Przejdź do głównej zawartości

24. Liverpool I

Witam,
Notka tradycyjnie dzielona na pół, traktowana przez Was, jako jedna :). Onet robi swoje ;).
Pozdrawiam i dziękuję za to, że jesteście!

***

 – Lily! Ktoś dzwoni do drzwi! – na głos matki dochodzący z dołu, wybiegłam jak szalona z pokoju i błyskawicznym tempem pokonałam schody dwoma susami. Znalazłam się przed drzwiami frontowymi i zanim je otworzyłam, poprawiłam ubranie i włosy. Dzwonek zabrzmiał po raz drugi. Otworzyłam drzwi.

 – Cześć wiewióreczko! – na jego widok uśmiechnęłam się szeroko, a w moich oczach pojawił się błysk. Rzuciłam się na niego uradowana i pocałowałam krótko. – Spokojnie, bo mnie twoi rodzice od razu wyrzucą z domu – powiedział cicho i wyszczerzył zęby.

 – Chodź – pociągnęłam go za rękę, zamykając drzwi nogą.

 – Poczekaj – zatrzymał się, a ja odwróciłam się do niego i spojrzałam uważnie. Dopiero teraz zobaczyłam, jak świetnie wyglądał. Miał na sobie czarny sweterek w serek, luźne dżinsy z trochę niższym krokiem i adidasy. Dzisiaj miał lekko zapuszczone włosy, które swobodnie opadały na opalone czoło. W granatowych oczach dojrzałam wesołe ogniki, a na ustach rozciągał się szeroki uśmiech. Na nosie pojawiło mu się parę uroczych piegów.

 – Na co mam czekać? – odezwałam się po chwili ciszy.

 – Chciałem ci się przyjrzeć. Ślicznie wyglądasz – powiedział i posłał mi pożądliwe spojrzenie - No dobra, chodźmy – weszłam do salonu, gdzie czekali rodzice. Petunia siedziała w kuchni i wyglądała pożerając wzrokiem Adama. Tata wstał i uśmiechnął się przyjaźnie, a mama nadal siedziała, uważnie obserwując ruchy chłopaka. Z jej twarzy nie dało się nic odczytać, ale podejrzewałam, że pierwsze wrażenie zrobił dobre. Nawet bardzo dobre.

 – Mamo, tato, to jest Adam – powiedziałam.

 – Dzień dobry. Adam Royal – szatyn podszedł do ojca i uścisnął mu rękę. Potem podszedł do mamy. Ta wyciągnęła leniwym ruchem rękę, którą chłopak uścisnął delikatnie i skłonił się lekko.

 – Mark Evans, a to moja wspaniała żona Diana – odezwał się tata, siadając i pokazując mu, żeby również usiadł na kanapie naprzeciw tej, gdzie oni siedzieli. Dzielił ich stolik do kawy. Moja mama lustrowała go wzrokiem od góry do dołu, jednak on zdawał nie zwracać na to uwagi.

 – Napijesz się czegoś? – spytałam, zwracając się w jego stronę.

 – Jeśli mogę, to poproszę kawy. Wiesz jaką – uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech.

 – A wy? Mamo? Tato?

 – Ja również poproszę kawy promyczku – odezwał się tata i również posłał mi uśmiech.

 – Herbatę – powiedziała mama, nie odrywając od niego wzroku. Biedny. Moja matka, gdy chce kogoś dobrze poznać, zawsze go lustruje wzrokiem, nie przejmując się, że wprawia daną osobę w zakłopotanie. Adam również się spłoszył, jednak dość skutecznie to tuszował. Poszłam do kuchni, gdzie Petunia prawie spadła z krzesła, próbując wypatrzeć, jak najwięcej szczegółów. Przewróciłam oczami i wzięłam się za robienie kawy i herbaty. Ona niezauważona uciekła do swojego pokoju. Zaniosłam tacę do salonu, w którym nastała trochę niezręczna cisza.

 – Macie państwo bardzo ładny dom – zaczął obrońca Złotych.

 – Dziękuję – odparła mama i uśmiechnęła się nieznacznie. – Adam, ty grasz w drużynie quiddita, tak?

 – Quidditcha, mamo – poprawiłam ją, czego nie skomentowała.

 – Owszem, gram – odpowiedział. – Wiążę z nim najbliższą przyszłość.

 – A co potem zamierzasz zrobić? – ciągnęła.

 – Potem? Chciałbym pracować w Ministerstwie Magii w dziale związanym ze sportem czarodziejów.

 – A w jakim domu byłeś w Hogwarcie? – wywiad nadal trwał. Ojciec ze zniecierpliwieniem spoglądał na swoją żonę i kręcił nieznacznie głową.

 – W Slytherinie – odpowiedział.

 – To ten, gdzie jest Severus – podpowiedziałam mamie, która pokiwała znacząco głową.

 – A egzaminy końcowe, jak ci poszły?

 – Nie narzekam. Co prawda, mogłyby być lepsze wyniki, ale nie jest źle.

 – A teraz mi powiedz, jak macie zamiar się dostać do Liverpool? – zaczęło się.

 – Myślałem o Proszku Fiuu – odpowiedział, zerkając na mnie.

 – A jak to działa? Jest to bezpieczne?

 – Kochanie, na pewno jest najbezpieczniejsze, skoro Adam wybrał go, spośród wielu innych.

 – W sumie bezpieczniejsza jest teleportacja – wtrącił chłopak.

 – To dlaczego się nie teleportujecie? – drążyła matka.

 – Ponieważ Lily jeszcze nie może. To jest dozwolone od 17 lat – uśmiechnął się, patrząc na mnie.

 – A jak działa ten proszek?

 – Trzeba wrzucić do kominka i tyle – odpowiedział.

 – Jak, do kominka?

 – Mamooooooooo... – jęknęłam.

 – No dobrze, dobrze – mruknęła niezadowolona. – Nie zatrzymuję was już, idź Lily po torbę.

 – Może ja pomogę znieść – zaproponował Adam i wyszliśmy z salonu. Wspięłam się po schodach i wpuściłam go do pokoju. Weszłam za nim i nawet nie zdążyłam zamknąć drzwi, bo porwał mnie w ramiona. – Stęskniłem się – mruknął mi do ucha.

 – Nie tak szybko – zaśmiałam się i zręcznie wywinęłam z jego uścisku. – Będziesz jeszcze miał czas dla mnie – pokazałam mu język, a on zrobił smutne oczy. Nie mogłam znieść tego widoku, więc podeszłam do niego i pocałowałam krótko. – Już? – spytałam, a on pokręcił głową. – Nie marudź – mruknęłam i zaśmiałam się. Wzięłam kufer i pociągnęłam go. Szatyn natychmiast podszedł i odebrał mi bagaż. Rzucił mi zagadkowe spojrzenie i zszedł na dół. Pognałam za nim i dogoniłam go na schodach. Na dole już czekali rodzice.

 – Więc, kiedy nam ją zwrócisz? – spytał ojciec, obejmując jedną ręką mamę, która niezadowolonym wzrokiem patrzyła na mój kufer.

 – Zgodnie z umową, za dwa dni w środę, koło godziny 22. Jeśli coś się zmieni, Lily da znać – uśmiechnął się, a ojciec odwzajemnił uśmiech. Przeszliśmy spowrotem do salonu, gdzie znajdował się kominek. Adam podszedł do niego i jednym zaklęciem rozpalił ogień. Następnie wyciągnął z kieszeni spodni małą saszetkę, włożył do niej rękę, wyciągnął trochę proszku i wrzucił w ogień. Potem wrzucił tam kufer i powiedział: „Poulton Close 4, Liverpool!”. Kufer zniknął. Zerknęłam na mamę, która miała lekko otwarte usta.

 – Panie przodem – wskazał mi ręką kominek. Podeszłam, wzięłam proszek i odwróciłam się do rodziców.

 – Do zobaczenia za dwa dni. Dziękuję!

 – Do zobaczenia – odpowiedzieli równocześnie. Rzuciłam proszek do ognia i weszłam w niego. Pomachałam ostatni raz rodzicom i wykrzyknęłam adres podany przez Adama. Poczułam, jak wiruję, a kłęby dymu wchodzą mi w nos i usta. Wylądowałam w innym kominku, przewracając się. Szybko wstałam i otrzepałam się z popiołu. Rozejrzałam się dookoła. Był to całkiem mały pokój, utrzymany w beżowej tonacji. Skromny, marmurowy kominek znajdował się w ścianie obok tej z wielkim, przestronnym oknem z białymi ramami i muślinowymi firankami. Dywan i ściany były beżowe, a na środku tego małego pokoju stało mosiężne biurko z krzesłem, wyrzeźbionym w starym stylu. Na biurku leżało kilka zwojów pergaminu, jakieś listy i kałamarz z piórem. Obok biurka stała żerdź, na której siedziała tak dobrze znana mi sowa. Podeszłam do niej i pogłaskałam ją. Odwróciłam się i spojrzałam na kominek. Adam coś długo nie pojawiał się. Gdyby nie jego sowa, byłabym pewna, że pomyliłam adresy. W końcu, po kilku minutach oczekiwania, z płomieni wyszedł szatyn i otrzepał się z pyłu. Spojrzał na mnie swoimi granatowymi oczami i uśmiechnął się szeroko. Podszedł do mnie i objął mnie, jednocześnie składając pocałunek na moich ustach.

 – Co tak długo? – spytałam, odrywając się i zerkając na niego. – Moja mama cię zatrzymała? – pokiwał głową w odpowiedzi. – Niech zgadnę, przestrzegła cię, że mamy spać osobno i masz się do mnie nie dobierać i nie ściągnąć mnie na drogę rozpusty, oraz żebym czasami nie przywiozła od ciebie pamiątki w postaci słodkiego bachora? – Adam zaśmiał się.

 – Doskonale znasz swoją matkę – wyszczerzył zęby. Pokręciłam głową.

 – Ona jest okropna.

 – Martwi się o ciebie – uśmiechnął się i potargał mi włosy. Wziął mój kufer i otworzył drzwi. – Chodź za mną – Przeszliśmy przez mały salon, w którym był komplet wypoczynkowy w postaci wielkiej, czarnej, skórzanej kanapy, oraz trzech foteli tego samego rodzaju, niski stolik na kawę, oraz mała biblioteczka, w której było całkiem dużo książek. Ściany były bordowe, a przy wielkim, wręcz ogromnym, oknie wisiały ładne, białe firanki. Potem weszliśmy do podłużnego przedpokoju, na końcu którego było dwoje białych drzwi. Przeszliśmy obok wielkiej, przestronnej kuchni, w której, pod ścianami, był długi rząd mahoniowych szafek kuchennych, a na środku wielki stół z sześcioma krzesłami. Wszystko było dobrane kolorystycznie, a wszystkie meble były tego samego rodzaju. Również w kuchni było wielkie okno. Przeszliśmy obok dwóch zamkniętych drzwi, a trzecie Adam otworzył kluczem. Wszedł do środka, pokazując gestem, żebym również weszła. Jak kazał, tak zrobiłam i niepewnym krokiem weszłam do środka. Była to sypialnia z wielkim, drewnianym łóżkiem, toaletką i ogromną, wbudowaną szafą. Koło łóżka stała szafka nocna, a przed nim, na podłodze leżał piękny, stary dywan. Ściany były pomalowane w wielkie, fioletowo-różowe kwiaty. Również tutaj było ogromnych rozmiarów okno z widokiem na ogródek. Na karniszu wisiała krótka, jasnofioletowa firanka, w podobnym kolorze, co pościel na łóżku, a po bokach trochę ciemniejszego odcieniu zasłonki. Podeszłam z zachwytem do okna i chciałam je otworzyć, jednak Adam podszedł do mnie i zatrzymał mi rękę. Spojrzałam na niego zdziwiona, a ten uśmiechnął się delikatnie.

 – Jak pewnie zauważyłaś, dziwne wydaje się to, że wszędzie są okna, nieprawdaż? – pokiwałam głową. – Niestety, ale ten widok jest zaczarowany. Okno jest wbudowane w ścianę – posłał mi przepraszające spojrzenie.

 – Chyba uwielbiasz patrzeć przez okno – powiedziałam również się uśmiechając. – Wnioskuję, że pogoda za oknem odpowiada prawdziwej pogodzie. Coś w stylu sklepienia w Wielkiej Sali.

 – Dobra jesteś – wyszczerzył zęby. – Tak w ogóle, to jest twój pokój podczas twojego obecnego i przyszłych pobytów u mnie. Jesteś pierwszą osobą, która będzie w nim mieszkać. Cieszysz się?

 – Jest piękny – powiedziałam cicho w odpowiedzi.

 – Ale chodź, pokażę ci całe mieszkanie – chwycił mnie za rękę i pociągnął. Wyszliśmy z pokoju i doszliśmy do owych drzwi na końcu przedpokoju. – Tutaj są łazienki. Te drzwi z prawej to toaleta, a te z lewej łazienka. Potem je zobaczysz, przy okazji – posłał mi czarujący uśmiech. Wróciliśmy się w stronę salonu. – Tutaj – wskazał na zamknięte drzwi – jest sypialnia dla innych gości. A tutaj moja – otworzył drzwi do swojego pokoju i wpuścił mnie do środka. To pomieszczenie zdecydowanie najbardziej mi się podobało. Ściana była oklejona plakatami drużyn i postaci z Quidditcha. Po prawej stronie było ogromne, metalowe łóżko z kolumienkami i złotymi zasłonami. Takiego samego koloru były zasłony przy (oczywiście ogromnym) oknie, a białe firanki były przeszywane złotymi nićmi. Naprzeciwko łóżka była powieszona na ścianie tablica korkowa, na której zapisane zostały wyniki meczów z ligi. Szafa naprzeciw okna miała ciemnobrązowy kolor, identyczny, jak drewniana podłoga. Obok łóżka stała nocna szafka, która zawalona była różnorodnymi książkami, jak się można spodziewać, o qudditchu. Wszystko w tym i innych pokojach idealnie się ze sobą komponowało. Nie mogłam uwierzyć, że facet mógł sobie tak sam urządzić dom. Wyraźnie czułam w tym wszystkim kobiecą rękę. Podeszłam do okna, które było prawdziwe, i otworzyłam je na oścież. Obróciłam się przodem do pokoju i rozglądałam się z zainteresowaniem. Poczułam, jak Adam uważnie mnie obserwuje. Spojrzałam na niego.

 – Masz piękne mieszkanie – zaczęłam. – Ale założę się, że jakaś kobieta ci pomagała w jego urządzaniu – pierwsze uśmiechnął się, a potem roześmiał.

 – Lily jesteś chyba najinteligentniejszą i najbardziej błyskotliwą osobą, jaką spotkałem. Owszem, pomagała mi mama. W sumie nie pomagała, ale zrobiła to za mnie, bo ja nie miałem czasu.

 – Wiedziałam! – wyszczerzyłam zęby.

 – Ale ja myślę, że mamy lepsze zajęcia niż debatowanie o moim mieszkaniu – mówiąc to, zbliżył się do mnie i objął delikatnie w pasie. Spojrzałam mu w oczy i zatopiłam się w jego granatowym spojrzeniu. – Wiesz, że masz piękne oczy?

 – Wiesz, że przed sekundą pomyślałam to samo?

 – Hmmm, musimy to uczcić – uśmiechnął się łobuzersko i zbliżył swoją twarz do mojej. I już mieliśmy spleć się w pocałunku, gdy ktoś otworzył drzwi.

 – Adam jesteś tut...? – obydwoje odskoczyliśmy od siebie i spojrzeliśmy na wejście, w którym stała niska, trochę przy sobie kobieta między 30, a 40 rokiem życia, o czarnych, krótkich włosach i bystrych, intensywnie fiołkowych oczach. Ubrana była w wiosenny, długi płaszcz i buty na obcasie. Patrzyła na nas z lekkim zdziwieniem. – No tak, jesteś – uśmiechnęła się. – No i nie sam – zauważyła. Spłonęłam rumieńcem.

 – Cześć mamo – chłopak podszedł do niej i złożył całusa w policzek. – Co ty tutaj robisz?

 – Byłam w mieście po potrzebne mi książki, zrobiłam dla ciebie zakupy i weszłam. Przepraszam, że nie zapukałam do pokoju. Ale może przedstawisz mi swoją...

 – ...dziewczynę – dokończył za nią. – Mamo to jest Lily Evans. Lily, to jest moja mama, Amelia Curley-Royal.

 – Bardzo mi miło – kobieta podeszła do mnie i uścisnęła mi rękę.

 – Mnie również – odparłam trochę sztywno.

 – Nie krępuj się Lily – powiedziała dziarsko. – Jeśli z nim wytrzymasz, będziesz się musiała przyzwyczaić do mnie – uśmiechnęła się szeroko. Ja odwzajemniłam uśmiech.

 – Bardzo śmieszne – odparł Adam, szczerząc zęby. – Zostaniesz na obiedzie?

 – Nie, dziękuję kochanie. Wpadłam tylko na chwilę, bo pomyślałam, że nie będziesz miał czasu na zakupy. Wiecznie gdzieś jesteś, nigdy cię nie umiem złapać. To trening, to wypad z kolegami, teraz widzę, że dziewczyna, dwa razy, niewiadomo po co, byłeś w Hogsmeade – wymieniliśmy z Adamem rozbawione spojrzenia, ale ona niczego nie zauważyła - Adam, ty nie potrafisz usiedzieć na miejscu. Dzisiaj około 12 również byłam tutaj, ale oczywiście cię nie było – przewróciła oczami. – Zawsze w ruchu! Zwolnij człowieku trochę. Wpadłam ci też powiedzieć, że nie będziemy z ojcem na twoim jutrzejszym meczu. Tata musi iść do pracy, a ja mam pełno roboty w domu. Gdyby Victoria przyjechała do domu na święta, nie byłabym z tym sama. A ty też siedzisz tutaj. No cóż – uśmiechnęła się z sentymentem. – Człowieku, kiedyś ty tak urósł?! Oj, ja nie wiem. Tak dawno u nas nie byłeś. Nawet na święta nie przyjedziesz. I schudłeś bardzo! Jesz ty w ogóle cokolwiek? Czy tylko latasz na te treningi? Widziałam, że lodówka pusta. Jak przypuszczałam, nie masz czasu na zakupy.

 – Właśnie miałem zamiar dzisiaj iść – wtrącił ze śmiechem.

 – Dzisiaj, dzisiaj – powtórzyła, udając jego głos. – Dziewczyna u ciebie jest, a ty byś szedł na zakupy. Powinieneś mieć już gotowy obiad. Zero romantyczności w dzisiejszej młodzieży! – pokręciła głową. Była bardzo ruchliwa, jak na tak niską istotę. – Liza przyzwyczaj się, że Royalowie są pokręconą i wiecznie zabieganą rodziną.

 – Lily – poprawiłam ją delikatnie.

 – Oj przepraszam cię! – podeszła do mnie i poklepała po ramieniu. – Jestem strasznie zabiegana i mam głowę zaprzątniętą. Szef w mojej pracy, nie wiem, czy wiesz, gdzie pracuję. Pewnie Adam nie wspominał ci o nas.

 – Wręcz przeciwnie – odparłam. – Opowiadał mi bardzo dużo. Pani pracuje w „Esach i Floresach”.

 – A jednak kochanie! – pociągnęła go za ucho. – Dobry chłopak. No więc, wracając... A! I zapomniałabym! Nie mów do mnie pani. Co to, to nie. Chyba nie chcesz, żebym się pogniewała na ciebie. Uwierz, że potrafię uprzykrzyć życie – puściła mi oczko. – Amelia jestem. Wracając, przepraszam, ale jestem tak zbiegana, bo nie przyszła paczka zamówionych książek i teraz muszę latać od miasta do miasta i szukać, gdzie są takie książki. Oczywiście, mamy pełno pracowników, ale szef musiał mnie wysłać – pokręciła głową. Adam patrzył na nią z uśmiechem. – Dobra, to ja lecę, bo muszę dalej szukać, a jeszcze coś by trzeba było wymyślić na obiad. Twój ojciec mnie zabije! – spojrzała na zegarek. – Miałam być pół godziny temu w domu! Kochanie, ja lecę. Za niedługo wpadniemy do ciebie na kilka dni może – już miała wyjść, gdy odwróciła się gwałtownie. – Lily, masz na niego dobry wpływ. Po raz pierwszy w życiu ma posprzątane w domu, jak ja mu nie posprzątałam. Bo widzisz, czasem tu wpadam, żeby zadbać o to, aby jego dom wyglądał jak mieszkanie, a nie jak obora. Straszny z niego bałaganiarz. A tutaj widzisz! Taka odmiana. Aż miło.

 – Mamo, czy ty przypadkiem nie miałaś już iść? – spytał ze śmiechem Adam.

 – No widzisz, jaki on jest! Kilka dni mnie nie widział i już mnie wygania! Już idę, idę. Do zobaczenia za jakiś czas, mam nadzieję. Wiesz, z nim się nie da wytrzymać. On jest tak nieznośny. Ale i tak go kocham, mojego Adasia – pogładziła go po policzku. – To naprawdę dobry chłopak, tylko za szybko się wyprowadził z domu. Zawsze to powtarzam jego ojcu, że jest za młody, żeby samemu mieszkać. Ile ja bym dała, żebyś wrócił kochanie.

 – Mamo – powiedział z naciskiem chłopak. Patrzyłam na tę scenę z zainteresowaniem.

 – Idę, już idę – mruknęła z niezadowoleniem. – Dowidzenia Lily! Miło było cię poznać. Mam nadzieję, że kiedyś Adaś zabierze cię do nas na obiad. Zapraszamy serdecznie. Oczywiście nie pochwalił się, że ma dziewczynę. I to tak śliczną dziewczynę – pokręciła głową. – Tak, wiem. Mam już sobie iść, bo chcecie pobyć sami. Ale odwiedź nas kiedyś, bo tak rzadko u nas bywasz. Do zobaczenia Lily! – wyszła z pokoju, a za nią Adam. Dopóki nie wyszła z domu, słychać było jej wesołe świergotanie. Adam wrócił, a ja roześmiałam się.

 – Bardzo pocieszna kobieta – powiedziałam.

 – Wiem. I straszna gaduła – przewrócił oczami. – Czasem zastanawiam się jak mogłem jej nie tolerować na samym początku. Nie wyobrażam sobie życia bez niej – roześmiał się.

 – Ale muszę przyznać, że gaduła niezła – wyszczerzyłam zęby. – Ale bardzo sympatyczna.

 – Tak – potwierdził. – A na czym to my stanęliśmy?

 – Nie mam zielonego pojęcia – wzruszyłam ramionami.

 – A ja chyba wiem – zbliżył się do mnie i bez żadnych ceregieli pocałował, przyciągając do siebie. Po kilku minutach przestał i popatrzył na mnie. – Nawet nie wiesz jaką miałem ochotę to zrobić jak cię zobaczyłem u ciebie, gdy  mi otworzyłaś.

 – Myślę, że twoja mama miała rację – odparłam z zastanowieniem. Adam popatrzył na mnie z zainteresowaniem. – Jesteś bardzo niedobrym chłopcem – zaśmiałam się.

 – To wszystko przez ciebie wiewióreczko! – powiedział oskarżycielskim tonem.

 – Wiesz, zastanowił mnie jeden fakt – powiedziałam, odbiegając od tematu. Spojrzał na mnie pytająco. – Sposób, w jaki przedstawiłeś mnie twojej uroczej mamie – przez chwilę zastanawiał się, o co mi chodzi.

 – Aaaaa. No chyba mogę tak śmiało powiedzieć? – uśmiechnął się zaczepnie.

 – No nie wiem, nie wiem – powiedziałam wyniośle. – Nie przedstawiłeś dostatecznie dużo argumentów potwierdzających tę tezę.

 – A więc, przedstawię ci je teraz – to mówiąc, wziął mnie na ręce, a ja zapiszczałam. Podszedł do łóżka i położył mnie na nim. Potem sam wszedł na nie i położył się obok mnie, układając się na boku. Leżeliśmy obróceni do siebie twarzami. Adam zaczął mnie całować. Nie opierałam się. Jego ręce wędrowały po moim ciele, ale nie pozwalał sobie na dużo. Wiedział doskonale, gdzie jest granica. Po chwili był nade mną, opierając się rękami o łóżko. Wpatrywaliśmy się sobie w oczy.

 – Wolisz być na górze? – spytałam i roześmiałam się.

 – Jeśli ty wolisz na dole.

 – Osobiście wolę górować – odparłam i przewróciłam się tak, że siedziałam na nim okrakiem, trzymając jego ręce uwięzione. Gdyby chciał, jednym ruchem mógł mnie zrzucić i spowrotem przejąć kontrolę, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Uśmiechał się lekko.

 – A ja osobiście wolę drapieżną stronę Lily Evans.

 – To już wiem, czego nie robić – odparłam i puściłam go. Zeszłam z jego brzucha i usiadłam obok. Chłopak z żalem wpatrywał się we mnie. Roześmiałam się. – Nie rób takich oczu. Powiedziałam nie rób! – robił maślane oczka, jakby był dzieckiem, proszącym o cukierek. – O nie, tym razem się nie ugnę!

 – Jesteś okropna – mruknął.

 – Wiem – pokazałam mu język. – Nie rób tego! Adam powiedziałam: nie! – potem nie byłam w stanie wydobyć z siebie słowa, bo chichotałam się, co było skutkiem łaskotania mnie przez Adama. Po kilku minutach, przestał i wpatrywał się we mnie.

 – Wiesz jak się cieszę, że tutaj jesteś? – nie odpowiedziałam, tylko pocałowałam go delikatnie. – Ale mam złą wiadomość. Musimy iść zrobić obiad. Mam nadzieję, że masz trochę większe doświadczenie w gotowaniu, niż ja – wyszczerzył zęby.

 – Dobra, dzisiaj ja zrobię obiad – wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Przeszłam do kuchni i zabrałam się za wypakowywanie zakupów, które przyniosła Amelia. Po chwili do kuchni wkroczył Adam. Pomógł mi w mojej czynności, a potem usiadł i wbił we mnie wzrok, podczas, gdy ja zaczęłam urzędować w jego kuchni. Nie zdziwiłam się, że wszystkie sztućce, talerze, garnki i inne przyrządy były praktycznie nienaruszone.

 – Ile już tutaj mieszkasz? – spytałam, nie przestając kroić kurczaka na kawałki.

 – Od sierpnia zeszłego roku – odparł.

 – Niech zgadnę, jadasz na mieście.

 – Wywnioskowałaś z idealnego stanu tego wszystkiego? – zaśmiał się.

 – Tak – odparłam. – Co jadasz?

 – W sumie wszystko. Nie ma rzeczy, której nie lubię. A czemu pytasz?

 – Tak dla wiedzy.

 – Pomóc ci w czymś? Pokroić coś? Podać? – zaproponował. Odwróciłam się do niego przodem z uniesionym nożem.

 – Zapamiętaj sobie jedno: nigdy, przenigdy w życiu, nie wtrącaj się, gdy gotuję. To święta czynność, w której pomóc mi będzie mogła tylko i wyłącznie moja córka. Pomijając oczywiście moją matkę.

 – Jak patrzę na ten nóż, to się zaczynam bać – wyszczerzył zęby. – Tak tylko pomyślałem, że ci pomogę, bo w końcu to ja powinienem zrobić ci obiad.

 – Spokojnie, ja uwielbiam gotować. Kojarzy mi się z eliksirami – uśmiechnęłam się.

 – Wiesz, moja matka używa czarów podczas gotowania. Pierwszy raz widzę, jak to robią mugole.

 – Nie mogę używać czarów w domu, więc się nauczyłam bez.

 – Tak podejrzewałem. Poczekaj, pomogę ci – podszedł do mnie i zawiązał mi fartuszek. Jednak nie odszedł po wykonaniu tej czynności, tylko stał i trzymał ręce na moim pasie.

 – Adam?

 – Mhm?

 – Ja chcę ugotować nam obiad – powiedziałam z naciskiem. On, jak to on, roześmiał się. – Wiesz, co zauważyłam? Że bardzo dużo się śmiejesz – odwróciłam się, stając przodem do niego.

 – Nie zwróciłem uwagi – odpowiedział niewinnie. – A dostanę buziaka? – pokręciłam głową z surową miną i wróciłam do swojego zajęcia.

 – Utnę ci ten język.

 – Skąd wiedziałaś, że ci pokazałem język?! – oburzył się.

 – Kobieca intuicja – odparłam krótko. Przez następną godzinę, ja gotowałam nasz obiad, a on zagadywał mnie co chwilę. Zrobiłam frytki, kurczaka po hawajsku i do tego surówkę. Postawiłam na stole dwa talerze i usiadłam naprzeciw niego.

 – Dziewczyno, gdzie się tak nauczyłaś gotować?!

 – Moja mama pracuje, więc w wakacje jestem odpowiedzialna za obiady – odparłam i wzruszyłam ramionami.

 – Pyszne! Musisz zamieszkać u mnie.

 – Jako kucharka?

 – Nie. Jako moja dziewczyna, która uwielbia gotować i z miłą chęcią gotuje mi przepyszne obiady – wyszczerzył zęby, a ja zaśmiałam się.

 – Jeśli nagrodą ma być twoje towarzystwo, to mogę przystać na takie warunki – uśmiechnęłam się uroczo. – Nie mów z pełnymi ustami – dodałam, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Przełknął, co miał.

 – Gdzie się dzisiaj wybieramy? Mamy calutki dzień – spytał.

 – Nie wiem, wymyśl coś. Ja nie znam miasta.

 – Nie wierzę w to, że nie przeczytałaś żadnej książki o Liverpool – powiedział, patrząc na mnie z uśmiechem.

 – Znam tylko kilka zabytków – odparłam niewinnie.

 – Parę, czyli?

 – Ja chcę, żebyś ty wymyślił zajęcia na dzisiaj – powiedziałam, pomijając odpowiedź na jego pytanie.

 – To powiedz mi, co chciałabyś zwiedzić.

 – To, co byś mi polecił – odparłam, a on roześmiał się.

 – Możemy zobaczyć mugolski port Merseyside Maritime, Albert Docks i myślę, że spodobałaby ci się dawna siedziba Uniwersytetu.

 – Świetny pomysł! Słyszałam, że w tym Uniwersytecie w pewnej sali straszy duch czarodzieja, który za wszelką cenę chciał być mugolem i...

 – Lily, zastanawia mnie jedna rzecz – przerwał mi, a ja spojrzałam na niego oburzona – Czy ty zawsze musisz wszystko wiedzieć?

 – Kupiłam sobie małą książkę o magicznych stronach Liverpool, bo o mugolskim wiem dużo. Nie mogłam tutaj jechać nic nie wiedząc! – próbowałam się tłumaczyć, a on roześmiał się.

 – Idź się wyszykuj, a ja posprzątam po obiedzie – polecił, więc wstałam od stołu i skierowałam się do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i zaczęłam się rozpakowywać. Poszło błyskawicznie, bo nie miałam zbyt dużo rzeczy. Spojrzałam do lustra i stwierdziłam, że wyglądam w miarę dobrze. Potem przebrałam się w dżinsy, top, bluzę i adidasy, chwyciłam kurtkę i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. W kuchni nie było właściciela mieszkania, więc wróciłam się do jego pokoju. Drzwi do niego były otwarte, więc bezszelestnie stanęłam w progu i oparłam się o futrynę. Adam siedział na łóżku i zawiązywał buty. Potem wyprostował się, odgarnął kosmyk włosów, który nieznacznie wpadał mu do oka i wstał z zamiarem wyjścia. Dopiero gdy był w połowie drogi, podniósł głowę i napotkał moje spojrzenie. Uśmiechnął się szeroko, objął mnie w pasie i bez słowa wyszliśmy z mieszkania, uprzednio zamykając je na klucz.

 – Czym się dostaniemy tam, gdzie zmierzamy? – spytałam.

 – Nie wiem jak ty, ale ja bardzo lubię chodzić piechotą, jeśli nie muszę się teleportować. Ewentualnie proponuję mugolskim środkiem transportu. Jakiś autobus, może taksówka?

 – Idziemy pieszo – zarządziłam. Rozejrzałam się wokół. Jego mieszkanie znajdowało się na małej, ślepej uliczce w kamienicy z czerwonych cegieł. – Mieszkasz wśród mugoli?

 – Wręcz przeciwnie – odparł. – To jest jedyna ulica w tym mieście całkowicie zamieszkana przez czarodziejów.

 – To fajnie się masz, zazdroszczę ci. Ja nie mam w pobliżu żadnego czarodzieja – rzekłam z żalem. – Zanim zamieszkałam w Londynie mieszkał niedaleko mnie Severus i mogłam z nim porozmawiać, a tak to sami mugole – mruknęłam.

 – A tam, nie narzekaj – powiedział wesoło. – Pierwsze idziemy do portu, bo mamy najbliżej – zarządził i wychodząc z jego uliczki, skręciliśmy w prawo. Za rogiem Adam przywitał się z jakimś czarodziejem, który zlustrował mnie wzrokiem z góry na dół. Uśmiechnęłam się do niego lekko i poszliśmy dalej. Po niecałej godzinie spaceru doszliśmy do celu. Widok był wspaniały. Przy brzegu portu dryfowały przycumowane, ogromne statki, na których toczyło się własne życie. To marynarze ładowali drewniane skrzynki na pokład, to kapitan statku wyglądał przez barierkę. W oddali rysowały się budynki Liverpool, które tworzyły pewnego rodzaju otoczkę, mur dla linii portu. Na czysto błękitnym niebie leniwie sunęły białe kłęby chmur, a wiosenne słońce przyjemnie świeciło po twarzach. Woda tworzyła lustro, w którym odbijał się ten wspaniały widok.

 – Pięknie tutaj! – zachwyciłam się i rozglądałam na wszystkie strony. Nie tylko my postanowiliśmy się wybrać tutaj. Po brzegu spacerowali ludzie, najczęściej pary i podziwiali widoki. Podeszliśmy do starego budynku z czerwonych cegieł, na którym były złote litery „Merseyside Maritime Museum”. Weszliśmy do środka, uprzednio Adam zapłacił za wejściówki. Powędrowaliśmy przez sale, dowiadując się o historii portu. Były tam zdjęcia i modele słynnych statków oraz różne inne ciekawostki.

 – Jak myślisz, czy jakiś czarodziej miał tutaj swój wkład? – zapytał, patrząc na zdjęcie jakiegoś parowca z lat 60’. Kobieta obok nas spojrzała się na nas dziwnie i złapała za rękę małego chłopca, uciekając od nas i mrucząc coś o młodzieży. Roześmiałam się, wodząc wzrokiem za ową kobietą.

 – Czytałam kiedyś o tym, że podczas katastrofy jednego statku niedaleko tego portu, marynarz, który rzekomo był czarodziejem i tutaj pracował, jakimś cudem dotarł bardzo szybko do miejsca i uratował wszystkich ludzi. W „Czarodzieje i Mugole – razem przez wieki” czytałam, że podejrzewa się o to Wulfryka Spokojnego, który zawsze miał zamiłowanie do morza.

 – Wow, ty naprawdę jesteś niemożliwa – spojrzałam w jego oczy, w których malowało się uznanie. Wzruszyłam ramionami.

 – Po prostu lubię czytać, a w połączeniu z nudą, która mnie ogarnia w wakacje, powstaje moja wiedza – uśmiechnęłam się pod nosem.

 – To co, idziemy dalej zwiedzać? – pokiwałam głową w odpowiedzi i wyszliśmy z muzeum. – Znasz jeszcze jakieś ciekawostki? – zapytał i spojrzał wyczekująco.

 – Wiesz o tym, że każde mugolskie wydarzenie ma w sobie udział jakiegoś czarodzieja? – zaczęłam – Przykładowo I i II Wojna Światowa. Wiedziałeś, że najbliższy przyjaciel Winstona Churchilla był czarodziejem? Albo, że wśród wojsk niemieckich oraz alianckich ¼ dowódców i generałów również była czarodziejami, którzy porozumiewali się ze sobą tak, aby powstały jak najmniejsze szkody. Podczas bitwy o Anglię, w której zasłużyli się Polacy, jeden z nich był czarodziejem i spetryfikował kilka niemieckich samolotów. Podejrzewa się, że sam Napoleon był jednym z nas. Co prawda nie jest to dowiedzione, ale wielu historyków tak uważa. Podobno podczas marszu na Moskwę, wielu żołnierzy w Armii Francuskiej było pod działaniem zaklęcia Imperius. A ile musi być rzeczy, o których nikt nie wie? Pewnie i w Liverpool zaplecze czarodziejów ma swój udział w historii tego miasta.

 – Za bardzo nie wiem, o czym mówisz, bo pochodzę z czarodziejskiej rodziny – powiedział Adam, zaskoczony moją wypowiedzią. – Nie znam historii mugoli.

 – Ups, przepraszam, zapomniałam o tym – mruknęłam, ale on machnął ręką.

 – Ale to, co mówisz, jest bardzo interesujące. Może kiedyś wgłębię się w ich dzieje. A ty to chyba lubisz historię magii, co?

 – Ja chyba każdy przedmiot lubię – roześmiałam się. – Albo raczej lubię dużo wiedzieć. Wiedza jest nieodzownym towarzyszem wszystkiego. Nigdy nie wiadomo, co ci się może przydać. Ale zdecydowanie wolę eliksiry i zaklęcia. Jest tyle przydatnych czarów!

Komentarze

  1. O jja...normalnie zdołowałam się totalnuie czytając ten rozdział. W porównaniu z Twoim blogiem, mój to żałosna bajeczka dla dzieci. Umiesz tak świetnie wszystko opisywać...ja jak mam napisać parę zdań o wyglądzie czegoś lub pogodzie, czy coś, to wychodzi z tego masło maślane. Tak świetnie opisywałaś dom Adama, że poczułam się, jakbym naprawdę w nim była. serio. zazwyczaj tak mam, że jak w jakiejś książce jest mieszkanie, to dopasowuję jego opis do jakiegoś domu, w którym byłam realnie - znajomych czy wsojego. A tutaj-normalnie widłam ten korytarz, i kuchnię, i pokój Adama. Nieźle, naprawdę.Ogólnie fajnie, że Lilka u niego jest. Bardzo jestem ciekawa, co się wydarzy i jak będzie na meczu ;) Fajna ta mama Adama ^^O treści napiszę jeszcze pod drugą częścią, którą przeczytam niebawem, w wolnej chwili.;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Nooootka jak zawsze GENIALNA. Podobało mi się, jak weszła matka Adama ;D. Pocieszna kobieta. Mam dla Ciebie uwagę. W pewnym fragmencie napisałaś o niej ciocia, co trochę zmyło mnie z tropu. Osobiście wolę epizody z Jamesem, ale i tak nota super. Czytam kolejną. Pozdrawiam serdecznie!xxx

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)