Hej!
Na początku chciałam wyjaśnić coś, co napisała Noah :). A więc mówię, że u mnie w opowiadaniu, nigdzie nie ma mowy o tym, że James kocha Lily. A to wszystko wynika z mojej definicji miłości. Myślę, że obecne relacje, jakie łączą przyszłych państwa Potter, nie pozwalają na darzenie Lily miłością przez Jamesa. Rozumiecie? Dla mnie słowo „kocham Cię” nabiera głębokiego znaczenia i jestem zdania, że żeby kochać, trzeba poznać daną osobę i ciężko mi powiedzieć, że James ją kocha. On jej nie może kochać, a przynajmniej mi się tak wydaje. On może być nią zauroczony, może mu się ona podobać, może za nią szaleć, ale on jej (jeszcze) nie KOCHA. Chcę żebyście mnie zrozumieli, bo możecie pojmować inaczej pewne kwestie. Nie wierzę w coś takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia, a słowo „kocham” to mocne słowo, którego nie powinno się nadużywać. A mój James doskonale to rozumie i jako, że nie jest, wbrew pozorom, głupim szczeniakiem (bo tak według mnie nazywają się dzieci, które po trzech dniach związku mówią: „kocham Cię!”. Oczywiście z wyjątkiem przypadków, kiedy ludzie wcześniej się znali długo :)). Nie wiem, czy dobrze wytłumaczyłam to, co chciałam wytłumaczyć. Ale chcę, żebyście zrozumieli, co mam na myśli i jakie relacje na razie ich łączą. James zdaje sobie sprawę z tego, że Lily jest błyskotliwą, uroczą, inteligentną i ładną dziewczyną. Wie, że jest ona wyjątkowa, ale jej nie kocha. Niestety, ale nie mogę sobie pozwolić na takie określenia, bo to jest wbrew moim ideom. No chyba, że chciałabym zrobić z Pottera tępego smarkacza. A tego nie chcę, bo go za bardzo lubię :D.
Pozdrawiam! ;*
***
No i zaczął się marzec. Razem z marcem rozpoczęła się masa nauki. Jednak ja wcale nie myślałam o nauce. Mimo, że nadal byłam jedną z lepszych uczennic w klasie i nadal odrabiałam zadania domowe przed czasem, to jednak w mojej głowie miejsce zajmowało coś innego. A raczej ktoś inny. Ciągle przed oczami stawał mi Adam, jego granatowe oczy i treść listów, jakie mi przysyłał. Był moją siłą napędową, bo dzięki niemu, czułam, że mogę wszystko. Sama nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Wiedziałam, że przy nim czułam się świetnie, na każdy jego list czekałam niecierpliwie, a pisząc do niego, nie mogłam zmieścić się w 4 stopach pergaminu. Praktycznie nic nie było w stanie zepsuć mi humoru. Od rana do wieczora miałam śpiewający humor i nawet zaczepki Pottera mnie nie denerwowały (a były naprawdę chamskie). Co do Pottera. Mimo, że zaczął być dla mnie bardzo niemiły i złośliwy, praktycznie cały czas mi towarzyszył. Zauważyłam bowiem, że, gdzie się nie ruszę, tam on jest. A jeśli chodzi o jego zachowanie względem mnie, całkowicie mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. A chyba nie o to mu chodziło. Od czasu incydentu na szkolnym korytarzu ze Ślizgonami i Syriuszem, moje stosunki z Łapą poprawiły się znacznie, wręcz zakolegowaliśmy się. Zamiast tego znów byłam zła na Severusa. Nie zrobiłam mu o to awantury, jednak zaczęłam być dla niego chłodna i niechętnie z nim rozmawiałam. Oczywiście brakowało mi naszych rozmów jeszcze sprzed wakacji, ale powoli przyzwyczajałam się do myśli, że utraciłam na zawsze chłopca, którego poznałam, gdy miałam kilka lat. Nie warto było się oszukiwać, że wszystko będzie dobrze i że jeszcze odnowimy kontakt. Ja to widziałam i on to widział. Z tą różnicą, że on temu kategorycznie przeczył, a ja nie ukrywałam prawdy przed samą sobą. Powracając do marca i do Adama, na mojej ścianie leżał kalendarz z zaznaczonymi świętami Wielkanocnymi, które w tym roku rozpoczynały się od Wielkiego Czwartku 15 kwietnia. W ten właśnie dzień wyjeżdżałam do domu, by 19 w poniedziałek pojechać na mecz Złotych Hipogryfów do Liverpool, razem z Adamem. Co prawda, rodzice jeszcze nie wiedzieli o moich planach, ale byłam pewna, że mi pozwolą. Nawet nie brałam pod uwagę tego, że mogliby mi zakazać tam jechać. W końcu to mój prezent urodzinowy. Na tym właśnie kalendarzu zakreślałam kolejno dni. Oprócz tego, codziennie oglądałam tablicę ogłoszeń, w nadziei, że będzie wypad do wioski, gdzie mogłabym się spotkać z Adamem. Potter nadal trwał w związku z ową blondynką, której imienia nawet nie znałam (a podejrzewam, że on sam też nie). I tak mijały kolejne dni odznaczające się codzienną rutyną, aż w końcu dotarliśmy do połowy marca. Zatrzymujemy czas na piątku, 19 marca, gdy wieczorem odrabiałam zadania domowe w Pokoju Wspólnym razem z Remusem.
– Cześć wam – Black usiadł obok nas i westchnął cicho. Podniosłam na niego wzrok znad wypracowania dla Binnsa.
– Co tak wzdychasz? – spytałam. On, zrezygnowany, machnął ręką. Oderwałam od niego wzrok i rozejrzałam się dookoła pomieszczenia. Od razu moje spojrzenie przykuł widok Pottera, obmacującego się z ową blondynką. W moich oczach musiała się pojawić nutka zrozumienia, bo Black zaśmiał się krótko.
– Dobrze myślisz – powiedział z lekkim uśmiechem. Ja wzruszyłam ramionami i wróciłam do swojego wypracowania. On przeciągnął się i ziewnął potężnie. – Trzeba się porządnie wyspać przed jutrem – mruknął i wstał.
– A co jutro jest? – spytałam, nie odrywając się od wykonywanej czynności.
– Nic – odparł beztrosko. – Po prostu w sobotę lubię się wysypiać. Tak więc, dobranoc – pomachał krótko i odszedł.
– Ja też już pójdę – powiedział szybko Remus i zaczął zbierać swoje rzeczy.
– A ty, gdzie? – spytałam zdziwiona. On tylko wskazał na swoją twarz. Była okropnie blada i zmęczona. Miał ogromne cienie pod oczami i w ogóle nie wyglądał zdrowo. – Aaa. To jutro? – on skinął głową ze smutnym uśmiechem i również odszedł w tą samą stronę, co Syriusz. Przez chwilę wpatrywałam się w jego oddalającą się sylwetkę i czułam, jak mi się serce kraje nad jego nieszczęściem. Pokręciłam głową i wróciłam do swoich XVII wiecznych olbrzymów. Po skończeniu wypracowania oparłam się wygodnie o fotel i przez chwilę siedziałam tak, z zamkniętymi oczami.
– Obudź się śpiąca królewno – ktoś mi zamruczał nad uchem. Podskoczyłam lekko i otworzyłam oczy, szukając źródła głosu. Nawet nie wiecie, jak bardzo się zdziwiłam, gdy przed moimi oczami stanął Potter. Chłopak usiadł naprzeciw mnie z lekkim uśmiechem i wbił orzechowe spojrzenie w moją osobę.
– Cześć Jamie – powiedziałam z drwiącym naciskiem na drugie słowo. Ten skrzywił się nieznacznie. – Nie podoba ci się, jak mówi na ciebie twoja dziewczyna? – zaśmiałam się.
– Mam jej powyżej uszu – mruknął posępnie.
– To po co z nią jesteś? – spytałam z nutką pogardy.
– Żeby cię zdenerwować – odparł całkiem szczerze, a ja prychnęłam, jak rozjuszona kotka. – Niestety nie działa, jak widzę – dodał po chwili.
– Wiesz Potter, wolałam jak byłeś dla mnie niemiły – fuknęłam. On uśmiechnął się.
– Zapomniałem już jaka jesteś piękna, gdy się złościsz – rzucił niby od niechcenia.
– Dlatego wracasz ze starymi tekstami w stylu: „Evans, umówisz się ze mną?”?
– Czytasz w moich myślach, słonko – mrugnął porozumiewawczo.
– Potter, proszę cię, daj sobie spokój w końcu – warknęłam zniecierpliwiona. – Jeśli przyszedłeś mi tu prawić stare śpiewki, to ja idę.
– Spokojnie Evans. Ja tylko chciałem spytać, co chciałaś mi powiedzieć po meczu ze Ślizgonami. Bo niestety nie dokończyłaś – pierwsze mnie zatkało, a potem roześmiałam się.
– Myślisz, że jesteś taki boski, że chciałam ci powiedzieć coś więcej, niż to, co powiedziałam? – spytałam specjalnie papugując jego słowa.
– A widzisz, zabolało cię jak to powiedziałem. To o czymś świadczy – wyszczerzył zęby.
– Tak, świadczy. Ale jedynie o tym, że to ja mam cię powyżej uszu – oznajmiłam i wstałam z zamiarem udania się do dormitorium.
– Hej, Evans! – zawołał za mną, a ja obróciłam głowę. – Pójdziesz ze mną jutro do Hogsmeade? – uśmiechnął się, a mi oczy zabłysnęły. Wróciłam się i usiadłam obok niego, wpatrując się, jak w anioła.
– Co powiedziałeś? – spytałam nieobecnym głosem.
– No jutro jest wyjście do wioski i czy poszłabyś ze mną w ramach randki? – uśmiechnął się promiennie.
– Potter! Jesteś aniołem! – uściskałam go i odeszłam w podskokach do sypialni. Schody pokonałam przeskakując po trzy naraz i z hukiem wpadłam do dormitorium. Nadal w podskokach, radośnie nucąc coś pod nosem, podeszłam do mojego kufra i wyciągnęłam zwój pergaminu i pióro. Skrobnęłam 3 krótkie zdania i poleciałam do sowiarni wysłać list. Byłam w takiej euforii, że nie pamiętam drogi do tego pomieszczenia. Gdy już tam byłam, wybrałam małą sówkę i przywiązałam jej liścik do nóżki. Potem stanęłam w oknie i wypuściłam ją. Przez chwilę patrzyłam, aż odleci. Potem usiadłam na parapecie i oparłam głowę o kolano. Była bezchmurna noc, księżyc, prawie w pełni, świecił delikatnym blaskiem, ale na niebie dostrzegłam jedynie parę gwiazd. Uśmiechnęłam się sama do siebie na myśl o jutrzejszym dniu, który w moich myślach był piękny. Po chwili zadumy wstałam i opuściłam sowiarnię. Gdy wychodziłam, w drzwiach minęłam...
– Co ty tutaj robisz Evans?
– Chyba logiczne, że do sowiarni chodzi się po to, żeby wysłać list, Potter – warknęłam w odpowiedzi. – A ty, co tutaj robisz? – zmierzyłam go wzrokiem od stóp do głowy, zatrzymując się chwilę na jego oczach.
– Szukam ciebie – odpowiedział z lekkim uśmiechem.
– Fascynujące zajęcie – mruknęłam i chciałam go wyminąć, jednak on mi to uniemożliwił, opierając się o framugę drzwi i zasłaniając sobą całe przejście. Zmierzyłam go lodowatym spojrzeniem. – Możesz mnie przepuścić?
– Nie – odparł wyraźnie rozbawiony. Spróbowałam się przecisnąć obok niego, ale nie miałam najmniejszych szans, więc szybko zrezygnowałam z tego pomysłu.
– Potter, do jasnej cholery, o co ci chodzi?! – czułam, że powoli mi puszczają nerwy. Nadal milczał, pożerając mnie wzrokiem. – Najpierw diametralnie zmieniasz zachowanie względem mnie, rzucając chamskie komentarze i krytykując wszystko, co mówię i robię, a potem nagle dostajesz metamorfozy do stanu poprzedniego, żeby męczyć mnie z niewiadomych mi od 2,5 lat przyczyn. O co ci do cholery chodzi?
– Lubię cię – rzekł z wolna.
– Chyba denerwować – warknęłam.
– Też – uśmiechnął się szelmowsko. – Wyglądasz wtedy jeszcze śliczniej, niż zawsze.
– Co mam zrobić, żebyś mnie puścił?
– Zgodzić się na randkę jutro ze mną w wiosce – odparł pewnie. Ja parsknęłam sztucznym śmiechem.
– Wybacz, ale jestem już umówiona. Czyli możesz mnie puścić – zrobiłam krok do przodu, a on, o dziwo, cofnął się, robiąc mi przejście. Zadowolona zaczęłam iść, jednak, gdy przechodziłam obok niego, złapał mnie mocno w pasie i przyciągnął do siebie. Nasze nosy były tylko kilka cali od siebie. Spróbowałam się wyszarpać, ale nic z tego, Potter miał mocny uścisk.
– I co teraz zrobisz? – spytał cicho.
– Zacznę krzyczeć – powiedziałam spokojnie.
– Krzycz śmiało – odparł z cwaniackim uśmiechem.
– AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! RAT... – jedną ręką zatkał mi usta. Potem wszystko działo się błyskawicznie. Ugryzłam go i wykorzystując moment jego słabości, wyrwałam się i zaczęłam biec. Stanęłam dopiero na 4 piętrze i odsapnęłam trochę. Co za idiota! Znowu byłam na niego zła. Co on sobie wyobraża? Westchnęłam i poszłam szybkim krokiem do wieży Gryffindoru. Szybko znalazłam się pod obrazem Grubej Damy, podałam hasło i weszłam do środka.
– Lily, gdzie byłaś? – zaczepiła mnie Kate.
– Byłam w sowiarni wysłać list – odparłam i usiadłam na fotelu w rogu. Dziewczyna podążyła za mną. – A chciałaś coś?
– Niee. Tak tylko cię szukałam – rzekła, przyglądając mi się i również usiadła. – Wiesz, że jutro jest wyjście do wioski? – przytaknęłam głową i uśmiechnęłam się. – Pisałaś do Adama? – znowu pokiwałam twierdząco.
– Tylko nie wiem, czy nie za późno – powiedziałam na głos moje obawy.
– Tak, czy siak, do świąt nie jest daleko – wyszczerzyła zęby.
– Cały miesiąc – jęknęłam.
– Ale przed świętami też pewnie będzie jeszcze wyjście – podsunęła, co trochę mnie pocieszyło.
– Lily? – Angelina zachrypiała nieprzytomnym głosem. Spojrzała na zegarek. – Boże, dziewczyno! Jest 3 w nocy! Wątpię, żeby ci odpisał.
– Śpij dalej – powiedziałam spokojnie. Dziewczyna obróciła się na drugi bok, mrucząc coś o nocnych markach. Uśmiechnęłam się sama do siebie i powróciłam do lektury „Eliksiry – wszystko to, czego Cię nie nauczą w szkole”. Po paru minutach ze zrezygnowaniem zamknęłam książkę i odłożyłam ją na stolik. Przetarłam oczy i zgasiłam lampkę nocną. Potem ułożyłam się wygodnie i zasunęłam kotary przy łóżku. I gdy już nadszedł ten moment, kiedy czujesz, że jesteś w przyjemnej fazie, pomiędzy snem, a jawą, coś leciutko zapukało w okno. Momentalnie się rozbudziłam i z prędkością wiatru wyskoczyłam z łóżka. Oczywiście, jak to ja, wplątałam się w kotary, o których zapomniałam i z wielkim hukiem padłam na ziemię, owinięta niczym egipska mumia. Obudziłam całe dormitorium, jednak nie przejmowałam się tym, tylko próbowałam wyplątać się z rulonu, jaki utworzyłam. Niestety, było mi tak szybko do otworzenia okna, że zamiast się uwolnić, zaplątałam się jeszcze gorzej tak, że w istocie nie mogłam nawet ruszyć palcem. Usłyszałam niezadowolone pomruki innych dziewcząt i chichot Kate. Ktoś podszedł do mnie (obstawiam, że Angelina) i zaczął mnie uwalniać od kłębów materiału. Gdy odwinęła mnie całkowicie, przekonałam się, że miałam rację. Ujrzałam rozbawioną twarz pałkarza naszej drużyny i turlającą się po podłodze lokatą. Reszta najwyraźniej z powrotem leżała w łóżkach. Zerwałam się z ziemi i jednym susem pokonałam odległość dzielącą mnie od okna, potykając się przy okazji o ten sam materiał. Za szybą siedziała sowa, którą od razu rozpoznałam. Wpuściłam ją do środka. Ledwo odebrałam list, ona wyleciała z powrotem. Rozerwałam kopertę i wyciągnęłam kawałek pergaminu, zapisanego tak dobrze znanym mi pismem. Serce zabiło mi mocniej, gdy zaczęłam czytać.
Droga Lily!
Już miałem Ci pisać, że nie dam rady, bo akurat w tych godzinach mam trening. Jednak, gdy podpisywałem się pod tamtym listem, moja sowa przyniosła mi informację, że jutro mam odwołany trening. Pierwszy raz w życiu ucieszyłem się, że nie mam zajęć z drużyną! Jutro będę czekał na Ciebie w gospodzie „Pod Świńskim Łbem” o 10. Mam nadzieję, że się zjawisz. Naprawdę cieszę się, że w końcu Cię zobaczę! Mój list pewnie odbierzesz dopiero rano, ale ważne, że jutro się zobaczymy. Tak więc do jutra! (jak to pięknie brzmi, nieprawdaż?)
Ściskam mocno,
Adam R.
– Przyjedzie! – pisnęłam z radością. Dziewczyny również się ucieszyły, razem ze mną, jednak szybko poszły do swoich łóżek. Ja położyłam się w swoim, ale długo nie potrafiłam zasnąć. W końcu, koło godziny 4 nad ranem, zmorzył mnie sen.
***
– Lily! – odwróciłam się i zobaczyłam machającego w moją stronę szatyna o sympatycznym uśmiechu. Rozpromieniłam się na jego widok i zaczęłam iść w jego kierunku. Gdy tylko znalazłam się w zasięgu jego ramion, on chwycił mnie i podniósł lekko nad ziemię, ściskając mocno. Ja opatuliłam jego szyję swoimi rękami i zaśmiałam się lekko. – Wyglądasz wspaniale! – postawił mnie na ziemi i obkręcił wokół własnej (mojej) osi, niby w tańcu. Ja nieznacznie ugięłam kolana w leciutkim pokłonie i wyszczerzyłam zęby.
– Ty również – powiedziałam. Niestety, ale musiałam skłamać. Bo to, jak on wyglądał, nie będę komentować. Bo wyglądał przewspaniale, przecudownie, prześlicznie i w ogóle... rozpływałam się na jego widok. Jego granatowe oczy patrzyły z czułością na mnie, oczywiście zachowując swoją iskierkę bystrości. Dzisiaj miał lekki, 3-dniowy zarost na twarzy, koloru włosów, a same włosy sterczały w artystycznym nieładzie. Miał na sobie szary sweterek (który idealnie podkreślał jego cudowną budowę!), ciemne dżinsy, męskie, skórzane trampki za kostkę i skórzaną, czarną kurtkę. Dosłownie pożerałam go wzrokiem.
– Tak się cieszę, że cię widzę – powiedział i znowu uścisnął mnie lekko. Poczułam, jak mnie przechodzi dreszcz.
– To gdzie idziemy? – spytałam, patrząc nań figlarnym wzrokiem.
– Z tobą, to nawet na koniec świata – zaśmiał się i chwycił moją rękę, ciągnąc mnie w kierunku uliczek, idących pomiędzy domkami.
– Wiesz, już nie umiem się doczekać meczu – powiedziałam entuzjastycznie. On spojrzał na mnie z lekką obawą.
– A twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko? – spytał zaniepokojony.
– Nie mają prawa mi odmówić mojego prezentu urodzinowego – uśmiechnęłam się do niego. – Ogólnie są spoko, więc powinni mi pozwolić.
– Ale wiesz. Nie znają mnie, nie wiedzą kim jestem, będą się martwić i w ogóle...
– Znają cię z plakatów w moim pokoju – wyszczerzyłam zęby.
– Co nie zaprzecza faktu, że i tak jestem obcym facetem. Do tego będziesz mieszkać przez te trzy noce u mnie w mieszkaniu – oznajmił, a ja trochę osłupiałam i stanęłam, wpatrując się w niego. – Och, przepraszam Lily. Zapomniałem spytać, czy chcesz. Jeśli nie chcesz, to ci wynajmę pokój w mugolskim hotelu niedaleko – wyraźnie się zmieszał. – Ja po prostu myślałem, że tak będzie wygodniej i byłbym o ciebie spokojniejszy. A mam duże mieszkanie. Mam cały pokój gościnny do dyspozycji...
– Spokojnie Adam! – zaśmiałam się. – Zawstydziłeś się – wyszczerzyłam zęby.
– No i robię bardzo dobrą jajecznicę... – dodał cicho, a ja roześmiałam się na dobre.
– Jesteś słodki – zmierzwiłam mu włosy. – Nie mam nic przeciwko – dodałam. – To ja myślałam, że będę musiała szukać sobie jakiegoś lokalu. I trochę się bałam – po moich słowach wyraźnie odetchnął z ulgą.
– Bo widzisz, przepraszam, że tak wyszło, ale chciałem się trochę przygotować na to, żeby ci to oznajmić. Mogłabyś sobie pomyśleć, że składam ci niemoralne propozycje, lub coś w tym rodzaju...
– No coś ty! – zaprotestowałam. – Zresztą, wcale bym się nie obraziła – roześmiałam się po raz kolejny. On po chwili dołączył do mnie.
– Ja taki nie jestem. Uwierz – uśmiechnął się.
– Czas pokaże – pokazałam mu język.
– Osz ty, mała wiewióreczko! – krzyknął, niby urażony i chciał mnie złapać, ale zaczęłam uciekać.
– Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?! – odkrzyknęłam i puściłam się biegiem przez nieznaną mi uliczkę. Miałam niezłą przewagę, a mu daleko było do tego, żeby mnie dogonić. Jednak, oczywiście musiałam mieć pecha (albo i szczęście?), bo trafiłam w ślepą uliczkę. Stanęłam przed wysokim murem i obróciłam się. Adam podbiegł do mnie i zwolnił kroku, uśmiechając się z satysfakcją.
– I co teraz? – spytał poważnym tonem.
– Myślę, że na tym kończy się nasza zabawa – odrzekłam, szczerząc zęby.
– Ja nie byłbym tego taki pewny – mruknął. Był coraz bliżej mnie, a gdy znalazłam się w zasięgu jego rąk, chwycił mnie mocno w pasie i przyciągnął do siebie. – Teraz mi już nie uciekniesz – wymruczał mi do ucha, a ja spojrzałam mu prosto w granatowe oczy.
– Jesteś tego taki pewien? – spytałam z błyskiem w oku. Zastanowił się przez chwilę.
– Tak – odparł pewnie i zbliżył swoją twarz do mojej.
– I co mi teraz zrobisz? – nie odpowiedział, tylko dotknął ustami moich ust. Zaczęliśmy się całować. Poczułam, jak wszystkie wnętrzności tańczą we mnie dziki taniec. Obawiałam się, że zaraz ze szczęścia mi para z uszu buchnie, jednak nic podobnego się nie stało. Przez chwilę staliśmy tak objęci, obdarzając się pocałunkami. Po upływie bliżej nieokreślonego czasu, z ogromną niechęcią, przerwałam wykonywaną przez nas czynność i bez słowa wymknęłam się z jego uścisku. Zaczęłam iść tam, skąd przybiegliśmy, odwracając się i puszczając mu kuszące spojrzenie. Chłopak ruszył za mną i dogonił mnie. Chwycił mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę, zmuszając mnie, żebym spojrzała mu w oczy. Uśmiechnęłam się zalotnie. Skradł mi krótkiego całusa i zaczął iść ze mną za rękę. Zacisnęłam swoją dłoń na jego i podążałam obok, zerkając co jakiś czas na niego. Gdy wyszliśmy z pobocznych uliczek, Adam zaproponował, żebyśmy weszli do jakieś ustronnej kawiarenki na kawę. Zgodziłam się i po chwili ściągaliśmy kurtki w tym samym lokalu, co ostatnio. Zamówiliśmy dwie duże kawy oraz dwa kawałki ciasta i pogrążyliśmy się w rozmowie. Zaczęło się od nauczycieli w Hogwarcie, sytuacji w Wielkiej Brytanii (Voldemort i te sprawy), potem przeszliśmy przez jego SUM-y i OWUTEM-y, by skończyć na Quidditchu.
– Jak to właściwie się stało, że zainteresowałaś się w takim stopniu Quidditchem, skoro jesteś z rodziny mugoli i wcześniej nie miałaś pojęcia o tym wszystkim? To znaczy, zwykle takie poglądy wynosi się z domu, a ty nie miałaś za bardzo od kogo wynieść jakichkolwiek poglądów na temat tego sportu.
– Zrządzenie losu – zaśmiałam się. – A tak poważnie, to widzisz, zawsze miałam zamiłowanie do książek. Więc nietrudno ci chyba zgadnąć, że Esy i Floresy to jeden z moich ulubionych sklepów. Gdy wybrałam się na moje pierwsze zakupy na Pokątną, stwierdziłam, że warto wiedzieć coś więcej o świecie magii, skoro inni będą z magicznych rodzin. No i nie ukrywam, że niektóre tytuły mnie zainteresowały. Między innymi wpadła mi do ręki ogromna książka o Quidditchu. Trochę słyszałam o tej grze od mojego przyjaciela Severusa, więc stwierdziłam, że wezmę tą książkę, bo interesowało mnie, jaki sport uprawiają czarodzieje. Po przeczytaniu zasad stwierdziłam, że to totalna głupota – zrobił oburzoną minę, ale zaraz potem uśmiechnął się łobuzersko, pozwalając mi dokończyć. – Jednak, gdy zobaczyłam zdjęcia, jak grają, to mnie trochę to zaabsorbowało i przeczytałam całą. Jednak jakoś specjalnie mnie do tego nie ciągnęło. Potem pojechałam do Hogwartu, poszłam na pierwszy mecz Gryfonów i oszalałam. Byłam tak zahipnotyzowana tym sportem, że przez pierwsze dwa dni nie myślałam o niczym innym, jak o Quidditchu. Po cichu wypożyczyłam bardzo dużo książek o tym sporcie i czytałam nocami, żeby nikt nie widział. Sama nie wiem, dlaczego ukrywałam przed wszystkimi, że bardzo to lubię. Wiesz, że moi znajomi dopiero w tym roku dowiedzieli się, że ja uwielbiam Quidditch?
– Poważnie? – spytał zdumiony.
– Nikt o tym nie wiedział – roześmiałam się.
– A jak było z tym, że Hipogryfy to twoja ulubiona drużyna? – spytał i mimowolnie wyszczerzył zęby.
– Wiedziałam, że do tego dążysz – uśmiechnęłam się. – W 3 klasie zaczęłam chodzić na Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami, gdzie poznałam zwierzę, jakim jest hipogryf. Nie wiem czemu, ale poczułam wielką sympatię do tego zwierzęcia. Ono jest takie bystre, mądre no i piękne. Wiedziałam, że takie stworzenie istnieje, jednak gdy zobaczyłam je na żywo, jakoś je bardzo polubiłam. Potem poczytałam trochę więcej o drużynach w lidze i natknęłam się na nazwę Złote Hipogryfy z Liverpool. Tak, wiem, że to dziwne, ale od tego czasu im kibicuję – zaśmiałam się na widok jego miny. – Ale nie myśl sobie, że tak jest do dzisiaj. Mimo, że to był czysty przypadek, okazało się, że to był strzał w dziesiątkę! Bo drużyna jest fenomenalna i praktycznie wiem o niej wszystko – wyszczerzyłam zęby, a on roześmiał się serdecznie.
– Z taką historią się jeszcze nie spotkałem – przyznał. – Ale przynajmniej jesteś szczera. No i urocza – uśmiechnął się słodko, mrugając przyjaźnie. Zarumieniłam się lekko.
– Jeszcze jakieś pytania? – spytałam.
– Tak. Mam jeszcze jedno pytanie, które mnie trochę nurtuje od pewnego czasu – powiedział powoli. Chyba wiedziałam o czym mówi i trochę nieprzyjemnie mi się zrobiło.
– Słucham cię – uśmiechnęłam się niepewnie.
– Ten... Potter, tak? – przytaknęłam głową. – Kto to jest? – westchnęłam.
– Zadałeś najgorsze z możliwych pytań – roześmiałam się nerwowo. Sama nie wiem, czemu się denerwowałam. W końcu Potter dla mnie NIC nie znaczy.
– Chciałbym wycofać, ale w końcu i tak bym zapytał po raz drugi – uśmiechnął się.
– Spokojnie, raczej nie uciekam od pytań – powiedziałam z wolna. – A więc Potter. To długa historia – mruknęłam.
– Chyba mamy czas, co? – spytał zachęcająco. Zaczęłam bawić się łyżeczką, obracając ją w palcach. Spojrzałam na niego, a on znowu się uśmiechnął.
– James Potter jest z mojego rocznika, również z Gryffindoru – zaczęłam. – Przez 1 i 2 klasę nawet z nim za bardzo nie rozmawiałam. Jednak w 3 klasie złapałam z nim jakiś kontakt na imprezie, poszliśmy w nocy na przechadzkę i rozwaliliśmy biurko woźnemu. Złapała nas McGonagall i przez jakiś czas mieliśmy wspólne szlabany. Znaleźliśmy nawet wspólny język, nawet go polubiłam.
– Ostatnio nie bardzo to okazywałaś – wyszczerzył zęby, ale od razu umilkł.
– Potem zaczął się znęcać nad moim przyjacielem, Severusem. Pokłóciłam się z nim, a mu strasznie zależało, żebym się z nim umówiła – podrapałam się w głowę. – Jednak dla mnie już był na przegranej pozycji. No i przez całą 3 i 4 klasę on łaził za mną, robiąc mi głupie kawały, ośmieszając mnie przed całą szkołą i powtarzając w kółko „Umówisz się ze mną Evans?”, a ja cały czas się na niego darłam. W 5 klasie, na początku mieliśmy jakiś przełom. A w sumie to tylko ja miałam i czasami z nim porozmawiałam. Przestałam się na niego aż tak bardzo wściekać, jednak nadal się z nim nie umówiłam. A Potter ciągle, niezmiennie stał przy swoim.
– Wytrwały i wierny, czego więcej chcieć? – wtrącił i zaśmiał się. Nie była to ironia, wbrew pozorom. Uśmiechnęłam się.
– Wierny. Za taką wierność to ja podziękuję – roześmiałam się. – Ciągle za mną łaził, jednak posiada swój Fanclub i otacza go wierne grono wielbicielek. Czasami, dla zabawy, z którąś się umawia, randkuje, całuje, obmacuje, wykorzystuje, a potem rzuca.
– Rozumiem, typ zakochanego Casanovy? – zasugerował.
– Zakochany to on nie był i nie jest – stwierdziłam. – Przecież na podstawie relacji, jakie nas łączą nie można być zakochanym – uśmiechnęłam się. – Ja myślę, że po prostu chce mnie, wybacz za określenie, „zaliczyć” i już. Zresztą, sama nie wiem, czego on chce – wzruszyłam ramionami.
– No dobra, ale stanęliśmy na waszych kontaktach na początku 5 klasy – ciągnął dalej.
– No, nie powiem, że czasami nawet mnie do niego ciągnęło. Parę razy się całowaliśmy – w tym momencie spaliłam ogromnego buraka, jednak on nawet się nie przejął tym, tylko czekał dalej, aż coś powiem. – Podczas przerwy świątecznej mieliśmy naprawdę dobry kontakt. Dużo rozmawialiśmy i w ogóle. Jednak potem wszystko wróciło do normy. Zdenerwowałam się, gdy znów zaczął znęcać się nad słabszymi i Severusem, oraz jego puszeniem się i chwaleniem, jaki to on nie jest cudowny. Zaczął mi z powrotem przeszkadzać, denerwować. Cała sympatia i pociąg do niego wyparowały. Ale on nadal nie daje sobie spokoju. Cała historia – zakończyłam trochę klawo.
– Nadaje się na książkę – wyszczerzył zęby, sprawiając, że się uśmiechnęłam. – Powiem ci, że podziwiam cię za to, że mi wszystko opowiedziałaś. Mogłaś przecież pominąć parę niewygodnych dla siebie faktów – powiedział szczerze z poważną już miną. Spojrzałam na niego, napotykając granatowe spojrzenie. Nie było w nich żadnej pogardy, złości, zazdrości, ani niczego, co mogłoby mnie zmartwić.
– Nawet nie wiesz, jak się bałam opowiedzieć o tym wszystkim – powiedziałam pół żartem, pół serio.
– Ale powiem ci, że mnie uspokoiłaś – uśmiechnął się, a ja zdziwiłam się.
– Jak, uspokoiłam? – spytałam zdumiona.
– No, przyznam się, że obawiałem się czegoś gorszego usłyszeć. Coś typu: mój były, w którym byłam zakochana na zabój, on mnie rzucił, próbuję o nim zapomnieć, ale on specjalnie mi nie daje spokoju – po jego słowach roześmiałam się, wyobrażając sobie jego wersję mojej znajomości z Potterem. – Nie śmiej się. Przyznaję otwarcie, że czułem ukłucie zazdrości.
– Widzę, że ty też grasz w otwarte karty – zauważyłam.
– A można inaczej z tobą, Lilyanne Evans? – spytał z wesołym błyskiem w oku.
***
– Dziękuję za kolejny, cudowny dzień z tobą, księżniczko – Adam pocałował mnie w czoło i przytulił. Staliśmy tak objęci przed bramą Hogwartu.
– To ja dziękuję, książę na miotle – odparłam i musnęłam jego usta. – Mam nadzieję, że już niedługo kolejny wypad do Hogsmeade.
– A ja czekam na trzy wspaniałe dni, spędzone z tobą, podczas ferii wielkanocnych.
– Skąd wiesz, że będą wspaniałe? – spytałam z uśmiechem.
– Bo w towarzystwie tak uroczej dziewczyny jak ty, muszą być wspaniałe – odpowiedział również z uśmiechem.
– Ale ja jestem baaaaaardzo kapryśna rano – oponowałam.
– Jakoś to przeżyję – powiedział ze stoickim spokojem, a ja roześmiałam się.
– A jak ci powiem, że uwielbiam wstawać bardzo wczesnym rankiem i budzić wszystkich niewyspanych Adamów po wyczerpującym meczu dzień wcześniej? – ciągnęłam.
– A to ilu znasz tych Adamów? – spytał z udawanym zaskoczeniem.
– Oj, przeraziłbyś się – stwierdziłam. – Aż jednego – dodałam po głośnym zastanowieniu się.
– To również jakoś przeżyję – odpowiedział z uśmiechem. – Tymczasem ja lecę, bo ty już chyba musisz uciekać – rozejrzał się wokół. Obok nas przechodzili ostatni uczniowie z wycieczki do wioski. Było koło godziny 18 i zaczynało się robić zimno.
– Niestety muszę – rzekłam z żalem i spojrzałam smutno na jego oczy.
– Nie smuć się, wiewióreczko – cmoknął mnie w nos. – Do zobaczenia – nachylił się i złożył długi i namiętny pocałunek na moich ustach. Po dłuższej chwili oderwał się i uścisnął mnie. Następnie otworzył furtkę i popchnął mnie lekko ku zamku. Odwróciłam się jeszcze, żeby popatrzeć na niego i pomachałam mu.
– Do zobaczenia Adam – powiedziałam. On uśmiechnął się szeroko i odmachał mi. Bezgłośnie, poruszając jedynie ustami, powiedziałam „dziękuję”. Chłopak odpowiedział, również bezgłośnie „ja też” i odwróciłam się. Gdy przechodziłam przez bramę, usłyszałam ciche pyknięcie. Teleportował się. Westchnęłam głęboko i uśmiechnęłam się na myśl o Adamie i o tym, jaką jestem szczęściarą.
***
Droga Lily!
Co u Ciebie słychać? Już, albo dopiero, tydzień minął, odkąd się widzieliśmy. Wiesz, tęsknie za naszymi rozmowami i za Twoim śmiechem. Piszę list, bo obiecałem, jednak uwierz, że naprawdę nie mam na nic ochoty. Wczoraj był najgorszy mecz ze wszystkich, które zagrałem. Zawaliłem na całej linii i choć wiem, że drużyna to rozumie, to jednak ma mi to za złe. Nie obroniłem ani jednego gola. Nie wiem, co się stało, bo na treningach czułem się świetnie. Takiej porażki nie odnieśliśmy od dawna, o ile w ogóle w historii. 270:20... Chociaż i tak pewnie wiesz o tym, to jednak muszę komuś to napisać. Naprawdę czuję się podle. Muszę się zmotywować i wziąć do roboty na treningach. Chyba zacznę z powrotem sam trenować. Poproszę o dodatkowe treningi trenera. Powinien zrozumieć. Kończę, bo przyszli do mnie koledzy z drużyny. Zapewne mnie pocieszyć i powiedzieć, że nic się nie stało. Są wspaniali. Jednak wiem, że zawaliłem totalnie. Jeśli wygralibyśmy ten mecz, utrzymalibyśmy bez problemu 3 miejsce w tabeli. Jednak spadliśmy na 4 i za tydzień będziemy musieli wygrać co najmniej z 200 punktową przewagą. Nie męczę Cię już. Przepraszam za mecz (bo w końcu jesteś fanką) i że treść listu jest, jaka jest.
Trzymaj się ciepło,
Adam.
– Ojjj... – mruknęłam.
– Co się stało? – Kate oderwała się od swojego niedzielnego śniadania i spojrzała zaciekawiona na mnie.
– Adam jest załamany – powiedziałam i westchnęłam.
– Trudno się dziwić. Tak daremnie wczoraj zagrał, że gdybym był trenerem, od razu bym go wsadził na ławkę rezerwowych – do rozmowy wtrącił się Potter.
– No tak, masz rację – warknęłam. – Pomijasz fakt, że twoje najukochańsze Wściekłe Psy są w pozycji spadkowej i od 9 kolejek nie wygrały ani jednego meczu – trochę go zatkało. Zadowolona zaczęłam jeść kanapki.
– Ale oni będąc na 3 pozycji, przepraszam 4, powinni pokazać jakąś klasę. A niewątpliwie wina leżała tylko i wyłącznie po jego stronie – odpowiedział po dłuższym czasie.
– Wybacz, ale chciałabym ci przypomnieć, że drużyna składa się z 7 osób, a nie z samego obrońcy – oburzyłam się, nieznacznie podnosząc głos. – Owszem, przepuścił 27 bramek, ale ścigający strzelili tylko 2 gole, pałkarze widocznie niezbyt skutecznie odbijali tłuczki w przeciwników, a szukający nie znalazł pierwszy znicza. Więc nie zwalał całej winy na niego.
– A może pewna rudowłosa dziewczyna mu siedzi w głowie i przez nią nie potrafi grać? – spytał dramatycznym szeptem. Przewróciłam oczami.
– Potter, nie pogrążaj się, bo na pierwszy rzut oka widać, że jesteś cholernie zazdrosny i nie potrafisz tego ścierpieć, że ona się z kimś spotyka. Na dodatek nie z byle kim, tylko ligowym zawodnikiem Quidditcha w jednej z lepszych drużyn w Wielkiej Brytanii – wtrąciła Angelina znad Proroka Codziennego.
– McKinnon, czyżbyś chciała wylądować na ławce rezerwowych za obrażanie kapitana? – zagroził Potter, a ja wybuchłam drwiącym śmiechem.
– I tak nie miałbyś kogo wystawić za mnie – mruknęła nieprzejęta jego groźbą szatynka i ze spokojem wróciła do artykułu, który czytała.
– Oj stary, masz przerąbane – Remus poklepał go po plecach. – Laski cię nie lubią.
– Pff! One mnie uwielbiają...
– ...tylko jeszcze o tym nie wiedzą – wyrecytował Peter, co wywołało salwę śmiechu.
– Zdrajcy – mruknął obrażony Potter i usiadł, zakładając ręce na piersiach. Spojrzałam na niego. Miał naburmuszoną minę i wyglądał, jak przerośnięte dziecko. Pokręciłam głową i powróciłam do swojego śniadania. Reszta dnia, na szczęście, minęła mi całkowicie bez Jamesa vel Rogacza Pottera.
Cudnie. Oj, zaszalałaś. Eh, szkoda, że Adam przegrał, jednak z racji tego, że kibicuję Rogaczowi, jestem zachwycona. Widzę, że Lily coraz bardziej się zakochuje. Ach, szkoda, że do pocałunku w sowiarni nie doszło. I całkowicie zgadzam się z twoją definicja miłości.
OdpowiedzUsuńSuper notatka. Naprawdę mi się podoba. Słuchaj napisz mi na moim blogu swój numer GG. To jest mój: 21754065. Będziemy się informować o nowych notkach przez GG. Właśnie założyłam i tak będzie wygodniej.Pozdrowionka :***
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, taki...romantyczny ;D Wesoło i wgle ;P również uważam, że wróciła ci wena...chociaż ja tam nie zauważyłam, żeby kiedykolwiek jej zabrakło ;PPodobała mi się (chyba najbardziej) scena, w której Lily mówi do Pottera: "Jesteś aniołem!" po czym go wyściskuje ;P Ucieszyłam sięnie mniej niż Evans, kiedy Adam odpisał, że się spotkają ;) Ta Lily to ma szczęście...Poza tym współczuję Potterowi...niby, jak sama wspomniałąś na początku, nie kocha on jeszcze (JESZCZE) Lily, ale mu się podoba, czy coś, i chłopak musi czuć się naprawdę niezbyt fajnie widząc ją z innym. Szczególnie jeśli jest to jeden z popularniejszych graczów Quidditcha ;]Jestem ciekawa, jak potoczy się dalej historia Lily i Royal'a ;]Ogólnie--jestem pod wrażeniem rozdziału ;]Pozdr. ;**
OdpowiedzUsuńWow, szybko ta nowa notka :) Naprawdę rewelacyjnie piszesz :))) A Adam? Oh, cudo <3 :)))) A Potter jaki zazdrosny :D Nie dziwię się ;) Ale nie powiem, trochę mi szkoda Jamesa, on się tak długo prosił o randkę z Lily, a ona nie dała mu prawdziwej szansy na przekonanie się do niego.. a gdy na horyzoncie pojawił się ktoś sławny - dokładnie Adam (i przystojny, aczkolwiek przecież James też jest przystojny!), to od razu.. =p Biedny James... Ale też biedny Adam - ta porażka na meczu... No, kurczę, ciekawą historię wymyśliłaś :))) Nie mogę się doczekać kolejnej części opowiadania :))) Uwielbiam je!
OdpowiedzUsuńOh jakie szczęście że ci wracają chęci do pisania [ bo wenę to ty masz cały czas]!!! Naprawdę, każda twoja notka jest świetna i dopracowana[ jak dla mnie] :D Aha no i pisałam już że kocham twojego bloga??? Bo kooocham i to baardzo :***
OdpowiedzUsuńCo do mojego ostatniego komentarza, pisałam go bardzo szybko i zgadzam się z Twoją definicją miłości. Przyznaje się do niepotrzebnego użycia słowa "kocha" (mam nadzieje że już wkrótce będzie można napisać że James KOCHA Lily)... rozdział jest świetny(czyli taki jak wszystkie inne, choć każdy z nich jest na swój sposób wyjątkowy), zaintrygowała mnie informacja o spędzeniu 3 nocy u Adama. Jestem bardzo ciekawa co z TEGO wyniknie, jeżeli w ogóle Lily do niego pojedzie. Cieszę się, że ta notka ukazała się tak szybko. Pozdro :*
OdpowiedzUsuńŚwietnie! Piszę krótki komentarz, bo już muszę mykać;P ale i tak wiesz, że jest duuużo innych słów, które bym ci teraz napisała:)Pozdro ;*
OdpowiedzUsuńCudnie:PPrzeczytałam caaały blog!Wszystkie notki są świetnee!Ale i tak nie lubię Adama:PRogacz górą! :DPozdro!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że w taki właśnie sposób rozumiesz miłość. Mnie też denerwują osoby, które po kilku dniach chodzenia ze sobą, nadużywają przesadnych miłosnych wyznań. To takie niedojrzałe, prawda? Mam jednak nadzieję, że kiedyś to Jamesowe zauroczenie, czy zafascynowanie rudowłosą zmieni się w coś, co bez wahania będziesz mogła nazwać najszczerszą, najprawdziwszą miłością :)Przepraszam za szczerość, jednak muszę to powiedzieć. Rozdział jest mało ciekawy. Właściwie nie wniósł on nic nowego do Twojej historii. Pierwsze spotkanie Lily i Adama w Hogsmeade było romantyczne i słodkie, jednak uważam, że drugie było całkowicie niepotrzebne, wręcz nudne. Jestem trochę rozczarowana. Wydaje mi się, że podałaś zły wynik meczu. Adam puścił 27 bramek, co daje łącznie 270 punktów dla przeciwników. A co ze zniczem? Zapomniałaś o 150 dodatkowych punktach :)Mam ogromną nadzieję, że w następnej notce Lily wyjedzie na mecz Hipogryfów. Wprost nie mogę się doczekać! :)I jeszcze raz przepraszam za krytykę. Sama oczekuję od moich czytelników szczerej opinii, dlatego zwykle staram się robić to samo.Całusy, kochana! :*I powodzenia na maratonie, trzymam kciuki! :*
OdpowiedzUsuńCiesze się z tego, co napisałaś o miłości. Naprawde, fajnie do tego podeszłaś i raczej nie popełniłaś błędu, że Lily i Rogacz muszą się szalenie kochać w piątej klasie.Należe co prawda do teamu Rogasia, chociaż Adam nie jest zły.. Jej, chodza mi po głowie takie sprośne mysli w zwiazku z tym, że moze Lily bedzie u Niego nocowac. Ah te gUpie dojrzewanie. ;d XD Przepraszam, że komentuję teraz. Na kompa mogę wchodzić tylko w weekendy, z małymi wyjątkami. Pozdrawiam! ;***p.s. Rogas jest za*ebiscie zazdrosnyyy! xD
OdpowiedzUsuńOj, Leksiu, Leksiu! Jak zwykle cudowne opowiadanie. Zabawne, ale i na swój własny sposób poważne. Z powodzeniem możemy Ci zacząć mówić ,,Mistrzu'' ;) Ze zniecierpliwieniem czekam na następny rozdział.Pozdrówki, Cadence
OdpowiedzUsuńA wiec ostatni już dziś mój komentarz (są jescze 2 pod poprzednimi notakami - pisze w razie jakbys nie zauwazayła ; p) Podoba mi sie to, ze Lily jest żeczywiście zakochana w Adamie i że to wszytko nie jest na zastępstwo i tylko po to by kogoś mieć. (chociaz taki chłopak na zastepstwo nie bylby złym pomyslem... hmmm musze to przemysleć ; p) Troche szkoa, ze Lily nie reagowała na zaczepki Jamesa byłoby ciekawie słuchac ich wymiany zdań ;d.Śmiesznuie by było jakby rodziece lily si enie zgidzili na ten wyjazd ;d. niezłaby byla afera w domu Evansów ;d;d;dKocham to jak Lilka jest złosliwa w stosunku do jamesa - Jamie. Naprawde i nie zapominaj o tym gdy juz ich polaczysz wielka miłoscią! Bo mimo mojej malej sympati do adama (w dalszym ciagu mam mieszane uczucia) czasemi miedzy nim a lily jest za duzo lukru mimo ze doskonale potrafidsz to zruwnowayć ich droczeniem się ; )podziwma Jamesa za szerość i z ato że przyznał się przed Lilką do wszytkiego. wielki szacun do ciego. I kocham jego zlosliwosci pod jej adresem. To jak powiedzial ;słonko' w taki złosliwy sposób było cuuudne @ ; )A ich rozmowa gdy jej zagrodził pezekscie (aaa kochane scena < 3) - Libie Cię - Chyba denerwować - teżNo cuudo poprostu cudo!.Szkoda troche ze Adam jednka przyjechał liczylam na to ze nie przyjedzie i na złosliwe decinko po tem ze strony Jemsa ale w pełni zrekompensowały mi to docinki po przegranuym meczu ; ). Swoja droga imponuje mi to jak Lily zna sie na sporcie. To naprawde nesamowite.'Kochani są'?! Błagam! Widzisz faceta, silnego w miare dorosłego faceta wypowiadającego się tak o swoich kumplach?! Bo ja nie. Och dziewczyna owszem by to powiedziala, ale facet? Wyszedł by na geja!Ajj Peter w twoim opowiadniu jak na razie budzi moja sumpatie. - Dziewczyny mnei wuielbiaja... - Tsak tylko jescze o tym nie wiedzą(nie iwme czy dokładnie tak było bo pisze z pamięci xd)cuuudo! Ciesze się ze mimo tego co potem zrobił dajesz mu szanse zaistniec w swoim opowiadaniu ; )Wybacz ze tak krutko, ale czytajac to i widzac w jakich odstepach czasu dodajesz notki mam cholerne poczucie winym, ze ejszce nic nie dodalam, wiec szybko pisze koementarz i lece pisac moje 'dzieło' ; )buziaki Werak ;*PS Wybacz błędy ; )
OdpowiedzUsuńmhm, pocałowali się... xD Jakie to było fajne! Rozwaliła mnie wiewióreczka i tekst Petera. I ta para z uszu ^^ Rozdział przeczytałam wczoraj, ale jużmnie odganiali od kompa i nie zdążyłam skomentować... Ty wiesz, że jest fenomenalny ;)Całuski! =*Aha!Zapraszam na nowy rozdział na blogu www.lily-e.blog.onet.pl xDD
OdpowiedzUsuńKochana, wracaj szybko, czekamy na Ciebie! ;** I tęsknimy!U mnie nowa notka . ;) kochaj-lub-nienawidz
OdpowiedzUsuńRomans Lily coraz bardziej gorący. Jestem bardzo ciekawa, jak to James rozwiąże, ale trzymam za niego kciuki. ;) Adam wydaje mi się bardzo... emocjonalnym facetem. Uśmiechnęłam się, gdy przeczytałam, że napisał w liście do Lily o swoich kolegach "są kochani". ;) U mnie w końcu nowy rozdział. [hogwarts-friendship]
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać kolejnego rozdziału bardzo fajny jest twój blog czytam go i czytam ;D masz niesamowity dar pisania!Więc obiecaj mi że jak najprędzej coś napiszesz.Ok?
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział na blogu www.lily-evans-james-potter-huncwoci.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńale sweet potter chce ją całowac i ona sie wyrywa z jego objęć no po prostu prze słodkie :)
OdpowiedzUsuń