Hej!
Dzisiaj, wyjątkowo dedykacja.
A więc, przejdę od razu do rzeczy: Werak, moja kochana! Po pierwsze: wszystkiego najlepszego z okazji urodzin (nie powiem, których, żeby się nie wydało, jakie jesteśmy stare ;p)! Dużoooooo szczęścia, dużo miłości (bla, bla, bla aniołki, motylki, kotki, skarbeńki itp. Itd. :D), abyś to życie przeżyła jak najbardziej szalenie, bo pamiętaj, że życie jest tylko jedno! Dużo weny, chęci i czasu do pisania ;p. Miłych zabaw z Twoim rudym (rudym tak?) kotkiem. Spełnienia wszystkich marzeń, oraz tego, czego sama byś sobie życzyła stara dupo! ;*
Poza tym, tą notkę dedykuję Tobie oraz naszym tatuażom! :)
Wiem, że moja dedykacja nie równa się z Twoją (w sumie ma pełne prawo, bo to Ty jesteś humanistką, ja ścisłowiec :D), tak samo jak i rozdział, ale mam nadzieję, że będzie Ci tak zajebiście miło, jak mi :).
Rozdział znów dzielony na dwie części, zgodnie z tradycją :).
Dziękuję wszystkim za czytanie i za komentarze! ;*
***
Szłam korytarzem z Angeliną, rozmawiając o zbliżającym się meczu Gryfonów z Puchonami, gdy ona szturchnęła mnie i wskazała na grupkę dziewczyn, które wyraźnie mnie obgadywały. Podniosłam jedną brew, zmierzyłam je gardzącym spojrzeniem i wzruszyłam ramionami, kończąc mój wcześniejszy wywód na temat pewnego zwodu. Weszłyśmy do Wielkiej Sali i skierowałyśmy się na swoje miejsca.
– Lily, czemu prawie wszystkie laski o tobie gadają? – Angela znów mi przerwała. Rozejrzałam się po sali i rzeczywiście, większość dziewczyn wyraźnie poszeptywała na mój temat.
– Nie mam zielonego pojęcia – mruknęłam. – Chodź, bo jestem głodna – usiadłam na swoim miejscu, odprowadzona zazdrosnym (?) wzrokiem damskiej części Hogwartu. – O co im do cholery chodzi? – zdenerwowałam się w końcu. Nałożyłam sobie pieczonych ziemniaczków i zaczęłam je pałaszować. Obok nas usiadł nie kto inny, jak Potter we własnej osobie.
– Cześć Evans. Ładnie dzisiaj wyglądasz – powiedział wesoło. – O, cześć Angelina – dodał i uśmiechnął się. – Pamiętaj...
– Tak, wiem. Dzisiaj o 17 na boisku – przewróciła oczami.
– Cześć Potter. A gdzie reszta hołoty? – spytałam, gdy tylko przełknęłam to, co miałam w buzi.
– Łapa się tłumaczy McGonagall i pewnie właśnie dostaje szlaban, który i ja powinienem dostać. Remus z Peterem poszli do biblioteki po coś – odpowiedział i wziął się za zjadanie ogromnej ilości jedzenia, które sobie nałożył uprzednio na talerz. Wzruszyłam ramionami i dokończyłam swój lunch.
– Cześć wam dziewczyny – Black padł na krzesło obok Pottera i westchnął. – Ileż ja się namęczę przy tej kobiecie! – mruknął teatralnym tonem. Spojrzałam na niego pytająco. – McGonagall – wytłumaczył – Nie wiem, ile razy jeszcze jej będę musiał tłumaczyć, że szlaban to nienajlepsze rozwiązanie. A, no i kazała ci Rogacz przekazać, że również masz się stawić dzisiaj o 20.
– Za te gryzące schody? – rzucił niedbale Potter. Łapa mu przytaknął.
– Evans, możesz mi powiedzieć, dlaczego wszystkie laski w tej szkole o tobie rozmawiają? – spytał Syriusz, zwracając się do mnie.
– Nie mam zielonego pojęcia – mruknęłam po raz kolejny dzisiaj. – A dlaczego pytasz?
– Bo jak szedłem, to twoje nazwisko było na ustach co drugiej dziewczyny, którą mijałem. No i nie da się ukryć, że wszyscy cię pokazują palcami. EJ! To tak niegrzecznie! – krzyknął do jakiejś czwartoklasistki, która siedziała kilka miejsc dalej. Dziewczyna spłonęła rumieńcem i odwróciła się, mrucząc coś do swojej koleżanki.
– Ja wiem – odezwał się Potter, a my spojrzeliśmy na niego zaciekawieni.
– Więc? – spytałam i wbiłam w niego znaczący wzrok.
– A co dostanę za tę zacną informację?
– Ładnie się do ciebie uśmiechnę – jak powiedziałam, tak zrobiłam.
– No dobra, może być – mruknął zadowolony, ale nadal nie powiedział, o co chodzi.
– No Potter! – zniecierpliwiłam się, bo minęło kilka chwil, a on nadal nic nie powiedział.
– Co? – spytał głupio. Walnęłam mu kuksańca w łeb, a on wyszczerzył zęby.
– Dlaczego wszyscy o mnie gadają? – warknęłam. On westchnął teatralnie i cmoknął.
– Bo... zgodziłaś się w końcu ze mną umówić – odpowiedział najspokojniejszym tonem na świecie.
– CO?! – oburzyłam się, a on zaczął się śmiać. – Idiota! – warknęłam i rzuciłam w niego łyżeczką. – Idę na eliksiry – oznajmiłam i wstałam. Zaraz za mną poszła Angelina. Przeszłam szybkim krokiem przez Wielką Salę, nie zwracając uwagi na obgadujące mnie dziewczyny.
– Gdzie tak w ogóle jest Kate? – spytała Angela, doganiając mnie i zrównując krok. Wzruszyłam ramionami.
– Nie wiem. Zniknęła gdzieś po transmutacji. Chyba coś wspominała o Johnnym Parkerze.
– A, no tak. Zaczęło się rumakowanie – roześmiała się szatynka. Zeszłyśmy po schodach do sali od eliksirów. Obok drzwi stała grupka Ślizgonów. W tym kilka dziewczyn. No i Severus. Pomachałam mu i uśmiechnęłam się. On kiwnął głową i odwrócił się. Przygryzłam wargi i podniosłam dumnie głowę. Nagle wszyscy tam obecni, z wyjątkiem mojego przyjaciela, roześmiali się i wskazali na mnie. Posłałam im wściekłe spojrzenie.
– Hej, Evans! – zawołała Wanda Alien. – Sławy ci się zachciało?! – spojrzałam na nią wzrokiem bazyliszka i zmrużyłam oczy. Podeszłam bliżej nich, a za mną Angelina.
– Słucham? – spytałam, mierząc ją pogardliwym spojrzeniem.
– Pytam, czy zachciało ci się sławy? – powtórzyła ze złośliwym uśmiechem.
– Słyszałam, co powiedziałaś, ale pytam się, co to ma znaczyć? – warknęłam.
– To ty nic nie wiesz? – spytała zdziwiona, ale jeszcze bardziej ucieszona.
– Skąd taka szlama jak ona ma to wiedzieć – warknął Avery. Wyciągnęłam różdżkę i chciałam mu coś zrobić, ale Angelina chwyciła mnie i odciągnęła od nich.
– Puść mnie! – warknęłam, ale dziewczyna mocno trzymała moją rękę. Ślizgoni zaśmiali się szyderczo.
– Lily, daj spokój. I tak byś szansy nie miała – mruknęła.
– Masz rację. Dorwę go kiedyś samego – odrzuciłam włosy do tyłu i schowałam różdżkę. – Ale o czym ja nie wiem? – spytałam i w tym momencie zabrzmiał dzwonek. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Kate, ale nigdzie jej nie widziałam. Dostrzegłam jednak idących wszystkich Huncwotów. Wkrótce potem przyszedł Slughorn i otworzył drzwi do klasy, zapraszając nas do środka. Minęłam Ślizgonów, którzy rzucili jakiś złośliwy komentarz. Weszłam do środka i usiadłam na swoim miejscu, z tyłu klasy. Obok mnie usadowiła się Angelina, a krzesło lokatej pozostało puste. Profesor powitał nas uśmiechem, powiedział coś na wstęp i zajął się sprawdzaniem obecności. Był pochylony nad dziennikiem i czytał kolejno nazwiska, gdy do klasy cichutko weszła Kate, trzymająca pod pachą jakąś książkę. Podbiegła do nas i ledwo usiadła obok mnie, Slughorn wyczytał jej nazwisko.
– Jestem – odezwała się lekko zdyszana.
– Gdzieś ty była? – spytała Angelina. Brunetka machnęła ręką.
– Z Parkerem – odparła – Ale to nieważne.
– W sumie mamy gorszą rozkminę – powiedziała Angela. – Cała szkoła mówi o Lily, a my nic nie wiemy.
– No właśnie, a ja wiem! – mruknęła. Spojrzałam na nią zaciekawiona, bo przedtem nie chciało mi się udzielać do rozmowy.
– Jak to? Gadaj! – nakazałam.
– Czytaj – rzuciła na stolik ową książkę, którą miała pod pachą. Ale to nie była książka, tylko najnowszy numer „Czarownicy”.
– Po co mi to? – spytałam z krzywą miną.
– Mówię czytaj! – warknęła czarnowłosa. Wzniosłam oczy do góry, a potem przyjrzałam się dokładnie złotej okładce i... zaniemówiłam. Na złotym tle było zdjęcie Adama, trzymającego miotłę i wpatrującego się uwodzicielsko. Uśmiechał się uroczo i co chwila puszczał oczko. Obok niego, wielkimi czarnymi literami napisane było: „Adam Royal – jego serce już zajęte!”. Wybałuszyłam oczy i szybko przekartkowałam czasopismo, znajdując artykuł na 10 stronie. Z każdym przeczytanym fragmentem moje oczy robiły się coraz szersze. Angeliny, która czytała mi przez ramię, również.
– Może Lily nam powie? – odezwał się Slughorn z nadzieją wpatrując się we mnie. Podniosłam głowę i spojrzałam po klasie. Westchnęłam.
– Eliksir Słodkiego Snu powoduje natychmiastowe zaśnięcie osoby, która go wypiła. Jest bardzo łatwy do przyrządzenia, jednak jeśli zrobi się najmniejszy błąd, możemy od razu go wylać. Najważniejszym składnikiem jest sproszkowane serce ropuchy. Po zażyciu takiego eliksiru, człowiekowi nic się nie śni i śpi, dopóki porządnie się nie wyśpi. Najwięcej się go używa w szpitalach oraz dla małych dzieci.
– Wspaniale! 10 punktów dla Gryffindoru. A więc przejdźmy może do omówienia poszczególnych faz gotowania tego eliksiru... – spowrotem wróciłam do lektury, a obie moje przyjaciółki wybałuszyły na mnie oczy.
– Co? – spytałam z naciskiem.
– Skąd wiedziałaś, jakie zadał pytanie? – zadała pytanie Kate.
– Mam podzielną uwagę – mruknęłam w odpowiedzi i zaczęłam czytać.
ADAM ROYAL – PRZYSTOJNIAK JUŻ ZAJĘTY.
Adam Royal (19 l.), obrońca Złotych Hipogryfów z Liverpool, przez większość kobiet uznawany za najprzystojniejszego zawodnika I Ligi Quidditcha, laureat nagrody Najbardziej Czarującego Uśmiechu tygodnika „Czarownica”, został uwiedziony! Nasi reporterzy złapali go w Liverpool, podczas wiosennego spaceru z tajemniczą dziewczyną. Czy jest wystarczająco ładna, oceńcie sami, zerkając na zdjęcia. Para spędziła ze sobą trzy dni, podczas których zwiedzali Liverpool, a nasza reporterka widziała ją na meczu z Wściekłymi Psami z Newcastle. Udało nam się jednak czegoś dowiedzieć o tajemniczej wybrance Royala i ich związku. „Adam jest z nią szczęśliwy. Jest to naprawdę bystra i inteligentna dziewczyna. Nie dziwię się, że zwrócił na nią uwagę Miałem przyjemność ją poznać i jest porządną dziewczyną, a przy tym piękną kobietą.” – tak mówi o niej Jurij Miediew (25 l.), szukający Złotych. „Równa z niej dziewczyna.” – komentują krótko bracia Hawk (22 l. i 21 l.). „Myślę, że znalazłabym z nią wspólny język. Na pierwszy rzut oka wydaje się miła, sympatyczna i inteligentna.” – dodaje Sarah McKey (30 l.), ścigająca drużyny. „Lily Evans, bo tak się nazywa owa, myślę, że przejściowa, dziewczyna Adama, jest bezpośrednią dziewczyną i nieco ostrą. Myślę, że Adam długo z nią nie pobawi. Ale jeśli jest z nią szczęśliwy, to życzę im jak najlepiej. Jednak bardzo mnie zdziwił jej bardzo młody wiek. Dziewczyna ta, bo kobietą jej nazwać nie mogę, chodzi jeszcze do Hogwartu, na 5 rok. Więcej nie zdradzę.” – mówi przyjaciółka Adama, która wolała pozostać anonimowa. Dowiedzieliśmy się również, że Lily Evans pochodzi z rodziny mugoli i mieszka w Londynie. Życzymy im szczęścia, jednak chyba nie ukrywamy, że my, fanki przystojniaka Royala, jesteśmy nieco zazdrosne o niego. Jednak, jeśli Evans chodzi do szkoły, a Adam ma treningi, to jak często się widują i gdzie się poznali? Sam zainteresowany nie chciał komentować, ani zdradzić żadnego szczegółu na temat ukochanej. Sami oceńcie, są szczęśliwi ze sobą? Jak wam się wydaje?
Aut. Berta Gossip
Wpatrywałam się w zdjęcia, na których spacerowałam z Adamem za rękę po parku. Było również jedno zdjęcie, gdy wychodzimy z muzeum, czy jak jemy razem lody, jak się całujemy na ławce, jak wysiadamy z auta, jak stoimy pod „Gaciami Merlina”, oraz moje zdjęcie, gdy skaczę z radości na meczu. Nie wiedziałam, co powiedzieć, ale wiedziałam jedno – byłam wściekła na Troy. Wiedziałam, że to ona wyjawiła wszystko o mnie i że ta anonimowa osoba, to właśnie ona. No i to „przyjaciółka Adama”. Kate i Angelina wpatrywały się we mnie przerażonym wzrokiem. Przygryzłam wargi i spojrzałam na Severusa. Od razu odwrócił głowę, udając, że wcale się na mnie nie patrzył. Policzyłam do dziesięciu i przywołałam uśmiech na twarz. Wszystkie Ślizgonki patrzyły w moją stronę, czekając na jakąś reakcję. Uśmiechnęłam się do nich słodko i pomachałam im, „niechcący” pokazując tygodnik, który schowałam do torby. One odwróciły się i niechętnie spojrzały na nauczyciela.
– I co? – odezwała się w końcu Angelina.
– Nic – odparłam – Pogadam sobie z Troy – dodałam i zaczęłam rozpalać ogień pod kociołkiem.
– Jesteś pewna, że to ona to wszystko powiedziała? – spytała Kate.
– Nie mam najmniejszych wątpliwości – mruknęłam. – Z Adamem też sobie porozmawiam.
– Ale... – przerwałam kolejne pytania machnięciem ręki i zaczęłam przygotowywać eliksir. Przez całe eliksiry nie odezwałyśmy się ani słowem. Po lekcjach ze Slughornem mieliśmy Zielarstwo i Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami, a potem ja i Remus poszliśmy na Numerologię i Starożytne Runy. Po lekcjach udałam się do dormitorium z zamiarem napisania listu do Adama. Przeszłam szybko przez Pokój Wspólny, nie reagując na zaczepki Pottera i wpadłam, jak burza do dormitorium. W środku była tylko Cassie.
– Już nawet o tobie w gazetach piszą, Evans – rzuciła na powitanie. Zmierzyłam ją lekceważącym spojrzeniem i zaczęłam szukać jakiegoś skrawka pergaminu. – Ale nie łudź się. Za kilka dni z tobą skończy, bo kto chciałby być z takim nieudacznikiem, jak ty – wyprostowałam się i zmrużyłam oczy. Wstałam z ziemi (bo szukałam pod łóżkiem owego pergaminu) i podeszłam do niej.
– Cassie, czy ty naprawdę chcesz kiedyś oberwać w ten twój przeszczepiony pysk? – spytałam słodkim tonem.
– Uważaj na słowa Evans – warknęła.
– Wiesz, w sumie, to powinnaś mnie lubić – odezwałam się po chwili namysłu. Ona spojrzała na mnie zaskoczona. – No, skoro jestem z Royalem, to chyba już nie muszę truć Pottera Amortencją, nieprawdaż? Ale wybacz kochana! Przecież kogoś musisz obwinić za to, że takiej kreatury jak ty, nie chce nawet Potter. Może Glizdogon by się skusił, ale... – zlustrowałam ją wzrokiem z góry na dół i cmoknęłam. – Chyba raczej nie. Myślę, że nawet Peter nie potrafiłby znieść takiej kupy plastiku i kiczu – odwróciłam się na pięcie i chciałam powrócić do poszukiwań, gdy przez otwarte okno wleciała sowa Adama. Odwiązałam list, który przyniosła i pogłaskałam ją.
– Leć do sowiarni i najedz się – mruknęłam, a sowa posłusznie wyleciała. – A ty odłóż tą różdżkę, bo zanim wygrzebiesz jakieś sensowne zaklęcie, osiwiejesz. A przecież musisz regularnie utleniać te siano – dodałam i usiadłam, odpieczętowując list.
Lily!
Przepraszam z góry za ten artykuł! Zaczepili mnie niedawno dziennikarze, pytając o Ciebie. Nie powiedziałem im nic, jednak widzę, że nie odpuścili sobie. Mam nadzieję, że nie będziesz zła i że nie będziesz miała problemów z tego powodu. No i przepraszam za Catherine... zresztą, porozmawiamy, gdy się spotkamy, bo przez listy niczego nie wyjaśnię. Proszę, napisz mi, kiedy macie wyjście do Hogsmeade, a zjawię się tam. Przepraszam raz jeszcze! Napisz mi, czy wszystko w porządku, jaka jest Twoja reakcja i opinia na temat artykułu, czy jesteś zła i obiecaj, że nie zabijesz Cath.
Całuję,
Adam.
Wzięłam pióro i na odwrocie napisałam:
Nie przepraszaj za artykuł, nie Twoja wina. Podziękuj Jurijowi, Sarah, Alexandrowi i Victorowi za przychylne opinie. W szkole jestem na ustach wszystkich dziewczyn, ale mam to gdzieś. Mam nadzieję, że Twoja PRZYJAŹŃ z Cath nie ucierpi na tym, że jak ją spotkam to jej urwę głowę.
Całuję,
Lily.
Przeczytałam swój list i odłożyłam go na półkę. Musiałam poczekać, aż sowa Adama się zjawi, by go odebrać. Cassie już wyszła z pokoju, więc byłam sama. Usiadłam na łóżku i przetarłam oczy. Westchnęłam i wzięłam się za odrabianie zadań domowych. Nie wiem, ile mi to zajęło, ale byłam okropnie zmęczona, gdy skończyłam. Sowy nadal nie było, więc wzięłam list i wyszłam z dormitorium z zamiarem pójścia do sowiarni. Przechodząc przez Pokój Wspólny, natknęłam się na Kate, która rozmawiała z... Blackiem (?). Nie mogłam się oprzeć i usiadłam obok nich.
– Cześć Evans. Czytałem artykuł – rzucił wesoło Huncwot i wyszczerzył zęby. – Ktoś cię chyba nie lubi. Ta przyjaciółka – zmierzyłam go zabójczym spojrzeniem, a on roześmiał się.
– Nie wiedziałam Łapo, że czytasz babskie czasopismo – odezwałam się.
– Nie mogłem sobie odpuścić – odparł. – W ogóle my też jesteśmy sławni – wypiął dumnie pierś.
– Jak to?
– No, na zdjęciu z meczu jesteśmy – oznajmił, wyciągnął „Czarownicę” otwartą na artykule o Adamie i pokazał palcem na jedno ze zdjęć.
– Nie mówiłaś, że oni też byli na meczu – powiedziała Kate.
– Zapomniałam – machnęłam ręką. – Nic, ja lecę do sowiarni, a wy tutaj sobie... eee... pogadajcie? – rzuciłam im znaczące spojrzenie. Kate posłała mi mordercze spojrzenie, a Black wyszczerzył zęby. Wstałam z fotela i wyszłam z Pokoju Wspólnego. Szybko przeszłam drogę do sowiarni i wparowałam tam, szukając sowy Adama. Odnalazłam ją, zawiązałam list i gdy chciałam ją wypuścić, zauważyłam, że na oknie siedzi Potter. Zatrzymałam się w połowie drogi i spojrzałam nań niepewnym wzrokiem.
– Jesteś sławna Evans – odezwał się i uśmiechnął szyderczo – Chyba zawsze o tym marzyłaś, co?
– Nie tak bardzo jak ty, Potter – odparłam i podeszłam do okna, wypuszczając sówkę.
– Ja? – roześmiał się.
– Nie, Święty Mikołaj – mruknęłam – To nie ja przy każdej okazji bawię się zniczem, by pokazać, jakim jestem wspaniałym szukającym. I to nie ja mam własny funclub, której członkinie są w zastraszającym tempie przeze mnie zaliczane.
– Ale o mnie nie piszą w najpopularniejszym kobiecym piśmie – zmierzył mnie wzrokiem i wstał. Zaczął odchodzić. – No, ale w sumie, nie dziwię się Royalowi. Też bym wykorzystał taką ślicznotkę – rzucił przez ramię i wyszedł z tego pomieszczenia. Dopiero, gdy wyszedł, dotarło do mnie, co powiedział. Rzuciłam się biegiem za nim i dogoniłam na korytarzu.
– Adam nie wykorzystuje mnie tak jak ty wszystkie inne dziewczyny! – krzyknęłam rozzłoszczona. – I nie pozwalaj sobie, Potter – wycedziłam i minęłam go zdenerwowanym krokiem.
– Chyba sama nie wierzysz w to, co mówisz – powiedział spokojnym tonem i dogonił mnie.
– Potter, zostaw mnie w spokoju z łaski swojej – warknęłam.
– A widzisz! I tu cię mam! – wbił we mnie oskarżycielsko wskazujący palec. – Boli cię to, bo wiesz, że to prawda.
– Bzdura.
– To dlaczego cię tak to denerwuje? – spytał z usatysfakcjonowanym uśmiechem. Odwróciłam się twarzą do niego.
– Bo zawsze musisz rzucić jakimś głupim komentarzem na mój temat. Zrozum w końcu Potter, że cię nie lubię i nie akceptuję. I skończ wreszcie wtrącać się w moje życie! – krzyknęłam, całkowicie wyprowadzona z równowagi i przyspieszyłam kroku, prawie biegnąc. Huncwot nie miał zamiaru mi dać spokoju i ciągle szedł za mną.
– Ja się wcale nie wtrącam – rzekł nadal spokojnie, wyraźnie rozbawiony moim zdenerwowaniem. Wpadliśmy do Pokoju Wspólnego, podając wcześniej hasło. – Ja tylko ostrzegam przed tym twoim boskim Royalem.
– Jesteś zazdrosny – stwierdziłam już trochę spokojniejsza.
– Nie mam o co – odpowiedział swobodnie – To żaden rywal dla mnie.
– Masz rację, bo ty nawet nie kwalifikujesz się do tych zawodów – odparłam i ruszyłam w stronę swojego dormitorium.
– Ha! Mógłbym cię mieć jednym skinięciem palca, Evans! – krzyknął za mną. Roześmiałam się głośno.
– Tak to sobie tłumacz, Potter – rzuciłam, będąc już na schodach.
– Ej, Evans! – odwróciłam się i spojrzałam wrogo. – Umówisz się ze mną?
– Oczywiście Jamie – powiedziałam przesłodzonym głosem. – Jak Hagrid umówi się z McGonagall.
***
Czas mijał nieubłaganie. Od czasu pojawienia się artykułu minęły dwa tygodnie. Sprawa trochę przycichła, jednak nie miałam okazji porozmawiać z Adamem na żywo. Jedno wyjście z Hogsmeade musiałam sobie odpuścić i nawet nie pisałam mu o nim, bo SUM-y się zbliżały, a to oznaczało coraz więcej nauki. Jednak myśl o tym, że Adam codziennie widział się z Troy, doprowadzała mnie do białej gorączki, co oczywiście skutkowało w moich nastrojach i humorach. Do tego wszystkiego dochodził Potter, który nie omieszkał codziennie mi wytknąć artykułu, zapewnić, że owa przyjaciółka Adama to jego druga dziewczyna (co, naturalnie, kończyło się u mnie wybuchem agresji) oraz spytać, czy się z nim umówię. Jedno mu przyznam, cierpliwość ma nadludzką (albo tak bardzo kocha mnie denerwować). Raz nie wytrzymałam i Potter zarobił niezłego sierpowego w moim wykonaniu. Co prawda, pani Pomfrey szybko naprawiła jego złamany nos i moją potłuczoną pięść, ale przez dwa dni miałam spokój od jego dogryzek.
– Lily, chodźmy na błonia! Jest tak ładnie! – Kate ciągnęła mnie za rękę, a ja nie odrywałam nosa od opasłego tomu Zaklęć. – Lily do jasnej cholery! – pokręciłam głową z uśmiechem i zatrzasnęłam księgę, rozwiewając sobie włosy.
– Okej, idziemy – wstałam z łóżka i skierowałam swoje kroki ku drzwiom. – Idziesz? – obejrzałam się za nią. Podbiegła do mnie i uśmiechnęła się promiennie. Coś we mnie drgnęło i przyjrzałam jej się dokładnie. Była jakoś dziwnie rozpromieniona, a jej oczy błyszczały zdrowo.
– A Angelina gdzie? – spytała.
– Pewnie w Pokoju Wspólnym – wzruszyłam ramionami. – Weźmiemy ją po drodze.
– To wspaniale! – odparła i w podskokach ruszyła schodami w dół. Zmarszczyłam brwi i pobiegłam za nią.
– A co ty dzisiaj taka przeszczęśliwa? – spytałam, patrząc podejrzliwie.
– Ładna pogoda – odparła i zatrzepotała długimi rzęsami.
– Który? – po moim pytaniu ona roześmiała się.
– Żaden – odpowiedziała i poszła dalej.
– To czemu tak się cieszysz?
– Mam dobry humor.
– Tak, ot sobie? – podniosłam jedną brew. Ona pokiwała głową i podbiegła do Angeliny, która rozmawiała z naszym drugim pałkarzem. Bez słowa pociągnęła ją za rękę i rzuciła przepraszające spojrzenie rozmówcy Angeli. Sama porwana, zszokowana nie miała nawet czasu zaprotestować, tylko ze zdziwioną miną podążała za rozpromienioną Kate. Pobiegłam szybko za nimi i dogoniłam je za wyjściem z Pokoju Wspólnego.
– Kate! – krzyknęłam, a ta zatrzymała się, powodując, że Angelina wpadła na nią. Obie upadły na ziemię, a brunetka roześmiała się jak szalona. Pomogłam im wstać.
– Pali się? – spytała zdezorientowana Angela.
– Nie, ale Kate ma radosne dni – odpowiedziałam i posłałam jej znaczące spojrzenie.
– Aaa. Rozumiem – szatynka uśmiechnęła się lekko. – Który? – to pytanie skierowała do lokatej.
– O co wam chodzi? – roześmiała się czarnowłosa – Czy to, że mam dobry humor, musi znaczyć, że mam nowego faceta?
– Tak – odpowiedziałyśmy jednocześnie.
– To muszę was zdziwić. Zmieniłam hierarchię wartości w moim życiu – odpowiedziała poważnie. Obie z Angeliną roześmiałyśmy się. – Nie śmiejcie się! Ja mówię poważnie. Bardzo poważnie – oznajmiła. – Od dzisiaj, faceci zajmują dopiero 5 miejsce.
– A co spowodowało taką zmianę? – spytała McKinnon, ledwo powstrzymując śmiech.
– Dzisiaj rano wstałam i mnie olśniło – odparła tonem, jakby tłumaczyła małemu dziecku, że dwa plus dwa równa się cztery. Skwitowałyśmy to wymianą rozbawionych spojrzeń i bez słowa poszłyśmy dalej.
– Skoro faceci są na 5 miejscu, to co jest na pierwszych pozycjach? – zapytałam podskakującą Kate.
– Wy – odparła krótko. – Potem rodzina, nauka – tutaj prawie udusiłam się ze śmiechu, ale niezrażona dziewczyna dalej dziarsko wymieniała – potem nie wiem co, a potem dopiero faceci – wyszczerzyła zęby.
– Daję galeona, że po tygodniu powróci do starych zwyczajów – szepnęła do mnie druga koleżanka.
– Przyjmuję zakład – odparłam również szeptem. – Tylko ja mówię 2 tygodnie – podałam jej rękę.
– Świnie jesteście – skwitowała Kate i uniosła dumnie głowę.
– No przebij! – ponagliłam ją, a ona, niby urażona, przebiła zakład. – Jeśli po 2 tygodniach nadal będę się w tym utrzymywać, zbieram oby dwa galeony – dodała i otworzyła drzwi główne, wychodząc na powietrze. Był majowy, słoneczny dzień, wiatr delikatnie dawał się we znaki, trawa miała piękny, soczysty zielony kolor. Na niebie leniwie sunęły białe obłoki. Uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy na chwilę. Skierowałyśmy się nad jezioro, gdzie siedziało kilku ludzi, uczących się, lub po prostu leżących na trawie. Usiadłyśmy na brzegu. Ściągnęłam buty i zamoczyłam nogi w zimnej wodzie. Dziewczyny poszły w moje ślady. Siedziałyśmy i rozmawiałyśmy o głupotach. Właśnie śmiałyśmy się z kawału Kate, gdy podszedł do nas wysoki, przystojny szatyn.
– Cześć dziewczyny. – uśmiechnął się, a w policzkach pokazały się dwie kreski. Miał głęboki, męski głos, po usłyszeniu którego ciarki przeszły mnie po plecach. – Kate, mogę cię prosić na słówko? – zwrócił się bezpośrednio do lokatej. Ta od razu wstała, jednak po chwili odwróciła się w naszą stronę. Obie z Angeliną wpatrywałyśmy się maślanym wzrokiem w Johnny’ego Parkera. Szatynce prawie ślinka ciekła. Trąciłam ją w bok i uśmiechnęłam się przepraszająco.
– Ja eee... – zająknęła się Kate i spoglądała to na nas, to na niego. – Johnny, ja bardzo bym chciała, ale teraz siedzę z dziewczynami, a potem muszę się pouczyć. Możemy się jutro zobaczyć, co? – osłupiałam. Angelina chyba też.
– Okej, to jeszcze cię dzisiaj złapię – podrapał się po głowie. – To na razie – odwrócił się i zaczął powoli iść w kierunku zamku.
– Hej, poczekaj! – zawołałam do niego. Odwrócił się i spojrzał zdziwiony na mnie. To samo zrobiły obie dziewczyny, w szczególności lokata. – Kate żartowała. Ona z miłą chęcią pójdzie z tobą. A nauka może poczekać do wieczora. Przecież świat się nie zawali, nie? – zwróciłam się do samej zainteresowaniem, a pałkarz pokiwała energicznie głową. Wstałam i zaczęłam popychać brunetkę w stronę chłopaka.
– Co ty robisz? – warknęła szeptem.
– Co jar robię?! Co ty robisz, idiotko?! – szepnęłam – Taki facet, a ty go spławiasz?! Wynocha mi do niego!
– Ale ja chciałam posiedzieć z wami! Hierarchia, pamiętasz? Faceci 5 miejsce i w ogóle! – wysyczała.
– TO jest wyjątkowa sytuacja! Spadaj, już! – popchnęłam ją trochę za mocno i prawie by upadła, gdyby nie przytrzymał jej wyraźnie rozbawiony Parker. – No, to do zobaczenia na kolacji! – powiedziałam już głośno i pomachałam im. Wróciłam do Angeliny i usiadłam obok, szczerząc zęby.
– Widziałaś go? – spytała, oglądając się za nim.
– Taaaa... – mruknęłam, już trochę mniej entuzjastycznie.
– Hej, co się stało? – spytała zatroskana, przyglądając mi się bacznie.
– Nic. Po prostu tęsknię już za Adamem – powiedziałam cicho. – No i martwię się o tą całą Troy.
– Nie martw się. Jeśli Adam jest w porządku, nic nie odwali. A jak tak, to nie jest ciebie wart. Trudno, nie jeden facet na świecie – uśmiechnęła się i poklepała mnie pocieszająco po plecach. Westchnęłam i położyłam się na trawie spoglądając w niebo. Szatynka zrobiła to samo.
– Jak to jest, że przyjaźnimy się już z tobą kilka miesięcy, a nadal nic praktycznie o tobie nie wiemy? – spytałam, zmieniając temat.
– Nie pytacie, to nie opowiadam – uśmiechnęła się.
– Teraz pytam. Odpowiedz – rzekłam.
– Mieszkam w Londynie, pochodzę z magicznej rodziny. Ojciec pracuje w Ministerstwie Magii, zasiada w Wizengamocie. Praktycznie cały czas go nie ma w domu, bo ciągle ma nadgodziny, szczególnie w tych czasach. Matka siedzi w domu. Kiedyś pracowała w Departamencie Magicznych Wypadków, czy jakoś tak. Mam młodszego brata, który za dwa lata idzie do Hogwartu – odpowiedziała i zastanowiła się chwilę. Potem westchnęła ciężko i dodała ciszej – Miałam starszego brata, ale zabili go śmierciożercy, gdy byłam w 2 klasie, był aurorem – zapadła cisza, której żadna z nas nie przerywała przez chwilę.
– Przykro mi, nie wiedziałam... – powiedziałam cicho.
– Dzięki – mruknęła. – Czasem zapominam o tym, że nie żyje. Na początku 5 klasy napisałam do niego list i dopiero, gdy się podpisywałam, przypomniałam sobie, że go już nie ma. To on nauczył mnie grać w Quidditcha. Też był w Gryffindorze i też był pałkarzem. Wiesz, tęsknię za nim czasami. Nigdy nie zapomnę dnia, w którym się dowiedziałam. To było w święta Bożonarodzeniowe. Czekaliśmy na niego z kolacją. No i przyszedł szef Biura Aurorów, ojciec Pottera. Najpierw długo rozmawiał z rodzicami. Matka wyszła z płaczem i zamknęła się w pokoju rodziców. Ojciec przyszedł do nas. Też płakał. Próbował to zatuszować i się uśmiechnąć do mnie i do Młodego. Pożegnał pana Pottera i zabrał nas do kuchni – mówiąc to, oczy jej błyszczały, a głos lekko drżał. – Tam najpierw dużo mówił o Sama-Wiesz-Kim, o sytuacji, jaka panuje na zewnątrz, o pracy Taylora. A potem powiedział, że on nie żyje. Młody niewiele zrozumiał z tego wszystkiego. Gdy płakałam w pokoju przez całą noc, on siedział przy mnie i wpatrywał się. Dopiero na pogrzebie zrozumiał, że już nie zobaczy, jak Taylor pokazuje nam sztuczki, jak czaruje, jak się śmieje, jak się z nami bawi. Pamiętam, że nie miałam siły już płakać na pogrzebie. A on, rzucił się na trumnę z jego ciałem i tata nie umiał go oderwać. To było straszne... Dopiero ja go wzięłam i cały czas przytulałam. Mama przez pół roku nie mogła dojść do siebie. Wpadła w depresję, trafiła na miesiąc do Świętego Munga. Ojciec wziął wolne, żeby opiekować się Młodym. Ja byłam w szkole. Starałam się nie dać po sobie znać. Cały czas mam ze sobą jego zdjęcie. Był wspaniałym człowiekiem. Zawsze, gdy rodzice mieli problemy, on się nami opiekował. Był jak nasz własny anioł stróż. Nigdy nie zapomnę, w jaki sposób się uśmiechał. Miał szparę między dwoma przednimi, górnymi zębami. Jak się uśmiechał, tak zabawnie i poczciwie wyglądał. Jak nie miałam humoru, wyczarowywał mi ptaszki. Jak jestem na cmentarzu, mama zawsze je wyczarowuje. Czasem nadal mam wrażenie, że on nade mną czuwa. Zawsze marzyłam o tym, żeby powrócił jako duch. Ale wiem, że on wolał iść dalej. Był odważnym człowiekiem. Nadal czasami płaczę, gdy jestem sama i chyba jeszcze nie pogodziłam się z jego śmiercią. Przyrzekłam sobie, że zostanę aurorem, aby uczcić jego pamięć, chociaż wiem, że on by tego nie chciał. Ale muszę to zrobić, muszę go pomścić – wstała do pozycji siedzącej i rzuciła kamień do wody. Ja również podniosłam się i objęłam ją ramieniem.
– Nie wiem, co ci mam powiedzieć – wyznałam – I jest mi cholernie przykro i głupio, że przedtem nie zapytałam o to, jak u ciebie tak naprawdę jest. Ciągle byłam zajęta swoimi problemami.
– Daj spokój Lily – uśmiechnęła się – Ale jesteś pierwszą osobą, której to mówię – dodała już trochę ciszej. – Proszę, nie mów nikomu, nawet Kate. Nie chcę, żeby... no wiesz.
– Rozumiem – uśmiechnęłam się smutno. Znowu zapanowała cisza, podczas której Angelina rzucała kamyki do wody, a ja patrzyłam, jak wpadają do wody.
– Jak myślisz, trudne będą SUM-y? – dziewczyna przerwała ciszę, powracając z powrotem do poprzedniego nastroju, jakby nie było mowy o jej bracie.
– Czy ja wiem. Ja myślę, że nauczyciele nas tylko straszą – odparłam. – Jakoś nie widzę powodu do zmartwień.
– Taaa. Tobie łatwo mówić. Jakbym była tobą, też bym się nie przejmowała – mruknęła. – Od przyszłego roku chyba zacznę się uczyć na bieżąco, tak jak ty.
– Ale ja się nie uczę na bieżąco, tylko w wakacje.
– Że co? W wakacje?! – wybałuszyła na mnie oczy.
– No tak. Mieszkam wśród mugoli, nie mam co robić – wzruszyłam ramionami. – Więc czytam książki dla rozrywki.
– To koniecznie musisz do mnie przyjechać w te wakacje! – powiedziała z entuzjazmem. – Przyjedziecie razem z Kate i spędzimy razem ze 2 tygodnie!
– Nie, Angela, daj spokój, nie będę ci się zwalać na głowę. Zresztą wątpię, żeby twoi rodzice się zgodzili i w ogóle.
– Daj spokój! Jeśli ci chodzi o Taylora, to nie ma sprawy. Mama się martwi w każde wakacje, że nie mam żadnych przyjaciół i naprawdę chciałaby, żeby ktoś do mnie przyjechał. No i spędzimy dwa tygodnie razem, we trójkę!
– Ale Angela, daj spokój. Dziękuję, ale...
– Nie narzekaj. Do Adama pojechałaś, więc i do mnie pojedziesz – przerwała mi. – Nie dam ci spokoju – oznajmiła stanowczo, a ja uśmiechnęłam się.
– No dobra. To przypomnij mi, gdzie mieszkasz? – zgodziłam się, a ona klasnęła w ręce z radości.
– W Londynie – poinformowała.
– Ej, to tak, jak ja! – roześmiałam się. – Na jakiej ulicy?
– West Street – oznajmiła.
– To na drugim końcu. Ale i tak fajnie – wyszczerzyłam zęby. – W przyszłym roku szkolnym już nie będę prymuską – mruknęłam, udając niezadowolenie, a ona roześmiała się.
– Na dobre ci to wyjdzie – pokazała mi język – Zresztą i tak w to nie wierzę. Ty zawsze znajdziesz czas, żeby coś poczytać.
– A może zwalimy się na głowę do Kate? – podsunęłam, a ona spojrzała na mnie rozbawiona.
– To znaczy?
– Ona zawsze mnie zaprasza do siebie na wakacje, ale moja matka jest trochę nadopiekuńcza i do tej pory twierdziła, że jestem za młoda na takie wycieczki. Ale skoro mnie puściła do Adama... co prawda mój ojciec musiał interweniować, ale jednak. A Kate mieszka gdzieś na obrzeżach Newcastle. To będzie coś nowego.
– Ja się na to piszę – wyszczerzyła zęby. – Tylko niech się modli, żeby z jej domu cokolwiek zostało – obie roześmiałyśmy się i sunęłyśmy dalsze plany na wakacje.
***
– Musimy z tobą bardzo poważnie porozmawiać – usiadłyśmy z Angeliną obok Kate tak, że ona siedziała między nami. Miałyśmy śmiertelnie poważne miny. Brunetka odłożyła widelec i spojrzała na nas lekko przerażona.
– O co chodzi? – spytała niepewnie.
– Bo widzisz, jest sprawa – zaczęłam, próbując zachować powagę. – Padł taki pomysł, żeby na dwa tygodnie zwalić ci się na chatę w wakacje.
– Ale mnie przestraszyłyście! – mruknęła niezadowolona, ale i ucieszona. – Uważam, że to wspaniały pomysł – wyszczerzyła zęby. – Powiem mamie, to się ucieszy. Już dawno chciała was poznać. Będzie super! – dodała entuzjastycznie. – Zabiorę was nad jeziorko, do miasta na najlepsze lody na świecie! Genialny pomysł! – całkowicie zapomniała o swoim jedzeniu i planowała już dokładnie, ze szczegółami każdy dzień. Wymieniłyśmy rozbawione spojrzenia z Angeliną i parsknęłyśmy w swoje talerze. Jednak Bridge niczym się nie przejęła, tylko dalej opowiadała nam, w jakie miejsca nas zabierze.
– A jak tam z Johnnym? – przerwałam jej wywód, a ona spojrzała na mnie zaskoczona, jakby nie wiedziała, o czym mówię. Dopiero po chwili przyjęła do wiadomości moje pytanie i uśmiechnęła się.
– Pogadaliśmy sobie, pospacerowaliśmy i chciał mnie zaprosić na randkę.
– Jak to, chciał? – spytała ostro McKinnon.
– No, bo się nie zgodziłam – odparła i wzruszyła ramionami, a my spojrzałyśmy na nią, jak na wariatkę. – No co? Powiedziałam mu, że muszę się uczyć do SUM-ów. I że mogę się z nim umówić dopiero po SUM-ach.
– Czyś ty zgłupiała?! – prawie krzyknęłam, sprowadzając na nas zaciekawione spojrzenia innych Gryfonów. – Przecież SUM-y są za miesiąc! Myślisz, że takie ciacho będzie na ciebie czekać wieki?!
Krótko skomentuję:Podobało mi sie, taka wesoła atmosfera i wgle ;] ciekawa jestem, ile Kate wytrzyma z tą swoją nową hierarchią ;PP No i co zrobi Lily, żeby zemścić się na tej durnej Catherine.II część przeczytam jeszcze dziś i obiecuję, że napiszę coś więcej niż tu ;)Pozdr.;**
OdpowiedzUsuńMhm, nieźle... Eh ta paskudna Troy. Lily ją poćwiartuje z posoleniem! Potter ja zwykle taki sam xDD Rozwaliło mnie to z zakładem i reakcją dziewczyn ^^ Zabieram się do drugiej części xd
OdpowiedzUsuńLEEEKSIAA! Będę się powtarzać, ale jesteś BOOOSKA! Skąd Ty bierzesz pomysły na każdy rozdział. Czytając Twoje opowiadanie przenoszę się do Hogwartu i sama jestem Lily. Chciałabym, żeby za mną się ktoś tak uganiał jak Potter, ale nawet jakbym była najładniejszą dziewczyną w szkole to nie byłoby takiego chłopaka z pięknymi oczami i wgl supper. Kocham Jamesa. I sorry, że tu wpadam w marzenia, ale sądzę, że to odpowiednie miejsce na moje ... sny :,D
OdpowiedzUsuń