– Lily uspokój się! – Kate weszła do dormitorium, które było zdemolowane przeze mnie. Gdy Potter potwierdził moje najgorsze obawy, wróciłam do pustej sypialni i dostałam szału. Zaczęłam rozwalać wszystko, co podwinęło mi się pod nogi. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać. Chyba po raz pierwszy w historii mojego uczenia się tutaj. Zsunęłam się po ścianie w dół i trzymając się za głowę, ryczałam jak bóbr.
– Lily? Ty płaczesz? – podbiegła do mnie i usiadła obok. Łzy płynęły mi po policzkach jedna po drugiej. Ukryłam twarz w dłoniach.
– Kate, rozumiesz to? To był mój pierwszy raz! Nawet go nie pamiętam, a co gorsza był z Potterem! Boże, jaka ja jestem głupia! – walnęłam głową o ścianę. – Jak ja spojrzę w lustro? – rozkleiłam się totalnie.
– Lily nie płacz, proszę cię. Nigdy w życiu nie widziałam, żebyś płakała. Proszę nie rób tego! – głaskała mnie po włosach i przytulała.
– Muszę z nim pogadać. – wymamrotałam. – Nawet nie wiem, czy... no wiesz...
– Wiem. – powiedziała spokojnie, nadal mnie głaszcząc. – Poczekaj tutaj, sprowadzę go. Chyba, że nie teraz...?
– Wali mnie to, jak wyglądam. – powiedziałam i chlipnęłam. Gdy zostawiła mnie samą, poczułam się jeszcze gorzej i nowa porcja moich łez ujrzała światło dzienne. Po paru minutach weszła razem z Potterem, którego aż cofnęło na widok zdemolowanego przeze mnie pokoju. Zostawiła nas samych. On usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem. Nie protestowałam, bo w tym momencie było mi wszystko jedno.
– Nie płacz Lily. Przecież nic złego się nie stało. – gwałtownie obróciłam głowę w jego stronę.
– Nic się nie stało?! – zachrypiałam.
– Stało się, ale nic złego. – poprawił się.
– Potter nie wkurwiaj mnie. I tak wyglądam żałośnie...
– Jesteś piękna nawet wtedy, kiedy płaczesz. – przerwał z uśmiechem, chyba starając się mnie pocieszyć. – Ale to nie zmienia faktu, że nic złego się nie stało. – wzruszył ramionami, a ja jęknęłam żałośnie.
– Potter to był mój pierwszy raz... a ja... ja nic nie pamiętam... na dodatek z osobą, której... no... nie znoszę. – mruknęłam, a on rozszerzył oczy ze zdziwienia.
– To był twój pierwszy raz? – po jego pytaniu spaliłam buraka.
– Tak. – odpowiedziałam i znowu poleciała mi łza.
– Dobra, coś ci powiem Lily. – westchnął głęboko po chwili namysłu. – Myślałem, że nie jesteś już, no wiesz...
– Dziewicą. – wpadłam mu w słowo.
– No właśnie. No więc skłamałem. Nic poza całowaniem nie było. – podniósł się i wyszczerzył zęby. – Gdybym wiedział, to bym tak nie zrobił. – w jednym momencie przeszło przeze mnie milion uczuć. Od ogromnej radości, przez ulgę, do białej gorączki. Wstałam i wbiłam piorunujące spojrzenie w niego. W moich ogniach zapaliły się niebezpieczne ogniki.
– COŚ TY POWIEDZIAŁ?! – ale jego już nie było. Pobiegłam za nim wyciągając w biegu różdżkę. – POTTEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEER! – mój wrzask było słychać chyba w całym Hogwarcie. Zaczęłam go gonić i mimo, że był o wiele szybszy, tym razem udawało mi się za nim nadążyć. Waliłam w niego wszystkimi możliwymi zaklęciami, ale tak się trzęsłam ze złości, że nie trafiałam. Wiedziałam, że jak go dopadnę, to wyląduje w Skrzydle Szpitalnym na rocznej rehabilitacji. On też o tym wiedział, dlatego uciekał. Goniliśmy się po całym Pokoju Wspólnym. Wszyscy schowali się do dormitoriów. Tylko niektórzy gapie patrzeli na tą scenę z rozbawieniem lub przerażeniem. Po dziesięciu minutach gonitwy, Pokój Wspólny wyglądał gorzej niż po imprezie. Praktycznie można powiedzieć, że go już nie było. Była za to kupa spalonych foteli, rozwalonych obrazów, cegieł urwanych z kominka i wielu innych rzeczy. Wszystko było zdemolowane, tylko Potter był niedraśnięty. I tak rzucałam zaklęciami, przy akompaniamencie śmiechu okularnika. W pewnym momencie ktoś wszedł do wieży. Nie przejęłam się tym specjalnie, ale Potter stanął wryty, robiąc z siebie idealny cel. Walnęłam w niego zaklęciem rozbrajającym, a on odleciał parę metrów w tył i walnął całym ciałem w ścianę.
– EVANS! JESTEM... NIE... BRAK MI SŁÓW!!! – okazało się, że tym kimś, kto wszedł, była McGonagall. Momentalnie obudziłam się ze swoistego transu i spojrzałam zdezorientowana na nauczycielkę, która wpatrywała się we mnie ciasnymi szparkami, które jej zostały z oczu. Potter zwijał się pod ścianą, a ja miałam nadal uniesioną różdżkę. – Gryffindor traci... czterdzieści punktów! A ty masz szlaban przez cały tydzień, zaczynając od poniedziałku! Potter, wszystko w porządku? – on uniósł kciuk do góry na znak, że tak. – Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam tak karygodnego zachowania! Jeszcze ty, Evans! Posprzątać tu natychmiast! – wychodząc trzasnęła obrazem z wielkim hukiem. Ale trafiłam w końcu Pottera! Szlaban jakoś mi nie zepsuł humoru. W końcu okazało się, że nie zrobiłam nic (poza całowaniem) z Potterem! To był pocieszający fakt. Wyżej wspomniany podniósł się z ziemi.
– Drętwota! – z powrotem padł na ziemię bez ruchu. Podeszłam do niego.
– Za karę będziesz tutaj siedział cały dzień! I osobiście dopilnuję, żeby nikt cię nie odczarował! – gdyby mógł w jakikolwiek sposób się ruszać, pewnie powiedział coś głupiego, co by mnie zdenerwowało, ale na szczęście nie mógł się odezwać. Miałam tak dobry humor, że sprzątając ten burdel, nuciłam jakąś piosenkę i prawie tańczyłam przy tym. Potter sobie leżał w kącie tak, że nie było go widać. Wszyscy patrzeli na mnie jak na wariatkę, ale miałam to gdzieś. Udało mi się posprzątać cały Pokój Wspólny, który teraz wyglądał jak nowy. Oczywiście wszystko za sprawą różdżki. Gdy skończyłam, usiadłam na fotelu niedaleko leżącego Pottera tak, żeby mieć go na oku, ale żeby mi się nie rzucał w oczy. Chwilę po tym, jak posprzątałam, zaczęli się schodzić ludzie. W końcu i pojawili się pozostali Huncwoci. Wyraźnie czegoś (albo kogoś) szukali. Podeszli do mnie.
– Cześć Lily. – zaczął Peter. – Nie wiesz, gdzie jest James? – uśmiechnęłam się.
– Niestety, ale nie wiem gdzie mógł się podziać. – wzruszyłam ramionami i ponownie się uśmiechnęłam. Remus zmierzył mnie badawczym wzrokiem.
– Chodźmy sprawdzić na...
– Ciiiiiiiiiiiii! – Remus uciszył Petera, szturchając go łokciem w żebra. – Ja skoczę zobaczyć. – poszedł do ich sypialni, a pozostała dwójka usiadła niedaleko mnie, mierząc mnie podejrzliwym wzrokiem. Chwilę potem przyszedł Remus i cmoknął z niezadowoleniem. Popatrzał w stronę, gdzie leżała moja ofiara i ruszył w tamtym kierunku. Wstałam i zagrodziłam mu drogę. – Lily odsuń się. – powiedział spokojnie, ale ja się ani nie myślałam ruszyć.
– On odbywa szlaban. – wyjaśniłam. – Nikt go nie uwolni. Tylko ja.
– Co to za dziecinada Evans? – spytał Black pogardliwym tonem.
– Nie twoja sprawa męska dziwko. – odparłam mierząc go nienawistnym spojrzeniem.
– Uważaj na słowa Evans! – Syriusz wkurzył się.
– Prawda boli, nie Black? – zakpiłam. Remus na wszelki wypadek przytrzymał Blacka i odciągnął go ode mnie.
– Lily, przecież nie możesz go tak więzić cały dzień... – Remus próbował sprawę załatwić ugodowo.
– A właśnie, że mogę! – żachnęłam się. – Nie ujdzie mu na sucho to wredne kłamstwo!
– Ale Lily...
– Remus daj mi spokój. Powiedziałam: NIE i koniec kropka. – przerwałam mu zaciekłym tonem.
– Expelliarmus! – różdżka wypadła mi z ręki, a ja odleciałam parę metrów i upadłam na podłogę. – Dość tej zabawy Evans. – Black podszedł do Pottera, odczarował go i pomógł wstać. Potem odrzucił mi różdżkę i skierował się ku dormitorium. Potter podbiegł do mnie, chcąc mi pomóc.
– Spieprzaj Potter. – warknęłam i wstałam z ziemi, otrzepując się.
– Ale Lily...
– Powiedziałam spieprzaj! Nie chcę cię więcej widzieć na oczy po tym, co zrobiłeś! – odwróciłam się na pięcie i pobiegłam do dormitorium, które było posprzątane. Siedziały tam wszystkie dziewczyny. Gdy weszłam, cała piątka odwróciła głowy w stronę wejścia. Trzasnęłam drzwiami i podeszłam szybkim krokiem do szafy. Wyciągnęłam z niej płaszcz zimowy, buty, szalik, czapkę i rękawiczki i zaczęłam się ubierać.
– Gdzie idziesz? – spytała zaciekawiona Kate. Rzuciłam do niej jej płaszcz i buty.
– Ty idziesz ze mną. – powiedziałam – Przejść się. – wyjaśniłam na widok jej pytającej miny. Posłusznie zaczęła się ubierać. – Angelina idziesz też? – wspomniana kiwnęła głową i również zaczęła się opatulać ciepłymi ubraniami. Po niecałych pięciu minutach byłyśmy gotowe. Zeszłyśmy ze schodów do Pokoju Wspólnego, gdzie toczyło się zwykłe, niedzielne popołudnie. Przeszliśmy do dziury pod portretem i wyszłyśmy z wieży. Schodziłyśmy ze schodów bez słowa. Ja szłam jako pierwsza bardzo szybkim krokiem, a one za mną ze zdziwionymi minami. Dopiero gdy wyszłam na zewnątrz i uderzył mnie powiew chłodnego wiatru, zwolniłam do normalnego tempa. Przez chwilę szłyśmy w ciszy.
– Lily?
– Hmm?
– To jak to w końcu było wczoraj? – spytała niepewnie Kate.
– Nic nie było. – odparłam. – Potter ŻARTOWAŁ. Tylko się całowaliśmy. – Kate zatkało.
– Mogłaś się mnie spytać. – wtrąciła Angelina. Popatrzałam na nią pytająco. – Przecież tam byłam. Weszłam zaraz za wami i widziałam, co robiliście. Nic poza całowaniem, bo potem ty zasnęłaś. – momentalnie mignęła mi przed oczami scena z ranka. No tak, Angelina tam była. Leżała na ziemi z Remusem. Po raz kolejny miałam ochotę walnąć głową o mur. Idiotka!
– A co ty tam robiłaś? – spytała Kate zdumiona. Angelina zarumieniła się.
– Trochę poszalałam z Remusem... – odparła cicho.
– Będą z tego dzieci? – spytałam z uśmiechem. Fajnie by było, gdyby oni się związali. Angelina super dziewczyna, a o Remusie też mogę mówić tylko pozytywnie.
– Nie. Doszliśmy do wniosku rano, że to był tylko jednorazowy incydent spowodowany alkoholem. – wyjaśniła i uśmiechnęła się. Wzruszyłam ramionami, ale nic nie powiedziałam. Kate też nie. No właśnie, Kate...
– A coś ty wczoraj robiła? – spytałam kierując wzrok na lokatą. – Ostatni kawałek, który z tobą pamiętam, to jak tańczyłyśmy razem zanim weszłam na stół...
– Ja? Nic. Pierwsze ci kibicowałam, potem ty tańczyłaś z Potterem, Angelina z Remusem, więc co miałam robić? Próbował do mnie zagadać jakiś siódmoklasista, ale nie umiałam tam dłużej wytrzymać sama, bo... bo widziałam go z jakąś dziewczyną, jak się obmacują. – dokończyła żałośnie. Zrobiło mi się głupio. Bardzo głupio. Angelinie chyba też.
– Przepraszam Kate, że cię zostawiłam. – powiedziałam, spuszczając głowę ze skruchą.
– Ja też. – dodał nasz pałkarz.
– Nie przepraszajcie. – uśmiechnęła się. – Nawet gdybyście ze mną były, to i tak chciałabym już iść. A znając was, poszłybyście ze mną i straciły resztę zabawy.
– No i byłoby milion razy lepiej niż teraz. – mruknęłam. – Jakoś nie bardzo mi pasuje obrót spraw do jakiego doszło. Uwierz Kate, że wolałabym twój scenariusz.
– Mi się podobało, mimo, że przykro mi, że cię zostawiłyśmy. – Angela pokazała język.
– Tak, tylko ty miałaś normalnego faceta, a ja z kim się zabawiałam? Z Potterem. – powiedziałam zgorszona, z obrzydzeniem wymawiając nazwisko okularnika.
– A tam Lily, przeżywasz. – machnęła ręką szatynka. – Nie powiesz, że ci się nie podobało. – skomentowałam to ciszą i pogardliwym spojrzeniem. Dziewczyna się roześmiała.
– Patrzcie! Hagrid! – zaczęłam biec w jego stronę, przebijając się przez tonę śniegu i machając mu na powitanie. Olbrzym uśmiechnął się serdecznie i odmachał. Był w towarzystwie Smoka. Dziewczyny ruszyły za mną. – Cześć! – uśmiechnęłam się promiennie. Smok podbiegł do mnie, merdając wesoło ogonem i łasząc się. Podrapałam go chwilę za uchem.
– Cześć dziewczyny! – powiedział Hagrid. – Gdzie się wybieracie?
– Cześć Hagrid. – odpowiedziały chórem.
– Idziemy się przejść. – odpowiedziałam mu na pytanie. – A Ty?
– Ja, no ten, cholibka, muszę uciąć parę choinek na dekoracje świąteczne.
– Przecież święta są za dwa tygodnie. – zauważyła Angelina
– No tak, ale muszę je jeszcze odrobaczyć, bo, cholibka, jakieś cholerstwo się w tym roku szerzy na drzewach. – odpowiedział. – I właśnie nie mam co zrobić ze Smokiem, bo ten potworek mały uwielbia uganiać się za centaurami, które tego bardzo nie lubią.
– Z kim? – zdziwiła się Angelina, a w jej głosie można było się doszukać nutki obawy.
– Z tym bydlakiem. – wskazał na psa, którego głaskałam, a one odskoczyły.
– Mój Boże! TO jest pies?! – Kate wybałuszyła oczy na psa, który obecnie lizał moją rękę.
– Tak. – odpowiedziałam i zachichotałam. – Kochany nie? – wyszczerzyłam zęby. Pies bardzo mnie polubił i od tego czasu stał mi się naprawdę drogi. Lubiłam go i traktowałam, jak własnego. – My się możemy nim zająć, Hagrid. – uśmiechnęłam się.
– Naprawdę? Cholibka Lily! Wy to jesteście równe goście! To ja znikam, będę tu za jakieś dwie godziny. Możecie się rozgościć u mnie w chatce. – pomachał nam i oddalił się w stronę lasu.
– Lily, czyś Ty zwariowała?! – wyskoczyła na mnie lokata. – MY się mamy zając TYM CZYMŚ?!
– Nie, nie zwariowałam. A to coś, to jest naprawdę fajny pies. – odparłam.
– Milusi. – powiedziała z ironią. Może rzeczywiście dla nich nie był milusi, bo właśnie zakapował, że stoją tutaj dwie obce istoty i zaczął groźnie warczeć.
– Dajcie mu rękę, niech was powącha. – zachęciłam je.
– Wybacz, ale ręce mi są potrzebne. – Angela wsadziła ręce pod pachy i z obawą patrzała na Smoka.
– Nie chcecie, to nie. Ja z nim zostaję. – powiedziałam i z powrotem zaczęłam głaskać Smoka. Dziewczyny popatrzały się na siebie i ze zrezygnowanymi minami podeszły do nas. – Nie możecie pokazać, że się boicie. – pies nadal warczał, a im bliżej były, tym więcej kłów pokazywał.
– Łatwo Ci mówić. – mruknęła Kate.
– Smok. – pies popatrzał na mnie, stawiając uszy. – Spokój! – pies natychmiast się uspokoił. Popatrzyłam zdziwiona, bo nawet Hagrida tak nie słuchał. Dziewczyny podeszły trochę śmielej. Smok patrzał spod byka na nie, ale dał się pogłaskać.
– Jesteś niemożliwa Lily! – zaśmiała się Kate. – Ujarzmić takie bydlę! – pies prawie rzucił się na nią, ale odskoczyła przerażona.
– Smok spokój! – zawołałam, a on położył się u moich nóg. – Nie możesz na niego tak mówić! – ofuknęłam ją. – Chodź tu, nic ci nie zrobi. No mówię, chodź. – Kate podeszła nieufnie do nas. – To co, gdzie idziemy? – spytałam i uśmiechnęłam się.
– No to przejdźmy się... – Bridge popatrzała z obawą na psa. – …ze Smokiem po błoniach. – dokończyła. No i tak zrobiłyśmy. Szłyśmy koło siebie w trójkę, a obok mnie posłusznie szedł pies (który zresztą sięgał mi do pępka). Po chwili wynalazłam zabawę, która wszystkim zrobiła uciechę. Lepiłyśmy z dziewczynami kulki śnieżne i rzucałyśmy je daleko, a Smok latał za nimi jak szalony, próbując złapać je w pysk. Co chwila miał na głowie rozwaloną kulkę, wtedy otrzepywał się, a my śmiałyśmy się z tego. Raz Kate (za pomocą czarów) rzuciła tak daleko kulkę, że zniknął nam z pola widzenia, ale słyszałyśmy jego radosne szczekanie, więc byłyśmy spokojne. Poza tym, był tak do mnie przywiązany, że wątpię, żeby uciekł. Z zamku wyszły dwie postacie, które bez chwili zastanowienia zbliżyły się do nas. Poznałam po chodzie, kto to taki. Potter i Black. Prowadzili jakąś rozmowę, wskazując na nas, co jakiś czas. W moich oczach zapłonęły niebezpieczne ogniki. W końcu doszli do nas.
– Cześć wam. – powiedział radosnym tonem na powitanie Potter.
– Spieprzaj Potter. – warknęłam nieprzyjemnie.
– Evans, czemu jesteś dla mnie taka niemiła? Po dzisiejszej nocy... – chciałam mu walnąć z liścia, ale chwycił w połowie moją rękę mocnym uściskiem.
– Puszczaj debilu! – chciałam się wyrwać, ale nie umiałam. Potter zaśmiał się.
– Możemy tak stać cały dzień, tak jak ja leżałem dzisiaj. – popatrzał na mnie ze złośliwym uśmiechem.
– Puszczaj ją Potter! – warknęła Kate.
– A ty czego się udzielasz, Bridge? – wtrącił Black, mierząc ją niezidentyfikowanym spojrzeniem.
– Uważaj na słowa, bo możesz tego gorzko pożałować! – krzyknęłam i wbiłam w niego piorunujące spojrzenie. On i Potter roześmiali się.
– A co nam zrobisz Evans? Teraz to chyba nic. A, zapomniałbym. Accio różdżki! – moja, Kate, Angeliny i Pottera różdżki wyrwały się zza płaszczy i wpadły w jego ręce. – Ups, sory stary! – odrzucił Potterowi różdżkę, którą ten złapał z zręcznością.
– No i co teraz Evans powiesz? Nadal będziesz mi grozić? – spytał drwiąco Potter. – Nawet nie masz się czym bronić. – zaśmiał się i ścisnął mocniej moją rękę. Miałam ochotę syknąć z bólu, ale powstrzymałam się.
– Puść ją! – Angelina zrobiła krok w naszą stronę, ale Black wycelował w nią różdżkę i pokiwał palcem.
– Co ci daje Potter to, że trzymasz mi rękę? – spytałam, zmieniając taktykę.
– To, że nie możesz nic zrobić. – odpowiedział, a mi w tym momencie zaświtał pewien pomysł.
– Żebyś się nie zdziwił poczwaro. – zagwizdałam, a oni się zaśmiali.
– Haha Evans, to było dobre! Wystraszyłem się! – drwił Potter. Ale ja się uśmiechałam. Dziewczyny też nie zrozumiały o co mi chodzi, bo patrzały na mnie zdezorientowanym wzrokiem. Zobaczyłam w oddali małą, czarną kropkę, która robiła się coraz większa. Nikt jej nie widział, bo wszyscy się patrzeli w inną stronę. Po chwili z kropki zrobiło się ogromne bydlę, które leciało na złamanie karku prosto do mnie. Oczy oby dwóch chłopaków robiły się coraz większe.
– Smok, bierz ich! – drugą ręką wskazałam na Huncwotów. Pies nie zastanawiał się, tylko zaczął ujadać wściekle i rzucił się na nich. W ułamku sekundy, oby dwaj zaczęli uciekać z niemożliwą prędkością. Ale Smok był szybszy. Doskoczył Pottera i ugryzł go w tyłek, wyrywając ogromny kawał materiału. Okularnik dostał takiego motoru do tyłka, że w przeciągu paru sekund był w zamku. Pies rzucił się na Blacka, który przerażony uciekał. Bydlę zrobiło to samo, co z drugim Huncwotem. Syriusz z wrzaskiem wleciał do zamku. Oglądając tę scenę popłakałyśmy się ze śmiechu. Zawołałam psa, który posłusznie przybiegł do mnie.
– Bardzo dobry piesek. – pogłaskałam go po głowie. – Bardzo dobry. – Smok tak jakby się uśmiechnął i zadowolony usiadł przy mnie, mając jeszcze w zębach kawałki materiału pochodzącego z, gołych obecnie, tyłków dwójki idiotów.
– Cofam to, co powiedziałam o Smoku. Naprawdę jest milusi. – rzuciła Kate i po raz kolejny wybuchłyśmy śmiechem. Poszukałam wzrokiem naszych różdżek, które leżały, razem z Blacka, na ziemi tam, gdzie on wcześniej stał. Podniosłam je i oddałam dziewczynom. Swoją i Łapy schowałam za pazuchę.
– Mam nadzieję, że przez kolejny tydzień nie usiądą na dupie. – powiedziałam z mściwą satysfakcją.
***
No i miałam rację. Przez kolejny tydzień Potter i Black za każdym razem, gdy siadali, jęczeli z bólu. No i oczywiście omijali nas szerokim łukiem. A my miałyśmy radochę z ich cierpienia. Oczywiście postarałam się, żeby cała szkoła wiedziała o tym zdarzeniu. Ogólnie przez ten tydzień miałam wyśmienity humor, mimo że dziennie spędzałam dwie godziny na odrabianiu szlabanu u McGonagall. Potter nie odezwał się do mnie ani słowem, Black nie męczył ani mnie ani Kate, zaprzyjaźniłyśmy się z Angeliną, nadrobiłam zaległości z Severusem, z którym rozmawiałam teraz niemal codziennie, więc czego tu jeszcze chcieć? Naprawdę ten tydzień był bardzo dobry i korzystnie wpłynął na moje samopoczucie. Jeszcze dodam do tego, że zbliżały się święta! Mimo, że kochałam tą szkołę, to bardzo cieszyłam się na powrót do domu, bo stęskniłam się za rodzicami. Nic, zupełnie nic, nie mogło mi popsuć humoru. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Tydzień później, w niedzielę, zeszłyśmy z dziewczynami na śniadanie. Gdy weszłyśmy do Wielkiej Sali, panowało tam ogromne poruszenie. Mnóstwo sów latało między stołami, wszyscy byli zdenerwowani i o czymś z przerażeniem rozmawiali. Nie podobało mi się to. Usiadłyśmy przy stole Gryfonów. Natychmiast podleciały do mnie dwie sowy. Jedna miała list, a druga Proroka Niedzielnego. Chciałam otworzyć list, ale zanim to zrobiłam, zobaczyłam ogromy nagłówek na gazecie, który mnie nakłonił do przeczytania artykułu. Dziewczyny nachyliły się razem ze mną nad gazetą.
ATAK NA MUGOLÓW W LONDYNIE
W sobotę 9 grudnia, około godziny 20 nastąpił atak na rodziny ludzi niemagicznych tzw. mugoli. Ataku dokonali zwolennicy Czarnego Pana, samozwańczy Śmierciożercy. Według naszych źródeł, w tym ataku brał udział sam Czarny Pan. Zamach miał miejsce na Little Street. Zginęło 23 mugoli, a około 40 zostało rannych. Z tego, co ustalili aurorzy, była to „zabawa”.
„Nasze oddziały pracują teraz 24 godziny na dobę. Umieściliśmy wszystkich rannych w szpitalu św. Munga, a pozostałych mugoli wzięliśmy na czyszczenie pamięci. Oczywiście premier mugoli został poinformowany, co się tak naprawdę stało. Trwa również zabezpieczanie sąsiednich ulic i likwidacja strat. Prosimy o zachowanie środków bezpieczeństwa i zapewnienie go również naszym niemagicznym przyjaciołom. Z każdą podejrzaną sprawą prosimy zgłosić się do Ministerstwa Magii.” Oznajmił Minister Magii Marc Dreamfork. Więcej szczegółów na stronie 5...
Serce zabiło mi mocniej. Myślałam, że się popłacze. Little Street była sąsiednią ulicą tej, gdzie ja mieszkałam. Trzymałam gazetę w ręku i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Coś ścisnęło mi gardło tak, że nie potrafiłam mówić. Po policzku spłynęła mi łza.
– O cholera... biedni mugole... – mruknęła Angelina i zerknęła na mnie. – Lily? Co się stało? – pokręciłam głową i zakryłam twarz w dłoniach. Musiałam odczekać chwilę, żeby uspokoić skołatane nerwy.
– Ta ulica... ta ulica... – zaczęłam. – Ta ulica sąsiaduje z moją ulicą... – Kate zatkała sobie usta, a Angelina rozszerzyła oczy.
– Ale... ale... Myślisz, że...? – spojrzałam na nią z przerażeniem.
– Nie wiem... Na Little Street nie mieszka tylu ludzi. To jest malutka ulica. A jeśli zabezpieczają sąsiednie...
– Ja myślę, że przyszłaby do ciebie McGonagall albo i nawet Dumbledore, gdyby coś się stało. – Kate jako pierwsza odzyskała zdrowy umysł. – A ten list? – przypomniałam sobie o liście, który dostałam. Porwałam go szybko i drżącymi rękami otwarłam. Na pieczątce widniały inicjały MM. – To od Ministerstwa. – szepnęła cicho Kate, a mi serce waliło, jak szalone. Wyciągnęłam list i przeczytałam:
Panno Evans,
Pewnie czytała Pani już artykuł z Proroka Codziennego i wie Pani, co się wydarzyło wczorajszego wieczoru. Jak wiadomo, ulica, na której wydarzyło się to bardzo przykre zajście, sąsiaduje z ulicą, na której znajduje się Wasz rodzinny dom. Piszę w tej sprawie, aby nie musiała się Pani martwić o swoich bliskich, ponieważ są oni pod naszą opieką. Spędzili noc w Szpitalu św. Munga, aby nasi uzdrowiciele, mogli w stu procentach przekonać się, że nic im nie jest. Teraz przebywają w Departamencie Magicznych Wypadków i Katastrof, w biurze Komitetu Łagodzenia Mugoli, pod opieką naszych wykwalifikowanych pracowników. Informuję Panią, że przejdą przez proces wymazania pamięci, przez który muszą przejść zgodnie z Ustawą o Tajności. Zapewniam, że są pod bardzo dobrą opieką i nic im nie grozi, a zanim wrócą do domu, będą mieli zapewnione dodatkowe środki bezpieczeństwa. Myślę, że zrozumie Pani sytuację i nie będzie robiła z tego problemów, oraz, że pozbyłem Panią wszelkich obaw. Drugą sprawą, związaną z poprzednią, jest ta, że Ministerstwo Magii jest zmuszone prosić o pozostanie na czas świąt w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, ze względów na Pani bezpieczeństwo. Powiadomienie o tym rodziców spocznie na naszych rękach i proszę się nie zdziwić w razie otrzymania od nich listu informującego, że wyjeżdżają. W liście tym mogą się również pojawić dziwne wyrazy, czy zdania, ale proszę się nie martwić, ponieważ są to normalne objawy występujące po zabiegu, jakim jest usuwanie pamięci.
Serdecznie pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt,
Serdecznie pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt,
John Werty
Szef biura Komitetu Łagodzenia Mugoli
Szef biura Komitetu Łagodzenia Mugoli
Odetchnęłam z ulgą po przeczytaniu tego listu, ale serce nadal biło mi szybszym tempem. Uspokoiłam się, ale byłam smutna z powodu całego wydarzenia i tego, co się stało tym biednym ludziom. Kate i Angelina również odetchnęły i poklepały mnie po plecach.
– Zostaję z tobą Lily. – oznajmiła Kate, nakładając sobie kanapkę na talerz.
– Ja też. – podążyła za nią Angelina. Uśmiechnęłam się.
– Dziękuję! Jesteście cudowne! – ucałowałam je i z troszkę lepszym humorem wbiłam widelec w moją kiełbaskę.
wiedziałam, wiedziałam, że do niczego nie doszlo;))
OdpowiedzUsuńDziewczyno, tysieczne pokłony w Twoją strone, bo mi choć na chwilę poprawiłaś humor! .. Chwała Bogu, że do niczego nie doszło. No kocham jak się Evans wkurza na Pottera! ;] Black dostał nauczkę, kasztan jeden! Dobrze mu taak! Dobrze też, że z rodzicami Lilki nic się nie stało. Pozdrawiam! kochaj-lub-nienawidz
OdpowiedzUsuńNa http://kochaj-lub-nienawidz.blog.onet.pl pojawiła się IV kartka z pamiętnika Lily, pt. ''List . ''. Zapraszam do przeczytania i pozdrawiam! :*
OdpowiedzUsuńAkcja z psem była ŚWIETNA xD Dobrze im tak, szkoda, że im tyłków nie poodgryzał. Kochane zwierzątka Hagrida ;] Szkoda, że nie miał chimery. Bardziej uszkodziłaby Pottera...
OdpowiedzUsuńświeetne ;* czyli do niczego nie doszło..wkurzyła mnie trochę Lily z tą wściekłością na Jamesa - teraz to i on by mógł się na nią obrazić ;ppJuż się wystraszyłam że rodzicom rudej się coś stało..ale na szczęście nie.I jeszcze ta akcja ze Smokiem...rewelacja ;Dczekam na ciąg dalszy ;]
OdpowiedzUsuńŚwietny blog. Tak myślałam, że do niczego nie doszło i dobrze, że Black i Potter dostali nauczkę. Naprawdę super rozdział. U mnie też niedługo się pojawi. Napiszę Ci. Pozdrowienia ;***
OdpowiedzUsuńPragnę się poprawić. W moim komciu, który dałam przed chwilą miał być Świetny wpis, ale blog oczywiście też jest SUPER!!!Jak już mówiłam poinformuję cię jak będzie u mnie coś nowego.
OdpowiedzUsuńPotter jest wredny. Nie rozumiem, jak mógł okłamać Lily w tak ważnej sprawie. Na szczęście dostał porządną nauczkę, akcja ze Smokiem była wręcz obłędna :D Biedni ci mugole. Widzę, że Czarny Pan powoli wkracza w Twoje opowiadanie. Ciekawe jak będą wyglądały święta w Hogwarcie? Mam nadzieję, że Huncwoci również zostają w zamku ; )Aha, jeszcze tylko jeden mały błąd rzeczowy, który wyłapałam. Z racji na dzień tygodnia, Lily powinna dostać "Proroka Niedzielnego". Taki mały szczególik :)Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńPo prostu mistrzostwo! Najlepszy blog o Lily, jaki czytałam. Pisz częściej ;)
OdpowiedzUsuńHeej, u mnie nowość, zapraszam :) [ lily-w-krainie-czarow.blog.onet.pl ]
OdpowiedzUsuńMocna akcja ze smokiem... :) Już myślałam ze coś się stało z rodzicami Lily ;Pzajeebista nocia ;PPozdrófka ;D
OdpowiedzUsuń,,Doskoczył Pottera i ugryzł go w tyłek, wyrywając ogromny kawał materiału. Okularnik dostał takiego motoru do tyłka, że w przeciągu paru sekund był w zamku." Uwielbiam Twój blog! Potrafi doprowadzić mnie do łez ze śmiechu i smutku! Powinnaś napisać własną książkę!
OdpowiedzUsuń