Przejdź do głównej zawartości

17. Zemsta i Black I

Hej!
A więc, od razu mówię, że nie odpowiadam za treść, którą przeczytacie, ponieważ na kilka dni straciłam wenę i musiałam się zmusić do napisania tego wszystkiego. Mam tylko nadzieję, że nie zaśniecie przy tym. A no i tradycyjnie dzielę notkę na pół, bo znowu Onet kochany mi nie pozwala na dodanie jednej w całości.
Tak poza tym, to wiadomość dla Cynki: Kawałek o miotle jest napisany specjalnie dla Ciebie! Żeby Cię to więcej nie wkurzało! : D
Dzięki, że jesteście! : ))))))
Leksia

***

Wpatrywałam się w płomienie skaczące w kominku, gdy ktoś usiadł na fotelu obok.

 – Już ci mówiłam co sądzę o siadaniu obok mnie Potter – powiedziałam nie patrząc na niego.

 – Hmmm... Nic nie słyszałem – spojrzałam na niego pogardliwym wzrokiem unosząc jedną brew. – No dobra, może raz coś wspomniałaś – moja brew powędrowała jeszcze wyżej. – Ze dwa razy coś słyszałem – zrobiłam krzywą minę. – No niech ci będzie parę razy mówiłaś – westchnęłam. – Okej, prawie dwa i pół roku o tym słyszę – odwróciłam głowę z powrotem w stronę kominka. – Oj no, Lily! Są święta! Byłaś taka radosna... – poczułam, jak wbija we mnie wzrok. – Gniewasz się na mnie? - zero reakcji z mojej strony. – Lilyyyyyyyyyyyyy... – wychylił się ze swojego fotela i jego twarz ukazała się przed moimi oczami. Zrobił smutną minę, ale byłam nieugięta. – Proszę! –powiedział piskliwym tonem robiąc maślane oczka. Tego już nie wytrzymałam. Nie mogłam się na niego gniewać, jak patrzył na mnie swoimi oczami. Jeszcze takim wzrokiem. Uśmiechnęłam się lekko i pokręciłam głową.

 – No dobra. Niech ci będzie – powiedziałam, a on wyszczerzył zęby w szczerym uśmiechu.

 – Wiedziałem, że nie oprzesz się mojemu urokowi osobistemu – oznajmił z dumą.

 – Nie, po prostu nie chciało mi się dłużej patrzeć na twoją twarz – odparłam.

 – I tak wiem, że czujesz do mnie miętę Evans!

 – Wolę określenie pokrzywa – mruknęłam.


***


Szłyśmy z Angeliną z kolacji, rozmawiając beztrosko o mijających dniach wolnych. Snułyśmy długie plany na babskie wieczory, Sylwestra i inne różne wydarzenia.

 – Kate, proszę cię! – zza ściany usłyszałyśmy głos Blacka. Przystanęłyśmy na chwilę bez ruchu. Obie chciałyśmy się ruszyć, ale coś nam kazało stać w miejscu. Próbowałam nie słuchać, o czym rozmawiają.

 – Syriusz, zostaw mnie w spokoju – szepnęła dziewczyna. Usłyszałyśmy kroki, potem drugie i wszystko ucichło. Chyba patrzeli sobie w oczy.

 – Powiedz mi, że to koniec – powiedział Łapa z determinacją.

 – To koniec Syriusz...

 – Ale dlaczego?! Kate, proszę! Daj mi ostatnią szansę! – Black chyba za nią biegł.

 – Za późno. Ja... – głos jej się trochę załamał. – Syriusz, ja nie... – w tym momencie urwała. Przez chwilę nie było nic słychać. – Nie rób tego więcej – wyczułam nutkę płaczu w jej głosie. – Nie życzę sobie. Nie chcę. Nie zatrzymuj mnie. Zrozum, proszę Syriusz – słychać było kroki odchodzące w drugą stronę. Wyjrzałam zza rogu. Black stał opierając się plecami o ścianę. Lekko walnął głową o ścianę i zamknął oczy.

 – Coś ty najlepszego narobił, idioto... – mruknął sam do siebie. Westchnął smutno i powolnym krokiem oddalił się w stronę, gdzie wcześniej odeszła czarnowłosa dziewczyna. Spojrzałam na Angelinę znaczącym wzrokiem i skierowałyśmy się do Pokoju Wspólnego. Przeszłyśmy, mijając bez słowa siedzących Huncwotów i poszłyśmy do dormitorium. Gdy weszłyśmy, Kate siedziała na łóżku z twarzą ukrytą w dłoniach.

 – Kate... – powiedziałam miękko. Ona popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się.

 – Cześć. Co tam? – usiadłam obok niej.

 – Co się stało? – spytałam troskliwym głosem. Ona przymknęła oczy na chwilę. Po chwili popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się.

 – Nic. Black ciągle za mną chodzi – wyznała w końcu.

 – Nie przejmuj się – wtrąciła Angelina. – Da sobie spokój w końcu.

 – Ale czy on nie rozumie, że ja nie chcę do niego wracać? Ile razy będę mu odmawiać?

 – Powiedz to Potterowi – mruknęłam, a obie parsknęły śmiechem. Uśmiechnęłam się. – To co, dzisiaj babski wieczorek, bez żadnych ćwoków?


***


 – Evans! – Potter dobiegł do mnie i zatrzymał.

 – Tak, Potter? – spytałam z uśmiechem.

 – Nic, tylko pomyślałem, że potrzebujesz towarzystwa do spaceru.

 – A skąd wiesz, że już nie znalazłam sobie partnera do spaceru? – spytałam podnosząc jedną brew.

 – Podejrzewam, że z tych, co zostali w szkole, nikt nie jest w twoim guście. Oprócz mnie oczywiście – uśmiechnął się zalotnie. Westchnęłam.

 – Niech ci będzie. Możesz ze mną iść – mruknęłam. – Ale jak usłyszę chociaż jedno pytanie, czy się z tobą umówię, to skończy się spacer.

 – Okej. Przysięgam, że ani razu nie spytam! – wyszczerzył zęby. – Mogę o coś spytać? – spojrzałam na niego zaciekawiona.

 – No słucham.

 – Umówisz się ze mną Evans? – widząc moją minę roześmiał się serdecznie. – Żartowałem. Chciałem zobaczyć twoją reakcję.

 – Potter, skąd ci się biorą takie głupie pomysły w głowie? – spytałam ironicznie.

 – Ty jesteś moją inspiracją – roześmiał się. Pokręciłam głową z dezaprobatą. Szliśmy tak chwilę powolnym krokiem w świąteczny wieczór. – Tak właściwie, to gdzie idziemy?

 – Sama nie wiem. Miałam ochotę się przejść bez celu. Często puszczam się na takie samotne spacery. Mam wtedy czas na przemyślenia.

 – Wiem, że często. Widzę cię zawsze – uśmiechnął się tajemniczo.

 – Ta twoja wielka tajemnica? – spytałam z lekką nutką pogardy.

 – Nie tylko moja, ale i wszystkich Huncwotów – odrzekł z dumą.

 – To ma coś wspólnego z tym świstkiem papieru, który miałeś ze sobą podczas naszej wycieczki do wioski? – w odpowiedzi pokiwał głową. – A coś więcej zdradzisz?

 – Nie. Nie mogę – odparł. – Ale możemy iść do bardzo ciekawego miejsca.

 – Nie wychodzę z tobą nigdzie poza mury tego zamku. Po ostatniej eskapadzie mam dość wrażeń na całe życie – odparłam.

 – Ale to ciekawe pomieszczenie znajduje się w zamku – odpowiedział z uśmiechem.

 – Prowadź – rzuciłam krótko. On wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą. – Hej! Potrafię sama iść, nie musisz mnie prowadzić – wyswobodziłam swoją dłoń z jego uścisku. Szliśmy tak chwilę, aż doszliśmy pod pustą ścianę. Potter zaczął się przechadzać tam i z powrotem. – Zgubiłeś drogę? Świetnie! – warknęłam i usiadłam pod ścianą. Ale ledwo usiadłam, w ścianie pojawiły się drzwi.

 – Nie panikuj Evans. JA się nie gubię w tym zamku. Znam go lepiej niż własną kieszeń. Panie przodem – pomógł mi wstać i otworzył drzwi. Weszłam do środka i wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. Był to mały, przytulny pokój z meblami w starym stylu i beżową kanapą. Tapeta była przyjemnego, beżowego koloru, a na podłodze był śliczny czerwony dywan w wiodełkę. W kącie stała pięknie ozdobiona choinka, a na drzwiach był powieszony mały wieniec świąteczny. W powietrzu wisiało pełno świec.

 – Jak tu pięknie! Skąd...

 – To jest Pokój Życzeń – uśmiechnął się i usiadł na kanapie. – Pomyśl sobie, co byś chciała, żeby tutaj było. – pomyślałam, że przydałoby się trochę ogrzać. Momentalnie na ścianie obok zmaterializował się kominek z rozpalonym ogniem i w całym pomieszczeniu zrobiło się cieplutko. Zaśmiałam się.

 – Jak to odkryliście? – spytałam z niemałym podziwem.

 – Uciekaliśmy przed Filchem w drugiej klasie podczas nocnej wycieczki do kuchni. Staliśmy tutaj dobre 2 godziny i ktoś rzucił, że szkoda, że nie ma tutaj żadnej kanapy. A tu nagle buch! I pojawiła się ogromna kanapa. Peter stwierdził, że skoro tutaj siedzimy, to szkoda, że nie ma łóżka, bo on jest śpiący. I nagle pojawiają się 4 łóżka. No i mówimy na niego Pokój Życzeń. Zawsze, jak czegoś potrzebujesz, wbijaj tutaj. – uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech. Zdałam sobie sprawę, że jesteśmy z Potterem bardzo blisko siebie. Spojrzałam mu w oczy. Wpatrywał się we mnie z tą jego swoistą czułością. Poczułam, jak mięknę pod wpływem jego orzechowego spojrzenia. W jego oczach odbijały się płomienie z kominka. Naszła mnie ochota na pocałowanie go, jednak przemogłam się i nie zrobiłam tego. On również nie uczynił żadnego ruchu. Nagle nad nami coś się pojawiło. Podniosłam głowę do góry i spojrzałam tam.

 – Jemioła – powiedziałam, ale on nie popatrzył, tylko nadal wbijał wzrok we mnie. Z powrotem skierowałam na niego wzrok i spotkałam te cudowne orzechowe oczy, które znajdowały się dużo bliżej niż przedtem.

 – Jemioła...


***


Święta, święta i po świętach... Nie obejrzałam się, a lada dzień mieliśmy rozpocząć z powrotem naukę. W przedostatni wieczór wolnego siedziałyśmy z Huncwotami w Pokoju Wspólnym. Ja grałam z Remusem w szachy, Peter i Kate przyglądali się nam, a Potter, Black i Angelina rozprawiali o Quidditchu. Nie minęła chwila, a zaczęli się przekomarzać, która drużyna jest lepsza. Remus przez chwilę zasłuchał się w ich kłótnię.

 – Szach-mat! – krzyknęłam triumfalnie i uśmiechnęłam się promiennie.

 – Jak to? – Lupin gwałtownie obrócił głowę w moją stronę.

 – Tak to – wyszczerzyłam zęby i pokazałam mu swój ruch.

 – Cholera, nie zauważyłem tego laufra – mruknął. – Jutro rewanż. Tym razem wygram!

 – Tak sobie wmawiaj, Lunio – pokazałam mu język. Tymczasem...

 – Jakie Osy, jakie Osy! Dziewczyno! Komu Ty kibicujesz?! – Black zdawał się być bardzo zirytowany. – Już prędzej bym przeżył Tajfuny! Ale nie Osy! – demonstracyjnie schował twarz w rękach i pokręcił głową.

 – Ty się nie znasz – odparła McKinnon poprawiając się w fotelu. – Kibicujecie jakimś Wściekłym Psom, które są w tabeli na pozycji spadkowej. A nie wspomnę, jak zagrał Stevenson na meczu ze Złotymi.

 – Zawsze wiedziałam komu kibicować – wyszczerzyłam zęby, bowiem Złote Hipogryfy to moja ulubiona drużyna. – Moim marzeniem jest się wybrać na Mistrzostwa Świata w Quidditchu. Ale następne są w Brazylii, więc lipa – westchnęłam.

 – My z Łapą jeździmy na każde – Potter uśmiechnął się. – I na te w Brazylii również pojedziemy – uśmiechnął się triumfalnie. Wytrzeszczyłam oczy na niego.

 – Jak to?! – spytałam z prawie oburzeniem.

 – Po prostu. Brat mojego taty pracuje w Ministerstwie i pomaga w organizowaniu mistrzostw. Zawsze zaklepuje nam wcześniej bilety tak, żebyśmy spokojnie je kupili. Bo zwykle nie ma biletów godzinę po wydaniu.

 – Ci to mają szczęście – mruknęłam.

 – Właśnie! Co do Quidditcha! Na śmierć zapomniałem o mojej miotle! Muszę ją w końcu wyczyścić, bo biedna już chyba dwa tygodnie leży zakurzona! – Potter wstał i skierował się do dormitorium Huncwotów. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co on powiedział. Miałam mu oddać miotłę, ale zapomniałam, że ją w ogóle mam. Zrobiłam się lekko blada i przełknęłam ślinę. Po chwili słychać było wrzask.

 – MOJA MIOTŁA!!! – usłyszeliśmy wszyscy szybkie kroki dochodzące ze schodów. Po chwili w Pokoju Wspólnym stał Potter czerwony z wściekłości. Nigdy go nie widziałam w takim stanie. W ręku trzymał puste pudełko i parę papierów, którymi wspomniana wyżej miotła była kiedyś owinięta – GDZIE JEST DO CHOLERY MOJA MIOTŁA?!

 – Jak to, gdzie jest? Nie masz jej? – oczy Syriusza mówiły same za siebie. Złodziej miotły zostanie zabity na miejscu.

 – NO NIE MAM!!! A WIDZISZ ŻEBYM JĄ MIAŁ?! – Potter był w furii.

 – A nie zostawiłeś w miotlarni? – spytała ostrożnie Kate.

 – NIE ZOSTAWIAM TAM MOJEJ MIOTŁY!

 – Spokojnie James – powiedział Remus. – Na pewno się znajdzie.

 – ONA NIE MA SIĘ ZNALEŹĆ, TYLKO POWINNA LEŻEĆ W TYM PUDLE! – wrzasnął wymachując pudełkiem przed naszymi oczami. Postanowiłam wkroczyć do akcji.

 – James uspokój się! Przecież to nie nasza wina, że ktoś ci ukradł miotłę! – podniosłam głos na niego, a wszyscy popatrzeli na mnie jak na samobójczynię. Potter wpatrywał się we mnie wściekłym wzrokiem, ale po chwili jego spojrzenie złagodniało.

 – Masz rację Evans. To nie wasza wina. W końcu to nie wy ją wzięliście – powiedział spokojnie. – Sory.

 – Spoko. A teraz lepiej zacznij jej szukać, bo mecz już za niedługo. A chyba nie masz zamiaru latać na szkolnych miotłach – odparłam.

 – Racja. Ale jak się dowiem, kto to zrobił, to niech spieprza gdzie pieprz rośnie! – machnął pięścią o mało nie uderzając Petera, który ze strachu spadł z fotela. – Przepraszam Glizdek, niechcący.


***


No i nadeszła niedziela, w której wszyscy pozostali uczniowie wrócili do zamku. W ten dzień wstałam bardzo wcześnie, żeby móc coś zrobić z fantem, zwanym potocznie miotłą. Wygrzebałam ją z mojego kufra i odczarowałam z zaklęcia kameleona. Zeszłam do Pokoju Wspólnego, gdzie nikogo nie było (na szczęście). Potem dosłownie wybiegłam z wieży i pędziłam ile sił w płucach pod Wielką Salę. Tam dopiero się zatrzymałam i odpoczęłam trochę. Pomyślałam chwilę co z nią zrobić. Wpadłam na genialny pomysł, ale do jego zrealizowania potrzebowałam iść do biblioteki. Spojrzałam na zegarek. Była 6 godzina. Z tego co wiem, Huncwoci nie są rannymi ptaszkami, więc miałam trochę czasu. O 10 było śniadanie, więc koło 9 powinni wstawać. Miałam 3 godziny, więc spokojnie pomaszerowałam do biblioteki. Pani Pince trochę się zdziwiła, że jestem tu o tej porze, jeszcze z miotłą w ręku, ale nie przejęłam się tym specjalnie. Od razu weszłam w potrzebny mi dział i szukałam odpowiedniej księgi. Po 10 minutach szukania znalazłam ją. Wzięłam wolumin do ręki i usiadłam przy stoliku. „Nie wiesz jak zrobić fajerwerki na Sylwestra? Chcesz oświadczyć się ukochanej czarownicy na niebie? A może zrobić kawał wrogowi lub przyjacielowi? To książka w sam raz dla Ciebie! 1000 różnych, wystrzałowych zaklęć i uroków, którymi oczarujesz swoich znajomych i nie tylko!”. Jakiś długi ten tytuł, ale wiem, że w niej znajdę to, czego szukam. Przez pół godziny studiowałam książkę zapamiętując formułki zaklęć. Gdy już nauczyłam się wszystkiego, odłożyłam książkę, podziękowałam bibliotekarce i poleciałam szybko do dormitorium. Miałam jeszcze dwie godziny zanim chłopcy wstaną. Musiałam się trochę pośpieszyć. W dormitorium ubrałam się ciepło i szybko zeszłam spowrotem do Sali Wejściowej. Zajęło mi to wszystko około pół godziny, pozostało mi półtora. Wyszłam na błonia i popatrzałam w niebo. Było bezchmurne, słabe, zimowe słońce świeciło, ale mróz szczypał w uszy i nos. Uklęknęłam i zaczęłam rzucać zaklęcia na bogu ducha winną miotłę. Zajęło mi to wszystko razem z udoskonaleniem około godziny, więc miałam w sam raz tyle czasu, ile mi było potrzebne do powrotu. Spojrzałam na efekty mojej pracy i uśmiechnęłam się szeroko, podziwiając mój (wybaczcie za określenie) huncwocki mózg.



 – Rogacz!

 – Nie przerywaj mi Łapo! No więc, jak mówiłem...

 – Rogacz!

 – Łapo, mówię, żebyś mi nie przerywał! No i tak myślę, że moją miotłę...

 – Ale Rogacz! – Potter odwrócił się w stronę Blacka.

 – Ile razy mam ci mówić, że masz mi nie przerywać?!

 – Ale patrz! – Potter spojrzał przez okno w Wielkiej Sali i zaniemówił. Ja przyglądałam się tej scenie i tylko czekałam aż Potter zauważy, że coś jest nie tak. Gwałtownie wstał od stołu i wybiegł z Wielkiej Sali, a potem na błonia. Reszta podążyła za nim. Ja naturalnie również, bo jakże bym mogła odpuścić sobie taki wspaniały widok. Prawie cała szkoła stała na błoniach i śmiała się z miotły Pottera, która wypisywała różne napisy na niebie czerwonym dymem. „Potter nie ma mózgu!”,Mój właściciel jest trollem!” i takie różne. Potter stanął wryty i wpatrywał się w to, co wypisywała jego miotła. Wolę nie cytować mojej radosnej twórczości. Od razu dodam usprawiedliwienie, że to był odwet za całe 2 lata robienia mi kawałów. Cała szkoła śmiała się z miotły, która coraz gorzej wypowiadała się o swoim właścicielu. Ten z kolei, gdy otrząsnął się z szoku, wrzasnął:

 – DO MNIE! – miotła w odwecie napisała na niebie: „Chyba śnisz Potter!”. Wszyscy wybuchli śmiechem. Potter zdenerwowany wyciągnął różdżkę. – Accio! – miotła zapierdziała głośno i pojawił się napis: „I tak jesteś bezmózgim trollem, a ja nie przylecę!”. Znowu salwa śmiechu. Wściekły Huncwot zaczął walić w nią zaklęciami, ale ona nie dawała za wygraną i zręcznie omijała je, wypisując różne napisy, typu: „Masz cela, jak stara baba z wesela!”. Nawet pozostali Huncwoci ledwo powstrzymywali się od parsknięcia śmiechem. Ja leżałam na podłodze zwijając się i trzymając za brzuch. Nie wiadomo skąd w rękach Jamesa znalazła się inna miotła i wszedł na nią, odlatując od grupy uczniów. Zaczął uganiać się za swoją miotłą, ale ona była szybsza (w końcu, jak sam mówił, najnowszy model jaki wyszedł). Nie dość, że zdążyła przed nim uciec, to jeszcze miała czas, żeby powypisywać kolejne napisy typu: „Taki z Ciebie dobry szukający?”, albo „ha ha ha! Potter słabe nerwy ma!”. Gonitwa i rozpaczliwe próby ściągnięcia miotły trwały około dwóch godzin i pewnie trwałyby więcej, gdyby miotła w pewnym momencie nie napisała na niebie: „Pozdrowienia od Lily Evans!”. Wszyscy skierowali na mnie wzrok, a ja wyszczerzyłam zęby.

 – Radzę ci uciekać, gdzie pieprz rośnie, Evans – szepnął mi do ucha Syriusz, a ja uśmiechnęłam się szyderczo.

 – Wcale się go nie boję – cały czas obserwowałam, jak Potter zlatuje na ziemię i podbiega do mnie.

 – EVANS! ODCZARUJ JĄ! – krzyknął wściekły. Trochę mu się nie dziwię, jednak uganiał się za nią przez dwie godziny. Uśmiechnęłam się.

 – Zemsta jest słodka Potter. Ja przez 2 lata musiałam wszystko sama odczarowywać – wzruszyłam ramionami.

 – Evans proszę! – spuścił z tonu i wpatrywał się we mnie błagalnym wzrokiem. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, bo miotła napisała: „Nie daj się Evans!”.

 – Nie Potter – odparłam uparcie.

 – Przyznaję, że kawał był dobry. Przepraszam za wszystkie dowcipy, ale na litość boską zdejmij ją stamtąd! Błagam! – złożył ręce i patrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Podobało mi się to, że miałam nad nim władzę.

 – Przykro mi Potter – odwróciłam się do niego plecami i odeszłam powolnym krokiem. Usłyszałam głośne westchnięcie.

 – Evans? – odwróciłam się. – Umówisz się ze mną? – uśmiechnęłam się i wskazałam na niebo, gdzie znajdował się wściekle czerwony napis, największy z dotychczasowych: „NIE!”. I odeszłam. Zaśmiałam się głośno. 1:0 dla Ciebie Evans. Jak się później okazało, Flitwick był łaskaw zdjąć jego miotłę i mu oddać, ale nie obyło się bez chichotów i cytowania napisów przez całą niedzielę w całym Hogwarcie.

Komentarze

  1. ~lily-w-krainie-czarow1 kwietnia 2010 14:32

    Ciekawe, jak długo Syriuszowi uda się wytrzymać bez kolejnej laski xD Nieźle się zawziął.... a pomysł z Panią Norris bezcenny! Romeo i Julia zawsze w modzie ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. iga64@autograf.pl1 kwietnia 2010 15:04

    "Skąd bierzesz te głupie pomysły?" "Ty jesteś moją inspiracją" Ten dialog mnie rozwalił totalnie. ;) Poza tym akcja z miotłą - bardzo dobry pomysł, w końcu Lily pokazuje pazurki. Bardzo mi się podobał rozdział. U mnie również nowy [hogwarts-friendship]

    OdpowiedzUsuń
  3. Po prostu rewelacja ;D Lily w końcu się zemściła ;DLecę czytać II część.;**

    OdpowiedzUsuń
  4. ~lana.blog.onet.pl2 kwietnia 2010 20:17

    Wg. mnie druga część fajniejsza xDD

    OdpowiedzUsuń
  5. kocham cie wiesz?móiwłas, ze mi notka popsuje humor a tak naprawde go poprawiła <3!Loff normalnie 'cukruje wygrywa wszystko, a reszte wrażen napisze pod drugą częscią ! ; * [muah] jesytes genialna!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam do mnie =] www.lily-w-krainie-czarow.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. zaj....te kobieto jak ty sie nauczyłaś tak świetnie pisać? daj coś jeszcze lepszego to się popłaczę ze śmiechu:*
    /// \\\
    /// \\\
    /// _ \\\
    _ _______

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)