Hej!
Wiecie co? To się chyba staje tradycją, że piszę zbyt długie rozdziały dla Onetu... znowu to samo... Tak więc tradycyjnie, dzielę ją na dwie części, a Wy czytacie, jako jedną :). Mam do Was prośbę. Podajcie mi swoje numery gadu, będzie mi łatwiej informować o newsach :) Bardzo o to proszę :).
Dziękuję, że jesteście!
Pozdrawiam, Leksia! ;*
Wiecie co? To się chyba staje tradycją, że piszę zbyt długie rozdziały dla Onetu... znowu to samo... Tak więc tradycyjnie, dzielę ją na dwie części, a Wy czytacie, jako jedną :). Mam do Was prośbę. Podajcie mi swoje numery gadu, będzie mi łatwiej informować o newsach :) Bardzo o to proszę :).
Dziękuję, że jesteście!
Pozdrawiam, Leksia! ;*
***
Nie czekając dłużej, ani nie próbując ich budzić, wyszłam z dormitorium Huncwotów, wylewając na schody trochę wody. Z bólem głowy, lekko jeszcze się zataczając, przeszłam do naszego dormitorium i zamknęłam za sobą drzwi. Rozejrzałam się i aż mnie oślepiła czystość tego pokoju, w porównaniu do ich. Nie potrafiłam skupić myśli i tępym wzrokiem patrzałam na moje łóżko. Zastanawiałam się nad tym, że moja głowa zaraz pęknie, a w ustach miałam istną Saharę. Podeszłam do łóżka i wyciągnęłam spod niego butelkę wody. Zrobiłam parę dużych łyków i odstawiłam na miejsce. Wzięłam ubrania i poszłam do łazienki. Wolałam nie patrzeć w lustro, więc od razu weszłam po zimny prysznic. Momentalnie powróciłam do życia. Siedziałam pod prysznicem dobre 45 minut. Gdy wyszłam, byłam jak nowo narodzona. Tylko mnie jeszcze głowa bolała i pić mi się chciało, ale przynajmniej już się dobrze czułam. Wyszorowałam zęby, potem wysuszyłam włosy i ułożyłam je. Podmalowałam się trochę i włożyłam biały sweterek i czarne dżinsy. Spojrzałam do lustra. Zobaczyłam uśmiechniętą nastoletnią dziewczynę z rudą grzywką i gęstymi włosami oplatającymi twarz, oraz uderzająco zielonymi oczami w kształcie migdałów. Na twarzy miałam lekkie, zdrowe rumieńce oraz delikatne piegi na nosie i policzkach. No, ani śladu kaca. Uśmiechnęłam się szerzej, a w policzkach pojawiły się dołeczki. Dumna z siebie, że doprowadziłam się do stanu używalności, wyszłam z łazienki i usiadłam na łóżku. Zaczęłam grzebać w kufrze, w poszukiwaniu tabletek lub jakiegoś eliksiru na ból głowy. Znalazłam jakieś tabletki, więc je wzięłam. Popatrzałam na zegarek. Była dopiero 8, a o 10 jest śniadanie. Stwierdziłam, że nie warto tutaj samej siedzieć, więc skierowałam się do pokoju Huncwotów. Gdy otworzyłam drzwi, uderzył mnie okropny odór. Znów omiotłam dormitorium wzrokiem. Przygryzłam wargę. Wszyscy spali smacznie (chociaż, jak można smacznie spać w 6 osób jeden na drugim na jednym łóżku?). Ktoś nawet chrapał. Z obawy, że znów dostanę butem, nie próbowałam ich nawet obudzić. Wzięłam się więc za sprzątanie. Pierwsze musiałam poszukać w mózgu jakiegoś zaklęcia na usunięcie tej wody. I po kilku chwilach było tutaj sucho. Potem wszystkie butelki ustawiłam w ich barku, a wszystkie kieliszki, talerze i szklanki po imprezie (te nie z imprezy również) wyczyściłam i ustawiłam również w tym samym barku. Paroma przydatnymi zaklęciami poradziłam sobie z całym bałaganem w parę minut tak, że wyglądało tu nawet lepiej niż przed imprezą. W sumie to oni chyba nigdy nie mieli czyściej. Wszystkie ubrania były posegregowane na te od nich i nie od nich (przykładowo jakieś staniki lub stringi damskie...). Te od nich oddzieliłam brudne od czystych, te czyste poukładałam i wsadziłam do szafy. Tak właściwie, to pokój ten lśnił czystością. Rozłożyłam się na jednym z wolnych łóżek i zaczęłam czytać książkę, która leżała na szafce Remusa. Była to Historia Hogwartu. Na rysunkach znalazłam dziwne pokreślenia i dorysowane jakieś fragmenty, które musiał ktoś niedawno zrobić, bo książka wyglądała na nową. Około 10 odłożyłam książkę i zdecydowałam, że najwyższy czas ich obudzić.
– Wstawać!!! – wrzasnęłam, a połowa z nich spadła na ziemię. Roześmiałam się.
– Evans ostrzegam cię, że nie dożyjesz świąt! – Black podniósł się i położył na inne łóżko.
– Wstawać lenie!!! Śniadanie się zaczyna!
– Nie idę na żadne śniadanie! – Black odwrócił się tyłem i zakrył kołdrą.
– A wy? – podeszłam do reszty, z której Peter, Remus i Kate spali, a Angelina z Potterem leżeli na ziemi, wstając powoli.
– Ja zostaję. Czuję, że jeśli cokolwiek wezmę do gęby to zwymiotuję – Angelina ułożyła się na ziemi i momentalnie zasnęła mrucząc coś pod nosem.
– Idę z tobą – stłumił olbrzymie ziewnięcie Potter i przeciągnął się. – Tylko się ogarnę trochę – rzeczywiście Potter wyglądał niezbyt korzystnie. Był lekko blady, oczy miały niezdrowy blask, był jeszcze bardziej poczochrany niż zwykle, ale usta rozciągały się w szerokim uśmiechu. Zaczął dziwnie lawirować, jakby omijał jakieś przeszkody mimo, że nic mu nie stało na drodze. Nagle stanął w połowie drogi do łazienki i rozejrzał się.
– Co do...? – roześmiałam się. – Co tu się stało? – wybałuszył oczy. – Czemu tu jest tak czysto? Przecież...
– Nudziło mi się, więc posprzątałam po imprezie – wyszczerzyłam zęby.
– Chyba po tej pięcioletniej imprezie – zaśmiał się. – Jesteś wspaniała Evans!
– Zamknij się już i idź do tej łazienki, bo głodna jestem – wygoniłam go. Siedział tam jakieś 15 minut i po chwili wyszedł z niej czysty i pachnący. Bardzo ładnie pachnący. Naprawdę bardzo ładnie. – To idziemy? – spytałam z uśmiechem, a on tylko pokiwał głową i przepuścił mnie przodem w drzwiach. Zeszliśmy ze schodów i przeszliśmy przez Pokój Wspólny. Szliśmy i śmialiśmy się, wspominając wczorajsze wydarzenia.
– Wiesz Evans, jesteś naprawdę dobra w sztucznym oddychaniu – wyszczerzył zęby, a ja parsknęłam śmiechem.
– Nie nabijaj się ze mnie. Ja naprawdę myślałam, że coś ci się stało – wyszczerzyłam zęby.
– Nie nabijam się przecież – powiedział całkiem poważnie. – Chodzi mi o to, że twoje sztuczne oddychanie nie przypominało go w żadnym calu.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytałam domyślając się odpowiedzi.
– Dobrze wiesz co – uśmiechnął się łobuzersko. – Ty mnie po prostu całowałaś – wyjaśnił, a ja skrzywiłam się nieznacznie.
– Ja naprawdę myślałam, że robię sztuczne oddychanie! – zaoponowałam. – Nawet nie wiesz, jaka byłam święcie do tego przekonana. Wstałam rano i pierwsza myśl, że była udana impreza, bo się z tobą nie całowałam – poczułam, jak patrzy na mnie, gdy to mówiłam. Mimowolnie spojrzałam na niego. Jego orzechowe oczy patrzyły z ujmującym smutkiem. Odwrócił głowę i zaśmiał się sztucznie. Powstała między nami cisza, która trwała, dopóki nie weszliśmy do Sali. Usiedliśmy przy stole Gryfonów, na który było siedem kompletów do jedzenia. Przy stole siedziała garstka nauczycieli, stół Slytherinu był zajęty przez trzy osoby, stół Ravenclawu przez pięć, a przy stole Puchonów nikt nie siedział.
– Jakoś bardzo mało osób jest na święta w szkole – zauważyłam.
– Wszyscy się boją o rodziny, więc jeżdżą do domów – odparł nakładając sobie wielką porcję jajecznicy.
– A czemu ty nie pojechałeś i jeszcze zaciągnąłeś resztę Huncwotów? – spytałam spoglądając na niego. On przełknął powoli to, co miał w ustach.
– Łapa i tak zawsze jeździ do mnie na święta, które chyba nawet wolałby spędzić pod mostem niż z jego rodziną. Remusowi też się spodobała moja propozycja, a Peter zawsze robi to co my, więc również został – wziął kolejną porcję jedzenia na widelec.
– A czemu ty chciałeś zostać, skoro zawsze jeździsz? – powtórzyłam pytanie.
– Proste – odparł – bo ty zostałaś. – pokręciłam głową z politowaniem. – Mówię poważnie! – zarzekał się – Uwierz, że mam rodziców, którzy mnie naprawdę kochają i innego powodu nie ma, żeby tutaj zostać ma święta, oprócz ciebie – mówił to z taką lekkością, jakby to było oczywiste.
– A co Twoi rodzice na to? – spytałam, a on popatrzył się na mnie i uśmiechnął.
– Już widzę ten płacz mamy, jak przeczytała list – wyszczerzył zęby. – Pewnie przeżywała biednemu ojcu, że mnie zobaczy dopiero na święta Wielkanocne i taaakie tam – machnął ręką. – A ojciec wyraził żal, że nie przyjadę, ale powiedział, że skoro to sprawa miłosna, to on to rozumie.
– Napisałeś im, że zostajesz, bo jakaś tam dziewczyna zostaje? – zdziwiłam się lekko.
– Nie – odparł, a ja odetchnęłam z ulgą. – Napisałem, że zostaję, bo TY zostajesz, Lily – wzruszył ramionami, a mi szczęka opadła. Widząc moją minę zaśmiał się krótko. – Oni wiedzą o tobie wszystko! Gdzie mieszkasz, kim jesteś, jak wyglądasz, czym się interesujesz, jak na mnie mówisz...
– Czy ty Potter postradałeś zmysły?! Co sobie o mnie pomyśli twoja mama?!
– Myśli, że jesteś bardzo mądrą i utalentowaną dziewczyną o pięknych zielonych oczach, w które jej syn tak uwielbia patrzeć. A szczególnie, jak się wkurza na niego – wyszczerzył zęby.
– Czyli jednym słowem woli mnie nie znać – skwitowałam.
– Wręcz przeciwnie – opowiedział. – Ona uwielbia o tobie słuchać! Twierdzi, że stracisz w jej oczach, jeśli się ze mną umówisz – zaśmiał się.
– Już ją lubię – zawtórowałam mu i pokazałam język. Dialog ten pewnie trwałby dalej, gdyby nie to, że w naszą stronę szła szybkim krokiem Minerwa McGonagall. – Ups... będą kłopoty – mruknęłam. Kobieta stanęła przy naszym stoliku i wbiła badawcze spojrzenie w nas.
– Dzień dobry pani profesor – powiedział Potter grzecznie, a ja poszłam w jego ślad.
– Potter, Evans, gdzie reszta uczniów z Gryffindoru? I dlaczego wczoraj nie było nikogo z was na kolacji? – spytała surowym tonem.
– Eee... – Potterowi zabrakło języka w ustach.
– Niestety pani profesor, ale wczoraj siedzieliśmy przy chipsach przed kolacją, w których musiało coś być, bo wszyscy w czasie kolacji leżeliśmy i dosłownie umieraliśmy. Dzisiaj mi i Jamesowi przeszło, ale reszta jeszcze jest chora – powiedziałam spokojnym tonem. Profesorka wbiła we mnie wzrok, a po chwili jej twarz złagodniała.
– Na pewno nic im nie jest poważnego? – spytała z lekką troską.
– Myślę, że nie pani profesor. Skoro my z Jamesem już jesteśmy zdrowi, to im również powinno przejść niedługo. A jeśli nie to pójdę do madame Pomfrey lub profesora Slughorna po Tojad Jaskrawy, który jest bardzo dobrym środkiem na różnego rodzaje zatrucia i dolegliwości – odpowiedziałam pewnym i rzeczowym tonem.
– Już myślałam, że Gryffindor urządził sobie jakąś imprezę – uśmiechnęła się z ulgą i odeszła. My z Potterem parsknęliśmy śmiechem.
***
Weszłam do dormitorium, w którym była tylko Angelina leżąca na łóżku. Roześmiałam się na jej widok.
– Co cię tak śmieszy Evans? – spytała i wsadziła głowę pod poduszkę. – I nie śmiej się tak głośno, bo mi łeb rozerwie.
– Bo wyglądasz tragicznie – wyszczerzyłam zęby i usiadłam obok niej.
– Dzięki, miła jesteś – mruknęła i wyciągnęła głowę spod poduszki. – Ale mnie głowa boli...
– Masz – rzuciłam jej tabletkę, a ona złapała ją i popatrzała na mnie zdziwiona. – Mi pomogła – uśmiechnęłam się. Połknęła tabletkę. – A gdzie jest Kate?
– Poszła na spacer z Blackiem – odpowiedziała i uśmiechnęła się znacząco.
– Rozumieeem.
– A jak tam z Potterem?
– A co miałoby być z Potterem? – spytałam zdziwiona, a ona przewróciła oczami. – Nie było nic i nie będzie – powiedziałam z naciskiem. – Jestem z nim w stanie pokoju przez święta, bo po co sobie psuć humor? – wzruszyłam ramionami. W tym momencie do pokoju weszła Kate. Była ubrana w luźne spodnie dżinsowe i białą bluzę. Włosy miała spięte w kucyka, a na policzkach pojawiły się zdrowe rumieńce.
– Cześć Lily – uśmiechnęła się i usiadła koło nas. – Jak tam kacyk?
– Już dawno po – odwzajemniłam uśmiech. – A ty?
– Przed chwilą mi przeszedł.
– Black lekarstwem na wszystko? – wyszczerzyła zęby Angelina. Brunetka spojrzała na nią i spuściła głowę.
– Nie jesteśmy razem – odpowiedziała cicho, wywołując u nas zdziwienie.
– Jak to? Ale wczoraj... na łóżku... i Black powiedział... – wymamrotałam.
– No on chce być ze mną, ale ja nie chcę – wybałuszyłam na nią oczy. – Właśnie wracam ze spaceru z nim. Wiesz, wczoraj dużo gadaliśmy i nie tylko. On mnie przeprosił za wszystko i niby się zeszliśmy, ale to było pod wpływem chwili i alkoholu. Dzisiaj mu powiedziałam, że nie chcę być z nim, że nie chcę do tego wracać – jej oczy się szkliły, gdy to mówiła.
– Ale czemu? – ciągnęłam.
– Bo zawiodłam się na nim bardzo, gdy ostatnio ze mną zerwał tak, ot sobie. Wiem, że ja też go skrzywdziłam wcześniej, ale on zrobił mi coś o wiele gorszego. A poza tym, jeśli pogodził się ze mną tylko po to, żeby się zemścić, to skąd mam wiedzieć, czy znów tego nie zrobi? Nie potrafiłabym mu zaufać ponownie po tym wszystkim – westchnęła. – Wiem, że zanim o nim zapomnę, trochę minie, a szczególnie przez to, że będę go widzieć każdego dnia, ale naprawdę nie chcę znowu wchodzić w to samo błoto. To by było na tyle – ucięła i wymusiła uśmiech na twarzy.
– Jak chcesz – powiedziałam. – W sumie masz rację. Też bym nie dała drugiej szansy.
– Ty nawet pierwszej nie dajesz – mruknęła szatynka (Angelina). Posłałam jej pytające spojrzenie. – Oj Lily, nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię. Rogacz się za tobą ugania od ponad 2 lat, a ty wciąż mu nie dajesz szansy.
– Bo nie chcę, żeby mnie potraktował, jak resztę swoich dziewczyn, lub co gorsza, jak Black Kate – posłałam przepraszające spojrzenie brunetce, ale ona uśmiechnęła się lekko.
– On taki nie jest – nadal go broniła Angela.
– To się nim sama zajmij – mruknęłam zła. – Czemu wszyscy uważacie, że on jest biedny, bo mu nie daję szansy? To, że mnie nie interesuje się nie liczy, nie? Mam się zmusić do tego?
– A moim zdaniem sama siebie okłamujesz. Wmawiasz sobie, że on cię nie interesuje, ale parę razy się z nim całowałaś, a jak go widziałaś z Cassie, to zaciskałaś pięści.
– Wiesz co, Angelina? Masz rację. Zaciskałam pięści i byłam o niego zazdrosna. Przyznaję się bez bicia, że przez chwilę miałam taki moment, że naprawdę chciałabym z nim się poznać bliżej w stosunkach niekoniecznie przyjacielskich. Ale to minęło. Potter udowodnił mi, że naprawdę nie chcę z nim być, chodzić na randki i takie tam. Tak jak wczoraj powiedziałam, podoba mi się z wyglądu, ale z charakteru w życiu. Owszem, jeśli nie jestem na niego wściekła i żyję z nim w pokoju, lubię go i lubię sobie z nim pogadać. Ale to nie znaczy, że od razu muszę mu wyznawać dozgonną miłość, czy nawet umówić się z nim na randkę. Nie wykluczam, że jeśli się zmieni i nie będzie się zachowywał jak jakaś gwiazda, nie będzie się znęcał nad słabszymi, to dam mu szansę. Wtedy nawet mogę sama mu zaproponować randkę – skwitowałam.
– No dobra. Niech ci będzie. Może tak jest – powiedziała spuszczając głowę.
– Spoko. Przynajmniej powiedziałam, co mi leżało na sercu – uśmiechnęłam się. – Tymczasem, wiecie o tym, że już jutro Boże Narodzenie? – klasnęłam w dłonie. Dziewczyny przewróciły oczami.
– Nigdzie z tobą nie idę. Przez twój wczorajszy dobry humor mam dzisiaj kaca jak stąd do Londynu! – oznajmiła oburzona Angelina i teatralnie założyła ręce na piersi. Wzięłam poduszkę i walnęłam ją w głowę tak, że spadła z łóżka. Podniosła się pomstując i rzuciła się na mnie, łaskocząc mnie w brzuch. Spadłyśmy obie z łóżka i tarzałyśmy się po podłodze.
– Wariatki – mruknęła Kate chichocząc. Momentalnie została zrzucona z łóżka. Tarzałyśmy się tak po podłodze „bijąc się”. W końcu padłam wykończona na łóżko.
– Ja się już nie bawię! Będę miała zakwasy na brzuchu przez was! – chwilę później na tym samym łóżku, po mojej prawej stronie wylądowała Kate, a po lewej Angelina. – Kocham was moje wariatki – powiedziałam i uśmiechnęłam się, patrząc w sufit.
– My ciebie też – odpowiedziała mi Kate i roześmiałyśmy się.
***
Sobotnim wieczorem na kolacji siedzieliśmy wszyscy przy jednym stole. Było 7 Gryfonów, 3 Ślizgonów, 5 Krukonów, Mcgonagall, Slughorn, Dumbledore, nauczycielka z numerologii, Flitwick i Hagrid. Razem nas było 21, więc dyrektor stwierdził, że nie warto siedzieć osobno i tym razem, wśród świątecznych dekoracji, stał tylko jeden stół, na którym było tyle jedzenia, że aż się uginał. Oprócz tego na stole znajdowały się cukierki-niespodzianki, z których wyskakiwały prezenty. Gawędziliśmy całą grupą i o dziwo nawet Ślizgoni się udzielali. Potem poskładaliśmy sobie nawzajem życzenia i wszyscy się rozeszli. Gdy wracaliśmy całą paczką do Pokoju Wspólnego (gdzie Potter i Black wcześniej oznajmili wielką tygodniową imprezę), zaczepił nas Hagrid, zapraszając do siebie.
– A nakarmiłeś psa? – spytał z nutką paniki w głosie Potter, a Black chwycił się odruchowo za tyłek, co wywołało salwę śmiechu wśród reszty, bowiem wszyscy już wiedzieli o romantycznym spotkaniu Smoka z połową Huncwotów.
– Lily go jakoś ujarzmi – puścił mi oczko olbrzym.
– To ja nie idę! Jej nie ufam! – zawołał oskarżycielskim tonem Black, wskazując na mnie palcem. Wyszczerzyłam zęby.
– Jak mnie nie wkurzycie, to nic się wam nie stanie – powiedziałam łaskawie.
– Czyli Smok będzie miał dzisiaj ludzką kolację – mruknął pod nosem Remus, a reszta zaśmiała się. Oczywiście i tak poszli razem z nami do chatki przy skraju lasu. Gdy weszliśmy, Smok rzucił się na mnie, a gdy dostał odpowiednią ilość pieszczot ode mnie, zaczął groźnie warczeć na Pottera i Blacka, którzy stali wciśnięci pod ścianą, trzymając ręce z tyłu.
– Smok, spokój – powiedziałam łagodnie, a pies uspokoił się i tylko łypał na nich co jakiś czas.
– Cholibka, nawet nie wiecie jak się cieszę, że zostaliście. Zawsze tak smutno bez was, dzieciaków, a teraz to przynajmniej się pośmiać idzie – westchnął właściciel psa.
– Hagrid masz może coś mocniejszego od herbatki? – spytał Potter z błyskiem w oku. Spojrzałam na niego ostrzegawczo.
– Ja ci dam coś mocniejszego! – zahuczał Rubeus. – Ty mi tu nie myśl o jakimkolwiek trunku!
– Ale są święta... No Hagrid... Słyszałem, że robisz najlepsze wino czarodziejskie w całym Hogsmeade! – wtrącił się Syriusz, a olbrzym zarumienił się lekko.
– Co tam najlepsze, jakie najlepsze? – mruknął zakłopotany, ale mile połechtany,
– No mówią, że to wszystko dzięki własnej hodowli winogron. Podobno najlepsza nie tylko w Hogsmeade, ale i w całej Anglii! – dodał Potter, co już kompletnie podłechtało Hagrida.
– No to mogę was poczęstować jednym kieliszeczkiem... ale tylko jednym! – już podchodził do kredensu.
– Nie Rubeus! – powiedziałam stanowczo. – Oni nie będą znów pić.
– Znów? – spytał zdezorientowany olbrzym, ale wszyscy go zignorowali.
– A co ty Evans masz do gadania? – spytał Syriusz. – Hagrid nie słuchaj jej!
– Powiedziałam, że nie będziecie pić – powtórzyłam z uporem.
– Bo co? – Black wstał i zmierzył mnie wyzywającym spojrzeniem. Cmoknęłam z niezadowoleniem.
– Smok! – pies natychmiast wstał i popatrzał z wrogością na Blacka, który momentalnie usiadł i wbił we mnie wściekły wzrok. Roześmiałam się.
– Nie nalewaj Hagrid – mruknął niezadowolony Łapa i pociągnął zdrowy łyk swojej herbaty.
– Ale butelkę na święta możesz dać! – wyszczerzył zęby Potter. Zmierzyłam go chłodnym wzrokiem.
– Lepiej nie, bo was ta nasza Lilka zabije. A przy okazji mnie, cholibka – podrapał się w głowę i usiadł. Trochę porozmawialiśmy, aż w końcu wyszliśmy z jego domku i skierowaliśmy się do zamku. Było już ciemno. Jedynie śnieg rozświetlał nam drogę. Spojrzałam na niego obsypane gwiazdami i księżyc, który powoli dochodził do pełni, co od razu mi przyniosło na myśl biednego Remusa. Popatrzałam na niego. On również patrzył na księżyc, który odbijał mu się w oczach. Z dnia na dzień stawał się coraz bledszy i mizerniejszy. Bardzo mu współczułam jego sytuacji. Droga do zamku minęła nam w spokoju, a gdy weszliśmy po schodach, przy samych drzwiach ktoś mnie szarpnął do tyłu i zamknął drzwi od zewnątrz. Zostaliśmy na dworze.
– Co ty robisz Potter? – spytałam oburzona. Odwróciłam się i zobaczyłam... – Severus? Co ty tutaj robisz?! – moje oczy były wielkości piłeczek ping-pongowych.
– Przyjechałem, bo nie mogłem wytrzymać w domu z nim – powiedział uśmiechając się smutno. – Przejdźmy się – zaczęliśmy iść w kierunku zamarzniętego jeziora.
– Rozumiem – powiedziałam współczującym tonem. – A Dumbledore coś wie o tym? – spytałam. Odwrócił głowę w drugą stronę. – Severus! Czy Dumbledore wie o tym, że tutaj jesteś? – powtórzyłam z naciskiem pytanie.
– Nie wie – odpowiedział tak cicho, że nie prawie nie dosłyszałam.
– Kiedy przyjechałeś i jak?
– Jeszcze wczoraj – wymamrotał.
– Jakim cudem się tutaj przedostałeś? – czułam jak rośnie we mnie złość na niego.
– Teleportowałem się do Hogsmeade.
– CO?! Ale... skąd...?
– Potrafię dużo rzeczy, które są nielegalne lub jeszcze ich nie mieliśmy – odpowiedział.
– Gdzie się cały czas podziewałeś?
– W wiosce.
– Gdzie?
– Raz tu, a raz tam.
– Cholera Severus, czy ty jesteś poważny? Czemu nie przyszedłeś do dyrektora? – skrzywił się na te pytanie – Odpowiedz.
– Bo nie chcę, żeby on wiedział. Nie chcę być w Hogwarcie na święta – odrzekł.
– To po co przyjechałeś do Hogsmeade?
– Bo mam tu parę spraw do załatwienia. Tylko nie pytaj jakich.
– To po co przyszedłeś na teren szkoły? – czułam, że zaraz się z nim pokłócę.
– Bo chciałem się z tobą widzieć... – powiedział cicho patrząc mi w oczy.
– Przecież sam sobie wspaniale radzisz – skwitowałam sucho. – Nie jestem ci potrzebna, więc po co chciałeś się ze mną widzieć? – wbiłam w niego ostre spojrzenie.
– Nie lubię, kiedy jesteś dla mnie taka oschła.
– Idę do zamku. Wesołych świąt w wiosce! I niech cię szlag trafi z tymi twoimi super ważnymi sprawami! – odwróciłam się i poszłam szybkim krokiem do zamku. On jednak dogonił mnie i zatrzymał.
Nie wiem co się dzieje napisałam Ci taki dłygi komentarz a on nie chce się dodać ; (
OdpowiedzUsuńDobra z tego wniosek musze go dodawac w cześciach tak jak ty notki xD ale to zostaiwe ten długi komentarz pod II częścią notki ; )
OdpowiedzUsuńAle z niej Lilka - nie dała się facetom upić. No nie no. ;pCiekawa jestem, co Snape ma do załatwienia w Hogsmeade. No, ale może się dowiem; lecę czytać II.;**
OdpowiedzUsuń"Homoseksualistką"! xD Super, jak zwykle, długo i ciekawie :) Piosenka o Filchu mnie całkowicie rozwaliła, zwłaszcza tekst z panią Norris :D No, od dawna podejrzewałam, że jest zoofilem.... a biedny Black i Potter chyba nigdy zapomną o zajściu ze Smokiem - Lily im na to nie pozwoli :D Jeszcze raz Super!
OdpowiedzUsuńBlack i Potter [zabić go!] alkoholikami...Evansówa o boskich oczkach ciągle rechocze,Remus... [Ahhh...] Nawet ok.Opowiadanie, jak opowiadanie... Kolejne o huncwotach, a uwierz , że jest ich wiele.Co mam powiedzieć? Opowiadanie lekkie, miło się czyta, ale ma wiele błędów językowych. Mam na myśli, chociażby Katie (albo Kate)której włosy były związane w "Kucyka". Znaczy to mniej więcej tyle, że jej włosy były uformowane w kształt miniaturowego konika...
OdpowiedzUsuń