemogę ci zapewnić, że pierwszy warunek będzie na pewno spełniony! – zawołał zamną, a gdy się odwróciłam, uśmiechnął się i puścił mi oczko. Odwzajemniłam gesti wyszłam z Pokoju Wspólnego, zmierzając na śniadanie. Zastanawiało mnie,dlaczego ta dwójka nie może być razem, mimo, że chcą? Są za młodzi na związki?W końcu mają tylko 16 lat. Ale przecież, gdyby nic nie było na rzeczy, nieciągnęłoby ich do siebie cały czas tak, jak ciągnie. Kate, zanim była zSyriuszem, zawsze flirtowała z chłopakami, nigdy się do nikogo nie przywiązała.Jej celem życiowym było złamanie jak najwięcej męskich serc. Do nikogo nieprzywiązana, wszystkie związki wolne, zawsze niezależna. Traktowała chłopaków,jak dodatek do życia, przyjemność, wręcz jak rzeczy. Syriusz był jej męskim odpowiednikiem.Najważniejsi dla niego byli przyjaciele, dobra zabawa, ryzyko, łamanie zasad,dowcipy. Dziewczyny traktował, jako rozrywkę. Również nigdy nie związał się znikim. Ba, nawet nie pamiętał imion swoich rzekomych „dziewczyn”. Obydwoje zerozobowiązań, a kiedy się spotkali, wszystko potoczyło się całkowicie inaczej.Kto by pomyślał, że prawie rok po ich związku, nadal będą do siebie coś czuć?Co się z nimi stało po tym wszystkim? Kate topi smutki w innych, nie potrafiącznaleźć miejsca dla siebie i ciągle wzdychając do Syriusza, a ten znowużposzedł na całkowity celibat i jeśli z kimś miewa przygody, to tylko z Kate.Trochę pokręcone, nie? Przechodząc przez korytarz na czwartym piętrze,uśmiechnęłam się na wspomnienie dzisiejszej nocy. Uświadomiłam sobie, że wcalenie jestem głodna, więc zamiast iść na śniadanie skierowałam się ku schodom, zktórych spadł Peter i zbroja, po czym usiadłam na nich. Westchnęłam cicho ioparłam podbródek na złączonych dłoniach. Cała sprawa z Czarną i Blackiemprzypominała mi jakiś serial latynoski, ciągnący się bez końca. Raz sięuwielbiali, raz nie rozmawiali ze sobą, innym razem udają zwykłych kolegów, byna następny dzień wylądować w jednym miejscu ze sobą. Sama ich nie rozumiałam.Ale czy ja mam prawo im mówić, co mają robić, skoro między mną, a Potterem jestpodobnie? Sama nie wiem, czego oczekuję od niego. Raz robię mu awanturę o to,że chce mnie pocałować, by kilka dni potem samej go do tego sprowokować. Byłamstrasznie zagubiona w tym wszystkim. Za szybko to się działo i nie nadążałam zawłasnymi uczuciami. Od wczorajszego dnia, gdy miało dojść do naszego zbliżenia,w którym przeszkodziły dziewczyny, nie rozmawiałam z nim sam na sam. I gdy taksobie myślałam o całej tej chorej sytuacji, ktoś usiadł obok mnie. Nie musiałamodwracać głowy, by zgadnąć, kto to. Wystarczyło, że poczułam jego perfumy,które zdążyłam tak dobrze poznać. Siedzieliśmy w ciszy przez chwilę.
-Skądty zawsze wiesz, gdzie mnie szukać? – spytałam w końcu, odwracając głowę w jegostronę. Uśmiechnął się leciutko i spojrzał na mnie bystro. Tak lubiłam jegoorzechowe oczy.
-Totajemnica Huncwotów. – odpowiedział i przez chwilę patrzeliśmy sobie w oczy.
-Czyliwiem na pewno, że to nie przypadek, iż cały czas się na ciebie napotykam. –zauważyłam, a on roześmiał się.
-Czasemtrzeba trochę pomóc przypadkowi. – wyznał i odwrócił głowę, patrząc przedsiebie. Kiedy siedział tak blisko mnie, wiedziałam, że w tym momencie byłabymwobec niego bezbronna. Właśnie w tej chwili uświadomiłam sobie ważną rzecz.Mianowicie, że nie mogę dłużej uciekać przed tym, co mi podpowiada serce.*Chciałam, żeby mnie dotknął, pocałował, przytulił, powiedział coś, cokolwiek.Byleby zrobił. I wtedy poczułam coś dziwnego. Otóż, na wysokości obojczykówzaczęło mi się robić przyjemnie ciepło, jakby ktoś delikatnie chuchał w tomiejsce. Dotknęłam się tam i poczułam, że skóra w tamtym miejscu jestrozgrzana, w przeciwieństwie do innych miejsc. Gdyby nie to, że ciepło to byłojakby inne, magiczne, zmartwiłabym się. Ale gdzieś w głębi miałam przeczucie,że to coś dobrego, pozytywnego. Przełożyłam rękę z tego miejsca na jego ramię.Odwrócił głowę spowrotem w moją stronę i lekko zmarszczył brwi.
-James...– szepnęłam, a on wziął moją dłoń, przyłożył sobie do policzka i zamknął oczy.Nie wiem dlaczego, ale do oczu napłynęły mi łzy. Wydawało mi się, że ten gest wwykonaniu Pottera wcale nie znaczył happy end’u. Wyrwałam rękę z jego dłoni,trochę zbyt szybko i zdecydowanie. Niepostrzeżenie wytarłam łzy.
-Noto chyba pozostaje mi jedynie cieszyć się, że chcesz pomagać temu przypadkowi.– zmusiłam się do uśmiechu.
-Codo wczoraj, to chciałem ci powiedzieć, że...
-Och,daj spokój James. – przerwałam mu i machnęłam ręką. – Nie musisz się przecieżtłumaczyć. – chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się prawie niewidocznie.
-Mamygodzinę do pierwszej lekcji. – oznajmił – Może przejdziemy się po błoniach, co?– zaproponował i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Noto na co czekamy? – wstałam i odwzajemniłam uśmiech.
-Wydajemi się, czy wczoraj wypowiedziałaś podobne zdanie? – wyszczerzył zęby, a jazaśmiałam się.
-Przydałybynam się jakieś swetry grube. – zauważyłam i wyciągnęłam różdżkę – Accioswetry! – po wypowiedzianym zaklęciu nastała cisza, podczas którejczekaliśmy, aż nasze ubrania przylecą do nas. Była to trochę niezręczna cisza,ale na szczęście długo nie musieliśmy czekać. Po dwóch minutach ciepłe swetrywylądowały w moich rękach. Podałam Jamesowi jego beżowy sweter, a na siebiezałożyłam mój zielony golf.
-Dziękuję.– powiedział i ruszyliśmy w stronę wyjścia.
-Jaktam treningi? – zagadnęłam.
-Acałkiem dobrze. Robimy postępy, gramy na przyzwoitym poziomie. O ile mójpałkarz nie zapatrzy się na drugiego, to wygraną z Krukonami mamy w kieszeni. –uśmiechnął się.
-Myślę,że Chuda potraktuje ten mecz z odpowiednim profesjonalizmem. – roześmiałam się.
-Nowiesz, ona nigdy jakoś nie latała za chłopakami. Nie wiem, co z tego wyniknie.Jak na razie ma cały czas dobry humor, więc i świetnie gra, ale któż wie.
-Taak.– mruknęłam. – Przynajmniej jej się udaje. – dodałam trochę markotniej. Brunetspojrzał na mnie podejrzliwie.
-Nochyba mi nie powiesz, że nadal za nim tęsknisz?
-Co?Och, nie! – dopiero po chwili załapałam, że mówił o Adamie. – No coś ty, to jużjest bardzo dawna przeszłość, do której nie wracam i nie mam zamiaru. –uśmiechnęłam się. – Bardziej chodziło mi o Kate i Syriusza. – dodałam.Doszliśmy akurat do drzwi wyjściowych. James otworzył drzwi i przepuścił mnie.Ledwo wyszłam na zewnątrz, a powitał mnie podmuch dość silnego wiatru. Mimo, żebył dopiero październik, pogoda za oknem bardziej wskazywała listopad. Drzewajuż był całe żółto-czerwone, a i na dworze nie było zbyt ciepło.
-Jeślichodzi o nich, to mógłbym ze stoickim spokojem powiedzieć: „a nie mówiłem”,aczkolwiek oszczędzę ci tego, że po raz kolejny miałem rację. – wyszczerzyłzęby, a ja uśmiechnęłam się. – Nie przejmuj się nimi. – dodał po chwili. – Wsobotę wygramy mecz, będzie impreza, znów się zejdą. Na drugi dzień znów będąudawać, że nic się nie stało i że są sobie całkiem obcy. Kate znajdzie sobiepocieszenie w jakimś naiwnym, przystojnym chłopaku, a Łapa będzie chodziłwściekły, tłumiąc w sobie wszystkie emocje. Po wspólnym spotkaniu, Bridgezrozumie swoje złe zachowanie, rzuci swojego obecnego chłopaka, popłacze sięprzed wami i spróbuje porozmawiać z Syriuszem, który nie będzie chciał jejwidzieć. Taka ich egzystencja. – wzruszył ramionami. Oczywiście miał całkowitąrację. Tak było do tej pory i zanosi się na to, że tak będzie cały czas. Jednakw moich myślach kształtowało się inne pytanie. Pytanie, które nie dotyczyłotematu, na który rozmawialiśmy. Spuściłam głowę i zwolniłam trochę, a onspojrzał na mnie.
-Ajaka jest nasza egzystencja? – spytałam cicho, podnosząc oczy na niego. Chłopakzastygł na chwilę i otworzył usta, by coś powiedzieć. Jednak po chwili jezamknął i odwrócił głowę przed siebie.
-Ajaka ma być? – odparł. – Przecież jest całkowicie normalna. – stwierdził,wkładając ręce do kieszeni.
-Tak,masz rację. Całkowitą rację. – mruknęłam, spuszczając głowę. Tak bardzochciałam tym pytaniem pokazać, że zastanawiam się nad naszym wspólnym„egzystowaniem”, jak to wcześniej było określone. Czy on naprawdę nie zrozumiałtej aluzji, czy po prostu miał już dość mnie i po prostu chciał być tylkokolegami? Chciałam, żeby jego reakcja była całkowicie inna od tej. Żeby mnieobjął, przytulił, pocałował, cokolwiek, żeby tylko nie było to takie obojętne,jak to, co zrobił. I znowu nastała cisza.
-Wiesz,przypomniałam sobie, że w niedzielę jest spotkanie klubu Ślimaka. – zagadnęłam.
-Zjakiej to okazji?
-Slughornstwierdził, że ostatnie spotkanie było w zimę i że to bardzo dawno temu. Więcwyprawia huczne spotkanie na powitanie roku szkolnego. Chciał byśmy przyszli zosobami towarzyszącymi. Co byś powiedział, gdybym cię zaprosiła? – wytłumaczyłami spojrzałam pytająco z uśmiechem. Spojrzał na mnie zaskoczony.
-Mnie?– zdziwił się, a ja przytaknęłam.
-Nowiesz, ostatnio nasze stosunki mają się coraz lepiej, kolegujemy się, więcpomyślałam, że miło byłoby mieć przy sobie kogoś, kogo bardzo lubię. Wtedy niemusiałabym się martwić, że będzie mi się nudzić. – wyszczerzyłam zęby, a onroześmiał się.
-Mampełnić funkcję rozrywkową?
-Takjakby.
-Nodobrze, więc oznajmiam ci, że z miłą chęcią potowarzyszę ci w tym zacnymspotkaniu. – puścił mi oczko, a ja uśmiechnęłam się promiennie.
-Dziękuję.– wspięłam się na palce i cmoknęłam go w policzek. Chłopak wydawał się byćbardzo zaskoczony moim zachowaniem. Jednak nic nie powiedział, tylko pogładziłmiejsce, gdzie spoczęły moje usta, po czym uśmiechnął się.
-WieszRuda, nie spodziewałem się, że nasze relacje tak się zmienią. – odezwał się pochwili. Nie wiem dlaczego, ale nie lubiłam, gdy mówił do mnie per Ruda.Wolałabym Lily, albo po prostu, po staremu Evans. W odpowiedzi na jego pytanie,uśmiechnęłam się przelotnie i spowrotem zasępiłam. Ruda. Ruda. Ruda. Wjego ustach brzmiało to mniej optymistycznie, niż u kogokolwiek innego. Gdy taksię do mnie zwracał, nie mógł bardziej obojętnie, bezimiennie. Nie wiem, skąd umnie takie odczucia, ale wiedziałam jedno. Wiedziałam, że nie podoba mi się,gdy tak na mnie mówi i że tęsknię za tym jego Evans.
-James,przepraszam, ale zapomniałam, że mam jeszcze do dokończenia wypracowanie dlaBinnsa. – stanęłam i uśmiechnęłam się przepraszająco, po czym zawróciłam ipopędziłam samotnie do zamku, nie czekając na jego odpowiedź, czy reakcję. Niewiedziałam, co mnie ruszyło i czemu tak nagle zapragnęłam być sama. Zbliżającsię do zamku, przyspieszałam coraz bardziej, aż w końcu zaczęłam biec. Schodkiprzeskoczyłam po dwa i pchnęłam drzwi. Weszłam do środka, zamknęłam za sobą iposzłam do góry. Szybko przemierzyłam trasę dzielącą mnie od obrazu GrubejDamy. Podałam hasło i nie zwracając uwagi na nikogo, podążyłam do dormitorium.Tam wpadłam, jak burza, chwyciłam swoją torbę i zaczęłam pakować książki nadzisiaj. Angelina obserwowała mnie uważnie. Gdy wrzuciłam ostatnią rzecz dotorby usiadłam na łóżku i odetchnęłam.
-Palisię, czy co? – spytała w końcu szatynka. Pokręciłam głową przecząco. Sama niewiedziałam, po co ten pośpiech.  – Cośsię stało?
-Nie,nic, wszystko jest w porządku. – zapewniłam ją – Idę się przejść, będę czekałapod klasą. – dodałam i wstałam z miejsca.
-Chcesztowarzystwa? – zaproponowała.
-Przepraszam,ale muszę zostać przez chwilę sama. Muszę... – zacięłam się na chwilę.Potrząsnęłam głową i spojrzałam na nią. - ...coś przemyśleć. – dokończyłam iwyszłam, pozostawiając zdziwioną Chudą w dormitorium. Przez Pokój Wspólnyprzeszłam praktycznie niezauważona. Potem skręciłam w korytarz prowadzący dosowiarni. Weszłam po schodach i pchnęłam drzwi, wchodząc do środka. Niezważając uwagi na odchody ptaków na ziemi, podeszłam do okna. Usiadłam naparapecie, podkuliłam nogi pod brodę i oparłam głowę o ścianę. Potrzebowałamsamotności. Chciałam być sama, tak, jak byłam sama przez ostatni czas. Mogłammyśleć o wszystkim, o czym mi się żywnie podobało. Nikt nie zadawał mi pytań, oczym myślę, nie wysuwałby teorii, że o kimś. Chociaż... i tak pewnie by miałrację. Bo, mimo, że chciałam myśleć o czymś innym, moje myśli krążyły ciąglewokół jednej osoby. Nie chciałam, żeby tak było. Z jednej strony miałam żal doPottera, że teraz, gdy chciałam spróbować z nim czegoś nowego, on trzyma mniena dystans. Miałam żal, że mimo zapewnień, iż nigdy nie przestanie za mnąlatać, przestał. Jednak z drugiej strony całkowicie go rozumiałam. Bo w końcuileż można na kogoś czekać? Sama dałabym sobie spokój po 2 miesiącach, a codopiero 3 lata. Postanowiłam, że nie będę mu wchodziła w drogę, jeśli tego niechce. Poza tym, sama nie chciałam przebywać w jego towarzystwie, kiedy to byłotakie... trudne? Męczące? Sama nie wiedziałam, jakie. Roześmiałam się głośno.Zachowywałam się co najmniej dziecinnie. Przez trzy lata odpychałam Pottera poto, żeby potem samej się musieć za nim uganiać? Moje zachowanie nie dość, żemusiało mocno zdziwić Jamesa, to jeszcze musiało go nieźle rozśmieszyć. Chybazaczynałam dorastać. I znów zaśmiałam się na głos. Pokręciłam głową. Oj Evans,Evans, wariujesz. Co mogłam zrobić? Unikać Pottera? Zdecydowanie unikać. Skoronie chce, to nie będę mu się narzucać. Szkoda tylko, że już go zaprosiłam na tąimprezę... No, ale posiedzę z nim kilka godzin, może nawet wymigam się od jegotowarzystwa i będzie okej. A sama nie będę miała okazji do myślenia, jakżałuję, że... Ech, i znów zaczynasz Evans. Westchnęłam i spojrzałam przez okno,gdy ktoś otworzył drzwi i wszedł do środka.
-Niewiedziałem, że tak wygląda pisanie zadania domowego. – odwróciłam głowę wstronę Rogacza, który stał na środku, z rękami w kieszeniach i przyglądającemusię mi uważnie, z lekką nutką pretensji. Wstałam, zarzuciłam torbę na ramię ispojrzałam na niego trochę zakłopotana.
-Zapomniałam,że już go skończyłam wczoraj wieczorem. – mruknęłam. – A teraz wybacz, alemuszę iść pod klasę, bo za chwilę będzie dzwonek. – ominęłam go i wyszłam zsowiarni. Nie minęło pięć sekund, a on wybiegł za mną.
-Ztego, co wiem, mamy tą samą lekcję, więc możemy iść razem, czyż nie? –uśmiechnął się.
-No,w sumie tak. – mruknęłam w odpowiedzi.
-Cośsię stało, Ruda? – spytał troskliwie, przyglądając mi się. Zacisnęłam zęby.
-Nie,nic. – odparłam sucho.
-Nochyba widzę, że coś się stało. – powiedział, nie dając za wygraną.
-Poprostu jestem ostatnio zmęczona, nie wysypiam się i miewam gorsze dni. –wymyśliłam na szybko. – Ale to nic poważnego. – uśmiechnęłam się na siłę, co gouspokoiło.
-Tochyba musisz więcej sypiać i mniej się uczyć. – powiedział wesoło i roześmiałsię.
-Właśnieostatnio mało się uczę, co zapewne odbije się na moim ocenach. – mruknęłam.„Oraz mógłbyś zniknąć z moich myśli, bo głównie przez to jestem taka nerwowa.”Dopowiedziałam w myślach. – Muszę do toalety, narazie. – powiedziałam szybko,zauważywszy łazienkę przed nami i weszłam szybko do niej, gdy tylko jąminęliśmy. Nie zdążyłam nawet spojrzeć, jaką zrobił minę. Stanęłam przedlustrem i oparłam się rękami o umywalkę.
-Trudnoci będzie go unikać. – powiedziałam do lustra i przemyłam twarz, po czymwyszłam z tego pomieszczenia, kierując się ku sali, gdzie mieliśmy lekcje.Przed klasą stali już prawie wszyscy Gryfoni, z wyjątkiem Angeli i czekali nanauczyciela Obrony Przeciw Czarnej Magii. Dzwonka jeszcze nie było. Ignorującspojrzenie Pottera, stanęłam obok Kate.
-CześćRuda. – dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie. – Jeszcze cię dzisiaj niewidziałam. – wyszczerzyła zęby. Odwzajemniłam uśmiech, nie odpowiadając nic. –Co jest?
-Nic,kochana, nic. – odparłam szybko. – Jak tam się mają sprawy z Blackiem? –zagadnęłam szybko, chcąc zmienić temat. Lokata od razu zmarkotniała. – Czylinie za dobrze. – odpowiedziałam sama sobie. – W sobotę, jeśli wygramy zKrukonami, jest impreza. Mam nadzieję, że tym razem tego nie spieprzysz. –wtrąciłam, a ona spojrzała na mnie zdziwiona. – Nie patrz tak na mnie. Nie chcęnawet słyszeć, że scenariusz z lata się powtarza.
-Ajak tam się imają sprawy z Potterem? – spytała nagle, chyba również chcączmienić temat. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo drażliwy jest dlamnie temat tego osobnika.
-Dobrze.Rozmawiałam dzisiaj z nim, a w niedzielę idziemy razem na imprezę do Ślimaka,zaprosiłam go. – oznajmiłam z uśmiechem. Kate już otwierała usta, żeby cośpowiedzieć. – Nie kochana, po prostu nie chcę, żeby mi się tam nudziło, aPotter czasami potrafi mnie rozśmieszyć, oraz już mnie tak nie denerwuje. – niepozwoliłam jej powiedzieć nawet słowa. – Gdzie tak właściwie jest Chuda? –spytałam, rozglądając się.
-Niemam zielonego pojęcia, ale znając życie, to siedzi z Jasperem. – na jej twarzypojawił się złośliwy uśmiech. – Nasz twardy pałkarz wpadł w delikatne sidłamiłości... – westchnęła i obie roześmiałyśmy się. – Kiedy to ja byłam takaszczęśliwa z powodu chłopaka... – westchnęła głęboko, a ja pokręciłam głową zuśmiechem.
-Jestempewna, że te nieocenione chwile przepełnione radością, jeszcze cię czekają,tylko musisz im trochę pomóc.
-Chciałamci przypomnieć, że to nie tylko ja im muszę pomóc. – mruknęła.
-Mamtylko nadzieję, że nie skorzystasz z wzbudzania zazdrości, bo, jak samawidzisz, to nie skutkuje. – ciągnęłam, nie zwracając uwagi na jej słowa.
-Lily,sama tego nie naprawię. – warknęła zirytowana.
-Jużnie raz dokonywałaś cudów. Spójrz, sprawiłaś, że Black nie umawia się z nikim,a zobacz, ile ma wielbicielek. – wskazałam głową na wzdychającą grupkędziewczyna, stojących tuż za rozmawiającymi Huncwotami. – Myślisz, że kiedyśnie wykorzystałby takiej szansy? A popatrz, odkąd nie jesteście razem, nie miałani jednej dziewczyny, ani jednej. To musi coś znaczyć. – uśmiechnęłam się. –Wystarczy kilka twoich sztuczek na imprezie i jest twój, a...
-Lily,nie chce mi się tego słuchać. – przerwała mi, podnosząc rękę.
-Okej,jak wolisz. Ja tylko mam nadzieję, że tym razem niczego nie spieprzysz i niestchórzysz.
-Lily!– krzyknęła z wyrzutem. Wyszczerzyłam zęby w przepraszającym uśmiechu. Czarnapokręciła głową, ale po chwili uśmiechnęła się lekko. Zauważyłam, że rzucałaukradkowe spojrzenia w stronę Łapy, który wydawał się być pochłonięty rozmową zRemusem i Peterem. Ani razu tutaj nie spojrzał. Za to James stał jakbyzamyślony, nie włączał się w dyskusję, tylko nad czymś wyraźnie myślał. Zerknąłna mnie, a gdy nasze spojrzenia się spotkały, odwróciłam szybko wzrok, udając,że zainteresował mnie sufit. Zadzwonił dzwonek, a zaraz po nim, na korytarzupojawiła się Angelina całująca się w biegu z Jasperem. Oboje byli roześmiani inie potrafili się od siebie oderwać. Szturchnęłam lekko Kate, która odwróciłasię i gdy ich zobaczyła, uśmiechnęła się lekko. Angelina szła tyłem do nas, aprzodem do niego. Szli dość szybko, szczególnie zważając na fakt, że cały czasich usta były złączone.
-Wariacie,przecież widzimy się za 45 minut. – mruknęła, gdy udało jej się oderwać nachwilę. Jasper w odpowiedzi znów ją pocałował. – Idź, bo się spóźnisz! –skarciła go, jednak została znów skutecznie uciszona. – No idź już! – popchnęłago lekko, a ten skradł jej jeszcze całusa, za co dostał kuksańca w łeb. Oddaliłsię tyłem i jeszcze posłał buziaka w powietrzu. Chuda roześmiała się iodwróciła do nas przodem. Cała klasa patrzyła na to zdarzenie, uśmiechając sięlekko. Szatynka zauważywszy nas, dołączyła i stanęła przed nami całarozpromieniona. Otworzyła usta, by coś powiedzieć.
-Nicnie mów. – przerwałam jej. – Widzieliśmy wszystko. – razem z Kate roześmiałyśmysię na widok jej zdezorientowanej miny.
-Bardzośmieszne. – fuknęła lekko obrażona. Jednak po chwili uśmiech powrócił na jejtwarz. – Jasper jest wspaniały! – wypaliła. – Jest taki romantyczny... Wiecie,co dzisiaj zrobił? – spytała i nie czekając na odpowiedź, kontynuowała. ZBridge wymieniłyśmy jedynie pobłażliwe uśmiechy i po prostu pozwoliliśmy jejgadać bez sensu na temat cudowności jej chłopaka.


-Myślałam,że nie dotrwam do końca tego dnia. – Kate padła na fotel obok mnie w PokojuWspólnym. – Mam dość. Jestem totalnie wykończona.
-Idźspać. – poradziłam jej, spoglądając znad opasłego tomu „Eliksiry dlachcących”.
-Niezasnęłabym. – odparła. – Nigdy nie potrafię zasnąć, gdy jestem taka padnięta, anic szczególnego nie robiłam.
-Trzywypracowania to nic szczególnego? – spytałam, nie odrywając się od lektury. –Ja pewnie padnę zaraz po tym, jak się położę.
-Pożyczmi tego, co czytasz, a nawet pół minuty nie wytrzymam. – wtrąciła rozbawiona.
-Udam,że tego nie słyszałam. – odparłam, nadal czytając.
-Poco ty to czytasz?
-Bolubię.
-Jesteśdziwna. Jak można to lubić?
-Taksamo, jak można lubić zaliczanie każdego chłopaka, który ma w sobie choćby ciutczegoś interesującego. A nawet nie musi tego mieć. – odpowiedziałam rezolutnie,a ona roześmiała się.
-Skorotak, to ja idę spać. – oznajmiła i wstała. – Idziesz też? – pokręciłam głowąprzecząco. Czarnowłosa odeszła, a ja zagłębiłam się w lekturę, ucieszonafaktem, że nikt mi nie przeszkadza. Całkowicie zatraciłam się w tym, coczytałam. Wchłaniałam każde słowo, jak gąbka, pozwalając, aby pozostało mi wpamięci. Mogłam tak czytać godzinami, często tracąc poczucie czasu. Uwielbiałamzapach starych ksiąg z biblioteki. Kochałam czytać. Wtedy moje myśli krążyłytylko i wyłącznie wokół tego, co mam przed oczami napisane. Byłam skupiona, acały świat był jakby odległy. Tak i stało się w tym przypadku. Nie wiedziałam,ile czasu minęło, odkąd Kate sobie poszła. Co chwila kosmyk włosów spadał mi natwarz, ale odsuwałam go jednym ruchem ręki, machinalnie, jak robot.
-Ładniewyglądasz, gdy czytasz. – podskoczyłam lekko w fotelu. Rozejrzałam się wokół,chociaż doskonale wiedziałam, do kogo należy ten głos. Nasze spojrzenia sięspotkały.  – Cześć. – powiedział iuśmiechnął się.
-CześćJames. Właśnie się zbierałam, więc wybacz. – posłałam mu przepraszający uśmiechi wstałam. Nie chciałam z nim przebywać. – Szkoda, że nie przyszedłeś wcześniej,bo akurat muszę się zbierać. – mruknęłam.
-Aleja tutaj siedzę przy tobie dobre pół godziny. – odpowiedział rozbawiony.Usłyszawszy to, zamarłam w ruchu. – I jakoś nie zauważyłem, żebyś się zbierała.– dodał.
-Bozanim się odezwałeś, stwierdziłam, że trzeba iść spać. – wzruszyłam ramionami iznów zaczęłam iść. – Dobranoc. – szybko przeszłam przez Pokój Wspólny, a poschodach, właściwie już biegłam. Położyłam się do łóżka i, jak pewnie można siędomyślić, nie zasnęłam od razu.


Następnegodnia wstałam dość wcześnie, by pojawić się na śniadaniu jak najszybciej. Niebudziłam dziewczyn, tylko powędrowałam do łazienki, gdzie wykonałam wszystkieporanne czynności. Potem ubrałam się i zarzucając torbę na ramię, wyszłampospiesznym krokiem. Na Wielkiej Sali pojawiłam się pierwsza. Na stole nie byłojeszcze niczego do jedzenia, więc musiałam poczekać. Zerknęłam na zegarek,który mówił, że śniadanie zaczyna się za 10 minut. Jakimś cudem odczekałam wsamotności te 10 minut i na talerzach pojawiły się wszystkie pyszności.Nałożyłam sobie kiełbaski na talerz i nalałam kawy, gdy do Sali wkroczyłydziewczyny. Angelina oczywiście w towarzystwie Jaspera.
-Alez ciebie ranny ptaszek, Ruda. – Kate usiadła obok mnie, wymownie patrząc naparę, która żegnała się przed rozdzieleniem na dosłownie 5 minut.
-Niepatrz tak na nich. Ty byłaś gorsza. – mruknęłam i na widok jej miny roześmiałamsię.
-Cóżtak wcześnie wstałaś?
-Atak jakoś. – odparłam. – Głodna jestem. – oznajmiłam i spojrzałam na mojekiełbaski.
-Tojedz. – odparła i wzruszyła ramionami. Już zabierałam się za moją parówkę, gdydo sali wkroczyły cztery osoby, a wśród nich James.  Podeszli do stołu i gdy tylko usiadł obok mnie, wstałam i wzięłamswoją torbę.
-Cześć?– rzucił Potter, spoglądając pytająco. Odparłam w pośpiechu „Cześć” i odeszłam,pozostawiając moją niedopitą kawę i nietknięte kiełbaski.
-Apodobno byłaś głodna... – usłyszałam za sobą zdziwioną Kate, jednak niezwróciłam na to uwagi i wyszłam z Sali z burczącym brzuchem. Pognałam dobiblioteki, gdzie, miałam nadzieję, że Potter nie zawita. I nie myliłam się. Ażdo 9 tam nie zawitał, więc siedziałam tam bite półtora godziny, czekając do 9,aż rozpoczną się lekcje. Jednak to, że nie pojawił się tam James, nieoznaczało, że Huncwoci mi dali spokój. Pół godziny po tym, jak wyszłam zWielkiej Sali, do biblioteki wszedł Syriusz Black. O dziwo, od razu wiedział,gdzie siedzę, mimo, że był to dobrze ukryty stolik.
-Mogę?– spytał, wskazując na stołek obok. Pokiwałam głową, a on usiadł.
-Cośostatnio często siedzisz w tej bibliotece. Nie uważasz, że dwa razy w tygodniuto za dużo, jak na Huncwota? – uśmiechnęłam się.
-Maszrację, chyba wyczerpałem limit do końca siódmej klasy. – również sięuśmiechnął. – Ale na usprawiedliwienie dodam, że mam ku temu swoje sposoby. Noi poza tym, aż tak nie plamię honoru Huncwota, jak Remus. Jeśli chodzi o tenaspekt, oczywiście. – dodał.
-Ostatniotwoim motywem przewodnim, aby przekroczyć prób biblioteki, było wykradnięcieksięgi z Działu Ksiąg Zakazanych. Nawet nie wiesz, jak mnie zżera z ciekawości,co teraz tutaj robisz. – spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Takwłaściwie, jeśli mam być szczery, to ty. – odpowiedział spokojnie, patrząc mi woczy.
-Przyszedłeśmnie uwieść, czy jak? – roześmiałam się, a on mi zawtórował.
-Jeszczenie zwariowałem, moja droga.
-Ej!– oburzyłam się, a on roześmiał się krótko. – No dobrze, więc w jakiej tosprawie do mnie przychodzisz, Łapo?
-Takwłaściwie, to w dwóch. – odparł, mrużąc oczy. – Zacznę od tej gorszej dlaciebie.
-Słuchamcię.
-Ostatniozauważyłem, że twój stosunek do Jamesa bardzo się zmienił... – zaczął, uważniemnie obserwując.
-Notak, jesteśmy kolegami, zeszliśmy z wojennej ścieżki. A raczej to ja zeszłam. –uśmiechnęłam się lekko, oczekując, co powie.
-Dobrzewiesz, że nie mówię o tym.
-Niestety,ale nie przychodzi mi nic innego do głowy, o co mogłoby ci chodzić. – mruknęłamniezgodnie z prawdą.
-Wiesz,że chodzi mi o sposób, w jaki na niego patrzysz, gdy myślisz, że nikt tego niewidzi. – wypalił, a ja otwarłam usta, chcąc się wytłumaczyć. Ale przed czymmiałam się tłumaczyć? Przed prawdą?
-Bzdura.– rzekłam tylko, zbyt pewnie. Chłopak roześmiał się.
-Evans,nie zaprzeczaj, widzę to. Nie tylko ja. – uświadomił mnie, sprawiając, żezarumieniłam się.
-Akto niby? – spytałam, chociaż znałam odpowiedź.
-Lunio.
-Jakzwykle wszyscy wiecie lepiej niż ja. – mruknęłam niezadowolona i odwróciłamwzrok.
-Nodobrze, więc może powiesz mi, dlaczego najpierw go zapraszasz na imprezę, apotem unikasz, jak ognia? Czyżby nie dlatego, że próbujesz uciec od tegowszystkiego? – czekał spokojnie na moją odpowiedź. Jednak jego słowa wzburzyływe mnie krew.
-Itutaj się mylisz, Black. – warknęłam. – Wcale od tego nie uciekam. To onucieka. Tyle razy próbowałam mu dać do zrozumienia, a on... jakby tego niewidział. Więc stwierdziłam, że usunę mu się z drogi. – z każdym słowem mówiłamcoraz ciszej. Powoli patrzyłam, jak jego oczy rozszerzają się ze zdziwienia.
-Niewiedziałem, że tak łatwo mi się uda to od ciebie wyciągnąć. – mruknąłzakłopotany, drapiąc się po głowie.
-Jakwidzisz, to nie ja stwarzam problem, tylko on sam. Najpierw ugania się za mną 3lata, a potem, gdy ja... gdy ja stwierdziłam, że dam mu szansę, on ucieka iumywa ręce. Nie będę się nikogo prosiła.
-Apamiętasz, co mi powiedziałaś całkiem niedawno? – spojrzałam na niego pytająco,nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi. – Walcz o niego. – wzruszył ramionami. Nieodpowiedziałam nic. Nastała chwilowa cisza.
-Ponoćmiałeś dwie sprawy. – odezwałam się po chwili.
-Właśniezbieram się, żeby pogadać o tej drugiej. – mruknął niewyraźnie.
-Walśmiało. Bardziej upokorzony, niż ja nie będziesz. – roześmiałam się ponuro.
-Chybanie muszę ci mówić, o kogo mi chodzi.
-Onią? – spytałam, a on pokiwał głową. Westchnęłam. – Ciężka sprawa.
-Mito mówisz...
-Wydajemi się, że... poczekaj do imprezy. Może na niej coś się wydarzy.
-Jakiejimprezy?
-Wsobotę z okazji wygranego meczu. – poinformowałam go.
-Ano tak. A jeśli nie wygramy? – spytał.
-Czy wiesz o tym, że gdyby James usłyszał to, coprzed chwilą powiedziałeś, wyprułby ci flaki? – roześmiałam się, a on po chwilidołączył do mnie.

Komentarze

  1. Właśnie skończył się Kevin, zabieram się więc do komentowania ;PTa pierwsza część mi się podobała, nie wiem, co będzie z drugą...żartuję, oczywiście. W każdym razie, bardzo bardzo kocham fragment, w którym Black uświadamia Lily jej uczucia w stosunku do Jamesa. No i te ich układy...Rozwalasz mnie.Fragment z Lily siedzącą na schodach(chyba to było na schodach, a przynajmniej tak kojarzę) z Rogaczem też był totalnie śliczny. Zakochałam się w Rogaczu i te wszystkie opisy i myśli Lily przemawiają do mnie chyba jak do nikogo innego. Wiem, że nie jest ona jeszcze w nim zakochana i rozumiem, ale naprawdę, przemów jej do rozsądku i połącz ich wreszcie ze sobą!Cały wątek z Kate i Syriuszem na razie stoi w miejscu, choć dużo mu tu poświęciłaś. Bardzo jestem ciekawa, czy mecz quidditcha i impreza jest jeszcze w tym rozdziale, bo cholernie mnie to wciągnęło i chcę sprawdzić, czy coś się zmieni. Tzn, czy będzie tak, jak przewidział James czy w końcu na dobre(a przynajmniej na jakiś czas) staną się normalną parą. Bo przecież są tak sobie potrzebni, nie wiem, czemu tego nie widzą! Pasują do siebie jak...jak Lily Evans i James Potter. Tyle powim. Przebiegam wzrokiem po notce i napiszę jeszcze, że totalnie się wzruszyłam, jak napisałaś, że James przyciągnął dłoń Lily do swojego policzka. No i później to, jak Ruda się zasmuciła i wgle. To jest takie prawdziwe...Nie wiem, jak to inaczej ująć, ale mam nadzieję, że wiesz o co chodzi.Miałam zamiar przeczytać II jutro, ale zrobie to jeszcze dzisiaj, bo jak już wpadłam na to, ze może być tam ta impreza to nie mogę się doczekać ;D Tak, że tego. Lecę.

    OdpowiedzUsuń
  2. ewelcia187@buziaczek.pl26 grudnia 2010 19:47

    Trochę to przydługaśne było i pod koniec już mi się nudziło. Za dużo dialogów jak dla mnie, ale w sumie opowiadanie ok. Nie mogę powiedzieć nic więcej. Ani jakoś specjalnie zachwycające, ani nie specjalnie okropne. Normalne. Pozdrawiam serdecznie, Yukufumeiblaze-of-glory

    OdpowiedzUsuń
  3. ooo... na szczerość jej się zebrało. Nie odbierz tego źle, ale bardzo cenię w Syriuszu to, że potrafi być dobrym przyjacielem. Myślałam, że będzie w Twoim opowiadaniu hamski, bo zmienia dziewczyny jak rękawiczki, a on okazał się wspaniały. Rozczulił mnie. Jak zawsze notka świetna. Pozdro!xxx

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)