Małe sprostowanie :). Chciałam podziękować Porcelain, za trafne wyszukiwanie błędów. Dzięki serdeczne :). Dzięki wam za czytanie i miłe komentarze i pozdrawiam serdecznie! :)))))))))))).
***
– Jaka ty jesteś głupia! Zaczepił cię Craig Davies, a ty go potraktowałaś jak Pottera! – Kate popukała się w głowę.
– Tak, wiem. Ty byś go od razu całowała. – stwierdziłam z przekąsem. – Jakoś mi się nie podoba.
– Jak może ci się nie podobać, skoro go nie znasz. – żachnęła się. – Sama mu powiedziałaś, że jak mu mogłaś wpaść w oko, skoro nigdy z tobą nie gadał.
– Ale to co innego. – zaoponowałam. – On po prostu... jego zachowanie. No, dziwny był. Strasznie przypominał mi Pottera.
– Oj przestań marudzić. – Kate zabrała się za swoją kanapkę.
– A jak tam wczoraj z Blackiem? – spytałam zmieniając temat.
– Bałdo bobze. – powiedziała z pełnymi ustami. Przełknęła to, co miała w buzi. – Dawno się tak dobrze nie bawiłam. – wyszczerzyła zęby.
– To w końcu go tylko zwodzisz, czy na poważnie? – spytałam podejrzliwie.
– Dobrze wiesz. – rzuciła. – Ale o to chyba chodzi, żeby się dobrze bawić przy okazji, nie? W każdym razie, nie zaprzeczam, że było bardzo miło.
– Znów krzaczki? – zaśmiałam się.
– Haha! Bardzo śmieszne. Spacerowaliśmy po błoniach i po zamku. Nic więcej.
– Na pewno?
– Tak. Nawet mu buziaka nie dałam. – pokazała mi język.
– Nie poznaję cię. – zdziwiłam się.
– No cóż. Musi się trochę postarać. Nie jestem jedną z tych głupich panienek. – w tym momencie do Wielkiej Sali wszedł Craig Davies.
– Kryć się! – dałam nurka pod stół.
– Cześć. Sory, nie ma z tobą Lily? – po chwili usłyszałam jego głos. Ścisnęłam jej nogę na znak, że ma mnie nie wydać. – O! Cześć Lily! – zrezygnowana chciałam wstać, ale podnosząc się oczywiście musiałam huknąć głową o stół. – Co ty robiłaś pod stołem? – spytał śmiejąc się i oczywiście ukazując te swoje zębiska.
– Eee... cześć. Spadł mi widelec. – odparłam wymyślając na szybko jakiś kit.
– Jakoś nie widzę, żebyś go miała przy sobie. – powiedział spokojnie, jakby czuł, że coś kręcę.
– Bo go nie umiem znaleźć i przerwałeś moje poszukiwania. – ciągnęłam.
– Użyj zaklęcia przywołującego. – zaproponował.
– Nie pomyślałam o tym, dzięki. – powiedziałam z nadzieją, że sobie pójdzie. Ale on dalej stał i czekał aż odzyskam widelec. – Accio widelec! – wszystkie widelce ze stołu Gryfonów przyleciały do mnie. Zrobiło się straszne zamieszanie wokół mnie, a ja nieświadomie łapałam wszystkie, unikając wbicia się ich we mnie. Krukon zaśmiał się serdecznie.
– Powinnaś być szukającym w drużynie Gryfonów. Jesteś dużo lepsza od tej czarnowłosej pokraki. – puścił mi oczko. Ale mnie, zamiast to rozśmieszyć (w końcu, jakby nie było, nie lubiłam Pottera), mocno zdenerwowało.
– Chciałam Ci przypomnieć, że ta czarnowłosa pokraka jest tysiąc razy lepsza od pokraki, która stoi przede mną. I za każdym razem, czyli od trzech lat, łapie znicza przed tobą, więc nie ośmielaj się na niego mówić pokraka. – wycedziłam przez zęby. – A teraz łaskawie idź i zjedz sobie śniadanie, bo podejrzewam, że ta kupa sztucznych mięśni, potrzebuje dużo witamin. – Craig zrobił oczy wielkości piłeczki tenisowej i bez słowa odszedł. Kate nie odezwała się ani słowem, a ja zaczęłam odsyłać widelce. Usłyszałam głośny śmiech.
– Evans, dobra robota! Widziałeś, stary, jego minę? – Potter i Black śmiali się, jak głupki.
– To nie miał być komplement dla ciebie. – powiedziałam sucho.
– Oj, już nie udawaj Evans. Każdy widział, że się wkurzyłaś, jak mówi na mnie pokraka. Lecisz na mnie. – puścił mi oczko.
– Zamknij się Potter.
– Może teraz się ze mną umówisz? Nie daj się prosić.
– Po moim trupie. – powiedziałam i wstałam od stołu. Kate wstała za mną. Wyszłyśmy z Wielkiej Sali i skierowałyśmy się pod klasę transmutacji.
– Wiesz Lily. Jak tak będziesz odrzucać każdego faceta, to zostaniesz starą panną. – stwierdziła w pewnym momencie Kate.
– Jakoś mnie to nie martwi. – rzuciłam obojętnie.
– Ale pomyśl. Potter wcale nie jest taki zły. Jest zabawny, jest przystojny, ugania się za tobą od początku 3 klasy. A jednak nie chcesz się z nim nawet umówić. Nie dałaś mu ani jednej szansy.
– Dobrze wiesz, że Potter jest idiotą, z którym nigdy w życiu nie umówię się na randkę. Targa te swoje włosy, łapie tego głupiego znicza, łazi dumnie, jakby dopiero co zszedł z tej pieprzonej miotły i znęca się nad wszystkimi bez powodu. – odpowiedziałam.
– Okej, więc czemu, gdy Davies z niego zakpił i nazwał go pokraką, to walczyłaś, jak lew o dobre imię Pottera? – tym pytaniem mnie trochę zatkała, ale po chwili namysłu powiedziałam:
– Proste. Może i Potter zachowuje się, jak skończony idiota, ale nikt nie zaprzeczy, że jest najlepszym szukającym w szkole. Tyle było meczów z Krukonami, w których naprzeciwko siebie stanęli Potter i Davies i nigdy, powtarzam nigdy, Krukon nie złapał znicza. Niech nie mówi na niego, że jest pokraką, skoro jest gorszy.
– Okej. Zostawmy Pottera. To czemu nie chcesz bliżej poznać Craiga? Co ci w nim przeszkadza?
– Już mówiłam, że przypomina mi Pottera.
– Przypomina, ale nim nie jest. Może tylko gra, bo nie wie, jak do ciebie podejść? Dlaczego jemu nie dasz szansy?
– Kate, proszę cię, daj spokój. Nie mam ochoty rozmawiać na ten temat.
– No i widzisz, jaka ty jesteś. Wszystkowiedząca Lily Evans, nie zna odpowiedzi, więc ucina rozmowę, żeby ominąć niedogodności. – okej, przyznaję się. Kate ma rację. Nie dopuszczam do siebie żadnego faceta. I nawet nie wiem, dlaczego tak jest. Zdałam sobie sprawę, że niepotrzebnie najechałam na Craiga i że to było głupie.
– Zaraz wracam. – powiedziałam i poleciałam, zostawiając ją pod klasą w osłupieniu. Dobiegłam do drzwi prowadzących do Wielkiej Sali. Weszłam i szukałam Daviesa przy stole Krukonów. Chwilę później zlokalizowałam go i podeszłam. Siedział w towarzystwie dwóch dziewczyn, które nakładały mu na talerz różne smakołyki i ciągle kłóciły o to, czyje jedzenie on zje. Sam on siedział jakiś posmutniały i nie zwracał uwagi na nie.
– Eee... Sory, że przeszkadzam, ale możemy pogadać? – spytałam niepewnie oblewając się lekkim rumieńcem. Obie dziewczyny spojrzały na mnie z wrogością, a Craig ocknął się z rozmyślań i popatrzył na mnie z ukosa. Po chwili spytał:
– A nie nakrzyczysz na mnie znów? – powiedział to z prawie niewyczuwalną nutką żartobliwości
– Postaram się. – uśmiechnęłam się niepewnie, a on wstał i poszedł za mną. Katem oka zauważyłam Pottera, który wpatrywał się w nas zdziwionym wzrokiem, a jego ręka z łyżką stanęła w połowie drogi. Wyszliśmy z Wielkiej Sali i skierowaliśmy się na błonia. Tam zatrzymałam się i odwróciłam do niego przodem.
– Więc? – spytał zachęcająco
– Więc, chciałam Cię przeprosić za moje zachowanie. Nie powinnam była na Ciebie tak wyjeżdżać. I mówić o tym śniadaniu. Ja po prostu się trochę zdenerwowałam, bo...
– Spoko. Nie musiałem wyjeżdżać na Pottera, bo miałaś rację z tymi meczami. Jest naprawdę dobrym szukającym. A co do moich mięśni, to naprawdę nie są sztuczne. – mrugnął porozumiewawczo
– Ja... Naprawdę nie wiesz, jak mi głupio. – czułam, że robię się cała czerwona. – I teraz pewnie wyglądam jak burak...
– Jak burak, ale cukrowy. – uśmiechnął się. – Słodko. – dodał, a ja odwzajemniłam uśmiech.
– Dzięki. – mruknęłam. – Muszę już iść, bo lekcje się zaczynają, a mam z McGonagall, więc sam rozumiesz.
– Rozumiem doskonale. Ale może wybrałabyś się ze mną na spacer po lekcjach? – znów pojawił się ten błysk w jego oczach.
– Wiesz, jeszcze nie przeskoczyłeś poprzeczki. – zaśmiałam się i pomachałam mu na pożegnanie.
– A w ramach rekompensaty? – zapytał chytrze.
– Pierwsze poprzeczka. – puściłam mu oczko i weszłam do zamku, uśmiechając się sama do siebie.
***
– Dzisiaj zrobimy sobie trochę przyjemniejszą lekcję. A mianowicie, co możecie mi powiedzieć o eliksirach miłości? – spytał Slughorn zacierając ręce. – Panienko Lily, proszę. – uśmiechnął się do mnie.
– Są to eliksiry, które mieszają osobie, która je wypiła, w głowie, sprawiając, że dana osoba myśli, że jest zakochana w tej osobie, której jakaś część ciała, np. włos, znajduje się w eliksirze. Eliksiry miłości mogą mieć różny czas działania i różne stopnie „zakochania”, co również zależy od psychiki ofiary. Dla każdego inaczej smakuje i pachnie taki eliksir.
– Doskonale Lily! Dziesięć punktów dla Gryffindoru! – Slughorn zaklaskał i chciał coś mówić, ale ktoś podniósł rękę. – Słucham.
– Jest jakiś stały eliksir, bardzo mocny, który zadziałałby na Lily Evans? – spytał Potter, a reszta klasy zaśmiała się. Slughorn również.
– Oj panie Potter. – pokręcił głową – Myślę, że panna Evans odpowie panu na to pytanie. – skierował swój wzrok na mnie, a ja głośno westchnęłam.
– Każdy dobrze sporządzony eliksir działa, tylko jak już powiedziałam, ma różne stopnie „zakochania” poczynając od po prostu lubienia danej osoby, kończąc na totalnym szaleństwie na punkcie danej osoby. Ale na szczęście ty Potter nie jesteś w stanie sporządzić jakiegokolwiek, choćby najprostszego eliksiru, więc nie mam się czego obawiać, chyba, że gdzieś sobie kupisz. Poza tym, jakbyś nie wiedział, takie eliksiry są zakazane u nas w szkole. No ale cóż. Niektórzy nie znają regulaminu i mają za zasadę łamać jego punkty. A jeśli chodzi o stałość takiego eliksiru, to nie ma takowego. Musiałbyś ciągle podawać taki eliksir, przez całe życie danej osobie. Z odkrytych dotychczas eliksirów miłosnych, najdłuższe działanie ma tak zwany Afrodyzjon. Działa nawet do stu dwudziestu godzin, czyli pięciu dni. Ale jak już powiedziałam, dużo zależy od psychiki i mentalności ofiary.
– Kolejne dziesięć punktów dla Gryffindoru! Panno Evans! Jestem bardzo mile zaskoczony! Ale przejdźmy do lekcji. Tak więc, daję wam czterdzieści minut na przygotowanie tego oto eliksiru miłości, który zwie się Eliksirem Kwiatowym. Czy ktoś wie, skąd taka nazwa? Oczywiście panna Evans. – uśmiechnął się promiennie.
– Jeden ze słabszych eliksirów miłości. Nazwa wzięła się od tego, że każdy czuje zapach ulubionych kwiatów.
– Brawo! Kolejne pięć punktów na konto Gryfonów. Na stronie dziewięćdziesiątej czwartej macie przepis na ten wywar. Czas start! – po tym poleceniu każdy rozpoczął odmierzać składniki, rozpalać ogień, wlewać wodę i wrzucać do kociołka rozmaite składniki. Swój eliksir skończyłam po pół godzinie. Slughorn wstawił mi do dziennika najwyższą ocenę i przechadzał się po klasie zatrzymując się i robiąc uwagi. Pomogłam Remusowi i Kate w ich wywarach i również dostali odpowiednie oceny. Pod koniec lekcji oprócz nas trzech, dobrze przygotowane eliksiry mieli Severus, jego kumpel, jakaś Ślizgonka, Angelina i o dziwo Potter. Wszyscy wymienieni dostali również najwyższe oceny, a reszta klasy odpowiednie do swojej pracy.
***
Kolejne dni mijały jak szalone. Skończył się październik, zaczął się listopad, za oknami wiecznie lało, a drzewa straciły już wszystkie liście. Ani nauczyciele, ani uczniowie nie mieli zbyt dobrych humorów. Nawet Hagrida było coraz rzadziej widać w swoim ogródku, czy na błoniach. Jednak Huncwotom nie przeszkadzało to w robieniu głupich kawałów. Raz wysadzili wszystkie istniejące toalety w zamku, robiąc kompletny chaos. Dopiero po kilku godzinach, profesorowi Flitwickowi udało się naprawić wszystkie toalety. Innym razem zamknęli wszystkich w Wielkiej Sali i Potter oświadczył, że nie wypuści nikogo, dopóki nie obiecam mu, że się z nim umówię. Oczywiście musiałam to powiedzieć, ale zaraz po wypuszczeniu nas, zarobił bombkę w nos i dowiedział się ode mnie, że jest naiwnym idiotą. Długo by tu wymieniać ich wszystkie wybryki. Nie wiem, jaka jest ich tajemnica, ale nigdy nikomu nie udaje się ich złapać, więc zostają bez kary (oprócz incydentu w Wielkiej Sali). Znajomość Kate z Syriuszem kwitła z dnia na dzień i czasami miałam wrażenie, że ona to bierze na poważnie, ale zawsze spotykałam się z kategorycznym zaprzeczeniem z jej strony. Oczywiście Fun Club Blacka ogłosił swoim głównym celem zniszczenie Kate (jakie te laski są puste -.-). I tak życie w Hogwarcie toczyło się swoim rytmem. Naturalnie moje relacje z Craigiem również ulegały polepszeniu, ale nie dałam się jeszcze namówić na randkę z nim. Davies był naprawdę miłym i sympatycznym chłopakiem, starał się o moje względy (na szczęście nie tak, jak Potter), ale ciągle nie potrafiłam przekroczyć blokady, która mnie powstrzymywała przed nim. Już nieraz, gdy zaczepiał mnie na korytarzu samą, próbował mnie pocałować, ale jakoś udawało mi się go spławić. Pewnego, piątkowego wieczoru na tablicy ogłoszeń pojawiła się informacja, że jutro, to jest w sobotę, jest możliwość wyjścia do Hogsmeade.
– Zapowiada się miły dzień. – powiedziałam do Kate.
– Tak. W końcu jakiś miły odskok od nauki.
– Cześć ślicznotko. – przyszedł Black i uśmiechnął się do Kate. – Cześć Evans.
– Cześć Black. – odpowiedziałam.
– Hej. – Kate dała mu buziaka w policzek, co mnie trochę zaintrygowało.
– Idziemy razem? – spytał.
– Wolę iść z Lily. – powiedziała podchwytliwie.
– Trudno. – mruknął i poszedł sobie.
– Czemu nie chcesz z nim iść? – spytałam zdziwiona.
– Nie muszę z nim spędzać każdej chwili. I tak za dużo mu czasu poświęcam. – wzruszyła ramionami.
– Raz w tygodniu to jest dużo? – spytałam ze śmiechem.
– A czy komukolwiek tyle czasu poświęcałam? – spytała. – I tak się ma za dobrze.
– Jak chcesz. Mi to nawet pasuje. – uśmiechnęłam się pogodnie.
– Idziemy się trochę przejść? – zaproponowała.
– Jasne. – zgodziłam się i wyszłyśmy z wieży. Szlajałyśmy się tak wolnym krokiem po zamku. Gadałyśmy o różnych babskich i nie babskich rzeczach, aż w końcu rozmowę przerwał nam Severus Snape.
– Cześć Lily. – powiedział posępnym głosem.
– Cześć Sev. – odpowiedziałam z uśmiechem.
– Co tak sam chodzisz? – spytała podejrzliwie Kate.
– Nie twój interes, pilnuj swoich spraw Bridge. – odparł oschłym tonem, na co Kate cisnęła w niego rozzłoszczone spojrzenie, ale nic nie powiedziała. – Lily miałabyś ochotę jutro ze mną iść do Hogsmeade? – zwrócił się do mnie.
– Przepraszam Severus, ale już się umówiłam. – powiedziałam przepraszającym tonem.
– Trudno. Tylko mi potem nie mów, że nie mam dla ciebie czasu. Pa. – mruknął niezadowolony i poszedł w swoją stronę.
– Nie rozumiem, jak ty możesz się z nim przyjaźnić. – powiedziała Kate z odrazą. – Przecież on jest okropny. Te jego tłuste włosy!
– Wygląd nie ma nic do rzeczy. – wtrąciłam.
– No rzeczywiście. Z charakteru jest milusi. Nic tylko go uwielbiać. – odparła z przekąsem. – Wracamy już? Zimno mi się robi. – wedle jej życzenia skierowałyśmy się na schody prowadzące do Grubej Damy. Po drodze spotkałyśmy...
– Craig! Co ty tu robisz? – spytałam szczerze zdziwiona.
-Szukałem cię. – gdy tylko się zbliżył na jego twarzy pojawił się uśmiech. – Cześć Kate. – mrugnął.
– Cześć. – uśmiechnęła się
– Po co mnie szukałeś? – spytałam z ciekawością w głosie.
– Chciałem ci dać to. – wyciągnął zza pleców wielkiego słonecznika i dał mi go.
– Skąd... ja... Eee... – zatkało mnie, bo słoneczniki to moje ulubione kwiaty. Wie o tym tylko Kate, która uśmiechała się. A poza tym, to skąd on wytrzasnął słonecznika w środku jesieni? – Skąd go masz?
– Wiem, że to może mało romantyczne, ale istnieje coś takiego, jak czary w tej szkole. – zaśmiał się. – Chociaż w sumie, dwa tygodnie ćwiczyłem, żeby mi wyszedł idealny słonecznik specjalnie dla Ciebie! A tak poza tym, to trochę wysokie masz wymagania. – znów błysnął zębami śmiejąc się.
– Kurczę! – byłam w ciężkim szoku. – Dziękuję! Jesteś kochany! – uśmiechnęłam się promiennie, a Kate patrzyła na tą scenę zadowolona.
– Jutro jest wypad do Hogsmeade. – oznajmił – Może wybierzemy się razem? Znam świetne miejsce na randki. – mrugnął.
– Ale ja już jestem...
– Oczywiście, że pójdzie z tobą! – przerwała mi Kate i skarciła mnie wzrokiem. – Prawda Lily?
– Ja... No tak. Dziękuję za zaproszenie Craig.
– Czyli jesteśmy umówieni? – spytał.
– Na to wygląda. – odparłam z lekkim uśmiechem i zaczęłam iść po schodach do góry zostawiając go samego. Ale po chwili zeszłam na dół i powiedziałam:
– Gratuluję. – chyba mnie nie zrozumiał, bo popatrzył na mnie pytająco – Przeskoczyłeś poprzeczkę. – uśmiechnął się. – Do jutra! – i ruszyłyśmy razem z Kate na górę.
***
Następnego dnia, zaraz po śniadaniu, pobiegłam do dormitorium przebrać się i pomalować. Ubrałam się w zwiewną, jasnozieloną tunikę, wąskie, obcisłe dżinsy, szare, jesienne botki za kostkę i szary, przejściowy płaszczyk. Wytuszowałam rzęsy, pociągnęłam trochę policzki różem i rozpuściłam włosy falując je różdżką. Gdy zeszłam na dół do Sali Wejściowej, on już tam czekał. Był ubrany w adidasy, ciemne dżinsy i czarną, skórzaną kurtkę. Pod spodem miał bluzę w kolorze jego oczu. Ogólnie wyglądał jeszcze przystojniej niż zawsze. „Ale Ci się trafił przystojniak Lily” powiedział cichy głosik w mojej głowie. Na sam jego widok, mimowolnie się uśmiechnęłam, on również.
– O ile to możliwe, wyglądasz jeszcze śliczniej niż zawsze. – tymi słowami mnie powitał.
– Tanie komplementy? – zaśmiałam się zbijając go z tropu.
– Chciałem zacząć od miłego akcentu.
– Dzięki. Ty też nieźle wyglądasz. Idziemy? – spytałam i ruszyliśmy. I tak idąc, rozmawialiśmy swobodnie o Quidditchu, lekcjach i ludziach. Okazało się, że jego matka jest czystej krwi, a ojciec miał matkę czarodziejkę, a ojca mugola. Jego ulubionym przedmiotem była Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami i miał świra na punkcie hipogryfów oraz, jak się można domyślić Qudditcha. Trochę poopowiadałam o sobie, nie zdradzając jednak zbyt wielu szczegółów.
– Może powiesz mi, kto cię poinformował, że moimi ulubionymi kwiatami są słoneczniki? – spytałam, a on tylko uśmiechnął się. W tym momencie doszliśmy do kawiarni, która znajdowała się niedaleko „Trzech Mioteł”. Była to malutka, przytulna kawiarnia, utrzymana w szkarłatnych barwach, której właścicielem był niejaki Ian Snack. Nazywała się „Kwiat Smoka”. Trochę dziwna nazwa. Kojarzyła mi się z Hagridem, z wiadomo jakich względów. Craig otworzył mi drzwi i przepuścił przodem. Gdy weszliśmy, ściągnął mój płaszcz i powiesił na wieszaku razem ze swoim. Następnie odsunął mi krzesło i usiadł naprzeciw mnie. Plus za to, że jest dżentelmenem.
– Cóż panna Evans by sobie prosiła? – spytał szarmanckim tonem.
– Poproszę gorącą czekoladę, proszę pana. – odpowiedziałam udając dystyngowaną damę.
– Ależ oczywiście, madame. – ukłonił się lekko i wstał od stołu. – Pani pozwoli. – skinęłam głową, robiąc bardzo poważną minę. Krukon podszedł do lady, za którą stał właściciel i zamówił dwie gorące czekolady.
– A teraz, bez żadnych ceregieli przyznaj się, kto był, albo i nadal jest Twoim informatorem? – powiedziałam zapominając o udawaniu damy.
– Nie mogę wyjawić swojego informatora. – uśmiechnął się lekko.
– A jeśli coś za to dostaniesz? – spytałam mrugając zalotnie oczami.
– Zależy co. – uśmiechnął się jednoznacznie.
– A co byś chciał?
– Hmmm... trudny wybór... nowa miotła by mi się przydała... – wybuchnęłam śmiechem, a on mi zawtórował – A tak poważnie, to chciałbym buziaka.
– Okej. – powiedziałam – Więc mów.
– Najpierw buziak. – wstałam, podeszłam do niego i cmoknęłam go w policzek. Potem usiadłam spowrotem na swoim miejscu. Trochę się zawiódł i zaczął protestować, że nie o takiego mu chodziło, ale przerwałam mu.
– Nie określiłeś jakiego buziaka chcesz. Spełniłam warunek, więc spełnij swoją obietnicę.
– Kate.
– Wiedziałam. Zabiję ją. I ona Ci powiedziała o tym, że będziemy spacerować po zamku wczoraj?
– Tak. Przyznaję się bez bicia. – zaśmiał się. Obiecałam sobie, że jak wrócę, to ją uduszę i powróciłam myślami do naszej randki. Pan Ian przyniósł nam dwie czekolady z podwójną porcją bitej śmietany w ogromnych pucharach, więc zaczęłam delektować się smakiem napoju.
– Wiesz. Zawsze mnie to zastanawia, jak to naprawdę jest z Tobą i Potterem? – wyskoczył z Nienacka.
– Przykleił się do mnie na początku 3 klasy i niestety jeszcze mu się nie odwidziało. Może gdyby nie był takim idiotą i szpanerem, to może bym mu dała szansę, ale dla mnie jest bezwartościowy. Jedyne co mu wychodzi, to Quidditch. – wzruszyłam ramionami - Mnie zawsze zastanawia, jak to naprawdę jest z Tobą i wszystkimi laskami, które zdążyłeś zaliczyć w dosłownym i niedosłownym znaczeniu?
– No wiesz. Stosuję metodę prób i błędów. – zaśmiał się nerwowo. Czyli ma coś do ukrycia, albo jest nieszczery. Podniosłam jedną brew. – No, to znaczy, chyba głośno było o moich związkach.
– Jeśli to można nazwać związkami. – dodałam.
– Nie ułatwiasz mi odpowiedzi. – znów zaśmiał się trochę nerwowo.
– Wcale nie mam takiego zamiaru. Wręcz przeciwnie. – powiedziałam obojętnie.
– Możemy nie rozmawiać o moich eks? – spytał trochę poirytowany.
– Nie ukrywam, że interesuje mnie ten temat. Jeśli masz coś do ukrycia, to...
– Nie mam nic do ukrycia. – teraz nie udało mu się zatuszować irytacji i zdenerwowania.
– Nie podoba mi się twój ton. – powiedziałam – Przecież tylko spytałam o Twoje byłe.
– No właśnie. Potem zniechęcisz się do mnie.
– Co mnie obchodzi, czy się nimi bawiłeś czy nie. – powiedziałam obojętnym tonem – Ważne żebyś był porządku wobec mnie. A Ty od razu się denerwujesz.
– Przepraszam, ale nie układało mi się z nimi i myślałem, że jeśli Ci powiem, to się zniechęcisz do mnie.
– Więc nie myśl, bo Ci to nie wychodzi, jak na razie. – rzekłam szorstko.
– Ależ Ty jesteś okrutna łobuziaro. – wrócił jego normalny ton. Wyraźnie próbował rozluźnić atmosferę, ale dobry humor już dawno ze mnie uleciał, z niewiadomych przyczyn.
– Ktoś musi. – stwierdziłam. Między nami zapadła niezręczna cisza, więc dopiliśmy czekoladę i wyszliśmy z tego lokalu. – Chyba czas się zbierać do zamku. – powiedziałam i poszliśmy. Gdy wchodziliśmy na teren szkoły, zaczął padać deszcz.
– Szybko! Do zamku! – krzyknął Craig i zaczął biec.
– Kocham biegać w deszczu na boso! – powiedziałam i zrzuciłam buty, on zatrzymał się i poczekał aż dobiegnę do niego. Biegałam tak po błoniach. Po paru minutach przystanęliśmy przy jeziorze.
– Kocham deszcz. – powiedziałam i wystawiłam twarz tak, aby padało prosto na nią. Uśmiechnęłam się błogo.
– Do twarzy Ci z deszczem. – powiedział cicho. – Jesteś piękna Lily, wiesz? – popatrzyłam na niego, a on zbliżył się do mnie o parę kroków. – Chciałbym móc tak patrzeć na Ciebie częściej. – znów zrobił krok. – Nawet nie wiesz, jak bardzo. –dzieliły nas jakieś trzy stopy. – Uwielbiam patrzeć w Twoje oczy. – był tak blisko, że nie widziałam nic prócz jego niebieskich oczu, które w tym momencie wydawały mi się jeszcze bardziej czarujące niż zawsze. – Są tak piękne, jak cała Ty. – przyciągnął mnie rękoma tak, że stykaliśmy się ciałami patrząc sobie głęboko w oczy. – Od tak dawna marzę żeby Cię pocałować.
– Więc to zrób. – powiedziałam krótko, lekko drżącym głosem. Dotknął rękami mojej twarzy, odgarnął mokre kosmyki włosów z policzka i delikatnie musnął mnie ustami, przerwał jakby patrząc na moją reakcję. Zamknęłam oczy i zatopiłam się w smaku jego ust.
Mówiłam już, że jesteś niemożliwa? Wspaniale, że notka pojawiła się tak szybko :)Widzę, że tak jak się spodziewałam- znajomość z Craig'iem nabrała nieco żywszych kolorów. Chociaż wydaje mi się, że Lily trochę zbyt szybko zmieniła stosunek do tego krukona. Szczególnie po przedniej akcji, która miała miejsce przy śniadaniu. Mam tylko nadzieję, że ma on dobre intencje i Lily nie będzie przez niego cierpiała. Swoją drogą, ciekawe jak zareaguje James?I byłabym wdzięczna gdybyś zmieniła ilość postów na stronie głównej bloga. Twoje rozdziały są bardzo długie a mój komputer stale zawiesza się przy czytaniu.Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńto jest BOSKIE!! swoją drogą też chciałabym mieć taka różdżkę do kręcenia włosów:)) oh tak nie zawsze jesteś grzeczna dziewczynką :d
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszamy na bloga girls-city.blog.onet.pl Będą porady, moda itp.Zapraszamy i skomentuj!
OdpowiedzUsuńJesteś po prostu kompletnie nieprzewidywalną osobą xD Raz Lily kopie James między nogi, następnym razem go broni. Coś mi się wydaje, że zaczyna sobie powoli i nieświadomie zdawać sprawę ze swoich uczuć. Mmm... Bardzo podoba mi się to romantyczne zakończenie ;) Swoją drogą jestem niepoprawną romantyczką, choć może moje przyjaciółki dodałyby 'i zboczoną' (niestety, czasem muszę się z tym zgodzić). No, to czekam na reakcję Rogusia xP Wiesz, Twoje opo poprawia się stylowo z notki na notkę :)Pozdrawiam ;***
OdpowiedzUsuńZapraszam na lily-e.blog.onet.pl na nowy rozdział! ;*
OdpowiedzUsuńhehe troche z malo uczuc opisujesz podczas rozmowy i szybko przeskakujesz od jednej rzeczy do drugiej bez plynnego przejscia ,ale podobalo mi sie i bbede sledzic ^^! trzymam za ciebie kciuki ^^ kiedy nastepna notka ;p?
OdpowiedzUsuńMało uczuć? Labilność? Nie. Lily jest nieco kolczasta, ale widzę, że nie ze złego serca. Dobrze byłoby spróbować odpowiedzieć na pytanie dlaczego, ale to tylko, jeśli znajdzie się ktoś wybitnie dociekliwy. Sądzę, że do tej pory, dobrze jest tak, jak jest. Śliczna była ta końcówka. Och proszę, ja tak lubię czytać o kolorach!... Napisz coś barwnego, tak samo najprościej pięknego, jak ten deszcz.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Lily którą stworzyłaś jest taka, nie czuła, sarkastyczna a przy tym zabawna! :D Większość blogów które czytałam pokazywały bezbronność Evans co mi się nie podobało a Twoje opowiadanie jest bezbłędne!
OdpowiedzUsuń