– Cześć Gumiś – rzuciłam na powitanie, a ten
podskoczył lekko, jednak ukłonił się nisko, obracając przodem do mnie. – To
jakaś dłuższa wycieczka, że potrzebny nam jest prowiant? – skierowałam pytanie
do Kate, a ta wzruszyła ramionami.
– Nie wiem, zobaczymy – odparła tajemniczo. –
Ale jest piękna pogoda, więc wybierzemy się na spacer w pewne miejsce –
uśmiechnęła się i zerknęła na zegar.
– Może weźmiemy jakieś cieplejsze ubranie? –
zaproponowała Angelina, spoglądając krytycznym wzrokiem na nasze krótkie spodenki
i bluzki na ramiączkach. Kate machnęła ręką.
– Zobacz za okno. Tam jest z 30 stopni, a
jeszcze będzie więcej. Tylko niepotrzebny nadbagaż – rzuciła entuzjastycznie.
Wpatrywała się dłuższą chwilę w kanapki, machając nogami. Nagle usłyszeliśmy
zduszony okrzyk. Wszyscy odwrócili się w stronę drzwi, gdzie stała pani Bridge
zatykająca sobie usta i z przerażeniem wpatrująca się w swoją córkę.
– Na miłość boską! – wydusiła w końcu z
siebie, poprawiając muślinowy, czarny szal, oplatający jej szyję. – Katherine!
Czy nie mówiłam ci, że nie siada się na blacie?! Przecież to karygodne
zachowanie! Tak nie przystoi damie! – zmierzyła ją oburzonym spojrzeniem. Kate
westchnęła ostentacyjnie i zeskoczyła z mebli, poprawiając sobie spodenki. – I
żeby mi się to więcej nie powtórzyło! – pogroziła jej palcem, a potem jej wzrok
zatrzymał się na mnie. Ta kobieta miała w sobie coś z McGonagall. Gdy patrzyła
na mnie, od razu w myślach przekalkulowałam całe swoje sumienie w poszukiwaniu
chociażby najdrobniejszego przewinienia etycznego, jakiego mogłam się
ewentualnie dopuścić. Jednak po chwili stwierdziłam, że sumienie mam czyste. No
chyba, że widziała mój stan z poprzedniego wieczoru.
– Jak się czujesz, moja droga? – spytała,
zmieniając ton z ostrego na łagodny, pozbawiony jakichkolwiek pretensji.
– Och, dziękuję za troskę – mruknęłam
zakłopotana. – Czuję się bardzo dobrze – uśmiechnęłam się i odwróciłam wzrok.
Angelina rzuciła mi ukradkowe spojrzenie.
– To się cieszę – kobieta poklepała mnie po
plecach. – Miłej wycieczki dziewczęta. Chciałabym, żebyście przyszły najpóźniej
o 20 do domu na kolację – spojrzała na nas pytająco.
– Może nawet wrócimy wcześniej – oznajmiła
Kate i spakowała kanapki do torby, dziękując Gumiakowi. – Idziemy – poleciła i
wychodząc cmoknęła matkę w policzek. Kobieta wyraźnie toczyła w sobie
wewnętrzną walkę pomiędzy dobrymi manierami, a zaletami bycia matką. Nie
wiedziała, czy uśmiechnąć się z powodu czułego gestu córki, czy ją zrugać za
to. W końcu nie zrobiła nic, tylko obserwowała jak wychodzimy, zachowując
kamienną twarz. Jednak, gdy się obróciłam, zauważyłam, że lekko się uśmiecha i
trzyma się za policzek, w który Kate ją pocałowała. Uśmiechnęłam się sama do
siebie i odwróciłam, dając jej w spokoju nacieszyć się tym małym gestem.
Wyszłyśmy z ogródka Kate i poszłyśmy małą, polną dróżką w stronę, gdzie
malowały się ogromne drzewa, z czego jasno wynikało, że zmierzamy do lasu.
– Kate – dziewczyna spojrzała na mnie
pytająco. – Jak to jest z twoją mamą? – spytałam poważnym tonem. Angelina
spojrzała na mnie zdziwiona, nie wiedząc o co mi chodzi. Jednak sama zapytana
dobrze wiedziała. Uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała w dal.
– Zauważyłaś? – roześmiała się ponuro.
Przytaknęłam głową, jednak nic nie powiedziałam. – No cóż. Moja matka zawsze
była artystką. Podobno w Hogwarcie nikt jej nie lubił, bo była bardzo...
oryginalna i śmiali się z niej. Chodziła w białym fartuchu, poplamionym przez
farby. Miała duszę prawdziwej artystki... Tak. Idealnie pasowała do takiej roli
i zapewne planowała do końca życia być samotną kobietą, która żyje swoimi
arcydziełami. Jednak nie przypuszczała, że ktoś może się do niej doczepić. A
takim odważnym okazał się mój ojciec. Byli całkowitym przeciwieństwem siebie.
Ona samotna dziwaczka, bez przyjaciół, wiecznie bujająca w obłokach i malująca
obrazy w łazienkach i opuszczonych klasach. On jeden z najprzystojniejszych
chłopaków w szkole, gracz Quidditcha, uwielbiający dobrą zabawę. A jednak coś
go urzekło w niej i postanowił, że ją poderwie. Jednak o ile dopuściła do
siebie myśl, że komuś się podoba, to jednak nigdy nie podejrzewałaby, że sama
może się zakochać. Dwa lata po szkole pobrali się, jednak moja mama postawiła
jeden warunek: nigdy w życiu żadnych dzieci, mieli żyć tylko we dwójkę. Tak,
Ofelia Sherrard nienawidziła dzieci. Była dziedziczką wielkiej fortuny swojego
ojca i nienawidziła, gdy przyjeżdżali jej młodsi kuzyni, zabierając cenny czas,
który mogła poświęcić na sztukę. Tak więc, gdy rok po ślubie dowiedziała się,
że jest w ciąży, była załamana. Podobno uciekła z domu, wcześniej urządzając
mojemu ojcu awanturę, że to wszystko jego wina, bo jest „niewdzięcznym
roznosicielem szkodliwych plemników” – w tym momencie musiała przerwać, bo obie
z Angeliną wybuchłyśmy niekontrolowanym śmiechem. Ona sama uśmiechnęła się
szerzej. – Wszystko mi babcia opowiadała. A to wyrażenie zapisało się na wieki
w historii naszej rodziny. No ale wracając do mojej opowieści... Tak więc
wróciła do domu, przeprosiła ojca, jednak nadal była załamana. Przez całą ciążę
namalowała praktycznie każdy obraz moich przodków, który tutaj wisi. Dostała
szału malarskiego, bo stwierdziła, że gdy dziecko się urodzi, nie będzie miała
na to czasu. No i tak cierpiała przez 9 miesięcy, urodziłam się ja. Wszyscy
myśleli, że jak już się urodzę, moja mama przekona się do dzieci i mnie pokocha
od pierwszego wejrzenia. Instynkt macierzyński, wiecie – podniosła na nas
spojrzenie i uśmiechnęła się krzywo. – Jednak tak się nie stało. To znaczy, nie
okazywała tego. Oczywiście nie przeczę, miałam wszystko w życiu, czego sobie zapragnęłam.
Kate chciała najdroższą lalkę, to ją dostała. Kate chciała sukienkę, to
dostała. Kate chciała wór cukierków, to dostała. Kate chciała jechać nad wodę,
to jechała. Byłam zadbanym dzieckiem, dobrze ubrana, zawsze czysta, nie
ukrywam, że bogata. Jednak moja matka wzięła sobie za cel wychowywanie mnie na
damę. Męczyła mnie godzinami wykładami o tym, jak mam się zachowywać przy
stole, wśród gości, gdy u kogoś jestem, gdy rozmawiam z kimś, gdy się bawię,
gdy piję, gdy jem, gdy myję zęby, gdy robię cokolwiek. Wszystko musiałam robić
z klasą, wyrachowaniem, manierami. Jak sobie przypomnę tamte czasy, ciarki mnie
przechodziły. Nigdy nie usłyszałam od matki, że mnie kocha. Zawsze tylko: wróć
na kolację, umyj ręce, nie mlaskaj, nie trzymaj łokci na stole, tak się nie
mówi, tego się nie robi. Miałam serdecznie dość. Chciałam być normalną
dziewczynką, która może przyjść z brudną sukienką do domu, która może chlipać
przy jedzeniu zupy, czy chodzić z wąsami od pianki z czekolady i śmiać się z
tego, a nie ciągle być upominanym. Wiem, że nie miałam złego dzieciństwa.
Jednak nie doznałam żadnych typowych pieszczot od matki. Na szczęście byłam
oczkiem w głowie taty i próbował mi wynagrodzić brak czułości od mamy. Całował
mnie w czoło, bawił się ze mną, czytał bajki i przytulał na dobranoc. Nie było
mi źle, jedynie czasami bolał mnie dystans mojej mamy. Potem poszłam do
Hogwartu. Tam wyzbyłam się jakichkolwiek manier.
– Ze mną to trudno o jakiekolwiek maniery –
roześmiałam się, a Angelina zawtórowała mi. Kate też na chwilę uśmiechnęła się
szeroko.
– Pamiętam jak uwielbiałam drażnić mamę tym,
że nie jestem kulturalna, że robię coś spontanicznie. Moja mama chyba
zrozumiała, że nie może tak mnie ciągle szkolić i była dla mnie trochę milsza.
Jednak widzicie same jak ciągle próbuje mnie ułożyć. Jednak ja mam temperament
po ojcu i tak łatwo się nie dam – roześmiała się z tego, co powiedziała i
kontynuowała. – Chociaż on się już dostosował do niej. Teraz jest dużo lepiej,
niż jak byłam mała. Moja mama chyba powoli dojrzewa do bycia matką. Czasem z
nią pogadam o pierdołach. Nawet udało mi się kilka razy z nią pośmiać. Od
niedawna próbuję zrobić jakiś nowy krok, żeby ona była normalna. Dzisiaj, po
raz drugi w życiu pocałowałam ją w policzek. Raz, gdy miałam pięć lat, pocałowałam
ją, to dostałam karę na tydzień. Od tego czasu bałam się tego, jak cholera –
roześmiała się po raz kolejny. – Jednak widzicie, powoli uczę mojej rodzicielki
macierzyństwa. Dzisiaj walczyła ze sobą, ale jednak nie dała po sobie nic
poznać.
– Obróciłam się to była uśmiechnięta, wręcz
szczęśliwa. No i trzymała się za policzek – odezwałam się, klepiąc ją po
ramieniu. Ona uśmiechnęła się promiennie.
– To będę ją częściej całować – wyszczerzyła
zęby. Doszłyśmy do skraju lasu, który przedtem widziałam z oddali.
– Wchodzimy do lasu? – spytała Angelina lekko
wystraszonym głosem. Brunetka pokiwała twierdząco głową i weszła między drzewa.
Spojrzałyśmy na siebie i nie mając innego wyboru, podążyłyśmy za nią.
– To mi przypomina Zakazany Las. A ten mi się
wcale dobrze nie kojarzy – wymamrotałam posępnie.
– Nie marudź, tylko chodź – mruknęła Kate.
Wchodziliśmy w coraz gęstszy zagajnik, idąc wydeptaną ścieżką, która była dość
szeroka, żeby pomieścić nas tak, byśmy szły swobodnie obok siebie. Panowała
między nami cisza, którą kilka razy próbowałam przerwać, jednak nieskutecznie,
bowiem rozmowa, o ile o takowej można było w ogóle mówić, całkowicie się nie
kleiła i po chwili z powrotem nastawała głucha cisza, przerywana jedynie
odgłosami trzaskanych gałęzi pod naszymi nogami. W końcu, po jakichś dobrych
kilkudziesięciu minutach, doszłyśmy do wielkiej, kwadratowej polany, na której
było pełno wielkich głazów, a wszystko porastała zielona półmetrowa trawa, przy
czym nie rosło tutaj ani jedne drzewo.
– Wow... – szepnęłam z podziwem. Nie wiem
czemu, ale wydawało mi się, że tutaj nie można mówić głośno. Obawiałam się, że
wtedy cała magiczna aura jaka tutaj panowała, prysnęłaby jak mydlana bańka.
Może miejsce nie było jakoś szczególnie piękne, czy widowiskowe, bo otaczały
nas zewsząd drzewa, jednak miało „to coś” w sobie.
– Jesteśmy na miejscu – oznajmiła Kate i
usiadła na środku polany na ziemi, ściągając torbę z ramienia. Angelina usiadła
obok niej, a ja chwilę jeszcze podziwiałam polankę. Potem podeszłam do nich i
położyłam się na miękką trawę, układając ręce pod głowę. Niebo było cudownie
błękitne, żadna, nawet najmniejsza chmurka w tym momencie nie płynęła, a słońce
mocno grzało. Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się lekko, pozwalając promieniom
opalać moją twarz. Tak, tutaj było mi naprawdę dobrze. Nawet zapomniałam o
małym kacu, który mnie gnębił podczas drogi tutaj. Jednak później uśmiech mi
trochę zrzedł, gdy przypomniałam sobie wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Tak
bardzo chciałam pozbyć się ponurych myśli, jednak nie potrafiłam. Ciągle w
głowie słyszałam jego szept przy moim uchu. Przebywałyśmy tak przez chwilę
ciszy, każda pochłonięta swoimi myślami, gdy ciszę tą przerwało głośne
burczenie w moim brzuchu. Otworzyłam oczy i spojrzałam na dziewczyny. Wszystkie
wybuchłyśmy śmiechem. Gdy już się uspokoiłyśmy, Kate wyciągnęła kanapki i
rozdała każdej po jednej.
– Kogo mogłybyśmy zaprosić z Hogwartu na
imprezę u ciebie? – spytała czarnowłosa i spojrzała z ukosa na mnie. Wzruszyłam
ramionami.
– Jak chcesz kogoś zaprosić, to po prostu zaproś
– odparłam obojętnym tonem i zaczęłam bezmyślnie skubać trawę. – Może Aaron? –
to pytanie skierowałam do Angeliny, która pod wpływem imienia swojego kuzyna,
ocknęła się i spojrzała na nas półprzytomnym wzrokiem.
– Eee... Mogę do niego napisać. Ale wątpię. On
chyba nadal woli unikać twojego towarzystwa – zwróciła się do Kate. Ta
skrzywiła się lekko. – Ale spróbuję.
– To powiedzcie, że u mnie impreza, niech
zapraszają kogo chcą – rzuciłam i wyszczerzyłam zęby.
– Mówisz poważnie?
– A wyglądam jakbym żartowała?
– Nawet Cassie? – spytała Angelina ze
śmiechem. Skrzywiłam się lekko, ale potem uśmiechnęłam.
– Nawet Cassie – odparłam, a te wybałuszyły na
mnie oczy. – No co? Mi to obojętne, kto tam będzie – po raz kolejny wzruszyłam
ramionami.
– A Ślizgoni? – Angelina roześmiała się z
własnego pytania.
– No wiesz, nie każdy Ślizgon jest zły –
odpowiedziałam. – Adam był dobry. – dodałam. Angelina spojrzała na mnie
niespokojnie, jakbym zaraz miała wybuchnąć płaczem, a Kate chrząknęła znacząco
i rzuciła mi powątpiewający wzrok. – No dobra, on nie był dobrym przykładem –
wyszczerzyłam zęby. – Ale Seve... – urwałam w połowie, bo to również nie był
dobry przykład. – Dobra, niech wam będzie, wszyscy Ślizgoni są źli – przyznałam
i roześmiałam się.
– Ej, nie zastanawiało was kiedyś, skąd się
wzięły przezwiska Huncwotów? – spytała Angelina, przerywając chwilową ciszę,
która nastała. Wzruszyłam ramionami.
– Wiesz, że oni zawsze mają głupie pomysły –
rzuciłam, jednak sama zaczęłam się zastanawiać, skąd wziął się Lunatyk, Łapa,
Rogacz i Glizdogon. Co do Lunatyka, to raczej nie miałam wątpliwości, skąd taka
ksywa. Jednak pozostała trójka pozostawała tajemnicą. Postanowiłam, że kiedyś
spytam o to, któregoś z nich.
– W sumie my też mogłybyśmy sobie wymyślić jakieś
– stwierdziła Kate, zastanawiając się nad tym.
– Po co ci to? – spytałam. – Mamy imiona, nie
wystarczy?
– No ale imię dali ci rodzice, a na przezwisko
trzeba sobie zapracować – odparła czarnowłosa.
– Tak, szczególnie, gdy twoja ksywka pochodzi
od tego, jak wyglądasz – mruknęłam sceptycznie. – A w ogóle...
– Nie marudź – przerwała mi Kate. – Od dzisiaj
będziesz Maruda, co ty na to? – wyszczerzyła zęby, a ja zmierzyłam ją
pogardliwym spojrzeniem. – Całkowicie zapracowane przezwisko – roześmiała się,
a do niej dołączyła Angelina.
– W takim razie jak ty powinnaś się nazywać? –
spytałam, niby zastanawiając się. – Może Rękawiczka?
– Ne rozumiem aluzji.
– Zmieniasz facetów jak rękawiczki. Albo jak
skarpetki. O właśnie, możesz być Skarpetką – klasnęłam w ręce i uśmiechnęłam się
ironicznie.
– Aleś ty zabawna – mruknęła posępnie.
– No widzisz jak miło – posłałam jej
przesłodzony uśmiech.
– Oj Lily czepiasz się. Jak dla mnie to fajny
pomysł z tymi przezwiskami. Co, boisz się, że cię brzydko nazwiemy? – Angelina
wtrąciła się do rozmowy.
– Nie, tylko myślę, że przezwiska wychodzą
same z siebie. Zresztą, nie uważacie, że w takie coś bawi się, gdy ma się 10
lat?
– A taka dorosła jesteś? – spytała Kate i
wzniosła oczy do góry. – Zresztą, dajmy jej spokój, same wymyślimy – zwróciła
się do Angeliny i uśmiechnęła.
– Jak dzieci... – mruknęłam, kręcąc głową z
niedowierzaniem. – Jak dzieci...
***
– Nie mam zielonego pojęcia jak cię nazwać –
po pół godzinie intensywnego myślenia nad pseudonimem dla Angeliny, dziewczyny
się poddały. Ustaliły jedynie, że na Kate będą mówić Czarna. Ja w duchu miałam
niezły ubaw z ich dziecinności. Leżałam sobie na ziemi z zamkniętymi oczami i
słuchałam, co mówią, udając, że mnie to nie obchodzi.
– Ja też nie – mruknęła markotnie Angela.
– Chuda – rzuciłam tonem jakby to było
oczywiste, nie otwierając nawet oczu. Wiedziałam, że w tym momencie patrzyły
się na mnie zaskoczone. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu cisnącego się mi na
usta.
– Ruda jesteś genialna! – rzuciła Kate i
klasnęła w ręce. Jednak to, co powiedziała, sprawiło, że automatycznie
otworzyłam oczy i podniosłam się na łokciach, spoglądając na nią jak na
wariatkę.
– Jak ty na mnie powiedziałaś? – spytałam,
wbijając w nią natarczywy wzrok.
– Ruda – odparła i uśmiechnęła się. – Pasuje
do ciebie – podniosłam brwi.
– Ja mam imię – powiedziałam z naciskiem i
powróciłam do leżenia. – Ewentualnie nazwisko – dodałam i zamknęłam oczy.
– A od teraz przezwisko – dodała Angelina.
– Którego nikt ze mną nie konsultował i
którego nie będę tolerowała – odpowiedziałam.
– Po raz kolejny mówię, że przesadzasz, RUDA –
stwierdziła Kate, kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowo. Stwierdziłam, że
nie będę reagowała na to, więc nadal leżałam z zamkniętymi oczami.
– Co myślicie o następnej kanapce? – spytała
Kate, masując brzuch przy akompaniamencie głośnego burczenia.
***
– Zabiję cię! Jest 30 stopni, nie bierzcie
nic! – oburzona zwróciłam się do Kate ironicznie, próbując przekrzyczeć
nawałnicę, jaka się rozpętała w przeciągu godziny. Zrobiło się ciemno jakby
była noc, wiatr wył niemiłosiernie, przechylając drzewa i porywając wszystko,
co miał na drodze, lało jak z cebra, a z nieba co chwilę błyskało, czemu
towarzyszyły przerażające grzmoty. Uciekałyśmy w popłochu z polanki, chcąc
schować się za drzewami. Nagle błysnęło niesamowicie blisko nas i drzewo, które
było najbliżej zapaliło się. Wszystkie trzy wrzasnęłyśmy z przerażenia i
momentalnie stanęłyśmy jak na komendę. Wpatrywałyśmy się w płonące drzewo,
które po pewnym czasie runęło, co sprowadziło nas momentalnie na ziemię.
– Co teraz?! – spytała Kate, rozglądając się
dokoła. Poszukałam w myślach lekcji z mugolskiej szkoły, gdzie uczyli nas
zachowania podczas burzy.
– Nie możemy iść do lasu! – oznajmiłam i
wytężyłam pamięć. Tym bardziej to było trudne, gdyż byłam przemoczona do suchej
nitki, a wiejący wiatr sprawiał, że z każdym podmuchem trzęsłam się z zimna.
Przypomnę jeszcze, że cała nasza trójka była ubrana w krótkie spodenki i
cienkie koszulki. – Musimy kucnąć! – rozkazałam i tak zrobiłam. Dziewczyny
poszły w moje ślady. Było coraz zimniej, padało coraz bardziej, a burza, która
się rozszalała na dobre, wcale nie miała zamiaru się kończyć. Nie wiem, ile tak
przebywałyśmy na tej polance, ale wszystko mi zdrętwiało i czułam, że rozchoruję
się na dobre. Po raz kolejny piorun trzasnął niedaleko nas, przewracając
drzewo. Wszystkie podskoczyłyśmy i przytuliłyśmy się do siebie. Niedługo potem
wydawało mi się, że ogłuchłam. Widziałam poruszające się drzewa, kolejne
błyskawice przeszywające niebo, ale nic nie słyszałam. Czułam przeszywające
zimno rozchodzące się po całym ciele. Straciłam poczucie czasu.
***
Burza
ustała, jednak deszcz wcale nie miał takiego zamiaru. Gdy tylko odnotowałyśmy,
że błyskawice oddaliły się od tego miejsca, wstałyśmy i bez słowa ruszyłyśmy do
domu. Podczas wędrówki w lesie mijałyśmy wiele połamanych i przewróconych
drzew. Jedno nawet musiałyśmy przeskoczyć, bo zatorowało ścieżkę. Marzyłam o
suchych ubraniach, ciepłej kołdrze i gorącej herbacie, jednak myśl, że przed nami
jeszcze długa droga, odejmowała mi ochotę i siłę do przebierania nogami.
Dziewczyny wydawały się myśleć o tym samym, co ja. Całą drogę przez las
przeszłyśmy w ciszy. Czułam, że moje spodenki są tak mokre, że zjeżdżają mi z
tyłka, jednak w tym momencie miałam to gdzieś. Moja głowa wydawała się być
mokra i lodowata, a zarazem gorąca. Wydawało mi się, że paruję. Obraz zaczął
lekko falować, a oczy szczypać. Nie wiem, skąd brałam energię do maszerowania.
Gdy wyszliśmy z lasu, spowrotem lunął na nas deszcz, przed którym łaskawie
chroniły nas korony drzew. Ujrzałyśmy w oddali dwie postacie. O ile dobrze
kojarzyłam, byli to rodzice Kate. Jednak nic więcej nie pamiętam, bo... po
prostu zemdlałam.
***
Czułam,
że wszystkie mięśnie bolą mnie niemiłosiernie. Otworzyłam powoli oczy, jednak
musiałam je zamknąć, bowiem głowa mi pękała z powodu gorączki. Ponownie
rozchyliłam powieki i jęknęłam z bólu. Jednak zamiast jęku, z mojego gardła
(które, delikatnie mówiąc, się paliło) wydobył się jedynie zachrypnięty i ledwo
dosłyszalny dźwięk. Byłam w pokoju lokatej i leżałam na jej łóżku. Obróciłam
głowę w lewo i zobaczyłam półżywą Kate, która była blada jak trup i miała
niezdrowe wypieki na policzkach. Z mojej prawej strony leżała zaś Angelina,
która obecnie spała.
– Nie wiem jak ty, ale ja nie żyję – odezwałam
się ochrypłym głosem, a ta spojrzała na mnie. Pokiwała głową i wskazała ręką na
swoje gardło, chyba próbując mi powiedzieć, że straciła głos. – Kto nas tutaj
zaprowadził? Twoi rodzice? To byli oni? – Kate pokiwała głową i zakaszlała,
wywołując u mnie atak duszącego kaszlu. Usłyszałam jak Angelina się porusza
niespokojnie.
– Moja głowa... – chrypnęła przeraźliwie. –
Moje wszystko... – dodała i rozkaszlała się, sprawiając, że ja i Kate również
zaczęłyśmy kaszleć. Gdy skończyłyśmy, roześmiałam się i nie mogłam uspokoić. –
To wcale nie jest śmieszne! – oburzyła się Angela, jednak po chwili dołączyła
do nas. Chwilę później, ktoś zapukał delikatnie.
– Proszę! – powiedziałam na tyle głośno, na
ile pozwalała mi chrypka i bolące gardło. Drzwi otworzyły się i do pokoju
weszła pani Bridge oraz Gumiak z tacą pełną różnych eliksirów.
– Dzień dobry, dziewczęta – odezwała się
kobieta i powitała nas delikatnym uśmiechem. Podeszła do nas, a za nią skrzat.
– Jak się czujecie? – spytała. – Lily? Już dobrze? Wczoraj miałaś tak wysoką
gorączkę, że zemdlałaś. Chyba ogromne porcje Eliksiru Pieprzowego, które
wlaliśmy ci do gardła, pomogły, bo wydaje mi się, że słyszałam śmiech.
– Tak, dziękuję. Czuję się o wiele lepiej.
Jednak gorączkę chyba nadal mam – uśmiechnęłam się.
– Cieszę się. A wy? Angelino? Kate? – zwróciła się do pozostałej
dwójki. Kate wskazała na swoje gardło, otworzyła usta i pokiwała głową, dając
do zrozumienia, że nie potrafi mówić. Jej matka załamała ręce nad nią i
pokręciła głową ze zmartwieniem.
– A ja czuję się okropnie – mruknęła szatynka.
– Czuję, że nie wstanę z łóżka przez najbliższy tydzień.
– Spokojnie, będziecie zdrowe za dwa dni.
Proszę, oto eliksiry dla was – podeszła bliżej, a Gumiak za nią. Kazała każdej
wypić po 3 jakieś eliksiry (nawet nie chciało mi się myśleć jakie), a Kate dała
jakiś dodatkowy. – Teraz leżcie i leczcie się. Za jakiś czas sprawdzę, jak się
czujecie i przyniosę obiad – odwróciła się i wyszła z pokoju, szeleszcząc
połami granatowej szaty.
– Hej, mogę mówić! – ledwo dosłyszałam i
zrozumiałam, co Kate powiedziała. – To co Ruda z twoją imprezą? – zachrypiała
ponownie i wyszczerzyła zęby. Zmierzyłam ją sceptycznym wzrokiem. – Trzeba
byłoby pisać już do reszty. Kiedy twoi rodzice jadą?
– Wiesz, chyba wolałam jak nie umiałaś mówić –
roześmiałam się. – Co do moich rodziców, jadą drugiego sierpnia, wracają 17.
– Dwutygodniowa impreza? – Angelina ożywiła
się wyraźnie. Nawet jej głos był pozbawiony chrypki.
– Jeśli chcecie – mruknęłam z delikatnym uśmiechem.
– No to dziewczyny mamy 3 dni na wyzdrowienie –
Kate klasnęła w ręce z entuzjazmem. – Chuda, ty piszesz do twojego kuzyna,
niech weźmie kilku chłopaków z roku. Dziewczyn ewentualnie też. Ruda zajmiesz
się żarciem – chrząknęłam znacząco, jednak ta nie zwróciła uwagi na to. – Ja
napiszę do Huncwotów i może do kogoś z Puchonów i Krukonów. No i Huncwoci niech
skołują Ognistą i Piwa Kremowe. Kiedy najbardziej ci pasuje zrobienie imprezy?
– zwróciła się do mnie.
– 2 sierpnia? – bardziej spytałam, niż stwierdziłam.
– Chuda, pasuje?
– Jasne.
– No to świetnie – czarnowłosa uśmiechnęła się
radośnie. – Rano 2 sierpnia jesteśmy u ciebie i zajmiemy się domem.
Udostępniasz bazę noclegową? – usłyszawszy to pytanie, roześmiałam się, co
oczywiście wywołało napad kaszlu. – No co? Muszę wiedzieć, co im dokładnie
napisać. Ponieważ byłam w fazie męczącego kaszlu, pokiwałam jedynie głową na
znak, że „udostępniam bazę noclegową”. Tymczasem do pokoju wpadł ojciec Kate,
pukając wcześniej.
– Cześć dziewczyny. Idę do miasta, chcecie
coś? – spytał, skupiając wzrok na swojej córce.
– Kup jakąś gazetę – odparła, myśląc. –
Duuuuuuużo gazet – dodała po chwili i posłała mu czarujący uśmiech.
***
Kolejne
dwa dni spędziłyśmy w łóżku czytając gazety, rozprawiając o reszcie wakacji,
kurując się i przyjmując grzecznie różne eliksiry, które podawała nam
rodzicielka Kate. Ostatniego dnia lipca nadszedł dzień, w którym trzeba było
opuścić piękną posiadłość państwa Bridge i wybrać się do domu. Wcale nie
chciało mi się wracać, jednak nie było wyboru, bo, mimo zapewnień pani domu, że
możemy zostać nawet na całe wakacje, nie chciałyśmy z Angelą sprawiać kłopotu.
Tak więc, gdy ranow sobotę 31 lipca roku pańskiego 1976, siedziałyśmy w kuchni
i zajadałyśmy kanapki, popijając gorącym kakao, do pomieszczenia wleciały trzy
sowy z listami w dziobach. Każda z nich upuściła kopertę przy innej dziewczynie
i odleciały, pohukując cicho. Gdy zdałam sobie sprawę, co to za listy, wyplułam
całe kakao, które miałam obecnie w ustach, opryskując Kate i Angelinę i
rzuciłam się na swoją kopertę z drżącymi rękami.
– Masz szczęście, że moja matka tego nie
widziała – roześmiała się Kate i również sięgnęła po swoją kopertę. Machnęłam
ręką i zaczęłam wyciągać pergamin z koperty. Zanim przeczytałam to, co było tam
napisane, wzięłam głęboki oddech.
Szanowna Panno Evans!
Przesyłam wyniki Standartowych
Umiejętności Magicznych oraz listę ksiąg potrzebnych do kontynuowania
poszczególnych przedmiotów, które chciała Pani nadal studiować. Przypominam
również, że rok szkolny rozpoczyna się 1 września, a Ekspres Londyn-Hogwart
odjeżdża ze stacji King Cross z peronu 9 i ¾.
Serdecznie gratuluję wyników.
Pozdrawiam,
Minerwa McGonagal,
zastępca dyrektora.
Odłożyłam
listę ksiąg i spojrzałam na dziewczyny.
– Na „trzy cztery” otwieramy, okej? –
spytałam, a one pokiwały głowami. Angelina zacisnęła powieki. – Trzy... czte...
ry!
WYNIKI EGZAMINU
POZIOM STANDARTOWYCH UMIEJĘTNOŚCI
MAGICZNYCH
Oceny pozytywne: Oceny
negatywne:
Wybitny (W) Nędzny
(N)
Powyżej oczekiwań (P) Okropny
(O)
Zadowalający (Z) Troll
(T)
LILYANNE
EVANS OTRZYMAŁA:
Astronomia P
____________________________________________________________
Opieka nad magicznymi stworzeniami W
____________________________________________________________
Zaklęcia W
____________________________________________________________
Obrona przed czarną magią W
____________________________________________________________
Zielarstwo P
____________________________________________________________
Historia Magii W
____________________________________________________________
Eliksiry W
____________________________________________________________
Transmutacja W
____________________________________________________________
Numerologia W
____________________________________________________________
Starożytne runy W
____________________________________________________________
No cóż, nie ukrywałam, że wyniki znacznie
poprawiły mi humor. Wiedziałam, że wszystkie SUM-y zdałam, ale nie oczekiwałam,
że prawie przy każdym będę miała W. Spojrzałam na dziewczyny i uśmiechnęłam się
szeroko.
– I
jak? – spytałam, przerywając ciszę. Kate przygryzła wargi, a Angelina
uśmiechnęła się delikatnie.
– Mama
mnie chyba zabije – mruknęła czarnowłosa. – Lepiej nie pokazuj jej swoich ocen
Ruda, bo jeszcze bardziej się wścieknie – wyszczerzyła zęby.
– Daj
spokój, na pewno nie jest źle. Przecież uczyłaś się do SUM-ów – wyciągnęłam
rękę po jej pergamin. Podała mi go i zerknęłam okiem. Zielarstwo W, z
astronomii dostała T, z eliksirów N, a reszta P lub Z. – Astronomia ci chyba niepotrzebna do niczego –
powiedziałam pocieszająco. – No i masz wybitny z zielarstwa – dodałam dumnie.
– Taaa
i nie zdałam eliksirów.
– I
tak ich nie chciałaś kontynuować –
poklepałam ją po ramieniu. – A ty Angelina?
– Wszystko
zdałam, oprócz eliksirów, ani jednego W – powiedziała i uśmiechnęła się.
– A
ty? – spytała Kate. Podałam jej moją kartkę. Obie nachyliły się nad nią. – O
kurwa... – Kate wybałuszyła oczy na mnie.
– Panno
Bridge! Jak ty się wyrażasz?! Przecież to skandal! – do kuchni wparowała rozeźlona
matka lokatej. Wyglądała naprawdę groźnie i przez całe dwa tygodnie nie
widziałam jej takiej wkurzonej. Obie z Angeliną wymieniłyśmy porozumiewawcze
spojrzenia i czmychnęłyśmy stamtąd czym prędzej, rzucając Kate przepraszające
uśmiechy. Po chwili w całym domu, o ile nie w całej wsi, słychać było krzyk
pani Ofelii, która bardzo oburzyła się, usłyszawszy „bezczelne słowo na „k”,
które bezcześci usta dziedziczki, w karygodny sposób obniżając kulturę osobistą
całego rodu”. Ponieważ biegłyśmy całą drogę do pokoju Kate, usiadłyśmy zmachane
na łóżku i dopiero tam roześmiałyśmy się. Przez kolejne pół godziny słuchałyśmy
wykładu na temat brzydkich słów w ustach
brunetki. Potem, gdy wydawało się, że to koniec, jej mama zobaczyła wyniki
SUM-ów. Tutaj rozpętało się jeszcze gorsze piekło, szczególnie dlatego, że i
moje i Angeli listy zostały na stołach. Ten wykład trwał nieco ponad 45 minut,
w którym znalazła się m.in. groźba, że jeżeli nadal będzie otrzymywała takie
słabe wyniki w nauce, zaprzestanie nauki w Hogwarcie i wyślą ją do
Durmnstrangu, gdzie podobno traktują uczniów srożej (tak przynajmniej
powiedziała pani Ofelia). Po całej awanturze, usłyszeliśmy zdenerwowane kroki
czarnowłosej i po chwili drzwi otwarły się z hukiem, a do środka wparowała
wściekła Kate, trzasnąwszy bardzo głośno drzwiami.
– Proszę
nie trzaskać! – usłyszeliśmy ostry głos z dołu.
– Bla,
bla, bla! – Brunetka opadła na łóżko, przedrzeźniając słowa matki z porządną
dawką ironii. – Ta kobieta zawsze ma napięcie przedmiesiączkowe! – warknęła naburmuszona.
– Zawsze
możesz zamieszkać u mnie na dwa tygodnie – podsunęłam. Ona spojrzała na mnie z
wdzięcznością.
– Dziękuję,
jak najbardziej skorzystam.
Co ty gadasz? przecież ten rozdział jest cuuuudny...!!! należało się tej Troy i Adamowi!! mam nadzieje że niedługo zacznie się coś dziać między Lily a Jamesem ;]
OdpowiedzUsuńNo nareszcie! Już nie mogłam się doczekać :) Rozdział wspaniały, nie wiem co Ci się w nim nie podobało :))
OdpowiedzUsuńZgadzam się z poprzedniczkami - rozdział jest cudowny! Tym razem dałaś popalić Rudej. Mam nadzieję, że już niedługo zacznie się coś dziać między Lily, a Jamesem. Pozdrawiam i życzę większego zadowolenia z pisanych notek :)
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, dlaczego ten tekst ci się nie podoba :P Jest taki lekki, i mimo, że megadługi, to przeczytałam cały, wciągnęłam się i przez ciebie rozgotowałam ziemniaki na obiad xD Cóż, mam nadzieję, że mama mnie nie ukatrupi. Tyle się dzieje! Imprezy, potem sytuacja w klubie (kto by pomyślał,że Lil się z tego wszystkiego upije?), plus ksywki - w sumie bym na to nie wpadła, żeby wszystkim ponadawać, tylko Lil czasem zostawała Rudą, ale to tak fajnie tekst ożywia i taki się wiarygodny robi, taki... hm, świeży? xD Nie wiem, jak to opisać, ale ogólnie bardzo mi się podobało. Dodałam też u siebie - Lily w krainie czarów - ale niestety - bardzo krótko :) Ale postaram się coś dodać niedługo.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem Cię! Przecież ten rozdział jest zaje*isty! Na serio! Strasznie mi się podoba!Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńHoho, to się nieźle dziewczyny urządziły...a tak było fajnie. Mam nadzieję, że ta ich choroba potrwa faktycznie tylko trzy dni. No bo w końcu ta impreza, no nie? Nie mogę się doczekać ;DPrzykro mi, że dzisiaj tak krótko, ale jeszcze muszę przepisać mnóstwo rzeczy z WOS-u, uzupełnić kartę nt dyskusji...z resztą, co Ci będę wymieniała...Przepraszam.Pozdr. kochana ;**
OdpowiedzUsuńboskie ! ;DD a kiedy nowy rozdziałek ?;>
OdpowiedzUsuńHaa i to ma być ten okropny rozdział? ;pPrzy końcówce ryczałam ze śmiechu ;DA i ani trochę nie żałuję Adama! Należało się i jemu i Troy ;di naprawdę czekam na tą imprezę i Lilki ;>;di fajnie, że była przemiana Angeli, może się teraz ktoś w jej życiu pojawi? ;)
OdpowiedzUsuńŚlicznie i bardzooooooo dłuuuuuuuuuugo piszesz.! Ale mi sie strasznie podoba czekam zniecierpliwością na następna notke.! A i jeszcze jedno kiedy w końcu zacznie sie dziać cos między Lily a Jamesem,hmm??A i jeszcze raz ŚLICZNNNNNNNNIE PISZESZ.!!;**;**:**;**;D;DxdxdBuziaki<33
OdpowiedzUsuńCoś czuję że na tej imprezie dużo będzie się działo, może jakiś nowy wątek z Kate i Syriuszem? Ale wolałabym Rogacza i Rudą : ) Ogólnie rozdział świetny. Fajne dziewczyny dały sobie ksywki, Ruda, Czarna i Chuda? Ale to trzecie nie pasuje do Angeliny, wolę Lokata;)Wiem, że komentarz pozostawia wiele do życzenia, ale jakoś nie mam weny i chęci na dłuższe rozpisywanie się.Pozdrawiam : * U mnie nowy rozdział [its-always-been-my-dream]
OdpowiedzUsuńJakbyś miała chwilke to wejdż do mnie:http://lily-evans-potter-lily.blog.onet.pl/Ps.1.pszepraszam ,że notki nie dodałam jeszcze ale pszerabiam go.!
OdpowiedzUsuńOh xD ale mam czytania! Super :* U mnie nowość [ wiec-nie-mow-mi-ze-kochasz-mnie-potter ]. Dobra lecę czytać. Pozdrawiam :**
OdpowiedzUsuńmi tez sie podoba ;d a kiedy w planach nowa ?
OdpowiedzUsuńU mnie nowy rozdział na hogwarts-friendship Pozdrawiam i zapraszam!
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na nowy rozdział [its-always-been-my-dream]
OdpowiedzUsuńleksia! How are you? ;] daj nowy rozdział bo nie wytrzymam!! ;]
OdpowiedzUsuńNowa notka na opowiesc-lily-evans.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuń