Przejdź do głównej zawartości

23. W domu. II

 – CO?!

 – Żartowałam. Chciałam zobaczyć twoją reakcję. Ale jeśli mi się nie spodoba, to mogę zmienić zdanie. Jak na razie, masz moje pozwolenie. Tylko Lilyanne, nie chcę więcej takich sytuacji, jak ta dzisiaj rano.

 – Przepraszam, byłam zła na ciebie – spuściłam głowę, spoglądając nań.

 – To cię wcale nie tłumaczy – rzekła surowo, ale uśmiechnęła się lekko. – Zejdź za chwilę na dół, pójdziesz po zakupy – po ostatnich słowach wyszła z pokoju. Poczułam jak radość wlewa się do mojego serca i zaczęłam tańczyć jakiś dziki, nieznany taniec triumfu. Potem przebrałam się w dżinsy, bluzę i adidasy i zeszłam na dół, przeskakując po dwa schodki na raz. Ostatnie cztery przeskoczyłam, lądując na ziemi cichutko, jak kot. Wbiegłam do kuchni i stanęłam przed mamą, która kończyła mi pisać listę zakupów. Dała mi pieniądze i wybiegłam z domu. Przemknęło mi przez myśl, że muszę napisać list do Adama, jak wrócę.


***


 – Mąka, cukier, makaron... hmmm makaron... Nitki, czy muszelki?

 – Zdecydowanie nitki – na głos przy uchu podskoczyłam i wypuściłam paczkę makaronu z ręki. Odwróciłam się do osobnika, który raczył mi poradzić.

 – Sev? Co ty tutaj robisz? – uśmiechnęłam się szeroko na widok przyjaciela.

 – W sumie, to nie wiem. Nudziło mi się, więc wałęsam się po okolicy – odparł, odwzajemniając uśmiech.

 – I akurat mnie spotkałeś, taaa jasne – mruknęłam z ironią. – Serio nitki lepsze niż muszelki? – spytałam, odwracając się do półek z makaronem.

 – Tak myślę – odparł ze śmiechem.

 – Hej, stop! Przecież ty nie mieszkasz w Londynie! Dlaczego nie jesteś w domu, albo w szkole? – wlepiłam w niego wzrok, oczekując wyjaśnień z jego strony.

 – Nie wrócę do domu – odpowiedział szybko.

 – To dlaczego nie jesteś w szkole? – spytałam surowo. Odpowiedziała mi chwilowa cisza.

 – No, bo zaistniała taka sytuacja... – zaczął cicho – Lily nie patrz tak na mnie! Wcale nie ułatwiasz mi tego.

 – Wcale nie zamierzam ci nic ułatwiać – warknęłam.

 – Mama chciała, żebym przyjechał na święta – tłumaczył z wolna, dobierając odpowiednie słowa. – No więc przyjechałem.

 – To czemu cię nie ma w domu? – założyłam ręce na biodra.

 – Bo nikt po mnie nie przyjechał na peron – odpowiedział błyskawicznie. – Więc zostałem w Londynie – moje spojrzenie złagodniało.

 – Przepraszam Sev. Nie wiedziałam. Myślałam, że znów coś knujesz z Averym i resztą.

 – Przeprosiny przyjęte – uśmiechnął się.

 – To gdzie mieszkasz? – spytałam z troską.

 – Eee... u kolegi z dormitorium – odparł niechętnie.

 – Którego kolegi?

 – Nie znasz – padła zbyt błyskawiczna odpowiedź. Coś kręcił.

 – Nazwisko?

 – Ruber.

 – Rzeczywiście nie znam. To może wpadniesz do mnie na herbatę i ciasto? Masz teraz chwilę?

 – Dla ciebie zawsze Lil – uśmiechnął się.

 – To dobrze się składa. Pomożesz mi z zakupami – wyszczerzyłam zęby.

 – Ha! Przejrzałem cię! Zwerbowałaś mnie do domu tylko po to, żebym ci pomógł nieść zakupy! – zaśmiał się. Spojrzałam na niego z wyższością.

 – A miałeś nadzieję, że po coś innego?

 – Ależ oczywiście, że nie. Nawet bym nie chciał – odparł niby urażony. Dokończyliśmy zakupy, zapłaciłam i powędrowaliśmy do domu, gdzie spędziliśmy cały dzień na pogadankach o rzeczach ważnych i niekoniecznie.


***


Przez kolejne dni nie potrafiłam nigdzie znaleźć Severusa, co mnie trochę zaniepokoiło, więc napisałam do niego list. Odesłał mi sowę, że wrócił jednak do domu i przeprasza, że nie zdążył mi powiedzieć. Odetchnęłam z ulgą na tę wiadomość i w następnym liście do niego, wysłałam mu pełno czekoladowych jajek. Gdy sowa zniknęła mi z oczu, spojrzałam na biurko, na którym leżał list od Adama. Pojutrze, czyli w poniedziałek, miał po mnie przyjechać około godziny 12. Już miałam ochotę się pakować, więc nic dziwnego, że mój kufer był wyciągnięty na środek pokoju. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Panował tutaj bałagan, żeby nie powiedzieć chaos. Książki i ubrania leżały na ziemi, biurko było zawalone papierkami, starymi listami oraz mnóstwem brudnych kubków, z otwartej szafy wysypywało się pełno ubrań. Meble były zakurzone, pościel na łóżku niezłożona, a podłoga w jednym miejscu kleiła się od wylanego przeze mnie wczoraj soku. Zacmokałam z niezadowoleniem i pokręciłam głową. Jednak nie ma to, jak czary. Mój pokój powoli zmieniał się w dormitorium Huncwotów. No, może brakowało tam wielkiej, pamiętnej komody z szufladami po środku pokoju, przez którą raczyłam przelecieć podczas wędrówki z imprezy w towarzystwie Pottera. Zawsze przywołując to wspomnienie, zaśmiewałam się. I tym razem nie było inaczej. Jednak nie mogłam długo rozmyślać nad wspomnieniami z Hogwartu, bo bałagan sam się nie chciał sprzątać, a nie mogłam się narażać matce. Szczególnie, że ona była pedantką. Miałam ogromne szczęście, że przez ostatnie dwa dni nie wchodziła tutaj, bo dostałaby zawału. Zaczęłam od pozbierania wszystkich śmieci. Trochę tego było i sama ta czynność zajęła mi 15 minut. Potem było coraz gorzej i dłużej. Jednak inteligentna Lily wpadła na pomysł, żeby włączyć sobie mugolskie radio. Jako, że kiedyś tego słuchałam i zaczęła lecieć stara piosenka, sprzed lat, gdy byłam nieświadoma swojej mocy magicznej, zamiast wycierać podłogę, zaczęłam śpiewać, używając mopa, jako mikrofonu.

Oh baby, give me one more chance

(To show you that I love you)

Won't you please let me back in your heart

Oh darlin', I was blind to let you go

(Let you go, baby)

But now since I've seen you it is on

(I want you back)

Oh I do now

(I want you back)

Ooh ooh baby

(I want you back)

Yeah yeah yeah yeah

(I want you back)

Na na na na*

Nie muszę chyba opisywać, jak głupio wyglądałam, skacząc po łóżku z mopem w ręku i wyjąc na całe gardło piosenkę. Jak oczywiście na moje szczęście przystało, do pokoju akurat weszła mama, która stanęła wryta i wpatrywała się we mnie, jak na wariatkę. A jeszcze żeby było mało, ja nie zauważyłam jej i zaczęłam odprawiać dziki taniec, polegający na zeskoczeniu z łóżka, biegnięciu w stronę drzwi i padnięcia oraz przejechania pewnej odległości na kolanach. Jak można się domyślić, zatrzymałam się idealnie przed stojącą matką, która wpatrywała się we mnie, jakby mnie ujrzała pierwszy raz na oczy. I w tym momencie zdałam sobie sprawę, że ona tutaj stoi. Spojrzałam w górę. Wyraz jej twarzy był nieokreślony.

 – Eee... widzę, że się wzięłaś za...

 – Świąteczne porządki – dokończyłam szybko i wstałam, otrzepując kolana. Poczułam, że robię się czerwona na twarzy. Nagle mama zaczęła się trząść i zasłoniła usta rękami. Po chwili trzęsła się jak szalona, śmiejąc do rozpuku. Dotarło do mnie, że moja własna, rodzona matka się ze mnie śmieje. Nie pozostało mi nic innego, jak dołączyć do niej. Po paru minutach, trzymałam się za brzuch, który mnie rozbolał od chichotania. Mama również musiała przestać, ale nadal miała łzy w oczach.

 – Praca idzie pełną parą, więc zapraszam na ciasto – odezwała się, gdy tylko udało jej się opanować.

 –Nie, dziękuję – odparłam lekko drżącym od śmiechu głosem. – Nie jestem głodna, a poza tym mam tu dużo do roboty. Potem przyjdę na dół ci pomóc – oznajmiłam. Ona tylko mruknęła „Jak chcesz” i zeszła na dół. Odwróciłam się i spojrzałam na podłogę, którą miałam wycierać. Było na niej tylko kilka czystych śladów. Na moje szczęście (a raczej szczęście mojego pokoju), w radiu już nie puścili piosenki, którą mogłabym znać.


***


Dzień wielkanocny nadszedł bardzo szybko, przynosząc ciepłą pogodę, co odczytałam jako dobrą prognozę. Z samego rana musiałam iść na zakupy, zrobić kilka ciast, posprzątać kuchnię, salon i jadalnię oraz pomóc mamie w przygotowaniach świątecznego obiadu, na który miała się zjechać prawie cała rodzina z babcią na czele. Miałam tylko jedną babcię i jednego dziadka, którzy za sobą średnio przepadali. Babcia była matką ojca, a dziadek ojcem matki. Tak więc, gdy już wszystko było gotowe, poszłam na górę, żeby się przebrać. Około godziny 12, wszyscy zaczęli się zjeżdżać. Przyjechały moje 2 ciotki z mężami, siostry mojej mamy, obie bez dzieci, brat mojego taty z żoną i synem, siostra ojca, wdowa z córką i synem oraz babcia i dziadek. Dostałam zaszczytną funkcję otwierania drzwi, witania gości i odprowadzania ich do salonu. Jako, że przez cały rok szkolny mnie nie widzieli, nie obyło się bez typowego szczypania w policzek i rozczulania się nad tym, jak ja to urosłam od ostatniego razu. Za każdym razem cierpliwie znosiłam to wszystko. Jako ostatni przyjechali dziadkowie, co było zbiegiem okoliczności. Oby dwoje chcieli szybciej od drugiego dotrzeć do mnie i uściskać, co skończyło się małą sprzeczką między nimi. W końcu, gdy udało mi się ich pogodzić i zaprowadzić do salonu, mogłam spokojnie usiąść gdzieś w kącie. Potem pomogłam mamie w kuchni i wszyscy usiedliśmy w jadalni. Na początku słychać było jedynie szczękanie sztućców i talerzy oraz ciche upominanie cioci mojego 3-letniego kuzyna, który nie potrafił poradzić sobie z indykiem. Przy deserze rozpoczęła się rozmowa na temat szkół dzieci. Spojrzałam lekko przestraszona na ojca, który uspokoił mnie lekkim uśmiechem.

 – A jak tam Lily sobie w szkole radzi? – zaczął brat taty, zwracając ku mnie wzrok. Automatycznie wszyscy spojrzeli na mnie. Uśmiechnęłam się niepewnie.

 – No cóż. Szkoła, jak szkoła – odpowiedziałam.

 – Lily jest najzdolniejszą uczennicą w klasie. Każdego roku otrzymuje najlepsze wyniki na egzaminach – wtrącił tata, dumnie wypinając pierś.

 – Ty uczysz się w szkole z internatem, tak? – do rozmowy włączyła się młodsza siostra mamy.

 – Tak. Przyjeżdżam tylko na wakacje i święta – odparłam zgodnie z prawdą.

 – A jak nauka, trudna? – spytał mąż ciotki, która wspomniała o internacie.

 – Raczej nie mam problemów z nią, tylko ogromnie dużo prac domowych.

 – Gdzie to w ogóle jest? W jakiej miejscowości? – spojrzałam na wujka, który zadał mi to pytanie. Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Pomyślałam chwilę. Wszyscy patrzyli na mnie z oczekiwaniem. Dostrzegłam wyraz triumfu na twarzy Petunii.

 – To jest na północy Szkocji, w takiej malutkiej wiosce, kilka kilometrów od Elgin**. – odparłam powoli.

 – A co to w ogóle za szkoła? – padło pytanie ze strony starszej siostry mamy.

 – Eee... To jest nowa szkoła. Istnieje od niedawna. Ja jestem pierwszym rocznikiem w niej – ściemniłam szybko.

 – A na jakim jesteś profilu?

 – Mam rozszerzoną matematykę, kulturoznawstwo oraz biologię i geografię.

 – Widzę, że bardzo ambitny kierunek wybrałaś – pochwalił mnie brat ojca. – A co po szkole? Jakie studia?

 – Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. Ale niewykluczone, że coś w kierunku biologii i zwierząt.

 – Lubisz zwierzęta?

 – O tak! Bardzo. Szczególnie interesuję się sowami. A oprócz tego, mam tam w szkole przyjaciela, który jest klucznikiem i, powiedzmy, że lubi eksperymentować z nowymi gatunkami zwierząt lub sprowadzać nieznane w Anglii. Miał bardzo ciekawą kolekcję już – powiedziałam z przekonaniem. Oczywiście chodziło mi o Hagrida, ale nikt nie musiał wiedzieć, że jest półolbrzymem, a te zwierzęta to potwory mrożące krew w żyłach na sam ich widok. Oczywiście o smokach również nie wspomniałam, bo zostałabym uznana za wariatkę. W ten sposób udało mi się wyjść z niewygodnych pytań cało. Babcia wymieniła znaczący uśmiech z moją mamą, bo ona i dziadek doskonale wiedzieli do jakiej szkoły chodzę i co tam robię. Dziadek puścił mi oczko i wdał się w dyskusję z nestorką rodu Evansów o polityce. Oprócz paru sprzeczek między nimi, nie działo się nic godnego większej uwagi. Cały czas czekałam, aż w końcu sobie pójdą, bo byłam już zmęczona i chciałam jak najszybciej położyć się do łóżka. Impreza przeniosła się do salonu, a ja i Petunia posprzątałyśmy po obiedzie, nie zamieniając ani jednego słowa. W końcu goście zaczęli się rozchodzić, jedni po drugich i jako ostatni wychodził brat ojca z żoną i dziećmi. Lekko podpity, dziękował mojej mamie za wspaniałe rodzinne spotkanie przy obiedzie i nie obyło się bez soczystych całusów w policzki każdego z domowników. Gdy w końcu mojej cioci udało się go zaciągnąć do auta i usadowić na przednim siedzeniu, pomachaliśmy im i zamknęliśmy drzwi. Było grubo po 23.

 – Nareszcie! – mruknęłam. Tata roześmiał się, a mama posłała mi karcące spojrzenie. – No co? Zmęczona już jestem – ziewnęłam potężnie i przeciągnęłam się.

 – A jutro mamy kolejnego gościa – powiedział wesoło tata. Petunia spojrzała na niego zaciekawiona.

 – Kogo? – spytała, wbijając niebieskie oczy w ojca.

 – Chłopaka, który zabiera nam Lilkę na 3 dni – odpowiedział dziarsko.

 – Jak to: zabiera?

 – Normalnie. Lily jedzie na jakiś mecz.

 – Przecież to jeszcze dziecko!

 – Petuniu nie tobie o tym decydować, czy ona może jechać, czy nie – po raz pierwszy mama się odezwała – Nie wiemy, czy Lily pojedzie. To wszystko będzie zależało od tego, czy spodoba mi się ten chłopak. A teraz zmykać spać, ale już – popchała nas w stronę schodów.

 – Dobranoc – rzuciłam wesoło i pognałam na górę, przeskakując po dwa stopnie naraz. Petunia dogoniła mnie.

 – Zrobię wszystko, żeby ten twój dziwoląg popełnił jakąś gafę i żebyś nigdzie nie pojechała – powiedziała z mściwą satysfakcją.

 – Abrakadabra! – zamruczałam pod nosem. Moja siostra zrobiła przerażoną minę.

 – C-co t-ty rob-bisz?

 – Czary-mary!

 – Lily!

 – Hokus-pokus!

 – Nie możesz tego robić w domu! – pisnęła przerażona.

 – Czary mary Hokus pokus, zmieńcie Petunię  w szczyptę prochu!

 – Aaaaaaaaaa! – wrzasnęła na cały dom i wbiegła do swojego pokoju, trzaskając drzwiami. Zachichotałam pod nosem i weszłam do swojego mugolskiego królestwa. Uśmiechnęłam się na widok ogromnego plakatu, z którego machał pewien szatyn z charakterystycznymi, granatowymi oczami. Poszłam do łazienki, gdzie wzięłam prysznic i przebrałam się w pidżamę. Chciałam się wziąć za pakowanie, ale stwierdziłam, że jutro będę miała czas. Położyłam się do łóżka i spojrzałam po raz ostatni przez sen na Adama.

 – Już jutro widzimy się na żywo, przystojniaku – powiedziałam cicho, a chłopak z plakatu mrugnął przyjaźnie. Uśmiechnęłam się i zasnęłam, odpływając w nieograniczony świat słodkiego snu.


***



*Piosenka to The Jacksons 5 – I want you back.

**Wzięłam te informacje z programu o Potterze, który leciał kiedyś na Discovery.

Tak poza tym, to wiem, że notka znowu nie wnosi niczego nowego, ale stwierdziłam, że Lily ma również rodzinę, z którą jednak spędziła te święta :). Wiem, wiem. Wyszłam z wprawy, ale powoli wracam do siebie. Dziękuję, że jesteście.

Komentarze

  1. ~SłoOodka Trzynastka :D9 czerwca 2010 17:53

    Cieszę się, że wreszcie napisałaś, bo już nie mogłam się doczekać nowej noci, która jak zawsze jest świetna. Podobały mi się szczególnie pewne fragmenty jak np. Lily i James w pociągu, rodzice Lily, gdy rozmawiali o wyjeździe dziewczyny i gdy Lily opowiadała o swojej ,,zwykłej" szkole xDDDU mnie może też coś się niedługo pojawi. Jak coś to napiszę na GG.Pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Nudzi Ci się czasem w domu? Nie masz co robić? Dołącz koniecznie do społeczności naszej prywatnej szkoły! Twoja postać dozna u nas niesamowitych przeżyć, których nie zapomni do końca życia! Zapomnij o otaczającym cię świecie na długie godziny dzięki naszym porywającym imprezom i zabawom! Czekamy na ciebie!Adres prywatnej szkoły : http://private-school.dogoo.us/forum.htmZapraszamy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze ze napisałaś bo już myślałam ze zawiesisz bloga czy coś... :P tylko żeby ci nawet taka myśl do głowy nie przyszła.! Dobrze ze mama Lily w końcu się zgodziła no i już nie mogę się doczekać pobytu Lily u Adama ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, naprawdę. Ładnie piszesz, zajmująco a do tego naprawdę zaskakująco długie notki. Jestem naprawdę bardzo ciekawa jak się skończy (jeśli się skończy) znajomość Lily i Adama. I zastanawiam się jak "potraktujesz" Snepa. W książce było wspomniane, że Lily przestała się z nim zadawać kiedy ten potraktował Mary McDonald czarną magią. W Twoim opowiadaniu jednak takowa nie występuje, a poza tym ty tu rządzisz;) Czekam na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  5. Po pierwsze, to strasznie cię przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale mam po prostu nawał nauki. Ale do rzeczy- cieszę się, że Lily jednak pojedzie na ten mecz z Adamem. Sytuacja z mopem rozbroiła mnie kompletnie. No i widzę, że Jimmy zazyna być zazdrosny. Brawo! Ogólnie bardzo mi się podobało.

    OdpowiedzUsuń
  6. Już nie mogę się doczekać kolejnej części opowiadania, tego, jak się to wszystko potoczy :) W Twojej opowieści Adam Royal to naprawdę prześwietny facet :) Tylko co z Jamesem? Tylko czekać aż coś zrobi :P Może spotkają się na meczu, a może Jamesowi zachce się odwiedzić Lily w jej domu, akurat wtedy, gdy Adam będzie u niej? Hmm, no, zobaczymy :D Nie wątpię w Twoją pomysłowość i w Twoją wyobraźnię :) Niecierpliwie czekam na kolejną notkę! Pozdrawiam!Ps: Cudownie piszesz - świetny styl pisania i w dodatku długie, wciągające notki :) życzę dalszej weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Welcome again ;DNiezłe z tym mopem, naprawdę...A Lilka umie fajnie kłamać - gdybym to ja była w Hogwarcie i miała opowiadać o swojej skzole wujkowi, to totalnie bym się zacięła. Ogólnie to przyjęcie musiało być, no, krótko mówiąc, nudne. ;PNie mogę się doczekaćź spotkania rodziców Lily z Adamem. I co wykombinuje Petunia...I pozostała jeszcze sprawa z panem Potterem. On zajęty jest?...Jak nie, to weź mi załatw jego numer...;D Ciekawa jestem, kiedy zacznie działać w sprawie Lily. ;PCzkeam na cd. ^^Pozdr. kochana ;**

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy ona w końcu rzuci tego żałosnego Adama. Zaczyna mi się on nudzić ona ciągle tylko o nim myśli albo gada. Bez urazy ale to jest mego nudne. Gdyby na przykład zaczęła chodzić z Blackiem i byłaby jakaś bójka Rogacz vs. Łapa. Ale ten Royal. Żałosne!

    OdpowiedzUsuń
  9. W końcu jej pierwszy poważny chłopak :P A Adam jest mi potrzebny do pewnych zdarzeń, gdy już Lily i James będą razem, więc niestety musi on być w tym opowiadaniu :-) Pozdrawiam,
    Leksia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)