Następnego dnia obudziłam się dość wcześnie, bo o 7 rano. Przeciągnęłam się w łóżku i spojrzałam na okno. Niebo było bardzo zachmurzone i zapowiadał się deszcz. Cmoknęłam z niezadowoleniem. Nie była to wymarzona pogoda do gry, a jak zacznie padać, to już w ogóle. Wstałam, wzięłam ubrania i skierowałam się do łazienki. Tam umyłam twarz, zęby, uczesałam się, pomalowałam i ubrałam. Zajęło mi to dobre 20 minut. Potem wyszłam z łazienki, pościeliłam łóżko i poszłam do sypialni Adama. Weszłam cichutko i na palcach podeszłam do jego łóżka. Wyglądał cudownie. Tak niewinnie. Jego włosy były w totalnym bałaganie, na ustach miał leciutki uśmiech. Był wtulony w poduszkę i do połowy przykryty kołdrą. Usiadłam delikatnie na brzegu łóżka i wpatrywałam się w niego. Odgarnęłam mu brązowe kosmyki z czoła. Zaczął się poruszać, a po chwili otworzył oczy. Pierwsze zdziwił się lekko, ale potem uśmiech zagościł na jego twarzy.
– Dzień dobry – powiedziałam wesoło.
– Cóż za miły poranek – przeciągnął się i wstał do pozycji siedzącej.
– Dzisiaj twój dzień – wyszczerzyłam zęby.
– Nawet mi nie przypominaj – mruknął, a uśmiech mu trochę zrzedł. – Która godzina?
– Kilka minut przed 8 – oznajmiłam i wstałam. Podeszłam do okna i rozsunęłam zasłony.
– Coś mi pogoda nie sprzyja dzisiaj – stwierdził niezadowolony.
– Nie pada, więc może nie będzie tak źle – pocieszyłam go, a on uśmiechnął się żałośnie. – Chodź, obiecałeś mi, że zrobisz dla mnie jajecznicę na śniadanie, pamiętasz? – uśmiechnęłam się zalotnie.
– To idź już do kuchni, ja się tylko ogarnę szybko i zaraz tam będę – zarządził i posłał mi całusa dłonią. Jak prosił, tak zrobiłam i chwilę potem znalazłam się w kuchni i wzięłam się za robienie porannej kawy. Kilka minut później do kuchni wszedł ubrany Adam, przeszedł obok mnie i nieznacznie przejechał ręką po moich plecach. Poczułam przyjemny dreszcz, biegnący wzdłuż całych pleców. Spojrzałam na niego, a on tylko uśmiechnął się słodko i jakby nigdy nic zaczął robić jajecznicę. Usiadłam przy stole, stawiając na nim dwa kubki. Oparłam głowę o dłonie i wpatrywałam się w Adama, który robił śniadanie. W ręku miał różdżkę i dyrygował nią, sprawiając, że jajka same podlatywały nad patelnię, rozbijały się, a skorupki same wyrzucały się do kosza na śmieci. W ciągu sekundy w całej kuchni rozległ się przyjemny zapach, a po kilku minutach Adam postawił na stole dwa talerze z apetycznie wyglądającą jajecznicą. Wzięłam się za pałaszowanie mojej porcji i po pierwszym spróbowaniu oniemiałam.
– Coś nie tak? – spytał i spojrzał na mnie z niepokojem.
– Zastanawiam się nad tym, jakim cudem facet potrafi robić taką pyszną jajecznicę – odezwałam się w końcu, a on roześmiał się. – Najlepsza, jaką jadłam! Nawet moja mama nie robi lepszej, naprawdę – rzeczywiście, jak mówiłam i jak mnie zapewniał kiedyś sam Adam, robił wyśmienitą jajecznicę.
– Może minąłem się z powołaniem – wyszczerzył zęby. Mimo, że ciągle śmiał się (jak zawsze zresztą), widać było po nim, że bardzo się denerwuje meczem. Widelec spadł mu dwa razy, a jego śmiech był nerwowy. Po zjedzeniu, zaczęliśmy sprzątać po śniadaniu. Ścierałam stół, gdy usłyszałam, jak coś się roztrzaskuje. Odwróciłam się i zobaczyłam, jak Adam zbiera kawałeczki talerza.
– Cholera! – podniósł się, a z palca leciała mu krew. Podeszłam do niego i wytarłam chusteczką czerwoną strużkę.
– Wystarczyłoby reparo – powiedziałam i spojrzałam na niego. On stuknął się ręką po głowie i załatwił to tak jak radziłam. Owinęłam mu chusteczką palca i pogładziłam po policzku. – Nie martw się Adaś – szepnęłam. Westchnął ciężko. Wtuliłam się w niego, opatulona jego ramionami. – I tak wiem, że jesteś najlepszy.
– Dziękuję Lily – odezwał się. – Zawsze tak mam przed meczem.
– Mugole twierdzą, że porządna dawka stresu jest dobra – uśmiechnęłam się.
– Taa, tylko, że ja nie potrafię nic zrobić – odparł zmarnowany. – Wygrywając ten mecz odpowiednim wynikiem, mamy szansę wrócić na 3 miejsce.
– Pójdzie łatwo, mówię ci – powiedziałam, odklejając się od niego i spoglądając w oczy. – Wściekłe Psy są na spadkowej pozycji, a poza tym od paru sezonów nie prezentują się dobrze. Nie mają z wami szans.
– Jedna z głównych zasad wszystkich sportów: nigdy nie lekceważ przeciwnika – mruknął. – Co, jeśli na nas przełamią złą passę?
– Jestem pewna, że dobrze ci pójdzie. Wam – poprawiłam się – Będę trzymała kciuki, no i będę na trybunach – uśmiechnął się. Zbliżyłam się do niego i złożyłam długi pocałunek na jego ustach. – Mamy jeszcze trochę czasu do meczu, więc co robimy? – spytałam, wbijając w niego wzrok.
– Nie mam zielonego pojęcia – odparł wzruszając ramionami. Odwrócił się ode mnie i usiadł na krześle. Założyłam ręce na piersiach i obserwowałam go.
– O której masz tam być?
– O 11. Co będziesz robiła przez godzinę? – spytał, kierując na mnie wzrok.
– O mnie się nie martw – odparłam i machnęłam ręką. – Zajmę sobie jakieś dobre miejsce, pozwiedzam stadion.
– Nie musisz szukać dobrego miejsca. Masz zarezerwowane w loży honorowej – oznajmił, a ja wybałuszyłam oczy na niego.
– Nie oglądałaś dokładnie biletu?
– Jakoś mi to do głowy nie przyszło – mruknęłam. – Dziękuję – podeszłam do niego, usiadłam na kolanach i objęłam rękami jego szyję.
– Żaden problem – powiedział i pocałował mnie krótko w usta. Zmierzwiłam mu włosy i uśmiechnęłam się.
– Jak się dostaniemy na stadion?
– Podjedzie po nas klubowy samochód o 10.45. Czyli mamy prawie 2 godziny dla siebie – poinformował mnie, czytając mi w myślach.
– Macie tutaj jakiś park?
– Sefton Park, a czemu pytasz?
– Przejdziemy się? – zaproponowałam.
– To ubieraj się, bo tam zimno, a twoja mama by mnie chyba zabiła jakbyś wróciła przeziębiona – wstałam z jego kolan i pobiegłam do swojego pokoju. Chwyciłam kurtkę, ubrałam buty i wybiegłam z pokoju. Stanęłam przed nim i zasalutowałam.
– Szeregowy Evans melduje się! – stanęłam na baczność, a on roześmiał się. Po chwili udawania powagi dołączyłam do niego.
– Idziemy? – w odpowiedzi chwyciłam go za rękę i wyszliśmy, zamykając mieszkanie. Poczułam, że ktoś nas obserwuje, więc odwróciłam się i spojrzałam w okna kamienicy. – Dzień dobry pani McDufal! – krzyknął Adam i pomachał w stronę schodów. Chwilę później wyszła spod nich starsza, siwa pani, około osiemdziesiątki.
– Skąd wiedziałeś, że to ja?! – mruknęła niezadowolona i poczłapała kuśtykającym krokiem w naszą stronę.
– Tylko pani jest zdolna do śledzenia mnie każdego ranka, gdy tylko ktoś u mnie się zjawi. A szczególnie dziewczyna – roześmiał się Adam.
– No właśnie coś dawno nie było żadnej dziewczyny, więc musiałam zobaczyć z kim to tak się włóczysz – doszła do nas i stanęła, zakładając pomarszczone ręce na biodra. Była ubrana w czarodziejską szatę, miała ogromny nos, wyłupiaste oczy, a w uszach kolczyki z ogromnymi brylantami. – Pokaż no się dziewczyno! – rozkazała i położyła na moich ramionach ręce, obracając mną w każdą stronę. – Jakaś młoda... trochę za chuda, trzeba byłoby cię dokarmić trochę... włosy zdrowe... całkiem zadbana... – mamrotała pod nosem. Adam przyglądał się temu ze stoickim spokojem, dając mi znaki, żebym się nie martwiła. – Ale masz śliczne oczy, dziewczyno! – powiedziała nagle, wbijając zgniłozielone tęczówki w moje. – No Adam, muszę ci powiedzieć, że naprawdę dobrze wybrałeś. Wolałam Amandę, ale ta również ujdzie – zwróciła się do niego i uśmiechnęła. – Tylko mam nadzieję, że ona nie nocuje u ciebie? – spytała karcącym tonem, mrużąc oczy.
– Właśnie, że nocuje, droga pani McDufall. – odparł i roześmiał się. – Lily mieszka w Londynie, a przyjechała na mój mecz.
– Ta dzisiejsza młodzież jest całkowicie zdemoralizowana! Za moich czasów nie było mowy o tym, żeby przed ślubem para spędzała noc w jednym mieszkaniu! – ofuknęła nas, łypiąc groźnie.
– To, że ktoś u kogoś nocuje nie oznacza, że muszą robić coś złego. – odpowiedział rezolutnie Adam.
– Gdyby nie to, że cię tak bardzo lubię, drogi chłopcze, już dawno bym ci huknęła z mojej miotły! Może nie nadaje się już do latania, ale do bicia, owszem! Spytaj mojego wnuka, jeśli nie wierzysz – pogroziła mu palcem, ale po chwili uśmiechnęła się.
– Droga pani McDuffall, my już musimy iść, ale obiecuję, że kiedyś wpadnę na herbatkę poplotkować – szatyn uśmiechnął się uroczo i odwróciliśmy się od niej.
– Jak zawalisz ten mecz jak ostatnio, to się nawet u mnie nie pokazuj! – krzyknęła swoim skrzekliwym głosem za nami i poczłapała w drugą stronę. Spojrzałam na niego. Miał bardzo kwaśną minę.
– Bardzo, eee... miła babka – mruknęłam zażenowana.
– To bardzo porządna kobieta, swoje przeszła. No i lubi się wtrącać w moje życie – roześmiał się. – Ale zapewniam cię, jest całkiem nieszkodliwa i na swój sposób sympatyczna.
– Ale ten ostatni komentarz mogła sobie darować.
– Była jedyną osobą, która mi po tym meczu nie powiedziała: „nie martw się, nic się nie stało”. I bardzo dobrze. Jest szczera do bólu.
– Ale to nietaktowne! – oponowałam. On spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
– Kochana, ale ona mi gorzkimi słowami i reprymendami bardziej pomogła niż ci, którzy mnie pocieszali. Ludzi trzeba krytykować, żeby zmieniali się na lepsze. Nie można im słodzić, a szczególnie, gdy coś naprawdę zawalą.
– Nie zgadzam się z tym – sprzeciwiłam się, trzepocząc głową. – Ludzie mają prawo do błędu, a jako, że nikt nie jest nieomylny, to inni nie mają prawa komuś cokolwiek wypominać.
– Nie bulwersuj się tak – roześmiał się. – Chodzi mi o konstruktywną krytykę, a nie o wypominanie. Oj, Lily, Lily – pokręcił głową z uśmiechem. – Mam nadzieję, że nie lunie dzisiaj – spojrzał w niebo, zmieniając temat.
– Nie będzie padać. Rozpogodzi się, zobaczysz – powiedziałam z uśmiechem i wtuliłam się w jego ramię.
***
– Cholera! – pięść Adama uderzyła w parapet okna w jego pokoju. Syknęłam cicho i podeszłam do niego.
– Chyba trochę za wcześnie powiedziałam, że nie będzie lało – wymamrotałam cicho i spojrzałam w okno, gdzie praktycznie nic nie było widać przez gęsty potok deszczu. Ledwo przyszliśmy ze spaceru po parku, a rozpadało się na dobre i nic nie zapowiadało, żeby przestało w ciągu przynajmniej kilku godzin.
– Trudno, jakoś to przeżyję – mruknął lekko zrezygnowany i odwrócił się od okna. – Chodźmy, bo zaraz podjedzie samochód – wziął miotłę, która leżała na łóżku i wyszedł, a ja za nim, ubierając w pośpiechu kurtkę. Gdy wyszliśmy, rzeczywiście czarny samochód stał już na ulicy. Szybko przebiegliśmy kawałek dzielący nas od auta i wsiedliśmy.
– Dzień dobry – odezwał się kierowca. Był to łysy facet, koło pięćdziesiątki, ubrany w szarą szatę.
– Cześć Ernie – rzucił Adam.
– Cześć, cześć. Jak tam nastawienie przed meczem? – spytał Ernie i ruszył.
– Takie, jak pogoda – mruknął w odpowiedzi zawodnik.
– Czyli jak zawsze – zaśmiał się kierowca i skręcił gwałtownie w prawo. – Widzę, że masz jakąś nową panienkę – spojrzał w lusterko i uśmiechnął się do mnie. Miał dziwnie symetryczną twarz. Na policzkach znajdowało się kilka piegów, które były lustrzanym odbiciem siebie. Nos był idealnie prosty, a brwi dokładnie wyskubane. Szerokie usta wydawały się być nienaturalnej wielkości w porównaniu, do kościstej i chudej twarzy.
– Lily Evans, miło mi – odezwałam się, zanim Adam zdążył otworzyć usta.
– Ernie – rzucił wesoło kierowca i prawie wpadłby na budkę telefoniczną, która jednak zdążyła uskoczyć przed pędzącym pojazdem.
– Jedziemy jeszcze po kogoś? – spytał Royal, wpatrując się w widok za oknem.
– Nie, dzisiaj jedziemy sami. Resztę drużyny bierze Caroline i Brian – poinformował Ernie, przejeżdżając na czerwonym świetle. Ogólnie szczerze wątpiłam w jego umiejętności kierowcy. Jeździł jak chciał i gdzie chciał. Gdyby nie to, że wszystko przed nim uskakiwało, już dawno bylibyśmy martwi. W ogóle nie przejmował się światłami, a niekiedy, podejrzewałam, że dla uciechy, jechał sobie po prostu po chodniku. W zakręty wchodził bardzo gwałtownie, a za każdym razem Adam posyłał mi przepraszający uśmiech. Po 10 minutach jazdy, zatrzymaliśmy się na obrzeżach miasta, przy skraju jakiegoś lasu.
– Wysiadamy – oznajmił Adam i otworzył drzwi samochodu. Zanim wysiadłam, kierowca przytrzymał mnie za rękę i wręczył do ręki parasol. Spojrzałam na niego zdziwiona, a on tylko wskazał na okno.
– Dziękuję! – rzekłam wdzięcznie i wyszłam z auta, rozkładając parasol. Doszłam do Adama i zmusiłam go, żeby również uchronił się przed deszczem.
– Po co mi to, skoro i tak podczas meczu zmoknę? – spytał i kopnął kamień leżący przed nim.
– Bo jeśli zmokniesz teraz, to przez godzinę będziesz musiał siedzieć mokry – zauważyłam. – W ogóle to straszny z ciebie pesymista. Pomyśl, że Wściekli też będą grać w tej pogodzie, nie tylko ty – przez resztę drogi nie odzywaliśmy się. Weszliśmy w głąb lasu. Po drodze, co jakiś czas, mijaliśmy innych czarodziejów, kiwając im głowami. Po pięciu minutach, doszliśmy do ogromnej budowli, jaką był stadion*.
– Zaprowadzę cię do loży honorowej, gdzie zajmiesz sobie miejsce, a potem pójdę na dół do szatni, okej? – odezwał się, stając przed krętymi schodami prowadzącymi do góry.
– Okej – odparłam. On zaczął wchodzić po tych schodach, a ja za nim. Po bardzo długiej wędrówce, doszliśmy do drzwi, przed którymi stał niski i barczysty mężczyzna. Przywitał się z Adamem skinieniem głowy, pokazałam mu bilet i wpuścił nas do zadaszonego pomieszczenia, które od boiska dzieliły jedynie żelazne barierki. Znajdowaliśmy się na wysokości słupków, a widoczność tutaj była wprost rewelacyjna. Zajęłam sobie miejsce na samym środku siedzeń, tuż przy barierce. Wychyliłam się przez nie i podskoczyłam z radości.
– Dziękuję jeszcze raz! – rzuciłam mu się na szyję i obsypałam pocałunkami.
– Nie dziękuj. Nagrodą dla mnie jest twoja obecność tutaj – uśmiechnął się. – Lily, ja muszę już iść – powiedział wolno i zrobił trochę kwaśną minę.
– Rozumiem – rzekłam i splotłam ręce na jego szyi. – Będzie dobrze. Powodzenia – uśmiechnęłam się i pocałowałam go delikatnie w usta. Potem Adam wyszedł z loży, a ja usiadłam na swoim miejscu. Wsadziłam rękę do torebki w poszukiwaniu batonika, ale zamiast tego, moja ręka natrafiła na coś większego o nieregularnym kształcie. Zmarszczyłam brwi i wyciągnęłam ten przedmiot. Okazało się, że to była podręczna, magiczna lornetka. Do niej przyczepiona była kartka. Oderwałam ją i przeczytałam.
Będzie Ci się lepiej oglądało.
Adam
Uśmiechnęłam się sama do siebie i zaczęłam oglądać dokładnie stadion przez nią. Okazało się, że ma bardzo duże przybliżenie i kilka dodatkowych funkcji, takich jak nagrywanie. Powoli na stadion wchodzili ludzie, a ja oglądałam ich dokładnie. Również do mojego pomieszczenia wchodziło coraz więcej osób. Z grzeczności kiwałam im głowami z powagą. Niektórzy uśmiechali się, a niektórzy mierzyli chłodnym lub badawczym wzrokiem. Obok mnie pozostało kilka miejsc wolnych. Zostało już tylko 10 minut do końca meczu. Do loży zdążył już wejść komentator, którym był niesamowicie gruby mężczyzna, około 25 lat z mysimi włosami, niebieskimi oczami, pulchniutkimi policzkami oraz nienaturalnie długim i chudym nosem. Na 5 minut przed meczem loża była całkowicie zajęta, prócz dwóch miejsc z moich oby dwu stron. Nagle drzwi się otworzyły i do środka ktoś wszedł z hukiem zatrzaskując drzwi.
– Przepraszam, przepraszam – usłyszałam dziwnie znajomy mi głos. – Cholera, ale tutaj mało miejsca!
– Ej młody, posuń się! – drugi głos również brzmiał znajomo. Przełknęłam głośno ślinę i załamałam się w duchu, bo wcale nie uśmiechało mi się spędzenie meczu z dwójką tych osobników, a jedyne wolne miejsca były obok mnie.
– Gdzie są nasze miejsca? – spytał jeden z nich, a ja zacisnęłam pięści.
– Patrz, tam! Na samym przodzie, obok tej rudej dziewczyny – nie tyle co słyszałam, ale wręcz czułam jak zbliżają się do mnie. Stanęli i obaj wpatrywali się w puste miejsca. Po chwili usiedli obok mnie. Ja, biedna, znajdowałam się pomiędzy nimi.
– Jak myślisz, wygrają dzisiaj? – spytał ten po lewej, zwracając się do kolegi.
– Wygrają! Muszą – odparł z naciskiem chłopak po prawej.
– Miejmy nadzieję, że Złoci nie są w formie.
– Nawet jeśli są w złej, to chyba w gorszej niż Wściekli nie mogą być – mruknął markotnie ten po lewej.
– Trudno. Ważne, że udało nam się przyjechać na ten mecz – odparł entuzjastycznie drugi.
– Taaak. Będę wieki bił pokłony dla twojego ojca za te bilety.
– A jak przegrają Złoci dużym wynikiem, to nie mogę się doczekać miny... – poczułam, jak chłopak z prawej wytrzeszcza gały na mnie.
– Czyjej miny? – zniecierpliwił się jego rozmówca.
– Evans?! Co ty tutaj robisz?
– To samo, co ty, Potter – warknęłam zirytowana. Już miałam nadzieję, że się nie kapną do końca meczu.
– Evans! Czemu się nie odzywasz? – wyszczerzył zęby Black. Potem oboje roześmiali się.
– Czyżby wspaniały Royal... – dalszą wypowiedź Pottera zagłuszył komentator, który odezwał się donośnym głosem.
– Witam wszystkich na dzisiejszym meczu! Serdecznie witamy gospodarzy, oraz naszych gości! Komentować dla was będę ja, Dominic Blood – po całych trybunach rozległy się oklaski. Na ogromnej tablicy, wiszącej naprzeciw nas, pojawiły się napisy.
GOŚCIE: GOSPODARZE:
Wściekłe Psy z Newcastle 0 : 0 Złote Hipogryfy z Liverpool
– Przypominam, że w dzisiejszym spotkaniu zetrą się Wściekłe Psy oraz nasi gospodarze Złote Hipogryfy! Dzisiaj niestety pogoda nam nie sprzyja. Jednak myślę, że nie przeszkodzi to w przeżywaniu gorących emocji! – przy drugiej drużynie zaklaskałam razem z resztą widowni, co Potter i Black przyjęli z lekką dezaprobatą. – Powitajmy ogromnymi oklaskami drużynę gości! Natasha O’Sullivan szukający! Harry Thompson obrońca! Paul Svoboda, Toby Iwanow, Matthew Smith ścigający, Louis Craven pałkarz oraz Jonathan White pałkarz i kapitan drużyny! – przy każdym nazwisku z szatni wylatywał wywołany zawodnik i robił pętelkę po stadionie, przy akompaniamencie oklasków. Potter z Blackiem skakali na swoich miejscach jak szaleni, przy czym ten drugi robił zdjęcia każdemu z nich. Żałowałam, że nie wpadłam na ten pomysł. – A teraz gospodarze! Adam Royal obrońca! – wstałam z miejsca i klaskałam, jak szalona. Towarzyszyło mi tysiące innych oklasków oraz dumne spojrzenia kolegów ze szkoły. - Jurij Miediew szukający! Aleksander i Victor Hawk bracia pałkarze! Sean West, Sarah McKey ścigający oraz Catherine Troy jako trzeci ścigający i zarazem kapitan drużyny! – wrzawa oklasków i wiwatów rozległa się po stadionie, a zawodnicy robili ogromną pętlę nad widownią. Szybko wypatrzyłam Adama i od razu uśmiechnęłam się na jego widok. – Drużyny schodzą na dół, a kapitanowie ściskają sobie dłonie – rzeczywiście Troy i White podeszli do siebie, uśmiechnęli się i uścisnęli ręce. Sędzia pokazał zawodnikom, żeby się przygotowali, wypuścił piłki i zagwizdał. – I ruszyli! Mecz się zaczął. Kafel od razu przejmuje McKey, pędzi jak szalona i już jest pod bramką, szybka akcja i 10 punktów dla gospodarzy! Wielkie brawa dla tej kobiety! Kafel przez chwilę w posiadaniu gości, Svoboda do Iwanowa, Iwanow leci do bramki Złotych, zaraz będzie strzelał, ale nie! Podaje do Smitha, który niewiadomo kiedy tam się znalazł. Ten strzela iiiii... Royal broni w wspaniałym stylu! – zapiszczałam i wstałam z miejsca. Potter zmierzył mnie markotnym spojrzeniem. – Kafel spowrotem w posiadaniu gospodarzy. Troy podaje do McKey, ta z kolei do Westa. West leci, rzuca, ale stop! Gdzie on rzucił?! Thompson zdezorientowany, nie wie, gdzie jest piłka. I jest! 20:0 dla Hipogryfów! – akcja działa się tak szybko, że sama nie wiedziałam co się dzieje. Okazało się bowiem, że West podał po kryjomu piłkę Troy, a ta zaatakowała lewy słupek, czego kompletnie nie spodziewał się i nie widział obrońca Wściekłych. – Kafel przez chwilę znajdował się w rękach Smitha, ale starszy brat Hawk, zmusił go tłuczkiem do oddania. Przy kaflu leci właśnie... Ale proszę państwa, co się dzieje wśród szukających! O’Sullivan pędzi za Miediewem! Chyba dojrzał znicza! Byłby to chyba najkrótszy mecz Złotych! Ale nie! Znicz wymsknął się w ostatniej chwili i znowu zniknął.
– Pfff! Wcześniej niż on go zauważyłem – mruknął Potter.
– Trzeba było tam lecieć i go złapać – warknęłam, obserwując jak trzech ścigających Hipogryfów przeprowadza piękną akcję, która jednak została zatrzymana przez tłuczek odbity przez White’a. Cały czas padało. Co zerkałam na Adama, miał markotną minę i odrzucał mokre włosy z twarzy wściekłym ruchem.
– Jakbyś nie zauważyła, nie mam miotły – odparł, rozszerzając oczy, co było reakcją na kolejnego gola dla gospodarzy. Nie było wątpliwości, że drużyna Adama była w znakomitej formie, czego nie można było powiedzieć o Wściekłych Psach. Jak tylko się uspokoiłam, usiadłam i spojrzałam na Pottera.
– Myślę, że twój łeb jest tak pusty, że ze spokojem by cię uniósł – powiedziałam zgryźliwie. Black zaśmiał się, ale pod wpływem morderczego spojrzenia Pottera, natychmiast umilkł.
– Ciebie to pewnie uskrzydla MIŁOŚĆ do Royala, co? – rzucił z naciskiem na słowo miłość.
– A co? Zazdrościsz? – spytałam, rzucając mu lodowate spojrzenie.
– Nie ma czego – prychnął – Za parę dni mu się znudzisz, a wtedy sama do mnie przyjdziesz – roześmiałam się. – Nie śmiej się. Myślisz, że nie wiem, co ty sobie wyobrażasz Evans? – tym razem spojrzał na mnie bacznie i mówił spokojnym, poważnym tonem. – W myślach to już pewnie mieszkasz z nim po Hogwarcie i macie piątkę dzieciaków. Jesteście idealnym małżeństwem i życie jest piękne. Tylko szkoda, że za jakiś miesiąc rzuci cię jak wszystkie przed tobą – po jego wywodzie zaniemówiłam.
– Jesteś idiotą, jakich mało – powiedziałam oschle.
– Zabolało słoneczko? – spytał, patrząc na mnie z udawanym smutkiem.
– JEEEEEEEST! – Black podskoczył w fotelu. Svoboda strzelił gola. – Widzieliście tą piękną akcję?! Widzieliście?! Haha! – Potter szybko dołączył się do jego wiwatów, a ja spojrzałam przez lornetkę na Adama. Miał markotną, ale zdeterminowaną minę.
– Ojej! – Potter teatralnie chwycił się za głowę. – Biedny Adaś nie dał rady! – zignorowałam jego zaczepki i patrzyłam na mecz.
– Po widowiskowym golu dla Wściekłych, przy kaflu spowrotem jest Troy. Troy leci jak błyskawica do słupków przeciwnika. Mija jeden tłuczek, mija drugi. Zgrabnie wymija wszystkich trzech ścigających Psów i już jest pod bramką! Mój Boże! Co ta dziewczyna wyprawia z miotłą?! Thompson zostaje zdeklasowany i mamy 40:10 dla gospodarzy! Brawo! Cóż za piękna i widowiskowa akcja! – odtańczyłam dziki taniec radości i spojrzałam z wyższością na Pottera.
– Nie ciesz się tak – mruknął – I tak O’Sullivan złapie znicza.
– Chyba, jak Miediew jej go wciśnie do ręki – odparłam.
– Zamknijcie się w końcu – Syriusz wzniósł oczy do góry. Chciałam coś powiedzieć, ale padł kolejny gol dla Hipogryfów, więc znowu wstałam z siedzeń.
– Po kolejnej akcji gospodarzy Svoboda i Iwanow lecą ramię w ramię do słupków Royala. Zwinnie omijają tłuczek i już są przy obrońcy! – zacisnęłam kciuki.
– Nic nie pomogą kciuki Evans – powiedział Potter pogardliwie, ale szybko zamilkł jak Adam wybronił piłkę praktycznie niemożliwą do złapania. Zaczęłam krzyczeć na całe gardło.
– Pogrążasz się stary – zaśmiał się Łapa.
– Złoci przejmują piłkę, znowu Troy, czyżby kolejna samotna akcja? Przypominam, że jest ona z tego słynna, nie zdziwiłbym się, gdyby nazwano to akcją Troy, lub coś w tym stylu. Powracając do gry, Troy pędzi jak szalona, znów omija wszystkich zawodników. Ojjjj! Musiała zwolnić, ponieważ jeden tłuczek prawie zahaczył o jej głowę! Znowu nabiera prędkości, cóż za zwód przed obrońcą Wściekłych! Ajajaj! W ostatniej chwili Craven powstrzymuje ją przed zdobyciem punktów, odbijając tłuczek idealnie trafiając w brzuch ścigającej. Ale proszę państwa! Kafel trafia w ręce asystującego Westa i pada gol dla Złotych Hipogryfów! Cóż za zwrotna akcja! Thompson wydaje się być załamany. Jeśli przegrają ten mecz, w następnym będą walczyć o pozostanie w I Lidze. Znicza nadal nie widać, ale ścigający z Newcastle pędzą w trójkę na bramki Royala. Svoboda, Iwanow, Smith, znowu Iwanow. Chyba grają nową taktyką. Iwanow spowrotem do Smitha, ten do Svobody. Royal już przygotowuje się pod słupkami. Svoboda podaje do Smitha, ale co to się stało?! Jakaś złota smuga przeleciała obok nich i cała trójka zawisła zdezorientowana w powietrzu! Tak! To Catherine Troy! Proszę państwa, niewątpliwie jest ona zawodniczką dzisiejszego meczu! Znowu pędzi jak szalona pod słupki Thompsona! Obrońca przygotowuje się! Co ona robi?! Troy przerzuca wysoko piłkę nad obrońcą i nurkuje! O co chodzi?! – wszyscy na boisku i trybunach wpatrywali się ze zdziwieniem, co robi ścigająca Złotych. – Tak! Co za klasa! Takim sposobem ominęła Thompsona i strzela kolejnego gola! 60:10 dla Hipogryfów! – widownia dosłownie szalała. Wszyscy skakali na swoich miejscach i bili gromkie brawa. Ja również skakałam, prawie wypadając przez barierkę.
– Widzieliście to?! Widzieliście?! – krzyczałam do chłopaków, a ci tylko pokiwali markotnie głowami. Kibice i zawodnicy Wściekłych Psów byli wyraźnie załamani. Przez następne 5 minut gry, Hipogryfy zwiększyli przewagę do 80:10, a Psy przeprowadzili trzy nieudane akcje. Mimo, że deszcz nie ustawał, a wręcz padało coraz mocniej i wszyscy byli przemoczeni, gdy spojrzałam na Adama przez lornetkę, był dużo weselszy i podrygiwał lekko na miotle.
– Trener gości poprosił o czas. Zawodnicy schodzą do szatni, a my zapraszamy na gorące napoje. Chociaż myślę, że przy takich emocjach nie potrzeba nas rozgrzewać – na trybunach zrobił się tłok, bo wszyscy pędzili po wspomniane gorące napoje. Adam, lecąc do szatni, przemknął obok naszej loży i pomachał mi. Odmachałam mu z radością i uniosłam kciuk do góry. Potter zaczął małpować Adama i pomachał mi, robiąc głupią minę.
– Jesteś żałosny – stwierdziłam pogardliwie.
– Idę po coś do picia, przynieść wam też? – wtrącił Syriusz, zanim Potter zdążył cokolwiek powiedzieć.
– Możesz mi wziąć gorącą czekoladę – odparłam i wcisnęłam mu do ręki kilka sykli.
– Ja nic nie chcę – mruknął James i założył ręce na piersiach.
– W sumie powinienem spytać, czy mogę was tu zostawić samych i nie martwić się, że ten stadion wyleci w powietrze – stwierdził Łapa i przyglądał się nam chwilę badawczo. – Ale, jak to się mówi, kto się czubi, ten się lubi – wyszczerzył zęby i uciekł, zanim którykolwiek z nas otworzył usta.
– Skąd ty się tu w ogóle wzięłaś Evans? – spytał starając się zachować obojętny ton.
– Przyjechałam na mecz – odpowiedziałam chłodno. – Siecią Fiuu – wyprzedziłam jego kolejne pytanie.
– I od kiedy jesteś w Liverpool? – ciągnął dalej.
– Od wczoraj.
– Gdzie nocujesz? – tym razem nie udało mu się zachować obojętnego tonu.
– U Adama – odparłam i spojrzałam na niego kątem oka. Jego twarz zdradzała, że chciał coś ukryć i z czymś walczył.
– No tak – mruknął w końcu. – Wspaniały Royal zaprosił cię całkiem bezinteresownie do domu na noc – dodał ironicznie.
– Na dwie noce – wtrąciłam złośliwie, a jego zatkało na chwilę. Uśmiechnęłam się satysfakcjonująco.
– Już wróciłem! – oznajmił Łapa, siadając obok mnie i podał mi mój kubek z napojem, za co podziękowałam mu uroczym uśmiechem, a Potterowi rzucił butelkę kremowego piwa. Ten, jak na szukającego przystało, miał dobry refleks i złapał. Od razu odkręcił korek i pociągnął zdrowego łyka. – Tęskniliście za mną, co?
– Jakbyś zgadł – burknął Potter.
– Tak poza tym, jestem z was dumny – poklepał mnie po plecach Black i wyszczerzył zęby. Oboje z Potterem spojrzeliśmy na niego zdumieni. – No, stadion jest cały.
– Stwierdziliśmy, że ten stadion już i tak musi znosić widok Pottera, więc nie będziemy go do reszty niszczyć – odparłam złośliwie.
– Absolutnie się z tobą zgadzam, Evans – powiedział Potter. – Jeśli miałabyś zacząć wrzeszczeć, to nie dość, że stadion by runął, to jeszcze ludzie by ogłuchli.
– No widzisz, każdy ma jakieś zalety – rzuciłam beztrosko. – No, może oprócz kilku wyjątków – obdarzyłam go pogardliwym spojrzeniem.
– Co ta miłość robi z ludźmi – westchnął zrezygnowany Syriusz i napił się piwa.
– JAKA MIŁOŚĆ?! – obydwoje z Potterem oburzyliśmy się i równocześnie wydarliśmy na niego. Wszyscy wokół spojrzeli na nas dziwnie.
– Właśnie ta miłość – uśmiechnął się znacząco.
– Ja i Evans miłość? Do niej? Stary, chyba cię pogięło – burknął Potter.
– A kto się za nią ugania od 3 klasy? – spytał Black.
– To nie jest żadna miłość. Ona mi się po prostu podoba i lubię ją denerwować.
– Z wzajemnością – odparłam, a oni obydwoje się roześmiali. – No co?
– Właśnie powiedziałaś, że ci się podobam – wyszczerzył zęby Potter, zapominając o wcześniejszej kłótni. – Zawsze wiedziałem, że na mnie lecisz.
– Jedyne, co na ciebie leci, to deszcz, Potter – warknęłam. – A chodziło mi o denerwowanie.
Potter coś odpowiedział, ale został zagłuszony przez komentatora.
– Witamy po krótkiej przerwie! Gotowi na dalsze wrażenia? – rozległ się gwizdek sędziego i 14 zawodników uniosło się w górę. – Piłkę przechwytuje Svoboda. Podaje do Iwanowa. Iwanow leci pod słupki, podaje spowrotem do Svobody, ten do Smitha. Smith strzela i... Royal chwyta piłkę w ostatnim momencie! Brawa dla obrońcy Złotych! – zaklaskałam w dłonie, nie zwracając uwagi na Pottera, który udawał, że wymiotuje. – Kafel w posiadaniu Troy, ta podaje do West... uuu! To musiało boleć! West dostaje tłuczkiem prosto w głowę, co prawie zwala go z miotły! Piłka z powrotem w posiadaniu Wściekłych Psów, którzy zaczęli grać trochę agresywniej! Smith przy piłce, podaje do Svobody, ale Alexander Hawk oddaje tłuczkiem za poprzednią akcję! Kafel znów znajduje się w rękach West! Pałkarze Wściekłych nie dają za wygraną i odbijają tłuczki między sobą! West zgrabnie omija lecące tłuczki, podaje do Troy! Ta leci jak szalona! Czyżby kolejna akcja w jej stylu? Nie! Troy dostaje tłuczkiem odbitym przez kapitana Psów i wypuszcza kafla, którego błyskawicznie przejmuje McKey. Ta kończy akcję Troy i mamy 9 gola dla gospodarzy!
– Haha! – wstałam z krzesła i wiwatowałam.
– Ale co to się dzieje?! Miediew pędzi na obrońcę Wściekłych! Tak! Zauważył znicza! Ale Natasha O’Sullivan również go widzi, a jest bliżej! Czyżby pomimo pięknych bramek i akcji Hipogryfów, przegrają mecz?! – wszyscy zawodnicy i całe trybuny pozostali w bezruchu i wpatrywali się w dwie postacie na miotle. Serce zabiło mi mocniej i zacisnęłam kciuki. Miediew nie miał szans na dotarcie do znicza szybciej niż O’Sullivan. Perspektywa przegranego meczu przerażała mnie, bowiem wiedziałam, że Potter będzie mi to wypominał przez długi czas, a Adam będzie załamany. Tymczasem bracia Hawk obudzili się z hipnozy i przypomnieli sobie, po co mają pałki w dłoniach. Szybko zlokalizowali oba tłuczki i równocześnie odbili je w stronę pędzącej szukającej. Nikt, oprócz mnie nie zwrócił na nich uwagi, bo wszyscy byli zapatrzeni w wyścig, jaki toczyli szukający obu drużyn. Nawet komentator ucichł na chwilę. Akcja braci pałkarzy odniosła zamierzony skutek i tuż przed tym, jak Natasha O’Sullivan miała zacisnąć palce na złotej piłeczce, jeden tłuczek zahaczył o koniec jej miotły, a drugi o jej wyciągniętą rękę. W rezultacie zawodniczka prawie spadła z miotły i tylko jakimś cudem się na niej utrzymała, a Miediew za ten czas dotarł do znicza i po chwili uniósł się do góry, trzymając rękę z piłeczką ponad głową. Na stadionie przez chwilę utrzymywała się cisza, ale po chwili ryk rozniósł się po trybunach i wszyscy kibice gospodarzy zaczęli wrzeszczeć w niebogłosy i skakać na swoich miejscach, wymachując szalikami. Ja sama nie byłam gorsza i gdyby mnie Syriusz nie pociągnął za koszulkę, wypadłabym przez barierkę. Huncwoci usiedli zrezygnowani na swoich miejscach i gorzko wpatrywali się we mnie. A ja jak szalona krzyczałam z całych sił.
– Cóż za piękna akcja pałkarzy! Proszę państwa to niebywałe, w jaki sposób przypieczętowali zwycięstwo Złotych Hipogryfów, gdy nikt już nie miał nadziei, że Miediew dogoni O’Sullivan! Wspaniały mecz kończy się wynikiem 240:10 dla gospodarzy! – Wszyscy zawodnicy Hipogryfów rzucili się na pałkarzy, którzy bezapelacyjnie zostali bohaterami spotkania. Zlecieli na ziemię i wzięli ich na ręce, unosząc wysoko. Ja usiadłam zmachana pomiędzy Blackiem i Potterem. Reszta ludzi z loży zaczęła powoli wychodzić.
– Świetny mecz – powiedziałam ochrypłym głosem.
– Taa – mruknął Łapa i wpatrywał się w jego ulubioną drużynę, która podeszła do gospodarzy i uścisnęła im dłonie, a potem skierowała się do szatni.
– W przyszłym sezonie ich rozniosą – powiedział Potter, ale bez przekonania.
– O ile zostaną w ogóle w I Lidze – zauważyłam, a oboje rzucili mi wściekłe spojrzenia.
– Nawet tak nie mów! – warknął Potter i wstał. – Łapa idziemy. Na razie Evans, do niedzieli.
– Cześć rudzielcu – Black uśmiechnął się do mnie trochę smutno.
– Cześć wam – odparłam z szerokim uśmiechem.
– Właśnie, Evans! – Potter odwrócił się na chwilę, a ja spojrzałam na niego zaciekawiona. – Umówisz się ze mną? – uśmiech zrzedł mi i przewróciłam oczami.
– Daruj sobie Potter – mruknęłam, a on pomachał mi i wyszczerzył zęby. Potem odwrócił się i dołączył do Syriusza, który na niego czekał, tupiąc ze zdenerwowaniem nogą. Chwilę potem również skierowałam się do wyjścia. Zeszłam na dół po schodach i stanęłam z boku, czekając na Adama. Obok mnie przechodzili najróżniejsi ludzie. Od starych bezzębnych wiedźm do malutkich 3-letnich dzieci. Wszyscy szli w głąb lasu. Stałam i przyglądałam się wszystkim. Po samej minie mogłam wywnioskować, którzy są czyimi kibicami. Po kilkunastu minutach nikogo już nie było i stałam tam sama mając nadzieję, że Adam o mnie nie zapomniał. Ze stadionu wyszła dość duża grupa ludzi, ubranych na brązowo-zielono (barwy Wściekłych Psów). Rozpoznałam wśród nich główną siódemkę drużyny. Szli obok niskiego faceta ubranego w brązową szatę, gestykulującego żywo. Wszyscy mieli markotne miny. Jeden z nich podniósł głowę i jego wzrok spoczął na mnie. Uśmiechnęłam się do niego smutno. On wzruszył ramionami i odwzajemnił uśmiech. O ile się nie myliłam, był to jeden z pałkarzy Louis Craven. Grupka przeszła obok mnie i weszła wśród drzewa w lesie, by potem zniknąć całkowicie. Ja nadal czekałam i powoli zaczęło mi się to nie podobać. Stałam tam i stałam, a Adama nadal nie było. Usiadłam na schodach prowadzących na dół i oparłam podbródek na złożonych dłoniach. Sama nie wiem, ile tam jeszcze czekałam, ale strasznie mi się dłużyło to siedzenie. W końcu usłyszałam odgłosy rozmowy dochodzące z dołu schodów, na których siedziałam. Wstałam i poprawiłam się. Po chwili wyłoniła się postać Adama i niskiej, ładnej szatynki z pociągłą twarzą i chłodnym spojrzeniem. Ten pierwszy na mój widok uśmiechnął się i szybko podszedł do mnie witając krótkim pocałunkiem w usta. Szatynka skwitowała to badawczym spojrzeniem i zmarszczyła lekko brwi.
– Nareszcie – mruknęłam trochę naburmuszona. – Świetny mecz, gratuluję – dodałam już z entuzjazmem i ucałowałam go w policzek.
– Dziękuję. Lily to jest Catherine Troy – powiedział radosnym tonem i wskazał na dziewczynę, a raczej kobietę. Ta uśmiechnęła się szeroko, ale wyraz oczu nadal pozostał chłodny.
– Lily Evans – podałam jej dłoń, którą uścisnęła.
– A kto to jest? – spytała, lustrując mnie wzrokiem z góry na dół, zatrzymując się na twarzy.
– Moja dziewczyna – odpowiedział z uśmiechem i objął mnie ramieniem.
– Ale chyba jakaś nowa, co? Bo jakoś nie wspominałeś o niej – zaznaczyła, nadal bezczelnie wpatrując się we mnie. Podniosłam jedną brew, a w oczach zapalił się ostrzegawczy ogień. Czułam, że powinnam na nią uważać i że nie jest to osoba, której mogę ufać.
– Od walentynek – wtrąciłam lekko dumnym tonem.
– Ale poznaliśmy się wcześniej – dodał Adam i musnął mnie w policzek.
– Chodźmy już do domu, bo mi zimno – wzdrygnęłam się, bo mimo, że deszcz już nie padał, wiał mocny i zimny wiatr.
– Już idziemy – powiedział miękko. – To cześć Cath – pomachał jej na pożegnanie.
– Na razie Adaś, cześć Lily – powiedziała, kładąc nacisk na jego imię.
– Pa – rzuciłam krótko przez ramię. Adam objął mnie mocniej i ucałował w głowę. Cały czas czułam na sobie jej wzrok. Chłopak zaczął mi opowiadać o meczu, chyba całkowicie zapominając, że go oglądałam. Ale pozwoliłam mu mówić, bo był tym taki przejęty. Jak mówił, oczy mu błyszczały, a na policzkach pojawiły się rumieńce przejęcia. Uśmiechnęłam się i pomyślałam, że wygląda naprawdę uroczo. Doszliśmy w końcu do skraju lasu, gdzie stało kilka aut. Odszukaliśmy te, w którym siedział Ernie i weszliśmy do środka.
– Cześć gołąbeczki – powiedział rześko mężczyzna. – Gratuluję Adam, naprawdę super mecz – dodał z uznaniem.
– Dzięki Ernie – odparł Adam i uśmiechnął się. – To co, jedziemy?
– Czekamy jeszcze na kogoś – poinformował kierowca i zabębnił palcami w kierownicę.
– Na kogo? – spytałam zaciekawiona.
– Właśnie dostałem informację przed chwilą, że mamy wziąć Catherine – odpowiedział. Zdziwiło mnie to bardzo, ale nie odzywałam się. Jakieś 5 minut później, drzwi się otworzyły i do środka wgramoliła się wspomniana wcześniej kobieta.
– Co za niespodzianka! – powiedziała na powitanie. – Okazało się, że mam jechać z tobą Adaś – uśmiechnęła się słodko. Chrząknęłam znacząco. – O Liza, ty też tutaj jesteś – zauważyła.
– Lily – warknęłam.
– Och, przepraszam moja droga! Zwykle nie mam problemu z zapamiętywaniem imion – powiedziała, uśmiechając się przepraszająco.
– Świetna gra, Cath – rzucił Ernie i odpalił auto. Potem ruszył z piskiem opon i wjechał na drogę, prowadzącą do centrum miasta. – To kogo pierwsze odwozimy?
– Catherine. – powiedziałam stanowczo, a kobieta zmierzyła mnie badawczym wzrokiem. Adam uśmiechnął się lekko i pokręcił nieznacznie głową.
– Wedle życzenia – powiedział kierowca i gwałtownie skręcił w prawo, sprawiając, że Adam wpadł na mnie, a ona na Adama. Gdy auto wyszło na prostą, wróciliśmy do poprzednich pozycji, jednak jej ręka pozostała na kolanach obrońcy. Chrząknęłam znacząco i spojrzałam na nią chłodno. Ta nie od razu zrozumiała moją aluzję, albo raczej nie chciała jej zrozumieć. Adam wydawał się nawet nie zauważać, że coś się dzieje. Ernie spojrzał w lusterko i zmarszczył brwi. Potem uśmiechnął się zawadiacko i gwałtownie skręcił w lewo, mimo, że nie było do tego żadnego powodu. Szatynka wpadła twarzą na szybę, a mi i Adamowi jakoś udało się utrzymać w równowadze.
– Ernie! Co to miało być?! – oburzyła się, poprawiając w siedzeniu.
– Wybacz, coś leżało na drodze, jakiś niepożądany obiekt – mruknął i uśmiechnął się złośliwie, a mi puścił oczko. Zakryłam rękoma usta, żeby zatuszować śmiech. – Jesteśmy na miejscu – oznajmił i zahamował gwałtownie.
– Do zobaczenia Adam. Cześć – warknęła zła i wyszła z auta trzaskając drzwiami. Ja i Ernie roześmialiśmy się. Adam nie wiedział o co chodzi i zmarszczył brwi, patrząc oczekująco, aż ktoś mu cokolwiek wyjaśni.
– Dzięki Ernie – odezwałam się w końcu i uśmiechnęłam najładniej, jak potrafiłam.
– Zawsze do usług – skinął głową i ruszył.
– Ale o co... – zaczął Adam
– Już nic Adaś – odparłam i uśmiechnęłam się do niego słodko. Ten tylko wzruszył ramionami. Reszta jazdy minęła spokojnie, bez żadnych gwałtownych ekscesów. W przeciągu 10 minut znaleźliśmy się na ulicy, na której mieszkał Royal.
– Cześć wam dzieciaki – powiedział kierowca i zasalutował.
– Cześć i jeszcze raz dzięki Ernie – odparłam i uczyniłam ten sam gest, co on.
– Do zobaczenia – powiedział obrońca Złotych i pomachał kierowcy. Chwilę potem usłyszeliśmy pisk opon i Ernie odjechał. Weszliśmy po schodach, Adam otworzył drzwi kluczem i wpuścił mnie do środka.
– Został nam calutki wieczór dla siebie – zauważyłam i zdjęłam płaszcz, rzucając mu ukradkowe spojrzenie.
– Na godzinę 19 jesteśmy zaproszeni do klubu, żeby świętować z resztą drużyny zwycięstwo. Taka nasza tradycja – spojrzał na mnie, jakby bał się mojej reakcji. – Ale jeśli nie chcesz, to nie musimy iść – dodał szybko. Uśmiechnęłam się.
– Oczywiście, że chcę iść – powiedziałam z entuzjazmem, a on podszedł do mnie i pocałował mnie. Potem wziął na ręce i zaczął iść w kierunku jego pokoju.
– Ale do 19 mamy jeszcze trochę czasu dla siebie – mruknął mi przyjemnie do ucha. Zachichotałam cicho i nogą zamknęłam za nami drzwi do pokoju. Tak na wszelki wypadek.
***
*Wybaczcie, ale nie chce mi się wymyślać i opisywać stadionu :D
Hej :*Coś czuję, że polubię Ernie'go ;DDostrzegłam jeden błąd 'logiczny' - "Pozostało 10 minut do końca meczu" - chyba do rozpoczęcia :]] Ale wszyscy wiedzą o co chodzi :DCiekawi mnie jak opiszesz imprezę :DD Mam nadzieję, że nie będzie jakiśch przygód typu wcięty Adam całuje Catherine... "byłem pijany nic nie pamiętam" - urocze. Wkurzony Potter jest słodziutki xD"Jestem z Was dumny" - Syriusz wymiata ;dBuziaki ;** Liria26
OdpowiedzUsuńSuper notka. Na prawdę mi się podoba. :***
OdpowiedzUsuńTa Catherine działa mi na nerwy, a Potter jeszcze bardziej. ;D Już myślałam, że Hipogryfy przegrają, ale jednak nie, wygrali. Tylko zapaliła mi sie ostrzegawcza lampka, jeśli chodzi o Adama. Jestem ciekawa co będzie dalej. ;)p.s. cieszę sie, że dodałaś nową notkę, bo się stęskniłam! :D Pozdrawiam. :* kochaj-lub-nienawidz.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńNa początku napiszę, że ani trochę nie podoba mi się wygrana Złotych. Jeśli Wściekłe Psy by wygrały, to może Jimmy nie byłby aż taki zazdrosny. Swoja drogą, jeśli razem z Lilką roznieśliby ten stadion, to byłoby nawet ciekawe. Ta cała Catherine... hmmm... ja ją tam lubię, Jakby np. zaczęła całować się z pijanym Adamem, to wtedy Lily by z nim zerwała, Jimmy miałby rację i... No nie wiem, coś byś wymyśliła. Ach, no i oczywicie Pani McDuffal. Uwielbuiaim ją. Ogólnie notka świetna. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJEj Lily to chyba nie ma o której wstawać co? Wcześniej sie pewnie nie dało. Jak mozna tak długo spać no wstyd ! ; pOj jajecznica... Mrrr i znów sie przez ciebie głodna zrobilam! Taka jejecznica z jednego jajka na masełku i ze szcypiorkiem... aww! Adaaaam... Zrób mi jajecznice coo? ; *'szeregowy Evans' ;D a duzo sie fimów naogladalas o wojsku ;pBOże pani McDufal jest okropna! Do złudzenia przyypomina mi moją znielubioną (jetz takie słowo? powiedzialaby m znienawidzoną ale az tak to jaj nie nielubie...) sasiadkę. No z tym, że moja moze nie jest az tak bezposrednia... Tzn jest ale próbuje to ubrac w taka sładką barwe starszej pani. Tak czuy tak jest głupia nietaktowna i straaaszna! A jej pies to jzu wogole kosmos! Chociaz to jak pani Mcduffal oceniala i lustrowala lilke przebilo chyba wszytko!'Nowa panienaka' wszyscy tak mowili djak zobaczyli Lilkę. Czyżby Adam był kobieciażem? I tak jak powiedzial póżniej potter zmianial dziewczyny co miesiąc?A tak btw ten Ernie to mi kogos przypomina ;]. Wiesz taki kierowca wieliegio niebieskiego autobusu? No nie pamietam jak sie nazywa... Akle był taki podobny niprawdaż ; pOj ten Adam to słodki jednak jes, odprowadził Lilke do lozy i jescze ta lornetka w torebce... No słodko!... Ael nie za duzo lukru? Chociaż wiesz... nie nie ma go za duzo w kondu drocza sie ze soba nie ; pWiedziałam! Wiedziałam jak tylko pojawili sie dwaj kolesie w tej lozy ja wiedzuialam ze to Potter z blackiem! No poprostu wiedzialam!'Zabolało słoneczko' ojć <3 to takie cuuudne droczenie sie < 33 lovee!Oj a Potter to biedny był jak sie dowiedział gdzie lilka nocuje. Juz prewnie staneły mu przed oczami jakieś dzikei erotyczne wizje. Musiało boleć. Ale wuesz to ci daje fajna mozliwość no notke jak lily juz bedzie z Jamesem. Jesli on np jest prwiczkiem (czego jescze nie wjasniłaś od czasu jego wkrętu ;p) i mysli ze podczas wizyty Lily u Adama do czegos doszło to moze sie bac zblizenia z Lilką i moze go unikać... Ajj to bedzie fajne ; p. Boze strasznie mi sie podoba ze wprowadzasz w swoje opowiadanie zdarzenia które pootem będa miały konsekwencje w przyszłości. To jest takie cudowne i nadaje opowiadaniu ciągłość. JAka miłosc?! no mrau ! ale jacy zgodni byli ; p wogóle powiem ci ze zainspirowalas mnei ta 'kłutni alily i JAmesa' A syriusz to mi trochr w tej niotce Konrada z 'Niani przypominał xd pon tez zawsze robił Aluzje ze Frania i Skalski cos tam do siebie czują. upelnie jak syriusz tutaj ; p.NA ciebie to tylko deszcz leci potter' :hahaha: spoadłam z krzewsła. No bonanza xd.Napisałas 'za ten czas' nie powinno być 'w tym czasie'?Catherin - czyżby to była ta przyjaciółk ao której pisałam w poprzednim komentarzu co? To tez mi podsywa pewne scenarriusze do twojego popowiadania ; pPodoba mi sie to ze stosujesz pewne watki dajace wiele mozliwosci i to ze czytelnik sam moze je odkryc i probowac odkryc jak potocza sie losy bohaterów. To fajne jest ; pOj no wiesz tak zakończyłas tą notkę niegrzecznie ze ja cie kręcę. Co tam sie działo w tej sypialni za zamkniętymi drzwiami ; p?czakem na następną note a ja sie zabieram z amoją ; pbuziak Werak ;*Ps. Wybacz wszlekie błedy ale sie spiesze
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział na blogu www.lily-evans-james-potter-huncwoci.blog.onet.pl . Liczę na szczerzą opinię. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTen rozdział był super! Te docinki Jamesa i Lily, i numer Erniego. Ta całą Catherine wywołała u mnie ciemną stronę ;] koniec jest ciekawy, nie mogę się doczekać następnego rozdziału. byle szybko!!!!!!!
OdpowiedzUsuńFajna notka! :) A ta Catherine, wydaje mi się, jeszcze coś namiesza na imprezie z okazji wygranej meczu :P Pozdrawiam i czekam na więcej! :)
OdpowiedzUsuńHeej. Powoli staję na nogi :) Trochę mi zajęło nadrobienie zaległości w lekturze, ale warto było poświęcić ten czas. Chciałabym pisać takie długie notki, jak ty :) Może wena sama przyjdzie, jak minie mi ten cholerny kryzys. Ale teraz jest lepiej, więc mam nadzieję wkrótce coś napisać :) ... Hm. Znasz może kogoś takiego jak Adam? Przydałby mi się świetny chłopak, sportowiec, który robi cudowną jajecznicę :D
OdpowiedzUsuńDziewczyno, jak zwykle jesteś po prostu niesamowita ;DD Powinnaś napisać książkę, co spodziewam się, że zrobisz. Tylko weź mi tam gdzieś w niej podziękuj za konstruktywną krytykę, czy coś ;PNo to przejdę do omawiania rozdziału.Zacznijmy od początku.Po pierwsze, nie podoba mi się to, że poranne czynności zajęły Lilce tylko 20 minut. To co najmniej podejrzane. ;PPrzy tej jajecznicy zapachniało mi trochę Edwardem ze 'Zmierzchu'. On też świetnie gotował. On to w ogóle był przereklamowanym ideałem ;Nie dziwię się, że Adam tak strasznie się stresował, biedaczek, zawsze twierdziłam, że Obrońca/bramkarz ma najgorzej. Ale z Lilką na trybunach to powinien być pewny wygranej ;)Polubiłam panią McDufall, mimo, a może właśnie dlatego, że jest nieco wścibska. W końcu troszczy się o Adama ;] Współczuję Lily, że ogólnie każdy tak ją tam obceniał.Nieźle Evans wykrakała z tym deszczem :P Już się bałam, że przez to Adam schrzani ten mecz. Czy Ernie to ten Ernie Prang? Z 'Błędnego Rycerza'? Polubiłam go ^^Podejrzewałam, że coś będzie nie tak, gdy napisałaś, że tylko siedzenia obok Lily są wolne. Tych dwóch chłopaków wyobraziłam sobie najpierw jako grubasów, którzy będą się darli przez całyu mecz i rozrzucali naokoło popcorn ;P Nieźle się uśmiałam, gdy okazało się, że to Black i Potter ;D Cała ich rozmowa była po prostu rewelacyjna i rewelacyjnie opisałaś mecz. Normalnie widzaiałam wszystko i razem z Lilką przeżywałam każdą akcję ;D Całe szczęście, że Hipogryfy wygrali/ły(?), bo inaczej ruda miałaby przechlapane z Jamesem. I tak wystarczająco sie jej czepia....widać na kilometr,. że coś-tam pomiędzy nimi jest. Mimo, że Evans'ówna ma świetnego chłopaka.Zaintrygowała mnie Catherine. Zaniepokoiłam się już w chwili, gdy Lily czekała na Adama. Podejrzane, że tak długo nie przychodził. W ogóle ta całą Cath jest za bardzo podejrzana. Mam nadzieję, że nic z nią nie wyniknie. ...I że nie zagrozi ona związkowi Lily i Adama. Chociaż nawet jak coś takiego będzie, i tak wiem, że opiszesz to znakomicie, nawet gdyby Royal okazał się ostatnią świnią ^^Nie mogę się doczekać imprezy. Ogólnie strasznie ci zadzroszczę, że Twoja Lily jest już na etapie randkowania i wgle ;PPPowoli zbieram się do zakończenia tego komentarza i życzę Ci mnóóstwo czasu na następną notkę. Dodam tylko jeszcze, że ja też zbieram się do kolejnego rozdziału. Może nawte napisze go dzisiaj, jeśli starczy mi czasu ;) Z resztą, dam Ci znać.Pozdr.;***[czasy--huncwotow]
OdpowiedzUsuńHej.Powiem szczerze, pierwszy raz widzę twojego bloga i jestem zachwycona.! Od 12 czytałam go bez przerwy. ten wątek z Adamem: świetny.! Mam nadzieję że nie zakończy się szybko.Nie mogę się doczekać kolejnej notki, mam nadzieję że będzie szybko. Nie strać weny, buziaczki *; - Lola.
OdpowiedzUsuńTo jeszcze raz ja ;)12007571- to moje gg. Jak bedziesz miała chwilkę, napisz jak już sie pojawi nowa notka. Z góry dzięki.! <3
OdpowiedzUsuńAle świetnie piszesz ! ;) Od dziś jestem stałą czytelniczką ;p1. Lily ma chłopaka ?!??! i nie jest nim James o.O oryginalnie ^^2. Ale Rogacz był zazdrosny xD 3. Wiem, że jestem głupia, ale chciałabym, żeby prognozy Jamesa się sprawdziły i żeby Lily i Adam się rozstali... ;P4. Śmieszna ta staruszka ;dd5. Ernie <33 świetnie zrobił tej całej Catherine (?) ;p6. Czuję, że wyżej wymieniona duuużo namiesza ;>7. Bardzo fajnie opisany mecz ;)8. Możesz mnie informować na lily-james-milosc? 9. Nie zmuszam Cię do czytania opowiadania ;P 10. Ale dekalog stworzyłam
OdpowiedzUsuńUh, jestem ciekawa jak zakończysz związek Adama i Lily, chyba że nie zamierzasz...ale moim zdaniem maksymalnie namieszałaś, bo jeśli Lily tak go kocha to jak ma się to skończyć?
OdpowiedzUsuńZapraszam na nową notkę na blogu www.lily-evans-james-potter-huncwoci.blog.onet.pl .
OdpowiedzUsuńWpadłam na twój blog za pośrednictwem Porcelain. I nie żałuję. Bardzo mi się podobało. Intryguje mnie głównie James i to jak się zachował. Zdaje mi się że Catherine coś namiesza na tej imprezie.Ogólnie? Świetnie. Masz cholerny talent, dziewczynoPozdrawiam, trzymam kciuki za ciąg dalszy, na który czekam z niecierpliwością. Masz wielkie pole do popisu i baaaardzo mnie ciekawi ciąg dalszy oraz to jak rozwiniesz wszystkie wątki. Od tej pory zostaję stałą czytelniczką, która musi nadrobić zaległości ( 25 rozdziałów!) Powodzenia [its-always-been-my-dream] I chciałam Cię powiadomić, że jeszcze dzisiaj dodam twój blog do swoich linków. Jeśli nie masz nic przeciwko, oczywiście
OdpowiedzUsuńBOSKIE!Poprosze następnął!!!!
OdpowiedzUsuńTo znowu ja ;)ta na górze...piszesz normalnie ekstra.zazdroszczę ci talentu
OdpowiedzUsuńHej nowa notka na http://wiec-nie-mow-mi-ze-kochasz-mnie-potter.blog.onet.pl/ sorki że tak długo nie pisałam Buźka :*
OdpowiedzUsuńI kolejna notka :) jak mówiłam xD zapraszam http://wiec-nie-mow-mi-ze-kochasz-mnie-potter.blog.onet.pl Buźka :*
OdpowiedzUsuńHej. Och, jak dawno mnie u Ciebie nie było... Hm, Adam wydaje mi się bardzo nerwowym i porywczym chłopakiem. Po co aż walił w ten parapet? A Catherine... No cóż, namiesza, oj, namiesza... Pozdrawiam, lana.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńNapisałam rozdział 4 :) Zapraszam do czytania ;p A teraz idę spać xD http://wiec-nie-mow-mi-ze-kochasz-mnie-potter.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńej, kiedy bedzie następna notka.? Bo przerwałaś w naj naj naj momencie.!PS: mam nadzieję ze dzis się pojawi.
OdpowiedzUsuńHeej. To znowu ja! Wielka fanka Twojego opowiadania! Niezły pomysł z Catherine i wgl, chociaż na początku myślałam, że Adam zdradzi Lily z Cath, ale tak się nie stało... Może i dobrze... Fajnie, że pojawili się w Twojej nocie James i Syriusz. Kocham ich!! (no, może nie dosłownie, bo czy można kochać postacie fikcyjne?!)
OdpowiedzUsuńja chce coś z Pottusiem :)
OdpowiedzUsuń