Cześć.
Wiem, długo mnie tutaj nie było. Nie będę tłumaczyładlaczego. Zmusiłam się do notki, bo gdybym jej nie napisała, najpewniejusunęłabym lub zawiesiła na wieczne nieodwieszenie tego bloga. Nie mam żadnejkoncepcji na to, co ma się z nimi wszystkimi dziać, nie mam weny, nie mampomysłów, ani nawet ochoty na pisanie. No i chyba Ameryki nie odkryję, jeślinapiszę, że ta notka jest niedopracowana, nieudana i zapewne zawiera pełnobłędów. Jestem zadowolona jedynie z paru malusieńkich kawałków (jak nie zdań).Dobra, nie będę więcej tutaj rozprawiać się nad tym rozdziałem. Chciałam tylkopowiedzieć, że nowy rozdział pojawi się sama nie wiem kiedy. O ile w ogóle siępojawi. No i notka dzielona na pół, chociaż ma tylko 9 stron.
Pozdrawiam i dziękuję, że jesteście.
Leksia
***
Z cichym jękiem obudziłam się następnego dnia. Czułam, jaksłońce świeci mi po twarzy, ale bałam się tego, co mogłam zobaczyć po otwarciuoczu. Leżałam na czymś miękkim, a na moich nogach leżało coś ciężkiego. Wgłowie mi okropnie huczało, nie wspominając o tym, jak bardzo mnie ona bolała ijak bardzo mi się chciało pić. W końcu, po długiej walce z samą sobą,otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Leżałam we własnym pokoju, który wcale niebył zdemolowany, co mnie zdziwiło. Spojrzałam na swoje nogi, na których spoczywałyinne, damskie. Poruszyłam się i owe obce nogi spadły na ziemię, a za nimi jegowłaścicielka. Usłyszałam kilka jęków i zerknęłam na dół. Właścicielką nóg,które mi uciążały była Angelina. Na ziemi leżało mnóstwo osób, jednak wszyscy wtym momencie spali. Oprócz mnie, na łóżku leżał Remus, Jenny i jeden z tychtrzech Krukonów, oblegających wczoraj Angelę. Z trudem podniosłam się iwygramoliłam z łóżka. Jednak, gdy tylko wstałam na nogi, poczułam, jak wszystkolawiruje i o mało co nie upadłam na ziemię. Przeszedł mnie dreszcz zimna, a naskórze pojawiła się gęsia skórka. Z trudem skupiłam wzrok na oknie. Na zewnątrzlało, jak z cebra i było szaro, mimo, że zegar wskazywał 8. W miejscu, gdziespałam leżał jakiś szary, męski kardigan, więc wzięłam go i założyłam nasiebie. Od razu zrobiło mi się cieplej, chociaż nogi nadal miałam gołe (ubranabyłam we wczorajszą sukienkę). Sweterek pachniał męskimi perfumami, od którychnadmiaru zebrało mi się na wymioty. Aczkolwiek perfum był naprawdę śliczny.Postanowiłam, że najpierw obejdę dom, a potem zajmę się sobą. Trochę bałam siętego, co mogłam zobaczyć, bowiem straciłam zdolność kontaktowania gdzieś wpołowie imprezy, więc nie widziałam końca. Zerknęłam na lusterko w toaletce iaż się przestraszyłam samej siebie. Miałam rozmazane oczy, włosy w okropnymnieładzie, niektóre kosmyki sterczały mi we wszystkie strony, byłam blada,miałam podpuchnięte oczy, a ubranie całe pomięte. Jednak doszłam do wniosku, żei tak wszyscy będą spać, więc wyszłam z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi.Czułam, że moja głowa lada chwila pęknie. Trochę chwiejnym krokiem zeszłam nadół i skierowałam się do kuchni z myślą o różdżkach tam schowanych i zamiaremzrobienia sobie kawy. Weszłam do kuchni i machinalnie sięgnęłam do skrytki, gdzieznajdowała się sterta różdżek.
-Wszystkiesą. – podskoczyłam, słysząc czyjś głos, tym samym rąbnęłam się głową o otwartąszafkę. Skuliłam się, chwytając za głowę. – Nic ci nie jest?! – owy osobnikdoskoczył do mnie spytał z troską, wystraszonym głosem.
-Potter,do cholery, co ty tutaj robisz?! – spojrzałam na niego, krzywiąc się. Nie dość,że głowa mi pękała sama z siebie, to jeszcze zafundowałam sobie dodatkowąporcję bólu. Chłopak roześmiał się głośno, co tylko pogorszyło stan mojego łba.– Czyś ty oszalał?! – krzyknęłam oburzona. – Nie śmiej się tak głośno! – brunetnatychmiast zamilkł.
-Tosą skutki picia wódki. – powiedział z drwiącym uśmiechem i usiadł przy stole.Ja podniosłam się i nie zwracając na niego uwagi, postawiłam wodę na kawę.
-Chceszcoś ciepłego do picia? – spytałam, nie odwracając się w jego stronę.
-Właśniepróbowałem rozkminić, jak tego się używa. – wyszczerzył zęby. – Poproszę kawę.– dodał uprzejmie. Wzięłam z szafki czyste kubki i wsypałam do nich kawy,czekając, aż woda się zagotuje. – Wyglądasz, jak prawdziwa imprezowiczka. –odezwał się po chwili, a ja spojrzałam na niego spod byka. – No i masz mójsweter. – dodał z zadowolonym uśmiechem. Spojrzałam na szary sweter, którymiałam na sobie i który znalazłam... na swoim łóżku.
-Totwój? – spytałam, a on pokiwał głową. – Przepraszam, zaraz ci oddam. –mruknęłam zakłopotana. Jednak nie byłam zakłopotana tym, że mam jego sweter,ale tym, że nie pamiętam, co robiłam (albo raczej, co robiliśmy) po przyjściu(a raczej przyniesieniu mnie) do mojego pokoju. – Zimno mi było, a leżał, więcpożyczyłam. – dodałam z lekką obawą, obserwując jego reakcję i przymierzającsię do ścignięcia kardiganu.
-Zostawsobie, skoro ci zimno. – uprzedził mnie. – Wyglądasz w nim uroczo. – dodał iuśmiechnął się. Przygryzłam wargę i zostawiłam sobie sweter, a uwagę Potterapuściłam mimo uszu. Bojąc się dowiedzieć, co się mogło dziać, zajęłam sięrobieniem kaw. Zapanowała cisza. Ja kręciłam się po kuchni, szukając łyżeczek,mleka i wszystkiego, co mi było potrzebne, albo i nie. Byle tylko nie musiećrozmawiać z nim. Już nawet przestał mi przeszkadzać ból głowy, czy okropneuczucie suchości w gardle. Przez cały czas nie mogłam się pozbyć z głowynatrętnego pytania, czy wczoraj robiłam cokolwiek niepożądanego z Potterem?Cały czas czułam jego wzrok na sobie.
-Niemartw się tak. – odezwał się, po raz kolejny przerywając ciszę. – Nic wczorajnie zrobiłaś. – powiedział z lekkim uśmiechem, jakby czytał mi w myślach.Postanowiłam grać, więc spojrzałam na niego pytająco. – No, nie całowałaś sięze mną, nie poszłaś do łóżka, nie wyznałaś miłości, a mój sweter znalazł siętam całkowicie przypadkowo. Po wniesieniu ciebie na górę, było mi straszniegorąco, więc go ściągnąłem. – wytłumaczył, a mi szczęka opadła. Skąd on docholery wiedział, o czym myślę?! Potrząsnęłam lekko głową i otworzyłam usta wzamiarze powiedzenia czegokolwiek sensownego.
-Wiem.– odparłam w końcu ochrypłym głosem. Ten spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Powiedziałem,ci na wszelki wypadek, bo widzę, jaka jesteś niespokojna. – wzruszył ramionamii zaczął się bawić łyżeczką leżącą na stole. Odetchnęłam z ulgą i pozwoliłamsobie na uśmiech. Chwilę rozmyślałam, co dokładnie mogłam mu powiedzieć, gdymnie niósł na górę, ale to chyba jednak nie miało większego znaczenia. A może?Stwierdziłam, że lepiej zapytać.
-Eee...– zaczęłam, a on skierował na mnie swoje orzechowe oczy. – A możesz mipowiedzieć, co konkretnie mówiłam do ciebie, gdy mnie wnosiłeś na górę? –spytałam cicho, co go chyba trochę zaskoczyło.
-Niewiesz, co do mnie mówiłaś? – wydukał w końcu, a ja pokręciłam głową. Chłopakroześmiał się. – A po co ci to wiedzieć?
-Bopotem, gdy nie będę wiedziała, będziesz mnie prześladował przez cały rokszkolny, a ja nie będę wiedziała, co mówiłam. – odparłam i zarumieniłam sięlekko. – Tylko proszę, nie ściemniaj, jak wtedy, po jednej imprezie wHogwarcie. – dodałam. On uśmiechnął się.
-Napewno chcesz to usłyszeć? – spytał, a ja pokiwałam głową. – No... najpierw cośwspominałaś o tym, że cię pocałowałem. – w pamięci mignęła mi scena, gdyjeszcze byłam całkowicie trzeźwa. Tak, rozmowa z Potterem, potem Chris i...Potter. Skrzywiłam się mimowolnie. – Potem ubolewałaś nad tym, że cię Adamzdradził. – powiedział, obserwując moją reakcję. Przygryzłam wargę i spojrzałamwyczekująco, mając nadzieję, że to koniec kompromitujących wypowiedzi. – Apotem były całkiem przyjemne rzeczy. – uśmiechnął się, a ja zzieleniałam. Copijana Lily Evans mogła naopowiadać Potterowi, który (w jej pijanymprzekonaniu) ratował jej życie, niosąc do bezpiecznego miejsca?
-Toznaczy? – ponagliłam go, wykręcając sobie palce.
-Powiedziałaś,że, wbrew twoim wcześniejszym zapewnieniom, nie żałujesz żadnej mile spędzonejchwili ze mną, w tym i naszych pocałunków. – cały czas mówił powoli, specjalniepozwalając mi najeść się stresu. Miał wyraźny ubaw, ale wiedziałam, że niekłamie. – Potem powiedziałaś, że żałujesz, iż nasze relacje wyglądają tak źle,że mnie przepraszasz za wszystko, co złego mi zrobiłaś i powiedziałaś na mnie.Chciałaś, abyśmy zostali przyjaciółmi. Wspomniałaś również, że jestem bardzoprzystojny. – wyszczerzył zęby. – No i na koniec dałaś mi buziaka w policzek nazgodę. To wszystko. – oznajmił i wyczekiwał mojej reakcji. – A, no i jeszczemówiłaś do mnie James. Cały czas. – dodał i znowu szeroko się uśmiechnął.Przełknęłam ślinę i przeklinałam siebie samą w duchu za to wszystko.
-Ioczywiście zdajesz sobie sprawę z tego, że to wszystko było wypowiedziane tylkoi wyłącznie pod wpływem szkodliwych procentów, które płynęły w moich żyłach pospożyciu nadmiernych ilości alkoholu? – wyrzuciłam w końcu z siebie.
-Wsumie, to myślę, że alkohol tylko odblokował w tobie to, co myślałaś iniekoniecznie chciałaś mi wyjawić. – powiedział z lekkim uśmiechem i wstał zkrzesła. Zaczął powoli iść w moją stronę, a ja instynktownie cofałam się.
-Japo prostu po alkoholu robię się przyjazna. I to wszystko nie było prawdą. –oponowałam. Potter był coraz bliżej mnie.
-Itak ci nie wierzę. – odparł i wzruszył ramionami. Cofając się, napotkałamszafkę, która mi uniemożliwiła dalsze kroki. On doszedł do mnie i stanął, będącnaprawdę blisko. Znowu powtórzyła się sytuacja sprzed wczoraj, gdy patrzeliśmysobie w oczy. Jednak tym razem nie odczuwałam aż takiej oziębłości wobec niego.– A może jednak zostaniemy przyjaciółmi? – spytał, co mnie zaskoczyło.Zmarszczyłam brwi. – Na razie. – dodał z nikczemnym uśmiechem. – Moglibyśmy sięod czasu do czasu spotkać...
-Myślę,że w naszym przypadku to nie będzie działać. – przerwałam mu. – Poza tym, wtedywykorzystałbyś to przeciw mnie i gdybym z tobą poszła na spacer, wziąłbyś to zaumówienie się.
-Ażtak nisko mnie cenisz, Evans? – spytał prawie szeptem. – Zresztą, przyznaj się,podobały ci się te kilka chwil zapomnienia ze mną.
-Może...– odparłam, zaskakując nie tylko jego, ale i samą siebie.
-Widzę,że dzisiaj już nie jesteś taka twarda. – stwierdził z lekkim uśmiechem. Może togłupie, ale musiałam mu przyznać rację. Nawet ośmieliłabym się powiedzieć, żeta bliskość sprawiała mi przyjemność. Może dlatego, że moja głowa dzisiaj niebyła w zbyt dobrej kondycji. – Dalej odczuwasz satysfakcję z tego, że nic ciędo mnie nie ciągnie, mimo bliskości? – spytał szeptem, wprost do ucha. Poczułamlekkie szarpnięcie w okolicach brzucha. Całą siłą woli powstrzymywałam się,żeby przypadkiem go nie pocałować, lub nie sprowokować do tego.
-Zarazzwymiotuję. – powiedziałam słabo, a on roześmiał się.
-Opieraszsię samej sobie, Evans. Po co tak mówisz, skoro widać po tobie, że... – niewytrzymałam i zwymiotowałam obok niego, w ostatniej chwili odsuwając go.Patrzył oszołomiony na to, a ja poczułam z jednej strony ulgę, a z drugiejogromny wstyd. Szarpnięcie w okolicach brzucha, mimo, że ogólnie jestzjawiskiem bardzo przyjemnym i odczuwalnym w chwilach uniesienia, połączone zmoim ogólnym kiepskim samopoczuciem i kacem, spowodowało, że opróżniłam całązawartość swojego żołądka.
-Tymówiłaś poważnie, a ja myślałem, że... – odezwał się zszokowany chłopak, poczym wybuchnął śmiechem.
-Bardzośmieszne. – warknęłam. Poszłam do łazienki po wiaderko z wodą i szmatę iposprzątałam to, co narobiłam. Na szczęście nie zjadłam wczoraj za dużo, więcteż nie było tak tragicznie. Aczkolwiek nie zmieniało to faktu, że czułam sięokropnie i było mi strasznie wstyd. Poszłam szybko do łazienki i obmyłam twarzzimną wodą i umyłam zęby. Potem wróciłam spowrotem do kuchni, gdzie nadalsiedział Potter.
-Przepraszam.– mruknęłam, czerwieniąc się.
-Dajspokój, każdemu się zdarza. Szczególnie, gdy się ma kaca. Wiem coś o tym. –roześmiał się i puścił mi oczko. – A co z tą kawą? – spytał.
-Rzeczywiście.Zapomniałam. – mruknęłam nadal czerwona i zrobiłam dwie kawy. Podałam mu iusiadłam naprzeciw niego, mieszając swoją. – A ty co wczoraj robiłeś, opróczwynoszenia pijanych nastolatek po schodach? – spytałam, chcąc szybko zmienićtemat i zapomnieć o tym niesmacznym zdarzeniu.
-Ogólnie,to nic. – wzruszył ramionami. – Jako, że padł gospodarz, przejąłem tązaszczytną funkcję i pilnowałem, żeby ci domu nie wysadzili w powietrze.
-Bojęsię zobaczyć stan pokoi. – mruknęłam i upiłam łyka kawy, czując rozkoszneciepło w przełyku.
-Spokojnie,nie powinno być tak źle. Co prawda, znaleźli różdżki, ale w porę im wziąłem. –oznajmił, a ja odetchnęłam z ulga.
-Anie wiesz, czy dostali się do pokoju mojej siostry? Zamknęła go na klucz, alenigdy nie wiadomo.
-Tenmiędzy sypialnią twoich rodziców, a twoim pokojem? – pokiwałam głową, a onuśmiechnął się lekko. – Co prawda, otworzyli go i chcieli tam zrobić rozróbę,ale ich wygoniłem stamtąd, wnioskując, że skoro był zamknięty, to nie można tamwchodzić. – poinformował mnie. Trochę mnie to zmartwiło, bowiem miałam ogromnydług wdzięczności wobec niego. Już chciałam o coś spytać, otwierając usta, aleon mnie uprzedził. – Nie pozwoliłem im również wyjść na zewnątrz, ani niezepsuli żadnego sprzętu. Jest kilka szczególnie zabrudzonych miejsc, ale tonorma przy takich typu imprezach. Ogólnie nic ciekawego się nie działo. No,chyba, że ciekawe uznasz to, że Chuda całowała się z jednym z tych Krukonów,oraz z... – tutaj zatrzymał się i uśmiechnął złośliwie. – z Lunatykiem. –dokończył, a ja wybałuszyłam na niego oczy.
-Poważnie?– w odpowiedzi pokiwał głową, a ja zachichotałam. – To już drugi raz. –wyszczerzyłam zęby.
-Wiem,ale dzieci z tego nie będzie. – mruknął, a ja spojrzałam pytająco. – Zapewneżadne z nich nic nie pamięta, a nawet wątpię, żeby mieli świadomość z kim torobią. Poza tym, Angelina zajęła się później tym Krukonem, a Remus położył sięspać.
-Widzę,że dużo mnie ominęło. – roześmiałam się. – Wszyscy zostawali na noc?
-Wszyscy.Część śpi w salonie, część w twoim pokoju, a część w tym obok. – zdałsprawozdanie Potter i uśmiechnął się.
-Apokój moich rodziców? – spytałam z lekką obawą.
-Tamzakneblowali się Kate i Łapa. Jak poszli, tak ich nikt nie widział. Zamknęlisię na klucz i nikogo nie wpuścili.
-Anie mówiłam?! – klasnęłam w dłonie i ucieszyłam się, a on obserwował mnie zlekkim uśmiechem.
-Itak twierdzę, że nie będą ze sobą. – powiedział spokojnie, a ja wzniosłam oczydo góry. Skończyłam swoją kawę i odstawiłam kubek do zlewu. To samo zrobiłPotter.
-Idęzobaczyć pobojowisko. – oznajmiłam i wyszłam z kuchni. Ten podążył za mną. Wprzedpokoju i łazience było całkiem czysto, nie licząc kilku butelek leżącychna ziemi, czy papierków. Jednak wchodząc do salonu, aż mnie cofnęło, bowiempokój ten tak był przesiąknięty zapachem Ognistej Whiskey, że nie dało sięwytrzymać. Szczególnie, gdy miało się takiego kaca, jak mój. Widok nie był zbytciekawy, ale nie było tak źle. Jakiś Puchon, rozwalony na całej kanapie, spałsmacznie z jakąś książką (skąd tutaj wzięła się książka?) otwartą i mruczał cośsam do siebie. Podczas, gdy Puchon zajął całą kanapę, na dwóch fotelach leżałoraptem 10 osób. Byli tak poplątani, że nie wiedziałam, czyja jest jaka ręka,czy noga. I, o dziwo, wszyscy spali. Zachichotałam cicho i poszłam dalej, gdziena stole leżał Peter, obejmujący miskę z chipsami. Na ziemi również spało kilkaosób, przeważnie w dziwnych pozach. Jednak, gdy zobaczyłam Chrisa, któryspał... na stojąco, nie wytrzymałam i zaczęłam się tak śmiać, że aż musiałam wyjść,by ich wszystkich nie obudzić. Gdy się uspokoiłam, wróciłam i zerknęłam jeszczeokiem na ogólny bałagan, walające się po pokoju puste butelki, papierki i różneinne śmieci. Przeszliśmy do góry, gdzie pierwsze skontrolowałam pokój gościnny.Tam raczej wszystko wyglądało normalnie, na ziemi spało kilka osób, na łóżkuteż, nikt raczej nie wyglądał jakoś szczególnie dziwnie. U mnie w pokoju sprawytroszkę się pokomplikowały, bo okazało się, że impreza w pewnym momencieprzeniosła się tutaj i wszystko wyglądało, jak jedno wielkie pobojowisko. Wduchu dziękowałam samej sobie, że przed rozpoczęciem imprezy, pochowałamwszystko, co było wartościowe. W łazience, w wannie spały trzy dziewczyny z 7roku, przytulone do siebie. Zaś w samym pokoju wszędzie, dosłownie wszędziespali ludzie. W szafie spał Krukon zawinięty w moje ubrania, który już skończyłszkołę. Nie wspomnę o podłodze, gdzie nie było żadnego wolnego kawałka ziemi iżeby się przemieścić gdziekolwiek, trzeba było deptać po rękach, nogach ibrzuchach śpiących, wywołując tym samym ciche jęki.
-Wychodzęstąd. – mruknęłam i skierowałam się w stronę drzwi. Potter podążył za mną zlekkim uśmiechem na ustach. – Ten pokój jest za bardzo przesiąknięty zapachemalkoholu. – dodałam, zamykając za sobą drzwi.
-Chodźmydo kuchni. – zaproponował chłopak i zszedł ze schodów, nie czekając na mnie.Zmarszczyłam brwi i podążyłam za nim. – Mogłabyś zrobić jakąś herbatę jeszcze.– zasugerował i usiadł przy stole, obserwując moje ruchy. Bez słowa zrobiłamto, o co prosił. Usiadłam naprzeciw niego, podkuliłam nogi pod brodę,opatulając się jego swetrem. Upiłam łyka herbaty, siorbiąc przy tym głośno.
-Dokiedy nie ma twoich rodziców? – spytał znudzonym tonem.
-Całedwa tygodnie. – odparłam i uśmiechnęłam się promiennie na samą myśl o tym.Dostrzegłam dziwny błysk w jego oku, co spowodowało, że uśmiech mi zrzedł. –Nawet o tym nie myśl Potter. – powiedziałam ostro. On podniósł ręce w geścieniewinności i wzruszył ramionami.
-Przecieżnic nie mówię. – mruknął z zawadiackim uśmiechem.
-Alewidzę twój wzrok. Mnie nie przekonasz. – powiedziałam twardo.
-Nieprzekona do czego? – oboje z Potterem odwróciliśmy głowy w stronę drzwi, gdziestała Kate, ubrana w obcisłe dżinsy i koszulę Syriusza. Rozpuszczone długieloki opadały jej na plecy i ramiona. Uśmiechała się lekko, a w jej niebieskichoczach świeciły wesołe ogniki. Jej twarz wręcz promieniowała szczęściem.Dopiero po chwili zauważyłam Syriusza, który stał za nią i obejmował jednąręką. Zapanowała cisza, podczas której oboje z Potterem wpatrywaliśmy się wparę.
-Nieprzekona do czego? – ponowiła pytanie Kate i weszła dalej, stając obok stołu,przy którym siedzieliśmy.
-Dotego, abyśmy zostali tutaj na jakiś czas. – Potter uprzedził mnie, puszczającoczko Blackowi. Ten w mig pojął o co chodzi i wyszczerzył zęby. Katerozpromieniła się jeszcze bardziej i klasnęła w dłonie.
-Towspaniały pomysł! – wykrzyknęła z entuzjazmem.
-Nie!– oburzyłam się, rzucając Potterowi wściekłe spojrzenie.
-AleLily, będzie fajnie! – spojrzała na mnie błagalnie. – Przecież, jak byli umnie, podobało ci się, nie?
-Notak, ale...
-Tosuper, zostajecie. – zawyrokowała i uśmiechnęła się uroczo do Łapy.
-Wspaniale.– James rozciągnął się na krześle i spojrzał na nas z uśmiechem.
-Czylija już nie mam nic do powiedzenia nawet we własnym domu? – spytałamzrezygnowana.
-Nie,po prostu oszczędziliśmy sobie kolejnych prób przekonania cię, po których i takbyś się zgodziła, a tylko stracilibyśmy niepotrzebnie pół godziny. –wytłumaczył mi Black, odzywając się po raz pierwszy. Chwyciłam leżącą na stolełyżeczkę i cisnęłam nią w niego. Ten złapał ją ze zręcznością i roześmiał się.
-Możeciezostać, ale pod kilkoma warunkami. – postanowiłam przynajmniej negocjować cenę,jaką będę musiała zapłacić za ich pobyt tutaj. Wszyscy spojrzeli na mniepytająco. – Dzisiaj sprzątacie po imprezie, oczywiście bez różdżek, a ja idziewczyny siedzimy i wami tylko dyrygujemy. – oznajmiłam mściwym tonem. Potterjuż otwierał usta, żeby coś powiedzieć. – To nie wszystko, Potter. – niepozwoliłam mu nawet zacząć. – Dopóki tutaj jesteście, sprzątacie, chodzicie nazakupy, nic nie rozwalacie, na wszystko musicie uzyskać moją zgodę. Jeśli za bardzo mnie wyprowadzicie zrównowagi, wynosicie się. To chyba wszystko. – pomyślałam chwilę i spojrzałamna nich. Obydwoje uśmiechali się, a Potter nawet zbyt pewnie i zbyt szeroko.
-Wszystko,jak najbardziej, pasuje. – okularnik odezwał się, obserwując mnie uważnie. –Ale mam jedno pytanie.
-Wal.– mruknęłam i ziewnęłam potężnie.
-Evans,umówisz się ze mną? – wszyscy, oprócz mnie, wybuchnęli śmiechem.
-Jeślijeszcze raz usłyszę to zdanie, jak Boga kocham, poćwiartuję cię na kawałeczki.– warknęłam obrażonym tonem. Brunet wyszczerzył zęby i spojrzał na mniefiglarnie.
-Takichgróźb słyszałem tysiące z twoich ust. – pokazał mi język.
-Topo prostu was wszystkich wywalę. – mruknęłam niewzruszona.
-Okej,już nie będę. – położył jedną rękę na sercu, a drugą podniósł do góry. –Obiecuję. – spojrzałam na niego łaskawym okiem, a on uśmiechnął się.
-Noto bierz się za sprzątanie, Potter. Wieczorem przyjeżdża moja siostra. – po razkolejny ziewnęłam i przeciągnęłam się.
-Dajim wszystkim się wyspać. – mruknął Syriusz i podrapał się po głowie.
-Zresztą,do wieczora jest kupa czasu! – Potter machnął ręką lekceważąco. Pozostawiłam tobez komentarza, upijając łyka mojej herbaty.
Dopołudnia wszyscy zdążyli się wynieść i w domu pozostali jedynie Huncwoci, Katei Angelina. Sprzątanie zajęło chłopakom całe popołudnie. Oczywiście, nie obyłosię bez komicznych sytuacji, takich, jak zaatakowanie (w mniemaniu Huncwotów)przez odkurzacz wspomnianej wcześniej czwórki. Gdy tylko urządzenie to zaczęłowyć, cała czwórka rzuciła się na niego w panice i próbowali go wyłączyć,okładając pięściami. Skończyło się na tym, że odkurzacz wciągnął włosy Potterai przyssał się do jego głowy. Ten, zaczął niemiłosiernie panikować, wymachującrękami i krzycząc, że „ten potwór zjada moje włosy!”. Syriusz, chcąc ratowaćprzyjaciela w tarapatach, rzucił się na rurę, potykając się o kabel i tym samymwyłączając go z kontaktu. Rura, która wsysała włosy Pottera opadła, a całaczwórka wbiła nieufny wzrok w urządzenie, przybierając pozycję obronną, jakbyzaraz miał ich zaatakować. W tym właśnie momencie weszłam do pokoju iroześmiałam się na ich widok. Oni zaczęli mi tłumaczyć, że to okropne zwierzępróbowało ich zjeść, bo tylko jeszcze bardziej spotęgowało mój śmiech.Zanotowałam sobie na przyszłość, aby nigdy więcej nie dawać czarodziejowiodkurzacza i sama się wzięłam za tą robotę. Podczas, gdy chłopcy ogarniali dom,ja zrobiłam nam coś do jedzenia. Ledwo skończyliśmy jeść po sprzątaniu (jednakim trochę pomogłyśmy), drzwi wejściowe się otworzyły i do środka weszłaPetunia, a za nią Josh, niosący jej torbę. Ja i Kate wymieniłyśmy uśmiechy,Angelina przewróciła oczami, a Huncwoci spoglądali nieufnie na przybyłych.Blondyn stanął w miejscu, przypatrując się nam z ciekawością. Gdy jego wzrokspoczął na mnie i na jego ustach zagościł uśmiech, Potter poruszył sięniespokojnie. Moja siostra była zbyt przerażona, żeby cokolwiek zrobić.Przywołałam na usta słodki uśmiech i wstałam.
-CześćJosh, miło cię widzieć. – powitałam go zalotnym głosem i podeszłam bliżej. –Mam nadzieję, że wypad się udał. – dodałam, mrugając rzęsami.
-Och,cześć Lily. – chłopak puścił torbę Petunii i podrapał się z zakłopotaniem pogłowie. Jednak chwilę później spowrotem nabrał pewności siebie. – Całkiemfajnie było, ale myślę, że gdybyś pojechała, byłoby o niebo lepiej. – puścił mioczko, a ja zaśmiałam się, kładąc rękę na jego ramieniu. Usłyszałam przytłumionyhuk. Coś w stylu kubka Pottera odstawianego na stół ze zbyt wielkimzaangażowaniem. Zapunktowałam sobie w duchu i spojrzałam na Josha.
-Zostajesztutaj na dłużej? – spytałam, zerkając pytająco. On najpierw pokiwał głową,jednak później pokręcił.
-Nie.Niestety nie zostaję. – uśmiechnął się z żalem.
-CzyżbyPetunia ci nie pozwoliła? – spytałam niewinnym tonem – Nie wspominała nic otym, że rodzice pojechali na dwa tygodnie? – po tych słowach zaczęłam się bawićkońcówkami włosów.
-Eee...ja bym bardzo chciał, ale nie mogę. – wyznał lekko zakłopotany.
-Aledlaczego? Zostań. – on w odpowiedzi pokiwał głową ze słabo widocznym uśmiechem.– Proszę. – dodałam cienkim głosikiem. W tym momencie Potter wstał, głośnoszurając krzesłem i stanął obok mnie.
-Niewidzisz Lily, że on NIE CHCE? – spytał lekko podniesionym głosem, kładąc naciskna dwa ostatnie słowa. – Tak więc, żegnamy szanownego Jacka. – uśmiechnął sięironicznie. Rzuciłam mu na pół rozbawione na pół potępiające spojrzenie.
-Josha.– poprawiłam go. – Ale Josh chce zostać, prawda Josh?
-Ja...
-Nie,nie chce, przecież to widać. – okularnik nie pozwolił mu dojść do słowa. – Onjuż wychodzi, dziękujemy za odwiezienie siostry Lily i życzymy miłego dnia. –Potter podszedł do chłopaka i popychając go przez przedpokój, wypchnął go zadrzwi. Zdezorientowany Josh wsiadł do auta z dziwną miną i odjechał. Petuniarzuciła mi wściekłe spojrzenie i pobiegła na górę.
-Coto miało być, Potter?! – zwróciłam się w jego stronę ostrym głosem.
-Oncię podrywał! – powiedział z oburzeniem. Black się roześmiał, reszta walczyła zsobą, a ja stałam na pół wściekła, na pół rozbawiona. Bo, z jednej strony,zrobiłam to, żeby zdenerwować Pottera, a na koledze Petunii mi kompletnie niezależało, a z drugiej, wkurzył mnie Potter swoim chamskim zachowaniem wobecJosha. W końcu pokręciłam głową z dezaprobatą i usiadłam spowrotem przystoliku. Potter uśmiechnął się lekko i usadowił się obok mnie, na co jaodsunęłam się z impetem.
Następnegoranka wstałam, jak zwykle, dość wcześnie. Była dopiero 6.30, a słońce jużwysoko świeciło na niebie, grzejąc nawet przez zamknięte okno. Postanowiłam, żeotworzę okno, by wpuścić trochę świeżego powietrza do środka. Przy okazji,wychyliłam się i rozglądnęłam po okolicy. Jakież było moje zdumienie, gdyzobaczyłam na chodniku bruneta w koszulce i dresowych spodniach, który akuratwiązał sportowe buty. Nie wiem, czym się kierowałam i co mnie do tegopopchnęło, ale szybko wyciągnęłam z szafy sportowy strój, obmyłam twarz,związałam włosy w kucyk, ubrałam się i zbiegłam na dół, przeskakując ostatnie 4schodki, lądując cicho na dywanie. Drzwi wejściowe były otwarte, ale to mnieakurat nie zdziwiło. Wybiegłam na chodnik i rozejrzałam się. Paręset metrów odemnie, rysowała się sylwetka człowieka, który biegł truchtem. Odetchnęłam ipobiegłam w jego stronę. Mój bieg nie był truchtem, ale sprintem. Chciałam godogonić. Miałam tyle szczęścia, że zanim poszłam do Hogwartu trenowałambieganie i chodziłam na zawody szkolne. W wakacje też biegałam ze dwa razy w tygodniu.Szybko jednak przekonałam się, że w tym roku całkowicie zapomniałam o tejczynności. Przebiegłszy ledwie kilkaset metrów, miałam niezłą zadyszkę. Jednakudało mi się dogonić chłopaka. Dorównałam mu kroku i zwolniłam do jego tempa.
-Cześć.– wydyszałam na powitanie. Lekko zdziwił się na mój widok, ale po chwiliuśmiechnął.
-Coty tutaj robisz Evans? – spytał, przekrzywiając głowę. W tym momencie sama sięzdziwiłam i zmarszczyłam brwi, myśląc. Po cholerę ja za nim pobiegłam?
-Eee...biegam? Nie widać? – odparłam po chwili. – Zresztą, o to samo mogłabym spytać.– mruknęłam.
-Nowidzę, że biegasz, ale nie uważasz, że to dziwny zbieg okoliczności, że akuratwtedy, kiedy ja?
-Biegałamsobie i cię zobaczyłam, więc dołączyłam. Skoro ci to tak przeszkadza, to cześć.– rzekłam i skręciłam w prawo w uliczkę, prowadzącą do pobliskiego parku. Pochwili chłopak znów dołączył do mnie.
-Przecieżwiesz, że mi nie przeszkadzasz. – mruknął, gdy już zrównał krok. – Pytam, bo misię to wydaje dziwne. – wzruszył ramionami. – Szczególnie biorąc pod uwagę to,że podobno mnie tak nie znosisz.
-Gdybyśmnie tak nie denerwował, to bym cię znosiła normalnie, a może nawet lubiła. –odpowiedziałam dumnie.
-Itak wiem, że masz do mnie słabość. – wyszczerzył zęby.
-Widoczniemasz złe źródła informacji. Albo mało wiesz. – uśmiechnęłam się ironicznie.
-Awczoraj w kuchni? Gdyby nie twój kac, doszło by do kolejnego pocałunku.
-Gdybynie mój kac, w ogóle nie doszłoby do takiej sytuacji. – mruknęłam, czując, żesię czerwienię. – Często tak biegasz? – spytałam, chcąc zmienić temat.
-Wwakacje dość często. W roku szkolnym, jak muszę coś przemyśleć w samotności, toidę wczesnym rankiem pobiegać po boisku.
-JamesPotter, szkolna dusza towarzystwa potrzebuje chwil samotności? – w moim głosiemożna było wyczuć ironię.
-Każdyczasem potrzebuje posiedzieć w samotności. – odparł z uśmiechem. – Jak mniemam,chodzący ideał Lily Evans również.
-Nawetcałkiem często potrzebuję samotności. Szczególnie ostatnio. – roześmiałam sięponuro. On spojrzał na mnie zaskoczony. Sama byłam zdziwiona, że powiedziałamcoś takiego do niego, ale obecnie miałam to gdzieś.
-Royal.– nie zapytał, lecz stwierdził.
-Nietylko. – mruknęłam.
-Snape?– pokiwałam głową. – Ale trzymasz się nadzwyczaj dobrze. Nie widać po tobie. – dodał.Uśmiechnęłam się smutno.
-Dużorzeczy nie widać okiem. – rzekłam cicho. Potter najpierw zwolnił, a potemstanął w miejscu, chwytając mnie za rękę i tym samym powodując, że i jastanęłam. Spojrzałam na niego zdziwiona, a on pociągnął mnie lekko i poszedł wstronę ławki, na której usiadł.
-Odpocznijmy.– wytłumaczył, a jego kąciki ust lekko zadrgały. Usiadłam obok niego iwestchnęłam. Po tej krótkiej, niby nic nie znaczącej rozmowie, wszystkiewspomnienia, smutki i problemy wróciły. Stałam się markotna, wbijając wzrokgdzieś w dal. I po raz kolejny tego lata przekonałam się, że gdy ukrywaszuczucia, wybuchają one w najmniej spodziewanym momencie ze zdwojoną siłą. I takwłaśnie było. Najpierw dwa tygodnie u Kate, gdzie nawet nie miałam czasu myślećo Severusie i Adamie, potem kilka dni z dziewczynami u mnie w domu, impreza,sprzątanie po niej. I teraz, właśnie wtedy, gdy biegam z Potterem, najmniejpożądanym słuchaczem do takich rozmów, włączyło mi się wszystko, co smutne.Rogacz nawet nie musiał mnie zachęcać do mówienia. Sama odczuwałam potrzebęwygadania się komuś. A że tym kimś okazał się właśnie on, to był mały szczegół.
-Wiem,że nie cierpisz Severusa i że dziwisz mi się, że mogłam się z nim spotykać. –zaczęłam, a on nie powiedział nic, tylko słuchał. – Ale on przy mnie byłwartościowym człowiekiem z jakimiś niekoniecznie złymi ideami. Znałam go zinnych stron, niż wy. A może wydawało mi się, że go znam? Bo ja już naprawdęnie wiem, co mam o tym myśleć. Pogubiłam się w tym wszystkim. Był moim przyjacielem,zawsze mogłam mu wszystko powiedzieć. On mnie wprowadził w świat magii. No i toon zapewniał mnie, że pochodzenie z rodziny mugoli nikogo nie skreśla. Co ztego, skoro potem jednym słowem zniszczył to wszystko. Zniszczył wszystko, cobyło. Wszystko, co zdawało się być. Bo, czy on nie działał w hipokryzji,zapewniając mnie, że nie jestem szlamą, a nazywając tak wszystkich innych, a wkońcu i mnie? Już sama nie wiem, kiedy zaczęło się psuć. Sama nie wiem, czemudoszło do takich sytuacji. To był dla mnie cios. To było okropne. Straciłamprzyjaciela i w sumie nikt nie był w stanie ze mną porozmawiać, bo wszyscyodetchnęli z ulgą. Wszyscy widzieli tego złego Severusa i nie mogli zrozumiećtego, dlaczego się z nim zadaję. A dla mnie to był ogromny cios. Bo, mimo, żemiędzy nami się psuło, to nie dopuszczałam tego do myśli i rozpaczliwiepróbowałam ratować tą przyjaźń. A tu nagle taki oczywisty koniec. –wypowiedziałam to wszystko prawie na jednym oddechu, a w oku zakręciła mi sięłza. Nie chcąc teraz wybuchnąć płaczem, zaczęłam mówić dalej. – Miałamnadzieję, że dzięki wakacjom jakoś to przeboleje. W końcu miałam Kate iAngelinę. No i Adama. I kiedy czułam się tak szczęśliwie, spędzając z nim czas,dowiaduję się, że sypiał sobie z tą zdzirą. Po raz drugi w przeciągu kilkutygodni ktoś kopnął mnie w tyłek. Po raz kolejny straciłam kogoś, kto był dlamnie ważny i wydawało się, że i ja jestem dla niego ważna. Przez kilka dni niewychodziłam z pokoju. I w tym momencie brakło mi kogoś, z kim mogłabymposiedzieć. Potem dopiero pojechałam do Kate, gdzie udało mi się jakośzatuszować to wszystko. Ale tam też do końca nie uciekłam, bo spotkałyśmy Adamaw klubie. Płakałam całą noc. A teraz, znowu udało mi się zapomnieć i co? Irozklejam się tutaj przed kim? Przed tobą. Jestem żałosna. – jęknęłam na konieci po policzku stoczyło mi się kilka łez. Wytarłam je niedbałym ruchem ręki ipociągnęłam nosem. – A najgorsze jest to, że nadal czuję się okropnie, a muszęto wszystko tuszować przed dziewczynami, bo nie chcę, żeby zaprzątały sobie mnągłowy. Przecież mają własne problemy. – zamilkłam, a on nic nie powiedział,tylko patrzył w dal, jakby nadal mnie słuchał. Po chwili objął mnie ramieniem iprzyciągnął do siebie. Nie protestowałam, tylko oparłam głowę o jego ramię itak siedzieliśmy w ciszy. Nie musiał nic mówić, a mi po prostu było dużolepiej, niż po rozmowie z dziewczynami. I w tym momencie poczułam ogromnąsympatię do Jamesa Pottera.
-Niemożesz tak tłumić w sobie emocji. – odezwał się spokojnym, kojącym głosem. –Przecież Kate i Angela to twoje przyjaciółki. Czemu im wszystkiego nie powiesz?
-Powiedziałamim, tylko chodzi o to, że sama chcę zapomnieć, a nie będę im wiecznie w kółkopowtarzać, że czuję się okropnie, mimo, że upłynęło już kilka tygodni.
-Alewidzisz, co się dzieje, gdy tłumisz to wszystko. Lily, tak nie można. Chybapowinnaś więcej biegać. – dodał i potrząsnął lekko ręką. Spojrzałam na niego iuśmiechnęłam się lekko, kręcąc głową. – Jak coś, to mi zawsze możesz zaprzątaćgłowę. Problemów nie mam, więc przynajmniej twoich posłucham. – puścił mioczko. – No, może mam jeden problem. Taki rudy problem, który od trzeciej klasynie chce się ze mną umówić. – roześmiał się, a ja za nim.
-Iraczej nie umówi. A przynajmniej na randkę. – oznajmiłam i nastała cisza. Nawetnie była krępująca i było mi nadzwyczaj dobrze, gdy sobie leżałam na nim,pozwalając myślom odpłynąć. I poczułam ukojenie. Takie prawdziwe. I odkryłamcoś nowego. Potter nie dość, że jest dobrym słuchaczem, to jeszcze sprawił, żenaprawdę było mi lepiej z tym wszystkim i powoli układało mi się to wszystko wgłowie. Nie wiem, ile tak siedzieliśmy w ciszy, ale słońce było coraz wyżej iświeciło coraz mocniej, a i uliczka, przy której siedzieliśmy była corazbardziej zatłoczona.
-Czemunie może być tak zawsze? – spytałam, a on spojrzał na mnie pytająco. – Nomiędzy nami. Dlaczego nigdy nie jest, jak teraz? Dlaczego, jak chcemy,potrafimy znaleźć wspólny język? Naprawdę chciałabym, żebyśmy mogli normalnieporozmawiać, jak dzisiaj.
-Proste.Bo dla mnie to zawsze będzie za mało, a dla ciebie zawsze to było za dużo. –odparł. Wydawało mi się, że w jego głosie dostrzegłam nutkę żalu.
-Jakto dla mnie z dużo?! – oburzyłam się, odrywając od niego i próbując zatuszowaćzakłopotanie powstałe po jego słowach.
-No,nigdy nie dopuściłaś do siebie myśli, że można ze mną normalnie porozmawiać.Zawsze tylko wydzierałaś się, jaki to nie jestem głupi. – wyszczerzył zęby izarobił kuksańca w bok.
-Jakbyśmi dał jakiekolwiek podstawy do stwierdzenia, że z tobą wszystko w porządku iprzestał wiecznie pytać, czy się z tobą umówię, to może spróbowałabym. –mruknęłam obrażonym tonem.
-Mogłaśsię ze mną umówić, to byś zobaczyła, jaki jestem naprawdę. – podniósł dumniegłowę. Roześmiałam się, a on poszedł w moje ślady. Może mi się wydawało, alechyba właśnie zaczęliśmy burzyć mur, jaki powstał między nami po kilku latachnieustannej wojny.
-Kate?
-Hmm?– brunetka spojrzała na mnie pytająco.
-Botak w sumie nie miałam okazji, żeby zapytać, ale... co jest między tobą, aSyriuszem? – spytałam, a na jej czole pojawiła się mała zmarszczka.
-Aco ma z nami być? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-No,czy jesteście razem, czy nie? – zadałam kolejne pytanie, sprawiając, że onazastygła w ruchu. Zwróciła ku mnie swoją twarz.
-Niejesteśmy. Czemu pytasz? – odparła, powracając do przerwanej czynności, jakąbyło wklepywanie kremu w twarz. Ona siedziała na krześle przed toaletką w moimpokoju, a ja stałam nad nią, oparta o ścianę.
-No,bo zachowujecie się, jak para. W sensie to, co się działo na imprezie i całyczas dochodzi między wami do małych gestów. – wyjaśniłam. Angelinaprzysłuchiwała się nam z ciekawością, leżąc w pidżamie na łóżku.
-Trudnoto wyjaśnić. – mruknęła zakłopotana Bridge. – To są po prostu incydenty. Nicnie znaczące gesty. Nie jestem z nim i nie będę. Powiedzmy, że to są niedopałkiz tego, co nas kiedyś łączyło. – dodała już trochę smutno.
-Ijesteś zadowolona z takich relacji z nim? – spytałam z powątpiewaniem,podnosząc jedną brew.
-Amam jakiś wybór? – po tych słowach odwróciła głowę do lustra i zapanowałacisza. A jednak, Potter miał rację codo nich.
www.ivideo.com.pl - Darmowe filmy z polskimi lektorami w jakosci HD, nowosci kinowe takie jak Pila 3D, Zanim odejda wody, sa juz do obejrzenia na naszej stronie. Dajemy ci rowniez mozliwsc ogladania bez limitow dowolnie wybranych filmow z serwisu megavideo, u nas obejrzysz w jakosci hd za darmo bez limitow.
OdpowiedzUsuńSuper jest twój blog ;) piszesz ładnie i ciekawie. robisz tez niewiele błędów ;] kiedy będzie następna notka bo juz się nie moge doczekać ;p jak bedziesz miała chwilkę czasu to wpadnij do mnie lily-rogacz.bloog.plkomentarze mile widziane ;*
OdpowiedzUsuńale to było super jak oni z tym odkurzaczem walczyli. haha
OdpowiedzUsuńSpadłam z łóżka jak czytałam o walce ODKURZACZ vs. WŁOSY POTTERA. Genialne. Wspaniały pomysł. A między Lily i Jamesem już powoli zaczyna się coś dziać. Świetnie rozwiązane, a Kate i Angela nieźle zaszalały ;-). Śmieesznie i Romantyyycznie!Pozdro dla niezawodnej autorki - Leksi!xxx
OdpowiedzUsuń-,,Zaraz zwymiotuję. – powiedziałam słabo, a on roześmiał się.
OdpowiedzUsuń-Opierasz się samej sobie, Evans. Po co tak mówisz, skoro widać po tobie, że… – nie wytrzymałam i zwymiotowałam obok niego, w ostatniej chwili odsuwając go." Nie no bezcenne ;D Kocham, kocham, kocham! ;*