Przejdź do głównej zawartości

12. Severus i Eliksir Miłosny.

Został niecały tydzień do świąt, a mi naprawdę bardzo ciężko było powstrzymać się od porządnego walnięcia Pottera prosto w jego głupią mordę, mimo że nadal mnie unikał, odkąd jego tyłek miał bliskie spotkanie z zębami Smoka. Szłyśmy sobie z Kate i Angeliną korytarzem, zmierzając na śniadanie do Wielkiej Sali. Rozmawiałyśmy w najlepsze, gdy nagle Kate przerwała w połowie zdania. Jako, że trochę byłam zamyślona, na początku tego nie zauważyłam. Angelina popatrzała na nią ze zdziwieniem i zatrzymały się obie, wbijając wzrok w coś, co znajdowało się u góry drzwi do Wielkiej Sali. Ja nieświadoma niczego, szłam dalej. Po stosunkowo dość długim czasie, wydawało mi się, że coś jest nie tak. Rozglądnęłam się na boki, ale nikogo przy mnie nie było. Odwróciłam się i zobaczyłam dziewczyny, które stały wryte i wpatrywały się w punkt nade mną. Podeszłam zniecierpliwiona do nich.

 – Co wy... – popatrzałam w stronę, gdzie wskazywał palec Kate i zatkało mnie. Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. Czułam, jak powoli zaczyna mi pulsować krew w żyłach i jak w moich oczach zapalają się charakterystyczne, niebezpieczne ogniki. Myślałam, że zaraz mi z nosa buchnie para jak rozwścieczonemu bykowi. Zacisnęłam pięści tak, że wbiłam sobie paznokcie w dłoń.

 – Masz przy sobie jakieś pasy albo kaftan bezpieczeństwa? – usłyszałam, jak Kate przerażonym głosem pyta Angelinę, która milczała.

 – POOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOTTER!!! – wrzasnęłam po otrząśnięciu się z szoku, jakiego doznałam, widząc całą kolekcję mojej bielizny oraz moje zdjęcia, wiszące sobie nad samym wejściem do Wielkiej Sali. Podeszłam zdenerwowanym krokiem do drzwi i z hukiem je otworzyłam. Wszyscy zwrócili na mnie oczy, łącznie z nauczycielami. Przeszukałam wzrokiem Salę w poszukiwaniu tego padalca, ale go tam nie było, więc wybiegłam, zatrzaskując za sobą ogromne drzwi. Przemknęłam obok nieruchomo stojących Kate i Angeliny.

 – Myślisz, że cokolwiek zostanie z Pottera? – mignęło mi w uchu pytanie Angeliny skierowane do Kate, która, o ile dobrze widziałam, pokręciła ze zrezygnowaniem głową. Nie muszę dodawać chyba, że wokół tej, jakże cudownej, wystawy stało pół szkoły i nabijało się. Biegłam tak szybko, że chyba nawet na miotle Potter by mi nie uciekł. Pierwsze, gdzie wpadłam z hukiem, był Pokój Wspólny. Wszyscy patrzeli na mnie, jak na wariatkę. Nie było w nim żywego Huncwota, więc pobiegłam do ich dormitorium. Schody pokonałam chyba w niecałą sekundę i kopniakiem otworzyłam drzwi wyciągając różdżkę. I po raz kolejny spotkał mnie zawód. Spotkałam tylko Petera, który sparaliżowany ze strachu stał i wbijał we mnie przerażony wzrok.

 – Gdzie on jest? – spytałam dysząc z wściekłości.

 – N-nie w-wiem. – wyjąkał spoglądając na moją różdżkę.

 – Nie kłam! – podeszłam do niego, a on cofnął się do ściany. – Gadaj mi gdzie on jest! – krzyknęłam.

 – A-ale ja n-nie mogę... – podniosłam różdżkę. – Są w lochach, w pustej klasie obok tej do eliksirów! – wyrecytował tak szybko, że przez chwilę musiałam się zastanowić, co powiedział.

 – Dzięki. – odwróciłam się i wybiegłam z tego pomieszczenia. Zaczęłam gorączkowo myśleć. Jeśli jest z Blackiem (a na pewno jest), to nie mam najmniejszych szans z nimi we dwójkę. Musiałam coś wymyślić tak, żeby dostali nauczkę i żebym ja była zadowolona. Uspokoiłam się trochę i zwolniłam kroku. Nie pójdę do nich, tylko ściągnę to, co tam wisi (wzdrygnęłam się i naprawdę musiałam wytężyć całą moją silną wolę, żeby do nich nie iść). Co Potter kocha najbardziej na świecie? Quidditch i Huncwotów. Brać za zakładnika jednego z Huncwotów byłoby bardzo głupim rozwiązaniem, więc musiałam pomyśleć nad innym. Informacja o Quidditchu była nieprzydatna, bo co ja mu zrobię z tą grą? Zaraz, zaraz! No tak! Quidditch! Co jest potrzebne do tej gry? MIOTŁA. Miotła Pottera była dla niego świętością. Co drugi dzień polerował ją wieczorem i trzymał w swoim pokoju, bo w miotlarni inne nie były godne z nią przebywać (jak sam twierdził). Oczywiście, jako że Pottera rodzice byli bardzo zamożni i go rozpieszczali, bo był jedynakiem, jak tylko wyszedł najnowszy model jakiejś miotły, zaraz ją miał. Za ten przedmiot to chyba życie by oddał i uważał go za część swojego ciała. Dlaczego by więc nie ukraść mu tej pieprzonej miotły i na przykład zniszczyć? (Swoją drogą, wolałabym mu co innego uciąć, ale to może w niedalekiej przyszłości.). Jeśli oni siedzą w lochach, teraz mam najlepszy moment, żeby ją wziąć. Tylko Peter... Wróciłam się do wieży i skierowałam do dormitorium chłopaków. Peter siedział i próbował napisać jakieś wypracowanie. Chyba na transmutację.

 – Cześć. – powiedziałam, a on wstał, jak oparzony i uciekł w róg pokoju. – Spokojnie Peter. Przyszłam do ciebie w pokojowych zamiarach. – uśmiechnęłam się, podnosząc puste ręce, a on usiadł z powrotem na łóżku i popatrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem. Usiadłam obok niego. – Z czym się tak męczysz? – spojrzałam przez jego ramię.

 – Wypracowanie na transmutację. – odpowiedział. – Dobrze wiesz, że jestem tępy, jak gnom z tego. Za cholerę tego nie napiszę, a McGonagall powiedziała, że jak tego nie napiszę na co najmniej Zadowalający, to mnie nie dopuści do egzaminów. – spuścił głowę. Właśnie podsunął mi pomysł. A tak poza tym, to zrobiło mi się go szkoda.

 – Mogę za ciebie to napisać. – powiedziałam, a on popatrzał na mnie, jak na jakąś bogini. Ale chwilę później jego zapał osłabnął.

 – Co za to chcesz? – spytał zrezygnowany.

 – Praktycznie to nic. – odparłam, ale jego to jakoś nie przekonało.

 – Aż taki naiwny nie jestem. – burknął.

 – Naprawdę nic takiego. Chciałabym cię tylko o coś poprosić.

 – Wiedziałem... – mruknął. – Słucham?

 – Chcę, żebyś poszedł właśnie teraz na śniadanie i żebyś nikomu nie wspominał o tym, że ze mną rozmawiałeś. Ani teraz, ani przedtem, kiedy mi wyjawiłeś, gdzie oni są i mogłabym to wykorzystać przeciwko tobie, bo jak się spodziewam, kazali ci trzymać gębę na kłódkę. – oznajmiłam, a on popatrzył na mnie ze zdumieniem.

 – Umowa stoi. – powiedział. – Ale pod jednym warunkiem. – spojrzałam na niego z zaciekawieniem – Ty wyjdziesz ze mną z tego pokoju tak, żebym widział, że cię tu nie ma i upewnił się, że nic nie bierzesz.

 – Zgoda. – podałam mu rękę, a on ją uścisnął na znak, że umowa stoi. Wyszliśmy z pokoju. Kazał mi odejść trochę dalej i usłyszałam, jak rzuca jakieś zaklęcie, żeby zamknąć drzwi. Prychnęłam w duchu. Łatwizna. Doszedł do mnie i zeszliśmy na dół. Ja skierowałam się do mojego dormitorium, a on poszedł na śniadanie. Zaśmiałam się i zeszłam na dół, przeskakując po dwa schodki. Ale to wszystko było banalne! Weszłam na klatkę schodową prowadzącą do ich pokoju. Gdy doszłam do drzwi, spróbowałam je otworzyć, ale nie udało mi się, czego się spodziewałam. Wyciągnęłam różdżkę i stuknęłam w klamkę mrucząc „Alohomora”. Nacisnęłam klamkę, ale nadal nie dało się otworzyć drzwi. Zdziwiłam się trochę, bo Peter nie jest uzdolnionym czarodziejem. Widocznie musieli go nauczyć tego zaklęcia. No to próbujemy dalej. Popróbowałam paru innych zaklęć, ale nadal nie dało się ich otworzyć. W końcu rozpoznałam zaklęcie, którym były zamknięte. Wypowiedziałam przeciwzaklęcie i zamek szczęknął. Ucieszona chciałam otworzyć drzwi, ale nie dało się. Co tu jest grane?

 – No to koniec psot. – powiedziałam zrezygnowana sama do siebie i chciałam odejść stamtąd, gdy nagle drzwi się otworzyły. Popatrzałam zdziwiona na nie, ale weszłam. Czyżby „koniec psot” to było hasło? Zaśmiałam się. Co za debile! Doszłam do łóżka Pottera i zaczęłam go przeszukiwać. W końcu pod łóżkiem zobaczyłam wąskie pudełko owinięte szarym papierem. Odwinęłam papier, otworzyłam pudełko, a tam w środku leżała owinięta miotła Pottera. Co za debil owija miotłę dwoma papierami i wsadza do pudełka, które też owija papierem? No cóż, nie skomentuję tego. Napisałam krótki liścik do niego o treści:

Tak mi przykro James…

Nie powinien się kapnąć, że to ja, bo po pierwsze nie napisałabym liściku, po drugie jak już to nie o takiej treści, po trzecie nie nazwałabym go po imieniu, no i po czwarte przecież mnie tutaj nie było. Wsadziłam liścik zamiast miotły, owinęłam te dwa papiery tak, żeby przynajmniej na pierwszy rzut oka wyglądało tak, że tam leży miotła, wsadziłam do pudełka, które owinęłam papierem i ostatecznie odłożyłam na swoje miejsce. Na jego przyrząd do latania rzuciłam zaklęcie kameleona i wstałam otrzepując kolana. Potem wyszłam i zapieczętowałam drzwi. Sprawdziłam, czy da się otworzyć je za pomocą różnych zaklęć, potem wypowiedziałam to prawidłowe i podałam hasło. Wszystko działało, więc z powrotem rzuciłam zaklęcie. Niosąc prawie niewidzialną miotłę, przeszłam cicho, nie zwracając na siebie uwagi innych, do dormitorium. Na moje szczęście nie było tam nikogo, więc spokojnie ukryłam miotłę na dnie w mojego kufra, pozostawiając ją pod działaniem zaklęcia. Potem się zastanowię, co z nią zrobić. Teraz musiałam zebrać swoje rzeczy, chociaż miałam nadzieję, że Kate z Angeliną to zrobiły. Założyłam torbę na ramię i zeszłam na dół do Wielkiej Sali, gdzie, na szczęście, już nic nie wisiało. Chwała dziewczynom! Nie wiem, która była godzina, ale śniadanie nadal trwało, więc usiadłam obok moich koleżanek i zaczęłam nakładać naleśniki z dżemem na talerz.

 – Dziękuję dziewczyny! – powiedziałam z uśmiechem, zanim zrobiłam pierwszy kęs mojego śniadania.

 – Nie ma za co. Żyje jeszcze ktoś taki jak Potter? – odpowiedziała Angelina, a ja pokiwałam głową. – Ale będziemy mieli jeszcze szukającego w drużynie? – trochę zakrztusiłam się sokiem, ale pokiwałam głową. – Na pewno zdąży wyjść ze skrzydła szpitalnego do czasu pierwszego meczu po przerwie?

 – A czemu miałby tam być? – spytałam uśmiechając się.

 – Jak to...?

 – Nic im nie zrobiłam. – machnęłam ręką, a obie wybałuszyły na mnie oczy. – Ale nie zaprzeczam, że zemsta będzie słodka.

 – Lily, co ci chodzi po głowie? – spytała podejrzanym tonem Kate. Uśmiechnęłam się.

 – Powiem wam kiedyś przy okazji. – machnęłam ręką i zajęłam się moimi naleśnikami, urywając rozmowę.

***

 – Cześć Evans! Fajne masz majteczki. – odwróciłam się i moim oczom ukazał się Potter oparty o ścianę, wymachujący moją dolną częścią bielizny. Od razu pomyślałam sobie o jego miotle, która leżała sobie w moim kufrze i zachciało mi się śmiać.

 – Cześć Potter. – odpowiedziałam z drwiącym uśmiechem. – Akurat te są od Cassie. – oczywiście to było kłamstwo, ale on wcale o tym nie musiał wiedzieć. Momentalnie puścił majtki, a na jego twarzy odmalował się wyraz głębokiego obrzydzenia. Roześmiałam się. – Wiesz, idealnie nadają się na twój trochę NADGRYZIONY tyłek. – odeszłam od osłupiałego Gryfona i wspięłam się na schody. 2:1 dla Ciebie Evans. W bardzo dobrym nastroju popędziłam w stronę klasy zaklęć. Pod salą czekały już dziewczyny, które gawędziły z Remusem. Podeszłam do nich.

 – Cześć wam. – powiedziałam i uśmiechnęłam się promiennie.

 – A co ty taka w skowronkach? – spytał podejrzliwie Remus.

 – No wiesz Lunio, coraz bliżej święta... – wyszczerzyłam zęby, a on pokręcił głową z uśmiechem. – Wiecie co? Fajnie by było, gdyby zrobili jeszcze wypad do Hogsmeade, bo muszę kupić jakiś prezent dla Smoka. – Niedaleko nas stał Black, który na dźwięk tego imienia, poruszył się niespokojnie i odruchowo złapał za tyłek. Kate, widząc to, zaśmiała się głośno, a on tylko zmierzył ją morderczym spojrzeniem.

 – Wiesz, ja też mu kupię na święta taki ogromny kawał mięsa z tyłka świni. – powiedziała Kate nienaturalnie głośnym tonem tak, żeby Syriusz wszystko słyszał.

 – Jesteście okropne. – mruknął Remus, ale uśmiechnął się łobuzersko. Chwilę później zadzwonił dzwonek i profesor Flitwick wpuścił nas do klasy. Jak zwykle usiadłyśmy w przedostatnich ławkach, bo ostatnie zajęli Huncwoci.

 – Dzień dobry kochani! – powiedział profesor swoim piskliwym głosem. – Dobrze wiecie, że w tym roku czekają was SUM-y...

 – Po cholerę on nam to mówi pod koniec pierwszego semestru? – szepnęła Angelina do mnie, a ja wzruszyłam ramionami.

 – ...i powinniśmy zrealizować i powtórzyć jak najwięcej materiału. Pewnie się szczerze zdziwicie, ale dzisiaj daję wam wolną lekcję, ponieważ są to nasze ostatnie zajęcia przed świętami i komu się chce cokolwiek robić? – uśmiechnął się szeroko, a cała klasa rozszerzyła oczy ze zdziwienia. Potem zaczęliśmy się uśmiechać, aż w końcu serdecznie podziękowaliśmy profesorowi za ten miły gest. Zrobił się szum w klasie, bo każdy rozmawiał w niewielkich grupkach. My z dziewczynami również wdałyśmy się w dyskusję. Po chwili, na mój stolik spadła kulka papieru. Podniosłam jedną brew i rozwinęłam ją.

Umówisz się ze mną Evans?

Wyjęłam różdżkę i dotknięciem spaliłam karteczkę. Po chwili pojawiła się druga. Odwinęłam.

Może jednak?

Zrobiłam to samo, co z poprzednią, a chwilę później następna wylądowała prosto w moją dłoń. Przeczytałam.

Jesteś tego pewna?

Westchnęłam i znów spaliłam kawałek papieru. Nie minęło parę sekund, a już następna leżała na ławce.

Daję Ci ostatnią szansę.

Ta również podzieliła los poprzednich. Potter jednak nie dawał za wygraną i kolejny liścik pojawił się przede mną.

Jeszcze będziesz żałować.

Zaśmiałam się cicho i spaliłam kartkę.

 – Potter? – spytała Kate, a ja pokiwałam głową.

 – Boże, czy on da sobie w końcu spokój? Zaczyna mnie już irytować, a co dopiero ciebie. – wtrąciła Angelina.

 – Daj spokój. Nic sobie z tego nie robię. – odpowiedziałam. – Potter sobie po prostu przedłuża sobie dzieciństwo. Mam tylko nadzieję, że w tym roku mu przejdzie. Ba! Oby w tym miesiącu jeszcze.

 – Co dzisiaj robimy po lekcjach? – szatynka zmieniła temat.

 – Ja idę na randkę. – oznajmiła Kate, a my wybałuszyłyśmy na nią oczy. Uśmiechnęła się. – Zaprosił mnie Marc Zooman. – dodała dumnie.

 – Kto to jest? – spytała Angelina.

 – Puchon z siódmej klasy. Szatyn, średniego wzrostu, całkiem przystojny i podobno inteligentny. – wyręczyłam Kate z odpowiedzią.

 – Skąd wy to wszystko wiecie o tych ludziach? Jest ktoś, kogo nie znacie? – mruknęła posępnie.

 – Obawiam się, że nie. – zaśmiała się Kate, a ja jej zawtórowałam.

 – Spokojnie Angela. – powiedziałam. – Już wpadłaś w nasz krąg, więc daję góra miesiąc i pójdziesz w nasze ślady. – wyszczerzyłam zęby.

 – Taa. Zanim ja się nauczę tych nazwisk, to wnuków się doczekam. – mruknęła i uśmiechnęła się.

 – Nie mogę się doczekać tej randki. – zaczęła lokata. Kątem oka zauważyłam, jak Black wbija w nią wzrok i nasłuchuje z uwagą. Chyba był trochę zły. – Wiecie, to jest moja pierwsza randka odkąd nie jestem z Blackiem. – dodała cichutko tak, żebyśmy tylko my usłyszały. Ale tak jakoś mi się wydaje, że w ogóle nie chciała tego mówić głośno, nawet jeśli byłybyśmy samiutkie. Nadal bardzo bolało ją to rozstanie. Nie pokazywała tego w najmniejszym stopniu, ale ja to wiedziałam. Trzymała jego zdjęcie, głęboko zakopane w kufrze i co najmniej raz w tygodniu popłakiwała sobie w nocy w poduszkę. Uśmiechnęłam się do niej.

 – Będzie cudownie, zobaczysz. – po moich słowach, odwzajemniła uśmiech.

 – Czyżby wraca dawna Kate? – spytała Angelina.

 – Nie wiem. – odparła zapytana z wolna. – Myślę, że nie. Ale kto wie...? – uśmiechnęła się łobuzersko.

***

Niestety McGonagall w żadnym stopniu nie podzielała zdania Flitwicka i kazała nam ćwiczyć zamienianie węża w patyk. Wszyscy żmudnie próbowali to wykonać. Po trzeciej próbie mi się udało, Huncwotom i Angelinie za piątym razem, a Kate i Peterowi ani razu, za co dostali dodatkową pracę domową. Gdy wyszliśmy z klasy, moja przyjaciółka soczyście zaklęła.

 – Nie wiem, czemu mi to nie wychodziło! Przecież nigdy aż takich problemów z transmutacją nie miałam! Święta idą, a ja muszę odrobić dwa zadania z transmutacji! No szlag by to trafił!

 – Złość piękności szkodzi. – powiedział przechodzący obok Black ze złośliwym uśmiechem. Kate chciała za nim iść, ale ja ją powstrzymałam. Wyciągnęłam różdżkę i wycelowałam w jego nogi. Potem wymruczałam zaklęcie, które spowodowało, że jego sznurówki związały się i zaliczył glebę. Wszyscy wokół zaśmiali się.

 – Wiesz, upadki również nie dodają gracji. – powiedziała Kate przechodząc obok niego. On próbował rozwiązać supły. Podszedł do niego Remus, który zrobił to jednym ruchem różdżki. Zmyłyśmy się stamtąd, żeby nas nie dopali Huncwoci.

 – A tak swoją drogą, to będę musiała zrezygnować z mojej randki, bo na jutro muszę mieć te prace. – oznajmiła Kate, gdy już odeszłyśmy od nich na bezpieczną odległość.

 – Dobra napiszę jedną za ciebie. – mruknęłam, a ona zaczęła mnie całować i dziękować. – Buziaki lepiej zostaw dla Marca. – wyszczerzyłam zęby. Poszłyśmy w stronę lochów, gdzie mieliśmy mieć teraz dwie godziny eliksirów. Zostało nam jeszcze koło dwudziestu minut przerwy. Pod klasą natknęliśmy się na grupkę Ślizgonów. Przeszłyśmy obok, a gdy byłyśmy dość daleko, ktoś mnie pociągnął za rękę. Obróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z kimś.

 – Cześć Sev. – przywitałam się i mimo zdziwienia uśmiechnęłam promiennie.

 – Cześć Lily. Pogadamy? – odwzajemnił uśmiech.

 – Dziewczyny zaraz wracam! – zawołałam do nich przez ramię.

 – Ale nie tutaj. – mruknął i pociągnął mnie w głąb jakiegoś korytarza. Gdy oddaliliśmy się trochę, stanęliśmy. – No więc, co słychać?

 – A wiesz. W sumie to nic ciekawego. – wzruszyłam ramionami.

 – Jak tam Potter? – spytał z naciskiem na ostatnie słowo. Popatrzałam na niego zdziwiona.

 – Nijak. – odpowiedziałam – Jak chcesz wiedzieć co u niego, to się go sam spytaj, bo mnie to nie interesuje.

 – Wiesz Lily, dziwne plotki chodzą po szkole... – w jego oczach krył się żal. Podniosłam jedną brew. – No wszyscy wiedzą, że mieliście ostatnio imprezę w Gryffindorze... – przełknęłam ślinę.

 – No i? – spytałam. Zmierzył mnie chłodnym wzrokiem.

 – No i co nieco słyszałem, co tam robiłaś. – odparł nie patrząc się na mnie.

 – Wiesz Severus, dużo rzeczy tam robiłam. A jeśli chodzi ci o to, że piłam alkohol, to nie bądź śmieszny. – powiedziałam zirytowana.

 – Nie chodzi mi o alkohol, tylko o Pottera. – warknął.

 – I co niby z nim? – ciągnęłam czując jak wzbiera we mnie złość.

 – Nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię. – powiedział przez zaciśnięte zęby.

 – Naprawdę nie wiem, o co ci chodzi Severusie. W ogóle, co tak nagle wyskoczyłeś z tą imprezą? Przecież to było dawno temu, a rozmawialiśmy od tego czasu wiele razy. – burknęłam, starając się brzmieć spokojnie.

 – Chodzi mi o to, że wielu świadków widziało, jak z nim tańczysz, a potem idziesz do dormitorium. I to JAK idziesz.– wbił we mnie wściekłe spojrzenie. Po raz kolejny w przeciągu miesiąca w moich oczach zagościły niebezpieczne ogniki.

 – A ty co? Sumienie moje? Matka? Ojciec? Może chłopak? – odparłam ze złością. – Nawet jeśli to, co oni mówią, jest prawdą, to ty nie masz prawa ingerować w to, co ja robię. I przestań w końcu robić mi kazania za wszystko co robię z jakimkolwiek facetem... – nie dokończyłam, bo Severus... pocałował mnie. Natychmiast oderwałam się od niego i popatrzałam oburzonym i zdziwionym wzrokiem. Zawahałam się, czy go nie walnąć z liścia. – Nie rób tego więcej. – powiedziałam szeptem i odeszłam od niego szybkim krokiem. Co to miało znaczyć?! Co on sobie wyobraża?! Byłam cała roztrzęsiona. W końcu podeszłam do dziewczyn, które popatrzały na mnie ze zdziwieniem.

 – Co się stało? – spytała Kate. Opowiedziałam im całe zdarzenie, a one zdziwiły się jeszcze bardziej.

 – Ktoś się chyba zabujał. – cmoknęła Angelina.

 – Nawet mnie nie denerwuj. – powiedziałam. – Przecież to niemożliwe!

 – A jednak. – wzruszyła ramionami Kate.

 – Przecież nigdy w życiu nie dałam mu znaku, że interesuje mnie coś innego niż przyjaźń z nim. A zresztą, on też nie. – skrzywiłam się.

 – Może to ukrywał? – zasugerował pałkarz naszej drużyny.

 – Ale przecież zawsze był zazdrosny o innych facetów, z tego co mówiłaś Lily. – przeanalizowałam to, co powiedziała Kate i przyznałam jej rację.

 – Co ja mam mu powiedzieć, żeby mu przykrości nie sprawić?

 – Że bardzo się cieszysz i czujesz wobec niego to samo, tylko bałaś się tego uczucia. – podsunęła lokata. Spiorunowałam ją wzrokiem. – No co? Innymi słowami zrobisz mu przykrość. – wyszczerzyła zęby.

 – Wiesz o co mi chodzi. – wycedziłam.

 – Nie no, musisz z nim pogadać na spokojnie. Spytać, co to miało znaczyć i powiedzieć, że nie życzysz sobie takich incydentów, bo nie czujesz do niego nic, oprócz przyjaźni. – poradziła McKinnon.

 – Dzięki Angelina. Twoja wypowiedź się trzyma kupy. – powiedziałam z wdzięcznością.

 – A moja to niby nie? – zaprotestowała Kate. Zadzwonił dzwonek i drzwi się otwarły od środka, ukazując profesora Slughorna zapraszającego nas gestem do klasy. Weszłyśmy i usiadłyśmy przy swoich kociołkach. Reszta też zajęła swoje miejsce.

 – Dzień dobry! Dzisiaj pobawimy się trochę, ale nie myślcie sobie, że nie będzie pracy! Wręcz przeciwnie. Dzisiaj zrobimy sobie takie małe, że tak powiem, SUM-y. – zachichotał. – Mam tutaj napisane na kartce różne eliksiry, które przerabialiśmy przez ostatnie pięć lat nauki. Każdy z was wylosuje sobie po jednej kartce i najpierw napisze mi najwięcej właściwości i zastosowań, jakich pamięta, a potem każdy ugotuje swój eliksir! – klasnął w ręce. Tak więc przygotujcie się i zaczynamy! – przeszedł po klasie z kartkami i każdy losował po jednej. Oprócz nazwy, znajdował się tam przepis. Trafił mi się Wywar Żywej Śmierci, Kate dostała Eliksir Spokojnego Snu, a Angelina Napój Spokoju. Napisałam małe wypracowanie na temat mojego eliksiru i z zapałem zabrałam się za przyrządzenie go. Wszystkie włosy mi leciały na twarz. Uwielbiałam eliksiry. Bardzo lubiłam, gdy krople potu pojawiały się na moim czole po tym, jak z zapałem dodawałam składniki, mieszałam i bałam się, czy czegoś nie pomyliłam. Potem to dumne uczucie, gdy wszystko poszło dobrze i eliksir jest prawidłowo sporządzony. To właśnie od Severusa przejęłam miłość do tego przedmiotu. On zaszczepił we mnie zamiłowanie do sporządzania różnego rodzaju eliksirów i wywarów. Kiedyś, jak byliśmy młodsi, chodziliśmy do biblioteki wyszukując w książkach ciekawych eliksirów i w łazience na pierwszym piętrze, do której rzadko kto chodził, sporządzaliśmy je, eksperymentując, zmieniając kolejność dodawania składników, szybkość, ilość składników itp. Tak doszliśmy do bardzo ciekawych odkryć. Np. przy niektórych wywarach, jak pisze „pomieszaj 4 razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, potem dodaj połowę krecich pazurków, zamieszaj 3 razy w przeciwną stronę i dopiero dodaj drugą połowę porcji tego składniku” można zrobić taki trik, że pierwsze wrzucić cały składnik, a potem wystarczy pomieszać 3 i pół obrotu przeciwnie do ruchu wskazówek zegara i wywar będzie miał lepszy zapach, smak i aromat. Zawsze, gdy trzeba dodać krecie pazurki, można użyć naszego odkrycia, a występuje ten składnik w wielu ważnych eliksirach. Teraz już nie spotykaliśmy się na wspólne „gotowanie”. Nawet nie wiem czemu przestaliśmy. Zerknęłam na niego i złapałam go na tym, że się patrzył na mnie. Błyskawicznie odwrócił wzrok. Ja również z powrotem zajęłam się swoim eliksirem. Po godzinie mój eliksir bulgotał łagodnie w kociołku, będąc prawidłowo przygotowanym. Slughorn podszedł do mnie, przeczytał moje wypociny i spojrzał do kociołka.

 – Wspaniale Lily! – zawołał dumnie na całą klasę. – Otrzymujesz W! – uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech. Napełnił trzy fiolki moim eliksirem i odszedł zadowolony. Oprócz mnie i Severusa, jeszcze paru osobom udało się ukończyć swoje eliksiry. Po skończeniu lekcji, wyszłam jak najszybciej, żeby nie spotkać się z Severusem. Dziewczyny musiały jeszcze skończyć sprzątać po sobie, więc szłam sama. Modliłam się w duchu, żeby mu nie przyszło do głowy mnie dogonić, bo naprawdę na razie nie miałam ochoty z nim rozmawiać. No i na moje szczęście, chyba nawet nie próbował do mnie dojść. Jako, że była przerwa na lunch, skierowałam się do Wielkiej Sali. Usiadłam na krześle i nałożyłam sobie puree ziemniaczane z kurczakiem i jakąś sałatką. Zaczęłam konsumować to, co nałożyłam. Obok naszego stołu przechodził Severus, ale nawet mnie nie zaszczycił spojrzeniem. Wtem dostrzegłam, że ktoś inny się na mnie gapi. Mianowicie Craig Davies. Rzuciłam mu pogardliwe spojrzenie i odwróciłam wzrok. Szybko dokończyłam swój lunch i wyszłam z Wielkiej Sali. Skierowałam się pod klasę numerologii, gdzie po jakimś czasie dołączyła do mnie Angelina (Kate nie chodziła na numerologię i miała godzinę wolną w tym czasie).

 – Gadałaś z nim?

 – Z kim? – spytałam znad podręcznika.

 – No ze Snapem.

 – Jeszcze nie i jak na razie nie mam ochoty. – mruknęłam w odpowiedzi. Angelina usiadła obok mnie. Zamknęłam książkę i popatrzyłam na nią. – Angela? – spojrzała na mnie. – Jakie Ty masz problemy? Nigdy nic o nich nie mówisz. – na jej twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia, a potem łagodny uśmiech.

 – Mam problemy. Zakochałam się nieszczęśliwie w Peterze, Slughorn mnie gwałci na każdej przerwie, a w międzyczasie moja matka morduje mojego ojca. – zaśmiałam się, a ona mi zawtórowała.

 – A tak poważnie?

 – No to mam problemy, ale po prostu nie lubię się tym dzielić z kimś. – odparła niechętnie.

 – Wiesz, że jak coś, to możesz na mnie liczyć?

 – Wiem Lily, naprawdę wiem i to doceniam. Ale takich poważniejszych problemów już nie mam. – uśmiechnęła się. Już? Czyli kiedyś miała? Tak mało o niej wiedziałam… – Z chłopakami się „w ten” sposób nie zadaję, w domu wszystko w porządku, z lekcjami też daję radę, więc czym tu się martwić? – uśmiechnęłam się, jednak w głowie nie dawało mi spokoju to jedno słowo „już”. Chwilę później weszłyśmy do sali. Lekcja minęła całkiem spokojnie. Ja, Angelina i Jenny jako jedyne chodziłyśmy na ten przedmiot z całej naszej klasy. Reszta składała się w większości z Puchonów. Po numerologii miałam Starożytne Runy, na które chodziłam z Remusem a potem Zielarstwo i Obronę. Gdy skończyły się już wszystkie lekcje, szłam po schodach do wieży razem z dziewczynami. Ktoś mnie zaczepił, więc poczekałam aż przejdzie tłum i odwróciłam się. Stał przede mną Severus.

 – Cześć. – bąknął nie patrząc na mnie. – Możemy pogadać?

 – Wręcz musimy. – odpowiedziałam sucho. Zeszliśmy na dół i skręciliśmy w boczny korytarz, pełen przeróżnych obrazów poszeptujących do siebie nawzajem. Długo panowała cisza, więc postanowiłam ją przerwać. – Możesz mi wytłumaczyć, co miał znaczyć tamten incydent? – spytałam kierując na niego wzrok. Nie patrzył mi w oczy.

 – To był odruch. – powiedział po chwili cicho.

 – Odruch? – powtórzyłam sceptycznie.

 – Tak, odruch. Ja... po prostu nie wiem, co mi odwaliło... – z każdym słowem mówił coraz ciszej.

 – Nie życzę sobie więcej takich odruchów. – powiedziałam stanowczo. – Severus ja cię bardzo lubię, ale nic więcej. Chciałabym żebyśmy byli PRZYJACIÓŁMI. – powiedziałam dobitnie, kładąc nacisk na ostatnie słowo.

 – Ja wiem Lily. Ja też. Naprawdę nie wiem, co mnie napadło. – tym razem zmusił się popatrzeć na mnie swoimi czarnymi jak żuki oczami.

 – Okej, więc sprawa załatwiona. – odetchnęłam. – Nie było tak źle. – wyszczerzyłam zęby, a on uśmiechnął się (smutno?).

 – Ja muszę już iść. – oznajmił i zawrócił. – Na razie Lily.

 – Ale... myślałam, że pospacerujemy trochę po zamku. – dogoniłam go. – No wiesz... pogadać trochę, pośmiać się i takie tam.

 – Chciałbym, ale mam dużo pracy. – odpowiedział tonem, który wcale nie wskazywał, że chciałby.

 – Pracy? Jakiej pracy? – spytałam patrząc ciekawskim wzrokiem.

 – Aaa takiej... Zresztą nieważne. – odparł wymijająco. – Ja tutaj skręcam. Do zobaczenia Lily. – odszedł nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Wzruszyłam ramionami i pognałam schodami do góry. Co się ostatnio z nim dzieje? Całuje mnie, ma jakieś tajemnice... Nie podobało mi się to bardzo. Bałam się, że to może mieć związek z jego kumplami, którzy nie kryją się z tym, że są poplecznikami Voldemorta. I tak rozmyślając o Severusie, dotarłam do obrazu Grubej Damy, która ucięła sobie drzemkę.

 – Halo! – zawołałam, ale ona spała dalej. – Halo! – nadal bez skutku. – HAAALO! – wstrząsnęła się teatralnie i przeciągnęła.

 – Spokojnie młoda damo. – odparła zaspanym głosem. – Hasło proszę.

 – Bazyliszek. – obraz otworzył się i weszłam do środka. Jak zwykle w Pokoju Wspólnym było pełno ludzi. Zlokalizowałam wolne miejsce przy stolikach w rogu i skierowałam się tam. Usiadłam i rozłożyłam swoje rzeczy. Zabrałam się za wszystkie zadania domowe, oraz za to dodatkowe od Kate. Nawet nie wiem ile czasu minęło zanim skończyłam. Snape zepsuł mi humor i nie miałam na nic ochoty. Zaczęłam zbierać rzeczy ze stołu, wrzucając je do torby. Potem skierowałam się do dormitorium. Po drodze oczywiście musiałam trafić na Pottera.

 – Cześć Evans! U...

 – Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, więc z łaski swojej zamknij się Potter. – warknęłam i pomknęłam po schodach. On oczywiście zaczął iść za mną, zapominając o zaklęciu prywatności. Poczułam, jak tracę grunt pod nogami, a razem z nim jakąkolwiek równowagę. Wywróciłam się i zjechałam na dół, wpadając prosto na Pottera. Wylądowaliśmy tak, że on leżał na plecach, a ja na nim.

 – Ale chyba masz ochotę na coś innego. – wyszczerzył zęby. Wstałam jak oparzona, otrzepując się.

 – Ty idioto! – krzyknęłam. Pozbierałam swoje rzeczy, rzuciłam jakąś książką w niego i poszłam na górę, wyklinając dzień, w którym urodził się Potter. Otworzyłam z hukiem drzwi i wparowałam do środka.

 – O, Evans. Coś taka wściekła? Jedziesz do domu? W końcu zrozumiałaś, że to nie miejsce dla takiej szlamy, jak ty? – oczywiście Cassie rozpoczęła swoją gadkę. Rzuciłam jej pogardliwe spojrzenie.

 – Czyżbyś nie miała dość po tym, co ci się ostatnio stało, gdy tak na mnie powiedziałaś? Nie chciałabyś chyba znów wylądować w Skrzydle Szpitalnym, co Cassie? – na samo wspomnienie wstrząsnęła się lekko. – No widzisz. To nie zaczynaj, bo naprawdę nie będę miała skrupułów z powrotem cię tam posłać. – uśmiechnęłam się przesłodko.

 – Tym razem nie ma przy tobie żadnego twojego przyjaciela, Evans. Więc nie bądź taka mądra, bo...

 – Bo co? – zaśmiałam się. – Może gdybyś wiedziała, jak używać różdżki, to zaczęłabym się zastanawiać, czy się bać. – odpowiedziałam, a wściekła blondi podeszła do mnie i stanęła parę cali ode mnie.

 – Uważaj z kim zaczynasz. – popatrzała mi prosto w oczy.

 – No w sumie muszę zacząć, bo Twój oddech jest naprawdę odrażający. – odpowiedziałam i cofnęłam się parę kroków, teatralnie zatykając nos.

 – Ty...! – pokiwałam palcem, a w mojej drugiej ręce błyskawicznie znalazła się różdżka.

 – Naprawdę wiem, do czego służy różdżka Cassie. I uwierz, że w książkach jest dużo różnorodnych zaklęć na wrogów.

 – Nie boję się Ciebie, szlamo. – warknęła, a ja cmoknęłam.

 – Widzę, że ostatnia lekcja cię niczego nie nauczyła. – pokręciłam głową zrezygnowana. – Powoli kończy mi się cierpliwość.

 – Nawet nie wiesz, jaką jesteś dla mnie bezwartościową osobą. Taka mała, brudna, wredna, ruda i ohydna SZLAMA. – wycedziła z nienawiścią.

 – Wiesz co Cassie? A mi w sumie jest  ciebie żal. No i cię nie rozumiem. Co ja ci takiego zrobiłam, że tak mnie nie lubisz od trzeciej klasy? – schowałam różdżkę.

 – Dobrze wiesz co, Evans. Uwodzisz Pottera, na którym mi zależy. – odpowiedziała, ku mojemu zdumieniu, szczerze. Zaśmiałam się.

 – Ja go uwodzę? Ja się za nim uganiam? To ON się na mnie uwziął i uwierz mi, że naprawdę nie jestem z tego powodu szczęśliwa. Mam go w dupie. Bierz go sobie, rób sobie z nim, co ci się żywnie podoba. Nie mam zamiaru ci ubliżać z tego powodu, bo mam go GDZIEŚ. – prychnęłam i odwróciłam się. – I nie pozwalaj sobie Cassie. Następnym razem dostaniesz za takie coś, co przed chwilą powiedziałaś. – usiadłam na łóżku.

 – I tak wiem Evans, że go karmisz jakimś eliksirem miłosnym. Ty jesteś dobra w te klocki i bardzo ci odpowiada udawanie niedostępnej. A tak naprawdę szalejesz za nim. Jestem pewna, że coś kręcisz. – po jej słowach wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. Zwijałam się na moim łóżku i nie mogłam przestać się śmiać. Ona patrzyła na mnie ze zdziwieniem.

 – Cassie, ty naprawdę jesteś taką idiotką, czy tylko udajesz? Bo już sama nie wiem. – powiedziałam z trudem, krztusząc się ze śmiechu. – Nie mogę. Ja truję Pottera eliksirem miłosnym. – dostałam napadu śmiechu. Do dormitorium weszła Angelina i stanęła patrząc się na tą scenę szerokimi oczami.

 – Co tu się dzieje? – spytała, a ja podniosłam się i otarłam łzy.

 – Wiesz, na jaki genialny pomysł wpadła Brown? – spytałam, a ona pokręciła głową i spojrzała na blondynkę, która spłonęła rumieńcem. – Że Potter się za mną ugania, bo mu dziennie daję Eliksir Miłości. – znowu dostałam padaczki śmiechowej, a Angelina poszła w mój ślad. Śmiałyśmy się do upadłego. Usłyszałam tylko, jak Cassie trzaska drzwiami i wrzeszczy coś o wariatkach. Wyszczerzyłyśmy zęby do siebie.

 – No Lily. Zawsze wiedziałam, że jesteś piekielnie dobra w Eliksirach, ale żeby od trzeciej klasy przygotowywać samodzielnie Amortencję? Przeszłaś samą siebie. – zaśmiała się, a ja jej zawtórowałam.

Komentarze

  1. eliksir miłosny... ;) niezły pomysłSnape zaszalał xDsiuuuperrr noott ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny ten obrazek z Lily co na górę dodałaś ;Da notka oczywiście perfekcyjna - bielizna rudej nad Wielką Salą, kradzież miotły Pottera, Snape całujący Lily i Cassie ze swoimi domysłami. Dużo akcji ;D Super.Szkoda mi Snape'a - w końcu on tak naparwdę kocha Lily...ech. no trudno, tak już musi być.Czekam na dalszy ciąg i pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. ~lily-w-krainie-czarow9 marca 2010 19:40

    Haha, nie mogę się doczekać następnej notki, w której Potter zauważy brak miotły xD Widzę, że z wiekiem Lily nabiera samokontroli ;] Chłodna zemsta jednak bywa czasem słodsza.

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha, zemsta Lily jest po prostu idealna, sama bym nie wpadła na lepszy pomysł ;) Ciekawe, co zrobi James, gdy odkryje, że jego ukochana miotła rozpłynęła się w powietrzu. Zapowiada się naprawdę baaardzo interesująco :D Rozdział jak zwykle cudowny. Poprawiłaś mi humor, wiesz? :*Całusy :*

    OdpowiedzUsuń
  5. ~SłoOodka Trzynastka :D10 marca 2010 19:13

    Super notka. Naprawdę fajna. U mnie powinno pojawić się coś w sobotę lub w niedzielę, ale jeszcze dokładnie nie wiem, bo mam teraz trochę nauki i niestety nie mam czasu pisać :(. Zawiadomię cię jak napiszę.

    OdpowiedzUsuń
  6. ~*Bella_trix*11 marca 2010 10:19

    Jesteś niesamowita!! Ten blog jest super, nie każdy ma talent pisania. Czytałam różne blogi o lily ale ten jest najlepszy!!! oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Black Butterfly12 marca 2010 21:23

    Nooo nie! Szczam! ,,Wydłubiesz mi oko Twoimi szponami? Czy udusisz mnie tymi silikonami?'' Hahaha XDDD!Nie to ta notka jest boska. Numer z bielizną Lily i kradzież miotły Jamesa... no i ''myslenie Babrbie'' rozwaliłas mnie. ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Historie-huncwotow24 października 2010 22:34

    Kurde, od początku zastanawia mnie, z jakiej paki Cassie jest w Gryffindorze xDAh reakcja Lily i Angie na jej słowa o Eliksirze Miłosnym bezbłędna xd świetny blog ;) lecę czytać następone notki ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie mogę się doczekać momentu w którym James uświadomi sobie, że jego miotła zniknęła! :D Będą jaja! ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszam na moj blog :).Jest o Lily,Severusie i Jamesie :)
    LINK
    http://gochawaleczna28.blog.pl

    Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)