Przejdź do głównej zawartości

13. Wypad do Hogsmeade II

 – Rada chłopaka jest nieoceniona. – rzekła i puściła nam oczko.

 – Ale my...

 – Cały czas jej to powtarzam, ale ta moja dziewczyna jest taka uparta. Wie Pani, kobiety. – westchnął teatralnie i wyszczerzył zęby obejmując mnie jedną ręką. Wziął od niej klatkę i zapłacił jej ze swoich pieniędzy. Gdy tylko odeszliśmy od sów, przyłożyłam mu łokciem w żebra.

 – Ja Ci dam twoją dziewczynę! Nie życzę sobie więcej takich akcji! – warknęłam. – Masz. – chciałam mu wcisnąć pieniądze w rękę, ale nie dał sobie.

 – Dobra, dobra. Nie będę już. – obiecał. – Niech będzie, że zapłacę za sowę, jako pokutę. – pokazał mi język.

 – Nie. Bierz te pieniądze. – mruknęłam, ale on nie chciał wziąć za żadne skarby, więc dałam sobie spokój. Weszliśmy do sklepu z magicznymi kosmetykami, gdzie kupiłam Kate perfum, o którym ostatnio bardzo dużo mówiła, że by go chciała. Potem weszliśmy do sklepu z wyposażeniem do Quidditcha. Potter tam zapomniał o bożym świecie i oglądał różne produkty. Tam kupiłam Angelinie zestaw do pielęgnowania miotły. Potter oglądał miotłę na wystawie. Podeszłam do niego.

 – Podoba ci się? – spytałam wpatrując się w miotłę.

 – No jasne! Kometa 33! Obecnie najlepsza miotła na rynku! – jak mówił, oczy mu świeciły, a twarz oblał rumieniec przejęcia. Uśmiechnęłam się pod nosem. – W końcu MOJA miotła. Cała reprezentacja Irlandii i Szkocji takie ma. – wypiął pierś z dumą, a ja ledwo się powstrzymałam od śmiechu na myśl, że jej chwilowo nie ma w posiadaniu.

 – Nie wiem, nie znam się. – odpowiedziałam, chociaż nie całkiem z prawdą.

 – Czytasz tyle książek Evans, a ani jednej o Quidditchu? – oderwał wzrok od miotły i popatrzał na mnie.

 – Jakąś tam czytałam. – odpowiedziałam wymijająco. – Ale jakoś specjalnie mnie nie wkręciło. – kłamstwo. Przeczytałam z dziesięć książek o Quidditchu. I bardzo mnie interesował. Może nie w takim stopniu jak Angelinę, czy Pottera, ale naprawdę uważałam, że jest to najlepszy sport, jaki znam. Uwielbiałam chodzić na mecze, a moim marzeniem było wybrać się na Finał Mistrzostw Świata w Quidditchu. Tylko nie chciałam wyjawić Potterowi, że mamy jakiś wspólny temat.

 – A grałaś kiedyś? Latałaś na miotle kiedykolwiek? – spytał.

 – Nie. – tym razem odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

 – Muszę cię kiedyś zabrać na boisko. – uśmiechnął się. – Zobaczysz, jakie to cudowne uczucie.

 – Dobra. Idziemy teraz do Zenka i Miodowego Królestwa. – przerwałam naszą rozmowę i wyszłam ze sklepu. Musiałam poczekać na Pottera chwilę, bo zdecydował się kupić znicza z autografem Daniela Kornilova, jednego z najlepszych szukających na świecie. – Musisz mieć dużo kasy, skoro cię stać na takie rzeczy. – powiedziałam patrząc, jak chowa zapakowanego znicza do plecaka.

 – Rodzice mają kasę i dają mi na wszystko, więc wydaję. – wzruszył ramionami. Doszliśmy do Zenka, gdzie kupiłam pełno jakichś pierdół, zabawek, śmiesznych rzeczy, za które znów Potter uparł się, że zapłaci. W Miodowym Królestwie nakupowałam dwie ogromne reklamówki najróżniejszych słodyczy.

 – Jeszcze księgarnia. Muszę coś kupić Remusowi. – powiedziałam i poszliśmy obładowani siatkami do księgarni. Tutaj również straciliśmy dużo czasu na wybranie jakiejś książki dla Lunatyka. W końcu wybrałam opasły wolumin „O wszystkim i o niczym, czyli parę ciekawostek o Świecie Magii, których w życiu byś się nie spodziewał”. Wybrałam też parę książek dla siebie i skierowałam się do sprzedawcy. Oczywiście posprzeczałam się z Potterem, kto ma płacić za książki. Nie chciał odpuścić, tak samo, jak ja. Ale tym razem naprawdę nie odpuściłam i sama sobie zapłaciłam za moje zakupy. Wyszliśmy z księgarni i stanęliśmy na ulicy.

 – To wszystko? – spytał.

 – Myślę, że tak. – odpowiedziałam zadowolona z zakupów. – A ty nic nie kupujesz?

 – Już mam wszystko kupione.

 – Poczekaj chwilę tutaj. – poprosiłam go i wróciłam się do księgarni. Musiałam mu coś kupić pod choinkę, bo w końcu poszedł ze mną tutaj, pomógł mi nosić zakupy (a raczej sam je niósł) no i zapłacił za niektóre (a raczej prawie wszystkie). Kupiłam mu „Niezbędny poradnik kapitana drużyny Quidditcha”. Kazałam spakować go i wsadziłam do reklamówki. Wróciłam do Pottera. Była dwunasta, a nasze lekcje miały trwać do piętnastej, więc mieliśmy mnóstwo czasu, chociaż nie ukrywam, że wolałabym już wracać.

 – Może wstąpimy do Trzech Mioteł na kremowe? – zaproponował.

 – W sumie czemu nie. – odparłam, bo trochę zmarzłam i przydałoby się coś na rozgrzanie. Tak więc udaliśmy się do Trzech Mioteł. Barmanką była madame Rosmerta, która miała około dziewiętnastu lat i niedawno ukończyła szkołę. Jeszcze ją pamiętałam. Była również córką właściciela Trzech Mioteł. Weszliśmy, ja zajęłam miejsca, a on poszedł po piwo. Rozebrałam kurtkę, położyłam zakupy i rozsiadłam się wygodnie na ławie. O tej porze było tu malutko ludzi. Oprócz nas, siedziało tam trzech mężczyzn przy ladzie, jakaś dziwnie wyglądająca kobieta w rogu pokoju, młode małżeństwo, oraz czterech ubranych na czarno facetów, którzy patrzeli na wszystkich spod byka i rozmawiających między sobą szeptem. Przyjrzałam im się dokładniej. Wszyscy mieli posępne miny i byli bardzo podejrzani. Przynajmniej jak dla mnie. Potter się zagadał z Rosmertą, która wyraźnie go kokietowała. Jakieś pięć minut później, przyszedł do mnie z dwoma piwami w rękach. Położył je na stole i usiadł obok mnie. Czwórka panów, wyraźnie teraz rozmawiała o okularniku. Jeden pokazał nawet palcem na niego, a rozmowa między nimi wyraźnie się ożywiła. Powiedziałam moje podejrzenia Potterowi.

 – Rzeczywiście są podejrzani. – mruknął, przyznając mi rację. – I ciekawe, co ich tak zainteresowało we mnie...

 – Czym się zajmują twoi rodzice? – spytałam, bo w tym momencie wydawało mi się, że jest to sensowe pytanie.

 – Są Aurorami i pracują w Ministerstwie. Tata jest szefem Biura Aurorów, a mama dowodzi  brygadą, która poszukuje Śmierciożerców.

 – Chodźmy stąd. – powiedziałam i wstałam, zbierając zakupy. Nie podobało mi się to, że patrzeli na Pottera jakby go znali.

 – Ale...

 – Nie protestuj. Szybko. – wyszliśmy z knajpy ubierając w pośpiechu kurtki. Zanim wyszliśmy, zauważyłam, że tamta czwórka również pospiesznie wstała. Odeszliśmy szybkim krokiem, ale usłyszeliśmy, jak z hukiem się otwierają drzwi gospody. Obróciłam się i zobaczyłam, że owi podejrzani faceci mają na twarzach maski, a w rękach różdżki. – Biegiem! – krzyknęłam i puściliśmy się sprintem przed siebie. Potter spojrzał przez ramię.

 – To są Śmierciożercy! – krzyknął i przyspieszył. Wyciągnął różdżkę, a ja zrobiłam to samo. Jednak szybko nas doganiali, bo nam przeszkadzały torby z zakupami. Potter wziął ode mnie zakupy i rzucił w róg ulicy, którą właśnie biegliśmy. Sowa zatrzepotała z oburzeniem skrzydłami. Przyspieszyliśmy.

 – Stać dzieciaki! – zawołał jeden z nich i rzucił jakimś zaklęciem, które przeleciało obok mojego ramienia. Potter też rzucił przez ramię jakimś zaklęciem. Nawet nie wiedziałam jakim, bo byłam zbyt przerażona. Poszłam za jego śladem i na oślep waliłam przez ramię wszystkimi zaklęciami, które mi przyszły do głowy.

 – Skręcamy! – krzyknął i niespodziewanie ostro skręciliśmy w głąb domów. Latały koło nas różne zaklęcia. Nie wiem jakim cudem nas nie trafiły, ale mieli łatwiejszy cel, bo uliczka, która uciekaliśmy była dość wąska.

 – Łapcie ich! Za nimi! – krzyczał ten sam, co przedtem. Jedno z ich zaklęć walnęło mnie w nogę i przewróciłam się. Potter pomógł mi wstać. Poczułam okropny ból w miejscu, gdzie uderzyło zaklęcie. Śmierciożercy byli coraz bliżej, bo nie mogłam szybciej biec.

 – Biegnij beze mnie. Ja jakoś dam sobie radę. – powiedziałam i znów upadłam. Ból w nodze był nie do wytrzymania.

 – Nie zostawię cię tutaj. – warknął tonem nie znoszącym sprzeciwu. Był bardzo skupiony i skoncentrowany, próbując znaleźć jakieś wyjście z tej beznadziejnej sytuacji. Pomógł mi wstać i stanął przodem do biegnących przeciwników, którzy miotali zaklęciami, gdzie popadnie. Czułam, że całe jego ciało, każdy mięsień, było naprężone i gotowe do działania. Ja również przeczesywałam wzrokiem okolicę, próbując znaleźć coś, co mogłoby nam pomóc w ucieczce.

 – Tam! Walimy rozbrajaczem w tamte rozklekotane cegły. Na mój znak. – powiedziałam i wskazałam górną część bardzo starego domu, który się w połowie sypał. Śmierciożercy byli coraz bliżej. – TERAZ! – dwa czerwone strumienie światła walnęły w ścianę, która rozsypała się i spadła prosto na Śmierciożerców, przysypując ich całkowicie. Usłyszeliśmy ciche jęki, a po chwili ktoś zaczął się odkopywać. – Musimy ich tu zatrzymać i sprowadzić kogoś, kto się nimi zajmie. – powiedziałam lekko trzęsącym się głosem.

 – To ja tu zostanę ich pilnować, a ty leć do Dumbledore’a. – powiedział zdecydowanie.

 – Chyba śnisz, że cię zostawię samego z nimi. – zaoponowałam.

 – Wiem! Zawiadomię Syriusza, żeby poszedł do dyrektora! – zaczął grzebać w płaszczu szukając czegoś.

 – Ta, ciekawe jak. – mruknęłam, a on wyciągnął małe lusterko. Ale zanim zdążył cokolwiek zrobić, mignęło obok nas zielone światło, ledwo nie zahaczając o mój nos. Obróciliśmy się błyskawicznie, a kilkanaście stóp przed nami stał jeden z nich, trzymając różdżkę w ręku.

 – Avada Kedavra! – wykrzyknął. Uskoczyliśmy w ostatniej chwili przed zaklęciem. Siedzieliśmy chwilę, chowając się za domem i czekając na jego krok. – Hej, Potter! Nie bawimy się w chowanego! Wyjdź z koleżanką! – popatrzałam na niego.

 – Skąd on cię zna? – spytałam szeptem.

 – Rodzice. Jestem podobny do ojca. – mruknął. – To chodź tu do nas, o ile nie jesteś tchórzem! – ryknął, a ja spiorunowałam go wzrokiem. Nikt nie odpowiedział. Czekaliśmy w pogotowiu z uniesionymi różdżkami. Chwyciłam Pottera za rękę. On popatrzał się na mnie zdziwiony. Ale nikt nie przychodził. Usłyszeliśmy przesuwające się cegły i głośne przekleństwa. Potter wstał i chciał tam iść, ale go zatrzymałam.

 – Co Ty robisz? – warknęłam.

 – Nie możemy im pozwolić uciec. – przyznałam mu rację i wyszliśmy zza rogu. Rzuciliśmy expelliarmusami, ale zdążyli się teleportować. – Wracamy po zakupy i do zamku. – powiedział i pociągnął mnie za rękę. Szliśmy tak, trzymając się, szybkim krokiem. Przeszliśmy całą drogę powrotną, aż doszliśmy do miejsca, gdzie Potter rzucił zakupy. Wszystko było tam, gdzie je zostawiliśmy. Pozbieraliśmy reklamówki i bardzo szybkim krokiem doszliśmy do Miodowego Królestwa, w którego piwnicy była klapka do tunelu. Przeszliśmy cichutko do magazynu i odnaleźliśmy klapkę. Ja wskoczyłam pierwsza, potem Potter podał mi zakupy, a potem on sam wskoczył, zamykając za sobą klapkę. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. Szliśmy szybko i wydawało mi się, że nie minęła minuta, a byliśmy przy wyjściu. Zanim otworzyliśmy przejście, Potter obrócił się plecami do mnie i spojrzał na ten sam, co przedtem kawałek pergaminu.

 – Okej, możemy iść. – mruknął i otworzył posąg. – Poczekaj. Lekcje się kończą za chwilę, więc musimy się schować. – spojrzałam na niego, a on bez słowa wyciągnął z plecaka jakiś przezroczysty materiał. – Ucisz sowę. – rozkazał.

 – Silenco! – sowa nie mogła wydać z siebie głosu. Potem założył plecak i nałożył na nas ten materiał.

 – Peleryna Niewidka? – spytałam zdumiona, a Potter pokiwał głową. Szliśmy tak i dobrze, że ją założyliśmy, bo minęliśmy po drodze samotnie spacerującego Flitwicka i jakiegoś Prefekta ze Slytherinu. Doszliśmy pod obraz Grubej Damy, gdzie podaliśmy hasło, a zaskoczony portret odsunął się, mimo że nie wiedział komu. W Pokoju Wspólnym nie było nikogo. Tutaj ściągnęliśmy pelerynę. Potter podał mi wszystkie reklamówki i usiadł na fotelu. Ja zaniosłam szybko zakupy, ukrywając je pod łóżkiem. Jedynie sowę wypuściłam przez okno, nakazując jej żeby wróciła wieczorem i mając nadzieję, że mnie zrozumie. Potem zrzuciłam płaszcz i poszłam z powrotem do Pokoju Wspólnego, siadając obok Pottera.

 – Dzięki James. – powiedziałam cicho. Adrenalina powoli opadała w moim organizmie, dlatego też zaczęłam znowu czuć ból w nodze, która mnie strasznie zapiekła. Syknęłam, a on spojrzał na mnie. Popatrzałam w dół. Miałam rozerwane spodnie na łydce w miejscu, gdzie mnie uderzyło zaklęcie. W miejscu dziury, była rana o średnicy dwóch cali.

 – Musisz iść do Pani Pomfrey! – powiedział wstając z fotela.

 – Niee... Nie boli mnie to. – skłamałam, ale rana bolała coraz bardziej i grymas bólu przeszedł mi po twarzy.

 – Właśnie widzę. Bez gadki, ale już! – rozkazał i pomógł mi wstać. Chciałam iść, ale ból osiągnął taki poziom, że nie mogłam nawet stanąć na tej nodze.

 – Widzisz. Nie mogę iść, więc zostanę. – powiedziałam, ale on bez słowa wziął mnie na ręce. – Potter nie wygłupiaj się! – krzyknęłam. – Puść mnie! – zaczęłam go lekko bić po ramieniu, ale on tylko uśmiechnął się. W końcu zrezygnowałam z proszenia go, żeby mnie puścił. Tak doszliśmy do Skrzydła Szpitalnego. Pielęgniarka bez pytań zajęła się moją nogą. Po 15 minutach oględzin i rzucania zaklęć, kazała mi wypić jakiś granatowy eliksir, po którym ból i rana zniknęły bez śladu.

 – Dziękuję pani! – powiedziałam z uśmiechem, a ona tylko popatrzała na mnie podejrzliwie.

 – Kto Ci to zrobił? – spytała ostro, a oboje z Potterem spojrzeliśmy na siebie.

 – Jakiś Ślizgon. – odparłam na poczekaniu.

 – Powinnaś to zgłosić profesor McGonagall, bo to nie było zaklęcie należące do tych łagodnych. – powiedziała i zniknęła w swoim gabinecie. Wyszliśmy bez słowa ze Skrzydła.

 – Ci Śmierciożercy musieli wiedzieć, że mieliśmy mieć szkolny wypad do wioski. – powiedziałam po chwili. – Musimy powiedzieć Dumbledore’owi o tym, że tam byli. Voldemort zbliża się do szkoły.

 – Nie możemy mu powiedzieć, że byliśmy tam w czasie lekcji. – mruknął.

 – Musimy. Śmierciożercy w Hogsmeade są gorsi niż szlaban. Pomyśl, co by się stało, gdyby wszyscy uczniowie tam byli. Na pewno komuś stała by się krzywda.

 – Okej, to idziemy. – powiedział po chwili namysłu i zmienił kierunek.

 – Wiesz, gdzie jest jego gabinet? – spytałam, ale w sumie nie musiałam pytać.

 – Jestem Huncwotem. Wiem wszystko o tym zamku. – odpowiedział i wyszczerzył zęby. Po paru minutach, doszliśmy do posągu chimery.

 – Czekoladowa Żaba. – powiedział, a chimera odskoczyła, ukazując kręte schody.

 – Skąd...

 – Już mówiłem, wiem wszystko o tym zamku. – uśmiechnął się tajemniczo i weszliśmy na schody, które same ruszyły, kręcąc się do góry. Stanęliśmy przed wielkimi drzwiami. Zapukałam.

 – Proszę. – odpowiedział głos z głębi gabinetu. Weszliśmy do okrągłego pokoju. Z ciekawością rozglądałam się po tym pięknym pomieszczeniu. Na środku stało mosiężne biurko, a za nim siedział Albus Dumbledore, dyrektor Hogwartu. – Lily i James. Dzień dobry. – powiedział i uśmiechnął się łagodnie.

 – Dzień dobry panie profesorze. – odpowiedziałam, a Potter poszedł w mój ślad.

 – Co was do mnie sprowadza? – spojrzał na nas znad połówek okularów.

 – Eee... bo widzi pan... to jest... – nie wiedziałam jak zacząć, ale on czekał cierpliwie, aż skończę, splatając palce przed brodą. – Bo widzi pan byliśmy z Po... Jamesem w Hogsmeade... – popatrzałam na jego reakcję. Trochę się zdziwił.

 – Przecież wypad do Hogsmeade został odwołany. Jak się tam dostaliście? – spytał z zainteresowaniem, ale nadal miał uśmiech na twarzy.

 – No przedostaliśmy się tam taj...

 – Normalnie. Nikt nam nie przeszkodził, ponieważ zrobiliśmy to podczas lekcji. – wpadł mi w słowo Potter.

 – Rozumiem, ale nadal nie wiem, co was do mnie sprowadza. Chcecie się przyznać, żebym was ukarał? – spytał, a w oczach miał wesołe iskierki.

 – Nie. – odpowiedziałam. – Spotkaliśmy tam czterech Śmierciożerców, którzy poznali, że jesteśmy uczniami i zaatakowali nas. – opowiedziałam wszystko, co się wydarzyło, a dyrektor słuchał uważnie. - Wyraźnie czekali na uczniów. Wiedzieli, że szkoła miała mieć wypad do wioski. – na jego twarzy odmalował się dziwny wyraz.

 – Dziękuję bardzo za informacje. – wstał i zaczął żwawym krokiem chodzić po pokoju. – A teraz proszę was, wróćcie do swojego domu. Nie zostaniecie ukarani za wasz wypad, ale nagradzam Gryffindor dwudziestoma punktami za każdego za odwagę i informację.

 – Ale co pan zrobi z tym faktem? – spytał Potter.

 – Myślę, że ta informacja przyda się twoim rodzicom James, a teraz zmykajcie. – oznajmił. Wyszliśmy z gabinetu, patrząc na siebie ze zdziwieniem.

 – Jak myślisz, szkoła będzie dodatkowo zabezpieczona? – spytałam.

 – Nie wiem. Wątpię, żeby Voldemort próbował przedostać się tutaj. Wydaje mi się, że to była tylko prowokacja. Ale myślałem, że zdenerwuje się, a on taki spokojny...

 – On wie, co robi. – powiedziałam ufnie. – Obawiam się tylko, że w ogóle zakażą nam wypadów do wioski.

 – Mnie to tam nie martwi. – prychnął. – Mam swoje sposoby na dostanie się tam.

 – Jaki ty jesteś głupi Potter. – mruknęłam z dezaprobatą. – Teraz też się sami wybraliśmy i co? Byli tam Śmierciożercy, którzy na dodatek cię znali.

 – I daliśmy im popalić. – odparł, wzruszając ramionami. – Szkoda tylko, że uciekli. – pokręciłam z politowaniem głową.

 – A skąd wiesz, że następnym razem tam nie będzie Voldemorta?

 – Bo Voldemort boi się Dumbledore’a. I więcej tam nie pośle Śmierciożerców. Mówię ci, że gdybyśmy mieli wypad, stałaby się krzywda paru uczniom. A wszystko byłoby tylko pokazaniem, że Voldemort może wszystko. Ale pomyśl. Po co wysłał tylko czterech Śmierciożerców, skoro uczniów miała być cała horda, plus mieszkańcy wioski?

 – Nie wiem. Nie chcę już o tym myśleć. Chcę zapomnieć o całej sprawie. I nigdy w życiu nie pójdę nielegalnie do Hogsmeade. I tobie radzę to samo. – mruknęłam, ucinając rozmowę. Ponieważ byliśmy już w Pokoju Wspólnym, weszłam na schody prowadzące do mojego dormitorium, dziękując Potterowi jeszcze raz. Może przestanie się głupio zachowywać i zostaniemy przynajmniej kolegami? Dzisiaj naprawdę zachował się dorośle i wcale mnie nie zdenerwował. No może poza tym, że macał mnie po tyłku. W końcu święta, więc może wybaczę Potterowi wszystko? Przypomniałam sobie o miotle, która leżała w kufrze. Uratował mnie przed Śmierciożercami, więc chyba mu odpuszczę.

Komentarze

  1. hej:) dopiero natrafiłam na Twój blog, więc muszę jeszcze nadrobić zaległości w czytaniu poprzednich rozdziałów. a co do dwóch części "Wypadu.." to zaskoczyła mnie ich długość, jesteś chyba pierwszą osobą , która tak długo pisze, no i w tym jest plus dla Ciebie, bo akurat ja lubię bardzo długie rozdziały. no i jeszcze tematyka- moja ulubiona, bo potterowska;) jeśli masz ochotę to możesz wpaść na mój blog- www.lana.blog.onet.pl :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Black Butterfly13 marca 2010 12:29

    Koocham Jamesa za ta jego odwagę. <3 Notka mi się cholernie podobała, zreszta nie jestem oridżinal to mówiąc, bo każda notka na Twoim blogu jak do tej pory mi się podoba. Dużo akcji i w ogóle.Ci śmierciozercy... Co oni kombinują?kochaj-lub-nienawidz

    OdpowiedzUsuń
  3. hej to znowu ja ;] dopiero komentuje, bo mam w domu zwykłę zamieszanie sobotnim sprzątaniem ;ptak więc notka świetna, przyznam, że trochę się bałam o Lily i James'a..ale na szczęście nic im się nie stało. i jestem z nich dumna, że poszli do Dumbledore'a. ;DTo czekam na dalszy ciąg. I jestem za tym, żeby Lilka wybaczyłą Rogaczowi te wszystkie sprawy. Bo w końcu ją uratował, no nie?Nie mogę się doczekać, aż w końcu będą razem ...;D heh.;**

    OdpowiedzUsuń
  4. LittleVampire13 marca 2010 13:22

    Uff... Nadrobiłam zaległości... Cudowne notki xD Nieźle się porobiło! Impreza (nie gniewam się o to, jak mogłaś tak pomyśleć!), akcja ze Smokiem, Cassie, Śmierciożercy... Aż mnie to oszołomiło ^^No, to będę czkeać na następną notkę... Moc buziaków!!! :) :*:*:*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku, jejku, jejku, rozdział jak zwykle fenomenalny! Sam pomysł wspólnej wycieczki Lily i Jamesa do wioski wydał mi się świetny :) Najbardziej podobało mi się, gdy szli tunelem. Myślałam, że się popłaczę ze śmiechu :) Całe szczęście, że dali sobie radę ze Śmierciożercami. Wspaniale opisałaś całą akcję, jestem pod wrażeniem.Wprost nie mogę doczekać się świąt w Hogwarcie. Mam nadzieję, że podczas tych kilku dni stanie się coś ciekawego.Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Koocham twój blog i notki są wspaniałe!Masz świetne pomysły i podobał mi się ten wypad do Hogsmeade.;)

    OdpowiedzUsuń
  7. ~SłoOodka Trzynastka :D14 marca 2010 17:30

    Super nocia! Masz zajefajne pomysły. Pełne akcji!U mnie też powinno coś się niedługo pojawić. Zawiadomię cię.Pozdrowionka ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. ~SłoOodka Trzynastka :D14 marca 2010 22:53

    U mnie wreszcie nowa nocia. :)www.hogwart-dawno-temu.blog.onet.plPozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie Lily nie odpuszczaj mu! Miało być zabawnie! ;(

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)