-Przestańsię śmiać do jasnej cholery! – byłam zła na samą siebie, na Pottera i na tącałą Claudię. Szliśmy korytarzem, zmierzając w stronę sali Zaklęć. Potter od 10minut nie potrafił przestać się śmiać i zwijał się, łapiąc za brzuch. On nawetnie był w stanie nic wykrztusić z siebie, tylko nadal nabijał się ze mnie.Ledwo zdążyliśmy wejść do sali przed profesorem Flitwickiem. Jaśnie wielmożnypan James Potter jednak nadal nie potrafił się uspokoić i cały czas zanosił sięniekontrolowanym śmiechem. Usiadłam z rozmachem obok Kate i wpatrzyłam się wprofesora z naburmuszoną miną. Potter poszedł do ławki, gdzie siedział Remus iskulił się pod ławką.
-Cosię stało? – usłyszałam pytanie Lupina. Odwróciłam się błyskawicznie. Całapozostała trójka Huncwotów wpatrywała się z rozbawieniem i zaciekawieniem wJamesa, który nadal nie potrafił się uspokoić. Nabrał powietrza w usta,próbując powstrzymać śmiech. Posłałam mu mordercze spojrzenie, a ten spowrotemparsknął i machnął niedbale ręką, dając do zrozumienia chłopakom, że to nicważnego. Przewróciłam oczami i czerwona, jak burak odwróciłam się spowrotem.
-Dzisiajzaczniemy sobie ćwiczyć zaklęcia niewerbalne. Już niedługo powinniście zacząćto przerabiać i używać na Transmutacji i Obronie Przeciw Czarnej Magii, więcwprowadzę wam to, jako pierwszy. – mały profesorek rozejrzał się z uśmiechem poklasie. – Dzisiaj poćwiczymy na znanych nam zaklęciach, a od jutra rozpoczniemynowe, które od razu będziemy ćwiczyć... Panie Potter, czy ma pan nam coś dozakomunikowania? – cała klasa zwróciła się ku Jamesowi, któremu udało sięopanować śmiech i przybrał prawie poważną minę. Pokręcił przecząco głową. – Takwięc, skoro jest panu tak do śmiechu, to może zaczniemy od zaklęciarozweselającego. Pan Potter nam zademonstruje. – Flitwick podszedł bliżej niegoi uśmiechnął się dobrodusznie. Okularnik ochoczo wyciągnął różdżkę i zwrócił się w stronę Remusa. – Proszę sięstarać nie ruszać wargami. Po prostu pomyśleć. – zapiszczał profesormelodyjnie, a chłopak zakasał rękawy, zrobił delikatny ruch różdżką i Remus,pod wpływem zaklęcia roześmiał się. – Świetnie! – nauczyciel podskoczył zradości. – A teraz cała klasa! – zachęcił nas do zaklęcia machając krótkimirękami. Odwróciłam się w stronę Kate i wyciągnęłam różdżkę. Jednak, gdy jużmiałam rzucać zaklęcie, zauważyłam, że jest ona jakaś zasmucona. Opuściłam więcrękę i spojrzałam miękko na dziewczynę.
-Cosię stało? – spytałam szeptem. Brunetka pokręciła głową.
-Nic.– zachrypiała.
-Płakałaś.– spostrzegłam. – Co się dzieje?
-Pogadamypotem. – mruknęła wymijająco i podniosła rękę z różdżką. Wymamrotała po cichuzaklęcie, a mi zrobiło się bardzo wesoło i zaczęłam chichotać głośno. Zresztą,nie byłam sama. Cała klasa śmiała się pod wpływem zaklęć rzucanych napartnerów.
-Dobrze,dobrze! – Flitwick klasnął w dłonie i rozejrzał się po klasie. – Panno Bridge,proszę postarać się nie wymawiać zaklęcia, nie ruszać wargami. Panie Pettigrewpan nie ma mówić szeptem, ale wcale nie mówić. Reszta klasy całkiem dobrzesobie radzi. Tylko pamiętajcie, że wargami również staramy się nie ruszać,tylko myśli! – profesor uśmiechnął się do nas. Podszedł na tył klasy, gdzie wwielkich pudłach leżały poduszki. – Proszę to samo wykonać z zaklęciemprzywoływania. Pod koniec lekcji najlepsi dostaną odpowiednie oceny. – po jegosłowach zrobił się straszny harmider, bowiem każdy przywoływał poduszkę, mniej,lub bardziej używając do tego ust. Poduszki zderzały się ze sobą, czasemlądowały komuś na głowie, a pod sam koniec lekcji, Black wpadł na genialnypomysł rozwalenia wszystkich poduszek, które aktualnie znajdowały się wpowietrzu. Takim więc cudem, w całej klasie unosiły się miliony piórek,osiadających dosłownie wszędzie. Sam Flitwick, zamiast wyciągnąć z tegokonsekwencje, zaśmiewał się z kawału. W końcu nadszedł upragniony dzwonek icała klasa wypłynęła na korytarz. Natychmiast skierowałam swoje kroki kułazience dla dziewczyn, ciągnąc za sobą nic nie wiedzącą i nie zdającą sobiesprawy z sytuacji Angelinę. W samej łazience stanęłyśmy przed kabinami ispojrzałam pytająco na Kate. Ta podeszła do okna i usiadła na parapecie,gładząc swoją spódniczkę.
-Comy tutaj robimy? – zapytała Angela i spojrzała zdezorientowana na nas.
-Kate?– kiwnęłam na nią głową zachęcająco i usiadłam obok niej.
-Nicszczególnego. – mruknęła cicho.
-Jakbyto było nic szczególnego, to być nie płakała. – oznajmiłam stanowczo.
-Płakałaś?– Chuda spojrzała na nią z troską. Dziewczyna pokręciła gwałtownie głową. Zbytgwałtownie. Westchnęłam zrezygnowana.
-Kochanie,jeśli chcesz, żebyśmy ci pomogły, musisz nam powiedzieć, co się stało. –powiedziałam ciepłym głosem.
-Nictakiego się nie stało. – odparła cicho. – Po prostu czuję się okropnie. –wyznała ze spuszczoną głową.
-Aczemu się tak czujesz? – spytałam, chociaż wiedziałam, jaka jest odpowiedź nato pytanie.
-Wszystkoprzez tą całą sytuację z Syriuszem i Chrisem. – jęknęła i schowała twarz wdłonie. Po chwili jednak spowrotem odsłoniła buzię i przeczesała ręką włosy. –Czuję się jak ostatnia zdzira. – dodała i przygryzła wargi.
-Aco się dokładnie stało? – drążyłam dalej, wymieniając porozumiewawczespojrzenie z Chudą.
-Rozmawiałamz Chrisem w pustym korytarzu i po chwili zaczęliśmy się całować. Wtedyoczywiście wkroczył Black i... spojrzał na mnie takim wzrokiem. Coś mnieprzeszyło w sercu i zostawiłam Chrisa, biegnąc za tym drugim. Jednak gdy godogoniłam i zobaczyłam wyraz jego oczu, poczułam się, jak... tak strasznie okropnie.Wiem, że to ja zawaliłam i wiem, że to moja wina wszystko.
-Aco z Chrisem? – Angelina zadała pytanie, drapiąc się po głowie.
-Nic.Dogonił mnie i powiedział, że to nie ma sensu. No i powiedział, że najlepiejdla wszystkich będzie, jak wrócę do Syriusza. Problem w tym, że on nie chce jużmnie widzieć na oczy, a poza tym, miałabym do tego wątpliwości. Sama nie wiem,co mam zrobić. – mruknęła i zaczęła sobie wykręcać palce ze zdenerwowania.Zeskoczyłam z parapetu i oparłam się o ścianę, wbijając w nią zdecydowanywzrok.
-Chybanie muszę mówić, że sama sobie narobiłaś bigosu niepotrzebnie. – odchrząknęłamlekko. Angelina spojrzała na mnie oburzona, a Kate lekko zdziwiona. –Radziłabym ci zacząć od uporządkowania myśli. Przede wszystkim, czy czujesz cośdo Syriusza, czy nie.
-Nooczywiście, że tak! – oburzyła się, jednak po chwili zatkała sobie usta,przerażona tym, co sama powiedziała. – Możemy to wyciąć? – spytała po chwiliskruszonym tonem. Roześmiałam się i pokręciłam głową.
-Noto nad czym tutaj się zastanawiać dłużej? – bardziej stwierdziłam, niżspytałam. – Nie pozostało ci nic innego, jak o niego walczyć. – uśmiechnęłamsię szeroko. – I jeszcze jedno Czarna Mambo. – zwróciłam się do lokatej, a taspojrzała na mnie pytająco. – Zachowujesz się, jak niedojrzała emocjonalnienastolatka. Albo raczej, jak zdesperowana nastolatka. – wyszczerzyłam zęby.Bridge odzyskała trochę humor i zeskoczyła z parapetu, stając naprzeciw mnie.
-Tak?Zabawne, bo to nie ja co chwila zmieniam relacje z pewnym okularnikiem. –uśmiechnęła się złośliwie. – Najpierw się kłócicie i nie odzywacie przez kilkadni, a potem wpadacie do klasy, przy czym Potter nie potrafi wytrzymać ześmiechu.
-Toakurat mogłabym wyjaśnić. – rzuciłam szybko w obronie.
-No,to słucham.
-Słuchamy.– do Kate doszła Angela. Otwarłam usta, by zacząć im wszystko opowiadać, jednakszybko je zamknęłam, przypominając sobie powód, przez który wyżej wspomnianyosobnik pękał ze śmiechu. Mina mi zrzedła momentalnie.
-Niestetychyba jednak nie mogę tego wyjaśnić, ponieważ ta sprawa jest zbytkompromitująca moją osobę, by... – jednak nie zdążyłam dokończyć zdanie, gdyżdo łazienki wparowała grupka 5 dziewczynek. Nastąpiła cisza podczas którejdziewczynki wpatrywały się we mnie, jak zahipnotyzowane, a w moich oczach potęgowałoprzerażenie. – Houston, mamy problem. – syknęłam pod nosem. Nie minęła chwila,a grupka rzuciła się na mnie, prosząc o autograf.
-Codo...? – pytanie, które miała zamiar zadać Angelina, zostało brutalnieprzerwane przez wybuch śmiechu Kate.
-Odejśćmi stąd! – krzyknęłam, próbując uspokoić te wredne, małe istoty, jednak szybkopożałowałam swojej decyzji, bowiem Krukonki zaczęły prostestować.
-Claudidałaś autograf!
-Nowłaśnie, my też chcemy!
-Wynochami stąd, albo każda z was zarobi tygodniowy szlaban u Filcha i wasz dom stracipo 10 punktów za każdą! – krzyknęłam jeszcze głośniej, co na całe szczęścieposkutkowało i zrezygnowane dziewczyny wyszły z łazienki, demonstracyjnietrzaskając drzwiami. Dziewczyny w tym czasie zdążyły położyć się na ziemi ześmiechu i trzymając za brzuch, trzęsły się, jak galaretki.
-Ruda...hahahah i... hahahah jej... hahaha funclub... hahahah. – Kate nie potrafiławydusić z siebie nic więcej, tylko padła na ziemię i nadal płakała ze śmiechu.
-Haha ha, zabawne. – warknęłam ze złością. – Przed chwilą ci nie było tak dośmiechu. – dodałam naburmuszona. – Nie moja wina, że one sobie coś ubzdurały! –jednak nic nie było w stanie powstrzymać śmiech dziewczyn, więc naburmuszonawyszłam z łazienki trzaskając drzwiami. Oczywiście pierwszą osobą, na jaką sięnatknęłam był nie kto inny, jak sam Potter. Przewróciłam oczami i chciałam goominąć szerokim łukiem, jednak w połowie wykonywania tego manewru ten chwyciłmnie w pasie i obrócił tak, że staliśmy twarzami bardzo blisko siebie.
-Czemuuciekasz? – wyszczerzył zęby.
-Bonie mam zamiaru wysłuchiwać twojego rechotu z mojej skromnej osoby. –uśmiechnęłam się ironicznie.
-Czemumiałbym się ś... – przerwał i właśnie wtedy załapał, o co mi chodzi. Na jegotwarz wystąpił dziwny grymas, jakby z całej siły powstrzymywał się odparsknięcia śmiechem, jednak udało mu się to opanować.
-Temu.
-Wcalenie chciałem cię wyśmiać za jakiś twój funclub. – uśmiechnął się jeszczeszerzej. Bardzo nie spodobał mi się ten uśmiech, więc szarpnęłam lekko, bywyrwać się z jego uścisku, jednak, jak można się domyślić, nic z tego niewyszło.
-Rogaczpuść mnie, proszę. – odezwałam się pełnym pokory głosem i uśmiechnęłam słodko.Uścisk nieco się rozluźnił, a po chwili mogłam stać obok niego (co prawda,nadal w tej samej odległości) swobodnie.
-Niewiedziałem, że potrafisz tak ładnie prosić. – chłopak uśmiechnął się pod nosem.
-Dużorzeczy o mnie nie wiesz. – przekręciłam głowę i przeciągnęłam spojrzenie. Przezchwilę staliśmy tak i znowu naszła mnie ochota na to, aby posmakować jego ust,jednak całą siłą woli powstrzymywałam się od tego czynu. Sądząc po jego minie,czuł to samo.
-Wiemna pewno, że potrafisz się całować. – powiedział nagle, zakładając ręce napiersi. Roześmiałam się szczerze.
-Dzięki.Mogłabym powiedzieć to samo o tobie. – to zdanie wyrwało mi się z ust, zanimzdążyłam je przefiltrować przez mózg. Miałam ochotę się walnąć w łeb, jednak toby oznaczało totalną kompromitację. Gdy on już otwierał usta, by dowalić czymśzapewne dla mnie dołującym, przejęłam znów inicjatywę. – Niestety musiałabymwtedy skłamać. – dodałam po chwili, reflektując się. Chłopak jednak chyba niedał się nabrać, bo parsknął śmiechem.
-Aja mógłbym ci jednym ruchem udowodnić, że wcale tak nie myślisz. – powiedziałspokojnie, wpatrując się we mnie uważnie. Podniosłam lekceważąco jedną brew.
-Więcudowodnij. – powiedziałam znów za szybko. Podniósł wysoko brew w geściezdziwienia.
-Żartowałemtylko. – mruknął, ale uśmiechnął się.
-Tchórzysz.– roześmiałam się i odwróciłam się. – Boisz się odrzucenia, Potter? Czy niestać cię na udowodnienie swoich słów? – rzuciłam jeszcze przez ramię,zadowolona, że wybrnęłam z tej sytuacji i zapunktowałam sobie w duchu. Jednak,jak to się mówi, nie mów hop, póki nie przeskoczysz. Zanim uśmiech z mojejtwarzy zdążył spełznąć, on chwycił mnie za ramię i szarpnął delikatnie,sprawiając, że obróciłam się i wpadłam w jego ramiona, nim zdążyłam załapać, cosię dzieje. Zachowując resztki zdrowego rozumu, zanim zdążył sięgnąć moich ustswoimi, położyłam mu rękę na usta.
-Oco ci chodzi, Ruda? Chciałaś, żebym ci udowodnił, więc to robię. – w jegoorzechowych oczach widać było zdecydowanie i determinację.
-Żebyśpotem płakał, że nie możesz tak robić, bo boisz się, że znów ci dam kosza? –zadrwiłam, chociaż bardziej to wyszło, jak troska niż drwina.
-Obiecuję,że to będzie tylko i wyłącznie dowód, po którym nie będę nalegał na więcej.Całkowicie bezinteresowny interes. – zapewnił, kładąc jedną rękę na serce.
-Całkowiciebezinteresowny? – upewniłam się, on ochoczo pokiwał głową. – To na co czekasz?– spytałam ze śmiechem i gdy mieliśmy złączyć swoje usta w pocałunku, złazienki wyszły dziewczyny, zastając nas w tej krępującej pozie.
-Ruda?!
-Rogacz?!
-LILYI POTTER?! – trzecie zdanie obie wykrzyknęły równocześnie, powodując, żeodskoczyłam od niego przerażona i szybko przeczesałam włosy ręką.
-Niechto szlag. – zaklęłam pod nosem, zagryzając wargę.
-Lily,co tutaj się dzieje? – spytała Kate ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.
-Podwójnakompromitacja? – spytałam sama siebie i spojrzałam błagalnie na dziewczyny.
-Kiedyidziecie z Jamesem na romantyczny spacerek? – Angela wyszczerzyła zęby wszerokim uśmiechu. Westchnęłam ciężko.
-Ilerazy mam powtarzać, że utrzymujemy stosunki czysto koleżeńskie?
-Myjuż swoje widziałyśmy. – wtrąciła Kate dosadnie, oglądając swoje paznokcie,dopiero co pomalowane, a następnie zerkając na mnie. Leżałam na łóżku, czytającnajnowszy numer „Czarownicy”. Od wczorajszego pamiętnego dnia, dziewczynynapastowały mnie co 5 minut, przekonane, że jestem z Potterem w cichym związku.Na nic nie zdały się tłumaczenia, że to miał być tylko taki jakby zakład, ani,że, owszem, polubiłam go, ale nie wiążę z nim żadnych planów. One po prostupróbowały mi wmówić, że z nim jestem i tyle.
-Tak,tak, wiem. – mruknęłam. – Nie wmówię wam, że jest inaczej, bo widziałyściewszystko. – burknęłam znudzona, przewracając kartki. Zapanowała cisza, podczasktórej Kate i Chuda wymieniały znaczące spojrzenia, a ja wertowałam czasopismow poszukiwaniu czegoś interesującego. W pewnym momencie trafiłam na zdjęciebardzo znajomego chłopaka, a tak właściwie, to młodego mężczyzny. Prychnęłamcicho i wzięłam się za czytanie tego artykułu.
-Cotak prychasz? – Kate zainteresowała się i spojrzała pytająco.
-AdamRoyal znów zajęty. – przeczytałam na głos nagłówek artykułu. Obie mojeprzyjaciółki spojrzały na mnie z zaciekawieniem i momentalnie znalazły się namoim łóżku, obok mnie. Odchrząknęłam i czytałam dalej. – Adam Royal (19 l.)ledwo rzucił swoją dziewczynę Lily Evans (pisaliśmy o niej w jednym z naszychmajowych numerów) i tym samym dał powód do radości wielu fankom, a jużpocieszył się w ramionach innej dziewczyny. Kim jest jego nowa wybranka?Nietrudno zgadnąć, szczególnie patrząc na załączone obok zdjęcia. Otóż, nowądziewczyną Royala jest... Catherine Troy (22 l.), ścigająca Złotych Hipogryfów,koleżanka Adama z drużyny. Jest o co być zazdrosnym, bowiem Catherine, lub, jakmówią na nią w drużynie, Cath, jest bardzo piękną kobietą. No i świetnązawodniczką. Czyżby Adam znalazł z nią wspólny język na treningu?
-Pfffff.– wydusiła z siebie Kate, gdy skończyłam czytać.
-Wspólnyjęzyk z nią, to on znalazł baaaardzo dawno temu i nie na boisku, ale w łóżku. –rzuciłam gazetą i roześmiałam się. Z faktem przeczytanym w gazecie czułam siędobrze. Może dobrze to nie jest odpowiednie słowo, bowiem zwisała mi cała tasprawa. W każdym razie nie odczuwałam żadnego żalu, ani nic w tym stylu.Jedynie co, to dziwnie było przeczytać swoje nazwisko w takim magazynie, jak„Czarownica”. No, ale w końcu w maju poświęcili mi cały artykuł, więc nie byłoto pierwszy raz. Aczkolwiek, czułam się dziwnie z tym faktem.
-Aty jak się z tym czujesz? – spytała Czarna, przekrzywiając lekko głowę ibacznie mi się przyglądając. Uśmiechnęłam się.
-Normalnie.Jakbym czytała o kimś, kogo znam osobiście, ale nie rusza mnie to. – wzruszyłamramionami.
-Lilyznalazła pocieszenie w ramionach Rogacza. – wtrąciła Chuda, szczerząc zęby, zaco oberwała poduszką w twarz.
-Owszem,Rogacz pomógł mi trochę w wyjściu z dołka po Adamie, ale to nie sprowadziłomnie na amorki. – mruknęłam.
-Widzieliśmywłaśnie. – Kate roześmiała się i zrobiła unik przed kolejną poduszką.
-Odczepciesię w końcu. – warknęłam naburmuszona.
-Oj,Ruda, Ruda. – Chuda pokręciła głową z uśmiechem.
-Tylepiej opowiadaj, co u ciebie i Jaspera? – spytałam, chcąc zmienić temat. Katepoprawiła się na łóżku i zerknęła zaciekawiona na Angelinę. Ona uśmiechnęła siędelikatnie i lekko spłonęła rumieńcem.
-Wporządku.– mruknęła. – Bardzo go lubię. A za tydzień gramy przeciwko sobie. – dodała izaśmiała się krótko.
-Musiszmu pokazać, kto jest lepszy. – Kate wyszczerzyła zęby, a ja jej przytaknęłam.
-Spokojnie,już nie raz pokazaliśmy Krukonom. – stwierdziła pewnie dziewczyna. – A co wkońcu postanowiłaś, Kate? – zwróciła się do brunetki.
-Ao czym mówisz? – spytała tamta, chociaż dobrze wiedziała, o co. Angelinaprzewróciła oczami. – Nic nie postanowiłam. – odparła, widocznie nie widzącsensu w udawaniu, że nie wie, o co chodzi. – Niech się dzieje, co chce.
-Anie uważasz, że należałyby się jakieś przeprosiny komuś? – wtrąciłamdelikatnie.
-Lily,ja...
-Jeślimasz zamiar się wiecznie usprawiedliwiać, to daruj sobie. Rozumiem, żepopełniłaś błędy, on również nie jest bez winy. Ale ileż można uciekać odproblemów? Czy nie możecie po prostu szczerze ze sobą porozmawiać, wyjaśnićwszystko i dopiero potem martwić się o to, co będzie? Przecież nikt ci nie każerzucać wszystkiego na jedną kartę. A twoja duma nic nie wskóra. Jedynie to, żebędziesz wiecznie wzdychała do Łapy, żałując, że nigdy nie spróbowałaś naprawićtego, co was łączy. Czy ty naprawdę nie możesz trochę o niego powalczyć? –przerwałam jej i nie dałam dokończyć zdania. Miałam dość tej idiotycznejsytuacji. – Jeśli przez tyle czasu uczucie do niego ci nie przeszło, to raczejdługo jeszcze nie przejdzie. Więc, czy nie lepiej spróbować?
-Łatwoci mówić. – warknęła, odwracając głowę.
-Wiem,że to nie będzie proste, ale nikt nie obiecywał, że kiedykolwiek będzie. –dodałam trzeźwo, po czym na moją twarz wystąpił lekki uśmiech. – Przemyśl tosobie na spokojnie. Tymczasem wybaczcie, idę się wykąpać. – wstałam z łóżka ipodreptałam do łazienki, gdzie puściłam sobie wodę do wanny, dodając różnychpłynów do kąpieli tak, że ostatecznie było pełno różowej piany w wannie. Rozebrałamsię i zanim jeszcze weszłam do wody, wzięłam różdżkę do ręki i machnęłam nią. Wpowietrzu pojawiły się różowe, zapachowe świece. Odłożyłam różdżkę i wskoczyłamdo wanny, rozkładając się wygodnie. Co bardzo kochałam w Hogwarcie i świeciemagii? Otóż to, że wszystko się rozciągało. W normalnym aucie 5-osobowym, natylnym siedzeniu można było spokojnie pomieścić 7 osób i wcale nie było ciasno,wręcz przeciwnie. To samo dotyczyło się kilku innych rzeczy, a w tym wanny. Gdyzawsze miałam problem z nogami w mugolskiej wannie, bo była ona za krótka, żebyje wyprostował, tak tutaj mogłam dowolnie rozłożyć nogi, bo wanna dopasowywałasię do moich upodobań. Tak więc, gdy już ułożyłam się wygodnie, mogłamswobodnie rozmyślać o dzisiejszym wydarzeniu, którego jeszcze nie zdążyłamprzemyśleć. Zastanawiało mnie to, kim stał się Potter. Nie żywiłam do niegożadnej urazy. Ba, nawet nie potrafiłam czuć! Nie potrafiłam się już na niegogniewać, a jego żałosne dla mnie, do tej pory żarty, naprawdę mnie bawiły. Gdystałam blisko niego, jak dzisiaj, miałam ochotę dotknąć go, zbliżyć się,pocałować... I wcale nie czułam się z tym źle. Wręcz przeciwnie, przychodziłomi to całkiem naturalnie. Jeszcze niedawno byłoby to nie do pomyślenia. Nawet,gdy czasami odczuwałam pewnego rodzaju pociąg do niego, przerażało mnie to iwcale, a wcale nie cieszyło, ani bawiło, ani nie wywoływało pozytywnych emocji.Co więcej, uważałam to za pociąg nie tyle do niego, co do płci przeciwnej. Cosprawiło, że moje zachowanie wobec niego uległo takiej zmianie? Nie raz i niedwa zadawałam sobie to pytanie i nadal nie mogłam doszukać się odpowiedzi.Jedynym wydarzeniem, które mogłam wziąć za jakiś przełom, był ranek, gdy razembiegaliśmy. Jednak to doprowadziło jedynie do tego, że przekonałam się do niego.Później wszystko stawało się stopniowo. Spędzałam z nim coraz więcej czasu,rozmawiałam na wiele tematów. Zwierzałam się z problemów. Jednak, skąd mogłamwiedzieć, że przez to wszystko, tak bardzo zmienię do niego stosunek. Nie wiemdlaczego, ale nie lubiłam, gdy on do mnie mówił per Ruda. Tęskniłam za jego„Evans”. I nie podobał mi się pewien dystans do mnie. Wiedziałam, że sama sobieten dystans narobiłam, bo dałam mu znowu kosza, którego wziął na poważnie i anirazu nie spytał się mnie o to, czy się z nim umówię. Jednak, cholerniebrakowało mi jego starego zachowania wobec mnie, a szczególnie tak wiele razypowtarzanego tekstu „Hej, Evans, umówisz się ze mną?”. Roześmiałam się cicho nawspomnienie tego. Aż w uszach mi zabrzmiał jego głos, wypowiadający te słowa.Chciałam, żeby zadał to pytanie. Chciałam się przekonać, co bym opowiedziała,jak zareagowała. Czy z przyzwyczajenia, odmówiłabym swoim zwykłym „Chyba śnisz,Potter”, czy „Po moim trupie, Potter”? A może wreszcie, po tylu latach,zgodziłabym się? Teraz, gdy tak leżałam w wannie i rozmyślałam o tym,wiedziałam, że moja odpowiedź byłaby by inna, niż wszystkie do tej pory.Jednak, znając życie i znając mnie, gdyby jutro się mnie spytał, zapewnezbyłabym go. A może, gdybym go zbyła, zrobiłabym to inaczej niż zwykle? Możedałabym mu szczyptę nadziei? Sama nie wiedziałam, co bym zrobiła. Wiedziałamjedno: Lily Evans, z własnej woli pcha się w ramiona Jamesa Pottera, co samo wsobie brzmi niedorzecznie. Podczas dzisiejszej rozmowy z nim, podświadomie robiłamwszystko, żeby doszło do pocałunku. Jednak musiałam go trochę zbyć, żeby sięnie domyślił. A może żebym sama się uspokoiła? Mimo, że na początku niechciałam się do tego przyznać, żałowałam, że dziewczyny nam przeszkodziły.Może, gdyby Potter się zapomniał, zaprosiłby mnie na randkę, czy jakiś spacer,a ja bym się zgodziła? W mojej głowie kłębiło się zdecydowanie za dużo pytań,których nawet nie potrafiłam jakoś uporządkować. Jakim cudem, raptem w 2miesiące tak mogło się zmienić moje zdanie i mój stosunek do niego? Sama sobiesię dziwiłam i, co było najgorsze, myślenie o nim w ten sposób, wcale niesprawiało, że chciałam to sobie wybić z głowy. Westchnęłam cicho i zanurzyłamsię cała pod wodę, zamykając oczy. Po upływie kilku sekund wynurzyłam twarz i nabrałamświeżego powietrza w płuca. Próbując wyrzucić z umysłu wszystkie myśli, umyłamwłosy i resztę ciała, potem spuściłam wodę i ubrałam szlafrok na mokre ciało inie zawinąwszy nawet ręcznika na włosy, wyszłam z łazienki. W dormitoriumsiedziała Cassie i Angelina. Po lokatej śladu nie było.
-Niewiedziałam, że lubisz się tak długo moczyć w wannie. – zapytała Angela, nawetnie spoglądając na mnie znad mojej „Czarownicy”.
-Musiałamcoś przemyśleć. – mruknęłam w odpowiedzi i usiadłam obok, a ta podniosła głowęi przyjrzała mi się uważnie. – Gdzie Kate? – spytałam, by uniknąć pytań.
-Chybaposzła pogadać z Łapą. – odparła i uśmiechnęła się, co również i ja uczyniłam.
-Hej,Lily, czy ty przypadkiem nie jesteś prefektem? – do rozmowy wtrąciła się Laura,która właśnie weszła do dormitorium.
-Owszem,jestem, a co? – spytałam uprzejmie, zwracając wzrok ku niej.
-BoLupin chodził i cię szukał, wspominając coś o warcie nocnej...
-Ocholera... – wstałam z miejsca i zaczęłam w biegu porywać ubrania. – Jak zawszezapomniałam! – weszłam do łazienki, gdzie ubrałam bieliznę i wyszłam,zakładając gruby sweter. Chwyciłam pierwsze dżinsy, które mi przyszły pod rękęi zaczęłam wciągać na nogi, w międzyczasie chodząc po pokoju i szukającskarpetek i butów. Jednak, jak zwykle mogłam liczyć na swoją niezdarność izaplątałam się w nogawki, straciłam równowagę i potknęłam się o własnego buta,po czym z wielkim hukiem spadłam na ziemię. Angelina parsknęła śmiechem, a jarzuciłam jej mordercze spojrzenie. Wstałam i ledwo wciągnęłam dżinsy na tyłek,kopnęłam się o łóżko, wywołując słowotok przekleństw, bolący palec i kolejnąporcję śmiechu Chudej. Ubrałam skarpetki, po czym chwyciłam różdżkę i rękę iwybiegłam z pokoju. W połowie schodów zorientowałam się, że czegoś zapomniałam.Wpadłam do pokoju.
-Odznaka.– rzuciłam w stronę zdziwionych dziewczyn. Chwyciłam odznakę i wyszłam, araczej dosłownie wyleciałam z dormitorium. Wpadłam do Pokoju Wspólnego, gdzie,jak zwykle o tej porze, było mnóstwo ludzi. Przeszukałam wzrokiem salę izauważyłam Remusa zmierzającego ku wyjściu. Przedarłam się przez ludzi idopadłam go, zanim zdążył pchnąć obraz, aby wyjść. Stanęłam przed nim zprzepraszającym uśmiechem.
-Nareszciejesteś, wszędzie cię szukałem. – odezwał się surowo, jednak po chwiliuśmiechnął się łagodnie.
-Wybacz,nadal zapominam o tym, że to mam. – wskazałam na odznakę. – Musiałam się po niąwracać, bo zapomniałam jej wziąć. – mruknęłam i pchnęłam obraz, chcąc wyjść.Jednak musiałam się spowrotem obrócić, bowiem Remus, zamiast podążać za mną, stałw miejscu i był wyraźnie rozbawiony.
-Noco? – spytałam zdezorientowana.
-Nic.– odparł i wyszczerzył zęby. – Zastanawia mnie, czy to jakiś nowy plan, albomoda, że chcesz przechadzać się po korytarzach bez butów, czy ich również poprostu zapomniałaś. – wyjaśnił, a ja automatycznie spojrzałam w dół iprzejechałam ręką po twarzy.
-2minuty. – rzuciłam i puściłam się pędem do dormitorium. Wpadłam do niego, jakburza i bez słowa zaczęłam szukać moich adidasów. Dziewczyny patrzyłyzdezorientowane na mnie, jednak nie odezwały się.
-Czyty przypadkiem nie miałaś iść na... – spytała Cassie, a ja w odpowiedzipomachałam jej swoimi znalezionymi butami pod nosem i założyłam je w biegu.Później pognałam już do czekającego na mnie pod dziurą Remusa.
-Nieprościej byłoby użyć zaklęcia przywołującego? – spytał, a ja walnęłam się pogłowie.
-Notak. Lily Evans zapomina, że jest prefektem i Lily Evans zapomina, że jestczarownicą. – chłopak roześmiał się i przepuścił mnie przez dziurę w portrecie.
-Ichyba Lily Evans zapomniała...
-Nonie! Czego znowu? – przerwałam mu.
-...wysuszyćwłosów. – dokończył i po raz kolejny roześmiał się. Dotknęłam swoich włosów,które były mokre. Westchnęłam zrezygnowana i wyciągnęłam różdżkę. Miałam kiedyśw głowie zaklęcie wysuszające, które obecnie mi wypadło z głowy, co tylkojeszcze bardziej mnie pognębiło.
-Wiesz,czego jeszcze zapomniała Lily Evans? – spytałam, a on pokręcił głową. –Zaklęcia wysuszającego. – oznajmiłam z nadzieją, że on pamięta.
-Torreo.– oznajmił Lunatyk.
-Torreo.– skierowałam promień różdżki na włosy i wysuszyłam je, idąc obok niego.Gdy skończyłam, schowałam różdżkę i uśmiechnęłam się. – Dzięki.
-Coty taka nieogarnięta? – spytał, przerywając chwilową ciszę.
-Ostatniomam lekki bałagan w głowie. – roześmiałam się – Za dużo myślę.
-Ao kimś konkretnym?
-Może...hej, hej, zaraz! Czemu od razu o kimś? Może o czymś? – oburzyłam się.
-Ponieważzazwyczaj coś nie zajmuje tyle miejsca w głowie na myślenie, jak ktoś. – odparłrezolutnie i roześmiał się.
-Myślęo różnych rzeczach i osobach.
-Tylkonie o swoich obowiązkach prefekta, co?
-Dokładnie.– roześmiałam się krótko. – Gdzie dzisiaj stacjonujemy?
-4piętro. – odpowiedział zgodnie z prawdą i skręcił w poboczny korytarz, a ja zanim.
-Czyliszykuje się przed nami długa noc, Remusie. – westchnęłam. Spojrzał na mniepytająco. – Och, na czwartym piętrze nie ma żadnej kuchni, do której mógłby iśćjakiś nocny żarłok, nie ma żadnej komórki na miotły, w której moglibyśmyznaleźć całującą, albo Bóg raczy wiedzieć, co robiącą parę, nie ma żadnegoszczególnego, ciekawego miejsca, do którego mogliby się wymykać, a i sal nie majakoś imponująco dużo, no i jest tam gabinet jednego profesora. Także liczbaprzechodzących tutaj nielegalnie uczniów w nocy nie jest jakoś imponującowielka. Pokusiłabym się nawet o twierdzenie, iż jest ona bliska zeru.
-Abiblioteka?
-Lunio,czy ty wiesz, jakie osoby chodzą do biblioteki? – spytałam ze śmiechem. – Otóż,do biblioteki chodzą osoby, którym zależy na bardzo dobrych ocenach i kują odrana do wieczora. Tak zwani kujoni. Kujoni również charakteryzują się tym, iżnie łamią żadnych przepisów. A łażenie po nocy, jest złamaniem kilku przepisów.A chyba mi nie powiesz, że Huncwoci chodzą do biblioteki. Oprócz ciebieoczywiście. – wyszczerzyłam zęby.
-Swegoczasu chodzili dość często do biblioteki. – odparł, również szczerząc się.
-Wpierwszej klasie na pierwsze zadanie domowe?
-Nie,w trzeciej, z własnej woli. – odpowiedział i uśmiechnął się. Jednak widziałam,że nie był to zwykły, łaskawy uśmiech, jaki zwykle towarzyszył zdaniu „Huncwocibyli w bibliotece.”. Jego gest wskazywał wyraźnie, że to wypowiedziane zdanie,sprawiło mu wiele przyjemności. Przyjemność związanych z jego, albo ich, jakoHuncwotów, wspomnieniami. Zaciekawił mnie bardzo ten uśmiech, ponieważwiedziałam, że znaczył dużo. Bardzo dużo. Znaczył tyle, co cała ich przyjaźń.Nie chciałam mu przerywać wspomnień, więc zapanowała między nami cisza, podczasktórej Remus wyraźnie błądził myślami po wspomnieniach, a ja szukałam w głowiewydarzeń związanych z Huncwotami. Czy w trzeciej klasie czasami chłopaki niedowiedzieli się o wilkołactwie Lupina? Tak, chyba wtedy właśnie. Czyżby szukalijakiegoś lekarstwa na to?
-Przepraszam,zamyśliłem się. – powiedział po chwili.
-Zauważyłam.– roześmiałam się. – Wspomnienia? – spytałam i spojrzałam na niego. Nasze oczyspotkały się i on uśmiechnął się lekko.
-Aty jak tam z Jamesem? Widzę, że wasze kontakty są w coraz lepszym stanie. –zagadnął.
-Znim, jak z nim. – uśmiechnęłam się na samo wspomnienie jego imienia. Remus niemógł powstrzymać cisnącego się na jego usta złośliwego uśmieszku. – Och, nie,to nie to, co myślisz. – zaperzyłam się. – Ostatnimi czasy polubiłam go, totyle.
-Nieda się nie zauważyć.
-Tak.W końcu nigdzie nie widać transparentów z napisem, czy się z nim umówię, żadnemoje prywatne rzeczy nigdzie nie wiszą, nie przeprowadza się ankiet, czy mamsię z nim umówić, ani nigdzie nie słychać Rogacza wrzeszczącego „Evans, umówiszsię ze mną?”. – roześmiałam się lekko.
-Czymi się wydaje, czy mówisz o tym z lekkim żalem? – spytał, całkowicie zbijającmnie z tropu.
Zastygłamz trochę głupim wyrazem twarzy. Zastanawiałam się nad tym, czy rzeczywiście takzabrzmiałam, czy Remus próbuje coś ode mnie wyciągnąć. Bo czy to nie dziwne, żejeszcze niedawno przyznałam, iż trochę mi brakuje tych wszystkich dziecinnychwygłupów, a on rzuca takim tekstem.
-Ależoczywiście, że nie brakuje mi tego! – zaprzeczyłam w końcu. – Wcale za nimi nieprzepadałam i nie tęsknię za nimi.
-Jesteśniezbyt przekonująca. – mruknął, za co dostał kuksańca w bok.
-Wszyscywiedzą, jak tego nie lubiłam, ty również. Cieszę się, że skończyło się towszystko.
-Okej,nie neguję. – podniósł ręce do góry.
-Alewiesz, czego mi brakuje? – spytałam, uśmiechając się jak małe dziecko. –Waszych wielkich, sławnych dowcipów. – po tym zdaniu, chłopak roześmiał się. –Naprawdę, wyszliście z wprawy w tym roku. A ja pośmiałabym się z miłą chęcią.
-Przecieżniedawno przykleiliśmy wszystkich do podłogi. – przypomniał.
-Notak, ale to było już dawno, a poza tym wiem, że stać was na więcej. –wyszczerzyłam zęby.
-Niepoznaję cię, Lily Evans. – uśmiechnął się. – Jeśli ty się dopominasz dowcipu,to znaczy, że zdziadzieliśmy.
-Możenie tylko, co zdziadzieliście, ale zardzewieliście. – roześmiałam się i w tymmomencie usłyszeliśmy łomot, jakby ktoś lub coś spadło ze schodów. Spojrzeliśmyna siebie i z wyciągniętymi różdżkami pobiegliśmy w stronę hałasu. Zza rogu,gdzie były schody, doszła nas przyciszona rozmowa.
-Tyidioto! Obudziłeś cały zamek...
-Niemoja wina, że ktoś tutaj postawił tą zbroję!
-Niewidziałeś, że idziesz prosto na zbroję?! Z kim ja się zadaję!
-Świetniechłopaki, może przestaniecie się kłócić i wejdziecie pod tą pelerynę, zanimzlecą się tutaj prefekci, albo nauczyciele. – od razu rozpoznałam te głosy izachciało mi się śmiać.
-Masztę książkę?
-Dobrywieczór. – ujawniłam się pierwsza i z szerokim uśmiechem powitałam trójkęszóstoklasistów z Gryffindoru.
-Mówiłem!– Syriusz, który stał z peleryną w połowie naciągniętą na ramiona iprzytrzymując ją, aby pozostała dwójka się schowała, przewrócił oczami.
-CześćRuda, cześć Lunio. – Potter wyszczerzył zęby i podniósł z ziemi opasły tom,zasłaniając tytuł.
-Chybanie będziemy się wygłupiać w żadne szlabany, ani odejmowanie punktów, anizawiadamianie nauczycieli o naszej codziennej schadzce nocnej? – spytał Black,uśmiechając się pewnie.
-Tozależy, czy są jakieś okoliczności łagodzące. – odparłam, zakładając ręce napiersi i opierając się o ścianę.
-Hmm,a jeśli ci powiem, że byliśmy w bibliotece, aby zasięgnąć trochę wiedzy?
-Toodpowiem ci pytaniem, dlaczego nie zrobiliście tego w dzień. – uśmiechnęłam sięlekko.
-Moglibyśmypolemizować na ten temat, jednakowoż powinnaś być z nas dumna i nam odpuścić. –Syriusz nadal ciągnął rozmowę.
-Mambyć dumna z tego, że kradniecie książki po nocach, na dodatek, znając was, tocoś z działu Ksiąg Zakazanych?
-Nie,ale powinnaś być dumna, że w ogóle postawiliśmy tam stopę. – odpowiedział, cobyło trochę zgodne z prawdą i wywołało u mnie szerszy uśmiech.
-Pokażtę książkę. – wyciągnęłam rękę w stronę Pottera, który ukradkowo zerknął naBlacka. Przez chwilę namyślał się, po czym rzucił nią do stojącego z tyłu Łapy,który już miał wyciągnięte ręce. Jednak ja spodziewałam się takiego zagrania,więc w myślach wypowiedziałam zaklęcie przywołujące, a co za tym idzie, książkatrafiła w moje ręce. – Najsilniejsze eliksiry. Niezła lekturka.Zamierzacie kogoś otruć? – spytałam i spojrzałam po kolei na każdego z nich.
-Zarazotruć. – odezwał się Potter. – Po prostu chcieliśmy ci podać amortencję. –chłopak wyszczerzył zęby. Wszyscy parsknęli śmiechem, oprócz mnie.
-Wedługregulaminu szkolnego, wszelkie eliksiry miłosne są zakazane w Hogwarcie, więcoprócz chodzenia w nocy po szkole, włamaniu się do biblioteki szkolnej,zrabowaniu książki oraz wzięcia księgi z Działu Ksiąg Zakazanych bezpotrzebnego podpisu jednego z nauczycieli, złamalibyście kolejny punktregulaminu, co daje mi podstawę do wlepienia wam szlabanu na co najmniej 2tygodnie oraz odjęciu około 50pkt za każdego z was. Black, czy nadal chceszpolemizować? – zwróciłam się do czarnowłosego chłopaka, który w tym momenciedrapał się po głowie. – Zapomniałabym doliczyć zniszczenia mienia szkoły. –wskazałam ręką na leżącą obok Petera zbroję, której odpadła ręka.
-Reparo.– Łapa skierował swoją różdżkę na zbroję, która się naprawiła, po czymprzeniósł ją na swoje miejsce. – To ostatnie możesz pominąć. – dodał iwyszczerzył zęby. – Książkę weź i możesz oddać, więc kolejny przepis mniej.Jeśli oddamy książkę, nie sporządzimy amortencji i nie damy jej tobie, takżenastępny złamany punkt ominięty. O ile się nie mylę, pozostały tylko 2.
-Macie5 minut na to, aby znaleźć się w wieży. – oznajmiłam, spoglądając na zegarek.Rogacz pomógł wstać Peterowi i schowali się pod pelerynę niewidkę. –Zapomnieliście czegoś. – powiedziałam, a Black wyłonił się. Rzuciłam muksiążkę, a ten zaskoczony ją złapał i spojrzał na mnie zdziwiony. – Mam nadzieję, że przynajmniej o tejamortencji zapomnicie. – uśmiechnęłam się, a on wyszczerzył zęby.
-Ipuszczasz nas tak bez żadnej zapłaty?
-Tak.
-Inie chcesz w zamian nic?
-Tak.
-Robiszto całkowicie bezinteresownie?
-Black,Zostały wam 4 minuty. – oznajmiłam w odpowiedzi, a on szybko schował sięspowrotem i po chwili już ich nie było.
-Jesteśniesamowita, Ruda! – usłyszałam jeszcze ze schodów i uśmiechnęłam się lekko.
-Czymi się wydaje, czy właśnie odpuściłaś im 2-tygodniowy szlaban? – spytał Remus,a ja pokiwałam twierdząco głową. – Jesteś gorszym prefektem, niż ja.
Super notatka. Na prawdę nie wiem dlaczego zawsze się czepiasz swoich rozdziałów. Jak dla mnie one są boooooskie! Podobało mi się najbardziej kiedy Lily i Remus dużórowali na 4 piętrze i z tym odpuszczonym szlabanem. A i pomysł z Fun Clubem Lily jest extra. Pisz dalej ;p
OdpowiedzUsuńhej:)jestem nowa:)zaczynam od początku:)ale masz super bloga:)zapraszam do mnie na niekochamciepotter.bloog.pl
OdpowiedzUsuń:D Doczekałam się! Notka jest jak zwykle fantastyczna :). Jestem ciekawa jak dociągniesz tą całą niepewną sytuację z Lily i Jamesem aż do 7 klasy :D Wygląda to tak jakby Lily miała już niedługo się zgodzić pójść z Jamesem na randkę. Chociaż pomimo tego, że masz pewnie jakiś chytry plan, żeby rozbić tą sielankę to mam nadzieję, że ich dobre stosunki jeszcze przetrwają jakiś czas :). Och, ciekawe czy Syriusz będzie z Kate... Chociaż pewnie w tym względzie James miał rację i z nią nie będzie, to denerwuję się razem z Lily z całej tej głupiej sytuacji pomiędzy nimi :). Szczerze mówiąc myślałam, że połączysz z kimś Remusa (pierwszą myślą była oczywiście Angelina po swojej przemianie, ale to by było chyba zbyt proste) , jednak chyba masz dla niego jakieś inne plany, co mnie niezwykle cieszy :). Nie mogę się doczekać kolejnej konfrontacji Lily z Adamem. :D I kolejnego "przypadkowego" spotkania z Jamesem :).Trochę dziwna była ta sytuacja z funclubem Lily, ale ładnie i zgrabnie z niej wyszłaś. Jesteś bardzo konsekwentna w kształtowaniu charakteru Lily przez co wydaje się taka realna :), reszta postaci też jest super wykreowana, ale Lily jest moją absolutną ulubienicą w tym względzie. Chociaż czasami konkuruje z szaloną Kate to jednak ta cudowna ironia Lily jest ujmująca, taka zakochana złośnica. Fajne :)Och, jestem pewna, że następna notka pojawi się szybko, bo nie możesz być taka okrutna i trzymać nas tak długo w oczekiwaniu na dalszy ciąg opowiadania :)Pozdrawiam, trzymaj się ciepło.Ognista
OdpowiedzUsuńNareszcie doczekałam się kolejnej wspaniałej notki ;) Dzięki, że piszesz ;* Przeczytałam już pierwszą część, teraz zabieram się za drugą ;)) Hmm.. ta Claudia trochę mi przypomina Colina Creevey'a ...
OdpowiedzUsuńPrzyznaje, że jestem bardzo ciekawa pewnego wisiorka, który Lily dostał od Rogacza na święta. Mam nadzieję, że o nim nie zapomniałaś. A notka naprawdę super, bardzo mi siępodoba oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńŻałuję, że już przeczytałam, teraz znowu trzeba czekać ileśtam czasu na coś nowego...;P Zabieram się do komentowania.Od razu uprzedzam, że dzisiaj miałam fatalny dzień, wciąż jestem roztrzęsiona i niezbyt może mi wyjść komplementowanie, więc nie myśl, że mi się rozdział nie podobał. Po prostu - parszywy nastrój.A więc zacznę od wątku Lily-Potter. Całe szczęście, że nie zdradził on reszcie huncwotów powodu swojego śmiechu. Dopiero by Ruda miała... Bawi mnie jej sytuacja - biedna dziewczyna, wszyscy wkręcają ją w romans z Potterem ;P Ale, po przeczytaniu tych opisów uczuć Lily (m.in.w wannie[mistrzowsko opisane, kocham Twój styl]), po części można zgodzić się z Kate i resztą. Kate-Syriusz. A więc zacznę od tego, że zgadzam się z Lily, że Bridge zachowuje się jak zdesperowana nastolatka, ale ja sama nie wiem, jak bym sobie poradziła z sytuacją, biorąc pod uwagę dumę Kate i Blacka. Ten nocny patrol to mistrzostwo wręcz ;) Najpierw to, ze świeżo upieczona pani prefekt o nim zapomniała, później to wracanie się do dormitorium i odpuszczenie szlabanu. Poezja ;D Bardzo podobało mi się również, jak Remus i Lily ze sobą rozmawiali. Tak ładnie Ci to wyszło ;)Pzdr.;**
OdpowiedzUsuńkurde, nie mogłam się doczekać tej notki!! obyś pisała jak najczęściej! :D
OdpowiedzUsuńJames, który nie może powstrzymać śmiechu - przeurocze! Bardzo, bardzo, bardzo podobała mi się ta scena z początku, po prostu jak sobie to wyobrażę to jedyne co myślę to "damn, he's such a cutie!" Cieszę się, że Kate otrzymała odpowiednią radę, ja zawsze chętnie popatrzę na jakąś akcję z udziałem Syriusza. ;) Al te z udziałem Jamesa też są niczego sobie, podobało mi się to przerwanie gorącej akcji słowami "LILY I POTTER!?" :) Poza tym Remus, kochany Remus, który swą przenikliwością zbija z tropu nie tylko Evans, ale "czy mi się zdaje, czy mówisz o tym z żalem" było zdecydowanie bardzo dobrym zagraniem. Zakończę tym, że absolutni kocham Blacka i jego bezczelną naturę.U mnie po dość długiej przerwie w końcu nowy rozdział. Nie najlepszy, ale zapraszam.
OdpowiedzUsuńU mnie część pierwsza rozdziału 21 zapraszam:*[wiec-nie-mow-mi-ze-kochasz-mnie-potter]
OdpowiedzUsuńno weź dodaj następny .. ile można czekać ?to jest taaaaakie fajne ;)mam nadzieję ,że w święta coś tu dodasz ;d
OdpowiedzUsuńSuper notka! Mam nadzieje, że Lily i James jak najszybciej zaczną ze sobą obcować, jak to pięknie ujęłaś.
OdpowiedzUsuńNotkę czytałam juz wczoraj, a raczej dzisiaj o pierwszej w nocy więc nie miałam siły skomentować. Cieszę się, że postanowiłaś znów pisać z większą częstotliwością. Nie masz pojęcia jak wielką radość sprawia mi Twoje opowiadanie. Pewnie nie uwierzysz ale jest lekarstwem dla mnie podczas dni, w których czuję że jestem na skraju załamania. Nie przestawaj pisać bo szkoda byłoby zamrnować taki talent. Nie nudzisz, a ta oryginalność! Rozpływam się! Kończę więc ten komentarz bo coś za długi wyszedł;P
OdpowiedzUsuńU mnie nowy rozdział [hogwarts-friendship], zapraszam :)
OdpowiedzUsuńLeksia, Leksia, Leksia. Chcialbym z okazji swiat zlozyc Ci serdeczne zyczenia. MianowĂcie zdrowia, szczescia, milosci, wspanialych opowiadan. Obys kiedys zostala znana pisarka. (mam nadzieje, ze nadal bys pisala pod pdeudonimem Leksi). Obys dorownala Rowling xd dalej to tylko wesolych swiat i pijanego sylwestra. ;) z powazaniem, fielfelle.
OdpowiedzUsuń"Jesteś gorszym prefektem, niż ja!" Kapitalne. Nawet potrafię sobie to wyobrazić :D
OdpowiedzUsuń