Przejdź do głównej zawartości

35. Niespełnione uczucia I.

Hej!
Dzisiaj powiem tylko tyle, że dzielę rozdział na dwa, bo oczywiście Onet nie potrafi zaakceptować nawet głupich 9 stron ;/. Mam nadzieję, że Wam, w przeciwieństwie do mnie, się spodoba.
Pozdrawiam,
Leksia.

***

Jużna samym początku nauczyciele pokazali nam, że nie zamierzają nam odpuszczać i,mimo, że byliśmy na 6 roku, co chwila przypominali nam o czekających nas w 7klasie OWUTEM-ach. Cały wrzesień minął bardzo szybko i zanim zdążyliśmy sięobrócić, nastał październik, a wraz z nim jesień. W naszym dormitoriumzapanował pokój. Cassie nadal była pustą lalką, jednak już nie czepiała sięmnie, a wręcz traktowała mnie dość normalnie. Ja również starałam się nie śmiaćz jej głupoty i powstrzymywałam się od uszczypliwych uwag. Co się tyczyło moichproblemów, z każdym dniem coraz mniej przeżywałam stratę Adama. Tak, że wostatnie dni września mogłam spokojnie, z czystym sumieniem, powiedzieć, żejest mi on całkowicie obojętny i już mnie nie boli to, co zrobił. Ze Snapemsprawy się miały trochę gorzej, bowiem widywałam go praktycznie codziennie.Jednak bardziej starałam się udawać, że on istnieje, niż, że olewam to, że gostraciłam. Oswoiłam się z myślą o tym, że jestem prefektem, jednak moja odznakaczęsto zostawała na stoliku nocnym, no i w niektórych sytuacjach wcale nieprzypominałam osobę, która ma dawać wszystkim przykład. Pocieszałam się jednakmyślą, że Remus daje jeszcze gorsze świadectwo swojego stanowiska, co zresztąwynikało z jego przynależności do Huncwotów. Kate i Syriusz zachowywali się,jakby byli tylko i wyłącznie kolegami, a ich stosunki nigdy nie były bliższe.Oboje założyli maskę obojętności i udawali, że ich to nie rusza. Moje relacje zPotterem były nieokreślone. Zdarzały nam się kłótnie, przy których nazywałam gotępym gumochłonem, ale i były momenty, kiedy rozmawialiśmy całkowicienormalnie. Zauważyłam jednak, że Potter dorósł trochę, co jednak nie wykluczałopytań „Evans, umówisz się ze mną?”, czy robienia kawałów. Pewnego dniaposmarowali cały korytarz magicznym klejem, którego nie było widać ikilkadziesiąt osób, wysypując się po dzwonku z klas, po prostu przykleiło siędo podłogi. Innego dnia przykleili Snape’a do ściany zaklęciem TrwałegoPrzylepca i ten wisiał na ścianie przez pół dnia, bo nikt nie potrafił tegoodczarować, a Dumbledore’a nie było w szkole. W końcu ktoś wpadł na genialnypomysł, żeby Ślizgon po prostu zdjął szatę i spadł na ziemię, co oczywiściebyło dobrym rozwiązaniem, bo zaklęcie działało tylko na koszulkę. Tym sposobempołowa szkoły miała niezły ubaw, gdy Severus, cały czerwony, po pół dniowymwiszeniu na ścianie, spadł z wielkim hukiem z wysokości trzech metrów na ziemiębez koszulki, odsłaniając chudą i mizerną klatę. Szczególny ubaw mieliHuncwoci, którzy za ten wybryk dostali tygodniowy szlaban u McGonagal, którybył ich pierwszym szlabanem w tym roku szkolnym (co do wybryku z podłogą – niezostała im udowodniona wina). Wracając do czasu teraźniejszego, nadszedł 1października. Podczas tego piątkowego wieczoru szłam sobie korytarzemzmierzając do biblioteki z zamiarem oddania pożyczonych książek. Przechodziłamprzez czwarte piętro, gdzie za rogiem usłyszałam szyderczy śmiech. Postanowiłamsprawdzić, co się dzieje. I tak szłam w tamtą stronę. Przyspieszyłam kroku,modląc się, żeby to nie było nic poważnego, bo nie chciało mi się wrzeszczeć nauczniów, odejmować punktów i wlepiać szlabanów. Wyszłam zza rogu, gdzie ukazałami się dość często spotykana scena, jednak dawno nie widziana przeze mnie samąna oczy. A dokładnie nie widziana od pamiętnego czerwcowego dnia po SUM-ie zObrony Przeciw Czarnej Magii. Potter i Black stali i zaśmiewali się z wiszącegodo góry nogami Severusa. Stanęłam wryta i nie wiedziałam, co zrobić. Z jednejstrony, zwisało mi to, co oni robili Ślizgonowi, a z drugiej nadal miałam jakiśsentyment do niego i denerwowało mnie zachowanie dwójki Gryfonów. No i byłamprefektem. Pierwszy zauważył mnie Snape. Szybko odwróciłam wzrok od jegopostaci i zwróciłam się do Huncwotów.
-Co robicie? – spytałam, próbując przybrać obojętny ton.Oboje podskoczyli lekko i obrócili się, jak na komendę.
-O,cześć Evans. – ręka Pottera powędrowała do włosów i tradycyjnie zrobiła jeszczewiększy bałagan na głowie.
-CześćRuda. – Syriusz uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech, zaciskajączęby i walcząc sama z sobą, żeby przypadkiem na nich nie nakrzyczeć. Za wszelkącenę chciałam udawać, że nie widzę tego, co oni robią i że Severus nieistnieje. – Co robimy? Bawimy się z naszym kolegą. – odpowiedział i obojeroześmiali się. Potter machnął różdżką, a szata Severusa zawinęła się wokółjego głowy. Przygryzłam wargę, spoglądając na to wszystko.
-Amoglibyście przestać się bawić i pomóc mi zanieść te książki do biblioteki? –spytałam, widząc w tym nadzieję na idealne rozwiązanie. Oboje spojrzeli nasiebie zaskoczeni moją reakcją. Black wymruczał pod nosem przeciwzaklęcie iSnape spadł na ziemię z ogromnym hukiem. Po raz kolejny przyjaciele wybuchnęligłośnym śmiechem. Rzucili mu różdżkę i wzięli z moich rąk książki. Ślizgonowi chybazrobiło się głupio, bo nawet przestał klnąć na dwójkę Gryfonów i poprawiającsobie szatę, poszedł w drugą stronę. Ruszyliśmy w ciszy w stronę biblioteki. Wpewnym momencie Potter spojrzał znacząco na Łapę, a ten tylko oddał mu książki,puścił oczko i poszedł w swoją stronę. Szliśmy jeszcze chwilę w ciszy, podczasktórej on przypatrywał mi się uważnie.
-Widzę,że zaniedbujesz obowiązki prefekta. – odezwał się pierwszy.
-Czasamizapominam, że nim jestem. – odparłam – Każdemu może się zdarzyć. – wzruszyłamramionami.
-Udajesz,że go nie ma? – spojrzał na mnie z ukosa. Pokiwałam twierdząco głową. – Dobrzeci idzie. – pogratulował mi i wyszczerzył zęby. – A jak tam pan piękny iwspaniały gracz Quidditcha? – spytał.
-Znim już wszystko okej. – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się. – Powiedzmy, żewyleczyłam się. – dodałam po chwili namysłu. – Całkowicie.
-Cieszęsię. – mruknął i zapanowała cisza. Doszliśmy do biblioteki, gdzie oddałamksiążki, wymieniając parę zdań z bibliotekarką. Potem poszłam między regały, żebywypożyczyć coś ciekawego. Rogacz cały czas chodził za mną i czytał na głostytuły książek, które brałam do ręki.
-Tyto wszystko czytasz, co wypożyczasz? – spytał w pewnym momencie. Pokiwałamgłową. – Kiedy znajdujesz na to czas? – wydawał się być zdziwiony tym faktem.Roześmiałam się.
-Achoćby w weekendy, albo wieczorami. – odparłam, uśmiechając się. – Chybawystarczy...
-Chyba?!– prawie krzyknął, wybałuszając oczy na 4 opasłe tomy książek, które mupołożyłam na ręce.
-...namiesiąc. – dokończyłam przerwane zdanie, a ten jeszcze bardziej wybałuszyłoczy. Znowu roześmiałam się.
-Ruda,jesteś niesamowita. – mruknął. Spojrzałam na niego ostrzegawczo. Tym razem, toon się roześmiał. – No co? I tak już wszyscy tak na ciebie mówią. – wyszczerzyłzęby.
-Toja już wolę Evans. – wymamrotałam naburmuszona.
-Więcbędę na ciebie mówił Ruda, bo lubię, gdy się denerwujesz. Jesteś wtedy takaurocza. – zarobił kuksańca w bok za te słowa, ale nie mogłam odmówić sobieuśmiechu. Wyszliśmy z biblioteki i skierowaliśmy się do Pokoju Wspólnego. Przezchwilę znowu zapanowała cisza. – Umówisz się ze mną, Evans? – Potter wyskoczyłnagle z tym pytaniem i widząc moją zdezorientowaną minę parsknął śmiechem.
-Myślałam,że wyrosłeś z tych głupich pytań. – mruknęłam. Znowu zapanowała cisza. Potternie odzywał się, będąc wyraźnie zamyślonym. Doszliśmy tak do obrazu GrubejDamy. Potter podał hasło i weszliśmy do środka.
-Dziękuję.Idę do siebie. – powiedziałam cicho i wzięłam swoje książki od niego. Weszłamdo góry po schodach, czując na sobie jego wzrok. Otworzyłam drzwi dodormitorium, rzuciłam krótkie „cześć” do wszystkich i usiadłam na swoim łóżku,kładąc książki na półce.
-Gdziejest Kate? – spytałam, kierując swoje pytanie do Angeliny. Ta spojrzała na mnieznad książki i uśmiechnęła się znacząco.
-Zgadnij.
-ZŁapą? – spytałam z nadzieją w głosie, uśmiechając się.
-Nie,umówiła się na randkę z jakimś innym chłopakiem. – po usłyszeniu tego z ustszatynki uśmiech mi zrzedł.
-Aha.– mruknęłam posępnie, a ta spojrzała na mnie z ukosa, zamknęła książkę iusiadła na łóżku, na którym wcześniej leżała.
-Wiem,co myślisz, ale daj jej spokój. To jej sprawa. – powiedziała spokojnym tonem.Wstałam z łóżka z zamiarem wyjścia z pokoju. Przy drzwiach stanęłam iodwróciłam się do niej.
-Myliszsię. To nie jest tylko jej sprawa. – rzekłam trochę za ostro i wyszłam, o małoco nie trzaskając drzwiami. Uszłam parę kroków i usiadłam na schodach.Schowałam twarz w dłoniach i westchnęłam ciężko. Sama nie wiedziałam, co mnietak zdenerwowało w zachowaniu Kate. Może to, że właśnie zaprzepaszczała szansęna coś nowego z Syriuszem? Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Nierozumiałam decyzji i zachowania obojga po powrocie do Hogwartu. Nie spędzali zesobą w ogóle czasu, a gdy byliśmy w większym gronie, nie odzywali się dosiebie. Przez cały wrzesień nie zamienili ani zdania, nie licząc krótkiego„cześć” każdego dnia. Nie wiedziałam, dlaczego tak się dzieje. Oni chyba teżnie. Jednak to, co zrobiła Kate, wydawało mi się bardzo nie na miejscu. Jednak,co ja jej mogłam powiedzieć? Angelina miała rację, to jest jej sprawa, jejwybór. Denerwował mnie fakt, że jestem tak bezsilna wobec cierpieniaprzyjaciółki. Zresztą, ostatnio wszystko mnie denerwowało. Najgorsze w tymwszystkim było to, że nie dawałam, jak zawsze, upustu swojej złości, tylkowszystko dusiłam w sobie. Czasem wyżalałam się... Potterowi. Tak, dobrzeczytacie – Potterowi. Temu Potterowi. Stał się dla mnie pewnego rodzajumyślodsiewnią. Od pamiętnego ranka w Londynie, gdy razem biegaliśmy, czułam czasempotrzebę wygadania się właśnie jemu. Może dlatego, że miał takie trzeźwespojrzenie na wszystko? Zawsze dawał mi dobre i trafne rady. Jednak mimopozorów, wcale nie stał się moim przyjacielem, czy czymś w tym stylu. Poprostu, nasze stosunki poprawiły się bardzo, chociaż nieraz i nie dwa razy wtygodniu zdarzały nam się kłótnie. Do niektórych sytuacji nawet nie pasowałanazwa kłótnia. Czasem, zdarzało mi się wywołać wręcz awanturę. Powracając dosamego Jamesa, nie wiedziałam, jak nazwać można było nasze stosunki.Najbardziej przypominało mi to układ spowiednik-spowiadający. Roześmiałam sięprzy tym stwierdzeniu. Wstałam z ziemi i poszłam do Pokoju Wspólnego, gdzieznalazłam wszystkich Huncwotów, pochylonych nad jakimś kawałkiem pergaminu.Podeszłam do nich i próbowałam zajrzeć przez ramię któremuś, ale skuteczniezasłaniali. W końcu zaniechałam próby.
-Cześć.– powiedziałam, a wszyscy podskoczyli. Remus szybko i zwinnie złożył pergamin iuśmiechnął się przyjaźnie.
-CześćRuda. Czym możemy służyć? – spytał formalnie. Skrzywiłam się na samowspomnienie mojego rzekomego przezwiska.
-Wsumie, to niczym. – wzruszyłam ramionami. – Po prostu, nudzi mi się.
-Agdzie masz Czarną? – spytał Łapa niby obojętnym głosem. Nie wiedziałam zabardzo, co odpowiedzieć, ale ostatecznie nie musiałam nic, bo do PokojuWspólnego weszła sama zainteresowana. Wszystko byłoby okej, gdyby nie to, żenie weszła sama. I bynajmniej, osobą jej towarzyszącą nie była żadnadziewczyna. Był to Gryfon z siódmej klasy, ścigający naszej drużyny, Chris.Tak, ten sam Chris, z którym wydarzył się pewien incydent na imprezie u mnie wdomu, ze mną w roli głównej. Gdy para przechodziła obok nas, Chris właśniekończył swoją anegdotkę i Kate roześmiała się perliście. Roześmiała się właśniew ten czarujący sposób, który wyraźnie wskazywał, że chce go poderwać. A wprzypadku Chrisa i większości chłopaków w szkole, dla Kate wcale to nie byłotrudne. Syriusz, słysząc ten śmiech automatycznie obrócił się z uśmiechem natwarzy w tamtą stronę. Szybko jednak uśmiech mu zrzedł, gdy zobaczył, do kogoona się tak śmieje. Żądza mordu zaświeciła w jego oczach. Modliłam się, żebyKate nie posunęła się za daleko w kontaktach z siódmoklasistą. Próbowałamzłapać z nią jakiś kontakt wzrokowy, jednak ona nas nie widziała i najzwyczajniejw świecie robiła to, co jej w życiu najlepiej wychodziło. Czyli flirtowała.Zaczęłam gorączkowo szukać wyjścia z tej głupiej sytuacji. Zerknęłam ukradkiemna Syriusza, który wydawał się wściekły. Jednak po chwili przyglądania się im zżądzą w oczach, przymknął je na sekundę i po chwili przywołał uśmiech na twarz.
-Naczym skończyliśmy? – zwrócił się do Huncwotów. Oni spojrzeli na niegoniespokojnie, jednak po chwili doszli do wniosku, że należy udawać, iż nic sięnie stało.
-Jużskończyliśmy. – Remus odchrząknął znacząco i wstał. – Idę odrobić zadanie naEliksiry.
-Poczekaj,pójdę z tobą. – Peter rzucił się za przyjacielem i oboje poszli na górę.
-Idęsię przejść. – mruknął Syriusz i również wstał z miejsca.
-Iśćz tobą? – spytał, ku mojemu niezadowoleniu James. Tamten pokręcił głową iwyszedł. Potter wbił wzrok w ścianę i zapanowała cisza. Ja uparcie wpatrywałamsię w niego, czekając, aż zacznie coś mówić. Byłam pewna, że nie wytrzyma izaraz coś powie. Jednak cisza panowała nadal. W końcu, nie umiejąc znieść tego,otworzyłam usta, z zamiarem powiedzenia czegoś.
-Idęsię położyć spać. Dobranoc. – Potter wstał i nie zaszczycając mnie nawetspojrzeniem poszedł do dormitorium. Siedziałam tak z otwartymi ustami,zaskoczona jego zachowaniem i wpatrywałam się w odchodzącą sylwetkę chłopaka.Czyżby się obraził? Obróciłam głowę i w tym samym momencie obok mnie usiadłBlack.
-Podobnoposzedłeś się przejść. – zauważyłam, obserwując go uważnie.
-Rozmyśliłemsię. – mruknął.
-Czemutak się stało? – spytałam, przerywając chwilową ciszę.
-Mniesię pytasz? – warknął, mierząc wściekłym spojrzeniem brunetkę stojącą w drugimkońcu pokoju.
-Akogo mam się pytać?
-Tonie ja się umawiam z innymi dziewczynami.
-Aleprzez cały miesiąc nie mogłeś jej nawet zaprosić na głupi spacer, niezamieniłeś z nią żadnego słowa! – oburzyłam się i wbiłam w niego wściekłespojrzenie.
-Onateż nie. – mruknął, spuszczając z tonu.
-Walczo nią. – rzuciłam i wstałam z fotela, z zamiarem odejścia.
-Czemuto zawsze ja muszę walczyć?! – Black również wstał i stanął przede mną, patrzącmi prosto w oczy. Wytrzymałam jego wzrok. – W domu musiałem walczyć o bycienormalnym, w pierwszej klasie musiałem walczyć o dobre imię, teraz mam walczyćo nią!
-Bojesteś mężczyzną. – powiedziałam cicho i odwróciłam się, odchodząc.
-Tonie jest żaden argument. – zawołał za mną. – Daj mi inny. – odwróciłam sięjeszcze do niego i spojrzałam smutno.
-Onanigdy nie walczyła o nic, bo miała wszystko, czego chciała. Nie potrafi.Wystarczy? – po tych słowach odeszłam, rzucając ostatnie spojrzenie na Katerozmawiającą z Chrisem. Westchnęłam i weszłam po schodach, wpadając dodormitorium i bez słowa kierując się do łazienki, by wziąć kojącą kąpiel.


-Kate?– dziewczyna spojrzała na mnie pytająco. Był sobotni ranek, ona właśnieprzyszła ze śniadania, na które mi się nie chciało iść, bo nie byłam głodna.Podjęcie tej rozmowy ułatwiło mi to, że byłyśmy same. – To z Chrisem to cośpoważnego, czy przelotnie?
-Niezastanawiałam się nad tym. – odparła i wzruszyła ramionami. – Zaprosił mnie naspacer, więc się zgodziłam. Dzisiaj idziemy razem do Hogsmeade. Kto wie? Możecoś z tego będzie. – jej głos jednak nie wskazywał jakiegoś bardzo pozytywnegonastawienia.
-Aco z Łapą? – zapytałam, przyglądając się jej reakcji. Na chwilę znieruchomiała.Jednak po chwili, jakby otrząsnęła się i odwróciła głowę, przyglądając sięswoim paznokciom.
-Aco ma być? – spytała. Westchnęłam z irytacją.
-Maszzamiar udawać, że nic między wami się nie zdarzyło? Że nic was nigdy niełączyło?
-Może.– mruknęła, spuszczając głowę.
-Świetnie.To gratuluję postawy. – warknęłam, zdenerwowana jej zachowaniem.
-Dlaczegodo mnie masz pretensje? My to nie tylko ja. – powiedziała w swojej obronie,podnosząc głos. Roześmiałam się. – Co?
-Nic,jesteście identyczni. – wytłumaczyłam. – Te same argumenty. Wracając do twojegopytania. A jak on ma to naprawiać, skoro ty się umawiasz z innymi facetami?Kate, pomyśl troszkę.
-Przezcały miesiąc nie umówiłam się z nikim, tylko czekałam, aż on mnie zaprosi,odezwie się, czy cokolwiek zrobi! I przez calutki miesiąc, jedynym słowemskierowanym do mnie, jakie słyszałam, było „cześć”! – dziewczyna wstała i wbiławe mnie rozjuszony wzrok.
-Proszę,zaczynamy pokazywać uczucia. Nareszcie. – również wstałam. – Już mniedenerwowała ta twoja obojętność na wszystko. – brunetka zdawała się być zbita ztropu, więc kontynuowałam. – A dlaczego tylko on miał coś inicjować? Możenareszcie ty byś się postarała? Wiecznie tylko wszyscy mają o ciebie sięstarać, a ty nawet palcem nie kiwniesz. Mówisz, że wy, to nie tylko ty, alepomyśl w drugą stronę. Wy to nie tylko on.
-Ruda,daj spokój. – mruknęła cicho i usiadła spowrotem na łóżku, wracając do swojejobojętności, co tylko mnie zdenerwowało.
-Czyty tego nie widzisz? Ślepa jesteś? – spytałam drwiąco. – Nie potrafisz nawetpowalczyć o własne szczęście. Jak tak miało być, to po jaką cholerę w ogóleleciałaś mu w ramiona u mnie? Jesteś głupia. – dziewczyna skwitowała tomilczeniem. Usiadłam na łóżku, próbując zając myśli czym innym, jednak niebardzo mi to wychodziło, więc wyszłam z pokoju, mijając się w drzwiach zAngeliną.


-CześćLunio. – padłam na fotel obok niego.
-Cześć.– odparł i uśmiechnął się. Westchnęłam ciężko, a on zmierzył mnie badawczymspojrzeniem. – Co jest?
-Nic.– odpowiedziałam, wpatrując się w punkt na ścianie. Skwitował to wymownymmilczeniem. – Nie potrafię zrozumieć Kate i Syriusza! – wybuchłam nagle, dającupust moim odczuciom, co do ich kwestii. – Nie rozumiem, dlaczego się takzachowują! Przecież u mnie wszystko grało! Razem są szczęśliwi, bez siebieobydwoje markotnieją. Nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem.
-Obydwojesą po przejściach, mają złe doświadczenia za sobą. – powiedział powoli,odkładając książkę. Spojrzałam na niego. Na jego czole pojawiła się małazmarszczka.
-Alewtedy, u mnie, przez całe dwa tygodnie zachowywali się normalnie, potrafili byćrazem.
-Lily,to były dwa tygodnie, były wakacje, nie mieli z kim innym spędzać czasu, byliwśród samych swoich, nic nie przypominało im złych doświadczeń. Związek to jużcoś bardziej poważnego. Muszą zmagać się z problemami, zastanawiać się nadprzyszłością. Wtedy liczyło się dla nich to, co się aktualnie działo. W związkupamiętasz to, co było i patrzysz na to, co będzie. To nie jest takie proste.Oni oboje muszą do tego dojrzeć.
-Aleczy dojrzewanie do tego polega na unikaniu siebie, nie odzywaniu się iznajdywaniu pociechy w ramionach kogoś innego? – mruknęłam posępnie.
-Tomusi być ich decyzja. To jest ich życie, Ruda, nie zmienisz tego. Oni i takzrobią to, co uważają za słuszne.
-Naprawdęmyślisz, że to, co oni wyprawiają, uważają za prawidłowe? – chłopak nieodpowiedział, tylko skrzywił się lekko. – No właśnie.
-Zadajeszzbyt trudne pytania. – roześmiał się, a ja uśmiechnęłam mimowolnie. – Zostawich. I tak nie przekonasz żadnego, by zrobił coś konkretnego.
-Ktośim musi przemówić do rozumu.
-Imyślisz, że jesteśmy odpowiednimi osobami? – spytał powątpiewająco, marszczącbrwi.
-Myślę,że sami nie damy rady, ale razem z Rogaczem i Chudą by nam się udało. –powiedziałam z nadzieją.
-Jamesz nim rozmawiał o tym setki razy. Trudno jest przemówić Łapie do rozumu.
-Trudnonie znaczy, że jest to niemożliwe. – odparłam rezolutnie. – Zresztą, Łapa topikuś w porównaniu do tej upartej, znieczulonej zewnętrznie oślicy. –skrzywiłam się.
-Moimzdaniem lepiej się nie wtrącać. Poza tym, tak samo moglibyśmy wszyscy próbowaćtobie przemówić do rozumu. – otwarłam usta i zastygłam, mocno zdziwiona jegostwierdzeniem.
-Żeco? – wykrztusiłam z siebie.
-To,co słyszałaś. – uśmiechnął się pod nosem. – Chociaż w tym roku jest z tobą owiele lepiej, niż w poprzednich latach.
-Onie, to całkowicie co innego, jak Syriusz i Kate! – oburzyłam się. – Mnie iPottera nigdy nic nie łączyło, a oni byli kiedyś parą. No i między nimiwyraźnie coś jest, a między mną, a Jamesem nic. Zupełnie nic.
-Natwoim miejscu nie byłbym tego taki pewny. – podsumował cicho. Już miałamprotestować, gdy przysiadł się do nas Potter. – O wilku mowa. – rzucił Remus ispojrzał z rozbawieniem na mnie. Posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Coo mnie mówiliście? – Potter spojrzał na nas z ciekawością i wyszczerzył zęby.
-Żedzisiaj jakoś wyjątkowo jesteś uczesany. – wymyśliłam na szybko. Była tonajgłupsza rzecz, jaką mogłam powiedzieć, bo nie dość, że on zawsze byłpoczochrany, to jeszcze dzisiaj widziałam go pierwszy raz. Jednak, na całeszczęście, on nie zauważył tych sprzeczności i tylko zmarszczył czoło, jakbynad czymś myśląc. – Idziecie dzisiaj do wioski? – spytałam, zmieniając szybkotemat. Remus kiwnął głową twierdząco.
-Aco, chcesz iść z nami? – spytał Potter, obojętnym tonem. Lupin zmarszczył brwi,zastanawiając się nad czymś.
-Nie,tak pytam. Zapewne pójdę z Angeliną. – mruknęłam w odpowiedzi.
-Aty już nie pytasz Rudej o randkę? – spytał zaskoczony Remus. Spaliłam lekkiegoburaka, a Potter zrobił obojętną minę i wzruszył ramionami, jednak nieodpowiedział nic. Lupin przyglądał mu się przez chwilę podejrzliwie, a potemzwrócił wzrok ku mnie. W końcu nic nie powiedział, tylko westchnął, mruknął cośo książce z historii magii i poszedł do dormitorium, zostawiając nas samych.
-Czemucię nie było na śniadaniu? – James zwrócił się do mnie.
-Niebyłam głodna. – poinformowałam go zgodnie z prawdą.
-Schudłaśostatnio. Powinnaś jeść śniadanie. – powiedział ostrym tonem. Podniosłam jednąbrew i spojrzałam na niego zdziwiona. – Mówię poważnie. Martwię się o ciebie.
-Niemusisz. – mruknęłam zakłopotana. – Sama sobie poradzę. – wstałam z fotela,jednak on chwycił mnie za rękę i zatrzymał. Poczułam lekki dreszcz przechodzącyprzez całe ciało, począwszy od ręki.
-Cosię stało? – spytał zmartwiony i spojrzał mi prosto w oczy.
-Tochyba ty mi powinieneś powiedzieć, co się stało. – odparłam, wytrzymującdzielnie wzrok. – Zrobiłeś się dla mnie strasznie nieprzyjemny. – dodałamcicho. On puścił mnie i roześmiał się.
-Widzisz,jak się czułem przez te 3 lata? – rzucił lekko drwiącym tonem.
-Myślałam,że sobie to wyjaśniliśmy w wakacje i że utrzymujemy przyjazne stosunki. –poczułam, jak narasta we mnie irytacja. Denerwowało mnie jego zuchwałezachowanie.
-A co?Zabolało cię Ruda, że jestem dla ciebie niemiły? – zrobił bezczelną minę,czekając na moją irytację. Prychnęłam z pogardą.
-Amoże to ciebie zabolało to, że po raz kolejny dostałeś wczoraj kosza? –zmierzyłam go lekceważącym spojrzeniem i uśmiechnęłam się irytująco. Ten niewiedział co powiedzieć. Co chwila otwierał usta, by rzucić głupim komentarzem,jednak spowrotem je zamykał. – Biedny Potter. Niedobra Evans pogodziła się znim, a i tak nie chce się z nim umówić i wielbić jego wspaniałej osoby. Och, jakmi cię żal, Potter. – uśmiechnęłam się słodko i odwróciłam na pięcie, punktującsobie w myślach.
-Ruda! – zawołał za mną, jednak ja się nawet nieobróciłam. – Nareszcie wracasz do formy!

Komentarze

  1. pierwsza, pierwsza!!! :D Tak się cieszę że napisałaś, rozdział jest super. lecę czytać drugą część :D

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu jestem ;)Bardzo podoba mi się rozdział (jak na razie ;)), jest wciąż taka fajna, typowo Hogwarcka atmosfera. James się obraził...Uśmiałam się przy końcówce. I doprawdy nie wiem, co Kate i Syriusz chcą osiągnąć tym unikaniem bliższych kontaktów. Mam nadzieję, że niedługo się za nich weźmiesz ;) Dodam jeszcze, że aktualnie jestem po stronie Syriusza.Przykra sprawa ze Snape'm, nie wiem, co ja zrobiłabym w takiej sytuacji. Twoja Lily jednak jakoś sobie radzi, więc jest nieźle.Niestety nie będę się rozpisywać, bo lecę do Worda pisać rozdział do mnie. Coś słabo mi idzie ;/Nie wiem czemu mówiłaś, że tytuł nie pasuje. Dla mnie jest spoko ;]II przeczytam wieczorem lub jutro.Pzdr.;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, naprawdę! Ja chciała bym jeszcze trochę Adama xdtak jakby spotkali się z Jamesem? Oczywiście to tylko propozycja,ty na pewno wiesz lepiej ;D Czekam na następną ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Booskie. I Lily poczuła ten "charakterystyczny dreszczyk" przechodzący od jej ręki. Genialna notka. Podoba mi się bardzo Twój styl pisania. Lecę czytać drugą część! Pozdrowienia!xxx

    OdpowiedzUsuń
  5. fakt super. tylko czemu zjadłaś prawie wszystkie spacje, to nie wiem. no i czy jesteś polkom?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)