Przejdź do głównej zawartości

27. Artykuł, pijaństwo i kłótnia II

 – Lily, trochę ciszej, bo wszyscy się gapią – wtrąciła Angela i roześmiała się.

 – Powiedział, że może poczekać – wzruszyła ramionami. – A poza tym, teraz randki mi nie są w głowie  – odparła hardo.

 – Lilyanne, obawiam się, że za dwa tygodnie pozbędziemy się dwóch galeonów – mruknęła szatynka.

 – Mam genialny pomysł – odparłam z uśmiechem. – Zaprowadźmy ją do madame Pomfrey i niech ją wyleczy.

 – Myślę, że lepiej ją od razu do Munga zaprowadzić – rzekła Angelina.

 – Ha ha ha, bardzo śmieszne – odezwała się ironicznie sama zainteresowana.

 – Cześć wam. Co jest takie śmieszne?

 – Cześć Lunatyk – uśmiechnęłam się promiennie do Lupina, który usiadł obok nas. – A to, o czym mówimy, nie jest śmieszne, tylko poważne – powiedziałam konspiracyjnym tonem. Nachyliłam się do niego. – Kate przechodzi kryzys osobowości – powiedziałam szeptem, ale tak, żeby wszyscy słyszeli. Angelina wybuchnęła śmiechem, Kate popatrzała się krzywo, a Remus nie wiedział czy to żart, czy prawda. Wyszczerzyłam zęby.

 – Evans, widzę, że humorek dzisiaj dopisuje, więc może skoczymy na jakiegoś drinka razem, co? – obok Lupina usiadł czarnowłosy chłopak w okularach.

 – Humorek popsuł się właśnie w tym momencie, gdy usiadłeś tutaj, więc nici z drinka – burknęłam i zajęłam się swoją zapiekanką z serem.

 – No wiesz, możemy ewentualnie wypić herbatkę – podsunął.

 – Myślę, że nigdy w życiu tak bardzo nie obrzydła mi herbata jak w tym momencie, Potter – rzuciłam, połykając to, co miałam w ustach.

 – Kawa?

 – Od kawy żółkną zęby – odparłam nudnym tonem.

 – Piwo kremowe?

 – Ma za dużo kalorii.

 – To może coś do jedzenia? – zaproponował.

 – Potter, ty jesteś taki głupi, że naprawdę wierzysz, że się z tobą umówię, czy próbujesz mnie wyprowadzić z równowagi? – spytałam, posyłając mu przesłodki uśmiech i biorąc kolejną porcję jedzenia do ust.

 – Myślę, że ta druga opcja jest bardziej realna – wtrącił Black i usiadł obok Pottera, nakładając sobie ogromną ilość jedzenia na talerz.

 – Seźć Błack – rzuciłam z uśmiechem i pełną buzią. On odwzajemnił uśmiech.

 – Cześć, cześć Evans. Smacznego – rzucił wesoło. Kiwnęłam mu głową, na znak, że dziękuję. Rozejrzałam się po Wielkiej Sali, próbując wychwycić coś ciekawego, jednak każdy był zajęty jedzeniem i rozmową z sąsiadami. Dostrzegłam samotnie zmierzającego do drzwi Severusa. Szybko pochłonęłam to, co mi zostało na talerzu, popiłam sokiem z dyni i wstałam. Zrobiłam to wszystko w zastraszającym tempie.

 – Lecę, spotkamy się w Pokoju Wspólnym – rzuciłam i przedarłam się obok stołu Gryfonów, odprowadzona zainteresowanym wzrokiem moich przyjaciół. Dogoniłam go dopiero za drzwiami. Dotknęłam jego ramienia, a on obrócił się.

 – Cześć Sev – przywitałam się.

 – Lily... – uśmiechnął się lekko – Cześć, dawno nie rozmawialiśmy – powiedział powoli, mierząc mnie łagodnym spojrzeniem czarnych oczu.

 – No właśnie, dlatego przychodzę – odparłam. – Przejdziemy się? – zaproponowałam.

 – Teraz? – spytał, a ja pokiwałam głową. – Oczywiście, że tak – rozpromieniłam się i skierowaliśmy się ku wyjściu na błonia. – Co słychać u ciebie? – zaczął rozmowę.

 – A nic ciekawego. Dzisiaj z dziewczynami stwierdziłyśmy, że musimy spędzić razem chociaż trochę czasu w wakacje i jeśli się uda, to pojadę do Kate na dwa tygodnie. A tak poza tym, to uczę się do SUM-ów. Dzisiaj sobie wyjątkowo odpuściłam. A ty? – powiedziałam to prawie na jednym wydechu.

 – A ja? Ja to samo – odpowiedział i wzruszył ramionami.

 – Czyli też jedziesz do Kate na wakacje? – roześmiałam się, a on posłał mi uśmiech.

 – Nie, raczej chodziło mi o naukę – mruknął powoli. – Strasznie nam dowalają zadań domowych. McGonagall chyba nie ma co robić w wolnym czasie – stwierdził posępnie.

 – Wiem, o czym mówisz. Wszyscy Gryfoni dziwią się jak ja i Remus możemy nadążać z zadaniami – wyszczerzyłam zęby.

 – Lupin? – spytał, zmieniając ton na wrogi, a ja pokiwałam głową. – Wiesz, co ostatnio mnie zastanawia? – spojrzałam pytająco na niego. – Gdzie on wyjeżdża, co miesiąc i czemu tak źle wygląda. Sprawdziłem to i idealnie pokrywa się z nowiami... i te zadrapania... – wryło mnie. Nie wiedziałam, co powiedzieć.

 – Co to za teorie spiskowe? – spytałam po chwili, trochę zbyt ostro.

 – Tak mnie zastanawia, czy on czasami nie jest... – spojrzał niepewnie na mnie, a potem rozejrzał się. - ...wilkołakiem – dodał szeptem.

 – Bzdura – zaprzeczyłam gwałtownie. – Severus zajmij się czymś poważnym, a nie życiem prywatnym Remusa.

 – Ale..

 – Myślisz, że Dumbledore zgodziłby się na wilkołaka w szkole? – przerwałam mu.

 – No wiesz, nie od dzisiaj wiadomo, że Dumbledore jest trochę... szurnięty.

 – Nawet jeśli on by się zgodził, to nie uzyskałby zgody całego grona pedagogicznego.

 – Ale Lily, zastanów się! – oponował dalej. – Kilka dni przed pełnią staje się markotny, potem znika na dwa dni z zajęć. Dwa dni, dzień poprzedzający noc pełni i dzień po. Wraca podrapany, w bardzo złej formie, a po kilku dniach z powrotem staje się normalny. Jak dla mnie, co najmniej podejrzane – oznajmił twardo.

 – Jesteś przewrażliwiony Sev – stwierdziłam zdecydowanie. – A poza tym, od kiedy interesujesz się życiem Huncwotów? – próbowałam zmienić temat i odwrócić jego uwagę od problemów Lunatyka.

 – Ja? – zbiłam go z tropu. – Nie interesuję się nimi, ale trudno tego nie zauważyć – mruknął zakłopotany.

 – Jakoś od nikogo z kim rozmawiam, nie słyszałam równie bzdurnych teorii – rzuciłam.

 – Chyba mam prawo myśleć co chcę – powiedział hardo.

 – Tak, ale nie masz prawa oskarżać kogoś na podstawie wymyślonych objawów – zaprzeczyłam mu, unosząc dumnie rudą głowę.

 – Lupin jest twoim kolegą, więc nie patrzysz na to obiektywnie – stwierdził oskarżycielsko.

 – Remus jest przyjacielem Pottera i Blacka, więc ty również patrzysz subiektywnie, chciałam zauważyć. Więc proszę nie mów mi o obiektywności.

 – Lily, nie kłóćmy się – powiedział nagle, przybierając całkowicie inny ton, niż przed chwilą. Już chciałam coś odpowiedzieć, ale dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedział.

 – Racja – przyznałam i uśmiechnęłam się.

 – Tak wracając do wakacji, to może razem wybierzemy się na Pokątną w tym roku? – spytał, nie patrząc na mnie i udał, że zainteresował go lecący obok ptak.

 – Jasne! Wspaniały pomysł – odparłam radośnie. – Cieszę się, że to zaproponowałeś. Naprawdę się cieszę – dodałam już poważnym tonem.

 – A ja się cieszę, że się zgodziłaś – mruknął zakłopotany. Reszta spaceru minęła naprawdę miło i bardzo, ale to bardzo się ucieszyłam, bo czułam, że idziemy w dobrym kierunku. Wspominaliśmy stare czasy, gdy gotowaliśmy razem eliksiry w pustych klasach, gdy siedzieliśmy w wakacje na huśtawkach, gdy się poznaliśmy i wszystkie miłe wspomnienia. Trochę ponarzekaliśmy na szkołę, na to, że się starzejemy i że niedługo opuścimy Hogwart. Pogadaliśmy o przyszłości, o wszystkim. Czułam, że to właśnie jest Severus. Mój przyjaciel Severus. Zaczepienie go, było moją najlepszą decyzją w tym dniu. Ogólnie dzień był bardzo udany i miałam dobry humor. Miejmy tylko nadzieję, że nic mi go nie zepsuje. Dopiero, gdy zapadła całkowita noc, poszliśmy do zamku. Już dawno było po godzinie, gdy trzeba być w swoich domach. Stanęliśmy przy schodach prowadzących do góry, w Sali Wejściowej.

 – No to, do jutra – powiedział Severus i uśmiechnął się.

 – Do jutra Severusie – odwzajemniłam gest i obróciliśmy się, każdy w swoją stronę. – Hej, Sev! – on odwrócił się, a ja zbiegłam ze schodów i przytuliłam się do niego. – Dziękuję za dzisiejszy spacer. Naprawdę cieszę się, że w końcu normalnie porozmawialiśmy tak jak kiedyś – powiedziałam cicho i zostawiłam zszokowanego Ślizgona, biegnąc do góry. On tylko pokręcił głową z uśmiechem i oddalił się. Nie wiedziałam, że serce mu mocniej zabiło i nie wiedziałam jaką przyjemność, a zarazem krzywdę mu zrobiłam tym małym gestem, jakim było przytulenie się do niego.


***


 – Potter! Black! – krzyk Minerwy McGonagall brzmiał przerażająco i każdy w klasie zamarł ze strachu. Jedynie sami zainteresowani, wpatrywali się w nią z bezczelnymi uśmiechami. – Co TO ma znaczyć?!

 – Ależ pani profesor, chyba nie sądzi pani, że to my – odezwał się Łapa, kołysząc się na stołku.

 – Black, mam do czynienia z wami już piąty rok i uwierz, że nie jestem tak głupia, żeby uwierzyć w waszą niewinność – jej usta stanowiły najcieńszą linię, jaką kiedykolwiek w życiu widziałam.

 – Bo...

 – Potter, proszę cię, ucisz się – przerwała mu nauczycielka i wbiła w niego ostre spojrzenie – Jesteście uzdolnionymi czarodziejami, a tracicie czas i talent na jakieś głupie kawały! SUM-y coraz bliżej, a wy nic sobie z tego nie robicie! Każdego dnia dochodzą do mnie skargi na wasze dowcipy! Mam już tego dość!

 – Ale pani profesor...

 – Potter powiedziałam, że masz się uciszyć! Przynajmniej tyle zrób! Więc, pytam się, w jaki sposób te ślimaki, w tym pudełku...

 – Ale...

 – POTTER!

 – Ale pani...

 – Gryffindor traci 10 punktów za każdego z was! Jakim cudem te ślimaki... – głośny huk przerwał jej monolog, a pudełko pełne różnokolorowych i nienaturalnie ogromnych ślimaków, które trzymała w rękach McGonagall, eksplodowało, obrzucając całą klasę ślimaczymi wnętrznościami. Nie wspomnę, że psorce oberwało się najgorzej. Jedynie Remus, Syriusz i Potter zdążyli schować się pod ławki. Biedny Glizdogon ucierpiał najbardziej po McGonagall, bo siedział tuż obok miejsca, gdzie ona stała. Sama opiekunka Gryfonów wyglądała w tym momencie jednocześnie śmiesznie i przerażająco. Była calutka pokryta zielono-brązowymi flakami, a jej mina wyraźnie mówiła, że ci dwoje mogą pożegnać się z życiem. Zapanowała głucha cisza. Nikt nie przejmował się tym, że ma na sobie coś obrzydliwego. Wszyscy patrzyli to na dwójkę Huncwotów, to na McGonagall. Remus przeżegnał się szybko i przełknął głośno ślinę, Glizdogon wyglądał, jakby miał się popłakać (chyba tak go zdołowała mina profesorki), a Potter i Black... ledwo powstrzymywali się od śmiechu.

 – Chciałem panią ostrzec – ciszę przerwał Black, a Potter nie wytrzymał i wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Remus próbując ratować sytuację, dosłownie, walił go łkciem w żebra. Minerwa McGonagall zrobiła się cała czerwona na twarzy.

 – MACIE SZLABAN DO KOŃCA ROKU SZKOLNEGO! KRETYNI! NIGDY W ŻYCIU NIE WIDZIAŁAM GORSZYCH DEBILI, NIŻ WASZA DWÓJKA! NAPISZĘ LISTY DO WASZYCH RODZICÓW! GRYFFINDOR TRACI 30 PUNKTÓW ZA KAŻDEGO! MAM TEGO DOŚĆ! WYNOCHA Z KLASY! – nikt nie widział niczego śmiesznego w tym, że oczy wychodziły jej z orbit i tak przygryzała wargi, że zrobiły się calutkie białe, machała rękami, jak wariatka, rozrzucając wnętrzności ślimaków po całej, już i tak brudnej, klasie, a jednak Potter i Black musieli sobie wsadzać pięści w usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Nie mogłam jednak powstrzymać lekkiego uśmiechu posłanego do Blacka, gdy ten wychodził z torbą zarzuconą na ramię. On zasalutował i puścił mi oczko.

 – Do widzenia pani profesor! – rzucił na odchodne Potter.

 – WYNOCHA! – krzyknęła nadal roztrzęsiona.

 – Do zobaczenia dzisiaj wieczorem pani profesor! – ukłonił się nisko Black i wybiegł z klasy, a za nim Potter. McGonagall wzięła kilka głębokich wdechów i wydechów, po czym spojrzała na nas nadal wściekłym wzrokiem. Jednym machnięciem różdżki pozbyła się całego tego świństwa z klasy i powróciła na katedrę.

 – Mieliśmy dzisiaj zacząć lekcje powtórkowe do SUM-ów. I mieliśmy zacząć od ślimaków. Ale wasi koledzy raczyli nam przeszkodzić. Niestety nie każdy ma na tyle inteligencji w sobie, żeby cokolwiek zrobić. Ale to nieważne. Otwórzcie podręczniki na 444 stronie i proszę przepisać ten rozdział w ramach powtórki do SUM-ów – Glizdogon jęknął trochę za głośno.

 – Panie Pettigrew, pan przepisze również rozdział ze strony 449 – warknęła nieprzyjemnie. Tym razem Remus powstrzymał go od kolejnego westchnięcia, zatykając mu usta. Wszyscy wzięli się za przepisywanie. Nikt nie odezwał się ani słowem. Sama McGonagall wzięła się za pisanie czegoś. Podejrzewałam, że były to wspomniane listy do rodziców Huncwotów.

 – Panie Lupin – wstała nagle i spojrzała na niego surowo, a on podniósł głowę. – Proszę zostać na przerwie.

 – Dobrze pani profesor – odpowiedział posłusznie Remus i wrócił do zadanej czynności. Jednak widziałam jak lekko pobladł. Pod koniec lekcji wszyscy wyszli z sali, jedynie Remus został. Posłałam mu pocieszający uśmiech, a on tylko skrzywił się. Zamknęliśmy drzwi po sobie i w trójkę przystawiłyśmy ucha do nich.

 – Lupin, jesteś prefektem. Jesteś porządnym uczniem, więc dlaczego, do cholery, nie wpłyniesz jakoś na ich zachowanie?! – Minerwa mówiła podniesionym głosem. – To należy do twoich obowiązków! Masz im wbić do tych pustych łbów, że mają zmądrzeć i przestać się wygłupiać! Zrozumiano?

 – Obiecuję, że się postaram, pani profesor – mruknął cicho, ale wyraźnie chłopak.

 – Nie masz się postarać, tylko masz to zrobić – warknęła. – Tymczasem, muszę cię pożegnać. Dowidzenia.

 – Dowidzenia pani profesor – Remus zaczął iść, więc odskoczyłyśmy od drzwi i stanęłyśmy obok Glizdogona. Gdy wyszedł, miał krzywą minę.

 – Podsłuchiwaliście? – spytał, a my pokręciliśmy głowami. – I tak wiem, że tak – mruknął – Wytłumaczcie mi jak ja mam wpłynąć na ich zachowanie? Przecież...

 – Nie przejmuj się – powiedziałam i podeszłam do niego. – Ja z nimi porozmawiam.

 – Nie! – przeraził się na poważnie. – Lily spróbuję sam zdziałać. Dobrze wiesz, że Rogacz lubi cię wkurzać, więc będzie ci robił na złość.

 – Ale z Łapą mogę pogadać – podsunęłam.

 – Nie, dzięki. Dam sobie radę. Chodź Glizdek, musimy ich znaleźć – mruknął posępnie i ruszył w stronę wieży Gryffindoru. Zrezygnowana pokręciłam głową i skinęłam na dziewczyny. Skierowałyśmy się w tą samą stronę, co dwójka Huncwotów. Kilka minut później weszłyśmy do Pokoju Wspólnego, rzucając torby na ziemię i opadając na fotele przy kominku. Ja od razu wzięłam się za zadania domowe, co Angelina skwitowała krzywym spojrzeniem, a Kate przez chwilę zastanawiała się nad czymś, po czym również wyciągnęła pióro, pergamin i kilka książek.

 – Czyś ty zwariowała?! – oburzyła się Angelina, wybałuszając oczy na czarnowłosą.

 – Po raz kolejny przypominam o mojej nowej hierarchii – mruknęła w odpowiedzi. Uśmiechnęłam się pod nosem.

 – Ja tu zwariuję! – wstała z fotela z zamiarem pójścia sobie, jednak po chwili usiadła z powrotem i zmierzyła nas oburzonym spojrzeniem. – Nie mogę uwierzyć w to, co robię – mruknęła i zaczęła wyciągać z torby materiały do nauki. Kątem oka ją obserwowałam, a po chwili wybuchłam głośnym śmiechem. – Zamknij się – warknęła Angela i z rozmachem zaczęła pisać coś na pergaminie. Nie wiem, ile mi zajęło odrobienie wszystkiego, ale byłam zadowolona z moich prac. Ucieszona, że uwolniłam się od natłoku nauki, zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu. Mimo pięknej, wiosennej pogody, praktycznie wszyscy znajdowali się w wieży. Wejście do pokoju otworzyło się i do środka wpadło dwoje bohaterów dzisiejszej transmutacji. Jednak wydawało mi się, że jakoś dziwnie się zachowują. Potter szedł podpierany przez Blacka, obydwóm oczy nienaturalnie się świeciły, no i obydwoje mieli wyśmienite humorki, śmiejąc się nieprzerwanie, odkąd weszli do wieży. Nikt jednak nie zwrócił na nich uwagi i przypałętali się, nie gdzie indziej, jak właśnie do nas. Opadli na fotele i zaczęli się śmiać.

 – Witam piękne panie – odezwał się Potter, niebezpiecznie zbliżając się twarzą do mnie. Z jego ust poczułam zapach Ognistej Whisky.

 – Czy wyście oszaleli?! – krzyknęłam szeptem, odchylając się od niego.

 – Ależ nie wiem o czym ty mówisz, moja droga. – mruknął Potter i zachichotał – Łapciu! Może ty wiesz, o czym rozmawia do mnie ta młoda kobieta? – zwrócił się do przyjaciela, a ten zbyt gwałtownie obrócił się i prawie spadł z fotela, w ostatniej chwili przytrzymując się oparcia.

 – Nie mam zielonego pojęcia – odezwał się i uśmiechnął bardzo szeroko. – Możesz tak właściwie powtórzyć pytanie Evanssssssssssssss? – ostatni wyraz przeciągnął i roześmiał się.

 – Dlaczego jesteście pijani?! – oburzyłam się. Kate i Angelina nabijały się z nich na boku, jednak mnie to nie śmieszyło w tym momencie.

 – My?! – spytali jednocześnie.

 – Wydaje ci się – dodał Potter z bezczelnym uśmieszkiem.

 – Nie jestem głupia – warknęłam. – Remus was szuka po całym zamku! McGonagall jest wściekła, wyżywała się na nas, a poza tym za pół godziny macie u niej szlaban!

 – Lunio?

 – Nasz Lunio?

 – LUNIACZKU! – wrzasnęli obydwoje i wstali jednocześnie, chcąc iść gdzieś. Jednak wpadli na siebie i padli na ziemię, zanosząc się śmiechem. Wstałam zdenerwowana i skierowałam się do dormitorium chłopaków. Szybko pokonałam schody i zapukałam. Drzwi otworzył mi Glizdogon.

 – Peter, jest Remus? – spytałam i nie czekając na odpowiedź, weszłam do środka. Remus siedział na łóżku i śledził jakiś kawałek pergaminu. Jak tylko mnie zauważył, szybko schował to, co przeglądał i uśmiechnął się do mnie.

 – O co chodzi? – spytał.

 – Black i Potter są nawaleni, jak dzikie świnie – zakomunikowałam mu. Jego oczy rozszerzyły się najpierw ze zdziwienia, a potem z przerażenia.

 – Przecież oni... – mruknął niewyraźnie – oni mają szalaban...

 – U McGonagall, która ich wywali ze szkoły – dokończyłam za niego. On natychmiast wstał i zaczęliśmy iść do Pokoju Wspólnego, gdzie było słychać głośny śmiech obojga. Remus podszedł do nich szybkim krokiem i usiadł obok.

 – Lunio! – krzyknął Potter i rzucił się na niego. – Masz może jakąś małą Ognistą? – szepnął mu do ucha, jednak na tyle głośno, żebym to usłyszała.

 – Mam, ale w dormitorium – odparł spokojnie Lupin. Najpierw chciałam upomnieć Remusa, jednak dopiero po chwili zrozumiałam, o co mu chodzi. – Chodź, to ci dam.

 – Ale ja tam nie dojdę – odpowiedział Potter niewyraźnie.

 – Dotrzesz, dotrzesz. Chodź – Lunatyk chciał go podnieść, ale ten zaparł się i za nic nie chciał wstać. Z Łapą było lepiej, bo...

 – Zasnął – mruknęłam, wskazując na słodko śpiącego Syriusza, który przytulił się do ręki Angeliny. Ta z kolei chichotała jak głupia. Posłałam jej karcące spojrzenie i uspokoiła się. Razem z Peterem podjęli się zaprowadzenia go do pokoju chłopaków. Remus nadal próbował przekonać Jamesa, żeby poszedł do sypialni, jednak ten nie chciał i nie dał się ruszyć.

 – Pójdę pod dwoma warunkami – oznajmił i rozłożył się na fotelu z bezczelnym uśmiechem.

 – Jakimi? – spytałam zniecierpliwiona.

 – Jeśli dostanę buziaka od ciebie i jeśli to ty mnie odprowadzisz – poinformował nas, a ja wybuchłam śmiechem.

 – Chyba śnisz Potter. Zresztą, siedź sobie tutaj, przyjdzie McGonagall, bo się nie stawicie na szlabanie, zobaczy cię w tym stanie i zostaniesz wywalony ze szkoły. Miłego siedzenia – powiedziałam oschle i już chciałam odchodzić, gdy Remus mnie chwycił za rękę i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.

 – Lily, proszę, zrób to. Jego naprawdę wywalą.

 – Remus, sami się nawalili, na własną odpowiedzialność. Dobrze wiedzieli, że mają szlaban i czym to grozi. Nie interesuje mnie to, czy ich wywalą, czy nie. A zresztą, co im da pójście do dormitorium? Nie będzie ich tutaj, to profesorka pójdzie do waszego pokoju, więc i tak ich przyłapie – oznajmiłam i zaczęłam odchodzić, rzucając Potterowi pogardliwe spojrzenie. On uśmiechał się i kiwał na fotelu. Lupin znowu przytrzymał mnie i spojrzał mi prosto w oczy.

 – Lily, błagam. Zrób to dla mnie, nie dla nich. Ja również będę miał przerąbane, a poza tym, to moi najlepsi przyjaciele... – mruknął zakłopotany. Westchnęłam ciężko.

 – Dobrze wiem, że mówisz tak tylko dlatego, żebym się zgodziła. Ale teraz nie mam już wyboru – powiedziałam wolno, przyglądając się Potterowi, który zaczął huśtać się na fotelu w tył i przód. Jednak zbyt mocno się wychylił do tyłu i upadł na ziemię, razem z fotelem. Wszyscy w Pokoju Wspólnym zaśmiali się (Potter również).

 – Ale obiecuję ci, że jutro go zamorduję gołymi rękami. O ile McGonagall ich nie wywali na zbity pysk.

 – A ja obiecuję, że ci pomogę – mruknął posępnie, obserwując kolejne nieudane próby Pottera wygramolenia się z sytuacji, w której się znalazł. Podeszłam do niego i wyciągnęłam rękę.

 – Chodź Potter – najpierw chłopak spojrzał na mnie, jak na kosmitkę, a potem jego buzia rozciągnęła się w szerokim uśmiechu. Okulary na nosie były mocno przekrzywione, ale w tym momencie (i stanie) nawet tego nie zauważył. Pomogłam mu wstać i objął mnie jedną ręką. Z zaciśniętymi zębami pozwoliłam mu na to.

 – No, Evans, wiedziałem, że... – reszty słów nie zrozumiałam, bo tak strasznie bełkotał. Alkohol zaczął robić swoje w jego głowie. – A buziak? – spytał i spojrzał na mnie (tak, muszę to przyznać, mimo, że byłam na niego wściekła) słodko.

 – Nie ma mowy. Idziesz do łóżka – warknęłam i zaczęłam iść, jednak nie udało mi się zrobić więcej niż jeden krok, bo on stał uparcie. Przewróciłam oczami do góry, posłałam Remusowi wściekłe spojrzenie i pocałowałam Pottera w policzek.

 – Teraz mogę iść – oznajmił z dumą i zaczął iść, bardzo zataczającym krokiem. Szliśmy największym zygzakiem, jaki można było zrobić w tym pomieszczeniu, a nasza prędkość była naprawdę „imponująca”.  Posuwaliśmy się jakiś metr na minutę. Jego ręka z każdą chwilą zdawała mi się coraz cięższa i naprawdę trudno było mi iść, ale nie wydałam z siebie żadnego jęku. Remus, widząc moje zmagania, chciał go wziąć z drugiej strony, ale Potter tylko oburzył się i nie pozwolił dotknąć.

 – A idź mi, ty siło nieczysta! – krzyknął, wymachując jedną ręką w stronę Lunatyka. – Ja idę z Lily – dodał dumnie i poszliśmy dalej. Jęknęłam na myśl, że przed nami jeszcze schody do pokonania. W końcu udało nam się do nich dotrzeć. Połowę schodów pokonaliśmy bez problemów (mono upraszczając oczywiście), ale po tej połowie, Potter zachwiał się, a że nie należę do osób o ogromnej sile fizycznej, a nim rzucało na wszystkie strony, nie zdołałam nas utrzymać w pozycji pionowej i stoczyliśmy się ze schodów. W efekcie na samym dole on leżał na mnie, a ja czułam, że nabiłam sobie guza na głowie i pełno siniaków. Z wielkim trudem podnieśliśmy się (Potter oczywiście nie chciał przyjąć pomocy Remusa, ani nikogo innego, bo „on jest z Lily”) i znowu pokonaliśmy schody. Tym razem udało mi się go wytaszczyć na sam szczyt schodów i gdy już w duchu odetchnęłam z ulgą, Rogacz znów się potknął i znów stoczyliśmy się na sam dół. Byłam wściekła i myślałam, że go rozszarpię, jednak ostatnią siłą (a raczej resztką sił) woli powstrzymałam się od tego. Jednak dzięki temu, że się wściekłam, miałam więcej siły i tym razem pokonanie schodów zajęło nam „zaledwie” 5 minut. Czułam, że mam siniaki na całym ciele i że ręka Pottera, która spoczywała na moim ramieniu waży ze 100kg. Kopniakiem otworzyłam drzwi do ich dormitorium i wparowałam tam, już na samym początku wplątałam się w kawałek materiału, co oczywiście skończyło się upadkiem. Jakimś cudem pozbierałam nas z tej podłogi.

 – Evans, zdecydowanie powinnaś przestać pić – rzucił Potter i zachichotał z własnego, żałosnego żartu. Popchnęłam go, co było błędem, bo on pociągnął mnie za sobą i znowu leżeliśmy na ziemi. Poczułam piekący ból w policzku i chwilę później z niego poleciała mi strużka krwi. Wstałam, otarłam policzek i wściekła podniosłam Pottera z ziemi. Byłam tak zdenerwowana, że sama nie wiem, jak mi się udało przebić przez ten bałagan. Doszłam do pierwszego z brzegu łóżka i popchnęłam Pottera na nie, tym razem zręcznie unikając upadku razem z nim. James był tak pijany, że momentalnie zasnął, mamrocząc coś pod nosem. Wzięłam pierwszą lepszą rzecz, która mi wpadła pod rękę i rzuciłam w niego. Jednak go to nawet nie ruszyło.

 – Dziękuję Lily, naprawdę nie wiesz, jak jestem Ci wdzięczny – mruknął cicho Remus, wbijając spojrzenie w podłogę.

 – Jutro go zabiję – warknęłam, wycierając czyjąś koszulką mój zakrwawiony policzek. – Jak w ogóle masz zamiar ich wytłumaczyć przed McGonagall? – spytałam, nadal oburzonym tonem, przyglądając się Blackowi i Potterowi, krytycznym spojrzeniem.

 – Właśnie miałem nadzieję, że mi pomożesz... – powiedział niewyraźnie. – Ty, Kate i Angelina...

 – Remus... – jęknęłam, a on rzucił mi błagalne spojrzenie – Ja... ale... – nie potrafiłam mu odmówić, bo wiedziałam, że część winy i tak spadnie na niego tak jak na dzisiejszej transmutacji. – Co chcesz zrobić? – spytałam zrezygnowanym tonem.

 – Możesz przyprowadzić je tutaj? – spytał, a ja skinęłam głową i zeszłam na dół po dziewczyny. Jednak, zamiast nich, zastałam tam kogoś o wiele mniej pożądanego w tym momencie.

 – P-pani profesor – wybałuszyłam na nią oczy. Jej usta układały się w bardzo cienką linię.

 – Evans, co robiłaś w męskim dormitorium? – spytała ostro, świdrując mnie wzrokiem.

 – Ja... ja szukałam Pottera i Blacka – wypaliłam, nie zastanawiając się nad tym co mówię. Ona podniosła jedną brew.

 – Ja również ich szukam, więc może powiesz mi, czy są w dormitorium?

 – Nie ma ich, pani profesor – odpowiedziałam spokojnie, w duchu karcąc się za to, że ich kryję. McGonagall przyglądała mi się dłuższą chwilę. Wytrzymałam jej spojrzenie ze stoickim spokojem.

 – Dziękuję za informację, panno Evans – powiedziała wolno, odwróciła się i skierowała ku wyjściu.

 – Może niech pani sprawdzi u Hagrida? – zawołałam za nią.

 – Dzisiaj już nie ma sensu ich szukać. Jutro zostaną odpowiednio ukarani. Myślę, że do końca roku szkolnego mogą się pożegnać z wolnym czasem. A państwo Potterowie i Blackowie pewnie mocno się zdenerwują, gdy drugi list do nich dotrze, w przeciągu jednego dnia. Dobranoc – rzekła opanowanym tonem i wyszła z Pokoju Wspólnego. Odetchnęłam z ulgą i pognałam do ich dormitorium.

 – Nie musisz nic wymyślać, Remusie – oznajmiłam.

 – Jak to?

 – McGonagall była w wieży, ale jej powiedziałam, że ich tutaj nie ma. Powiedziała, że dzisiaj już nie będzie ich szukać, tylko jutro z nimi pogada i wyśle kolejne listy do ich rodziców. No i że mogą się pożegnać z wolnym czasem do końca roku szkolnego – poinformowałam go i odwróciłam się, żeby iść.

 – Dziękuję ci Lily. Naprawdę dziękuję – powiedział cicho. Uśmiechnęłam się przez ramię.

 – To nie ty powinieneś mi dziękować – odezwałam się. – Trzymaj się Remus – rzuciłam i wyszłam stamtąd. Zeszłam ze schodów i weszłam po innych, prowadzących do naszego dormitorium. W środku były wszystkie dziewczyny. Kate i Angela rzuciły w moją stronę zaciekawione spojrzenia.

 – Co z nimi? – spytały równocześnie. Westchnęłam, usiadłam na łóżku, zapraszając gestem je do siebie i opowiedziałam im wszystko.

 – Jednego Lily nie rozumiem – odezwała się Kate po chwili, gdy już skończyłam. Spojrzałam na nią pytająco. – Dlaczego ty ich tak chroniłaś? Przecież nienawidzisz Pottera – powiedziała wolno, zerkając na moją reakcję. Otwarłam usta, żeby odpowiedzieć. – Tylko nie mów, że to było dla Remusa – uprzedziła mnie, zbijając trochę z tropu.

 – Wiesz, tak w sumie, to nie wiem – wzruszyłam ramionami – Może i Pottera nie znoszę, ale Blacka lubię – mruknęłam. – Sama nie wiem, dlaczego ich kryję. Może dlatego, że nikomu bym nie życzyła, żeby go wywalili ze szkoły.

 – Ale dobrze wiesz, że sami sobie nagrabili. I to nieźle – do bombardowania mnie, dołączyła się Angelina.

 – A co wy byście zrobiły na moim miejscu? „Tak, pani profesor, oni są w dormitorium, nawaleni jak dzikie świnie”. Tak miałam jej powiedzieć? – spytałam, trochę zdenerwowana.

 – No, w sumie, to nie. Ale na przykład nie musiałaś taszczyć Jamesa do góry. Tego bym w życiu nie zrobiła – mruknęła Kate.

 – Ale Syriusza już tak, co? – rzuciłam, sprawiając, że zatkało ją.

 – Z tego, co mówisz, wynika, że Potter jest dla ciebie tym, kim dla Kate jest Black – odezwała się Angelina z chytrym uśmiechem.

 – Hej! Ale Black nie jest dla mnie nikim ważnym – oburzyła się Bridge.

 – Jest twoim byłym, do którego coś czułaś – zaznaczyła szatynka.

 – Ale już...

 – Proszę cię, tylko nie mów mi, że już nie – prychnęła Angelina. – Gdy tylko nadarzy się okazja, wpatrujesz się w niego, jak w obrazek, na Historii Magii piszesz serduszka i jego inicjały, śnisz o nim prawie każdej nocy...

 – Co? – spytałam zaskoczona.

 – Czasem jak przebudzam się w nocy, albo wstaję na poranny trening w sobotę, słyszę jak przez sen wymawia jego imię.

 – Bzdura – warknęła rozzłoszczona Kate. – Mówisz tak, bo sama nie masz nikogo i zazdrościsz mi, że się właśnie z NIM spotykałam!

 – Co ty wygadujesz?! – Angelina wbiła w nią pogardliwe spojrzenie – Uwierz, że mam poważniejsze problemy od tych twoich. „Och, Black mnie rzucił! Ratujcie mnie wszyscy, bo dałam mu się przelecieć, a on mnie zranił! Jaka ja nieszczęśliwa!” – przedrzeźniła ją, zmieniając ton na piskliwy.

 – Przesadziłaś – powiedziała ostro Kate, cała czerwona ze złości. Wstała z łóżka i wybiegła z dormitorium, ściągając zaciekawione spojrzenia reszty dziewczyn. Szatynka prychnęła.

 – A obrażaj się księżniczko – warknęła. Spojrzałam na nią trochę zmieszana.

– Angelina, nie chcę nic mówić, ale chyba trochę głupi powód do kłótni, nie uważasz? – spytałam ostrożnie.

 – To nie ja się obraziłam. Ja powiedziałam tylko to, co zauważyłam. A ona sugeruje, że mi zależy na Blacku. Skąd w ogóle jej się to wzięło? – burknęła, poprawiając się.

 – Pewnie stąd, że chciała jakoś pokazać, że wcale nic do niego nie czuje – odparłam – Nie myślisz jednak, że trochę przesadziłaś?

 – Świetnie! Trzymasz jej stronę, mogłam się te...

 – Angela! – przerwałam jej ostro, a ta spojrzała na mnie spod byka. – Wcale nie trzymam jej strony, ale nie chcę żebyście się kłóciły – nie odpowiedziała nic, tylko wstała i poszła do swojego łóżka, gdzie położyła się na plecach.

 – Ja pierwsza ręki nie wyciągnę – powiedziała dumnie, patrząc w sufit.

 – Idę do niej – oznajmiłam i wstałam. Rzuciłam w nią poduszką, a ona spojrzała na mnie oburzona. Pokazałam jej język i zdążyłam uciec za drzwi, zanim poduszka mnie walnęła. Zeszłam na dół, z nadzieją, że uda mi się je pogodzić.


***


Ale nie udało mi się. Na drugi dzień wszystkie trzy poszłyśmy na śniadanie osobno, bo poprzedniego wieczoru, próbując je pogodzić, tylko pogorszyłam sprawę. Obie wszczęły awanturę w Pokoju Wspólnym, wyzywając się od najgorszych i zapewniając się o swojej wzajemnej niechęci. Jako, że idąc z Angeliną, Kate by się obraziła i na odwrót, postanowiłam, że dopóki się nie pogodzą, nie będę wchodzić z żadną w żaden głębszy kontakt. I takim cudem zostałam sama. Próbując wymyśleć jakiś plan pogodzenia ich (wczorajsza kłótnia była nie do zniesienia, a dzisiejsza poranna napięta atmosfera i krępująca cisza jeszcze gorsze), szłam na śniadanie.

 – Cześć Evans! – Black wyrwał mnie z moich rozmyślań, zrównując krok ze mną.

 – Cześć Łapa – odparłam zamyślona.

 – Podejrzewam, że dzisiaj będzie niezła draka – powiedział rześko, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. – No, Lunio nam mówił, że mamy cię dzisiaj unikać jak ognia, bo jesteś w stanie nas rozszarpać na strzępy.

 – Aaaa – mruknęłam, przypominając sobie wczorajsze wydarzenia związane z nimi. – Zapomniałam sobie o tym – machnęłam ręką.

 – Czyli nie dostanie nam się? – spytał z nadzieją, szczerząc zęby.

 – Tobie nie, bo jesteś całkiem znośny.

 – Znośny, ha! Przyznaj się Evans, lubisz mnie – dźgnął mnie palcem w żebra. Pisnęłam i uskoczyłam na bok.

 – No dobra, niech ci będzie – przyznałam, pokazując mu język. – Ale Potter niech się z życiem pożegna – dodałam. – Patrz – pokazałam mu rozcięcie na policzku i odsłoniłam rękawy, ukazując ręce całe pokryte fioletowo-zielonymi siniakami, różnorodnych rozmiarów. – To samo mam na nogach i plecach.

 – Osz kurwa... – Syriusz zatkał sobie usta i wybałuszył oczy. – Ale, jak...?

 – Ubzdurał sobie, że ja go muszę odprowadzić do łóżka, przewracając się po drodze milion razy, w tym dwa razy ze schodów – wytłumaczyłam mu.

 – To ja mu lepiej powiem, że ma się nie pytać dzisiaj, czy się z nim umówisz... na razie! – odwrócił się i pobiegł tam, skąd szliśmy. Pokręciłam głową i poszłam dalej, powracając do mojego planu.

 – Lily! – odwróciłam się i zobaczyłam Blacka, który biegł znowu do mnie. Zmarszczyłam brwi ze zdziwienia. – Zapomniałem na śmierć! Dziękuję, że nas kryłaś i za wszystko! Naprawdę, bardzo dziękuję – ukłonił się nisko, a ja roześmiałam się.

 – I tak dzisiaj wam się dostanie od McGonagall – uśmiechnęłam się i  poklepałam go po plecach. On prychnął i roześmiał się.

 – Jakbym sobie jeszcze z tego coś robił – machnął ręką i pobiegł spowrotem. Ja doszłam w spokoju na śniadanie, gdzie zastałam zabawny widok. Przy stole Gryffindoru siedziały tylko dwie osoby: Kate i Angela. Nie byłoby w tym nic śmiesznego, gdyby nie to, że obie siedziały na przeciwnych krańcach stołu, z identycznie uniesionymi dumnie głowami i identycznymi minami. Nawet jadły to samo. Pokręciłam głową z uśmiechem i usiadłam idealnie na środku stołu. Nałożyłam sobie jajecznicy, co wywołało u mnie wspomnienie miłego poranku, spędzonego u Adama. Chwilę potem do Wielkiej Sali zaczęli napływać inni Gryfoni, rzucając zdziwione spojrzenia to na mnie, to na Kate, to na Angelinę. Ja odpowiadałam uśmiechem, a ten, kto był przy wczorajszej ich kłótni, wymieniał ze mną rozbawione spojrzenia. Jednak uśmiech mi zrzedł, gdy do sali wkroczyli Huncwoci, z szeroko uśmiechniętym Potterem na czele. Remus, Peter i Syriusz rzucili na mnie błagalne i zarazem przerażone spojrzenie. Moje usta wykonały trik a’la McGonagall i chyba sama ona nie powstydziłaby się tak cienkiej linii, jaką utworzyły. Oczy również zmrużyłam i poczułam, jak gotuje się we mnie krew na sam jego widok. Był coraz bliżej i ewidentnie zmierzał ku mnie. Ścisnęłam pod stołem różdżkę tak mocno, że aż iskry poleciały.

 – Eva...

 – Potter! Black! Za mną! – niewiadomo skąd wyrosła przed nimi McGonagall i zaczęła iść szybkim krokiem w kierunku wyjścia. Obydwoje wymienili uśmiechy między sobą i poszli za nią. Pozostała dwójka usiadła obok mnie. Peter westchnął z ulgą. Remus również wydawał się być zadowolony.

 – Z czego się tak cieszycie? – spytałam, patrząc na nich z zaciekawieniem. – Przecież wasi przyjaciele właśnie dostają reprymendę od Minerwy – wyszczerzyłam zęby.

 – Bo lepsza najgorsza reprymenda i szlaban do końca roku od McGonagall, niż spotkanie z tobą – raczył odpowiedzieć Peter, a Remus pokiwał głową na znak, że podziela jego zdanie. Spojrzałam na nich zbita z tropu, nie wiedząc, co powiedzieć.

Komentarze

  1. Dziękuję, za poinformowanie. Cudownie jak zawsze. Zazdroszczę Ci twojej twórczości, rozdziały aż błagają się o przeczytanie. Są nie tylko długie ale ciekawe i zabawne. Jak ja się śmiałam przy tym fragmencie z pijaństwem Pottera i Blacka. Nadal nie mogę się uspokoić ;). Lily i Adam, cóż wydaje mi się że oni naprawdę świetnie się dogadują, Biedna Angelina... żal mi jej. Z bratem łączyła ją chyba wielka więź. No i zakład o hierarchię Kate, ciekawe która wygra. Wybacz, za tak krótki komentarz. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle, nie zawiodłaś :)Ta Catherine jest okropna! Co za zdzira, no! Ciekawa jestem, co u Adama Royala, mam nadzieję, że jego "przyjaciółka" się do niego nie dobrała...Co do Huncwotów: uwielbiam ich po prostu :DCzekam na ciąg dalszy! Pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna i śmieszna notka zapraszam na mój bloghttp://lily-evans-kontra-james-potter.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. nieomylna@onet.pl6 sierpnia 2010 12:30

    Czytam od niedawna twój blog, a dokładnie od wtorku :D i stwierdzam, że historia bardzo przypadła mi do gustu. Są tu postacie, które uwielbiam tzn.Lilka i Hunce, ale też inni ci wredni np.Catherine (chyba dobrze napisałam). Notka świetna i także podpisuję się pod komentarzem, że masz talent i tylko go nie zmarnuj bo piszesz dobrze. Pozdrawiam i czekam na kolejną notkę ; ) blankashadow.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. ~SłoOodka Trzynastka :D6 sierpnia 2010 14:03

    Wspaniały rozdział. Przy tym jak Angela mówiła o swoim bracie rozpłakałam się. Na serio, a tak nawiasem mówiąc to ciekawa jestem z kim zwiążesz Angelę. (poczekamy, zobaczymy). Nie mogę się doczekać kolejnej notki.Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedna Angelina ;[ i biedny Potter ;] już nie mogę doczekać się następnego ciągu .

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdzial przeczytalam juz wczoraj ale nie chcial mi sie dodac komentarz ;( wiec:tak przypuszczałam że Cath nie odpuści tak szybko Lily :/ Adam jest tak bezradny że aż mnie wnerwia. Że też miłość jest ślepa i nie widzi Jamesa ;p on nawet nawalony byl słodki

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie zrobiłaś, że Lily w końcu znów rozmawia z Severusem. Naprawdę fajnie, choć z jednej strony to musi go mocno boleć. Ta ich przyjaźń. Tylko przyjaźń. Zastanawia mnie to, że Snape podejrzewa Lupina o wilkołactwo. Naprawdę, mam nadzieję, że się nie dowie. Chociaż już wie, w pewnym sensie. Super to opisałaś, jak Lily mu wkręcała, że coś sobie ubzdurał. Ja bym pewnie nie umiała tak zrobić. Opisać tego też nie :PSię nieźle uśmiałam z tymi ślimakami ;P Nasza dwójka jak zwykle musi coś odwalić… Rozbroiłaś mnie salutowaniem Blacka ;b Z drugiej strony współczuję Remusowi… bo niby co ma zrobić? Przecież nie uda mu się zapanować nad nimi. McGonnagall powinna to wiedzieć. Powiem Ci szczerze, ze gdy przeczytałam, że James i Syriusz są nawaleni, to poszłam po prostu w ślady Kate i Angeliny, nie zaczęłam się martwić niczym Lily ;P W każdym razie, już później nie było mi do śmiechu, gdy ona ciągnęła go tak po schodach. Masakra totalna… Ale w końcu się udało ;D I aż odetchnęłam z ulgą, jak McGonnagall poszła.Głupio wszyło z tym, że dziewczyny się pokłóciły. A wszystko tak naprawdę zaczęło się do… Lily i Jamesa. Ten facet jak zwykle tylko powoduje zamęt. Mam nadzieję, że w końcu Kate i Angela się pogodzą. Bo inaczej skazują Lily na ciągłą samotność, nie?Ta końcówka mnie rozbroiła ;) Pozdr.;**

    OdpowiedzUsuń
  9. jestes cudowna!! musisz nas mocno kochac - taaaka dluga notka!:)

    OdpowiedzUsuń
  10. pięknie, pięknie ;)Masz naprawde wielki talent ;)Tak trzymać ;DD

    OdpowiedzUsuń
  11. Ostatni akapit powalił mnie na łopatki xDD Ale powinno zaczynać się od końca, nie od początku, więc...Dobrze, że Lilka w końcu porozmawiała z Severusem. A raczej dobrze, że on się normalnie zachował... Aż dziw. Oho, "szpiegu" ( Yyy, wybacz, skojarzenie ^^') się znalazł... No, to będzie się działo. O my goth... wściekła McGonagall wkracza do akcji, kryć się! xPOoo, no proszę, Evans zgodziła się pomóc i kryć nietrzeźwych, lekko mówiąc, Łapcię i Rogacza... Interesujące :D Te siniaki muszą boleć... Wiem, bo sama mam ok. 19 (nie skacze się z bratem po meblach i szafkach, zapamiętać! No i jazda konna też zrobiła swoje) :]Hmm, miałam jeszcze coś napisać, ale zapomniałam co. Dzisiaj mam jakiśtaki wesoły dzień, co chwilę się śmieję, a Twoja notka jeszcze to wzmogła ^^Kończę ten długi komentarz, bo pies mnie woła xD buziaki :* :* :*[lily-e]

    OdpowiedzUsuń
  12. Informuję iż na [its-always-been-my-dram] pojawił się rozdział 7 noszący tytuł " Irytujące rozmowy Lily E". Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. aguss678@vp.pl9 sierpnia 2010 01:26

    Jest nowa notka na www.wiec-nie-mow-mi-ze-kochasz-mnie-potter.blog.onet.pl :) Zapraszam :*

    OdpowiedzUsuń
  14. ~Lilyanne15Evans159 sierpnia 2010 13:28

    To najlepszy blog o Lily Evans jaki kiedykolwiek czytałam

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej :) jest nowość na www.wiec-nie-mow-mi-ze-kochasz-mnie-potter.blog.onet.pl xD A u Ciebie kiedy będzie coś nowego ? ^^ Buźka :*

    OdpowiedzUsuń
  16. Heh rozdział 8 juz jest :) [wiec-nie-mow-mi-ze-kochasz-mnie-potter] Dalej czekam na nowa notke u Ciebie :) Pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
  17. bardzo podobała mi się nowa notka mam na dzieje ze następna już nie długo

    OdpowiedzUsuń
  18. Wiesz... teoretycznie pomysł na tą legendę z ' krwawym Johnem ' zrodził się nagle. Tuż po tym jak kuzynka opowiedziała mi pewną historię. A te demony... Sporo się natrudziłam, żeby znaleźć je w wikipedii i na innych stronach. Cóż dziękuję za miłe słowa ;) Pozdrawiam. Ach! No tak! Zapraszam na rozdział 8. Jeszcze raz dziękuję. [its-always-been-my-dream] [lily-vs-huncwoci]

    OdpowiedzUsuń
  19. Rozdział 9 :) http://wiec-nie-mow-mi-ze-kochasz-mnie-potter.blog.onet.pl/ Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  20. Zapraszam na 12 rodział: www.lily-e.blog.onet.pl ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. He rozdział 10 już jest :) zapraszam :* [wiec-nie-mow-mi-ze-kochasz-mnie-potter] xD

    OdpowiedzUsuń
  22. Serdecznie zapraszam na nowy rozdział [its-always-been-my-dream] Pozdrawiam! Eli

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)