Przejdź do głównej zawartości

2. Wizyta u Hagrida i szlaban.

Szczęśliwym trafem 1 września był w piątek, więc zaraz po rozpoczęciu roku szkolnego, mieliśmy wolne dwa dni. Korzystając z pięknej, letniej pogody, zaraz po śniadaniu wyszłyśmy z Kate na spacer brzegiem jeziora. Na błoniach było pełno ludzi, którzy siedzieli na trawie i prowadzili rozmowy, grali w eksplodującego durnia, czytali książkę, spacerowali lub tak jak my siedzieli nad jeziorem mocząc nogi w przyjemnie chłodnej wodzie.

– Możesz mi w końcu wytłumaczyć, o co do cholery ci chodzi z Blackiem? – spytałam przerywając chwilową ciszę.

– Po prostu moim nowym celem jest Black. – odpowiedziała obojętnie.

– Czy ty wiesz, co mówisz? Black? Syriusz Black? Najlepszy przyjaciel Jamesa Pottera, tak zwany Łapa, według większości dziewczyn…

– Najprzystojniejszy chłopak w szkole z cudownymi czarnymi włosami i czarującym uśmiechem. Tak Lily, wiem, co mówię. – wyrecytowała i uśmiechnęła się z błyskiem w oku.

– Po moim trupie. – skwitowałam. – Nie pozwolę, żebyś…

– Lily, daj sobie spokój, to już jest postanowione. Myślałam nad tym całe wakacje. Mam już ułożony plan działania.

– Kate wytłumacz mi, po co ci to? Czemu on? Przecież nigdy go nie lubiłaś. Mówiłaś, że to dupek.

– No właśnie, nie mogę tak spokojnie patrzeć jak on myśli sobie, że jest boskim Apollo i może robić co mu się żywnie podoba, bo jakaś tam część dziewczyn oddałaby życie, żeby był ich chłopakiem. Nienawidzę jak facet myśli sobie, że może mieć każdą.

– I zdobywając go, pokażesz mu, że tak jest i może mieć nawet ciebie. Powiedz mi, ile razy próbował cię upolować tymi swoimi tanimi sztuczkami? I co ci nagle odbija, żeby mu pomóc w myśleniu, że może mieć każdą?

– Lily, ja mu chcę dać nauczkę. Rozkocham go w sobie i rzucę. – uśmiechnęła się chytrze.

– Kate mówisz jak pusta lala. Gadasz na niego, a sama taka jesteś w stosunku do facetów. – powiedziałam chłodno.

– Przecież go nie lubisz, to czemu stajesz w jego obronie? – oburzyła się moja przyjaciółka.

– Nie chodzi mi o niego. Wali mnie to. Ale po pierwsze jest tak jak powiedziałam. Narzekasz na niego, a sama tak robisz. Po drugie, a pomyślałaś co będzie, jeśli to Ty się w nim zakochasz, a on Cię rzuci po uprzednim wykorzystaniu? I po trzecie dobrze wiesz, że nie pochwalam takich zagrań.

– Ruda wyluzuj! I wyłącz matkę. – rzuciła i położyła się na trawie zakładając okulary przeciwsłoneczne na nos. Położyłam się koło niej. Tak, najlepiej jest powiedzieć wyluzuj. Kate zawsze mi mówi „nie matkuj”, a potem jest tak, jak ja mówię i jest płacz i lament. Westchnęłam głośno.

– Przestań bawić się w moje sumienie.

– Jak chcesz. Bylebym nie musiała wypowiadać słów „A nie mówiłam?”.

– I tak wiem, że uwielbiasz mieć rację i masz ogromną satysfakcję, jak możesz wypowiedzieć to zdanie.

– Nie neguję. – pokazałam jej język i zaśmiałam się.

– Jesteś okropna. – Kate zawtórowała mi. Nagle ktoś zaczął wołać o pomoc.

– Ratunku! Nie umiem pływać! Aaaa… – wstałyśmy jak oparzone. Szukałam wzrokiem osoby wołającej o pomoc. Ktoś był w wodzie i się topił. Zdjęłam bluzkę i spodnie i wskoczyłam do zimnej wody. Jako, że umiałam bardzo dobrze pływać, podpłynęłam do tej osoby. Okazało się, że to był Potter. Nawet nie miałam czasu na myślenie, bo on wyraźnie się topił. Wyciągnęłam jego głowę spod powierzchni wody, przełożyłam jego ramię na moją szyję i zaczęłam go holować, uważnie patrząc, czy głowa nie jest pod wodą. Na brzegu zebrało się pełno ludzi. Dopłynęłam do brzegu, ktoś wziął go, a Kate pomogła mi się wygramolić z wody.

– Nic mu nie jest? – szybko podeszłam na czworaka do chłopaka. – James? JAMES! – krzyknęłam, ale nie reagował. Już zabierałam się za sztuczne oddychanie, ale zobaczyłam, że zaczyna się trząść. Wystraszyłam się. – Co się dzieje? – głos mi drżał jak nigdy. Okazało się, że on… się śmieje! Z całej siły trzasnęłam mu z pięści w okolice lewego policzka, na co przestał się śmiać i wył z bólu.

– TY IDIOTO! DEBILU! BEZMYŚLNY BARANIE! – chyba w całym Hogwarcie i Hogsmeade było słychać, jak drę się na tego idiotę. – MYŚLAŁAM, ŻE COŚ CI SIĘ STAŁO!!! – wstałam, wzięłam swoje ciuchy i z całej siły kopnęłam go w krocze. Poszłam wściekła i dopiero parę metrów później zczaiłam, że jestem w samej bieliźnie. Ubrałam szybko spodnie i bluzkę i pognałam do drzwi wejściowych. W momencie, gdy chciałam je otworzyć, ktoś inny to zrobił z drugiej strony.

– Evans, jeszcze nigdy nie widziałam, żeby dziewczyna w tak karygodny sposób potraktowała kogokolwiek! Bójka! Ty? Minus 20 punktów dla Gryffindoru i szlaban do piątku od jutra włącznie!

– Ale pani profesor!

– Nie będę słuchała żadnych wytłumaczeń! To, co zrobiłaś jest okropne!

– Ale pani profesor, to naprawdę nie było tak, jak pani myśli! – protestowałam.

– Wszystko widziałam Evans. Nie będę z tobą dyskutowała na ten temat. A oprócz szlabanu, masz teraz w tej chwili przeprosić pana Pottera!

– Ale…

– Natychmiast!

– Ale to nie było tak!

– Kolejne minus 10 punktów za sprzeciwianie się nauczycielowi. – odeszła szybkim krokiem w stronę leżącego Pottera, ciągnąc mnie za sobą. Gdy doszłyśmy tam, tłum zrobił nam miejsce i stanęłyśmy nad zwijającym się Potterem. – No Evans, chyba nie muszę Ci powtarzać, co masz robić.

– Ale pani…

– Powiedziałam coś. – wkurzyłam się jeszcze bardziej.

– Przepraszam cię Potter za to, że udawałeś, że się topisz i popłynęłam ci na ratunek, chciałam ratować życie, a ty się zacząłeś śmiać, ponieważ był to twój kolejny głupi i żałosny kawał, za który tym razem dostałeś za swoje. – odwróciłam się w stronę McGonagall – Zadowolona? – profesorka zrobiła zdezorientowaną minę, a ja odeszłam, trzęsąc się ze złości. W takiej furii doszłam do Grubej Damy, powiedziałam hasło i weszłam do Pokoju Wspólnego. W wieży nie było nikogo. Wszyscy korzystali z ostatniego weekendu wakacji i spędzali czas na dworze. Usiadłam na jednym z foteli w kącie i zwinęłam się w kłębek.

– Idiota! Kretyn! – mówiłam sama do siebie. Z tej całej złości popłynęły mi łzy z oczu. – Nienawidzę go! Czemu ja? Czemu nie mógł się uwziąć na kogoś innego?!

– Mówienie do siebie, chyba nie jest zbyt dobrą oznaką, co? – na ten głos aż podskoczyłam.

– Remus. Przepraszam, myślałam, że jestem tu sama.

– Nie martw się. Ja też czasem mówię sam do siebie. – uśmiechnął się, a ja automatycznie odwzajemniłam uśmiech – Nie przejmuj się. Jamesa czasami ponosi.

– Czasami ponosi?! Remus ja doskonale rozumiem, że to jest twój przyjaciel, ale postaw się w mojej sytuacji! Czy to moja wina, że on sobie obrał za cel zniszczenie mojego życia i robi to naprawdę idiotycznymi sposobami? Moja wina, że ma nie po kolei w głowie i rzuca mu się na mózg? NIE.

– Lily, uspokój się. On nie chce zniszczyć twojego życia. On po prostu próbuje cię jakoś zdobyć. Chłopak się zauroczył, co poradzisz. Nie dałaś mu żadnej szansy, więc próbuje wszelkimi sposobami.

– Nie uważasz, że gdyby próbował normalnymi sposobami i zachowywał się normalnie, to już dawno mógłby się do mnie zbliżyć, a kto wie, czy nie bylibyśmy razem? – spytałam, chyba samą siebie, bo każde kolejne słowo było wypowiadane coraz ciszej.

– To byś powiedziała, że rzuca tanimi tekstami. – zaśmiał się – Próbuje być oryginalny, zresztą sama wiesz jaki on jest.

– Wiesz co? Idę do pokoju, bo jak jeszcze mam słuchać o tym, jak to Potter stara się o moje względy i jest niewinny, to nie wytrzymam. – wstałam i poszłam do dormitorium. Położyłam się na łóżku. Nie byłam w stanie o niczym myśleć, miałam pustkę w głowie. Wskoczyłam do wody, żeby ratować topiącego się Pottera, bałam się jak nigdy w życiu. Bałam się, że nie zdążę, że nie uciągnę go, że on już nie żyje, a okazało się, że to był jego kolejny głupi, idiotyczny, debilny, kretyński i żałosny dowcip. I tak rozmyślając usnęłam.

***

 – Idiota. Debil. Palant. Idiota. Debil. Palant. Idiota. Debil. Palant. – siedziałam w Wielkiej Sali w niedzielny poranek na śniadaniu i w kółko powtarzałam te trzy słowa. Gdy ów idiota, debil i palant wszedł do Wielkiej Sali w towarzystwie Petera i Remusa, moje palce zacisnęły się na widelcu. – Idiota. Debil. Palant. – znów powtarzałam w kółko te trzy wyrazy jak jakąś mantrę. Potter zauważył mnie, popatrzył chwilę i chciał podejść, ale Remus go przed tym powstrzymał.

– Masz szczęście idioto. – powiedziałam sama do siebie.

– CZEŚĆ EVANS! UMÓWISZ SIĘ ZE MNĄ?! – jego skrzek było słychać na całej Wielkiej Sali. Dokończyłam swoją jajecznicę i podeszłam do niego.

– Oczywiście kochanie, że się z tobą umówię. Ale pierwsze musisz spełnić jeden warunek. – powiedziałam słodkim głosem.

– Słucham, zrobię wszystko! – reszta jego bandy miała zaskoczone miny, a Potter prawie śpiewał z radości.

– Naprawdę się utop w tym jeziorze. – odeszłam od stolika i skierowałam się ku wyjściu.

– I tu cię boli! – krzyknął Potter.

– Tak, tu mnie boli. – uśmiechnęłam się pobłażliwie – Bo ciebie nie ma co boleć Potter. Nie masz jaj ani w przenośni, ani w dosłownym znaczeniu. – Gryfoni słyszący moje słowa zaczęli się śmiać, a Pottera zatkało. Odeszłam stamtąd i skierowałam się ku błoniom. Gdy otworzyłam drzwi, w moją twarz uderzyło świeże, letnie powietrze. Było tak samo ciepło jak wczoraj, ale powiewał lekki wiatr. Niebo było prawie czyste, prócz jednej chmurki, która leniwie sunęła gdzieś na zachód. Zeszłam ze schodków prowadzących do drzwi wejściowych i powędrowałam wolnym spacerem w stronę chatki Hagrida. Doszłam pod drzwi jego domku, a gdy zapukałam natychmiast odezwało się głośne szczekanie i bas Hagrida „Zamknij się Smok!”. Sekundę później olbrzym otworzył mi drzwi, a wspomniany Smok stanął przy nim i warczał.

– Lily! – zawołał Hagrid, ale zanim zdążył mnie zmiażdżyć, zaoponowałam.

– Spokojnie Rubeus! Chcę mieć wszystkie kości! – po moich słowach zaśmiał się.

– Racja. – powiedział, przytulił mnie delikatnie (jak na niego, bo i tak czułam jak kości mi trzeszczą) i wpuścił do środka. Pies natychmiast mnie obwąchał. Był to pies podobny do rasy Rotwailera, tylko dwa razy większy. Sięgał mi do połowy brzucha, był cały czarny i niezbyt ufny.

– Kupiłeś psa? – spytałam, ponieważ we wcześniejszych latach Hagrid mieszkał sam, bez żadnego towarzysza, prócz tymczasowych ogromnych modliszek wielkości mojej nogi, młodych pająków wielkości mojej głowy i paru innych stworzeń, które były szpetne, okropne, hałaśliwe i niebezpieczne, ale według Hagrida słodkie i nieszkodliwe. Na szczęście (albo i nie) po paru dniach, pod wpływem próśb dyrektora, gajowy był zmuszony do wygnania ich do Zakazanego Lasu.

– Nie. Dostałem na urodziny od kochanego psorka Dumbledore’a. – odparł z dumą – Wabi się Smok. – w tym momencie pieszczotliwie pogłaskał psa za uchem, który jednak nie odczepił się ode mnie i nie pozbył wrogiego wyrazu na twarzy.

– Smok? Czemu mnie to nie dziwi. – zaśmiałam się, a Hagrid mi zawtórował. Wszyscy przyjaciele tego olbrzyma wiedzą, że marzy on o własnym smoku. Cały Hagrid. Wszystkie normalne stworzenia magiczne typu jednorożec, kot, szczur i inne, są nudne. Im niebezpieczniejsze, brzydsze, większe i bardziej przerażające zwierzę tym piękniejsze i słodsze. Czasami, gdy dostaję listy od Hagrida, w których zaprasza mnie a herbatkę, bo ma coś ciekawego do pokazania, obawiam się, czy on aby na pewno nie sprowadził smoka tym razem. Nie wątpię, że kiedyś do tego dojdzie, tylko mam nadzieję, że mnie już tutaj nie będzie.

– Smoczusiu, daj spokój! Lily jest moją przyjaciółką! Zobacz. – podszedł do mnie i przytulił raz jeszcze, ale pies zaczął groźnie warczeć i szczerzyć zęby do mnie.

– Co ten eeee… Smok, lubi do jedzenia? – spytałam.

– Wielki, tłusty kawałek surowego mięsa. – odparł. Westchnęłam i wyciągnęłam różdżkę, którą skierowałam na herbatnik leżący na ziemi. Machnęłam nią, a herbatnik zamienił się w kawałek opisanego przez Hagrida mięsa. Rubeus wbił tępy wzrok we mnie.

– Nie lubię przekupstwa ani korupcji, ale niestety tutaj chodzi o moje życie. – wyszczerzyłam zęby do olbrzyma. Wzięłam owe mięso i dałam psu, który łapczywie porwał mięso, poszedł do swojego kąta i zadowolony zaczął je pochłaniać. Podeszłam do Smoka. – Pamiętaj od kogo to! – odwróciłam się, a Hagrid nadal stał i wpatrywał się we mnie z rozdziawioną gębą. – No co?

– Z tego co wiem, takich rzeczy uczy się w siódmej klasie, a ty jesteś w piątej. – machnęłam ręką.

– Jestem trochę dalej z materiałem. – uśmiechnęłam się.

– Cholibka Lily! Ty to jesteś najlepszą czarownicą jaką żem widział!

– Wcale nie. – zarumieniłam się a on uśmiechnął się i poczochrał moje włosy.

– Cholibka! Alem cham! Herbatki się napijesz? – i nie czekając na moją odpowiedź nalał mi gorącej herbaty i dał na stół coś, co miało chyba przypominać ciastka.

– Herbatki z miłą chęcią, ale jestem dopiero co po śniadaniu. – na szczęście udało mi się wykręcić od spróbowania jego wypieków.

– No, to opowiadaj Lilka, jak tam wakacje?

– Nic ciekawego. Całe bite dwa miesiące w domu. – odparłam – A ty pewnie tutaj siedziałeś?

– Rozumie się! Miałem ciężkie lato. Cały czas pracować trza było, cholibka!

– A czemu tak? – spytałam z zaciekawieniem.

– Nie mogę o tym mówić. Sprawy Hogwartu. – wypiął dumnie pierś. – Poczciwy Dumbledore mi polecił trzymać język za zębami.

– Co tutaj się działo w lato? – nie odpuściłam.

– Jak już mówiłem, nie mogę powiedzieć. A zapomniałbym! Może piwa kremowego? – i znów nie czekając na odpowiedź, wstał i wyjął z kredensu dwie szklanki, a spod stołu butelkę piwa kremowego.

– Dzięki. Dawno nie piłam. – gdy tylko nalał, łapczywie wypiłam naraz całą szklankę. Hagrid się tylko zaśmiał. – No co? Zapomniałam już jakie jest dobre! – wyszczerzyłam zęby w szczerym uśmiechu.

– A gdzie masz Kate? Czemu nie przyszła z tobą? – spytał przyglądając się, jak piję drugą szklankę piwa.

– Właśnie nie wiem. – wzruszyłam ramionami. – Wstałam rano i jej już nie było w sypialni, na śniadaniu też jej nie było. Pewnie ugania się za chłopakami jak zwykle.

– A ty?

– A ja? No przecież jestem tutaj, u ciebie.

– Dobrze wiesz, o co mi chodzi. – uśmiechnął się znacząco – Jak tam z Jamesem? – na to pytanie wyplułam cały napój, który aktualnie miałam w buzi i zakrztusiłam się. Hagrid walnął mnie w plecy z taką siłą, że spadłam z krzesła. Od razu mnie podniósł i przeprosił.

– Nie szkodzi. – wykrztusiłam z siebie – A co do tego idioty, to dobrze wiesz, co ja o nim myślę.

– Ale Lily…

– NIE Hagrid. Chciałam spróbować żyć z nim w zgodzie. W pociągu sobie to postanowiłam, ale po wczorajszym dniu nie chcę go widzieć na oczy!

– A co zrobił?

– Chciałeś spytać: „co on ZNÓW zrobił?”. – po czym opowiedziałam mu całą historię z jeziorem i McGonagall, na co umilknął i nie wspomniał już nazwiska tego debila. – O kurde! McGonagall! Zapomniałam na śmierć! Wybacz Hagridzie, ale muszę odrobić szlaban za nic. – dopiłam ostatnią szklankę piwa kremowego i pożegnałam się z olbrzymem. Gdy odchodziłam, Smok podszedł do mnie i zaczął się łasić. Pogłaskałam go, podrapałam za uchem i wyszłam. Niebo nadal było czyste, bez ani jednej chmurki. Szłam dość szybkim tempem skrajem lasu. Nagle usłyszałam cichy chichot jakieś dziewczyny i chłopaka w krzakach. Stwierdziłam, że zignoruję to i pozwolę zakochanym cieszyć się sobą. Ale po zrobieniu paru kroków musiałam się zatrzymać.

– Syriusz! Przestań! – w chichoczącym głosie dziewczyny rozpoznałam Kate.

– Czemu niby? – Black we własnej osobie wyraźnie łaskotał moją przyjaciółkę. Krzaki zaczęły się całe trząść i nagle oboje wypadli z nich. Kate leżała na ziemi i śmiała się, a Syriusz koło niej.

– Tym razem mi się nie wymigasz ślicznotko. – mieli właśnie zacząć się całować, gdy Kate zobaczyła mnie gapiącą się na tą scenę. Nie byłam w stanie nic zrobić. Byłam w ciężkim szoku.

– Lily… co ty…? – zrzuciła z siebie czarnowłosego chłopaka i wstała otrzepując się. Każdy włos na jej głowie skręcał się w inną stronę, a na całym ubraniu miała pełno listków. Syriusz również nie był w idealnym stanie. Jego, zwykle perfekcyjnie opadające na czoło włosy, wyglądały obecnie bardziej, jak nieokiełznana czupryna Pottera.

– Nie przeszkadzajcie sobie. – powiedziałam trochę suchym tonem – Ja tylko wracam od Hagrida.

– Ale… ja… – Kate zarumieniła się.

– Nie tłumacz się, Kate. – wzruszyłam ramionami. – Przecież nic złego nie zrobiłaś.

– Ale.. ja…

– Przecież się nie obraziłam. Nie mam o co. – uśmiechnęłam się, ale sama czułam, że był to mocno wymuszony uśmiech. Nie mogłam nic poradzić na to, że wcale nie podobał mi się ten jej cały plan.

– Na pewno? – spytała z niepewnością.

– Tak. – pomachałam jej i poszłam.

– Lily! Czekaj! – zawołała za mną, a ja stanęłam. – Pójdę z tobą. – dobiegła do mnie, pomachała tylko Syriuszowi i poszłyśmy. Gdy trochę odeszłyśmy od zdezorientowanego Huncwota, westchnęłam głośno.

– Lily…

– Tylko mi nie mów, że mam się nie bawić w twoje sumienie. – przerwałam jej.

– Ale…

– Jeśli już koniecznie musisz realizować twój plan, to chyba nie zaczyna się od baraszkowania w krzakach. Jak myślisz na czym mu zależy? Żeby cię zaliczyć.

– Ale Lily to nie tak…

– …jak myślę? – spytałam. – Na pierwszym spotkaniu dajesz mu się całować? To raczej długo z tobą nie będzie. Mogłabyś chociaż udawać trochę niedostępną.

– Ale ja się z nim nie całowałam!

– Widziałam właśnie.

– No poważnie! Jeśli by doszło, to teraz, jak nas widziałaś. Ale nawet wtedy by nie doszło. Kontrolowałam sytuację.

– Jasne. – powiedziałam ironicznie. – Właśnie widziałam. A zresztą twoja sprawa. – wzruszyłam ramionami.

– Nie rozumiem czemu się na mnie obrażasz. Przecież nic ci nie zrobiłam.

– Kate, ja się nie obraziłam. – spuściłam trochę z tonu. – Ja wiem, że to brzmi, jakbym się bawiła w matkę, ale naprawdę tego pomysłu nie pochwalam. Muszę szczerze przyznać, że pasujecie do siebie. I to mnie martwi. Że to ty się zauroczysz na prawdę, a on cię rzuci. Boję się o ciebie po prostu. – Kate nie potrafiła nic powiedzieć, ja też się nie odzywałam. – Ja tu skręcam. – powiedziałam i wskazałam jeden z korytarzy prowadzący do gabinetu opiekunki Gryfonów.

– Dzięki Lily! – Kate rzuciła się na mnie – Kocham cię! – pocałowała mnie w policzek i pognała w stronę wieży Gryffindoru.

– Wariatka! – zawołałam i zanim czarnowłosa dziewczyna zniknęła za rogiem, zdążyłam zobaczyć jej środkowy palec. Zaśmiałam się. Powędrowałam dalej. Po chwili stanęłam pod gabinetem McGonagall i zapukałam.

– Proszę wejść. – usłyszałam głos profesorki.

– Dzień dobry. – powiedziałam cicho i zamknęłam za sobą drzwi.

– Dzień dobry, panno Evans. Usiądź proszę. – wskazała mi krzesło przed biurkiem, za którym ona siedziała. Usiadłam i wbiłam wzrok w jej postać. Nawet na mnie nie popatrzyła. Kończyła pisać jakiś list. Zapieczętowała go, przywiązała do nóżki sowy, która przyleciała na biurko i wypuściła ją przez okno. Następnie z powrotem usiadła i popatrzyła mi w oczy. Nie odwróciłam wzroku.

– Przyszłam odrabiać szlaban. – powiedziałam głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji.

– Wiem. – odpowiedziała krótko i nadal wpatrywała się we mnie.

– No więc, co będę robiła? – w tym samym momencie ktoś zapukał i zamiast odpowiedzi na moje pytanie, McGonagall rzuciła:

– Proszę wejść. – do gabinetu weszła pani Pince, szkolna bibliotekarka. – Dzień dobry.

– Dzień dobry Minerwo. Mogę już? – McGonagall tylko skinęła głową i zwróciła się do mnie:

– Panno Evans, pójdziesz z panią Pince. Tam odrobisz swój szlaban. Po skończeniu proszę, żebyś przyszła do mnie. – skinęłam głową i wyszłam za bibliotekarką. Naturalnie skierowałyśmy się do biblioteki.

– Ktoś podczas minionych czterech lat skradł dużo woluminów z działu Ksiąg Zakazanych. – zaczęła – Nie wiem kto, ani kiedy (swoją drogą, no właśnie ciekawe kto? Pomyślałam z ironią), ale w każdym razie musieliśmy zamówić wszystkie brakujące tomy. Tutaj są wszystkie brakujące, właśnie przyszły. Proszę je uporządkować na półkach. Myślę, że doskonale sobie poradzisz. – uśmiechnęła się do mnie. Rzeczywiście nie był to dla mnie problem, bo jestem bardzo częstym gościem biblioteki i na pamięć znam gdzie co jest. Popatrzałam na stos ksiąg. Było ich około piętnastu. Uśmiechnęłam się pod nosem. W przeciągu dwudziestu minut wszystkie były na swoim miejscu. Przy okazji zapamiętałam nazwy tych książek. Przyda się.

– Skończyłam. – powiedziałam. – Mogę już iść?

– Oj niestety nie kochana! Chociaż, gdyby o mnie chodziło, to bym cię puściła. Jesteś jedną z najporządniejszych uczennic w tej szkole. Tutaj masz karty wypożyczania książek. – na stole postawiła ogromną skrzynkę z wrzuconymi byle jak kartami. – Niektórzy już trzy lata nie oddają książek. – westchnęła i zacisnęła pięści. – Na jednej kartce wypisz wszystkich obecnych uczniów, którzy mają nam coś do oddania, a karty uporządkuj alfabetycznie tytułami książek do tej szuflady. – wskazała mi szafę. – Miałaś nie używać czarów, ale masz moje pozwolenie. Tylko proszę nie pomyl się. – uśmiechnęła się i zatopiła się w papierach biblioteki. Rozpoczęłam moją niesprawiedliwą pracę. Trochę sobie pomagałam czarami i w ten sposób w przeciągu dwóch godzin udało mi się z tym uporać. 244 uczniów miało razem do oddania 489 książek. Po skończeniu roboty, pożegnałam się z panią Pince i prawie biegiem pognałam do gabinetu McGonagall. Zapukałam, na komendę „proszę wejść” weszłam i usiadłam na tym samym krześle, co przedtem, na prośbę profesorki. Znów wbiłam śmiały wzrok w oczy kobiety.

– Lily. – powiedziała miękko, co mnie zdziwiło. Podniosłam jedną brew. Ona popatrzyła mi w oczy. – Wiem, że ten szlaban był niesprawiedliwy. Przykro mi, że tak wyszło. – spuściła głowę. Prawie szczęka mi opadła. Ona? Minerwa McGonagall, najostrzejsza nauczycielka w tej szkole spuszcza głowę w geście przeproszenia mnie. – Chciałam cię przeprosić za to, że cię nie wysłuchałam i za to, że musiałaś odbyć ten szlaban. Jutro i przez kolejne dni, szlaban nie obowiązuje. Wracam Gryffindorowi 30 punktów, które odjęłam i nagradzam 30 za odwagę i nie zaprzeczam, że również trochę za rekompensatę mojej pomyłki.

– Ja… nie wiem co powiedzieć. – było mi wręcz głupio.

– Nie musisz nic mówić. Tylko nie patrz już tak na mnie z wyrzutami, bo naprawdę cię lubię i nie chcę żebyś na mnie tak patrzyła. – zaśmiała się, ale momentalnie zorientowała się, że nie powinna. – A teraz marsz, Evans. Wykorzystaj ostatni dzień wakacji. – uśmiechnęła się.

– Dziękuję pani profesor. – powiedziałam – I nawzajem. – uśmiechnęłam się do niej. Jednak jest w porządku. – Jeszcze jedno. – spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. – Potter będzie miał jakiś szlaban? – spytałam z nadzieją w głosie.

– Myślę, że dostał już za swoje. A jeszcze niejeden szlaban zaliczy w tym roku. – kąciki jej ust lekko zadrgały, a ja tylko rzuciłam „Do widzenia” i wyszłam z gabinetu. Odczułam pewną satysfakcję, gdy wyobraziłam sobie scenę z wczorajszego dnia, jak Potter zwija się z bólu po moim kopniaku. Ale z drugiej strony ogarniała mnie złość, gdy pomyślałam, że uszło mu to na sucho, a za to ja musiałam siedzieć w tej bibliotece. I z takimi myślami dotarłam do wieży Gryffindoru. Powiedziałam hasło Grubej Damie i weszłam do środka, gdzie było pełno ludzi. Wspięłam się po schodach do mojego dormitorium, weszłam, walnęłam się na łóżko i przez resztę dnia czytałam podręcznik do Transmutacji.

Komentarze

  1. Uff! Kolejna długaśna notka. Wiesz, może zwiększyłabyś troszeczkę litery (albo wszystko jest w ok, tylko moje oczy nawalają... Hmm) xD Popłakałam się ze śmiechu przy tej akcji z kopniakiem. I tej w WS... Nieźle, nieźle! Tymczasem... Na www.lily-e.blog.onet.pl pojawił się nowy rozdział -serdecznie zapraszam! ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, no cóż, nieźle się zaczęło. James rzeczywiście zachował się jak ostatni kretyn i palant. Na szczęście, dzięki naszej Lily, spotkała go należyta kara :D O, i nawet McGonagall pokazała swoją ludzką twarz. Tylko dlaczego przypomniała sobie o tym dopiero po szlabanie? Rozdział jest znowu bardzo długi i to mnie cieszy. Nie każdy tak potrafi. Spytam z czystej ciekawości, ile masz lat? I czy długo zajmujesz się pisaniem? Odpowiedz na moim blogu, jeśli oczywiście możesz.Pozdrawiam![zycielily]PS. Radziłabym Ci zmienić ustawienie notek. Tak aby te najnowsze znajdowały się na samej górze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale Ci zazdroszczę :) Bardzo bym chciała od czasu do czasu chociaż troszkę się ponudzić. W zasadzie to dziwię się, że potrafię jeszcze znaleźć czas na pisanie. Ale w końcu to moja pasja, na którą zawsze powinno się poświęcić chociażby odrobinkę czasu. W szczególności, że tego typu zajęcia dodatkowo jeszcze rozwijają! :) Cieszę się bardzo, że mój blog zainspirował Cię do założenia swojego. Mam nadzieję, że nie porzucisz opowiadania po napisaniu tych przykładowo- pięciu rozdziałów. Trzymam za Ciebie kciuki.PS. Rocznikowo mam 16 lat :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Akcja z jeziorem niesamowita, jezeli chodzi o wymyslanie sposobow na podryw to James jest moim idolem :D~marzenia-lily-evans

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo to wszystko sympatyczne. Kocham takie szkolne zamieszanie. Tak tylko, jeśli wolno wrzucić niezobowiązującą refleksję po lekturze... Tak sobie myślę, że łatwe zajęcie szlabanowe było wystarczająco wyraźnym sygnałem, że opiekunka Gryffindoru klasyfikuje karę do typu niesprawiedliwe. Czyż nie zręczniej było nadrobić te utracone punkty na lekcjach? Lily to przecież wybitnie zdolna czarownica. Wg mnie takie zakamuflowane załatwienie sprawy, uczyniłoby sytuację bardziej prawdopodobną tzn. bliższą faktycznej rzeczywistości Hogwartu. Ot, szczególik, który mi się nasunął. Co o tym myślisz?

    OdpowiedzUsuń
  6. I ten tekst: ;D
    ,,Tak, tu mnie boli. – uśmiechnęłam się pobłażliwie – Bo Ciebie nie ma co boleć Potter. Nie masz jaj ani w przenośni, ani w dosłownym znaczeniu." Podoba mi się Twój blog ;D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Hej,
Zapraszam do skomentowania rozdziału. Nie mam nic przeciwko krytyce, wręcz przeciwnie - mam nadzieję, że pomożesz mi być lepszą w pisaniu :). Chciałabym jedynie prosić o kulturę wypowiedzi.
Z góry dziękuję za trud włożony w przeczytanie rozdziału i napisanie swojej opinii! :)