– Drętwota! – promień zaklęcia uderzył w korzenie, a te zostały bez ruchu. Przerażona dwójka patrzała z osłupieniem na cieniutkie niteczki, które bez ruchu oplatały im szyje. Podeszłam bliżej i zaczęłam ich odplątywać tak, żeby nie dotknąć tetryta. Po chwili Potter był odplątany, a później Cassie. Szybko wsadziłam roślinę do doniczki i zasypałam ziemią. Udało mi się to, zanim zaklęcie przestało działać. Wszyscy, razem z profesorką, patrzeli na mnie, jak sparaliżowani. Pierwsza ocknęła się Sprout.
– Pa... panno Evans... je-jestem pod... pod wrażeniem. Trzydzieści punktów dla Gryffindoru i otrzymuje pani ocenę Wybitną. A pan Potter i panna Brown powinni pani dziękować za uratowanie życia. – w tym momencie zadzwonił dzwonek, a ja pierwsza wyszłam ze szklarni. Wbiegłam do zamku i wmieszałam się w tłum. Słyszałam za sobą, jak ktoś się przepycha przez ludzi.
– Lily! – usłyszałam Pottera. – Lily, zaczekaj! – złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę. – Możemy pogadać?
– Nie mamy o czym. – powiedziałam krótko i wspięłam się na schody. W połowie dogonił mnie i znów zatrzymał.
– Lily, chcę ci tylko podziękować. Gdyby nie ty, mógłbym teraz leżeć w szpitalu...
– Nie ma sprawy. – powiedziałam szorstko i odeszłam. Już nie poszedł za mną. Przez resztę lekcji byłam rozkojarzona i nie wiedziałam, co się dzieje. Na eliksirach, które zwykle mi sprawiały dużo radochy z robienia różnych wywarów, wszystko robiłam monotonnie. Nie zgłaszałam się, nie słuchałam, co mówili nauczyciele, tylko wpatrywałam się gdzieś w dal. Nawet nie wiem, co we mnie uderzyło. Co chwila przed oczami mi stawał obraz, jak ta roślina dusi Pottera. Czułam się, jak wtedy, gdy myślałam, że utonął. Z takimi myślami stałam na Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami i wpatrywałam się w Pottera, który razem z Cassie, oglądał małego jednorożca. Uśmiechał się i głaskał zwierzę po złotej szyi. Jego oczy patrzały na to stworzenie z takim wyrazem, jak kiedyś patrzały na mnie. Było w nich tyle ciepła. Uśmiechał się naprawdę szczerze, pokazując komplet białych i równych zębów. Jego kruczoczarne, niesforne włosy kontrastowały z białym śniegiem. Od okularów odbijał się blask zimowego słońca. W każdym jego ruchu można było dostrzec zwinność, którą odznaczał się na miotle. W tym momencie tak cholernie mi się podobał, że nawet sama sobie się dziwiłam. Naprawdę był przystojny. Zawsze podobały mi się jego orzechowe oczy, ale nigdy on cały. Owszem, nie należał do najbrzydszych chłopaków, ale nigdy jakoś specjalnie mi nie przypadł do gustu. Teraz wydawał mi się niemalże przystojniejszym od Blacka. Gdy Cassie podeszła do niego i objęła go ramieniem, coś mnie ukuło w środku. Tak jakby zazdrość. Gdy go pocałowała, zacisnęłam pięści.
– Ty chyba jednak coś do niego czujesz Lily. – głos Angeliny wyrwał mnie z zamyślenia. Obróciłam się w jej stronę, a ona uśmiechała się lekko, patrząc na mnie. – Jedno twoje spojrzenie wszystko mówi. Prawda?
– Nie. – odparłam. – Po prostu stwierdziłam w tym momencie, że jest bardzo przystojny. – dodałam zgodnie z prawdą.
– Dobra, dobra. Ale raczej nie patrzy się takim wzrokiem na kogoś, kto ci się podoba tylko z wyglądu. – uśmiechnęła się podejrzliwie.
– Angela, daj spokój. – odparłam i z powrotem popatrzałam w stronę obiektu moich myśli. Potter patrzył się na mnie, ale gdy zauważył, że ja się odwróciłam, szybko zajął się głaskaniem młodego jednorożca.
– Jedno Twoje słowo Lily, a on ją rzuci i przybiegnie do ciebie. – stwierdziła.
– Nie zależy mi na tym. I nie chcę psuć ich szczęścia, nawet jeśli bym coś do niego czuła.
– Jak tak na niego patrzysz, to poważnie myślisz, że jest z nią szczęśliwy? – spytała obserwując ich. Rzeczywiście Potter wcale nie patrzył na nią z czułością. Wręcz unikał jej wzroku. Za każdym razem, gdy ona zaczęła go całować jego oczy wyrażały prawie obrzydzenie. Gdy się całowali, miał otwarte oczy, a jak z nią rozmawiał (a raczej ona do niego gadała), to miał znudzony wyraz twarzy.
– Nie wiem Angela. Nie interesuje mnie to. – odwróciłam się od nich i podeszłam do dorosłego jednorożca. Dałam mu kostkę cukru i bezmyślnie głaskałam go po jedwabnych włosach.
***
– Lily, co się dzisiaj z tobą dzieje? Cały dzień chodzisz zamyślona i jakaś taka zachmurzona.
– Co?
– No właśnie to! – oburzyła się Kate. – Jesteś całkowicie rozkojarzona i nie wiesz co się wokół ciebie dzieje. Ja cię nie poznaję. Całujesz się z Potterem, potem z Daviesem. Jesteś z Daviesem od tygodnia, ale cały dzień wpatrujesz się w Pottera i Cassie. Możesz mi wytłumaczyć o co chodzi?
– Nie jestem już z Daviesem. – odparłam obojętnym tonem, a jej szczęka opadła.
– No to ja już kompletnie nic nie wiem. – rozłożyła bezradnie ręce.
– Wiesz co, Kate? – trochę się zdenerwowałam na nią. – Gdybyś całego dnia nie spędzała z Blackiem, to byś wszystko wiedziała. Nic cię nie interesuje! Widzisz, dowiadujesz się pod koniec dnia o czymś, co się zdarzyło z samego rana i masz do mnie pretensje. Tak, mam złe dni, źle się czuję, ale ciebie to nie interesuje! Myślisz tylko o swoim Syriuszu. Odkąd z nim jesteś, cały dzień spędzam sama, jak palec, nie licząc kilkuminutowych rozmów z kimś. A odkąd Potter jest z Cassie i Huncwotom trochę się popsuło między nimi, to aż się dziwię, że wiesz jak mam na imię. Idę spać. Dobranoc. – położyłam się do łóżka i energicznym ruchem przykryłam się kołdrą. Kate chyba stwierdziła, że mam rację, bo się nie odezwała i też położyła się do swojego łóżka. Mimo, że byłam zmęczona, całą noc nie spałam. Przewracałam się z boku na bok i próbowałam usnąć. O godzinie 3 nad ranem dałam sobie spokój, ubrałam szlafrok i kapcie i wyszłam z dormitorium. Usiadłam przy fotelu stojącym najbliżej kominka. Siedziałam tak z podkulonymi nogami i wpatrywałam się w tańczące płomienie. Zastanawiałam się, co się ze mną dzieje. Kate miała rację, że zachowuję się nienormalnie. Sama siebie nie poznawałam. Gdzie się podziała Lily Evans, twardo stąpająca po ziemi dziewczyna, która stanowczo wiedziała co chce, a czego nie. Minęły zaledwie 3 miesiące od początku roku szkolnego, a tyle się zmieniło. Popatrzałam w okno. Na niebie świecił księżyc, który był prawie w pełni. Od razu pomyślałam o Remusie, który biedny jutro będzie przeżywać swój comiesięczny koszmar. On to ma życie. A ja się przejmuje swoim, w którym nie ma żadnych poważnych problemów, same błahostki. Siedziałam tak w ciszy myśląc o różnych sprawach, gdy nagle drzwi do Pokoju Wspólnego się otworzyły i usłyszałam trzy różne głosy. Schowałam się jeszcze bardziej za oparciem fotela. Nie było mnie widać, bo byłam obrócona przodem do kominka.
– Ale jazda! Cieszę się, że mnie wyrwaliście! Przepraszam chłopaki, że was zaniedbywałem. Zaniechaliśmy przez to nasze ćwiczenia. – to był głos Pottera. Był bardzo podniecony.
– Zapomnij o tym stary. – odezwał się drugi głos, należący do Blacka. – Ważne, że w końcu nam się udało to zrobić!
– Komu jak komu się udało... – mruknął posępnie Peter.
– Glizdogonie, przecież z naszą pomocą też ci się udaje!
– Ale Rogacz, wy potraficie sami, a ja...
– Przestań biadolić Glizdek! – przerwał mu Syriusz. – Jeszcze trochę poćwiczysz i sam będziesz potrafił. Trzeba to jutro powiedzieć Luniowi.
– Łapa, czy ty myślisz o tym, co ja? – spytał podejrzliwym głosem Potter.
– O taaaaaaak. – obydwoje się zaśmiali.
– A-a-ale wy ch-chyba nie chcecie jutro...?
– Tak Glizdek, chcemy. I ty też chcesz. W końcu po to od trzeciej klasy co noc się wyrywamy ćwiczyć i co noc szlajamy się po zamku i jego terenie, nie? – przerwał mu James.
– No tak, ale...
– Nie marudź! Już się nie umiem doczekać jutrzejszej nocy!
– Dobra nie krzycz tak Rogaczu, bo obudzisz cały zamek. – zaśmiał się Black i cała trójka zniknęła na schodach. Co tu się dzieje? Co oni ćwiczyli tak długo i co im się w końcu udało osiągnąć? I co ma do tego Remus? I czemu się nie potrafią doczekać jutrzejszej nocy? Ciekawe, czy Kate cokolwiek wie? Nic innego mi nie pozostało, oprócz domyślania się o co im chodziło. Myślałam nad tym, gdy nagle usłyszałam te same głosy, które schodziły ze schodów wyraźnie się kłócąc.
– Jedyne co ci kazałem zrobić, to patrzeć, czy mamy wolną drogę! A ty nie zauważyłeś, że Evans siedzi w Pokoju Wspólnym, czyli w miejscu, w którym rozmawialiśmy o wszystkim! Ty idioto! – Black wydzierał się na któregoś z pozostałych Huncwotów.
– Ale ja myślałem, że o tej porze nikogo nie będzie! – zapiszczał Peter przerażonym głosem.
– Ty lepiej już nie myśl kretynie! – warknął Potter. Chyba kierowali się w moją stronę, więc szybko zamknęłam oczy i udawałam, że jestem głęboko pogrążona w śnie.
– Tu jest. – szepnął Black i poczułam bliskość wszystkich trzech osób. Starałam się wyglądać jak najbardziej prawdziwie. – Chyba śpi.
– Myślisz, że spała, jak tu byliśmy przedtem? – spytał Potter.
– Na pewno. Po pierwsze, od razu by nas skarciła za to, że chodzimy w środku nocy, a nawet jeśli nie, to uciekłaby zaraz po nas do dormitorium. Nie znasz Evans? – stwierdził Black tonem znawcy. On chyba jednak mnie nie zna.
– W sumie racja. Masz szczęście Glizdek. – mruknął do przerażonego Petera, który odetchnął z ulgą. – Ale już nigdy w życiu nie będziesz sprawdzał drogi.
– Dobra zbieramy się. – zarządził Syriusz. – Trzeba się porządnie wyspać przed jutrzejszą nocą.
– Idźcie, ja tu chwilę posiedzę.
– Nie wygłupiaj się Rogacz! – zirytował się Black – I co, będziesz siedział i gapił się w nią, jak w obrazek? Przecież masz dziewczynę!
– Od dzisiaj już nie mam. A poza tym, popatrz, jak ona słodko wygląda, jak śpi.
– Boże, co za kretyn! Ja idę, dobranoc. Glizdogon, chodź. – dwoje Huncwotów wstało i poszło, a Potter roześmiał się i usiadł na fotelu obok. Chyba się we mnie wpatrywał, bo czułam jego wzrok na sobie.
– Oj Lily, Lily. Gdybyś ty wiedziała, ile bym dał za jedną głupią randkę z tobą. Szkoda, że jesteś taka uparta... – oprócz tych słów, nie powiedział nic więcej, tylko przykrył mnie jakimś kocem. Siedział tak przy mnie do piątej rano i patrzył się. Nie spał, nie mówił, po prostu się patrzył tymi swoimi orzechowymi oczami na mnie. Mimo, że miałam zamknięte oczy, wiedziałam jaki to wzrok. To był ten pełen ciepła i troski wzrok, którym mnie tak często obdarzał. Miałam ogromną chęć choć raz znów wtopić się w te oczy, ale przemogłam się i udawałam, że śpię. O piątej wstał z fotela, musnął mnie ustami w policzek i powiedział cicho „Dobranoc”. Potem odszedł do swojego dormitorium. Poczekałam jakieś dziesięć minut i również ruszyłam do siebie, rozmyślając nad tym, co się wydarzyło dzisiejszej nocy.
***
– Wyglądasz jakbyś nie spała całą noc! – gdy wyszłam z łazienki trafiłam na Angelinę, która aż odskoczyła na mój widok. – Jesteś taka blada! I te oczy! – machnęłam ręką, ale wróciłam się do łazienki i przypatrzyłam dokładnie swojemu odbiciu. Rzeczywiście wyglądałam, jak trup. Byłam blada, jak ściana i miałam ogromne wory pod oczami. Nałożyłam trochę podkładu i pudru, potem różu do policzków i wytuszowałam rzęsy.
– Lepiej? – spytałam, a dziewczyna pokiwała głową. Podeszłam do łóżka Kate i powiedziałam spokojnym tonem. – Kate, wstawaj, bo się spóźnisz na śniadanie. – ona obudziła się i popatrzyła na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Ja z Angeliną zeszłyśmy do Pokoju Wspólnego, gdzie panował jakiś niezwykły ruch jak na poranek. Przy fotelach stała grupka ludzi, a w środku nich odgrywała się jakaś scena. Nie musiałyśmy podchodzić bliżej, bo już na wejściu usłyszeliśmy co się dzieje.
– Jak to mnie rzucasz?! – krzyk Cassie było słychać chyba w całej wieży. – Przecież...
– Skończ już robić sceny. – przerwał jej Potter. – Niepotrzebnie nałożyłaś dzisiaj tyle tapety na twarz. I tak mi się nigdy nie podobałaś. – wszyscy wybuchli śmiechem, łącznie ze mną.
– Ale James! – blondynka błagalnym tonem zawołała jego imię. Podeszłyśmy bliżej tej sceny.
– Przecież dobrze wiesz, że byłaś mi potrzebna tylko po to, żeby zrobić na złość Lily. – powiedział najspokojniejszym głosem na świecie. Słysząc swoje imię, zarumieniłam się i chciałam się wycofać.
– Znowu wszystko kręci się wokół niej! – tu wskazała na mnie palcem, a wszyscy, łącznie z Potterem zwrócili głowy w moją stronę. – Co ty widzisz w tej rudej szlamie?! – tego było już za wiele. Potter wstał, wyciągnął różdżkę, wymamrotał jakieś zaklęcie i blondynka leżała na ziemi zwijając się. Okazało się, że w tym samym czasie ja, on, Kate, Angelina, Remus i Black strzelili w nią różnymi zaklęciami. Wyglądała obecnie, jak kupa hipogryfowego łajna. Z głowy wychodziły jej rogi, skóra mieniła się wszystkimi kolorami, miejscami miała łuski, miejscami pancerz, włosy zamieniły się w słomę, a jej nos przypominał nos Pinokia, bo był długi i drewniany. Przez buty przebiły się długie szpony, tak, jak i w dłoniach pojawiły się podobne. Wszyscy zebrani ryknęli śmiechem i tarzali się po podłodze. Jedynie Laura podeszła do niej i wyciągnęła ją z wieży. Dedukuję, że zabrała ją do Skrzydła Szpitalnego. Ja zaczęłam się śmiać z innymi, bo nikt nie potrafił się uspokoić. Jedynie Potter stał i dyszał ze złości, wpatrując się w miejsce, w którym przedtem leżała Cassie. Wszyscy nagle ucichli w patrzeli się na niego.
– Jak ona... jak ona mogła tak... Jak ona mogła tak o Tobie powiedzieć?! – wydyszał.
– Spokojnie James. – powiedziałam. – Dostała za swoje. Może zapamięta na przyszłość.
– Ale jak ona mogła tak o kimkolwiek tak powiedzieć?! A co dopiero o TOBIE?! Zabiję ją! – ruszył w stronę, gdzie wyszły przedtem dwie dziewczyny. Nikt nie próbował go zatrzymać. Podbiegłam do niego.
– Uspokój się. – powiedziałam twardo. – Nie pierwszy i nie ostatni raz tak powiedziała. Zresztą tak, jak i reszta innych ludzi.
– Niech tylko ktoś spróbuje, a...
– A co mu zrobisz? Zabijesz połowę świata czarodziejów, razem z Voldemortem? – roześmiałam się. – Nie bądź śmieszny Potter. Dzięki za to, że się wstawiłeś za mną, ale sama również dałabym sobie radę. A, i niepotrzebnie wspomniałeś o mnie w waszej rozmowie. – odeszłam od niego, zostawiając go w osłupieniu.
– Lily! Zaczekaj! – nie zatrzymałam się na prośbę. Po chwili dobiegła do mnie Kate. – Możemy pogadać? – spytała, a ja kiwnęłam głową. – Chciałam cię przeprosić. Za wszystko. Wiem, że miałaś rację. Nie powinnam była cię olewać przez to, że jestem z Blackiem. Przepraszam. – spuściła głowę. Ja uśmiechnęłam się do niej.
– Nie ma sprawy Kate. – ona rzuciła się na mnie i stałyśmy tak przytulone przez chwilę. – Idziemy na śniadanie? – spytałam, a ona spuściła głowę.
– Wiesz... umówiłam się z Syriuszem... – westchnęłam głośno i zdenerwowałam się w duchu. – Żartowałam! – wyszczerzyła zęby. – Idę z tobą. Masz mi chyba dużo do opowiadania.
– Nie. Nie mam nic. – pokazałam jej język.
– A gdzie byłaś dzisiaj w nocy? – spytała. Pomyślałam chwilę i stwierdziłam, że nie powiem jej nic, bo mogłaby to powiedzieć Blackowi, a wtedy trudniej by mi było węszyć.
– Wiesz, poszłam do Pokoju Wspólnego, usiadłam przed kominkiem i zasnęłam. Tak niewygodnie mi się spało, że wstałam niewyspana jak diabli. – wkręciłam jej kit, a ona pokręciła głową.
– To po co tam poszłaś?
– Bo nie umiałam zasnąć. A skąd wiesz, że mnie nie było? – spytałam podejrzliwie.
-Bo słyszałam jak wychodzisz, a potem jak się przebudziłam, to ciebie nie było w łóżku. – w tym momencie doszłyśmy do Wielkiej Sali. Usiadłyśmy na swoich miejscach i zajadałyśmy się pysznym śniadaniem. Potem cały dzień minął spokojnie. Na lekcjach żadna roślina nie udusiła nikogo, na transmutacji, jak zwykle McGonagall darła się na Pottera i Blacka i dała im szlaban, którzy zamiast powodować znikanie kota, wypuścili myszy z szafy, za którymi pognały wszystkie koty, na Obronie Przeciw Ciemnym Mocom czytaliśmy strasznie długi i strasznie nudny rozdział o wodnikach Kappa (które przerabialiśmy w trzeciej klasie z innym profesorem), na eliksirach warzyliśmy Eliksir Radości, a na Historii Magii odsypiałam noc, tak jak i większość klasy. Po obiedzie odrobiłam w wieży wszystkie zadania i miałam wolny wieczór dla siebie. Jako, że Kate jeszcze nie skończyła, a potem umówiła się z Syriuszem, stwierdziłam, że odwiedzę Hagrida. Ubrałam się w płaszcz, czapkę i rękawiczki i wyszłam z zamku. Zanim przebrnęłam się przez tą warstwę śniegu, minęło dobre czterdzieści pięć minut. Były ostatnie dni listopada, śniegu już było około metra, a nadal padało. W tym roku będziemy mieli bielutkie święta. Zapukałam do drzwi i momentalnie usłyszałam warczenie Smoka, a potem kroki Hagrida. Otworzył drzwi i szeroko się uśmiechnął. Pies, gdy poczuł, że to ja, przestał warczeć i zaczął się łasić do mnie.
– A już myślałem, że o mnie zapomniałaś! – wpuścił mnie do środka i pomógł zdjąć płaszcz.
– No coś Ty Rubeusie! – powiedziałam i uśmiechnęłam się promiennie. – Po prostu miałam ostatnio niezły zawrót głowy.
– No słyszałem, że byłaś nawet w Skrzydle Szpitalnym. – mruknął i spojrzał na mnie troskliwie czarnymi oczami. Machnęłam ręką.
– Już nawet o tym zapomniałam. – zaśmiałam się. – Tyle się wydarzyło.
– No to opowiadaj kochana, opowiadaj. – nalał mi gorącej herbaty do ogromnego kubka.
– Dzięki. – po tych słowach zaczęłam mu opowiadać o wszystkim co się wydarzyło od mojej wizyty w Skrzydle. Nie żałowałam mu najmniejszych szczegółów. Hagrid był moim przyjacielem i chyba wiedział tyle samo co Kate. Powiedziałam mu wszystko, co mi się przewinęło przez głowę o Potterze. Zataiłam tylko rozmowę chłopaków.
– No, no. – cmoknął. – Cholibka, to nieźle wpadłaś.
– Z czym wpadłam? – spytałam zdziwiona.
– No chyba powoli zaczynasz do tego, no, Jamesa coś czuć. – uśmiechnął się znacząco.
– Mów, co chcesz. Ja i tak wiem swoje. – wzruszyłam ramionami. – A co tam u ciebie, Hagrid?
– A u mnie po staremu, jak zawsze. Stara bida piszczy. – uśmiechnął się do mnie. Potem gadaliśmy jeszcze o wszystkim i o niczym. Dopiero, gdy zaglądnęłam przez okno, zdałam sobie sprawę, że musi być strasznie późno, bo było już naprawdę ciemno. – Cholibka Lily! Jest pierwsza w nocy! – wybałuszyłam na niego oczy.
– CO?! Muszę zmykać Hagrid! Dobranoc! – wstałam i błyskawicznie się ubrałam. Pogłaskałam na odchodnym Smoka i jakoś mi się udało przekonać olbrzyma, że nie musi mnie odprowadzać do zamku. Wyszłam na dwór, gdzie było bardzo zimno i gdyby nie śnieg, to zgubiłabym się w tych ciemnościach. Przedzierałam się przez śnieg na nowo, bo podczas mojej pogawędki z Hagridem, zdążyło zasypać moją dróżkę, którą sobie wydeptałam. Byłam przy jeziorze, gdy usłyszałam jakiś szelest dochodzący ze skraju lasu. Serce zabiło mi mocniej. Stanęłam w bezruchu i nasłuchiwałam. Jakieś ogromne zwierzę przedzierało się przez krzaki. Zaczęłam się cała trząść. Już sama nie wiedziałam, czy z zimna, czy ze strachu. Wpatrywałam się w punkt, z którego dochodził szelest. Miałam nogi, jak z waty, nie mogłam się ruszyć, nie mogłam wydać żadnego dźwięku z siebie, nawet nie byłam w stanie mrugnąć. To coś było już tak blisko, że myślałam, że mi serce stanie. Z krzaków wyłonił się jakiś pysk. Źrenice mi się powiększyły i już chciałam krzyczeć, gdy z Zakazanego Lasu wyszedł piękny jeleń. Cały strach mnie opuścił pod wrażeniem, jakie zrobiło na mnie zwierzę. Był pięknego ciemnobrązowego koloru, prawie czarnego, miał wielkie rogi, był potężny, ale wcale nie straszny. Wręcz uspokoiłam się na jego widok, choć serce jeszcze nie wróciło do normalnego rytmu. Cicho podszedł do mnie i stanął naprzeciwko, około dwóch stóp ode mnie. Stałam nadal w bezruchu podziwiając jelenia. Dziwne było to, że wyszedł do mnie, ale w tym momencie nie zastanawiałam się nad tym. Wyciągnęłam rękę i pogłaskałam go niepewnym ruchem ręki. Nawet się nie speszył. Wręcz przeciwnie. Przymrużył oczy, jakby mu moje głaskanie sprawiało przyjemność. Uśmiechnęłam się i rozluźniłam. Podeszłam bliżej niego. Był wspaniały. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. I nagle coś mnie uderzyło w nim. Miał piękne, orzechowe oczy z czarnymi obwódkami. Kogoś mi one przypominały, ale nie potrafiłam określić kogo. Patrzyłam mu prosto w ślepia, bezmyślnie głaszcząc go po łbie. Jeleń wcale nie wydawał się być spłoszony tym, że patrzę mu w oczy. On również na mnie patrzył. Może jestem głupia, ale wydawało mi się, że patrzy z taką, jakby czułością, delikatnością. Od razu zakochałam się w tych oczach, w tym orzechowym spojrzeniu zwierzaka. Nie wiem ile tam stałam, ale w każdym razie na pewno bardzo długo.
– Skąd ja znam te oczy? – spytałam szeptem. – Jesteś taki piękny... – gadałam do jelenia. Może to wydaje się głupie, ale w tamtym momencie nie było. Czułam, że mam w nim przyjaciela mimo, że widziałam go pierwszy raz. Stałam tam jak zahipnotyzowana, wpatrując się w te niezwykłe i skądś znane mi oczy. Gdy ciemna chmura odkryła księżyc, który był w pełni, z lasu dobiegło mnie jakieś okropne wycie. Jeleń poruszył się niespokojnie i popchnął mnie pyskiem w stronę zamku. Przerażona zaczęłam biec, a jeleń za mną, jakby chciał się upewnić, że dotrę cała. W połowie drogi to coś zawyło drugi raz, jakby bliżej. Zwierzę popchnęło mnie pyskiem, zmuszając mnie do szybszego biegu.
– Żegnaj! – powiedziałam i wbiegłam na schody. Otworzyłam drzwi frontowe i zanim weszłam odwróciłam się. Jeleń biegł cwałem w stronę Zakazanego Lasu, skąd dochodziło wycie i chwilę później już go nie było. Z bijącym jak szalone sercem, weszłam do środka i pobiegłam ile sił w nogach do wieży. Na szczęście nie spotkałam nikogo po drodze. Położyłam się do łóżka w ubraniach z nadal walącym sercem. Dyszałam pod kołdrą i myślałam o dziwnym spotkaniu i o tym wyciu. Nie minęło wiele czasu, a zasnęłam padnięta.
Haha, może to zabrzmi trochę śmiesznie i dziwnie, ale muszę stwierdzić, że jest Ci do twarzy z tym, jak to przepraszam nazwałaś? Brakiem weny? Uważam, że to najlepsze notki, jakie do tej pory napisałaś. Cieszę się, że skupiłaś się głównie na Lily i Jamesie. Wspaniale, że zaczyna ona coś do niego czuć. Hm, ciekawe, kiedy zorientuje się, że ten piękny jeleń był w rzeczywistości Jamesem? Podobało mi się też, w jaki sposób przyjaciele Lily potraktowali tą wredną żmiję Cassie. Należało jej się. Swoją drogą, Craig również chyba dostał za swoje, prawda? Mam nadzieję, że raz na zawsze odczepi się od naszej Lily.Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńperfekcyjnie ;** i Lily nareszcie zaczyna przekonywać się do Rogacza... ;]zazdroszczę jej, szczerze mówiąc. taki wspaniały chłopak ;Dczekam na dalszy ciąg ^^ ;**
OdpowiedzUsuń'jego oczy patrzały' chyba raczej on a nie oczy i 'patrzyl'....
OdpowiedzUsuńobie formy 'patrzył' i 'patrzał' są poprawne, a tak poza tym, to jeśli masz zamiar wszystkie błędy wypisywać, to cały dzień byś wypisywała ;) jestem tylko człowiekiem i popełniam błędy, ale myślę, że to nie jest najważniejsze :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTe 2 notki pochłonęłam błyskawicznie. <3 Zaraz sie zabiorę za resztę. Cieszę się, że Lily zaczyna się przekonywac do Rogacza. :) Dodaję do linków i mam nadzieję, że mnie będziesz powiadamiac o new notkach. ;) kochaj-lub-nienawidz
OdpowiedzUsuńHejo. Super nocia (mówię o dwóch częściach). Fajnie, że w końcu ujawniłaś uczucie Lily do Jamesa. Naprawde świetne opowiadanie. U mnie taż powinna niedługo pojawić się nocia. Napiszę ci jak ją opublikuję. www.hogwart-dawno-temu.blog.onet.pl Pozdrowionka ;)
OdpowiedzUsuńZgodnie z życzeniem; u mnie news :) Chciałabym pisać takie długie notki jak ty, ale widać nie starcza mi wyobraźni :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam, gdy zmieniają się w zwierzaki... Potter jako jeleń prezentuje się znacznie lepiej ,głównie ze względu braku możliwości mówienia xD
OdpowiedzUsuńU mnie nowa notka. Najdłuższa jaką do tej pory napisałam i chyba najlepsza. xD Czekam na kolejną nocię u ciebie i komentarz. www.hogwart-dawno-temu.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńAaa... Zakochałam się w tym kawałku o jeleniu xDD I jak James siedział przy Lily... Mmm, romantyczne ^^ I... Mogłabym wymieniać w nieskończoność! Więc skończę na tym, że notka była obłędna... I czekam na następną! Buziaki ;*******
OdpowiedzUsuńmyslalam ze komentarze sa po to by pomagac, ale jak nie chcesz to spoko. pzdr ;p
OdpowiedzUsuńno właśnie komentować, a nie wytykać komuś błędy ;] jak już powiedziałam, gdybyś chciała to z jednego kawałka mogłabyś wypisać milion błędów, więc może bez takich złośliwości. ;)pozdrawiam
OdpowiedzUsuńyy nie planowalam zadnych zlosliwosci;p jak Cie to urazilo to przepraszam;p
OdpowiedzUsuńSweetasne.Cud miod i orzeszki :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle cudownie! Szczególnie podobał mi się moment w którym James był jeleniem i patrzył na Lily. To było tak... Romantyczne! ;*
OdpowiedzUsuń