Na prośbę LittleVampire zwiększam czcionkę :) Dzięki za czytanie moich wypocin :))))
***
Dni w Hogwarcie mijały jak szalone i ani się obejrzałam, a był październik. Na dworze robiło się coraz zimniej, a drzewa w zakazanym lesie mieniły się złoto-czerwonymi kolorami. Nawał nauki i prac domowych zwalił się na piątoklasistów, jak jesienne liście z drzewa. W końcu, jak to każdy nauczyciel na każdej lekcji przypomina, w tym roku czekają nas SUM-y.
– W tym roku przystępujecie do szczególnie ważnych egzaminów, a wy idioci wiecznie się cofacie w rozwoju! – krzyk McGonagall było słychać w całym Hogwarcie.
– Spokojnie pani profesor! – rzucił swobodnym tonem Black. – Przecież to nie nasza wina, że pudełko z myszami eksplodowało. – Potter ledwo powstrzymał się ze śmiechu, na widok miny McGonagall. Tym bardziej było to śmieszne, że ta, w każdym calu, porządna kobieta, była cała ubrudzona mysimi wnętrznościami. Zresztą, jak i większość klasy.
– Debile! W życiu nie miałam do czynienia z gorszymi błaznami! Minus 10 punktów dla Gryffindoru! Wy... – i tak przez pół lekcji nasłuchaliśmy się różnych epitetów na temat Pottera i Blacka, którzy ledwo powstrzymywali się od wybuchu śmiechem. Poprzez brak materiałów do ćwiczenia (mieliśmy sprawiać, że myszy znikają), McGonagall podyktowała nam tak długą notatkę, że chyba nigdy w życiu nie widziałam dłuższej. Potem zadała zadanie domowe na jutro i w końcu wypuściła nas z klasy. Wszyscy ruszyli do wieży Gryffindoru, bo każdy miał na sobie coś w stylu mysiej wątróbki lub łapki. Po uprzednim przebraniu się i ogólnym ogarnięciu, poszłyśmy z Kate na Obronę Przeciw Ciemnym Mocom z nowym, bardzo młodym nauczycielem zwącym się Kant. Później czekały nas dwie godziny eliksirów ze Slughornem, dwie godziny Zielarstwa ze Sprout oraz historia magii z Binnsem. W końcu padłam zmęczona na jeden z foteli w Pokoju Wspólnym. Kate usiadła w fotelu obok.
– Nareszcie koniec! – odetchnęłam z ulgą.
– Nie powiedziałabym. – stwierdziła zniesmaczona Kate. – Czeka nas jeszcze wypracowanie dla McGonagall, referat dla Binnsa, opis jednorożca i właściwości jego włosów oraz właściwości tych idiotycznych roślin dla Sprout. Wszystko na jutro! Oni powariowali!
– Musiałaś to mówić? – spytałam zirytowana, bo całkowicie zapomniałam o tych pracach. – No to zabieramy się do roboty. – mruknęłam i wyciągnęłam pióro, kałamarz i kilka zwojów pergaminu.
– Ty chyba sobie żartujesz!
– Kiedyś to trzeba zrobić Kate. Lepiej teraz się pomęczyć i mieć z głowy, niż później. – wzruszyłam ramionami.
– Co się odwlecze, to nie uciecze. – stwierdziła. – Ja idę. Ciao! – wstała z fotela i ruszyła w stronę dormitorium.
– Ej! – na moje zawołanie wróciła się. – Idziesz z Blackiem? – spytałam z ciekawości.
– Tak. Tylko mi nie mów, że...
– Nie o to mi chodzi. – przerwałam jej. – Już zaakceptowałam twój plan i nawet służę pomocą. – puściłam jej oczko. – Tylko chciałam coś powiedzieć.
– Tak, wiem. Mam się nie dać pocałować. – teatralnie przewróciła oczami do góry.
– Wręcz przeciwnie. – rzuciłam. – Ileż można czekać? Już miesiąc minął. – pokazałam jej język.
– Myślisz?
– Wiem. – uśmiechnęłam się, ona odwzajemniła uśmiech i pomachała mi ręką na pożegnanie. Ja zabrałam się za swoją robotę. Po skończeniu zadania na transmutację, wzięłam się za resztę i w przeciągu dwóch godzin skończyłam wszystko, co było do zrobienia. Miałam zamiar jeszcze trochę poczytać, ale stwierdziłam, że mi się nie chce. Poszłam do dormitorium. W naszej sypialni była reszta dziewcząt, która z nami mieszkała. Oprócz mnie i Kate były jeszcze: Cassie – totalny plastik (według mnie), tlenione blond włosy, chamski wyraz na twarzy, paznokcie jak szpony u hipogryfa, dekolt do pasa, bluzka i sweter zawsze podwinięte tak, żeby było widać jej kolczyk w pępku, spódniczka podwinięta, prawie niezakrywająca tyłka, oczywiście figura modelki i bardzo wysokie mniemanie o sobie; Laura – jeszcze głupsza od Cassie, piesek na jej posyłki, również tleniona z identycznym wyrazem na twarzy jak Cassie, ubiór i wszystko inne wzorowane na „królowej”; Jenny – naturalna blondynka, troszkę przy sobie, ale bardzo sympatyczna i miła, pomimo że zadaje się z Cassie i Laurą; no i ostatnia Angelina – bardzo chuda i wysoka szatynka, zadaje się z wszystkimi po trochu, ale całe jej życie pochłania Quidditch, nasz pałkarz w drużynie. Razem nas było sześć dziewczyn. Nie trudno chyba zgadnąć, że trwa pewna wojna między mną i Kate, a Cassie i jej bandą, do której należy Laura i parę szósto- i siódmoklasistek z Gryffindoru. Wojna w sumie całkiem niepotrzebna, bo oczywiście poszło o Pottera, za którym (jak można się domyślić) szaleje Cassie, za co ja zostałam obarczona jej „nienawiścią” przez to, że Potter przykleił się do mnie. Po prostu jedna wielka patologia, jakby to powiedziała moja mama.
– O, rudzielec przyszedł. – rzuciła Cassie na powitanie.
– Twoje paznokcie są już długości szponów hipogryfa, czy jeszcze nie? Bo zgubiłam się na piątym metrze. – odparłam i zaczęłam się przebierać w zwykłe dżinsy, bluzkę i bluzę.
– Spodnie sprzed ośmiu, czy dziesięciu lat? – spytała swoim piskliwym głosem.
– Z tego co pamiętam, to jeszcze starsze, wyciągnęłam babci z szafy. – uśmiechnęłam się do niej i wyszłam z sypialni zostawiając ją w osłupieniu. Wyszłam z wieży Gryffindoru z zamiarem pospacerowania w ciszy po zamku. Zawędrowałam do sowiarni. Siadłam na parapecie i zaczęłam pisać list do mamy. Nie napisałam ani słowa odkąd tu przyjechałam, a już minął miesiąc. Przecież ona mnie zabije. Naskrobałam parę zdań, opisałam parę ciekawostek i zaadresowałam list do mamy. Wzięłam jedną ze szkolnych sów i dałam jej list. Wyleciała przez otwarte okno, a ja chwilę wpatrywałam się jak leci. Powoli zapadał zmierz i na dworze było już szaro. Tak się zapatrzyłam, że nie usłyszałam, jak ktoś wchodzi. Obróciłam się i wystraszyłam, bo przede mną ktoś stał. Prawie podskoczyłam. Był to wysoki, umięśniony blondyn z dużymi, niebieskimi oczami. Był naprawdę bardzo przystojny, miał męskie, ale łagodne rysy twarzy. Jego usta rozciągały się w szerokim uśmiechu. Z tego, co wiedziałam chodził do 6 klasy i grał na pozycji szukającego oraz pełnił funkcję kapitana w drużynie Ravenclawu. Musiałam trochę głupio wyglądać, gdy tak stałam i gapiłam się na niego. Ale moje osłupienie było spowodowane tym, że zaskoczyło mnie to, że ktoś oprócz mnie tutaj jest, a nie jego urodą.
– Cześć Lily. – powiedział błyskając idealnie równymi, śnieżnobiałymi zębami (swoją drogą, ciekawe jakich czarów użył, żeby mieć takie zęby).
– Eeee... znamy się? – spytałam z lekką nutką ironii w głosie.
– Osobiście nie, ale znam cię bardzo dobrze. – powiedział głębokim głosem i znów się uśmiechnął.
– Raczej nie. – rzuciłam i minęłam go z zamiarem wyjścia.
– Nie rozumiem, co masz na myśli. – powiedział trochę zdezorientowany.
– Raczej mnie nie znasz bardzo dobrze. – rzekłam przez ramię i dalej szłam w stronę wyjścia.
– Ale chciałbym cię poznać trochę bliżej. – odpowiedział.
– Lily Evans. – rzuciłam i wszyłam z sowiarni. Chwilę później usłyszałam, jak wychodzi i krzyczy:
– Poczekaj! – nie stanęłam, tylko dalej szłam. Chłopak mnie dogonił. – Nawet nie zdążyłem się przedstawić.
– A czy ktoś cię o to prosił? – spytałam i przystanęłam na chwilę.
– Craig Davies. – powiedział wyciągając rękę i ignorując moje słowa. Spojrzałam na niego i nie podawszy mu ręki, ruszyłam dalej. – Ale o co chodzi? – spytał ogłupiały. – Przecież nic złego ci nie zrobiłem. – szedł koło mnie.
– Nie widzisz, że cię olewam? – spytałam w końcu z irytacją w głosie.
– Mnie jeszcze żadna dziewczyna nie olała! – wypiął dumnie pierś i uśmiechnął się zawadiacko.
– Właśnie poznałeś pierwszą, która to zrobiła.
– Dlaczego taka jesteś?
– Zaczepiasz tak każdego, kogo spotkasz i każdemu się przedstawiasz?
– Nie. Ale po co takie pytanie?
– To dlaczego akurat mnie zaczepiłeś?
– Bo już na początku września wzbudziłaś moje zainteresowanie i chciałem cię poznać. A dzisiaj wchodzę do sowiarni, a tu taka niespodzianka. – znów uśmiechnął się tym swoim łobuzerskim uśmiechem, błyskając przy okazji zębami.
– Nic o mnie nie wiesz, więc jakim cudem wzbudziłam twoje zainteresowanie?
– Tak po prostu. Jesteś śliczna. Podobasz mi się. – powiedział, jakby mówił o pogodzie, a mi prawie opadła kopara. Zaśmiałam się krótko.
– Chcesz być drugim Potterem?
– Wręcz przeciwnie. – błysk w jego oku bardzo mi się nie spodobał. – Dałabyś się namówić na mały spacer?
– Nie, dzięki. Mam strasznie napięty grafik. – odparłam opryskliwie.
– Oj, Lily. – uśmiechnął się i pokręcił głową – Jesteś taka niedostępna, czy tylko udajesz?
– Nie pozwalaj sobie. – warknęłam, zdenerwowana tym tekstem.
– To nie bądź taka. Nie znasz mnie i już na wstępie skreślasz.
– Wiesz, trochę głośno było o twoich podbojach. – wzruszyłam ramionami.
– A więc o to vi chodzi? Boisz się, że będziesz następną? – zaśmiał się, znów ukazując komplet białych zębów. Zaczęło mnie to irytować, te jego zęby, które pokazuje w każdej możliwej okazji.
– Nie. Po prostu wysoko ustawiona poprzeczka.
– A jeśli ją przeskoczę?
– To się z tobą umówię. – powiedziałam krótko. – Cześć. – dodałam, żeby skończyć wreszcie tą konwersację.
– Do zobaczenia! – krzyknął za mną i poszedł gdzieś w stronę kuchni, a ja skierowałam się ku wieży Gryfonów. Szłam tak zamyślona, rozważając całą sytuację. Chyba poważnie go potraktowałam trochę za ostro. „To nie jest Potter” odezwał się cichy głosik w mojej głowie. Craig Davies w szkolnej liście najprzystojniejszych chłopaków w szkole, która znajdowała się w łazience dziewczyn na trzecim piętrze (swoją drogą, idiotyczny pomysł), znajdował się na drugim miejscu, tuż za Syriuszem Blackiem. Nie powiem, był przystojny, nawet bardzo, ale jest trochę zbyt pewny siebie i te wieczne ukazywanie zębów. Przypominało mi to wieczne targanie włosów przez Pottera.
– Co ty robisz Evans? – po raz drugi w ciągu tego dnia, ktoś mnie przestraszył.
– Potter. To ty. – powiedziałam lokalizując Jamesa.
– Tak. To ja we własnej osobie. – jego ręka powędrowała do włosów i, o ile to możliwe, jeszcze bardziej poczochrał włosy. – Po co gadałaś z tym nadętym dupkiem? – spytał z niechęcią.
– Sam jesteś nadęty dupek. – powiedziałam z pogardą.
– Widziałem jaka jesteś niezadowolona z waszej rozmowy. – powiedział podchwytliwie.
– Śledzisz mnie? – oburzyłam się.
– Akurat przechodziłem obok. Ale nie odpowiedziałaś na pytanie. Po co z nim gadałaś?
– Nie muszę ci się tłumaczyć. I nie powinno cię to obchodzić z kim ja rozmawiam chętnie, a z kim niechętnie.
– Ale on jest zwykłym podrywaczem. Bawi się dziewczynami. Nie widzisz tego?
– Potter twoje gadanie jest bezcelowe. Nie interesuje mnie twoje zdanie i będę robić, co mi się żywnie podoba. I odwal się w końcu ode mnie. – powiedziałam wściekła i odeszłam szybkim krokiem. Dziwnym trafem nie poszedł za mną tylko skręcił na schody prowadzące do Grubej Damy.
– Po co gadasz z takimi debilami jak ten cały Davies i Potter? – no nie wytrzymam! Po raz trzeci ktoś znienacka mnie straszy odzywając się nie wiadomo skąd.
– Severus! Nie możesz normalnie podejść do mnie od przodu i powiedzieć cześć? – spytałam zła.
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. – powiedział spokojnym tonem.
– Super. Kolejny tatuś się znalazł? Ty też mnie śledzisz? Może założysz agencję śledczą z Potterem?
– Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie. – Severus Snape nadal miał spokojny głos, ale jego czarne oczy były zimne.
– Bo mi się tak podoba. Zabronisz mi?
– Uspokój się Lily.
– Nie mów mi, co mam robić! Nagle się mną zainteresowałeś, bo nie ma przy tobie tych twoich głupich koleżków z twojego domu? – spytałam wściekła. Rzeczywiście było tak, jak mówiłam. Odkąd jesteśmy w piątej klasie, zawsze, gdy chcę z nim pogadać, unika mnie i siedzi z tymi cwaniakami.
– Nie wiesz, jak jest. – powiedział bardzo cicho z zaciśniętymi zębami.
– Uwierz, że wiem. Rozumiem, że możesz się mnie wstydzić przy Ślizgonach. W końcu szanujecie sobie tą całą, waszą czystość krwi. Nawet to zaakceptowałam, że się do mnie nie przyznajesz przy nich. Ale, do jasnej cholery, czy ja ci zabraniam się z nimi zadawać, bo mi nie pasują?! Odpowiedź brzmi: NIE! Więc ty się nie wtrącaj w moje znajomości i w to, z kim ja gadam, z kim powinnam, a z kim nie! – wybuchnęłam. W jego oczach pojawiło się ciepło i skrucha, popatrzał na mnie z czymś w rodzaju troski.
– Przepraszam. – powiedział cicho.
– Idę do siebie. Do zobaczenia. – powiedziałam trochę uspokojona i odeszłam. Powlokłam się schodami na górę. Przy Grubej Damie stanęłam i czekałam, aż wróci do swoich ram. W końcu łaskawie pojawiła się i spytała o hasło.
– Gloria Victis. – powiedziałam, a ona wpuściła mnie do Pokoju Wspólnego. Oczywiście, jak to bywa wieczorami, pokój był pełen ludzi. Poszukałam wzrokiem Kate, ale jej nie było nigdzie. Usiadłam na jedynym wolnym fotelu.
– Black już jest w wieży? – spytałam przechodzącego Remusa.
– Jeszcze nie. – powiedział i przystanął. – Zadania już zrobione? – spytał z uśmiechem.
– Oczywiście. – odpowiedziałam również z uśmiechem. Remus chyba miał zamiar się o coś spytać, ale w tym momencie moją uwagę przykuła wchodząca Kate, a za nią Syriusz. Dziewczyna zobaczyła mnie, rzuciła krótkie „cześć” Syriuszowi i przybiegła.
– Cześć Remus!
– Cześć. – uśmiechnął się. – Jak tam randka? – Kate popatrzała na niego zdziwiona.
– Ja z nim nie chodzę na randki. – zaśmiała się. – Musimy pogadać. – powiedziała do mnie. – Idę odrobić zadania do dormitorium, a potem tu wpadnę ok?
– Okej. – powiedziałam i patrzałam, jak znika za ścianą. – Chyba chciałeś o coś zapytać. – zwróciłam się do Lunatyka.
– Chciałem spytać, czy ona z nim to tak na poważnie? – popatrzał na mnie z ukosa.
– Ode mnie nic nie wyciągniesz. – po mojej odpowiedzi uśmiechnął się i pokręcił głową.
– Tak myślałem.
– A co? Black kazał spytać?
– Niee… - odparł niepewnie.
– Czyli tak. – wyszczerzyłam zęby.
– Lunatyk, musimy się zbierać. – podszedł do nas Potter.
– A gdzie się wybieracie? – spytałam, bo coś mi śmierdziało, że oni idą tak wcześnie spać.
– Spać. Jak chcesz, to możesz iść ze mną. – powiedział Potter na odczepnego.
– Ta. Już lecę.
– To ja czekam. – odpowiedział z uśmiechem, potargał swoje włosy i poszedł do dormitorium chłopaków. Remus pożegnał się ze mną i poszedł za nim.
– To sobie czekaj do usranej śmierci. – powiedziałam cicho sama do siebie. Resztę wieczoru spędziłam w fotelu czytając podręcznik do Historii Magii. Powoli całe pomieszczenie pustoszało, aż w końcu zostałam tylko ja. Kate nadal nie przychodziła. Zatrzasnęłam z hukiem książkę i wstałam z fotela. Skierowałam się do dormitorium. Wydawało mi się, że słyszę czyjeś kroki i szept, ale nikogo nie było, więc wspięłam się po schodach do góry. W naszej sypialni Angelina czytała książkę o Quidditchu, Laura rozczesywała włosy Cassie, Jenny skrobała chyba jakiś list, a Kate spała sobie smacznie nad swoim zadaniem domowym. Westchnęłam i podeszłam do niej. Wzięłam jej pióro, kałamarz i zwoje pergaminów, na których coś gdzieniegdzie pisało pochyłym pismem Kate. Przykryłam ją kołdrą, a jej prace wzięłam ze sobą na łóżko. Posprawdzałam jej to, co napisała, poprawiłam błędy i dokończyłam za nią zaczęte zadania, a te nienaruszone sama napisałam. Na koniec machnęłam różdżką i jednym zaklęciem zmieniłam swoje pismo w jej. Później poszłam do łazienki, wzięłam prysznic i położyłam się spać. Obudził mnie buziak w policzek.
– Kocham cię, Lily!
– Spieprzaj! – warknęłam do Kate i z powrotem głęboko zasnęłam.
Lily pobiła chyba jakiś rekord. W rekordowym czasie nakrzyczała aż na trzech chłopaków! :D Swoją drogą, ciekawe czy jej znajomość z Craig'iem nabierze żywszych kolorów. Mogłoby być bardzo interesująco, biorąc pod uwagę Rogaczową skłonność do zazdrości. Rozdział jak zwykle jest bardzo fajny :) Wprost nie mogę uwierzyć w to jak szybko produkujesz kolejne posty. Zauważyłam jedną nieścisłość: Koleżanka Cassie ma na imię Laura czy Lena? Pytam, bo w dwóch różnych fragmentach notki napisałaś dwa różne imiona.Pozdrawiam![zycielily]
OdpowiedzUsuńDzięki ;* Ah, ten James i je oferty^^ Zgadzam się, Lily jest zdolna, i to jak ;D Uśmiałam się przy tej notce... Jestem ciekawa, jak rozwinie się wątek Lily-Craig... Cóż, przeczuwam, że Potter będzie wściekły. Nie mogę się doczekać następnej notki!Buziaczki:*www.lily-e.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńHej podpisuję się do moich poprzedniczek. Nie moge się doczekać co będzie dalej. Wejdziesz? www.przygody-rudej.evans.blog.onet.pl . To mój pierwszy blog. Jeśli zostawisz po sobie ślad będę baaardzo wdzięczna. Pozdrawiam liria26 ;*
OdpowiedzUsuńHej. Szkoda, że tak myślisz... Naprawdę przeczytałam twoje rozdziały... ;) Po prostu po raz pierwszy chciałam polecić bloga (i to własnego) i nie wiedziałam jak delikatnie poprosić Cię o komentarz, lub o samo wejście. Jeśli Cię uraziłam to Wielkie Sorry. Ok, nie ma sprawy, będę pisać o nowych notkach w komentarzu ;). Byłabym wdzięczna gdybyś pisała na 3301574 albo na moim blogu o nowościach na Twoim blogu.Pozdrawiam Liria26
OdpowiedzUsuńCraig jest absolutnie bezczelny. Nie podoba mi się, i gdyby nie to, że Lily chce wszystkim zrobić na złość w ogóle bym się na jej miejscu z nim specjalnie nie wiązała :Dno, zobaczymy, co będzie dalej, na razie ide spać :Dpiszesz cudnie :*~marzenia-lily-evans
OdpowiedzUsuńBłeeeeee, myszy! W kawałkach!... Nic, tylko skopać, tfu! Może właśnie mysie flaki sprawiły, że Lily miała taki podły nastrój? Czemu mnie to nie dziwi?
OdpowiedzUsuń