Cześć
Wam!
Rozdział
tragiczny. Ostatnio nie jestem w formie i pisanie sprawia mi trudności,
aczkolwiek zmusiłam się do napisania tej notki. Nie wiem, kiedy następna, bo,
jako, iż jestem w klasie maturalnej, moi nauczyciele dbają, by mi się nie
nudziło w domu, a oprócz tego mam remont w domu.
Rozdział
dedykuję Ginny C., dzięki której ruszyłam z miejsca, z którego nie potrafiłam
ruszyć od bodajże dwóch tygodni. Dziękuję Ci za rozmowę, moja droga! No i mam
nadzieję, że przestaniesz w końcu narzekać! ;)
Pozdrawiam
Was wszystkich.
Leksia
***
Jako, iż Kate bardzo zdenerwowała się na
mamę, a ta z kolei przy każdej okazji nie omieszkała jej wypomnieć słabych
wyników z SUM-ów, ledwo zdążyłam wpaść przez kominek do domu i powitać się z
rodzicami, a zaraz potem ogień znów zrobił się zielony i pojawiła się w nim
brunetka z naburmuszoną miną. Moja matka wpatrywała się w nią, jak w jakieś
zjawisko paranormalne, a ja wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu.
– Cześć Ruda – odezwała się i wyszła,
otrzepując ubranie. – Dzień dobry państwu – dodała i uśmiechnęła nieśmiało.
– Witamy – tata pierwszy otrząsnął się z szoku
i podszedł do niej, biorąc walizkę z jej ręki.
– No tak, zapomniałam wam powiedzieć, że Kate
do mnie wpada na dwa tygodnie – odezwałam się do rodziców z przepraszającym
uśmiechem.
– Dzień dobry, Kate – mama w końcu wydobyła z
sienie głos i uśmiechnęła się. – Głodne? – w odpowiedzi pokiwałam głową. Ojciec
zaniósł nasze kufry do góry, a ja zaciągnęłam przyjaciółkę do siebie do pokoju.
Zamknęłam za sobą drzwi i odwróciłam się do niej, przypatrując uważnie.
– Przepraszam Ruda! – wypaliła ze skruchą i
lekkim uśmiechem. Rzuciłam jej karcący wzrok. – Och, daj spokój. I tak będziemy
tak na ciebie mówić – wyszczerzyła zęby.
– Co tym razem? – spytałam, ignorując wcześniejszą
wypowiedź i siadając na łóżku.
– Cały czas to samo. Ledwo się zmyłyście, a
ona wszczęła jeszcze gorszą, niż przedtem, awanturę o oceny – wzniosła oczy do
góry i westchnęła. – Wiesz, przy was nie chciała pokazywać swoich możliwości
głosowych. Dawno się z nią tak nie pożarłam. Wkurzyłam się i pobiegłam do góry.
Jako, że już byłam spakowana, tylko wzięłam kufer i po cichu zeszłam na dół do
salonu. Ona odreagowywała w pracowni, a ojca nie było w domu, więc łatwo
poszło. Pewnie jeszcze nawet nie wie, że mnie nie ma. – roześmiała się.
– Zostajesz na całe dwa tygodnie, czy na całe
wakacje? – spytałam i wyszczerzyłam zęby.
– Nie no, bez przesady. Tylko na dwa tygodnie,
potem dam ci spokój – pokazała mi język. – Trzeba napisać do Chudej, żeby
wpadła.
– Dopiero pojutrze ma przyjechać – oznajmiłam.
– Wiem, ale mówię o tym, żeby wzięła ciuchy na
dwa tygodnie, a nie na jedną noc. Chyba nie masz nic przeciwko?
– No jasne, że nie. Wręcz przeciwnie –
uśmiechnęłam się promiennie. – Tak to bym musiała siedzieć bite dwa tygodnie z
Petunią i jej znajomymi.
– Poznam mugoli! – ucieszyła się brunetka. –
Idziemy na obiad? – spytała chwilę potem, masując brzuch. – Jakoś się nie
najadłam śniadaniem – pokiwałam głową i wstałam, kierując się na dół. Zeszłyśmy
po schodach i usiadłyśmy w kuchni przy stole. Tata już tam siedział, czytając
gazetę, a mama krzątała się po kuchni. Uśmiechnęła się na nasz widok i podała
obiad.
– Tak w ogóle, to chciałam państwo bardzo
przeprosić za moją niespodziewaną wizytę i podziękować za przyjęcie – odezwała
się moja przyjaciółka, biorąc do ręki widelec i nóż.
– Nie ma za co przepraszać. Już dawno chciałam
poznać koleżanki Lily – moja mama uśmiechnęła się i również usiadła przy stole.
– Mark, odłóż tą gazetę, na miłość boską! – pokręciła głową z niezadowoleniem.
– Nie denerwuj się kochanie – ojciec złożył
gazetę i puścił mi oczko.
– Gdzie ta Petunia? – zdenerwowała się moja
rodzicielka. – Petunia! Obiad! – zawołała, a po chwili słychać było kroki na
schodach. Nie minęło pół minuty, a w kuchni pojawiła się moja siostra. Jednak
ledwo weszła, stanęła wryta.
– Cześć – rzuciła wesoło Kate i uśmiechnęła
się do niej.
– K-kto to? – spytała na powitanie, wbijając
natarczywy wzrok w mamę.
– Kate jestem, przyjaciółka Lily ze szkoły
– oznajmiła lokata (która wyraźnie świetnie się bawiła) i wstała od stołu,
wyciągając rękę do niej. Ta cofnęła się z przerażeniem w oczach, bąknęła
niewyraźne „cześć” i usiadła przy stole, omijając ją szerokim łukiem. Moja
matka rzuciła jej pełne wyrzutów spojrzenie. Zaczęliśmy wszyscy jeść. Przez
chwilę panowała niezręczna cisza, podczas której Petunia rzucała niespokojne
spojrzenia pełne obawy, jakby Kate miała zaraz wyciągnąć różdżkę i zamienić ją
w żabę. Brunetka znowu spoglądała co chwila na moją siostrę i uśmiechała się przesłodko.
– Czym tak właściwie państwo się zajmują? –
spytała uprzejmie, przerywając ciszę. – Bo pierwszy raz mam do czynienia z
mugo... – przerwała i rzuciła mi przepraszające spojrzenie – z ludźmi, którzy
nie czarują – dokończyła z nieśmiałym uśmiechem.
– Ja jestem księgową w kancelarii prawniczej –
odpowiedziała mama. – A mój mąż jest politykiem. Zasiada w parlamencie
angielskim – dodała z dumą.
– A kto to jest polityk, księgowa i perlemant?
– spytała zdziwiona. Petunia spojrzała na nią, jak na wariatkę, a mama z tatą
wymienili zakłopotane spojrzenia. Roześmiałam się serdecznie.
– Polityk to ktoś taki, jak u nas pracownicy w
Ministerstwie Magii. Parlament to tak jakby nasze Ministerstwo, a księgowa to
ktoś, kto oblicza koszty działania danej firmy – wytłumaczyłam jej cierpliwie,
a ta zrobiła skupioną minę.
– A ta kancelaria prawnicza?
– Hmmm... – zastanowiłam się, w jaki sposób
mogłabym jej to wytłumaczyć. – U nas, w naszym świecie jest Wizengamot. W
mugolskim są sądy. Jeśli zasiadasz przed Wizengamotem, potrzebny ci obrońca. U
mugoli ktoś taki to prawnik. Prawnicy zakładają swoją firmę, która nazywa się
kancelaria i jeśli potrzebujesz obrońcy w sądzie, musisz zapłacić za to, że on cię
broni przed zarzutami tobie postawionymi.
– Musicie płacić za obrońców? – zdziwiła się i
wytrzeszczyła oczy.
– W taki sposób prawnicy zarabiają pieniądze –
uśmiechnęłam się.
– Rozumiem – odparła. – Tak poza tym świetny
obiad, proszę pani – skierowała się do mojej mamy, a ta uśmiechnęła się.
– Cieszę się, że ci smakuje.
– Moja mama nie gotuje obiadów – mruknęła i
wzięła do buzi ziemniaka. Mina mojej mamy mówiła za siebie. Wiedziałam, że
właśnie w tym momencie pisze sobie scenariusze jak to Kate jest biedna i nie
stać ich na posiłek, no i powoli szkicuje sobie całą przemowę skierowaną do
mnie, pt. „Dlaczego zwaliłaś się tym biednym ludziom na głowę?!”. – U nas
gotuje skrzat domowy – dodała. – Zawsze zastanawiałam się, jak to jest wśród
ludzi niemagicznych – uśmiechnęła się szeroko i spojrzała po stole. Petunia
zastygła z wyrazem obrzydzenia na twarzy, tata zastanawiał się nad sensem słów
mojej przyjaciółki, a moja mama nie wiedziała, czy się śmiać, czy zachować
powagę. Parsknęłam śmiechem, opryskując wszystkich jedzeniem.
– Lily! – moja matka się oburzyła.
– Przepraszam, ale nie mogłam wytrzymać na
widok waszych min – wyszczerzyłam zęby. – W bogatych rodzinach czarodziejów
ludzie mają swoich służących, którzy są skrzatami domowymi. To takie małe
stworki, z reguły bardzo brzydkie. Sprzątają, gotują i wykonują wszystkie
domowe prace. No i są bardzo usłużne i uprzejme, ale moim zdaniem również
urocze – wytłumaczyłam im, a dopiero po chwili oboje załapali. Mama nie
wiedziała, czy cieszyć się z faktu, że moja koleżanka jest bogata, czy
dramatyzować z powodu, że na świecie żyją jakieś potworki, a tata uśmiechnął
się lekko pod nosem. Nagle usłyszeliśmy dźwięk odkładanego widelca i Petunia
wstała od stołu, prawie biegiem wychodząc z kuchni. Moja matka już chciała ją
wołać, ale ojciec położył jej rękę na ramieniu i przewrócił oczami. Później
rozmowa polegała na pytaniach o mugolskie życie, a ja uczestniczyłam w tej
rozmowie, jako tłumacz.
***
– Macie tutaj pieniądze na dwa tygodnie. Mam
nadzieję, że wam wystarczy – matka wręczyła mi i Petunii po dość sporej rolce
banknotów – Pamiętajcie, żadnych imprez i obcych ludzi w domu! Jedynie bliscy
przyjaciele na noc – spojrzała na nas srogo,
my zrobiłyśmy miny niewiniątek. Ojciec stał za nią, z rękami w
kieszeniach i szerokim uśmiechem na ustach. – Macie dzielić się obowiązkami i
być uprzejme wobec siebie! Jeśli czegoś byście się obawiały, albo coś się
stało, dzwońcie do babci, a ona przyjedzie. Co trzy dni proszę odkurzać,
codziennie po posiłku zmywać naczynia, przynajmniej dwa razy w czasie naszej
nieobecności pościerać podłogi. Kurze wycierajcie i...
– Diana, przecież one to wiedzą – przerwał jej
ojciec.
– Może jednak nie pojedziemy? – spytała
zmartwiona.
– Daj spokój kochanie. Nic się nie stanie,
Petunia ma 18, a Lily 16 lat, są już duże i odpowiedzialne – powiedział
spokojnie.
– Ale...
– Nie ma żadnego ale – nie dał jej nic
powiedzieć i zaciągnął na dwór. Wyszłyśmy za nimi.
– I nie zapomnijcie...
– Diana, taxi czeka! – ojciec wyraźnie się
zniecierpliwił. Matka jeszcze nas uściskała i ucałowała. Ojciec również nie
oszczędził naszych policzków i pomachał nam. – Postarajcie się nie przewrócić
domu do góry nogami! – zawołał na odchodne i wyszczerzył zęby.
– Mark! – mama oburzyła się, ale nie zdążyła
nic więcej powiedzieć, bo została wepchnięta do taksówki. Poczekałyśmy, aż
pojadą i weszłyśmy do domu.
– Mam nadzieję, że wynosisz się dzisiaj z domu
– odezwałam się, wchodząc na schody.
– Bo co? – spytała zaczepnie.
– Bo ja robię imprezę dla swoich znajomych. Ze
szkoły – odparłam, uśmiechając się sama do siebie. – I nie chcę, żebyś całkowicie
przypadkowo zamieniła się w żabę – dodałam, a w jej oczach pojawiło się
przerażenie. Minęła mnie po schodach szybkim krokiem i trzasnęła drzwiami,
wchodząc do swojego pokoju. W podskokach weszłam do swojej sypialni, gdzie
czekały na mnie dziewczyny.
– Pojechali – oznajmiłam i wyszczerzyłam zęby.
– I zostawili mi pełno kasy – wyciągnęłam rulonik. – No i pozbyłam się Petunii,
przedstawiając jej przekonujące argumenty.
– Czy przez przekonujące argumenty mam
rozumieć groźby? – spytała Angelina i spojrzała na mnie pytająco.
– Ja i komuś grozić? – spytałam, robiąc minę
niewiniątka.
– Mam wyliczyć wszystkie takie sytuacje? –
zapytała Kate.
– Nie musisz wszystkich – odparła jej Angela.
– Wystarczy, że przypomnisz kilka skierowanych pod adresem Pottera – dodała i
obie się roześmiały.
– Ha ha ha, zabawne – mruknęłam.
– To jak się pozbyłaś tej Petunii? – Angelina
zainteresowała się ponownie.
– Po prostu zasugerowałam jej, że moi znajomi
potrafią czarować, ale niekoniecznie muszą panować nad różdżką.
– Jak mamy to rozumieć? – nadal ciągnęła
szatynka.
– Oznajmiłam jej, że przypadkowo możemy ją
zamienić w żabę – wzruszyłam ramionami.
– Jesteś okropna – Kate roześmiała się, a ktoś
zapukał. Wszystkie trzy odwróciłyśmy się w stronę drzwi, gdzie pojawiła się
moja siostra.
– Czego? – spytałam, mierząc ją spojrzeniem.
Kate wyciągnęła różdżkę i zaczęła nią obracać w palcach. Petunia cofnęła się i
spoglądała z przerażeniem na długi, cienki patyk.
– Ja... eee... wychodzę, wracam jutro
wieczorem – odezwała się w końcu i
wyszła, prawie biegnąc. Roześmiałam się, a za mną Kate.
– Jesteście okropne – wtrąciła Angelina,
jednak również się uśmiechnęła. – No i chyba musimy iść po jakieś zakupy, no
nie? – dodała, a ja pokiwałam głową.
– Na którą pozapraszałaś wszystkich? –
spytałam, spoglądając na Kate.
– Na 18 – oznajmiła i wyszłyśmy z pokoju. W
pokoju Petunii słychać było jakiś ruch, chyba się jeszcze pakowała, a gdy
zeszłyśmy na dół, stał tam ów blondyn, kolega Petunii. Uśmiechnął się do nas
szeroko.
– Cześć Lily. Świetnie wyglądasz! – rzucił na
powitanie i skinął lekko głową. Odwzajemniłam uśmiech.
– Dzięki – odparłam. – Gdzie jedziecie? –
spytałam, bo mojej siostry nie miałam zamiaru pytać.
– Do mnie do domku w lesie, robimy imprezę –
odpowiedział, lustrując mnie wzrokiem. – Może pojedziecie z nami? –
zaproponował.
– Nie dziękuję. – uśmiechnęłam się i przeszłam
obok niego, wkraczając do kuchni w poszukiwaniu toreb na zakupy.
– Jesteś pewna? – chłopak wkroczył za mną.
Odwróciłam się w jego stronę i za nim dostrzegłam, jak dziewczyny przypatrują
mu się uważnie. Kate wyszczerzyła zęby i podniosła kciuk do góry, a ja
pokręciłam głową z litością, uśmiechając się lekko. – Byłbym bardzo szczęśliwy,
gdybyś tam pojechała. No i twoje koleżanki.
– Josh? Gdzie jesteś? – głos Petunii
usłyszeliśmy z góry.
– Rozmawiam z twoją uroczą siostrą! –
odkrzyknął i puścił mi oczko. Usłyszeliśmy, jak moja siostra zbiega ze schodów
w zastraszającym tempie. Wpadła do kuchni, rzucając mi wściekłe spojrzenie.
Kate chciała wyciągnąć różdżkę i coś powiedzieć, ale Angelina walnęła ją
łokciem w żebra, wskazując głową na Josha.
– Co TY tutaj robisz?! – krzyknęła oburzona
Petunia.
– Nie twoja sprawa – odparłam sucho.
– Och, Tunia daj spokój, chciałem twoją
siostrę zaprosić na naszą imprezę – rzucił wesoło blondyn, a Petunia najpierw
spojrzała na niego zaskoczona, a potem rzuciła mi rozwścieczone spojrzenie. –
Ale niestety odmówiła – dodał, a na jej twarzy pojawił się wyraz ulgi.
– Ale w sumie, kusząca propozycja. Może jednak
dziewczyny pojedziemy? – wtrąciła się Kate, uśmiechając uroczo. – Josh, tak? –
spojrzała na niego zalotnie. On pokiwał głową, wyraźnie ucieszony. Petunia
patrzyła to na niego, to na nią. – Kate jestem – podała mu rękę, drugą
przesuwając po jego ramieniu. – Lily, może jeszcze się zastanowisz nad tą
propozycją? – zwróciła się do mnie. Wszyscy spojrzeli na mnie. Angelina z
rozbawieniem, Kate znacząco, chłopak z nadzieją, a Petunia
błagająco-wściekło-przerażona.
– Och, w sumie, to nie jest taki zły pomysł –
odparłam powoli, mrugając do Josha. Podeszłam bliżej niego. – A masz tam coś
ciekawego do zaoferowania? Jakieś męskie towarzystwo? – spytałam, rzucając mu
uwodzicielskie spojrzenie. Chłopak prawie podskoczył z radości.
– A wystarczy ci moje? – spytał, lekko
napinając się. Kątem oka zauważyłam jak Angelina wpycha sobie pięść do ust,
żeby nie wybuchnąć śmiechem.
– Och, w zupełności – odparłam przesłodzonym
tonem. Aż sama się wzdrygnęłam w duchu. – Oczywiście pod warunkiem, że dasz
sobie rady z nami dwiema – dodałam, a Kate przysunęła się do niego jeszcze
bliżej, uśmiechając się. On objął nas ramieniem i spojrzał dumnie.
– Oczywiście, moje drogie panie –
odpowiedział, zmieniając ton na głębszy. Petunia nie wiedziała, co ma robić.
Była bliska histerii, ale tak ją zatkało, że stała i wpatrywała się w to, co
wyrabiałyśmy. A my miałyśmy niezły ubaw. Kate przesunęła palcem po jego torsie,
zatrzymując się na guziku i zaczęła się nim bawić, robiąc minę niewiniątka.
– Wiesz, znamy dużo magicznych sztuczek
– powiedziałam powoli. Petunia wytrzeszczyła oczy na mnie z przerażenia.
– Jakich magicznych?
– Och, no wiesz, bardzo dużo magicznych. Za
pomocą różdżki na przykład – odpowiedziałam, oglądając stan
przedzawałowy mojej siostry.
– Jesteście iluzjonistkami? – roześmiał się z
własnego żartu.
– Tak jakby. Ale jesteśmy naprawdę dobre.
Zapewniam cię, że takich czarów jeszcze nie widziałeś – Kate podchwyciła
moją taktykę. Nie wiem, co on sobie pomyślał, ale w jego oczach pojawił się
dziki błysk. Petunia była bliska płaczu.
– Wszystko super, jednak chyba zapomniałyście
dziewczyny, że mamy plany już na dzisiaj – do akcji wkroczyła Angelina, której
udało się jakoś uspokoić. Chłopak spojrzał na nią z zawodem. – Dziękujemy za
zaproszenie, Josh, ale może innym razem – spojrzała na nas znacząco i obie
odkleiłyśmy się od chłopaka.
– Przykro nam – odezwałam się smutnym tonem. –
Zapomniałyśmy, że jesteśmy umówione.
– Szkoda, ale następnym razem musicie pojechać
– puścił nam oczko. – To co Tunia, jedziemy? – zwrócił się do mojej siostry, a
ta naburmuszona pokiwała głową i rzuciła mi spojrzenie pełne furii,
przejeżdżając palcem po karku. Uśmiechnęłam się do niej i pomachałam.
– Bawcie się dobrze! – rzuciłam i zamknęłam za
nimi drzwi wyjściowe. Ledwo wyszli, a Kate rzuciła się z pretensjami do Angeli.
– Chuda! Tak świetnie się bawiłyśmy! –
powiedziała z wyrzutami. Szatynka roześmiała się, a ja za nią.
– Byłyście okropne – mruknęła z uśmiechem. –
Twoja siostra prawie się popłakała. Chyba jej zależy na tym chłopaku.
– Swoją drogą, słodki był – wtrąciłam i
wyszczerzyłam zęby.
– Taa i strasznie łatwy do omotania – dodała
czarnowłosa.
– I leciał na Rudą – zauważyła Angelina.
– Dobra, koniec gadania, musimy się zbierać na
te zakupy – klasnęłam w ręce i wypędziłam je z domu, zamykając po sobie drzwi na
klucz, a następnie chowając go do torebki. Ruszyłyśmy ulicą w stronę
hipermarketu, rozmawiając o nadchodzącej imprezie. Weszłyśmy do sklepu i
zaczęły się szalone zakupy. Kate i Angela, widząc to wszystko, dostawały
głupawki i szalały, robiąc głupie rzeczy jak śpiewanie do suszarki („O! Jaki
śmieszny mikrofon!”), czy goniły się z młotkami po sklepie. Nie wspomnę, że
wszyscy obecni w sklepie (w tym pełno moich sąsiadów) patrzeli na nas jak na
wariatki. Na szczęście po jakimś czasie im się znudziło. Nasze zakupy
musiałyśmy wozić trzema wózkami sklepowymi, a pani kasjerka zdziwiona patrzyła
na to. A było tam wszystko. Od napoi po różnorakie jedzenie. Kate i Angelina
pośpiesznie ładowały to do reklamówek, a ja, gdy kasjerka skończyła, zapłaciłam
za zakupy i odeszłyśmy z uśmiechem. Po ujściu kilku kroków nasze uśmiechy
znacznie zrzedły, bowiem zakupy były okropnie ciężkie. Dojście do domu zajęło
nam dobre pół godziny, bo co chwila musiałyśmy robić przystanki, żeby odpocząć.
A w domu czekało na nas pełno roboty. Najpierw musiałyśmy się pozbyć z salonu
rzeczy wartościowych, typu telewizor, zdjęcia, figurki, wazony i wszystko inne,
co mogłoby ulec zniszczeniu. Potem poodsuwałyśmy stolik, fotele i sofę pod
ścianę, robiąc tym samym parkiet do tańczenia. W łazience również pochowałam
wszystkie moje rzeczy tak, że wyglądała ona jakby nikt jej nie używał. Potem
poszłyśmy na górę, gdzie przygotowałyśmy sypialnie do zmieszczenia kilkunastu
osób. Na całej ziemi rozłożyłyśmy materace. Pokój Petunii był zamknięty na
klucz, więc byłam spokojna o to, że nikt tam się nie dostanie. W sypialni
rodziców pozamykałam wszystkie szafy na klucz, który nosiłam przy sobie. W moim
pokoju pochowałyśmy niektóre z rzeczy, tak jak i z mojej łazienki. Potem
zeszłyśmy do kuchni, gdzie rozpoczęło się wielkie przygotowywanie posiłków na
imprezę. Ja i Angelina urzędowałyśmy w kuchni, a Kate, jako, że nie posiada
pojęcia o gotowaniu, miała zająć się wycieraniem podłóg w pokojach.
– Rudaaaa! – usłyszałyśmy jej wołanie, więc
poszłam tam sprawdzić, co się dzieje. Stanęłam w progu i przyglądałam się
dziewczynie, której czarne włosy były związane w byle jaki kucyk, a zewsząd
wychodziły jej niesforne loki. Grzywkę odrzuciła do tyłu i tak się biedna
naszorowała podłogi, że była cała spocona i czerwona na twarzy. Miała na sobie
starą, potarganą koszulkę, która była kilka rozmiarów za duża i za krótkie
spodnie dresowe. Dziwnie było mi patrzeć na nią w takim zwykłym wydaniu, bo ona
nawet, gdy wstawała z łóżka wyglądała świetnie i zaraz biegła do łazienki, by
się uczesać i malować. Kate Bridge była jedną z najładniejszych i najlepiej
ubranych dziewczyn w szkole. Miała dryg do mody, no i niecodzienną, trochę
egzotyczną urodę, dzięki której żaden chłopak nie potrafił jej się oprzeć. Z
dormitorium nigdy nie wychodziła niepomalowana, niepoczesana, czy
nieperfekcyjnie ubrana. Doskonale wiedziała, jak wykorzystać i wyeksponować
swoje atuty tak, by wszystkim zapierało dech w piersiach. Była naprawdę śliczną
dziewczyną i miała to do siebie, że we wszystkim wyglądała świetnie. Dlatego
też dziwnie mi się patrzyło na jej nieumalowane oczy, niepodkreślone policzki,
brak jakichkolwiek kobiecych akcentów w ubiorze, wypieki na twarzy, czy byle
jaką fryzurę.
– Co się tak gapisz? – spytała, gdy zauważyła,
że jej się przyglądam.
Narzekasz na mnie, że narzekam, a sama narzekasz. Jak dla mnie rozdział jest świetny, w ogóle nie widać, że nie masz weny. Wkręcasz nas, po prostu. Chyba, że druga część jest taka paskudna ;PUśmiałam się przy fragmencie z Joshem. Oj, nie miał chłopak lekko... ;P No i zakupy dziewczyn. Fajnie musiały wyglądać, nie powiem. Petunia taka trochę jak dzikie zwierzę. No i: podoba się jej Josh? A więc jak dojdzie do ślubu z Vernonem? Mam nadzieję, że wszystko opiszesz. W swoim czasie.Lecę czytać II część, bo nie mogę się doczekać, naprawdę.No i dzięki za dedykację, to naprawdę dużo dla mnie znaczy.
OdpowiedzUsuńJeszcze jedno - ten końcowy opis jest fantastyczny, tak, jakby wziąć Kate pod lupę. Niesamowite, jak człowiek się zmienia pod wpływem makijażu, dobranych ubrań i takich tam.
OdpowiedzUsuńSuper w końcu notkaa!Wcale nie widać,że nie masz weny piszesz po prostu rewelacyjnie.Już nie moge doczekac sie następnej notki.Buziaki i więcej wiary w Siebie!
OdpowiedzUsuńJesteś rewelacyjna! Co to za gadanie, że nie masz weny? Tego nawet nie widać. Podoba mi się Twój styl pisania. Czekam na kolejną notkę, mam nadzieję, że pojawi się niedługo! W wolnej chwili odwiedź mnie na magiczna-milosc-lily-i-jamesa.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńLeksia! Powtórzę się może, ale sama siebie nie doceniasz! Jesteś genialna w te klocki! Pisz jak najwięcej blogów i jak najwięcej notek! Wszyscy kochają Twojego bloga! Nie przesadzaj z tym brakiem weny, bo w to nie uwierzę, a gdyby notka nie była długa to byś nie musiała jej rozdzielać na 2 części. KOOOCHAM TWOJEGO BLOOOGA!
OdpowiedzUsuń