– Powodzenia Lily!
– Nawzajem Sev! – odkrzyknęłam przyjacielowi, zanim weszliśmy do Wielkiej Sali, która teraz służyła uczniom w całkowicie innym charakterze, niż zwykle. Na samym początku była wielka klepsydra i napis „OBRONA PRZED CZARNĄ MAGIĄ – STANDARDOWA UMIEJĘTNOŚĆ MAGICZNA”. Obok klepsydry, na małej katedrze stał profesor Flitwick i uśmiechał się do nad dobrodusznie. W całym pomieszczeniu były ustawione jednoosobowe stoliki oraz krzesła. Odnalazłam swój, na którym była malutka kartka „Lilyanne Evans”. Usiadłam na krześle i rozejrzałam się wokół. Przede mną siedziała Krukonka, a kilka miejsc za mną Angelina. Uniosła kciuka do góry, a ja uśmiechnęłam się lekko i puściłam jej oczko. Parę siedzeń w prawo dostrzegłam Kate, która siedziała zaraz za Blackiem, a cztery stoliki przed nim siedział Potter. 3 stoliki w lewo siedział Severus. Posłałam mu uśmiech i odwróciłam głowę do Flitwicka, który objaśniał nam zasady. Nawet nie chciało mi się go słuchać, bo w końcu za każdym razem mówią to samo. Za pomocą jednego machnięcia różdżką, karty z pytaniami znalazły się na naszych stolikach, a gdy drugi raz wykonał ruch, klepsydra przewróciła się, sprawiając, że piasek zaczął się przesypywać. Odrzuciłam włosy do tyłu , chwyciłam pióro i spojrzałam na pierwsze pytanie. „Po czym można poznać Wodniki Kappa i jak należy się ich pozbyć?”. Łatwizna. Od razu stanął mi przed oczami profesor Miracle, nasz nauczyciel OPCM w 3 klasie, który miał świra na punkcie wodników Kappa i Czerwonych Kapturków. Na każdej lekcji porównywał je do innych stworzeń, zachwycał się ich inteligencją, oraz ubolewał nad tym, że czarodzieje się ich boją i pozbywają. Jak wiemy, los potrafi być bardzo przewrotny. Dziwnym zbiegiem okoliczności, niedługo przed końcem roku szkolnego, pan Miracle wybrał się na wycieczkę do Zakazanego Lasu, gdzie zwabił go właśnie Wodnik Kappa. Z tego, co wiem, długo leżał w Świętym Mungu. Nie wiem, czy wyszedł, ale do szkoły już nie wrócił. Naskrobałam szybko odpowiedź i przeszłam do pytania drugiego. „Podaj formułkę zaklęcia, którym pozbywamy się Bogina.” Banał. Pytanie trzecie: „Opisz zachowanie Bogina. Kiedy najłatwiej jest się go pozbyć?”. Odpowiedź napisałam błyskawicznie, przypominając sobie o lekcjach w czwartej klasie, gdy uczył nas bardzo ekscentryczny i wesoły nauczyciel – profesor Sparks. Odszedł, bo znalazł sobie inną, ciekawszą pracę gdzieś w środkowej Europie. Szłam dalej z pytaniami. Na każde pytanie znałam odpowiedź. Tak doszłam do pytania dziesiątego. „Podaj pięć oznak, po których można rozpoznać wilkołaka.” Uśmiechnęłam się pod nosem i zerknęłam w stronę Lupina, który pisał zawzięcie po pergaminie. Nagle odwrócił głowę i wymienili porozumiewawcze uśmiechy z Potterem i Blackiem. Czyli cała trójka jest na pytaniu dziesiątym. Pokręciłam głową z lekkim uśmiechem i wróciłam do mojej karty odpowiedzi. Przez następne pytania przebrnęłam bardzo szybko i skończyłam długo przed czasem. Sprawdziłam dwa razy odpowiedzi, gdzieniegdzie dopisując coś, co mi umknęło przedtem. Odłożyłam kartę z odpowiedziami na róg stolika i oparłam głowę na rękach, rozglądając się po sali. Angelina zastanawiała się nad czymś, po chwili dostała olśnienia i zaczęła skrobać piórem po pergaminie. Remus również jeszcze pisał, marszcząc brwi i zapewne zastanawiając się, czy o czymś nie zapomniał. Peter obgryzał nerwowo paznokcie i próbował ścignąć od dziewczyny, która siedziała obok niego. Severus zdawał się nie widzieć świata poza tym kawałkiem pergaminu i maksymalnie pochylony, pisał zawzięcie i szybko, nie odrywając się ani na chwilę. Potter pisał coś, jednak nie była to karta odpowiedzi. Jego arkusz egzaminacyjny leżał obok jego prawej ręki, a on skrobał po jakimś kawałku pergaminu. Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na Blacka, który kiwał się na stołku i ze znudzeniem wodził wzrokiem po piszących uczniach. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ten uśmiechnął się zawadiacko i poruszył ustami bezgłośnie. Z tego, co zrozumiałam, pytanie brzmiało: „I jak?”, więc podniosłam kciuk do góry. Przerzuciłam wzrok na Kate, która trzymała pióro w ręku, jednak nie pisała nic, tylko patrzyła na osobnika przed nią tęsknym i rozczulonym wzrokiem. Chyba poczuła moje spojrzenie na sobie, bo odwróciła głowę i popatrzyła na mnie. Szybko odwróciłam wzrok, niby dostrzegając coś ciekawego w przesypywanym piasku w klepsydrze. Zerknęłam kątem oka na nią. Wróciła do swojego pergaminu i skrobała coś spokojnie. Jednak, co chwilę, na sekundę rzucała spojrzenie na Łapę, który zdawał się niczego nie widzieć, poza klepsydrą, odmierzającą czas.
– Jeszcze pięć minut! – oznajmił nam Flitwick. Przewróciłam oczami i położyłam się na ławce. Usłyszałam westchnięcie Blacka. Severus drgnął lekko i przyspieszył tempo pisania. Potter zmierzwił sobie włosy i ziewnął potężnie. Wydawało mi się, że piasek, tak jakby zwolnił. Czas dłużył mi się bezlitośnie, a to, że za oknem była piękna pogoda, wcale nie pomagało w wytrwaniu na tej sali.
– Proszę odłożyć pióra! – zaskrzeczał profesor – Ty też, Stebbins! Proszę pozostać na miejscach, zaraz zbiorę wasze pergaminy! Accio! – wszystkie pergaminy wleciały w jego rozwarte ramiona, sprawiając, że wywrócił się do tyłu. Roześmiałam się, razem z resztą sali, a kilkoro uczniów pomogło mu wstać. – Dziękuję, dziękuję. No, jesteście wolni! – uśmiechnął się do nas, a wszyscy piątoklasiści zerwali się ze swoich miejsc, śpiesząc do wyjścia. Doszłam do Angeliny i Kate.
– Jak wam poszło? – spytałam pierwsza.
– Całkiem w porządku – odparła Angelina. – Co prawda nie napisałam odpowiedzi na jedno pytanie, a jedno chyba mam źle, ale ogólnie dobrze.
– A ja zapomniałam wszystkich cech wilkołaka i formułki zaklęcia na Bogina – mruknęła posępnie Kate. – Kurde, myślałam, że Obrona mi pójdzie lepiej.
– Trzeba było słuchać nauczycieli na lekcjach i odrabiać prace domowe – pokazałam jej język.
– Ta, słuchać nauczycieli. Trudno co roku przestawiać się na innego. W pierwszej klasie załamany facet, który utapiał swoje smutki w alkoholu i wiecznie śmierdział Ognistą, aż w końcu Dumbledore musiał go wywalić.
– Charlus Dogfire – powiedziała mrocznie Angelina i parsknęła śmiechem.
– W drugiej klasie koleś, który wolał nam opowiadać kawały, niż zajmować się lekcją. Czasami mu się wspomniało, ze trzeba coś przerobić. No i wyjechał, żeby móc łapać dzikie bestie gdzieś w Niemczech, czy kij go wie, gdzie. Swoją drogą, pamiętasz Lily jak Hagrid płakał, gdy przyszło mu się z nim pożegnać? – spytała Kate i roześmiała się.
– Pamiętam. To był jedyny człowiek, który podzielał z Hagridem zainteresowanie bestiami. Codziennie siedzieli w chacie i rozprawiali o dzikich bestiach, tworzeniu nowych gatunków i takich tam.
– A w trzeciej klasie, pamiętacie tego świra, który znał dwa stworzenia? – zaczęła Angelina.
– Wodniki Kappa i Czerwone Kapturki – mruknęłyśmy chórem wszystkie trzy i roześmiałyśmy się.
– Tyle, co o tych stworach, nie wiem o niczym innym – mruknęła Kate.
– A najlepsze jest to jak zakończył karierę nauczyciela – wyszczerzyłam zęby. – To znaczy nie życzyłabym tego nikomu, ale to takie zabawne, że los z niego tak zadrwił.
– Ciekawe czy nadal uwielbia te stwory – Bridge wzdrygnęła się.
– Zawsze pozostają mu Czerwone Kapturki – odparłam.
– No chyba, że miłość do nich skończyła się podobnie jak do tych drugich – zauważyła Angela.
– A w pierwszej klasie pamiętacie? Mieliśmy normalnego nauczyciela.
– Taa, pamiętam – mruknęłam – Paul Brown, przyjaciel Dumbledore’a.
– Podczas wypadu do Hogsmeade zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach przed „Trzema Miotłami”... – rzekła cicho Kate.
– A jego zmasakrowane ciało znaleziono dwa miesiące później na Pokątnej – dokończyła smutno Angelina. Westchnęłam cicho. Zmierzałyśmy do jeziora. Było tam pełno osób. Usiadłyśmy na brzegu i rozejrzałam się wokół. Wszyscy cieszyli się letnimi promieniami słońca.
– Podobno na tym stanowisku ciąży jakaś klątwa. Nikt nie zostaje tutaj na dłużej, niż na rok – poinformowałam.
– Mama mi mówiła, że ponoć odkąd niejaki Tom Riddle chciał być tutaj nauczycielem, ale Dumbledore nie zgodził się i od tamtego czasu nie potrafi znaleźć nikogo, kto by został dłużej – powiedziała Kate.
– Tom Riddle? – spytałam i zmarszczyłam brwi, bo nazwisko wydawało mi się dziwnie znajome. – Coś kiedyś o nim słyszałam. Wiem! Dostał jakąś nagrodę, za specjalne zasługi dla szkoły. Ale to było ponad 25 lat temu, z tego, co pamiętam. W Izbie Pamięci go widziałam.
– Mniejsza o niego. Ciekawe z jakiego powodu Kant zrezygnuje z posady nauczyciela? – spytała Angela.
– Może Potter i Black doprowadzą go do szaleństwa? – podsunęłam, a obie roześmiały się.
– O wilku mowa – mruknęła ostrożnie Kate, wskazując palcem na błonia. Odwróciłam głowę i zamarłam. Obraz, który zobaczyłam, zagotował krew w moich żyłach. W oczach błysnął niebezpieczny blask.
– Zabiję ich – warknęłam i wstałam.
– Lily, nie! – krzyknęła Kate, ale ja już szłam rozwścieczonym krokiem w stronę tłumu, który się zebrał wokół trzech czarnowłosych chłopaków.
– ZOSTAWCIE GO! – krzyknęłam zła jak diabli. Severus leżał na ziemi, dusząc się przez bańki mydlane, które wylatywały z jego ust, a nad nim stał nie kto inny jak Potter i Black. Ręka okularnika powędrowała do włosów i potargała je, robiąc jeszcze większy bałagan na głowie.
– Co jest, Evans? – spytał Potter głębokim tonem.
– Zostawcie go – powtórzyłam stanowczo i spojrzałam na niego jak na robaka. – Co on wam zrobił?
– No wiesz... – powiedział okularnik ,zastanawiając się – To raczej kwestia tego, że on istnieje... jeśli wiesz, co mam na myśli... – wielu ludzi zebranych wokół roześmiało się, z Syriuszem na czele. Zmierzyłam ich lodowatym spojrzeniem.
– Wydaje ci się, że jesteś bardzo zabawny, tak? – spytałam lodowato – A jesteś tylko zarozumiałym, znęcającym się nad słabszymi szmatławcem, Potter. Zostaw go w spokoju – z każdym słowem w moim głosie było coraz więcej złości. Dostrzegłam błysk w oku Pottera.
– Zostawię jak się ze mną umówisz, Evans – odrzekł spokojnie. – No... nie daj się prosić... Umów się ze mną, a już nigdy więcej nie podniosę różdżki na biednego Smarka.
– Nie umówiłabym się z tobą nawet wtedy, gdybym musiała wybierać pomiędzy tobą, a wielkim pająkiem – oświadczyłam z zaciśniętymi zębami.
– Nie masz szczęścia, Rogaczu – rzekł Black i odwrócił się w stronę Snape’a, który wykorzystując nieuwagę innych, dopadł różdżkę. – OJ! – krzyknął, ale było już za późno. Błysnęło i z policzka Pottera trysnęła krew. Ten zareagował błyskawicznie i sekundę później, Severus wisiał do góry nogami. Szata opadła mu na głowę, pokazując strasznie chude i blade nogi, oraz stare gatki. Wielu zgromadzonych gapiów zaczęło klaskać, inni razem z dwójką Huncwotów roześmiała się. Z jednej strony byłam wściekła, a z drugiej podziwiałam trochę refleks Pottera. Jednak ostatecznie złość wzięła górę.
– Puść go!
– Na rozkaz! – zasalutował Potter i szarpnął różdżką, sprawiając, że Severus spadł na ziemię z wielkim hukiem. Black rzucił na niego Petrificus Totalus i ledwo Snape wstał, runął na ziemię jak długi. Poziom mojego rozwścieczenia sięgnął zenitu.
– ZOSTAWCIE GO W SPOKOJU! – krzyknęłam i wyciągnęłam różdżkę.
– Ech, Evans nie zmuszaj mnie, żebym ci zrobił krzywdę – powiedział Potter smętnie.
– To cofnij swoje zaklęcie! – zażądałam. On westchnął ciężko i wyszeptał przeciwzaklęcie.
– Bardzo proszę – powiedział, a Sev spowrotem dźwignął się na nogi. – Masz szczęście, że Evans tu była, Smarkerusie... – mruknął z żalem.
– Nie potrzebuję pomocy tej małej, brudnej szlamy! – krzyknął rozwścieczony Snape. Zatkało mnie, jak i chyba wszystkich. Poczułam jak w okolicach mojego serca coś pęka, a po całym ciele przeszedł mnie lodowaty prąd. W jednej chwili przeszły mi przed oczami obrazy naszej przyjaźni. „– A czy to coś zmienia, że pochodzę z rodziny mugoli? – Nie, to nic nie zmienia.”. Zamrugałam szybko, żeby nie dać łzom ujrzeć światła dziennego.
– Świetnie – wycedziłam chłodno przez zaciśnięte zęby. – W przyszłości nie będę sobie tobą zawracać głowy. I na twoim miejscu wyprałabym gacie, Smarkerusie – ostatnie słowo zaznaczyłam dobitnie. Potterem wstrząsnęła złość i ocknął się.
– Przeproś ją! – ryknął rozwścieczony, celując w niego różdżką.
– Nie zmuszaj go, żeby mnie przepraszał! – krzyknęłam, czując, że muszę się stąd jak najszybciej zmyć. Głos mi się lekko zatrząsł. – Jesteś taki sam jak on...
– Co? – oburzył się Potter. – Ja NIGDY bym cię nie nazwał... sama wiesz jak! – czułam, że jeśli nie pójdę stamtąd, zacznę płakać, a tego nie chciałam. Jednak ostatnie słowo, które powinno być zamiast tego „sama wiesz jak”, tak mną wstrząsnęło, że zamiast smutku, poczułam wściekłość, której miałam zamiar dać upust.
– Targasz sobie włosy, żeby wyglądać tak jakbyś dopiero co zsiadł ze swojej miotły, popisujesz się tym głupim zniczem, chodzisz po korytarzach i miotasz zaklęcia na każdego, kto cię uraził, żeby pokazać, co potrafisz... Dziwię się, że twoja miotła może w ogóle wystartować z tobą i z twoim wielkim, napuszonym łbem. MDLI mnie na twój widok – z każdym wypowiedzianym słowem, złość potęgowała się we mnie. Odwróciłam się na pięcie i odeszłam szybkim krokiem.
– Evans! – zawołał za mną – Hej, EVANS!* – nie miałam zamiaru się tam wracać, ani nawet oglądać. Szłam i czułam, jak łzy same napływają mi do oczu. Z jednej strony czułam pustkę, z innej wściekłość, a jeszcze z innej ogromny żal do Severusa i smutek. Gdy trochę się od nich oddaliłam, zaczęłam biec.
– Lily! – Kate zawołała za mną, jednak nawet nie zwróciłam na to uwagi. – Hej, Lily! – krzyknęła głośniej, ale ja nie chciałam teraz nikogo widzieć. Przyspieszyłam biegu, nadal powstrzymując łzy. Weszłam na trzecie piętro i wtedy jedna łza spłynęła mi po policzku. Weszłam do pustej klasy i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Oparłam się o nie i zsunęłam na dół, ostatecznie siadając na ziemi. Nie powstrzymywałam już łez. Słowo szlama, wypowiadane przez Ślizgonów czy Cassie nigdy nie sprawiało mi żadnej przykrości. Nawet mnie to nie dotykało. Jednak to samo słowo w ustach Severusa Snape’a, bolało mocniej, niż cokolwiek innego. To był koniec naszej przyjaźni... tfu! Naszej znajomości, czegokolwiek! Koniec wszystkiego, co z nim związane. To on wprowadzał mnie w świat czarodziejów. Wniósł do mojego życia tak wiele i mimo, że nie zawsze w 5 klasie się dogadywaliśmy, znaczył dla mnie ogromnie dużo. Chciałam, żeby to był sen, żeby to był okropny koszmar. Chciałam się obudzić i stwierdzić, że dzisiaj dwa ostatnie SUM-y. Nie poszłabym na błonia. Nie tak by się stało. Nie wiedziałabym, że ma mnie za małą, brudną szlamę. Jednak... może lepiej, że tak się stało. Widocznie musiał tak uważać zawsze. Tutaj nowa porcja łez ujrzała światło dzienne. Uważał tak od zawsze jak tylko mnie poznał, a udawał, że tak nie jest. Oszukiwał mnie przez prawie pięć lat, wmawiając, że jestem dla niego najlepszą przyjaciółką i że wcale nie uważa mnie za gorszą. A jednak byłam gorsza. Byłam, jestem i będę gorsza. Zawsze będę dla niego zwykłą szlamą, z którą przyjaźnił się nawet nie wiem po co. I dopiero teraz dotarło do mnie, co utraciłam. Straciłam jednocześnie kogoś wspaniałego, pomocnego, kogoś, kto zawsze był przy mnie i był mi bliski, kogoś, kto zawsze służył pomocą, z kim mogłam się śmiać i rozmawiać o poważnych rzeczach, kimś, kto przez pierwsze lata był moim mentorem, moim przewodnikiem po świecie magii, który okazał się MOIM światem. A z drugiej strony, straciłam kogoś nic nie wartego, kogoś, kto mnie uważa, za śmiecia, kto twierdzi, że ten świat, który mnie otacza, ta magia, to wszystko nie jest dla mnie, bo nie mam czystej krwi, bo jestem podrzutkiem ze zwykłego, mugolskiego świata, kogoś, kto pragnie, by mnie nie było tutaj. Bo czy w samym słowie „szlama” nie ma nienawiści? Owszem, jest tam czysty rasizm. I wtedy zrozumiałam, że to, co próbowałam sobie wmówić, że jest nieprawdą, tak naprawdę nią jest. Całe towarzystwo Snape’a: Avery, Mulciber i wszyscy im podobni, jego niezłomna miłość do czarnej magii, do wszystkiego, co złe i mroczne. Wszystko wskazywało na to, że również on chce dołączyć po szkole do Voldemorta. Więc za co innego miałby mnie mieć, jak nie za małą, brudną szlamę? Voldemort nienawidzi mugoli, chce wybić wszystkich mugolaków, dąży do unicestwienia i wyczyszczenia krwi czarodziei. I tym jednym zdaniem, uświadomił mi jak mało dla niego znaczę. Jak to bolało. Chciałam tutaj zostać sama, jak palec ze swoim bólem po stracie najlepszego przyjaciela i móc płakać do woli. Jednak nie chciałam zamykać się w sobie. Musiałam pokazać, że Lily Evans jest silna. Wstałam z podłogi i otwarłam drzwi. Przeszłam tym korytarzem do łazienki. Stanęłam przed lustrem i przemyłam twarz zimną wodą. Poprawiłam się i ruszyłam do wieży Gryffindoru. Po drodze nie spotkałam żadnej żywej duży, co mi jak najbardziej odpowiadało. Weszłam przez portret i przemknęłam niezauważona przez Pokój Wspólny. Schody pokonałam kilkoma susami i wpadłam do pustego dormitorium. Wzięłam książkę do transmutacji i zaczęłam się uczyć do popołudniowego egzaminu. Co prawda nie rozumiałam nic z tego, co czytałam, ale niewiele mnie to obchodziło. Ogarnęła mnie chłodna obojętność wobec wszystkiego co mnie otacza.
***
*tak, dobrze czytacie. Zapożyczyłam te kawałki od pani Rowling. Oczywiście, przekształciłam to tak, by było opowiedziane przez Lily, więc praktycznie dialogi i niektóre reakcje są identyczne.
Dawno mnie tu nie było, wiem, przepraszam! Całkowicie odcięłam się od blogowego świata i nawet nie potrafię wyjaśnić dlaczego tak się stało. Może wrócę do swojej historii- nie wiem, muszę się zastanowić, czy w ogóle opłaca się próbować. Trzymaj kciuki, wiem, że zawsze we mnie wierzyłaś :*I jeszcze raz przepraszam za zaniedbanie Twojego opowiadania...
OdpowiedzUsuńWow...to se Smark nabroił.Współczuje Lily. Ale jakoś bardziej potrafię się wczuć w jej sytuację czytając fragment z książki twoim stylem niż J.K.Rowling;pDziewczyny pogodzone??? Nareszcie;))Pzdr<3lily-i-james-ich-milosc
OdpowiedzUsuńŚwietne ! Przeczytałam wszystkie notki i nie umiem się doczekać następnych! :D
OdpowiedzUsuńO jaa.....normalnie łzy miałam w oczach jak Snape nazwał Lily szlamą. Chociaż i tak wiedziałam, że tak będzie. I jeszcze te słowa: "- A czy to coś zmienia, że pochodzę z rodziny mugoli? - Nie, to nic nie zmienia". Obłęd normalnie...tak mi szkoda Lily.Mam nadzieję, ze z pomocą przyjaciółek niedługo dojdzie do siebie. No i z pomocą Adama :)Przepraszam, ale dzisiaj neistety tlko tak krótko, gdyż lece jeszcze na parę innych blogów, a sama planuję coś dzisiaj jeszcze napisać ;] Może wybaczysz..Pozdr.;**
OdpowiedzUsuńweee....super. jak zawsze. W książce nie podoba mi się ten fragment, ale bardzo fajnie go przekształciłaś, dzieki czemu robi się ciekawyy...xD
OdpowiedzUsuńNo nie! Nie mogę wyjść z podziwu! Dopiero co odkryłam Twojego bloga a już mam wielką ochotę przeczytać całe opowiadanie! Naprawde, godne zwrócenia uwagi. Podobało mi się jak zgrabnie wplotłaś fragmenty z IŚ i opisałaś uczucia Lily po stracie Severusa. Kolejną dosyć błahą rzeczą jest fakt że James nie zachowuje się jak KOMPLETNY dzieciak, a Lily nie zastanawia się przez wszystkie notki czy go kocha czy też nie. To opowiadanie jest takie życiowe, naturalne...Niezwykle gładko się je czyta. Masz to jak w banku że teraz będę tu wchodziła jak najczęściej. A Ty tylko pisz, pisz i pisz bo masz wielki talent!!!:):):)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Tak naprawdę to miałam nadzieję, że w końcu Snape i Lily zerwą ze sobą kontakt, bo nie przepadam za Snape'en. Czekam na kolejne notki.Pzdr ;***
OdpowiedzUsuńMimo ze jestem na wakacjach czytam twojego bloga z komorki a to juz chyba uzaleznienie. Zajebiscie przeksztalcilas to z odczuciami lily ;) i nareszcie koniec ze smarkiem ;p btw. James bohater go uratowal mimo ze go nie cierpi.. Swietny ma charakter.
OdpowiedzUsuńZrobiło mi się szkoda Lily, tak samo jak wtedy, gdy czytałam piątą cześć "Harry'ego Pottera". Jednak Ty prowadziłaś dalej jak ona płakała i wgl i to było poprostu wspaniałe! Jeju! Leksia! Kocham styl Twojego pisania! W ogóle kocham to co piszesz na tej stronie. Będę ją polecać wszystkim moim znajomym i nie znajomym! Mam nadzieję, że nigdy nie zrezygnujesz z pisania bloga! A może kiedyś będziesz sławną pisarką? Z wielką chęcią kupiłabym Twoją książkę! ;D. Pozzdro!xxx
OdpowiedzUsuń