– To
był najgłupszy pomysł, na jaki mogłaś wpaść – chodziłam po pokoju Kate z
założonymi rękami na piersiach. – Wakacje z Potterem! Wspaniale! – usiadłam na
łóżku i westchnęłam.
– Och,
Lily, daj spokój – żachnęła się domowniczka. – Przynajmniej zapomnisz o
Severusie i Royalu.
– Tak,
pomińmy fakt, że gdyby nie Potter, nie pokłóciłabym się ze Snape’em –
warknęłam.
– To
nie Potter zmusił go, żeby cię tak nazwał – wtrąciła Angela, przypatrując mi
się.
– No
dobra, ale ja go nie cierpię! – wzdrygnęłam się. – Dzisiaj znowu zachowywał
się, jak totalny idiota!
– Bo
wrzucił cię do wody kilka razy?
– Kilka?!
Ja stamtąd praktycznie nie wychodziłam! – oburzyłam się.
– Jakoś
przez święta potrafiłaś z nim być w normalnych stosunkach – odezwała się Kate.
– Nie wspomnę o kilku pocałunkach... – posłałam jej ostrzegawcze spojrzenie,
ale ona się nie zraziła. – Możesz zawiesić broń na kilka dni i starać się być
dla niego miła. Genialna jestem, nie? – wyszczerzyła zęby do Angeliny.
– Nie.
Nie jesteś genialna. Ale zrobię to tylko i wyłącznie dla ciebie – mruknęłam
ponuro.
– Dziękuję
– uśmiechnęła się. – Ale ja i tak wiem, że zrobisz to dla samej siebie – dodała
i zaczęła się przebierać. Gwizdnęłam na widok jej bluzki z seksownym dekoltem,
oraz opinających, białych spodni. Wyglądała świetnie.
– Zrobię
to tylko dlatego, że wiem jak zależy ci na Syriuszu – rzuciłam i zanim poduszka
mnie trafiła, zdążyłam zamknąć drzwi od drugiej strony. Westchnęłam i
powędrowałam wzdłuż korytarza. Gdy mijałam schody na strych, usiadłam na nich i
oparłam głowę na rękach. Może rzeczywiście wakacje z Huncwotami będą odskocznią
od problemów. Z nimi na pewno nie będziemy się nudzić, a Pottera zawsze mogę
ignorować. W końcu mam kilka lat wprawy. Ktoś wyszedł z pokoju chłopaków i
usiadł obok mnie.
– Cześć
Black. – rzuciłam na powitanie, nie zerkając na niego.
– Co
taka smutna? – spytał. – Ale spokojnie, kilka dni z nami i zapomnisz o
wszystkim – wyszczerzył zęby. Spojrzałam na niego zdziwiona.
– A
o czym mam zapomnieć?
– Z
tego, co wiem, straciłaś przyjaciela w czerwcu. To może boleć – odparł powoli.
– Chociaż nie wiem, jak mogłaś na niego w ogóle patrzeć.
– Bardziej
martwi mnie Potter – roześmiałam się, a on spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
– Eee,
przesadzasz Evans – mruknął. – W święta jakoś potrafiłaś z nim normalnie
rozmawiać, więc nie może być aż taki zły. Ja to bym się bardziej martwił o to,
że twój chłopak będzie zazdrosny, jak się dowie – roześmiał się krótko. Jednak
mi wcale nie było do śmiechu. Zasępiłam się i nic nie odpowiedziałam.
Szturchnął mnie lekko. – Co jest, Evans? Przecież żartowałem.
– Nie
chodzi o to – machnęłam ręką. – Nie jestem już z nim – wyznałam w końcu. Wbrew
moim podejrzeniom, nie roześmiał się, ani nic podobnego.
– Przykro
mi – odezwał się po chwili.
– Tobie?
– zdziwiłam się. Przypatrzył mi się uważnie.
– No
wiesz, rozstania wcale nie są łatwe. To znaczy, o ile traktowało się kogoś na
poważnie – między nami nastała cisza. – No, ale zawsze masz Rogacza na
pocieszenie – puścił mi oczko i wstał.
– Taa
– odezwałam się. – Powiedz mi, czyi to był pomysł, żeby tutaj przyjechać? –
również wstałam. On odwrócił się do mnie twarzą.
– Zgadnij.
– Potter
– powiedziałam pewnie, ale on pokręcił głową.
– Ja
– wyszczerzył zęby. – Nie mogłem wytrzymać już w domu, więc wyciągnąłem resztę
tutaj, uprzednio wkręcając Angelinę i dowiadując się, gdzie mieszka Kate –
pokazał mi język.
– A
gdzie Peter?
– Na
wakacjach w Hiszpanii z rodzicami. Potter też miał jechać, ale zrezygnował.
Głównie ze względu na ciebie – posłał mi znaczące spojrzenie. Pokręciłam głową
z niedowierzaniem.
– Czy
on kiedyś zrozumie, że się z nim nie umówię? – zapytałam w sumie samą siebie.
– Jak
Rogacz postawi sobie cel, to go osiągnie. Zresztą, czemu ty go tak na wstępie
wykluczasz? Nawet mu szansy nie dajesz.
– Bo
wiem jaki z niego idiota – mruknęłam i zaczęłam iść w stronę pokoju Kate.
– Ja
jestem jeszcze gorszym idiotą, a jakoś ze mną rozmawiasz – roześmiał się. – Kto
się czubi, ten się lubi, pamiętaj Evans – pomachał mi i zniknął w drzwiach,
gdzie spali. Ja również weszłam do naszego pokoju.
– Głodna
jestem – oznajmiłam i spojrzałam na dziewczyny.
– Zaraz
będzie kolacja – poinformowała mnie Kate, patrząc na zegarek. Rzeczywiście,
chwilę później, pani Bridge weszła do pokoju, oznajmiając, że czas na kolację.
Zeszłyśmy na dół, gdzie już byli Huncwoci.
– Czy
twoja mama wie o tym, ile te żarłoki jedzą? – spytałam szeptem, a ona
zachichotała.
– Nie
bój się, nie zbankrutujemy – wyszczerzyła zęby. – Cześć chłopaki – usiadła
naprzeciw Blacka, posyłając mu delikatny uśmiech. Angelina usiadła obok Remusa,
a mi pozostało siedzieć między Potterem, a Blackiem. Gumiak przyniósł dania i
zaczęliśmy jeść. Między nimi rozpoczęła się żywa dyskusja, oczywiście o
Quidditchu.
– Słyszeliście,
że Złoci w przyszłym sezonie chcą zdobyć mistrzostwo? – odezwał się Potter. –
Ponoć w tym roku już zaczęli trenować. Lily, chyba ty coś o tym wiesz, nie? W
końcu twój chłopak jest tam obrońcą – spojrzał oczekująco na mnie.
Angelina zakrztusiła się jedzeniem, Kate odłożyła widelec, a Syriusz wykrzywił
się lekko. Cała trójka wbiła we mnie trochę przestraszony wzrok. Remus z
zaciekawieniem spoglądał na reakcję innych i zmarszczył lekko czoło.
Przełknęłam powoli to, co miałam w ustach.
– Pojechali
kilka dni temu na obóz treningowy – odezwałam się.
– Wiedziałem!
A Royal coś wspominał o tym? – ponownie zadał pytanie. Kate przejechała ręką po
twarzy, a Angelina pokręciła głową z dezaprobatą, bowiem odkąd opowiedziałam im
o mojej kłótni, był to temat tabu.
– Tylko
tyle, że jadą na dwa tygodnie na obóz treningowy.
– To
jest twój chłopak, a nie wiesz co robi i gdzie? – prychnął i zaśmiał się. –
Udany związek, nie ma co – dodał ironicznie. Kate walnęła głową o stół,
Angelina schowała twarz w dłonie, a Syriusz lekko pobladł.
– Nie
jestem już z nim – powiedziałam spokojnie i uśmiechnęłam się do niego. Wszyscy,
bez wyjątku wybałuszyli na mnie oczy. Potter nie wiedział, co powiedzieć, a ja
wsadziłam sobie ziemniaczka do ust.
– Eee...
Sory, przykro mi. Nie wiedziałem – mruknął zakłopotany i podrapał się w głowę.
– Spoko,
skąd miałeś wiedzieć – odpowiedziałam i spróbowałam sałatki. – Kate, powiedz
Gumiakowi, że sałatka jest przepyszna – zwróciłam się do niej. Wszyscy jakby
ocknęli się z transu i zaczęli jeść spowrotem. Przez cały posiłek nikt nie
odezwał się ani słowem. Ja pierwsza wstałam i postanowiłam, że przejdę się po
ogrodzie. Pchnęłam drzwi wejściowe i wyszłam na zewnątrz, rozglądając się
dookoła. Ich ogród składał się z kilku części. W pierwszej znajdowała się wąska
ścieżka, wokół której rosło pełno dziwnych, nienaturalnie wysokich kwiatów.
Potem przechodziło się do całkowicie pustej części w kształcie prostokąta, na
której rosła tylko zielona trawa, a na końcach stały po trzy słupki – domowe
boisko do gry w Quidditcha. Na następnej części była mała, stara, drewniana
szopa, w której, jak się domyślałam, znajdowały się miotły i narzędzia. W tej
samej części była również drewniana altana z wielkim stołem pośrodku i ławkami
wokół niego. W ostatniej znajdował się zegar słoneczny, zrobiony z kwiatów.
Rośliny tam rosnące, poruszały się lekko, jakby spały. Obok zegara znajdowała
się ławka, na której usiadłam sobie i wpatrywałam się w kwiaty. Nie minęła chwila,
a usłyszałam kroki. Obróciłam się i zobaczyłam zmierzającego ku mnie Pottera.
Stanął przede mną i spojrzał łagodnie.
– Mogę
się przysiąść? – spytał, a ja pokiwałam głową. Usiadł obok i nadal spoglądał na
mnie. – Jesteś zła? – w odpowiedzi pokręciłam głową. – Wiesz, mam wielką ochotę
powiedzieć „a nie mówiłem?” – powiedział i obserwował moją reakcję. Poruszyłam
się nieznacznie, jednak nadal nie patrzyłam na niego, tylko bawiłam się
własnymi palcami. – Niech zgadnę, rzucił cię dla innej?
– Potter,
oszczędź sobie – mruknęłam oschle, czując, że zaraz sobie stamtąd pójdę.
– Ale
ja wcale nie chcę ci dokuczyć! Tylko chodzi mi o to, że mogłaś mnie posłuchać.
Ja znam takich typów. Sławny, więc myśli, że może wszystko. Znajduje sobie
jedną, a potem ją rzuca z powodu innej, bo może mieć wszystkie – gdy mówił,
jego głos drżał lekko z emocji. – Naprawdę się zdziwiłem, gdy się dowiedziałem,
że z nim jesteś – dodał po chwili. – Myślałem, że ty nie dasz się poderwać na
głupie teksty.
– Potter,
opisujesz ciągle kogoś, kto nie jest dla mnie odpowiednią osobą, a TY właśnie
taki jesteś! – oburzyłam się i odwróciłam w jego stronę. – Myślisz sobie, że
skoro potrafić latać na miotle, możesz wszystko i lansisz się po szkole z tego
powodu. Mówisz, że myślałam, że nie dam się poderwać na głupie teksty. A twoje
teksty i kawały, którymi próbujesz mi zaimponować, to jakie są? Że niby mądre?
Więc proszę cię, nie mów mi, jakim człowiekiem był Adam, bo nic o nim nie wiesz
– na jego twarzy wystąpił uśmiech.
– To
z jakiego powodu zerwaliście? – spytał.
– Nie
twoja sprawa – warknęłam.
– Założę
się, że przez inną dziewczynę.
– Obiecałam
sobie, że podczas waszego pobytu tutaj będę dla ciebie w miarę miła i spróbuję
nie wszczynać awantury. Wcale mi tego zadania nie ułatwiasz, James – powiedziałam,
ucinając dyskusję o Adamie. Wstałam z ławki i skierowałam się ku domu. On
dogonił mnie w kilka sekund i zrównał krok.
– Okej,
okej, przepraszam! – wyznał. – Nie chciałem cię denerwować.
– Przeprosiny
przyjęte – mruknęłam, nie zatrzymując się.
– Powiedziałaś
do mnie James – wyszczerzył zęby.
– Jak
chcesz, mogę wrócić do Pottera – odparłam.
– Nie
musisz – szedł obok, sprężystym krokiem. – Wiesz, to zerwanie dobrze na ciebie
działa – pokazał mi język, a ja westchnęłam ostentacyjnie. – Dobra, już nic nie
mówię – podniósł ręce do góry w geście niewinności. Szliśmy właśnie obok
boiska. On spojrzał na nie tęsknie.
– Tęsknisz
za quidditchem? – spytałam, obserwując go. Pokiwał głową. – W sumie,
zobaczyłabym sobie jakiś mecz.
– Możemy
pograć jutro – zaproponował. – Spytamy resztę, jakoś się podzielimy i będziemy
grali 3 na 3. Dzisiaj już jest za późno, ale jutro i tak nie mamy co robić.
– Z
miłą chęcią bym zagrała, gdyby nie fakt, że nigdy w życiu nie grałam –
uśmiechnęłam się.
– Żaden
problem – rzucił lekkim tonem. – Wystarczy, że potrafisz latać na miotle.
– Z
tym też może być pewien problem – roześmiałam się.
– Nigdy
w życiu nie latałaś na miotle?! – zdziwił się i patrzył na mnie jak na
kosmitkę. Pokręciłam głową. – Naprawdę nigdy nawet nie siedziałaś na niej?!
– Nawet
nie siedziałam – uśmiechnęłam się i udałam, że zainteresował mnie jeden ze
słupków.
– Nie
wierzę – mruknął i marszczył czoło, zastanawiając się nad czymś.
– A
z kim niby miałam latać? – spytałam trochę zirytowana. – Z moją siostrą, która
nienawidzi wszystkiego, co jej się kojarzy z czarami?
– Nie
no, ja rozumiem, ale musimy to zmienić – rzekł spokojnie, a jego wzrok padł na
starą szopę. Moje oczy zrobiły się wielkości piłeczek ping-pongowych.
– Nawet
o tym nie myśl – ostrzegłam go, jednak było już za późno. On zmierzał ku szopie
szybkim krokiem. Podbiegłam do niego. – I tak nie wsiądę na miotłę –
oznajmiłam, a on spojrzał powątpiewająco.
– Założysz
się? – spytał i wszedł do pomieszczenia, gdzie pachniało sianem. Na jednej ze
ścian oparte było kilkanaście mioteł, różnych modeli. Potter zagwizdał cicho.
– Niezła
kolekcja – mruknęłam, a on pokiwał głową.
– I
nie są takie złe. Popatrz, Zamiatacz 5. Połowa drużyny Krukonów takie ma i nie
są wcale takie słabe. Wziął jedną i wyszedł stamtąd. Wybiegłam za nim i
próbowałam go odciągnąć z tego pomysłu, jednak, sądząc po jego błysku w oku i
zadowolonym uśmiechu, nie było szans na to.
– Chodź
tutaj – polecił, ale ja się nie ruszyłam z miejsca. – Evans, no daj spokój, to
nie boli! Jak chcesz jutro grać, skoro nie umiesz latać?
– Nie
będę grała, tylko wam kibicowała.
– Nie
wygłupiaj się. Kiedyś i tak będziesz musiała spróbować – podał mi rękę, ale ja
zaczęłam się cofać powoli. – No, skoro się boisz, to...
– JA
się boję? – prychnęłam i założyłam ręce na piersiach, patrząc wyzywająco.
– Tak,
boisz się Evans – odparł i uśmiechnął się pogardliwie. – Cykor z ciebie – nie
minęła chwila, a stałam przy nim i przekładałam nogę przez miotłę. –
Wiedziałem, że zadziała – wyszczerzył zęby. – Teraz musisz odepchnąć się nogami
od ziemi. Tylko nie odlatuj za wysoko! – polecił. Jak powiedział, tak zrobiłam
i już po chwili unosiłam się nad ziemią. Uśmiechnęłam się szeroko.
– Patrz!
Ja latam! – piszczałam, jak głupia.
– Wspaniale,
ale teraz sfruń na dół – nie wiem jak, ale udało mi się to. Skakałam z radości.
Wcale nie było tak źle, jak się spodziewałam. Wręcz przeciwnie. – Teraz nauczę
cię skręcać, okej? – pokiwałam ochoczo głową i znowu przełożyłam nogę przez
miotłę. Jednak tym razem za mną ustawił się Potter. Nie protestowałam, w końcu
to on tutaj był specjalistą od Quidditcha. Oderwaliśmy się od ziemi.
– Tylko
nas nie zabij! – ostrzegłam go.
– Spokojnie,
jestem James Potter – odpowiedział lekko urażony.
– I
dlatego właśnie się boję – obróciłam głowę i pokazałam mu język. Nie
odpowiedział na moją zaczepkę, tylko objął mnie jedną ręką w pasie.
– Teraz
mnie posłuchaj – zaczął poważnym tonem. – Pochyl się do przodu. Im bardziej się
pochylisz... – nie dokończył, bo pochyliłam się tak, że pędziliśmy z prędkością
światła. Byłam przerażona. Przed nami widać było słupek. Zamknęłam oczy i
zaczęłam piszczeć. Jednak poczułam, że zwalniamy i otwarłam najpierw jedno, a
potem drugie oko.
– Uratowałeś
nas! – wykrzyknęłam z ulgą.
– Evans
do jasnej cholery! Mówiłem, żebyś mnie słuchała!
– No
pochyliłam się! – rzuciłam na swoją obronę, jednak zarumieniłam się lekko.
– Ale
miałaś mnie wysłuchać do końca – burknął zmarnowanym tonem.
– Obiecuję,
że będę – uśmiechnęłam się do niego słodko przez ramię.
– Za
taki uśmiech nie mogę się gniewać – szepnął mi do ucha, a ja pokręciłam głową.
Przez następnych kilka minut próbował mnie czegokolwiek nauczyć, jednak chyba
latanie na miotle nie było moim powołaniem. Słońce powoli zachodziło za
horyzont, sprawiając, że niebo stało się cudownie czerwone. Potter zaczął
schodzić coraz niżej.
– Już
koniec? – spytałam smutno.
– A
chcesz jeszcze polatać? – spytał zaskoczony moją reakcją. Pokiwałam ochoczo
głową. On roześmiał się i poleciał w górę. – Myślałem, że już masz dość.
– No
coś ty – wyszczerzyłam zęby. Oblecieliśmy cały ogród dookoła. James obejmował
mnie jedną ręką w pasie, a głowę położył na moim ramieniu. Nie protestowałam,
bo wiedziałam, że tak mu będzie wygodniej. A poza tym, nie ukrywam, że pomimo,
iż to był Potter, latanie z nim sprawiało mi ogromną przyjemność. Miałam okazję
poznać go z całkowicie innej strony. Pokazywał mi różne tricki i zwody,
stosowane w prawdziwej grze. W końcu dopiero jak słońce zaszło i zrobiło się
trochę ciemno, stwierdziliśmy, że najwyższy czas udać się do domu.
Wylądowaliśmy na ziemi. Ja poczekałam na niego, a on poszedł odnieść miotłę.
Wrócił do mnie, biegnąc lekkim truchtem i uśmiechnął się całkiem sympatycznie,
gdy już był obok. Odwzajemniłam uśmiech i skierowaliśmy się ku domowi, gdzie
czekała cała reszta. Jak się okazało, byli w pokoju Kate i dyskutowali... no
właśnie. Usłyszałam swoje nazwisko i przytrzymałam Pottera, nachylając się nad
drzwiami.
– ...no
i coś długo ich nie ma – słychać było głos Remusa.
– Miejmy
tylko nadzieję, że Evans go nie zabije – tak, to zdecydowanie był Syriusz.
– Powiedziała,
że postara się być miła dla niego – mruknęła Kate.
– Ale
czemu ich tak długo nie ma? – nadal zastanawiał się Lupin.
– Może
krwiożercze kwiatki mojej mamy ich zjadły?
– Albo
pozabijali się nawzajem? – podsunął Black.
– Bardziej
obstawiałabym, że urządzają orgię w ogródku. Wiecie, jak to było na imprezie –
roześmiała się Angelina.
– Na
tej, gdy Rogacz wkręcił Evans, że się przespali? – do śmiechu dołączył Łapa.
Potter patrzył na mnie wyraźnie rozbawiony, a ja rzuciłam mu zirytowane
spojrzenie.
– A
tak poważnie, to ciekawe, co oni robią? – rzuciła czarnowłosa.
– Może
rzeczywiście udało im się pogadać normalnie.
– Wątpię.
Wiecie, jaka jest Lily – odezwała się Angelina. – Myślę, że po prostu...
– ...Evans
goni Rogacza po ogródku Kate, ciskając w niego wszystkimi zaklęciami, oraz
obdarzając go epitetami, o których nie śniło się największym poetom? – przerwał
jej konspiracyjnym szeptem Syriusz.
– A
może po prostu stoją pod drzwiami i zastanawiają się, skąd ich przyjaciele
czerpią tak idiotyczne pomysły? – weszłam do pokoju, a za mną Potter,
szczerzący zęby. Wszyscy, jak na komendę, obrócili się w naszą stronę.
– To
trzeba mieć inspirację, Evans – odparł Black, stukając się w głowę. Wzniosłam
oczy do góry.
– Gdzie
byliście? – wypaliła Kate, patrząc głodnym plotek wzrokiem. Uśmiechnęłam się
ironicznie.
– Nie
wiemy, bo w końcu nie usłyszeliśmy waszej ostatecznej wersji – odparłam i
usiadłam po turecku na łóżku. Angelina zarumieniła się i spojrzała na
pozostałych. Syriusz uśmiechał się lekko, Potter wymienił rozbawione spojrzenie
z Remusem, a Kate udawała, że zainteresował ją obraz na ścianie.
– Mam
pomysł na jutrzejszy dzień – odezwał się w końcu James, a reszta zwróciła
zaciekawione spojrzenia na niego. – Zagramy w Quidditcha! Widziałem, że masz
tam niezły komplet mioteł w szopie, więc podejrzewam, że piłki również się
znajdą – zwrócił się do Kate z wielkim entuzjazmem.
– Świetny
pomysł! – Angelina podskoczyła na swoim miejscu i klasnęła w ręce. Remus lekko
pobladł.
– Ja
w to wchodzę – rzucił Black, przeciągając się. – I tak nie mamy nic lepszego do
roboty.
– W
takim razie, ja również – odparła Kate, odrzucając do tyłu czarne loki.
– W
sumie nie macie innego wyboru –
powiedział wesoło Potter. – A wy co? Jakoś nie widzę entuzjazmu – zwrócił się
do mnie i do Lunatyka.
– Rogacz
dobrze wiesz, że nie przepadam za quidditchem, w którym jednym z zawodników
jestem ja – mruknął chłopak.
– Przesadzasz
– Black machnął ręką. – A ty, Evans? – wszyscy spojrzeli na mnie wyczekująco.
– Ja?
Ja wam będę kibicować – odpowiedziałam i przygryzłam wargę.
– Daj
spokój Lily! – Angelina poklepała mnie po plecach.
– Mam
pomysł – odezwała się domowniczka. – Niedaleko stąd mieszkają moi kuzyni.
Możemy ich zaprosić do gry. Ich jest sześciu. Wtedy będziemy mieli 6-osobowe
drużyny – uśmiechnęła się i spojrzała po nas.
– Dobra,
to zwołaj ich na jutro na 10 – zarządził Black i rozłożył się wygodnie na
podłodze.
– To
może jak oni przyjdą, to ja nie... – zaczęłam cicho.
– Oj,
nawet o tym nie myśl – Kate uśmiechnęła się złośliwie. – Jak ja gram, to i ty
grasz.
– Ale...
– Żadnego
ale – przerwała mi Angelina.
– I
ty przeciwko mnie! – krzyknęłam oburzona.
– No
to załatwione – Potter zatarł ręce. – Jutro cały dzień gramy w Quidditcha.
– Jakoś
mam przeczucie, że to się nie skończy dobrze... – mruknęłam posępnie sama do
siebie.
***
Następnego dnia, zaraz po śniadaniu,
udaliśmy się na boisko, gdzie Kate rozdała nam po miotle i wytaszczyła z szopy
wielką skrzynkę z piłkami.
– Zaraz
powinni tutaj być moi kuzyni – oznajmiła, spoglądając na zegarek. Włosy miała
spięte w kucyka, a na policzki wystąpiły rumieńce przejęcia. Staliśmy wszyscy,
trzymając swoje miotły. Ja i Remus byliśmy markotni, Potter i Angelina w
siódmym niebie, a Kate i Syriusz po prostu zadowoleni z faktu, że spędzą
ciekawie dzień.
– W
co ja się wpakowałem... – mruknął Remus do mnie. Uśmiechnęłam się blado.
– Ty
przynajmniej potrafisz latać na miotle – odparłam posępnie. – Ja wczoraj
pierwszy raz siedziałam na tym kiju. I zapewniam cię, że nie szło mi nawet przeciętnie.
– Dobra,
przyznaję. Masz gorzej – przybiliśmy żółwika, wymieniając niezadowolone
spojrzenia. Westchnęłam i gdy już się zdawało, że cioteczni bracia Kate nie
przybędą, do ogrodu wparowała szóstka identycznych, kropka w kropkę chłopaków
mających około 10, może 11 lat. Mieli kruczoczarne, krótkie kręcone włosy i
czarne oczy oplecione długimi, jak na chłopaków, czarnymi rzęsami. Mieli trochę
ciemniejszą karnację i niesamowicie białe zęby. Wszyscy wybałuszyli gały na
nich, bowiem wydawało się, że byliśmy pijani i widzieliśmy poszóstnie. Zapadła
cisza, podczas której nasza piątka wpatrywała się w tą dziwną szóstkę i na
odwrót. Tyle, że my wszyscy mieliśmy rozdziawione gęby i wybałuszone oczy, a
oni uśmiechali się trochę zaczepnie. Kate uśmiechnęła się lekko i podeszła do
nich, przybijając piątkę każdemu z nich.
– Ich
jest sześciu, czy tylko jeden, a to, co widzimy, to przywidzenie? – spytał
Syriusz, przerywając ciszę, która zapadła.
– Tak
Black, jest ich sześciu. Tak jak mówiłam – odpowiedziała Kate. – Chłopaki, to
jest Lily, Angelina, Syriusz, James i Remus.
– Cześć.
– odezwali się chórem. My nadal wpatrywaliśmy się w nich jak w kosmitów.
– A
to Michael, Jack, Archie, Blaise, David i Philip – przedstawiła nam swoich
kuzynów, jednak nic nam to nie dało, bo i tak wszyscy wyglądali identycznie.
– Kate,
czy oni są...
– Sześcioraczkami?
Tak, są – odpowiedziała, zanim zdążyłam zadać pytanie.
– I
jak wy ich odróżniacie? – zadałam drugie, bardzo ważne pytanie.
– Proste.
Patrz na koszulki – uśmiechnęła się. Wszyscy wbili wzrok w ich koszulki.
Rzeczywiście, każdy z nich miał na sobie t-shirt z krótkim rękawem, na którym
napisana była pierwsza litera jego imienia.
– To
co Kate, gramy? – odezwał się jeden z nich, bodajże Archie, lekko ochrypłym
głosem.
– Okej,
to ja mam pomysł – Potter wystąpił do przodu. – Jako, że my będziemy mieli
problem was odróżnić i mogą się zdarzyć pomyłki, gramy my przeciwko wam. Zgoda?
– spojrzał na wszystkich. Rodzeństwo pokiwało zgodnie głowami. – Dobra,
ustalamy kto jest kim – zarządził i wszyscy skupili się wokół niego. To samo
zrobili kuzyni Kate. – To tak: ja szukający, Angelina pałkarz – uśmiechnął się
do niej.
– Tak
jest, panie kapitanie! – zasalutowała i wyszczerzyła zęby.
– Kate
grałaś w Quidditcha kiedyś? – spytał nasz kapitan i spojrzał na nią pytająco.
– No
pytasz! Od małego gram z moją rodziną w wakacje. Myślisz, że po co tutaj jest
to boisko? – uśmiechnęła się.
– Wspaniale
– Potter wyraźnie się ucieszył. – Będziesz ścigającą, razem z Remusem. Syriusz
obrońca – wszyscy pokiwali głowami ze zrozumieniem.
– A
ja? – spytałam z lekką obawą. James nie odpowiedział, tylko rzucił pałkę do
Angeliny, która zręcznie ją złapała. Potem podszedł do mnie i wręczył mi drugą
pałkę. – Chyba kpisz! – oburzyłam się. – Ja na miotle latać nie potrafię, a ty
mi jeszcze dajesz to... – spojrzałam na pałkę, którą trzymałam w ręku. - ...to
coś? – dokończyłam żałośnie.
– Wtedy
mam pewność, że przez ciebie nie stracimy niepotrzebnie punktów – odparł
oczywistym tonem. – No i będziesz się miała czym bronić przed tłuczkami – dodał
przez ramię i przekładając miotłę przez ramię ruszył na środek boiska, a za nim
reszta naszej drużyny. Bridge’owie już tam czekali. Ja stałam osłupiała i
patrzyłam, jak odchodzą.
– Przed
tłuczkami? – spytałam cicho sama siebie i dopiero doszło do mnie to, co on
powiedział. – PRZED TŁUCZKAMI?! – krzyknęłam przerażonym tonem i podbiegłam do
nich. Potter z Archiem wymieniali uścisk dłoni. Potem Angelina podeszła do
skrzynki i zaczęła ją otwierać. Wypuściła znicza, rzuciła kafla naszym
przeciwnikom i czekała na znak Pottera, żeby wypuścić tłuczki.
– Zawodnicy
na miotły! – polecił nasz kapitan i wszyscy przełożyli nogi przez swoje
latające pojazdy. Chwyciłam pałkę jedną ręką, a drugą trzymałam kij z miotły.
Przełożyłam jedną nogę, siarczyście przeklinając Pottera. – Mecz rozpoczęty! –
Angelina wypuściła tłuczki i wszyscy wzbili się w powietrze. Black poleciał pod
bramki, tak jak i Archie. Potter i Jack rozglądali się po boisku w poszukiwaniu
znicza, Angelina właśnie odbiła tłuczka w stronę Blaise’a i Philipa, którzy
podawali sobie kafla, pędząc w stronę Blacka. Atak okazał się skuteczny, bowiem
Philip upuścił piłkę, którą automatycznie przejął Remus, od razu podając do
Kate. Ta zręcznie ominęła oba tłuczki odbite przez Davida i Michaela i
przerzuciła kafla przez Archiego, co dało nam wynik 10:0 dla nas. Akcja toczyła
się dalej, wszyscy sumiennie wypełniali swoje obowiązki na miotle. A ja? Ja
próbowałam złapać równowagę na tym pieprzonym kiju i starałam się przy tym nie
upuścić pałki. Gdy w końcu udało mi się utrzymać w powietrzu bez żadnych
problemów, zadowolona z siebie miałam zamiar polecieć do przodu. Wszystko
byłoby w porządku, gdyby nie to, że ledwo podniosłam głowę, a przed moimi
oczami pojawił się mały, czarny punkcik, który po czasie stawał się coraz
większy. Rozszerzyłam oczy z przerażenia i zastygłam w miejscu. Od lecącego na
mnie tłuczka dzieliły mnie jakieś dziesięć stóp. Zamknęłam oczy. Nagle
poczułam, jak ktoś wyrywa mi pałkę z ręki i usłyszałam dźwięk odbijanej piłki.
Otwarłam jedno oko i zobaczyłam Pottera z moją pałką. Wcisnął mi ją z powrotem.
– Evans,
graj! – wrzasnął i poleciał szukać znicza. Gdy tylko moje serce się uspokoiło,
postanowiłam, że polecę do przodu. Pochyliłam się i wystrzeliłam, jak szalona.
Zaczęłam piszczeć. Na mojej drodze stanęli mi dwaj kuzyni Kate, ścigający,
którzy właśnie ominęli Blacka i przymierzali się do rzutu. Jednak zauważyli, że
pędzę na nich i nie wiem, czy widzieli, że nie panuję nad miotłą, ale
czmychnęli stamtąd, jak najszybciej, upuszczając kafla. Nie chcąc wpaść na
słupki, wyprostowałam się i miotła stanęła nagle, prawie przerzucając mnie
przez siebie. Black roześmiał się i podleciał do mnie.
– To
było dobre Evans! – poklepał mnie po plecach. Zauważyłam, jak tłuczek leci w
naszą stronę. Black go nie widział, więc, gdy podniosłam pałkę, na jego twarzy
zastygło przerażenie. Zamachnęłam się i uratowałam go przed czarną piłką
– Nie
musisz dziękować za to, że właśnie ci uratowałam życie – odgarnęłam włosy z
czoła i uśmiechnęłam się dumnie.
– Myślałem,
że chcesz mi przywalić! – wykrzyknął nadal przerażony, a po chwili roześmiał
się. Nie zauważyliśmy, że w tym czasie ścigający z przeciwnej drużyny
podlecieli pod bramkę i wbili nam dziesięć punktów. Podleciał do nas
rozwścieczony Potter.
– TO
NIE JEST CZAS NA POGADUSZKI! – wrzasnął, opryskując nas śliną. – ŁAPA, DO
CHOLERY! MASZ LATAĆ PRZY TYCH PIEPRZONYCH SŁUPKACH I ICH BRONIĆ! A TY EVANS,
WYNOCHA SZUKAĆ TŁUCZKÓW!
– One
mnie same znajdują – mruknęłam i odleciałam stamtąd, wymieniając rozbawione
spojrzenia z Syriuszem. Latanie na miotle już prawie nie sprawiało mi problemu,
bowiem wyczułam ją i potrafiłam lecieć do przodu, no i skręcać. Pominę może
fakt, że gdy chciałam przyspieszyć, moja miotła drgała dość mocno, jakby jej
się paliwo kończyło (tak, wiem, w miotłach nie ma paliwa, ale podobnie reagują
mugolskie auta). Zobaczyłam, jak David odbija tłuczka w stronę lecącej z kaflem
Kate, więc pochyliłam się i poleciałam, jak strzała (nie panując nad miotłą) w
jej stronę. Chciałam odbić czarną piłkę, która leciała prosto na jej głowę, ale
nie zdążyłam zamachnąć się pałką i... BUM! Wleciałam prosto na tłuczka, ratując
jednak Kate. Poczułam okropny ból w żebrach. Chwyciłam się jedną ręką za nie i skuliłam,
zapominając o tym, że muszę się trzymać miotły. Tym sposobem zaczęłam spadać w
dół i sama nie wiem, jakim cudem zdążyłam się złapać miotły. Wisiałam tak w
powietrzu i zaczęłam krzyczeć i wymachiwać nogami. Pałka, którą trzymałam w
drugiej ręce, ciągnęła mnie na dół i czułam, jak moje palce ześlizgują się z
miotły. Podleciała do mnie Angelina i złapała w pasie, odciągając od miotły.
Potter chwycił mój kijek i podsadził mi pod nogi. Chwyciłam się ręką i z
grymasem bólu na twarzy odetchnęłam z ulgą. Żebra bolały mnie tak bardzo, że
myślałam, że zwymiotuję. Na chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami.
– Wszystko
w porządku Lily? – spytała zatroskana Angela. Spojrzałam na nią i pokiwałam
głową. Dziewczyna nie mogła powstrzymać uśmiechu, który sam wpełzł na jej
twarz,
– Nie
śmiej się ze mnie! To mój debiut – sama roześmiałam się, zapominając o bólu.
– Tak,
tylko nie zapominaj, że od walenia w tłuczki masz pałkę, a nie siebie samą –
poklepała mnie po plecach i odbiła złośliwą piłkę, lecącą w naszą stronę.
– Na
przyszłość postaram się zapamiętać – mruknęłam i rozejrzałam się wokół.
Zagapiłam się na to, jak Remus obrywa tłuczkiem w rękę i skrzywiłam się na samą
myśl. Nagle poczułam ostry ból w tyle głowy. Oczy mi zaszły łzami i chwyciłam
się tam wolną ręką. Zaczęłam tracić równowagę, ale zreflektowałam się i z powrotem
chwyciłam miotłę. Czarna piłka odleciała ode mnie, ale spowrotem przyciągnęłam
ją, jak jakiś magnes.
– No
chodź tu, wredna suko – szepnęłam do piłki i zmrużyłam oczy. Zaczęła się robić
coraz większa. Wzięłam zamach jedną ręką i odbiłam tłuczka, wysyłając go daleko
w niebo. Uśmiechnęłam się promiennie i odleciałam stamtąd, robiąc małą pętelkę
w powietrzu, podczas której, prawie spadłam z miotły, upuszczając moją pałkę.
Jeden z pałkarzy przeciwnej drużyny złapał ją w powietrzu i podał mi, szczerząc
zęby. Dostrzegłam literkę D na jego koszulce.
– Dzięki
David – uśmiechnęłam się wdzięcznie i odleciałam, szukając potencjalnego
zagrożenia zawodników, których miałam bronić. W moją stronę leciał kolejny
tłuczek, którego jakimś cudem odbiłam w stronę zmierzających do Syriusza
przeciwników. Tłuczek trafił w Philipa, który stracił kafla, jednak szybko go
przechwycił Blaise. Rzucił piłką, ale Syriusz fantastycznie obronił, podając do
Remusa. Angelina obroniła go przed tłuczkiem, co pozwoliło mu na bezpieczne
dojście do Archiego. Lupin zrobił zamach, jakby chciał rzucić, jednak Kate od
tyłu mu wzięła kafla i wrzuciła przez słupek. Na moją twarz wystąpił szeroki
banan. Lokata przybiła piątkę z Lunatykiem i próbowali odzyskać kafla.
Odwróciłam się i zobaczyłam, jak Potter pędzi w kierunku małej, złotej
piłeczki. Już zaczęłam się cieszyć z wygranej, gdy zauważyłam, jak jeden z
tłuczków zmierzał w jego stronę, a on tego nie widział. Angelina właśnie
odbijała drugiego, chroniąc Syriusza przed urazem. Życie Pottera było w moich
rękach. Roześmiałam się z własnych myśli. Pochyliłam się trochę zbyt gwałtownie
i, jak zwykle, moja miotła ruszyła z niekontrolowaną prędkością w stronę
Rogacza. I gdy Potter już prawie miał piłeczkę w rękach, tłuczek uderzył w jego
rękę, a ja... przywaliłam mu w brzuch pałką. James jęknął z bólu i ledwie
utrzymał się na miotle. Zleciał niepewnie na ziemię, a ja przerażona za nim.
Zszedł z miotły i zaczął się zwijać z bólu (przyłożyłam całkiem mocno).
Pochyliłam się nad nim, a wokół nas zebrali się wszyscy.
– Przepraszam!
– wykrzyknęłam, zatykając sobie usta. – James, żyjesz? – kucnęłam przy nim. On
pokiwał głową, ale nadal nie odezwał się słowem. – Przepraszam! Ja chciałam w
tłuczka... i nie zdążyłam... było za późno... ja naprawdę nie chciałam! –
chłopak machnął ręką i usiadł, nadal trzymając się za brzuch. Splunął na ziemię
krwią i spojrzał na nas z uśmiechem. Wszyscy odetchnęli z ulgą.
– Mam
znicza! – wykrzyknął radośnie, ale zaraz potem spowrotem skulił się. Chyba mu
złamałam żebro. – Swoją drogą, masz niezłe przyłożenie Evans – dodał, a wszyscy
roześmiali się, prócz mnie.
– Ja
naprawdę nie chciałam – powiedziałam cicho, spuszczając głowę. – Mówiłam, żebyś
mnie nie brał do meczu!
– Daj
spokój – Black poklepał mnie po plecach. – Byłaś całkiem niezła. – wszyscy, po
raz kolejny, roześmiali się. – Oczywiście pomijając fakt, że prawie zabiłaś
siebie i Pottera – kolejna salwa śmiechu rozeszła się po boisku.
– Wstawaj
Rogacz – Kate podała mu rękę. – Moja mama ma doświadczenie w leczeniu złamań –
puściła mu oczko i wszyscy skierowaliśmy się do domu. Szłam zmarnowana, ze
spuszczoną głową. Wszyscy śmiali się, jednak mi nie było do śmiechu. Obok mnie
zjawił się Potter.
– Głowa
do góry! – uśmiechnął się, jednak potem skrzywił lekko.
– Przepraszam
– mruknęłam posępnie. – Naprawdę nie chciałam.
– Przestań
mnie przepraszać! Ważne, że fajnie się bawiliśmy. Złamane żebro można wyleczyć
jednym zaklęciem – uśmiechnął się pocieszająco. – Zresztą, nie takie rzeczy
przeżyłem – roześmiał się.
– I
nie jesteś zły?
– No
coś ty, na ciebie?
– Jak
zagadałam się z Syriuszem, byłeś wściekły – wyszczerzyłam zęby.
– Bo
Quidditch to coś, co musi być wykonywane perfekcyjnie – pokazał mi język. – A
tak na poważnie, to czasem zapominam w takich meczach, że to nie mecz o Puchar
Quidditcha – uśmiechnął się. – Ale wygraliśmy, mimo, że oni też byli dobrzy i
wszyscy potrafili grać.
– Tak
właściwie, to ile było? – spytałam, bo w sumie sama nie wiedziałam. Przez cały
mecz skupiałam się na tym, żeby utrzymać się na miotle i odbijać tłuczki.
– 220:130
– odparł Potter.
– Straciliśmy
130 punktów? – wybałuszyłam na niego oczy. – To gdzie ja byłam, gdy oni
strzelali te gole?
– Zapewne
wpakowywałaś się właśnie pod jakiś tłuczek – roześmiał się, a ja po chwili
oburzenia dołączyłam do niego.
Haa! Pierwsza ;))Nie wiem o co ci chodzi... Rzadko kiedy chce mi się czytać takie długie rozdziały, a ten przeczytałam prawie na jednym wdechu ;P Fajnie, że Lily jest miła dla Jamesa ;] Mam nadzieję, że podczas pobytu u Kate wydaży się coś ciekawego.. jakiś mały kiss :DD czy coś w tym guście ;DDCzekam na next ;**Pozdrawiam Liria26
OdpowiedzUsuńNotka taka jak zawsze, czyli rewelacyjna. Widzę, że relacje pomiędzy Lily i Jamesem się poprawiają (oby tak zostało). Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejną nocie i dalszy rozwój sytuacji. Pozdro:)
OdpowiedzUsuńTak jak Ci już napisałam, rozdział jest zaje*isty, i naprawdę nie wiem, co Ci w nim nie pasuje ;) Potter, jak zwykle, słodki, Evans, jak zawsze, uparta, i cała reszta, jak zawsze, powalona ;P Siedziałam i się śmiałam po prostu.Na poczatku myślałam, że Lily się obrazi, a Potter będzie za nią latał te kilka dni prosząc o randkę. Na szczeście to jest zarezerwowane tylko do Hogwartu :PWysłałaś Petera do HISZPANII? Czyś ty oszalała, dziewczyno? Było chociaż powiedzieć, bym się z nim zabrała...do Barcelony ;D Ale brakowało go trochę w Huncwockiej grupce ;) A wywaliłaś go, żeby było parzyście.....tego się po Tobie nie spodziewałam. :PTo było okropne, jak Potter zaczął gadać o Royal'u. Miałąm ochotę mu przywalić, co na pewno za jakiś czas zrobiłaby Kate/Angelina/Syriusz. Dobrze, że przynajmniej ją przeprosił.Ta akcja z uczeniem się latania na miotle wcale nie była naciągana, wręcz przeciwnie ;D Fajnie, że Evans w koncu dopuściła do siebie Pottera.Mecz cholernie mi się podobał ;D Głównie dlatego, że, jak już Ci wspominałam, Lily totalnie przypominała mnie na WF-ie ;P M-A-S-A-K-R-A . ;PP Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału ;D A, jeszcze jedno pytanie:: o co chodziło z tym zakładem co do notek? Bo sie założyłaś z jakimś.....Pawłem(o ile dobrze pamiętam). No i czy wygrałaś? ;DPozdr.;**
OdpowiedzUsuńO Boshe...ale Lily grała xDHaHa. Uchachałam sie jak nigdy:PCudo:*lily-i-james-ich-milosc
OdpowiedzUsuńOO kurde xD Fajna notka :p Się uśmiałam jak Lily grała w quiditcha xD Co do mojej notki to faktycznie się spieszyłam xD Nawet błędów nie zdążyłam poprawić xD Postaram się coś niedługo napisać :) I u ciebie też czekam na news :**
OdpowiedzUsuńNotka jest super, a najlepszy ten mecz. I jak Lily przez przypadek przywaliła Jamesowi. Fajne.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita! Ta notka to mistrzostwo!
OdpowiedzUsuńNowa notka na [ wiec-nie-mow-mi-ze-kochasz-mnie-potter ] Zapraszma :**
OdpowiedzUsuńNowa notka na [ wiec-nie-mow-mi-ze-kochasz-mnie-potter ] Zapraszma :**
OdpowiedzUsuńO Boże, Lily musi częściej grać xD Wiedziałam, że to urodzona zawodniczka. Muszą częściej urządzać mecz, chociaż z drugiej strony nie będzie to zbyt odpowiednie dla biednego Jamesa..
OdpowiedzUsuńHaha, nie wiem jak to jest że każdy rozdział wydaje mi się tym najlepszym ;pBaardzo mi się podobał fragment jak Lily i James latali razem na miotle, a talent Lily do Quiditcha to już wgl hardcore ;DPoza tym sympatyczne mają wakacje z Huncwotami, mam nadzieję i bardzo proszę, żeby do czegoś doszło między Lily a Jamesem ;pBo że między Kate a Łapą iskrzy to już widzę ;)Buziaki ;**
OdpowiedzUsuńKochana, wybacz, dziś nie przeczytam ;* Powiadamiam Cię tylko o nowej notce u mnie i obiecuję przeczytać jutro :) Przepraszam jeszcze raz, ale już mnie wyganiają. ;**
OdpowiedzUsuńU mnie na http://lily-i-james-ich-milosc.blog.onet.pl/jest nowa notka. Serdecznie zapraszam :)
OdpowiedzUsuńKurczę, jak James wydarł się na Lily i Syriusza to aż skuliłam się przed monitorem. ;) No i fajnie, że ruda odnajduje wspólny język z Jamesem i z Huncwotami ogólnie. Ogólnie rzecz biorąc wybacz mi, że dawno Cię nie odwiedzałam, postaram się to nadrobić. A u mnie nowa notka na hogwarts-friendship Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam. Przepraszam kochana za to że nie skomentowałam notki al właśnie padła mi karta sieciowa Ă najprawdopodobniej przez krótki czas nie będę miała dostępu do internetu.Dlatego informuję cię o nowej notce u mnie i obiecujęże gdy tylko Bede miala
OdpowiedzUsuńsuper piszesz :) wprowadź z jeszcze kiedyś Adama to będzie lajtowo xD
OdpowiedzUsuńHey! Powracam:) Z nowym wyglądem i oczywiście rozdziałem. Zapraszam do czytania :* http://wiec-nie-mow-mi-ze-kochasz-mnie-potter.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńnn na lily-james-milosc :) Heaven ;]
OdpowiedzUsuńU mnie nowy rozdział, zapraszaaam.:) hogwarts-friendship
OdpowiedzUsuńEksssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssstra pisz dalej :)
OdpowiedzUsuńPojawił się nowy rozdział na zycie-lily-evans
OdpowiedzUsuń