Hej!
Z góry przepraszam za jakość rozdziału. Niestety, ale po przyjeździe do domu nie potrafiłam się wbić w rytm pisania. Jest notka, ale czuję, że jest ona nie taka, jaka by mi się mogła podobać. Niestety brak weny robi swoje. Tak w ogóle musiałam podzielić tą notką na dwie części, bo mi się nie chciała zmieścić w jednej. Tak więc, tak jakby macie dwie notki, ale uznajcie, że to jedna :). Dziękuję za czytanie i komentarze i pozdrawiam wszystkich serdecznie!
Leksia
***
Słabe promienie słoneczne wpadały przez okno prosto na moją twarz. Obudziłam się, ale nadal miałam zamknięte oczy. Chciałam otworzyć oczy, ale mi się nie chciało. Powoli otworzyłam jedno, a potem dopiero drugie. Lekko oślepił mnie blask zimowego słońca połączony z białością sufitu, więc przymrużyłam oczy. Westchnęłam cicho i podniosłam się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się po dormitorium. Wszystkie dziewczyny spały, oprócz Kate, której nie było w ogóle w jej łóżku. Zmarszczyłam brwi i wstałam ubierając kapcie. Podreptałam do łazienki, ale tam jej też nie było. Niewiele myśląc udałam się do Pokoju Wspólnego. Mimo, że było tak wcześnie, w pokoju siedział, nie kto inny jak Potter. Podeszłam do niego i spytałam:
– Cześć. Nie wiesz może, gdzie jest Kate? – podniósł na mnie wzrok i otworzył usta, chyba ze zdziwienia. – Co się tak gapisz? – spytałam zniecierpliwiona, a on wpatrywał się bez słowa w moje piersi. Popatrzałam na siebie i prawie walnęłam się w głowę. Jaka ze mnie jest idiotka! Byłam w samej piżamie. A moja piżama składała się z majtek i obcisłego podkoszulka na ramiączkach. Zaczerwieniłam się jak burak i uciekłam do dormitorium. Ubrałam się, wyklinając siebie w duchu, umyłam zęby i zeszłam powrotem na dół. Potter nadal miał taką samą minę i wpatrywał się w punkt, w którym wcześniej się znajdowałam. Stanęłam przed nim. Ocknął się i skierował na wzrok na moją twarz.
– Wiesz Evans, w tamtym stroju bardziej mi się podobałaś. – zarobił za to kuksańca w łeb, ale wyszczerzył zęby.
– Wiesz, gdzie jest ta Kate, czy nie? – spytałam siląc się na spokój.
– Syriusza też nie ma w pokoju, więc dedukuję, że są gdzieś razem. – odpowiedział z uśmiechem. – Idziesz na śniadanie? – wstał i powolnym krokiem skierował się w stronę wyjścia.
– Chyba nic innego mi nie pozostało. – odparłam i podążyłam za nim. Przepuścił mnie przodem przy wychodzeniu przez obraz, a potem zrównał krok ze mną, wbijając badawczy wzrok we mnie. – Potter możesz przestać się gapić z łaski swojej? – ofuknęłam go.
– Nie, bo nie mogę się pozbyć anielskiego obrazu, jaki widziałem przed paroma minutami. – odpowiedział rozmarzonym głosem. – Swoją drogą Evans, oprócz tyłka, to masz boskie nogi i cycki. – zrobił unik przed moją ręką.
– Potter, jaki ty jesteś prymitywny. – powiedziałam z pogardą. – I jak yy mnie chcesz poderwać, skoro mówisz takie rzeczy?
– Przecież to był komplement! – oburzył się. – Nie każda dziewczyna ma takie ciało! – zarumieniłam się lekko.
– Potter skończ!
– Oj Evans, Evans. – pokręcił głową z uśmiechem. – Jak ja Cię lubię. – popatrzyłam na niego krzywo. On zmierzwił mi włosy, za co oberwał po łapach. – My naprawdę do siebie pasujemy. Czemu nie chcesz nawet spróbować się do mnie przekonać? Wiesz jak miałabyś się ze mną dobrze? – prychnęłam.
– Och tak! Cudownie by było. – odparłam z ironią – Musiałabym znosić twoje głupie żarty, wstydzić się co najmniej pięć razy dziennie za twoje wybryki, codziennie płakać przez twoje zdrady i tak dalej mogłabym wymieniać w nieskończoność.
– Czemu mnie masz za takiego dupka? – spytał z rozczarowaniem.
– Bo nim jesteś. – odpowiedziałam dobitnie, ale on się nie speszył.
– Gdybym taki był, jak mówisz, to już dawno dałbym sobie spokój z tobą.
– A ostatni incydent w waszej sypialni? – spytałam krzywiąc się.
– Ale nie jestem z tobą, więc mogę robić, co mi się podoba. – wzruszył ramionami – Nie chcesz się ze mną nawet umówić. Lily, ja będę czekał dopóki mnie nie zechcesz, ale przecież nie mogę sobie odmawiać przyjemności. Co innego gdybym z tobą był, albo przynajmniej się z tobą spotykał. Wtedy nawet bym nie spojrzał na inne dziewczyny. A tak, to co ty myślisz? Ja jestem facetem i też potrzebuję trochę stosunków z dziewczynami. – wszystko to mówił bardzo poważnie patrząc mi w oczy. Zaśmiałam się.
– Dobrze powiedziane Potter. Potrzebujesz STOSUNKÓW.
– Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło. – mruknął.
– Powiem Ci coś Potter i zapamiętaj to sobie raz na zawsze. Nigdy w życiu nie będę z kimś takim, jak ty. Nigdy w życiu się nawet z tobą nie umówię na randkę. Więc możesz sobie czekać aż do usranej śmierci. A najlepiej to się ode mnie odczep. Znajdź sobie taką, która cię zechce i ma lepszy tyłek, dłuższe i zgrabniejsze nogi i lepsze cycki. Uwierz, że kandydatek nie braknie. – ostatnie zdanie prawie wykrzyknęłam, a na nim to nie zrobiło żadnego wrażenia.
– Ale nie ma drugiej takiej, jak ty Evans. Jesteś niebanalna, niezwykła. Nie chodzi mi tylko o twój tyłek, cycki czy tam nogi. Mogłabyś wyglądać jak mamut, a i tak bym za tobą szalał. – trochę mnie zatkało, ale nie dałam tego po sobie poznać. – I wiem, że ciebie też do mnie ciągnie. – zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, on ciągnął dalej. – Może mi powiesz, że nie czułaś się dobrze, jak się ze mną całowałaś? Że nie czułaś motylków w brzuchu i że ci się naprawdę nie podobało? – nie mogłam zaprzeczyć. Po prostu nie mogłam. Spuściłam głowę i szukałam w głowie jakiegoś wyjścia z tej głupiej ciszy, która nastała po jego słowach. – No widzisz, Lily. Nawet nie potrafisz zaprzeczyć, bo tak jest. Ja wiem, że tak jest i ty też to wiesz. Nie uciekaj od tego. – mówiąc to, zbliżał się do mnie powolnym krokiem. Nie potrafiłam się cofnąć. Gdy był już bardzo blisko mnie, jedną ręką podniósł moją głowę tak, że patrzyłam mu prosto w oczy. Malowało się w nich orzechowe ciepło. Straciłam kontrolę nad sobą i zatopiłam się w jego spojrzeniu, które mnie zawsze tak bardzo pochłaniało. Minęło kilka sekund, a on mnie pocałował. Oddałam pocałunek, ale momentalnie się ocknęłam i oderwałam. Walnęłam mu liścia i pobiegłam przed siebie zła, że do takiego czegoś doszło.
– Lily! – zawołał – Poczekaj! – usłyszałam odgłosy biegnięcia, więc przyspieszyłam. Wpadłam na kogoś. Ten ktoś mnie złapał.
– Lily? Co się dzieje? – napotkałam niebieskie oczy Craiga. Niewiele myśląc, pocałowałam go. On trochę zszokowany na początku stał bez ruchu, ale potem zadowolony oddał pocałunek. I tak nas zastał Potter. Stanął wryty i wpatrywał się w nas. Oderwałam się od Krukona i popatrzałam na Gryfona. Na jego twarzy przeplatał się smutek, rozczarowanie i pogarda. Stał tak blisko nas, że widziałam wyraz jego oczu. Jego wzrok w jednej sekundzie stał się zimny, wręcz lodowaty. Coś mnie ukuło w sercu na ten widok.
– Co jest Potter? – spytał zaczepnym tonem Craig i objął mnie mocniej.
– Nic. Nie przeszkadzajcie sobie. – odparł z pogardą okularnik i obrócił się na pięcie. Craig popatrzał na mnie z czułością, ale ja wyrwałam się z jego ramion i pobiegłam za Jamesem.
– James! Poczekaj! – ale on nie zwalniał. Dobiegłam do niego i zatrzymałam go.
– Wróć lepiej do swojego chłopaka. – powiedział zaciskając zęby i pięści.
– To nie jest mój chłopak. – powiedziałam cicho.
– To gratuluję. – odparł zimno i poszedł dalej.
– James... ja... – podbiegłam znów do niego i zatrzymałam go patrząc mu w oczy. Jego wzrok był nadal lodowaty i pełen pogardy. Znów coś mnie ścisnęło za serce. – Ja nie wiem, dlaczego to zrobiłam.
– Powiedzieć ci czemu? Żebym się odwalił od ciebie. Chciałaś, to masz. Odczepię się od ciebie raz na zawsze. – rozszerzyłam oczy ze zdziwienia i nie wiem czemu, ale wściekłam się po tych słowach.
– Widzisz jak szczere były twoje zapewnienia Potter? Już widzisz dlaczego ci nie daję szansy? Co, uraziło cię to, że się całowałam z innym facetem? Jak ty się zabawiałeś z jakąś laską w łóżku, to mogło być, tak? Sam przed chwilą mówiłeś, że masz prawo do innych dziewczyn, bo nawet się nie spotykamy. Ja nawet do ciebie nic nie czuję, więc tym bardziej mam do tego prawo. A to, że się odczepisz, to naprawdę zrobisz mi bardzo miły prezent! – odeszłam od niego zdenerwowana. Weszłam do Wielkiej Sali i z hukiem usiadłam koło Kate i Syriusza, którzy gawędzili w najlepsze z Remusem i Peterem. Nałożyłam sobie na talerz jakieś kanapki, ale nie chciało mi się jeść, więc patrzyłam tylko na nie wściekłym wzrokiem. Nie zauważyłam, że rozmowa wcześniej wspomnianej czwórki nagle ucichła i wszyscy się we mnie wpatrują zdziwionym wzrokiem.
– Eee, cześć Lily. Co się stało? – zapytała ostrożnie Kate.
– Nic. – odpowiedziałam i chcąc nie chcąc zaczęłam konsumować moją kanapkę.
– Lily?
– Słucham. – popatrzałam na nią z wymuszonym uśmiechem. W tym momencie do Wielkiej Sali wszedł Potter. Momentalnie mój uśmiech zniknął z twarzy. Rozglądał się chwilę po pomieszczeniu i skierował się w naszą stronę. Pomachał do reszty Huncwotów, a oni i Kate mu odmachali. Potem zmierzył mnie zimnym, stalowym wzrokiem i usiadł koło Cassie, która była z tego powodu bardzo zadowolona.
– Co się stało z Rogaczem? – spytał zdezorientowany Peter. – Przecież on zawsze za tobą Lily, a o niej mówi, że jest największą dzi...
– Peter zajmij się swoim jedzeniem. – przerwał mu Syriusz.
– Ale swoją drogą, to co się stało między wami? – spytał Remus. – Nigdy w życiu nie widziałem, żeby cię zmierzył TAKIM wzrokiem.
– Nic się nie stało między nami. – odparłam. – Chyba w końcu zrozumiał, że nie ma szans na jakąkolwiek randkę. – po tych słowach wstałam i odeszłam od stołu. Gdy przechodziłam obok Pottera i Cassie, ona demonstracyjnie dała mu buziaka w policzek. Nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. W drzwiach spotkałam Craiga. On zatrzymał mnie, a ja upewniając się, że Potter patrzy, pocałowałam go krótko w usta i pociągnęłam za sobą.
– Lily, co się stało, że pobiegłaś za nim? – spytał marszcząc brwi.
– Och, nic. – uśmiechnęłam się. – Potter zabrał moją różdżkę, więc musiałam ją odzyskać. – na szybko wymyśliłam wymówkę, a on w to uwierzył i uśmiechnął się promiennie.
– A już myślałem co innego. – roześmiał się – To co, gdzie idziemy?
– Nie jesteś głodny? – spytałam, a on pokiwał głową – No to chyba Krukoni się nie obrażą, jak usiądę na chwilę przy waszym stole, co? – uśmiechnęłam się.
– Oczywiście kochana! – pociągnął mnie za rękę i z powrotem weszliśmy do Wielkiej Sali. Potter, Cassie, Huncwoci i Kate nie spuszczali ze mnie oczu. A my usiedliśmy przy stole Krukonów. Nałożyłam Craigowi talerz jajecznicy i co jakiś czas dawałam mu buziaki w policzek. Byłam tak zła na Pottera, że chciałam mu zrobić jak najbardziej na złość. Potter nie krępował się wbijać w nas wściekły wzrok, a Cassie przytulała się do niego. Kate i reszta wpatrywali się z niemałym zdumieniem na to, co robię, ale w tym momencie miałam to gdzieś. Krukon zadowolony jadł to, co mu nakładałam i co jakiś czas przytulał mnie do siebie. Potem zawołał jakiegoś niskiego, krępego szatyna. Chłopak usiadł koło nas.
– Martin to jest Lily... – przerwał i popatrzał na mnie pytającym wzrokiem.
– Dziewczyna Craiga. – podałam mu rękę i uśmiechnęłam się.
– Martin Austin, przyjaciel Craiga. – uścisnął moją dłoń i odwzajemnił uśmiech. – Dużo o tobie słyszałem Lily.
– Mam nadzieję, że nic złego. – zaśmiałam się.
– A skądże! Craig mówi o tobie w samych superlatywach. – zapewnił się gorąco.
– A czy o takim aniele można mówić inaczej? – wtrącił Craig, a ja uśmiechnęłam się promiennie.
– Nic, ja lecę, bo mam lekcje, a muszę jeszcze skoczyć po torbę do góry. – dałam buziaka w usta Craigowi.
– A widzimy się potem Lily?
– No jasne. – uśmiechnęłam się. – Cześć Martin. – pomachałam im i skierowałam się ku wyjściu. Na schodach prowadzących do góry dogoniła mnie Kate.
– Lily, co tu się do cholery dzieje? Potter siedzi z Cassie, ty z Daviesem. Ja już nic nie rozumiem. – rozłożyła bezradnie ręce i popatrzała na mnie wyczekująco.
– Co jest między Potterem, a tą szmatą mnie nie interesuje. – wzruszyłam ramionami. – A ja z Craigiem jesteśmy parą od paru chwil. – wyszczerzyłam zęby.
– Ale jak to? – spytała zdezorientowana. – Przecież jeszcze wczoraj mówiłaś...
– Zapomnij o tym, co było wczoraj. Dzisiaj sprawy nabrały innego obrotu. – uśmiechnęłam się i szłam dalej.
– Lily, co się stało dzisiaj między tobą, Potterem i Daviesem? – ciągnęła dalej.
– Kate...
– Lily nie denerwuj mnie! Wiem, że coś się stało. – powiedziała z naciskiem. Westchnęłam i opowiedziałam jej wszystko z dokładnymi szczegółami. – Czyli tak właściwie jesteś z nim, tylko po to, żeby zrobić n złość Potterowi?
– Nie! – zaprzeczyłam, mimo że wiedziałam, że tak jest. – Ja już tak naprawdę od dawna o tym myślałam. Zawsze mi się podobał, a i w sumie z charakteru jest bardzo fajny. Tylko nie chciałam się do tego przyznać. A z Potterem to musiała być chwila słabości. – mówiłam takim poważnym tonem, że mi uwierzyła. Na szczęście.
***
A miało być tak pięknie. Taaaak, dobrze powiedziane: „miało”. Sytuacja wygląda tak: Potter na każdym kroku kiedy mnie spotyka, liże się z Cassie, a w naszym dormitorium panuje III Wojna Światowa. Mam dość panoszenia się tej głupiej krowy (za przeproszeniem). Myśli, że jak jest z Potterem, to ja będę jej padać do stóp i zazdrościć! A Potter też idiota myśli, że robi to na mnie jakiekolwiek wrażenie. Po moim trupie! Niech sobie nawet uprawiają seks na moich oczach, a mnie i tak to nie ruszy. Ja z Craigiem... hmmm może pozostawmy to bez komentarza? To był mój największy błąd w całej tej aferze, bo okazało się, że Craig jest zazdrosnym lalusiem, który myśli tylko o sobie, a jak słyszy komplement, to pęka z dumy. Po tygodniu mam go dość. Wiecznie łazi za mną, jak jakiś chwast. Nie wspomnę już o tych wszystkich nudnych wieczorach, które z nim jestem zmuszona spędzić. Wiecznie słucham tylko o jego wspaniałości, o tym, jaki to on jest dobry w Quidditcha... Jak wygląda mój dzień? Coś w stylu:
- Wstać.
- Przeżyć.
- Iść spać.
Punktu pierwszego chyba nie muszę tłumaczyć, tak jak i trzeciego. A drugi polega na tym, że pierwsze muszę omijać Pottera z Cassie, a następnie Craiga. Wypadałoby to jakoś odkręcić, ale nie mam pojęcia jak. Tak, jestem tchórzem. Lily Evans nie potrafi zerwać z chłopakiem. A dlaczego? Sama nie wiem. Po prostu brak mi odwagi. No więc właśnie wykonałam pierwszy punkt. Wstałam, umyłam się, uczesałam i ubrałam. Potem spakowałam książki na dzisiaj i usiadłam na łóżku. Teraz jakimś cudem trzeba wykonać drugi punkt.
– Lily idziesz na śniadanie? – spytała Angelina.
– Tak, a idziesz ze mną? – spytałam, bo Kate oczywiście była z Blackiem. Teraz odkąd Potter spędza coraz więcej czasu z Blondyną, Huncwoci trochę się posypali. Syriusz siedzi wiecznie z Kate, więc ja zostałam sama. Na szczęście dużo czasu udaje mi się spędzić z Angelą, Remusem i Peterem, więc mam dobre wymówki przed Craigiem. Zeszłyśmy do Wielkiej Sali i usiadłyśmy. Nałożyłam sobie tosty na talerz i zaczęłam jeść, rozglądając się po pomieszczeniu, czy czasami nie wchodzi Craig. Na moje szczęście, nie było go i przez całe moje śniadanie, nie pojawił się. Jednak, gdy wychodziłam, zaczepił mnie Martin.
– Hej Lily! Możemy pogadać? – zapytał i nieśmiało się uśmiechnął.
– Och, oczywiście. Angela poczekasz? – dziewczyna pokiwała głową i stanęła na boku, a my odeszliśmy parę metrów od niej. – No więc słucham.
– Chodzi mi o Craiga. Bo widzisz Lily, on nie widzi, że go unikasz, ale ja to widzę. Co jest grane? – uderzyła mnie jego szczerość.
– Trudno się dziwić, że tego nie widzi, skoro jest taki zapatrzony w siebie. Zresztą już pewnie sobie znalazł inną dziewczynę na zapas. – roześmiałam się, a Martin rozszerzył oczy ze zdziwienia.
– Skąd wiesz? – spytał, a tym razem to mi opadła szczęka.
– Czyli on...
– Tak, właśnie o tym ci chciałem powiedzieć. Craig spędza wieczory z Luką Rulez z Huffelpuffu. Ale to się zaczęło w ten dzień, kiedy zaczęliście ze sobą być.
– Świetnie. – skwitowałam – Pożałuje dupek. Dzięki Martin za szczerość.
– Mimo, że jestem jego przyjacielem, to jednak z czystym sercem uważam, że jesteś zbyt wartościową dziewczyną dla niego. – dodał na odchodnym i poszedł w stronę lochów. W sumie, nie zrobiło to na mnie większego wrażenia, bo sama się nie zachowywałam fair wobec niego. Ale przynajmniej go nie zdradzałam. Wróciłam do Angeli zamyślona.
– Co on chciał? – spytała z ciekawością.
– Powiedzieć mi, że Craig mnie zdradza. – powiedziałam obojętnym tonem.
– I tak po prostu to przyjęłaś? – zdziwiła się.
– Angelina, przecież ja do niego nic nie czuję. Jestem z nim, żeby zrobić na złość Potterowi. – wzruszyłam ramionami i dopiero po chwili kapnęłam się, co powiedziałam.
– Czyli jednak czujesz coś do Pottera? – uśmiechnęła się znacząco.
– No coś Ty! – zaoponowałam. – Chodzi mi o to, że Potter niby za mną tak szalał i wkurzyłam się na niego, więc żeby się ode mnie odczepił, to zaczęłam być z Craigem.
– Aha. I co, Potter się odczepił, a ty nie wiesz, jak skończyć z Daviesem?
– No dokładnie. Nie wiedziałam, jaką wymówkę wymyślić, ale już mam. I o wilku mowa. – Angela spojrzała w stronę, gdzie ja patrzyłam. Przez korytarz dumnie szedł Craig Davies, szkolna gwiazda. – Boże, jak ja mogłam z nim wytrzymać choćby minutę. – mruknęłam, a ona zachichotała.
– Cześć kochanie. – powiedziałam przesłodzonym tonem. Chłopak podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. – Jak tam Ci się układa z Luką? – popatrzył na mnie zdezorientowany, a ja uśmiechnęłam się złośliwie.
– A czemu miałoby mi się z nią układać?
– Nie udawaj głupka Davies. Chociaż w sumie nie musisz udawać. – wzruszyłam ramionami.
– Ale o co Ci chodzi Liluś? – spytał, udając, że nie wie, o co chodzi.
– Ty już dobrze wiesz, o co. Z nami definitywny koniec. Nie mam zamiaru dalej tracić czasu na Ciebie. Szkoda, że wcześniej nie wiedziałam, że jesteś takim dupkiem. Przynajmniej nie udawałabym, że jest mi z tobą dobrze i wcale mi nie przeszkadza to, że jesteś przygłupem. A teraz wybacz, ale muszę iść. – uśmiechnęłam się ironicznie i zostawiłam go osłupiałego. Poszłyśmy pod szklarnię, nie odzywając się ani słowem. Gdy przyszła profesor Sprout, zaprowadziła nas pod szklarnię numer siedem i wpuściła do środka. Wszyscy stanęli w jednej grupie i czekali na polecenie profesorki.
– Dzisiaj będziemy się zajmować Fuksami Purpurowymi. Kto mi powie coś na temat tych roślin? Proszę panno Evans. – zaczęła kobieta i uśmiechnęła się do mnie.
– Fuksy Purpurowe, jak sama nazwa wskazuje, mają purpurowy kolor, a poza tym, wyglądem nie różnią się od zwykłych, mugolskich Fuksów. Rosną głównie w Azji Mniejszej i południowym krańcu Wielkiej Brytanii. Ich liście mają właściwości zdrowotne, między innymi leczymy nimi oparzenia po smoku, czy zmniejszamy ból po ukąszeniu wilkołaka. Mają wiele innych właściwości leczniczych, ale są znane również z tego, że ich sproszkowane liście są dodawane do mioteł, a ich korzeń jest niezbędnym składnikiem w wielu eliksirach, na przykład Wywarze Żywej Śmierci. Oprócz tego podobno przy nich szybciej i lepiej rosną inne rośliny i drzewa.
– Wspaniale panno Evans! Dziesięć punktów dla Gryffindoru. Dzisiaj będziecie przesadzać nasze Fuksy do większych doniczek. Ale musicie uważać na ich korzenie. A dlaczego? Panno Evans?
– Musimy uważać na ich korzenie, ponieważ mimo że są bardzo cienkie, to jednak jeśli uchwycimy je w nieodpowiednim miejscu, potrafią nawet udusić człowieka.
– Świetnie! Kolejne pięć punktów. A więc zbliżcie się kochani. No, nie bójcie się! – podeszliśmy bliżej profesor Sprout. Na stole przed nią leżał wysadzony Fuks. Widać było wyraźnie jego korzenie, które były cienkie, jak nitka i drgały lekko. Każdy korzeń miał parę zgrubień. – Widzicie te zgrubienia na korzeniach? Nazywają się tetryty. Jeżeli dotkniecie chociażby jednego tetryta, wszystkie korzenie natychmiast was zaatakują. Dlatego musicie bardzo uważać przy przesadzaniu, bo możecie wylądować w Szpitalu Świętego Munga, o ile nie na cmentarzu. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby na moich lekcjach komukolwiek stała się krzywda przy tej czynności, dlatego nie chcę żeby dzisiaj się coś stało. A teraz do roboty dzieciaki! Dobrać się w trójki i zabierać się do przesadzania! Ten, kto najlepiej i najwięcej ich przesadzi, dostanie ocenę Wybitną, a jego dom dziesięć punktów! – wszyscy podeszli do doniczek z nieprzesadzonymi Fuksami, wzięli po jednym i przeszli do pustych doniczek. Wszyscy uważnie wykopywali rośliny, wsadzali do doniczek i zasypywali ziemią. Przez pół lekcji wszystko szło spokojnie. Pracowałam z Kate i Angeliną. Obok nas pracował Potter z Cassie i Laurą. Patrzyłam na to, co robi Potter i Cassie kątem oka. Oni dwaj trzymali Fuksa, a Laura powoli wkładała go do doniczki. Odwróciłam wzrok, a sekundę później usłyszałam zaraz za sobą zduszony krzyk Cassie i przerażonego Pottera. Odwróciłam się błyskawicznie. Korzenie rośliny oplatały ręce obojga i dążyły do szyi. Wszyscy patrzeli z przerażeniem na tą scenę. Potter rozpaczliwie szarpał się z rośliną, ale ona była silniejsza. Gdy zaczęli się dusić, oprzytomniałam i wyciągnęłam różdżkę.
Treść fajna, a oprócz tego podoba mi się wystrój. Klasyczne kolory - czerń i biel - świetne :)
OdpowiedzUsuńMuszę skomentować. "Orzechowe ciepło" - cholera rozwaliło mnie to określenie :) Śliczne jest normalnie!
OdpowiedzUsuńSuper blog oczekuje dalszej aktywnosci i jeżeli chcesz znaleźć fotoobraz na płótnie
OdpowiedzUsuńzapraszam na okazika :-)