Przejdź do głównej zawartości

23. W domu. I

Hej!

Na początek chciałam odpowiedzieć na komentarz kochanej Porcelain :). Po pierwsze nie obrażam się za dobrą krytykę, bo ona tylko motywuje, więc krytykuj jeszcze więcej! :) Po drugie, przepraszam za pomyłkę! Rzeczywiście, zapomniałam o zniczu. Więc Adam przepuścił nie 27, ale 12 bramek :). Dziękuję za zauważenie błędu. Tak to niestety jest, jak się jest leniem i nie sprawdza swoich bazgrołów :D. Widzisz, moja droga, ja również tak myślałam, że rozdział nie wprowadza niczego nowego. Początkowo nie miało być w nim w ogóle motywu Adama, ale jakoś samo mi się to napisało. W sumie nadal się zgadzam z Tobą, jednak jest on mi trochę potrzebny. Mam w stosunku z Lily i nim pewne plany, a żeby je zrealizować, Lily musi go dobrze poznać. Dalej idąc, żeby go poznać, musi się z nim spotykać. Na moje usprawiedliwienie mogę dodać również to, że żeby do końca nie był taki bezsensu ten rozdział, dodałam troszkę przeszłości Evans :). A no i co do Weraka, po przeczytaniu Twojego komentarza, że Adam napisał „kochani są”, zastanawiałam się, o co Ci chodzi. Dopiero po przeczytaniu notki zauważyłam, ze takie coś napisałam hahah! Adam wyszedł trochę na geja, ale nie było to zamierzone, tylko zwykła głupota Leksi :D. Chcę jeszcze oznajmić, że chyba trochę przyspieszę czas w opowiadaniu, ale jeszcze to przemyślę :). To chyba tyle, co chciałam powiedzieć. Dziękuję bardzo wszystkim za wszystkie komentarze! ;*



***


Piątek, 26 marca, godzina 23:50. Lily Evans kładzie się do łóżka, z zamiarem pójścia spać. Jak przyjemnie było poczuć ciepłą kołdrę na sobie i przytulić się do poduszki, po całodniowym marznięciu, z powodu przeziębienia, które mnie gnębiło. Czułam, że powoli zaczyna morzyć mnie sen, a rozmowy nieśpiących dziewczyn stawały się coraz bardziej odległe. W końcu udało mi się zasnąć.

 – AAAAAA! – spadłam z łóżka z krzykiem po tym, jak usłyszałam okropnie głośne wybuchy. Reszta dziewczyn, które nie spały, również się wystraszyły. Huki i trzaski nadal trwały za oknem. Spojrzałam na zegarek. Była godzina 00:00. Podeszłam do okna i zobaczyłam przewspaniały widok. Całe niebo jarzyło się różnorodnymi kolorami, które były wynikiem mieszanki fajerwerków.

 – Idę to zobaczyć na żywo – powiedziałam i chwyciłam pierwsze lepsze ubrania, wciągając je na siebie. Potem założyłam kurtkę i wszystkie zbiegłyśmy na dół. Okazało się, że nie tylko my wpadłyśmy na ten pomysł. Korytarze były zapełnione uczniami, którzy w pośpiechu szli na dwór. Po paru minutach wędrówki, wyszłyśmy przez główne drzwi na błonia i stanęłyśmy w tłumie, podziwiając coraz to nowsze fajerwerki. Mugolskie pokazy na Sylwestra w Chinach, nie równały się z tymi. Nigdy w życiu nie widziałam piękniejszych. Stałam z podniesioną głową i z błyszczącymi oczyma i wpatrywałam się w ten cudowny pokaz sztucznych ogni. Na niebie były najróżniejsze kształty. Od zwykłych kul i iskier, do kwiatków, motyli i innych zwierząt. Gdy pierwsze wrażenie minęło (wrażenie, nie fajerwerki), wszyscy zaczynali snuć przypuszczenia na temat tego, kto był sprawcą tego zamieszania i dlaczego. Ja nie miałam najmniejszych wątpliwości kto to zrobił. Jedynie zastanawiał mnie powód. Jednak długo nie musieliśmy czekać, żeby dowiedzieć się dlaczego. Usłyszeliśmy najgłośniejszy z dotychczasowych huków i zobaczyliśmy, jak gruba fajerwerka wystrzela w powietrze, pozostawiając po sobie na niebie jedynie (a może aż?) chłopaka w okularach, szczerzącego zęby w szerokim uśmiechu i napis: „Wszystkiego najlepszego Rogacz!”. Wkrótce potem, niewiadomo skąd, wyłoniło się czterech Huncwotów z Potterem na czele i ogromnym tortem, wielkości małego słonia. Oprócz tego, Syriusz trzymał w rękach ogromną skrzynkę piwa kremowego. Ktoś z tłumu zaczął śpiewać „Sto lat”, a chwilę po tym, całe błonia huczały od śpiewu tłumu. Gdy skończyliśmy śpiewać (tak, tak, ja też), Potter ukłonił się i wrzasnął:

 – IMPREZA!!!

 – Potter, Black, Lupin i Pettigrew! – McGonagall próbowała przebić się przez tłum, jednak wszyscy ochoczo ruszyli w stronę tortu i piwa, zagłuszając ją. Profesor Dumbledore położył jej rękę na ramieniu i uśmiechnął się łagodnie, po czym sam ruszył w stronę chłopaków, by poczęstować się czekoladowym przysmakiem. Ta tylko zrobiła niewyraźną minę i oddaliła się do zamku.

 – Pani profesor! – wrzasnął Potter na całe gardło. Nauczycielka zatrzymała się, a wszyscy zwrócili głowy w jej stronę. Solenizant podbiegł do niej i wręczył jej kawałek tortu i butelkę piwa. – Niech pani świętuje z nami – wyszczerzył zęby.

 – Dziękuję i życzę wszystkiego najlepszego, panie Potter – powiedziała nieznacznie się uśmiechając i wbiegła po schodach do zamku. James wzruszył ramionami i wrócił do przyjaciół, gdzie już ustawiła się kolejka do składania życzeń. Stanęłam na samym końcu, zaraz za pozostałymi dziewczynami z dormitorium. Inni nauczyciele jako pierwsi złożyli mu życzenia i jako pierwsi odeszli do zamku. Jedynie dyrektor pozostał trochę dłużej, wypytując o szczegóły zaplanowanej imprezy w środku nocy na błoniach. Okazało się, że to mama Pottera upiekła mu tort (tak samo jak mój był przez nią zrobiony, co wprawiło mnie w zakłopotanie), a fajerwerki zrobili, przerabiając mugolskie na magiczne. Kolejka powoli się zmniejszała, tłum stawał się coraz rzadszy. W końcu tylko dwie osoby zostały do złożenia życzeń. Ja byłam ostatnia i podeszłam bliżej, zaraz po tym, jak skończyła Jenny. Stanęłam przed nim i spojrzałam nieśmiało. Potter uśmiechnął się promiennie.

 – A już myślałem, że cię tutaj nie ma – powiedział. Ja odwzajemniłam uśmiech.

 – Obudziłeś mnie, ale nie mogłam nie przyjść – odparłam, a on lekko się zdziwił. – Jak mogłabym przegapić fajerwerki? – zaśmiałam się.

 – Tylko dla oglądania fajerwerk tutaj przyszłaś? – spytał, tym razem widocznie rozczarowany. Zdałam sobie sprawę, że źle to zabrzmiało, co powiedziałam.

 – Nie, nie. Oczywiście, że nie! – zapewniłam. – Chciałam zobaczyć, co się stało, że poruszyliście całe niebo. Od razu wiedziałam, że to wasza robota. Tylko, przyznaję, zapomniałam, że to dzisiaj – uśmiechnęłam się niepewnie. – Może przejdźmy do życzeń. A więc... – i tutaj powstał problem, bo nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć, czego mam mu życzyć. Zaczęłam gorączkowo szukać jakichś życzeń, ale nic mi do głowy nie wpadło i zapadła niezręczna cisza między nami. Coś zaświtało mi w głowie. – Wspaniałych przyjaciół ci życzyć nie muszę, bo takich masz. Pieniędzy chyba też ci nie brak, rodziców sobie chwalisz, z nauką sobie radzisz, co do twoich sumów, jestem pewna, że dobrze ci pójdzie... Fanek ci nie brakuje.

 – Może oprócz tej najważniejszej – powiedział spokojnie, wbijając swoje orzechowe oczy we mnie. Starałam się nie zwracać na to uwagi.

 – W Quidditcha grać potrafisz jak nikt w tej szkole. Pozostało mi jedno. James, życzę ci, żeby wszystkie twoje marzenia się spełniały i żebyś przy tym ciągle stawiał sobie nowe cele, a po porażkach podnosił się i uczył na nich. Oraz życzę ci tego, czego sam sobie byś chciał życzyć – uśmiechnęłam się trochę klawo. – Wiem, nie jestem dobra w życzeniach. Więc już nie będę ci truć. Najprościej: wszystkiego najlepszego Potter – uścisnęłam mu rękę i odeszłam od niego.

 – Dziękuję! – krzyknął za mną i uśmiechnął się. Odpuściłam sobie tort i piwo i skierowałam się do wieży. Ktoś mnie zatrzymał, chwytając delikatnie za rękę i obracając w swoją stronę. Stanęłam twarzą w twarz z Potterem.

 – Chyba nie myślisz sobie, że cię puszczę już do dormitorium – raczej stwierdził niż spytał. – Proszę – wcisnął mi w rękę talerz i butelkę. – To ma być puste i opróżnione - po tym rozkazie, oddalił się i dołączył do reszty Huncwotów, którzy wspominali wcześniejsze lata. Wykonałam polecenie Pottera i podeszłam do dziewczyn.

 – Nie chce wam się spać? – spytałam, tłumiąc potężne ziewnięcie.

 – Ja tutaj widzę parę naprawdę dobrych kawałków – powiedziała Kate, puszczając zalotne spojrzenie jakiemuś starszemu Gryfonowi.

 – Mało ci tego tortu? – spytałam ze zdziwieniem. – Nigdy tak dużo nie jadłaś.

 – Lily, wariatko, ona mówi o tym ciachu z 6 roku, a nie o cieście – zirytowała się Angelina. Przewróciłam oczami.

 – Ty tylko o jednym Kate – mruknęłam – Po co ci to, skoro za jakieś dwa tygodnie go zmienisz na jakąś kremówkę.

 – Nie przepadam za kremówkami – odrzekła lokata takim tonem, jakby mówiła o pogodzie. – Wolę serniki – dodała, nie spuszczając wzroku z owego przystojniaczka. Angelina parsknęła śmiechem, a ja prychnęłam.

 – Nie wiem jak wy, ale ja idę spać. Jestem okropnie zmęczona – powiedziałam i odwróciłam się, z zamiarem skierowania się do zamku. Jednak nie było mi to dane, gdyż Potter zdążył to zauważyć i podbiegł do nas, obejmując ramieniem mnie i Angelinę.

 – Zapraszam szanowne dziewczyny do tańca.

 – Mam tańczyć do muzyki, którą robią świerszcze, czy szumiące lasy? – spytałam pogardliwie.

 – O to się nie martw Evans – machnął różdżką, a znikąd pojawiła się muzyka. – To jak będzie? – zastanowiłam się przez chwilę.

 – Niech ci będzie – powiedziałam i dałam się poprowadzić w takt muzyki. Po jakimś czasie zostało na dworze już tylko paru Gryfonów. Wyswobodziłam się z rąk Pottera, tłumacząc się moim przeziębieniem i uciekłam szybko do zamku, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Jak najszybciej starałam się dotrzeć do łóżka i już wkrótce leżałam opatulona kołdrą. Fajerwerki na niebie już znacznie słabły, więc spokojnie udało mi się odpłynąć w ramiona Morfeusza.


***


 – Nie mogę uwierzyć, że już jutro wyjeżdżam! – chodziłam po całym pokoju, zbierając swoje ciuchy i rzeczy i wrzucając je do kufra byle jak.

 – Tak się podekscytowałaś, że zapomniałaś o czarach – rzuciła Kate, leniwie oglądając swoje paznokcie. Stanęłam w miejscu i popatrzyłam na nią ze zdziwieniem.

 – Że co?

 – To, że zawsze się pakujesz różdżką, a teraz latasz, jak szalona i pakujesz się ręcznie. Strata czasu – wytłumaczyła tonem, jakby mówiła do dziecka.

 – Rzeczywiście – podrapałam się po głowie. – Pakuj! – a jednak to był błąd. Zważywszy na to, że po dormitorium walały się nie tylko moje rzeczy, ale i reszty dziewczyn, wszystko spakowało się do mojego kufra, który jakimś cudem to wszystko pomieścił. – Ty i twoje rady. – warknęłam i rzuciłam różdżkę na łóżko, co również miało swoje zbędne skutki. Różdżka sama wystrzeliła jakiś zaklęciem, które trafiło idealnie w leżącą na łóżku Kate, co spowodowało, że spadła z ogromnym hukiem. Całe to zdarzenie wywołało awanturę między nami i, jak to zwykle bywa, zaczęłyśmy się gonić po dormitorium. Jednak na sypialni się nie skończyło i wkrótce latałyśmy po całej wieży. Dopiero, gdy się zmęczyłyśmy, padłyśmy na fotele w Pokoju Wspólnym, sapiąc niemiłosiernie.

 – Zabiję cię – wysapała lokata i roześmiała się. Ja jej zawtórowałam. Po jakimś czasie wstałam z fotela i wróciłam do dormitorium, by w końcu porządnie spakować swoje rzeczy.


***


Podobno stukot kół pociągu jest bardzo usypiający. Nie w naszym wypadku. W tym roku niewiele osób jechało do domu na święta Wielkanocne, więc miałyśmy cały przedział dla siebie, co równoznacznie wiązało się z tym, że normalnie się w nim zachowywać nie będziemy. Kate postanowiła pobawić się w Huncwotów i naśladowała każdego z nich po kolei. Akurat była w trakcie udawania Blacka i stała oparta o drzwi z cwaniacką miną, mówiąc zdania typu „Hej lala, umów się ze mną”, gdy drzwi się otworzyły. Bridge z piskiem wpadła prosto w otwarte ramiona Blacka. Nastała głucha cisza, podczas której wszyscy wbili wzrok w byłą parę. Chłopak spoglądał na nią z lekkim uśmiechem, a ona patrzyła na niego przestraszonym i zdziwionym wzrokiem.

 – Zawsze wiedziałem, że masz do mnie słabość Bridge, ale nie podejrzewałem, że na mnie lecisz – wyszczerzył zęby.

 – Bardzo zabawne – mruknęła i oswobodziła się z jego objęć, otrzepując się.

 – A wy czegoś szukacie, że tak spytam? – odezwałam się uprzejmym tonem do Huncwotów, którzy już zdążyli się rozgościć w naszym przedziale.

 – Nudzi nam się i szukamy jakiejś rozrywki – odparł Black i ziewnął. – A z tego, co widziałem, przed chwilą Kate odprawiała jakiś teatrzyk. Może my też popatrzymy? – zwrócił wzrok na siedzącą obok mnie Kate. Ta spłonęła lekkim rumieńcem.

 – Nie musicie na to patrzeć, bo codziennie  macie taki teatrzyk – odparłam. – W sumie nie tyle, co teatrzyk, a cyrk.

 – Co masz na myśli? – spytał podejrzliwie Remus.

 – To Lunatyczku, że Huncwoci to jeden wielki cyrk. W szczególności Potter – odpowiedziałam.

 – No tak – odezwał się Potter. – Rude  wredne.

 – Coś ci nie odpowiada Potter? – spytałam pogardliwie. – Tam są drzwi – wskazałam ręką.

 – Wszystko odpowiada, tylko mogłabyś być trochę milsza. W końcu święta się zaczynają.

 – To, że się zaczynają, nie znaczy, że mam być miła dla kogoś, kto mnie denerwuje.

 – A co ci w tym momencie zrobiłem?

 – Hmm, pomyślmy... Wszedłeś do tego przedziału? – spytałam ironicznie.

 – Wiesz co Evans? – Potter wstał z miejsca – Stałaś się straszną gwiazdą. Ale trzeba ci to wybaczyć, w końcu jesteś dziewczyną ADAMA ROYALA.

 – Szkoda, że ty z siebie robisz cały czas gwiazdę. W końcu jesteś JAMESEM POTTEREM – również wstałam z miejsca. Staliśmy tak i piorunowaliśmy się spojrzeniami.

 – Dość! – Angelina wstała i stanęła między nami. – Siadać i się nie odzywać – zarządziła. Potter usiadł, ja również. Jednak co chwila rzucałam mu wściekłe spojrzenia. Przez chwilę panowała cisza, ale szybko ktoś zaczął jakiś temat. Tylko ja siedziałam i nie odzywałam się, wbijając wzrok w widok za oknem pędzącego pociągu. Byłam zła na Pottera za to, co o mnie powiedział. Ja niby gwiazdą? A on to co? Kometa? Wrr!

 – Lily przestań się boczyć i odezwij się – powiedziała Angelina i wszyscy spojrzeli na mnie.

 – Nie męcz jej – wtrącił Potter. – Gwiazdy takie jak ona muszą mieć spokój – dodał z drwiącym uśmiechem. Już otwierałam usta, żeby mu się odgryźć, ale Kate zatkała mi je ręką.

 – Świetnie – warknęłam, gdy tylko udało mi się uwolnić z jej uścisku. Obróciłam się twarzą do okna i obserwowałam ciągle zmieniający się obraz. Byłam wściekła na Pottera, ale jednocześnie stawała mi przed oczami wizja 3-dniowego pobytu u Adama. Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym. Jeszcze, gdy uświadomiłam sobie fakt, że spędzę calutkie 2 tygodnie bez Pana Napuszonego, to całkowicie poczułam, jak ulatuje ze mnie złość. Usłyszałam, że moi towarzysze rozmawiają o szkole, włączyłam się w rozmowę, nie zwracając uwagi na głupie zaczepki tego idioty. W końcu, gdy już zaczęło się robić szaro, dotarliśmy na peron w Londynie i zaczęliśmy się powoli wygrzebywać z przedziału. Huncwoci wcześniej wyszli do siebie po swoje kufry. Na peronie było bardzo mało ludzi. Zamiast całych rodzin, jak to zwykle bywa, byli jedynie rodzice, ewentualnie dziadkowie uczniów. Spowodowane to było oczywiście nasilającymi się atakami, zniknięciami i morderstwami. Westchnęłam cicho i wytaszczyłam swój kufer na peron. Moi rodzice czekali na mugolskiej części stacji, więc szybko pożegnałam się z dziewczynami i chłopakami (w przypadku Pottera, ograniczyłam się do lodowatego „cześć”). Przeszłam przez barierkę i gdy tylko otworzyłam oczy ukazała mi się burza brązowych włosów mojej matki oraz wysoka, dość potężnej budowy sylwetka ojca i jego jasna czupryna. Uśmiechnęłam się promiennie na ich widok i rzuciłam w objęcia rodziców. Mama spojrzała na mnie i momentalnie poczułam się, jakbym patrzyła w swoje odbicie, bowiem miała identyczne oczy, jak ja.

 – Cześć promyczku – na dobrodusznej twarzy ojca pojawił się ogromny uśmiech.

 – Mamo! – krzyknęłam i przewróciłam oczami. – Przecież przyjechałam, a nie odjeżdżam!

 – Przepraszam kochanie, ale nie mogę się opanować! Jesteś już taka duża, skończyłaś 16 lat, a ja cię przez większość czasu nie widzę! – pokręciłam głową z uśmiechem.

 – Chodźmy już do auta, co? – spytałam łagodnie, a oni przystali na moją propozycję. Pognałam w stronę naszego auta, które widoczne było na parkingu dworca. Mama szła obok mnie, a tata za nami, taszcząc mój kufer. Spakowaliśmy się do auta i ruszyliśmy do domu. Ponieważ mieszkaliśmy w Londynie, nasza podróż nie trwała długo i kilka minut później mogłam rzucić się na swoje łóżko w pokoju. Leżałam tak, dopóki mama nie zawołała mnie na kolację. Zeszłam na dół po schodach, uświadamiając sobie, że stoję przed zadaniem, polegającym na oznajmieniu rodzicom o moim wyjeździe. Usiadłam przy stole, gdzie siedziała już Petunia i czytający gazetę ojciec. Matka krzątała się po kuchni. Zaczęła rozkładać talerze przed nami i zajrzała do piekarnika, gdzie piekła się lazania.

 – Mark! Tyle razy powtarzałam, żebyś nie czytał gazety przy stole! Szczególnie, gdy Lily jest w domu!

 – Ale mamo, mi to...

 – Kochanie jesteś tutaj raz na ruski rok, a twój ojciec gazetę ma codziennie.

 – Dobrze, dobrze – tata zaśmiał się i odłożył gazetę, wbijając ciekawe spojrzenie we mnie. – To powiedz, promyczku, jak tam w szkole?

 – A no w szkole jak w szkole – odpowiedziałam. – Mamy masę nauki i zadań domowych, bo w tym roku czekają nas ważne egzaminy. SUM-y.

 – SUM-y?

 – Tak. Standardowe Umiejętności Magiczne – wyjaśniłam. – Przyjeżdża specjalna komisja z Ministerstwa Magii i... – Petunia głośno prychnęła. – zdajemy przed nimi to, czego powinniśmy się nauczyć przez minione 5 lat. Oprócz tego, musimy napisać teoretyczne egzaminy – dokończyłam, nie zważając na dezaprobatę mojej siostry.

 – A jak tobie idzie nauka? – spytała mama z zainteresowaniem.

 – Tak, jak co roku – uśmiechnęłam się. – Myślę, że zdam dobrze SUM-y, nie mam się czym martwić.

 – To dobrze – moja rodzicielka uśmiechnęła się dobrodusznie. – Nawet nie wiesz jak się cieszę, że spędzisz z nami te święta. Całe dwa tygodnie – przełknęłam ślinę i uśmiechnęłam się sztywno. Pokręciłam się w stołku.

 – A czy mój promyczek poderwał jakiegoś przystojniaka w tym roku? – spytał ojciec, a ja w odpowiedzi spaliłam lekkiego buraka. Moja mama i siostra spojrzały na mnie charakterystycznym, podejrzliwym wzrokiem.

 – No w sumie tak – odpowiedziałam z wolna.

 – Tak? Kto to taki? Starszy? Chodzi z tobą do klasy? Przystojny? Fajny? Jak się nazywa? – moja matka wypuściła z siebie wszystkie pytania jednym tchem. Ojciec roześmiał się, a Petunia nadal wpatrywała się we mnie podejrzliwie.

 – No więc, jest 4 lata starszy i nie chodzi ze mną do klasy ani do szkoły. Skończył Hogwart dwa lata temu, poznałam go na tych spotkaniach profesora z eliksirów. Wiecie których? – spojrzałam na nich. Moja mama z lekkim przerażeniem w oczach pokiwała głową, a ojciec zastygł z nieodpalonym papierosem w ustach, trzymając zapaloną zapalniczkę w górze. – No i on jest zawodowym graczem w Quidditcha. Gra w mojej ulubionej drużynie, których plakaty mam porozwieszane po całym pokoju. Nazywa się Adam Royal, jest nieziemsko przystojny i bardzo, ale to bardzo go lubię. Jest porządnym chłopakiem, mieszka z rodzicami i siostrą w Liverpool – kłamstwo o mieszkaniu było zamierzone, ponieważ moja matka, wiedząc, że mieszka sam, w życiu by mnie do niego nie puściła. – Był bardzo dobrym uczniem, mój nauczyciel od eliksirów bardzo go wychwala. A wiecie, w tym klubie są sami zdolni uczniowie. No i to chyba wszystko. Brzmi przerażająco? – uśmiechnęłam się niepewnie.

 – A-ależ skąd – pierwsza odezwała się mama. – Tylko, nie uważasz, że powinnaś mieć chłopaka w swoim wieku, albo rok, góra dwa, starszego? – zaczęła delikatnie. Roześmiałam się, bo przed oczami stanął mi Potter i Craig Davies.

 – Wiesz mamo, doszłam do wniosku, że chłopcy dorastają znacznie później. Mam paru kolegów w moim wieku, lub trochę starszych i naprawdę uwierz, że nie spodobaliby ci się. A Adam jest już doroślejszy i rozsądniejszy.

 – Ale...

 – Oj Diana, daj spokój. Chłopak widać, że jest porządny, a jeśli Lily go polubiła, to musi być w porządku – wtrącił ojciec i zapalił papierosa.

 – Ile razy mam ci mówić, że w tym domu nie wolno palić?! – ofuknęła go, a on natychmiast zgasił papierosa z niezadowoloną miną. – A często się widzicie? – nadal ciągnęła ten temat.

 – Za każdym razem, gdy jest wypad do wioski. Wiecie, tej przy Hogwarcie, gdzie mieszkają sami czarodzieje.

 – Chciałaś powiedzieć: dziwolągi, takie, jak ty – prychnęła Petunia.

 – Tunia! – mama zwróciła się do niej. – Lily jest z nami tylko w wakacje i święta! Mogłabyś przynajmniej udawać uprzejmość, albo przynajmniej się nie odzywać, jeśli już musisz w taki sposób!

 – Więc nie będę się w ogóle odzywać. Wedle twojego życzenia! – moja siostra wstała z impetem od stołu i wyszła zdenerwowanym krokiem z kuchni. Ojciec tylko przewrócił oczami. Mama westchnęła i spojrzała na mnie, uśmiechając się przepraszająco.

 – Mamo i jest w związku z Adamem pewna sprawa – zaczęłam powoli, co przykuło zainteresowane spojrzenie taty.

 – Słucham.

 – No, bo widzisz, dostałam od Adama prezent na urodziny, który wiąże się z pewnym wyjazdem. Jak już mówiłam, gra on w mojej ulubionej drużynie. No i dostałam od niego bilet na ich mecz – przerwałam na chwilę, żeby zobaczyć jej reakcję. Wpatrywała się we mnie uważnie i nic nie powiedziała, więc zaczęłam znów. – Tylko, że ten mecz odbędzie się 20 kwietnia i na dodatek w Liverpool. Więc chyba wiadome, że musiałabym tam pojechać na przynajmniej dwie noce. Adam mi zaproponował, żebym spała u niego w domu, bo nie będę musiała za hotel płacić. Jego mama się zgodziła na to. Co wy na to? Wspaniale, prawda? – dokończyłam podekscytowana. Na początku zapanowała głucha cisza.

 – Lily, czyś Ty zgłupiała?! Nie jedziesz do żadnego Liverpoolu!

 – Ale mamo...

 – Wykluczone!

 – Ale...

 – Powiedziałam nie i koniec dyskusji – wstała od stołu i zaczęła nerwowo sprzątać po kolacji.

 – To jest mój prezent urodzinowy! – nadal nie dawałam za wygraną.

 – Lily, nigdzie cię nie puszczę. Nie znam tego chłopaka, a ty masz u niego nocować? Zapomnij.

 – Mamo, proszę!

 – Nie i nie będę z tobą na ten temat dyskutować Lilyanne.

 – Jesteś okropna i samolubna! – wstałam z hukiem od stołu, wpatrując się w nią wściekłym wzrokiem. Tata westchnął cicho. – Nie chcesz mi pozwolić tam jechać, bo spędziłabym kolejne trzy dni poza domem!

 – Wcale nie o to mi chodzi – powiedziała trochę spokojniej. Jednak nie patrzyła na mnie, tylko ciągle krzątała się po kuchni. – A poza tym, nie mów do mnie takim tonem. Jestem twoją matką.

 – Świetnie! – warknęłam i odeszłam wściekła. Wbiegłam po schodach i weszłam do swojego pokoju, trzaskając głośno drzwiami, które potem zamknęłam na klucz.

 – Nie trzaskaj drzwiami! – usłyszałam rozzłoszczony głos mojej mamy z dołu.

 – Nie, to nie – powiedziałam zła sama do siebie. – Nie wyjdę do końca ferii z tego pokoju.


***


Na drugi dzień obudziłam się wcześnie rano i pierwsze, co mi wpadło do głowy, to wspomnienie wczorajszej kłótni z mamą. Nadal byłam na nią wściekła i nie miałam zamiaru wychodzić z pokoju, dopóki mi nie pozwoli tam jechać. Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Włosy sterczały mi we wszystkie strony, jednak szybko udało mi się z nimi uporać. Umyłam zęby i twarz, a potem się ubrałam. Usiadłam na łóżku, zastanawiając się, co mogłabym robić w pokoju. Wyciągnęłam książkę, którą dostałam od Severusa pod choinkę i zaczytałam się w niej. Jednak nie rozumiałam żadnego zdania, które przeczytałam, bowiem ciągle w głowie krążyły mi wczorajsze słowa mamy. Zdawałam sobie sprawę, że niełatwo mi będzie ją przekonać, ale wiedziałam, że choćby nie wiem co, pojadę tam. O 8 usłyszałam pierwsze odgłosy innych domowników, a kilka minut później pod moimi drzwiami stanęła Petunia.

 – Masz zejść na śniadanie – powiedziała z wyższością i usłyszałam, jak odchodzi. Nawet nie drgnęłam, tylko dalej leżałam na łóżku z książką w ręku. Parę chwil później znowu moja siostra stanęła pod drzwiami.

 – Dziwolągu masz iść na śniadanie! – tym razem krzyknęła, wyraźnie zirytowana. Uśmiechnęłam się drwiąco i nawet się nie odezwałam. Petunia zjawiła się tutaj jeszcze 3 razy, ciągle próbując ściągnąć mnie na dół do kuchni.

 – Lily, natychmiast masz zejść na śniadanie – pod drzwiami usłyszałam stanowczy głos matki. – Słyszysz mnie?

 – Słyszę – odpowiedziałam. – Ale nie zejdę.

 – Jak to, nie zejdziesz?

 – Po prostu nie zejdę. Nie mam ochoty na śniadanie.

 – Lily, masz natychmiast zejść na dół do kuchni! – wyraźnie się zirytowała. Uśmiechnęłam się z satysfakcją.

 – Nie chcę żadnego śniadania – powtórzyłam.

 – Za 2 minuty cię widzę na dole i bez żadnej gadki! – usłyszałam, jak szybkim krokiem schodzi po schodach. Po około 5 minutach znowu wchodziła po schodach. Zaśmiałam się pod nosem. – Lilyanne masz zejść na śniadanie! – warknęła wyraźnie zdenerwowana. Nie odpowiedziałam. Klamka zaczęła się ruszać, ale drzwi były zamknięte. – Otwórz drzwi!

 – Nie otworzę – odparłam hardo. Zaczęła się szarpać z klamką.

 – Lily natychmiast otwieraj te drzwi!

 – A mogę jechać? – zaczęłam konwersację.

 – Nie – odpowiedziała stanowczo.

 – To nie otworzę – rzuciłam wesoło, co jeszcze bardziej ją zdenerwowało. Zeszła na dół, a ja roześmiałam się. Przez następną godzinę próbowała kilka razy zmusić mnie do otwarcia drzwi, ale nie dawałam za wygraną. Gdy odeszła spod mojego pokoju całkowicie roztrzęsiona, usłyszałam spokojne kroki i po chwili ktoś delikatnie zapukał. Zeskoczyłam z łóżka i podeszłam do drzwi. Otworzyłam i wpuściłam tatę do środka.

 – Cześć tato – rzuciłam wesoło i zamknęłam za nim.

 – Cześć promyczku – odpowiedział i usiadł na łóżku. – Czemu otworzyłaś?

 – Bo wiedziałam, że to ty – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.

 – Skąd? – spytał zaciekawiony.

 – Tato, potrafię odróżnić twoje kroki od innych, a poza tym zbyt spokojny chód jak na mamę w obecnym stanie, a Petunia nie puka – odpowiedziałam rezolutnie. On uśmiechnął się.

 – Co do mamy, to racja. Obecnie doprowadziłaś ją do bardzo hmm... emocjonalnego stanu. I nie myślisz, że trochę przesadziłaś?

 – Nie – odpowiedziałam stanowczo. – Może trochę dlatego, że to moja mama. Ale ona odebrała mi mój prezent urodzinowy!

 – To jest druga sprawa, o której chciałem z tobą pogadać. Spróbuj kochanie zrozumieć mamę. Ona się o ciebie martwi. Nie zna tego chłopaka, masz nocować u niego co najmniej dwie noce, poza tym to jest mecz, który zapewne kojarzy jej się z tymi futbolowymi, a sama wiesz, jacy potrafią być pseudokibice. No i musisz się tam jakoś dostać.

 – Jakoś ty tego tak nie odbierasz – powiedziałam, wbijając w niego oburzony wzrok.

 – Bo dla mnie masz już 16 lat, a dla niej tylko 16 lat.

 – A ja myślę, że ona mnie nie chce puścić, bo chce mnie dłużej mieć w domu.

 – Tak też jest – odpowiedział cicho. – Ale tutaj też ją musisz zrozumieć. Lily, nie ma cię od września do czerwca. Przyjeżdżasz tylko na wakacje i na święta. W tym roku szkolnym na Boże Narodzenie cię nie było. Co prawda, to nasza wina, ale jednak. Jesteś naszą córką, zawsze cię mieliśmy przez okrągły rok. Po szkole pewnie się wyprowadzisz, będziesz pracować, założysz rodzinę. Teraz, dopóki możemy, to chcemy cię mieć jak najdłużej. Spróbuj to zrozumieć.

 – Tato, ja to rozumiem! Ja też za wami tęsknię, też mi was brakuje jak tam jestem w Hogwarcie! Cieszę się, gdy na święta mogę przyjechać do domu. Ale mi naprawdę zależy na tym meczu. To są tylko 3 dni... – spuściłam głowę.

 – Jeśli wyjdziesz z pokoju i przestaniesz się kłócić z mamą, przekonam ją, żeby ci pozwoliła tam jechać. I gwarantuję ci, że ją przekonam i pojedziesz do Adama na te 3 dni.

 – Naprawdę? – spytałam, podnosząc głowę.

 – Oczywiście – uśmiechnął się, a ja rzuciłam się na niego i uściskałam mocno. – Dziękuję tato! Jesteś wspaniały! – nagle głośno zaburczało mi w brzuchu. Zaśmialiśmy się oboje.

 – To teraz chodź na śniadanie, bo twój brzuch domaga się swojego – uśmiechnął się i wstał. Ja poszłam za nim. Po chwili byliśmy na dole. Gdy weszliśmy do kuchni rozgadani, mama zmierzyła nas zdziwionym wzrokiem i stanęła w miejscu z drewnianą łyżka w górze. Podniosła jedną brew, zacisnęła usta i podeszła do garnka, w którym zaczęła coś mieszać. Na stole leżał jeden talerz z kilkoma naleśnikami i szklanka mleka. Bez słowa usiadłam do stołu i zaczęłam jeść. Mama próbowała coś wyczytać z twarzy ojca, ale ten tylko machnął ręką z uśmiechem. Gdy skończyłam pałaszować swoje śniadanie, umyłam po sobie naczynia i powiedziałam „dziękuję”. Tata zrobił ruch głową, który znaczył „wyjdź stąd, pogadam z nią”. Wyszłam z kuchni i poszłam do salonu, gdzie puściłam telewizor tak cicho, żeby słyszeć ich rozmowę. Na początku było spokojnie i tata tłumaczył jej jak udało mu się mnie wyciągnąć z pokoju. Ale potem, gdy zaczął napomykać o moim wyjeździe, sprawa  się pogorszyła.

 – Kochanie, a nie myślałaś o tym, żeby ją jednak puścić? Lily jest zdolną uczennicą. Powinniśmy jej jakoś wynagrodzić to, że tak dobrze się uczy. A sama wiesz, że jej pochodzenie mogłoby jej wiele utrudnić. Nie dostaliśmy żadnego listu o jej złym zachowaniu, ani nic takiego.

 – Nigdzie jej nie puszczę. Nawet nie próbuj mnie do tego przekonać.

 – Ale Diana, nie rozumiem dlaczego jej nie chcesz pozwolić.

 – Doskonale wiesz dlaczego. Nawet nie znamy tego chłopaka! Mógł jej naopowiadać głupot, a tak naprawdę jest całkowicie kim innym.

 – No wiesz! Przecież nie wymyślił sobie, że jest zawodnikiem w słynnej drużynie.

 – Wiesz, o co mi chodzi. Lily nigdzie nie pojedzie i koniec kropka!

 – Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale Lily ma dwójkę rodziców. Nie decydujesz sama o jej losie – tata chyba zaczął ostrą ofensywę. – Zawsze ja jej mogę pozwolić jechać i pojedzie, mimo, że ty nie wyrazisz na to zgody.

 – Ty również nie jesteś jedynym jej rodzicem! – wykrzyczała mama, wyraźnie zdenerwowana. – Nie może jechać tylko dlatego, że ty jej pozwoliłeś.

 – Analogicznie nie może nie jechać, tylko dlatego, że ty jej nie pozwoliłaś – byłam dumna z taty. Mamę na chwilę zatkało i nie wiedziała, co ma powiedzieć.

 – Pięknie! Jak zwykle stajesz po jej stronie! Zawsze jej bronisz! Według ciebie ona może wszystko, a przecież ma tylko 16 lat! Może ją puśćmy od razu na całe ferie wielkanocne?!

 – Czemu ty tak dramatyzujesz? Diana, ona ma JUŻ 16 lat. Przypominam ci, że za rok będzie miała 17 i w świetle ich prawa, będzie pełnoletnia.

 – Przypominam ci, że obecnie znajduje się w naszym świecie i dopiero za dwa lata osiągnie pełnoletniość.

 – Ale ona nie należy do „naszego świata”, jak to nazwałaś, tylko do tamtego. Myślisz, że w przyszłości będzie żyła tak, jak my? Nie! A gdyby to był jakiś koncert zespołu, którego by słuchała, jakby była normalną nastolatką, to byś ją puściła bez żadnych obaw. Zrozum, że to jest część jej świata! To jest jej ulubiona drużyna! Wyobraź sobie, że mogłabyś pojechać na mecz swojej ulubionej drużyny, czy zespołu, czy czegokolwiek za darmo! Kochanie, postaraj się ją zrozumieć. A jeśli tak bardzo nie chcesz jej puścić, to porozmawiaj z nią spokojnie, wypytaj o szczegóły, dowiedz się wszystkiego, a nie z góry zakładaj, że nie i koniec kropka. Zaprośmy tego Adama do siebie, poznajmy go, a potem oceniajmy. Wiesz, że Lily jest inteligentną i rozsądną dziewczyną i gdyby było z nim coś nie tak, to nie zadawałaby się z nim. Przemyśl to, proszę – tata wyszedł z kuchni, zostawiając mamę samą. Ja pogłośniłam telewizor i udałam, że bardzo mnie zainteresował program o hodowli kaktusów.

 – Słuchałaś? – tata usiadł obok mnie i popatrzył w telewizor.

 – Nie – odparłam – Oglądam – wskazałam na ekran, na którym jakiś facet pokazywał swojego 2-metrowego kaktusa.

 – Zapewne – powiedział ze śmiechem. – Na pewno interesuje cię program o kaktusach.

 – Mamy w szkole taką lekcję Zielarstwo i bardzo lubię ten przedmiot! – udałam oburzenie. Mark Evans spojrzał na mnie powątpiewająco. – No dobra, słuchałam – odparłam i wyszczerzyłam zęby.

 – I jak wrażenia?

 – Byłeś niezły – uśmiechnęłam się.

 – Niezły?! Ja się tu męczę, wykłócam, a...

 – No dobra, byłeś świetny – przerwałam mu, a on zrobił usatysfakcjonowaną minę. Przewróciłam oczami. Jak łatwo jest zadowolić mężczyzn. – Idę do pokoju – oznajmiłam i wstałam. Tata sięgnął po pilot i przełączył program na jakiś mecz. – Tato – zwróciłam się jeszcze do niego.

 – Mhm? – nie odrywał wzroku od meczu.

  Naprawdę ci dziękuję. Kocham cię – pocałowałam go szybko w policzek i odeszłam. On spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem. Gdy doszłam do swojego pokoju na górze, rzuciłam się na łóżko i wzięłam w rękę książkę. Zagłębiłam się w lekturze. Tym razem rozumiałam każde przeczytane słowo, bo wiedziałam, że po interwencji taty mama mnie musi puścić. Kilkanaście minut później rozległo się pukanie do drzwi. Chwilę potem drzwi nieznacznie się uchyliły, a ja spojrzałam w tamtą stronę. Zobaczyłam wychyloną głowę mojej mamy, która miała dość niepewną minę.

 – Mogę wejść? – spytała nieśmiało.

 – Proszę – powiedziałam. Ona podeszła i usiadła obok mnie, czytając tytuł książki.

 – Uczysz się?

 – Nie – odparłam. – Czytam sobie książkę, którą dostałam od Severusa pod choinkę. Eliksiry to mój ulubiony przedmiot.

 – Wiem. – odpowiedziała. – Możemy porozmawiać?

 – Jasne – odłożyłam książkę na półkę i podkuliłam nogi pod brodę, wbijając w nią wzrok. Dwie pary identycznych, zielonych oczu o kształcie migdałów wpatrywały się w siebie przez chwilę. Po chwili mama spuściła wzrok.

 – Rozmawiałam z tatą.

 – I?

 – I stwierdziłam, że musimy porozmawiać.

 – O czym? – spytałam, specjalnie wprawiając ją w zmieszanie.

 – Dobrze wiesz, o czym.

 – Nie, nie wiem – odparłam. – O szkole? Ocenach? Wakacjach? Mam coś zrobić na święta prócz sprzątania?

 – Lily przestań udawać, że nie wiesz, o co chodzi – zacisnęłam wargi. – No więc, mogłabyś mi przedstawić jeszcze raz wizję tego twojego wyjazdu?

 – Przecież powiedziałaś, że absolutnie mnie nie puścisz, więc po co mam ci to mówić?

 – Lily, na miłość boską! Przestań być taka ironiczna!

 – Adam na urodziny podarował mi bilet na mecz Złotych Hipogryfów, czyli drużyny quidditcha, którą uwielbiam. Mecz ma się odbyć w Liverpool, więc muszę tam być dzień wcześniej i dzień po. Ponieważ ta gra słynie z tego, że nigdy nie wiadomo, ile będzie trwać, trzeba przewidywać możliwy jeden dzień dodatkowy. Adam, żeby mi ułatwić wszystko, zaproponował, abym mieszkała u niego w domu. Oprócz tego miałby po mnie przyjechać i bezpiecznie mnie odwieźć.

 – A jakbyś się tam dostała?

 – Albo Błędnym Rycerzem, czyli naszym, magicznym autobusem, albo Siecią Fiuu, czyli przez kominek. To znaczy, tak podejrzewam, bo jeszcze nie obmówiłam szczegółów z nim.

 – Masz tutaj jego zdjęcie gdzieś? – spytała, a ja wskazałam do góry, bowiem na suficie miałam jego plakat, pochodzący z magazynu „Czarownica”. - Dziecko! Ty już wieszasz jego zdjęcia nad łóżkiem?! – przeraziła się nie na żarty. Roześmiałam się.

 – Mamo, on tutaj wisi już dawno. Zanim jeszcze go poznałam.

 – Chcesz mi powiedzieć, że twoim chłopakiem jest twój idol? – spojrzała na mnie z zainteresowaniem. Przytaknęłam, a ona gwizdnęła. – Nieźle. No i muszę przyznać, że jest przystojny – wstała i spojrzała na mnie surowo. – Jeśli będziesz się dobrze zachowywać, możesz jechać. Ale ten cały Adam, ma wpaść po ciebie, masz mi i ojcu go przedstawić i jeśli mi się nie spodoba, ojciec jedzie z wami – wybałuszyłam na nią oczy.

Komentarze

  1. Ha Ha Ha! znowu pirwsza ;] super rozdział, naprawdę!! codziennie sprawdzam czy jest nowy ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej...jak zwykle nieziemsko ;] Dopiero czytając ten rozdział zdałam sobie sprawę, jak bardzo się stęskniłam za Twoją twórczością. Kocham CIę za te niebotycznie długie notki ;D I jednocześnie zazdroszczę, gdzyż u mnie od wieków-wieków nie było nic nowego. Ale cóż. Świetnie, że Lilka pojedzie na ten mecz. Oby tylko Adam spodobał się jej mamie ;)Fajnie wymyśliłaś z urodzinami Rogacza. Rozbroiłaś mnie tym, jak Dumbi beztrosko poszedł po tort ;) Niestety w tym momencie zakańczam już komentarz, gdyż jestem strasznie ciekawa dalszego ciągu. Spotkamy się pod drugą częścią ;PPozdr.;**

    OdpowiedzUsuń
  3. LEEEKSIA! DZIEWCZYNO! JESTEŚ BOOOOSKA!Dopiero niedawno odkryłam Twojego bloga i wczoraj siedziałam do 4 rano i czytałam wszystkie notki. Kocham jak James ubiega się o względy Lily. Kocham po prostu wszystkie rozdziały Twojego opowiadania. Szybko przeczytam drugą część i pozostałe rozdziały i wtedy się udzielę jeszcze. (szukaj tego samego nicka ;P).Pozdrowionka xxx

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że James za niedługo będzie z Lily, ale bardzo dobrze piszesz xD Pozdro ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)