Hej!
I znów to samo z notką :(. Znowu dzielę na dwa, a wy czytacie jako jedną :). Dziękuję bardzo za czytanie i komentarze! :)
I znów to samo z notką :(. Znowu dzielę na dwa, a wy czytacie jako jedną :). Dziękuję bardzo za czytanie i komentarze! :)
Pozdrawiam, Leksia!
***
A jednak myliłam się. Już następnego dnia wyzwałam Pottera od najgorszych. Jakim cudem? No cóż, cud to nie był. Jedynym cudem, jaki zaszedł, było to, że go nie zabiłam. Tak więc, następnego dnia była sobota. Dzień, w którym zaczynała się przerwa świąteczna. Dzisiaj wyjeżdżali Ci, którzy chcieli spędzić święta w domach. Severus również miał wyjechać, więc zaraz po śniadaniu pognałam z prezentem w ręku, pożegnać go i życzyć wesołych świąt. Jednak nie potrafiłam go znaleźć, mimo że widziałam, jak niedawno wychodził z Wielkiej Sali. Poszłam w stronę lochów, bo podejrzewałam, że gdzieś tam Slytherin miał pokój wspólny. Szłam pustym korytarzem, gdy usłyszałam, że za rogiem coś się dzieje.
– Haha! I co teraz Smarkerusie? – usłyszałam bardzo znajomy mi głos i zamarłam.
– Gdzie masz swoich kumpli Śmierciojadków? – drugi głos również był mi bardzo dobrze znany, ale byłam tak wściekła, że nie mogłam się ruszyć. Nagle usłyszałam głośny huk, jakby ktoś rąbnął o ścianę. Wyciągnęłam różdżkę i ruszyłam szybkim krokiem. Gdy wyszłam za róg zobaczyłam przygwożdżonego do ziemi Severusa, a nad nim oczywiście Pottera i Blacka, którzy śmiali się. Potter podniósł różdżkę.
– Ani się waż! – wrzasnęłam celując różdżką w niego. Cała trójka odwróciła głowy w moją stronę. Potter podniósł jedną brew i uśmiechnął się.
– Cześć Evans. Właśnie się bawimy ze Smarkerusem. – jego ręka automatycznie powędrowała do włosów.
– Zrobisz mu krzywdę, a obiecuję, że tego pożałujesz! – warknęłam nadal trzymając różdżkę w pogotowiu. Black roześmiał się głośno.
– Evans, jaka ty jesteś śmieszna. – wycelował różdżką we mnie. – I co teraz? – drgnęłam z wściekłości. Czułam, jak narasta we mnie furia.
– Zostawcie go! – krzyknęłam, ale Potter, czując się osłaniany przez kumpla, wymierzył kolejnym zaklęciem w Severusa, który zawisnął go góry nogami. Wykonałam ruch ręką i w jednej chwili różdżka Pottera spadła gdzieś na ziemię, a Severus spadł z hukiem na głowę. W jednej chwili moja różdżka wypadła mi z ręki, wytrącona przez Blacka.
– Evans jeszcze jeden taki ruch, a zawiśniesz jak Smark. – ostrzegł Syriusz, a ja prychnęłam.
– Proszę bardzo, droga wolna. Zawsze chciałam latać. – warknęłam. Black zrobił ruch w moją stronę, ale Potter go przytrzymał.
– Evans i po co ci to wszystko? – pokręcił z politowaniem głową Potter. – Nie zawiśniesz. Zobaczysz, jak Smarkerus to robi. – wykonał ruch różdżką, którą uprzednio podniósł z ziemi, a Severus poleciał parę metrów do tyłu i zatrzymał się na ścianie. Potem znów wzniósł się w powietrze, przeleciał trochę do przodu i znów z hukiem walnął o ścianę. Podbiegłam do Pottera i popchnęłam go.
– ZOSTAW GO TY KRETYNIE! – wrzasnęłam. Wyrwałam Blackowi moją różdżkę z ręki i wycelowałam w Pottera. – NIENAWIDZĘ CIĘ IDIOTO! NIENAWIDZĘ! JESTEŚ NADĘTYM DUPKIEM, KTÓRY MYŚLI, ŻE JEST ZABAWNY! JESTEŚ ŻAŁOSNY! NIC DLA MNIE NIE ZNACZYSZ! NIC!!! – Black chciał we mnie rzucić jakimś zaklęciem, ale odwróciłam się i tym razem celowałam prosto w jego ohydną twarz. Roześmiał się i chciał coś zrobić. Wiedziałam, że nie mam z nim szans w pojedynku, ale w tym momencie targała mną furia po tym, jak zrobili krzywdę Severusowi. Już miał wymamrotać zaklęcie, ale Potter podszedł do niego i zatrzymał przed jakimkolwiek działaniem.
– Zostaw ją. Innym razem go dopadniemy. – mruknął i odeszli. – Szkoda, że musi cię bronić dziewczyna Smarkerusie! – zawołał przez ramię i roześmiali się oboje. Przez chwilę rozważałam walnięcie w nich jakimś zaklęciem, ale schowałam różdżkę za pazuchę. Podeszłam do Severusa i chciałam mu pomóc wstać, ale zrobił to sam. Podałam mu różdżkę, która leżała niedaleko.
– Nic ci nie jest? – spytałam troskliwie. On otrzepał się z kurzu.
– Nie. – wymamrotał.
– Jak ich spotkam, to ich zabiję. – mruknęłam wściekła.
– Nie fatyguj się. Niepotrzebnie się wtrącałaś. Sam dałbym sobie radę. – wycedził przez zęby. Wytrzeszczyłam na niego oczy.
– Jakoś nigdy nie dajesz sobie z nimi rady. – warknęłam zła, ale już na niego.
– Jak kiedyś spotkam go samego, to mu pokażę, kto jest lepszy.
– Jasne. – prychnęłam. – Pamiętam niejedną sytuację, że stałeś z nim sam na sam i jakoś mu nie pokazałeś.
– Po cholerę tu przychodzisz? Żeby mnie upokorzyć przed nimi, a potem ich bronić?!
– Severus zastanów się, co mówisz. – powiedziałam spuszczając z tonu. – Przychodzę, żeby cię zostawili w spokoju, kłócę się z nimi, prawie samej by mi się oberwało, a ty mi mówisz, że niepotrzebnie się wtrącam i upokarzam cię. Nie usłyszałam żadnego „dzięki” albo coś w tym rodzaju. A wydaje mi się, że bardziej cię upokarzam przed twoimi kolegami z domu, bo przyjaźnię się z tobą, a przecież jestem szlamą. Masz twój prezent pod choinkę i wesołych świąt życzę! – rzuciłam w nim zapakowaną książką i odwróciłam się na pięcie. Odeszłam od oszołomionego Snape’a szybkim krokiem. Puls bił mi szybciej niż zwykle, tak jak i serce. Byłam zła, ale bardziej było mi przykro, że zostałam tak przez niego potraktowana. Jako, że byłam w korytarzu, który prowadził do lochów, minęłam po drodze wielu Ślizgonów. Jedni z nich nie omieszkali mnie zaczepić.
– O proszę, proszę! Kogo my tu mamy? Szlamę Evans. – drogę zagrodziło mi dwóch kolegów Snape’a, Avery i Goyle.
– Proszę, proszę! Kogo my tu mamy? Śmierciojadków. – odgryzłam się, przywołując słowa Pottera.
– Nie bądź taka cwana, szlamo. – warknął Avery. – Nie ma tutaj twoich koleżków, którzy cię obronią.
– To samo mogłabym powiedzieć o tobie. Nie ma tutaj Voldemorta, za którym mógłbyś się schować. – wycedziłam, rzucając mu śmiałe spojrzenie.
– Jak śmiesz wymawiać jego imię! – wściekł się nie na żarty i ruszył ku mnie. Wyciągnęłam różdżkę i wycelowałam w nich.
– Jeden fałszywy ruch Avery, a ostrzegam, że nie będziesz się nadawał do służby komukolwiek.
– Grozisz mi szlamo?! – sięgnął po różdżkę.
– Expelliarmus! – oby dwaj odlecieli dwa metry w tył, a ich różdżki wylądowały w mojej ręce. Przeszłam obok nich, specjalnie nadeptując każdego. – Ostrzegałam. – mruknęłam. – Różdżek szukajcie u McGonagall. – i odeszłam zostawiając ich leżących na ziemi. W końcu wyszłam z lochów i skierowałam się do Wielkiej Sali, gdzie nadal trwało śniadanie. Poczekałam chwilę, aż McGonagall skończy rozmawiać z dyrektorem. Potem oby dwoje wyszli przez drzwi, więc zatrzymałam ich.
– Pani profesor! – zawołałam, a ta odwróciła się patrząc na mnie. Dumbledore również uważnie mnie obserwował znad okularów-połówek. Wyciągnęłam rękę, na której leżały dwie różdżki i podałam zdziwionej McGonagall. Ona podniosła jedną brew do góry, a dyrektor uśmiechnął się lekko. – Powinni się do pani zgłosić Avery i Goyle po nie. – powiedziałam tylko i odeszłam.
– Ale panno Evans, co to ma znaczyć? – spytała zszokowana, więc zatrzymałam się, aby wszystko wyjaśnić, ale Dumbledore coś jej powiedział na ucho i machnęła ręką, że mogę iść. Pięknie Evans. Naraziłaś się właśnie dwóm Ślizgonom, którzy nie kryją się z tym, że są po stronie Voldemorta, a ich rodzice są poszukiwanymi Śmierciożercami. Nawet nie wiem kiedy wpadłam do wieży Gryfonów. Padłam na jeden z foteli w Pokoju Wspólnym, gdzie było bardzo mało ludzi, bo większość się pakowała.
– Cześć Lily. – usłyszałam nad sobą i podskoczyłam lekko.
– Cześć Remus. – mruknęłam. – Mógłbyś wyperswadować twoim głupim kolegom znęcanie się nad Snapem?
– Niestety, ale nie mam nad nimi żadnej władzy. – wzruszył ramionami.
– Ale jesteś prefektem! – jęknęłam.
– Tego właśnie nie rozumiem, dlaczego ja. I dlaczego ty nim nie zostałaś. – popatrzałam na niego. – Przecież jesteś najlepszą uczennicą ze wszystkich, raczej nie wpadasz w tarapaty, nauczyciele cię lubią.
– Widocznie Jenny ma coś, czego ja nie mam, żeby zostać prefektem. – odparłam.
– Albo Jenny nie ma czegoś, co ty masz, co nie pozwala ci być prefektem. – odrzekł rezolutnie i wyszczerzył zęby, a ja podniosłam jedną brew. – Masz niezły charakterek Lily. – pokręciłam głową i uśmiechnęłam się. – A tak wracając do twojej prośby, to chyba Severus również w tej chwili nie jest mile widziany przez ciebie.
– Skąd wiesz? – spytałam zaskoczona, a on uśmiechnął się.
– Bo normalnie nie mówisz do niego po nazwisku. – odwzajemniłam uśmiech.
– Rzeczywiście zdenerwował mnie. A raczej zrobił przykrość. – przyznałam.
– Czym? – po jego pytaniu, opowiedziałam mu całą sytuację. Zacmokał. – Wiesz, że nie będę go bronił. – uśmiechnęłam się gorzko.
– Miałam nadzieję, że chociaż ty masz o nim troszeczkę lepsze zdanie niż wszyscy. On naprawdę taki nie jest. On nie...
– Chcesz mi powiedzieć, że nie popiera Voldemorta? – spytał z nutką kpiny w głosie.
– Nie wierzę w to, że mógłby popierać to, co on robi. – odpowiedziałam cicho.
– Albo raczej próbujesz wierzyć. Lily nie wmawiaj sobie, że taki nie jest. Wiesz czemu James z Syriuszem go tak traktują? – popatrzałam na niego. – Bo nienawidzą go za to, że tak fascynuje się czarną magią i zadaje się z tymi, którzy jawnie opowiadają się po stronie Voldemorta...
– Ale z kim on się ma zadawać, skoro jest w Slytherinie? – powiedziałam na jego obronę.
– Przecież nie każdy Ślizgon jest zły i chce zostać w przyszłości Śmierciożercą. – rzekł spokojnie, a ja w duchu przyznałam mu rację, ale nie potrafiłam powiedzieć na głos, że Severus był taki jak jego koledzy.
– Ale to nie zmienia faktu, że Potter i Black są skończonymi dupkami napadając na niego. – powiedziałam z lekkim oburzeniem.
– No dobra. Nie pochwalam tego. – przyznał.
– Więc dlaczego czegoś z tym nie zrobisz? – spytałam zrezygnowana. – Jesteś ich przyjacielem, a w dodatku prefektem. Gdybym ja była prefektem mieli by codziennie szlaban u mnie. – mruknęłam ponuro.
– Myślę, że zrobiłabyś wielką uciechę Rogaczowi. – zaśmiał się. – Każdy wieczór spędzałby z tobą, bo odrabiałby szlaban. – wyszczerzył zęby, a ja udawałam, że rzygam.
– No nic. Ja lecę zapakować prezenty. – uśmiechnęłam się i pomachałam mu na pożegnanie. – Dzięki za rozmowę Remus.
– Nie ma za co. – odwzajemnił uśmiech. Przeszłam przez Pokój Wspólny i weszłam po schodach do naszego dormitorium, gdzie trwało wielkie pakowanie. Z naszego pokoju na święta zostawałam tylko ja, Kate i Angelina.
– Cholera! Nie umiem się zmieścić! – zapiszczała Cassie.
– Oj straszne. – powiedziałam udając jej głos. Ona i Laura zmierzyły mnie morderczym spojrzeniem. – Może weź mniej tapety i tynku, to się zmieścisz. – Kate i Angelina parsknęły śmiechem.
– Zamknij się Evans! – warknęła Cassie.
– Bo co? – spytałam uśmiechając się słodko.
– Bo ci ten uśmieszek może spełznąć z twarzy, szlamo. – wycedziła przez zęby.
– Przesadziłaś. – Angelina wstała i walnęła jej z plaskacza w twarz. Oszołomiona dziewczyna wstała i zamachnęła się, ale ja wyciągnęłam różdżkę i wyszeptałam zaklęcie, którego używał Potter. Czyli nasza gwiazda obecnie wisiała głową w dół, szarpiąc się.
– Puść mnie Evans! – krzyczała.
– Wedle życzenia. – machnęłam różdżką i blondynka z wielkim hukiem trzasnęła o ziemię. Wstała, otrzepała się i ruszyła ku mnie wściekła, a za nią Laura. Kate i Angelina stanęły przy mnie. – Cassie ile razy Ci mówiłam, że masz sobie dać spokój. – mruknęłam i odwróciłam się plecami do niej.
– Dzisiaj to ty zaczęłaś! – krzyknęła w obronie.
– Ale nie wyzwała cię od szlam. – odezwała się, do tej pory milcząca, Jenny. – Cassie daj spokój. Wiesz dobrze, że oberwiesz, bo wiesz, że Lily jest lepsza w czarach. – przewróciła oczami. – Pakuj się, bo nie zdążysz. – odwróciłam się i uśmiechnęłam do Jenny. Ona odwzajemniła uśmiech i zapięła torbę zaklęciem. – Ja już wychodzę, bo za dziesięć minut jest zbiórka na błoniach. Wesołych świąt dziewczęta! – powiedziała do nas.
– Wesołych! – odpowiedziałyśmy w trójkę. Cassie stała trochę osłupiała, że Jenny tak jakby stanęła po mojej stronie. Po chwili ocknęła się i wzięła za pakowanie, nie wymawiając przy tym ani jednego słowa.
– Pakuj! – wycelowała różdżką i jej skarpetki zwinęły się w niezgrabne ruloniki, a po chwili rozprostowały się, a reszta ubrań pogięło się i byle jak wsadziło do kufra. Westchnęłam cicho i podeszłam do niej.
– Pakuj! – wszystko złożyło się ładnie i poukładało wewnątrz tak, że spokojnie mogła zapiąć torbę. – Nie musisz dziękować. – wróciłam na swoje łóżko. Dziewczyna ze złością zatrzasnęła kufer i wyszła trzaskając drzwiami.
– Lily? Mogłabyś? – odezwała się nagle Laura, patrząc błagalnym wzrokiem. Zrobiłam to samo, a ona podziękowała mi i wybiegła za Cassie. Pokręciłam z politowaniem głową.
***
Okazało się, że w całej wieży Gryffindoru na święta została jedynie nasza siódemka: Huncwoci i my. Ogólnie w całym Hogwarcie razem zostało jedynie 20 uczniów i niewielu nauczycieli, w tym Dumbledore, McGonagall i Slughorn. Jutro, czyli w niedzielę, miała być Wigilia, podczas której miała się odbyć uroczysta kolacja, a w poniedziałek Boże Narodzenie. Jako, że w sobotę nie mieliśmy co robić, napisałam już świąteczny list do rodziców. Wysłać go miałam zamiar dopiero jutro wieczorem. Siedziałam w Pokoju Wspólnym, tępo wpatrując się w skaczące płomienie w kominku. Dziewczyny siedziały na górze, a co robili Huncwoci nie interesowało mnie. Nie muszę dodawać, że siedziałam sama. Rozmyślałam nad tym, co powiedział Remus. Wiedziałam, że Severus kolegował się z podejrzaną bandą Ślizgonów, między innymi z Averym, Goylem, Crabbem i paru innych należałoby tu wymienić, ale nigdy nie podejrzewałam, że on również interesuje się czarną magią. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że tak naprawdę, on zawsze nawija o czarnej magii, jak o jakimś skarbie. Doliczmy do tego jego dziwne zachowanie ostatnio. „Muszę iść. Mam pracę...”. Albo ten dziwny powrót z Zakazanego Lasu razem z trzema innymi Ślizgonami. To było przecież wczoraj. Wczoraj również była nasza wycieczka z Potterem do Hogsmeade. Hej, hej! Zaraz! Ktoś powiedział Śmierciożercom o tym, że szkoła miała mieć wypad do wioski. Oni wracali bardzo wczesnym rankiem skądś. Avery, Crabbe i Goyle są powszechnie znani z tego, że chełpią się tym, że ich rodzice są poszukiwanymi sługami Voldemorta i tym, że sami do niego dołączą. Wychwalają jego imię, a gdy w Proroku napiszą o napaści, cieszą się. Snape był z nimi... Cały czas się z nimi zadaje. Powoli wszystko ułożyło mi się w całość. Nie miałam stu procentowej pewności, ale byłam przekonana, że to oni powiadomili o wszystkim Śmierciożerców. Byłam zła na Severusa. I wcale nie chodziło mi o dzisiejszą kłótnię, ani o wcześniejszy pocałunek. Byłam zła na niego, że zawiodłam się na nim. Zawsze był dla mnie ostoją. Gdy pokłóciłam się z Kate, spędzałam z nim cały mój wolny czas. Gdy Potter mnie zdenerwował jakimś kawałem, również żaliłam się jemu. To on wprowadził mnie w świat magii, dzięki niemu wiedziałam, że list z Hogwartu nie jest snem, czy bajką. On zaszczepił we mnie miłość do eliksirów. To on mnie zapewniał, że to, że jestem z rodziny mugoli, nic nie znaczy. Dzięki niemu mogłam to naprawdę pojąć, że mimo, że niektórzy nazywają mnie szlamą, to nie jestem nią. Bo nawet jeśli mówi tak na mnie sporo Ślizgonów, on jest jednym z nich i ciągle mi powtarzał, że on tak nie uważa. A tutaj okazuje się, że jest poplecznikiem Czarnego Pana, który wybijał po kolei wszystkie szlamy i mugoli. Szedł równo po trupach, a Severus popierał wszystko, co robił, pokazując, że jego słowa były puste. Zawiodłam się na nim i to mnie bolało, bo naprawdę myślałam, że jest inny.
– Nie możesz go osądzać po przypuszczeniach! – odezwałam się cicho sama do siebie. – Muszę z nim porozmawiać, jak wróci. – obiecałam sobie. – Muszę, bo inaczej stracę przyjaciela. – mruknęłam. Rozmyślałam tak chwilę, gdy ktoś usiadł obok mnie. Nawet nie zaszczyciłam tego kogoś spojrzeniem. Chwilę trwała między nami cisza, a ja nawet nie wiedziałam, kim jest ta druga osoba.
– Cześć Evans.
– Spadaj Potter. – odparłam i wstałam z zamiarem pójścia sobie stąd. On jednak wstał i zatrzymał mnie, pociągając za rękę. Stanęłam z nim twarzą w twarz. Popatrzałam wyzywającym wzrokiem prosto w jego orzechowe oczy. Już zapomniałam, że są takie piękne. W tym momencie ulotniła się moja złość na niego za to, że męczył Severusa. Było to również wynikiem wniosków, do jakich doszłam w związku z moim przyjacielem. Jak na razie jestem z nim pokłócona, więc w sumie nie zrobię nic złego, jeśli spędzę z Potterem święta w pokojowym nastroju. Nie musimy się przecież wiecznie kłócić. A poza tym, przypomniała mi się jego miotła, która nadal była w moim posiadaniu. Przez moją twarz przeszedł cień uśmiechu. – Co chcesz? – spytałam po chwili ciszy, jaka nastąpiła.
– Chciałem żebyś została. – powiedział nadal patrząc mi prosto w oczy.
– Po co?
– Bo lubię, jak jesteś przy mnie. – odpowiedział z łagodnym uśmiechem.
– Obok. – poprawiłam go. – W żadnym wypadku nie jestem przy tobie.
– A jednak wtedy, jak w wiosce czekaliśmy za rogiem domu, sama chwyciłaś mnie za rękę. O tak. – chwycił mnie za rękę. Poczułam falę gorąca przepływającą przez całe ciało. – Wtedy wiedziałem, że byłaś przy mnie, a nie obok.
– To było całkiem co innego. – odparłam, wyrywając swoją rękę z jego ciepłego uścisku.
– Niekoniecznie. – odpowiedział, nadal się uśmiechając. – Pogadamy?
– A mamy o czym? – spytałam z nutką ironii.
– Choćby o szczegółach naszej randki, na którą dasz się zaprosić podczas tej rozmowy. – wyszczerzył zęby.
– Czyli nie mamy o czym rozmawiać. – rzuciłam i obróciłam się na pięcie. Znowu obrócił mnie, ale w taki sposób, że nasze usta znajdowały się tylko parę cali od siebie, a on mnie obejmował mocno w talii. Chciałam się wyrwać, ale trzymał mnie tak mocno, że nie dałam rady. Chcesz zabawy Potter? To ją dostaniesz. – Uwodzisz mnie Potter? – spytałam słodko i przestałam się wyrywać, kładąc rękę na jego torsie i wodząc palcem po nim.
– Podejrzewam, że tak. – uśmiechnął się figlarnie. Posłałam mu zalotne spojrzenie i musnęłam lekko w usta, a potem zbliżyłam swoje usta do jego ucha i wyszeptałam:
– Zapomnij kochanie. – po tych słowach kopnęłam go z kolanka w krocze i odskoczyłam tak, żeby nie być w zasięgu jego ręki. Biedny Potter zwijał się z bólu.
– Kurwa! Evans! To bolało! – syknął z bólu.
– Przepraszam! – powiedziałam. – Miało być mocniej! – dodałam, śmiejąc się szyderczo i odeszłam w stronę dormitorium. No to 1:0 dla ciebie, Evans. Uśmiechnęłam się satysfakcjonująco sama do siebie i wspięłam się po schodach, przeskakując po dwa naraz. Weszłam do pokoju, gdzie Kate i Angelina żywo o czymś rozmawiały.
hehe...Lilka jest dobra ;Dlecę czytać 2. część ;*
OdpowiedzUsuńŚwietna notka xD Ależ święta wpływają na Lil... najpierw kopie Pottera w krocze a potem się upija i robi mu "sztuczne oddychanie". Uwielbiam libacje alkoholowe u Huncwotów, ZAWSZE dzieje się coś fajnego xD
OdpowiedzUsuńHaha... Cudowna Lilka. Tak, gdy dziewczyna nie trafi w pewne czułe miejsce zaraz krzyk "gdzie Ty celujesz!". Na szczęście ona nie ma takich problemów ^^
OdpowiedzUsuńHeej, u mnie news :) Zapraszam: http://lily-w-krainie-czarow.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuń