Gdy wróciłyśmy do domu, na moim biurku leżały dwa listy. Uśmiechnęłam się i przeczytałam je. Tak jak się spodziewałam, były od Kate i Angeliny. Poszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Stwierdziłam, że jestem zbyt blada, więc postanowiłam, że wykorzystam dobrą pogodę i poopalam się w ogródku. Przebrałam się w strój kąpielowy, wzięłam książkę Nouna, założyłam okulary przeciwsłoneczne i wyszłam z pokoju zostawiając drzwi otwarte. Wychodziłam z domu, gdy pod dom podjechał samochód, a z niego wyszła Petunia z koleżanką i dwoma kolegami. Stanęłam trochę wryta i nie wiedziałam, czy mam uciekać, czy co robić. Fakt, że byłam w samym bikini wcale mi nie pomagał. Jednak było za późno na wycofanie się, bo jeden z jej kolegów zauważył mnie i gwizdnął. Jedyne, co mi się udało zrobić, to zasłonić tytuł książki.
– A cóż to za ślicznotka? – blondyn, średniego wzrostu podszedł do mnie i podał rękę. – Josh jestem, miło mi.
– Eee... Lily – mruknęłam i uścisnęłam mu dłoń.
– A kim jesteś? Bo raczej nie mamą Tuni – roześmiał się z własnego żartu.
– Jej siostrą.
– Hej, Tunia! – zawołał, a ona wyjrzała zza auta, gdzie rozmawiała z pozostałą dwójką przyjaciół. – Nie mówiłaś, że masz siostrę! – ona zarumieniła się i szybkim krokiem podeszła do nas. Razem z nią przyszli koleżanka i drugi kolega. – I to taką siostrę – mruknął już sam do siebie, oglądając mnie z góry na dół. Uniosłam jedną brew do góry w geście niezadowolenia, ale zanim cokolwiek powiedziałam, Petunia zdążyła przyjść.
– Co ty tutaj robisz?! – oburzyła się, wbijając wściekłe spojrzenie we mnie.
– Jakbyś nie zauważyła, mieszkam tutaj – odpowiedziałam z naciskiem.
– Rzeczywiście nie przypominam sobie, żebyś wspominała coś o siostrze – odezwała się jej koleżanka, drapiąc się po głowie. – Zawsze myślałam, że jesteś jedynaczką. Nigdy jej tutaj nie widziałam.
– Bo mieszkam w szkole z internatem – oznajmiłam z uśmiechem, wbijając wzrok w Petunię. Poczułam satysfakcję, gdy zobaczyłam przerażenie w jej oczach.
– Tak? A co to za szkoła? – zainteresował się drugi chłopak, wysoki rudzielec z piwnymi oczami.
– Och, szkoła dla nieuków – Petunia przejęła inicjatywę. – Nie mówiłam, że mam siostrę, bo nie przyznaję się do niej.
– Wielka szkoda, bo z miłą chęcią bym ją poznał – odezwał się Josh i puścił mi oczko. Petunia wyraźnie się zirytowała.
– Idź już sobie – warknęła, wymijając mnie i zapraszając resztę do środka. Josh uśmiechnął się do mnie przepraszająco. Wzruszyłam ramionami i poszłam sobie na tył domu. Rozłożyłam sobie leżak i usadowiłam się wygodnie, otwierając książkę na pierwszej stronie. Jednak nic nie mogłam poradzić na to, że nasz ogródek znajdował się pod oknami do mojego i Petunii pokojów. Co za tym idzie, czułam, że ktoś się na mnie gapi. Podniosłam wzrok do góry i zobaczyłam, jak owy blondyn siedzi na parapecie. Pomachał mi przyjaźnie. Chwilę potem pojawiła się tam wściekła Petunia. Uśmiechnęłam się złośliwie i odmachałam Josh’owi. Nie wiem czemu, ale sprawiało mi przyjemność to, że robiłam jej na złość. Petunia jakimś cudem odciągnęła go od okna, jednak po chwili znowu tam wrócił. Roześmiałam się w duchu i zagłębiłam spowrotem w lekturę. Nie minęła chwila, a cała paczka zeszła na dwór do naszej drewnianej altanki. Mama podała im deser lodowy i siedzieli tam, dyskutując i śmiejąc się. Ja nadal czytałam książkę, opalając się i udając, że wcale nie czuję na sobie wzroku kolegi mojej siostry.
– Hej, Lily! – odwróciłam się w ich stronę i kiwnęłam głową na znak, że słyszę. – Chodź tutaj do nas! – uśmiechnęłam się sympatycznie. Zobaczyłam, jak Petunia wykonuje ręką gest znaczący, że odetnie mi głowę, jak tylko tam podejdę. Chwilę walczyłam z pokusą, by jej zrobić na złość, ale w końcu stwierdziłam, że nie będę wredna.
– Nie, dziękuję – odkrzyknęłam. Chwilę potem chłopak podszedł do mnie z zawadiackim uśmiechem na twarzy.
– Czemu nie chcesz z nami posiedzieć? – zagadał. Nie zaszczyciłam go nawet spojrzeniem.
– Czytam książkę i opalam się jakbyś nie zauważył – odpowiedziałam niezbyt miłym tonem. Jednak ten się nie zraził.
– A co czytasz? – spytał, próbując zerknąć na tytuł, ale byłam szybsza i zamknęłam książkę, zasłaniając tytuł. Spojrzałam mu w oczy z niezadowoloną miną. Chłopak zaczął mnie denerwować, bo przypominał mi zachowanie Pottera. No i był nachalny.
– Wybacz, ale chcę w spokoju czytać, więc jakbyś mógł, to idź do swoich przyjaciół, bo, jakby ci to delikatnie powiedzieć, przeszkadzasz mi – powiedziałam spokojnie.
– Zajęta? – spytał krótko, nadal się uśmiechając.
– Nie, słońce – odparłam przesłodzonym tonem. – Niezainteresowana – spojrzałam na niego lekceważąco.
– Okej, okej. Już sobie idę – mruknął i zaczął iść tyłem. – Ale jakbyś, no wiesz...
– Nie dzięki, nie skorzystam – przerwałam mu. Josh oddalił się, a ja wróciłam do mojej lektury, kręcąc głową z niedowierzaniem. Oni posiedzieli tam dobrą godzinę, a potem się zwinęli. Petunia poszła ich odprowadzić, a potem wściekłym krokiem wróciła się do ogrodu, celując we mnie oskarżycielsko palcem.
– Ty dziwolągu! Musiałaś! – krzyknęła rozzłoszczona. Spojrzałam na nią znad książki z pogardą.
– Nic złego nie zrobiłam – odparłam spokojnie. – Twój kolega sam się do mnie przylepił, nie moja wina.
– Twoja, twoja! Musiałaś świecić gołym tyłkiem, specjalnie przed moimi przyjaciółmi! – nadal krzyczała na mnie, a ja roześmiałam się.
– Nie bądź śmieszna. Ja tutaj pierwsza przyszłam – uśmiechnęłam się złośliwie.
– Ty wredna, ruda małpo! Mam cię dość! – warknęła, zaciskając pięści.
– Z wzajemnością siostrzyczko – mruknęłam. – A co, zazdrosna o Josha? – spytałam i roześmiałam się. – Widziałam, jak się ślinisz na jego widok – Petunia cała poczerwieniała ze złości i nic już nie mówiąc, odeszła do domu. I pomyśleć, że kiedyś byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Jak ja mogłam z nią wytrzymać? Sprawdziłam swoją opaleniznę i wróciłam do lektury. Posiedziałam tam do godziny 18. Potem zebrałam się i poszłam do domu. Wchodząc do środka poczułam w nozdrzach przyjemny zapach, który kojarzył mi się z dzieciństwem. Babeczki mojej mamy. Z ciekawości zajrzałam do kuchni, gdzie mama krzątała się w zawiązanym na biodrach zielonym fartuchu. Uśmiechnęłam się.
– Czy mój nos mnie nie myli i pieczesz babeczki? – zagadnęłam ją.
– Tak, twój nos cię nie myli – mama uśmiechnęła się i odgarnęła włosy z czoła.
– Dostanę trochę do mojego pokoju? – spytałam niewinnym tonem.
– Przyniosę ci, kochanie – Diana Evans potargała mi włosy i zaczęła wyciągać babeczki z piekarnika. Powędrowałam do swojego pokoju, gdzie ubrałam się i usiadłam na łóżku. Westchnęłam ciężko. Mój pokój działał na mnie strasznie dołująco. Rozejrzałam się i mój wzrok padł na plakaty Złotych Hipogryfów. Nie mogłam ich zerwać, bo nadal była to moja ulubiona drużyna. Położyłam się na plecach i zobaczyłam jeszcze jeden plakat, zawieszony na suficie. Adam Royal patrzył na mnie z zalotnym uśmiechem. Do oczu napłynęły mi łzy, ale zdołałam się powstrzymać. Podniosłam się, stanęłam na łóżku i zdjęłam go. Potem wrzuciłam do tej samej szuflady, co jego i Severusa zdjęcie. Zamknęłam szufladę i rozejrzałam się wkoło. Mój wzrok przykuły listy na biurku. Były w strasznym nieładzie, a listy od Adama były...
– Otwarte? – spytałam sama siebie szeptem. Podeszłam i sprawdziłam. Owszem, były zaklejone, ale byle jak i na szybko, jakby ktoś je czytał. – PETUNIA! – wrzasnęłam i wybiegłam z pokoju, trzymając moje listy w ręku. Nie pukając, wparowałam do jej pokoju. – Co to ma być?! – machnęłam jej przed nosem listami. Dziewczyna zarumieniła się lekko.
– Skąd mam wiedzieć, co trzymasz w swojej ręce, dziwolągu? – spytała, jednak głos jej się trząsł.
– Jesteś bezczelna! – krzyknęłam. – Czytałaś moje listy! MOJE LISTY! Listy, których nawet nie zdążyłam otworzyć! – czułam, że wpadam w furię. Nie wściekłabym się, gdyby nie to, że nie chciałam ich czytać i że to były listy od Adama po tym, jak się przyznał do zdrady.
– Nie czytałam ich! – krzyknęła przerażona i cofnęła się.
– Nie kłam! – wściekłam się tak, że łzy zaczęły mi się cisnąć do oczu. Zamrugałam szybko. – Jesteś wścibską babą! Nie potrafisz sobie nikogo znaleźć, więc interesujesz się sprawami innych! Jesteś... – brakło mi słów. Obróciłam się na pięcie i poszłam sobie stamtąd.
– A ty jesteś tak bezwartościowa, że cię twój chłopak zdradził! – krzyknęła za mną, gdy byłam już przy drzwiach. Stanęłam, jak wryta i obróciłam się.
– Czyli jednak czytałaś!
– Tak, czytałam. Bo ty jesteś takim tchórzem, że nawet bałaś się je otworzyć! – zaśmiała się szyderczo. Nie, tego było dość. Straciłam nad sobą panowanie. Podeszłam do niej i zanim ona zdążyła się zorientować, co robię, walnęłam jej z całej siły pięścią w nos. Potem wybiegłam stamtąd i zatrzasnęłam się w swoim pokoju. Usłyszałam, jak Petunia krzyczy. Potem kroki na schodach i przerażony okrzyk mamy. Na górę również przyszedł tata, który musiał już wrócić z pracy. Ktoś zaczął walić w moje drzwi.
– Lily, otwórz! – mama była wyraźnie zdenerwowana. Na mnie. – Lily! Otwieraj te drzwi! – krzyknęła, ale ja nie miałam zamiaru ruszać się z łóżka. Wsadziłam głowę pod poduszkę. Usłyszałam jakąś rozmowę pod moimi drzwiami, jednak bardzo niewyraźnie. Chwilę potem ktoś delikatnie zapukał. Wyciągnęłam głowę spod poduszki.
– Zamknięte! – krzyknęłam.
– Lily, otwórz. To ja – poszłam otworzyć drzwi, a potem z powrotem rzuciłam się na łóżko. – Cześć.
– Cześć tato – mruknęłam.
– Mama pojechała z Petunią na pogotowie. Chyba złamałaś jej nos – powiedział spokojnym tonem.
– Jakby go nie wtykała w nieswoje sprawy, nie miałaby złamanego – odpowiedziałam naburmuszona.
– A mogę wiedzieć, co zrobiła, że zasłużyła sobie na spotkanie z twoją ręką? – spytał, przyglądając mi się z uwagą.
– Przeczytała moje listy! Moje prywatne listy! – krzyknęłam, obracając się do niego twarzą. – Tato, ja ich nie chciałam otwierać, ani czytać, a ona to zrobiła!
– To bardzo nietaktowne, ale nie uważasz, że przesadziłaś z tą pięścią? – odpowiedział powoli.
– Nie. Zasłużyła sobie. Nie musiała się ze mnie śmiać – warknęłam.
– Lily... – pogładził mnie po włosach – Jesteście prawie dorosłe. Matka jest zdenerwowana. Mało powiedziane. Ona jest wściekła. Chce zrezygnować z naszych wakacji.
– Wszystko mi jedno, czy sobie pojedziecie, czy nie – mruknęłam, zakładając ręce na piersi. Spojrzałam na niego. Miał wysoko uniesione brwi. – Przepraszam, tato – szepnęłam cicho ze spuszczoną głową. – Nie powinnam była tak mówić. W końcu to wasze wakacje.
– Nie chodziło mi o to, Lily. Nie mnie musisz przeprosić, tylko Tunię – podniosłam gwałtownie głowę i wbiłam w niego oburzony wzrok. – Ja rozumiem, że coś złego się stało Lily. Rozumiem, że możesz być ostatnimi dniami smutna i łatwo tracić kontrolę nad sobą, jednak dzisiaj przesadziłaś. Zdecydowanie przesadziłaś. Nawet, jeśli Tunia zrobiła coś ohydnego, nie powinnaś była tak zareagować. Przykro mi to mówić, ale dopóki jej nie przeprosisz, nie wyjdziesz z pokoju. Do koleżanki również nie pojedziesz – oznajmił stanowczo i spokojnie.
– Ale tato...
– Nie, Lily. Nie pozwolę, żebyście sobie robiły krzywdę – przerwał mi i wstał.
– A to, że ona od 5 lat nazywa mnie dziwolągiem i wyzywa od najgorszych się nie liczy, tak? To, że to ona mnie sprowokowała również się nie liczy, prawda? – warknęłam wściekła, podnosząc głos. – Dlaczego to ja mam ją przepraszać?!
– Lily nie podnoś głosu, proszę – powiedział. – Petunia dostanie takie same warunki. Dopóki jedna drugiej nie przeprosi, obie nie opuścicie domu, a gdy wyjedziemy, sprowadzę tutaj i babcię i dziadka i będą was pilnować.
– Ale... – nie dokończyłam, bo zamknął drzwi od drugiej strony. – Świetnie! – warknęłam sama do siebie. Nie przeproszę jej za Chiny ludowe. Nie, to nie. Nie będę się nikogo prosiła o nic. Byłam zła. Nie. Byłam wściekła. Nie. Byłam w stanie furii. Też mało powiedziane. Miałam ochotę zdemolować pokój tak, jak zrobiłam to po imprezie, gdy myślałam, że przespałam się z Potterem. Jedyne, co mnie przed tym powstrzymywało, to myśl, że tutaj nie będę mogła użyć czarów, żeby wszystko posprzątać i naprawić w sekundę. Wyżyłam się na tych nieszczęsnych listach, które podarłam w drobne kawałeczki, obdarzając go przy tej czynności najgorszymi epitetami, jakie mi przychodziły na język. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam z kawałkami pergaminu w ręku.
***
Dni ciągnęły się, a ja nadal nie przeprosiłam Petunii, ani ona mnie. Nie napisałam również do Kate, że mogę nie przyjechać. Nic nie zrobiłam. Zbuntowałam się i siedziałam zamknięta w pokoju nic nie jedząc przez dzień, jedynie wymykając się w nocy do lodówki. Czytałam moją książkę i spałam. Z tych dwóch czynności składał się mój dzień. W końcu nadszedł poniedziałek, czyli pozostały dwa dni do mojego wyjazdu. Musiałam zacząć kombinować, jak stąd uciec, bo przeprosić Petunii nie miałam zamiaru. W sumie sprawa wydawała się prosta. W nocy wszyscy spali, więc łatwo było się wymknąć. Potem można było pojechać Błędnym Rycerzem i sprawa załatwiona. Jednak jeśli moja mama zorientuje się, że jestem w stanie coś takiego zrobić, może zamknąć drzwi na klucz, a tego bym nie chciała. A byłam pewna, że tak zrobi. W końcu to moja matka. Dodajmy do tego to, że była na mnie wściekła za złamanie nosa Petunii, przez co musiały spędzić kilka godzin na pogotowiu, zanim jej go nastawili, a teraz nosi opatrunek. Sytuacja była naprawdę przekomiczna, bo w domu panowała cicha wojna i gdyby nie to, że byłam w parszywym nastroju, zapewne miałabym niezłą uciechę z tego. Dzień ten dłużył mi się niemiłosiernie i miałam już całej tej sytuacji dosyć. Gdyby Petunia nie przeczytała moich listów, właśnie cieszyłabym się, że za dwa dni jadę do Kate. To znaczy i tak pojadę, ale będę musiała wtedy ponieść tego konsekwencje. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy fakt, iż jestem czarownicą, pomoże mi, gdybym chciała wyskoczyć z okna. W takich momentach żałowałam, że nie posiadam miotły, bo użycie jej w nocy nie złamałoby przepisów Prawa Czarodziejów (a przynajmniej nikt by się nie dowiedział), a mogłabym swobodnie uciec przez okno. Może to głupie, ale duma nie pozwalała mi przeprosić Petunii nawet dla świętego spokoju, a z drugiej strony sama robiłam sobie problem. Miałam jeszcze cichą nadzieję, że to moja siostra mnie przeprosi, jako pierwsza, ale byłam pewna, że tak nie będzie. I jak wielkie było moje zdziwienie, gdy we wtorek wieczorem, w moich drzwiach pojawiła się właśnie ona. Chuda blondynka o końskiej twarzy, z niebieskimi oczami i bandażem na nosie, wpatrywała się we mnie uporczywie, chyba próbując coś powiedzieć.
– Czego? – spytałam niegrzecznie, nie odrywając się od książki.
– Mam dla ciebie propozycję – powiedziała oschle, bez żadnych emocji.
– Mów – poleciłam krótko, nadal na nią nie patrząc.
– Doskonale wiemy, że żadna z nas nie przeprosi drugiej – zaczęła, spoglądając na moją reakcję.
– Toś odkryła Amerykę – rzuciłam ironicznie, przewracając kartkę.
– Słuchaj mnie i nie przerywaj – warknęła. – Ja chcę gdzieś jechać i ty chcesz. Jeśli się nie pogodzimy, będziemy tak siedzieć do końca wakacji, a tego żadna nie chce.
– Gadaj mi o tej propozycji, a nie o twoich żałosnych próbach myślenia – posłałam jej lekceważące spojrzenie.
– Nie przeprosimy się, tylko będziemy udawać przed rodzicami. Powiemy im, że się pogodziłyśmy i przy nich będziemy się zachowywały w miarę normalnie – wyznała w końcu swój zacny i iście diabelski plan.
– Nie będę niczego udawała, dopóki mnie nie przeprosisz – oznajmiłam jej.
– Nie, to nie – warknęła zdenerwowana i odeszła. Pomyślałam chwilę i zeskoczyłam z łóżka. Podbiegłam do odrzwi.
– Hej! Zgadzam się! – zawołałam przyciszonym głosem, jednak tak, żeby dosłyszała. Momentalnie się wróciła i wyciągnęła rękę.
– Umowa stoi?
– Stoi – uścisnęłam jej dłoń, mierząc wyzywającym wzrokiem. Pomińmy fakt, że obie ściskałyśmy się zdecydowanie za mocno.
– To dzisiaj schodzimy na obiad i ich przepraszamy – zarządziła i wyszła z mojego pokoju. A jednak, czasami moja siostra potrafi myśleć. Z dużo lepszym humorem poszłam do łazienki, żeby trochę się odświeżyć. Około godziny 14, Petunia oznajmiła mi, że idziemy na obiad, więc wyszłam za nią i razem zeszłyśmy na dół. Mama, gdy nas zobaczyła, stanęła z rękami założonymi na biodrach, a ojciec uśmiechnął się zachęcająco znad gazety. Chrząknęłam znacząco i szturchnęłam Tunię. Ona spojrzała na mnie z wyrzutami, a ja posłałam jej spojrzenie, nakazujące mówienie.
– Cześć – bąknęła i uszczypnęła mnie w udo. – My... eee... – moja ukochana siostra zaczęła się plątać, co chwila uderzając mnie znacząco w rękę. Westchnęłam i wzięłam sprawy w swoje ręce.
– Przyszłyśmy wam powiedzieć, że przemyślałyśmy swoje zachowanie i doszłyśmy do wniosku, że siostry nie powinny się tak zachowywać i przeprosiłyśmy się nawzajem. Chciałyśmy również przeprosić was za kłopot, który sprawiłyśmy i obiecujemy, że sytuacja sprzed kilku dni nie powtórzy się – wyrecytowałam. Zobaczyłam jak ojciec próbuje ukryć śmiech. Mama próbowała zachować surowy wyraz twarzy, jednak za bardzo jej się to nie udało i po chwili jej usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. – A przynajmniej nie przez najbliższe dni – dodałam już trochę mniej sztywno.
– Lily! – mama upomniała mnie, a ja wyszczerzyłam zęby.
– No przecież żartuję – mruknęłam, a na jej twarz znowu wystąpił uśmiech. Tata zamknął gazetę i spojrzał na nas radosnym spojrzeniem.
– Skoro tak stawiacie sprawę, to chyba jutro Lily wyjeżdżasz, czyż nie? – zagadnął. Mama posłała mu karcące spojrzenie.
– Nie tak szybko – wtrąciła matka – Musicie ponieść jakąś karę za swoje zachowanie – powiedziała surowo.
– Ależ kochanie, przecież siedziały przez kilka dni w pokoju – zainterweniował tata, obserwując powoli jej reakcję.
– Mark, twoje córki zachowały się gorzej niż dzikie zwierzęta wypuszczone z klatki! – oburzyła się. – Lily złamała nos Petuni!
– Bo przeczytała moją prywatną korespondencję! – wtrąciłam z oburzeniem. Jedno spojrzenie mojego ojca wystarczyło, bym się uspokoiła. – Ale przeprosiłyśmy się – dodałam cicho i spuściłam głowę.
– Diana, daj spokój. I tak wiesz, że Lily pojedzie, czy jej na to pozwolisz, czy nie – mruknął tata. Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni, włącznie ze mną. Nie wiedziałam, że tak dobrze mnie zna. Uśmiechnęłam się delikatnie.
– Czy ty zawsze musisz stawać po ich stronie?! – mama usiadła na krześle i miotała wściekłym spojrzeniem po nas wszystkich. – Ja nie mam prawa głosu w tym domu!
– Kochanie, nie denerwuj się. Daliśmy im taki warunek, że jeśli się przeproszą, to pojadą.
– Nie my daliśmy, ale ty dałeś – mruknęła oschle.
– Ale ty się zgodziłaś na taki warunek.
– Bo miałam nadzieję, że się nie pogodzą – wyznała zrezygnowanym tonem. Ledwo zamaskowałam śmiech, a Petunia walnęła mnie po żebrach łokciem. Przygryzłam wargi i wyprostowałam się z poważną miną. – A jedźcie sobie! – wstała z krzesła i wzięła patelnię z pieca. Wyciągnęła cztery talerze i nałożyła nam obiad, mamrocząc pod nosem, że to był spisek. Wymieniliśmy z tatą rozbawione spojrzenia. Z Petunią usiadłyśmy przy stole. Obiad minął nam w nienaturalnej ciszy, przerywanej krótkimi prośbami typu „-Podasz sól? –Tak, proszę.”. Razem z tatą mieliśmy niezły ubaw, co w pewnym momencie doprowadziło do tego, że moja mama się obraziła i poszła sobie do sypialni, zostawiając pół obiadu na talerzu. Po skończeniu posiłku tata poszedł do mamy, a Petunia do siebie. Ja zostałam, żeby posprzątać po obiedzie. Gdy skończyłam, poszłam się przebrać do pokoju i wyszłam z domu na samotny spacer. Chodziłam uliczkami, między domami i rozmyślałam o wszystkim i o niczym. Cieszyłam się, że jutro jadę do Kate, bo w domu strasznie doskwierała mi samotność. Na myśl, że jutro zobaczę się z dziewczynami, uśmiechnęłam się. Poszłam na plac zabaw, gdzie usiadłam na huśtawce. Obserwowałam dwójkę dzieci, które bawiły się w piasku. Jeden z nich był chłopczykiem o kruczoczarnych włosach i pucołowatych policzkach, a drugim dzieckiem była jasnowłosa dziewczynka ze szczerbatym uśmiechem. Budowali jakiś zamek dyskutując zawzięcie o tym, jak wysoka ma być jedna z wierz. Dziewczynka miała około 6 lat, a chłopiec 10. Miejsce to przypominało mi plac, na którym poznałam Severusa, a potem z nim tam siedziałam wieczorami, rozprawiając o Hogwarcie i innych rzeczach. Jacy wtedy byliśmy beztroscy. Teraz, 5 lat później, wszystko wygląda inaczej. Pierwsze ja wyprowadziłam się stamtąd, co naturalnie wpłynęło na to, iż w wakacje się nie widywaliśmy, a teraz już w ogóle ze sobą nie rozmawiamy. Plac ten przypomniał mi również o Adamie, z którym byłam tutaj całkiem niedawno. Na tej samej huśtawce on huśtał mnie wysoko, a ja śmiałam się radośnie. Westchnęłam cicho i spojrzałam ponownie na bawiące się dzieci. Teraz chłopiec kopał fosę wokół zamku, a dziewczynka szukała kamieni, którymi zapewne chciała go ozdobić.
– Jak myślisz, Luke polata z nami na miotełce dzisiaj? – odezwała się dziewczynka, patrząc na chłopca z ukosa i przyglądając się, jak kopie w piasku. Przysłuchałam się im uważniej z lekkim uśmiechem, bo nie podejrzewałam, że w pobliżu mieszkają jacyś czarodzieje.
– Nie wiem – odpowiedział. – Jak wróci wcześniej do domu, to pewnie tak. Ale wiesz, jak teraz jest – dodał przyciszonym szeptem.
– Chodzi ci o tego złego pana? – spytała, kucając obok chłopczyka i pomagając mu kopać.
– Tak – odparł.
– Tego, który zabił wujka Alberta i tatę? – nadal ciągnęła rozmowę.
– Tak, tego samego – mruknął smutno chłopiec i rozejrzał się uważnie.
– A myślisz, że mamę też zabije?
– Nie mów tak! – krzyknął czarnowłosy chłopak, wstając i rzucając jej wściekłe, ale i bezradne spojrzenie.
– Przepraszam – szepnęła cicho. – Ja tylko nie chcę, żeby ten zły pan…
– Nic się nie stało – przerwał jej spokojnie i przytulił siostrę. – Ale nic mamie nie zrobi.
– A tobie? – spojrzała na niego wielkimi, niebieskimi oczami, w których pojawiło się dziecinne zaufanie.
– Też nie.
– A mi?
– Cysiu, posłuchaj mnie – chłopczyk stanął naprzeciw niej i chwycił ją za oba ramiona. – Ten pan nie skrzywdzi nikogo z nas! – gdy to mówił, oczy mu błyszczały dziwnym blaskiem. – A szczególnie ciebie. Luke nie da cię skrzywdzić. Ja też cię nie dam skrzywdzić – usiadł obok niej i udawał, że poprawia wieżę w zamku.
– Wiem, że wy mnie nie dacie skrzywdzić – powiedziała, patrząc na niego, jak na bohatera i przytuliła się do niego na chwilę. Potem zaczęła wbijać kamienie w mur zamku. Usłyszałam jakiś cichy trzask z krzaków stojących kilkanaście metrów od placu zabaw. Dzieci niczego nie usłyszały. Serce zabiło mi mocniej. To zdecydowanie była aportacja. Stamtąd, skąd pochodził głos, wyszedł cicho jakiś mężczyzna, ubrany w zgniłozieloną szatę. Stanął z boku, myśląc, że nikt go nie widzi i obserwował dwójkę dzieci. Chwilę potem, obok niego aportowała się kobieta. Szepnęła coś do niego, on pokiwał głową i wskazał na dzieci, bawiące się w piasku. Wstałam z huśtawki i podeszłam do dzieci. Chłopiec przestraszył się mnie i objął siostrę ramieniem.
– Chodźcie stąd – mruknęłam i pociągnęłam ich za rękę, ciągle zerkając w stronę tamtych ludzi.
– Kim pani jest? – wyrwał rękę z mojego uścisku i spojrzał podejrzanie.
– Gdzie mieszkacie? Odprowadzę was, tylko szybko – powiedziałam. – Proszę, zaufaj mi. – spojrzałam mu w oczy. Chyba podziałało, bo chłopiec ruszył w jedną z uliczek, ciągnąc swoją siostrzyczkę za rękę.
– Co to za pani? – spytała zdezorientowana dziewczynka. Obróciłam się i zobaczyłam, jak kobieta z mężczyzną ruszają za nami szybkim krokiem. Brat również się obrócił i też ich zauważył.
– Daleko mieszkacie? – w kieszeni bluzy ściskałam jedną ręką różdżkę.
– Za tym rogiem – wskazał. Zaczęłam ich popędzać.
– Biegiem! – rzuciłam, gdy dwoje czarodziejów za nami zbliżyło się niebezpiecznie. Modliłam się w duchu, żeby to nie byli śmierciożercy. Zaczęliśmy biec, a para za nami również. Skręciliśmy za rogiem i chłopiec wpadł do jednej z furtek. Weszłam za nimi, zamykając za sobą bramkę i pognaliśmy przez ogródek do drzwi domu. Obróciłam się i zobaczyłam, jak oboje zatrzymują się, a mężczyzna zacisnął pięści.
– Cholera! – warknęła kobieta i oboje aportowali się stamtąd. Serce biło mi jak szalone. Chłopak wpatrywał się z przerażeniem w miejsce, gdzie zniknęli. Zadzwoniłam do drzwi. Otworzyła mi mojego wzrostu, 40-letnia brunetka z podkrążonymi oczami. Gdy zobaczyła swoje dzieci ze mną otworzyła szeroko brązowe oczy ze zdziwienia.
– Co...? – zanim cokolwiek powiedziała, oboje dzieci wtuliło się w nią. Ona objęła je rękami i spojrzała pytająco na mnie.
– Dzień dobry. Nie wiem, czy to rozsądne w tych czasach puszczać dzieci same gdziekolwiek – mruknęłam.
– Mamo, gonili nas tacy ludzie, a ta pani nam pomogła uciec! – szepnęła przerażonym głosem dziewczynka, nie odrywając twarzy od maminej sukienki.
– Jak to?! – przeraziła się i spojrzała na mnie, oczekując zapewne wyjaśnień.
– Na pani dzieci czyhał jakiś mężczyzna z kobietą. Czarodzieje – wyjaśniłam. – Na szczęście byłam tam i w porę ich zauważyłam. Na przyszłość radzę nie puszczać ich samych. Dowidzenia. – odwróciłam się i zaczęłam iść spowrotem.
– Ale niech pani zaczeka! – krzyknęła kobieta i podeszła do mnie, zostawiając dzieci w progu. – Kim pani jest?
– Lily Evans – odpowiedziałam – Mieszkam tutaj niedaleko. Uczę się w Hogwarcie.
– Dziękuję pani bardzo! – spojrzała na mnie wdzięcznie. Nie byłam w stanie nawet się uśmiechnąć.
– Proszę nie dziękować, tylko na przyszłość tego nie robić – mruknęłam posępnie. – Do widzenia – odeszłam stamtąd i skierowałam się spowrotem na plac zabaw. Jak matka może być tak nieodpowiedzialna? Co innego, jakby to byli mugole, bo oni nic nie wiedzą. Ale czarownica?! Byłam zdenerwowana na tą kobietę. W grudniu doszło tutaj do tragedii, w której zginęło kilkunastu mugoli, a ona puszcza dzieci całkowicie same do piaskownicy, która znajdowała się paręset metrów od ich domu. Przeszłam szybko drogę dzielącą mnie od huśtawek i usiadłam na tej samej, co przedtem. Zamek, który zbudowali został zdeptany częściowo przez tych dwoje, co nas gonili. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo było niebezpiecznie. Zawsze siedziałam w Hogwarcie, bezpieczna i pewna, że nic mi nie grozi, w poczuciu, że to, co się dzieje mnie nie dosięga. Owszem, bałam się strasznie, gdy przeczytałam wtedy, w grudniu, artykuł o masakrze, jaką zgotowali tutaj śmierciożercy, jednak nie dotknęło to osobiście mojej rodziny, więc nadal trzymałam do tego dystans. Jednakże jestem pewna, że gdybym była matką, w życiu nie puściłabym nigdzie moich dzieci samych. Wolałam się nawet nie zastanawiać, co by mogło się stać, gdyby mnie tutaj nie było. Rozmyślając tak na huśtawce, zastał mnie deszcz. Jednak nie przekonało mnie to, żeby się stamtąd ruszyć. Wręcz przeciwnie. Lubiłam deszcz. Wielkie krople spadały mi na twarz, gdy się huśtałam. Po chwili lunęło jak z cebra i w mig stałam się przemoczona do suchej nitki. Nie minęło kilka chwil, a zrobiło się strasznie ciemno, biorąc pod uwagę fakt, że był środek letniego dnia. Po niecałych pięciu minutach, padało tak mocno, że praktycznie nic nie widziałam. Moja widoczność ograniczała się do trzech stóp. W końcu zeszłam stamtąd i zaczęłam iść do domu, nie śpiesząc się szczególnie. Po 15 minutach dotarłam do domu, gdzie ledwo weszłam na schody prowadzące do drzwi, a otwarła mi wściekła mama. Wskoczyłam do środka i otrzepałam się trochę z wody.
– Gdzieś ty była?! Taka ulewa, a ty na dworze! Siedziałam tutaj i zamartwiałam się! Marsz do góry się przebrać, bo będziesz chora! Zaraz ci przyniosę gorącą herbatę – poczłapała do kuchni, a ja bez słowa powędrowałam do góry. Wchodząc do swojego pokoju, ściągnęłam bluzę i spodnie, chwyciłam ręcznik z łazienki i wytarłam się. Potem przebrałam w suche ciuchy, a mokre rozwiesiłam na grzejniku. Zerknęłam na biurko, gdzie pojawił się nowy list. Usiadłam na krześle i chwyciłam go do ręki, jednak rozpoznając pismo, od razu podarłam na kawałeczki. Chwilę potem mama przyniosła kubek z herbatą. Podziękowałam jej i małymi łyczkami popijałam gorący napój. Puściłam sobie radio i stwierdziłam, że najwyższy czas się spakować, co oczywiście pół godziny później było zrobione. Dalsza część dnia nie była zbyt interesująca. Siedziałam w pokoju, słuchając mugolskich przebojów i rozmyślając. Położyłam się wcześnie spać, by jak najszybciej się obudzić i pojechać do Kate, gdzie, byłam pewna, będę się dobrze bawić.
Ooooo nie! Oooooo nieee! Zabiłabym! :o Wkurzył mnie koleś! -.- Ta Troy bym pyknęła Avadą na dodatek. Wiesz co, mam ochotę teraz pozabijać. xD Coś Ty zrobiła ze mną ta notką? :D Jeśli świetna, nieźle to wymyśliłaś, wiesz? :* A to rąbnięcie w nos... bezbłędne. :D Jestem ciekawa, co na to dziewczyny. I co zrobi Adam, o ile w ogóle będzie próbował walczyć o Lily.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Lily.. Hmm.. ciekawie sie zapowiadają wakacje u Kate. Czekam z niecierpliwością na nową notkę :**
OdpowiedzUsuńSuper nocia;*Mama Lily jest gitez. Miała nadzieje...xDdPzdr<3
OdpowiedzUsuńU mnie nowość na http://wiec-nie-mow-mi-ze-kochasz-mnie-potter.blog.onet.pl/ Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńFajna notatka. Szkoda, że Lily i Adam się rozstali. Czekam na kolejne notatki. ;)
OdpowiedzUsuńsuper te nowe notki bardzo ciekawe już nie mogę się doczekać kolejnej
OdpowiedzUsuńBardzo podobały mi się te rozdziały i nie mogę się doczekać następnego. Jak ty możesz tak szybko pisać te notki, hmm? Codziennie nowa! Oczywiście mnie to nie przeszkadza ;)Fakt, że dałaś tyle wydarzeń z książek w ogóle mi nie przeszkadza, a nawet muszę pogratulować płynnego sposobu w jaki umieściłaś Lily, Severusa i Huncwotów, a nawet Mary w tych zdarzeniach; wydają się bardzo na miejscu. Naprawdę wybacz że nie skomentowałam wcześniej, ale ostatnio mam pewne problemy z internetem. Pozdrawiam :-) [its-always-been-my-dream] [lily-vs-huncwoci]
OdpowiedzUsuńHaha należało się Petunii. A to jak ten Josh podrywał Lily- bezbłędne ;d jedznie janesa mi tu brakuje.. Moze pojawi się u Kate, hmm ?
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że Lily tam była...ciekawe, czy rozwiniesz jeszcze ten wątek. Czy dom chroniło Zaklęcie Fideliusa, czy jakies kinne ochronne? Bo skoro nie mogli tam wejść...chyba, że stwierdzili, że nie dadzą rady. A kto to wgle był? Ktoś ze śmierciożerców, nie?Nieźle se dziewczyny wymyśliły...już mogły się przeprosić, ale no i tak efekt był taki sam w sumie. Ciekawe, co będzie u Kate^^Niezły ten Josh ;P podoba się Petuni, tak? Już go nie lubię ;PPozdr.;**
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział http://its-always-been-my-dream]. Pozdrawiam! Eli
OdpowiedzUsuńKolejna notka?! Rany, jak Ty to robisz? (oczywiście ja nie narzekam:)) A właśnie zastanawiałam się jak zakończony zostanie związek Lily i Adama. A to szuja, taka dziewczyna i jeszcze ją zdradzać. No prawdziwy samiec poprostu! A ta matka... Brak mi słów gdy pomyśle że u NAS w dzisiejszych czasach też takich jest nie mało. Czekam no kolejną notkę, bo co następna to lepsza! Rewelacja!
OdpowiedzUsuńjak ja się cieszę że trafiłam na twój blog ;] Biedna lily, najpierw severus teraz adam ;[ nie mogę się doczekać co potter na to powie ;] czekam niecierpliwie na kolejny rozdział ;]
OdpowiedzUsuńświetnie, świetnie, świetnie ;)przepraszam, że dopiero teraz ;< na nic nie mam czasu... Czekam na notkę o pobycie u Kate ;)
OdpowiedzUsuńz zaciekawieniem przeczytałam parę opowiadań i bardzo mnie zaciekawiły. ;)no cóź ciekawy masz sposób na prowadzenie tego bloga.jezeli chcesz możesz wpaść do mnie: zabierzmnietam.blog.onet.plpozdrawiamxD
OdpowiedzUsuńNo nie... Choć w sumie, rozumiem Lily i tą pięść w nos Petunii -sama przywalałam chłopakom, ale przeważnie w plecy xDD A co, potem już nie zaczynali, silna jestem ^^'Tak, rodzice we wszystko uwierzyli, a one dalej się nie cierpią ;d Jakie to... Normalne. xpAh... Niebezpiecznie było na huśtawkach. Myślałam już, że Śmierciożercy ich złapią... Mam nadzieję, że nie schwytają potem Lily! ;]Nie mogę się doczekać pobytu u Kate ^^ Domyśłam się, że będzie nieźle ;)Pozdrawiam! :*
OdpowiedzUsuńKurczę, a tak lubiłam tego Adama.....Ale jakoś wiedziałam, że zdradzi Lily z tą swoją przyjaciółeczką ;/ Co za zdzira z niej.... Wrrr... No, ale czekam na kolejną notkę :D Zobaczymy, jak będą wyglądać wakacje u Kate ^^ :))) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńRozdział 13 na http://wiec-nie-mow-mi-ze-kochasz-mnie-potter.blog.onet.pl/ Zapraszam ;p
OdpowiedzUsuń