Przejdź do głównej zawartości

21. Artykuł i mecz.

MORDERSTWO 21-OSOBOWEJ RODZINY URZĘDNIKA MINISTERSTWA MAGII

Wczoraj, poniedziałkowego ranka w pracy nie zjawił się szef Departamentu Tajemnic, Thomas Doyle. Po zjawieniu się w domu pana Doyle’a, wysłannika z ministerstwa, okazało się, że pan Thomas został zamordowany razem z 20 innymi osobami w swoim mieszkaniu w Surrey. Jak informuje bliski przyjaciel i współpracownik pana Doyle’a, poprzedniego wieczoru (tj. w niedzielę) zamordowany obchodził 42 urodziny i w tym celu zjawiła się u niego rodzina. Wśród zabitych znajduje się jego żona Sarah (40l.), synowie Dereck (20l.) i Bill (5l.), córki Michelle (10l.) i Aurelia (3l.) oraz cała najbliższa rodzina. Wszyscy ci, tragicznie zmarli ludzie, osierocili 12-letnią Donnę, która obecnie przebywa w Hogwarcie pod opieką dyrektora Albusa Dumbledore’a. Wszyscy zginęli trafieni zaklęciem Avada Kedavra. Oprócz 21 członków rodziny Doyle’a, znaleziono ciała 3 Śmierciożerców: Adriana Truhmana (19l.), Kurta Forest (48l.) oraz Michaela Abore’a (24l.). Zamordowani widocznie podjęli walkę o życie. Mordu dokonano pod wieczór, około godziny 21 i, co dziwne, nad domem Śmierciożercy nie zostawili Mrocznego Znaku. Dom pana Doyle’a znajdował się w środku mugolskiej dzielnicy i był zabezpieczony zaklęciami antymugolskimi, więc nikt z sąsiadów nie mógł słyszeć, ani widzieć, co się działo. Żaden z obywateli niepodsiadających mocy magicznych nie ucierpiał, ani nie zginął. Minister Magii Marc Dreamfork wydał oficjalne oświadczenie o prawie używania Zaklęć Niewybaczalnych na Śmierciożercach przez Aurorów, a Dementorzy mają natychmiast złożyć Pocałunek Dementora na zwolennikach Czarnego Pana oraz jego samego. Zdjęcia i opisy wczorajszej tragedii, oraz więcej o szokującym morderstwie, można znaleźć od strony 3.



 – O mój Boże... – po przeczytaniu artykułu następnego dnia, zatkałam sobie usta ręką, a po moim policzku popłynęła pojedyncza łza. Odruchowo spojrzałam na stół Krukonów, przy którym powinna siedzieć owa drugoklasistka. I nie pomyliłam się, gdy zobaczyłam, że jej tam nie było. Jej koleżanka, która wczoraj siedziała obok niej, posępnie wpatrywała się w puste miejsce Donny. Dzisiejszego dnia na śniadani, po sowiej poczcie panowała idealna cisza. Jeśli ktoś rozmawiał, to szeptem, ale to i tak było rzadkie zjawisko. Nawet Ślizgoni siedzieli cicho, chociaż paru z nich nie przejęło się tragedią. Wszyscy nauczyciele siedzieli posępnie, nie zwracając uwagi na cokolwiek. Wśród grona pedagogicznego brakowało dyrektora, McGonagall, Hagrida i Flitwicka. Po jakimś czasie, Dumbledore razem z opiekunką Gryffindoru weszli do Sali głównym wejściem. Zostali odprowadzeni spojrzeniami setek uczniów, a gdy doszli do stołu, McGonagall usiadła, a profesor pozostał w pozycji stojącej. Tym razem zapanowała taka cisza, że aż dzwoniło w uszach. Wszyscy wbili wzrok w stół nauczycieli, czekając, aż dyrektor coś powie.

 – Witam was wszystkich, kochani! – zagrzmiał w końcu silny, aczkolwiek bardzo smutny głos Albusa Dumbledore’a. – Zapewne już wszyscy wiecie, jaka tragedia stała się przedwczoraj. Wszyscy wiemy, że nasza koleżanka straciła całą rodzinę, a społeczeństwo czarodziei wspaniałych ludzi. W dzisiejszych czasach musimy pamiętać, że bycie dobrym jest najtrudniejszą sztuką. W dzisiejszych czasach musimy się martwić o naszych najbliższych, którzy są poza murami tego zamku. Co najważniejsze, w dzisiejszych czasach musimy być wszyscy razem. Magia to potężna moc i jest wykorzystywana przez nas, ułatwiając nam życie. Jednak Lord Voldemort wykorzystuje ją przeciwko ludziom. Pamiętajcie kochani, że gdy tylko wyjdziecie stąd, przyjdzie czas wyboru, a następnie walki. Będziecie musieli wybrać, którą drogą pójdziecie, a jeśli wybierzecie dobrą stoczycie walkę o życie swoje i swoich bliskich. Wierzę, że wszyscy tutaj zebrani szczerze przeżywają to, co się stało i to, co może się w przyszłości dziać. Wierzę, że zdajecie sobie sprawę, co się dzieje na świecie i pomożecie przeciwstawić się i pokonać zło, które na nas czyha. Ale najważniejsze jest to, że, niezależnie, czy jesteście biali, czarni, czy ze Slytherinu, Gryffindoru, Huffelpuffu, czy Raveclawu, czy jesteście czystej krwi, czy nie, musicie się trzymać razem. Chcę, żebyśmy uczcili pamięć zamordowanych przez Lorda Voldemorta ludzi toastem i minutą ciszy. Powstańcie, proszę – wszyscy, bez wyjątku, wstali i unieśli w ręku puchary. – Za wszystkich, którzy przedwczoraj oddali życie – dyrektor pierwszy wypił zawartość pucharu, a za nim cała Wielka Sala. Potem staliśmy w ciszy i skupieniu przez minutę. – Dziękuję wam – profesor uśmiechnął się smutno i nie usiadł, tylko opuścił Salę. Wszyscy spoczęli na krzesłach. Tępo wpatrywałam się w swój talerz. Nie potrafiłam nic przełknąć. Ciągle w głowie stawał mi przed oczami artykuł i pojedyncze słowa. Znowu spojrzałam na puste miejsce przy stole Krukonów, gdzie powinna teraz siedzieć 12-letnia dziewczynka, wesoło rozmawiająca z kolegami. Ale nie siedzi. Poczułam falę bezradności i wściekłości, przechodzącą przez okolice kłującego wewnątrz serca. Nie siedzi przez Voldemorta.


***


Przez kolejny tydzień o niczym innym nie mówiono, tylko o zdarzeniu w Surrey. Owej dziewczynki nie widziałam w szkole od czasu pamiętnego wtorku. Mogłam sobie tylko wyobrazić, co ona czuła. Pomyłka, nie mogłam. Nikt, kto nie doświadczył takiej tragedii, nie może sobie wyobrazić, jaki to ból. Straciła rodziców, rodzeństwo, dziadków, wujków, ciotki, kuzynów... Cała rodzina zginęła, a ona została sama, jak palec. Nie ma z kim podzielić się bólem po stracie bliskich osób. Nawet nie miałam pojęcia, co ona robi w tym momencie. Cały czas myślami byłam przy Donnie. Nawet jej nie znałam, a jednak znaczyła coś dla mnie. Jednak nauczyciele nie pozwolili długo nam błądzić w myślach o wypadku, bo, jak McGonagall uparcie twierdziła, SUM-y tuż tuż, więc trzeba się wziąć do roboty.

 – Czy ona jest chora psychicznie, ta kobieta?! – Kate ciskała wyzwiskami na Bogu ducha winną profesorkę, wychodząc z klasy transmutacji. – DWA eseje na JUTRO na CZTERY stopy! Mówię wam, ona oszalała!

 – Nie, panno Bridge. Zapewniam, że nie oszalałam, ani nie jestem chora psychicznie – profesor McGonagall, we własnej osobie, przeszła obok nas i pognała w stronę pokoju nauczycielskiego. Kate wybałuszyła oczy na oddalającą się postać kobiety, a ja i Angelina parsknęłyśmy śmiechem.

 – Czy ona zawsze musi się pojawić w nieodpowiednim momencie? – spytała z krzywą miną. – Zobaczycie, na następnej lekcji się na mnie uweźmie i obniży mi oceny z tych wypracowań. Wredna... – nie cytuję, bo poleciałby niezły słowotok. Oczywiście żadna z nas (ja i Angelina) nie próbowała jej powiedzieć, że w końcu sama sobie tego narobiła, bo to skończyłoby się godzinną naganą pt. „Przyjaciółki powinny wspierać”. Jednak Kate trochę przesadzała, bo od 20 minut nadawała na opiekunkę Gryfonów.

 – Kate, z łaski swojej, zamknij się już – przerwałam jej w końcu, a ona popatrzała na mnie zszokowanym wzrokiem. Potem zrobiła obrażoną minę i szła dumnie podnosząc głowę. Przewróciłam oczami. Angelina patrzyła na nas z lekkim rozbawieniem.

 – Cześć Evans! – usłyszałam z tyłu tak dobrze znany mi głos i przewróciłam oczami. – Umówisz się ze mną? – wyrównał ze mną krok i uśmiechnął się. Postanowiłam nic nie odpowiadać i zignorować go całkowicie. Nadal miałam w pamięci kompromitującą wymianę zdań w walentynki oraz wizję wyjaśniania wszystkiego Adamowi. – Słyszysz mnie? Halo! Potter do Evans! Odezwij się!

 – James proszę cię, daj sobie spokój – wtrąciła Angelina.

 – Widzę, że Evans ma ciche dni – mruknął złośliwie. – Pewnie pokłóciła się ze swoim sławnym chłopakiem – wyszczerzył zęby – W końcu chodzi z ADAMEM ROYALEM.

 – A ciebie żal w dupę ściska z tego powodu – warknęłam. On machnął ręką.

 – Wcale, a wcale! – odrzekł – Załatwisz mi jego autograf? Proooooooszę! – złożył dłonie i z bezczelnym uśmiechem stanął przede mną.

 – Teraz tak mówisz, ale jak go poznałeś, to było: „miło mi poznać najlepszego obrońcę Hipogryfów, jakiego kiedykolwiek mieli” – przedrzeźniłam go, a mina mu trochę zrzedła.

 – Poważnie stary tak powiedziałeś? – Syriusz popatrzył na niego z lekką pogardą. Teraz Potter całkowicie się zmieszał. Podrapał się z zażenowaniem po głowie.

 – No wiesz, w sumie prawda. Jest dobrym obrońcą i chyba serio najlepszym jakiego mieli – mruknął cicho. Black roześmiał się głośno.

 – Przegiąłeś. Lizus! – Łapa popłakał się ze śmiechu, a wściekły Potter odszedł bez słowa. Za nim pobiegł Syriusz powtarzając w kółko „Lizus!”. Ja patrzałam na tą scenę z satysfakcjonującym uśmiechem.

 – Dobra robota Lily – wyszczerzyła zęby Angelina. – A tak właściwie, to gdzie jest Kate? – wzruszyłam ramionami.

 – Pewnie zalicza kolejnego naiwnego – mruknęłam, a ona zaśmiała się.

 – Myślisz? – odezwał się męski głos za nami. Podskoczyłam i obróciłam się.

 – Syriusz? Jak ty się tu znalazłeś, skoro przed chwilą pobiegłeś za tym idiotą? – spytałam lekko zdezorientowana.

 – Ma się swoje sposoby – mruknął. – A co do tego, co powiedziałaś o Kate, to...

 – Daj sobie spokój Syriusz – ucięłam miękko i uśmiechnęłam się delikatnie. On odwzajemnił uśmiech.

 – A jak tam ci się układa z Royalem? – spytał podejrzliwie z dziwnym uśmiechem.

 – Wspaniale – odparłam. – W przeciwieństwie do niektórych, nie szczyci się swoim talentem i jest w miarę skromnym chłopakiem. No i oczywiście nie muszę chyba mówić, że ma wiele zalet, o których niektórzy mogą tylko sobie pomarzyć. Poza tym jest inteligentny, czego nie można powiedzieć o niektórych, Potter – powiedziałam z naciskiem, a nagle znikąd pojawił się Potter, gniotąc w ręku przezroczysty materiał.

 – Jak możesz o nim tak mówić, skoro widziałaś go góra dwa razy? – prychnął pogardliwie. Przewróciłam oczami.

 – Nie będę prowadzić beznadziejnej dyskusji z tobą Potter. Więc, jeśli jesteś zazdrosny, to znajdź sobie jakąś dziewczynę, albo zajmij się swoim przerośniętym ego – odparłam i odwróciłam się od nich, idąc w przeciwnym kierunku.

 – Ja zazdrosny?! – krzyknął za mną. – Nie o niego! – zaśmiałam się głośno i usłyszałam huk, a potem syk z bólu.

 – Angela, mogłabyś się obrócić i zobaczyć, co się stało? – poprosiłam, a ona wykonała to polecenie.

 – Wydaje się, że Potter ze złości kopnął w ścianę i teraz tego żałuje – powiedziała i zaśmiała się. Ja odpowiedziałam zadowolonym uśmiechem.


***


 – Lily! Poczekaj! – odwróciłam się i zobaczyłam przedzierającego się przez tłum Severusa, który uśmiechał się i machał do mnie. W końcu udało mu się dotrzeć do mnie i stanął nadal uśmiechając się.

 – Cześć Sev – powiedziałam i zaczęłam iść szkolnym korytarzem. On podążył za mną.

 – Co słychać? – spytał.

 – Nic ciekawego w sumie – odparłam. – A u ciebie jak tam?

 – Też nic. – przez chwilę zapanowała cisza między nami.

 – Wybierasz się może na mecz Gryfonów ze Ślizgonami? – spytałam, próbując jakoś rozkręcić rozmowę.

 – Tak, wybieram się – odpowiedział bezbarwnie.

 – Coś się stało? – zmartwiło mnie trochę jego zachowanie. Jakby chciał mi coś powiedzieć, ale nie mógł się przemóc.

 – Nic. To znaczy stało się. Albo nie, nie stało – pogubił się i wbił wzrok w swoje buty. Zmarszczyłam brwi.

 – To zdecyduj się. Mi możesz śmiało powiedzieć – powiedziałam powoli.

 – Wiem. Ja... – spojrzał na mnie śmiało, ale od razu speszył się, napotykając mój wzrok. – Lily, ja... – wcięło go. Czekałam cierpliwie przez chwilę, aż coś powie, ale nic takiego się nie stało.

 – Sev...? – spojrzałam na niego miękko. – Chciałeś mi coś powiedzieć?

 – Chciałem, ale już nieważne – odparł, wymuszając uśmiech. – Muszę już iść. Miłego dnia Lily – chciał odejść, ale ja chwyciłam go delikatnie i odwóciłam w swoją stronę.

 – Powiedz – powiedziałam z lekkim naciskiem.

 – Nie, nie. Ja tylko chciałem... A zresztą nieważne Lily, zapomnij.

 – Severus!

 – Naprawdę, tylko byś mogła się obrazić na mnie – rzekł zrezygnowanym tonem. Podniosłam jedną brew.

 – Mów. – wbiłam w niego oczekujący wzrok. – Proszę – dodałam delikatnie.

 – Wiesz, pogadamy innym razem. To już nieważne – uśmiechnął się, ale jego czarne oczy nadal pozostały jakby smutne. Ktoś nas minął trącając go lekko w ramię. Podniosłam wzrok na grupkę Ślizgonów, wśród których był Avery, patrzący na mnie z bezczelną pogardą. Zmrużyłam oczy i wbiłam wyzywające spojrzenie w niego. On uśmiechnął się złośliwie i szepnął coś na ucho idącemu obok młodemu Blackowi. Po chwili cała grupka zaśmiała się.

 – Snape, idziesz, czy zostajesz z tą rudą szlamą? – zawołał Avery, ciągle patrząc mi w oczy. Severus puścił mi przepraszające spojrzenie.

 – Muszę już iść – mruknął. – Pogadamy kiedy indziej.

 – No chyba nie będziesz się tłumaczył szlamie? – znów odezwał się Avery. Severus nie zareagował na przezwisko, a ja już miałam mu coś odszczeknąć, ale chwilę później Ślizgon wylądował z hukiem na ścianie, parę metrów dalej.

 – Odszczekaj to – warknął Syriusz Black wychodząc zza ciemnego zakrętu. Wszyscy patrzeli na niego zszokowani. Avery podniósł się wściekły i wyciągnął różdżkę, którą stracił za jednym machnięciem ręki Łapy. – Powiedziałem, że masz odwołać to, co na nią powiedziałeś – Black zbliżył się do niego z wyciągniętą różdżką.

 – Mam odwołać to, że powiedziałem prawdę? Nie zaprzeczysz chyba, że ona jest szlamą? – odwarknął leżący Ślizgon. Huncwot machnął różdżką, a autor tego zdania znów poleciał parę metrów, z ogromnym hukiem lądując parę metrów dalej. Wśród gromadki Ślizgonów ktoś wyciągnął różdżkę, ale ja wyciągnęłam swoją i rozbroiłam go.

 – Świetny refleks Evans – starszy Black mrugnął do mnie. – To jak będzie Śmierciojadku? Odwołasz to, co powiedziałeś na nią?

 – Zdrajca krwi! – krzyknął ktoś ze Ślizgonów i wyszedł z grupki z wyciągniętą różdżką. – Obrońca szlam!

 – Ostrzegam Cię, że możesz podzielić los swojego kolegi Regulusie. – odparł wściekły. – Przeproś Evans!

 – W życiu! Żałuję, że jesteś moim bratem, ty plugawy... – nie dokończył zdania, bo został potraktowany jeszcze gorzej niż Avery i upadł pod przeciwległą ścianą, jęcząc z bólu.

 – Wiecie co Ślizgodupki? – zaczął drwiąco Łapa. – Jest was 8, a nie potraficie sobie dać rady ze mną i Evans. Jesteście żałośni – zaśmiał się, co dziwnie przypomniało mi szczeknięcie. Severus wyciągnął różdżkę i był w połowie wypowiadania zaklęcia, gdy ja obróciłam się i rzuciłam mu wściekłe spojrzenie. Urwał w połowie i opuścił różdżkę. – O proszę, jaki potulny Smarkerus! Widzicie, jakiego macie kolegę? Mówicie brzydko na jego koleżankę, a on pod jej spojrzeniem nie potrafi mi zrobić krzywdy – zacmokał. – Jednak nie jesteś taki głupi Śmiercierusie. Chociaż z drugiej strony...

 – Dość Syriusz, idziemy – mruknęłam i odeszłam od Snape’a szybkim krokiem.

 – Ale ja chcę się jeszcze podroczyć! – mruknął niezadowolony. Pociągnęłam go za rękę i poszłam w stronę korytarza prowadzącego do Grubej Damy. Gdy przechodziliśmy obok jego brata, Łapa specjalnie nadepnął go na brzuch, a Avery’emu „niechcący” zmiażdżył rękę. Gdy byliśmy dostatecznie daleko stanęłam i puściłam go.

 – Dziękuję – powiedziałam i spojrzałam w jego czarne oczy, które świeciły Huncwockim blaskiem.

 – Spoko Evans, nie ma za co. Ale mogłabyś sobie dobierać lepszych przyjaciół – powiedział z przekąsem. – On nawet nie zareagował, jak oni powiedzieli na ciebie sama wiesz jak. -  nie odpowiedziałam nic, tylko wbiłam wzrok gdzieś w dal.

 – A gdzie masz resztę bandy? – spytałam, zmieniając temat.

 – Hmmm znając Pottera siedzi i cię śledzi, więc za chwilę tutaj będzie, o ile go nie ma wśród Ślizgonów, Remus pewnie odrabia zadania na cały przyszły rok szkolny, a Glizdek śpi lub siedzi z Remusem.

 – Jak niby Potter mnie śledzi? – spytałam zaciekawiona. – Jeśli by mnie śledził, to na pewno zareagowałby na zaczepkę Avery’ego.

 – Ale on cię może śledzić nawet w pokoju. Nie pytaj, jak, bo i tak ci nie powiem. – uprzedził moje pytania i uśmiechnął się tajemniczo.

 – Kłamiesz – odparłam krótko, ale chwilę później przekonałam się, że nie, bo usłyszeliśmy pospieszne kroki za sobą. Chwilę później pojawił się zdyszany Potter, we własnej osobie. Miał wyciągniętą różdżkę.

 – Czyżby Smarkerus, mój braciszek i reszta Ślizgodebili dostała niezłe baty od Rogacza? – spytał Syriusz ze śmiechem, a gdy ten pokiwał głową roześmiał się serdecznie. – Nadal mi nie wierzysz Evans? – spojrzałam na niego zdezorientowanym wzrokiem, a on jeszcze głośniej się roześmiał.

 – Widziałem, jak Evans idzie ze Śmiercierusem i spotykają grupkę Śłizgonów. Potem zobaczyłem Ciebie i szybko przemieszczającego się Avery’ego i Twojego brata. Więc pognałem, bo stwierdziłem, że przyda ci się pomoc – mruknął. – Co się stało?

 – Nic. – odezwałam się po raz pierwszy, odkąd przyszedł Potter. – Możecie mi wytłumaczyć, o co wam do cholery chodzi? – spytałam zirytowana.

 – I tak ci nie powiemy – mruknął Black szczerząc zęby. Skierowałam wzrok na Pottera, ale ten obojętnie wzruszył ramionami.

 – Mam pytanie Evans – powiedział po chwili.

 – Nie – odparłam z góry. – Nie umówię się z tobą, Potter – on podniósł jedną brew.

 – Nie o to chciałem spytać – rzucił sucho, mierząc mnie chłodnym spojrzeniem. – Nie myśl sobie, że jesteś taka boska i będę się za tobą uganiał do końca szkoły – Black spojrzał na niego zszokowany.

 – Nawet nie wiesz, jak się cieszę – warknęłam wściekła. – Miłej zabawy, jeśli idziesz na jakąś randkę. Mam nadzieję, że znajdzie się jakaś głupia i nie zauważy, jakim jesteś kretynem – odeszłam od niego szybkim krokiem. Zdenerwował mnie tym zdaniem. Ciągle w uszach szumiało mi „Nie myśl sobie, że jesteś taka boska...”. Phi! Kto tu sobie myśli o swojej wymyślonej boskości, ten myśli! Stanęłam przed portretem Grubej Damy.

 – Carpe Diem – warknęłam do niej, a ona odsunęła się, robiąc mi przejście. Wparowałam do Pokoju Wspólnego i padłam na jeden z foteli przy kominku. Wpatrywałam się w tańczące płomienie, ale tak naprawdę, przed oczami miałam obraz Pottera wymawiającego zdanie, które mnie zdenerwowało. Po jakimś czasie ktoś usiadł obok mnie i razem ze mną patrzył w płomienie. Nie musiałam patrzeć, kto to jest.

 – Gdzie masz tego imbecyla? – spytałam, nie patrząc na niego.

 – Poszedł na randkę z jakąś blondyną – odparł niepewnie. Poczułam jego świdrujący wzrok. – Lily, on tylko chce sprawić, żebyś poczuła się zazdrosna i...

 – Syriusz, nie obchodzi mnie to, że on chodzi na randki – po raz pierwszy spojrzałam na niego. – Wkurzył mnie tym, co powiedział. Ja niby sobie myślę, że jestem boska?! A on, to co sobie myśli? Jest przecież taaaaaki skromniutki! – odparłam ironicznie. Chciał coś powiedzieć, ale ja mu nie dałam dojść do słowa. – Niech się umawia z kim chce. Nie interesuje mnie to. I nie wzbudzi mojej zazdrości, bo jest dla mnie tylko zwykłym idiotą, który chce na siebie zwrócić uwagę i chce być zabawny, ale mu to nie wychodzi. I uwierz mi, że nic innego nie zrobi, tylko sprawi mi przyjemność, jak raz na zawsze się odwali ode mnie. Tyle mam do powiedzenia na ten temat.

 – Dobra, już nic nie mówię – roześmiał się. – A jak tam się układa z Adamem? – spytał. Spojrzałam na niego podejrzliwie. – Rogacz nie ma z tym nic wspólnego. Przysięgam – dodał z uśmiechem.

 – Bardzo dobrze – również się uśmiechnęłam, a w duchu westchnęłam na myśl o Adamie.

 – Wy jesteście razem w ogóle? – zapytał. Spojrzałam na niego lekko zbita z tropu, bo nawet nie znałam odpowiedzi na jego pytanie.

 – Wiesz, że nawet nie wiem? – roześmiałam się. – Podczas imprezy klubowej u Slughorna i ostatniego spotkania w wiosce, zachowywaliśmy się jak para, ale nic nie jest powiedziane między nami. Regularnie, co dwa dni, dostaję od niego listy, cały czas jesteśmy w kontakcie. Wiesz, że dostałam na urodziny od niego bilet na mecz Złotych, podczas przerwy Wielkanocnej?

 – Z Wściekłymi? – spytał wyraźnie zainteresowany.

 – Tak – uśmiechnęłam się.

 – To fajnie – powiedział i zmarszczył brwi, jakby nad czymś się zastanawiał.

 – Coś się stało? – spytałam.

 – Nie, nie, nic – odparł i wstał. – Ja idę się położyć do dormitorium. Jakoś zmorzył mnie sen. – uśmiechnął się. – Trzymaj się Evans.

 – Dobranoc – wyszczerzyłam zęby, a on pomierzwił mi czuprynę i odszedł. Ja również nie zostałam dłużej w tym fotelu i po krótkiej chwili udałam się do swojego dormitorium.



No i przyszedł ostatni weekend lutego, a wraz z nim mecz Gryfonów ze Ślizgonami. W sobotni poranek na śniadaniu, obie drużyny skakały sobie do oczu, ciskając najróżniejszymi wyzwiskami. W ostatnie dni, zaraz przed meczem, zawodników spotykały niemiłe rzeczy. Nasz obrońca został zaatakowany przez 4 Ślizgonów i w efekcie wylądował w skrzydle ze złamanymi obiema rękami, ale na szczęście, dzięki interwencji madame Pomfrey, ręce zostały całkowicie naprawione. Innym znowu razem, ktoś zaatakował Angelinę z tyłu zaklęciem, wskutek którego dostała okropnych drgawek przez cały dzień. Na szczęście podczas nocy spędzonej w szkolnym szpitalu, została całkowicie uleczona. Kapitana naszej drużyny nie spotkała żadna przykrość, bo, po pierwsze, zawsze chodził w towarzystwie pozostałych Huncwotów, a po drugie, to on sam robił krzywdę Ślizgonom, którzy ciskali na niego wyzwiskami. Między innymi, „dzięki” interwencji Pottera, szukający Ślizgonów wylądował na dwa dni w łóżku z ostrymi dolegliwościami krocza. Dopiero, gdy nie mieścił się w żadną bieliznę, ani spodnie (wielkość opuchlizny), zmusił się do przyjścia z tym do szkolnej pielęgniarki. Powracając do naszego śniadania, panowała tam niezwykle napięta atmosfera. Cała drużyna siedziała i wpatrywała się w swoje puste talerze i żaden z nich nie był w stanie niczego przełknąć. Wielokrotnie próbowałyśmy z Kate namówić Angelinę, żeby chociaż coś ugryzła, jednak ta uparcie twierdziła, że wtedy zwymiotuje. Wszyscy czekali, aż na śniadaniu zjawi się kapitan drużyny – James Potter. Za każdym razem, gdy tylko drzwi się otwierały, cała drużyna patrzyła z nadzieją. W końcu do Wielkiej Sali w towarzystwie trójki przyjaciół, wkroczył Potter we własnej osobie, niosąc dumnie swoją miotłę. Zachichotałam cichutko na wspomnienie mojego kawału z miotłą, ale nikt tego nie słyszał.

 – Cześć pachołki! – powiedział entuzjastycznie. Jak zwykle, niczym się nie martwił i przeleciał wzrokiem po swoich zawodnikach. Usiadł, położył miotłę na ziemi i nałożył sobie 6 tostów na talerz. Zaczął to pałaszować, ale w połowie urwał i spojrzał na wpatrujących się w niego graczy. Przełknął to, co miał w buzi. – Cholera! Znowu to samo? Macie rozkaz coś zjeść! – wrzasnął na swoją drużynę, a ci natychmiast zaczęli nakładać sobie różnorakie jedzenie. Widać było, że Potter, jako kapitan, potrafi utrzymać dyscyplinę, nawet wtedy, gdy nie jest to potrzebne. Angelina z miną męczennika zaczęła przeżuwać naleśniki. Uśmiechnęłam się.

 – A widzisz, jednak nie zwymiotujesz – poklepałam ją po ramieniu, a ona obdarzyła mnie oburzonym spojrzeniem. Gdy Gryfoni już zjedli, Potter kazał zebrać się drużynie i iść na boisko. Siedmioro uczniów z Gryffindoru wyszła z Sali, zbierając po drodze życzenia wygranej od swojego domu i dwóch pozostałych. Kątem oka zobaczyłam, jak Angelina zielenieje i parsknęłam śmiechem, unosząc kciuki do góry.

 – Nigdy tego nie zrozumiem – mruknęła Kate. – Grała w życiu już milion meczów, a za każdym razem jest to samo.

 – My się nigdy nie dowiemy, czemu tak jest – wyszczerzyłam zęby do niej, a ona wzruszyła ramionami.

 – Co prawda jestem jedynaczką, ale grałam w Quidditcha parę razy z kuzynami – odparła.

 – Ja z moją siostrą codziennie grałyśmy – powiedziałam poważnym tonem.

 – To fajnie miałyście – po jej słowach ja, Remus i Syriusz wybuchliśmy gromkim śmiechem. Ona zdezorientowana spojrzała na nas. Dopiero po chwili zorientowała się, że pochodzę z rodziny mugoli i żartowałam.

 – Oj Kate – uśmiechnęłam się. – Obudź się w końcu – wyszczerzyłam zęby.

 – Bardzo zabawne – odparła.

 – Idę się przejść – wstałam od stołu.

 – Idę z Tobą Evans – Black również wstał i spojrzał na mnie pytająco. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i wyszliśmy razem z Wielkiej Sali, odprowadzeni przez spojrzenia Severusa, Kate i Regulusa Blacka. Wyszliśmy na błonia zamku i skierowaliśmy się na boisko. Na dworze było całkiem ciepło, jak na tą porę roku. Śnieg całkowicie stopniał, pozostawiając po sobie jedynie rozmokłą ziemię. Drzewa w Zakazanym Lesie były całkowicie łyse, z wyjątkiem tych iglastych. Na niebie przesuwało się pełno kłębiastych, szarych chmur. Po chwili zaczęło kropić deszczem. Założyłam kaptur i szliśmy nadal w ciszy. Doszliśmy tak do boiska, gdzie rozgrzewała się drużyna czerwono-złotych. Podeszliśmy bliżej. Pomachałam Angeli, która właśnie obiegała boisko. Syriusz spojrzał zdziwiony na Pottera.

 – Stwierdziłem, ze trochę ruchu im nie zaszkodzi – rzekł.

 – A ty, to co? – spytałam.

 – A ty się nie wtrącaj Evans – mruknął i odwrócił się. Wzruszyłam ramionami, a Black jeszcze bardziej się zdziwił.

 – Chodźmy zając miejsca – zaproponował, a ja kiwnęłam głową, na znak, że się zgadzam. I jak powiedział, tak zrobiliśmy. Znaleźliśmy dobre miejsca na obserwowanie meczu i usadowiliśmy się wygodnie na krzesełkach. Gryfoni na boisku zrobili jeszcze trzy kółka na miotłach, dookoła stadionu, a potem zlecieli do szatni, gdzie pewnie Potter im objaśniał całą taktykę dzisiejszego meczu. Po paru minutach do nas przyłączyła się Kate i reszta Huncwotów. Potem już wszyscy zaczęli napływać na stadion i po chwili wszystkie miejsca były zajęte. Gdzieś między Puchonami, zauważyłam ogromną postać Hagrida z lornetką w ręku. Pogrążyłam się w rozmowie z Remusem i Peterem, co do wyniku meczu, jaki może paść. W końcu, gdy zebrała się cała szkoła, pani Hooch wyszła na boisko i zagwizdała.

 – Witam wszystkich na pierwszym meczu po przerwie zimowej! – odezwał się głos komentatora, Ślizgona Edmunda Werty’ego. – Na boisko wychodzi drużyna Gryffindoru – rozległy się ogromne oklaski i wiwaty ¾ części szkoły. – Pałkarze McKinnon i Smith, obrońca Longbottom, ścigający Mystery, Wolly i Bone oraz szukający, a zarazem kapitan James Potter! – przy ostatnim nazwisku rozległy się piski dziewczyn. Potter pomachał do grupki fanek z transparentem „Do boju Jamie!”. Roześmiałam się na widok tego transparentu, co reszta Huncwotów skomentowała milczeniem i wymownym spojrzeniem. – A teraz powitajcie ogromnymi oklaskami wspaniałą drużynę Slytherinu! – oklaski Ślizgonów zostały zagłuszone przez gwizdy Gryfonów, Puchonów i Krukonów, bowiem nikt nie lubił domu Salazara. – Niezawodny szukający Avery!

 – Jasne, niezawodny – mruknęłam z przekąsem. – Ciekawe, że jeszcze nigdy nie złapał znicza przed Potterem.

 – Wspaniały obrońca Carter!

 – Nie żeby ¾ piłek od Wolly’ego przepuścił – wtrąciłam.

 – Cudowni pałkarze Mulciber i Strong!

 – Zapomniałeś dodać nadzwyczajnie i niezwykle nieprzepisowo agresywni – dodałam swój komentarz.

 – I na końcu boska trójca ścigających: Troy, Hendrix, Johnson!

 – Oraz niewiarygodnie tępy i głupi komentator Werty! – krzyknęłam.

 – Evans, jesteś niemożliwa – roześmiał się Black i poklepał mnie po ramieniu.

 – Z drugiej strony i tak dobrze komentuje, jak na Ślizgona – zauważył Remus. – Nie obraża naszych zawodników. Jedynie wyraźnie faworyzuje swoich.

 – Powinien być obiektywny, a nie subiektywny – powiedziałam. – W ogóle, moim zdaniem, komentatorem powinien być jakiś nauczyciel, który nie jest opiekunem żadnego domu. Wtedy byłoby sprawiedliwie.

 – Kapitanowie podają sobie ręce – Potter pewnym krokiem podszedł do Avery’ego i z zaciętym wyrazem spojrzenia, uścisnął mu rękę tak, że ten skrzywił się nieznacznie z bólu. Uśmiechnęłam się triumfalnie.

 – Dobrze Ci tak idioto – mruknęłam z satysfakcją.

 – Ej, nie uważacie, że odkąd Evans ujawniła się ze swoją miłością do Quidditcha, jest trochę zbyt agresywna? – spytał Black, a reszta zaśmiała się i przytaknęła mu. Ja tylko machnęłam ręką. Rozległ się gwizdek pani Hooch, nastąpiło uwolnienie piłek i zawodnicy ruszyli w górę.

 – Proszę państwa i gra się zaczęła! – głos komentatora potoczył się po całym stadionie. – Troy przejmuje kafla i podaje do Hendrixa! Proszę państwa, czyżby miał nastąpić gol dla Ślizgonów?! Ależ nie! McKinnon odbija tłuczek, idealnie uderzając w strzelającego ścigającego drużyny zielonych!

 – Brawo Angelina! – wrzasnęłam na cały głos, podskakując.

 – Kafla przejmuje teraz Mystery i nie podając do nikogo, pędzi, jak szalony do słupków Slytherinu, omija obrońcę. Uuuuuu! Tłuczek trafił prosto w rękę z piłką! Ależ, proszę państwa! Niestety jest gol dla Gryffindoru! – po stadionie rozległ się ryk radości, niczym z paszczy lwa. Skakałam na swoim siedzeniu i uściskałam stojącego obok mnie Remusa.

 – Lily oszalała – mruknął Peter.

 – Ale to nie koniec gry Ślizgonów – znowu odezwał się komentator meczu. – Kafel obecnie jest w posiadaniu Gryfonów, ale myślę, że niedługo – i jak można się domyślić, nie miał racji. – Oooooooj... 20:0 dla Gryffindoru – skwitował załamanym głosem. – Ale co to się dzieje?! Avery chyba zobaczył znicza, bo gwałtownie ruszył z wyciągniętą ręką – rzeczywiście Ślizgon z chytrym uśmiechem pędził na złamanie karku w dół, wyraźnie wbijając wzrok w jakiś punkt.

 – Co Potter odpierdala!? – wrzasnęłam i chwyciłam się za głowę. Potter wisiał w jednym miejscu, z luzackim uśmiechem i patrzył na wyczyn Avery’ego.

 – Dlaczego Potter nie ściga się po znicza razem z Avery’m? – komentator również wyraził swoje spostrzeżenia.

 – Hahaha! Wiedziałem! – krzyknął Syriusz i roześmiał się. Rzeczywiście, Avery udawał, żeby sprowokować Pottera. Ale okazało się, że ten to przewidział i nawet nie ruszył się z miejsca.

 – Niestety, wspaniały zwód szukającego Ślizgonów nie zadziałał na Pottera! – oznajmił, wiadomą już rzecz, Werty. – Ale gra się toczy dalej! Gryfoni znów przy kaflu, Bone w posiadaniu piłki, zbliża się do obrońcy przeciwnika. Strzał! Ale proszę państwa! Cóż za cudowny chwyt Cartera! Ten chłopak jest niesamowity! Ze spokojną głową mogę stwierdzić, że to najlepszy obrońca w historii Hogwartu!

 – Zaraz mu walnę! – wrzasnęłam, wygrażając zaciśniętą pięścią komentatorowi.

 – Teraz z kaflem pędzi w przeciwną stronę Hendrix! Omija zręcznie atak Smitha! Cóż za wspaniały zawodnik! Patrzcie tylko na te profesjonalne ruchy! Ominął Longbottoma! Zabiera się do strzału! Ale, proszę państwa! Jedynie przez nieuzasadnione szczęście, które dzisiaj towarzyszy Gryfonom, gol został uniemożliwiony przez tłuczek, przypadkowo odbitego przez McKinnon! Gdyby Hendrix nie był tak zajęty celowaniem w słupek, na pewno ominąłby czarną kulę z dziecinną łatwością! Przecież to tak utalentowany chłopak!

 – Obiecuję wam, że zaraz mu zrobię krzywdę! – krzyknęłam i już wyciągałam różdżkę, żeby rzucić jakimś zaklęciem, ale Remus powstrzymał mnie.

 – 30:0 dla Gryffindoru. Gryfoni mają dzisiaj wielkie szczęście. Naprawdę! Tak dobrej drużyny, jak obecna Slytherinu, proszę państwa, nie mieliśmy dawno! – komentator ze wszelkich sił próbował usprawiedliwić grę Ślizgonów, co wprost doprowadzało mnie do furii. W pewnym momencie ściągnęłam buta i rzuciłam w lożę komentatorską, co reszta przywitała oklaskami, a sam Werty sprawdził, czy szyba jest cała. Kate roześmiała się, jak szalona i spadła pod krzesło.

 – Lily! Jesteś niesamowita!

 – Nie będzie mi tu kretyn głupot opowiadał! – mruknęłam i wpatrzyłam się w mecz. Potter spokojnie przeglądał boisko, w poszukiwaniu złotej piłeczki.

 – Drodzy państwo! Naprawdę, nie wiem, co się dzisiaj dzieje! 40:0 dla Gryfonów. Kolejnego gola zdobyła Mystery. Tymczasem Ślizgoni przejęli piłkę! Zdeterminowany Hendrix pędzi, nie zważając na nic, ominął trójkę ścigających przeciwnika, ominął obrońcę, obydwa tłuczki! Proszę państwa, on jest niesamowity! Patrzcie, jak włada tą miotłą! Jest już blisko słupków! Tym razem, gol jest pewny, jak w Gringocie! – BUM! Potter „niechcący” wrąbał się w Hendrixa, co wywołało salwę oklasków i śmiechu wśród trzech domów, a kibice Ślizgonów gwizdali z pogardą. Werty wrzeszczał coś o niesportowym zachowaniu kapitana Gryfonów, a pani Hooch zaczęła zwymyślać Potterowi. Ten tylko powiedział, że nie widział go, bo był pewny, że widzi znicza i chciał go złapać. I „naprawdę” nie widział Hendrixa, po czym roześmiał się głośno i bezczelnie. Pani Hooch odgwizdała rzut karny, co z wielkim zadowoleniem przyjął komentator. Potter za plecami Hooch, pokazał Ślizgonom środkowy palec, a jej język.

 – A teraz rzut karny w wykonaniu Hendrixa! Jak wiadomo wszystkim, jest w tym najlepszy! Longobottom ustawia się i przygotowuje do obrony, ale kochany! Myślę, że dla naszego ścigającego to bez różnicy, czy tam jesteś, czy cię nie ma! I Hendrix rusza! Strzela błyskawicznie! I drodzy państwo! 40:10 dla Slytherinu! Wiwat, wiwat Hendrix! Ileż pokładów talentu ma ten wspaniały chłopak! A jego refleks! Niczym Fiodor Gustajłov! (najlepszy ścigający na świecie w 1975 roku – informuje autorka).

 – Zaraz mu coś zrobię, jak nie przymknie tego pyska! – gdy tego słuchałam, gotowała się we mnie krew.

 – Mogę Ci pomóc – mruknął gniewnie Black.

 – Proszę państwa, Potter zauważył znicza i pędzi w jego kierunku! – wszyscy wstrzymali oddechy na parę sekund. – Oczywiście, jestem pewien, że to Avery go zauważył pierwszy, ale musiało go coś zatrzymać. Pewnie jakiś tłuczek – nawet nie zwracałam uwagi na jego głupie komentarze, bo zaciskałam  mocno kciuki. – Niestety tylko dlatego, że Potter ma nowszą miotłę, Avery nie zdoła go dogonić! Ale proszę, proszę! Potter już wyciąga rękę ku złotej piłeczce! Tłuczek odbity przez Mulcibera trafia go prosto w twarz! Szukający spada z miotły i ląduje na ziemi! – wytrzeszczyłam oczy na to, co się działo. Potter rzeczywiście spadł z miotły, z wysokości około 10 stóp, wcześniej trafiony idealnie w twarz przez czarną kulę. Wszyscy zamarli, czekając na jakąkolwiek reakcję Pottera. Na stadionie zapanowała idealne cisza. Po jakiejś minucie Potter wstał powoli i podniósł rękę do góry, w której trzymał złotą piłeczkę. Po trybunach rozległ się ryk radości. Wszyscy skakali, a Gryfoni zeszli ze swoich miejsc i pobiegli w stronę całej drużyny. Z zawodników Gryffindoru, jedynie Angelina pozostała w powietrzu. Nagle po stadionie rozległ się przeraźliwy krzyk Werty’ego. Wszyscy odwrócili głowę w jego stronę i rozległy się śmiechy. Okazało się, że Angelina odbiła tłuczka w stronę loży, z taką siłą, że wybił on szybę i uderzył komentatora w brzuch. Uściskałam Angelinę i roześmiana do łez podeszłam do Pottera, który przyjmował gratulacje od różnych osób. Wyglądał okropnie, lecz mimo to, cieszył się ogromnie. Jego twarz była cała zakrwawiona, a wciąż z nosa i rozciętego policzka buchała krew. Oprócz tego, przez wylądowanie w rozmokłej ziemi, był cały w błocie. Gdy wszyscy odeszli, zostawiając drużynę samą, podeszłam do Pottera.

 – Świetny chwyt – uśmiechnęłam się. – W ogóle wspaniały mecz, gratuluję – chciałam mu uścisnąć dłoń, którą ten, przeszczęśliwy wyciągnął do mnie, ale przeszkodziła mi jakaś blondynka, która rzuciła się na niego.

 – Jamie! – powiesiła mu się na szyi i zaczęła obsypywać pocałunkami. Jednak po chwili zreflektowała się, zważywszy na to, że jego twarz wykrzywił grymas bólu. Odeszłam stamtąd kręcąc głową z lekkim uśmiechem. Po chwili dogoniła mnie Kate i szczęśliwa Angelina.

 – Wspaniały mecz Angelina! – powiedziałam z uznaniem. – Byłaś świetna! Szczególnie ostatnie odbicie tłuczka było bardzo efektywne – wyszczerzyłam zęby, a Kate roześmiała się na wspomnienie upadającego Werty’ego.

 – Denerwował mnie przez cały mecz, tym ubóstwianiem Ślizgonów – mruknęła z satysfakcjonującym uśmiechem.

 – No, Lily przez niego straciła buta – zaśmiała się Kate, a ja dopiero zdałam sobie sprawę, że idę bez prawego buta. Angelina spojrzała na mnie, jak na wariatkę, a potem parsknęła głośnym i niekontrolowanym śmiechem.

 – Jesteś lepsza ode mnie – stwierdziła po chwili. Ja wyciągnęłam różdżkę.

 – Accio but! – nie minęło parę sekund, gdy mój but przyleciał i wylądował prosto w mojej wyciągniętej dłoni. Założyłam go na obłoconą skarpetkę i poszłyśmy dalej do zamku. W Pokoju Wspólnym już trwała impreza, gdzie piwo kremowe i Ognista lały się hektolitrami. Ja wypiłam jedynie kieliszek za zdrowie drużyny i z fotela pod kominkiem obserwowałam przebieg imprezy. Jednak po godzinie poszłam do dormitorium, gdzie dokończyłam list do Adama i zasnęłam myśląc o obrońcy Złotych Hipogryfów. Nie wiedziałam, że on również zasypia, myśląc o rudowłosej osóbce o niezwykle zielonych oczach.

Komentarze

  1. O.o nie wierze! poprostu nie wierze... xDOnet przyjął taką długosć... ??? xP Ale się uśmiałam na tym meczu... :P

    OdpowiedzUsuń
  2. But i tłuczek najlepsze. Od kiedy to Lilka jest vtaką fanką quidditcha, co? W każdym razie bardzo mi się podobało. Co do początku- naprawdę wzruszający. Podobało mi się przemóienie Dumbledore'a. No, fakt, umiesz pisać. Wiesz, odnoszę wrażenie, że Syriusz powoli zaczyna być takim... chłopakiem Lily. Niespecjalnie mi się to podoba, ale cóż. Za to kawałek ze Ślizgonamii był świetny. Oh, no proszę - o nn informuj mnie w księdze gości. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z innymi czytelniczkami mecz był najlepszy, ja prawie spadłam przez Ciebie z fotela jak to czytałam (nawet teraz jak o tym pomyśle to nie mogę przestać się śmiać!!!). Zastanawia mnie tylko zachowanie Jamesa względem Lily, przecież on ją kocha, więc dlaczego tak się zachowywał? Mam nadzieję, że to wyjaśnisz albo w ogóle mu przejdzie. Pozdro i życzę pomysłów na następne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej ^^Woow, zdziwiłam się, że tym razem rozdział w jednej notce...może Wielki Onet wreszcie zrozumiał, że trzeba przedłużyć jej pojemność ;PPoczątek taaki smutny...mam nadzieję, że ta Krukonka (w dalszym ciągu nie pamiętam jej imienia...) niedługo się jakoś pozbiera ;( Bardzo podobało mi się przemówienie Dumbledore'a...jak zawsze jest taki współczujący i wyrozumiały. Umie wszystko wyjaśnić - a tym samym Ty umiesz ;]Co do tej przemowy, chciałabym zauważyć jeden mały błąd:: Dumbledore powiedział coś w tym guście: "Lord Voldemort, albo jak się właściwie nazywa, Tom Riddle". Mam do tego zastrzeżenia, ponieważ z tego, co mówi książka, bardzo niewiele osób wiedziało, że Lord Voldemort=Tom Riddle. Nie sądzę, że Dumbledore też wtedy nie wiedział, ale wątpię, żeby to tak ogłaszał. To tyle co do zastrzeżeń ;PPóźniej były same fragmenty, z których nieźle się uśmiałam ;DNa przykłąd jak McGonnagall "pognała do Pokoju Nauczycielskiego" xD To było naprawdę świetne...od razu sobie wyobraziłam, jak profesorka biegnie korytarzem. Chociaż zapewne nie o to Ci chodziło, ale cóż. Ja to już mam takie wizje ;PPPóźniej z miejsca pokochałam fragment, w którym Wielki Potter wchodzi na śniadanie i nakazuje drużynie jeść. Niesamowicie to opisałaś ;)"Oraz niewiatygodnie tępy i głupi komentator Werty!" - te komentarze Lilki były niesamowite ;D i autentyczna wściekłość na komentatora. ;D"Uściskałam stojącego obok Remusa. -Lily oszalała - mruknął Peter" - to też było po prostu genialne ;DD"Zaraz mu walnę! - wrzasnęłam, wygrażając zaciśniętą pięścią komentatorowi" - i znowu te fajne komentarze ;D ale miała rację...komentator był o wiele za bardzo subiektywny! też bym się wnerwiła ;PAkcja z butem też była niesamowita ;D no i Angelina z tłuczkiem ;DCiekawa jestem, co to za blond-panna jest z Potterkiem ;PP Pozdr. ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowna notka :D Jak zwykle :))))) Kurczę, Potterowi by miło było.. ale jakaś blondynka znowu przeszkodziła ;/ Kurczę, a Lily już była taka miła i z uznaniem się do niego zwróciła! :DUśmiałam się ;-)) Poprawiłaś mi humor po dzisiejszym rozszerzonym polskim na maturze... :P

    OdpowiedzUsuń
  6. ~SłoOodka Trzynastka :D4 maja 2010 21:17

    Super notka! Z tym butem i tłuczkiem od Angeliny było najlepsze. Uśmiałam się do łez. Fajnie, że komentatorem zrobiłaś Ślizgona, bo przeważnie jest Gryfon, a tu coś nowego. Ogólnie nocia jest zaje*ista! :*Pozdrowionka :***

    OdpowiedzUsuń
  7. LittleVampire4 maja 2010 23:38

    Łał, notka w całości! Gratulacje dla Onetu, że wreszcie przestał grymasić na pomyłki naszej wspaniałej autorki xDD Kurde, komentarz jak na meczu :P A właśnie, co do meczu, to spadłam z krzesła i pewna część ciała bardzo mnie boli, co na szczęście nie przeszkadza mi śmiać się dalej ^^ Lilka rzeczywiście zrobiła się bardzo agresywna... I coś mi się wydaje, że niedługo zakończy się jej przyjaźń z tłustowłosym. Wspaniałe trafienie Angeliny, jestem pod wielkim wrażeniem! xdBuziaki kochana xD ;******

    OdpowiedzUsuń
  8. Fantastyczny blog. Przeczytałam dzisiaj całą historię pisaną przez Ciebie i muszę ci powiedzieć, że mi się strasznie podoba ; ) Potter nie mówi do niej 'Liluś', a ona sama nie jest drętwa. Za to masz giga-plusa. Ba, i podobały mi się ostrzejsze fragmenty - Evans - Potter, hyhy, jak dla mnie mogą się częściej nie zobowiązująco całować xD Byłabym wręcz zachwycona! Gratuluję pomysłu i stylu. Czekam na kolejny rozdział,

    OdpowiedzUsuń
  9. Az 21 osób?! O Mój boże to musioała być isnta Masakra ! Najbardziej szkoda mi tych maluchów! Jak czytalam ile maja lat to az mi sie łezki w oczach zebrały ; (, ale wielki ukłlon za tak artykól. Podziwiam, za dopracowanie szczegółów i za to ze ci się chciało tak namęczyć ; ).Ojjj biedne Kate z tą wtopą u McGonagal, pewnie bedzie miala teraz przerabane. Nauczyciele nie znosza krytyki pod swoim Adresem!Podobala mi się akcja z Lizusem i to jak poni szybko potrafili wrócic ;d;d;d.A ten kop Jamesa ojjć! Wyładowanie zazdrosci iz łosci na ścianie < 33. wgl loff syriusza za te braterskie zachowania do Evans. Tylko mi tu miedzy nimi romansu nie wprowadzaj! ; ppTo masakra jak lilka jest przesiąknięta stereotypem. Myśli ze jak James zadaje jej pytanie to od razu próbuje się umowic ; p. No cóż nie dziwie się ale swoją drogę ciekawe o co chciał zapytać? A ten tekst jaki jej puscił? Kosmos, jak jej sie przykro musiało zrobić! No i Lilka miala racje niby ona myśli ze jest taka wazna? A on to nibyt co? Chciaz u niego to inaczej bo on to robi zeby ona zwrócila na niego uwagę al ejednak !Podoba mi sie entuzjastyczny Jamesam mający taki autorytet u drużyny ale... Tak tak musi być ale, zabrakło mi w sruzynie Syriusza i mysle ze james przejowal by sie meczem... Moze nie tak jak reszta ale by świrował troche jek Wood w Harrym potterze ; p'A ty sie nie wtrącaj' ojj powiala chłodem, aczkoleik mnei rozbawiło gdyz obudzilo we mnie pewne wspomnienia ; p. Troche to okelpane, ze james sie na nia wkurzył iz nalazł dziewczyne ale to jest narmalne. Ile w koncu mozna sie uganiac za taka dziewczyną? A badz o badz Evans matką teresa nie jest. Bardziej moja neichec budzi dziewczyna Jamesa. No bo prosze znozu pusta blondynka? Z jednej strony dobrze bo gdzie by znalazł tak szybko NORMALNA dziewczyne, ale z drugiej to trcohe oklepane... Tak samo to złapanie znicza przez Pottera... Zajechało mi trcoehe Kamieniem filozoficznym, albo komnata tajemnic. mysle ze lepiej by było jakby Jemaes jej nie złapał no ale jakio ojciec taki syn nie ? ;dJednak zrównowazyles te rzeczy poprzez oryginaośc inych. Mówie tu o tym , ze druzyna Slizgonów była taka słaba gdzie stereotypowo zawsze była nieml tak samo dobra jak Gryfindor i że nie było tek, ze gryfoni najpier przegrywali a potem spektakularna wygrana, ktiorej nikt si enuie spodziewał. No i oczywiscie komentator Ślizgon! Najczesciej robili Gryfona podobnego do Lee ale nie ty ; ). Zreszta co ja ci tu bede mowić sama wiesz ; pLece czytac kolejny rozdział ; pW. ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. ~liria26@onet.pl12 czerwca 2010 20:40

    Hej ;P Na początku przepraszam za to, że dopiero teraz się ujawniam xD Ale nadrobiłam zaległości z notkami ;))Ta jest super! Przemówienie Dumbledora śliczne, mecz prześmieszny! ;DD Ale i tak rozbroiły mnie "Ślizgodupki" Przez 5minut się z tego śmiałam!! Głupia blondynka -.- Wkurzyła mnie, ale nie aż tak jak ten durrny komentator! Sama miałam ochotę zdjąć kapcia i rzucić w niego ;PP Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. nisamowity rozdzial naklepszyjaki czytalam do tej porybo troche duzo tych bloguw czytalam i najbardziej toten rozdzial jest najlepsz 😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😄😄😄😄😄😄😘😘😘😘😘😍😀😀😀😆

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)