Przejdź do głównej zawartości

20. Walentynki II

 – Pewnie zdajecie sobie sprawę z tego, że w tym roku czekają was SUM-y, a za dwa lata OWUTEM-y. Są to najważniejsze egzaminy w Hogwarcie, bo to od nich zależy, kim zostaniecie w przyszłości. Pierwsze musicie zdać odpowiednie przedmioty na SUM-ach, abyście mogli kontynuować ich naukę w pozostałych dwóch klasach. Potem czekają was OWUTEM-y, które zadecydują, czy was przyjmą na dalsze szkolenia w wybranym zawodzie – powiedziała ku ogólnemu zdziwieniu. – Potem już będziecie prowadzić dorosłe życie w świecie magii i nikt nie będzie waszym przewodnikiem, jak teraz my, nauczyciele. Jedni z was będą aurorami, inni uzdrowicielami, jeszcze inni będą pracować w Ministerstwie Magii, może ktoś dołączy do naszego grona pedagogicznego. Jednak każdy z was będzie miał określoną przez siebie przyszłość i będzie dążył do określonych sobie celów. Tutaj, w szkole, zdobywacie wiele ważnych umiejętności, których sprawdzianem będą właśnie OWUTEM-y. Jednak musicie wiedzieć, że to nie będą najważniejsze egzaminy w życiu. Żyjemy w ciężkich czasach. Teraz jesteście bezpieczni, bo jesteście tutaj, w murach tego zamku. Ale jak wyjdziecie spoza tych murów, każdy będzie musiał sobie poradzić. I jeśli wszystko będzie się toczyć jak teraz, codziennie będziecie staczać walkę o przeżycie. Kiedyś, gdy przyjdzie wam decydować o różnych ważniejszych sprawach niż przedmioty, które kontynuujecie, zrozumiecie, co mam na myśli. W tych czasach, w których żyjemy, nic nie jest proste i każdą radość, każdą błahostkę będziecie odczuwać bardziej, mocniej. Musicie przejść przez ciężką szkołę. I wcale nie mówię o Hogwarcie. Mówię o szkole życia. Będziecie się musieli sami nauczyć nowych umiejętności. Wszystkie magiczne poznacie tutaj i w dalszym szkoleniu. Ale musicie się nauczyć wielu innych rzeczy. Każdy z was musi trenować silną wolę, charakter. Każdy musi się nauczyć uczuć i wartości takich jak: miłość, przyjaźń, prawda, uczciwość, dobro, prawo, szacunek. Ale również musicie się nauczyć takich umiejętności, jak: trzeźwe ocenianie sytuacji, refleksu, bystrości i wielu innych, które pomogą wam w życiu. To wszystko jest smutne, lecz musimy patrzeć na świat z innej perspektywy i walczyć o lepszy świat dla nas i naszych potomków – w klasie zapanowała głucha cisza. Każdy zastanawiał się nad jej słowami i myślał, co spowodowało takie przemówienie. Profesorka westchnęła głośno i spojrzała po klasie. W jej oczach malowała się troska i smutek. – Otwórzcie podręczniki na stronie 287 i przeczytajcie rozdział – opadła na krzesło i spoglądała na nas. Wszyscy bez słowa wykonali polecenie. Jednak wiedziałam, że wszyscy, tak jak ja, tylko udawali, że czytają. Po skończeniu lekcji cała klasa ledwo opuściwszy salę, zaczęła rozmowę o tym, co się mogło stać.

 – Nie uważacie, że jeśli stałoby się coś złego, to odwołaliby wypad do wioski? – zaczęła Kate.

 – Lepiej nie kracz – mruknęłam. – Na bank stało się coś strasznego. W życiu nie widziałam McGonagall w takim stanie. I ta dziwne spóźnienie na lunch nauczycieli. Nie podoba mi się to.

 – Jak na razie nie odwołali, więc nic nam nie grozi – skwitowała Angelina. – A w ogóle, wiecie o tym, że już koniec lekcji na dzisiaj? Za godzinę jest wyjście do Hogsmeade, a z tego, co wiem, obie macie randki i chyba musicie trochę czasu poświęcić na siebie – rzekła i skierowałyśmy się do wieży, naradzając się, co na siebie włożyć. Mimo, że nie mogłam się doczekać aż zobaczę się z Adamem, to jednak cały czas w głowie krążyły mi złe myśli. W końcu dotarłyśmy do Pokoju Wspólnego, a potem do dormitorium. Usiadłam na łóżku i westchnęłam.

 – Lily już nie zamartwiaj się. Jakby coś się stało, Dumbledore by nam powiedział. Myślę, że nie ma się czym martwić. Teraz masz inne rzeczy na głowie – Kate patrzyła na mnie troskliwie. W duchu pomyślałam sobie o tej drugoklasistce, na którą spoglądał smutno dyrektor. Jednak zostawiłam to dla siebie. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy.

 – Wyjęłam zwiewną, fioletową bluzeczkę z długimi, bufiastymi rękawami, dekoltem, guziczkami, ściąganą na dole oraz białe spodnie. Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zabrałam się za makijaż i fryzurę. Po 20 minutach byłam gotowa, jedynie musiałam się ubrać, co natychmiast zrobiłam. Potem położyłam się na łóżku i wbiłam wzrok w sufit, nadal myślami będąc na Wielkiej Sali i w klasie transmutacji.

 – Ziemia do Lily! – spojrzałam na Kate, która stała wyszykowana do wyjścia. – Idziesz, czy będziesz tak leżeć? Mniemam myśleć, że twój kochaś już na ciebie czeka gdzieś w Trzech Miotłach, a przypominam, że istnieje ryzyko rozerwania go przez fanki na drobne kawałeczki – roześmiałam się i wstałam. Ubrałam płaszcz i buty i byłam gotowa.

 – A Ty Angelina nie idziesz? – spytałam kierując wzrok na szatynkę.

 – Idę, idę. Umówiłam się z Aaronem – odpowiedziała i wszystkie wyszłyśmy z pokoju. W Wspólnym nie było wiele ludzi. Większość z nich była kichająca i pociągająca nosem. Kate szybko przeszła odległość dzielącą ją od przejścia, a my za nią.

 – Nie rozumiem, gdzie ona się tak spieszy – mruknęła Angelina. A ja jej przytaknęłam. Czułam się jakoś dziwnie spokojna. Ale ledwo wyszłam z wieży, poczułam, że mam nogi z waty, a moim największym marzeniem było uciec stamtąd.

 – Angelina – powiedziałam i poczułam, że robię się zielona na twarzy. Ona spojrzała na mnie i parsknęła śmiechem. – Nie śmiej się. Pójdziesz do Adama i powiesz mu, że zachorowałam.

 – Lily nie bądź głupia! To tylko spotkanie. W twoim przypadku jedynym wyjątkiem jest to, że twój partner jest światowym graczem w Quidditcha, grającym w jednej z lepszych drużyn – prychnęła – Pikuś.

 – Zamorduję cię kiedyś, obiecuję – mruknęłam. – A gdzie jest Kate? – szatynka nie musiała mi odpowiadać, bo zobaczyłyśmy, jak Kate wita się z jakimś chłopakiem średniego wzrostu o rudych włosach i miłym uśmiechu.

 – To jedną mam z głowy – klasnęła Angela. – Zostałaś tylko Ty. Chodź, idziemy – pociągnęła mnie za rękę i podeszłyśmy do kolejki. Po paru minutach czekania, woźny nas skontrolował i znalazłyśmy się na błoniach. Opatuliłam się szczelniej szalem, bo na dworze było bardzo zimno.

 – A w zeszłym tygodniu była odwilż – mruknęła moja przyjaciółka z niezadowoleniem. – I jak tu grać mecz za dwa tygodnie w takich warunkach.

 – Ja to bardziej zastanawiam się, czemu Walentynki muszą być właśnie w zimowym miesiącu. Przecież to święto miłości, a umieszczając je w lutym, sugerują, że miłość mrozi serca, a nie ociepla – stwierdziłam z jeszcze większym niezadowoleniem niż Angelina. Ta zaśmiała się.

 – Bo jeśli to święto jest dla prawdziwych zakochanych, to muszą oni to udowodnić w następujący sposób: muszą pokazać, że mimo mrozu panującego na dworze, od którego odmarzają wszystkie niezakryte części ciała, są w stanie się rozgrzać swoją miłością tak, że żadnemu nie jest zimno – odparła naukowym tonem. Tym razem to ja się zaśmiałam.

I właśnie dzięki Angelinie, zapomniałam o stresie związanym ze spotkaniem z Adamem. Całą drogę do wioski śmiałyśmy się i szczebiotałyśmy o błahostkach. Jednak zaraz po przejściu przez bramę, z powrotem zaczęłam panikować, a Angelina bezskutecznie próbowała mnie uspokoić.

 – Gdzie się umówiłaś z nim? – spytała.

 – Pod Trzema Miotłami – odparłam nerwowo.

 – To już całkiem niedaleko – stwierdziła dziewczyna.

 – Nie pomagasz mi – warknęłam.

 – Pójdę z tobą do samego końca, bo też się tam umówiłam z Aaronem – oznajmiła, ignorując moje oburzenie. – O patrz, już widać Trzy Miotły – wskazała ręką, a ja spojrzałam tam. Serce podskoczyło mi do gardła.

 – Ja tam nie idę, nie! Ja się wracam! Powiedz mu... – stanęłam i wystraszonym wzrokiem patrzyłam na zarysowany w oddali budynek, do którego ktoś wciąż wchodził, lub ktoś wychodził.

 – Lily, nie wygłupiaj się! – Angelina złapała mnie za rękę i pociągnęła do przodu. – Przecież się z nim widziałaś już, rozmawiałaś z nim, nawet się całowałaś! Do jasnej cholery, co się z tobą dzieje?! – ona wyraźnie na mnie nakrzyczała! Wytrzeszczyłam na nią oczy. – Nie patrz tak na mnie. Po prostu nie wiem, czemu tak się zachowujesz, czemu tak się boisz.

 – Ja... – pomyślałam chwilę. – Sama nie wiem – dodałam zrezygnowanym tonem. Jednak przekonanie się, że nie mam się czym denerwować, w ogóle mi nie pomogło. Mimo, że od pubu dzieliło nas kilkaset metrów, miałam wrażenie, że pokonałyśmy ten odcinek w trzy godziny. Starałam się nie patrzeć przed siebie, tylko zainteresowałam się swoimi butami. W końcu doszłyśmy do pubu i przystanęłyśmy.

 – Nie ma go jeszcze – zauważyła Angelina rozglądając się.

 – A może on wcale nie przyjdzie? – zasugerowałam z nutką paniki w głosie.

 – Lily zamknij się już – warknęła (po raz kolejny dzisiaj!). – Ja idę do środka, bo tutaj jest zimno, a poza tym nie będę wam przeszkadzać – jak powiedziała, tak zrobiła i weszła do środka znikając gdzieś wśród tłumu. Przymknęłam oczy, licząc do dziesięciu, czego skutkiem miał być wewnętrzny i zewnętrzny spokój. Nagle ktoś mnie zaszedł od tyłu i zakrył rękami oboje oczu.

 – Zgadnij kto to, królewno? – usłyszałam ciepły, męski głos w prawym uchu.

 – Hmmm... Książę na rumaku? – spytałam w odpowiedzi. Cały stres i niepokój zniknęły.

 – Książę to może i tak, ale bardziej na miotle niż na rumaku – zaśmiał się i puścił mnie. Powoli odwróciłam się i przed moimi oczami ukazał się cudowny widok. Tym razem, jego ciemnobrązowe włosy były lekko rozwiane przez wiatr, a jego granatowe oczy patrzyły ciepło z charakterystyczną nutką bystrości. Na twarzy malował się szeroki uśmiech, który uwydatnił dość ostre rysy i lekko kwadratową szczękę. Kurtkę miał rozpiętą, a na szyi luźno zwisał szalik. Miał lekko opinający, granatowy sweterek, który idealnie uwydatniał i ukazywał wyrzeźbione mięśnie klatki piersiowej i szerokie barki, oraz podkreślał cudowne oczy. Po prostu odjęło mi mowę. Poczułam, że rozpływam się pod wpływem jego spojrzenia i uśmiechu.

 – To może jakieś cześć? – spytał, powstrzymując śmiech.

 – Eee... co? A! No tak, jasne – wróciłam na ziemię i uśmiechnęłam się, a w duchu zabiłam siebie samą. – Cześć Adam – zbliżyłam się do niego i musnęłam ustami jego policzek.

 – To było bardzo miłe – powiedział lekko zaskoczony i pogłaskał się w miejscu, gdzie przed chwilą były moje usta. Zarumieniłam się lekko.

 – To gdzie idziemy? – spytałam. – Tylko nie do Trzech Mioteł – uprzedziłam go.

 – Też jakoś mnie tam nie ciągnie – powiedział ze śmiechem. – Jest ci zimno? – spytał troskliwie. Pokręciłam głową, a w myślach stwierdziłam, że jest mi wręcz gorąco. – To może się przejdziemy obrzeżami wioski, a potem wstąpimy na gorącą czekoladę do jednej kawiarni na uboczu. Znam ją, bardzo przytulne miejsce i w ogóle nie zatłoczone.

 – Oczywiście – odpowiedziałam i posłałam mu najładniejszy uśmiech, jaki potrafiłam zrobić.

 – Więc chodź, młoda damo – podał mi ramię, a ja podchwyciłam je. – Mówiłem ci już, że ślicznie wyglądasz Lily?

 – Nie mówiłeś. Dziękuję – odparłam i jak zwykle się zarumieniłam. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na Trzy Miotły, gdzie w oknie stała Angelina i pokazała mi kciuk do góry. Potem zniknęła gdzieś wgłębi lokalu. Odwróciłam się z powrotem i spojrzałam na Adama, który obserwował mnie uważnie. – Koleżanka – wyjaśniłam, a on zaśmiał się (kurde on cały czas się śmieje! Swoją drogą wygląda cudownie wtedy, ehh...).

 – Rozumiem. Więc Lily, co słychać w Hogwarcie? Wiem, że trochę sztywne pytanie, ale tak dawno się widzieliśmy, że mnie onieśmielasz.

 – I vice versa – odparłam i zaśmiałam się. – Ale tobie udaje się to ukryć, a ja cały spalam buraka.

 – To spalaj częściej, bo wyglądasz wtedy naprawdę uroczo – wyszczerzył zęby.

 – A co do tego, co w Hogwarcie, to dzisiaj był dziwny dzień – odparłam z zastanowieniem i opowiedziałam mu wszystkie wydarzenia. – Z jednej strony bankowo coś się stało złego, ale z drugiej, gdyby tak było, to by nas nie puścili do Hogsmeade dzisiaj.

 – Ja myślę, że Voldemort znów zaatakował i musiało się coś stać, ale założę się, że było to daleko stąd. Dumbledore nie pozwoliłby, żeby coś się stało uczniom i na pewno wie więcej o krokach Voldemorta, niż temu się wydaje. A poza tym, założę się, że wszyscy nauczyciele, nie wyłączając jego samego, stoją na straży w całym Hogsmeade. Może nawet Ministerstwo kogoś przysłało ze swoich – zmarszczył brwi. Zaskoczył mnie jego tok myślenia, bo był taki prosty, a jednocześnie dobrze myślał. Jak się później okazało, rzeczywiście co jakiś czas natykaliśmy się na któregoś z nauczycieli lub mieszkańca wioski spacerującego niby od niechcenia, a z jedną ręką w kieszeni (zapewne ściskali różdżkę). Cały czas szliśmy i rozmawialiśmy to o Quidditchu, to o szkole, o tym, co można robić po Hogwarcie i o wszystkim innym. Co chwila wybuchaliśmy śmiechem, ale potrafiliśmy porozmawiać na poważnie. Po jakimś czasie doszliśmy do miejsca, gdzie nie było już żadnych budynków. Parę metrów od nas kończyły się ostatnie domy, a przed nami rozciągał się wspaniały widok ośnieżonych łąk, następnie lasów, a na ostatnim planie niewysokich gór. Zimowe, delikatne promienie słońca padały na to wszystko, na niebie było dość dużo chmur, a włosy rozwiewał nam lekki wietrzyk. Zatrzymaliśmy się, wpatrując w ten wspaniały widok. Przymknęłam oczy i poczułam podmuch delikatnego, zimnego wiatru na twarzy. Poczułam wzrok Adama na sobie i otwarłam jedno oko. Rzeczywiście przyglądał mi się z zainteresowaniem. Jego oczy wyrażały ciepło i jakby wzruszenie, nie uśmiechał się, ale kąciki ust były nieznacznie wykrzywione do góry. Otworzyłam drugie oko i spojrzałam na niego z zaciekawieniem, a po chwili uśmiechnęłam się lekko.

 – Czemu się na mnie tak patrzysz? – spytałam szeptem.

 – A czemu szepczesz? – spytał, również szepcząc.

 – Żeby nie spłoszyć krajobrazu.

 – A jeśli bym ci powiedział, że idealnie się z nim komponujesz, to bym zepsuł krajobraz?

 – Myślę, że to byłby komplement nie na miejscu, bo nie zasługuję na to wszystko – wskazałam ręką na widok. Mówiliśmy coraz ciszej, a on był coraz bliżej mnie.

 – A jeśli bym nic nie mówił, tylko coś zrobił, spłoszyłbym to wszystko?

 – A to już zależy od tego, co byś konkretnie zrobił – on podszedł do mnie i nachylił się.

 – Pocałowałbym cię – mruknął mi przyjemnie do ucha. Poczułam, że wariuję, serce mi zaraz wyskoczy, a stado motyli rozerwie mój brzuch. Po plecach przeszły mnie przyjemne dreszcze. Stanęłam na placach tak, żeby dosięgnąć jego ucha.

 – Myślę, że zawaliłeś sprawę – on odskoczył lekko i spojrzał zdziwiony na mnie. Stłumiłam śmiech w sobie. – Miałeś się nie pytać. Wystarczyło wykonać – powiedziałam nadal szeptem, ale już nie do ucha i uśmiechnęłam się zalotnie. On pokręcił głową ze śmiechem, ale nie podszedł do mnie bliżej.

 – A ja myślę, że to jeszcze naprawię – powiedział już na głos, ku mojemu niezadowoleniu i uśmiechnął się łobuzersko. – Tymczasem – wyciągnął różdżkę i wyczarował ławkę, przodem obróconą w bajeczny krajobraz - zapraszam panią na wspólne podziwianie widoku – podał mi rękę, ale ja udając obrażoną minęłam go ostentacyjnie i usiadłam na ławce. On chwilę po tym usiadł obok mnie. Ja teatralnie odsunęłam się od niego na sam koniec ławki. Siedzieliśmy tak w ciszy. Po chwili zaczęło mi być zimno. Zerkał na mnie co chwilę, ale ja nie spojrzałam na niego ani razu.

 – Zimno ci – stwierdził z uśmiechem.

 – Wcale nie – odparłam wyniosłym tonem, ale zatrzęsłam się z zimna.

 – No właśnie widzę – zaśmiał się. – Chodź tu do mnie Lily. Razem będzie cieplej – poklepał miejsce obok siebie. Nie potrafiłam się nie uśmiechnąć. Przysunęłam się bliżej niego, ale nadal siedziałam sama. – No chodź tu, przecież nie gryzę – znowu się roześmiał. Usiadłam najbliżej niego, jak się tylko dało i oparłam się plecami o jego tors, przybierając pozycję półleżącą. On objął mnie silnymi ramionami i wtulił twarz w moje włosy. Od samej bliskości zrobiło mi się gorąco. Znowu poczułam, jak przechodzą mnie dreszcze po całych plecach.

 – Dziękuję – powiedziałam. Nie odpowiedział nic, tylko pocałował mnie w głowę. Nie musiałam nic mówić, a on wiedział, o co mi chodzi. Czułam się tak wspaniale. Nie martwiłam się o nic. W mojej głowie siedział tylko i wyłącznie Adam Royal. Nie wiem ile tak siedzieliśmy w ciszy wpatrując się w malowniczy widok, ale wiedziałam, że w tym momencie chciałam, aby to trwało wiecznie. Po jakimś czasie, Adam oznajmił, że idziemy na gorącą czekoladę, bo nie może pozwolić, żebym się przeziębiła. Moje próby protestu nie zdziałały nic i byłam zmuszona wstać z tej ławki i odkleić się od niego. Niedaleko stamtąd była malutka kawiarnia, w której były tylko dwa stoliki, z czego jeden wolny. Było to bardzo małe, aczkolwiek bardzo przytulne miejsce. Ściany miały jasnobeżowy kolor, stoliki i lada, za którą stała około czterdziestoletnia barmanka, były zrobione z drewna o kolorze mahoniu, a zasłony w oknach miały ciemnoczerwony kolor. Rozebraliśmy płaszcze i usiedliśmy przy jednym ze stolików. Adam poszedł zamówić czekoladę i trochę porozmawiał z barmanką. Ja za ten czas poprawiłam się w krześle. Gdy niósł czekoladę, uśmiechnął się do mnie po drodze, a następnie postawił jedną filiżankę przede mną i usiadł naprzeciwko.

 – Najlepsza czekolada pod słońcem – oznajmił i pociągnął łyka. Roześmiałam się, bo napój pozostawił po sobie ślad w postaci białych wąsów. Wyciągnęłam chusteczkę i przez stół wytarłam mu białą piankę. Po chwili zaczęliśmy swobodnie rozmawiać. Tak się zafascynowaliśmy rozmową, że Adam przesunął się z krzesłem i usiadł obok mnie. W pewnym momencie mi również została pamiątka po czekoladzie, tak jak Adamowi. Ten chciał to zetrzeć, ale ja oponowałam.

 – Nie masz chusteczki – powiedziałam ze śmiechem.

 – Znam inne, lepsze sposoby – powiedział tajemniczo. Ja spojrzałam na niego lekko zdziwiona. Nawet nie mrugnęłam, a on szybko skradł mi całusa, zbierając piankę. Jednak, jak szybko zaczął tak szybko skończył. Zaśmiałam się cicho, ale na moje policzki po raz kolejny dzisiejszego dnia wystąpiły rumieńce. Przez chwilę panowała między nami trochę niezręczna cisza, jednak później z powrotem zaczęliśmy rozmawiać. Adam zamówił kolejne porcje czekolad i gawędziliśmy w najlepsze. W końcu stwierdziłam, że warto byłoby się przejść, więc ubraliśmy płaszcze (on w sumie kurtkę) i wyszliśmy, uprzednio oczywiście zapłacił za napoje. Szliśmy i co chwila nasze ręce uderzały o siebie. W końcu, po którymś z kolei uderzeniu, chłopak chwycił moją dłoń i spojrzał na mnie pytająco. Nie odpowiedziałam nic, tylko uśmiechnęłam się i zacisnęłam dłoń. Przechadzaliśmy się pobocznymi uliczkami wioski, rozmawiając w najlepsze. Adam opowiedział mi trochę o swoim życiu. Jego matka umarła po porodzie jego siostry, a ojciec 5 lat po śmierci matki, poznał inną i ożenił się z nią. Adam z siostrą, na początku, nie lubili nowej żony ojca, jednak po pewnym czasie dogadali się i teraz mówią do niej „mama” i kochają ją oraz traktują jak rodzicielkę. Jego ojciec pracuje w Szpitalu Świętego Munga, jako uzdrowiciel-ordynator, a macocha dorabia w księgarni „Esy i floresy” na Pokątnej. Adam nie przepada za siostrą, bo twierdzi, że jest rozpieszczona przez ojca i jak są obydwoje w domu, zawsze się kłócą. Jednak, gdy kiedyś jej siostrę zaczepił jakiś starszy chłopak i ukradł jej miotłę, starszy brat znalazł go i stłukł mu tyłek. Opowiedział mi również o swoim dzieciństwie. Z tego, co mówił, był strasznym chuliganem i razem z kolegami siał postrach wśród rówieśników. Jednak, gdy trafił do Hogwartu, nabrał pokory i całe siedem lat był spokojnym nastolatkiem, odnajdując pasję w Quidditchu. Po szkole wiedział, że chce robić to, co kochał, czyli chciał zawodowo grać w Quidditcha. Ojciec zafundował mu miesięczny obóz sportowy w Szkocji, gdzie doskonalił się w grze, a po powrocie grał w paru pozaligowych drużynach. Po roku przechodzenia z klubu do klubu, zobaczył ogłoszenie, że Złote Hipogryfy straciły obrońcę, który umarł na nieuleczalną chorobę magiczną. Zgłosił się do menadżera drużyny i został przesłuchany. Na biurku menadżera stała ramka ze zdjęciem, na którym machali objęci Slughorn i właśnie ten menadżer. Adam wspomniał, że również należał do klubu Ślimaka, co sprawiło, że zaczęto patrzeć na niego z całkowitej strony. Parę dni później przyszedł list, w którym napisano, że ma się zgłosić na sprawdzian. Przyszedł i okazało się, że cała drużyna była zachwycona jego amatorską grą. Dzięki protekcji Slughorna miał szansę zaistnienia w świecie sportu i został rezerwowym obrońcą Złotych (w pierwszym składzie grał były rezerwowy, który automatycznie stał się pierwszorzędnym zawodnikiem po śmierci poprzedniego). Przez dwa miesiące trenował codziennie razem z drużyną, a oprócz tego miał dodatkowe, indywidualne, czterogodzinne treningi z trenerem. Powiedział mi, że tamte dwa miesiące były najbardziej wyczerpującym czasem w jego życiu, ale zarazem czuł się najszczęśliwszy pod słońcem, bo nie dość, że trafił do światowej drużyny grającej w pierwszej lidze, to jeszcze była to od zawsze jego ulubiona drużyna. Po tych dwóch miesiącach miał szansę na zagranie w pierwszym w jego życiu meczu, bo obrońca miał kontuzję. Co prawda mecz trwał tylko pół godziny, ale nie przepuścił żadnego kafla. Trener był zachwycony jego grą i pozwolił mu zagrać jeszcze w dwóch meczach, gdzie również się sprawdził i od tego czasu został głównym obrońcą Złotych Hipogryfów z Liverpool, czego skutkiem była jego przeprowadzka na przedmieścia Liverpoolu.

 – Ale się rozgadałem – roześmiał się serdecznie. – Może Ty mi powiesz coś o sobie, tajemnicza nieznajomo?

 – A co ja mogę o sobie powiedzieć? – uśmiechnęłam się skromnie. – Mieszkam z rodzicami w Londynie, chodzę do Hogwartu. Tyle.

 – Oj Lily, Lily – pokręcił głową z uśmiechem. – I naprawdę tylko tyle jesteś w stanie o sobie powiedzieć? Nie musisz przecież opowiedzieć swojego całego życia, jak ja – wyszczerzył zęby.

 – Moi rodzice są mugolami, tak jak i moja siostra – zaczęłam. – Mama pracuje jako księgowa w kancelarii prawniczej – zaśmiałam się z jego miny i wytłumaczyłam pokrótce co to jest księgowa i kancelaria prawnicza. – A ojciec jest politykiem w Parlamencie mugolskim. Moja siostra jest starsza o dwa lata i zawsze byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, dopóki nie dostałam listu z Hogwartu i dopóki nie przyszedł dyrektor szkoły wytłumaczyć to wszystko moim rodzicom. Ale wiedziałam wcześniej, że jestem czarownicą, bo uświadomił mi sąsiad pochodzący z rodziny czarodziei. On opowiedział mi wszystko o świecie magii i został moim przyjacielem. Mimo tego, że ja trafiłam do Gryffindoru, a on do Slytherinu, nadal się przyjaźnimy.

 – Ja też wychowałem się w Slytherinie i źle nam się nie dogaduje – wyszczerzył zęby i zamilkł, pozwalając mi kontynuować.

 – W dormitorium jestem z 5 innymi dziewczynami, z czego dwie to moje przyjaciółki, z jedną ciągle się kłócę, z jedną w ogóle nie rozmawiam, bo trzyma stronę tej drugiej, a ostatnia jest neutralna wobec wszystkich i czasem zamienię z nią parę zdań. Oprócz tego w naszej klasie jest czterech chłopaków, którzy bardzo psocą w szkole i zwą się Huncwotami. Mam kota – wzruszyłam ramionami, a Adam zaśmiał się. – Nie śmiej się! Ja naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć o sobie. Może tyle, że moimi ulubionymi przedmiotami są zaklęcia, transmutacja i eliksiry i uwielbiam Quidditch, mimo, że nigdy nie latałam na miotle. Moją ulubioną drużynę już znasz – uśmiechnęłam się. – No i byłeś, a w sumie nadal jesteś, moim ulubionym zawodnikiem – teraz to on spłonął rumieńcem, a ja uśmiechnęłam się słodko. – Naprawdę nie mam nic więcej do powiedzenia na swój temat.

 – Tyle mi na razie wystarczy, chociaż mam parę pytań do ciebie. Ale nie dzisiaj, nie teraz – uśmiechnął się. – Patrz, jesteśmy już pod Trzema Miotłami – spojrzałam przed siebie i rzeczywiście zobaczyłam zatłoczony lokal, a pod nim paru ludzi. Nie zwracając na nich uwagi przeszliśmy obok.

 – Evans! – zacisnęłam powieki, słysząc dobrze znany mi głos. Usłyszałam, jak ktoś podbiega do nas. Mimo woli, odwróciłam się, a za mną Adam, który patrzył na mnie lekko zdziwiony.

 – Nie widzisz, że jestem zajęta Potter? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

 – Kto to niby... – jego szczęka opadła i wybałuszył oczy na Adama. Ten uśmiechnął się lekko, widząc reakcję Pottera.

 – Adam Royal, miło mi – podał rękę Jamesowi, ale ten nadal stał zdziwiony tym, kogo ma przed sobą, w dodatku trzymającego mnie za rękę. – Jesteś Potter, a imię? – spytał uprzejmie mój partner. Potter otrząsnął się z szoku i spojrzał na mnie, nadal nie ukrywając zdziwienia. Uśmiechnęłam się satysfakcjonująco.

 – James. James Potter – uścisnął dłoń Adamowi, patrząc mu prosto w oczy. Spokojne, granatowe oczy Adama miło patrzyły w orzechowe, pełne determinacji, wściekłości, ale i szacunku, oczy Pottera. – Również mi miło poznać najlepszego obrońcę Hipogryfów, jakich do tej pory mieli – po jego słowach przez myśl mi przemknęło, że go zabiję.

 – Tak, tak Potter, podlizuj się – warknęłam. – Wybacz, ale Adam jest obecnie zajęty i nie ma ochoty na pogawędki z takim szczeniakiem, jak ty – Adam spojrzał na mnie zszokowany moim zachowaniem, a Potter uśmiechnął się lekko.

 – Z tego, co wiem, to jesteś w tym samym wieku, co ja.

 – Ale nie zachowuję się tak idiotycznie, jak ty – powiedziałam zjadliwie.

 – Dlaczego jesteś dla mnie taka niemiła Evans? A może wstydzisz się swojego nowego CHŁOPAKA?

 – Po prostu nie lubię, gdy ktoś NIELUBIANY wchodzi mi w drogę. A teraz łaskawie pozwól, że odejdziemy – pociągnęłam Adama za rękę w drugą stronę. Ten pomachał Potterowi na pożegnanie, rzucając mu zdziwione spojrzenie. Potter wzruszył ramionami i uśmiechnął się dziwnie.

 – EVANS! UMÓWISZ SIĘ ZE MNĄ?! – ryknął na cały głos, a ja stanęłam wryta i policzyłam do dziesięciu. Mój towarzysz chyba nie nadążał za mną i nie rozumiał mojego zachowania. Po chwili ruszyłam dalej, jakby nigdy nic, uśmiechając się potulnie do niego.

 – Przepraszam za niego – zerknęłam przez ramię, czy Potter nas obserwuje i nie pomyliłam się, gdy zauważyłam, że wręcz pożera nas wzrokiem. – Naprawdę przepraszam – powiedziałam ciszej i stanęłam, patrząc mu w oczy. – Mogę ci tą nieprzyjemną sytuację jakoś wynagrodzić? – ten tylko kiwnął głową. Wspięłam się na palcach i złożyłam na jego ustach krótki pocałunek, który oddał i po chwili staliśmy objęci, całując się. Po chwili oderwałam się od niego i przytuliłam. – Dziękuję za dzisiejszy, wspaniały dzień – po moich słowach on uśmiechnął się i spojrzał czule na mnie.

 – To ja dziękuję Lily. Ale dzień się jeszcze nie skończył – powiedział z błyskiem w oku. Przez resztę spotkania nie pozwoliłam mu wspomnieć o sytuacji z Potterem. Starałam się, jak mogłam, żeby tylko nie spytał o niego i żebym nie musiała opowiadać całej historii z nim związanej. Przy nim, po prostu, nie potrafiłam kłamać. On był tak zadziwiająco szczery, że sama nie miałabym serca w jakikolwiek sposób ukryć choćby część prawdy. Więc wolałam tą rozmowę odłożyć na później. I nie żałuję. Spędziliśmy bardzo miło czas, tym razem nie opierając się tylko na rozmowie, ale również na bardzo miłych czynnościach. Między innymi na całowaniu się.

Komentarze

  1. Biedny Potter, został zdominowany przez sławnego zawodnika Quidditcha ;] Jestem niesamowicie ciekawa co się stało. A zaciekawiło mnie też nazwisko McLaggen. czy to krewny Cormaca? ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie! Myślałam już, że nigdy nie napiszesz, a to byłaby wielka strata ;). Notka jak zwykle świetna. Nie mogę się doczekać rozmowy Lily z Jamesem o Adamie i rozmowy Lily z Adamem o Jamesie ;)Ogólnie rzecz ujmując nie mogę się doczekać. Droga Leksiu, pisz częściej! A z okazji zbliżającej się majówki życzę Ci przypływu weny, tak ogromnego, żebyś musiała podzielić notkę na trzy części.Pozdrawiam, Cadence

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Black Butterfly27 kwietnia 2010 17:09

    Aaaa, nowa notka! <3 Ja też się stęskniłam. :>>Te napisy, które sie pojawiały co chwila były niezłe. ;D Śmiac mi się chciało z wymysłu Pottera. ^^ Randka z Adamem baardzo romantyczna, tylko jak zwykle James się wciął, o. :o jemu to brakuje wyczucia. xD A pierwsza czesc notki byla po prostu genialna. xDD Kocham Twoich Huncwotów. ;D Jestem ciekawa, co spowodowalo taka reakcje u nauczycieli. Pozdrawiam, buziaki! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, że już to mówiłam ale Ty jesteś po prostu N I E S A M O W I T A. Rozdział jest C U D O W N Y, to co tworzysz jest tak świetne, że trudno jest to opisać słowami!!! Trochę długo nic nie pisałaś, ale teraz widzie, że warto było czekać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie lubię Adama. Muimo, iż jest sympatyczny, to jednak o wiele bardziej lubię JAmesa. Porwanie Lily przez Huncwotó było cudowne. Wyobrażam sobiew sćiekłość Evans, kiedy Potter niósł ją przez cały zamek. I co się stało z nauczycielami? Biedna drugoklasistka, chyba o nią chodzi,m prawda? Notka bardzo mi się podoba, mam tylko prośbę - o nn informuj mnie w księdze gości, dobrze? Pozdrawiam![lily-evans-james-potter-huncowci]

    OdpowiedzUsuń
  6. Hm... masz bardzo ładnego i ciekawego bloga.Przeczytałam pierwszą notkę, i wiem że będę czytać następne jak będziesz chciała to wpadnij na mojego bloga o Lily i Huncwotach:www.pamietnik-panny-evans.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. ~SłoOodka Trzynastka :D28 kwietnia 2010 22:31

    Super notatka. Naprawdę mi się podobała, a zwłaszcza jak Potter spotkał Lily i Adama :). Przepraszam, że u siebie tak długo nie piszę, ale po prostu nie mam weny, a do tego mam lekki problemy z nauką i dużo zadań domowych i właśnie mam doła więc twoja notka mnie rozweseliła. :***Jak coś napiszę to się odezwę. Czekam na kolejne notki. :****

    OdpowiedzUsuń
  8. Ah, przeczytałam xD Rozdział boski... James musiał być nieźle wkurzony. Chwilowo ma pecha ;d Taki romantyczny nastrój panuje w tej notce (no tak, przecież tytuł ma walentynki , te egzaminy jednak mnie ogłupiły). Nie mogę się doczekać dalszego ciągu! :)Pozdrowienia ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. Leksia! Nareszcie!Rozdział po prostu prześliczny :) Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że jednak mimo wszystko, w Hogsmeade dojdzie do jakichś zamieszek. Moje przypuszczenia okazały się błędne, jednak i tak notka jest wspaniała. Adam jest bardzo romantyczny, jednak nie wiedzieć czemu, chwilami wydaje mi się zbyt idealny. Ciekawa jestem, jakie są Twoje dalsze plany dotyczące tejże postaci. Strasznie podobała mi się pierwsza część notki. Głupia McGonagall! Tak bardzo chciałam, by ta impreza się odbyła! :( Lily została dość brutalnie potraktowana a wszystko to dzięki chwilowym przebłyskom intelektu Petera Pettigrew! XD Podobał mi się również pomysł z walentynkowymi transparentami. Ach, ten Potter :)Chcę Ci jeszcze powiedzieć, że od dwóch dni mam wprost okropny humor a Twoja notka okazała się naprawdę wielką pociechą. Dziękuję! :*

    OdpowiedzUsuń
  10. aga3114@onet.eu30 kwietnia 2010 16:36

    No więc... serdecznie zapraszam na nowy rozdział na blogu www.lily-evans-james-potter-huncwoci.blog.onet.pl . Liczę na komenatrz i konstruktywną opinię.

    OdpowiedzUsuń
  11. acha i zapomniałabym dodać twój blog już znajduje się w linkach na moim blogu

    OdpowiedzUsuń
  12. ~Lilyanne15Evans1530 kwietnia 2010 20:44

    Notka jak zwykle wspaniała:) Dzięki, że piszesz!

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam znowu ;)Tak więc, jak zwykle, perfekcyjnie. Wychwyciłam tylko jeden błąd: napisałaś "a ja cały palę buraka". Skoro Lilka to mówiła, to powinno być "a ja cały czas palę buraka" lub "a ja cała palę buraka". No nic. Ja też co chwila robię takie błędy ;]O jja..jak zazdroszczę Lily.....jakbym ja miała mieć randkę ze swoim idolem, to bym normalnie nie wytrzymała ;] Niezła była ta akcja z kłótnią pod koniec rozdziału. Pottera totalne wmurowało ;P Jestem ciekawa, co się stało, Voldemort, czy co. W sensie, że z tą Krukonką, a raczej jej rodziną. Ech, po chińsku piszę...i tak wiesz, o co chodzi(mam nadzieję ;P). ;**

    OdpowiedzUsuń
  14. ~SłoOodka Trzynastka :D2 maja 2010 23:02

    U mnie zareszcie nowa notka. :)Przepraszam, że tak długo nie pisałam :***Pozdrowionka :*www.hogwart-dawno-temu.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. Boskie opowiadanie!!!! :D Przeczytałam wszystkie notki!!! :)) Ta część również bardzo udana ^^ Ah, Adam Royal jest cudowny ^^ James to się chyba gotuje z zazdrości :D I wcale bym się nie dziwiła :)))) James będzie miał pewnie doła, "focha" a może będzie chciał pewnie wzbudzić zazdrość u Lily? xD Takie moje domysły ;) James też mógłby zrobić coś baaardzo romantycznego dla Lily, zamiast ciągle błagać ją o randkę :DŚwietnie piszesz!!! I extra fabuła :) Życzę dalszej weny!!! :) Czekam na kolejną część opowiadania! :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Och jejku, jak ja bym chciała żeby się okazało, ze ten cały Adam to debil i żeby Lily przekonala się do Jamesa..

    OdpowiedzUsuń
  17. Zrób by wreście James ♥ Lily a nie jakiś ddebill Addammmmm :) A blog SUPERAŚNY

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)