Przejdź do głównej zawartości

28. Koniec I.

Hej!

Chciałam ten rozdział zadedykować Pawłowi. Paweł, ty uparciuchu! To dzięki Tobie/przez Ciebie(niepotrzebne skreślić) Rozdział miał być dłuższy, jednak z racji tego, że chce mi się już spać, a obiecałam Pawłowi, że dzisiaj się pojawi, dodaję taki. Dzielony na dwa, wedle tradycji tego bloga, którego pierwszą zasadą jest to, że Onet mnie nie lubi.

Dziękuję czytającym i komentującym! Bez was nie ma tego bloga :)

Leksia

P.S. Paweł – 1/5 zadania wykonane ;p Do końca tygodnia mam czas na pozostałe 4 notki :D


***


Mijały kolejne dni, a dziewczyny nadal nie odzywały się do siebie, próbując udowodnić jak jedna jest drugiej obojętna i bardziej obrażona. Miałam serdecznie dość tej całej, głupiej kłótni i czyhałam na okazję do pogodzenia się. Jednak żadna takowa nie nadeszła, więc większość czasu spędzałam samotnie, pisząc listy do Adama, ucząc się, lub z Severusem. Czasem udało mi się porozmawiać z Blackiem i Remusem (pod warunkiem, że w pobliżu nie było Pottera, bo miałam na niego uczulenie). Co do Remusa, zbliżała się pełnia, więc wyglądał coraz gorzej, ale wcale nie wydawał się smutny z tego powodu. Tak samo jak i pozostali Huncwoci (no, może prócz Petera). Pewnej soboty siedziałam w Pokoju Wspólnym, wertując podręcznik do transmutacji, gdy przez obraz wpadła roztrzęsiona Amelia Cross. Wszyscy skierowali zdziwione spojrzenia na dziewczynę, która wyglądała, jakby zobaczyła smoka.

 – P-pomocy! M-mary! – wysapała tylko, a kilka chłopaków z siódmej klasy poszło za nią. Zamknęłam książkę i pognałam za zaciekawionym tłumem na korytarz. Niedaleko przed wejściem siedziała Mary Macdonald i z przerażeniem wpatrywała się w głąb korytarza, mamrocząc coś niewyraźnie. Obok niej stała Amelia, obejmując ją jedną ręką i odpowiadała na pytania siódmoklasistów.

 – Kto to był? – padło pytanie Aarona.

 – Mulciber – odparła bez zastanowienia Mary, jakby otrząsając się z szoku.

 – Jakim zaklęciem cię potraktował? – nadal pytał były chłopak Kate.

 – Na początku rozbrajającym i drętwotą, ale potem próbował nieznanych mi... – odparła i rozpłakała się.

 – Zaprowadźcie ją do skrzydła – zarządził chłopak, a jego spojrzenie trafiło na mnie. Amelia poszła z Aaronem do McGonagall, a ja przecisnęłam się przez tłum i objęłam Mary, prowadząc ją do madame Pomfrey. Cała się trzęsła i łkała cicho.

 – Jakie zaklęcie rzucił? Pamiętasz formułkę? – spytałam, gdy odeszliśmy od tłumu. Ona spojrzała na mnie oczami, czerwonymi od płaczu i najpierw pokręciła głową, a potem przełknęła ślinę.

 – Sca... scarific, cz-czy jakoś tak – powiedziała. Nic nie mówiąc, odprowadziłam ją do Skrzydła Szpitalnego, gdzie pielęgniarka podała jej eliksir, po którym się uspokoiła i zasnęła. Pognałam do wieży Gryffindoru, nie zwracając uwagi na to, co się działo wokół mnie. Wpadłam, jak burza do dormitorium i zaczęłam szukać w kufrze książki. Gdy ją znalazłam, otworzyłam na potrzebnej mi stronie.

Scarific (łac. Drapać) – zaklęcie czarnoksięskie, polegające na tym, że ofierze zadaje się rany, przypominające zadrapania po jakiejś bestii. Oprócz tego, skutkiem zaklęcia są psychiczne męki osoby, na którą się rzuca zaklęcie. Ofiara przeżywa fałszywe chwile i wydaje im się, że zadrapania i rany zadaje osoba najbliższa. Zaklęcie wymyślił pewien czarno...

Przestałam czytać i zamknęłam książkę. Weszłam do łazienki, spojrzałam w lustro i westchnęłam cicho. Mary Macdonald pochodziła, jak ja, z rodziny mugoli. No to zaczęło się prześladowanie szlam w szkole...


***


Tego samego dnia wieczorem siedziałam w Pokoju Wspólnym obserwując Syriusza i Petera, którzy dyskutowali o czymś zawzięcie. Black czymś się chwalił, po czym wybuchnął śmiechem. Potter właśnie był na treningu, a Lupin odwiedził Skrzydło Szpitalne, bo dzisiaj miała być pełnia. Wstałam i podeszłam do nich.

 – Cześć. O czym tak dyskutujecie? Jakiś nowy kawał? – spojrzałam na nich. Peter rzucił ukradkowe spojrzenie Syriuszowi, a ten uśmiechnął się.

 – Jakbyś zgadła Evans – odparł. – A co? Węszysz, jak twój przyjaciel Smarkerus? – spytał, a ja spojrzałam zdziwiona na niego.

 – Po pierwsze nie znam nikogo takiego jak Smarkerus, a po drugie, to co Snape ma wspólnego z naszą rozmową? – zapytałam, patrząc oczekującym wzrokiem.

 – No wiesz, Smarka bardzo obchodzi życie prywatne naszego Luniaczka – odpowiedział Black, jednak nadal się uśmiechał dziwnie. – Postanowiliśmy mu trochę utrzeć nosa. Jak Rogaś się dowie, to będzie miał uciechę – zatarł ręce i roześmiał się.

 – Co ty kombinujesz Black? – spytałam ostro.

 – To nie tylko ja – zaprotestował – Glizdek i Lunio też – odetchnęłam z ulgą, bo wiedziałam, że Remus nie zrobi niczego głupiego. – To co Evans, Luniaczka nie ma, to może zmierzysz się ze mną w szachy? – zaproponował.

 – Tak bardzo chcesz się dowiedzieć jak smakuje sromotna porażka Łapo? – spytałam z cwaniackim uśmiechem i usiadłam naprzeciw niego.

 – Chyba śnisz Evans – odpowiedział. Użyliśmy zaklęcia przywołującego, by dostać nasze szachy i rozpoczęliśmy grę. Po kilku wygranych przeze mnie partii, na dworze zrobiło się całkowicie ciemno, a do Pokoju Wspólnego wkroczyła drużyna z Potterem na czele. Angelina usiadła obok nas i patrzyła, jak mój koń spycha z szachownicy królową Blacka, tym samym doprowadzając do szacha-mata.

 – Mówiłam ci Black, że przegrasz. I to nie raz – zaśmiałam się. Z dormitorium zszedł przebrany i odświeżony Potter.

 – Cześć wam – wyszczerzył zęby w szczerym uśmiechu i usiadł obok mnie. – Kto wygrał?

 – Nawet nie pytaj – mruknął posępnie Syriusz. – Właśnie, Rogacz! Zgadnij, co zrobiliśmy – w jego oczach zaświecił dziki błysk, który zawsze pojawiał się u Huncwotów, gdy przygotowali jakiś kawał. Potter spojrzał na niego pytająco, ten wstał i pociągnął go do rogu pokoju. Tam długo tłumaczył coś okularnikowi. Z przerażenia malującego się na twarzy Rogacza, wywnioskowałam, że jednak nie przypadł mu do gustu pomysł pozostałej trójki Huncwotów.

 – Czy wyście oszaleli, idioci?! – krzyknął Rogacz, przerywając Blackowi jego wywód. I nie czekając na reakcję Łapy, wybiegł pędem z wieży, wyciągając w pośpiechu różdżkę. Wszyscy Gryfoni spoglądali na oszołomionego Blacka i przerażonego Petera. Syriusz podszedł do nas i przełknął głośno ślinę.

 – Cholera – mruknął, opadając na fotel. – Chyba poważnie nabroiliśmy.

 – On tam poszedł sam? – spytał Peter. Ani ja, ani Angelina nie wiedziałyśmy, o czym oni gadają. Black, po słowach Petera, spojrzał na niego przerażony, natychmiast poderwał się i wybiegł z Pokoju Wspólnego przez dziurę w portrecie. Peter również pobiegł za nim. W Pokoju zapanowała cisza. Wszyscy czekali, aż wrócą Huncwoci. Jednak, gdy po 15 minutach ich nie było, atmosfera wróciła do normalnej. Około północy w Pokoju Wspólnym zostało tylko kilka osób, w tym ja i Angelina, bo czekałyśmy na chłopaków. Kilka minut po 24 zostałam sama, bo Angelina stwierdziła, że idzie spać i wtedy portret się otworzył, a do środka wparowała trójka Huncwotów. Potter był wściekły, a pozostała dwójka zmieszana. Wbiłam w nich pytające spojrzenie.

 – Co się stało? – spytałam, gdy tylko byli koło mnie.

 – Pochwalcie się, jacy jesteście inteligentni – warknął Potter i opadł na fotel. Łapa i Glizdogon również usiedli na fotelach. – Żeby tylko wy! Ale Remus?! Co wam strzeliło do łba! Przecież, gdybym dotarł tam minutę później... – Potter był naprawdę na nich wściekły.

 – Co się stało? – ponowiłam pytanie. Black spojrzał ostrożnie na Jamesa.

 – Powiedz jej. I tak się dowie od Smarkerusa – mruknął i skarcił oby dwóch wzrokiem.

 – Co się stało Severusowi? – przestraszyłam się i spoglądałam na każdego z nich.

 – Smark bardzo interesował się problemem futerkowym Remusa i strasznie węszył wokół nas – zaczął, o dziwo, Peter. Podniosłam jedną brew i słuchałam dalej.

 – Więc stwierdziliśmy, że musimy mu dać jakąś nauczkę – dodał Syriusz.

 – I ci idioci wpadli na pomysł, żeby mu powiedzieć, że jeśli chce się dowiedzieć, gdzie Remus znika, ma iść korytarzem pod Wierzbą Bijącą dzisiaj w nocy – warknął Potter. Wybałuszyłam oczy na nich.

 – I co się stało? – wydusiłam z siebie.

 – Na szczęście nic, bo zdążyłem go stamtąd wyciągnąć – odpowiedział Potter, a Peter i Syriusz spuścili głowy. Odetchnęłam z ulgą.

 – Czyli happy end? – spytałam.

 – Nie do końca – odparł Black.

 – Tak, nie do końca! – Potter wybuchnął gniewem. Wstał z fotela i zaczął na nich krzyczeć. – Przez was ten Ślizgodupek dowiedział się o problemie Remusa! – krzyknął, sprawiając, że Peter wcisnął się głęboko w fotel.

 – Nie zapominaj, że Remus również w tym uczestniczył – odpowiedział spokojnie, ale stanowczo Łapa. – Więc wiedział, czym to grozi.

 – Remus?! – wytrzeszczyłam na nich oczy. – Remus Lupin brał udział w tym idiotycznym kawale?!

 – Tak – potwierdził Potter, siadając spowrotem. – Siedzieliśmy u Dumbledore’a. Snape przyrzekł dyrektorowi, że nikomu nie powie o tym, kim jest Lupin.

 – Wiecie, co się mogło stać?! – spytałam rozzłoszczona. – Jesteście tak lekkomyślni! A jakby Snape’a ugryzł Remus, to ciekawe, co byście zrobili?!

 – Mi by nie było go żal – mruknął Black, co jeszcze bardziej mnie rozzłościło.

 – Tak?! A ty byś chciał być wilko... – urwałam w porę mimo, że nie było nikogo, prócz nas, w tym pomieszczeniu. – A pomyślałeś, że Remus również miałby problemy?! – wbiłam w niego wściekłe spojrzenie. Brunet zrobił głupią minę i spuścił głowę. – Nie! Bo ty nigdy nie myślisz! Tylko głupoty wam w głowie! A z Remusem, to ja sobie poważnie porozmawiam!

 – Co mam wam powiedzieć?! – tym razem, to Black się zdenerwował. – To był kawał, wiem, głupi kawał, idiotyczny! Przeprosiłem już za to! Co, mam na kolanach przeprosić?! – wstał i zaczął iść w kierunku schodów.

 – Wiesz, myślałam, że jesteś lepszy, Syriuszu – powiedziałam przez zaciśnięte zęby. – Zjebałeś, a teraz jeszcze masz do innych pretensje – mówiłam spokojnym, lekko podniesionym głosem. – Zachowujesz się gorzej niż rozkapryszone dziecko. Nie krzyczcie na mnie, bo jestem nieomylnym Blackiem. Dobranoc – ominęłam go i weszłam na schody prowadzące do dormitorium.


***


Następnego ranka poszłam na śniadanie jak zwykle sama. Miałam bardzo zły humor, a jeszcze poranna poczta przyniosła mi list od Adama, który wcale mi humoru nie poprawił. Przerwałam spożywanie parówek i otworzyłam list.


Liluś!

Przepraszam, że tak długo nie odpisywałem, ale ten tydzień był okropny. Przedłużyli nam treningi, wracam późno do domu i jestem zbyt zmęczony, żeby cokolwiek robić. Jutro mecz, więc mam trochę czasu, żeby w końcu napisać list do Ciebie. Co u mnie? Nic ciekawego. Moje życie toczy się po linii prostej prowadzącej od stadionu do domu. Jedynie jakiś tydzień temu wyskoczyliśmy z drużyną na relaksującego drinka do Gaci Merlina. Jutro pewnie też będą chcieli iść po meczu, więc pewnie też pójdę, bo znowu w domu mam siedzieć? Wiesz, bardzo za Tobą tęsknię i naprawdę przykro mi, że nie widzieliśmy się tyle czasu. Jutro pewnie będę siedział markotny i myślał, co robi moja wiewióreczka. Kiedy macie jakiś wypad do Hogsmeade? Muszę też odwiedzić rodziców, bo mama już pewnie świra dostaje. W przyszłym tygodniu również mogę długo nie odpisywać, bo znowu trenujemy po 12 godzin dziennie, więc całe dnie będę spędzał na boisku z drużyną. Masz pozdrowienia od wszystkich. A co u Ciebie? Jak się trzymasz?

Tęsknię i całuję,

Adam



Zmięłam list w pięści i wsadziłam go do torby. Gdy tylko pomyślałam sobie o pewnej osobie, która spędza 12 godzin dziennie z Adamem, a na dodatek wyskakują na drinka, krew mi się gotowała w żyłach. Zaczęłam maltretować moje kiełbaski widelcem, wyobrażając sobie, że to twarz Troy. I dopiero, gdy zdałam sobie sprawę, co robię, uświadomiłam sobie, że robię to, co wszystkie dziewczyny Adama. Pozwalam sobie myśleć, że on wyprawia jakieś głupie rzeczy z Catherine. A tak naprawdę, jeśli przez rok jej się oparł, to czemu miałby nagle teraz z nią obcować bliżej. „O to jej chodzi, żeby wyprowadzić cię z równowagi.” – przypomniałam sobie słowa Jurija. Uśmiechnęłam się sama do siebie i odeszłam od stołu, kierując się pod salę, gdzie mieliśmy lekcje. Stałam sama pod klasą do obrony, gdy przyszedł Remus i stanął obok mnie. Był strasznie blady i miał kilka nowych zadrapań. Obydwoje nie odzywaliśmy się do siebie.

 – Nigdy nie zrozumiem, dlaczego to ja mam odznakę prefekta, a nie ty – odezwał się po kilkuminutowej ciszy.

 – Nigdy nie zrozumiem, dlaczego przystąpiłeś do takiego idiotycznego pomysłu – mruknęłam. Odpowiedziała mi cisza. – Nigdy Remus tego nie zrozumiem, nigdy. Gdyby nie James, mógłbyś pogryźć Severusa. Sam dobrze wiesz jak jest ciężko, a naraziłeś kogoś specjalnie na taki los – spojrzałam na niego. On spuścił głowę i przypatrywał się swoim butom.

 – Wiesz Lily. Teraz dopiero zdałem sobie z tego sprawę. Przedtem nie pomyśleliśmy o głębszych konsekwencjach. Denerwowało mnie to, że on wokół mnie węszy. Wszystko się ułożyło, wiedzieli o tym tylko najbliżsi, a on mógł wszystko zepsuć, gdyby odkrył prawdę. Wiem, to okropne i wiem jak głupio postąpiłem. Nawet nie wiesz, jak mi wstyd – ostatnie zdanie wypowiedział ściszonym głosem.

 – A ja się zawiodłam na tobie – powiedziałam gorzko – Naprawdę nie podejrzewałam, że ty możesz w czymś takim uczestniczyć. Macie szczęście, że nic się nie stało. Powinniście dziękować Potterowi na kolanach – dodałam i odeszłam od niego i przystając obok Kate.

 – Cześć – mruknęła posępnie. Wyraźnie była nie w sosie.

 – Co się stało? – spytałam zaskoczona. Ona wzruszyła ramionami i spojrzała smętnie na Angelinę, która rozmawiała z Jenny. – Zachowujecie się, jak dzieci – stwierdziłam – Ona chodzi zdenerwowana, ty smutna. Po co wam to? Jakbyście jeszcze miały powód do kłótni.

 – Lily, ona...

 – Kate, dobrze wiesz, że miała rację – przerwałam jej zniecierpliwiona – Nie musiałaś się obrażać. Ona też przesadziła potem, ale naprawdę nie macie się o co kłócić? A co z twoją hierarchią? Pamiętasz, przyjaźń na pierwszym miejscu?

 – Pamiętam – burknęła niewyraźnie.

 – Czyli Angelina wygrała zakład – ona spojrzała na mnie zaskoczona. – Skoro nie chcesz się z nią pogodzić, znaczy, że wcale nie zmieniłaś swojej hierarchii – oznajmiłam.

 – Lily...

 – Trudno, wiszę jej galeona – mruknęłam, udając niezadowolenie i oddaliłam się, wyciągając z kieszeni złotą monetę. Podeszłam do Angeliny i wręczyłam jej galeona. – Wygrałaś zakład – oznajmiłam zdziwionej szatynce, która jeszcze bardziej wytrzeszczyła oczy na mnie. Kate podbiegła do niej, wyrwała jej monetę i wcisnęła mi spowrotem do ręki, rzucając mi zdeterminowane spojrzenie. Potem odwróciła się do Angeliny i wyciągnęła ku niej rękę. McKinnon spojrzała na nią lekceważącym wzrokiem i odwróciła się ostentacyjnie.

 – Angela, daj spokój! – rzuciła Kate zniecierpliwiona. – Przepraszam – dodała, a szatynka momentalnie się odwróciła i uśmiechnęła lekko. Uścisnęła rękę lokatej.

 – Ja również przepraszam. Głupi powód i głupia kłótnia – odezwała się i uśmiechnęła szerzej.

 – Już myślałam, że nie dożyję tego momentu – odetchnęłam z ulgą. W tym samym momencie profesor otworzył drzwi, zapraszając nas gestem do środka.


***


Po wszystkich lekcjach, szłam sama przez dziedziniec, rozmyślając o Adamie i tym, czy właśnie klei się do niego Catherine, gdy wpadłam na kogoś, upuszczając torbę.

 – Przepraszam – mruknęłam, nie spojrzawszy nawet na kogo wpadłam i podniosłam torbę z ziemi.

 – Uważaj jak łazisz szlamo – warknął męski głos. Podniosłam głowę z zaciętą miną.

 – Avery – mruknęłam pogardliwie. – Co ty robisz w szkole? Nie powinieneś czasem być na zgrupowaniu śmierciojadków? – spytałam, wymijając go. Poczułam, jak łapie mnie mocno za ramię i ściska. Skrzywiłam się z bólu i szarpnęłam ręką, próbując się uwolnić.

 – Nie tak szybko Evans – szepnął mi do ucha. – Uważaj sobie na słowa, bo możesz być następna po Macdonald. Tylko uwierz, że tym razem dojdzie do czegoś o wiele gorszego – po tych słowach puścił mnie i odszedł. Rozmasowałam miejsce, w którym mnie ścisnął i poszłam dalej, klnąc na niego pod nosem.

 – Lily? – zatrzymałam się, podniosłam głowę i przygryzłam wargi.

 – Cześć Severus. Bardzo miłych masz kolegów, naprawdę. Są przewspaniali – warknęłam na powitanie. On spojrzał na mnie zaskoczony.

 – O co ci chodzi? – spytał, uważnie mi się przyglądając.

 – O to, że twoi przyjaciele mi grożą i wyzywają od szlam – odparłam i wyminęłam go zdenerwowanym krokiem.

 – Ale jak to? – dogonił mnie i spojrzał troskliwym wzrokiem.

 – Normalnie! – podniosłam głos – Zostaw mnie w spokoju – przyspieszyłam kroku, ale on mnie dogonił.

 – Hej, poczekaj! Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi... Najlepszymi przyjaciółmi.

 – Jesteśmy przyjaciółmi, ale nie lubię kilku typów, koło których się kręcisz! Wybacz mi, ale nie cierpię Avery’ego i Mulcibera! Mulciber! Co ty w nim widzisz, Sev? Jest odrażający! Nie wiesz, co próbował zrobić Mary Macdonald? – ostatnie pytanie zadałam już prawie normalnym tonem. Przystanęłam przy filarze zamku i oparłam się o niego, patrząc mu w twarz.

 – To nic takiego... Taki żart, nic więcej... – mruknął, wpatrując się w ziemię.

 – To była czarna magia i jeśli uważasz, że to śmieszne...

 – A co robi ten Potter i jego kumple? – podniósł wzrok i spytał ze złością, rumieniąc się lekko.

 – Co ma z tym wspólnego Potter? – spytałam lekko zdziwiona.

 – Wymykają się gdzieś w nocy. Ten Lupin jest jakiś dziwny. Jak myślisz, gdzie on wciąż znika? – ciągnął nadal.

 – Lupin jest chory – mruknęłam – Mówią, że choruje...

 – Co miesiąc przy pełni księżyca? – Severus szybko odbił piłeczkę i wpatrywał się we mnie nachalnym wzrokiem.

 – Wiem, co myślisz – powiedziałam chłodno. – Nie wiem tylko, dlaczego masz jakąś obsesję na ich punkcie. Dlaczego tak cię obchodzi, co oni robią nocami? – spytałam, lekko zbijając go z tropu.

 – Próbuję ci tylko wykazać, że wcale nie są tacy cudowni jak wszyscy uważają – wpatrywał się we mnie intensywnie. Na moje policzki wystąpiły lekkie rumieńce.

 – W każdym razie nie uprawiają czarnej magii – ściszyłam głos – A ty jesteś naprawdę niewdzięczny. Słyszałam, co się stało w nocy. Wlazłeś do tego tunelu pod Wierzbą Bijącą i James Potter uratował cię przed tym, co się kryło na końcu... – gdy to powiedziałam, jego twarz wykrzywił wściekły grymas.

 – Uratował? Uratował? Myślisz, że odgrywał bohatera? Ratował siebie i swoich przyjaciół! I nie będziesz... nie pozwolę ci...

 – Nie pozwolisz? – przerwałam mu, mrużąc oczy ze złości. – Ty mi czegoś nie pozwolisz?

 – Nie to chciałem powiedzieć... – Severus natychmiast się zreflektował. – Ja... ja po prostu nie chcę, żebyś wyszła na głupią... on... ty mu wpadłaś w oko, James Potter dowala się do ciebie! – słowa wyrywały się z niego mimowolnie. Moje oczy robiły się coraz szersze, ale czekałam, aż skończy. – A on wcale nie jest... wszyscy myślą... wielki mi bohater... czempion Quidditcha... – złość wyraźnie wzięła górę nad nim, bo nie potrafił sklecić zdania. Podniosłam brwi.

 – Wiem, że James Potter jest zarozumiałym palantem – nie wytrzymałam w końcu i mu przerwałam. – Nie musisz mi tego mówić. Ale Mulciber i Avery są po prostu źli. Oni są źli, Sev. Nie rozumiem, jak możesz się z nimi zadawać – dodałam i znów zaczęłam iść. On jednak szedł obok jakby rozpromieniony.*

 – Nie kłóćmy się, Lily – powiedział wesołym głosem. Spojrzałam na niego zdziwiona i wzruszyłam ramionami. Zdziwiła mnie jego nagła zmiana nastroju, ale nie powiedziałam tego na głos, tylko przerzuciłam się na inne tematy,  przez które on zdążył przebiec w swoim długim monologu.


***


Przez cały piąty rok nauki w Hogwarcie, nieustannie przypominano nam o SUM-ach, czekających na nas na samym końcu roku. Wydawało się, że jest ogromnie dużo czasu do nauki. Jakie więc zdziwienie przyszło, gdy okazało się, że SUM-y są...

 – Jutro! – wrzasnęła Kate, chodząc po pokoju, jak opętana – Jutro zaczynają się SUM-y, a ja nie mam zielonego pojęcia, gdzie jest moja książka do zielarstwa! – pokój wyglądał, jak po bojowisku. Wszystko było porozwalane na ziemi, a komizmu dodawała Kate, która wyrywając sobie włosy z głowy, biegała tam i spowrotem. Ja z Angeliną leżałyśmy na swoich łóżkach, obserwując jej poczynania.

 – Kate daj spokój – mruknęłam i przekręciłam się na brzuch, przytulając twarz do poduszki.

 – Nie! Muszę się pouczyć, bo nic nie pamiętam! – krzyknęła piskliwym głosem.

 – Ty chyba sobie za bardzo przyjęłaś tą twoją hierarchię – mruknęłam – Wyluzuj. I tak już nic nie zapamiętasz.

 – Dzięki za słowa otuchy – warknęła.

 – Masz – wyciągnęłam spod łóżka mój podręcznik i rzuciłam jej. Ta go złapała i spojrzała na mnie zdziwiona.

 – A ty się nie będziesz uczyć? – spytała, a ja pokręciłam głową. – Na pewno Lily? TY się nie będziesz uczyć?

 – Znam go na pamięć – wzruszyłam ramionami. – Nie będę się uczyła już. Poćwiczę tylko wszystkie zaklęcia. A tak to będę się relaksować po egzaminach – oznajmiłam.

 – Skoro Lily się nie uczy, to ja też nie – wyszczerzyła zęby Angela, zadowolona, że ma wymówkę.

 – Tylko zważ na fakt, że Lily zawsze wszystko umie, a my nie wiemy, co się dzieje na połowie lekcjach – Kate natychmiast zbiła szatynkę z tropu. Pałkarz jęknęła i mimowolnie otworzyła jakiś podręcznik, wgłębiając się w jego tematykę.


***


No i zaczęły się SUM-y. Przyjechała specjalna komisja, przed którą mieliśmy je zdawać. Plan zdawania był taki sam we wszystkich przedmiotach. Egzaminy pisemne odbywały się na Wielkiej Sali, zawsze godzinę po śniadaniu i pisaliśmy je wszyscy razem w pojedynczych ławkach. Po przerwie na lunch był czas na część praktyczną SUM-ów. Wywoływano nazwiskami alfabetycznie i zdawano przed jednym egzaminatorem, spełniając (lub też nie) postawione zadania. I tak każdego dnia zdawano po jednym przedmiocie. W ostatni dzień SUM-ów mieliśmy zdawać Obronę Przeciw Ciemnym Mocom i transmutację. Obudziłam się tego dnia bardzo wcześnie. Przeciągnęłam się w łóżku i spojrzałam na zegarek. 5:30. Ziewnęłam potężnie i wstałam z łóżka. Usłyszałam, jak coś lekkiego spada. Spojrzałam na ziemię i zobaczyłam świstek papieru. Podniosłam go z ziemi i rozwinęłam.


Powodzenia Liluś!

Adam

P.S. 9 dni!


Uśmiechnęłam się i odłożyłam go na stosik innych, takich samych liścików. Codziennie mi przysyłał podobną treść, różniącą się tylko liczbą dni, jaka nas dzieliła. Był 22 czerwca, czyli wtorek. Adam miał do mnie przyjechać na kilka dni 1 lipca. Z bardzo dobrym humorem udałam się do łazienki. Weszłam pod prysznic i wzięłam długą kąpiel. Potem stanęłam przed lustrem i doprowadziłam do porządku moje włosy, zrobiłam delikatny makijaż i ubrałam się. Wyszłam z łazienki w wyśmienitym humorze. Usiadłam na parapecie i podziwiałam widok za oknem. Słońce już świeciło swoim letnim blaskiem, zalewając promieniami błonia i Zakazany Las. Nie było nawet najmniejszego wiatru, wszystkie drzewa stały spokojnie, bez ruchu, jakby były sztywnymi posągami postawionymi przez matkę naturę na dowód jej wspaniałości. Na niebie nie było żadnej chmurki, co dawało widok pięknego, czystego błękitu, kontrastującego delikatnie z zielenią terenów otaczających Hogwart. Pogoda była tak przejrzysta, że widać było dokładnie wszystkie góry, które otaczały teren szkoły, jak odwieczni wartownicy wiedzy. Tafla jeziora była spokojna, jak nigdy. Nie było żadnej fali, co dawało cudowny efekt naturalnego lustra świata.  Na dworze panowała niesamowita cisza, którą tylko kilka razy przerwał świergot przelatującego ptaka. Uśmiechnęłam się pod nosem, wdychając świeże powietrze. Dzień zaczął się bardzo dobrze, miałam tylko nadzieję, że nic go nie zepsuje. Dzisiaj dwa ostatnie pisemne egzaminy i koniec szkoły. Tydzień posiedzimy w Hogwarcie, a potem pojedziemy do domu. Z jednej strony nie chciałam opuszczać tego miejsca, jednak z drugiej zapowiadają się najciekawsze wakacje, jaki mogłam mieć. Pierwsze spędzę kilka dni z Adamem u mnie, potem na dwa tygodnie razem z Angeliną pojadę do Kate, a na samym końcu odwiedzę Liverpool. No a poza tym to stęskniłam się za rodzicami i może odwiedzę babcię.

 – Piękna pogoda – mruknęła mi nad uchem Angelina, a ja podskoczyłam lekko.

 – Już nie śpisz? – spytałam, odwracając się do niej i ściągając nogi z parapetu.

 – O to samo mogłabym zapytać ciebie – uśmiechnęła się. – Od której nie śpisz poranny ptaszku?

 – Od 5.30. – odpowiedziałam, a ona przewróciła oczami do góry.

 – Czy ty cierpisz na bezsenność, przepraszam bardzo?

 – Całkiem możliwe, że mam to po prostu po mamie – wyszczerzyłam zęby.

 – Idę do łazienki, a ty zacznij budzić tego śpiocha, bo kuła transmutację do 3 – wskazała na łóżko Kate, z którego zasłon wystawała jedna noga. Zeskoczyłam z okna i jednym susem znalazłam się przy niej.

 – Kate obudź się kochanie – mruknęłam jej do ucha. Ta nawet się nie ruszyła. – Słońce ty moje, obudź się – powiedziałam trochę głośno.

 – Jeszcze chwila Łapciu – odparła i ułożyła się wygodnie. Zachichotałam cicho i wskoczyłam na łóżko, powodując, że ta zaczęła piszczeć i wrzeszczeć, jak opętana, budząc resztę dziewczyn z dormitorium. Zaczęłam się śmiać, jak głupia. – Co ty robisz?! – wykrzyknęła oburzona.

 – Budzę cię ŁAPCIU – odparłam i zeskoczyłam z łóżka, zostawiając ją osłupiałą.

 – Evans, czy ty się dobrze czujesz? – warknęła Cassie, zakładając kapcie.

 – Wybacz, moja droga – mrugnęłam do niej przyjaźnie, sprawiając, że ją zatkało. Kate ziewnęła potężnie, zwracając uwagę wszystkich na siebie. Przeciągnęła się i omiotła spojrzeniem pokój. Na jej głowie panował bałagan gorszy, niż na głowie Pottera. Oczy miała podkrążone, a na prawym policzku odbitą poduszkę. Parsknęłam śmiechem na ten widok.

 – No co? – spytała i ponownie ziewnęła.

 – Sama zrozumiesz jak się zobaczysz w lustrze – odparłam i uśmiechnęłam się złośliwie. – Jakby cię Łapcia zobaczył, to by się przeraził.

 – Idź już wiedźmo! – warknęła naburmuszona lokata i z obrażoną miną pognała do łazienki. Jednak łazienka była zajęta, więc stanęła pod drzwiami i próbowała się przejrzeć w szybie w drzwiach. Gdy stamtąd wyszła Angelina, na jej widok również się roześmiała, za co zarobiła kuksańca w głowę.

 – Idziemy na śniadanie, czy czekamy na tego marudera? – spytałam, a ona spojrzała na drzwi łazienki i westchnęła.

 – Zanim ona się doprowadzi do stanu nadającego się, według niej, na wyjście, to my zdążymy wrócić – odparła i zgodnie ruszyłyśmy do Pokoju Wspólnego, wymijając po drodze nasze trzy pozostałe współlokatorki. Zeszłyśmy na dół, gdzie byli sami piąto- i siódmoklasiści, uczący się do czekających ich egzaminów. Przeszłyśmy przez przejście i skierowałyśmy się korytarzem na śniadanie. Nie uszłyśmy kilu kroków, gdy usłyszałam za nami, jak ktoś biegnie. Po chwili dołączyła do nas zziajana Kate, trzymająca w ręku „Transmutację dla zaawansowanych”.

 – Czemu nie czekałyście? – wysapała i spojrzała na nas wyczekująco. Wzruszyłam ramionami.

 – Jakoś tak wyszło – odpowiedziała Angelina. Parę minut później, przy wchodzeniu na Wielką Salę, pomachałam Severusowi i uśmiechnęłam się do niego. On odwzajemnił uśmiech i poczekał na mnie. Odłączyłam się od dziewczyn, przystając obok Ślizgona.

 – Cześć. Dzisiaj ostatni dzień – zauważyłam i wyszczerzyłam zęby. – Już nie umiem się doczekać wieczora, gdy skończy się ten cały cyrk z SUM-ami i będę mogła spokojnie iść spać, bez obawy, że następnego dnia zapomnę jakiegoś zaklęcia. A potem to już wakacje.

 – Taa. Wakacje – mruknął ponuro.

 – Hej, głowa do góry, przecież nie musisz siedzieć w domu – uśmiechnęłam się pocieszająco.

 – Nie wiem, czy w ogóle wrócę do domu – odparł i wbił wzrok w punkt nade mną.

 – Jak to? – spytałam ostro. – A gdzie masz zamiar przebywać?

 – Nie wiem – odparł – Lily, pogadamy później, bo głodny jestem – uciął rozmowę i bez czekania na moją reakcję, wszedł do Wielkiej Sali. Zmarszczyłam brwi i pokręciłam głową ze smutkiem. Tak bardzo bym mu chciała pomóc, ale nawet nie miałam jak. No i martwiłam się o niego. Skierowałam się do stołu Gryffindoru i usiadłam obok Angeliny, która właśnie czytała jakiś list. Im dłużej go czytała, tym bardziej marszczyła brwi.

 – Co tam? – spytałam, nakładając sobie dwa tosty.

 – Moja mama pisze, że przyjeżdża do nas na wakacje ciotka Irmina. Nie przepadam za nią. Ma świra na punkcie czystości i sów. Ona ma chyba z 50 sów! I za każdym razem bierze je wszystkie ze sobą! Wyobraź sobie, że zanim ona do nas przyjeżdża, prędzej przylatują jej sowy. Jedna po drugiej. Mój ojciec specjalnie dla nich wybudował szopę, bo w domu nie dało się wytrzymać – wzdrygnęła się. – Poza tym, zawsze, ale to zawsze ma swój sweter, którego nigdy nie ściąga. Choćby był upał 40 stopni, ona i tak łazi w tym swoim okropnym swetrze. I jest strasznie wredna, a szczególnie dla mnie – mruknęła z niezadowoloną miną. – Cieszę się, że w tym roku chociaż na dwa tygodnie pojadę do Kate.

 – W sumie, to chyba cię nie zaproszę – powiedziała po chwili brunetka poważnym tonem. Angelina spojrzała na nią wzrokiem bazyliszka. – Nie mogę stawać pomiędzy tobą, a twoją rodziną. Ciotka Irmina będzie zawiedziona, jeśli ją opuścisz – dodała i roześmiała się na widok zdezorientowanej miny pałkarza.

 – Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne – mruknęła ironicznie.

 – Wpadaj i na całe wakacje – Kate poklepała ją po plecach tak mocno, że szatynka wpadła twarzą do swojej miski z płatkami. Bridge roześmiała się, a wściekła Angela wzięła puchar z sokiem z dyni i wylała całą jego zawartość na starannie ułożoną fryzurę czarnowłosej, sprawiając, że ta momentalnie przestała się śmiać i umilkła z zastygłym wyrazem twarzy. Wyglądała trochę, jak mokry pies i musiałam całą siłą woli powstrzymać się od tego, by nie wybuchnąć śmiechem, bo wiedziałam, że w tym momencie taka reakcja, grozi morderstwem. Angelina zaczęła chichotać cicho, a zaraz potem śmiała się, jak głupia, więc i ja parsknęłam śmiechem. Śmiałyśmy się nie tyle z tego, że miała mokre włosy i makijaż spływał jej z twarzy, ale bardziej z jej miny. Wyglądała jak połączenie wściekłego rotwailera z mokrym pudlem. Gdy w końcu dotarło całkowicie do niej to, iż Angelina zniszczyła jej poranne zmagania z wyglądem, rzuciła się na McKinnon. Jednak ta, jak na porządnego pałkarza przystało, miała dobry refleks i uciekła, zanim Kate ją dorwała w swoje szpony. Wyleciały z Wielkiej Sali z prędkością światła, potrącając wchodzących uczniów i zwracając na siebie uwagę wszystkich. Kate ciskała wyzwiskami, a Angela śmiała się coraz głośniej.

 – Jak dzieci – mruknęłam sama do siebie i ugryzłam swojego pysznego tosta, dziękując skrzatom za umiejętność gotowania.

Komentarze

  1. Uśmiałam się przy tym rozdziale ;] A raczej przy pierwszej jego części. Zakończnie było nieziemskie. Poza tym śmiech wzbudził u mnie również tekst "Wielki mi bohater! Czempion Quidditcha...". Niby nieśmieszne, jednak ja z moim kuzynem to ze wszytskiego potrafimy zrobić coś śmiesznego, a tak sie składa, że kiedyś spodobał nam sie ten tekst ^^Jedyne co mnie martwi to to, ze po dzisiejszych egzaminach będzie ta scena, gdzie Severus przezywa Lily szlamą. To będzie okropne, aż nie chcę czytać. teraz tak wsyztsko jej sie w życiu układa i nagle straci najlepszego przyjaciela...No i Adam. Ciekawa jestem, co u niego ;) No i jak miną wakacje Lily - tak sobie je zaplanowała ;]Jeszcze jedno - podobał mi sie cały ten fragment, w którym opisałaś tę scenę z książki, gdzie James poleciał ratować Snape'a. I ten wstyd Remusa. Masakra, nie wiedziałam, że on sie na to zgodził. U mnie chyba tak nie zrobię. ;PLecę czytać II cz., bo już nei wytrzymam ;PPozdr.;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeny. Dlaczego Lily nie podziękowała Jamesowi, że uratował Syriusza?? To by było takie słoodkie, chociaż on pewnie wyjechałby z jakimś tekstem typu "umówisz się ze mną Evans?" i popsuł wszystko. Sorry, za wścibskość. Notka i tak super!Pozdrawiam!xxx

    OdpowiedzUsuń
  3. Soory, nie Syriusza, a Severusa. Oba imiona na S i mi się pomyliło. Jeszcze raz sooorki za wścibskość. Kocham Twoje nottki .!

    OdpowiedzUsuń
  4. super matysia15 lipca 2022 15:26

    hejka!czytam już ten pamiętnik drugi raz bo wiele mi się zapomniało.a co do tego rozdziału to bardzo dobry.
    najśmieszniejsze było z tym sokiem dyniowym⭐️

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)