Przejdź do głównej zawartości

32. Wakacje u Kate II.

 – Cześć Gumiś – rzuciłam na powitanie, a ten podskoczył lekko, jednak ukłonił się nisko, obracając przodem do mnie. – To jakaś dłuższa wycieczka, że potrzebny nam jest prowiant? – skierowałam pytanie do Kate, a ta wzruszyła ramionami.
 – Nie wiem, zobaczymy – odparła tajemniczo. – Ale jest piękna pogoda, więc wybierzemy się na spacer w pewne miejsce – uśmiechnęła się i zerknęła na zegar.
 – Może weźmiemy jakieś cieplejsze ubranie? – zaproponowała Angelina, spoglądając krytycznym wzrokiem na nasze krótkie spodenki i bluzki na ramiączkach. Kate machnęła ręką.
 – Zobacz za okno. Tam jest z 30 stopni, a jeszcze będzie więcej. Tylko niepotrzebny nadbagaż – rzuciła entuzjastycznie. Wpatrywała się dłuższą chwilę w kanapki, machając nogami. Nagle usłyszeliśmy zduszony okrzyk. Wszyscy odwrócili się w stronę drzwi, gdzie stała pani Bridge zatykająca sobie usta i z przerażeniem wpatrująca się w swoją córkę.
 – Na miłość boską! – wydusiła w końcu z siebie, poprawiając muślinowy, czarny szal, oplatający jej szyję. – Katherine! Czy nie mówiłam ci, że nie siada się na blacie?! Przecież to karygodne zachowanie! Tak nie przystoi damie! – zmierzyła ją oburzonym spojrzeniem. Kate westchnęła ostentacyjnie i zeskoczyła z mebli, poprawiając sobie spodenki. – I żeby mi się to więcej nie powtórzyło! – pogroziła jej palcem, a potem jej wzrok zatrzymał się na mnie. Ta kobieta miała w sobie coś z McGonagall. Gdy patrzyła na mnie, od razu w myślach przekalkulowałam całe swoje sumienie w poszukiwaniu chociażby najdrobniejszego przewinienia etycznego, jakiego mogłam się ewentualnie dopuścić. Jednak po chwili stwierdziłam, że sumienie mam czyste. No chyba, że widziała mój stan z poprzedniego wieczoru.
 – Jak się czujesz, moja droga? – spytała, zmieniając ton z ostrego na łagodny, pozbawiony jakichkolwiek pretensji.
 – Och, dziękuję za troskę – mruknęłam zakłopotana. – Czuję się bardzo dobrze – uśmiechnęłam się i odwróciłam wzrok. Angelina rzuciła mi ukradkowe spojrzenie.
 – To się cieszę – kobieta poklepała mnie po plecach. – Miłej wycieczki dziewczęta. Chciałabym, żebyście przyszły najpóźniej o 20 do domu na kolację – spojrzała na nas pytająco.
 – Może nawet wrócimy wcześniej – oznajmiła Kate i spakowała kanapki do torby, dziękując Gumiakowi. – Idziemy – poleciła i wychodząc cmoknęła matkę w policzek. Kobieta wyraźnie toczyła w sobie wewnętrzną walkę pomiędzy dobrymi manierami, a zaletami bycia matką. Nie wiedziała, czy uśmiechnąć się z powodu czułego gestu córki, czy ją zrugać za to. W końcu nie zrobiła nic, tylko obserwowała jak wychodzimy, zachowując kamienną twarz. Jednak, gdy się obróciłam, zauważyłam, że lekko się uśmiecha i trzyma się za policzek, w który Kate ją pocałowała. Uśmiechnęłam się sama do siebie i odwróciłam, dając jej w spokoju nacieszyć się tym małym gestem. Wyszłyśmy z ogródka Kate i poszłyśmy małą, polną dróżką w stronę, gdzie malowały się ogromne drzewa, z czego jasno wynikało, że zmierzamy do lasu.
 – Kate – dziewczyna spojrzała na mnie pytająco. – Jak to jest z twoją mamą? – spytałam poważnym tonem. Angelina spojrzała na mnie zdziwiona, nie wiedząc o co mi chodzi. Jednak sama zapytana dobrze wiedziała. Uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała w dal.
 – Zauważyłaś? – roześmiała się ponuro. Przytaknęłam głową, jednak nic nie powiedziałam. – No cóż. Moja matka zawsze była artystką. Podobno w Hogwarcie nikt jej nie lubił, bo była bardzo... oryginalna i śmiali się z niej. Chodziła w białym fartuchu, poplamionym przez farby. Miała duszę prawdziwej artystki... Tak. Idealnie pasowała do takiej roli i zapewne planowała do końca życia być samotną kobietą, która żyje swoimi arcydziełami. Jednak nie przypuszczała, że ktoś może się do niej doczepić. A takim odważnym okazał się mój ojciec. Byli całkowitym przeciwieństwem siebie. Ona samotna dziwaczka, bez przyjaciół, wiecznie bujająca w obłokach i malująca obrazy w łazienkach i opuszczonych klasach. On jeden z najprzystojniejszych chłopaków w szkole, gracz Quidditcha, uwielbiający dobrą zabawę. A jednak coś go urzekło w niej i postanowił, że ją poderwie. Jednak o ile dopuściła do siebie myśl, że komuś się podoba, to jednak nigdy nie podejrzewałaby, że sama może się zakochać. Dwa lata po szkole pobrali się, jednak moja mama postawiła jeden warunek: nigdy w życiu żadnych dzieci, mieli żyć tylko we dwójkę. Tak, Ofelia Sherrard nienawidziła dzieci. Była dziedziczką wielkiej fortuny swojego ojca i nienawidziła, gdy przyjeżdżali jej młodsi kuzyni, zabierając cenny czas, który mogła poświęcić na sztukę. Tak więc, gdy rok po ślubie dowiedziała się, że jest w ciąży, była załamana. Podobno uciekła z domu, wcześniej urządzając mojemu ojcu awanturę, że to wszystko jego wina, bo jest „niewdzięcznym roznosicielem szkodliwych plemników” – w tym momencie musiała przerwać, bo obie z Angeliną wybuchłyśmy niekontrolowanym śmiechem. Ona sama uśmiechnęła się szerzej. – Wszystko mi babcia opowiadała. A to wyrażenie zapisało się na wieki w historii naszej rodziny. No ale wracając do mojej opowieści... Tak więc wróciła do domu, przeprosiła ojca, jednak nadal była załamana. Przez całą ciążę namalowała praktycznie każdy obraz moich przodków, który tutaj wisi. Dostała szału malarskiego, bo stwierdziła, że gdy dziecko się urodzi, nie będzie miała na to czasu. No i tak cierpiała przez 9 miesięcy, urodziłam się ja. Wszyscy myśleli, że jak już się urodzę, moja mama przekona się do dzieci i mnie pokocha od pierwszego wejrzenia. Instynkt macierzyński, wiecie – podniosła na nas spojrzenie i uśmiechnęła się krzywo. – Jednak tak się nie stało. To znaczy, nie okazywała tego. Oczywiście nie przeczę, miałam wszystko w życiu, czego sobie zapragnęłam. Kate chciała najdroższą lalkę, to ją dostała. Kate chciała sukienkę, to dostała. Kate chciała wór cukierków, to dostała. Kate chciała jechać nad wodę, to jechała. Byłam zadbanym dzieckiem, dobrze ubrana, zawsze czysta, nie ukrywam, że bogata. Jednak moja matka wzięła sobie za cel wychowywanie mnie na damę. Męczyła mnie godzinami wykładami o tym, jak mam się zachowywać przy stole, wśród gości, gdy u kogoś jestem, gdy rozmawiam z kimś, gdy się bawię, gdy piję, gdy jem, gdy myję zęby, gdy robię cokolwiek. Wszystko musiałam robić z klasą, wyrachowaniem, manierami. Jak sobie przypomnę tamte czasy, ciarki mnie przechodziły. Nigdy nie usłyszałam od matki, że mnie kocha. Zawsze tylko: wróć na kolację, umyj ręce, nie mlaskaj, nie trzymaj łokci na stole, tak się nie mówi, tego się nie robi. Miałam serdecznie dość. Chciałam być normalną dziewczynką, która może przyjść z brudną sukienką do domu, która może chlipać przy jedzeniu zupy, czy chodzić z wąsami od pianki z czekolady i śmiać się z tego, a nie ciągle być upominanym. Wiem, że nie miałam złego dzieciństwa. Jednak nie doznałam żadnych typowych pieszczot od matki. Na szczęście byłam oczkiem w głowie taty i próbował mi wynagrodzić brak czułości od mamy. Całował mnie w czoło, bawił się ze mną, czytał bajki i przytulał na dobranoc. Nie było mi źle, jedynie czasami bolał mnie dystans mojej mamy. Potem poszłam do Hogwartu. Tam wyzbyłam się jakichkolwiek manier.
 – Ze mną to trudno o jakiekolwiek maniery – roześmiałam się, a Angelina zawtórowała mi. Kate też na chwilę uśmiechnęła się szeroko.
 – Pamiętam jak uwielbiałam drażnić mamę tym, że nie jestem kulturalna, że robię coś spontanicznie. Moja mama chyba zrozumiała, że nie może tak mnie ciągle szkolić i była dla mnie trochę milsza. Jednak widzicie same jak ciągle próbuje mnie ułożyć. Jednak ja mam temperament po ojcu i tak łatwo się nie dam – roześmiała się z tego, co powiedziała i kontynuowała. – Chociaż on się już dostosował do niej. Teraz jest dużo lepiej, niż jak byłam mała. Moja mama chyba powoli dojrzewa do bycia matką. Czasem z nią pogadam o pierdołach. Nawet udało mi się kilka razy z nią pośmiać. Od niedawna próbuję zrobić jakiś nowy krok, żeby ona była normalna. Dzisiaj, po raz drugi w życiu pocałowałam ją w policzek. Raz, gdy miałam pięć lat, pocałowałam ją, to dostałam karę na tydzień. Od tego czasu bałam się tego, jak cholera – roześmiała się po raz kolejny. – Jednak widzicie, powoli uczę mojej rodzicielki macierzyństwa. Dzisiaj walczyła ze sobą, ale jednak nie dała po sobie nic poznać.
 – Obróciłam się to była uśmiechnięta, wręcz szczęśliwa. No i trzymała się za policzek – odezwałam się, klepiąc ją po ramieniu. Ona uśmiechnęła się promiennie.
 – To będę ją częściej całować – wyszczerzyła zęby. Doszłyśmy do skraju lasu, który przedtem widziałam z oddali.
 – Wchodzimy do lasu? – spytała Angelina lekko wystraszonym głosem. Brunetka pokiwała twierdząco głową i weszła między drzewa. Spojrzałyśmy na siebie i nie mając innego wyboru, podążyłyśmy za nią.
 – To mi przypomina Zakazany Las. A ten mi się wcale dobrze nie kojarzy – wymamrotałam posępnie.
 – Nie marudź, tylko chodź – mruknęła Kate. Wchodziliśmy w coraz gęstszy zagajnik, idąc wydeptaną ścieżką, która była dość szeroka, żeby pomieścić nas tak, byśmy szły swobodnie obok siebie. Panowała między nami cisza, którą kilka razy próbowałam przerwać, jednak nieskutecznie, bowiem rozmowa, o ile o takowej można było w ogóle mówić, całkowicie się nie kleiła i po chwili z powrotem nastawała głucha cisza, przerywana jedynie odgłosami trzaskanych gałęzi pod naszymi nogami. W końcu, po jakichś dobrych kilkudziesięciu minutach, doszłyśmy do wielkiej, kwadratowej polany, na której było pełno wielkich głazów, a wszystko porastała zielona półmetrowa trawa, przy czym nie rosło tutaj ani jedne drzewo.
 – Wow... – szepnęłam z podziwem. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że tutaj nie można mówić głośno. Obawiałam się, że wtedy cała magiczna aura jaka tutaj panowała, prysnęłaby jak mydlana bańka. Może miejsce nie było jakoś szczególnie piękne, czy widowiskowe, bo otaczały nas zewsząd drzewa, jednak miało „to coś” w sobie.
 – Jesteśmy na miejscu – oznajmiła Kate i usiadła na środku polany na ziemi, ściągając torbę z ramienia. Angelina usiadła obok niej, a ja chwilę jeszcze podziwiałam polankę. Potem podeszłam do nich i położyłam się na miękką trawę, układając ręce pod głowę. Niebo było cudownie błękitne, żadna, nawet najmniejsza chmurka w tym momencie nie płynęła, a słońce mocno grzało. Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się lekko, pozwalając promieniom opalać moją twarz. Tak, tutaj było mi naprawdę dobrze. Nawet zapomniałam o małym kacu, który mnie gnębił podczas drogi tutaj. Jednak później uśmiech mi trochę zrzedł, gdy przypomniałam sobie wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Tak bardzo chciałam pozbyć się ponurych myśli, jednak nie potrafiłam. Ciągle w głowie słyszałam jego szept przy moim uchu. Przebywałyśmy tak przez chwilę ciszy, każda pochłonięta swoimi myślami, gdy ciszę tą przerwało głośne burczenie w moim brzuchu. Otworzyłam oczy i spojrzałam na dziewczyny. Wszystkie wybuchłyśmy śmiechem. Gdy już się uspokoiłyśmy, Kate wyciągnęła kanapki i rozdała każdej po jednej.
 – Kogo mogłybyśmy zaprosić z Hogwartu na imprezę u ciebie? – spytała czarnowłosa i spojrzała z ukosa na mnie. Wzruszyłam ramionami.
 – Jak chcesz kogoś zaprosić, to po prostu zaproś – odparłam obojętnym tonem i zaczęłam bezmyślnie skubać trawę. – Może Aaron? – to pytanie skierowałam do Angeliny, która pod wpływem imienia swojego kuzyna, ocknęła się i spojrzała na nas półprzytomnym wzrokiem.
 – Eee... Mogę do niego napisać. Ale wątpię. On chyba nadal woli unikać twojego towarzystwa – zwróciła się do Kate. Ta skrzywiła się lekko. – Ale spróbuję.
 – To powiedzcie, że u mnie impreza, niech zapraszają kogo chcą – rzuciłam i wyszczerzyłam zęby.
 – Mówisz poważnie?
 – A wyglądam jakbym żartowała?
 – Nawet Cassie? – spytała Angelina ze śmiechem. Skrzywiłam się lekko, ale potem uśmiechnęłam.
 – Nawet Cassie – odparłam, a te wybałuszyły na mnie oczy. – No co? Mi to obojętne, kto tam będzie – po raz kolejny wzruszyłam ramionami.
 – A Ślizgoni? – Angelina roześmiała się z własnego pytania.
 – No wiesz, nie każdy Ślizgon jest zły – odpowiedziałam. – Adam był dobry. – dodałam. Angelina spojrzała na mnie niespokojnie, jakbym zaraz miała wybuchnąć płaczem, a Kate chrząknęła znacząco i rzuciła mi powątpiewający wzrok. – No dobra, on nie był dobrym przykładem – wyszczerzyłam zęby. – Ale Seve... – urwałam w połowie, bo to również nie był dobry przykład. – Dobra, niech wam będzie, wszyscy Ślizgoni są źli – przyznałam i roześmiałam się.
 – Ej, nie zastanawiało was kiedyś, skąd się wzięły przezwiska Huncwotów? – spytała Angelina, przerywając chwilową ciszę, która nastała. Wzruszyłam ramionami.
 – Wiesz, że oni zawsze mają głupie pomysły – rzuciłam, jednak sama zaczęłam się zastanawiać, skąd wziął się Lunatyk, Łapa, Rogacz i Glizdogon. Co do Lunatyka, to raczej nie miałam wątpliwości, skąd taka ksywa. Jednak pozostała trójka pozostawała tajemnicą. Postanowiłam, że kiedyś spytam o to, któregoś z nich.
 – W sumie my też mogłybyśmy sobie wymyślić jakieś – stwierdziła Kate, zastanawiając się nad tym.
 – Po co ci to? – spytałam. – Mamy imiona, nie wystarczy?
 – No ale imię dali ci rodzice, a na przezwisko trzeba sobie zapracować – odparła czarnowłosa.
 – Tak, szczególnie, gdy twoja ksywka pochodzi od tego, jak wyglądasz – mruknęłam sceptycznie. – A w ogóle...
 – Nie marudź – przerwała mi Kate. – Od dzisiaj będziesz Maruda, co ty na to? – wyszczerzyła zęby, a ja zmierzyłam ją pogardliwym spojrzeniem. – Całkowicie zapracowane przezwisko – roześmiała się, a do niej dołączyła Angelina.
 – W takim razie jak ty powinnaś się nazywać? – spytałam, niby zastanawiając się. – Może Rękawiczka?
 – Ne rozumiem aluzji.
 – Zmieniasz facetów jak rękawiczki. Albo jak skarpetki. O właśnie, możesz być Skarpetką  – klasnęłam w ręce i uśmiechnęłam się ironicznie.
 – Aleś ty zabawna – mruknęła posępnie.
 – No widzisz jak miło – posłałam jej przesłodzony uśmiech.
 – Oj Lily czepiasz się. Jak dla mnie to fajny pomysł z tymi przezwiskami. Co, boisz się, że cię brzydko nazwiemy? – Angelina wtrąciła się do rozmowy.
 – Nie, tylko myślę, że przezwiska wychodzą same z siebie. Zresztą, nie uważacie, że w takie coś bawi się, gdy ma się 10 lat?
 – A taka dorosła jesteś? – spytała Kate i wzniosła oczy do góry. – Zresztą, dajmy jej spokój, same wymyślimy – zwróciła się do Angeliny i uśmiechnęła.
 – Jak dzieci... – mruknęłam, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Jak dzieci...

***

 – Nie mam zielonego pojęcia jak cię nazwać – po pół godzinie intensywnego myślenia nad pseudonimem dla Angeliny, dziewczyny się poddały. Ustaliły jedynie, że na Kate będą mówić Czarna. Ja w duchu miałam niezły ubaw z ich dziecinności. Leżałam sobie na ziemi z zamkniętymi oczami i słuchałam, co mówią, udając, że mnie to nie obchodzi.
 – Ja też nie – mruknęła markotnie Angela.
 – Chuda – rzuciłam tonem jakby to było oczywiste, nie otwierając nawet oczu. Wiedziałam, że w tym momencie patrzyły się na mnie zaskoczone. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu cisnącego się mi na usta.
 – Ruda jesteś genialna! – rzuciła Kate i klasnęła w ręce. Jednak to, co powiedziała, sprawiło, że automatycznie otworzyłam oczy i podniosłam się na łokciach, spoglądając na nią jak na wariatkę.
 – Jak ty na mnie powiedziałaś? – spytałam, wbijając w nią natarczywy wzrok.
 – Ruda – odparła i uśmiechnęła się. – Pasuje do ciebie – podniosłam brwi.
 – Ja mam imię – powiedziałam z naciskiem i powróciłam do leżenia. – Ewentualnie nazwisko – dodałam i zamknęłam oczy.
 – A od teraz przezwisko – dodała Angelina.
 – Którego nikt ze mną nie konsultował i którego nie będę tolerowała – odpowiedziałam.
 – Po raz kolejny mówię, że przesadzasz, RUDA – stwierdziła Kate, kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowo. Stwierdziłam, że nie będę reagowała na to, więc nadal leżałam z zamkniętymi oczami.
 – Co myślicie o następnej kanapce? – spytała Kate, masując brzuch przy akompaniamencie głośnego burczenia.

***

 – Zabiję cię! Jest 30 stopni, nie bierzcie nic! – oburzona zwróciłam się do Kate ironicznie, próbując przekrzyczeć nawałnicę, jaka się rozpętała w przeciągu godziny. Zrobiło się ciemno jakby była noc, wiatr wył niemiłosiernie, przechylając drzewa i porywając wszystko, co miał na drodze, lało jak z cebra, a z nieba co chwilę błyskało, czemu towarzyszyły przerażające grzmoty. Uciekałyśmy w popłochu z polanki, chcąc schować się za drzewami. Nagle błysnęło niesamowicie blisko nas i drzewo, które było najbliżej zapaliło się. Wszystkie trzy wrzasnęłyśmy z przerażenia i momentalnie stanęłyśmy jak na komendę. Wpatrywałyśmy się w płonące drzewo, które po pewnym czasie runęło, co sprowadziło nas momentalnie na ziemię.
 – Co teraz?! – spytała Kate, rozglądając się dokoła. Poszukałam w myślach lekcji z mugolskiej szkoły, gdzie uczyli nas zachowania podczas burzy.
 – Nie możemy iść do lasu! – oznajmiłam i wytężyłam pamięć. Tym bardziej to było trudne, gdyż byłam przemoczona do suchej nitki, a wiejący wiatr sprawiał, że z każdym podmuchem trzęsłam się z zimna. Przypomnę jeszcze, że cała nasza trójka była ubrana w krótkie spodenki i cienkie koszulki. – Musimy kucnąć! – rozkazałam i tak zrobiłam. Dziewczyny poszły w moje ślady. Było coraz zimniej, padało coraz bardziej, a burza, która się rozszalała na dobre, wcale nie miała zamiaru się kończyć. Nie wiem, ile tak przebywałyśmy na tej polance, ale wszystko mi zdrętwiało i czułam, że rozchoruję się na dobre. Po raz kolejny piorun trzasnął niedaleko nas, przewracając drzewo. Wszystkie podskoczyłyśmy i przytuliłyśmy się do siebie. Niedługo potem wydawało mi się, że ogłuchłam. Widziałam poruszające się drzewa, kolejne błyskawice przeszywające niebo, ale nic nie słyszałam. Czułam przeszywające zimno rozchodzące się po całym ciele. Straciłam poczucie czasu.

***

Burza ustała, jednak deszcz wcale nie miał takiego zamiaru. Gdy tylko odnotowałyśmy, że błyskawice oddaliły się od tego miejsca, wstałyśmy i bez słowa ruszyłyśmy do domu. Podczas wędrówki w lesie mijałyśmy wiele połamanych i przewróconych drzew. Jedno nawet musiałyśmy przeskoczyć, bo zatorowało ścieżkę. Marzyłam o suchych ubraniach, ciepłej kołdrze i gorącej herbacie, jednak myśl, że przed nami jeszcze długa droga, odejmowała mi ochotę i siłę do przebierania nogami. Dziewczyny wydawały się myśleć o tym samym, co ja. Całą drogę przez las przeszłyśmy w ciszy. Czułam, że moje spodenki są tak mokre, że zjeżdżają mi z tyłka, jednak w tym momencie miałam to gdzieś. Moja głowa wydawała się być mokra i lodowata, a zarazem gorąca. Wydawało mi się, że paruję. Obraz zaczął lekko falować, a oczy szczypać. Nie wiem, skąd brałam energię do maszerowania. Gdy wyszliśmy z lasu, spowrotem lunął na nas deszcz, przed którym łaskawie chroniły nas korony drzew. Ujrzałyśmy w oddali dwie postacie. O ile dobrze kojarzyłam, byli to rodzice Kate. Jednak nic więcej nie pamiętam, bo... po prostu zemdlałam.

***

Czułam, że wszystkie mięśnie bolą mnie niemiłosiernie. Otworzyłam powoli oczy, jednak musiałam je zamknąć, bowiem głowa mi pękała z powodu gorączki. Ponownie rozchyliłam powieki i jęknęłam z bólu. Jednak zamiast jęku, z mojego gardła (które, delikatnie mówiąc, się paliło) wydobył się jedynie zachrypnięty i ledwo dosłyszalny dźwięk. Byłam w pokoju lokatej i leżałam na jej łóżku. Obróciłam głowę w lewo i zobaczyłam półżywą Kate, która była blada jak trup i miała niezdrowe wypieki na policzkach. Z mojej prawej strony leżała zaś Angelina, która obecnie spała.
 – Nie wiem jak ty, ale ja nie żyję – odezwałam się ochrypłym głosem, a ta spojrzała na mnie. Pokiwała głową i wskazała ręką na swoje gardło, chyba próbując mi powiedzieć, że straciła głos. – Kto nas tutaj zaprowadził? Twoi rodzice? To byli oni? – Kate pokiwała głową i zakaszlała, wywołując u mnie atak duszącego kaszlu. Usłyszałam jak Angelina się porusza niespokojnie.
 – Moja głowa... – chrypnęła przeraźliwie. – Moje wszystko... – dodała i rozkaszlała się, sprawiając, że ja i Kate również zaczęłyśmy kaszleć. Gdy skończyłyśmy, roześmiałam się i nie mogłam uspokoić. – To wcale nie jest śmieszne! – oburzyła się Angela, jednak po chwili dołączyła do nas. Chwilę później, ktoś zapukał delikatnie.
 – Proszę! – powiedziałam na tyle głośno, na ile pozwalała mi chrypka i bolące gardło. Drzwi otworzyły się i do pokoju weszła pani Bridge oraz Gumiak z tacą pełną różnych eliksirów.
 – Dzień dobry, dziewczęta – odezwała się kobieta i powitała nas delikatnym uśmiechem. Podeszła do nas, a za nią skrzat. – Jak się czujecie? – spytała. – Lily? Już dobrze? Wczoraj miałaś tak wysoką gorączkę, że zemdlałaś. Chyba ogromne porcje Eliksiru Pieprzowego, które wlaliśmy ci do gardła, pomogły, bo wydaje mi się, że słyszałam śmiech.
 – Tak, dziękuję. Czuję się o wiele lepiej. Jednak gorączkę chyba nadal mam – uśmiechnęłam się.
 – Cieszę się. A wy? Angelino? Kate? – zwróciła się do pozostałej dwójki. Kate wskazała na swoje gardło, otworzyła usta i pokiwała głową, dając do zrozumienia, że nie potrafi mówić. Jej matka załamała ręce nad nią i pokręciła głową ze zmartwieniem.
 – A ja czuję się okropnie – mruknęła szatynka. – Czuję, że nie wstanę z łóżka przez najbliższy tydzień.
 – Spokojnie, będziecie zdrowe za dwa dni. Proszę, oto eliksiry dla was – podeszła bliżej, a Gumiak za nią. Kazała każdej wypić po 3 jakieś eliksiry (nawet nie chciało mi się myśleć jakie), a Kate dała jakiś dodatkowy. – Teraz leżcie i leczcie się. Za jakiś czas sprawdzę, jak się czujecie i przyniosę obiad – odwróciła się i wyszła z pokoju, szeleszcząc połami granatowej szaty.
 – Hej, mogę mówić! – ledwo dosłyszałam i zrozumiałam, co Kate powiedziała. – To co Ruda z twoją imprezą? – zachrypiała ponownie i wyszczerzyła zęby. Zmierzyłam ją sceptycznym wzrokiem. – Trzeba byłoby pisać już do reszty. Kiedy twoi rodzice jadą?
 – Wiesz, chyba wolałam jak nie umiałaś mówić – roześmiałam się. – Co do moich rodziców, jadą drugiego sierpnia, wracają 17.
 – Dwutygodniowa impreza? – Angelina ożywiła się wyraźnie. Nawet jej głos był pozbawiony chrypki.
 – Jeśli chcecie – mruknęłam z delikatnym uśmiechem.
 – No to dziewczyny mamy 3 dni na wyzdrowienie – Kate klasnęła w ręce z entuzjazmem. – Chuda, ty piszesz do twojego kuzyna, niech weźmie kilku chłopaków z roku. Dziewczyn ewentualnie też. Ruda zajmiesz się żarciem – chrząknęłam znacząco, jednak ta nie zwróciła uwagi na to. – Ja napiszę do Huncwotów i może do kogoś z Puchonów i Krukonów. No i Huncwoci niech skołują Ognistą i Piwa Kremowe. Kiedy najbardziej ci pasuje zrobienie imprezy? – zwróciła się do mnie.
 – 2 sierpnia? – bardziej spytałam, niż stwierdziłam.
 – Chuda, pasuje?
 – Jasne.
 – No to świetnie – czarnowłosa uśmiechnęła się radośnie. – Rano 2 sierpnia jesteśmy u ciebie i zajmiemy się domem. Udostępniasz bazę noclegową? – usłyszawszy to pytanie, roześmiałam się, co oczywiście wywołało napad kaszlu. – No co? Muszę wiedzieć, co im dokładnie napisać. Ponieważ byłam w fazie męczącego kaszlu, pokiwałam jedynie głową na znak, że „udostępniam bazę noclegową”. Tymczasem do pokoju wpadł ojciec Kate, pukając wcześniej.
 – Cześć dziewczyny. Idę do miasta, chcecie coś? – spytał, skupiając wzrok na swojej córce.
 – Kup jakąś gazetę – odparła, myśląc. – Duuuuuuużo gazet – dodała po chwili i posłała mu czarujący uśmiech.

***

Kolejne dwa dni spędziłyśmy w łóżku czytając gazety, rozprawiając o reszcie wakacji, kurując się i przyjmując grzecznie różne eliksiry, które podawała nam rodzicielka Kate. Ostatniego dnia lipca nadszedł dzień, w którym trzeba było opuścić piękną posiadłość państwa Bridge i wybrać się do domu. Wcale nie chciało mi się wracać, jednak nie było wyboru, bo, mimo zapewnień pani domu, że możemy zostać nawet na całe wakacje, nie chciałyśmy z Angelą sprawiać kłopotu. Tak więc, gdy ranow sobotę 31 lipca roku pańskiego 1976, siedziałyśmy w kuchni i zajadałyśmy kanapki, popijając gorącym kakao, do pomieszczenia wleciały trzy sowy z listami w dziobach. Każda z nich upuściła kopertę przy innej dziewczynie i odleciały, pohukując cicho. Gdy zdałam sobie sprawę, co to za listy, wyplułam całe kakao, które miałam obecnie w ustach, opryskując Kate i Angelinę i rzuciłam się na swoją kopertę z drżącymi rękami.
 – Masz szczęście, że moja matka tego nie widziała – roześmiała się Kate i również sięgnęła po swoją kopertę. Machnęłam ręką i zaczęłam wyciągać pergamin z koperty. Zanim przeczytałam to, co było tam napisane, wzięłam głęboki oddech.

Szanowna Panno Evans!
Przesyłam wyniki Standartowych Umiejętności Magicznych oraz listę ksiąg potrzebnych do kontynuowania poszczególnych przedmiotów, które chciała Pani nadal studiować. Przypominam również, że rok szkolny rozpoczyna się 1 września, a Ekspres Londyn-Hogwart odjeżdża ze stacji King Cross z peronu 9 i ¾.
Serdecznie gratuluję wyników.
Pozdrawiam,
Minerwa McGonagal,
zastępca dyrektora.

Odłożyłam listę ksiąg i spojrzałam na dziewczyny.
 – Na „trzy cztery” otwieramy, okej? – spytałam, a one pokiwały głowami. Angelina zacisnęła powieki. – Trzy... czte... ry!

WYNIKI EGZAMINU

POZIOM STANDARTOWYCH UMIEJĘTNOŚCI MAGICZNYCH

Oceny pozytywne:                                                                Oceny negatywne:
Wybitny (W)                                                                          Nędzny (N)
Powyżej oczekiwań (P)                                                          Okropny (O)
Zadowalający (Z)                                                                   Troll (T)

LILYANNE EVANS OTRZYMAŁA:

Astronomia                                                                            P
____________________________________________________________
Opieka nad magicznymi stworzeniami                                 W
____________________________________________________________
Zaklęcia                                                                                 W
____________________________________________________________
Obrona przed czarną magią                                                 W
____________________________________________________________
Zielarstwo                                                                              P
____________________________________________________________
Historia Magii                                                                       W
____________________________________________________________
Eliksiry                                                                                   W
____________________________________________________________
Transmutacja                                                                        W
____________________________________________________________
Numerologia                                                                         W
____________________________________________________________
Starożytne runy                                                                     W
____________________________________________________________

No cóż, nie ukrywałam, że wyniki znacznie poprawiły mi humor. Wiedziałam, że wszystkie SUM-y zdałam, ale nie oczekiwałam, że prawie przy każdym będę miała W. Spojrzałam na dziewczyny i uśmiechnęłam się szeroko.
 – I jak? – spytałam, przerywając ciszę. Kate przygryzła wargi, a Angelina uśmiechnęła się delikatnie.
 – Mama mnie chyba zabije – mruknęła czarnowłosa. – Lepiej nie pokazuj jej swoich ocen Ruda, bo jeszcze bardziej się wścieknie – wyszczerzyła zęby.
 – Daj spokój, na pewno nie jest źle. Przecież uczyłaś się do SUM-ów – wyciągnęłam rękę po jej pergamin. Podała mi go i zerknęłam okiem. Zielarstwo W, z astronomii dostała T, z eliksirów N, a reszta P lub Z. –  Astronomia ci chyba niepotrzebna do niczego – powiedziałam pocieszająco. – No i masz wybitny z zielarstwa – dodałam dumnie.
 – Taaa i nie zdałam eliksirów.
 – I tak ich nie chciałaś kontynuować  – poklepałam ją po ramieniu. – A ty Angelina?
 – Wszystko zdałam, oprócz eliksirów, ani jednego W – powiedziała i uśmiechnęła się.
 – A ty? – spytała Kate. Podałam jej moją kartkę. Obie nachyliły się nad nią. – O kurwa... – Kate wybałuszyła oczy na mnie.
 – Panno Bridge! Jak ty się wyrażasz?! Przecież to skandal! – do kuchni wparowała rozeźlona matka lokatej. Wyglądała naprawdę groźnie i przez całe dwa tygodnie nie widziałam jej takiej wkurzonej. Obie z Angeliną wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia i czmychnęłyśmy stamtąd czym prędzej, rzucając Kate przepraszające uśmiechy. Po chwili w całym domu, o ile nie w całej wsi, słychać było krzyk pani Ofelii, która bardzo oburzyła się, usłyszawszy „bezczelne słowo na „k”, które bezcześci usta dziedziczki, w karygodny sposób obniżając kulturę osobistą całego rodu”. Ponieważ biegłyśmy całą drogę do pokoju Kate, usiadłyśmy zmachane na łóżku i dopiero tam roześmiałyśmy się. Przez kolejne pół godziny słuchałyśmy wykładu na temat  brzydkich słów w ustach brunetki. Potem, gdy wydawało się, że to koniec, jej mama zobaczyła wyniki SUM-ów. Tutaj rozpętało się jeszcze gorsze piekło, szczególnie dlatego, że i moje i Angeli listy zostały na stołach. Ten wykład trwał nieco ponad 45 minut, w którym znalazła się m.in. groźba, że jeżeli nadal będzie otrzymywała takie słabe wyniki w nauce, zaprzestanie nauki w Hogwarcie i wyślą ją do Durmnstrangu, gdzie podobno traktują uczniów srożej (tak przynajmniej powiedziała pani Ofelia). Po całej awanturze, usłyszeliśmy zdenerwowane kroki czarnowłosej i po chwili drzwi otwarły się z hukiem, a do środka wparowała wściekła Kate, trzasnąwszy bardzo głośno drzwiami.
 – Proszę nie trzaskać! – usłyszeliśmy ostry głos z dołu.
 – Bla, bla, bla! – Brunetka opadła na łóżko, przedrzeźniając słowa matki z porządną dawką ironii. – Ta kobieta zawsze ma napięcie przedmiesiączkowe! – warknęła naburmuszona.
 – Zawsze możesz zamieszkać u mnie na dwa tygodnie – podsunęłam. Ona spojrzała na mnie z wdzięcznością.
 – Dziękuję, jak najbardziej skorzystam.

Komentarze

  1. Co ty gadasz? przecież ten rozdział jest cuuuudny...!!! należało się tej Troy i Adamowi!! mam nadzieje że niedługo zacznie się coś dziać między Lily a Jamesem ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Lilyanne15Evans1514 września 2010 00:30

    No nareszcie! Już nie mogłam się doczekać :) Rozdział wspaniały, nie wiem co Ci się w nim nie podobało :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z poprzedniczkami - rozdział jest cudowny! Tym razem dałaś popalić Rudej. Mam nadzieję, że już niedługo zacznie się coś dziać między Lily, a Jamesem. Pozdrawiam i życzę większego zadowolenia z pisanych notek :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mam pojęcia, dlaczego ten tekst ci się nie podoba :P Jest taki lekki, i mimo, że megadługi, to przeczytałam cały, wciągnęłam się i przez ciebie rozgotowałam ziemniaki na obiad xD Cóż, mam nadzieję, że mama mnie nie ukatrupi. Tyle się dzieje! Imprezy, potem sytuacja w klubie (kto by pomyślał,że Lil się z tego wszystkiego upije?), plus ksywki - w sumie bym na to nie wpadła, żeby wszystkim ponadawać, tylko Lil czasem zostawała Rudą, ale to tak fajnie tekst ożywia i taki się wiarygodny robi, taki... hm, świeży? xD Nie wiem, jak to opisać, ale ogólnie bardzo mi się podobało. Dodałam też u siebie - Lily w krainie czarów - ale niestety - bardzo krótko :) Ale postaram się coś dodać niedługo.

    OdpowiedzUsuń
  5. ~SłoOodka Trzynastka :D14 września 2010 22:13

    Nie rozumiem Cię! Przecież ten rozdział jest zaje*isty! Na serio! Strasznie mi się podoba!Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Hoho, to się nieźle dziewczyny urządziły...a tak było fajnie. Mam nadzieję, że ta ich choroba potrwa faktycznie tylko trzy dni. No bo w końcu ta impreza, no nie? Nie mogę się doczekać ;DPrzykro mi, że dzisiaj tak krótko, ale jeszcze muszę przepisać mnóstwo rzeczy z WOS-u, uzupełnić kartę nt dyskusji...z resztą, co Ci będę wymieniała...Przepraszam.Pozdr. kochana ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. boskie ! ;DD a kiedy nowy rozdziałek ?;>

    OdpowiedzUsuń
  8. Haa i to ma być ten okropny rozdział? ;pPrzy końcówce ryczałam ze śmiechu ;DA i ani trochę nie żałuję Adama! Należało się i jemu i Troy ;di naprawdę czekam na tą imprezę i Lilki ;>;di fajnie, że była przemiana Angeli, może się teraz ktoś w jej życiu pojawi? ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ślicznie i bardzooooooo dłuuuuuuuuuugo piszesz.! Ale mi sie strasznie podoba czekam zniecierpliwością na następna notke.! A i jeszcze jedno kiedy w końcu zacznie sie dziać cos między Lily a Jamesem,hmm??A i jeszcze raz ŚLICZNNNNNNNNIE PISZESZ.!!;**;**:**;**;D;DxdxdBuziaki<33

    OdpowiedzUsuń
  10. luna2905@onet.eu19 września 2010 00:38

    Coś czuję że na tej imprezie dużo będzie się działo, może jakiś nowy wątek z Kate i Syriuszem? Ale wolałabym Rogacza i Rudą : ) Ogólnie rozdział świetny. Fajne dziewczyny dały sobie ksywki, Ruda, Czarna i Chuda? Ale to trzecie nie pasuje do Angeliny, wolę Lokata;)Wiem, że komentarz pozostawia wiele do życzenia, ale jakoś nie mam weny i chęci na dłuższe rozpisywanie się.Pozdrawiam : * U mnie nowy rozdział [its-always-been-my-dream]

    OdpowiedzUsuń
  11. Jakbyś miała chwilke to wejdż do mnie:http://lily-evans-potter-lily.blog.onet.pl/Ps.1.pszepraszam ,że notki nie dodałam jeszcze ale pszerabiam go.!

    OdpowiedzUsuń
  12. Oh xD ale mam czytania! Super :* U mnie nowość [ wiec-nie-mow-mi-ze-kochasz-mnie-potter ]. Dobra lecę czytać. Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  13. mi tez sie podoba ;d a kiedy w planach nowa ?

    OdpowiedzUsuń
  14. iga64@autograf.pl21 września 2010 22:03

    U mnie nowy rozdział na hogwarts-friendship Pozdrawiam i zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  15. Serdecznie zapraszam na nowy rozdział [its-always-been-my-dream]

    OdpowiedzUsuń
  16. leksia! How are you? ;] daj nowy rozdział bo nie wytrzymam!! ;]

    OdpowiedzUsuń
  17. Nowa notka na opowiesc-lily-evans.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)